Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2020, 08:43   #141
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2519.VIII.12; wieczór

Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.11 Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, cisza, zapach krwi, spalenizny i trupów


Tladin



Tamci nie wracali. Tladinowi dłużyło się gdy zrezygnował z prób zmajstrowania czegokolwiek. Stracił poczucie czasu. Ile mogło minąć od czasu gdy Karl z resztą ruszył w głąb tego opuszczonego miasta? Pacierz? Dwa? Mniej? Więcej? Trudno było zgadnąć ile czasu mu zajęło te mocowanie się z beczkami i skrzyniami. Tak samo jak teraz na czekaniu. Miasto stwarzało nieprzyjemne i ponure miejsce. Co chwila można było potknąć się o jakieś ciało czy truchło. Cały czas dało się wyczuć drażniący w nozdrza zapach spalenizny i rozkładu. Co więcej każdy szmer i szelest wydawał się wieszczyć nieznane niebezpieczeństwo. A cały czas zdawało się coś tu szeleścić czy stukać. Bliżej lub dalej. Tladin był pancernym wojownikiem a nie lekkostopym zwiadowcą. Więc nie był wprawny w takich podchodach. Zdawał sobie sprawę, że z jednej strony może brać za coś niebezpiecznego całkiem zwyczajny odgłos nocy a z drugiej zignorować coś co naprawdę będzie groźne. Tak czy inaczej gdy skończył swoje budowlane zajęcie zaczęło mu się dłużyć na tej samotnej warcie. Musiało być koło północy. Może z parę kwadransów przed lub po. Ale mniej więcej sam środek nocy.

No i w końcu wydawało się, że życzenie samotnego khazada spełniło się. Tylko chyba jego życzenia wysłuchały chyba nie te bóstwa co by sobie życzył. Nie miał pojęcia skąd nastąpił atak. Po prostu nagle z ciemności coś z impetem wylądowało na jego plecach i powaliło go na bruk. Co gorsza upadł na brzuch czyli to coś miało do dyspozycji jego okryte plecy a jemu było bardzo trudno bronić się w takiej pozycji. Zwłaszcza, że przy upadku jego topór gdzieś poleciał pod najbliższy wóz.

To coś co go zaatakowało było jakąś warczącą, zaślinioną bestią. Ciężką bo czuł na sobie solidny ciężar. Co najmniej dorosłego człowieka. Ale raczej czworonóg. To coś dopadło go i próbowało zagryźć, rozszarpać gardło i twarz. Warczało i Tladin czuł jak na twarzy gorącą ślinę tego czegoś i wilgotny, gorący oddech. Przygniatało go do bruku. A co gorsza były dwa! Druga z bestii dołączyła zaraz do pierwszej i zaczęła szarpać go za nogę jakby chciała szczękami oderwać ją od reszty ciała.



Karl



Towarzysze Karla popatrzyli chyba na niego a potem na siebie nawzajem gdy zaproponował swój plan. Tak można było mniemać bo w tych ciemnościach widać było tylko owal twarzy a nie jej detale. Po chwili szeptanej narady zaczęli się cofać w kierunku z którego przyszli. Zaś Karl mógł zaryzykować podejście do narożnika i ostrożne puszczenie żurawia na to co się tam dzieje. A się działo.

Okazało się, że to był jakiś miejski plac. Teraz jednak przypominał posępne pobojowisko takie samo jak reszta ulicy, bramy i przedpola tego miasta jakie do tej pory mijali. Tylko w świetle ognisk było to jeszcze bardziej widoczne. Porzucone a niektóre przewrócone wozy, ciała napastników, truchła koni i wołów, porzucone meble, beczki i skrzynie. Wszystko to było ponurą scenerią a do tego w kolorową. W świetle ognisk było widać zbyt wiele makabrycznych szczegółów jakie do tej pory skrywał mrok nocy. Czaszki. Ludzkie czaszki. Leżące na bruku, zwisające przy ścianach i słupach jak jakieś trofea. Czasem głowy lub te żałosne resztki jakie zwisały z pustych czerepów. Wszystko na milę cuchnęło kultystami i Chaosem. Tak samo jak pokraczne, rogate stwory jakie urządziły sobie tą ucztę.

Ognisk było kilka. Ale były duże. Jak to przy ucztach. Przy nich widać było rogatych którzy ucztowali sobie beztrosko. Żarli coś co czasem nieprzyjemnie kojarzyło się z ludzkimi szczątkami. Pili prosto z beczek albo używając kielichów i kufli poprzednich mieszkańców tego miasta. Walili w bębny, dęli w rogi, ryczeli i tańczyli w jakimś obłąkańczym tańcu. Od tego całego miejsca biła nieludzka groza.

Po drugiej stronie placu Karl dojrzał jakiś potężniejszy kształt. To coś siedziało przy jednym z ognisk a było tak wielkie, że łbem sięgało pewnie czubka krytego wozu. Przez poblask od bliższych ognisk nie widział co to takiego ale to musiało być coś wielkości trolla czy minotaura. Do tego mnóstwo pomniejszych zwierzoludzi. Może nie cała armia. Ale jak na ich małą grupkę to właśnie była cała armia. Jakby ta horda rzuciła się w pościg za nimi wynik to chyba tylko boska interwencja by mogła ich ocalić. Bo kopytni byli od ludzi szybsi a było ich zbyt wielu by w kilka osób stawić im czoła. Na szczęście na razie byli zajęci sobą. I zabawą.

A zabawy mieli co niemiara. Pili, jedli, grali, tańczyli. I dokazywali z jeńcami. Ze swojej perspektywy Karl nie widział dokładnie bo wrzeszczący zwierzoludzie przesłaniali mu widok. Ale chyba jedną z rozrywek był jakiś pojedynek. Gdzie przynajmniej jeden z walczących był chyba człowiekiem. Drugiego Karl nie był pewny bo było zbyt daleko i szczelina pomiędzy zwierzoludźmi obserwującymi walkę była zbyt mała by miał wygodny widok. Ale chyba człowiek walczył z innym człowiekiem albo czymś podobnym ku uciesze zwierzoludzi.

Drugą atrakcją było torturowanie jeńców. Przy placu był wbity kamienny słup. Służył mieszkańcom i władzom tego miasta do wymierzania sprawiedliwości. Teraz zaś stał się miejscem kaźni. Do metalowych obręczy był ktoś przywiązany. I rogate poczwary używały sobie na tym kimś co nie miara. Biły czym popadnie. Pięściami, nożami, biczami i kopytami. Chyba właśnie zabierały się za skórkowanie tego biedaka. Na słupie, zawieszone wysoko, niczym trofea, Karl dostrzegł coś co tam wisiało a co mogło być ludzkimi skórami. I znów czaszki ludzkie jako kolejne trofea. Przy słupie zaś było coś skulonego. Coś co może było jakim skrwawionym, ludzkim ochłapem. Nie wiadomo czy jeszcze żywym czy już nie. Tego kogoś za kogo właśnie rogacze się zabierali wrzeszczał opętańczo gdy rogaty oprawca zaczynał operację skórkowania.

Ale byli też i strażnicy. Na obrzeżach placu stali lub chodzili rogaci wojownicy. Stanowili swoisty kordon pomiędzy biesiadującymi a resztą miasta. Co prawda kordon ten był dość rzadki i chaotycznie rozłożony po jednym, czasem dwóch zwierzoludzi. Ale nawet oni wydawali się bardziej obserwować zabawy kamratów niż zaciemnione wyloty ulic i okna domów. No ale jednak byli i było ryzyko, że ich zwierzęce zmysły mogą wykryć nieprzyjaciół.

Gdy młody szlachcic już mniej więcej ogarnął jak wygląda sytuacja na placu coś się stało. I to kilka rzeczy na raz. Coś usłyszał. Za swoimi plecami. Tam gdzie powinni czekać na niego reszta towarzyszy. Jakby znów ktoś o coś się potknął czy przewrócił. Nie wiedział kto. Ale to zwróciło uwagę. Nie tylko jego.

Ten kształt, to zawieszone z anogi ciało co wyglądało na nieruchome zwłoki, jedne z wielu jakie do tej pory mijali, poruszyło się. Może ten ktoś się właśnie przebudził albo też usłyszał ten hałas. Może dopiero teraz dostrzegł obserwującego plac Karla a ze swojego miejsca było to łatwiejsze niż z placu. W każdym razie ten zwisający głową na dół ktoś poruszył się. Zamachał rękami w stronę Karla chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Ale uwagę na to wszystko zwrócił też najbliższy z rogatych strażników. Odwrócił swój kozi łeb w stronę wylotu ulicy gdzie stał Karl, wisiał ten uwięziony człowiek a w głębi uliczki byli towarzysze Karla. Ich co prawda kozłogłowy nie mógł zobaczyć póki nie wszedłby do tej ulicy ale jego i tego zawieszonego już miał szansę. Tylko nie wiadomo było co zrobi. Pójdzie sprawdzić? Czy uzna to za jakiegoś szczura albo wiatr? A może uzna, że to ten zawieszony narobił tego hałasu?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-01-2020, 17:29   #142
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że widok był mało optymistyczny, było zdecydowanym niedopowiedzeniem. To był koszmar, zaś Karl pożałował, że zdecydował się na udział w tej misji. I nie da się ukryć - jedyną rzeczą, jaką mogli zrobić, to wynieść się stąd jak najszybciej i jak najciszej, modląc się po drodze do wszystkich bogów, by nie nadziać się na jakichś przedstawicieli hordy, która zdobyła miasteczko i, co gorsza, nie opuściła go.

Karlowi żal było mieszkańców, ale miał świadomość, że dla tych, co wpadli w łapska minotaurów czy innych potworów, jedynym ratunkiem jest sprowadzenie pomocy. Tylko w bajkach bywało tak, że samotny bohater wkradał się do obozowiska wroga i uwalniał wszystkich jeńców. A na dodatek uchodził z tego z życiem.

Co z tego, że nieopodal znajdował się jakiś żywy biedak, którego może i dałoby się uratować, skoro równie blisko był strażnik, jak na złość mniej zainteresowany akcją przy ogniskach, a bardziej pilnujący okolicy. Jakiś nienormalny nadgorliwiec.
Karl przymknął oczy, by nie odbiło się w nich światło ognisk, i przywarł mocniej do ściany, mając nadzieję, że w mroku zostanie wzięty za kolejny cień.

Gdyby ktoś odwołał strażnika... Ale nawet wtedy próba odcięcia "wisielca" byłaby skazana na porażkę, a to by oznaczało, że nie tylko Karl, ale i pozostali członkowie wyprawy dołączyliby do grona jeńców - głównych bohaterów przyszłych rozrywek zgromadzonych przy ogniskach potworów. Siła złego na jednego, jak powiadano i była to tak zwana słuszna racja.

Jedyną nadzieję dla jeńców było sprowadzenie pomocy. W tym celu należało poczekać chwilę, a potem pomalutku, po cichutku się oddalić. I ruszyć po pomoc.

Karl nie był pewny ile czasu stał nieruchomo udając fragment architektury miasta. Stał słuchając odgłosów makabrycznej biesiady dochodzącej z sąsiedniego placu miejskiego. Nie miał pojęcia co tam się dokładnie dzieje. Ale też nie słyszał by ktoś tam bił na alarm. Nie słyszał też zbliżających się kroków. Ale czy przy tym wszystkim by usłyszał takie kroki? W każdym razie gdy odważył otworzyć oczy by się rozejrzeć widział nieme i ciemne budynki po drugiej stronie ulicy. Po swojej prawej miał widoczny fragment placu. I tego biedaka który znów rozpaczliwie machał w jego stronę rękami, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Gdzie się podział kopytny i rogaty strażnik tego nie wiedział. Musiałby znów puścić żurawia za róg, na cały plac by się o tym przekonać. Straszne było to, że mógł być i tuż, tuż za tym właśnie rogiem. Ale mógł też być całkiem gdzie indziej. Po swojej prawej zaś dostrzegł ulicę jaką doszli tutaj spod bramy. Oraz błysk metalu zdradzający pozycję kogoś z jego grupy. Pewnie Ragnisa. Stali może jeden budynek dalej czekając na dalszy rozwój wypadków. Nie był pewny czy go widzą on też ich niezbyt widział nie licząc owego metalicznego pobłysku. Za to widział go ten więzień i nawet zaczął coś gorączkowo szeptać w jego stronę. Przy takiej krwawej uczcie wcale nie było pewne czy ktoś z jeńców dotrwa do rana.

Nawet gdyby teraz nie było strażnika... Nawet gdyby udało się niepostrzeżenie uwolnić jeńca... Nawet gdyby Karl zdołał unieść tamtego na plecach... Za parę chwil strażnik wróci i musiałby być ślepym, żeby nie zauważyć, że jeniec zniknął. A wtedy nie tylko Karl i jeniec, ale i pozostali członkowie zwiadu wpadliby w łapska bestii, które zdobyły miasteczko.

Karl machnął ręką w geście, który miał uspokoić jeńca, a potem obrócił się i, starając się zachować ciszę, ruszył w stronę bramy - tam, gdzie został Tladin.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2020, 20:20   #143
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Tladinowi została do dyspozycji tarcza i nóż. Oraz jego solidna zbroja, która chwilowo jeszcze chroniła go przed większym zranieniem.
- Sucze wasze maci! - warknął próbując podnieść się z ziemi. Pancerz skutecznie go chronił przed atakiem na plecy, ale jeden bies kąsał go boleśnie w łydkę.

- Niedoczekanie wasze, psie juchy! - prychnął, gdy udało mu się obrócić. Strząsnął ogary z siebie i stanął na nogi. Zerknął tęsknie w stronę topora, ale musiał wystarczyć mu nóż. Wyszarpnął go i natarł na pomioty chaosu. Rzucały się na niego i próbowały kąsać, nawet czasami skutecznie. Jednak jego ostrze, mimo iż niewielkie, wyrządzało im zdecydowanie więcej szkód. Psy z podkulonymi ogonami uciekały w mrok. Znów zerknął w stronę topora i znów musiał zrezygnować. Dwaj zwierzoludzie gnali w jego stronę, nie dając mu nawet chwili wytchnienia.

- Wy w zady chędożone! - przywitał ich po rycersku. Ci przynajmniej nie uciekali. Ginęli pod jego ciosami. Khazadowi jednak nie udało się przejść przez walkę bezboleśnie. Po zakończonej walce pomacał się sprawdzając, czy rany są groźne. Nie były. Będzie musiał trochę odpocząć, ale trzeba czegoś więcej, niż paru mutantów, by go wysłać w objęcia Gazula. Odzyskał topór i zaczął wpatrywać się w ciemność.
 
Gladin jest offline  
Stary 17-01-2020, 20:52   #144
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2519.VIII.12; wieczór

Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.11 Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, cisza, zapach krwi, spalenizny i trupów



Tladin



Tamci nie wracali. Obolały krasnolud stał albo chodził przy tej zdewastowanej barykadzie. Mijał te dwa trupy kozłogłowych jakie teraz już niezbyt się wyróżniały na tle reszty zalegających tu trucheł. A tamci nie wracali. Jakby ten miejski mrok bezludnego miasta pochłonął ich na dobre. Ile czasu minęło już od rozstania? Z dobrych kilka pacierzy. Już pewnie była północ. Może trochę przed albo po. Raczej po. A tamtych nie było i nie było. Nawet nie było wiadomo jak wielkie jest to miasto. Przecież jeśli by weszli dostatecznie głęboko to nawet gdyby stoczyli jakąś walkę to tutaj, przy bramie, nie musiało być tego słychać.

Zanim zdążył się nad tym zastanowić usłyszał ostry świst. I prawie od razu coś stuknęło głucho od strony barykady. Ledwo Tladin zdążył spojrzeć w tą stronę gdy coś świst i stuknięcie powtórzyło się znowu. Wydawało mu się, że dostrzegł jakiś nagły ruch przy jednej z beczek ustawionych na sąsiednim od niego wozie.



Karl



Więzień szeptał i machał rękami rozpaczliwie próbując zatrzymać jedyną swoją nadzieję na ratunek w postaci odwracającego się do niego plecami Karla. Ale zatrzymać go nie mógł. Do pleców Karla doszedł rozpaczliwe wycie skazańca jakie mogło rozedrzeć niejedno serce. Zdesperowany jeniec nie mogąc się doczekać ratunku który był już tak blisko zaczął kląć co nie miara skoro miał tutaj szczeznąć to nie miał już nic do stracenia.

Krzyki i płacze więźnia zwierzoludzi wkrótce umilkły. Nie wiadomo czy dlatego, że Karl z towarzyszami odeszli na tyle daleko, że go już nie było słychać czy z innego powodu.

W nocnych ciemnościach nie szło rozpoznać wyrazu twarzy. Tylko blade owale twarzy jakie były wpatrzone w powracającego Karla. Co na nich było? Ciekawość? Potępienie? Pytanie? Mrugnięcie oka? Tego w tych ciemnościach nie szło zgadnąć. A słowem się nikt nie odezwał.

Zresztą Karl zastał większość swoich towarzyszy zajętych przeszukiwaniem zwłok i domów. Przyjęli jego decyzję powrotu do bramy bez większych oporów. I tak mieli jeszcze spory kawałek do tej bramy a więc sporo trupów mieszkańców i ich domów do sprawdzenia. Przeszli tak już chyba spory kawałek do tej bramy przy której został Tladin. Noc wydawała się wyjątkowo ciemna a zdewastowane miasto odpychające i bezludne. W chłodnym powietrzu niosły się odgłosy biesiady na placu. Ale stopniowo cichły. Więc coraz wyraźniej słychać było własne przyspieszone oddechy, kroki, stukot ekwipunku własnego czy tego jaki był pakowany do sakw i toreb. Czasem ktoś coś kopnął, czasem się potknął jak to zwykle się zdarza gdy maszeruje się po ciemku po wertepach i pobojowisku.

Wracali bez przeszkód do czasu gdy Tido który właśnie zanurzył się w czeluści jakiegoś domu z wyłamanymi drzwiami nie pojawił się nagle w oknie. - Hej! Słyszycie? Ktoś tu się zbliża! - syknął cicho do pozostałych. Uwe który klęczał przy jakimś trupie leżącym na bruku znieruchomiał nasłuchując. Ragnis zatrzymał się w pół kroku w bocznej ulicy jaką chciał właśnie sprawdzić. Karl też nie widział ani nie słyszał nic podejrzanego. O ile nie liczyć za podejrzane szabrowanie porzuconych zwłok i domów.

- No. Nadchodzą. Kilka osób. - niespodziewanie niziołkowy kucharz pojawił się w drzwiach jakie dopiero co przeszli razem z Tido aby sprawdzić to domostwo. Teraz był z powrotem stojąc w przejściu. Uwe i Ragnis zatrzymali się patrząc na nich a może na Karla. Nadal nic nie było widać ani słychać.

- Z tamtej strony. - po chwili wahania Tido wskazał kierunek w jakim właśnie mieli podąrzać. W stronę bramy. Stamtąd miał ktoś nadchodzić według tego co mówił. Uwe podniósł się i doskoczył do ściany aby nie być na środku drogi. Ragnis schował się za róg ulicy w jakiej już i tak stał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-01-2020, 16:41   #145
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Masz babo placek - mruknął Tladin i zerwał się do szarży w stronę, z której podejrzewał, strzelano do niego. Decyzję podjął momentalnie, nie było sensu się specjalnie kryć, bo mogli go podejść z niechronionej strony i wystrzelać.

Gdy Tladin dobiegł do sąsiedniego wozu tworzącego barykadę, zorientował się, że ten cień, jakiego ruch zauważył to wbita w beczkę strzała. Musiała nadlecieć gdzieś od strony miasta.

Mruknął i odwrócił się w kierunku, który wskazywała strzała. Zaczął biec w tamtą stronę zygzakami, starając używać znajdujących się po drodze przedmiotów jako osłony. Nie widział nikogo i nie rozumiał, jak ktoś mógł widzieć i celować do niego.

Krasnolud na tej opustoszałej i zawalonej truchłami i gratami ulicy nie widział nikogo. Zwłaszcza podczas biegu. Nikt i nic co by mu mogło podpasować pod jakiegoś łucznika co do niego strzela. Do czasu aż znów usłyszał charakterystyczny świst i stuknięcie. Strzała nadleciała z jego lewej i z góry. Gdy podniósł głowę do góry ujrzał dwie sylwetki strzelców. Na dachu sąsiedniego budynku.

Ruszył w tą stronę, szukając otworu, przez który mógłby wbiec do środka. Dorwie ich na tym dachu.

Budynek do jakiego wbiegł krasnolud był w środku nocy całkiem ciemny. Jeszcze ciemniej niż na ulicy. Do tego był tam istny rumosz który w pośpiechu trudno było ominąć aby o coś się nie potknąć albo nie wpaść. Przeszedł prawie omacku do jakiejś tylnej izby. Zdawał sobie sprawę, że porusza się ani prędko ani zwinnie. Musiał omijać, odwalać albo przeskakiwać przez te wszystkie w półmrokach stoły, krzesła, skrzynie i coś miękkiego jak worki czy jakieś ciała jakby uparło się aby go spowolnić. Ale w końcu znalazł schody, górne piętro budynku a w nim korytarz na którego końcu była drabina. Drewniane szczeble zatrzeszczały złowieszczo gdy krasnolud wspinał się po tych szczeblach. Do tego potrzebował przynajmniej jednej wolnej dłoni więc musiał odłożyć topór. Gdy stanął na szczycie drabiny i odchylił wieko prowadzące na dach nie dostrzegł na nim nikogo. Chociaż dach był dwuspadowy więc może był ktoś po drugiej stronie. Albo tuż za jego karkiem.

Klnąc w myślach odrzucił wieko i zanim wyszedł na dach, ostrożnie się rozejrzał.

Dach może nie był najbardziej stromy ale też nie był płaski. Strzecha pod takim kątem była średnio wygodnym materiałem do chodzenia. Ale gdy się szło w miarę uważnie można było się czuć w miarę pewnie. Gorzej gdyby okazała się potrzebna większa aktywność wówczas ryzyko upadku znacznie rosło.

Gdy Tladin wyszedł całkowicie na dach zorientował się, że po swojej połowie dachu nikogo ani niczego podejrzanego nie widzi. A raczej nie było na nim żadnych przeszkód prócz komina aby się ktoś mógł ukryć. Za kominem jednak raczej nikogo nie było.

Dla pewności ostrożnie sprawdził komin, a potem zajrzał nad kalenicą. Pochowały się, sucze syny - pomyślał.

Za kominem nikogo nie było. I po tej pierwszej połowie dachu również nie. Gdy Tladin wyjrzał na drugą połowę dachu też nie mógł dostrzec żadnego ruchu przeciwnika czy jakiegokolwiek innego. Ale gdy go sprawdzał świsnęło coś, poczuł uderzenie gdy strzała wbiła się w pancerz. Grot jednak złamał się w zderzeniu z podwójną kolczugą nie czyniąc właścicielowi większej krzywdy. Wtedy też krasnolud zorientował się, że dostrzega jedną sylwetkę przeciwnika. Na sąsiednim dachu.

Zmełł w ustach przekleństwo i ruszył na dół. Tak to on nie będzie walczył. Zabiera się do obozu. Łucznicy odprowadzali go cały czas ostrzeliwując. Szczęśliwie pancerz uchronił go przed dalszymi obrażeniami.

 
Gladin jest offline  
Stary 23-01-2020, 17:58   #146
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niewiele można było zrobić, jeśli się nie miało skłonności do samobójstwa.
- Wracamy jak najszybciej do kapitana - powiedział.
Oznaczało to co prawda ograniczenie możliwości poszukiwania cennej zdobyczy, ale były w życiu rzeczy ważniejsze, niż garść złota.
Wnet się jednak okazało, iż powrót nie był taki łatwy, jak by sobie można było to wymarzyć. Kroki, a szło kilka osób, mogły oznaczać kłopoty. Z pewnością nie byli to zabłąkani obrońcy miasteczka, raczej wyglądało to na patrol zwierzoludzi, a z tymi Karl wolał się nie spotkać.
Pozostali członkowie małej grupki pochowali się po kątach, więc Karl poszedł w ich ślady, przesuwając się pod ścianę i chowając się za jakąś zabłąkaną beczką.

Długo nie czekali. Właściwie ledwo co Karl i jego towarzysze zdążyli się schować gdzie popadnie gdy coś wokół nich świsnęło. W pierwszej chwili nie było wiadomo co ale doświadczony łucznik mógł z miejsca rozpoznać charakterystyczny świst strzał. Ktoś do nich strzelał!

Skryty za beczką Karl dostrzegł kilka domów przed nimi jakąś sylwetkę. Na dachu! Tam widocznie był jeden strzelec.

- Strzelają do nas! - krzyknął przestraszony Tido kryjąc się wewnątrz domu. Zaraz po tym gdy świsnęły obok niego strzały.
- Gdzie są?! Widzicie ich?! - Ragnis próbował się wychylić zza rogu ale widocznie nie widział nikogo z przeciwników.
- Tam są! Przed nami! Chyba dwóch! - odkrzyknął Barlo machając ręką w kierunku w jakim do tej pory szli.
- Jeden jest chyba na dachu! - odkrzyknął Uwe bardziej precyzując gdzie widzi przeciwnika.
To było coś, czego Karl tak do końca nie rozumiał. Wszak patrol zwierzoludzi powinien podnieść alarm, zawiadomić innych, urządzić wielkie polowanie z obławą, a nie na własną rękę próbować upolować intruzów.
No ale kto mógł nadążyć za myślami zwierzoludzi...
- Może to niedobitki obrońców? - rzucił przypuszczenie. - Urządzili sobie partyzantkę i wzięli nas za zwierzoludzi?
- Do swoich strzelacie, durnie?
- zawołał, w nadziei, że się nie pomylił.
- Trzeba by wejść na dach - rzucił, znacznie ciszej, do swoich.
- No to idź - poradził mu jakiś szept w ciemności chociaż nie zdołał rozpoznać kto bo właśnie świsnęły kolejne strzały. Jeśli tamci z łukami nawet nie byli kopytnymi myśliwymi to jednak wzięli ich na cel. Karl zresztą miał inne zmartwienia bo jedna ze strzał przeszyła mu ciało wbijając się pomimo pancerza. Rana nie była zbyt groźna ale jednak była i krwawiła. Ragnis też stęknął głucho zaraz po nim gdy widocznie też oberwał pierzastym pociskiem.
- Na bogów! Jak czegoś nie zrobimy to nas tu wystrzelają! - jęknął przestraszonym głosem Uwe kuląc się za jakimś bambetlem.
- Są na dachu! Na tamtym dachu! Widzę jednego! - krzyknął jeden z niziołków wskazując ręką gdzieś w kierunku w jakim dotąd szli. Przez to trafienie Karl stracił z oczy sylwetkę jaką widział na dachu przed chwilą.
- Chyba tak. Ale gdzieś mi zginął. - Uwe potwierdził słowa niziołka ale głos miał niepewny gdy nie chowając się za swoją beczka albo skrzynią nie chciał ryzykować zbyt długiego wyciągania głowy by obserwować owe niezbyt odległe budynki.
Dach Karl widział, ale strzelec jakoś zniknął mu z oczu.
- Spróbuję go dostać - powiedział, lecz zamiast strzelać podjął próbę dostania się do najbliższych drzwi. A później, jeśli bogowie pozwolą, po schodach na dach.

Karl wbiegł do budynku z otwartymi albo wywarzonymi drzwiami. W każdym razie nie musiał nic otwierać. Wewnątrz było jednak jeszcze ciemniej niż na ulicy. Nawet nawykły do ciemności wzrok pomagał tylko rozróżnić coś pomiędzy plamami nocnego granatu a całkowitymi ciemnościami. Ale jakoś znalazł w tych ciemnościach przejście, potem jakieś schody i na końcu korytarza drabinę prowadzącą na dach. Gdy był na piętrze zorientował się, że słyszy kogoś za sobą. Ale po tym jak Uwe jęknął i zaklął prawie od razu gdy pewnie w coś się uderzył, to Karl mógł rozpoznać swojego. Nie był pewny co przez ten czas działo się na zewnątrz. Czy ktoś oberwał czy nie. Była nadzieja, że nie bo nikt się nie darł jakby oberwał.

Gdy Ostlandczyk uniósł wieko pokrywy prowadzącej na dach mógł się wydostać na dość spadzistą powierzchnię. Póki by się szło to jeszcze można było się poruszać jako tako. Ale wszelkie gwałtowniejsze akcje groziły już utratą równowagi i nie wiadomo czym jeszcze. W każdym razie dopiero na dachu Karl gdy przystanął mógł się przyjrzeć przeciwnikowi.

Byli na dachu. Ze dwa budynki dalej. Kilka sylwetek. W oczach mu się mieniło ile ich tam było. Mniej więcej ludzki kształt i tyle tego dostrzegał. Dla łuku nie był to żaden poważny zasięg. Ale jednak strzelanie po nocy do takich cieni stojąc na krzywiźnie dachu nie zapowiadało się na łatwe zajęcie. No ale niżej, właśnie tą ulicą wiodła najprostsza i najkrótsza trasa do bramy jaką tutaj przybyli. Póki tamci panowali na dachu ten fragment ulicy byl bardzo trudny do przebycia pod ostrzałem.

To byli ludzie, czy nie - to nie miało znaczenia. Ważne, że mieli łuki i mogli ustrzelić każdego, kto próbowałby się wydostać z miasta przez tę bramę.
Pozostawało spróbować pozbyć się ich. Za wszelką cenę.
Karl sięgnął po łuk i strzały. Starannie wycelował, po czym strzelił do jednej z sylwetek. A potem przyklęknął, by nie rzucać się w oczy.
Ku niemałemu acz miłemu zaskoczeniu Karla i ku nieukrywanej jego dumie jeden z przeciwników oberwał. Co prawda nie spadł, ale wrzaski bólu i wściekłości trafionego docierały aż do Karla. Ten jednak nie zamierzał na głos okazywać swej radości, tylko cieszyć się w ciszy i obserwować przeciwników, którzy rozproszyli się i, zapewne, zaczęli wypatrywać strzelca.
A Karl chwilowo przynajmniej nie zamierzał im tego ułatwiać. Był przekonany, że tamci mają małe szanse, by go spostrzec. Czekał więc na kolejną okazję. Chciał za moment ponownie się podnieść i ponownie strzelić.

Potem pozostawało czekać na kolejną okazję do strzału, lub na chwilę, gdy tamci się wyniosą, co stworzy szansę na bezpieczne wydostanie się z miasta.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-01-2020, 20:46   #147
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2519.VIII.13; noc

Miejsce: Ostland; Las Cieni; okolice Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); noc
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, cisza, zapach krwi i trupów



Tladin



Tamci nie wracali. A Tladin postanowił wrócić do obozu. Zostawił za sobą mroki wieży bramnej zawalone trupami i spuszczoną krajalnicą. Zostawił częściowo rozwaloną bramę i dwóch łuczników którzy go do tej bramy uparcie odprowadzali strzałami. Grimnir mu jednak sprzyjał i nie dopuścił aby krasnoludzki wojownik poległ w tak trywialny sposób. Strzały albo nie trafiały biegnącego khazada albo utknęły w kolczudze mocarnej jak i on sam.

Mocarna kolczuga jednak dzwoniła przy każdym ruchu. Z daleka więc obwieszczała pozycję właściciela. A gdy Tladin złapał oddech był już całkiem sam. Nie wiedział co się stało z grupką Karla. Ostatni raz widział ich gdy pracował przy barykadzie gdy tamci zniknęli w mrokach spustoszonego miasta. Wyglądało jakby chłodna, nocna ciemność miasta pochłonęło ich na dobre. A teraz krasnolud musiał maszerować sam przez tą noc. Najpierw przez te paskudne pobojowisko na przedpolu miasta. Tam i tu wydawało mu się, że widzi albo słyszy jakiś ruch. Jakby jacyś padlinożercy czy rabusie dobierali się do licznych tutaj trupów. Ale ani nie widział dokładnie kto to ani sam nie był przez to coś czy kogoś zaczepiany. Potem był ten las i droga przez niego. Równie paskudna co pobojowisko jakie właśnie zostawiał za plecami.





Pocieszająca mogła być ładna noc. Taka cicha i spokojna chociaż chłodna. Jednak samotny marsz przez las już mógł tak nie napawać otuchą. Dobrze, że była droga. Wydawała się być jedynym sojusznikiem nocnego podróżnika. Póki się nią szło to była pewność, że dotrze się na miejsce przeznaczenia. Ale leśne stwory nie potrzebowały dróg. Leśne stwory nie potrzebowały światła. Dla leśnych stworów droga była oczywistym miejscem do zastawienia zasadzki. A poruszały się o wiele szybciej niż ludzie. Nie mówiąc o krótkonogich istotach. Wzrok khazada nie był w stanie przemknąć dalej niż na kilka kroków poza pobocze tego rozjeżdżonego pasa ziemi nazywanego przez imperialnych drogą. Co kryło się dalej skrywała leśna ciemność. Mogło tam być cokolwiek. I ktokolwiek. Do obozu był jeszcze dobry kawałek. Poprzednio szli całą grupką z pół tuzina pacierzy. Może nawet trochę dłużej. Więc i teraz przy dobrych wiatrach podróż powinna zająć podobny czas.

Tladin szedł tą błotnistą drogą gdzie chyba każdy krok oznaczał wejście jak nie w kałużę to błoto albo zahaczenie o jakiś korzeń. Czasem mijał trupy i ludzi, i zwierząt, i półludzi. Ale chyba im dalej od miasta tym było ich mniej. Z ciemności dobiegały odgłosy nocnego lasu. Jakieś pohukiwania, zgrzyty, pomruki. Czasem coś zawyło. Równie dobrze mogło to być jakieś stworzenia Talla jakich była pora żerowania jak i coś gorszego. Raz spotkał jakiegoś czworonoga. Może jakiś wilk czy duży pies. Nie miał okazji temu się zbyt dobrze przyjrzeć. To coś było na drodze przed nim i pożywiało się końską padliną warcząc przy tym. Tladin już z ciemności słyszał odgłos rozdzieranego kłami mięsa, ścięgien, skóry i gruchot trzaskających kości. Ale padlinożerca chyba nie miał ochoty spotkać się z czymś żywym bo zniknął w ciemnościach zanim się Tladin zbliżył na tyle by mu się przyjrzeć.

Po tym nocnym, przypadkowym spotkaniu Tladin szedł dalej. Ujrzał przed sobą jakąś jaśniejszą plamę na końcu drogi. Wyglądało to na jakiś prześwit, jakby las się tam kończył. A jeśli pamięć go nie zawodziła to droga faktycznie wiodła przez jakąś polanę albo pole. Chyba stała tam jakaś farma ale jak szli do miasta nie mieli ani czasu ani ochoty by ją zwiedzać. Gdy doszedł do skraju lasu okazało się, że pamięć go nie zawodziła. Rzeczywiście było to mijane gospodarstwo zagubione w tym leśnym gąszczu. Ostatnie przed spustoszonym obecnie miastem. No to nadal nie był nawet w połowie drogi do obozu z jakiego wyruszyli no ale znaczyło, że już kawałek od miasta odszedł.

Atak kompletnie zaskoczył Tladina. Potężne uderzenie trafiło go w plecy i przewaliło na chłodne błoto drogi jaka tutaj wiodła niedaleko tej ciemnych zabudowań gospodarstwa. Upadający krasnolud jęknął tak samo jak rozdzierane kółka kolczugi. Zbroja częściowo złagodziła efekt uderzenia ale i tak to coś przebiło się przez nią raniąc mu łopatki. Dodatkowo uderzenie wybiło mu powietrze z płuc. Gdy krztusząc się podniósł głowę do góry i za siebie nikogo nie dostrzegł. Dookoła była tylko pusta droga, polana, te ciemne budynki i w końcu mroczna kurtyna lasu dookoła tego wszystkiego.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); noc
Warunki: noc, chłodno; pogodnie, odgłosy walki, zapach krwi, spalenizny i trupów


Karl



Sprawy zaczynały iść pod górkę. Co prawda jak się zorientował Karl tamtych musiało być podobna ilość jak i jego grupka. Więc w razie bezpośredniego starcia pewnie by było jak 1 do 1. Z tym, że w jego grupce para niziołków nie wyglądała na urodzonych wojowników. Właściwie to chyba tylko Ragnis miał ewidentnie doświadczenie w tej materii. Niemniej przy takim starciu chociaż liczebnie siły były porównywane.

No ale tamci byli na dachach. Poza zasięgiem imperialnych. Do tego wszyscy mieli łuki a u nich tylko Karl i Uwe. Co w starciu strzeleckim dawało im przewagę jak 2 do 1. Uwe też dołączył do Karla na dachu ale pojedynek strzelecki przeciągał się. Gdyby mieli dla siebie całą noc i byli tutaj tylko ci i tamci może w końcu fortuna spłynęłaby na tych co powinna. No ale nie byli tutaj sami. I szło im tak sobie. Karl miał wrażenie, że chyba kogoś z Uwe trafili z tamtych. Ale trafiali ich zbyt wolno by można było liczyć na szybkie rozstrzygnięcie. Po kilku próbach chowania się i strzelania z dachu może wyłączyli z akcji jednego z tamtych.

A tamci też mieli prawdziwe łuki i prawdziwe strzały o czym Karl miał okazję przekonać się osobiście. Dwie strzały trafiły go pod rząd. Jedna o tyle farciarsko, że zagłębiła się w pancerzu i przeszywalnicy pod nią i ostatecznie grot tylko trochę kłuł go w skórę będąc raczej niewygodnym niż bolącym czy groźnym. Druga strzała trochę ale jednak przebiła się przez pancerz. Na szczęście grot wytracił większość mocy na pancerzu i wbił się w ciało dość płytko. No ale jednak wbił.

Po chwili zrobiło się ich dwóch z Uwe na tamtych trzech, może czterech. Tamci byli zdecydowanie bardziej skoczni i zwinni jakby brykać po dachach uczyli się od dziecka. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Bo ta dość wyrównana walka gdzie przy tak kiepskich warunkach nocnego strzelania obie strony mogły zaliczyć dość mało trafień to różnie to jeszcze mogło się potoczyć. Gdy Karl i Uwe usłyszeli z doły alarmujący głos niziołków.

- Ej, wy duzi! Ktoś tu się zbliża! Lepiej stąd spływajmy! - krzyknął któryś z niziołków. No rzeczywiście trudno było zachować dyskrecję podczas walki. Chodziło się po dachach, strzelały cięciwy, brzęczały strzały, krzyczeli ranni i strzelający. Jeszcze jakby się uwinęli w parę chwil może by zdążyli się zmyć zanim ktoś by się zorientował. No ale widocznie ta walka przeciągała się gdy jedna strona nie mogła z miejsca wyeliminować albo chociaż zmusić do odejścia tą drugą. I ktoś tym się właśnie zainteresował jeśli to co krzyczał do nich z dołu któryś z niziołków było prawdą. Musieli coś zrobić i to szybko.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-01-2020, 20:36   #148
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

W mordę... zaklął khazad w duchu. Nie widział napastnika i frustrował go to. Jak z czymś takim walczyć? Zwrócił się w stronę budynku i ruszył naprzód. Zanim dotarł na miejsce znowu coś go zaatakowało. Ale gdy się odwrócił, nie było nikogo w pobliżu. Ostrożnie wszedł do środka a gdy uznał, że jest bezpiecznie, osunął się przy ścianie na podłogę by odpocząć. Wsłuchiwał się w otoczenie i obserwował przez szpary okolicę. Teraz będzie trudniej się do niego podkraść. Odczeka do rana, a potem wróci do obozu. Może w międzyczasie reszta jego towarzyszy wróci? Jeżeli jeszcze żyją...
 
Gladin jest offline  
Stary 31-01-2020, 19:02   #149
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powiedzieć "nie było źle" byłoby zdecydowaną przesadą. Zdecydowanie nie było dobrze, a na dodatek nie wyglądało na to, żeby mogło być lepiej. A dobiegające z dołu głosy niziołków sugerowały, że za chwilę może być jeszcze gorzej.

Karl strzelił po raz ostatni, po czym, starając ukryć się przed przeciwnikiem, ruszył w stronę klapy, przez którą wszedł na dach. Tym razem jednak planował odbyć drogę w drugą stronę.
- Schodzimy jak najszybciej na dół - powiedział cicho do Uwe - a potem przemkniemy się pod ścianą.

Miał też inne plany zabezpieczenia się przed strzałami z góry, ale przedstawienie ich mogło spokojnie poczekać, aż znajdą się na ulicy.
Planował też, gdy znajdzie się wewnątrz domu, niewidoczny dla przeciwników, pozbyć się wbitych w pancerz strzał.

Powrót z dachu poszedł bez większych kłopotów. Wystarczyło wrócić do klapy, zejść po trzeszczącej drabinie a potem kierując się pomiędzy ścianami ledwo widocznego korytarza wrócić do schodów. Z pokonaniem schodów po ciemku było najwięcej ambarasu. Na parterze Karl zastał niziołków. A raczej słyszał ich zdenerwowane szepty. Strzały jakie trafiły strzelca dały się wyjąć bez większego trudu.

- Zaraz tu będą! Co robimy?! - chyba Tido a może i Barlo rzucił w ciemnościach zdenerwowanym szeptem. Zaś z góry dołączył do nich Uwe, też poruszający się po omacku mało zgrabnie w tym wybebeszonym i splądrowanym domu.

- Idziemy na podwórze - powiedział cicho Karl. - Stamtąd przejdziemy na inną ulicę i pójdziemy do bramy okrężną drogą.

Nie wyglądało to zbyt dobrze. Po ciemku, jakimiś obcymi ulicami gdzie w każdej chwili, zza każdego rogu czy drzwi mógł wyskoczyć jakiś przeciwnik. Gdzie jest ta brama przez jaką weszli można było tylko zgadywać mniej lub bardziej. A do tego pościg był coraz bliżej. Teraz Karl też słyszał odgłos kopyt na bruku które za ich plecami zbliżały się coraz bardziej. Słychać też było pokrzykiwania i wycie. Zupełnie jak polowanie z nagonką. Tylko w wymarłym mieście. I gdzie zwierzyną był Karl i jego towarzysze. Szybko stało się jasne, że Ragnis i niziołki zdecydowanie zaniżają tempo ucieczki. Ci co ich ścigali jakoś nie mieli kłopotów z nadążeniem za nimi.Na dłuższych odcinkach gdy ktoś się odwrócił już widział ich sylwetki kilka domów dalej.
- Szybciej! - rzucił Karl do swych kompanów, jako że to oni opóźniali jego ucieczkę. A, jak na razie, nie miał zamiaru ich zostawić, by ratować własną skórę. - Jeśli nie dacie biec szybciej, to gdy znikniemy za jakimś rogiem, będziemy musieli się rozdzielić. Pochowacie cię po domach i wleziecie na dachy. No chyba że wolicie walczyć.

Walczyć nikt nie chciał. Dlatego też dzielna drużyna pochowała się... Najpierw w bramę jakiegoś na pół spalonego domu zanurkowały niziołki, Ragnis wybrał dom znajdujący się o 50 kroków dalej. A sam Karl? Pobiegł jeszcze kawałek i zrobił to samo, co pozostali zwiadowcy - gdy nikogo nie było dokoła, skoczył w jakąś bramę, wbiegł na piętro.
Gdyby ktoś miał zamiar przeszukać dom - pozostawało wejście na dach.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-02-2020, 00:48   #150
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2519.VIII.13; świt

Miejsce: Ostland; Las Cieni; okolice Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); świt
Warunki: świt, chłodno; pogodnie, mgła, cisza i odgłosy budzącego się lasu, zapach krwi i trupów



Tladin



Tladin przeczekał dobre kilka nocnych, samotnych godzin w splądorwanej, chłopskiej chacie. Ale więcej tych zaskakujących ataków się nie doczekał. Ani żadnego przeciwnika. Nikt się w tej leśnej głuszy nie pojawił przez całą noc. Nie mógł ryzykować snu a był już na nogach od poprzedniego poranka. Podobnie zaczynał mu też doskwierać głód. W końcu ostatni raz jadł coś poprzedniego wieczora gdy w obozie wydawano kolację. No i dokuczały mu jeszcze te rany jakie odniósł przy bramie Kalkengrad i podczas tego pierwszego ataku tutaj. No i jak to w nocy bez ognia i kocy zaczynało być chłodno. A nawet zimno.

Przez noc aż za dobrze krasnolud miał okazję zapoznać się z wnętrzem chaty w jakiej znalazł schronienie. Nie, żeby było zbyt wiele do zwiedzania. Zamiast podłogi było zwykłe klepisko. Do tego ściana dzieląca izbę na pół oddzielająca kuchnię i zaplecze od części mieszkalnej. Obie zostały porzucone i splądrowane. Nie znalazł żadnych ciał ani ludzi ani czegoś innego. Znalazł za to odchody którymi kopytni niejako znaczyli swój teren. Był jeszcze piec ale zimny. Rozpalenie ognia mogło się przydać na ten nocny i poranny chłód ale nie było pewne czy blask ognia albo zapach dymu nie zwabi czegoś.

Ale noc stopniowo rzedła. Kończyła się. Za to jakby na wymianę z ziemi zaczęły się podnosić opary mgły. Z początku ledwo dało się je zauważyć. Ale w końcu gęstniały i gęstniały, że mimo zbliżającej się szarówki świtu nadal ograniczały widoczność do dwóch, trzech tuzinów kroków. Wzmagały też dezorientację wytłumiając odgłosy i utrudniając z którego kierunku i jakiej odległości dochodzą.

Właśnie gdzieś z tej mgły o świtaniu doszły Tladina jakieś odgłosy. Coś zgrzytało metalicznie i dość miarowo. Jakby ktoś się nieśpiesznie zbliżał. Gdzieś od frontu domu. Może nawet to ktoś szedł drogą ale tej drogi przez tą mgłę to nie widział.




Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); świt
Warunki: świt, chłodno; pogodnie, mgła, cisza, zapach krwi, spalenizny i trupów


Karl



Karl czuł się skostniały z zimna. Nocny chłód dał mu się we znaki. Bez ciepłego żaru ognia, bez pierzyn i koców, w nieogrzanym pomieszczeniu gdy trzeba było zachować spokój i bezruch to była bardzo chłodna noc. I nieprzyjemnie się dłużyła. Aż wreszcie, niezmiernie powoli, zaczynała się kończyć. Najpierw dostrzegł jak w tą pogodną noc gwiazdy zaczynają blednąć, w końcu czerń nieba zmieniła się w granat a ten w róż i szarówkę przedświtu. Budził się kolejny dzień a noc powoli ustępowała mu pola. A Karl chociaż głodny, obolały od ran i skostniały z zimna wciąż żył.

Wraz ze świtem przyszła mgła. Podnosiła się powoli pojawiając się na dole i gęstniejąc coraz bardziej. Wraz z mgłą przyszła poranna wilgoć dodatkowo wzmagając uczucie nieprzyjemnego chłodu. Mgła przesłaniała skutecznie to co było ze dwa czy trzy budynki dalej. Więc raczej nie było się co obawiać, że po omacku wpadnie się na coś czy kogoś no ale jednak ograniczała całkiem mocno dalszą perspektywę.

Z tej nocnej ciemności a teraz porannej mgły dochodziły na strych na jakim ukrył się Karl różne odgłosy. I w takiej scenerii każdy wydawał się niepokojący bo wieszczył niebezpieczeństwo. Ale na początku było najgorzej. Gdy biegł po ciemku przez zawalone trupami i gratami ulice. Gdy wbiegł tutaj akurat na ten strych i ukrył się licząc, że mu się uda. Wtedy słyszał odgłosy polowania. Okrzyki podobne do ludzkich, porykiwania jakichś zwierząt, tupot kroków, brzękanie bronią, wyłamywane drzwi, przeszukiwanie pomieszczeń. O tak szukali ich. Na pewno. Ledwo Karl zamknął się na strychu słyszał jakieś kroki na dole. Dwie, może trzy postacie. Wbiegły do środka i przeszły jak burza przez pomieszczenie przewracając to czy tamto. Ale chyba nie przyszło im do głowy zajrzeć na wyższe poziomy. Słyszał jak przeszukują sąsiednie ulice i domy. Nawet dach. W pewnym momencie usłyszał głuche tupnięcie nad sobą. Tylko z innej strony dachu. A potem szybkie kroki gdy ktoś zaczął iść po tym dachu. I kolejne łupnięcie. I znów. Łącznie było ich chyba ze trzech. Ale jak sam niedawno miał okazję sprawdzić, na dachu właściwie nie było kryjówek. A tamtym nie przyszło chyba do głowy sprawdzić niższych poziomów. Więc dość szybko przeskoczyli na któryś z sąsiednich dachów. Słyszał jak biorą rozbieg i potem pewnie skaczą. Jeden, drugi na końcu trzeci.

Szukali ich dość długo. Całą okolicę. Ale w końcu dali sobie spokój. Jak jeszcze było ciemno. A może znaleźli kogoś. Tego Karl nie był pewny. Wiedział, że nie znaleźli jego. Jednak odgłosy dobiegające z zewnątrz świadczyły, że nie jest tam pusto. Dopiero wraz z przyjściem świtu zaczęło się robić spokojniej i ciszej. Chociaż gdzieś z głębi domów, ulic i mgły nadal było słychać jakieś odgłosy. Jednak znacznie dalej i znacznie rzadziej niż wcześniej gdy dominowała tutaj noc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172