Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2019, 23:23   #1
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[Warhammer] Liczmistrz


Ognisko płonęło. Nad płomieniami, wśród iskier strzelających z żywicznych, jodłowych gałęzi, nabite na żelazny ruszt piekły się dwa ustrzelone w ciągu dnia bażanty. Wokół grzejącego przemarznięte kości ognia siedziało kilka postaci. Każda z nich niecierpliwie czekała, aż pieczyste będzie gotowe. Byli w podróży już od dobrych kilku dni, kiedy to opuścili kupieckie miasto Bogenhafen. A im wyżej w góry, tym pogoda mniej rozpieszczała. Było zimno i wietrznie. Ciężkie, ołowiane chmury gromadziły się wokół szczytów Gór Szarych i każdy z podróżników spodziewał się lada chwila śniegu. Jeszcze poprzedniego dnia mieli możliwość wyspania się w ciepłej gospodzie, w Helmgart. Forcie strzegącym przejścia przez góry. Teraz, przez najbliższe kilka dni mieli marznąć i być może moknąć schodząc na bretońską stronę gór.

Siedzieli opatuleni w koce, z ust wydobywały się obłoczki pary. Rozmawiali. Pewnie o tym, jak szczególny zbieg okoliczności związał ich ze sobą i rzucił w niegościnne góry. A wszystko zaczęło się w Honnenleig, małej wioseczce w centralnym Reiklandzie, gdzie mieszkała Frau Medeleine Oschen…

Caspar Niederlitz, uczeń maga oficjalnie wysłany “dla rozwinięcia umiejętności praktycznych”, a nieoficjalnie “jak nie przywieziesz pieniędzy to nie masz po co wracać”, miał co prawda papier zaświadczający, że jest uczniem i w ogóle, ale miał też pewien drobny problem - uczniom nie wolno używać magii poza sytuacjami zagrożenia ich życia i zdrowia. Możliwości zarobku w gęsto zaludnionych i pełnych łowców czarownic centralnych prowincjach Imperium były więc, delikatnie mówiąc, niewielkie. Mógłby robić za skrybę, może pomagać w sklepie, ale wtedy nigdy by nie zarobił dość by opłacić egzamin. A że wiecznym uczniem nie chciał mimo wszystko zostać, musiał ruszyć na szlak i to raczej w odludne rejony. Ciekawe co też ich popchnęło do tego - zastanawiał się patrząc na cztery postacie siedzące przy ognisku. Dwóch zbrojnych, człowiek i krasnolud. Cyrulik. I strażniczka grobów. W sumie, pomyślał, mogło być dużo gorzej.

Grimm zrzucił z siebie derkę. Podszedł na skraj obozowiska i przytargał stamtąd solidny pniak, który następnie ułożył w ognisku.
- Zimno i ponuro, czyli tak jak lubię - krasnolud błysnął w uśmiechu równymi zębami nic sobie nie robiąc z przykrej pogody. - Gdyby mi miesiąc temu powiedziano, że będę w tak zacnej kompanii wędrował, to bym nie uwierzył. A tak po prawdzie, czy ma ktoś ochotę na tytoń z Krainy Zgromadzenia? - wyciągnął fajkę, ku towarzyszom podróży.

Gwendoline uniosła brew przyglądając się khazadowi spod kaptura. Drobne krople deszczu co moment przelatywały jej przed oczami, opadając ze skrawka materiału przykrywającego jej głowę. Kobieta nie przypominała wyglądem ani damy, ani trzepotki. Miała ostre rysy twarzy, a na lewym policzku osiadła smuga brudu. W szczelnie odzianej skorupie do podróży na próżno było szukać wdzięków, a i męska wyobraźnia nie musiała czuć się sprowokowana czy to aparycją, czy zachowaniem.
- Dziękuję, nie trzeba - odpowiedziała lakonicznie, nie posyłając nawet namiastka uśmiechu. Sprawiała wrażenie skupionej na otoczeniu, ale i spiętej. Z ekspresji twarzy emanowała pewność siebie, ale w jej postawie ewidentnie brakowało tego pierwiastka

- No to trudno. Więcej zostanie dla mnie - roześmiał się rubasznie khazad. Usiadł z powrotem przy ognisku. Po chwili nie zdzierżył wysunął topór zza pasa i miarowymi ruchami począł szorować osełką ostrze.

- Ja też podziękuję. Tylko mnie po tym drapie w gardle i dusi, i zaczynam kaszleć. - Poważnie wyglądający, choć zazwyczaj raczej wesoły Dietmar, przysunął się bliżej ognia i wyciągnął przed siebie ręce, żeby je ogrzać. Odgarnął przetkane siwizną włosy z czoła. - A tak w zasadzie to co dokładnie się stało w tej wiosce? Honnenleig, tak? Mieliście trochę szczęścia, że spotkaliście mnie potem na szlaku. Rana niewielka, ale mogła się zapaskudzić.

- A ja nie odmówię
- powiedział cicho Konrad i wyciągnął swoją fajkę którą podał khazadowi do podpalenia, przysiadając się obok niego i wyciągając do ognia ręce i nogi. “Byle dalej od Bogenhafen. Pewnie jeszcze pamiętają” pomyślał rzezimieszek, patrząc nieco zamyślonym wzrokiem na leżący niepodal pałasz. Kilka pyknięć później, zapach kurzonego pospołu zielska z Krainy Zgromadzenia dołączył do zapachu ogniska i pieczystego.

- Niech Ci Sigmar w dzieciach wynagrodzi - uśmiechnął się dziękując - Ech...tak w Altdorfie być, piwa się napić... - rozmarzył się Konrad, czując odrobinę luksusu, jaki zapewniał dobrej jakości tytoń.

Khazad skwapliwie przytaknął na wzmiankę o Altdorfie. - Byłem, widziałem, piwo piłem, ale tylko jasne. Ciemne nie podeszło. Ale widzisz Konradzie najlepszy krasnoludzki browar to Mistrz Bugmann warzy. Polecam skosztować, choć niemożebnie drogi trunek. Co do Pani Oschen, to potrzebowała pomocy. Odpowiedziałem na ogłoszenie wywieszone na drzewie. I tak to się zaczęło - pyknął wymownie z fajki.

- No, nagroda też była katalizatorem empatii - przyznał uczeń czarodzieja - nawet się domyśliłem, że będzie jakiś haczyk, skoro tyle płaci. Tylko haczyk się okazał hakiem...

Gwen milczała, a po jej mimice nie było szansy na poznanie powodu takiego zachowania. Właściwie była lakoniczna i cicha przez większość czasu, można by nawet podejrzewać, ze to przez dawną prace na cmentarzach, stamtąd zawsze dziwne mruki wychodziły. Kobieta jednak ani nie zaprzeczała, ani nie potwierdzała domysłów. Na nazwisko Oschen jedynie przewróciła oczami.

- Nagroda być musiała, skoro u kobieciny w domu straszyło, jak twierdziła. Nikt o zdrowych zmysłach tej roboty za darmo by nie wziął. I wtedy wkroczyliśmy my…

- ...cali na biało… - uśmiechnął się mag w szarym płaszczu - jak teraz o tym myślę to powinno mi dać do myślenia, że niby to “duch” był problemem, a żaden kapłan kobiecie nie pomógł.

- Duchy… Uchowaj od złego, dobry Sigmarze. - Na samą myśl o zjawach cyrulik wykonał na piersi znak młota. - Ale skoro to nie prawdziwe duchy, to kto mógłby się posunąć do takiej maskarady? Zwykłym rzezimieszkom nie chciałoby się podjąć takiego wysiłku.

Konrad uniósł brew zaciekawiony, ale jedynie uśmiechnął się pod nosem. “Bo niby dlaczego nie? Całkiem sensowny żarcik komuś wyszedł, i jeszcze z zyskiem” zaśmiał się w duchu rozbawiony. Omal nie zakrztusił się jednak zaciągając się tytoniem.

- Skaveni - mruknął Grimm. - Szczuroludzie. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Rozpanoszyli się w okolicy. Domostwo sąsiadowało z ruinami…

- Skaveni oczywiście nie istnieją. Każdy uczony Wam o tym powie. Niestety, nikt samych skavenów o tym nie zawiadomił. Istnieli. I to jak. Z kilkoma pierwszymi sobie poradziliśmy bez problemu, ale widzisz, był tam taki tunel…

- Skaveński tunel, który sięgał trzewi ziemi, albo tak nam się wtedy wydawało. Tak czy siak kończył się ciemną pieczarą. W środku zaś znaleźliśmy jakieś plugawe urządzenia, brrr….
- krasnolud mimo woli się wzdrygnął. - Tak jakby do złego zaprząc magię i technologię…, nie potrafię tego wytłumaczyć. Caspar jakoś zgrabniej to by ujął.

- Szczuroludzie? Prawdziwi? Istnieją? -
Dietmar kręcił głową z niedowierzaniem. - Czego to człowiek się nie dowie, kiedy wyściubi nos poza własne miasteczko… Zwierzęta, a na dwóch nogach, i do tego całkiem zmyślne, skoro potrafią i bronią machać i jakąś diabelską machinerię obsługiwać.

- Że też gadać wam się chce w taką pogodę
- mruknęła Gwen z wyczuwalną niechęcią - Jak przekupy na targu, jedna za drugą i dziób się nie zamyka. Wielki, że by siebie nawzajem zeżarły. - przycisnęła płaszcz mocniej do ciała i westchnęła sprawiając, że przed jej twarzą na chwile mignął lekki obłoczek.

- W sumie lepsze są wydumane szczurki potworki i lipne duchy, niż siedzenie w Bogen.. - westchnął Konrad rozcierając zmarznięte ręce i pykając z fajki.

- A co, panno Gwen? - cyrulik Rache patrzył na nią z uśmiechem, nie przejmując się zbytnio ani pogodą, ani jej kwaśną miną. - Jak przestaniemy gadać, to się ociepli?

- He, he - zaśmiał się Grimm - dobre. Panna Gwen tak widać ma, że nie lubi strzępić języka po próżnicy. Człowiek czynu z niej.

- A wy co, lubicie wspominac? Jak to się mówi - wspomina babcia gdy dziewicą była. - jej twarz wykrzywił skromny uśmiech - Nie no jeśli tak lubicie to w porządku. Kontynuujcie. Może nowa historia powstanie z tego. Słynna legenda o tańczących psach.

Dietmar machnął tylko ręką. - Opowiadajcie panowie, przy opowieści czas szybciej zleci. A mnie ciekawi, jak wyglądało to ostrze, bo i rana nieźle poszarpana była, nawet jeśli płytka.

- Poszarpana? Może nie naostrzona? Bywa, że jak o klinge się nie dba, to ona niczym piła się robi. Szczerb i wżeròw pełno. Rany wtedy na człeku takie robią jakby drwal po drewnie zapier….ekhm, za przeproszeniem panienki, rżnął. - mruknął Konrad. Wielu rzezimieszków miało przy pasie najróżniejsze wynalazki. Nieliczni mieli porządną broń.

- Tak czy siak, zniszczyliśmy te gryzonie razem z piekielną maszynerią. Tyle naszego - wtrącił swoje trzy grosze Grimm.

-Bardzo...długa opowieść… - mruknął uśmiechając się pod wąsem Konrad - A panna Gwen się obawiała, że się tu rozgadacie…

- Jeśli dla was to niewiele, to już wiem kto w razie kłopotów będzie dyplomatycznie bronił naszego imienia - na twarzy Gwen zakwitł krzywy uśmieszek.

- A co tu gadać, i tak nikt w to nie uwierzy. W Honnenleigu też nikt nam nie uwierzył. Od pani Medeleine Oschen poczynając. Zawsze to oszczędność. Problemu się pozbyła, a płacić nie trzeba. Rana od kawału żelastwa, co się oderwał jak wszystko wybuchło to żaden dowód, a skavenów, jak już wspominałem, nie ma. Do domu wariatów nam się nie spieszy, dziękuję.

- Może byś się tam wpasował. Nowych przyjaciół poznał
- Gwendoline kontynuowała zgryźliwości.

- Wariat, kudłaty szczuroczłek, jeden pies. Jak leci naprzód z klingą, łomot się należy. A jak potem w karczmie stawiają za to kolejkę, to podwójny zysk - wzruszył ramionami Konrad, biorąc nieco stronę maga.

- Lepiej zarobić trochę grosza bez narażania się na takie rany. - Cyrulik zapatrzył się w płomienie. - A historię chyba dokończycie innym razem.

- A właśnie Dietmarze -zagaił Grimm. - Jakżeście się nam na trakcie napatoczyli? Jakaś wesoła historia?

Rache milczał chwilę, jakby nie słyszał pytania krasnoluda.
- Co, ja? Miałem dość Pfeildorfu, ciężko było zarobić na życie. Ruszyłem i dobrze zrobiłem. Po mniejszych miasteczkach i wioskach zawsze się znajdzie ktoś, komu trzeba pomóc. No i trochę świata zobaczę.

- Że też wcześniej waści nie spotkałem. Spółkę widziałbym ładną, bo ty ludzi łatasz, a ja kaleczę. Pieniądz leżałby na ulicach...ten to podaż rodzi popyt….czy na odwrót - zaśmiał się Konrad i machnął ręką.

- Taak - przeciągnął to słowo Dietmar. - Łatam i leczę, ale nie każdego i nie zawsze da się uratować. Pamiętaj o tym, jak chce mieczem robić.

-Jak się chlaśnie za mocno, to i reklamacyi by nie było.Po łataniu. I po chlastaniu też - mrugnął Konrad i zachichotał, wytrzepując resztki popiołu z dopalonej fajki.

*

Ranek wstał chłodny i ku zaskoczeniu awanturników suchy. Przestało mżyć, a zza chmur nieśmiało przebijało poranne słońce. Droga jawiła się w znacznie przyjaźniejszych barwach niż dzień wcześniej. Zwłaszcza, że nie trzeba było wspinać się wyżej, tylko wolno, górską drogą podążać w dół, ku Bretoni. Wiele słyszeli o tym dziwnym, jakże odmiennym od Imperium kraju, gdzie rządy sprawował król Filip, któremu doradzała jakaś piękna czarodziejka. Gdzie rycerze zakuci w stal poszukiwali Graala, czymkolwiek by był, przy okazji walcząc z wiatrakami lub innymi wyimaginowanymi potworami. Gdzie jedzono ślimaki i żaby, a profesje hodowcy tych pierwszych i zbieracza drugich cieszyły się wielką estymą...

Pierwszym przystankiem miało być Jouinard, położone nad rzeką Grismarie, Grismere czy jakoś tak. Miało być miastem pięknym i kolorowym, pełnym nadobnych panien i szarmanckich kawalerów. Opływającym rozsławionym na pół świata bretońskim winem. Pachnącym świeżymi bułeczkami i pieczonymi gołębiami. A okazało się zwyczajną, tonącą w błocie dziurą, gdzie miłość można było kupić za kilka srebrników, chyba że chciało się spędzić wieczór w towarzystwie wyposażonej we wszystkie zęby i w miarę czystej dziewoi, to wówczas cena drastycznie rosła. Wino było zwyczajne, kwaśne i rozwodnione. A zjeść można było groch z kapustą i potem popierdzieć sobie do rytmu wygrywanego przez młodocianego, wychudłego barda w wyblakłym dublecie, o twarzy usianej czerwonymi krostami. Ach, Bretonia!

Poza wieloma wątpliwymi urokami, Jouinard oferowało jeszcze możliwość zdobycia jakiegoś zatrudnienia. Ofert, czy to przekazywanych ustnie, czy też rozwieszonych na słupach ogłoszeń, dla umiejących czytać było wiele. Można było zostać zbieraczem końskiego nawozu we włościach hrabiego de Valories. Ktoś oferował trzy srebrne monety za strzyżenie owiec. Ktoś inny głośno zachwalał warsztat niejakiego Bourville’a, gdzie trzeba było udeptywać barwione płótno. Dla chcących wybrać się na zbiór chrustu lub paść gęsi wielebnego Poitine też czekała praca. Ale dla prawdziwych awanturników było takie coś:


Tylko ten nagłówek o rozumnych i inteligentnych był nieco mylący. Ale to pewnie po to, żeby przesiać kandydatów.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 26-03-2019 o 23:35.
xeper jest offline  
Stary 27-03-2019, 00:14   #2
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Patrzcie, piszą o nas - uśmiechnął się Caspar - umiemy czytać i pisać, a a może nawet i rysować. To raz. Przeszukiwanie też nam kłopotu nie sprawi, to dwa. Jak magiczne coś będzie, to też damy radę, to trzy. Obronić się w takiej kompanii to żaden problem, a jakby poszło gorzej to Dietmar poskłada do kupy. To cztery. I dzięki Pannie Gwendolinie może nawet nie umrzemy z głodu na szlaku. To pięć - uczeń czarodzieja odginał kolejne palce i akurat mu ich starczyło. Jak to nie był dobry znak to nie wiedział co miałoby nim być. I nawet ich była równo piątka.
- A gorzej niż ostatnio przecież i tak nie pójdzie - dodał na zakończenie. Entuzjastyczny ton był zrozumiały. Zarobek to jedno, a jakby się znalazło coś magicznego i cennego to i z egzaminami na pełnego maga problemu nie będzie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 27-03-2019 o 21:15.
hen_cerbin jest offline  
Stary 29-03-2019, 23:28   #3
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Bretonia wyglądała jak dobre miejsce na nowy początek. No, w zasadzie tak było dopóki Dietmar Rache jej nie zobaczył na własne oczy, zjeżdżając z nowymi kompanami traktem wiodącym z Imperium przez Góry Szare. Cóż, widoki nie były całkiem zgodne z oczekiwaniami i nadziejami opartymi na opowieściach bardów.

Brud, nie brud, błoto, nie błoto, zarobić na jedzenie trzeba było, a to ogłoszenie było na tyle nietypowe, że od razu zwróciło uwagę cyrulika. A skoro inni też wyglądali na zainteresowanych, decyzje zapadły dość szybko.

- Ktoś wie, jak daleko jest ten klasztor?
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 30-03-2019, 14:58   #4
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Grimm podszedł do Dietera i poufale uderzył go krzepkim ramieniem w plecy.

- Ha! Widzę Herr Rache, żeście gotowi na niebezpieczną przygodę! Już kombinujecie jak się dostać do klasztoru. To i dobrze. Zuch z Was widać od razu. Trzeba nam popytać w tutejszej karczmie i się dowiedzieć konkretów. Widzi mi się, że Jounaird to zacne sioło i zacni ludzie tu mieszkają - powiódł wzrokiem i wyłuskał wśród przechodniów pulchnego mieszczanina.

- O! Piękny i dorodny Bretończyk - wskazał paluchem nieznajomego. - Podejdę i wywiem się czego nam potrzeba. Może karczmę poleci? Ktoś chętny do rozmowy?
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 30-03-2019 o 15:05.
kymil jest offline  
Stary 31-03-2019, 16:25   #5
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- I dzięki Pannie Gwendolinie może nawet nie umrzemy z głodu na szlaku - dodał na koniec Caspar, co spotkało się z prychnięciem kobiety.

- A co ty sobie myślisz, że jak baba to od kotła nie odchodzę? Co najwyżej mogę cię zdzielić chochlą i poprawić łopatą- Gwen skrzyżowała ręce na piersiach i choć nie była obrażona, sprawiała takie wrażenie. Prawdę mówiąc była sceptycznie nastawiona co do zadania i nie ze względu na jego wydźwięk, a wymagania. Nie przypominała sobie by których z chłopów pióro i szkicownik w łapie trzymał, ani by nos przy ziemi miał i badał ślady na drodze. Caspar najwyraźniej przesadzał i przeceniał wszystkich, w tym chyba najbardziej samego siebie.

- O! Piękny i dorodny Bretończyk - Grimm wskazał paluchem nieznajomego. - Podejdę i wywiem się czego nam potrzeba. Może karczmę poleci?

- Karczmę na pewno
- uniosła brew Gwen lustrując tłuściocha od góry do dołu - Tylko czy jeszcze coś tam zostawił do żarcia...

- Ja do rozmów się nie nadaję. Zbyt wiele wiosen spędziłam z trupami, aby mieć cierpliwość do żywych. Jestem zdumiona, że z wami się idzie dogadać, a na martwych nie wyglądacie. I póki co budząc się na szlaku wciąż mnie otaczacie, nie zwinęliście śpiworów przed świtem jak wiele innych grup, z którymi szło mi wędrować od czasu do czasu... - dodała całkiem szczerze, zawieszając ponownie wzrok na ogłoszeniu. Naprawdę ktokolwiek z nich potrafił szkicować mapy?!
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-04-2019, 10:25   #6
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Konrad z radością przywitał kolejną namiastkę cywilizacji. Nie, aby nie radził sobie na szlaku. Po prostu umiał docenić czyste wyrko i jakiś siennik, a i jakieś gładkolice towarzystwo, tulące do snu też nie było złe. Lepsze do niż odparzać sobie dupę w siodle, i marznąć w nocy pod kocem, na wilgotnej od rosy ziemi.

Juinard...kolejne pograniczne zadupie, choć dla reiklandczyka zadupiem było wszystko poza jego ukochanym Reiklandem. Człowiek przyzwyczajony do strzelistych dachów Altdorfu wszędzie czuje się jak na prowincji, choćby to był i sam Parravon, czy jak to bretońskie cholerstwo chciało się nazywać. Albo nie chciało, bo ciężko było zrozumieć bretończyków, których mowa brzmiała nieco zbyt melodyjnie, niczym u cherubinków w chramie Sigmara.

"Jakby im kto jaja powiązał" myślał Konrad. Caspar stanowczo przesadził z tym "my", ale Konrad nie zamierzał póki co wyprowadzać go z błędu. Konrad mapę widział raz. Wisiała na ścianie kapitana straży miejskiej, ale Konrad nie miał czasu specjalnie jej podziwiać, bo dwóch krewkich strażników właśnie fundowało mu zwiedzanie loszku w kordegardzie. Cóż, czy doktor potrafił się obronić, w to Konrad akurat wątpił. Ale umieli pisać i Konrad liczył, że ogarną te mapki, i co tam trzeba będzie wymalować. Grosz nie śmierdzi a robota wyglądała na dosyć prostą. No i miała pewien plus. Pozwalała na pewien czas zniknąć w górach, więc dla Konrada było to pieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Uśmiechnął się, przejeżdżając koniem obok pojącej owce wieśniaczki. Ładniutka była. Konrad podkręcił zawadiacko wąsa i uśmiechnął się, błyskając białymi zębami.


- No to cudnie, świnko - rzucił do Caspara - uczeniśmy w piśmie, mocni w pięści, a przystojni, że hoho. Trzeba będzie ekstra wziąć - zażartował z lekkim sarkazmem - Jakby co, idę się nachlać... - Konrad skierował konia w stronę centrum wioski, wypatrując charakterystycznego wiechcia na dachu oznaczającego w wielu miejscach karczmę.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 05-04-2019, 10:57   #7
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dłuższą chwilę zajęło krasnoludowi dogadanie się z mieszczaninem. Na szczęście, mowa Parravończyków była równie bliska bretońskiemu co i językowi używanemu na północnych pogórzach Gór Szarych, chociaż okraszona też wieloma zupełnie obcymi, dziwacznymi sformułowaniami. W końcu jednak Grimm dowiedział się, że klasztor o którym mowa w ogłoszeniu znajduje się kilka dni drogi od Jouinard, a aby tam dotrzeć trzeba przejechać przez ville de pierre. W tym samym czasie Konrad znalazł gospodę i kiedy reszta kompani się tam zjawiła, był już zadomowiony na dobre.

Miasteczko nie miało nic ciekawego do zaoferowania, więc już następnego dnia towarzystwo ruszyło na wschód, ku stolicy księstwa. Dotarcie tam zajęło trzy dni, podczas których zdążyli zmoknąć zlani deszczem, wysuszyć się w promieniach ciepłego, wiosennego słońca, uczestniczyć w wiejskim weselu Cluseardy i Armagniaca we wsi Vingiennetes i zobaczyć słynnych Pielgrzymów Kielicha zmierzających ku jednemu z licznych sanktuariów Pani Jeziora.

Parravon rzeczywiście był miastem z kamienia. Stolica księstwa i siedziba Diuka Rene d’Aboir-Pointigny,położona była na północnym brzegu Grismaire, pośród wznoszących się stromo białych, kredowych urwisk. Ciągnęła się doliną przez kilka mil, szeroka na zaledwie kilka ulic. Domy i budynki o wysokich, strzelistych wieżach wyciosano wprost z kamienia lub wzniesiono z lokalnego surowca. Od zachodu granicę miasta stanowił rzeczny port, znaczący koniec żeglowności dla większych jednostek. Składy ukryte były głęboko w skałach, pełnych otworów wentylacyjnych, wystających z nich drewnianych konstrukcji mechanizmów transportowych i dźwigów. Obsługą maszynerii, co nie powinno dziwić zajmowały się krasnoludy, będące głównymi, poza diukiem beneficjentami handlu rzecznego.

Mimo w miarę przyjaznego wyglądu, mówiło się, że zło zalęgło się na ulicach Parravonu. Nocą życie zamierało, a ludzie chronili się za zaryglowanymi drzwiami i okiennicami. Ponoć ciemne zaułki przemierzały tajemnicze korowody, które porywały nieszczęśników, aby poświęcić ich życie w mrocznych rytuałach. Niby Diuk robił wszystko aby zapobiec tragediom, ale i tak mówiono, że to pozory, bo za sprawców zwyczajny mieszczanin uważał wypomadowanych, wypachnionych i zblazowanych arystokratów.

Okazało się, że do Grunere czyli kolejnego przystanku na drodze do klasztoru można dotrzeć łodzią. Podróż cuchnącą rybą łodzią, w towarzystwie cuchnących rybą rybaków i w akompaniamencie krążących nad krypą, krzyczących i srających na wszystko mew była średnią przyjemnością, ale udało dotrzeć się bez większych przygód do miasteczka za całkiem małe pieniądze. Grunere było podobne do Juinard, czyli byle-jakie i nie oferowało niczego ciekawego. Aby dotrzeć do La Maisontaal wystarczyło udać się w górę doliny wrzynającej się głęboko w łańcuch Gór Szarych, kierując się na wiecznie ośnieżony, otoczony pióropuszem chmur szczyt Frugelhorn. Dla konnych podróż owa miała zająć bite dwanaście godzin jazdy, dwa dni.
 
xeper jest offline  
Stary 08-04-2019, 21:30   #8
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie dotarli do Grunere, Grimm odetchnął pełną piersią.

- Kocham, te bretońskie mieściny. Pełne ulotnego uroku, rzekłbym - puszczając znacząco oko do Gwendoline. - Koniec naszej podróży bliski. Mocniejszego trunku bym się napił. W łóżku pod owczą derką wyspał. Co Wy na to? Może mają tu gospodę?

Krasnolud nie marudził po drodze. Jego plemię z twardej skałby było wyciosane. Uśmiech rzadko schodził mu z twarzy. Zazwyczaj wtedy, gdy musiał pociągnąć dymu z fajki.

- Jako że droga wiedzie ciągle w przód przez Góry Szare, ku polodowcowej dolinie musimy zakupić cieplejsze odzienie. Mrozy z Karaz-a-Karak to nie są, ale mogą dać nam ostro w kość. Ci tutejsi górale muszą coś mieć na moją miarę z przyodziewku. Pójdę i się wywiem. No i potrzebujemy przewodnika. Może jakiś mnich będzie wracał do La Maisontall to nas zaprowadzi.
 
kymil jest offline  
Stary 08-04-2019, 22:09   #9
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Z pieniędzmi u mnie krucho, ale co racja to racja. W sandałach w góry się nie zamierzam wybierać - zgodził się Caspar, który choć przyzwyczajony do cienkich i dziurawych ubrań jak to niegdysiejszy wieśniak a potem biedny student, nie zamierzał ryzykować życia bez potrzeby. Rozglądał się za ciepłym i tanim przyodziewkiem.
- A i może dobra okazja by się w łóżku wyspać. O ile nie będzie za drogo - dodał.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 10-05-2019 o 21:01.
hen_cerbin jest offline  
Stary 11-04-2019, 14:08   #10
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Cyrulik i jego nowi towarzysze stanowili niezwykle kolorową i różnorodną grupkę. Zaskakująco jednak, najwyraźniej czuli się razem wystarczająco dobrze, by pokonywać kolejne mile, a nawet poszukiwać wspólnie możliwości zarobku. No i oczywiście w grupie zawsze raźniej i bezpieczniej.

Bretonia też była pełna zaskoczeń. Rache chłonął nowe widoki, zwyczaje, słowa. Niby wszystko było podobne do rzeczy, które znał z domu, ale jednak troszkę inne. Jak zawsze, diabeł krył się w szczegółach. Jedno się nie zmieniało, ludzie po weselach mieli bóle głowy i niestrawności, a tu mikstury Dietmara mogły tylko pomóc. Parę dodatkowych grosików zawsze się przydaje, choćby na zakup cieplejszych ubrań, które zalecał krasnolud Grimm. Poszukiwanie przewodnika uznał jednak za zbędne.

- Kierunek znamy, mości Durinsonie, drogę dobrze widać, chyba nie pobłądzimy? Ileż dróg może prowadzić do tej dolinki? A i klasztor pewnie dobrze znany w okolicy.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172