Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2019, 08:21   #91
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Heinrich chciał brać skavena żywcem, ale towarzysze mieli inne plany. Chcieli pomyścić kompana, z którym los związał ich na długo wcześniej, niż ze strażnikiem miejskim. Strzała Konrada i bełt Eriki weszły z mlaśnięciem idealnie w korpus nadbiegającego skavena. Stwór pisnął tylko, odrzucany impetem do tyłu, a przy nim był już Rudiger, który dwoma celnymi ciosami miecza najpierw wgryzł się w ramię leżącego szczuroczłeka, a potem w wątły kark, z którego buchnęła kaskada krwi. Heinrich nie zdążył nawet wprowadzić swojego planu w życie, gdy było po wszystkim. Co nie oznaczało, że takie załatwienie sprawy musiało mu się spodobać.

Gdy skaveński skrytobójca leżał martwy, mogliście przyjrzeć się lepiej grocie, w której się znaleźliście. Naprzeciw wejścia dostrzegliście wykonany w kamieniu posąg krasnoludzkiego wojownika dzierżącego młot, który teraz wyglądał bardziej jak stalagmit ukształtowany przez wodę. Nieopodal znajdowało się posłanie wykonane ze słomy i jakichś szmat, a tuż obok niego oparto o ścianę ramę ikony, jednak brakowało samego obrazu przedstawiającego Sigmara. Po krótkim przeszukaniu groty okazało się, że nie było go tutaj.

Gerwazemu nie dało się już pomóc. Biedak zginął tak, jak ojciec Morten, a jego rana naszła pajęczynką granatowych żyłek. Po krótkiej wymianie zdań stanęło na tym, że zabieracie ciało na górę, a ekwipunek jakoś rozdysponujecie między siebie. Heinrich w tym czasie, jak przystało na stróża prawa, zbierał dowody - w szmatkę owinął metalową dmuchawkę oraz wydobytą z rany czarodzieja strzałkę oraz zabezpieczył złotą ramę obrazu. Oprócz tego obciął skavenowi ogon i również owinął go w szmatę. Nie mając tu nic więcej do roboty, ruszyliście do wyjścia z tych ponurych tuneli. Po drodze Glauber zabrał ze sobą kuszę-pułapkę, poobcinał również ogony sześciu szczuroludziom zabitym przez was wcześniej i dorzucił do ogona zabójcy Mortena. Konrad z kolei przyjrzał się rzeczom należącym do skavenów, ale widząc jakieś pełzające po nich robactwo stwierdził, że nie będzie ryzykować złapania choroby, o którą w tych okolicznościach przyrody było bardzo łatwo. Zresztą, wszystko było w lichym stanie i prawdopodobnie nie dałoby się nawet sprzedać. Znaki na ścianach naniesione prawdopodobnie krwią przedstawiały dziwne, trójkątne symbole i niemrawo nabazgrane czaszki. Łatwo było zapamiętać takie rzeczy.

Wecker wciąż czekał na was przy wlocie do tunelu i ucieszył się nawet, widząc, że wróciliście w prawie pełnym składzie. Glauber zdał mu ekspresowo relację z tego, co się wydarzyło, a niewyjściowy kanalarz w drodze na powierzchnię nie odzywał się, bo chyba i jemu udzielił się nastrój straty po śmierci, choć Gerwazego nawet nie znał. Jako, że transportując ciało czarodzieja zmienialiście się co kilkanaście minut, czas dotarcia na powierzchnię wydłużył się, ale przynajmniej nie mieliście po drodze żadnych przykrych niespodzianek. Vorster był nawet tak miły, że wyprowadził was wyjściem znajdującym się nieopodal świątyni Morra, do której planowaliście udać się ze zwłokami kompana. Potwierdzały się słowa Heinricha, że Wecker był chyba najlepszy w tym biznesie, a że wciąż żył, tylko to potwierdzało.

Opuściwszy Podziemne Miasto, pożegnaliście się z waszym przewodnikiem i szybko znaleźliście się na terenie świątyni Morra, do której mieliście zaledwie kilkadziesiąt metrów. Kapłan, krzywiąc się niemożebnie, gdyż mówiąc językiem rynsztokowym, waliliście gównem, wysłuchał waszej opowieści, odebrał ciało i przedstawił cenę za pełny pochówek, w który wliczono umycie zwłok, całonocne czuwanie i złożenie do przygotowanego przez grabarza grobu wraz z krótką modlitwą pogrzebową oraz kamiennym nagrobkiem. Łącznie siedem koron, niemal roczny dochód chłopa. Nie dziwiliście się więc, dlaczego zwykły pochówek nazywany był "żebraczym". Połowę należało zapłacić od razu, więc częściowo zrzuciliście się (Cassie nie mogła, bo była niemal spłukana, na szczęście Rudiger za nią zapłacił) a pogrzeb miał odbyć się jutro w południe, kiedy to należało uiścić ostatnią część zapłaty.

Mając sprawę pochówku z głowy, od razu ruszyliście na komisariat, by przedstawić dowody w sprawie zabójstwa Sigmaryty. Po dotarciu na miejsce szybko pozbyliście się roboczych ciuchów, chociaż w nozdrzach wciąż czuliście zapach fekaliów, co pewnie jeszcze chwilę wam potowarzyszy. Schutzmann, widząc ramę obrazu i pozostałe dowody, aż uśmiechnął się szeroko.

- Świetna robota! Wszyscy się spisaliście, a ciebie, Glauber, nigdy nie podejrzewałbym o takie talenty śledcze. Zaraz wypiszę odpowiedni kwit, z którym pójdziecie do skarbnika na dole. On wypłaci wam dwadzieścia koron. Dziesięć za rozbicie gniazda skavenów i dziesięć za odkrycie mordercy ojca Mortena. W świątyni Sigmara na pewno ucieszą się, że ich kapłan został pomszczony a sprawa rozwiązana. Co prawda wciąż nie odzyskaliśmy ikony, ale to już rzecz drugoplanowa. Martwi mnie tylko to, co mówił ten szczurołak, ale teraz i tak nic z tym nie zrobimy. Musimy czekać na rozwój wydarzeń - powiedział komendant. - Jesteście ludźmi, którym warto zaufać, a Middenheim takich potrzebuje, więc nie opuszczajcie jeszcze miasta, bo mogę mieć dla was kolejne zadania. Ty, Heinrich też będziesz od teraz częścią tej grupy, bo widzę, że współpraca dobrze wam się układa. Na razie macie wolne, dopóki was nie wezwę z powrotem.

Odebraliście u skarbnika należne pieniądze i rozdzieliliście między siebie po równo a następnie pełną grupą skierowaliście swe kroki do "Kulawego Psa". Wystarczyło, że gospodarz tylko stanął z wami twarzą w twarz i stwierdził, że każde z was ma wziąć kąpiel, bo nie będziecie mu klienteli odstraszać. Chociaż wasze ubrania były w miarę świeże, to najwyraźniej przytargaliście na powierzchnię swąd kanałów. Po szybkiej kąpieli spotkaliście się w głównej sali na późny obiad, a gdy nadszedł wieczór, rozbrzmiały pierwsze słowa pieśni jakiegoś trzyosobowego zespołu bardów, który miał zabawiać gości. I początek mieli bardziej nostalgiczny, niż zabawowy, gdyż smutne słowa ballady "jutro poniesie nas w dal" utkwiły wam w umysłach, biorąc pod uwagę, że Gerwazemu mieliście nazajutrz towarzyszyć w jego ostatniej drodze. Cała sala zastygła, przerywając rozmowy i doceniając słowa piosnki, a potem nagradzając bardów gromkimi brawami.

Ogień w kominku trzaskał radośnie, sakiewki były pełne, tak jak i wasze żołądki. Za oknami rozszalała się ulewa, a wy cieszyliście się z ciepłego kąta i własnego towarzystwa. Spędzaliście ten wieczór w przyjemnym, choć już niepełnym gronie. Chodziliście po tym świecie wystarczająco długo, by wiedzieć, że dzisiejsze starcie ze skavenami było jedynie zarzewiem dalszych wydarzeń. Teraz jednak mieliście to gdzieś, ciesząc się chwilą spokoju i towarzystwem ludzi, którzy kroczyli tą samą ścieżką. Alkohol, który po chwili się polał, miał za zadanie rozluźnić i odepchnąć wydarzenia ostatnich godzin na dalszy plan. Należało korzystać z życia, póki się żyło. Bo jeśli nie teraz, to kiedy?

Los Gerwazego był najlepszą odpowiedzią na to pytanie.

 
Mroku jest offline  
Stary 15-09-2019, 20:05   #92
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej większość podzielała zdanie Konrada, co do przyszłych losów skaveńskiego mordercy. No i stało się to, co się powinno stać - szczuroludź padł trupem, zanim zdążył narobić dalszych szkód. Zastosowanie znalazła zasada oko za oko i a skaven zapłacił za śmierć Gerwazego i (wcześniejszą) trzech innych mężczyzn.
Nie da się też ukryć - pewne znaczenie dla takiego a nie innego działania miał fakt, iż łatwiej było utrupić stwora, niż męczyć się w próbie doprowadzenia go na proces. Oszczędzili sobie kłopotów, a miastu - kosztów trzymania skavena w lochu tudzież kosztów procesu. Który przecież i tak skończyłby się w jeden tylko sposób.
No chyba że skaven by uciekł. Raczej trudno by było liczyć na to, że zdobyliby kolejną nagrodę za jego złapanie...

* * *

Trofea były, delikatnie mówiąc, kiepskie, a powrót raczej nie przypominał triumfalnego pochodu zwycięstwa. Raczej marsz pogrzebowy, z ciałem Gerwazego w roli głównej.
Konrad nie sądził, że mag cieszyłby się z tej roli, ale był przekonany, że gdyby Gerwazy mógł to widzieć, to cieszyłby się z tego, że towarzysze walki nie pozostawili jego ciała w kanałach. Chociaż kto wie... Różne są gusta. Miałby tam ciszę i spokój, a duchy pokonanych skavenów pewnie by mu nie przeszkadzały.

Jakimś dziwnym trafem dotarli na powierzchnię cało i zdrowo, na dodatek blisko świątyni Morra. Widok stanowili bez wątpienia dziwny - bardziej pasujący do okresu wojny, niż pokoju. A towarzyszący im zapach kanałów dodatkowo zwracał uwagę przechodniów. No a z drugiej strony zniechęcał do zbliżania się, miał więc pewne plusy.

W świątyni okazało się, że taniej jest żyć niż umierać. Bo jak to mogło być, że pogrzeb kosztował tyle złota? Co gorsza, nie było zniżki dla tych, co stracili życie dla dobra miasta i Imperium.
Marudzić jednak nie wypadało i Konrad, podobnie jak pozostali, uiścił swój udział w złocie i srebrze, nie okazując zdziwienia i nie dzieląc się poglądami na temat panującej tu drożyzny. A Gerwazy zasługiwał na porządny pochówek.

* * *

W siedzibie straży czekała na nich miła niespodzianka - nagroda za załatwienie dwóch spraw. Dwadzieścia karli piechotą nie chodziło, a nawet podzielone między wszystkich zainteresowanych świadczyło o tym, że (czasami) warto pracować dla straży miejskiej. Co prawda Konrad był pewien, że takie premie nie zdarzają się zbyt często, ale postanowił (przynajmniej chwilowo) kontynuować współpracę, chociaż zanosiło się na to, że w mieście może się zrobić ciekawie. I niebezpiecznie zarazem.
A w związku z tym trzeba było rozważyć wszystkie za i przeciw i pogadać z pozostałymi na temat tego, czy warto narażać zdrowie i życie dla paru groszy.

* * *

Karczmarz złożył im propozycję nie do odrzucenia - kąpiel albo fora ze dwora.
Nie było to zbyt uprzejme, ale z pewnością szczere i zrozumiałe. A jedynym minusem całej sprawy był brak osoby, która umyłaby Konradowi plecy. Z drugiej strony... Ani nikogo nie poprosił, ani nikomu nie zaoferował swej pomocy. Chociaż znali się już jakiś czas, to nie doszli do etapu kąpieli w jednej balii, czy choćby mycia pleców, a Konrad nawet nie chciał się zastanawiać, jak na taką prośbę zareagowałaby Erika.

Pozbywszy się wątpliwej jakości kanałowych aromatów zszedł do jadalni, by coś zjeść, a później wznieść parę toastów za Gerwazego.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-09-2019, 21:08   #93
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Lechu i Kerm, dziękuję za dialogi :)

Skaveński zabójca skończył tak, jak powinien, chociaż dla martwego czarodzieja nie miało to już znaczenia. Erice było żal, że młody zakończył swe życie w ten sposób, ale każdy, wybierając awanturniczą ścieżkę życia, musiał liczyć się z tym, że kolejny dzień może być ostatnim. Najemniczka była tego świadoma, ale zawsze czuła dziwne ukłucie w sercu, gdy odchodził towarzysz. Może nie znała Gerwazego zbyt dobrze, ale walczyli ramię w ramię w bitwie o most, potem z nieumarłymi i w drodze do Middenheim. Zasłużył sobie na jej szacunek, nie mogli go tutaj zostawić.
- Przetransportujmy ciało na powierzchnię, a potem pójdźmy do świątyni Morra. Opłacimy tam porządny pochówek, przynajmniej tyle możemy dla niego zrobić - powiedziała, wydobywszy swój bełt z ciała skavena. - Jeśli ktoś stoi cienko z kasą, poratuję.

Schowała pocisk do kołczanu przy biodrze i ruszyła z pozostałymi w drogę powrotną. Niby znaleźli zabójcę kapłana i częściowo odzyskali zrabowany przedmiot, ale nie było wielkich powodów do świętowania, skoro nie wracali na powierzchnię bez strat. Co jakiś czas zmieniała zmęczonych Konrada, Heinricha czy Rudigera - była silną kobietą, więc nie miała problemu, by pomagać przy transporcie ciała Gerwazego, choć już nieraz zauważyła, że zwłoki po śmierci robią się jakby cięższe, niż mogłaby wskazywać rzeczywista waga nieboszczyka. Kumpel Glaubera wyprowadził ich niedaleko świątyni, a Erika właściwie nie pamiętała drogi powrotnej przez kanały, skupiona na swoich myślach. Śmierć czarodzieja przywołała w jej umyśle nieżyjących już towarzyszy z oddziału i kobieta wychodziła na powierzchnię w posępnym nastroju.

Domyślała się, że opłaty za pogrzeb w wielkich metropoliach mogą być wysokie, ale nie spodziewała się, że będą aż TAK wysokie. Gdyby nie dostali wcześniej od Sigmarytów pieniędzy za dostarczenie ikony, Gerwazy musiałby być pochowany w żebraczej formule i nawet nie miałby pewnie wyrytego na nagrobku nazwiska. Niemniej zrzucili się na pochówek i zapłacili zadatek, który miał pewnie pokryć część spraw, które Morryci robią dla zmarłego w ostatniej posłudze. Na komendzie Schutzmann nawet nie zauważył, że brakuje czarodzieja, zaaferowany tym, że udało im się pozabijać skavenów i odzyskać ramę. No tak, był rozliczany z sukcesów, a jedna śmierć w te, czy wewte nie robiła na nikim wrażenia. Taki był dzisiejszy świat. Odebrała swoją część nagrody od Glaubera i ruszyła z pozostałymi do gospody. Musiała koniecznie się wykąpać, bo wciąż czuła smród kanałów i chociaż była przyzwyczajona do tego, że nie zawsze wyglądała świeżo, to ten odór po prostu jej przeszkadzał.

Po orzeźwiającej kąpieli spotkali się wszyscy przy wspólnym stole i rozmowa układała się całkiem w porządku, a gdy alkohol kończył się i Rudiger ruszył po kolejną flaszkę do szynku, Erika poszła za nim i tam go zagadnęła:
- Widziałam podczas tej naszej wyprawy, że masz ciągoty przywódcze - powiedziała, podając mu kubek z gorzałką, który wcześniej zgarnęła ze stołu, który zajmowali. - Nie lubię, jeśli w ekipie, w której działam są jakieś kwasy czy niedomówienia, więc powiem wprost - ja wiem, że lubisz gadać i chcesz się dzielić swoimi pomysłami na temat rozwiązywania sytuacji, ale takie coś nie za dobrze na mnie działa. Właściwie efekt może być odwrotny do zamierzonego. - Chciała delikatnie dać mu znać, że nie lubi, jak ktoś mówi jej, co ma robić.

Wojownik spojrzał na Erikę z lekkim uśmiechem. O ile wieczór zaczął się w smutnej, przygnębiającej atmosferze to po wypiciu odpowiedniej ilości gorzałki i wesołych wspominkach na temat zmarłego czarodzieja Schultz rozluźnił się zapominając na chwilę o śledztwach, chaosie i całym otaczającym ich syfie. Zabijaka niezmiennie od czasu ich pierwszej rozmowy uważał Kraus za przyjemną w obyciu kobietę i aby to się zmieniło ta musiałaby się postarać bardziej niż uświadamiając go, że nigdy nie będzie dowodził ich ekipą.
- Doprawdy? - zapytał rzezimieszek przyjmując ze skinieniem głowy kubek od najemniczki. - Nic z tych rzeczy, Erika. - uśmiechnął się szerzej zabijaka. - Ja znam swoje miejsce w szeregu. Zastanawia mnie tylko dlaczego moje pomysły zasugerowały ci, że chciałbym przejąć niepisane dowództwo, a pomysły Heinricha, Konrada czy Gerwazego już nie. - wojownik westchnął. - Tak jak powiedziałaś to była chęć podzielenia się sposobem rozwiązania problemu z mojej strony. Nic więcej. Nie śmiałbym wam rozkazywać, tym bardziej tobie. Wiem, że tego nie lubisz. - Rudiger chciałby dodać, że na najemniczke podziałałoby pewnie więcej finezji niż przy prostej próbie podjęcia z nią tańca dwa wieczory wcześniej, ale obawiał się, że wtedy rozmowa zgrabnie przetoczy się na tory, których wolałby unikać.

- Tak to wtedy odebrałam i chciałam ci o tym powiedzieć. Widzisz, Rudigerze, jestem prostą kobietą; jak coś mnie uwiera, albo mam coś do przekazania, to o tym mówię bez strojenia fochów i niedopowiedzeń - odparła Erika, upijając z kubka. - Nie odbierz tego jako atak na ciebie, po prostu chciałam, żeby wszystko było jasne. A być może po prostu źle odebrałam twoje zamiary, też tak może przecież być. Jeśli tak było, wybacz. - Nie miała problemu z przeproszeniem kogoś, jeśli rzeczywiście nie było w tym jego winy. Poza tym lubiła Rudigera i nie zamierzała się z nim sprzeczać o byle sytuację.
- Cieszy mnie, że chcesz, podobnie jak ja, aby atmosfera między nami była czysta. - powiedział wojownik rzucając spokojnym spojrzeniem piwnych oczu. - Przyznaję, że mogłaś to tak odebrać, bo moja wypowiedź była pierwszą sugerującą gotowe rozwiązanie, a później… wspólnie zaczęliśmy ten pomysł szlifować aż do uzyskania zadowalającego nas planu. - Rudiger uśmiechnął się szeroko. - Nie ma za co przepraszać, bo nie zostałem niczym urażony. Zachowałaś się w najlepszy możliwy sposób, Erika. - Schultz spojrzał jej w oczy nagle zadając pytanie. - Co myślisz o naszej obecnej sytuacji?

- Wiesz, co innego słuchać rozkazów w oddziale najemnym, gdzie masz wyraźny podział i znasz swoje miejsce w szeregu, a inaczej w zbieraninie równych sobie osób
- powiedziała, uśmiechając się lekko. - Być może wciąż się nie przestawiłam i potrzebuję jeszcze czasu. Tutaj wszyscy mamy coś do powiedzenia i jak widać do tej pory to się sprawdza. No, pomijając Gerwazego, ale w jego przypadku nie mogliśmy nic zrobić. - Skrzywiła się i upiła z kubka. - Co do naszej obecnej sytuacji, to mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na początku czegoś większego i prędzej, czy później to do nas wróci. Sam słyszałeś, co mówił ten szczuroludź…
- Dla mnie też jest to nowość, bo albo pracowałem sam albo pod butem wyżej postawionych w “organizacji”. - przyznał Schultz, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. - Podejrzewam, że ten kaprawy mutant mógł mieć rację i szykuje się coś na co ciężko się przygotować. Zbyt enigmatycznie to brzmiało. - na wspomnienie o martwym czarodzieju zabijaka lekko posmutniał, ale było widać, że bardzo łatwo przeszedł ze śmiercią Gerwazego do porządku dziennego. Jak ktoś kto stracił wielu kompanów i niekoniecznie był zadowolony z własnej znieczulicy. - Mogę ciebie o coś prosić? - zapytał jedynie na chwilę odrywając spojrzenie od kobiety aby po chwili znowu się na niej skupić.
- Jeśli nie będzie to nic zboczonego albo niezgodnego z moimi przekonaniami, to tak. - Uśmiechnęła się do niego. Alkohol szumiał jej w głowie, ale wciąż jeszcze czuła się w miarę trzeźwa. - A co do naszego przyjemniaczka z kanałów, to mam jeszcze jedną obawę. Że jeśli ktoś miał takie dojścia, żeby wynająć skaveny, może chcieć się nas pozbyć, gdy dowie się, że załatwiliśmy tych gnojków. No i wciąż nie wiemy, co się stało z ikoną Sigmara. To jakaś grubsza sprawa, Rudi.

- Nie sądzę aby Skaveny zostały przez kogoś wynajęte
. - skwitował Rudiger po chwili zastanowienia. - Raczej one działają na własną rękę i szykują coś paskudnego przeciw społeczeństwu Imperium albo kulcie Sigmara. - wyjaśnił swoje zdanie wojownik. - Naprawdę tak słabo mnie znasz, że bierzesz pod uwagę, że mógłbym cię prosić o coś zboczonego? Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. - od zabijaki biła olbrzymia pewność siebie kiedy mówiąc to patrzył prosto w oczy kobiety. - Nie tylko dlatego, że są tu pozostali, ale w ogóle. Ostatnio uświadomiłem sobie, że z twojego punktu widzenia to jak się zachowywałem mogło wyglądać jakbym chciał od naszej relacji czegoś więcej. Przepraszam.
- Daj spokój, nie myślałam w ten sposób o naszej relacji. Poza tym zauważyłam, że ostatnio więcej czasu spędzasz z Cassie. Czyżby wam się zaczynało układać? - Zapytała. Co do skavenów, nie była tego tak pewna jak Rudiger, ale wolała już nie wałkować tego tematu. - No i o co chciałeś mnie poprosić?

- Uspokoiłaś mnie. - wyznał Rudiger, a kamień spadł mu z serca. - Z Cassie jesteśmy blisko od pewnego czasu, ale na krok bliżej zdecydowaliśmy się podczas naszej części dochodzenia. Byliśmy zrekrutować Weckera, który chciał za pomoc srebra i nocy z Cassie. - westchnął wojownik. - Byłem opanowany, bo wiedziałem, że go potrzebujemy. Gdyby nie to i obecność Cass pewnie bym go połamał na miejscu. Ja w tamtej chwili zrozumiałem, że warto dać temu szansę chociaż jest między nami taka różnica wieku… - Schultz uśmiechnął się. - Wiesz, że ona mówiła o tobie zawsze w samych superlatywach? Podejrzewam, że wbrew temu co mówiłaś przy winie tobie też o mnie wspominała… - uśmiechnął się ponownie wojownik. - Zatem wiemy co kombinowała. - zaśmiał się na chwilę spoglądając w kierunku stolika. - Podziwia cię, wiesz?

- A to wredny chujek - mruknęła Erika, krzywiąc się, gdy Rudiger wspomniał o Weckerze. - Z dwojga złego dobrze, że ty tam byłeś, bo ja bym mu pewnie od razu zrobiła jajecznicę z klejnotów. Nienawidzę takich typów! - Zacisnęła zęby ale po chwili się rozluźniła. - Co do Cassie, wiem, że chciała nas zeswatać i dobrze mimo wszystko, że jej się nie udało, bo chyba wy bardziej do siebie pasujecie. Ona, delikatna, Ty, silny i odpowiedzialny mężczyzna. Poza tym lepiej spróbować, by coś z tego wam wyszło, niż nie spróbować, a potem żałować. Nie jestem jakąś ekspertką w sprawach damsko-męskich, ale jak widać po dzisiejszych wydarzeniach z Gerwazym, życie jest za krótkie, żeby marnować okazje. I tak, wiem, że mnie podziwia, mówiła mi to. Ja też bardzo ją lubię, jest trochę jak taka młodsza siostra, której nigdy nie miałam. Chcę się nią opiekować i możesz być pewien, że zawsze będę mieć na nią oko w jakichś ciężkich sytuacjach.

- Cieszę się. - powiedział Schultz z uśmiechem. - W ten oto sposób sama, nieświadomie, odpowiedziałaś na moje pytanie. Wybacz, że cię w to wmanewrowałem. - zaśmiał się zabijaka. - Pytanie miało brzmieć: Czy zajmiesz się Cass gdyby spotkało mnie to samo co Gerwazego? - wojownik przełknął ślinę. - Nie mów, że nie spotka. To, że padł akurat czarodziej było przypadkowe. Każdy z nas mógł tam dokonać żywota. - przyznał z nietęgą miną wojownik. - Wczoraj zaczęliśmy treningi i postaram się w kilka spotkań doprowadzić Cassie do podstawowej sprawności w walce tarczą i włócznią. Wiem, że bez broni potrafi co nieco. - zabijaka spojrzał na Erikę. - Myślała początkowo, że chce ją upodobnić do ciebie, ale ja zwyczajnie chce być o nią trochę spokojniejszy. Gdyby nam nie wyszło to odejdę. Kiedyś już mieszałem życie uczuciowe z zawodowym, bo w sumie pracujemy razem i… Mój ojciec stracił wtedy połowę kontaktów, a mnie musiał chronić przed nieprzyjemnymi konsekwencjami… Okaleczeniem. Może śmiercią. - Rudiger skrzywił się.

- Wiedziałam, że właśnie do tego dążysz z tą prośbą, więc od razu powiedziałam, jak ja to widzę, żeby rozwiać twoje wątpliwości. Będziemy się nią razem opiekować, żeby jej włos z głowy nie spadł, obiecuję. - Wiedziała, że są sytuacje, na które nie będą mieć wpływu, jak na przykład ta z Gerwazym, ale nie zamierzała dokładać Rudigerowi zmartwień, poza tym on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - A co do waszego związku, mam nadzieję, że jednak się ułoży i nie wpędzi cię to w żadne kłopoty. - Dziwnie się czuła, dając takie porady, bo rzadko rozmawiała z kimkolwiek na takie tematy, jednak Rudiger był sympatyczny i mogła się przed nim nieco otworzyć.

- Tym razem nie obawiam się o życie. - zaśmiał się Schultz. - Jak byś miała kiedyś czas i chęci możesz też pokazać Cass kilka sztuczek. Nasze treningi chyba będziemy musieli odpuścić. Nie chce dawać jej powodów do zazdrości. - uśmiechnął się wojownik. - Pewnie mógłbym się jeszcze sporo od ciebie nauczyć, ale przynajmniej z tego jednego doświadczenia wyciągnąłem wnioski. Już nie idzie mnie tak łatwo obalić chwytając nawet “pod” wiadomą częścią ciała. - zaśmiał się Rudiger. - Twoje plany póki co nadal są zbieżne z naszymi, ale jak sytuacja ze Skavenami się wyklaruje zostajesz w Middenheim? Konrad chyba nie przepada za wielkimi społecznościami, jak ta.

- Skoro ty uczysz ją walki w zwarciu, to może ja potrenuję z nią strzelanie z kuszy, co ty na to? Chyba nigdy wcześniej nie uczyła się strzelać? - Zapytała. Może Rudiger wiedział, skoro spędzał z nią więcej czasu. - Co do naszych treningów, to zrozumiałe i nie mam ci tego za złe, w razie czego Konrada zmobilizuję, żeby ze mną powalczył. - Uśmiechnęła się. - Nie wiem jeszcze, co będę robić, jak się sprawa ze szczurami rozwiąże, nie chcę wybiegać myślami daleko w przyszłość, bo i tak wszystko może się jeszcze zmienić. Na razie będę się trzymać posady u Schutzmanna bo i ciekawa jestem, jak ta sprawa dalej się potoczy. A potem… nie wiem, pomyślę. Konrad jest przepatrywaczem, a oni w głównej mierze życie w siodle spędzają, więc mu się nie dziwię, że nie czuje się dobrze w Middenheim. Chociaż ja aż tak bardzo tego po nim nie zauważyłam.
- Zapytaj jej. Pewnie będzie więcej niż chętna.
- odparł zabijaka. - Co do wcześniejszej praktyki strzelania nic mi nie mówiła. - pokiwał głową mężczyzna. - Konrad to porządny facet. Heinrich też wydaje się w porządku. Początkowo był wycofany, ale ostatnie wydarzenia nieco to zmieniły. Pewnie pierwszy raz przełożony go przydzielił do grupy żółtodziobów, bo na śledztwach to my się nie znamy. Schutzmann zostawił nas w odwodzie, ale jeżeli na dniach nic się nie wyklaruje będzie trzeba chyba poszukać innej roboty. Głupio mówić, ale za to co mam pożyjemy z Cassie może tydzień… Nie chcę u nikogo się zapożyczać dlatego jak bym zniknął to “zarabiam” w sposób, którego lepiej nie zgłębiać mając jeszcze czyste sumienie. - zaśmiał się zabijaka. Zadziwiająco dobrze dogadywał się z Eriką i mimo iż często się śmiał miał nadzieję, że nikt, szczególnie Cassandra, nie pomyślałby, że Schultz zbytnio interesował się najemniczką.
- Nie myśl teraz o robocie, to czas, by się upić i upamiętnić naszego towarzysza. I zdecydowanie za dużo czarnowidzisz. - Szturchnęła go delikatnie łokciem, uśmiechając się lekko. - Co do strzelania z kuszy, popytam dzisiaj Cassie, w końcu śpimy w jednym pokoju, a nawet w jednym łóżku. No chyba, że chcesz się zamienić, to wyświadczę ci tę przysługę i przenocuję z Konradem. Oczywiście w twoim łóżku, a nie w jego - odparła i chciała upić z kubka, ale alkohol niestety się skończył. - Niech to szlag… - mruknęła niezadowolona, pokazując Rudigerowi puste naczynko. - Świat jest bez sensu, zabrakło gorzały…

- Masz rację.
- powiedział Rudiger odnosząc się do jego czarnych myśli. - Nieczęsto zdarza mi się porządnie upić. Bywałem czasem agresywny i mało który kumpel był w stanie mnie uspokoić. - zaśmiał się Schultz. - Jak coś bez pieszczot, ale zęby mi zostaw. Tyle lat nie wybili więc szkoda to zmieniać. - uśmiechnął się zabijaka. - Co do zamiany pokoi to zdecydowaliśmy się póki co nie robić tego kroku. Gospodarz nie chce tu burdelu, a pewnie spanie w jednym pokoju z Cass by było dla mnie za ciężką próbą ognia… - zaśmiał się krótko wojownik. - Chyba, że to “walczenie” z Konradem źle zrozumiałem, he? - rzezimieszek szturchnął delikatnie łokciem najemniczkę.
- Tak, z zębami zdecydowanie bardziej ci do twarzy. - Zaśmiała się Erika. - Też staram się nie upijać, bo wtedy albo szybko się denerwuję, albo jak kogoś bardzo lubię, to mogę próbować zaciągnąć go do łóżka. I rano z reguły ta druga osoba ma moralniaki i inne dziwne nastroje. Dlatego nie przeginam, choć dzisiaj troszkę mi już do głowy weszło. No i chcę więcej. Polej. - Podstawiła mu kubek, widząc, że karczmarz doniósł dla Rudigera dwie flaszki gorzałki. Mężczyzna otworzył butelkę i nalał najemniczce tak do połowy. Ta szybko wzięła dwa głębokie łyki. - No, idealnie. - Przetarła przedramieniem usta. - A o co ci w ogóle chodzi z tym walczeniem z Konradem? - Zmarszczyła brwi, bo naprawdę chciała się dowiedzieć.
- Tak myślisz? - zapytał Schultz zakrywając zęby wargami i cofając nieco szczękę aby wyglądać jakby nie miał zębów. Po chwili wojownik wybuchł śmiechem po czym nalał im trunku do kubków. - W sumie sama sobie odpowiedziałaś. Bardzo lubisz Konrada, dzisiaj sporo wypijesz i to zapytanie o zmianę pokojów. - uśmiechnął się zabijaka. - Wydaje mi się, że pierwszy facet bez wyrzutów moralnych by ci się trafił. Oboje jesteście wolni i ty jesteś silniejsza. Po jednym ogłuszaczu nie miałby już nic do gadania. - zaśmiał się lekko już zalany rzezimieszek. - O taką “walkę” mi chodziło. Na pewno chodzi wam o mnie i o Cass? - mężczyzna spojrzał na Erikę z podejrzliwym uśmiechem.
- Zdecydowanie chodzi mi o ciebie i Cass, chciałabym, żebyście mieli trochę czasu dla siebie - odparła, na siłę starając się, by nie było słychać, że się już delikatnie wstawiła. - Poza tym skąd taki pomysł, że ja bardzo lubię Konrada? Nie wiem, czy ja z nim kiedykolwiek na osobności rozmawiałam, może to było w tej wiosce… - Pstryknęła palcami. - Untergardzie, czy jakoś tam, ale poza tym, to nie. Normalny, porządny facet, ale nie zamierzam go zaciągać do łóżka, Rudi. A tak w ogóle, to wróćmy już do stolika, bo ja na miejscu Cassie bym się zdenerwowała, widząc własnego faceta w szampańskim nastroju przy barze z inną kobietą, a już załwsz...zwałsz… no ze swoją starszą siostrą. Nie chcę, żeby się złościła - odparła. Trochę nie chciało jej się tam wracać, bo fajnie się rozmawiało z Rudigerem, ale to nie było w porządku i nawet lekko wstawiona o tym wiedziała. - Tylko nie zapomnij ze sobą butelek.
Po tych słowach ruszyła w kierunku zajmowanego przez nich stolika.

Niedługo później sytuacja nieco eskalowała, a gdy Cassie wyszła na zewnątrz i poszedł za nią Rudiger, Erika pożegnała się z pozostałymi przy stole i rozmówiła się z gospodarzem. Akurat miała szczęście, bo zwolnił się jednoosobowy pokój przy samych schodach wiodących na dół, więc najemniczka go wynajęła, bo nie chciała być więcej jakąś drzazgą między rzezimieszkiem a nastolatką. Odebrała klucz, po czym poszła na górę, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy z pokoju, który zajmowała razem z Cass i przeniosła się do nowego pokoju. Zamknęła drzwi na klucz, rozdziała się i od razu wskoczyła pod kołdrę. Alkohol trochę szumiał jej w głowie, więc z zaśnięciem nie miała większego problemu. Miała tylko nadzieję, że Rudi i Cass wszystko sobie poukładają i będzie między nimi dobrze. Obiecała sobie, że już nie będzie pchać się między nich, choćby kosztowało ją to ochłodzeniem relacji z nimi. Znała swoje miejsce, jak na najemniczkę przystało.



Poranek następnego dnia

Po nocy spędzonej w osobnym pokoju, Erika zeszła w pełnym rynsztunku na dół dość wcześnie. Zdziwiła się nieco, gdy ujrzała siedzącego już przy stole Konrada. Podeszła i usiadła na krześle po przeciwnej stronie.
- Jak nocka? Biorąc pod uwagę, że siedzisz tu o tej porze, to chyba nie za dobrze? - Zapytała, przeciągając się.
- Wszystko zależy od punktu widzenia - odparł. - Żadna niewiasta nie umilała mi nocy swym towarzystwem, co można by uznać za pewien minus. Z drugiej strony patrząc... w miarę się wyspałem, a nie wypiłem wczoraj aż tyle, by głowa miała mi pękać. No i mam teraz miłe towarzystwo tylko dla siebie, co jest kolejnym plusem... A ty? - Spojrzał na dziewczynę.
- Jest całkiem dobrze. Nawet się wyspałam i kaca też nie mam, więc wczorajszy wieczór zaliczam na plus - odparła. - Mam nadzieję, że Rudiger nie będzie miał większych problemów z powodu naszej wczorajszej rozmowy przy barze.
- To było nieładne z waszej strony - odpowiedział.
- Naprawdę? Nie zrobiliśmy nic złego - odparła, rozkładając ręce. Może nie powinna tyle pić, ale z Rudim zawsze znajdowali powody do rozmowy, nawet bez alkoholu. - Oświeć mnie, co było takiego złego w naszej rozmowie? Przecież nie rzuciliśmy się sobie do pysków. - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Nawet gdybyście się rzucili... Co innego, gdybyście się zaczęli tam obściskiwać. Ale Cass raczej się tym przejęła.
Erika przewróciła oczyma.
- Na Ulryka, Konradzie, teraz zamierzasz być ich obrońcą? Nie zrobiłam nic złego. On też. Po prostu rozmawialiśmy. Ale już powzięłam pewne kroki, by nie wchodzić im w drogę. Wczoraj przeniosłam się do jednoosobowego pokoju. - odrzekła. Nie zamierzała dodawać, że wczorajszego wieczoru była nieco wstawiona, bo alkohol tylko podkręcił jej humor a nie jakieś reakcje względem Rudiego. Nie wyszło to jednak wszystkim na dobre.
- Oni są dorośli... mniej więcej. - Konrad był rozbawiony. - Nie potrzebują obrońcy. Ale...
- Ale nie chce mi się słuchać, co masz mi na ten temat do powiedzenia, bo jak powiedziałeś, są dorośli, więc sobie to rozwiążą, a ja nie zrobiłam nic, co by podważało to, że Rudiger chce być z Cassie - odrzekła zupełnie spokojnie Erika. Zaczynała się jednak w środku irytować tymi wywodami przepatrywacza. Kim on był, żeby oceniać jej postępowanie?

To nie było zbyt miłe, lecz Konrad zwalił zachowanie Eriki na karb wyrzutów sumienia, do których tamta nie chciała się przyznać.
- Pytałaś, więc odpowiedziałem i tyle. Dopóki Cass nie zechce ci wydrapać oczu z zazdrości, to to nie jest moja sprawa - podsumował. - Co myślisz o dalszej współpracy ze strażą - zmienił temat na bardziej przyjemny.
- Pytałam, jak ci minęła noc a nie o to, co sądzisz na temat wczorajszej rozmowy. Tylko o tym napomknęłam, ale postanowiłeś stwierdzić, że to było nieładne. Nieładne jest, że ludzie ze sobą rozmawiają? Nie zamierzam odbierać Cass Rudigera, wbij to sobie do głowy. No chyba, że jesteś zazdrosny? - Wszystkie te słowa wypowiadała spokojnie, puszczając Konradowi na końcu oczko. - Co do współpracy ze strażą, niech będzie. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Uważam, że skaveni pracowali dla kogoś, chociaż Rudiger nie podziela mojego zdania. Co ty sądzisz?
- Myli się. - Odpowiedź Konrada była bardzo krótka, ale postanowił ją rozwinąć. - Nie znaleźliśmy samej ikony, ani też innych rzeczy, które ukradziono. Ten skaven zapowiadał ciąg dalszy wydarzeń, czyli musi być ktoś jeszcze - albo inne skaveny, albo ktoś, kto się z nimi dogadał. O kogo miałbym być zazdrosny? Czy może o sam fakt...?
- Nie wiem, ty mi powiedz - odparła Erika, uśmiechając się lekko. - [/i]Co do sytuacji ze skavenami, uważam, że ten skrytobójca nie chwaliłby się przed śmiercią tym, że nie zdołamy zatrzymać “tego czegoś”, jeśli by nie znał szczegółów. Ja mam wrażenie, że jeśli ktoś zlecił im kradzież ikony i gdy dowie się, że zniszczyliśmy to gniazdo, to może przyjść po nas. Czy wysyłając kolejnych szczuroludzi, czy działając w inny sposób[/i] - odparła, nakreślając Konradowi swój tok myślenia.
- Czy wynajmując kogoś wprowadziłabyś go dokładnie w swoje plany?
- Nie, ale może skaveni wiedzieli coś więcej. Albo mieli szefa-idiotę. Ludzie są różni, zwłaszcza ci, co chcą mieć władzę. Ponoć. - odrzekła. Wciąż uważała, że szczuroludzie zostali przez kogoś wynajęci i to raczej nie byli zwierzoludzie, tylko ktoś, kto chciał ukraść ikonę, by wykorzystać ją do własnych celów. Dlatego odnaleźli tylko ramę, a nie obrazek.
Konrad przez moment wpatrywał się w Erikę.
- Sądząc z tych ostatnich słów, skaveny i ich ewentualny zleceniodawca mają wspólny cel. Bardzo dla nas nieprzyjemny - powiedział. - Ten kapitan mówił, że mieli kłopoty ze skavenami. Możemy mieć powtórkę. W działaniach chodzi zwykle o władzę, pieniądze lub zemstę. Możemy tylko zgadywać, o co chodzi w tym wypadku. Zjesz coś? Wypijesz?
- Możliwe, że może chodzić nawet o wszystko - odparła, wzruszając ramionami. - Tak, zdecydowanie zjem coś dobrego, ale o piciu mi nie mów. No chyba, że chcesz mi zamówić mleko, to jak najbardziej. - Puściła mu oczko.
- Dla ciebie wszystko - zapewnił. Nie dokończył znanego powiedzenia, zakładając, że jego rozmówczyni zrobi to za niego. Ale nie, bo za chwilę Erika zmarszczyła brwi i wypaliła:
- Czy was ktoś w łeb uderzył, czy po prostu tak Cassandra na was działa, że każdej kobiecie w otoczeniu musicie zrobić dobrze? Nawet zamawiając tylko śniadanie? - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Ciekawie dobierasz słowa... - Konrad uśmiechnął się nieco szerzej. - Możemy to omówić... w innym otoczeniu... - dodał, a uśmiech stał się ciut kpiący.
Gestem przywołał służącą.
- Dwa razy chleb, jajecznica i szynka - zadysponował. - Do tego kufel piwa i dzbanek mleka. Gorącego.
- Ale nie za gorącego, takiego zdatnego do picia - powiedziała do służki Erika i spojrzała na Konrada, gdy tamta odeszła. - Nie wiem, czy wiesz, ale od pewnego czasu sam się uśmiechasz. Nie wiem, czy do siebie, czy do mnie, ale Rudiger miał tak samo wczoraj. Może po prostu tak działam na facetów, że się uśmiechają w moim towarzystwie… - Erika wzruszyła ramionami i westchnęła.
- To chyba dobrze? - Konrad wydawał się zaskoczony jej słowami. - Wolałabyś, żeby się krzywili lub, co gorsza, unikali cię?
- Niektórzy zdecydowanie mogliby mnie unikać - odparła. - Wyobraź sobie, że nasz kanalarz Wecker chciał pieniądze od Heinricha i noc z Cassandrą? Gdybym ja tam była, to on by już nigdy nie zaruchał - rzuciła, krzywiąc się. - A co do uśmiechów, najwyraźniej jestem bardzo śmieszna, skoro się tak wszyscy szczerzycie. - Puściła mu oczko.
- Cass jest... pociągająca... Jak można się dziwić mężczyźnie, że ma na nią ochotę? Chociaż wyraził ją w zdecydowanie nieodpowiedni sposób...
- Ten “mężczyzna” to pracownik straży miejskiej, czyli powinien się zachowywać - powiedziała Erika. - Nieważne, czy to pociągająca kobieta, czy niewyjściowy facet.*
Konrad o mały włos parsknąłby śmiechem.
- Jestem pewien, że chciał połączyć obowiązki i przyjemności - powiedział, darując sobie przedstawianie opinii o straży miejskiej i strażnikach.
- A ja jestem pewna, że to był jakiś zboczeniec, co chciał sobie zamoczyć, widząc powabną nastolatkę - odparła, marszcząc brwi. - Nie cierpię czegoś takiego.
- Zboczeniec zażyczyłby sobie nocy z Rudim - z na pozór poważną miną powiedział Konrad. - A Cass jest, mimo młodego wieku, na tyle dorosła, że mogłaby być żoną i matką. Co do ciebie zaś... co innego uśmiechać się do ciebie, co innego śmiać się z ciebie. Ja robię to pierwsze.
- To raczej po zmroku i w ciemnych alejkach - odparła na sugestię odnośnie Rudigera. Uśmiechnęła się nawet do tej sytuacji, bo wiedziała, że gdyby ktokolwiek chciał napastować Schultza, to tamten by mu załatwił bezpłatnego wyrwizęba. - A co do ciebie… uśmiechasz się do mnie, ale jednocześnie starasz się zarzucić mi coś, co nie miało miejsca. No chyba, że jesteś zazdrosny. - Ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.
- To uczucie jest mi raczej obce, a Rudigera powodzenie u dziewcząt też go nie wywołuje. Nie mówiąc już o tym, że ze mną też rozmawiasz. Smacznego. - Nalał jej z dzbanka, który postawiła przed nimi służka mleka do kubka.
- Dziękuję, też się napij… - Upiła łyk, a na jej twarz wstąpiła błogość. - Jest świetne.
- Wspomnienie z dzieciństwa? - Uśmiechnął się, idąc w jej ślady.
- Oj tak… wtedy wszystko było prostsze - odparła, smakując mleka i niemal rozpływając się przy tym. - Myślę, że wiele takich smaków i sytuacji cofa nas do dzieciństwa. Też tak masz?
- Wczesnego. Bo to późniejsze miało więcej kolców, niż róż. - Podsunął jej miskę z jajecznicą przyniesioną zaraz po dzbanku mleka. - Jedz, zanim ostygnie. Jabłka z cudzego sadu, pierwsza złowiona rybka...
- Ty też jedz - odparła, gdy nałożyła sobie trzy kopiaste łyżki na talerz, to samo zrobiła z jego talerzem. - Jajecznica daje dużo energii, więc trzeba jeść jej jak najwięcej, ale chyba to wiesz. A powiedz, co popchnęło cię do tego, żeby być przepatrywaczem? Ciężka sytuacja w domu? Czy coś innego? - Zaczęła jeść, nakładając sobie widelcem jajecznicę na chleb.
- Kochany tatuś i kochany braciszek do spółki sprawili, że porzuciłem rodzinne pielesze. On był oczkiem w głowie, a ja byłem tym od czarnej roboty. Co złego, to ja... Aż w końcu postanowił mnie ożenić. Ojciec, znaczy, postanowił. - Konrad uśmiechnął się ponuro.
- Panna młoda była ucieleśnieniem wszystkiego, co najbardziej plugawe, czy po prostu nie chciałeś się z nią żenić? - Erika zamieniła się w słuch, przegryzając chleb z jajecznicą.
- Słodka jak ocet siedmiu złodziei, w słownictwie prześcigała portowych dokerów, a urodę miała... niebanalną. Innymi słowy - marzenie każdego młodzieńca... - dokończył z ironią.
- A zaciągnięcie się jako przepatrywacz sprawiało, że cały czas byłeś i jesteś w ruchu. Dobry pomysł. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Pewnie w obecnych czasach mógłbyś nawet spokojnie udać, że nie żyjesz i miałbyś spokój. Konrad Weber, który zginął w obronie Wolfenburga brzmi jak bohater. - Puściła mu oczko znad talerza.
- Jeszcze by się spełniło, choć z inną nazwą miasta - odparł, nie do końca żartem. - Nie sądzę, by mnie szukali - ona czy nasi ojcowie. Chociaż jestem pewien, że cała trójka była szalenie rozczarowana, że im pokrzyżowałem plany. - Uśmiechnął się. - Ale to nie była ucieczka sprzed ołtarza - dodał. Również zabrał się za jedzenie.
- Cóż, takie jest życie, nie trzeba pasować pod upodobania innych, niezależnie od tego, co sobie wymyślą - odparła Erika. Znowu wchodziła w tematy, na które zwykle się nie wypowiadała i nawet nie chciała. - Jakoś sobie z tym wszystkim poradzisz, albo już poradziłeś. Jakby się kiedyś pojawili na naszej drodze, to możesz na mnie liczyć. - Nie wiedziała, co mu do końca powiedzieć, ale chciała go wspierać, bo mimo wszystko byli w jednej grupie a on był porządnym facetem.
"Przedstawię cię jako narzeczoną", pomyślał Konrad. "Wtedy się odczepią."
- Dziękuję. Z pewnością razem damy sobie radę.
- Wybacz, jeśli nie pomagam, ale jestem słaba w takich sytuacjach - odparła. - Niemniej wiedz, że masz moje wsparcie.
- Wiem i dziękuję - zapewnił. - A moje wspomnienia nie są takie okropne, żebym nie mógł do nich wracać. Czasami nawet dostrzegam zabawne strony. Jak sobie przypomną minę ojca, gdy mu powiedziałem 'nie'... - Uśmiechnął się. - A ty? Jak trafiłaś na drogi i bezdroża Imperium?
- Wychowałam się wśród najemniczego taboru, więc podróżowanie nie jest dla mnie niczym specjalnym. Ojciec i matka pochodzili z Middenlandu, czasami przypominam sobie, jak rodzice zabierali mnie do Middenheim na targ, by uzupełnić zapasy. Matka zmarła na gruźlicę, gdy byłam mała, reszta mojego dzieciństwa i młode lata to dopasowywanie się do najemniczej grupy ojca. On mnie wszystkiego nauczył, chociaż nie był zbytnio uczuciowy - odparła Erika, pochmurniejąc.
- Ale i tak masz dużo lepsze o nim wspomnienia, niż ja o swoim.
- Właściwie, to staram się nie myśleć o przeszłości, bo co to da? Najważniejsze jest tu i teraz. I jutro, do którego dążymy - odrzekła z zacięciem na twarzy.
- Dokładka? - Konrad podsunął jej miskę z resztkami jajecznicy. - A jakie masz plany na przyszłość? Na takie trochę dalsze jutro?
- Spotkać wymarzonego mężczyznę, spłodzić dziecko, zasadzić drzewo i mieć szczęśliwy dom - odparła wesoło i nałożyła sobie jeszcze łyżkę jajecznicy. - [i]A tak na poważnie, to nie wiem. Żyję z dnia na dzień, na chwilę obecną mamy robotę u Schutzmanna, a za parę dni możemy pracować dla middenheimskiego półświatka. Nia planuję niczego na dłuższa metę. A ty masz jakieś plany?[i]
- Kiedyś pomyślę o jakimś stałym miejscu - powiedział. - Najlepiej ożenić się z nadobną karczmareczką - zażartował. - Na razie tak jak ty staram się przeżyć i zarobić na w miarę wygodne życie. Nie wiem, czy nadaję się na męża. Nigdy nie próbowałem. - Ostatnie dwa zdania powiedział wyraźnie żartobliwym tonem.
- Ja żoną też w najbliższym czasie nie zamierzam być - odparła wesoło. - Na złe tory zbacza ta rozmowa, więc lepiej skupmy się na jedzeniu. A w południe pożegnajmy naszego towarzysza - odrzekła.
Widocznie tematyka ewentualnego małżeństwa niezbyt odpowiadała Eryce, ale Konrad nie zamierzał dopytywać o ewentualne złe związane z tym wspomnienia.
- Trzeba dopilnować, by wszystko odbyło się tak, jak trzeba - zgodził się Konrad. - Gerwazy zasłużył na porządny pogrzeb i porządne pożegnanie.
- Za to zapłaciliśmy, więc kapłani na pewno tego dopilnują. Nie chcę myśleć, jak by wyglądał jego pogrzeb, gdybyśmy nie mieli tych p-ieniędzy na normalny pochówek. Wiadomo, że jemu to już tam wszystko jedno, czy spocznie w grobie z nagrobkiem ze swoim imieniem, ale kiedyś może go szukać jego rodzina, więc lepiej, żeby wszystko zostało zrobione odpowiednio. Zwłaszcza, że się przysłużył, walcząc z nami ramię w ramię i to jest najlepsze, co mogliśmy dla niego zrobić w tej sytuacji - odparła. - Gdybyśmy się nie zrzucili, gdybyście nie mieli pieniędzy, albo nie chcieli zapłacić za pogrzeb, to sama bym wyłożyła te Karle, bo on zasługuje na normalny pogrzeb, a nie jakieś żebracze chowanie. - Skrzywiła się.
- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli skąpić złota. Musimy się wspierać, bo jak nie my, to kto? - odpowiedział, po czym ponownie napełnił jej kubek. - Będziemy tam, choćby burza się rozszalała.
- No właśnie, walczymy razem, to i dbamy o siebie, jeśli któreś z nas wyzionie ducha. Dobrze, że tak samo do tego podchodzisz, Konradzie. - Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Mnie też cieszy, że mamy podobne poglądy na ważne sprawy - odparł i również się uśmiechnął. - Uśmiech do ciebie, a nie z ciebie. - Spojrzał na nią z uśmiechem sięgającym oczu.
- Wiem, może jestem prostą kobietą, ale nie prostaczką. - Puściła mu oczko, uśmiechając się krzywo. - A teraz dokończmy śniadanie, nim nam się zwalą egzystencjonalne problemy na głowę. - Erika zażartowała, mając na myśli Rudigera i Cassie. Konrad z pewnością wyłapał aluzję.
- Czyżbyś planowała mały odwrót? - Konrad przełknął ostatni kęs i odsunął talerz.
- Żaden odwrót, po prostu może być różnie - odrzekła, również kończąc śniadanie.
- Przyjdą, to zobaczymy, czy będą 'niosący problemy', czy nie. Może po burzy wyjdzie słońce. - Westchnął.
- Zobaczymy - odparła, nie podejmując już tematu.
Zamierzała poczekać na pozostałych, a potem udać się na cmentarz, by pożegnać Gerwazego. Nie miała zbyt dobrego nastroju, ale w końcu wczoraj straciła towarzysza i przez nią pokłócili się ludzie, których uważała za bardzo bliskich, więc z czego można się tu było cieszyć?
 
Tabasa jest offline  
Stary 15-09-2019, 22:26   #94
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Najpierw obowiązki, później przyjemności. Glauber usiadł do raportu.

Cytat:
Dziś w południe zeszliśmy z Vorsterem Weckerem i grupą awanturników do miejskich kanałów wejściem na Saarstraße w Starym Kwartale, zgodnie z rozkazem. Odnaleziono miejsce, w którym skaveni przebili się do nich. Strażnik kanałów został na miejscu, pozostała część zespołu weszła do tunelu. Grupa okazała się sprawna bojowo, szczurzy strażnik został zabity, podobnie jak kolejna piątka w gnieździe. Znalezione przejście prowadziło tunelem z pułapkami - potykacz i samostrzelna kusza. Korytarz kończył się pomieszczeniem pokrytym rysunkami (dołączam szkic), w którym natknęliśmy się na skavena, zabójcę Kapłana Mortena i innych osób. Powiedział: "Gupie ludziki... wy nie wiedzieć w co się wpakować... Ja zginąć, ale wy już tego nie powstrzymać..."
Mimo wezwań do poddania się zaatakował zabijając Gerwazego Wostołowskiego. Wezwałem do wzięcia żywcem, jednakże podczas próby schwytania go napastnik został trafiony pociskami Eriki Kraus i Konrada Webera i ostatecznie zginął od miecza Rudigera Schultza.
Heinrich Glauber parsknął wspominając tę scenę. Dlatego właśnie takimi sprawami powinna zajmować się straż. Niesieni w najlepszym razie chęcią zemsty zabili jedyne stworzenie, które mogło powiedzieć kto je wynajął. I oby to była chęć zemsty lub nadmierny i źle ulokowany entuzjazm. Wyglądało to bowiem, wypisz wymaluj, jak praca "sprzątaczy" wysłanych by przeciąć nić prowadzącą do zleceniodawcy.
Najpewniej jednak doszli do jedynego słusznego wniosku, że za dwa szylingi dziennie nie będą ryzykować życia. I trudno było im się dziwić, choć dotychczasowe zadzieranie nosa i narzekanie jaka ta straż niekompetentna i dlaczego tak mało robi sugerowało, że są lepsi. Cóż, nie byli. To zawsze budujące.
Cytat:
Zabezpieczono dowody: a) strzałkę pasującą do narzędzi zbrodni z poprzednich morderstw, b) dmuchawkę, z której ją wystrzelono.
Przeszukanie ujawniło złotą ramę ikony ukrytą w legowisku mordercy. Sama ikona nie została znaleziona. Prawdopodobnie została przekazana lub zniszczona.
Podpisano:
Heinrich Glauber
Cytat:
W raporcie nie wspomniał, że Poszukiwacze Przygód nawet nie spróbowali schwytać żywcem skavena. W końcu nawet jeśli honor strażników był nieco spłowiały i wytarty na brzegach, "nie wkopywało się innych strażników w gówno". A skoro wykonywali te obowiązki, zamiast spierdolić z miasta, tyle im się należało. Podobnie jak pomoc przy załatwieniu pogrzebu Gerwazemu.

Chociaż to, że Schutzmann uczynił go częścią tej grupy nie podobało mu się wcale a wcale, przynajmniej miał chwilę wolnego. Ale i nie wróżyło dobrze.
Przeczucie gliny mówiło mu że nie przesłuchując skavena popełnili duży błąd, który kiedyś się na nich zemści.
Nie poznali zleceniodawcy, ale on dowiedział się o nich z pewnością. A jeśli tak to dla pewności spróbuje się ich teraz pozbyć, ot, choćby na wszelki wypadek. Ponieważ szczuroludzi nie wynająłby pierwszy lepszy zbir Glauber miał poczucie, że jego nudne i bezpieczne życie już niedługo stanie się ciekawe, interesujące i w cholerę niebezpieczne. Poszukiwacze Przygód mogli w każdej chwili wyjechać, ale on kochał swoje miasto i lubił życie w nim. A gdy ktoś wpływowy chce popsuć życie strażnikowi, ma do tego celu mnóstwo środków.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 17-09-2019 o 18:21.
hen_cerbin jest offline  
Stary 18-09-2019, 12:13   #95
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Tabasa, Lechu, hen - dzięki

Po wyjściu z kanałów Cassandra nie była kompletnie w nastroju. Wcześniej na jej oczach umarł tylko akolita, była to wiec druga śmierć i to zdecydowanie bliższej osoby. Znała go całkiem długo, łatała rany, pomagał jej gdy była w potrzebie a przynajmniej tak go zapamiętała. Wychodząc na powierzchnie była wręcz zrozpaczona i nie odzywała się do nikogo. Zdarzenie wpłynęło tez na jej późniejsze samopoczucie.

Cassandra wyszorowaną się samodzielnie, różanym mydłem, które chowała na takie okazje. Był to prezent od klienta, jednak kostka mydła była dosyć mała. Dziewczyna korzystała z niej oszczędnie. Nie wyobrażała sobie życia bez rzeczy dzięki którym ładnie pachniała i wyglądała świeżo. Zastanawiała się podczas kąpieli w jaki sposób na te luksusy zarobić, bo nie sądziła aby dla jej ukochanego kupowanie perfum było zakupem priorytetowym. Trochę ją to martwiło. Nie różnica wieku czy powaga, a potrzeby. Schultz na pewno uznałby to za przesadę i zbędny dodatek.

Cassandra bardzo długo doprowadzała się do stanu, który by ją w końcu zadowolił. Inni zdążyli się wyszorować i zacząć pić, a młoda starannie przeczesywała włosy i układała grzywkę. Nawilżyła usta aby były błyszczące i sprawiały wrażenie bardziej ponętnych, założyła gorset podkreślający jej drobną budowę ciała, wyczyściła buty, starannie odziała sukienkę i zapięła wszystkie haftki, związała parę tasiemek i zapięła dwa ładne guziki. Zeszła dopiero gdy uznała, że wygląda wystarczająco dobrze.

Przy stoliku siedziała w ciszy słuchając o czym rozmawiają inni. Widać że wbrew przykremu zdarzeniu, zdążyli już wypić wystarczająco aby czerpać z okazji do picia odrobinę radości. Cassandra męczyła jeden kubek gorzały i nie radziła sobie z nim. Za każdym razem gdy upijała łyk przy toastach, krzywiła się okropnie ledwo przełykając alkohol, który palił jej gardło i żołądek. Erika nie miała z tym problemu, dorównując w piciu chłopakom. Była na tyle rozbawiona, że pod wymówką uzupełnienia trunków odeszła od stolika aby spędzić parę chwil z Schultzem na osobności. Dziewczyna bardzo źle to odebrała, a gdy Erika tak ciągle ją zapewniała, że nie ma gzymsie przejmować, odebrała jej uśmiech negatywnie. Miała wrażenie, że kobieta naśmiewa się z gówniary, która w pokrywie dorosłego mężczyzny nie miała szans, bo prócz ładnej buzi nie była w stanie nic mu zaoferować, żadnej męskiej rozrywki prócz tej łóżkowej. Erika zaś miała do zaoferowania dużo więcej.

Wtedy tez Cass miała ochotę się rozpłakać, jednak powstrzymywała się. Jej niska samoocena ponownie zrównała ją z ziemią.
- Nie przejmuję się - skłamała z ładnym, wyćwiczonym uśmiechem, odpowiadając Erice. Czuła jak w środku kotłują się w niej emocje, rozrywają, a serce niemal podeszło do gardła. Odchrząknęła dopijając do końca zawartość swojego kubka, po czym ze spokojem i gracją odsunęła krzesło i wstała.
- Zaraz wrócę, przepraszam na chwilę. Nie martwcie się, bawcie dalej i pijcie, muszę tylko odetchnąć i już wracam - była grzeczna jak zawsze, pełna wdzięku. Uśmiech wymalowany na ślicznej buzi wcale nie wzbudzał podejrzeń. Dziewczyna podwinęła lekko karmazynową sukienkę i stukając trzewikami wyszła przed gospodę, pozostawiając bawiących się kompanów w najlepszym towarzystwie - czyli takim, w którym nie ma jej.

Niedługo za nią wyszedł strażnik, Heinrich. Na zewnątrz wyciagnal skręta. Na tytoń zwykłego strażnika nie było stać, ale po jednej z konfiskat w jakich brał udział okazało się, że w kieszeni się trochę towaru zapodziało.
- Chcesz? - podsunął zapalonego dziewczynie.
Młódka przetarła policzek przedramieniem i spojrzała z podejrzliwością na strażnika. Chwilę tak stała wbijając w niego spojrzenie ślicznych, zielonych oczu, po czym w końcu pokręciła przecząco głową.
- To śmierdzi - stwierdziła smutno i chwyciła się dłońmi za łokcie, opierając o ścianę budynku nieco dalej od wejścia, aby nie zagradzać drogi. Patrzyła w niebo milcząc, nie wiedziała po co miałaby się odzywać i psuć komuś nastrój swoją osobą.

Strażnik wzruszył ramionami. I zapalił, nie miał zamiaru marnować drogiego towaru. W sumie paskudztwo, ale dobrze robiło na nerwy.
- Wiesz, całkiem przyzwoicie Ci poszło w tunelach. Lepiej niż wielu innym - pociągnął skręta i wydmuchał dym - A temu idiocie zależy na Tobie, tylko się boi. Nie trzeba być strażnikiem by to zauważyć… - chciał powiedzieć więcej, ale uznał, że nie będzie zawstydzał dziewczyny ani siebie. Więc i nie mówił o tym, że każda kobieta, która sprzedaje swoje ciało przestaje ufać ludziom, a w końcu i sobie i że ocenia siebie nawet gorzej niż innych. Ostatecznie albo robi sobie krzywdę albo wykorzystuje innych… A ta szukała innej drogi.
- Wielu ludzi robiło rzeczy, z których nie jest dumnych. Większość je ukrywa, tak jakby one kogoś obchodziły. On ma gdzieś to co robiłaś wcześniej, ja mam to gdzieś, reszta tych ludzi także. Nie pasujesz do nich - na pozór potwierdził jej obawy - pasujesz do takich miast jak to i do roli, jaką sobie wybrałaś. I co z tego? Gerwazy pasował. I teraz nie żyje. A Ty tak. Na koniec dnia to jedyne co się liczy.
- Jak już znudzisz się staniem na zewnątrz i rozmawianiem ze starym Heinim wróć do środka, do ludzi, którzy Cię lubią i potrzebują. Zanim jakiś przechodzień źle zrozumie Twój strój i obecność tutaj i będę musiał go aresztować za nieobyczajne zachowanie. Mam wolne dzisiaj i nie mam ochoty na papierkową robotę.

Nie wierzyła w słowa o tunelach. Powiedział tak tylko dlatego, że jej zachowanie przerosło jego oczekiwania, to wszystko. Od innych dostał to, czego się spodziewał, a od niej coś zgoła innego. Nie podziękowała więc, choć pewnie wypadało odpowiedzieć grzecznie na komplement, nawet jeśli ten zdawał jej się wymuszony. Cass machnęła nóżką i kopnęła jakiś mały kamyczek, patrząc jak przeturlał się nieopodal.
Naprawdę dziwiło ją, że do niej mówi i to jeszcze tak dużo. Spodziewała się raczej, że potraktuje ją protekcjonalnie, ale on wciąż mówił. Musiała przyznać sama przed sobą, że puenta zapadła jej w pamięć. Faktycznie, ona żyje, choć odstaje od grupy… Gerwazy był inny, bardziej przydatny, a skończył w piachu. Na wzmiankę o stroju w końcu spojrzała na niego.
- Mam normalny ubiór, ładny przecież. Nic nie odsłoniłam. I nie poharatam sobie twarzy tylko dlatego, że jakieś dupki uważają mnie za towar, bo jestem ładna. - ściągnęła brwi wbijając w strażnika spojrzenie, jednak szybko spuściła z tonu - Przepraszam, jeśli i tobie sprawiam za dużo kłopotów. - wzruszyła ramionami, choć wcale nie było jej nic obojętne. Cass ewidentnie wysyłała sprzeczne sygnały, mową ciała, ubiorem i swoją postawą.

- Każdy jest towarem i każda cnota jest na sprzedaż, dziewczyno. Dupki rządzą tym światem i każdego mogą kupić. Ciebie, mnie, ich... Ludzie sprzedają ważniejsze rzeczy niż dupa i bywa że taniej. Upewnij się tylko, że nie bierzesz za mało i nie płacisz zbyt drogo. I nie wychylaj się bez potrzeby. A tak między nami - zionął alkoholem na tyle że można było poczuć że za dużo wypił, co tłumaczyło też czemu jest taki gadatliwy - to kłopotu sprawiasz mi mniej niż reszta, nie muszę się bać, że w bójkę się wdasz dla przyjemności, albo ze złości - powiedział i spoważniał - Znalazłaś ludzi, którzy pilnują Ci pleców, więc mogło być gorzej. A jak będziesz kiedyś pijana dużo mniej albo dużo bardziej, zapytaj kolegów i koleżankę dlaczego ruszyli na szlak, zamiast siedzieć na dupie. Każdy z nich sprawiał komuś kłopoty, każdy z nich ma problemy, albo w najlepszym razie zrobił coś głupiego i musiał spierdalać. Aż tak się od nich nie różnisz. Oni też, kurwa, nie pasują. A że kilku z nich robi dobrze mieczem… W mieście tacy kończą w najlepszym razie w ochronie jakiegoś kupca . Albo w straży. Albo robią zlecenia różnych dupków, których na nich stać. Albo walczą dla uciechy dupków na widowni. I są miejsca gdzie w życiu by ich nie wpuścili, gdyby nie glejt albo ja. Albo Ty, na ten przykład. Jak chcesz, zostań w mieście. Są tu domy, gdzie zarobisz trzy razy tyle co na szlaku, a żyć będziesz wygodniej. W niejednym wiszą mi przysługę - powiedział pamiętając, że Cass zawsze robi coś dokładnie odwrotnego niż jej sugeruje - Ale jeśli jednak wolałabyś nie, to pomyśl, że “o jejku, jaka ja jestem głupia i słaba, zaopiekuj się mną” męczy...

W pewnym momencie drzwi od gospody otworzyły się. Cassandra nie zdążyła nawet zacząć pyskować, kiedy z karczmy sprężystym krokiem wyszedł Rudiger, którego sposób poruszania się był nieznacznie inny niż zwykle. Było widać, że wojownik miał już swoje w czubie, ale nadal trzymał się pionowo na nogach jedynie przy niektórych krokach lekko się chwiejąc.
- Przepraszam Cassie. Możemy porozmawiać? - zagadnął do nastolatki skinając głową strażnikowi. Jego struny głosowe były już podlane alkoholem dlatego mężczyzna brzmiał bardziej basowo niż zwykle.

Dziewczyna skrzywiła się lekko i machnęła szczuplutką dłonią, ozdobioną zadbanymi paznokietkami, aby odgonić aromat alkoholowego wyziewu.
- Wszystko w porządku, nie ma potrzeby rozmawiać - odpowiedziała ze spokojem i niezwykłą pewnością, zerkając na Heiniego - Strażnik mi towarzyszy, nic mi nie będzie. - starała się zbyć Schultza, choć miała dziwne wrażenie, że wymieniony przez nią strażnik najchętniej poratowałby siebie szybkim odwrotem.

Rudiger oparł się o ścianę odsuwając się od Cassandry o jakieś pół kroku. Wojownik spojrzał na Glaubera, później na dziewczynę. Na tej drugiej zatrzymał wzrok przyglądając się jej.
- Brzydzisz się mnie, bo wypiłem kilka kufli, Cass? - zapytał spokojnie Schultz. - Wolałbym jednak porozmawiać, bo sama chciałaś abym wyjaśnił sytuację z Eriką, a teraz… - zabijaka westchnął. - Co właściwie zrobiłem nie tak? Ona nie zasłużyła na inne traktowanie niż wcześniej, nie uważasz? - zapytał wojownik z opanowaniem w głosie.

- Nie brzydzę się, myślisz że jakich klientów zazwyczaj miewałam w Nuln? - odpowiedziała tak szybko, że nawet nie zdążyła pomyśleć, co właściwie powie. Nie zabrzmiało to zbyt dobrze, ale zbyt późno to do niej dotarło, a nie było opcji cofania tego, co już się powiedziało. Ściągnęła więc brwi marszcząc przy tym czoło i spuściła wzrok. Objęła się rękami chwytając za ramiona i kuląc barki.
- Nic nie zrobiłeś nie tak. Ona też nie. Nie ma w was żadnej winy, naprawdę możesz wrócić do środka - dodała ciszej nie spoglądając na niego. Wodospad czarnych włosów przysłonił bok jej jasnej buzi.

Wojownik ruszył się nagle lekko tracąc równowagę, ale po chwili sytuacja była już opanowana. Rudiger podszedł do Cassie i objął dziewczynę obracając lekko głowę aby nie zatruć jej swoim śmierdzącym trunkami oddechem.
- Dobrze wiesz, że nie pójdę do środka… - powiedział cicho do nastolatki. - Nie wątpię, że Heinrich dobrze dotrzyma ci towarzystwa, ale chciałem z tobą porozmawiać. Jak nie chcesz po prostu postoję tu w ciszy… - wojownik nie chciał poruszać tematu porównania go do zatęchłych moczymord od razu po tym jak pierwszy raz wypił więcej alkoholu przy Cassandrze. Był porównywany już z gorszymi mętami, ale zwykle robiły to osoby, których opinia była mu zupełnie obojętna. Ona od niedawna należała do wąskiego grona osób których zdaniem się przejmował. Zabijaka nie dał jednak po sobie poznać, że słowa dziewczyny nie były dla niego obojętne. Nie chciał się z nią kłócić czy robić jej więcej przykrości.

Choć początkowo sztywna jak kołek Cassandra, po prostu dała się objąć i nie poczyniła żadnego gestu w stronę Rudigera, po paru sekundach bliskości odwzajemniła uścisk przyciskając go mocniej do siebie jakby nigdy nie chciała puścić.
- Ale ja nie wiem o czym mamy rozmawiać - wydukała czując jak łzy zaczynają napływać jej do oczu a w gardle narasta gula nie pozwalająca na swobodne wypowiadanie się bez załamania głosu. Nie miała pojęcia dlaczego jego bliskość w tej chwili tak na nią zadziałała, nie chciała płakać, zdusiła to w sobie, tylko tonu głosu nie umiała zmienić. - Naprawdę nic się nie stało, po prostu chciałam trochę wyjść.

Heinrich pstryknął niedopałkiem w rynsztok, skinął im głową i wszedł do środka. Selektywna głuchota i początki demencji są ważnymi kwalifikacjami do pracy strażnika, ale nie zawsze wystarczały. Będzie lepiej jeśli popilnuje, czy nikt nie kradnie kufli albo sztućców, na ten przykład.

- Upiłem się, bo chciałem na chwilę się rozluźnić i zapomnieć o losie jaki spotkał czarodzieja. - powiedział do nastolatki Schultz nadal ją obejmując. - Myślałem, że rozmowa z Eriką na twoich oczach będzie dobrym wyjściem. - zaczął tłumaczyć się wojownik. - Pomyliłem się. Wyjaśniliśmy sobie jednak wszystko i miałem rację mówiąc, że ona nie miała zamiaru zacieśniać naszej relacji mimo tego, że próbowałaś nas zeswatać, Cassie. - Rudiger zamilknął na chwilę. - Miałem nie dawać ci powodów do zazdrości, a rechotałem jak… - wojownik pokiwał głową mając jednak nadzieję, że Cassandra zrozumie, że nie mógł zmienić nastawienia do Eriki. To by było nie w porządku.

- Powiedziałam, że to nie twoja wina - powtórzyła się ciężko wzdychając, a gdy opanowała ewentualny rozlew łez, odkleiła się od niego i ucałowała w policzek.
- Po prostu czasami potrzebuję coś przemyśleć w samotności, zastanowić się. Nie zawsze jestem pewna czy to co myślę jest słuszne, a to co widzę nie jest koloryzowane w moich myślach, czy nie dopowiadam sobie… Po prostu mi ciężko. Ale dziękuję, że jesteś. Że wyszedłeś, choć nie musiałeś. I nie chcę abyś psuł sobie nastrój, wszystko będzie dobrze. - zapewniła go ciepłym tonem głosu, gładząc czule po skroni i wpatrując się w jego oczy.
- W porządku? - spytała tak, jakby to on potrzebował wsparcia.

- Jak mógłbym nie wyjść kiedy jesteś smutna? - zapytał zabijaka patrząc jej w oczy. - Wsparcie i zaufanie jest podstawą związku. - dodał spokojnie wojownik. - Heinrich chyba nie jest taki zły jak się z początku wydawało, co nie? - zagadnął mężczyzna spoglądając w stronę drzwi, za którymi niedawno zniknął strażnik. - I chyba ma mocniejszą głowę ode mnie. Wracamy do środka? - zapytał Rudiger uśmiechając się lekko.

Cassandra wzruszyła ramionami na wspomnienie Heinricha
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Dla niej wciąż był dziwny, bo niby zainteresowany, ale jednocześnie nie. Niby chce pomóc, ale w sumie to mu się nie chce. Nie wiedziała co o nim myśleć, więc i nie miała wiele do powiedzenia.
- Chciałbyś… - zaczęła spokojnie i patrząc na jego buzie przyłożyła dłoń do jego torsu. Spojrzenie dziewczyny przeskakiwało z jego oczu na usta i z powrotem.
- … Pójść ze mną na górę teraz?

- Cassie…
- zaczął Rudiger patrząc na dziewczynę. - Jestem pijany, a moja siła woli w takim stanie jest bardzo niska. Nie chcesz spróbować tych rzeczy, które mieliśmy zrobić zanim… - wojownik położył swoje żylaste dłonie na talii dziewczyny. - Bardzo bym chciał chociaż nie takie były nasze plany. - uśmiechnął się zabijaka. - Pewnie śmierdzę. Chciałbym aby nasz pierwszy raz był wyjątkowy… - Schultz wiedział, że jego opanowanie i żelazna wola stały na niskim poziomie i wystarczyła jeszcze niewielka zachęta ze strony Cassie aby poszedł z nią do pokoju. Chciał tego, ale obawiał się jak wspominać to będzie dziewczyna. Dla niego liczyła się tylko ona i każdy sposób byłby cudowny, bo jedyny interesujący go warunek był spełniony. Ona. Niestety tamtego wieczoru on nie był w najlepszej kondycji. Pijany, śmierdzący facet, którego sama chwilę wcześniej porównała do jednego ze swoich klientów…

- Z tobą wszystko jest wyjątkowe - mruknęła kobieco, zbliżając twarz do niego, mimo iż woń alkoholu nie należała do najlepszych perfum, zdołała już przywyknąć do mężczyzn, którzy nią zionęli - I nie chcę żebyś był smutny lub czuł się winny. Naprawdę nic złego nie zrobiłeś. Erika też nie. - przechyliła nieco głowę i wsparła się na palcach stóp, aby być nieco wyższą.
- To co, chciałbyś?

- Bardzo…
- powiedział Rudiger wiedząc, że nie był w stanie się oprzeć pokusie. - Jednak ja nie jestem smutny ani nie potrzebuję pocieszenia, Cassie. - wyznał jej mężczyzna w ostatniej próbie zapanowania nad rządzą dosłownie stojąc na krawędzi, z której lada moment mógł runąć w dół. - To ja ciebie miałem pocieszyć… - zaczął tłumaczyć wojownik. - Na pewno nie chcesz z tym poczekać? Zrobić tak jak planowaliśmy? Tego dnia mamy w sobie tyle emocji. Zginął nasz przyjaciel…

Cassandra opuściła głowę i zwinęła usta w wąską kreskę, a kącik jej ust powędrował lekko w dół.
- W sumie masz rację… to aż nie wypada. - przytaknęła odsuwając się nieznacznie i chwyciła mężczyznę za rękę, po chwili posyłając mu pocieszający uśmiech.
- Dziś został zamordowany ten, kto był z nami tyle czasu, było tyle złych chwil w których mógł stracić życie, a stało się to teraz. Powinniśmy wrócić do środka i na tym się skupić, a nie na nas. Mam nadzieję, że będziemy mieć jeszcze wiele lat przed sobą i nie podzielimy takiego losu. To było okrutne i zbędne.

- Jesteś niesamowita.
- powiedział do dziewczyny Rudiger trzymając ją za rękę i ruszając do środka.

Zdziwili się trochę gdy przy stoliku zabrakło Eriki, ale uznali że pewnie poszła położyć się spać. Z taką pewnością spędzili jeszcze trochę czasu wspólnie z innymi, aż w końcu udali się do swoich pokoi, żegnając się czule na korytarzu. Po wejściu do swojej sypialni, Cassandra zdębiała. Rzeczy Eriki zniknęły, jej łóżko było pościelone jakby nigdy jej tu nie było.

Cassandra poczuła się źle, kiedy odkryła że z pokoju zniknął cały sprzęt Eriki. Miała wrażenie, a wręcz była przekonana, że to z jej powodu kobieta podjęła taką decyzję. Dziewczyna przestraszyła się, że pewnie wojowniczka jej teraz nienawidzi i uważa za paskudnego bachora, który stroi fochy i nie pozwala się dorosłym bawić w swoim towarzystwie. Nie spodziewała się takiej reakcji najemniczki, miała jeszcze nadzieję porozmawiać z nią w pokoju, a ta po prostu się wyprowadziła, bez słowa pożegnania.

Młódka musiała usłyszeć od Eriki osobiście, że ta jej nie znosi. Nie mogłaby sobie darować tej niepewności, jaka między nimi teraz powstała. Nie wiedziała, jak ma się zachować rano, więc nawet nie czekała. Zbiegła po schodach pełnymi susami i zawracając gospodarzowi głowę totalną pierdołą, pytając o Erikę, uzyskała odpowiedź. Najemniczka chcąc-nie-chcąc była charakterystyczna i nie sposób jej pomylić, prawie tak samo jak Cassie. Były różne od siebie, ale obie zdecydowanie wyjątkowe.

Kiedy Cassandra znalazła się przed wskazanym przez gospodarza pokojem, początkowo zastukała delikatnie w drzwi i spróbowała nacisnąć klamkę. Drzwi jednak nie ustąpiły, co oznaczało, że Erika zamknęła je od środka. Nic dziwnego. Nastolatka stanęła na wprost drzwi i odczekała, próbując zmotywować się od środka do tej rozmowy. Bała się. Nie wiedziała dokładnie czego, ale nie chciała by między nią a najemniczką ciskały się pioruny. Lubiła ją tak bardzo, nie sądziła, że mogłaby ją zranić… Choć może tak naprawdę Erika poszła, bo była zbyt pijana i zmęczona? Tylko czemu zmieniła pokój bez słowa?

Cassandra zapukała w drzwi nieco mocniej. Stała nasłuchując, ale nie przez gwar w głównej sali nie była w stanie usłyszeć ruchu w pokoju. Zwinęła więc dłoń w pięść i walnęła mocniej w drewno. Zabolała ją ręka, więc było to tylko jedno stuknięcie, którego nie chciała już powtarzać. Zamyśliła się chwilę i uniosła lewą dłoń, na której miała założoną rękawicę. Głośne walenie nią w drzwi było już mniej bolesne, a bardziej słyszalne. Dawało efekty.

- Erika? - powiedziała głośno kruczowłosa piękność, odczekując chwilę w nadziei na odpowiedź.
- Erika przepraszam! Nie bądź na mnie zła! - krzyknęła głośniej i ponownie uderzyła w drzwi. Musiało to w końcu zadziałać. Kiedyś chyba otworzy, prawda? - Nie chciałam! Naprawdę!
Nagle drzwi otworzyły się energicznie i stanęła w nich najemniczka, owinięta kocem.
- Nie krzycz tak, innych pobudzisz - powiedziała, sama również wyraźnie wyrwana ze snu. - Wejdź - zaprosiła dziewczynę skinieniem głowy do środka. Cassandra zacisnęła szczękę i zamknęła się. Ciężko jej było przemówić, gdy kobieta już do niej wyszła. Jednak przez drzwi krzyczało się lepiej i bardziej odważnie.

Gdy dziewczyna przestąpiła próg, Erika zamknęła drzwi i podeszła do łóżka.
- Nie jestem na ciebie zła i nie musisz przepraszać - odparła, patrząc na Cassandrę. - To ja cię przepraszam, mogłaś uznać, że wtedy przy barze podrywałam Rudigera. Jedynie z nim rozmawiałam i nic do niego nie czuję, możesz być pewna. Podjęłam jednak decyzję, że nie ma sensu być jakąś kością niezgody między wami i wyniosłam się do osobnego pokoju. Postanowiłam dać wam obojgu więcej przestrzeni dla siebie. Ograniczę też rozmowy z Rudigerem, bo wiem, że ci to przeszkadza. - Mówiła spokojnie, beznamiętnym tonem.

- To nie tak - zaprzeczyła młódka równocześnie kiwając przecząco głową - Chciałabym skłamać i przekonywać cię, że odeszłam bo się źle poczułam. To by było łatwiejsze. Nie umiem siebie wytłumaczyć, po prostu… Czasami potrzebuję trochę więcej czasu niż inni, aby pojąć co się dzieje - dziewczyna spuściła głowę patrząc na czubki swoich butów i stojąc jak kij od miotły, trzymając swoje dłonie za plecami.
- Nigdy nie miałam kogoś dla siebie - zaczęła cicho - Zawsze tylko byłam czyjąś własnością, nawet w domu rodzinnym, gdy miałam tylko za sobą jedenaście zim. Dla własnego ojca byłam kimś… Z kim może robić co chce, mówić mi co mam robić, a czego nie, co powinnam czuć i jak się zachowywać, co myśleć i jak reagować. - ściągnęła brwi i poruszyła nosem, ale wciąż nie spojrzała na kobietę.
- Może nie interesują cię wymówki, ale ja nie chcę po prostu zostać sama jak kiedyś. I nie chcę stracić ani ciebie, ani jego. Zazdroszczę tak samo tobie, gdy z nim rozmawiasz, ale i jemu, że rozmawia z tobą. Że potrafi… I że z nim chcesz, masz o czym. I mniej cię złości niż ja. - przerwała na chwilę biorąc ogromny i ciężki wdech. - Przepraszam, że przeze mnie źle odebrałaś to wszystko. Gdy pomyślisz przez noc i rano nad tym co teraz powiedziałam, wrócisz jutro do mnie? - jej ton głosu był smutny i rozżalony. Cassandra najwyraźniej czuła się winna całej sytuacji i zamieszaniu, jakie powstało z jej powodu.

Erika wysłuchała Cassandry, nie przerywając jej w żadnym momencie. Miała pewne przemyślenia na temat tej całej sytuacji, ale na razie wolała je zachować dla siebie.
- Przecież nie zostaniesz sama - powiedziała w końcu, wpatrując się w nią. - Masz nas, a przede wszystkim Rudigera. Ja w rozmowie z nim powiedziałam, że będę mieć na ciebie oko, żeby nie stało ci się nic złego i słowa zamierzam dotrzymać, nawet jeśli nasze relacje nieco się... zmienią. - Najemniczka ostrożnie dobrała słowo. - On chciał mnie o to poprosić, ale wiedziałam, do czego zmierza, dlatego sama mu to zaproponowałam. Wiem, że to wszystko mogło wyglądać z boku, jakbyśmy czuli do siebie coś więcej, ale to była zwykła rozmowa, która ani na chwilę nie zeszła na jakieś dziwne tematy. Zresztą, mówiłam już, nic do niego nie czuję oprócz sympatii jak do kompana z drużyny. Możesz być więc spokojna, bo nie zamierzam ci go odebrać. - Wszystko to mówiła spokojnym, opanowanym tonem. - Co do prośby powrotu... zastanowię się nad tym i jutro dam ci znać. Teraz leć do siebie, a jeśli czujesz się samotnie, poproś Rudigera, żeby towarzyszył ci w moim łóżku, na pewno sprawisz mu tym radość. - Zakończyła swój przydługi wywód.

- Przepraszam, że wszystko zepsułam - wydukała młódka wciąż patrząc w podłogę.
- I że nawet teraz ci przeszkadzam. Chciałabym aby było normalnie. Żebyśmy… Żebyśmy byli dla siebie jak rodzina i nie musieli się tak ograniczać w relacjach tylko dlatego, że się nie rozumiemy. Będę się starała bardziej, obiecuję. Ale proszę, nie zmieniaj nic w sobie i zachowaniu, w rozmowach, spędzaniu czasu, treningach czy cokolwiek chcecie. Miałam czas aby pomyśleć i wiem, że to było egoistyczne. Nie chcę być jak mój ojciec.

- Zobaczymy, jak to nam się sprawdzi w praktyce, a na razie się tym nie przejmuj. Nie gniewam się, cieszę się też, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy
- odpowiedziała Erika, próbując wlać w serce nastolatki nieco nadziei i spokoju. Zdobyła się nawet na pogłaskanie jej po ramieniu i delikatny uśmiech, który - miała nadzieję - nie wyglądał w półmroku jak grymas. Ziewnęła przeciągle. - Wiesz, trochę tego wieczoru wypiłam alkoholu i jestem zmęczona, więc chciałabym się położyć spać. Nie wiadomo, co nas jutro czeka, a wolałabym być w formie i bez kaca.

Cassandra ostatni raz przytuliła się do kobiety i ucałowała ją w policzek. Życzyła dobrej nocy po czym postanowiła wrócić do pokoju i spróbować choć raz samodzielności. Zapaliła świeczkę i w jej lichym świetle rozebrała się, pozostając tym razem w lekkiej halce. Wślizgnęła się pod kołdrę przyglądając się tańczącemu płomieniowi świecy i czując jak od wewnątrz wypełnia ją strach. Miała dziwne wrażenie, że zaraz ktoś tutaj wejdzie albo nawet już stoi w cieniu kąta. Jej oddech przyspieszył, a tak zaniepokojona nie była w stanie nawet podjąć próby w zaśnięciu! Szybko przekonała się że samotnie nie da sobie rady, że nocne lęki ją pochłoną całkowicie. Zerwała się z łóżka i niemal pobiegła po Rudigera, mając nadzieje, że nie będzie na nią zły.

Schultz już jakieś trzy kwadranse temu ułożył się wygodnie w swoim łóżku i nawet zdążył przysnąć. Wypity alkohol rozplątywał język, dodawał odwagi, ale i usypiał. Cassandra poszła niemal równocześnie z nim, tyle że do własnego pokoju. Teraz jednak klęczała przed łóżkiem Rudigera i szturchała go lekko.
- Rudi. Hej, Rudi… Nie śpij. Boję się spać sama. Słyszysz mnie? - szeptała cichutko bujając nim ile sił w rękach, choć wiele ich nie miała. Pozostawała jednak nadzieja, że Schultz jako wojownik ma jednak lekki sen.

Zabijaka w pewnym momencie otworzył oczy szeroko przyglądając się szarpiącej nim nastolatce. Wojownik nadal czuł upojenie alkoholowe. Jego błędnik był w niepewnej kondycji, a mózg nie miał pewności czy zapewni kupie mięśni rzezimieszka dostateczną sterowność.

- Już dobrze, Cassie. - powiedział charakterystycznym mu basem, któremu towarzyszyła chmura alkoholowych wyziewów. - Co się stało z Eriką? - zapytał mężczyzna odkrywając się i siadając na boku siennika. - Nie miałyście spać razem? - zapytał przecierając dłońmi oczy.

Cassandra wciąż klęcząc przy łóżku położyła ręce na jego kolanach.
- Chyba chciała być sama tej nocy bo zmieniła pokój. Jutro wróci na noc, ale dziś jestem sama - dziewczyna zmieniła nieco wersję, aby Schultz nie zamartwiał się o stan Eriki. Cass chciała załatwić to samodzielnie, naprawić co zepsuła, gdyż czuła się winna temu przebiegu zdarzeń.
- Nie zasnę sama w pokoju - zasmuciła się patrząc na niego z dołu swoimi pięknymi oczami.

- Spokojnie, Cassie… - powiedział Schultz przykrywając czule dłonie dziewczyny swoimi własnymi. - Nie będziesz sama. - dodał wojownik powoli wstając. - Położę się z tobą. - mężczyzna zaczął się ubierać.

Jego ruchy były nieco nieporadne, ale po jakimś czasie Rudiger miał na sobie spodnie i buty. Resztę swojego ekwipunku zaczął kompletować wolnymi rękoma. Pancerz, plecak, miecz i tarczę. Zabijaka spojrzał z delikatnym uśmiechem na dziewczynę.

- Zabiorę wszystko. Cały czas mam w głowie słowa tego Skavena. - jego mina zmieniła się w smutny grymas, ale Cassandrze nie chciało się wierzyć, że i jego mogły nawiedzać koszmary. Nie jego. Uśmiechnęła się więc pociesznie i wstała na równe nogi.

- Dziękuję - mruknęła ze spokojem patrząc jak krząta się po pokoju. Doceniała to jak dla niej się stara. Widziała, że jest już bardzo zmęczony i najchętniej odwróciłby się dupą i zbył ją chrapaniem, a mimo to zaczął zbierać wszystkie rzeczy tylko po to, żeby położyć się razem z nią w pokoju. - Nie jesteś na mnie zły? - dopytała dla pewności.

- W życiu skarbie. - uspokoił ją Schultz. - Jestem po prostu podpity i trochę zmęczony. - dodał ruszając jej na spotkanie. - Chodźmy. Mam nadzieję, że przy mnie będziesz mogła zasnąć. - Rudiger uśmiechnął się chociaż na jego twarzy dało się zauważyć zmęczenie.

Cass z uśmiechem kiwnęła głową i chwyciła go pod ramię, przytulając się do jego boku.
- Obiecuję, że będę grzeczna. Chciałabym tylko móc spać w spokoju, samej w ciemnym pokoju jest jakoś dziwnie - oznajmiła coś, co nie było też niczym nowym i razem przenieśli się do pokoju obok. Pozwoliła mu nawet, aby spali w osobnych łóżkach, nie wpychała się, ani nie prowokowała. Z jego obecnością w pokoju czuła się o wiele bezpieczniej, a ze świadomością, że nawet wziął ze sobą cały ekwipunek, była wręcz szczęśliwa, że ma przy sobie tak silnego mężczyznę.

Na śniadaniu pojawili się jako ostatni. Tym razem Cassandra ubrana była w bardziej skromną, ciemnozieloną sukienkę, pozbawioną pięknych dodatków, haftek czy tasiemek, jednak z głębokim dekoltem. Na szyi ginący wśród skromnych, jędrnych piersi nikł wisiorek otrzymany od Sigmaritów.

- Dzień dobry - zaćwierkała z uśmiechem i dosiadła się do Eriki i Konrada. Obok niej usiadł Rudiger. Cass z ciepłem spojrzała na wojowniczkę, a potem przepatrywacza. Zaczęli być dla niej jak prawdziwa rodzina, której nigdy nie miała
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 18-09-2019 o 14:30. Powód: poprawki komórkowego posta
Nami jest offline  
Stary 18-09-2019, 15:02   #96
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki wszystkim za dialog

Rudiger działał zgodnie z planem. Ruszył w kierunku Skavena z agresją wymalowaną na twarzy. Wojownik nie krzyczał, nie klął. Był opanowany, zimny i skupiony. Ostrza zabójcy były wysmarowane trucizną dlatego zabijaka musiał być ostrożnym do granic więcej energii wkładając w uniki i parowanie ewentualnych ciosów szczuroczłeka.

Walka przypominała egzekucję co w przewadze liczebnej śledczych nie powinno nikogo dziwić. Pociski wystrzelone przez Konrada i Erikę rozorały pierś przeciwnika, którym rzuciło o ziemię niczym szmacianą lalką. Schultz znalazł się przy nim błyskawicznie atakując dwukrotnie czego Skaven nie miał prawa przeżyć. Pierwszy cios zatopił się płytko w ramieniu przeciwnika, a drugi wszedł gładko przez kark zatapiając się w spaczonych wnętrznościach.

Rudiger nie tracił czasu na przesadne rozglądanie się po grocie. Jedyny przeciwnik był martwy dlatego Schultz podszedł do zapłakanej Cassandry trzymającej na tyłach groty głowę zmarłego Gerwazego na kolanach. Wojownik przełknął ślinę widząc podobny efekt działania trucizny jak w przypadku zamordowanego Sigmaryty. Trucizna rozeszła się po ciele czarodzieja błyskawicznie zostawiając paskudny ślad w miejscu ukłucia strzałką. Mężczyzna uklęknął przy nastolatce po chwili przytulając ją i starając się uspokoić jej skołatane nerwy. Cassie była bardzo delikatna i śmierć każdego z nich odcisnęłaby na niej podobne piętno. Wojownikowi przeszło przez myśl, że coś mogło być między jego kobietą a czarodziejem, ale szybko pozbył się tego pomysłu z głowy uznając go za absurd.

Zabijaka nie wyobrażał sobie innej wersji zdarzeń niż ta, w której zabierają ciało szlachcica na powierzchnię i chowają je zgodnie z tradycją w oznaczonym grobie. Gerwazy nie żył długo, a w swej drodze czarodzieja miał zapewne wszystko przed sobą. Rudiger zastanawiał się czy udałoby się grupie znaleźć jego rodzinę albo mistrza, który był jego przewodnikiem przez mistyczne arkana magii. Z rozmyślań zabijakę wyrwał powrót na powierzchnię. Wojownik do wyjścia z kanałów był spięty zachowując najwyższą czujność. Rudiger brał czynny udział w niesieniu ciała czarodzieja nie narzekając na żadne niewygody czy przedłużającą się przeprawę. Swoją postawą musiał pokazać wszystkim, a zwłaszcza Cass, że cały czas był silny, niezłomny i gotowy na wszystko.


Pobyt w świątyni Pana Zmarłych nie należał do wesołych i przyjemnych. Strażnicy śmierdzieli, byli wycieńczeni i zmarnowani po stracie jedynego w grupie uczonego, bez którego śledztwo stanęłoby w martwym punkcie zanim dowiedzieliby się czegoś istotnego. Mimo iż Rudiger starał się stwarzać pozory hardego twardziela to szybkość z jaką stracił życie jego kompan była zdumiewająca nawet dla niego. Kapłan Morra krzywił się słuchając żałobników co było spowodowane przykrą historią oraz smrodem jaki przywlekli z królestwa Weckera. Schultz nie miał wątpliwości, że pozostali również będą chcieli pochować ciało przyjaciela jak należy. Nie obchodziło go to, że wydadzą na to wielokrotność tygodniówki jaką oferowała im lokalna straż.

Wizyta na komisariacie budziła w Rudigerze mieszane uczucia. W końcu mógł pozbyć się ubioru kanalarza i większości smrodu, ale gdzieś z tyłu głowy miał jutrzejszy pogrzeb Gerwazego. Schutzmann widząc dowody z kanałów i słuchając rewelacji jakie mieli dla niego śledczy uśmiechał się i gratulował im pomyślnie zakończonego śledztwa. Kapitan wynagrodził ich sumą dwudziestu Karli jednak zapowiadało się, że ich współpraca mogła jeszcze potrwać. Schultz nie miał zamiaru wybywać z miasta nawet po ostatecznym zakończeniu śledztwa chociaż wpływało na to wiele czynników, a najważniejszym z nich było ułożenie stosunków między nim a Cassandrą. Dziewczyna była bardzo wrażliwa i gdyby w jakiś sposób ją skrzywdził wolałby odejść z miasta niż narażać ją na ciągłe powroty nieprzyjemnych wspomnień podczas ich mijania się na mieście. Ona już miała dość koszmarów. Schultz chciałby dać jej wyłącznie dobre wspomnienia, ale nie wiedział czy pozwoli mu na to jego przeszłość i duma, którą czasem niezwykle ciężko było mu stłamsić.


Schultz czuł, że swąd kanałów został z nimi i miał zamiar wziąć kąpiel bez upominania ze strony gospodarza „Kulawego Psa”. Doprowadzenie się do czystości nie zajęło mu długo. Poza samym ciałem musiał sprawdzić swój ekwipunek, który należało pobieżnie przeczyścić. Rudiger był pewien, że w głównej izbie gospody był już czysty i pachnący. Tego wieczoru był ubrany w swoją skórzaną zbroję, ale darował sobie wszelką broń. Elegancko planował się ubrać na pogrzeb czarodzieja dnia następnego.


Kiedy grupa zebrała się przy jednym stole sala została wypełniona brzmieniem melodii autorstwa całkiem utalentowanych trubadurów. Smutna, wpadająca w ucho pieśń pasowała do atmosfery panującej wśród śledczych, którzy mimo woli czuli się jak niekompletny zespół. Z czasem mogli przywyknąć do braku czarodzieja jednak tego wieczoru pustka była wyczuwalna i jedynie alkohol mógł ograniczyć melancholijny stan pozwalając na rozluźnienie się i zapomnienie o trudach minionego dnia. Erika zamówiła trzy butelki gorzałki i gdy te pojawiły się na stole, rozlała przezroczysty płyn kompanom do kubków.

- Za Gerwazego, oby mu było dobrze tam, gdzie jest teraz - powiedziała i uniosła naczynie do toastu. - I za nas, abyśmy w chwilach zagrożenia zawsze potrafili osłaniać własne tyłki, co by nie opijać więcej śmierci towarzyszy. - Wiedziała, że ten toast to raczej pobożne życzenia, gdyż w ich “zawodzie” zgony były codziennością, ale chociaż powiedziała coś pokrzepiającego.

- Za Gerwazego, który, choć magus, porządnym był kompanem. - Konrad dołączył się do toastu.

Rudiger podniósł kielich w milczeniu i zadumie. Nie był najlepszym pokrzepicielem, ale w końcu się odezwał.

- Za Gerwazego! Równy był z niego chłop. Niech mu się wiedzie w ogrodach Morra…

Ekipa piła i piła aż w pewnym momencie alkoholu zaczęło powoli brakować. Rudiger stwierdził, że doniesie jeszcze flaszkę, czy dwie. Gdy tylko odszedł od stołu, Erika spojrzała za nim.

- Zaraz wracam - powiedziała, podnosząc się z siedziska. - Nie martw się, Cass, nie idę go podrywać. - Puściła dziewczynie oczko, po czym zgarnęła swój kubek i kubek Rudiego, a potem przeciskając się między gośćmi podeszła do szynku.


Cassandra uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową, zupełnie jakby miała to głęboko i daleko. Wewnątrz jednak poczuła się źle. Oczywiście, że uważała, iż Rudiger powinien z Eriką porozmawiać, ale naprawdę musieli robić to na jej oczach? Dla młodej dziewczyny było to podłe.

Dla pozostałych początkowo wyglądało to jak normalna wymiana zdań, ale im oboje częściej upijali z kubka, tym bardziej się rozluźniali. Co chwilę się do siebie szczerzyli, tu Erika szturchnęła Rudigera w bok, tam rzezimieszek schował zęby pod wargami, jakby był bezzębny, co wywołało śmiech najemniczki. Pili, coraz bardziej wyglądając dla postronnych obserwatorów jak świetnie bawiąca się para. W końcu jednak Erika coś mu powiedziała i ruszyła do zajmowanego przez nich stolika, a Rudiger podążył za nią, rozglądając się po rozbawionych gościach. Jedynie Cassandra zdawała się być przygnębiona i tak jak nigdy nie miała w zwyczaju pić alkoholu, tak tym razem wypiła. Nie była pewna, czy za Gerwazego czy raczej z powodu przygnębienia, jakie w nią wstąpiło. Po Erice zaś widać było, że już trochę wypiła i jest wstawiona. W oczach nastolatki znowu wyglądała na lepszą, bardziej zabawną, zaradną, samodzielną… Po prostu była lepsza. O stokroć.

- Wybaczcie naszą dłuższą nieobecność, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku, mamy alkohol - powiedziała Erika, przysuwając krzesło ze swoją osobą do stolika. Spojrzała na Cassie. - Nie przejmuj się proszę naszą rozmową, nie zamierzam mieszać się do waszego związku. To już sobie wyjaśniliśmy z Rudigerem.

Chwyciła za kubek, by się napić. Przechylając, myślała o Gerwazym, który stracił życie w tak porąbany sposób. Cass miała ochotę się rozpłakać, jednak powstrzymywała się.

- Nie przejmuję - skłamała z ładnym, wyćwiczonym uśmiechem. Czuła jak w środku kotłują się w niej emocje, rozrywają, a serce niemal podeszło do gardła. Odchrząknęła dopijając do końca zawartość swojego kubka, po czym ze spokojem i gracją odsunęła krzesło i wstała.

- Zaraz wrócę, przepraszam na chwilę. Nie martwcie się, bawcie dalej i pijcie, muszę tylko odetchnąć i już wracam - była grzeczna jak zawsze, pełna wdzięku. Uśmiech wymalowany na ślicznej buzi wcale nie wzbudzał podejrzeń. Dziewczyna podwinęła lekko karmazynową sukienkę i stukając trzewikami wyszła przed gospodę, pozostawiając bawiących się kompanów w najlepszym towarzystwie - czyli takim, w którym nie ma jej.

- Wyjdę zapalić - mruknął Heinrich, który do tej pory był, ale jakby go nie było. Zaproszenie na “imprezę” pożegnalną maga zaskoczyło go, ale że Gerwazy zginął wykonując obowiązki strażnika, obowiązki, które wcale nie były jego i których nie musiał wykonywać, postanowił pójść i uhonorować go w ten sposób. I pilnując, by jakiś idiota nie zrobił krzywdy pewnej dziewczynie.

Erika powiodła za nią wzrokiem, gdyż podświadomie czuła, że jednak ją zraniła. Cóż, możliwe, że będą sobie w stanie to wszystko wytłumaczyć, gdy znajdą się w pokoju, gdzie nikt nie będzie im mógł przeszkadzać.

- Rudi, powinieneś wyjść za nią - powiedziała do kompana.

Rudiger patrzał bez wyrazu przed siebie doskonale zdając sobie sprawę dlaczego nastolatka chciała wyjść na świeże powietrze. Schultz zapewne zasmucił ją rozmową z najemniczką, której nie potrafił poprowadzić inaczej. Erika nie była winna jego zachowania, ale też sam zabijaka nie chciał nagle stać się dla niej oschły czy odpychający. Myślał, że jak porozmawiają przy Cass będzie lepiej. Najwidoczniej się mylił. Znowu.

- Tak. Chyba masz rację. - powiedział do wojowniczki wstając. - Moja wina. Znam ją lepiej i powinienem być w stanie przewidzieć jej reakcje. - wojownik lekko chwiejnym krokiem ruszył w kierunku wyjścia z gospody.

- Żadna wina, przecież tylko rozmawialiśmy - rzuciła za nim Erika. Nie podobało jej się to wszystko.

Konrad miał na ten temat swoje zdanie, którym jednak z Eriką nie zamierzał się dzielić. Wziął swój kubek, którego zawartość ostatnimi czasy bardzo powoli się zmniejszała. Upił łyk, odsuwając od siebie myśli o Cass i ponownie wspominając Gerwazego.

- Szkoda go - powiedział.

- No szkoda – odparła Kraus, czując, jak nastrój jej siada. - Wybaczcie, pójdę już do siebie, nie ma sensu, żebym tu siedziała i jeszcze bardziej nakręcała sytuację, gdy Rudiger i Cass wrócą. Dobrej nocy wam.

Po tych słowach wstała, a kompani widzieli tylko, jak podeszła do szynku i rozmówiła się chwilę z karczmarzem, po czym odebrała od niego klucz i poszła na górę nie oglądając się już za siebie. Minęło trochę czasu, nim Cassandra i Rudiger wrócili do środka. Choć Cassandra wyglądała na lekko przygnębioną, Schultz tulił ją do swojego boku, obejmując silnym ramieniem. Kroki swoje pokierowali z powrotem do stolika, dołączając do pozostawionych kompanów. W gwarze i przy alkoholu czas płynął wystarczająco szybko, aby chwila nieobecności pary była naprawdę niczym dłuższym niż pięciominutową niedyspozycją.

- Już mi nieco lepiej, ale nie powinnam pić. Popełniłam błąd, to mój pierwszy raz - przeprosiła posyłając grzeczny uśmiech i nie tykając więcej gorzały nawet palcem.

- Nie przejmuj się - powiedział Konrad. - Następnym razem już nie popełnisz takiego błędu.

- Moim zdaniem picie w taki wieczór jak ten nie jest niczym złym. - powiedział Schultz spokojnie. - Alkohol może otumania, ale też rozluźnia co jest przyjemne po przeprawie kanałowej z tak makabrycznym zakończeniem. - wojownik skrzywił się na wspomnienie śmierci Gerwazego.

- Rozluźnienie ma też swoje wady. - Konrad miał nieco inne zdanie. - I mówi się rzeczy, których się mówić nie chce i, jak to mówią, czyta się między wierszami, wyszukując ukryte znaczenia tam, gdzie ich nie ma.

Cassandra nie rozumiała do czego ta wymiana zdań się odnosi, dlatego wolała milczeć. Miała jednak wrażenie, że to nie są słowa rzucane w próżnię. Nie odważyła się jednak zapytać o konkrety.

- Każda sytuacja ma swoje wady i zalety. - powiedział Rudiger po wzięciu łyka z kubka po czym zwrócił się do Heinricha. - Jesteś zły przez to, że ubiliśmy zabójcę Gerwazego? Znał Reikspiel, ale my znamy się od tygodni, walczyliśmy razem z chaosem, z nieumarłymi, z zielonoskórymi. Wiele nas łączyło i dlatego nie daliśmy ci szansy na przesłuchanie go. - Schultz chwilę się zastanowił. - Poza tym zabójca jak tamten nic by ci nie powiedział. Jak był wynajęty przez ludzi to znał jednego z kilku pośredników.

- I był brzydki. Jeszcze byś jakąś chorobę przyniósł na powierzchnię - dorzuciła Cassandra, po chwili się poprawiając - To znaczy nie dlatego, że był brzydki, po prostu był wstrętnym szczurem. Gadające to czy nie, to wciąż szczur, a one są chodzącą zarazą. Myślę, że nie warto. Kto by go stamtąd wytaszczył? Ledwo Gerwazego unieśli - westchnęła dziewczyna opierając łokcie o blat stołu.

- Żywy sam by wyszedł - mruknął Konrad. - Ale nie bardzo to widzę, taką akcję. Poza tym on i tak wolał zginąć, niż wpaść w nasze ręce.

- I właśnie dlatego trzeba było wziąć go żywcem. Do szczura doprowadziła nas kupa gnoju z bełtem, kto wie do kogo doprowadziłoby nawet jedno przypadkowe słowo. Może do ikony, której nie znaleźliśmy? Albo do zleceniodawcy? Ale nie ma co rozpamiętywać, było, minęło. Morderca nie żyje, sprawa zamknięta. Skoro Kapitan Schutzmann jest zadowolony… - rzucił z przekąsem.

Za dużo wypił. Inaczej by milczał. Cholerni hipokryci. Z taką wyższością patrzyli na Glaubera i narzekali na straż, a sami przy pierwszej okazji ukręcili sprawie łeb i zadowolili się prostą zemstą na narzędziu zbrodni. Gerwazy zginął nadaremno. Ikony nie znaleziono, a i zleceniodawca zbrodni uniknie kary. Dzień jak co dzień. I gdy wydawało się, że na początkowe pytanie nie odpowie, odezwał się.

- Nie mam do Was pretensji. Życie jest jakie jest. Zasady też. Nie wychylać się. Znać swoje miejsce. Nie ryzykować życia za dwa szylingi dziennie. To ja przepraszam, zamarzyły mi się przez chwilę belki kaprala.

- No, masz rację. Powinniśmy byli nie wtrącać się i pozwolić ci go złapać - przytaknął Konrad, którego opinia o strażniku nieco się pogorszyła. - Co prawda wtedy pewnie byłyby dwa pogrzeby, a nie jeden…

- Rozumiem… - pokiwał głową Rudiger zastanawiając się chwilę nad słowami strażnika. - Szansa na korzyść była, ale również ryzyko było duże. - dodał po chwili. - Nawet gdyby udało się go pojmać to przesłuchanie mogłoby nic nie dać nie mówiąc o możliwości jego ucieczki albo zabiciu kogoś przez niego przy jej próbie. Ostrza mogły być pokryte taką samą trucizną jak strzałki, a wtedy każde jego trafienie byłoby śmiertelne. - Schultz spojrzał na Cassie, później na pozostałych. - Nawet mając pewność, że byśmy z niego coś wartościowego wyciągnęli bym nie zaryzykował waszego życia. Poza tym gniew po śmierci Gerwazego nie pozwolił mi się nawet zastanowić. Jak czarodziej upadł od razu wiedziałem, że nie żyje. - pokiwał głową wojownik. Nie wiedział czy Heinrich zrozumie tok jego rozumowania, ale był pewien, że gdyby Glauber spędził z nimi ostatnie tygodnie nie wpadłby na branie zabójcy szlachcica żywcem.

- Bo pomoc w schwytaniu, nawet przy przewadze pięciu na jednego, nie była warta ryzyka i nie dawała Wam korzyści - odpowiedział strażnik patrząc na Konrada - Czy też pominięcie tej możliwości i użycie fałszywej alternatywy w Twojej wypowiedzi było tylko manipulacją by wygrać dyskusję? Za żywego czy za martwego te same pieniądze. A że miastu grozi niebezpieczeństwo, cóż z tego, i tak z niego można wyjechać, nieprawdaż? - opinia strażnika o Poszukiwaczach Przygód potwierdzała się w całej rozciągłości. No, może nie w całej… Schutz zachowywał się jak przywódca tej grupki i trzeba przyznać, był całkiem niezłym liderem. I starał się współpracować jak tylko mógł. Chociaż dlaczego obydwaj zachowywali się tak jakby nie usłyszeli drugiej części jego wypowiedzi, nie wiedział.

Konrad był przekonany, że zbyt wysoko oceniał inteligencję strażnika, który, nie zważając uwagi na fakty, na wszystko miał tylko jedną odpowiedź. A dyskutować z zaklapkowanym idiotą nie miał zamiaru.

- Taaa... Widać, jak nie masz pretensji - powiedział. - Stale uważam, tak jak w kanałach, że miał zatrute ostrza, a w takiej sytuacji nie należy ryzykować. No ale łatwo jest szafować cudzym życiem.

Rudiger nie chciał dłużej rozpamiętywać tej sytuacji, bo nie prowadziło to do niczego dobrego. Schultz czuł potrzebę wytłumaczenia się przed Heinrichem nie dlatego aby zyskać w jego oczach tylko dlatego, że nie wiadomo ile jeszcze mieli przed sobą współpracy. Glauber nie powinien uważać swoich kompanów jako tępe narzędzia idące przez każdą przeszkodę niczym pług przez pole. Zabijaka, mimo iż pochodził ze świata przestępczego, w swoich interesach w Mieście Twierdzy kierował się sprytem i chociaż lubił przemoc i brutalność często rozwiązywał problemy bez ich wykorzystywania.

Reszta wieczoru minęła spokojnie. Schultz chciał zaznaczyć swoją obecność zwyczajnie się bawiąc i dając Cass do zrozumienia, że był przy niej i ją wspierał. W zasadzie na porządną podporę tamtego wieczoru za dużo wypił, ale nie był agresywny co odebrał całkiem pozytywnie – jako kolejny etap jego wewnętrznej przemiany.


Rano Rudiger czuł się już całkiem znośnie. Nie bolała go głowa, nie czuł kołysania błędnikiem. Schultz poczuł, że nie powinien zmieniać nawyków dlatego pozwolił sobie na dynamiczny, szybki trening, który nie zmęczył go przesadnie, ale zmusił do wzięcia kąpieli. Po odświeżeniu ciała zabijaka ubrał się w swoje eleganckie ubranie, które jak dotąd ubierał jedynie dwa razy. Raz na spotkanie z Eriką i drugi raz na wieczór z Cassie. Wysokiej jakości koszula zapinana na metalowe guziki, dopasowana kamizelka, wygodne buty i płaszcz podszyty lisim futrem. Do tego dodatki jak skórzany pas i sprzączki do butów. U pasa Rudigera wisiał miecz w skórzanej pochwie. Na czas pogrzebu zabijaka zdecydował się zrezygnować z tarczy i reszty sprzętu, ale zabrał ze sobą miksturę leczniczą.

Cassie w zielonej sukni wyglądała obłędnie. Głęboki dekolt z wisiorem ukrytym gdzieś miedzy jej drobnymi, jędrnymi piersiami potrafiłby zahipnotyzować jednak Rudiger odzyskał swoją silną wolę, której zeszłego wieczoru został pozbawiony. Kiedy Schultz i Cassandra zaszli do głównej izby gospody Erika i Konrad już czekali przy stoliku. Zabijaka rzucił najemniczce spokojne spojrzenie po czym przywitał się z czekającymi na posiłek kompanami.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 18-09-2019 o 17:45.
Lechu jest offline  
Stary 19-09-2019, 10:29   #97
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Po wczorajszym wieczorze i sporej dawce alkoholu, który niektórzy wypili, o dziwo czuliście się całkiem w porządku. Wyglądało też na to, że Erika i Cassie wszystko sobie wyjaśniły, a wśród drużyny panowała serdeczna atmosfera. Krótko po śniadaniu do pozostałych dołączył Heinrich i rozmawiając, poczekaliście do momentu, kiedy trzeba było udać się na pogrzeb Gerwazego. O ile od rana lało, tak koło jedenastego dzwonu przestało i podniosła się gęsta mgła, nadająca skąpanym w niej budynkom onirycznego charakteru. Nawet ludzie, którzy zawsze głośno rozmawiali na ulicach, dzisiaj byli dziwnie spokojni i cisi, zajęci własnymi sprawami.


Do Ogrodów Morra dotarliście niemal przed samą ceremonią, płacąc ostatnią część należnej za pochówek kwoty. Spowity mgłą cmentarz sprawiał niepokojące wrażenie; kamienne nagrobki przecinały kłębiący się, mleczny opar a bezlistne, powykrzywiane gałęzie wiekowych drzew zwieszały się nisko, jakby za chwilę miały zacisnąć swe gałęziste szpony na waszych szyjach. Jeden z młodych kapłanów poprowadził was w miejsce, gdzie miało zostać złożone ciało czarodzieja. Na miejscu zastaliście świeżo wykopany grób i położoną obok niego prostą, drewnianą trumnę. Nad grobem, ze splecionymi dłońmi stał odziany w czarny habit, zakapturzony kapłan, który miał odprawić ceremonię. Nieopodal, obok hałdy wykopanej ziemi stali dwaj sterani życiem grabarze oparci o łopaty i z nijakim wyrazem twarzy przyglądali się wam.

- Drodzy towarzysze zmarłego, witam was na tej uroczystości - powiedział śpiewnym głosem Morryta. - Z pewnością nasz nieodżałowany Gerwazy Wołostowski byłby bardzo szczęśliwy, gdyby mógł was teraz wszystkich zobaczyć, towarzyszących mu w ostatniej drodze. - W tym miejscu kapłan wszedł na typowo teologiczne tematy, które nie bardzo was interesowały, a jego przemowa trwała dobrych kilka minut. W końcu przeszedł do meritum. - Wszystko to, o czym wspomniałem przed chwilą sprawia, że dziś jest nam szczególnie trudno pożegnać się z Gerwazym. Jego odejście z pewnością napełnia was żalem i smutkiem. I choć dziś żegnacie swego towarzysza, to jestem pełen wiary w to, że spotkacie się jeszcze w Domu Morra, gdyż on w swej mądrości jest sprawiedliwy dla każdego, kto odchodzi z tego świata.

Gdy skończył, skinął głową stojącym nieopodal grabarzom, którzy ostrożnie podnieśli trumnę z ciałem czarodzieja i złożyli ją do grobu. Kapłan ruszył w stronę świątyni a tamci poczęli zasypywać mogiłę. Piach dudnił ponuro o wieko trumny, która po dłuższej chwili zniknęła wam zupełnie z oczu. Grabarze uwinęli się szybko, zostawiając was przy świeżym grobie towarzysza. Wszechobecna mgła i atmosfera tego miejsca działała na was jeszcze bardziej przytłaczająco. Postaliście jeszcze trochę nad grobem Gerwazego, po czym skierowaliście się w drogę powrotną do karczmy.


Krótko po obiedzie zauważyliście wchodzącego do gospody wysokiego, długowłosego, młodego mężczyznę w szaro-białych szatach ulrykańskiego akolity. Rozejrzał się po głównej sali, po czym porozmawiał chwilę z właścicielką i podszedł do zajmowanego przez was stolika.
- Wybaczą państwo, że przeszkadzam, ale jestem posłańcem ze świątyni Ulryka. Komendant Schutzmann polecił państwa usługi moim przełożonym, dlatego tu jestem - powiedział Ulrykanin. - Wielebny Ranulf chciałby z państwem porozmawiać, ponoć sprawa ma ważki charakter, jednak sam nie mogę powiedzieć na ten temat nic więcej, gdyż jestem tylko posłańcem.

Nie mając nic innego do roboty - a i skoro Schutzmann was polecał, to pewnie nie mieliście większego wyjścia - ruszyliście razem z akolitą i szybko dotarliście do ogromnej, robiącej wrażenie świątyni Ulryka. Minęliście kilku strażników świątynnych i zostaliście poprowadzeni do niewielkiej komnaty gościnnej, gdzie czekało już na was dwóch kapłanów. Jeden z nich mógł mieć z sześćdziesiąt lat, drugi był dużo starszy. Musiał też być ślepy, gdyż oczy przesłonięte miał białą opaską.
- Nazywam się Ranulf i to ja po was posłałem - powiedział młodszy z nich. - Komendant Schutzmann polecał wasze umiejętności i nie mógł się was nachwalić. Mój przyjaciel tutaj to ojciec Odo. - Wskazał dłonią na ślepego mężczyznę. - Ostatnio miał dziwne, niepokojące wizje. Posłuchajcie zresztą sami. Odo?

- Widziałem straszliwe rzeczy.
- Stary kapłan zaczął opowieść, a jego głos drżał. - Ciemność, do której przywykłem, uniosła się sprzed mych oczu i znalazłem się w ciemnym, ponurym lesie. Przede mną górował wielki kamień na szczycie trawiastego kopca. U jego podstawy leżał stos kości i czaszek. Ze szczytu kamienia zaczęła spływać krew. Wsiąkała w ziemię. Potem zaczęła świecić czerwonym blaskiem, jakby płonęła, a ziemia zaczęła drżeć. Rozwarła się, a z wnętrza kopca wyszedł wysoki mężczyzna w czarnej zbroi. Na jego twarzy widniał znak Khorne’a, boga krwi. Miał na szyi ciężki łańcuch z żelaza, na którym wisiał rogaty czerep z mosiądzu. Z oczu wisiora bił taki sam blask, jak od płonącej krwi. Chciałem modlić się do Ulryka o siłę i ochronę, lecz me usta nawet nie drgnęły. Padłem na ziemię pod mocą wzroku tego straszliwego przedmiotu i usłyszałem głos, który dobiegł z ust czaszki: „Mówiłem, że będę wolny!”.

Urwał, odchrząknął i dodał wciąż drżącym głosem.
- Jeszcze teraz czuję obecność tej rzeczy... Zdaje mi się, jakby na mnie patrzyła!
- Ojca Odo znalazł jeden z młodszych kapłanów. Leżał nieprzytomny, bez ruchu na podłodze
- powiedział Ranulf, klepiąc ojca Odo po ramieniu. – Wygląda na to, że ta mosiężna czaszka to jakiś stary i potężny artefakt Chaosu, zaś wizja ostrzega, że jego siła zostanie wkrótce rzucona przeciw światu. Pomóżcie nam. Proszę nie tylko w imieniu Świątyni, ale całego Middenheim, nawet Imperium. Nasze wojska opuściły miasto, zaś wielu zacnych ludzi zginęło w czasie oblężenia. Kapitan Schutzmann pochlebnie się o was wyraża, zaś my rozpaczliwie potrzebujemy pomocy. Musicie znaleźć to obrzydlistwo zanim zdobędą je słudzy Chaosu, a potem przynieście do miasta. W tym czasie nasi uczeni będą szukali sposobu na zniszczenie artefaktu, albo przynajmniej na opanowanie go. Weźmiecie ze sobą ojca Odo. Sądzę, że miejsce, które ujrzał, znajduje się gdzieś w Drakwaldzie. Wierzę, że pomimo ślepoty będzie umiał je Wam wskazać.

 
Mroku jest offline  
Stary 19-09-2019, 15:28   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie rwij dupy z własnej grupy...
Tak głosiła powtarzana z pokolenia na pokolenie mądrość ludowa, sugerująca, iż plusy, płynące z posiadania pod ręką kobiety chętnej do grzania łoża (czy innego posłania) i dostarczania innych rozrywek są zwykle przytłoczone minusami, których jest znaczna większość.
Tym razem, na szczęście, Cass i Rudi zdołali się jakoś dogadać, a stosunki między obiema paniami pozostały na poziomie "co najmniej poprawne". Najwyraźniej Cass się przekonała, że Erika nie będzie kłusować na jej terenie. A to znaczyło, że ich mała grupka nie rozpadnie się z hukiem.
Cóż... miłość to piękne uczucie, ale zazdrość to jednak już nie.

Śniadanie minęło spokojnie, a potem przyszły mniej przyjemne chwile, gdy trzeba było odprowadzić Gerwazego. I pożegnać po raz ostatni.
Kapłan, wygłaszający pożegnalną mowę, z pewnością miał rację - Gerwazy z pewnością byłby zadowolony. Ale... z pewnością bardziej by się cieszył mogąc wraz z pozostałymi przepuścić te siedem koron w karczmie.
Na to jednak nic nie można było poradzić.
- Żegnaj, przyjacielu... - powiedział cicho Konrad.


Posłaniec, który przybył ze świątyni Ulryka, przyniósł wezwanie, które, jak się okazało, dawało szansę na wyjazd z miasta i odetchnięcie świeżym powietrzem.
Z drugiej strony - poszukiwanie przeklętego symbolu Khore'a wiązało się z wieloma niebezpieczeństwami, bo, sądząc z tego, co rzekł ojciec Odo, nie tylko oni będą zainteresowani zdobyciem tego artefaktu.
Pytanie też brzmiało, czy kapłani Ulryka pomogą w zorganizowaniu wyprawy, dostarczając jakieś wyposażenie. I drugie - czy z realizacja tej propozycji przyniesie wdzięczność wyrażaną nie tylko w słowach...
Ale o tym można było porozmawiać gdy ustalone zostaną podstawowe szczegóły.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-09-2019 o 15:31.
Kerm jest offline  
Stary 20-09-2019, 16:34   #99
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Heinrich był Ulrykaninem, jak każdy dobry mieszkaniec Miasta Białego Wilka. To ułatwiało wiele spraw. Dlatego też wiedział jak się zachować w przypadku wizyty duchownych czy u duchownych. W tym konkretnym przypadku jednak dodał do swojego zachowania jeszcze jedną rzecz. Stać z boku i nie odzywać się bez potrzeby. Szybko zauważył bowiem, że wpadli w gówno znacznie głębsze niż przypuszczał. Jeśli ktoś miał na tyle władzy, że mógł zorganizować pozbycie się "śledczych" poprzez wysłanie ich do Drakwaldu to znaczyło, że mógł właściwie wszystko. Tylko kto mógł użyć do tego celu kapłanów Ulryka? Czy to sam Schutzmann, jak wynikałoby z przemowy kapłana ("on was polecił"), czy to któryś z kapłanów Ulryka postanowił zrobić dowcip Sigmarytom kradnąc ikonę, a sprawy wymknęły się trochę spod kontroli? Podanie o przeniesienie mógł napisać a nawet wrzucić je sam do kosza, oszczędzając Kapitanowi roboty. Zresztą, już i tak został zaliczony do tej grupy... Przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Niby mógłby uciec, ale wtedy roboty jako strażnik nie znajdzie nigdzie, a nic innego nie potrafił. Poza tym lubił to swoje miasto i chciałby by stało jak stoi.

Na razie słuchał co wytargują "towarzysze", a na wypadek gdyby niewiele wciąż miał papiery nakazujące pełną współpracę i jakieś namioty i inny sprzęt może się uda wyciągnąć. Na wierzchowce nie liczył, ale w lesie i tak byłyby bezużyteczne.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 21-09-2019, 10:24   #100
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Nie oceniaj książki po okładce, czyli Eriki i Konrada wizyta w pewnym miejscu ;)

Późnowieczorna wizyta Cass utwierdziła Erikę w dwóch rzeczach: dziewczynie naprawdę zależało na znajomości z najemniczką i widać było, że żałuje tego, co się wydarzyło. Kobieta też nie była zachwycona tym, jak to wszystko się potoczyło i dokąd zmierzało, dlatego wolała odsunąć się i od Rudigera i od Cassie, bo zwyczajnie w świecie nie była dobra w załatwianiu tego typu sytuacji. Na szczęście częściowo wyręczyła ją Cassandra, bo dzięki temu, że pojawiła się u niej w pokoju, mogły sobie szczerze porozmawiać twarzą w twarz, bez przeszkadzania kogokolwiek z drużyny. Po jej wyjściu Erika długo nie mogła zasnąć, rozmyślając o tym wszystkim, stwierdziła jednak, że skoro Cassandra sama zrozumiała, że najemniczka nie ma zamiaru odebrać jej Rudigera, to ich relacje nie powinny się ochłodzić. Bo w przeciwnym razie jaki pożytek dałaby ta rozmowa?

Poranek, nim zebrali się całą grupą, spędziła na rozmowie z Konradem i choć powiedziała mu, że "powzięła już odpowiednie kroki" względem jej relacji z Cass, tak naprawdę nie chciała się za bardzo na ten temat rozwodzić, bo i po co? To była sprawa między nią, a Rudim i Cassie. Zjedli wspólnie śniadanie, a gdy wychodzili koło południa, by zdążyć na pogrzeb, Erika wyczekała moment, gdy Cass znajdzie się sama i podeszła do niej.
- Wszystko między nami w porządku - powiedziała, zdobywszy się na delikatny uśmiech. - Wrócę dzisiaj do ciebie, jeśli Rudi nie zajął mojego miejsca, choć jeśli zajął, niech tam zostanie. To będzie dla was najlepsze. - Puściła jej oczko. - Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy i jest między nami czysta atmosfera.

Nie umiała aż tak ładnie gadać o swoich emocjach, więc poprzestała na tym. Pogładziła nastolatkę dłonią po policzku, klepnęła delikatnie w ramię i wyszła za pozostałymi, ruszając do Ogrodów Morra. Wcześniej jednak zrobili sobie krótki spacer, gdzie Cass rozmawiała z Konradem, a Erika z Rudim. Mężczyzna chciał zabrać ją na konie, ale najemniczka jakoś nie była w nastroju na jazdę, więc na rozmowie się skończyło. I było całkiem sympatycznie.


Ponura atmosfera cmentarza nie zrobiła na niej większego wrażenia, bo i nie zwracała na nią zbytniej uwagi. To była tylko pogoda, a że taka akurat trafiła się przy pogrzebie Gerwazego? Życie. Równie dobrze mogło być słonecznie, deszczowo lub obie te rzeczy naraz. Nie wsłuchiwała się za bardzo w pierdolenie kapłana, bo to były tylko ładne słówka, za które zapłacili ciężki pieniądz. Zamiast tego, wolała sama w myślach pożegnać się z czarodziejem i to zrobiła. Życzyła jego duszy spokoju i odnalezienia przodków w miejscu, w którym był obecnie i wiedziała, że z pewnością spotkają się ponownie, gdy przyjdzie jej czas. Jeśli miał kogoś zmarłego, za kim tęsknił, Erika wiedziała, że teraz czarodziej był szczęśliwy, gdyż znów mógł się z nim połączyć. Na jego miejscu z pewnością by była.

Pogrzeby nie należały do uroczystości, w jakich Konrad lubił uczestniczyć. W tym przypadku było jeszcze gorzej, jako że osobą, która znalazła się metr pod ziemią był ktoś, kogo Konrad dobrze znał i (mimo profesji, jaką tamten się parał) lubił.
- Szlag... - powiedział cicho Konrad, gdy bramy cmentarza znalazły się już za nim. - Nie lubię pogrzebów.
- Ja też nie, ale niestety w naszym fachu są one częstsze, niż zaproszenia na wesela
- odparła spokojnie Erika, rozglądając się po cmentarzu. - Szkoda Gerwazego... chociaż czasami miał niewyparzoną gębę, to był dobrym towarzyszem…
- Zaproszenia na wesele bym nie odmówił.
- Konrad uśmiechnął się leciutko. - Niestety jakoś się nie zanosi na to, by któreś z moich przyjaciół miało zamiar na nową drogę życia. Był dobrym towarzyszem - przytaknął. - Ale mamy teraz Heinricha... Nie wiem, czy to dobra zamiana.
- Prędzej zanosi się, że znów będziesz odwiedzał cmentarz. Albo my będziemy odwiedzać ciebie
. - Puściła mu oczko, uśmiechając się pod nosem. - Co do Heinricha, jest w porządku.
- Zawsze możesz mnie odwiedzić... ale wolałbym, by nie było to w takiej sytuacji
- odparł.
- Też bym wolała. - Spojrzała na niego z ukosa. - Zbyt wielu towarzyszy doli i niedoli pochowałam. Mogłabym trochę od tego odpocząć. Dlatego musimy dbać o własne tyłki, Konradzie. Bo jak nie my, to kto? - Uśmiechnęła się lekko, choć to raczej nie był uśmiech pełen radości.
- Nieco odpoczynku od smutnych zdarzeń zawsze jest mile widziane - przyznał. - Jak ci się podoba miasto? - Zmienił temat.
- Bywałam tu jako dzieciak, wiele się nie zmieniło, pomijając te zniszczenia po wojnie - odparła. - Ale odbudują to wszystko. Middenheim ma swój specyficzny klimat, zupełnie inny od Altdorfu. Między innymi tu nie śmierdzi na ulicach, tylko w kanałach, a w stolicy i na ulicach i w kanałach. - Wyszczerzyła się. - A ty byłeś wcześniej w Mieście Ulryka?
- Bywałem w Wolfenburgu, ale to, w zasadzie, nie ma porównania. A tu jestem obcy w obcym mieście
- odparł z cieniem uśmiechu.
- Wolfenburg już nie istnieje, z tego, co słyszałam tu i ówdzie - odparła z powagą. - A co do bycia obcym… daj spokój, biorąc pod uwagę to, czym się zajmujemy, to moglibyśmy nazywać siebie obywatelami świata. Byłeś kiedyś za granicą?
- Zahaczyłem o Bretonię, gdy jako młodzik z cyrkową trupą podróżowałem
- odpowiedział. - Ale to była krótka wizyta. Niestety, bo kraj całkiem przyjemny. I mili ludzie, tak mężczyźni, jak i kobiety. W większości.
- Hmm, może się tam przeniosę na starość, jak już będę bardzo bogata i zbyt niedołężna, żeby dalej rozbijać się po świecie
- odparła dość wesoło. - Na razie jednak do tej starości trzeba dożyć. - Puściła mu oczko.
- No, to jest dobry powód, by dożyć starości - zażartował. - Teoretycznie w mieście jest bezpieczniej, niż w lesie... ale to ty masz większe doświadczenie w tej materii. - Uśmiechnął się.
- Niby w mieście bezpieczniej, a prawda taka, że zginąć można wszędzie. Nawet idąc do wychodka za karczmą - odparła. - Popatrz na tych ludzi… - Wskazała wzrokiem mijanych mieszkańców miasta. - Im się nawet nie śni, że pod ich domami mieszkają szczury, co chodzą na dwóch nogach. Gdybyś teraz zaczął krzyczeć, że widziałeś takich, to by zawołali straż, że siejesz zgorszenie. W sumie to nawet lepiej, że są nieświadomi. - Wzruszyła ramionami.
- Sianie zgorszenia zawsze mi się kojarzyło z bieganiem nago. - Ponownie się uśmiechnął. - Ale masz rację, z pewnością by zawołali straż.
- Jak zwał, tak zwał, jestem prostą kobietą, nazywam rzeczy prostymi słowami
- odparła, uśmiechając się lekko. - Najważniejsze, że załapałeś, o co mi chodziło.
- Tak jakoś mi się udało...
- Uśmiech Konrada był szerszy. - Jakoś nie obiło mi się o uszy, by w Bretonii szalały skaveny. Ale... skoro one lubią miasta, to może lepiej domek na wsi? - Spojrzał na Erikę, lekko unosząc brwi.
- No widzisz, w Bretonii nie mają skavenów i już lubię to miejsce - odparła, nieco ironizując. - Poza tym zawsze można się osiedlić w domku pod miastem, to chyba najlepsze rozwiązanie.
- Pod miastem... Mam nadzieję, że co innego masz na myśli
- powiedział żartobliwym tonem Konrad, równocześnie spoglądając pod nogi i stukając obcasem w bruk. - Dobre wino mają w Bretonii - dodał. - Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce z dobrym winem? Przedsmak Bretonii?
- Możemy, ale chyba nie teraz? No chyba, że wstąpimy na kieliszek, czy dwa, bo nie chcę się wstawić, tak jak wczoraj, biorąc pod uwagę, że mamy środek dnia
- odparła, zerkając na niego. - No i jeśli chcesz mnie zaprosić na bretońskie wino, to nie wiem, czy oni też nie będą chcieli się zaprosić. - Dyskretnie wskazała wzrokiem na Rudigera, Cassie i Heinricha idących za nimi.
- Można by rzec, że jako zatrudnieni przez straż, jesteśmy na służbie nawet teraz - powiedział. - A na służbie nie należy pić... zbyt dużo - dodał. - Zapraszam ciebie. Rudi i Cassie tworzą ładną parę, powinni mieć trochę więcej czasu tylko dla siebie, a nie że ktoś z nas stali wisi im nad głową. Nie mam racji?
- Zdecydowanie masz rację
- odparła. - Wystarczająco już wczoraj się wszystko pomieszało, na szczęście już jest dobrze, więc i za to można wypić. Jako obcy w obcym mieście, chyba nie wiesz, gdzie sprzedają bretońskie wino? No chyba, że masz takie przy sobie, to inna sprawa. - Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Zdecydowanie mnie przeceniasz. - Konrad pokręcił głową. - Ani nie wiem, gdzie je sprzedają, ani nie mam za pazuchą. Ale, jak mówią, koniec języka za przewodnika. Popytamy i się dowiemy.
- Ale płacę za siebie
- rzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Takie wino może trochę kosztować a ja nie jestem z tych, co naciągają mężczyzn na różne rzeczy. To zostawmy szlachciankom, które wiedzą, że niczego nie odziedziczą, bo są ósmą wodą po kisielu i muszą za wszelką cenę zahaczyć się o jakiegoś bogatego barona czy innego takiego - rzuciła, uśmiechając się.
- Pozbawiasz mnie połowy przyjemności - zażartował. - A żeby zostać baronem, to pewnie musiałbym na Księstwa Graniczne ruszyć. Tam, ponoć, i księstwo własne można założyć. Jak się ma trochę szczęścia.
- Tak, też o tym słyszałam. Jakby nie patrzeć, też ciekawy kierunek, żeby kiedyś przekonać się, jak tam jest naprawdę
- rzuciła. - I nie martw się… ze mnie taka szlachcianka, jak z ciebie baron. - Uśmiechnęła się. - Pijemy razem, ale płacę za siebie. Umowa stoi?
- Stoi
- odparł z uśmiechem.
- No to idziemy - powiedziała z werwą.
Pożegnali się z pozostałymi, zapowiadając, że wrócą na obiad i ruszyli na poszukiwania gospody serwującej bretońskie wino.

Middenheim było dużym miastem, a wina bretońskie (a nawet wina jako takie) do najpopularniejszych nie należały, zaś pytania o wino wywoływały tylko i wyłącznie pełne zdziwienia spojrzenia. Do czasu...
- Idźta do Śpiewającego Księżyca w Neumarkt i Wschodniej, to restauracja i kabaret w jednym. Sprzedają tam wina z całego znanego świata - odparł kolejny, dwudziesty już chyba, mieszkaniec.
- Kabaret? - Słowo to było Konradowi nie znane.
- A, takie przedstawienia z podtekstem, drugim i trzecim dnem, i w ogóle - padła odpowiedź, która niewiele wyjaśniła. - Dla yntelygentów.
- Dziękujemy - odparł Konrad w imieniu Eriki i swoim.


Kwadrans później dotarli do miejsca, które polecali im przechodnie. Szyld wywieszony przed budynkiem przedstawiający księżyc z jakimiś dziwnymi znaczkami opuszczającymi jego usta musiał być tym, czego szukali. Weszli do środka, a główna sala od razu zrobiła na nich piorunujące wrażenie - było tu kilkanaście kwadratowych stołów nakrytych białymi obrusami, a w głębi znajdowała się niewielka scena, gdzie musiały występować te kabarety, czy jak to się nazywało. O tej porze było spokojnie i jedynie kilka miejsc było zajętych, dlatego z Konradem nie mieli problemów, by usadzić tyłki przy jednym ze stolików. Czerwone kotary z pięknego materiału opadały z karniszy, pośrodku sufitu wisiał żyrandol, którego sprzedaż wyżywiła by z pewnością kilkanaście rodzin. Cała główna sala wykonana była z wysokiej jakości drewna, a na fikuśnych, półokrągłych półeczkach poustawiano w rzędach przeróżne alkohole, głównie wina.


- Zupełnie nie pasuję do tego miejsca - powiedziała Erika, markotniejąc nagle.
- Ja też się nie wychowałem na pańskim dworze - odparł cicho Konrad. - Ale musimy się zacząć przywyczajać... Pomyśl o naszej przyszłej baronii - zażartował, by nieco poprawić dziewczynie humor.
- Najchętniej, to bym stąd wyszła - mruknęła, taksując ludzi siedzących przy pozostałych stolikach.
- Najpierw wino, a potem zobaczymy... jeśli nas nie wyrzucą - odpowiedział.
Po chwili pojawił się przy ich stoliku mężczyzna w błękitnej tunice, pachnący bardzo przyjemnie.
- Co dla państwa? Mamy pieczoną baraninę w ziemniakach i sosie żurawinowym, do tego kaczkę w owocach i kurczaka w sosie paprykowo-czosnkowym. Papryka sprowadzana z dalekich krajów, pierwszego sortu. Oprócz tego polecamy szeroki wybór win - od bretońskich, przez estalijskie i tileańskie. Prawdziwym rarytasem jest jednak szafirowe wino elfów sprowadzane prosto z Ulthuanu za jedyne pięć złotych koron za butelkę. - Mężczyzna uśmiechnął się, skończywszy recytować bezduszną formułkę.
Erika tylko uniosła brew i zacisnęła wargi, co miało oznaczać "ty z nim gadaj, bo ja zaraz wybuchnę".
- W zasadzie żołądki mamy pełne - odparł Konrad, choć byli jeszcze przed obiadem. Wiedział jednak, że ceny posiłków serwowanych tutaj z pewnością by ich zrujnowały. - więc prosilibyśmy o tę kaczkę i bretońskie czerwone półwytrawne. Chyba że wolisz słodkie... - Spojrzał na Erikę. - Wtedy zamówimy jakiś deser...
- Ja bym wolała wino bretońskie i sobie stąd pójść
- mruknęła Erika, unosząc brew i patrząc na Konrada na zasadzie: “co ty odwalasz?”.
- W takim razie dwie porcje kaczki na wynos i to bretońskie, półwytrawne - zadysponował Konrad, udając, że nie widzi spojrzenia swej towarzyszki.
Kelner spojrzał na nich dziwnie, jakby nieprzekonany, czy oboje są wypłacalni.
- Ale wiedzą państwo, że to będzie siedemnaście szylingów? Proszę o zapłatę od razu.
Erika zmarszczyła brwi i wstała od stołu.
- Panie, przynieś pan butelkę tego bretońskiego wina i już nas tu więcej nie zobaczysz! - Zagrzmiała, a kilka osób przy innych stołach odwróciło się w ich stronę, jednak napotykając wzrok najemniczki, szybko wracali do swoich spraw.
- Zdecydowanie obsługa w tym lokalu schodzi na psy. - Konrad również się podniósł i rzucił na stół garść srebra. Odliczył pięć sztuk. - O napiwku zapomnij.
- I oprócz tego bretońskiego, przynieś nam butelkę szafirowego wina od elfów - burknęła Erika, po czym odliczyła pięć koron i wcisnęła temu burakowi w dłoń. - Masz być za chwilę.
Tamten skinął głową i pobiegł na zaplecze, wracając po chwili z butelką bretońskiego wina i szafirowego od elfów. Odróżniała je pękata butelka i smukła szyjka oraz kapsel przykryty dziwnym materiałem. No i kolor.
- No, to wracamy do naszych - rzuciła Erika, chowając obie butelki do plecaka.
- Hrabia von Reden chyba przecenił ten lokal - dodał Konrad. - Zdecydowanie przecenił. - Pokręcił z niesmakiem głową, po czym ruszył za Eriką w stronę wyjścia.

Gdy znaleźli się na ulicy, Erika spojrzała na niego z uniesioną brwią.
- Hrabia von Reden? Twój tytuł szlachecki, jak zostaniesz księciem w Księstwach? - Zapytała, uśmiechając się. - Całkiem ciekawy z ciebie człowiek, Konradzie. Na początku myślałam, że taki mruk jak ja, ale z drugiej strony, mruk z mrukiem się zawsze dogada, nie? - Szturchnęła go barkiem.
- Brzmi nieźle, prawda? A niech się tamten kretyn martwi i tym, że napiwek przeszedł mu koło nosa, i tym, że mógł się narazić komuś mającemu znajomości w wysokich sferach. - Konrad miał nadzieję, że tak będzie. - Jakoś się dogadujemy. - Uśmiechnął się. - Teraz trzeba znaleźć jeszcze dwa czyste kubki i przekonać się, czy zrobiliśmy dobry zakup. W naszej gospodzie?
- Tak, już nie cudujmy, bo naprawdę nie chce mi się teraz sprawdzać, czy to wino to wino, czy coś innego. Ważne, żeby kopało, nie? A to szafirowe może być całkiem ciekawe
- odparła. - Nigdy o takim nie słyszałam, a ty? A jak od elfów, to raczej szlachetny trunek, w końcu za byle co nie płaci się tylu koron. - Zmarszczyła brwi.
- Opsss... Muszę cię rozczarować... Wino raczej nie kopie. A to od elfów powinno być wstępem do raju. - Zadumał się. - Chociaż też o nim nie słyszałem - wyjaśnił.
- Wiesz, jak wypijesz kilka butelek zwykłej berbeluchy z podrzędnej karczmy, to wierz mi, będzie kopało. Sprawdzone na własnej skórze - odparła z uśmiechem. - A potem flaki wykręca ci na drugą stronę przy rzyganiu. Byłam młoda i głupia, więcej tego błędu nie popełnię.

Tym jakże ważnym faktem ze swojego barwnego życia wojowniczki podzieliła się z Konradem, gdy byli w drodze do gospody. Wyjęła jeszcze elfickie wino z plecaka i przyjrzała się butelce, znacznie różniącej się od typowych butelek imperialnych, a i bretońskich, z tego, co zauważyła.


Po dotarciu do "Kulawego Psa", pozostali już siedzieli przy "ich" stoliku w rogu sali i raczyli się jakimś trunkiem, więc Konrad zgarnął od karczmarza dwa kubki i oni również polali sobie bretońskiego wina. Po pierwszym łyku Erika pokiwała głową z aprobatą. Wino było delikatne, ale najemniczka wyczuwała w nim połączenie cedru, jeżyn, czarnej porzeczki i malin. Przywoływało w jakimś stopniu wspomnienia z dzieciństwa, gdy biegała w okolicach obozu rozbitego przez ojca i jego kompanię, objadając się zerwanymi z krzaków jeżynami. Takie wino rzeczywiście nadawało się bardziej do smakowania, bądź picia przy okazji posiłków, a nie do tego, by po prostu usiąść, obalić kilka butelek i iść spać. Skoro to było takie dobre, to już nie mogła się doczekać, kiedy dane im będzie spróbować wina szafirowego, którym nie pochwaliła się przed pozostałymi. Cieszyła się, że udało jej się namówić Konrada na kupno, chociaż gdyby nie chciał, sama by to zrobiła.

Obiad zjadła rozmawiając z towarzyszami i racząc się bretońskim winem do ziemniaków i jakiegoś całkiem nieźle wypieczonego mięsiwa. Niedługo potem ich stolik odwiedził jakiś kapłan Ulryka, mający do nich palącą sprawę z polecenia Shutzmanna. No tak, teraz będą na każde zawołanie komendanta, pomyślała Erika, ruszając za pozostałymi z wysłannikiem Ulrykanów. Na miejscu dowiedzieli się, że niejaki Odo ma dziwne wizje związane z potężnym artefaktem i prawdopodobnie został on ukryty w Drakwaldzie. Najemniczka dorzuciła swoje spostrzeżenia do rozmowy, mając nadzieję, że kapłani sypną złotem za ich usługi, gdyż do Drakwaldu wybierał się tylko ktoś, kto miał życzenie bolesnej śmierci albo ktoś, kto nigdy nie słyszał o tym lesie. Ze skrzyżowanymi na biuście rękoma, oparta o ścianę, oczekiwała na dalsze rewelacje odnośnie tej dziwnej sprawy.
 
Tabasa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172