|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-07-2020, 07:06 | #391 |
Reputacja: 1 | Przeor bezradnie wertował notatki poprzednika usiłując znaleźć w nich coś, co pomogłoby w tragicznej sytuacji. Kiedy tylko usłyszał o skaveńskich czarownikach aż podskoczył, a notatnik wypadł z jego rąk na ziemię. - No tak, Przenajświętsza Panienko – aż pacnął się dłonią w czoło. – Niech Ci będą dzięki. No tak… Skaveni! Wspominaliście o nich, że widzieliście ich grupę kilka dni temu nieopodal klasztoru, na ścieżce… Dzisiaj, niedługo po tym jak zeszliście do krypty, ale zanim pojawili się ożywieńcy i ta przeklęta mgła, chyba ich widziano znowu. Doniesiono mi o grupie jakichś podejrzanych wędrowców kręcących się na skraju lasu… Chwileczkę… - wychylił się za drzwi i wezwał jakiegoś mnicha, który zaraz gdzieś pobiegł. Rzeczywiście po chwili wrócił z innym zakonnikiem. - Bracie Fermanty, proszę opowiedz o tych postaciach, które widziałeś nieopodal klasztoru – zwrócił się Jean-Louise do nowo przybyłego. - Wypatrywaliśmy przeklętego nieprzyjaciela – relacjonował brat Fermanty, sądząc po modulacji głosu i jego wysokim tembrze klasztorny kantor lub chórzysta. – Jednak zamiast szkieletów zobaczyłem kilka skulonych sylwetek. Sześciu ich było. Może oczu nie mam znakomitych, ale nie byli duzi, mieli ogony i niech mnie Panienka ukarze jeśli kłamię, jak wielkie szczury wyglądali. Obserwowali nasz klasztor, jakby coś planując, ale zaraz uciekli do lasu, bo oto nadszedł nasz wróg przeklęty, nieumarli wojownicy i mgła się zaczęła podnosić, przesłaniając widok. - Węszyli w okolicy – podchwycił wątek Jean-Louise, wskazując na stojącą na środku pomieszczenia złowieszczą skrzynię. – Bo tego szukają! Sama Przenajświętsza Panienka nam ich zsyła! To znak! Chwalmy Panią! - Chwaaa-aalmy-yyyyyyyy Pa-aaaaaaaaaaa-niąąąąąąąąąą – zawtórował brat Fermanty. - Jeśli to grzech, to biorę go w całości na siebie – oznajmił po chwili przeor, a jego twarz wyrażała podniecenie, a może religijną ekstazę. – Chcą skrzyni, która jest w naszym posiadaniu, natomiast my potrzebujemy jej mocy. Zawrzemy układ… Tylko musicie ich odnaleźć – błagalnie spojrzał na Caspara i Dietmara. Można się było tego spodziewać. * Dwa szkielety stoczyły się w mgłę we wtórze klekotu sypiących się kości. Ale co z tego, skoro chwilę potem z oparu wylazły kolejne dwa, pnąc się na mur i usiłując dorwać żywych. Nie wyglądało to dobrze. Z prawej i z lewej Grimm słyszał odgłosy walki we mgle, w której trudno było cokolwiek ocenić. Trzeba było walczyć na wyczucie. Gdzieś z boku rozległy się krzyki i z mgły wybiegł przerażony Cecil, za którym pędziły trzy wymachujące pordzewiałymi mieczami szkielety. Tuż za szkieletami pojawił się Alain Gascoigne, który na oczach krasnoluda zmniejszył ich liczbę do dwóch. Albiończyk ciągle krzycząc uciekał dalej. |
31-07-2020, 11:34 | #392 |
Reputacja: 1 | Dziwne zwyczaje mają w tej Bretonii - pomyślał Caspar. Słyszał już o jedzeniu żab, teraz okazało się, że i ze skavenami w konszachty chcą wchodzić. Spojrzał na Dietmara, niepewny czy dobrze zrozumiał przeora. |
01-08-2020, 17:59 | #393 |
Reputacja: 1 | Gdzieś na zewnątrz budynku, całkiem niedaleko od ścian klasztoru, trwała walka na śmierć i życie. Towarzysze Caspara i Dietmara ryzykowali tym, co mieli najcenniejsze. W tym samym czasie ta dwójka patrzyła ni to z zaskoczeniem, ni to przerażeniem to na przeora, to na siebie wzajem. Gdzieś w powietrzu między nimi zawisło nie zadane na głos pytanie – czy ja dobrze słyszę? Rache rozważał już wcześniej możliwość kontaktu ze skavenami. Nie, rozważał to zbyt mocne słowo. Myśl taka jednak pojawiła się w jego głowie, razem jednak z wahaniem się i strachem. Mnich takich wątpliwości najwyraźniej nie miał. Ba, wdzięczny był swej bogini za taką szansę. Dietmar był rozdarty. Chciał ratować wszystkich wokół, w tym oczywiście i siebie, ale czy mógł robić to takim kosztem? Przekazanie skrzyni szczuroludziom musiało skończyć się nieszczęściem innych ludzi, przedmiot na pewno posłuży do niesienia zła, a oni sami zostaną przeklęci przez bogów. Potem jednak myśli jego powędrowały do Pfeildorfu, do Marii, która... którą... - Nie pomogę całemu światu, Casparze. Nie potrafię tego. Mogę i muszę pomóc najbliższym, nawet jeśli ma to oznaczać potępienie. Każdy musi jednak podjąć decyzję sam.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
02-08-2020, 20:07 | #394 |
Reputacja: 1 | Grimm przyszedł z pomocą Cecilowi, zastępując drogę szkieletom. - Panie bohaterze! - krzyknął gromko za Albiończykiem. - Pomocy, sam tutaj nie zdzierżę trzem kościotrupom! Sophie osłaniaj mnie! Sieknął pierwszego z brzegu i huknął: - Baruk Khazad! "Ciekawe, co tam, kompani z przeorem wymyślą. Źle to wszystko wygląda. A jeszcze czarnoksiężnik nie przybył. Przydałby się hufiec Obrońców spod Góry z Karaz-a-Karak, a by się to natarcie skończyło w try miga" |
03-08-2020, 23:24 | #395 |
Reputacja: 1 | - Pójdziemy ich poszukać. To pewnie rzeczywiście jedyna szansa. Załóżmy że mamy szczęście i znajdziemy skavenów. Przyjmijmy, że będą chcieli rozmawiać. Optymistycznie uznajmy, że nasza propozycja "damy wam skrzynię za pomoc w zniszczeniu nekromanty" zostanie radośnie przyjęta. Od nekromanty mogą jej w końcu nie dostać, a my im ją wręczymy bez walki. Ale co powstrzyma skavenów przed ucieczką ze skrzynią sekundę potem? A nawet jeśli zostaną, co powstrzyma je przed wybiciem nas wszystkich minutę po końcu walk z nieumarłymi? - zapytał Caspar - Grzechy swoje sam będę niósł na swoich barkach. Choć nie ucieszą się z mojego widoku, w końcu kiedy się spotkaliśmy mieliśmy mały magiczny pojedynek, mogę pójść, jeśli nikogo lepszego się nie znajdzie do tego. Tylko trzeba wymyślić zabezpieczenie na wypadek, gdyby nasi nowi "sojusznicy" nie pałali taką miłością do nas, jak Wy, Przeorze, do nich - zakończył. |
11-08-2020, 20:23 | #396 |
Reputacja: 1 | Wspólnie stawili czoła ożywieńcom. I na własne oczy mogli zobaczyć jaką mocą dysponuje broń Albiończyka. Może i Cecil nie za wprawnie posługiwał się sztyletem, ale gdy już trafił, to efekt był taki, jakby w szkieleta trafił ciężki młot. Kości rozlatywały się niczym trafione solidnym obuchem. Szybko uporali się z tą grupą, ale już po chwili musieli pędzić dalej, bo ożywieńcy wdarli się na mury gdzie indziej. Sytuacja wyglądała nieciekawie. Kilku mnichów było już rannych, podobnie z mieszkańcami wioski, którzy dołączyli do obrońców. Były też ofiary śmiertelne… * - Ach, Bogini niech będą dzięki – przeor wzniósł wzrok ku niebu w dziękczynnym geście, a kantor zaintonował kolejną pieśń, która jednak szybko zamarła mu na ustach, kiedy do gabinetu wpadł zdyszany nowicjusz i z przerażeniem relacjonował wydarzenia na zewnątrz. - Jesteśmy otoczeni – skonkludował Jean-Louise. – Wydostanie się z klasztoru nie będzie łatwe. Na szczęście jest jedna droga, która wyprowadzi Was niemal dokładnie w miejsce, gdzie widziano szczuroludzi. To nie przypadek… Czuję w tym palec boski… * Droga, o której mówił przeor nie miała wiele wspólnego z palcem, a w szczególności z boskim. Miała natomiast dużo wspólnego z inną częścią ciała, a mianowicie… - Tędy – przeor wskazał ciemne otwory wycięte w wygładzonych przez lata użytkowania deskach. Cuchnęło ludzkimi odchodami. Znajdowali się w latrynie. Przeor zebrał ich wszystkich, a także paru mnichów, którzy przynieśli naręcze pochodni i kilka zwojów liny. Gdzieś na dziedzińcu ktoś krzyczał z bólu. Słychać było odgłosy walki. – To zaledwie trzy metry w dół, do dołu kloacznego. Wychodzi z niego kanał biegnący poza obręb murów. Ma on ujście do Vaseaux, nieopodal lasu. Tego lasu, gdzie zniknęli skaveni. |
13-08-2020, 21:08 | #397 |
Reputacja: 1 | Caspar nie zapytał gdzie bogini wkłada palce, skoro smród kanałów ściekowych przeorowi się właśnie z nimi kojarzy. Nie zapytał, ponieważ usiłował powstrzymać wymioty. Na szczęście nie jadł od tak dawna, że i tak nie bardzo miał czym. Widzenie w ciemności. Poblask. Miał aż dwa czary dzięki którym nie musiał obawiać się ciemności. I ani jednego, który blokowałby zapachy. Użył zatem podmuchu, by choć trochę przedmuchać "tunel" i wtłoczyć do niego choć odrobinę powietrza zdatnego do oddychania. Przynajmniej nie wylecą w powietrze, kiedy ogień z pochodni i "gaz bagienny" ze ścieków się zetkną. |
25-08-2020, 14:09 | #398 |
Reputacja: 1 | Grimm wiedział, że klasztor nie wytrzyma oblężenia. Podzielił się swym spostrzeżeniem z kompanami. - Za dużo ich. Nieumarłych.Odniosłem wrażenie, że Liczmistrz może ich ożywiać do woli, zaraz po tym jak je zniszczymy. Pakt ze skavenami to jedyna szansa dla La Maisontall, ale Grungni mi świadkiem, że to jest wybór mniejszego zła. Na wyprawę poprzez latrynę zaopatrzył się w chustę na twarz, którą obficie skropił alkoholem, aby smród nie drażnił zbytnio powonienia. Wysłużony postanowił topór trzymać wysoko nad głową, aby nie zamókł bez potrzeby, gdyby trzeba zanurzyć się w wodzie. Wziął pochodnię i linę z rąk mnicha i jako pierwszy, ubezpieczając się, zagłębił w usłany nieczystościami tunel. |
26-08-2020, 14:53 | #399 |
Reputacja: 1 | Rache był przyzwyczajony do smrodu wydzielanego przez ludzi, tak mu się przynajmniej wydawało. Nawet jednak przecinane czyraki, owrzodzenia czy zaropiałe rany nie przygotowały go na smród w kloacznym dole. Pożałował szybko, że nie skorzystał z pomysłu Grimma i odrzucił jego propozycję przykrycia nosa chustą nasączoną bimbrem, i to nawet pomimo zabiegów Caspara. Spodobało mu się takie użycie magii - bardzo praktyczne, mogące ułatwić codzienne życie. Tak powinna rozwijać się sztuka czarodziejska, pomyślał sobie walcząc z wymiotnym odruchem. Ruszył za krasnoludem, wbijając nos w zgięcie łokcia.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
26-08-2020, 22:42 | #400 |
Reputacja: 1 | Podmuch powietrza wytworzony czarem z hukiem przewalił się przez klozet i wyjąc pognał wąskim kloacznym tunelem. Wyglądało na to, że przejście zostało oczyszczone… przynajmniej na jakiś czas. Rzeczywiście początkowo nie cuchnęło zbyt mocno, ale pokłady wiekowego gówna poruszone stopami szybko przywróciły stan odpowiedni dla tego miejsca. Odór wyciskał łzy z oczu. A iść szybko się nie dało. Było wąsko i nisko. Nawet krasnolud musiał trochę pochylić głowę, żeby nie zahaczać o pokryty śluzowatą substancją sufit. Korytarz zakręcał tylko raz, mniej więcej w połowie swojej długości. Kończył się omszałą kratą, przegradzającą wyjście. Ścieki jeszcze kawałek płynęły ocembrowaną rynną, aby wymieszać się w końcu z wodami Vaseaux. Krata była tak stara i zardzewiała, że jej usunięcie nie nastręczyło żadnych kłopotów. Znaleźli się na brzegu rzeczki i w końcu mogli odetchnąć. Smród zniknął. Nie było też mgły. Opar spowijał leżący nieco wyżej klasztor tak szczelnie, że nie byli w stanie go dostrzec. W ciemnościach Maisontaal wyglądało jak przykryte puchową kulą. W świetle gwiazd szybko zorientowali się, że las, w którym mnich widział skavenów znajduje się zaledwie kilkadziesiąt kroków od nich. Między pniami nic się nie poruszało. Tylko co jakiś czas jakieś nocne zwierzę wydawało przeciągły krzyk. |