|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-10-2019, 23:31 | #151 |
Reputacja: 1 | - Atak nieumarłych - Caspar nie bawił się w długie przemowy - Panie Vernois, zbierzcie rodzinę i zwierzęta i chodźcie z nami do Farigoule. Nawet krasnoludy z kopalni się tam udały, prosząc nas wcześniej o zawiadomienie Was. Zostać samemu to pewna śmierć. Albo i coś gorszego - dodał. |
22-10-2019, 09:27 | #152 |
Reputacja: 1 | Czarny dym jak zawsze zwiastował nieszczęście. Jedna z farm na uboczu została już najwyraźniej zaatakowana. Jej mieszkańcom pewnie nie mogli już pomóc, ale rodzina Vernois miała jeszcze szanse. Przyśpieszyli zatem, tempo narzucone przez bardziej wprawnych wędrowców powodowało, że Rache pocił się jak mysz i z trudem łapał powietrze. Wydawało się, że dotarli na czas. Zasapany cyrulik wsparł Caspara. - Szybko, nie marnujcie czasu. – Pokazał palcem rozwiewający się dym. - Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ilu was jest? Wóz macie?
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
25-10-2019, 20:47 | #153 |
Reputacja: 1 | Towarzysze zajęli się organizowaniem ewakuacji rodziny Vernois. Szło im sprawnie, krasnolud z podziwem dostrzegł, że mieszkańcy pospiesznie poczęli pakować dobytek. Grimmowi pozostało zaś czujne obserwowanie okolicy. Wspiął się na najwyższy pagórek i lustrował bliższe i dalsze otoczenie. Starał się ignorować zgiełk dochodzący z gospodarstwa, wsłuchując się w niecodzienne odgłosy... takie jak klekot kości. - Na kowadło Grungniego - wymsknęło się w końcu khazadowi. - Co tu się najgorszego dzieje? |
27-10-2019, 21:48 | #154 |
Reputacja: 1 | Emmere Vernois słuchał z niedowierzaniem opowieści awanturników. To co mówili, nie mieściło się w głowie prostego chłopa z zagubionej w górach doliny. A kiedy dołączyła do niego żona, Hanna opowieść trzeba było powtórzyć. Najwyraźniej białogłowa miała nieco więcej rozeznania albo była bardziej strachliwa bo od razu, jak usłyszała co się święci, zaczęła mężowi wiercić dziurę w brzuchu. Po raz trzeci, już bardzo zniecierpliwieni bohaterowie, opowieść przedstawili młodszemu bratu gospodarza Hugonowi i jego żone Dominique i na szczęście kolejny raz już nie musieli, chociaż z domowników pozostali jeszcze seniorzy Vernois, Gulliere i Matilde oraz służąca Claudinne. Ci ostatni usłyszeli ostrzeżenie z ust Hugona. - A po cóż tam leźć, do tego Fariqoule? – dopytywał się Guillere, drapiąc po uchu. – Przecieżeśmy tam wczoraj byli. Kamienny Dzień był, nieprawdaż? Znów tam jechać, po co? - Długa droga, a mnie w kościach łupie – wtórowała mu babka Matilde. – Nie można zostać? Bo przecie bigosu mamy nagotowane sporo. Się zmarnuję… Do staruszków za bardzo nie docierała powaga tego, co działo się w okolicy. Na nic były wspólne przekonywania Emmere i Hugona. Oboje szli w zaparte. - Nie i już. Któż to widział takie rzeczy… Jak byłem młody, to zmarli nie chodzili po ziemi tylko mieli ładny zwyczaj leżenia w niej. Odkąd tu żyję, a to już ile lat? - Sześćdziesiąt trzy, mój drogi. Sześćdziesiąt trzy… - odpowiedziała babka Vernois. - No. Od sześćdziesięciu trzech lat w tej dolinie nie było szkieletów łażących samopas po polach i teraz też nie ma. Musicie się mylić! A skoro się mylicie, to my zostajemy! I tak w kółko. A pozostający na straży krasnolud przyglądał się okolicy. Krasnoludy zdążyły już zniknąć mu z oczu, w swoim marszu zbliżając się do wsi. Płonące gospodarstwo Cassenbrine’ów brudziło niebo czarnym dymem. I kiedy Grimm zwrócił oczy na północ, dostrzegł ich. Idącą na przełaj przez zaorane pola Vernoisów grupę kilkunastu szkieletów. Ich cel był jasny. Kierowały się wprost na gospodarstwo. |
28-10-2019, 20:44 | #155 |
Reputacja: 1 | Grimm przeliczył się z ewakuacją rodziny Vernois. Rolnicy nie chcieli opuścić sioła. Handryczyli, mitrężyli czas i się doczekali. Oddział szkieletów zmierzył wyrżnąć wszystkich w pień i spalić gospodarstwo. Khazad zerwał się na równe nogi. Krzykiem zaalarmował kompanów, wskazując skąd nadchodzi zagrożenie. Dopadł do towarzyszy i chłopów. - Masz babciu placek - zwrócił się do starowinki Matilde. - Nie widzieliście w życiu kościotrupów, to się teraz napatrzycie do woli. Z bliska. I to zaraz, bo naprawdę niedaleko. Ale jest jeszcze nadzieja. Szkieletów jest sporo, kilkanaście naliczyłem. Nie zdążymy uciec, ale może będziemy się bronić. Starcy schronią się w piwniczce i przeczekają napaść. A reszta... - zwrócił się do kompanów. - Zabarykadujemy się w w budynku i odeprzemy napaść. - Gdzie tu się można bronić? Solidny, murowany budynek? - zadał pytanie Emerowi. |
29-10-2019, 22:03 | #156 |
Reputacja: 1 | - Za dużo okien na parterze, za mało obrońców - skomentował Caspar - Musimy bronić się na pietrze albo w piwnicy, gdzieś gdzie ich przewaga liczebna nie będzie miała znaczenia, inaczej nas zaleją. Parteru brońmy tylko tak długo jak nie okrążą budynku i nie zaczną włazić przez okna. Tymczasem wszyscy do środka i policzyć się, żeby nagle się nie okazało, ze dziecko zostało na zewnątrz - zasugerował. Kiedy wszyscy będą w budynku i się przeliczą zamierzał zamknąć zamek w drzwiach magicznie, by utrudnić nieumarłym wyłamanie go. |
30-10-2019, 12:55 | #157 |
Reputacja: 1 | - Dobry plan - krasnolud poparł Caspara. - Bedę bronił głównych drzwi. Macie mój topór - zwrócił się zgodnie z obyczajem do rodziny Vernoisów. - Nie opuścimy Was w potrzebie. |
30-10-2019, 17:48 | #158 |
Reputacja: 1 | - Tak, babciu, naprawdę trzeba. – Praktyka zawodowa Dietmara nauczyła go cierpliwości dla starszych i przyzwyczaiła go do ich dziwactw i potrzeby powtarzania im nawet najbardziej oczywistych rzeczy. – To dla waszego dobra. Wiem, że byliście tam wczoraj, ale nie chodzi o zabawę, tylko bezpieczeństwo wasze, waszych dzieci i wnuków. Wtedy to właśnie nadbiegł Grimm z – nomen omen – grobową miną i ostrzeżeniem. Było za późno na ucieczkę, trzeba było zorganizować obronę farmy. Kompani Rachego wybrali główny budynek jako miejsce schronienia i to miało sens. - Nie do piwnicy! W razie czego nie będą mogli uciec! Dzieci i dziadkowie na piętro! – Stamtąd może któremuś uda się zeskoczyć i umknąć, taką miał nadzieję. Palcem wskazał na mężczyzn z farmy. – Wy przynieście do domu wszystko czym będzie można tłuc szkielety i wypychać je z okien. Cepy, widły, siekiery, co tam tylko macie. Kobiety niech zatrzaskują okiennice. Zaganiając dzieci na piętro cyrulik zerknął przypadkiem do kuchni. Obok pieca stał wielki, żeliwny gar, w którym przygotowywano pewnie posiłki dla całej rodziny. Złapał go szybko i wziął ze sobą na górę budynku, pod jedno z okien.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
01-11-2019, 22:34 | #159 |
Reputacja: 1 | Przy akompaniamencie gderania staruszków i płaczu dzieci przystąpiono do przygotowań do obrony gospodarstwa. Mimo, że grupa szkieletów była jeszcze daleko nie tracono czasu. Okiennice zostały pozamykane, drzwi zatrzaśnięte. Dietmar, ignorując zdziwione spojrzenia wtaszczył ciężki gar na piętro. Emmere i Hugon przynieśli z szopy widły, grabie i dwie ciężkie stelwagi, służące do zaprzęgania koni. W holu, na kupie zrzucili dwa rydle, siekiery, kilka sierpów i cep, a Hanna dorzuciła patelnię na długim trzonku i łopatę do wyciągania chleba z pieca. Kiedy wszystko było gotowe, Caspar obszedł parter, mamrocząc coś przy drzwiach. Dla postronnych wyglądało to jak modlitwa, zwłaszcza, że za każdym razem sfingował wykonywanie jakichś religijnych gestów. A chwilę potem na zewnątrz rozległy się charakterystyczne dźwięki towarzyszące przemieszczaniu się szkieletów. Ożywieńcy dotarli do farmy! Przez chwilę nic się nie działo. Wszyscy zgromadzeni wewnątrz wyczekiwali w napięciu. Coś nagle uderzyło w drzwi. Od strony kuchni rozległo się stukanie. Ktoś szarpał za okiennicę. Słychać też było odgłosy przerażonych zwierząt. Konie wyrywały się na wolność, chcąc jak najszybciej uciec. Prosiaki w oborze kwiczały przeraźliwie. A pies Kłak, którego Hugon wziął ze sobą do środka, najeżył się, podkulił ogon i podwinął wargi, wystawiając poczerniałe kły. Z jego pyska wydobywał się niski, nie wróżący niczego dobrego warkot. Pierwsza rozleciała się, porąbana na drzazgi okiennica do izby dziennej. I od razu w dziurze pojawił się szkielet, usiłujący dostać się do środka. Szkielety rąbały też okiennice w kuchni i w tej części domu, która służyła za mieszkanie dla Gulliere i Matilde oraz główne drzwi wejściowe. |
03-11-2019, 19:14 | #160 |
Reputacja: 1 | Khazad ocenił krytycznie główne drzwi wejściowe. Mimo, że pod uderzeniami oręża szkieletów, uznał, że miały szanse wytrzymać najdłużej. Szczególnie, że wcześniej zabarykadowali je solidną szafą. Taka prowizoryczna zapora mogła kupić oblężonym minutę lub dwie. Grimm nie namyślał się zatem więcej. Ściskając stylisko topora, pobiegł ku izbie dziennej. - Zajmę się tamtymi kościotrupami - poinformował towarzyszy i już biegł ku szkieletowi. - Na pohybel ożywieńcom! A masz!- zakrzyknął i wymierzył pierwszy cios topora. |