Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2019, 19:32   #11
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
O co mogło chodzić Margit, niczego podejrzanego nie słyszał na zewnątrz. Jednak dziecko jest na tyle wstrząśnięte że coś złego się stało.
-Kto jest na zewnątrz? Spokojnie, nic się nie dzieje- Wrona uklęknął przed Margit i złapał ją za ramiona. -Nikt stąd się nigdzie nie wybiera. Gdzie jest Corinna, lub Lenz?- Korwin się uśmiechnął, głaszcząc dziecko po głowie. Zbyt duża ilość stresu, i niepotrzebnych zmartwień może źle wpłynąć na jej zdrowie, dlatego trzeba było ją jak najszybciej uspokoić. Tylko co na bogów się dzieje, problemy w tych czasach były zbędne Korwinowi... w sumie jak każdemu.

Mama i tata są na dworze... z tym panem- wskazała na okno wychodzące na jedną z większych ulic.

-Margit prosze to dla ciebie, a teraz idź się połóż i odpocznij. Zaraz wszystko się wytłumaczy.- Wrona podał Margit lalkę, i podprowadził ją do siennika. -Odpoczni sobie…-. Korwin poszedł w kierunku drzwi wyjściowych, i udał się przed dom. Tak jak Margit mówiła. Oby okazało się że to zwykły domokrążca, lub prorok zagłady.

Jednak może być to jedno i drugie po tym co zobaczył przed domem...
Wyszedłszy przed dom, Wrona ujrzał rodziców Margit - Corinnę i Lenza oraz pana Rietharda, jednego z księgowych pracujących dla miasta. Riethard należał do starej, urzędniczej gwardii, szkolonej daleko w imperium, a wysłanej przymusowo do administrowania ziemiami Sylvanii. Nie lubił Korwina - uważał go za partacza bez wykształcenia i wielokrotnie utryskiwał na zatrudnianie go jako pisarza przy dokumentach urzędowych. Teraz pan Riethard patrzył zimnym wzrokiem na Lenza, który cały czerwony stał kilka kroków przed nim, wznosząc wysoko ręce. Urzędnik od razu odnotował przybycie Korwina, w jego grubych szkłach odbił się refleks słońca.
No, no… jest i spiritus movens całej tej sprawy - odkaszlnął.
To prawda, Korwin?! - Lenz, zawsze spokojny i dobrotliwy, teraz aż kipiał złością – To prawda, że ten dom nie należy do ciebie?!

-Dobry wieczór panie Riethardzie. I tak dom należy do mnie, był w mojej rodzinie od pokolenia. Dokumenty przecież znajdują się w urzędzie, spisy ludności czy podatki też są, spisane na ten dom, i moją osobę.- Wrona stanął obok Dierków, -Oraz przepraszam za spóźnienie, Panie Riethardzie, Państwo Dierk.- skłonił się w kierunku rozmówców.
No! - krzyknął niemal Lenz Dierk – Toć sam mówi! Po co ta chryja?!

Pan Riethard odkaszlnął ponownie. Poprawił okularów i popatrzył na obu z góry, był bowiem niepospolicie wysoki.
Rzecz w tym, Korwinie, że twoje zeznania są jakby sprzeczne z treścią księgi wieczystej. A ja - imaginuj sobie - bardziej ufam papierowi niż zawodnej pamięci ludzkiej

-Takie sprawy powinno się rozwiązywać w urzędzie, a nie ulicy. Wszystko powinno się wyjaśnić.- Wrona wyjął chustkę i zaczął wycierać sobie ręce. -Teraz się udajemy do Gmachu, Panie Riethardzie? Czy jutro, wszystko się wyjaśni, obaj wierzymy w dokumenty.- chłopak jeszcze raz się głębiej skłonił Reithardowi, Niech Pan zdecyduje o jakiej porze, i przepraszam że zawracam Panu głowę. Mam nadzieje żę Pan wierzy w to że pomimo że nie jestem uczonym, to nie jestem głupcem by nie mieć dokumentów, które posiada pierwszy lepszy mieszkaniec.- Korwin kłaniał się dalej do momentu póki nie odpowie.

To, czy obaj wierzymy w moc urzędową dokumentów jest sporne. Mogę ręczyć jedynie za siebie - kaszlnął silnie.- Nie jestem tu po to, by dyskutować z wami ani też uzasadniać materialnej podstawy decyzji urzędu. Ja jestem tu, by w ramach administracyjnego trybu postępowania egzekucyjnego, poinformować was, że prawowity według księgi wieczystej właściciel nieruchomości, wykorzystał swoje rei vindicatio i tym samym urząd wzywa was - was wszystkich - do opuszczenia bezprawnie zajmowanej nieruchomości. Macie na to pięć dni - chyba że jesteście w stanie przeprowadzić wiarygodny przeciwdowód. Podejrzewam jednak, że nie, bo - imaginuj sobie, Korwin - w księdze wieczystej stoi czarno na białym, że twój wstępny, ojciec znaczy się, zanim zniknął, zbył nieruchomość w ramach umowy emptio venditio, za wynagrodzenie, dodam ze swej strony. Także od dłuższego już czasu zajmujecie tę nieruchomość budynkową jako dzicy lokatorzy. Nie dość więc, że prawdopodobnie zostaniecie usunięci - przymusowo tudzież nie - to będziecie musieli pokryć właścicielowi wszelkie poczynione pogorszenia stanu nieruchomości. Jeżeli zaś macie jakiekolwiek dokumenty dotyczące domniemanej własności nieruchomości, powinniście bezzwłocznie poinformować o tym fakcie urząd. To tyle z mojej strony - odwrócił się, by odejść.

-Dobranoc Panie Riethardzie. Może zobaczymy się jutro w urzędzie.- Korwin pożegnał się Biurokratą. Wrona spojrzał na Dierków, i lekko westchnął -Przepraszam za nieprzyjemną rozmowę. Jutro się powinno wszystko wyjaśnić, nie jeden w urzędzie widział moje dokumenty.- wskazał ręką w kierunku domu. -Prosze wracajmy do domu. Margit się martwi o was.-. Korwin za drzwiami spojrzał na Dierków -Obiecuje że wszystko się wyjaśni, Księgę wieczystą sprawdzali nie pierwszy raz. I wcześniej było wszystko w porządku.-.
Urzędnik oddalił się, nie odpowiadając na pożegnanie. Nie wydawało się, by przejęły go zapewnienia Korwina, nie wydawało się także, by zaufali im do końca Dierkowie.
O co w tym chodzi, Korwin? Czego on chciał?
-Sam chciałbym wiedzieć. Albo są tak nikłe szanse że ktoś się pomylił, lub się ktoś pomylił. Jak już mówiłem nie jedna osoba widziała moje spisy. Oraz księga była otwierana wiele razy, a nie dopiero dzisiaj. Więc albo ktoś się pomylił, lub ktoś jakimś cudem przerobił księgę wieczystą.-
A jeśli przerobił… - zaczęła Corinna – to czy coś nam grozi? Ten człowiek brzmiał bardzo poważnie i nie sprawiał wrażenia, jakby miał jakieś wątpliwości. Co jak za pięć dni przyjdą i usuną nas stąd siłą?
- Nie widze celu by to przerobili, Pan Riethard może jest oschły, ale by nic nie zyskał robiąc coś takiego. A jest typem co najpierw patrzy na siebie.- zaczął obgryzać paznokieć od kciuka -Wystarczy znaleźć jakikolwiek dokument że dane były spisywane na mnie. Nawet zwykły spis ludności.
Dierkowie zamyślili się, patrząc na siebie. W końcu ponownie odezwała się Corinna.
Boimy się, Korwin. Jeśli masz jakieś dokumenty, cokolwiek, idź tam jutro i spróbuj to załatwić. Normalnie może i byśmy uznali, że zaszła zwykła pomyłka, ale jak cię nie było przyszedł tu jakiś chłopiec. Miał dla ciebie list, mówił, że od ojca. Ale wiesz, my czytać nie umiemy. Wzięłam liścik i schowałam w garnku, jak chcesz, możesz zobaczyć, co tam jest. Po tym, co tu się stało, chyba wszyscy jesteśmy ciekawi.
Korwinowi niesamowicie rozszerzyły się oczy, i na chwile wstrzymał odech. -Od Ojca… dzięki bogom!- Korwin pobiegł szybko do domu!

Wbiegł do izby, wystraszywszy nieco małą Margit. Jednym susem dopadł do garnca, pomacał ręką i wyciągnął zmięty kawałek papieru. Zaczął łapczywie czytać jedno zdanie.

Cytat:
Spotkajmy się za trzy dni w Kuehnenchein, pilne. Twój ojciec, Sepp.
Czyli Ojciec jednak ciągle żyje, modlitwy zostały wysłuchane. Nie słyszał nic o Ojcu od dwóch lat, a teraz dostał od niego list. Za trzy dni może znowu usłyszy głos Ojca, i może coś opowie gdzie był. Jeżeli był poza miastem to na pewno miał jakiś cel odejścia.
Korwin ucieszony, i z sercem pełnym nadziei zwrócił się w kierunku Dierków, -Jutro lub pojutrze wszystko się wyjaśni. Gwarantuje to wam.- po chwili spojrzał na Margit -Wszystko będzie w porządku, a teraz się trochę się z tobą zajmę. W przeprosiny że tak się zdenerwowałaś.- przygotował swoje nowe własnoręcznie wykonane warcaby. Może chociaż Margit się trochę rozluźni.

Po kilkunastu minutach od zachodu słońca, gdy Margit już ze zmęczenia położyła się spać a reszta domowników także się szykowała do snu, ciągle rozmawiając o tym co się stało. Korwin zapewniał że wszystko się wyjaśni, i wszystko będzie w porządku. Przynajmniej w to wierzył… W trakcie rozmów przygotował swoje rzeczy do jutrzejszego wyjścia do kanałów, do stałego zestawu swoich rzeczy przygotował parę metrów szmaty którymi owinie nogi. Kto by chciał brudzić swoje dobre buty, nikt. Do kieszeni w środku plecaku włożył list od Ojca, po tym postanowił wyjść na zewnątrz. Zgasił za sobą świece bo Dierkowie już spali, lub zasypiali, oraz zamknął za sobą drzwi.

Postanowił na kilkadziesiąt minut udać się do swojej ulubionej karczmy gdzie się porządnie zje, no i trochę wypije… jednak nie poleca się pić większości alkoholi bo Karczma jest prowadzona przez niziołka Gropy’iego Owsianka. Miły przyjacielski niziołek który raczej gotuje, niż kradnie. Choć krążyły plotki że był kiedyś legendarnym złodziejem w Altdorfie, dlatego uciekł na peryferia Imperium… ta historia krąży gdzieś pomiędzy tym że ten parszywy piekarz Muller nie dokłada piachu do chleba, a wielkimi tajemnicami w kanałowych ruinach elfów. Choć z tym że nie dokłada piachu do chleba może być to prawda… żwir zmieszany z trocinami drewna, tak to lepiej pasuje do jego chleba.

,,Obok Owsianej miski” to jedna z lepszych, i mniejszych karczm w mieście. Znajduje się w pobliżu dzielnicy niziołków, i naszego małego targu spożywczego. A raczej nie naszego, a niziołków bo rzadko tam się spotyka ludzkiego kramarza. A jak się nie je czegoś za jednego pensa bez targowania to raczej nic się nie stanie. Gropy przyjmował gości także w nocy, a jak się dopłaciło to nawet gotował świeże jedzenie. Morrslieb na niebie odstraszał większość ludzi, jednak było dziś wyjątkowo ruchliwie w okolicy. I to biegały głównie straże, ciekawe co się stało? Ognia, i dymu nigdzie nie widać więc raczej nic się nie pali… czy Korwin zgasił świeczki? Po chwili grozy przypomniał sobie że przed wyjściem je zgasił.

Po otworzeniu drzwi do karczmy, po kilku krokach wesołym głosem przywitał go właściciel Gropy. Porozmawiał z nim, Owsianek zaproponował niziołcze piwo, Korwin odmówił, plotki wymienione. Wszystko było jak zawsze, do momentu w którym Korwin aż zakrztusił się sokiem jabłkowy. Kilka ulic dalej, na targu niedaleko sławnego ,,Pod cycem’’ dokonano morderstwa. Jedni mówią że dwójka bandytów z zimną krwią spałowała ludzi. Inni że ktoś w zemście sam dokonał sprawiedliwości, inny że to był ktoś na wynajem. W końcu że w obronie kogoś znajomego. Ten moment zakrztuszenia to był jeden z opisów zabójców, jak to Gropy powiedział -...śmierdziel z prostą gałęzią, i brzydal z tak paskudną twarzą że płakał bo go tak los pokarał z buzią…-. Śmierdzieli jest wiele jednak osób tak brzydkich że płaczą to niewiele… nawet zna takiego.

Poprosił Gropy’iego by spakował mu troche jedzenia na wynos, do jego menażki która w środku jest zrobiona z metalu, podobno cyny, z wierzchu była pokryta ładnym olchowym drewnem. Wlał do środka trochę gulaszu z jakiegoś mięsa, i warzyw. Może to szczur, jednak smakuje dobrze, to obojętnie czy kurczak lub jakiś szkodnik. Dołożył dwa jajka na twardo, i jeden duży podpłomyk podzielony na dwa. Już wychodząc Korwin przypomniał sobie o soku jabłkowym Gropy’iego który sam, a także Margit bardzo lubiała. Zapełnił bukłak i udał się w drogę powrotną do domu.

Popatrzył się w kierunku Morrslieba, podobno bycie na zewnątrz tego dnia przynosi zło. Jednak kilka razy już był na zewnątrz podczas pełni, po zatem są ludzie którzy nie mają wyjścia niż bycie na ulicy, na zewnątrz. I co wtedy z takimi, co może ich spotkać gorszego niż głód, i cierpienie. Powiadają że w takich nocach dzieje że wiele nadnaturalnych rzeczy, a niektórzy wykorzystują to do swoich rytuałów. Każdy modli się by się ich nie spotkać, także Korwina nie interesują takie przygody.

Oby to nie był Beksa, który zamordował człowieka… może zajmował się obijaniem mord, jednak nigdy nie zabił. Przecież na pewno jest kilka paskudnych osób, co wtedy płakała i mordowała… na pewno. Gdy Korwin był już na swojej ulicy spojrzał na dom, nie spalił się. Czyli zgasił świece. Odetchnął z ulgą, otworzył drzwi, położył menażkę na komodzie obok łóżka i położył się spać. Trzeba się obudzić przed świtem, i udać się na miejsce spotkania… gdzie to było? A no tak Duża Krata, brak puszek wtedy, być szybko, skarby. Sprawdził jeszcze raz wszystkie świece czy są zgaszone, drzwi zamknięte, okna tylko uchylone. I położył się spać.
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 17-04-2019 o 19:34.
KlaneMir jest offline  
Stary 25-04-2019, 23:46   #12
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Sylvania, Teufelheim
5. Brauzeit
Przed świtem
Duża Krata

Czwórka chłopaków zebrała się pod Dużą Kratą jeszcze, gdy było ciemno. Czekali w milczeniu na Klausa, sprawcę całego zamieszania. Byli przygotowani do dłuższej wyprawy do kanałów, mieli jednak nadzieję, że cały ten trud będzie godny nagrody, jaką obiecywał ich przyjaciel. Młodego nie było i nie było, a wkrótce przybędą rycerze na poranną wartę przy Kracie. Coś musiało Klausa zatrzymać.

Nie rozmawiali wiele. Niektórzy byli zaspani, inni zaniepokojeni. Pieter i Emil nie gadali o tym, co było wczoraj. Po rybaku było widać podenerwowanie, natomiast Beksa zawsze zachowywał taki sam wyraz twarzy, z którego trudno było cokolwiek wyczytać. Wreszcie pierwsze promyki słońca oświeciły pokryte rosą domy Teufelheim, a chłopaki zaczęli pytać się wzajemnie, gdzie jest Klaus, który tak nalegał, by byli przed świtem.

W tej samej chwili krata delikatnie uchyliła się, a zza niej wyglądnęło ciekawsko umorusane oblicze Klausa. Pokiwał, by podeszli do niego. Rozejrzawszy się bacznie, czy nigdzie nie ma rycerzy, przemknęli chybko za kratę. Klaus wyjął z kieszeni swoich spodni na szelki klucz i zamknął kratowe przejście.

Skąd go masz? – zapytał ze zdziwieniem któryś z nich. Klucz był mosiężny, z wygrawerowanym elfickim wzorem, który później partacko przerobiono na sigmarycki młot. W posiadaniu takich kluczy były tylko władze miasta.
Musiałem jakoś zabezpieczyć się na wypadek, gdyby ktoś pomyślał ruszyć za nami. Albo zauważył, że krata jest otwarta. Dlatego jestem później.

Klaus był bardzo zdenerwowany – odkąd tylko go zobaczyli – ręce trzęsły mu się, na czole miał pot, mimo że był dość chłodny poranek. Zresztą, pot nie tylko widzieli, ale i czuli. Poza tym był blady, może jakieś choróbsko go wzięło? Niemniej wciąż bardzo zdeterminowany, by dojść do celu.

Przy nodze miał pochodnię, przy pasie przytroczony woreczek z prowiantem, a przez ramię przewiesił sobie długi, konopny sznur. Skończywszy z bramą, urwał rozmowę i skierował się ku kanałom. Przeszli raptem kilkanaście kroków i napotkali ziejącą mrokiem otchłań. Tutaj elficki korytarz zapadł się pod wpływem ruchów ziemi i odsłonił ukrytą pod nim pieczarę, jak wyjaśnił Klaus. Dlatego mało kto zapuszczał się na kanały drogą wiodącą przez Dużą Kratę.

Na dole płonęło ognisko, Klaus wytłumaczył, że to jego i że tam przysiądą i przedstawi im dokładnie trasę wędrówki. Zdjął linę i rzucił jeden jej koniec w ciemność, drugi przymocował do wystającego kamienia. Spuścił się w dół po skalnej ściance, a za nim reszta chłopaków. Gdy byli już na dole, podeszli do dogasającego ogniska Klausa. Młody przysiadł na rozłożonym obok kocu, odetchnął i zaczął mówić.

Najpierw podpalimy nasze pochodnie w ognisku, a potem ruszymy tam – palcem wskazał gdzieś w ciemność, na prawo od siebie. – Przejdziemy niższym poziomem tuneli, uwaga, bo będzie ślisko, a obok jest urwisko. Ta część, w której jesteśmy, jest dość mocno zniszczona. Jak już będziemy za urwiskiem, wejdziemy do kolejnej groty. Tam bądźcie gotowi na… przeciwności. Ale jak dobrze pójdzie przemkniemy cicho i tam zaraz za tym, jest to, o czym wam opowiadałem.

Twarz miał stężałą, oczy podkrążone i zmęczone. Jakby nie spał całą noc. Mówił szybko, język mu się plątał, ale umysł wydawał się mieć trzeźwy.

Rzut na Spostrzegawczość: 20 (udany)


Wtedy Pieter kątem oka zauważył dziwny kształt. Gdzieś przy skalnej ściance, w ciemności, w lekkim zagłębieniu leżał ludzki kształt. Nie poruszał się.

 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 26-04-2019 o 23:12.
MrKroffin jest offline  
Stary 04-05-2019, 21:19   #13
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Ki czort?! - Pieter skierował pochodnię w stronę czegoś co wyglądało jak ciało. - Chyba kogoś tu załatwili.

Światło pochodni otoczyło ciało. Pieter ze zdziwieniem odkrył, że należało ono niegdyś do jednego z rycerzy - piegowaty młodzieniec, niewiele starszy od nich, leżał z wyraźnie złamanym karkiem. Musiał być nowicjuszem, tak sugerowała jego lichej konstrukcji zbroja (właściwie tylko koszulka kolcza) i prosty ryngraf z wyrytym młotem Sigmara.

Klaus poderwał się lekko.

- Spokojnie, spokojnie! To akurat był nieszczęśliwy wypadek… - zaczerwienił się.

- Nieszczęśliwy wypadek czy nie, miejcie oczy i uszy otwarte. - oznajmił Rudy patrząc obojętnie na zwłoki z mieszanymi uczuciami.

- Oby nikt nas nie widział jak tutaj wchodziliśmy, bo jeszcze nas o coś oskarżą… Klaus brama była otwarta na początku? Czy ty ją dopiero otworzyłeś. Jak była zamknięta to trochę dziwne że są tutaj… świeże zwłoki.

- Korwin zamknął rycerzowi oczy, i uczynił pod nosem krótką modlitwę do Morra. -Ciekawe czy o nim zapomnieli, czy był tutaj sam…-- Dobra, to idziemy dalej? - zapytał odwracając się do Klausa

Tak, idziemy - odpowiedział Klaus, ignorując pytanie Korwina i podpalając swoje łuczywo. – Kto jeszcze ma żagiew, niech ją podpali. W kanałach trzeba mieć oczy dookoła głowy i najlepiej cokolwiek nimi widzieć.

Przygotowawszy się, ruszyli z wolna za Klausem, zagłębiając się w ciemność elfich korytarzy. Tunele były wąskie, chodzili więc gęsiego - przewodził Klaus niosący pochodnię i oświetlający drogę. W międzyczasie mogli przyjrzeć się elfim freskom, motywom roślinnym, starym portalom. Ponoć w czasach, gdy dopiero osiedlali się tu ludzie wszystkie te dzieła były pozłacane, a korytarze wręcz lśniły w świetle pochodni pierwszych eksploratorów. Teraz stare dzieła sztuki były pokruszone, zniekształcone, niektóre praktycznie nie do zauważenia. Bez żadnej wartości materialnej. Chodziła plotka wśród mieszkańców, że książę elektor Stirlandu nakazał zebrać ukryte tu złoto i przetopić na imponujących rozmiarów jabłko cesarskie, które przekazał swojemu suwerenowi.

Kilka chwil im zajęło, aż przeszli przez wąski korytarz i kończący go portal, przed nimi rozciągnęła jaskinia. Droga, którą szli zwężała jeszcze bardziej, tak że w pewnym jej odcinku należało przejść stawiając stopę za stopą, plecami do skalnej ściany. Naprzeciw ściany zionął mrok przepaści.

Uważajcie, widzicie te krople lecące ze sklepienia? To dlatego jest tu tak ślisko. Ja pójdę pierwszy. W razie czego Pieter ma linę - stwierdził.

- Wiadomo co i jak daleko jest tam na dole? Może lepiej powiązać się liną i w razie czego powinno być bezpieczniej. - zdjął zwój liny i podał Klausowi by się przywiązał.

Masz rację - przewiązał się, a Pieter trzymał linę. – Na dole nie powinno być głęboko… przynajmniej mam taką nadzieję.

Zbliżył się do krawędzi ostrożnie i powoli, z rozwagą stawiał kroki.

Rzut na Zręczność: 30 (udany)

Na szczęście udało mu się bez problemów przejść po śliskiej nawierzchni. Będąc po drugiej stronie, ściągnął z siebie linę i rzucił kolejnemu w kolejce Dietrichowi.

Nie jest tak źle, chodźcie!

Rzut na Zręczność dla Dietricha: 14 (udany)

Dietrich spojrzał na chłopaków po drugiej stronie zdejmując plecak i torbę, które położył za sobą z boku..

- Obwiążcie się po jednym liną w pasie i rzućcie mi wolny koniec. Będę was asekurował.

Kolejny przechodził Emil, trzymając kurczowo swoją cenną tarczę i miecz. Obwiązany postawił kilka spokojnych kroków. W pewnym momencie stopa ześlizgnęła mu się lekko z gładkiego kamienia, ale zdołał odzyskać równowagę. Szczęśliwie dotarł do końca i rzucił linę Korwinowi.

Rzut na Zręczność: 21 (udany)

Korwin ruszył. Gdy jego przyjaciele przeszli bez szwanku, poczuł się pewniej. W połowie trasy przyspieszył nieznacznie i potknął się na tym samym miejscu, co Emil. Płaski, mokry kamień sprawił, że młody pisarczyk stracił równowagę i poleciał w dół.

Rzut na Zręczność: 48 (nieudany)
Rzut na Krzepę dla Dietricha: 84 (nieudany)

Zaskoczony Dietrich spróbował przytrzymać pisarczyka, lecz zaskoczenie i ciężar przyjaciela szybko go przeważyły tak, że sam padł na kamień i wypuścił z rąk linę. Korwin krzyknął krótko, po czym głośno łupnął o skałę, odbił się kilka razy, aż w końcu zapadła głucha cisza, przerywana tylko kapaniem kropel wody ze sklepienia. Po chwili na dole usłyszeli cichy jęk chłopaka. Poobijany Korwin leżał na dole, wśród kamieni i wody sięgającej do kostek. Prawa noga bolała okropnie.

- Kurwa… - mruknął Dietrich patrząc na Korwina - ...Korwin! Żyjesz?

- Ała kurwa!… Ałaaa! No rzeczywiście! Kurwa teraz mnie wszystko boli!... Na Shally! Chyba żyje. Ale nie czuje się za dobrze.. Klaus tutaj jest prawidłowa droga czy mam do was wracać!. Ja moge tu poczekać troche...- Korwin powąchał zapachy okolicy, czy przypadkiem nie jest w ściekach miasta.

- Tyle brakowało! - Beksa pokazał mniej więcej centymetr palcem wskazującym i kciukiem. - Już czułem grzechot kości Ranalda. I co, zwiałem przed puszkami jak profesjonał tylko po to, by sobie łeb prawie rozbić!? Jak przeżyjemy, to jedną dziesiątą skarbu oddamy Ranaldowi. O ile w ogóle nam się to opłaci! - syknął, łapiąc za fraki Klausa. Puścił dzieciaka, przeciął powietrze mieczem. Jak już się uspokoił, spojrzał w dół. - Lepiej się nie rozdzielajmy. Powinniśmy go stamtąd wyciągnąć! - Emil rozejrzał się za jakimś solidnym miejscem po drugiej stronie, które można by obwiązać liną i spuścić ją do Korwina.

Zauważył na dole mały uskok skalny - tak mały, by zejść bez kłopotów i wyjść z powrotem, a zarazem spuścić linę Klausowi. Było tam jednak wąsko i zmieściłyby się maksymalnie dwie osoby.

- Miejcie mnie na oku, schodzę! - Emil schował miecz do pochwy, tarczę zarzucił na plecy i poszedł z liną na ratunek koledze.

Ześlizgnął się bez problemu po mokrej nawierzchni i już na dole rzucił linę Korwinowi.

Rzut na Krzepę: 42, 31 (udany)

Dopiero za drugim razem udało mu się wyciągnąć pisarczyka, ale koniec końców, wrócili obaj na górę do reszty. Tam Dietrich obejrzał nogę Korwina i ze zdziwieniem stwierdził, że jest cała i zdrowa, co najwyżej mocno poobijana. Na pewno będzie pobolewać jakiś czas i chłopak będzie przez to lekko kulał, ale jak na upadek z takiej wysokości wyglądało jakby bogowie mieli go w opiece.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-05-2019 o 21:47.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 04-05-2019, 21:28   #14
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
Pozostało tylko przetransportować Pietera, wciąż czekającego po drugiej stronie rozpadliny.

Rzut na Zręczność: 31 (udany)


Na całe szczęście, młody rybak pokonał wąski przesmyk już bez większego problemu. Klaus odetchnął z ulgą, spojrzał na Korwina.

Do wesela się zagoi. Chodźcie, nie marnujmy czasu.

Droga znów wiodła w dół. Szli po wąskich, kamiennych schodach. Podróż trwała już sporo czasu, pod ziemią jednak nie sposób było określić jego upływu. Poczuli rychło pierwsze oznaki zmęczenia i głodu, ale Klaus kategorycznie raz za razem powtarzał, że już blisko, żeby się nie zatrzymywać.

Szli głównie różnego rodzaju korytarzami - albo elfickimi, zdobionymi bogato, albo po prostu dziurami wykutymi w skale, których pochodzenie ciężko było określić. Gdy oddalali się coraz bardziej od Teufelheim, gdy wchodzili coraz głębiej, widzieli dzieło elfów w znacznie lepszym stanie niż bliżej powierzchni - nadgryzione poważnie zębem czasu, ale nie ręką poszukiwaczy skarbów. Wreszcie Klaus wskazał im drobny tunel o małej średnicy, do którego trzeba było podskoczyć. Strop był tak nisko, że musieli iść pochyleni. Na szczęście zaraz za pierwszym zakrętem było już wyjście.

Stójcie - zatrzymał się – uprzedzam, że za tym tunelem jest dziwne miejsce. Nie bądźcie zaskoczeni tym, co tam zobaczycie. Lada moment dojdziemy tam, gdzie was prowadzę.

Wyszedł pierwszy, a właściwie zeskoczył na dół. Coś zachrzęściło, gdy upadł. Potem każdy z nich po kolei wyszedł z tunelu. Pod swoimi nogami, pośród wody siegającej kostek, leżały jakieś drobne, kruche przedmioty. Pieter schylił się z pochodnią, by zobaczyć, co to jest i ujrzał wyraźnie stary, zmurszały kawałek kości. Płaskiej kości, ale odłamek był na tyle mały, że ciężko określić, go kogo lub czego mógł należeć. Było ich tu mnóstwo, walały się pod stopami.

Rzut dla Dietricha - Nauka (anatomia): 14 (udany)


Dietrich zaś bez problemu poznał, że dziesiątki porozrzucanych w tej jaskini kości, należały do ludzi, a Pieter trzymał w ręku fragment kości miedniczej.

To co… ruszamy? - zapytał niepewnie Klaus i postawił krok w kierunku przeciwległego końca jaskini.

- Ruszać ruszajmy, ale coś mi tu śmierdzi... i nie, to nie moje onuce. - Emil kopnął coś, co wyglądało jak fragment żuchwy. Nie znał się na anatomii tak jak Dietrich, ale nieraz podczas roboty kopał w żuchwę leżącego. Schował miecz do pochwy i wyjął długi, drewniany drąg, którym zamierzał rozgarniać kości leżące mu na drodze. - Czy tylko mi się wydaje, że TEGO tu nie powinno być?
- To miejsce jest złe, idziemy dalej - powiedział rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu, ściskając pałkę i pochodnię aż zbielały mu kostki.
- Ciekawe… - mruknął Rudy - Przyświećcie mi trochę. - i po tych słowach ukucnął by bliżej się przyjrzeć kościom i ustalić przyczynę śmierci. Miał nadzieję, że nie będą poobgryzane… przez coś większego niż szczur… Nie mniej, wiedza jak umarli i jak długo tu leżą mogła w przyszłości ocalić im skóry, a może i nawet pozwoli uniknąć ich losu.

-Klaus mam nadzieje że wiesz gdzie nas prowadzisz, i nie ma po drodze gniazda goblinów czy gorszego ścierwa… Jednak na razie bardziej martwią mnie te kości. Może nie jesteśmy w sercu naszej Krainy, jednak i tutaj mogę dziać się takie same złe rzeczy z szczątkami.-. Korwin postanowił złamać czy skruszyć Czaszki czy części wyglądające na ręce czy nogi. Może za dużo nie zostało w całości, jednak nikt by nie chciał by za jego plecami powstał Kościotrup. -Lepiej jak najszybciej odnajdźmy ten ,,skarb”, i wróćmy na powierzchnię. Ehh… Dietrich coś wywróżyłeś z tych kości?-.

- Nie niszcz, daj pracować. - warknął młody balsamista na nadwornego psuja gdy ten zaczął się ostro zabijać o niszczenie poszlak - Lepiej przyświeć.
- Spokojna głowa, to tylko się wydaje tak straszno. Ja przeszedłem tu już dwa razy i nic mi nie jest. - zapewniał Klaus, choć głos miał niepewny. - Rudy, zostaw, kto wie od czego to cholerstwo…

Rzut na Nauka (anatomia): 14 (udany)


Dietrich jednak nie zrezygnował i uważnie obejrzał kilka kości. Były lekko ponadgryzane małymi zębami, najpewniej szczurzymi. Ilość jednak tych nagryzień sugerowała, że zwierzęta musiały zedrzeć z ciał nieszczęśników całe mięso i wielokrotnie ponownie je obgryzać. Poza tym wykluczył śmierć spowodowaną obrażeniami - kości były nienaruszone w tym zakresie. Były też bardzo stare, rozsypywały się w rękach, a ponadto były dziwne… miały inną budowę niż kości ludzkie. Dietrich już widział takie kości, w o wiele lepszym stanie i u żywego posiadacza. Ależ tak! Z dużym prawdopodobieństwem mógł stwierdzić, że były to kości elfie.
- Hmmm… - mruknął zszywacz Dietrich po czym wstał i oznajmił soicko i pewnie - ...spokojnie panowie. Te kości pamiętają elfie czasy. Elfie kości, pewnie na choróbsko zeszły, a szczury poobgryzały co tu zostawili. Chodźmy już.
 

Ostatnio edytowane przez KlaneMir : 05-05-2019 o 13:35.
KlaneMir jest offline  
Stary 08-05-2019, 23:54   #15
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Bohaterowie ruszyli przed siebie, przez salę wyłożoną elfimi szczątkami. Unosiła się tu jakaś dziwna woń o trudnej do sprecyzowania proweniencji – ni to stęchlizna, ni to gnicie. Było to tym dziwniejsze, że elfie kości musiały leżeć od wieków, jeszcze zanim wysoko nad nimi postawiono mury Teufelheim. Z pewnym niepokojem Dietrich, Emil, Pieter i Korwin szli środkiem sali za idącym o krok z przodu Klausem, rozgarniając stare kości. Niektóre z nich kruszyły się przy dotknięciu, były wręcz zaskakująco nietrwałe. Ten krótki spacer pośród szczątków zdawał się wydłużać w nieskończoność, mimo to trwał dosłownie chwilę i już znaleźli się po drugiej stronie sali, gdzie znajdował się pusty portal, prawdopodobnie kiedyś posiadający drzwi. Przeszli przezeń, choć idący na końcu Korwin obrócił się nagle gwałtownie, pewien, że coś chwyciło go za kostkę. Niczego jednak nie zauważył, więc postąpili dalej.

Za portalem znajdowała się lita ściana – znaleźli się w ślepej uliczce. Dalsza część jaskini była skrzętnie odizolowana solidnym elfim murem, który mimo upływu wieków wciąż znajdował się w dobrej formie. Klaus skręcił jednak w prawo, wzdłuż muru, i oświecił swoją pochodnią ukrytą w ciemności kratownicę. Za nią była jakaś pusta przestrzeń.

To tutaj – zaczął podniecony i przystawił nos do okratowania. – Sami spójrzcie, czy ona nie jest cudowna?

Zaciekawieni, podeszli. Za kratą ku ich zaskoczeniu padał słup światła, które wpadało tu z pęknięcia w sklepieniu. Promień światła padał prosto na…


… piękną, młodą dziewczynę o kruczoczarnych włosach, ubraną w prostą, zwiewną sukienkę z lnu. Dziewczyna zdawała się ich nie zauważać, tańczyła beztrosko wysoko, wysoko nad podłogą, na górze zieleni upstrzonej licznie kwieciem – stokrotkami, bratkami, krokusami. Dookoła zaś roztaczała się łąka, której koniec wyznaczała dopiero dzieląca ich krata. Dziewczyna była niepospolicie piękna, miała w swoich ruchach niezwykłą grację, a w uśmiechu intrygującą tajemnicę. Jakby dobrze wiedziała, że tu są, ale postanowiła zgrywać obojętną. Beksa patrząc na nią, czuł jak jego mięśnie się rozluźniają, a w sercu rozlewa się nieznane dotąd i trudne do opisania ciepło.






… makabryczny widok, który sprawił, że wszystkich trzech przeszedł dreszcz. Dziwny, lodowato zimny dreszcz. Za kratą, pośród kałuż i luźno porozrzucanych czaszek, piszczeli, miednic i paliczków, na wielkiej górze uformowanej przez kłębiące się nerwowo szczury, stała chuda, ponura postać w szarej włosiennicy, spoglądająca w pękniecie w sklepieniu i wystawiająca ku niemu wysoko ręce. Dopiero po chwili zauważyli, że ręce te nie są rękami człowieka – a przynajmniej nie są nimi teraz. Ręce należały do kościotrupa, były jakby zaplamione miejscami czymś brązowym i wyglądały na równie kruche, jak te, które jeszcze przed chwilą roztrącali w sali obok. Zobaczyli także twarz postaci – a konkretniej czaszkę z niepełnym uzębieniem i czarnymi, pustymi oczodołami. Spomiędzy żuchwy i szczęki wypływała jakaś posoka, brudząc szatę postaci i skapując powoli na górę szczurów, które z lubością ją zlizywały.




Zapatrzony na ten widok Klaus, westchnął cicho, ale po chwili odzyskał jakby rozum.

Musimy jej pomóc! Ona jest tu uwieziona i całkiem sama. I ja wiem, jak to zrobić… – Jego oczy błyszczały z podniecenia.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 20-05-2019, 13:10   #16
 
Ronin2210's Avatar
 
Reputacja: 1 Ronin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputacjęRonin2210 ma wspaniałą reputację
Dietrich patrzał w lekkim przerażeniu na to co jego oczy widziały. TO nie było normalne… to miejsce było przeklęte. Pytanie tylko co właściwie widział? Przeszłość, przyszłość, czy ducha mordu, krwi i rozkładu który bytował w tym miejscu? Nie wiedział i prawdę mówiąc nie za bardzo wiedział co myśleć…
- Cokolwiek widzisz Klaus… to widzisz źle. Ja widzę manifestację makabry i śmierci… - powiedział w końcu po czym przeszył go wstrząs. Miał kurewsko złe przeczucie i nawet jeśli w tym momencie sama Shallyia zaświeciła by cyckami i nawoływała by znieść te kraty i uwolnić to Coś… byłby przeciwko.
-Klaus to jest kurwa ten twój skarb? Bo to narażałem życie. Dziękuje ale widma czy czegoś jeszcze gorszego nie mam zamiaru uwalniać. Sylwania nas nauczyła by od takich rzeczy spierdalać jak najszybciej, zwłaszcza jak jeszcze kilka godzin temu była Noc Czarnoksiężników.-. Korwin cofnął się kilka kroków do tyłu, z nieprzyjemnymi dreszczami, na początku był szok zmieszany ze strachem, teraz jest tylko zdrowy rozsądek. -Chodźmy stąd jak najszybciej.- Złapał Klausa za ramię starając go poprowadzić do wyjścia.
Rudy westchnął z ulgą. Więc nie miał widziadł, a jeżeli to nie tylko on.
- Dobra, to jest nas dwóch… pytanie tylko czemu młody widzi piękność? To coś mami zmysły? - myślał młody balsamista na głos nie będąc pewny swojej teorii - Pieter? Emil?
- Wara od Klausa - w ręku Emila błysnął miecz. Beksa poczekał, aż Korwin da młodemu spokój, a następnie, nie zważając na rozmowy kompanów podszedł do kraty i sprawdził, czy był w stanie sobie z nią poradzić gołymi rękoma.

Rzut sporny na Krzepę: Korwin (75) kontra Klaus (35)



ZOSTAW! - ryknął Klaus głośno, jak chyba nigdy. Odskoczył i pomasował ramię.
Co wy za bzdury wygadujecie?! Tej dziewczynie trzeba pomóc! Siedzi tu od niepamiętnych czasów, taka samotna! Prosiła mnie usilnie, żebym pomógł jej się stąd wydostać… i powiedziała mi jak. Emil, to nic nie da. Krata jest chyba magiczna, ani drgnie. Lorelle powiedziała mi we śnie, jak należy ją uwolnić. Potrzebujemy tylko trochę krwi… wyciągnął z pochwy krótki mieczyk. – Chodźcie ktoś na ochotnika, proszę! Nic poważnego wam się nie stanie!
- Korwin nim będzie - Emil zamachnął się krótkim mieczem na kompana, jednak cios był na tyle markowany, by go nie zabić ani okaleczyć, choć ostatnio Beksa miał pecha do niefortunnych wypadków...
- Tss… - Dietrich syknął i odskoczył na bok poza pole rażenia Emila...cokolwiek jest magiczne nie jest dobre!
- Uspokójcie się! - powiedział głośno - To coś tego właśnie chce. Nie wierzcie zmysłom!
Korwin odsunął się najdalej jak może od… popierdolonych kompanów. -Tylko troche krwii… to kurwa powino wam powiedzieć wystarczająco co to jest! Kurwa mieszkamy w Sylwani, od dziecka słyszymy opowieści o pierdolonych Wampirach i innych nieumarłych dziadostwach, i teraz nagle o tym zapominacie. I do tego byt Magiczny… w głowach wam się poprzewracało! Atakujecie nas bez powodu widzicie co to z wami zrobiło!-
Jednak Emil nie czekał, aż Korwin skończy. Rzucił się do ataku na towarzysza.


Rzut na WW dla Emila: atak 1 (92, pudło), atak 2 (31, udany)
Lokalizacja: głowa
Obrażenia = 8 + 3 - 3 - 3 = 5 pkt. obrażeń



Rzezimieszek nie chybił. W pierwszej chwili Korwin uskoczył jego ciosowi, ale Emil był szybki i zaraz potem uderzył mocno - w głowę. Na podłogę, w wodę poleciała struga krwi. Pisarczyk pod impetem uderzenia runął jak długi na ziemię, a przed oczami pojawiły mu się gwiazdy. W chwili, gdy krew dotknęła mokrej posadzki, pod ich stopami rozgorzały świetliste, jasnozłote linie, układające się w jakiś kształt, jakby wyrysowany na podłodze wzór, choć niczego takiego wcześniej nie widzieli. Na jego wierzchołkach pojawiły się małe, zgniłozielone płomienie. Widząc to, Klaus zaczął zbliżać się do Dietricha i Pietera. Jego głos drżał z nerwów.
–- Spokojnie, to nawet nie zaboli...

Pieter stał jak wryty i przyglądał się całemu zajściu z odległości kilku kroków nie rozumiejąc co się właściwie dzieje.
- Uspokójcie się debile! - rzucił pochodnią w stronę kraty. - Albo ja was uspokoję, to jakaś plugawa magia, trzeba to spalić! - wrzasnął i mocno łapiąc kij doskoczył do Klausa i zamachnął się na niego kijem.
- Teraz czas na ciebie... - Emil powiedział jakby w transie. Skoczył z mieczem na Pietera, kiedy zauważył, że Klausowi może stać się krzywda. Markował cios tak jak za poprzednim razem.
- Pieter, spierdalamy. Oni są opętani! - rzucił w kierunku rybaka Rudy kiedy to się wycofywał w stronę wyjścia. Krew już się przelała, więzienie zostało otwarte.
Dietrich wycofywał się powoli ku sali, z której przyszli, ale nagle przystanął. Usłyszał za sobą jakieś dziwne odgłosy. Odwrócił się, starając się wciąż mieć na uwadze, co działo się między jego towarzyszami. Kiedy spojrzał w salę pełną kości, poczuł, że serce podnosi mu się do gardła. Porozbijane fragmenty czaszek, kończyn, klatek piersiowych drżały w spokojnym, jednostajnym tempie,a nad nimi unosiła się zielonkawa mgła. Wydawało mu się, że coś słyszy, jakieś podniecone głosy, ale sam już nie wiedział, czy to jego wyobraźnia nie płata mu figli.

Tymczasem jego towarzysze walczyli. Polała się kolejna krew, wzory na podłodze syczał głośno, gdy opadała na posadzkę. Klaus ranił Pietera ani myśląc by zmniejszać siłę swoich ciosów. Rybak był bardziej powściągliwy, ale w obliczu otoczenia przez wrogów, nie oszczędzał sił. Gdy Klaus przyjął na siebie cios Pietera, nagle stanął jak wryty.

Nie pozwolę ci mi jej odebrać! - krzyknął i ciął zaskoczonego Beksę mieczem. Krew ponownie chlusnęła na posadzkę, a zza kraty rozległ się wyraźnie cichy, dziewczęcy chichot.
 
Ronin2210 jest offline  
Stary 20-05-2019, 18:44   #17
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
“O kurwa…” pomyślał Rudy. Ta sytuacja go przerastała. Co jeśli trupy wstaną? Co z tego, że kruche, skoro magia mogła dać im mocy? Jak wróci, to opętani towarzysze go usieką… “Kurwa!”.
Nie myślał wiele. Grunt to dostać się za rozpadlinę i czekać. Wątpił by truposze umiały latać… przynajmniej miał taką nadzieję. Cokolwiek tu się odpierdalało napędzało mu stracha i chciał się znaleźć w potencjalnie bezpieczym miejscu! ...i miał cichą nadzieję, że jego towarzysze się ockną i wrócą w w miarę jednym kawałku, ale… nie mógł przejść przez pole truposzy! Dobywając sztyletu zdecydował się wrócić. Najciszej jak tylko potrafił.

Walka zaś trwała w najlepsze. Pieter począł się powoli wycofywać, widząc, że jego adwersarze zwrócili się przeciw sobie. Dietrich skradał się powoli w ich kierunku. Nagle usłyszeli huk w sali, w której stało widziadło. Potężny wybuch rozsadził kratę, dzielącą ich od owej sali. To sprawiło, że wszyscy zastygli na moment, a w tej samej chwili Klaus i Emil poczuli, że piekąca nienawiść i pożądanie, które nimi powodowały, ulotniły się nagle i nie pozostawiły po sobie śladu. Ręce z mieczami zatrzymały się, w oczach Klausa, Beksa zobaczył zaskoczenie.

W tym samym momencie dziewczęcy chichot zaczął jakby się przemieszczać. Najpierw słyszeli go od sali, następnie wędrował gdzieś w murach, by ostatecznie znaleźć się gdzieś za plecami Dietricha. Medyk obrócił się nerwowo. Za nim stała piękna, czarnowłosa kobieta o perlistym uśmiechu, ubrana w szarą włosiennicę. Uniosła wesołe oczy i popatrzyła na nich z zaciekawieniem.
- Tfu - splunął pyłem który zalegał mu w gardle i odwrócił się by ujrzeć nieznajomą kobietę. - Uspokójcie się wreszcie, kto to jest? - zdziwił się Pieter na widok kobiety, przecież nikt ich nie śledził, a może odgłosy walki Ją tu przyciągnęły.
- To nie jest bezpieczne miejsce… - powiedział z zadziornym uśmiechem pomimo ogromych wątpliwości i pietra Dietrich do dziewczyny - ...lepiej jeśli wrócisz na powierzchnię.
Jedna tylko myśl rudemu nie dawała spokoju… jakim cudem dziewczyna przebrnęła przez wyrwę i trupy… była to bardzo niepokojąca myśl, ale nadrabiał uśmiechem.
Dziewczyna zachichotała raz jeszcze i spojrzała na nich zalotnie.
- Chętnie… - Jej głos brzmiał w ich głowach, odbijał się niczym echo, drażnił i bolał jakby małe opiłki szkła.
Po tym słowie dotknęła swojej twarzy dłonią. Dłonią odartą ze skóry i mięsa. Potem swoim kościstym palcem wskazała salę za nimi, tę, w której widzieli tańczącego trupa. Gdy odwrócili na powrót głowy, dziewczyny już nie było, ale jej krzyk roznosił się po całych jaskiniach. Oddalał się, oddalał, aż wycichł całkowicie.
- Lorelle! - krzyknął Klaus. - Tam, za tą salą jest wyjście, wyrwa w ziemi. Możecie się wydostać - powiedział pospiesznie i rzucił się biegiem w kierunku oddalającego się głosu.
Dietrich poczuł jak mu żołądek podchodzi do gardła gdy ujrzał jej dłoń.
- Chłopaki… - powiedział cicho powoli uspokajając rozdygotane dłonie. Rozdywotane… dopiero teraz uświadomił sobie że drży - ...mam złe przeczucia… bardzo złe… wypierdalajmy stąd, byle szybko… tylko którędy?
-Tam… gdzie nie ma… Jebanych rzeczy które by mogły nas zaatakować!- odpowiedział Korwin. Wstał szukając podparcia w ścianach, czy prętach krat. Ciągle trzymał się na paskudną ranę, znajdującą się na czole. Krwawił ale żył, choć ciągle kręciło mu się w głowie. -Zaufajmy… Ostatni raz Klau… temu chujowi… Jak to jego kolejny ,,genialny” plan, to w Królestwie Morra zostanie z niego kadłubek!- Korwin chwiejnym krokiem zaczął iść w kierunku dziury za kratami.
Dietrich rozglądał się niepewnie.
- No, nie wiem… - powiedział i zwrócił się do rannego - … Korwin, chodź tu. Opatrzym i pomyślim, bo nawet zjawa wskazywała nam ten kierunek, więc… - urwał zdanie, bo sam nie wiedział co myśleć.

Rzut na leczenie dla Dietricha: 84 (nieudany)



-To gdzie idziemy w takim razie? Rudy mógłbyś się trochę bardziej pośpieszyć… nie czuje się w tym miejscu za dobrze…- Korwin jest wyraźnie blady z kilku powodów, dwa razy prawe zginął, stracił sporo krwi, i osoby którym jako ostatnim nie zaufał, zrobiły z niego ofiarę dla… czegoś. -Możemy iść za Klasuem, i drogą którą przyszliśmy. Lub iść drogą, która wydaje się nielogiczna, podejrzana, i bezsensu. Ale właśnie nią zaproponował Młody. Wrona popatrzył się po wszystkich, a zwłaszcza na Emila. -Jak stąd wyjdziemy, to albo coś mi dajesz, albo ci kurwa tak przywale w rzyć że się zesrasz! A więc, nastał czas zdecydować co robimy… Przyjaciele.
Skołowany, ciężko dyszący Beksa, do którego pogróżki Wrony jeszcze nie do końca docierały, przez co mogło się niesłusznie wydawać, że je zignorował, zdjął kolorową chustę, którą zwykle wiązał pod kolanem wokół cholewy wysokiego buta i zawiązał prowizoryczny opatrunek wokół zranionego przez Klausa nadgarstka. Musiało wystarczyć, skoro Dietrich nie spieszył mu z pomocą. Sam nigdy o nic nie zamierzał prosić, chyba że o szybką śmierć, jak brzmiała jedna z jego utartych, karczemnych przechwałek. A jeśli już o karczmach mowa, Emil potrzebował kilku piw i dużej ilości czasu, żeby poukładać sobie ostatnie kilkadziesiąt bić serca w swym zakutym łbie. Teraz był skupiony na czynach, nie myślach czy słowach. Mówił przez zęby, zaciągając węzeł szmaty:
- Idę po Młodego! Nie możemy tak sobie odejść. Ten mały karakan wdepnął w takie gówno, że bez naszej pomocy nie ruszy palcem. Poza tym, nikt bezkarnie nie będzie nawijał mi na uszy sigmaryckich słów i tępił o mnie miecza. Gnojek zasłużył sobie na bardzo ciężkie lanie. Jeśli nie ruszacie ze mną... to niech Ranald was zaszczyci! - Syknął przekleństwo, ocierając twarz z łez.
-Mi też pasuje pomóc Klausowi… NIe możemy mu pozwolić zginąć, bez kary.- Korwin wstał i się otrzepał z brudu, głównie się ruszył by sprawdzić jakość pomocy Rudego. -Oby twoja pomoc cyrulicza mi pomogła. Ale czas zadecydować waszej dwójce. Dietrich, Pieter, i lepiej mówcie to szybko.-
- Może i lepiej za Klausem… ale jak tam byłem to kości… dziwne to. - powiedział Rudy po czym zwrócił się zadzirnie do Emila podchodząc o niego - Nie becz Beksa, pora i Ciebie opatrzyć, choć kończą mi się bandaże. Idę za wami. Rozdzielać się to głupota.*

Rzut na Leczenie: 57, PS: 99 (nieudany)



Dietrich mówiąc to, opatrywał ze spokojem Emila, ten jednak w pewnym momencie wrzasnął przeciągle. Młody medyk lekko naruszył jedną z ran, powodując niepotrzebny ból.
- Mając takiego felczera jak ty, obejdziemy się bez wrogów - syknął złośliwie Emil.
- Ciesz się. - odpowiedział zadziornie rudy medykus - Boli, czyli żyjesz.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 23-05-2019, 00:24   #18
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Sylvania, Teufelheim
5. Brauzeit
Przed południem
Duża Krata


Kiedy zjawa już zniknęła gdzieś w otchłani kanalizacyjnych korytarzy, a kroki Klausa przestaly rozbrzmiewać echem, Dietrich opatrzył jako tako rany swoich towarzyszy, po czym naradziwszy się krótko, postanowili ruszyć za Klausem i wrócić drogą, którą przybyli. Wiązać się to musiało z ponownym przejściem przez salę pełną starożytnych kości, a pamięć o szeptach, które tam krążyły, powodowała u młodego medyka gęsią skórkę. Teraz jednak nie słyszał nic – być może to tylko zjawa robiła sobie z nich żarty, próbowała nastraszyć? Czwórka śmiało ruszyła przez salę pełną kości i mimo obaw i nerwowego spoglądania dookoła, udało im się przejść przez salę bez żadnych trudności. Choć jeszcze, gdy wchodzili w dziurę, z której wyszli idąc w pierwszą stronę, ucho Dietricha wyłapało jakieś dziwne dźwięki płynące z kierunku szczątek. Równie dobrze jednak mogła to być jego wyobraźnia.

Przeszli więc wąski korytarz, przeszli – już bez szwanku – śliski przesmyk nad przepaścią i powrócili do obozowiska Klausa. Ogień się już nie palił, ale chłopak musiał zignorować pozostawiony tu koc i pójść dalej. Wciąż wisiała jak nietknięta lina, po której spuścili się, schodząc tutaj. Co również rzuciło im się w oczy – trupa zabitego nowicjusza nie było tam, gdzie go ostatnio widzieli. Nie było go nigdzie. Nie było też żadnych śladów ciągnięcia zwłok po ziemi. Nie przejęli się jednak tym na tyle, by zaprzestać podążania śladami Klausa. Dzięki linie dostali się na poziom, na którym już znajdowało się miasto i gdy zobaczyli kratę, poczuli w nozdrzach dziwny, stęchły odór, które trudno było szukać w Teufelheim nawet w dni, gdy co płytsze segmenty kanałów wybijały. Co ciekawsze – odór zdawał się dochodzić z miasta.

Podeszli do kraty. Ta była jednak przekluczona – ktoś musiał w międzyczasie ją zamknąć. Mimo że słońce było już wysoko na niebie, przy kracie nie było strażników. W ogóle, nikogo nie było. Nigdzie. Fragment placyku, który widać było zza kraty na ogół tętnił życiem o tej porze, teraz tymczasem panowała tu głucha, martwa cisza. Tylko szczur przebiegł szybko z jednej bocznej uliczki w drugą. Wtedy to usłyszeli za sobą wyraźny, zwielokrotniony i zbliżający się szczęk kości…

Spojrzeli za siebie. Odgłos dochodził gdzieś z dołu, tam, skąd przybyli. Był coraz głośniejszy i wyraźniejszy, dudnił echem w wielkiej sali na niższym poziomie. Jeden z chłopaków, Pieter, cofnął się kilka kroków, tak, by widzieć jako tako co mogło się dziać na dole... i zobaczył.

Na dole, pośród ciemności, kłębiła się jasna, zwarta masa szkieletów. Poskładanych nieudolnie, często wybrakowanych, złożonych z tych samych, starych kości, które widzieli głębiej. Upiory pozbawione nierzadko ręki, nogi, kilku żeber czy z rozbitymi czaszkami wchodziły na siebie wzajemnie, tworząc coś w rodzaju żywej góry. Te bardziej wybrakowane, pozbawione kończyn kładły się na podłodze tak, by umożliwić sprawniejszych wejście na górę. Było zbyt ciemno, by ocenić skąd, ale bez wątpienia wciąż napływały nowe szkielety, a góra kości rosła i rosła, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi, na której stał chłopak…

 
MrKroffin jest offline  
Stary 31-05-2019, 13:33   #19
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Gdy przechodzili obok obozowiska Klausa, Dietricha zaniepokoił brak trupa… ale szybko odpędził te myśli pakując koc do plecaka. Podobnie jak linę, ale tą idąc, zwinął w okrąg i przewiesił przez ramię. Było źle… nie wiedział tylko jak bardzo, a nie chciał czarno wieszczyć. To przynosiło pecha! W milczeniu przebijali się ku kracie.

***

Pieter zszokowany nie wydał z siebie najcichszego głosu, powoli krok za krokiem cofnął się do swoich przyjaciół mocujących się z wielką kratą.
- Musimy się pośpieszyć! - szepnął do swoich towarzyszy, gdy był już blisko sięgnął po linę, którą wcześniej się przywiązali i podszedł do kraty. Obwiązał dwa środkowe pręty i zrobił pętlę, w którą wsadził swój dębowy kij i zaczął skręcać linę w nadziei że pręty puszczą lub wygną się na tyle że dadzą radę się przecisnąć.
- Jeden niech pilnuje naszych pleców a reszta niech mi pomoże. - szepnął do przyjaciół gdy patrzyli z zaciekawieniem co wyczynia.
Reszta bez zbędnych pytań zabrała się do wsparcia Pietera. O czymkolwiek mówił, zabrzmiało poważnie. Poza tym sami słyszeli te dźwięki, to nie było nic, na co chcieliby się natknąć… Korwin stanął na czatach, obserwując krawędź. Pieter, Emil i Dietrich natomiast razem silnie zaczęli skręcać linę w nadziei, że uda im się nagiąć pręty na tyle, by się wydostać.

Rzut na Krzepę: 24 (udany)

Mimo włożenia sporej siły, pręty przegięły się jedynie lekko. Wystarczająco na szczęście, aby przy odrobinie szczęścia, dali radę przejść jakoś między nimi. Odgłosy z dołu były coraz głośniejsze, a Korwin powoli zaczynał dostrzegać, o czym mówił Pieter…
-O cholera… pośpieszcie się trochę! Kolejne czarnoksięskie twory są na dole! Obyśmy nie mieli pierdolonego cmentarza pod nogami… A mówili że w tych rejonach Sylvanii jest tylko trochę źle.- Korwin zaczął się rozglądać za jakimiś większymi kamieniami, czy czymkolwiek by rzucić, w tą pnącą się do nas górę szkieletów. -Długo jeszcze będziecie przechodzić? Nie wiem ile moje starania, coś zrobią tym… trupom!-
Dietrich nie słuchał. Dietrich starał się przejść na drugą stronę krat. Na wydechu i wciągniętym brzuchem. Może i był szczupły, ale co szkodzi… Grunt by przejść na drugą i w razie czego przeciągnąć resztę.
Pieter zaparł się o kamienie. - Wciągnij brzuch i na trzy, czte, ry! - pchnął ponownie w momencie gdy Dietrich wypuścił powietrze.
- A miałem zabrać słoik smalcu, wysmarowanemu łatwiej byłoby się przecisnąć... - Emil pacnął się w czoło.

Rzut dla Dietricha na Zręczność: (80, PS: 30 [udany])

Przejście, jakie udało im się własnymi siłami wytworzyć, na całe szczęście okazało się wystarczające dla Dietricha. Chłopak bez większych problemów, z wciągniętym brzuchem, przepchnął się przez kraty i stanął po drugiej stronie. Dopiero z tej perspektywy zobaczył dwa ciała leżące obok wejścia - ciała w rycerskich zbrojach. Było z nimi coś nie tak, ale zaaferowany, patrzył w tym momencie raczej, co się działo za kratą.

Tymczasem przestraszony Korwin poszukał na ziemi jakiegokolwiek większego kamienia i znalazłszy, cisnął, ile miał sił w kierunku wchodzącego na ich krawędź szkieletu. Niestety, prowizoryczny pocisk minął cel i poleciał gdzieś w dół. Mimo to Korwin usłyszał trzask łamanej kości - choć były tak kruche, że brzmiało to prędzej jak sucha gałąź.

Kolejny ruszył Pieter. Tak samo wciągnąwszy brzuch, spróbował przesmyknąć się przez kratę.

Rzut dla Pietera na Zręczność: 14 (udany)

I on przeszedł bez problemu. Tymczasem Korwin zaczął się cofać w kierunku Kraty. Pierwsi ożywieńcy wstąpili na płytki ich korytarza. Puste oczodoły, w których paliło się lekkie, zgniłozielone światło, postąpiły niepewne, jakby miały się zaraz rozpaść, w kierunku chłopaków.

- Pieter… - odezwał się Dietrich - ...coś jest nie tak z tymi truposzami, pomagaj przejść reszcie, a ja sprawdzę co z nimi.
Rudy wiedział, że jest źle i dlatego chciał przy okazji szukania przyczyn śmierci tej dwójki sprawdzić co mają przy sobie i zabrać co nieco. Opcja rychłej ewakuacji z miasta stawała się mocną rzeczywistością…

Emil zastygł, słysząc dziwny, suchy chrzęst. Odwrócił się wolno, spojrzał i… serce w nim zamarło, a lodowaty dreszcz strachu przebiegł mu po krzyżu. Wszystkie nocne koszmary i przesądne lęki obudziły się w jego duszy. Przełknął głośno ślinę i klepnął Wronę w ramię.

- Idź przodem. Stojąc w tym miejscu narażasz się na kłopoty... którymi to ja powinienem się zająć - Emil chciał się jakoś zrewanżować koledze za to, co musiał przez niego wycierpieć. Co nie znaczyło, że nie bał się zostać na samym końcu. Drżał z lęku spowodowanego czymś gorszym niż groza śmierci. Obawiał się przemiany w ożywieńca. Mimo tego zacisnął dłoń na rękojeści miecza. - Czego chcecie, zdechlaki... - Burknął pod nosem, stojąc w gotowości do zadania ciosu pierwszemu, który się do niego zbliży.

Korwin rzucił się biegiem ku kracie po słowach Beksy. Bezpośrednio przed nią wyhamował, złapał oddech i spróbował przejść.

Rzut na Zręczność dla Korwina: 100 (nieudany)

Pośpiech szybko okazał się złym doradcą. Wrona przeszedł do połowy bez problemu, lecz potem poczuł, że nie może się ruszyć. Ani w jedna, ani w drugą. Spojrzał ze strachem na stojących za kartą Pietera o Dietricha.

Ten drugi zaś rzucił okiem na trupy strażników. Nachylił się nad nimi z pewną rezerwą a następnie szybko oddalił się na kilka kroków. Twarze trupów byly opuchnięte, upstrzone czarnymi plamami, a z ust wypływała jakaś śmierdząca, smolista wydzielina.

W tym samym czasie na długość miecza Emila podeszli pierwsi ożywieńcy.
 
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 31-05-2019, 21:17   #20
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację
- Dietrich, nie gap się tak na nich, tylko pomóż mi wyciągnąć Korwina. - podszedł do zakleszczonego i złapał go pod ramię. - A ty lepiej wciągnij z całej siły brzuch bo odgryzą Ci stopy!
- O ku… - było urwanym komentarzem tego co widział Dietrich i stracił wszelkie zainteresowanie trupami. Chwycił więc chłopa co utknął i pociągnął.
- Na Morra, wieczystą śmiercią będzie ta, którą wam zadam! - Wykrzyczał odważnie Emil. Ścisnął wyślizganą rękojeść w spotniałej od strachu dłoni i wymierzył jeden po drugim zamaszyste ciosy, śledząc rozszerzonymi, pełnymi przerażenia oczami nierealnych, wyjętych z koszmaru przeciwników.

Pieter i Dietrich doskoczyli do Korwina w przeciągu chwili, widząc kotłującą się za nim chmarę szkieletów. Przed nimi Beksa wojowniczo wymachiwał mieczem.

Rzut na Krzepę dla Dietricha: 27 (udany)


Pociągnąwszy we dwoch silnie omal nie oderwali ręki chłopaka, ale Korwin przecisnął się przez kratę, choć niemal czuł już na karku chłód bijący od ozywieńców.

Tymczasem Beksa zajadle atakował nachodzące wciąż i wciąż kościotrupy. Pierwszy wymierzony cios minął zbliżającego się potwora, ale za drugim razem już się nie pomylił. Ciął mocno, a stare kości pękły pod wpływem siły uderzenia. Szkielet zawył potępieńczo, i rozpadł się na dwoje - oddzielnie górna połowa korpusu, oddzielnie dolna. Nie pozbawiło go to bynajmniej determinacji w dotarciu do kraty.

Ku swemu zdziwieniu Beksa zauważył, że szkielety nie odpowiadają na jego ataki. Szły spokojnie, omijając go, jakby był zawadzającym meblem.

- Wrona, ograb Puszki z mieczy, kasy i co tam znajdziesz. Ja i Piskorz przeciągniemy Beksę. - zakomendował Rudy mając kurewsko złe przeczucie co do tego co się dzieje, działo i będzie się dziać - Dajesz Beksa i spierdalamy stąd!
Oczywiście, to spierdalamy po tym jak zabierze ze sobą Elsie… Musiał sprawdzić czy nic jej nie jest, bo jeśli ta zjawa zesłała jakąś obcą mu chorobę na całe Teufelheim… Nie! Elsie była bezpieczna, musiała być!

Nadal stojący przy kracie Pieter wyciągnął ręce przez kraty. - Dawaj, wyciągniemy Cię! - krzyknął gdy zobaczył że szkielety zaczynają obchodzić chłopaka i za chwile mogą zablokować dostęp do kraty.

Korwin już myślał że przez niego coś się stanie Emilowi. Przez jego niezdarność, i złą dietę. Jednak przyjaciele szybko go uratowali, znowu… Żyje kraty są już wolne teraz tylko by wyciągnęli Emila, Wrona aktualnie zajmie się grabieniem Puszek. Nie jest to pobożny czyn, ale aktualnie wygląda na to że okolice opuścił bóg. -Dzięki, znowu… Już się nimi zajmuje. Pomóżcie Beksie!-. Chłopak kucnął przy ciałach, -Morrze wybacz mi ten jeden raz…. Zaczął zbierać z ciał, wszystko co się przyda, i nie jest przybite do ziemi… czyli wszystko co jest łatwe w zdjęciu.

Skołowany obojętnością ożywieńców Emil schował miecz do pochwy. - Eee, chłopaki… spierdalamy! - Rzucił się w stronę kraty, starając się nie dotknąć któregoś z chodzących trupów

Korwin zaczął szabrować zwłoki. W pierwszej kolejności odciął mieszek znaleziony u jednego z wojaków, w którym cosik brzęczało. Potem zabrał krótki, dosyć stępiały miecz, którego nowicjusz mógł używać chyba wyłącznie do budzenia respektu obywateli miasta.

Tymczasem Emil spróbował przecisnąć się przez otwór w kracie.

Rzut na Zręczność: 79 (nieudany)
Rzut na Krzepę dla Dietricha: 1! (WOW)


Z pomocą pospieszył mu jednak Dietrich, który zanim jeszcze Pieter zdołał przyłączył się do akcji ratowniczej, chwycił mocno przedramię Emila i z zaskakującą jak na swą posturę siłą, wyciągnął kompana z tarapatów. W ostatniej chwili, bo szkielety właśnie podeszły swym wolnym krokiem do krat. Jeden z nich chwycił stalowe pręty i zaczął nimi trząść z siłą, jakiej trudno było się spodziewać u kogoś, kto nie ma mięśni. Kratownica chwiała się w zawiasach i nie trzeba było wiele rozumu, by podejrzewać, że lada moment one puszczą.

- Chłopaki… - powiedział Rudy podnosząc oręż drugiego z strażników - ...spierdalamy poza miasto. Za mną!
I po tych słowach ruszył w kierunku bramy. Ruszył do Elsie.

- Nie zostawię siostry samej w tym zdychającym mieście, muszę ją uratować! - Pieter złapał mocno swój kij i ruszył biegiem w stronę swojego domu.

Kiedy koledzy zamierzali zająć się ratowaniem bliskich, samotny jak palec Emil wywęszył okazję do zarobku. Zastanowił się nad tym, które z miejsc w Teufelheim ograbiłby jako pierwsze, gdyby został w mieście sam. Jakiś drogi sklep, kantor, karczmę?
- Bądźcie tam, gdzie zawsze, przy brodzie! - Pożegnał się odchodząc.

-Wybaczcie… Muszę sprawdzić co u Dierków! Spotkajmy się za miastem,
przy brodzie. Czekajcie na mnie, lub ja na was poczekam… Niech Bogowie wam błogosławią.-
Korwin szybko pobiegł do swojego domu, oby chociaż byłyby tam ślady. Że Dierkom udało się, bezpiecznie uciec. Jak nie to chociaż wiedzieć że nie żyje…

Dietrich wahał się przez chwilę…
- Pieter! - zawołał i podążył za chłopem, a kiedy zrównał z nim krok powiedział
- Idę z tobą, głupota się rozdzielać, ale zaraz po idziemy do Elsie! Byle szybko!!
 
KlaneMir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172