| + Lechu i Kerm, dziękuję za dialogi :) Skaveński zabójca skończył tak, jak powinien, chociaż dla martwego czarodzieja nie miało to już znaczenia. Erice było żal, że młody zakończył swe życie w ten sposób, ale każdy, wybierając awanturniczą ścieżkę życia, musiał liczyć się z tym, że kolejny dzień może być ostatnim. Najemniczka była tego świadoma, ale zawsze czuła dziwne ukłucie w sercu, gdy odchodził towarzysz. Może nie znała Gerwazego zbyt dobrze, ale walczyli ramię w ramię w bitwie o most, potem z nieumarłymi i w drodze do Middenheim. Zasłużył sobie na jej szacunek, nie mogli go tutaj zostawić. - Przetransportujmy ciało na powierzchnię, a potem pójdźmy do świątyni Morra. Opłacimy tam porządny pochówek, przynajmniej tyle możemy dla niego zrobić - powiedziała, wydobywszy swój bełt z ciała skavena. - Jeśli ktoś stoi cienko z kasą, poratuję.
Schowała pocisk do kołczanu przy biodrze i ruszyła z pozostałymi w drogę powrotną. Niby znaleźli zabójcę kapłana i częściowo odzyskali zrabowany przedmiot, ale nie było wielkich powodów do świętowania, skoro nie wracali na powierzchnię bez strat. Co jakiś czas zmieniała zmęczonych Konrada, Heinricha czy Rudigera - była silną kobietą, więc nie miała problemu, by pomagać przy transporcie ciała Gerwazego, choć już nieraz zauważyła, że zwłoki po śmierci robią się jakby cięższe, niż mogłaby wskazywać rzeczywista waga nieboszczyka. Kumpel Glaubera wyprowadził ich niedaleko świątyni, a Erika właściwie nie pamiętała drogi powrotnej przez kanały, skupiona na swoich myślach. Śmierć czarodzieja przywołała w jej umyśle nieżyjących już towarzyszy z oddziału i kobieta wychodziła na powierzchnię w posępnym nastroju.
Domyślała się, że opłaty za pogrzeb w wielkich metropoliach mogą być wysokie, ale nie spodziewała się, że będą aż TAK wysokie. Gdyby nie dostali wcześniej od Sigmarytów pieniędzy za dostarczenie ikony, Gerwazy musiałby być pochowany w żebraczej formule i nawet nie miałby pewnie wyrytego na nagrobku nazwiska. Niemniej zrzucili się na pochówek i zapłacili zadatek, który miał pewnie pokryć część spraw, które Morryci robią dla zmarłego w ostatniej posłudze. Na komendzie Schutzmann nawet nie zauważył, że brakuje czarodzieja, zaaferowany tym, że udało im się pozabijać skavenów i odzyskać ramę. No tak, był rozliczany z sukcesów, a jedna śmierć w te, czy wewte nie robiła na nikim wrażenia. Taki był dzisiejszy świat. Odebrała swoją część nagrody od Glaubera i ruszyła z pozostałymi do gospody. Musiała koniecznie się wykąpać, bo wciąż czuła smród kanałów i chociaż była przyzwyczajona do tego, że nie zawsze wyglądała świeżo, to ten odór po prostu jej przeszkadzał.
Po orzeźwiającej kąpieli spotkali się wszyscy przy wspólnym stole i rozmowa układała się całkiem w porządku, a gdy alkohol kończył się i Rudiger ruszył po kolejną flaszkę do szynku, Erika poszła za nim i tam go zagadnęła: - Widziałam podczas tej naszej wyprawy, że masz ciągoty przywódcze - powiedziała, podając mu kubek z gorzałką, który wcześniej zgarnęła ze stołu, który zajmowali. - Nie lubię, jeśli w ekipie, w której działam są jakieś kwasy czy niedomówienia, więc powiem wprost - ja wiem, że lubisz gadać i chcesz się dzielić swoimi pomysłami na temat rozwiązywania sytuacji, ale takie coś nie za dobrze na mnie działa. Właściwie efekt może być odwrotny do zamierzonego. - Chciała delikatnie dać mu znać, że nie lubi, jak ktoś mówi jej, co ma robić.
Wojownik spojrzał na Erikę z lekkim uśmiechem. O ile wieczór zaczął się w smutnej, przygnębiającej atmosferze to po wypiciu odpowiedniej ilości gorzałki i wesołych wspominkach na temat zmarłego czarodzieja Schultz rozluźnił się zapominając na chwilę o śledztwach, chaosie i całym otaczającym ich syfie. Zabijaka niezmiennie od czasu ich pierwszej rozmowy uważał Kraus za przyjemną w obyciu kobietę i aby to się zmieniło ta musiałaby się postarać bardziej niż uświadamiając go, że nigdy nie będzie dowodził ich ekipą. - Doprawdy? - zapytał rzezimieszek przyjmując ze skinieniem głowy kubek od najemniczki. - Nic z tych rzeczy, Erika. - uśmiechnął się szerzej zabijaka. - Ja znam swoje miejsce w szeregu. Zastanawia mnie tylko dlaczego moje pomysły zasugerowały ci, że chciałbym przejąć niepisane dowództwo, a pomysły Heinricha, Konrada czy Gerwazego już nie. - wojownik westchnął. - Tak jak powiedziałaś to była chęć podzielenia się sposobem rozwiązania problemu z mojej strony. Nic więcej. Nie śmiałbym wam rozkazywać, tym bardziej tobie. Wiem, że tego nie lubisz. - Rudiger chciałby dodać, że na najemniczke podziałałoby pewnie więcej finezji niż przy prostej próbie podjęcia z nią tańca dwa wieczory wcześniej, ale obawiał się, że wtedy rozmowa zgrabnie przetoczy się na tory, których wolałby unikać. - Tak to wtedy odebrałam i chciałam ci o tym powiedzieć. Widzisz, Rudigerze, jestem prostą kobietą; jak coś mnie uwiera, albo mam coś do przekazania, to o tym mówię bez strojenia fochów i niedopowiedzeń - odparła Erika, upijając z kubka. - Nie odbierz tego jako atak na ciebie, po prostu chciałam, żeby wszystko było jasne. A być może po prostu źle odebrałam twoje zamiary, też tak może przecież być. Jeśli tak było, wybacz. - Nie miała problemu z przeproszeniem kogoś, jeśli rzeczywiście nie było w tym jego winy. Poza tym lubiła Rudigera i nie zamierzała się z nim sprzeczać o byle sytuację. - Cieszy mnie, że chcesz, podobnie jak ja, aby atmosfera między nami była czysta. - powiedział wojownik rzucając spokojnym spojrzeniem piwnych oczu. - Przyznaję, że mogłaś to tak odebrać, bo moja wypowiedź była pierwszą sugerującą gotowe rozwiązanie, a później… wspólnie zaczęliśmy ten pomysł szlifować aż do uzyskania zadowalającego nas planu. - Rudiger uśmiechnął się szeroko. - Nie ma za co przepraszać, bo nie zostałem niczym urażony. Zachowałaś się w najlepszy możliwy sposób, Erika. - Schultz spojrzał jej w oczy nagle zadając pytanie. - Co myślisz o naszej obecnej sytuacji?
- Wiesz, co innego słuchać rozkazów w oddziale najemnym, gdzie masz wyraźny podział i znasz swoje miejsce w szeregu, a inaczej w zbieraninie równych sobie osób - powiedziała, uśmiechając się lekko. - Być może wciąż się nie przestawiłam i potrzebuję jeszcze czasu. Tutaj wszyscy mamy coś do powiedzenia i jak widać do tej pory to się sprawdza. No, pomijając Gerwazego, ale w jego przypadku nie mogliśmy nic zrobić. - Skrzywiła się i upiła z kubka. - Co do naszej obecnej sytuacji, to mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na początku czegoś większego i prędzej, czy później to do nas wróci. Sam słyszałeś, co mówił ten szczuroludź… - Dla mnie też jest to nowość, bo albo pracowałem sam albo pod butem wyżej postawionych w “organizacji”. - przyznał Schultz, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. - Podejrzewam, że ten kaprawy mutant mógł mieć rację i szykuje się coś na co ciężko się przygotować. Zbyt enigmatycznie to brzmiało. - na wspomnienie o martwym czarodzieju zabijaka lekko posmutniał, ale było widać, że bardzo łatwo przeszedł ze śmiercią Gerwazego do porządku dziennego. Jak ktoś kto stracił wielu kompanów i niekoniecznie był zadowolony z własnej znieczulicy. - Mogę ciebie o coś prosić? - zapytał jedynie na chwilę odrywając spojrzenie od kobiety aby po chwili znowu się na niej skupić. - Jeśli nie będzie to nic zboczonego albo niezgodnego z moimi przekonaniami, to tak. - Uśmiechnęła się do niego. Alkohol szumiał jej w głowie, ale wciąż jeszcze czuła się w miarę trzeźwa. - A co do naszego przyjemniaczka z kanałów, to mam jeszcze jedną obawę. Że jeśli ktoś miał takie dojścia, żeby wynająć skaveny, może chcieć się nas pozbyć, gdy dowie się, że załatwiliśmy tych gnojków. No i wciąż nie wiemy, co się stało z ikoną Sigmara. To jakaś grubsza sprawa, Rudi.
- Nie sądzę aby Skaveny zostały przez kogoś wynajęte. - skwitował Rudiger po chwili zastanowienia. - Raczej one działają na własną rękę i szykują coś paskudnego przeciw społeczeństwu Imperium albo kulcie Sigmara. - wyjaśnił swoje zdanie wojownik. - Naprawdę tak słabo mnie znasz, że bierzesz pod uwagę, że mógłbym cię prosić o coś zboczonego? Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. - od zabijaki biła olbrzymia pewność siebie kiedy mówiąc to patrzył prosto w oczy kobiety. - Nie tylko dlatego, że są tu pozostali, ale w ogóle. Ostatnio uświadomiłem sobie, że z twojego punktu widzenia to jak się zachowywałem mogło wyglądać jakbym chciał od naszej relacji czegoś więcej. Przepraszam. - Daj spokój, nie myślałam w ten sposób o naszej relacji. Poza tym zauważyłam, że ostatnio więcej czasu spędzasz z Cassie. Czyżby wam się zaczynało układać? - Zapytała. Co do skavenów, nie była tego tak pewna jak Rudiger, ale wolała już nie wałkować tego tematu. - No i o co chciałeś mnie poprosić? - Uspokoiłaś mnie. - wyznał Rudiger, a kamień spadł mu z serca. - Z Cassie jesteśmy blisko od pewnego czasu, ale na krok bliżej zdecydowaliśmy się podczas naszej części dochodzenia. Byliśmy zrekrutować Weckera, który chciał za pomoc srebra i nocy z Cassie. - westchnął wojownik. - Byłem opanowany, bo wiedziałem, że go potrzebujemy. Gdyby nie to i obecność Cass pewnie bym go połamał na miejscu. Ja w tamtej chwili zrozumiałem, że warto dać temu szansę chociaż jest między nami taka różnica wieku… - Schultz uśmiechnął się. - Wiesz, że ona mówiła o tobie zawsze w samych superlatywach? Podejrzewam, że wbrew temu co mówiłaś przy winie tobie też o mnie wspominała… - uśmiechnął się ponownie wojownik. - Zatem wiemy co kombinowała. - zaśmiał się na chwilę spoglądając w kierunku stolika. - Podziwia cię, wiesz? - A to wredny chujek - mruknęła Erika, krzywiąc się, gdy Rudiger wspomniał o Weckerze. - Z dwojga złego dobrze, że ty tam byłeś, bo ja bym mu pewnie od razu zrobiła jajecznicę z klejnotów. Nienawidzę takich typów! - Zacisnęła zęby ale po chwili się rozluźniła. - Co do Cassie, wiem, że chciała nas zeswatać i dobrze mimo wszystko, że jej się nie udało, bo chyba wy bardziej do siebie pasujecie. Ona, delikatna, Ty, silny i odpowiedzialny mężczyzna. Poza tym lepiej spróbować, by coś z tego wam wyszło, niż nie spróbować, a potem żałować. Nie jestem jakąś ekspertką w sprawach damsko-męskich, ale jak widać po dzisiejszych wydarzeniach z Gerwazym, życie jest za krótkie, żeby marnować okazje. I tak, wiem, że mnie podziwia, mówiła mi to. Ja też bardzo ją lubię, jest trochę jak taka młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Chcę się nią opiekować i możesz być pewien, że zawsze będę mieć na nią oko w jakichś ciężkich sytuacjach. - Cieszę się. - powiedział Schultz z uśmiechem. - W ten oto sposób sama, nieświadomie, odpowiedziałaś na moje pytanie. Wybacz, że cię w to wmanewrowałem. - zaśmiał się zabijaka. - Pytanie miało brzmieć: Czy zajmiesz się Cass gdyby spotkało mnie to samo co Gerwazego? - wojownik przełknął ślinę. - Nie mów, że nie spotka. To, że padł akurat czarodziej było przypadkowe. Każdy z nas mógł tam dokonać żywota. - przyznał z nietęgą miną wojownik. - Wczoraj zaczęliśmy treningi i postaram się w kilka spotkań doprowadzić Cassie do podstawowej sprawności w walce tarczą i włócznią. Wiem, że bez broni potrafi co nieco. - zabijaka spojrzał na Erikę. - Myślała początkowo, że chce ją upodobnić do ciebie, ale ja zwyczajnie chce być o nią trochę spokojniejszy. Gdyby nam nie wyszło to odejdę. Kiedyś już mieszałem życie uczuciowe z zawodowym, bo w sumie pracujemy razem i… Mój ojciec stracił wtedy połowę kontaktów, a mnie musiał chronić przed nieprzyjemnymi konsekwencjami… Okaleczeniem. Może śmiercią. - Rudiger skrzywił się. - Wiedziałam, że właśnie do tego dążysz z tą prośbą, więc od razu powiedziałam, jak ja to widzę, żeby rozwiać twoje wątpliwości. Będziemy się nią razem opiekować, żeby jej włos z głowy nie spadł, obiecuję. - Wiedziała, że są sytuacje, na które nie będą mieć wpływu, jak na przykład ta z Gerwazym, ale nie zamierzała dokładać Rudigerowi zmartwień, poza tym on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - A co do waszego związku, mam nadzieję, że jednak się ułoży i nie wpędzi cię to w żadne kłopoty. - Dziwnie się czuła, dając takie porady, bo rzadko rozmawiała z kimkolwiek na takie tematy, jednak Rudiger był sympatyczny i mogła się przed nim nieco otworzyć. - Tym razem nie obawiam się o życie. - zaśmiał się Schultz. - Jak byś miała kiedyś czas i chęci możesz też pokazać Cass kilka sztuczek. Nasze treningi chyba będziemy musieli odpuścić. Nie chce dawać jej powodów do zazdrości. - uśmiechnął się wojownik. - Pewnie mógłbym się jeszcze sporo od ciebie nauczyć, ale przynajmniej z tego jednego doświadczenia wyciągnąłem wnioski. Już nie idzie mnie tak łatwo obalić chwytając nawet “pod” wiadomą częścią ciała. - zaśmiał się Rudiger. - Twoje plany póki co nadal są zbieżne z naszymi, ale jak sytuacja ze Skavenami się wyklaruje zostajesz w Middenheim? Konrad chyba nie przepada za wielkimi społecznościami, jak ta. - Skoro ty uczysz ją walki w zwarciu, to może ja potrenuję z nią strzelanie z kuszy, co ty na to? Chyba nigdy wcześniej nie uczyła się strzelać? - Zapytała. Może Rudiger wiedział, skoro spędzał z nią więcej czasu. - Co do naszych treningów, to zrozumiałe i nie mam ci tego za złe, w razie czego Konrada zmobilizuję, żeby ze mną powalczył. - Uśmiechnęła się. - Nie wiem jeszcze, co będę robić, jak się sprawa ze szczurami rozwiąże, nie chcę wybiegać myślami daleko w przyszłość, bo i tak wszystko może się jeszcze zmienić. Na razie będę się trzymać posady u Schutzmanna bo i ciekawa jestem, jak ta sprawa dalej się potoczy. A potem… nie wiem, pomyślę. Konrad jest przepatrywaczem, a oni w głównej mierze życie w siodle spędzają, więc mu się nie dziwię, że nie czuje się dobrze w Middenheim. Chociaż ja aż tak bardzo tego po nim nie zauważyłam.
- Zapytaj jej. Pewnie będzie więcej niż chętna. - odparł zabijaka. - Co do wcześniejszej praktyki strzelania nic mi nie mówiła. - pokiwał głową mężczyzna. - Konrad to porządny facet. Heinrich też wydaje się w porządku. Początkowo był wycofany, ale ostatnie wydarzenia nieco to zmieniły. Pewnie pierwszy raz przełożony go przydzielił do grupy żółtodziobów, bo na śledztwach to my się nie znamy. Schutzmann zostawił nas w odwodzie, ale jeżeli na dniach nic się nie wyklaruje będzie trzeba chyba poszukać innej roboty. Głupio mówić, ale za to co mam pożyjemy z Cassie może tydzień… Nie chcę u nikogo się zapożyczać dlatego jak bym zniknął to “zarabiam” w sposób, którego lepiej nie zgłębiać mając jeszcze czyste sumienie. - zaśmiał się zabijaka. Zadziwiająco dobrze dogadywał się z Eriką i mimo iż często się śmiał miał nadzieję, że nikt, szczególnie Cassandra, nie pomyślałby, że Schultz zbytnio interesował się najemniczką. - Nie myśl teraz o robocie, to czas, by się upić i upamiętnić naszego towarzysza. I zdecydowanie za dużo czarnowidzisz. - Szturchnęła go delikatnie łokciem, uśmiechając się lekko. - Co do strzelania z kuszy, popytam dzisiaj Cassie, w końcu śpimy w jednym pokoju, a nawet w jednym łóżku. No chyba, że chcesz się zamienić, to wyświadczę ci tę przysługę i przenocuję z Konradem. Oczywiście w twoim łóżku, a nie w jego - odparła i chciała upić z kubka, ale alkohol niestety się skończył. - Niech to szlag… - mruknęła niezadowolona, pokazując Rudigerowi puste naczynko. - Świat jest bez sensu, zabrakło gorzały…
- Masz rację. - powiedział Rudiger odnosząc się do jego czarnych myśli. - Nieczęsto zdarza mi się porządnie upić. Bywałem czasem agresywny i mało który kumpel był w stanie mnie uspokoić. - zaśmiał się Schultz. - Jak coś bez pieszczot, ale zęby mi zostaw. Tyle lat nie wybili więc szkoda to zmieniać. - uśmiechnął się zabijaka. - Co do zamiany pokoi to zdecydowaliśmy się póki co nie robić tego kroku. Gospodarz nie chce tu burdelu, a pewnie spanie w jednym pokoju z Cass by było dla mnie za ciężką próbą ognia… - zaśmiał się krótko wojownik. - Chyba, że to “walczenie” z Konradem źle zrozumiałem, he? - rzezimieszek szturchnął delikatnie łokciem najemniczkę. - Tak, z zębami zdecydowanie bardziej ci do twarzy. - Zaśmiała się Erika. - Też staram się nie upijać, bo wtedy albo szybko się denerwuję, albo jak kogoś bardzo lubię, to mogę próbować zaciągnąć go do łóżka. I rano z reguły ta druga osoba ma moralniaki i inne dziwne nastroje. Dlatego nie przeginam, choć dzisiaj troszkę mi już do głowy weszło. No i chcę więcej. Polej. - Podstawiła mu kubek, widząc, że karczmarz doniósł dla Rudigera dwie flaszki gorzałki. Mężczyzna otworzył butelkę i nalał najemniczce tak do połowy. Ta szybko wzięła dwa głębokie łyki. - No, idealnie. - Przetarła przedramieniem usta. - A o co ci w ogóle chodzi z tym walczeniem z Konradem? - Zmarszczyła brwi, bo naprawdę chciała się dowiedzieć. - Tak myślisz? - zapytał Schultz zakrywając zęby wargami i cofając nieco szczękę aby wyglądać jakby nie miał zębów. Po chwili wojownik wybuchł śmiechem po czym nalał im trunku do kubków. - W sumie sama sobie odpowiedziałaś. Bardzo lubisz Konrada, dzisiaj sporo wypijesz i to zapytanie o zmianę pokojów. - uśmiechnął się zabijaka. - Wydaje mi się, że pierwszy facet bez wyrzutów moralnych by ci się trafił. Oboje jesteście wolni i ty jesteś silniejsza. Po jednym ogłuszaczu nie miałby już nic do gadania. - zaśmiał się lekko już zalany rzezimieszek. - O taką “walkę” mi chodziło. Na pewno chodzi wam o mnie i o Cass? - mężczyzna spojrzał na Erikę z podejrzliwym uśmiechem. - Zdecydowanie chodzi mi o ciebie i Cass, chciałabym, żebyście mieli trochę czasu dla siebie - odparła, na siłę starając się, by nie było słychać, że się już delikatnie wstawiła. - Poza tym skąd taki pomysł, że ja bardzo lubię Konrada? Nie wiem, czy ja z nim kiedykolwiek na osobności rozmawiałam, może to było w tej wiosce… - Pstryknęła palcami. - Untergardzie, czy jakoś tam, ale poza tym, to nie. Normalny, porządny facet, ale nie zamierzam go zaciągać do łóżka, Rudi. A tak w ogóle, to wróćmy już do stolika, bo ja na miejscu Cassie bym się zdenerwowała, widząc własnego faceta w szampańskim nastroju przy barze z inną kobietą, a już załwsz...zwałsz… no ze swoją starszą siostrą. Nie chcę, żeby się złościła - odparła. Trochę nie chciało jej się tam wracać, bo fajnie się rozmawiało z Rudigerem, ale to nie było w porządku i nawet lekko wstawiona o tym wiedziała. - Tylko nie zapomnij ze sobą butelek.
Po tych słowach ruszyła w kierunku zajmowanego przez nich stolika.
Niedługo później sytuacja nieco eskalowała, a gdy Cassie wyszła na zewnątrz i poszedł za nią Rudiger, Erika pożegnała się z pozostałymi przy stole i rozmówiła się z gospodarzem. Akurat miała szczęście, bo zwolnił się jednoosobowy pokój przy samych schodach wiodących na dół, więc najemniczka go wynajęła, bo nie chciała być więcej jakąś drzazgą między rzezimieszkiem a nastolatką. Odebrała klucz, po czym poszła na górę, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy z pokoju, który zajmowała razem z Cass i przeniosła się do nowego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz, rozdziała się i od razu wskoczyła pod kołdrę. Alkohol trochę szumiał jej w głowie, więc z zaśnięciem nie miała większego problemu. Miała tylko nadzieję, że Rudi i Cass wszystko sobie poukładają i będzie między nimi dobrze. Obiecała sobie, że już nie będzie pchać się między nich, choćby kosztowało ją to ochłodzeniem relacji z nimi. Znała swoje miejsce, jak na najemniczkę przystało. Poranek następnego dnia
Po nocy spędzonej w osobnym pokoju, Erika zeszła w pełnym rynsztunku na dół dość wcześnie. Zdziwiła się nieco, gdy ujrzała siedzącego już przy stole Konrada. Podeszła i usiadła na krześle po przeciwnej stronie. - Jak nocka? Biorąc pod uwagę, że siedzisz tu o tej porze, to chyba nie za dobrze? - Zapytała, przeciągając się.
- Wszystko zależy od punktu widzenia - odparł. - Żadna niewiasta nie umilała mi nocy swym towarzystwem, co można by uznać za pewien minus. Z drugiej strony patrząc... w miarę się wyspałem, a nie wypiłem wczoraj aż tyle, by głowa miała mi pękać. No i mam teraz miłe towarzystwo tylko dla siebie, co jest kolejnym plusem... A ty? - Spojrzał na dziewczynę. - Jest całkiem dobrze. Nawet się wyspałam i kaca też nie mam, więc wczorajszy wieczór zaliczam na plus - odparła. - Mam nadzieję, że Rudiger nie będzie miał większych problemów z powodu naszej wczorajszej rozmowy przy barze.
- To było nieładne z waszej strony - odpowiedział. - Naprawdę? Nie zrobiliśmy nic złego - odparła, rozkładając ręce. Może nie powinna tyle pić, ale z Rudim zawsze znajdowali powody do rozmowy, nawet bez alkoholu. - Oświeć mnie, co było takiego złego w naszej rozmowie? Przecież nie rzuciliśmy się sobie do pysków. - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Nawet gdybyście się rzucili... Co innego, gdybyście się zaczęli tam obściskiwać. Ale Cass raczej się tym przejęła.
Erika przewróciła oczyma. - Na Ulryka, Konradzie, teraz zamierzasz być ich obrońcą? Nie zrobiłam nic złego. On też. Po prostu rozmawialiśmy. Ale już powzięłam pewne kroki, by nie wchodzić im w drogę. Wczoraj przeniosłam się do jednoosobowego pokoju. - odrzekła. Nie zamierzała dodawać, że wczorajszego wieczoru była nieco wstawiona, bo alkohol tylko podkręcił jej humor a nie jakieś reakcje względem Rudiego. Nie wyszło to jednak wszystkim na dobre. - Oni są dorośli... mniej więcej. - Konrad był rozbawiony. - Nie potrzebują obrońcy. Ale... - Ale nie chce mi się słuchać, co masz mi na ten temat do powiedzenia, bo jak powiedziałeś, są dorośli, więc sobie to rozwiążą, a ja nie zrobiłam nic, co by podważało to, że Rudiger chce być z Cassie - odrzekła zupełnie spokojnie Erika. Zaczynała się jednak w środku irytować tymi wywodami przepatrywacza. Kim on był, żeby oceniać jej postępowanie?
To nie było zbyt miłe, lecz Konrad zwalił zachowanie Eriki na karb wyrzutów sumienia, do których tamta nie chciała się przyznać.
- Pytałaś, więc odpowiedziałem i tyle. Dopóki Cass nie zechce ci wydrapać oczu z zazdrości, to to nie jest moja sprawa - podsumował. - Co myślisz o dalszej współpracy ze strażą - zmienił temat na bardziej przyjemny. - Pytałam, jak ci minęła noc a nie o to, co sądzisz na temat wczorajszej rozmowy. Tylko o tym napomknęłam, ale postanowiłeś stwierdzić, że to było nieładne. Nieładne jest, że ludzie ze sobą rozmawiają? Nie zamierzam odbierać Cass Rudigera, wbij to sobie do głowy. No chyba, że jesteś zazdrosny? - Wszystkie te słowa wypowiadała spokojnie, puszczając Konradowi na końcu oczko. - Co do współpracy ze strażą, niech będzie. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Uważam, że skaveni pracowali dla kogoś, chociaż Rudiger nie podziela mojego zdania. Co ty sądzisz?
- Myli się. - Odpowiedź Konrada była bardzo krótka, ale postanowił ją rozwinąć. - Nie znaleźliśmy samej ikony, ani też innych rzeczy, które ukradziono. Ten skaven zapowiadał ciąg dalszy wydarzeń, czyli musi być ktoś jeszcze - albo inne skaveny, albo ktoś, kto się z nimi dogadał. O kogo miałbym być zazdrosny? Czy może o sam fakt...? - Nie wiem, ty mi powiedz - odparła Erika, uśmiechając się lekko. - [/i]Co do sytuacji ze skavenami, uważam, że ten skrytobójca nie chwaliłby się przed śmiercią tym, że nie zdołamy zatrzymać “tego czegoś”, jeśli by nie znał szczegółów. Ja mam wrażenie, że jeśli ktoś zlecił im kradzież ikony i gdy dowie się, że zniszczyliśmy to gniazdo, to może przyjść po nas. Czy wysyłając kolejnych szczuroludzi, czy działając w inny sposób[/i] - odparła, nakreślając Konradowi swój tok myślenia.
- Czy wynajmując kogoś wprowadziłabyś go dokładnie w swoje plany? - Nie, ale może skaveni wiedzieli coś więcej. Albo mieli szefa-idiotę. Ludzie są różni, zwłaszcza ci, co chcą mieć władzę. Ponoć. - odrzekła. Wciąż uważała, że szczuroludzie zostali przez kogoś wynajęci i to raczej nie byli zwierzoludzie, tylko ktoś, kto chciał ukraść ikonę, by wykorzystać ją do własnych celów. Dlatego odnaleźli tylko ramę, a nie obrazek.
Konrad przez moment wpatrywał się w Erikę.
- Sądząc z tych ostatnich słów, skaveny i ich ewentualny zleceniodawca mają wspólny cel. Bardzo dla nas nieprzyjemny - powiedział. - Ten kapitan mówił, że mieli kłopoty ze skavenami. Możemy mieć powtórkę. W działaniach chodzi zwykle o władzę, pieniądze lub zemstę. Możemy tylko zgadywać, o co chodzi w tym wypadku. Zjesz coś? Wypijesz? - Możliwe, że może chodzić nawet o wszystko - odparła, wzruszając ramionami. - Tak, zdecydowanie zjem coś dobrego, ale o piciu mi nie mów. No chyba, że chcesz mi zamówić mleko, to jak najbardziej. - Puściła mu oczko.
- Dla ciebie wszystko - zapewnił. Nie dokończył znanego powiedzenia, zakładając, że jego rozmówczyni zrobi to za niego. Ale nie, bo za chwilę Erika zmarszczyła brwi i wypaliła: - Czy was ktoś w łeb uderzył, czy po prostu tak Cassandra na was działa, że każdej kobiecie w otoczeniu musicie zrobić dobrze? Nawet zamawiając tylko śniadanie? - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Ciekawie dobierasz słowa... - Konrad uśmiechnął się nieco szerzej. - Możemy to omówić... w innym otoczeniu... - dodał, a uśmiech stał się ciut kpiący.
Gestem przywołał służącą.
- Dwa razy chleb, jajecznica i szynka - zadysponował. - Do tego kufel piwa i dzbanek mleka. Gorącego. - Ale nie za gorącego, takiego zdatnego do picia - powiedziała do służki Erika i spojrzała na Konrada, gdy tamta odeszła. - Nie wiem, czy wiesz, ale od pewnego czasu sam się uśmiechasz. Nie wiem, czy do siebie, czy do mnie, ale Rudiger miał tak samo wczoraj. Może po prostu tak działam na facetów, że się uśmiechają w moim towarzystwie… - Erika wzruszyła ramionami i westchnęła.
- To chyba dobrze? - Konrad wydawał się zaskoczony jej słowami. - Wolałabyś, żeby się krzywili lub, co gorsza, unikali cię? - Niektórzy zdecydowanie mogliby mnie unikać - odparła. - Wyobraź sobie, że nasz kanalarz Wecker chciał pieniądze od Heinricha i noc z Cassandrą? Gdybym ja tam była, to on by już nigdy nie zaruchał - rzuciła, krzywiąc się. - A co do uśmiechów, najwyraźniej jestem bardzo śmieszna, skoro się tak wszyscy szczerzycie. - Puściła mu oczko.
- Cass jest... pociągająca... Jak można się dziwić mężczyźnie, że ma na nią ochotę? Chociaż wyraził ją w zdecydowanie nieodpowiedni sposób... - Ten “mężczyzna” to pracownik straży miejskiej, czyli powinien się zachowywać - powiedziała Erika. - Nieważne, czy to pociągająca kobieta, czy niewyjściowy facet.*
Konrad o mały włos parsknąłby śmiechem.
- Jestem pewien, że chciał połączyć obowiązki i przyjemności - powiedział, darując sobie przedstawianie opinii o straży miejskiej i strażnikach. - A ja jestem pewna, że to był jakiś zboczeniec, co chciał sobie zamoczyć, widząc powabną nastolatkę - odparła, marszcząc brwi. - Nie cierpię czegoś takiego.
- Zboczeniec zażyczyłby sobie nocy z Rudim - z na pozór poważną miną powiedział Konrad. - A Cass jest, mimo młodego wieku, na tyle dorosła, że mogłaby być żoną i matką. Co do ciebie zaś... co innego uśmiechać się do ciebie, co innego śmiać się z ciebie. Ja robię to pierwsze.
- To raczej po zmroku i w ciemnych alejkach - odparła na sugestię odnośnie Rudigera. Uśmiechnęła się nawet do tej sytuacji, bo wiedziała, że gdyby ktokolwiek chciał napastować Schultza, to tamten by mu załatwił bezpłatnego wyrwizęba. - A co do ciebie… uśmiechasz się do mnie, ale jednocześnie starasz się zarzucić mi coś, co nie miało miejsca. No chyba, że jesteś zazdrosny. - Ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.
- To uczucie jest mi raczej obce, a Rudigera powodzenie u dziewcząt też go nie wywołuje. Nie mówiąc już o tym, że ze mną też rozmawiasz. Smacznego. - Nalał jej z dzbanka, który postawiła przed nimi służka mleka do kubka. - Dziękuję, też się napij… - Upiła łyk, a na jej twarz wstąpiła błogość. - Jest świetne.
- Wspomnienie z dzieciństwa? - Uśmiechnął się, idąc w jej ślady.
- Oj tak… wtedy wszystko było prostsze - odparła, smakując mleka i niemal rozpływając się przy tym. - Myślę, że wiele takich smaków i sytuacji cofa nas do dzieciństwa. Też tak masz?
- Wczesnego. Bo to późniejsze miało więcej kolców, niż róż. - Podsunął jej miskę z jajecznicą przyniesioną zaraz po dzbanku mleka. - Jedz, zanim ostygnie. Jabłka z cudzego sadu, pierwsza złowiona rybka... - Ty też jedz - odparła, gdy nałożyła sobie trzy kopiaste łyżki na talerz, to samo zrobiła z jego talerzem. - Jajecznica daje dużo energii, więc trzeba jeść jej jak najwięcej, ale chyba to wiesz. A powiedz, co popchnęło cię do tego, żeby być przepatrywaczem? Ciężka sytuacja w domu? Czy coś innego? - Zaczęła jeść, nakładając sobie widelcem jajecznicę na chleb.
- Kochany tatuś i kochany braciszek do spółki sprawili, że porzuciłem rodzinne pielesze. On był oczkiem w głowie, a ja byłem tym od czarnej roboty. Co złego, to ja... Aż w końcu postanowił mnie ożenić. Ojciec, znaczy, postanowił. - Konrad uśmiechnął się ponuro. - Panna młoda była ucieleśnieniem wszystkiego, co najbardziej plugawe, czy po prostu nie chciałeś się z nią żenić? - Erika zamieniła się w słuch, przegryzając chleb z jajecznicą.
- Słodka jak ocet siedmiu złodziei, w słownictwie prześcigała portowych dokerów, a urodę miała... niebanalną. Innymi słowy - marzenie każdego młodzieńca... - dokończył z ironią. - A zaciągnięcie się jako przepatrywacz sprawiało, że cały czas byłeś i jesteś w ruchu. Dobry pomysł. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Pewnie w obecnych czasach mógłbyś nawet spokojnie udać, że nie żyjesz i miałbyś spokój. Konrad Weber, który zginął w obronie Wolfenburga brzmi jak bohater. - Puściła mu oczko znad talerza.
- Jeszcze by się spełniło, choć z inną nazwą miasta - odparł, nie do końca żartem. - Nie sądzę, by mnie szukali - ona czy nasi ojcowie. Chociaż jestem pewien, że cała trójka była szalenie rozczarowana, że im pokrzyżowałem plany. - Uśmiechnął się. - Ale to nie była ucieczka sprzed ołtarza - dodał. Również zabrał się za jedzenie.
- Cóż, takie jest życie, nie trzeba pasować pod upodobania innych, niezależnie od tego, co sobie wymyślą - odparła Erika. Znowu wchodziła w tematy, na które zwykle się nie wypowiadała i nawet nie chciała. - Jakoś sobie z tym wszystkim poradzisz, albo już poradziłeś. Jakby się kiedyś pojawili na naszej drodze, to możesz na mnie liczyć. - Nie wiedziała, co mu do końca powiedzieć, ale chciała go wspierać, bo mimo wszystko byli w jednej grupie a on był porządnym facetem.
"Przedstawię cię jako narzeczoną", pomyślał Konrad. "Wtedy się odczepią." - Dziękuję. Z pewnością razem damy sobie radę. - Wybacz, jeśli nie pomagam, ale jestem słaba w takich sytuacjach - odparła. - Niemniej wiedz, że masz moje wsparcie.
- Wiem i dziękuję - zapewnił. - A moje wspomnienia nie są takie okropne, żebym nie mógł do nich wracać. Czasami nawet dostrzegam zabawne strony. Jak sobie przypomną minę ojca, gdy mu powiedziałem 'nie'... - Uśmiechnął się. - A ty? Jak trafiłaś na drogi i bezdroża Imperium? - Wychowałam się wśród najemniczego taboru, więc podróżowanie nie jest dla mnie niczym specjalnym. Ojciec i matka pochodzili z Middenlandu, czasami przypominam sobie, jak rodzice zabierali mnie do Middenheim na targ, by uzupełnić zapasy. Matka zmarła na gruźlicę, gdy byłam mała, reszta mojego dzieciństwa i młode lata to dopasowywanie się do najemniczej grupy ojca. On mnie wszystkiego nauczył, chociaż nie był zbytnio uczuciowy - odparła Erika, pochmurniejąc.
- Ale i tak masz dużo lepsze o nim wspomnienia, niż ja o swoim. - Właściwie, to staram się nie myśleć o przeszłości, bo co to da? Najważniejsze jest tu i teraz. I jutro, do którego dążymy - odrzekła z zacięciem na twarzy.
- Dokładka? - Konrad podsunął jej miskę z resztkami jajecznicy. - A jakie masz plany na przyszłość? Na takie trochę dalsze jutro? - Spotkać wymarzonego mężczyznę, spłodzić dziecko, zasadzić drzewo i mieć szczęśliwy dom - odparła wesoło i nałożyła sobie jeszcze łyżkę jajecznicy. - [i]A tak na poważnie, to nie wiem. Żyję z dnia na dzień, na chwilę obecną mamy robotę u Schutzmanna, a za parę dni możemy pracować dla middenheimskiego półświatka. Nia planuję niczego na dłuższa metę. A ty masz jakieś plany?[i]
- Kiedyś pomyślę o jakimś stałym miejscu - powiedział. - Najlepiej ożenić się z nadobną karczmareczką - zażartował. - Na razie tak jak ty staram się przeżyć i zarobić na w miarę wygodne życie. Nie wiem, czy nadaję się na męża. Nigdy nie próbowałem. - Ostatnie dwa zdania powiedział wyraźnie żartobliwym tonem. - Ja żoną też w najbliższym czasie nie zamierzam być - odparła wesoło. - Na złe tory zbacza ta rozmowa, więc lepiej skupmy się na jedzeniu. A w południe pożegnajmy naszego towarzysza - odrzekła.
Widocznie tematyka ewentualnego małżeństwa niezbyt odpowiadała Eryce, ale Konrad nie zamierzał dopytywać o ewentualne złe związane z tym wspomnienia.
- Trzeba dopilnować, by wszystko odbyło się tak, jak trzeba - zgodził się Konrad. - Gerwazy zasłużył na porządny pogrzeb i porządne pożegnanie. - Za to zapłaciliśmy, więc kapłani na pewno tego dopilnują. Nie chcę myśleć, jak by wyglądał jego pogrzeb, gdybyśmy nie mieli tych p-ieniędzy na normalny pochówek. Wiadomo, że jemu to już tam wszystko jedno, czy spocznie w grobie z nagrobkiem ze swoim imieniem, ale kiedyś może go szukać jego rodzina, więc lepiej, żeby wszystko zostało zrobione odpowiednio. Zwłaszcza, że się przysłużył, walcząc z nami ramię w ramię i to jest najlepsze, co mogliśmy dla niego zrobić w tej sytuacji - odparła. - Gdybyśmy się nie zrzucili, gdybyście nie mieli pieniędzy, albo nie chcieli zapłacić za pogrzeb, to sama bym wyłożyła te Karle, bo on zasługuje na normalny pogrzeb, a nie jakieś żebracze chowanie. - Skrzywiła się.
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli skąpić złota. Musimy się wspierać, bo jak nie my, to kto? - odpowiedział, po czym ponownie napełnił jej kubek. - Będziemy tam, choćby burza się rozszalała. - No właśnie, walczymy razem, to i dbamy o siebie, jeśli któreś z nas wyzionie ducha. Dobrze, że tak samo do tego podchodzisz, Konradzie. - Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Mnie też cieszy, że mamy podobne poglądy na ważne sprawy - odparł i również się uśmiechnął. - Uśmiech do ciebie, a nie z ciebie. - Spojrzał na nią z uśmiechem sięgającym oczu. - Wiem, może jestem prostą kobietą, ale nie prostaczką. - Puściła mu oczko, uśmiechając się krzywo. - A teraz dokończmy śniadanie, nim nam się zwalą egzystencjonalne problemy na głowę. - Erika zażartowała, mając na myśli Rudigera i Cassie. Konrad z pewnością wyłapał aluzję.
- Czyżbyś planowała mały odwrót? - Konrad przełknął ostatni kęs i odsunął talerz. - Żaden odwrót, po prostu może być różnie - odrzekła, również kończąc śniadanie.
- Przyjdą, to zobaczymy, czy będą 'niosący problemy', czy nie. Może po burzy wyjdzie słońce. - Westchnął.
- Zobaczymy - odparła, nie podejmując już tematu.
Zamierzała poczekać na pozostałych, a potem udać się na cmentarz, by pożegnać Gerwazego. Nie miała zbyt dobrego nastroju, ale w końcu wczoraj straciła towarzysza i przez nią pokłócili się ludzie, których uważała za bardzo bliskich, więc z czego można się tu było cieszyć? |