|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-07-2019, 13:53 | #61 |
Administrator Reputacja: 1 | Wszystkie działania, mające na celu wyśledzenie brutalnego mordercy, na dodatek posługującego się mroczną magią, spełzły na niczym. Na dłuższe śledztwo nie mieli czasu, jako że musiei zająć się zleconą przez sędziego misją. A ta, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie wyglądała na taką, która przebiegnie bez problemów. Kłębiący się na placu ludzie nie sprawiali wrażenia zdyscyplinowanych. Wprost przeciwnie. Na dodatek mieli się tymi ludźmi zająć sami, jako że sprawujący nad nimi nadzór sierżant zdawał się być szczęśliwym z tego powodu, iż może pozbyć się kłopotu. - Dziękuję, sierżancie, za pismo - powiedział, przejmując tubę od przedstawiciela straży miejskiej. - I za rady - dodał po chwili. Uznał je za całkiem słuszne i miał zamiar zgodnie z nimi postępować, nawet gdyby podróż miała trwać dłużej. Na szczęście głos Garrana jakoś uspokoił przesiedleńców i nie trzeba było używać żadnych środków przymusu. - Ruszymy na zwiady? - zwrócił się do Luizy, równocześnie otwierając tubę, by zapoznać się z treścią pisma. |
13-07-2019, 15:32 | #62 |
Reputacja: 1 | Rycerska wyprawa okazała się zadaniem eskortowania jakiegoś chłopstwa dokądśtam. Przyrzekając sobie, że następnym razem nie będzie dawał słowa po pijaku Jean-Luc robił dobrą minę do złej gry. Skończywszy się modlić do Pani "wskoczył" na siodło i opierając się o wysoki łęk ignorował hałas. Tu "na górze" przynajmniej tak nie śmierdziało. Może choć jaki potwór wychynie, będzie na kogo zaszarżować z kopią. Rumak bojowy też aż przebierał kopytami by przejść w cwał. I tylko lekki koń bojowy, który dziś robił za luzaka był zadowolony, choć nosił wszystkie pozostałe rzeczy rycerza. - Z przodu mogę ja jechać. Może nie jako zwiady, ale jako główna siła bojowa. Jeśli coś wychynie z krzaków to albo to stratuję albo przynajmniej dam chłopom czas na ucieczkę. |
14-07-2019, 20:07 | #63 |
Reputacja: 1 | Gdy dotarli na miejsce oczom Luizy ukazał się chaos. Przed budynkiem tłoczyli się ludzie. Miała wrażenie jakby zebrało się tu całe miasto. Straż miejska próbowała zachować pozorny porządek, jednak sytuacja mogła ich przerosnąć w każdej chwili. - No nieźle - oznajmiła Luiza nie ukrywając przy tym rozczarowania w głosie. To zadanie mogło się okazać trudniejsze, niż zakładała, jednak wydawało jej się stosunkowo uczciwe i sprawiedliwe. Poza tym, po nieudanej próbie złapania seryjnego mordercy, nie mieli innego wyjścia. Nie pozostawało więc nic innego jak wykonać zleconą im misję. - Bardzo chwalebne z pańskiej strony - zwróciła się do rycerza i kontynuowała - myślę, że pańska obecność na przedzie będzie nieoceniona, my z Ernstem ruszymy tuż za panem - kończąc zdanie jej wzrok powędrował w kierunku przyjaciela, który skinął głową. |
17-07-2019, 14:05 | #64 |
Reputacja: 1 | Pokrzepieni krótkim aczkolwiek treściwym wystąpieniem Garrana wieśniacy całkiem żwawo wzięli się za przygotowania do drogi. Powiązano ostatnie juki, sprawdzono uprzęże zwierząt pociągowych i na koniec ustawiano się w coś na kształt kolumny. Po niedługiej chwili i ostatnich pożegnaniach ruszono na przód. Opuszczający Taalagad uchodźcy żegnani byli ponurymi spojrzeniami mieszkańców. Jeden z drugim pozwolił sobie nawet na złośliwy komentarz, lecz z braku odzewu szybko stracili zainteresowanie. Dopiero za granicami miasta karawana jakby zrzuciła jaki ciężar z piersi. Wieśniacy ruszyli żwawiej do przodu z nadzieją patrząc przed siebie. Bohaterowie zajęli ustalone wcześniej pozycje. Luiza i Ernst wyruszyli do przodu na zwiad. JeanLuc na swoim imponującym rumaku prowadził cały pochód. Garran przysiadł się do jednego z woźnicy gdzieś w centrum kolumny. Gunter i Hugo stanowili tylną straż. Podróż dobrze utrzymanym traktem nie była zbyt wymagająca, lecz za to okropnie nudna. Ślamazarne tempo była następstwem ciągłego oddalania się wieśniaków za potrzebą, którzy nie bacząc na nic leźli w krzaki a potem z krzykiem i narzekaniami starali się dogonić kolumnę. Dodatkowo wszyscy byli w widoczny sposób przeciążeni. W końcu na własnych plecach dźwigali cały swój dobytek. Jedynie o dzieciaki nie trzeba się było martwić. Parę kobiet wzięło sobie do serca słowa krasnoluda i zebrało urwisów w jedną grupę, którą cały czas miały na oku. Mimo tych wszystkich niedogodności podróż tego dnia przebiegła spokojnie. Pod wieczór udało się znaleźć niewielką polanę przy samym trakcie gdzie zdecydowano spędzić noc. Zmęczeni wieśniacy ledwo porozpalali ogniska, już pokładli się spać w miarę bezładnej kupie. Widząc taki brak podstawowych zasad bezpieczeństwa jak nie wystawienie na noc warty, JeanLuc postanowił zareagować. Dosiadłszy Pioruna z całym swoim szlacheckim animuszem postanowił dać Imperialnemu chłopstwu lekcję sztuki przetrwania. Okrzyki rycerza przeplatane paroma bretońskimi przekleństwami poderwały na nogi kilkunasto co tęższych chłopów. Dyskutować z wściekle gestykulującym szlachcicem było niepodobieństwem dla przyzwyczajonych do feudalizmu mas. Zresztą szlachetny pan dobrze prawił, że trzeba warty powystawiać. Szybko rozlosowano nowe obowiązki i nareszcie cały obóz mógł się udać na zasłużony odpoczynek. Noc minęła spokojnie a następny poranek przyniósł niewielką zmianę pogody. Towarzyszące karawanie przez cały poprzedni dzień chmury zniknęły, pozwalając słońcu skąpać w swoim blasku całą okolicę. Po krótkim śniadaniu karawana ruszyła naprzód. Dzisiejszego popołudnia spodziewano się dotrzeć do Talabecu. Niektórzy mieli nadzieję, że uda się zatrzymać jakąś barką lub dużą tratwę, które powinny spływać wraz z nurtem rzeki. Jadący na wozie w środku kolumny Garran zauważył wśród mieszkańców pewną niepokojącą przypadłość. Część z nich narzekała na duszący kaszel i ogólne osłabienie. Prości ludzie tłumaczyli to sobie wszechobecnym kurzem, lecz instynkt podpowiadał medykowi, że za niedomaganiem niektórych podopiecznych może kryć się co innego. Po głowie chodziły mu plotki zasłyszane od kanciarza Olafa. Jego rozmyślania zostały jednak przerwane przez nagłe przybycie Luizy i Ernsta. Musiała to być nie lada nowina, gdyż razem we dwójkę dosiedli wierzchowca Luizy aby szybciej wycofać się do kolumny uchodźców. Ogry. Cała czwórka zmierzała traktem z przeciwka prosto na prowadzoną przez bohaterów karawanę. Nowina szybko rozprzestrzeniła się po tłumie. Blady strach padł na wieśniaków bo nie było możliwości teraz uniknąć zagrożenia. Musiało dojść do spotkania. Co odważniejsi tłumaczyli sobie, że to może jakieś niedobitki jednej z najemniczych kompanii. Takie to do ludzi przywykłe i może nic nie zrobią. Jakkolwiek źle to wyglądało, należało coś uczynić. Wszyscy bohaterowie zebrali się na czele kolumny, czując na sobie wyczekujące spojrzenia wieśniaków. |
17-07-2019, 17:40 | #65 |
Reputacja: 1 |
|
17-07-2019, 18:14 | #66 |
Administrator Reputacja: 1 | Wędrówka na czele gromady przesiedleńców miała jedną, niezaprzeczalną zaletę - nie trzeba było wdychać tumanów kurzu, jaki na leśnym trakcie wzniacała setka par szurających nóg, o końskich kopytach czy kołach wozów nie wspominając. A że JeanLuc potrafił nieźle przemawiać, a siły przekonywania dodawał mu fakt, iż wydzierał się z wysokości siodła, porządek dało się utrzymać nawet w nocy, której, dzięki bogom, nie zakłóciła żadna niespodziewana wizyta. Brak nocnych niemiłych niespodzianek był, niestety, jedynie ciszą przed burzą. Bo trudno było sądzić, iż spotkanie z ogrami odbędzie się w miłej i spokojnej atmosferze i zakończy się podaniem sobie rąk. Ernst zsiadł z konia (co prawda konno łatwiej się ucieka, ale ewentualną walkę lepiej było stoczyć stojąc na stałym gruncie. Zrobił dwa kroki do przodu, stając na czele całej grupy. - Szukacie może pracy? - spytał głośno. - Bo my poszukujemy dzielnych wojowników, którym niestraszne są jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Szansa nie była wielka, ale miał nadzieję, że kupi nieco czasu potrzebnego na przygotowanie do walki. |
18-07-2019, 09:23 | #67 |
Reputacja: 1 | Początek podróży nie był taki zły. Przesiedleńcy nie sprawiali aż tylu kłopotów, ilu spodziewał się Garran i nawet pogoda wydawała im się sprzyjać. Oczywiście, nic co dobre, nie może trwać wiecznie. Uwagę medyka przykuły powtarzające się przypadki złego samopoczucia u eskortowanych ludzi. Nie zdążył jednak ani pomóc chorującym, ani pomyśleć do końca zdanie „Oby to nic poważnego nie było”, gdy pojawił się problem wymagający natychmiastowej interwencji. - Ogry? Czterech? Ogrza ich mać... Pewnie niedobitki jakiegoś oddziału albo najemnicy. – Krasnolud zerknął na Bretończyka zakładającego już pancerz. – Szykuj się, szykuj, ale poczekaj, zanim ruszysz do boju. Widziałem, jak jeden taki rozerwał człowieka na pół, a drugi tak wgniótł zbroję rycerza, że trzeba ją było z niego ściągnąć razem z ręką. Może po prostu przejdą. Medyk sam nie wierzył w to, co mówi. Jean-Luc też nie, i w krótkim czasie zrekrutował mały oddział. - Wyślijcie łuczników na boki, między drzewa, niech mają czyste pole do ostrzału. A wy w karawanie, mordy w kubeł! Nie piskać mi tam, pilnować swoich, nie prowokować bydlaków! Będzie dobrze! Garran może i nie brał bezpośredniego udziału w bitwach, ale swoje w wojsku przeżył i trochę doświadczenia zdobył. Rękę oparł na toporku włożonym za pas na biodrze. Miał nadzieję, że nie będzie musiał go wyciągać.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
19-07-2019, 09:49 | #68 |
Reputacja: 1 | Dzięki kolejnemu zabiegowi Boraksona Günter poczuł się znacznie lepiej. Wkrótce medyk mógł mieć o wiele więcej do roboty. Jak powiadał stary znajomy łowcy: „jeśli coś się zesra, to na dobre”. A wiedział co mówi, ponieważ stracił na arenie połowę twarzy. Było wątpliwe, że ogry zechcą w ogóle rozmawiać. Posiadały one szczątkową inteligencję i zazwyczaj używały jej, aby wycelować drewnianą pałą w przyszły obiad. Quillan pomógł rycerzowi się oporządzić, a sam postanowił zostać nieco na uboczu. Jednocześnie trzymał się na tyle blisko, aby móc szybko interweniować. Nie zamierzał nic mówić. Przekonywanie kogokolwiek, nawet tak prymitywnych rozmówców, nie leżało w jego naturze. Zamiast tego obserwował ich ruchy, gotów natychmiast przejść do akcji. Wolał uniknąć frontalnego ataku i podejść do któregoś przeciwnika z boku. Odciągniecie przynajmniej jednego monstrum mogło ułatwić przyszłą walkę. Na razie czekał… choć każda chwila zdawała się tylko przybliżać to, co było nieuniknione. Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-07-2019 o 10:21. |
25-07-2019, 22:49 | #69 |
Reputacja: 1 | Zbliżające się zagrożenie zjednoczyło wieśniaków we wspólnych działaniach. Nikt nie uciekał, nie krzewił wątpliwości. Wszyscy postanowili trzymać się razem. Na pewno pomógł widok wysuwających się na przód kolumny bohaterów. W końcu mieli oni za zadanie ochraniać karawanę a wszystko na to wskazywało, że mają zamiar się z tego obowiązku wywiązać. Na widok rycerza w pełnej zbroi na dzielnym rumaku kilku co odważniejszych chłopów wystąpiło z szeregu. Tak jak szlachcic z dalekich stron mieli zamiar bronić swoich rodzin i nędznego dobytku. Pozostali bohaterowie również szykowali się do starcia, raczej nie wierząc w możliwość pokojowego spotkania z czwórką ogrów. A wspomniane humanoidy wkrótce pojawiły się na horyzoncie. Niemal trzymetrowej wysokości zwały mięśni szaroburej barwy nosiły na sobie o dziwo w miarę pasujące do siebie kolorystyką szmaty. Zatrzymały się one na widok karawany tak ze dwie długości strzału z łuku od ludzkiej zbieraniny i zaczęli między sobą dyskutować. Musiały te ogry mieć kiedy styczność z ludźmi, bo po krótkiej naradzie między sobą wystąpił największy z nich i trzymając wysoko w łapie coś co miało chyba przypominać białą flagę, a mieniło się jedynie wszystkimi odcieniami flegmy, ruszył do przodu. Z daleka już ryknął w zniekształconym staroświatowym. - Ludzie nie zabijać Gluka. Gluk chcieć pogadać. - czym wywołał nie małe poruszenie w szeregach wieśniaków. Pomysł dogadania się z niedoszłymi agresorami nie wydawał się już tak odległy. Z bliska ogr zdawał się być jeszcze większy i szpetniejszy. Szarobure ciało pokryte krótką szczeciną tu i ówdzie znaczył nierówne blizny. Wielkie brzuszysko osłaniały prymitywnie połączone różnorakie płytki i metalowi części innych pancerzy. Za broń służyła mu wielka dwuręczna maczuga. Stwór bacznie rozglądał się po otaczających go ludziach głodnym wzrokiem. Nie czekając na propozycje ogra z tłumu wystąpił nieznacznie Ernst. - Szukacie może pracy? - spytał głośno. - Bo my poszukujemy dzielnych wojowników, którym niestraszne są jakiekolwiek niebezpieczeństwa. - Stwór przez chwilę się zastanawiał po czym odrzekł ze szczerbatym uśmiechem. - Gluk i chłopaki pracować dla pan. My być dobre wojowniki. Ale my chcieć paru różowych w zapłata. Nic nie jeść od samego rana. - Po ostatnim zdaniu wskazał na grupę wieśniaków za plecami maga. Wyglądało na to, że łatwo się nie dogadają z pozbawionymi skrupułów stworami. |
27-07-2019, 09:43 | #70 |
Administrator Reputacja: 1 | Nie doszło do natychmiastowego starcia, a to był pewien plus. Przynajmniej zdaniem Ernsta. Jeśli spotkanie zaczynało się od rozmowy, a nie od gróźb czy sięgania po broń, to była nadzieja, że wspomniana broń nie zostanie wyciągnięta, a rozmówcy rozejdą się w pokoju. Lub ruszą w tę samą stronę. W pierwszej chwili życzenie ogrów, przekazane ustami Gluka, zdało się dość trudnym do spełnienia, przynajmniej niektórym z tych, co usłyszeli tę propozycję, Ernst miał jednak na ten temat swoje zdanie. - Mamy jedzenie i możemy się nim podzielić - odparł. Obrócił się w stronę rolników. - Potrzebne są cztery prosiaki, lub jakaś spora świnia - powiedział, równocześnie sięgając do sakiewki i pokazując trzy sztuki złota. |