Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2019, 20:27   #111
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka, walka i po walce.
Gdyby Konrad lubił szczęk oręża, tryskającą krew i jęki umierajacych wrogów, to czułby pewien niedosyt. Ale nie czuł - zdecydowanie wolał, by pokonanie wrogów odbyło się bez problemów i zbędnego tracenia czasu.
Tak jak w tym wypadku.

Konrad starannie wytarł ostrze miecza i dopiero wtedy go schował.

- Dobra robota - powiedział. - Oby tak dalej.

Pobożne życzenie. Czy miało szansę się spełnić? Nie wiedział.


Jak na razie nie było okazji do przekonania się, czy to życzenie działa. Podróż mijała spokojnie, nocleg, w (w miarę) zacisznym miejscu - również.
A Konrad nie narzekał - w walce był dość dobry, ale zdecydowanie bardziej lubił podróże w ciszy i spokoju (co nie znaczyło, że rozmowa z Eriką lub jej obecność tę ciszę i spokój zakłócała).
Ale całego alkoholu nie wypił - pozostawił sobie tę przyjemność na chwilę, gdy ponownie zjawią się pod dachem, w gospodzie. Ewentualnie kolejnego wieczora, bo trudno było sądzić, że szybko wrócą do Middenheim. Przed nimi była jeszcze co najmniej jedna noc.


Do nocy było jeszcze dość daleko, gdy dotarli na miejsce - miejsce które ojciec Odo nazwał Wzgórzem Duchów. Nazwa nie brzmiała zachęcająco i optymistycznie. Niezbyt przyjacielsko wyglądał również napakowany bykoczłek, pilnujący wejścia do czegoś, co się kryło pod pagórkiem.
Co gorsza minotaur - prócz własnych rogów - miał jeszcze róg sygnałowy, a to znaczyło, że albo wewnątrz kurhanu, albo w jego okolicy, przebywali jego kolesie.
Czyli lepiej było załatwić sprawę po cichu.

- Strzelamy, a potem tniemy - zgodził się z Eriką, szykując się do strzału.

Miał zamiar starannie wycelować, a gdyby strzały czy bełty nie zadziałały tak, jak by chcieli, chciał sięgnąć po miecz i dopaść przerośniętą bestię.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2019, 19:52   #112
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Drakwald
Cassandra & Rudiger

Wieczorem po potyczce ze zwierzoludźmi, Rudiger z Cassandrą zabrali się za rozstawienie namiotu. Tak na dobrą sprawę, wojownik mógł zrobić to samodzielnie w parę minut, ale dziewczyna uparła się, że ona też chce się do czegoś przydać i to zrobić. Nie dało się ukryć, że Cass bardziej przeszkadzała, niż pomagała, choć może lepszym określeniem byłoby “spowalniała ruchy”. Machała jakąś rurką i sznurkami bardziej jakby chciała kogoś tym zabić, niż po prostu rozstawić namiot. Kiedy Rudi chciał zabrać od niej części, ta gwałtownie machnęła rękami w przeciwnym kierunku.

- Nie! Ja sama! - syknęła buntowniczo, ponownie próbując zrozumieć konstrukcję, którą trzymała w rękach. Nigdy wcześniej nie musiała się martwić o takie pierdoły, pozwalając Schultzowi by sam wszystko za nią robił. Teraz jednak zachciało jej się być samodzielną kobietą o wielu talentach. Póki co umiała tylko rozłożyć czyjś namiot w portkach, a wolałaby jednak i taki, w którym da się spać i nie oblezą jej robaki.

Rudiger chciał w pojedynkę uporać się z konstrukcją namiotu wyręczając żonę, ale zapomniał o swoich wcześniejszych założeniach, których realizację rozpoczął przy ich pierwszym wspólnym treningu walki. Schultz nie mógł wiecznie trzymać Cassandry pod kloszem na wypadek gdyby pewnego dnia dziewczyna została sama. Mimo iż wojownik był pewny siebie i nie miał zamiaru umierać to zaplanował sobie powoli, systematycznie pomagać Cassie w przemianie, którą sama zapoczątkowała. Nie chciał robić z niej kogoś innego tylko wskazać drogę w kierunku kobiety, którą dobrowolnie chciała się stać.

- Spokojnie skarbie. - powiedział zabijaka unosząc ręce przed siebie. - Pokaż mi to, a wszystko ci wytłumaczę i razem rozłożymy ten namiot… - uśmiechnął się lekko pokazując na rurkę, do której Cass przymocowała sznurki, które na dobrą sprawę miały zupełnie inne przeznaczenie.

Dziewczyna naburmuszyła się, napełniając policzki nabranym nie tak dawno powietrzem. Przez chwilę wyglądała jak chomik lub szczur, który napchał się żarcia i dopiero co przeżuwał z trudem wypchaną po brzegi paszczą. Zasapała się nerwowo i zwinęła usta w wąską kreseczkę, próbując jak najbardziej skupić się na elementach, których przeznaczenia nawet nie potrafiła zrozumieć.
- A co jeśli ja po prostu jestem zbyt głupia, by cokolwiek zrozumieć z tych waszych wypraw gdzie trzeba przetrwać w dzikich warunkach? Może ja tylko nadaję się do życia w mieście i tam powinnam zostać… - zwątpiła wypuszczając pomału powietrze przez usta zwinięte w dzióbek, a po chwili zwinęła wargi w pełną smutku, przesłodką podkówkę.

Rudiger uśmiechnął się widząc zabawne miny żony. Cassandra była całkiem mądra i Schultz nie wierzył aby rozstawianie namiotu mogło przerosnąć jej intelekt. Co najwyżej brakowało jej praktyki i obycia. Zabijaka też był typem miastowym, ale zdarzało mu się z Wiktorem wypuszczać nawet setki mil poza Nuln. Wojownik nie był jednak typem mistrza przetrwania, jak Konrad. Był wojownikiem i nad przetrwanie w dziczy stawiał umiejętności bojowe. Zatem Konrad dobrze rozstawiał namioty, polował, tropił i był czujniejszy jednak Rudiger był silniejszy, lepiej walczył, znał bijatykę i dobrze zastraszał. Każdy miał zatem mocne i słabe strony. Cassie również, bez względu na to jak nikła była jej wiara we własne możliwości.

- Nie jesteś za głupia. - rzucił wojownik gładząc powoli bok głowy nastolatki. - Ja też nie jestem typem człowieka lasu. Moja przestrzeń to miasto, jak w twoim przypadku. Zapewne nigdy nie nauczymy się tropienia, skradania czy polowania na zwierzynę, ale namiot rozstawić damy radę. - dodał spokojnie Schultz. - Pokaż te elementy. Wytłumaczę ci o co chodzi. To jest część stelażu na którym trzyma się materiał namiotu. - pokazał na stalową, składaną rurkę. - Te linki trzymają tak zwane śledzie, które zapobiegają przemieszczaniu się namiotu i zwianiu go przez wiatr. Zrobimy to razem? - zapytał zabijaka powoli wyciągając rękę po konstrukcję złożoną przez kobietę.

Cassandra ściągnęła brwi i zmarszczyła nos, przybierając jakby groźną minę, która w jej wykonaniu wciąż pozostawała urocza. Często jej mimika przypominała słodkiego szczeniaka, który próbuje pokazać, że jest już dorosły i groźny, więc należałoby się go bać i zacząć traktować z powagą. Ciężko jednak było, kiedy - jak to szczeniak - był po prostu uroczy do granic możliwości.
- Gorzej jeśli zepsuję i nie będziemy mieć namiotu. Nie bardzo mam ochotę tak spać jak wcześniej, za tych gorszych dni, sam wiesz… - wspomniała ich przykrą podróż z uchodźcami z miasta, które próbowali bronić przed siłami chaosu. Zmrużyła oczy kiedy obserwowała poczynania męża i słuchając jego tłumaczeń, czuła się jak totalny łoś.
- Którą z kolei masz wartę? Będziesz przy mnie gdy będę próbowała zasnąć?

- Nic nie zepsujesz. -
skwitował mąż chwytając rurkę stelaża i odczepiając od niej sznurki. - Namioty nie są takie delikatne jakby się wydawało. - wytłumaczył mężczyzna. - Mam środkową wartę. Będę blisko jak będziesz zasypiać. I nie będziesz spała pod gołym niebem. Nie martw się.

Mężczyzna zaczął składać stelaż namiotu tłumacząc Cassie jak może mu pomóc. Był spokojny i cierpliwy. Nie robił żadnych min. Jedynie chwilami uśmiechał się do niej. Widać było, że dzięki niemu dziewczyna jest spokojna i coraz mniej się złości z powodu swoich niepowodzeń. Siedząc na pieńku podkuliła nieco nogi, obejmując kolana i opierając o nie brodę, zatrzepotała rzęsami.
- Przy tobie znacznie mniej rzeczy mnie martwi - przyznała szczerze, odwzajemniając uśmiech i obserwując poczynania. Postanowiła póki co się nie wcinać w próby rozkładania ich prowizorycznego domku, aby nie spowalniać i nie utrudniać pracy. Rudiger musiał być zmęczony, chciała aby wypoczął, a czuła się trochę jak zawalidroga, która utrudnia mu spokojne, wojownicze bytowanie.
- Jesteś bardzo silny, wiesz? - zapytała chyba tylko po to, by spróbować jakoś zgrabnie powiedzieć mu coś miłego, ale nie wiedziała jak to ująć. Nie powie przecież, że lubi patrzeć jak walczy, albo że robi to świetnie. W przypadku pierwszego nie byłoby to prawdą, a w kwestii drugiego było jakby zbyt oczywiste i dość mało odkrywcze, w końcu był wojownikiem.
- Podoba mi się to, jaki jesteś - dodała z już nieco większym uśmiechem, zatapiając w nim swoje ciepłe spojrzenie.

- Dziękuję moja droga, ale chyba nie myślisz, że sam się będę tu pocił, bo rzuciłaś komplementem? - zapytał Rudiger z uśmiechem, na co ona lekko się zaśmiała. - Wstawaj skarbie i podaj mi tropik. To tamten kawał materiału. - wskazał ręką wojownik. - Rozkładamy to razem abyś na koniec naszej wyprawy była w stanie sama rozbić obozowisko. - uśmiechnął się szerzej Schultz.

- Właściwie to trochę miałam nadzieję, że zmiękniesz
- zażartowała kobieta, mrużąc szmaragdowe oczy, które uśmiechały się do niego słodko. Podniosła się niechętnie, podała mu to o co prosił i ukucnęła bliżej.

Rudiger chciał pomagać Cassie i wyręczać ją od ciężkiej, fizycznej pracy. Tym razem jednak praca nie była ciężka, tylko nieco skomplikowana. Zabijaka wiedział, że wystarczyło kilka wspólnych prób i jego żona będzie sprawnie sama rozkładać i składać namiot. Wojownik chciał ją czegoś nauczyć, ale nic na siłę. Powoli, spokojnie, systematycznie niczym woda drążąca koryto w skale. Rzezimieszek był cholernie cierpliwy.

Cassandra przyglądała się ze spokojem nad pracą jego mięśni i sprawnością, z jaką wykonywał czynności. Mimo iż namiot Konrada już dawno stał, małżonkowie nie spieszyli się, rozmawiając sobie podczas wieczornego postoju.
- Szczerze powiedziawszy, to nie bardzo chyba w moim stylu i typie, aby się wałęsać po dziczy i obozowiska budować, wiesz? Już i tak się źle czuję w tych spodniach, to takie męskie… Nie rozumiem jak kobiety mogą to ubierać - skwaśniała nieco spoglądając na swoje opięte na udach spodnie, które wrzynały jej się między miękkie, młode pośladki.
- Myślisz, że szybko wrócimy? Trochę tęsknię za miastem… I za łóżkiem… I za byciu z tobą w łóżku - zaczęła wymieniać niewinnie, wciąż się na niego patrząc.

- Ja też nie jestem wiejskim typem, Cassie. - odpowiedział Rudiger spokojnie. - Całe życie spędziłem w Nuln, a podróże były dla mnie rzadkością. Podstawy jednak musimy znać aby w razie potrzeby nie zginąć. - westchnął Schultz. - Wiem, że nie chcesz o tym słyszeć, ale chciałbym żebyś nabrała nieco fundamentów gdyby kiedyś mnie zabrakło. Tak na wszelki wypadek. - uśmiechnął się mężczyzna. - W spodniach wyglądasz obłędnie. - dodał wojownik oczyszczając podłoże pod namiot z kamieni i gałęzi. Po chwili na miejscu znalazła się solidna, sztywna podstawa pod namiot, na której wojownik powoli zaczął budować stelaż. - Ta rurka, wchodzi w te. Tutaj je łączymy. Stelaż jest gotowy. Teraz czas na dwie warstwy materiału. Jedna gruba i ciepła, a druga nie przepuszczająca wody. - mężczyzna spokojnie instruował żonę jak naciągnąć materiał na stelaż. - Nie wiem ile potrwa nasza wyprawa. Pewnie z tydzień. Potraktuj to jako kolejną przygodę.

Zabijaka był spokojny i nie spieszył się. Chciał aby Cassie załapała jak najwięcej. Mimo iż ich namiot stanie później niż ten Konrada to będzie niemniej solidnie się piął ku górze, a pani Schultz będzie mogła czuć satysfakcję śpiąc w namiocie postawionym wraz z mężem. To była mało ważna sprawność, ale kolejna rzecz która zbliżała ich do siebie i umacniała ich więź. Co ważne zabijaka nie uzależniał żony od siebie. Wręcz przeciwnie. Marzył aby Cass stała się tak samo zaradna jak on.

Cassandra lekko sposępniała, kiedy Rudiger całkiem zignorował jej wzmiankę o wspólnie spędzonym czasie w łóżku. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, obserwując poczynania męża, choć przez to, że nie zwrócił zupełnie uwagi na jej słowa, troszkę mniej się skupiała na tym, co jej pokazuje. Patrząc na pracę jego umięśnionych rąk, nawijała na palec czarny kosmyczek swoich długich włosów.
- Nie lubię kiedy mówisz, że cię kiedyś zabraknie - ściągnęła brwi i poruszyła noskiem, jak kociak sprawdzający miskę z jedzeniem. - Przecież mamy być już zawsze razem - dodała naiwnie, znacznie ciszej i odwinęła z palca kosmyk włosów, aby zerknąć na obrączkę, która była wsunięta na jej szczupły, serdeczny palec. - Tutaj czy w Morra ogrodach. Byle razem - spojrzała na mężczyznę i posłała mu krótki uśmiech. Przez to wszystko czuła się nieswojo i wyobcowanie.
- Tęsknie za tobą, wiesz? - mruknęła ze smutną miną. Pewnie Rudiger jej nie zrozumie, bo przecież był tuż obok, ale ona czuła wewnętrzną samotność, bardziej jakby była z towarzyszem niż mężem. Być może potrzebowała czegoś więcej, niż bycia traktowaną z dystansem i skupianiu się na praktycznych rzeczach. Oczywiście było to logiczne, że nie wyruszyli na miesiąc miodowy, tylko ciężkie zadanie polegające na odebranie artefaktu naznaczonego chaosem, ale mimo to Cassandra wciąż potrzebowała opieki, zainteresowania i czułości. Bez tego nie umiała się skupić na niczym, jeśli nie czuła się najważniejsza, a w sytuacji, w której się znajdowali, wiadomo, że nie była.

Rudiger chwile zastanawiał się nad słowami żony. Przerwał mocowanie śledzi do sznurków porzucając rozstawianie namiotu i powoli podchodząc do nastolatki. Jego ruchy były ospałe i powolne do chwili aż znalazł się przy kobiecie nagle i sprawnie podrywając ją za boki, na co musiała zareagować zapleceniem swoich rąk za jego karkiem aby zyskać stabilność. Mężczyzna zgiął jej nogi pod kątem prostym i złapał delikatnie za pośladki podtrzymując tak żonę. Cassandra pisnęła cichutko zaskoczona nagłym porwaniem, ale jej buzia jakby momentalnie się rozpromieniła. Ich twarze znalazły się na tej samej wysokości chwilę przed pocałunkiem jaki złożył na ustach kobiety. Był długi, przyjemny i mokry. Jego język chwilę masował jej usta i podniebienie.

- Ja też tęsknie i też chciałbym leżeć z tobą tej nocy w wygodnym, ciepłym łożu. - powiedział szeptem Schultz. - Niestety jesteśmy na pilnej wyprawie, a ja muszę się skupić aby nikt nie zginął. - mężczyzna pocałował ją jeszcze raz, ale krótko i bez mokrych akrobacji, nie dając dziewczynie nawet szans na reakcję. - Odrobimy to po powrocie po nasze dwadzieścia osiem Karli na głowę. Obiecuję. Po prawdzie nie mogę się już doczekać powrotu… - westchnął zabijaka. - Mam nadzieję, że wytrzymam noc pod jednym tropikiem z tobą. Jesteśmy w pracy, a uprawianie miłości w Drakwaldzie jest nie tylko niebezpieczne, ale też nieprofesjonalne. - mężczyzna uśmiechnął się do żony cały czas trzymając ją w powietrzu.

Młódka słuchała go tym razem w maksymalnym skupieniu, rozumiejąc każde słowo i zdanie oraz całe znaczenie wypowiedzianych myśli, jakie starał się jej przekazać. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, traktując jak kogoś najważniejszego na świecie. Każdy jego gest był dla niej prezentem, a słowa mądrością.
- Będę grzeczna, obiecuję - uśmiechnęła się subtelnie mrużąc przy tym oczęta i dłonią pogładziła jego kark - Cieszę się, że cię mam. - dodała jeszcze wyraźnie przeszczęśliwa i objęła go mocno, nie dodając do tego gestu żadnej erotycznej nuty.
- Zrobię ci mały masaż, co? Rozluźnisz trochę mięśnie po tej strasznej walce i pewnie przed wieloma następnymi, podczas których będziesz bronił swojej żony, aby jej się paznokieć nie złamał, hm? - mruknęła półżartem z troską.

- Bardzo chętnie, żono. - odparł mężczyzna odstawiając Cassie na ziemię. - Ta walka była dla nas niezwykle szczęśliwa. Spodziewałem się większych komplikacji. - westchnął zabijaka. - Też się cieszę, że jesteś blisko i mnie wspierasz skarbie. Przy tobie wiem, że naprawdę żyje wiesz? - zapytał Rudiger podchodząc do namiotu i z dokładnością dokończył rozstawianie go. Wystarczyło wbić kilka śledzi, które nie sprawiły oporów metalowym okuciom rękawicy zabijaki. - Nasz salon masażu już stoi madam. - wskazał ręką wojownik po czym się zaśmiał. - Wystarczy rozłożyć koce, nieco upiększyć wnętrze i można masować. - uśmiechnął się Schultz. - Do dekoracji środka przyda się kobieca ręka.

Cassandra zaśmiała się melodyjnie i zarzuciła długi warkocz na plecy.
- Nie ma co ozdabiać, jutro będziesz zwijał go z powrotem - mrugnęła do niego i zagryzła dolną wargę całkiem odruchowo, nie prowokacyjnie. Przechyliła główkę na bok i nachyliła się zginając ciało w pół, aby zerknąć przez poły namiotu do jego wnętrza.
- Ale tylko masaż, dobra? Taki… Zwykły. Dla dobra naszego bezpieczeństwa. Po prostu chcę zadbać o twoje mięśnie, żeby one mogły potem dbać o mnie - zatrzepotała rzęsami i na klęczka wtelepała się do środka, aby porozkładać koce i śpiwór, co by w nocy nie zamarzli.
- Masz wartę gdzieś w środku nocy? - dopytała dla własnego spokoju, aby się nie wystraszyć, gdyby się przypadkiem obudziła, a jego nie byłoby obok.

- Z tym "tylko zwykłym masażem" to pytasz mnie czy siebie? - zaśmiał się mężczyzna powoli wczołgując się obok Cassandry po czym chwycił żonę pod łopatki i wciągnął na siebie. - Dokładnie tak. Po Konradzie, przed Eriką. - wyjaśnił dokładniej Schultz. - Jak się boisz poproszę kogoś aby się koło ciebie położył gdy mnie nie będzie. Erika ma w tym już doświadczenie. - uśmiechnął się wojownik. - O faceta mógłbym być zazdrosny. - dodał Rudiger po czym krótko pocałował żonę, delikatnie ją przesunął na posłanie obok i zaczął się rozbierać od pasa w górę.

- No to dużego wyboru nie mam, skoro zazdrość by cię brała - zmrużyła oczy przyglądając mu się podejrzliwie - Dam sobie radę, jeśli już uda mi się zasnąć, to jakoś dalej będzie. Ostatnio nie miewałam koszmarów - uśmiechnęła się lekko i nachylając nad nim przeczesała krótkie włosy w okolicy skroni mężczyzny.
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, wiesz? Oczywiście, że wiesz - uśmiechnęła się pogodnie. Po chwili zaczęła obserwować poczynania męża i delektując się widokiem jego obnażonego torsu westchnęła przeciągle z przyjemnością.
- Ale też świnia jesteś jeśli nie wierzysz, że umiałabym się powstrzymać przed czymś więcej, wiesz o tym? - uniosła brew i choć mogło to brzmieć jakby była oburzona, na jej buzi wciąż widniał radosny uśmiech. Zupełnie jakby otaczający ją las przestał istnieć i nie odczuwała już lęku. - Możemy się jakoś założyć, na przykład, co powiesz na to, że jeśli wytrzymam… to kupisz mi drogą sukienkę? - w oczach Cassandry pojawił się błysk, kiedy zaczęła już w myślach zastanawiać się, jaki kolor sukni chciałaby mieć.

- Żartowałem z tą zazdrością. - rzucił Rudiger z uśmiechem. - Wiem, że nawet gdyby pilnował ciebie Konrad to do niczego by nie doszło. - powiedział spokojnie Schultz. - Cieszę się, że nie masz już koszmarów. Mam nadzieję, że jest w tym jakaś moja zasługa. - dodał wojownik posyłając jej uśmiech. - Wiem, że mogłabyś się powstrzymać. Jestem tego nawet pewien. Trochę mi smutno, że chcesz mi to udowadniać za drogi ciuch… - westchnął nieco posmutniały małżonek. - Jak uda nam się znaleźć ten artefakt i wrócimy w komplecie do grodu kupimy ci coś ładnego. - dodał po chwili obracając się na brzuch i rozciągając lekko plecy.

Cassandra zamrugała pospiesznie oczami.
- Czemu smutno? Przecież to fajna zabawa, a przy okazji z pożytkiem - nachyliła się aby ucałować go w policzek i powróciła szybko do swojej pozycji. - Czuję się lepiej dzięki tobie i temu, że jesteś przy mnie. Kiedy między nami przez jakiś czas nie było dobrze, czułam się strasznie przygnębiona. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak bardzo mi na tobie zależy i nie wierzyłam, że mógłbyś czuć się ze mną dobrze na dłużej niż parę dni - spuściła nos na kwintę i westchnęła ciężko na myśl o wspomnieniach - Po prostu nigdy nie chciałam cię zranić, ani być ci ciężarem. Wiem, że jestem trudna i pewnie wciąż za mało dojrzała dla ciebie, ale pomyślałam, że może zamiast szukać ci kogoś lepszego, po prostu sama mogłabym stać się lepsza, aby móc być z tobą i sprawiać, żebyś był szczęśliwy - uniosła wzrok i posłała mu ciepły uśmiech. Widać było jak bardzo pragnie o niego dbać i dawać mu jak najwięcej uśmiechu. - Mam nadzieję, że mi się to uda. Lubię kiedy się śmiejesz - dodała na koniec i zbliżyła się, kładąc dłoń na jego silnym ramieniu.

- Nigdy nie byłaś mi ciężarem i mimo iż bywało między nami różnie to uważam, że był to okres przejściowy w kierunku uczucia, którym darzymy się obecnie. - powiedział Rudiger powoli. - Jesteś bardziej dojrzała niż ci się wydaje, Cassie. Nie musisz się dla mnie zmieniać ani stawać na siłę kimś innym. - westchnął facet. - Jesteś idealna. Wiem, że z czasem, jak to sama nazwałaś, dorośniesz i godzę się z tym. Postaram się wychować sobie ciebie jak tylko dobrze potrafię. - wybuchł śmiechem mężczyzna, a ona zaśmiała się wraz z nim, gdyż nawet w jej uszach brzmiało to zabawnie. - Też lubię jak się śmiejesz i jesteś szczęśliwa. Wracając do dojrzałości to przy tobie czuję się czasem jak nieopierzony nastolatek, a nie 24-letni były żołnierz rodziny przestępczej. To bardzo przyjemne uczucie. - zaśmiał się Schultz.

- W takim razie chyba dobrze, że jesteśmy razem, prawda? - zmrużyła oczy w geście uśmiechu i przesunęła się za jego plecy, kładąc ręce na obu ramionach i naciskając z wyczuciem palcami na napięte mięśnie.
- Nie boisz się trochę iść po rzecz, która naznaczona jest chaosem? Takie coś w ogóle można dotykać, nie przechodzi to plugastwo na osobę, która to ma? - dopytała już bardzo ze szczerym zaciekawieniem.

- Fantastycznie, że jesteśmy razem. - odparł mąż z przyjemną nutą kiedy Cassie nacisnęła na jego zmęczone ostatnią bitwą plecy. - Po sam przedmiot idę bez strachu, bo mam cię przy sobie i mogę zapewnić ci bezpieczeństwo. Nie wiem jak to dotykać, ale pewnie ojciec Odo coś nam poradzi. Ja bym wziął to w połać materiału niczym Glauber kiedy zbierał dowody zbrodni. - skrzywił się lekko Schultz na wspomnienie bełtu, który z odchodów musiała wydobyć jego żona. Całe szczęście, że wspomnienie o tym z jej głowy całkowicie się ulotniło - Jak się czujesz? Podróż jest tym razem znośna? - zapytał z troską w głosie Rudiger.

- Wszystko dobrze, kiedy już nie zaprzątam sobie głowy setkami rozmyślań o nas, o tobie, Erice oraz co kto sobie o mnie pomyśli. Po ślubie czuję się lepiej, mam więcej wiary w to, że wszystko będzie dobrze i mniej się martwię - odpowiedziała melodyjnym, kobiecym głosem. Niespiesznie przesuwała rękami po jego ramionach, uciskając coraz mocniej, ale ze starannością i wyczuciem.
- Wciąż trochę się martwię i obawiam tego, co nas tam spotka. A co jeśli ten artefakt jest jakiś nawiedzony i zaatakuje nas demon? Wszystko to z czym dotychczas walczyłeś, było dla mnie szokiem i okropieństwem, ale sam demon z piekielnych czeluści… To już chyba dla mnie zbyt wiele. Ciągle przewijają mi się czarne myśli.

- Tak naprawdę niewiele wiemy o tym przedmiocie, ale ojciec Odo uświadomił nas, że wyprawa będzie niebezpieczna i ryzykowna
. - odpowiedział Rudiger powoli. - Niewykluczone, że będziemy musieli walczyć z demonem albo wojownikiem chaosu. Wiktor kiedyś walczył z rycerzem Pana Krwii i mówił, że był bliski śmierci tracąc wtedy dwóch kompanów. - westchnął Schultz. - Mając świadomość, że jesteś gdzieś blisko i mnie wspierasz dam z siebie wszystko. Nie spotkamy tam nic co byłoby w stanie nas rozdzielić, Cassie. - pewność siebie męża Cassandry dla niektórych mogłaby być przytłaczająca, a nawet nieodpowiednia patrząc na misję jakiej się podjęli. Dla kobiety jednak była natchnieniem i poprawiała jej wiarę - Zaufaj mi. Jestem ostrożny, bo mam świadomość, że od moich czynów zależą nie tylko moje losy. Nie dam się zabić.

Nie przerywając masażu, Cassandra uśmiechnęła się szczerze. Po krótkiej chwili milczenia, ucałowała bark Schultza.
- Wciąż mam wisiorek Sigmara, ten co dostaliśmy za przyniesienie ikony, pamiętasz? - wspomniała dziewczyna, ze sprawnością w dłoniach wciąż uciskając ramiona męża.
- Zauważyłam, że wy swoich się pozbyliście, ale ja postanowiłam zostawić. Będę się modlić, aby dał ci siłę i nie pozwolił nas rozdzielić. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak i być może zostaniesz dotkliwie zraniony, Sigmar będzie przy nas wtedy, tak jak był gdy się wiązaliśmy. Wierzę szczerze, że to nam pomoże, doznamy jego łaski w krytycznym momencie i wszystko skończy się dobrze - Cassandra emanowała większą pewnością, którą to zaraził ją mąż. Dzięki niemu potrafiła na nowo zaufać bogom i spróbować wspierać Rudigera z każdej możliwej strony i każdym sposobem - I ufam ci. W końcu jesteś bohaterem, a ci nie umierają, prawda? - uśmiechnęła się, a w jej głosie zagościła nutka rozbawienia, którą starała się rozluźnić atmosferę, podobnie jak masażem dbała o mięśnie swojego wojownika.

- Pewnie.- odpowiedział Schultz. - W sprawie taktycznej zwracam się zawsze do Myrmidii, której wiarę zakorzenił we mnie Wiktor. Bogini taktyki jest jednak mniej popularna w naszych stronach. - przyznał Rudiger. - Miejmy nadzieję, że nie zostanę ranny i wstawiennictwo Bogów nie będzie potrzebne. Modlitwa za powodzenie misji będzie jednak bardzo mile widziana skarbie. Ja bym pragnął aby Sigmar stał u twego boku i ciebie bronił jakbym ja jakimś cudem nie dał rady. - uśmiechnął się zabijaka obracając lekko głowę.

- Mnie? - zdziwiła się Cassandra, a jej brwi powędrowały dość wysoko, zaś błyszczące oczy rozwarły szerzej. - Ty mnie bronisz kochanie, nikt lepiej od ciebie nie potrafi i tego nie uczyni - posłała mu przyjemny uśmiech, ale nie zbliżyła twarzy mimo, iż ten spojrzał na nią przez ramię. Mogła swobodnie oddać mu pocałunek, a nawet zatopić się w jego ustach na dłużej, ale obiecała sobie, że będzie grzeczna, a doskonale wiedziała, jak bardzo podniecają ją jego pocałunki.
- A Sigmar wesprze ciebie, przynajmniej taką mam nadzieję. Nie musi cię bronić, bo jesteś wystarczająco silny, ale przynajmniej, może w jakimś stopniu ci pomoże. Jeśli masz jakiś talizman Myrmidii, to do niej też mogę się modlić, dla ciebie poruszę całe niebiosa, jeśli tylko będzie taka potrzeba - zaśmiała się na krótko, aż uniosły się jej policzki, które spowodowały wesołe mrużenie oczu.

- Niestety nie mam jej talizmanu, ale zwykle jest przedstawiana jako kobieta z tarczą i włócznią, w której posiadaniu jesteś. - odparł Schultz. - Bardzo przyjemnie masujesz. - powiedział Rudiger rozluźniając się maksymalnie. - Po powrocie do miasta masz ochotę kontynuować nasz trening? - zapytał zabijaka. - Z Eriką myśleliśmy aby rano i wieczorem biegać. Nie miałabyś nic przeciwko? Może chciałabyś biegać z nami?

- Czyli w pewien sposób zrobiłeś ze mnie swoją boginię
- mruknęła półżartem i mrugnęła do niego oczkiem, póki patrzył w jej kierunku. Po usłyszeniu komplementu na temat masażu, kontynuowała go z jeszcze większą pasją i zaangażowaniem.
- Biegać? - ściągnęła brwi marszcząc przy tym nosek i wykrzywiła usta w kwaśnym grymasie - Może jeszcze w spodniach mam latać? Daj spokój. Już wolę posprzątać rano, albo coś zacerować jeśli potrzeba, mogłabym też gotować gdybyśmy własny kąt mieli, ale w gospodzie to raczej nie pozwolą nam na taki luksus myślę - odpowiedziała ze spokojem w głosie - Jeśli macie ochotę, to biegajcie. Ja sobie znajdę jakieś zajęcie. - dodała jeszcze dla jasności, aby mężczyzna nie przejmował się jej ewentualną, negatywną reakcją, gdy w końcu wcieli w życie swój plan.
- Trenować jednak możemy dalej. I ty z Eriką też możesz, jeśli będziecie mieli ochotę. W końcu jakoś musicie dbać o swoje zdolności, z powietrza się one nie wzięły, tylko ciężkiej pracy - przytaknęła głową z ogromną wyrozumiałością i pewnością tego, co mówi.

- Taki dobór sprzętu był całkowicie zamierzony. Włócznia daje ci przewagę w ataku, bo ciosów nią się trudniej unika czy je paruje. Tarcza jest idealna do parowania co jest sztuką łatwiejszą od unikania ciosów. - powiedział Rudiger po czym na chwilę zamilknął. - Cieszę się, że chcesz nadal ze mną trenować. Z Eriką pewnie zaczniemy bieganie zaraz po powrocie do Middenheim. Chciałbym mieć kąt, w którym moglibyśmy się urządzić. Spróbowałbym twojej kuchni… Właśnie zdałem sobie sprawę, że przed połączeniem nas węzłem małżeńskim nie sprawdziłem jak gotujesz. Zakochany idiota… - zaśmiał się Rudiger, a i Cassandra cicho parsknęła. - Cerowaniem jeszcze zdążysz się znudzić, a sprzątać będziemy razem. - uśmiechnął się wojownik. - Nie chciałbym abyś pomyślała, że robię z ciebie swoją służkę. - mężczyzna westchnął kiedy Cassandra z wyczuciem przechodziła przez kolejne mięśnie jego pleców.

- A ja nie chcę byś pomyślał, że robię z ciebie ochroniarza - odpowiedziała mu w podobnym tonie, choć może brzmiał bardziej żartobliwie, aby zbagatelizować jego zbędny tok rozumowania.
- Daj spokój kochanie, uzupełniamy się, więc warto to wykorzystać. Co innego miałabym robić w domu, jeśli nie dbać o jego wygląd, dbać o ciebie i nasze życie? Przecież nie będę biegała z włócznią po mieście i pytała czy nie potrzebują kogoś kto walczy, od razu zostanę wyśmiana, nikt by mnie nie zatrudnił w takiej roli. Znalazłam się tutaj z wami tylko dlatego, że podróżowaliśmy w grupie, nie wiem jakie talenty mam w wyobraźni Komendanta, ale na pewno wydaje mu się, że jakieś przydatne. Nie oszukujmy się, ale nie robię wiele. Można by wynająć każdego młodziaka i rzucić mu miedziakiem za dobę, a by w podskokach jeszcze wam bambetle targał - w głosie dziewczyny był spokój i żartobliwa nuta, nic nie sugerowała, jakby miała czuć się urażona takim stanem rzeczy, po prostu stwierdzała coś, co było dla niej oczywiste - Jestem twoją żoną, a nie służką i choć może role są podobne, to ja dostrzegam w tym ogromną różnicę. Dla mojego ojca byłam rzeczą, dla ciebie nigdy nie będę. Nie jest to nawet porównywalne, sposób w jaki mnie traktujesz a w jaki on… - Cassandra na chwilę spauzowała, aby przełknąć gulę, jaka podeszła jej do gardła i odetchnąć uspokajająco - … Nigdy nie pomyślę sobie, że mógłbyś mnie źle traktować. Bo i przenigdy nie dałeś mi powodu, abym tak mogła sądzić.

- Zapominasz o tym, że czasem ludzie otaczają się pobratymcami nie ze względu na ich umiejętności tylko cechy charakteru.
- powiedział Rudiger spokojnie. - Ktoś kto walczy niczym bóg wojny nie znajdzie oddanych, lojalnych towarzyszy kiedy będzie zły, gburowaty i nie godzien zaufania. Zdecydowanie inaczej się ma sprawa z osobą, która może nie jest dobrym wojownikiem, ale ma dobre serce, jest miła, oddana grupie i stara się być przydatna na każdym znanym jej polu. Nikt nie zaczynał od razu z umiejętnościami walki na poziomie takim jak na przykład Erika. Na początku były tylko predyspozycje, dużo treningu i nadzieja, że powoli, systematycznie będzie się stawać coraz lepszą. - Schultz zatrzymał się na chwilę rozkoszując się przyjemnością dawaną przez drobne, delikatne dłonie nastolatki. - Poza tym nikt nie mówił, że jedyna słuszna droga to droga wojownika. Na taki sam szacunek zasługuje dobry wojownik, niemniej wyspecjalizowany krawiec, szewc czy golibroda. Tylko ich umiejętności są bardziej lub mniej przydatne zależnie od sytuacji. Dzisiejszy świat jest pełen przemocy, brutalności i agresji dlatego wielu ludziom wydaje się, że będąc wojownikiem są kimś więcej niż inni. To nieprawda. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie taki dzień, w którym zrozumiesz, że twoje umiejętności nie są gorsze lub lepsze od umiejętności wojownika. Po prostu pracujesz w grupie, której trzon stanowią wojacy i dlatego zadania przez nich wybierane nie wykorzystują w pełni twojego potencjału. Taka jest prawda. - westchnął zabijaka. - Zaraz zanudzę cię na śmierć… - zaśmiał się mężczyzna. - Naprawdę dobra z ciebie masażystka.

- Nie zanudzasz mnie
- stwierdziła ze szczerą powagą - Po prostu kupujesz sobie czas aby masaż trwał dłużej! Przejrzałam cię - zażartowała przerywając czynność i pacnęła go dłonią w bark.
- No i koniec tego. Już ci wystarczy nim się przyzwyczaisz i rozbestwisz. - uśmiechnęła się lekko, wycofując zza jego pleców i przesuwając tak, aby usiąść u jego boku i obejmując silne ramię, wtulić się w męża. - Uwielbiam cię rozpieszczać - przyznała rozkosznie, wzdychając i przymykając oczy. - Zrobię dla ciebie co tylko będziesz chciał.

- Najpierw mam się nie rozbestwiać, potem mówisz, że zrobisz wszystko… - zaśmiał się Rudiger tuląc żonę. - Kładź się. Teraz ja ci plecy wymasuję. - dodał powoli siadając i wspierając się na muskularnym ramieniu. - Nigdy tego nie robiłem. Może odkryjemy coś poza wojaczką w czym jestem dobry i będę mógł to rzucić. - uśmiechnął się do żony wojownik obracając ją delikatnie na brzuch. - Odpręż się i nie zagaduj aby nie przedłużać. - zaśmiał się krótko mężczyzna. Miała jedynie ochotę rzucić z rozbawieniem, że jest głupi, ale postanowiła polec plackiem w milczeniu. Oby tylko jego siła nie połamała mi kości, parsknęła krótko na samą myśl.
O poranku ruszyli w dalszą drogę. Cassandra nic się nie odzywała, będąc też trochę zaspaną po nie do końca udanej nocy. Odgłosy płynące z głębi mrocznego lasu, nawet mimo obecności Rudigera, potrafiły wywołać w jej kruchej duszy lęk i niepokój. Podczas warty Glaubera, kobieta spędziła z nim chyba ponad godzinę, starając się rozmawiać lub po prostu siedząc w milczeniu i grzejąc się w cieple tańczących płomieni ogniska. Teraz już nie czuła takiego samego chłodu, jaki zaatakował ją nocą, ale też nie mogła przyznać, żeby było jej ciepło. Rozmyślała bardziej nad tym, kiedy w końcu wrócą i będzie mogła z powrotem ubrać się normalnie jak kobieta, a nie latać w tych opiętych gaciach, w których czuła się niemal naga.
Mimo zajęcia się własnymi myślami, Cassandra zauważyła obrzydliwego, wielkiego potwora! Zorientowała się po spojrzeniu, że i Heini go dojrzał. Chwyciła Rudigera za ramię, wskazując rogate bydle z sercem wybijającym jej głośne rytmy. Przeraziła się, gdyż stwór ten wyglądał inaczej niż te, które widziała wcześniej. Nachyliła się nad dziadkiem i wyszeptała mu do ucha, że muszą być teraz bardzo cicho. Nie chciała aby ten pytaniami zdradził ich pozycję. Dziewczyna jak zawsze miała w zamiarze zająć się staruszkiem i wierzchowcami oraz trzymać się w bezpiecznej odległości poza zasięgiem wzroku wykrytego minotaura, jak i ewentualnych jego kolegów, którzy być może nadejdą.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 04-10-2019, 23:15   #113
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rudiger - mimo potężnej budowy ciała - był wojownikiem, którego najmocniejszymi stronami były szybkość i zręczność. Schultz bez problemu lawirował w chaosie bitwy unikając pierwszych ciosów błogosławionego przez siły chaosu oponenta. Zabijaka nie krzywił się i nie krzyczał mając świadomość, że żaden ze zwierzoludzi nie rzucił się w kierunku jego żony i kapłana będącego pod jej opieką. Rzezimieszek był spokojny. Mężczyzna nie miał czasu zmówić modlitwy do Myrmidii, ale – jak uczył go ojciec – nie było na nie czasu chwili większością bitew. Wojownik musiał zatem zawierzyć swoim umiejętnością mając gdzieś z tyłu głowy, że każdy trening walki był swoistą modlitwą do jego bogini.

Rudiger czekał na swoją kolej i dobrą szansę do przejęcia inicjatywy. Dał się przeciwnikowi wystrzelać z nagromadzonego szału i kiedy ten łapał pierwszy dech zabijaka błyskawicznie przeszedł do ofensywy. Schultz nie należał do ludzi przeraźliwie asekuracyjnych przez co nie nosił przy sobie łuku czy kuszy. Zabijaka kochał czuć wroga blisko, na wyciągnięcie ręki. Pierwsze cięcie idealnie wyważoną klingą trafiło przeciwnika w pokryty gęstym futrem tors, przecinając go od barku aż po lędźwie. Rudiger wykonał błyskawiczny obrót celując drugim cięciem zdecydowanie wyżej. Mutant nie zdążył wykonać rotacji dlatego miecz Schultza zagłębił się z przyjemnym pluskiem w jego grdyce. Gardłowy, nieprzyjemny ryk topiącej się we własnej posoce bestii przeszył powietrze, a wojownik ze spokojem malującym się na twarzy rozejrzał się po polu bitwy. W jego przypadku walka była żywiołem, który czasem starał się okiełznać agresją i brutalnością, a czasem współpracował z nim ze spokojem i opanowaniem. W obu przypadkach Rudiger Schultz był diabelsko skuteczny ustępując pola tylko nielicznym.

Kilka chwil wystarczyło aby mężczyzna utwierdził się w przekonaniu, że jego strona wyszła ze starcia bez strat. Wojownik schował miecz do pochwy, strzepnął posokę z przymocowanej do jego przedramienia tarczy i ruszył w kierunku żony, na której ramieniu wspierał się ojciec Odo. Słysząc propozycję kapłana mężczyzna uśmiechnął się do żony z satysfakcją.

- Nie mamy rannych, ojcze Odo. – odpowiedział spokojnym basem. – Zachowaj błogosławieństwo Ulryka na później. Być może jeszcze się nam przyda…

Po wyruszeniu w głębokie czeluści Drakwaldu zabijaka nie tracił czujności. Trzymał się blisko kapłana oraz Cassie w każdej chwili będąc gotów do walki. Wyobraźnia w takich miejscach mogła płatać figle. Cienie tańczyły ukazując się jako długie, ostre szpony, przemykające bestie czy wystrzelone z ciemności pociski. Schultz nie miał wybujałej wyobraźni dlatego na jego wsparcie w chwilach zwątpienia mogła liczyć zdecydowanie bardziej podatna na sugestie podświadomości żona. W każdej chwili zwątpienia Cassandra widziała go – wyprostowanego i dumnego – w gotowości do obrony jej oraz reszty kompanów…
Warta Rudigera miała miejsce w środku nocy. Przed nią Schultz zdążył rozbić namiot, zrelaksować się przy masażu zapewnionym przez Cassie i przespać dwie godziny u boku żony. Wojownik został obudzony przez Webera. Nie spał on tak płytko jak bardziej nawykła do wojaczki i traktów Erika, ale potrafił bardzo szybko doprowadzić się do gotowości bojowej. Mimo iż zabijaka należał do miastowych typów to nie narzekał na trudy podróży mając świadomość, że zostanie za wyprawę sowicie wynagrodzony i po powrocie do grodu odbije sobie wszelkie niewygody.

Podczas stróżowania rzezimieszek był spokojny i opanowany. Bywały momenty, w których chciał obudzić pozostałych, ale ostatecznie wstrzymywał się nie mając innych powodów jak szelesty w zielonych gęstwinach czy niepokojące dźwięki wydawane zapewne przez głodne zwierzęta. Sprawy nie ułatwiał kapłan, który szamotał się, wił i mamrotał głośno przez sen. Chwilami zabijaka chciałby go uciszyć, ale mogłoby to dać skutek przeciwny do zamierzonego budząc przerażonego duchownego z koszmaru i nie pozwalając mu zasnąć przez resztę nocy. Odo musiał mieć siły aby prowadzić drużynę w kierunku artefaktu dlatego musiał wypoczywać tak dobrze na ile pozwalały mu panujące w nawiedzonym lesie warunki. Przed pójściem na zasłużony odpoczynek Schultz obudził Erikę przekazując jej kilka słów odnośnie jego warty. Kraus nie należała do osób, o które należało się bać, ale Rudiger dał jej znać, że w razie potrzeby przybędzie na ratunek.

Śniadanie dla wojownika było chwilą spokoju. Jedząc, rozmyślając nad dalszymi etapami podróży Rudiger dawał odpoczywać przedramionom dźwigającym tarczę, plecom opatulonym plecakiem i nogom, którymi drałował przez większą część dnia. Po posiłku Schultz musiał nieco się rozruszać wykonując kilka podstawowych ćwiczeń. Zabijaka nie zapominał w podróży o higienie. Ostrzegawczych słów kapłana rzezimieszek wysłuchał z grzeczności, bo ostrożny i czujny był od chwili przekroczenia bram Middenheim.

Dotarcie na Wzgórze Duchów nie było tak trudne jak zakładał wcześniej Rudiger. Schultz już miał wychodzić na polanę z kurhanem aby sprawdzić jak dostać się do jego wnętrza kiedy za ramię solidnie złapała go Cassandra. Rudiger zdążył poznać żonę na tyle aby po spojrzeniu na jej śliczną twarz dostrzec w niej rosnące przerażenie. Wojownik jeszcze raz rzucił okiem na polanę i wtedy zauważył czającego się tam potwora. Mutant miał ponad siedem stóp wysokości i ważył zapewne ponad dwa razy tyle co Rudiger. Dwuręczny topór w jego łapach nie wyglądał na atrapę, a raczej narzędzie mordu odpowiedzialne za śmierć dziesiątek istot. Kapłan zapytał szeptem o sytuację na co odpowiedziała mu Cass. Schultz nie czuł potrzeby uspokajać ojca Odo nie mając pojęcia czego mógł się spodziewać po minotaurze. Jedno było pewne: Schultz będzie przy przeciwniku pierwszy i zapewne jako pierwszy będzie mógł wypróbować na sobie sprawność mutanta.

Plan na nadchodzącą bitwę był w mniemaniu zabijaki prosty. Rudiger czekał aż Konrad, Erika oraz Heinrich wystrzelą, a zaraz po tym miał zamiar wbić się w przeciwnika szarżą. Jego następne ataki miały być seriami ciężkich do przewidzenia czy uniknięcia ciosów. W razie celnych cięć przeciwnika Schultz miał zamiar unikać oraz parować. Dwuręczny topór – mimo pokaźnych gabarytów i możliwości zadania potężnych obrażeń – był bronią powolną i bardziej przewidywalną niż miecz czy włócznia. Niestety w razie trafienia mutant mógł jednym ciosem zabić przeciwnika. Zapowiadała się zatem emocjonująca bitwa. Schultz na szybko wykonał święty znak Bogini Taktyki i przygotował się do nadchodzącego starcia. Miał zamiar rozpocząć szarżę zaraz po strzałach towarzyszy. Minotaur nie mógł dobyć rogu sygnałowego…
 
Lechu jest offline  
Stary 04-10-2019, 23:50   #114
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny dziewczyna uważająca siebie za bezużyteczną ale myśląca, że to inni tak o niej sądzą okazała się przydatna. Wypatrzyła minotaura w tej samej chwili, w której zobaczył go sam Glauber. I od razu dała znać mężowi.
A potem cofnęła się do ślepego kapłana. Ten pewnie marudziłby gdyby musiał z nim zostać jakiś wojownik, ale nawet ślepiec nie miał nic przeciwko towarzystwu miłej dziewczyny.

***

Heinrich podniósł kuszę i wycelował. Choć był Ulrykaninem, a sam Ulryk nie był wielkim fanem kusz i innej broni zasięgowej (choć sformułowanie "nie był fanem" stanowiło pewne niedopowiedzenie) był też, a nawet przede wszystkim strażnikiem. A w Straży liczyło się współdziałanie, rozwaga i przewaga liczebna.
Gdy wszyscy byli gotowi, nacisnął spust.

Kanały były wąskie, to i szczuroludzie niewielcy. Tutaj miejsca było aż nadto, więc potwory także były ogromne. Ale poza tym sytuacja była taka sama jak wtedy, gdy natknęli się na szczura-wartownika. Nie można było dopuścić do użycia rogu sygnałowego.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 05-10-2019, 12:27   #115
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Strzelcy uwolnili pociski niemal w jednym tempie. Bełty Eriki i Heinricha trafiły zaskoczonego minotaura w korpus i lewe ramię, a strzała Konrada ugrzęzła w prawej ręce potwora, który warknął tylko, bardziej rozeźlony chyba tym, że ktoś miał czelność go zaatakować, niż krwawiącymi ranami, na które zdawał się nie zwracać uwagi. W drodze ku niemu był już Rudiger, wykorzystując swoją ponaprzeciętną szybkość. Mężczyzna starł się z warczącą bestią, tnąc na odlew i trafiając w prawe, ranne już ramię. Potwór tym razem zawył z bólu i wyprowadził własny cios, jednak tak, jak Rudiger się spodziewał, wprawienie tak wielkiego topora w ruch, zwłaszcza przy zranionych ramionach, nie było rzeczą łatwą. Minotaur zamachnął się od boku, jednak jego uderzenie było przewidywalne, co pozwoliło rzezimieszkowi bez problemu uskoczyć w tył.

Do walczącego Schultza dołączyli po chwili Erika, Konrad i Heinrich. Najemniczka cięła mieczem po lewej nodze bestii, zostawiając brzydką ranę, Konrad rozorał swym ostrzem bok stwora, z którego plunęło krwią, a Heinrich zranił paskudnie kolejną nogę Chaośnika swą pałką. Mimo takich ran, które niejednego stwora posłałyby dawno do piachu, minotaur wciąż stał na nogach i odgryzł się kolejnym uderzeniem topora, tym razem atakując Erikę, jednak tak jak w przypadku Rudigera, cios był zbyt czytelny i kobieta bez problemu go uniknęła. Ostatnia faza walki to były kolejne celne ciosy zadawane w coraz to bardziej krwawiące i poddające się ciało przeciwnika. Rudiger i Konrad ostatecznie zagłębili ostrza swych mieczy w bebechach potwora aż po jelce, sprawiając, że ten zachwiał się jeszcze na zakrwawionych kopytach, wypuścił topór z wielkich łap i padł bez życia na ziemię.

Było po walce, choć nigdy wcześniej nie spotkaliście tak wytrzymałego przeciwnika. Cassandra z ojcem Odo i zwierzętami dołączyła do pozostałych, zostawiając konie i muła na polance przy kurhanie. Gdy kapłan zbliżył się do obelisku, zachwiał się i padł na jedno kolano.
- To tutaj... moja głowa... za chwilę pęknie z bólu... musicie odnaleźć... wejście. - Po tych słowach osunął się na ziemię, tracąc przytomność.
Próby dobudzenia Odo nie przyniosły efektów, więc zabraliście się za przeszukiwanie kurhanu, tuż pod obeliskiem. Odgarnianie i uprzątnięcie kości, czaszek, resztek poodcinanych głów zajęło dobre dwie godziny i nie należało do najprzyjemniejszych zadań. W końcu jednak Rudiger i Konrad dostrzegli kamienne schody prowadzące w dół. Wtedy też Odo niespodziewanie oprzytomniał, podrywając do pozycji siedzącej. Z twarzą zdjętą cierpieniem, wskazał palcem na schody.
- Musimy tam zejść - rzucił, po czym wsparł się na swym metalowym kiju i ruszył w stronę zejścia.

Podążyliście za nim w pełnej gotowości i po chwili dotarliście schodami do masywnych, kamiennych drzwi barwionych na ciemny szkarłat. Pośrodku nich ujrzeliście plugawy symbol, który znał chyba każdy mieszkaniec Starego Świata - znak Khorne'a, Pana Czaszek, który dodatkowo upstrzono malunkami czaszek, łańcuchów i łba zwierzoczłeka .


Wrota były masywne i dopiero gdy Erika, Konrad, Heinrich i Rudiger połączyli siły, udało im się przesunąć nieco kamienną płytę, na tyle, by można było swobodnie przejść. Z wnętrza wylała się smolista czerń i zapach stęchlizny połączonej z wilgocią. Heinrich odpalił latarnię i weszliście wraz z ojcem Odo do dość szerokiego korytarza, którego obie ściany znaczyły jakieś zapiski w plugawej mowie, symbole Khorne'a i namazane krwią sceny jakichś bitew. W powietrzu wyczuwało się gwałtowną naturę Boga Krwi - wasze dłonie niemal od razu powędrowały na rękojeści broni, adrenalina zaczęła buzować wam w skroniach, staliście się niespokojni i gotowi do walki. Miejsce z całą pewnością naznaczone było jakąś ponurą aurą, która oddziaływała na zmysły.

Po mniej więcej dziesięciu metrach, korytarz kończył się, wychodząc na dwie, nieco dłuższe odnogi, obie zakończone ścianami, a wy poczuliście, jak wszystkie zmysły wracają do normy. Rozejrzeliście się w nikłym świetle latarni. Wyglądało na to, że żadna ze stron nie posiadała dalszego przejścia.

 
Mroku jest offline  
Stary 05-10-2019, 14:42   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bogom należało dziękować, że minotaur był tylko jeden. Dwie takie bestie być może dałoby się pokonać, ale z pewnością nie obyłoby się bez strat.

Konrad wytarł ostrze miecza w kawał szmaty, zerwany z pokonanego wroga, po czym zabrał róg. Nieboszczykowi nie był już potrzebny, a kiepsko by było, gdyby ktoś się przyplątał i z niego skorzystał, ściągając im na kark nie wiadomo kogo.


Wejścia do grobowca (czy co to tam się kryło w kurhanie) nie było i nie bardzo było wiadomo, czego minotaur pilnował. Dopiero po chwili wytężonej pracy spod stosu kości, czaszek i głów wyłoniły się schody.

Sforsowanie kamiennych drzwi nie było zbyt trudne, ale to, co znajdowało się za nimi nie wyglądał zachęcająco, głównie ze względu na plugawe napisy i paskudne rysunki, tudzież materiał, jaki wykorzystano do ich utworzenia. Oraz atmosferę, która wprost nawoływała do podrzynania gardeł.
A potem nagle skończyły się korytarze i powitały ich ślepe ściany.

- Ojcze Odo, dokąd teraz? - Konrad zwrócił się do zakonnika.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-10-2019, 17:45   #117
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Broń zasięgowa, gdy się miało pewną rękę i celne oko, robiła różnicę. Tym bardziej, jeśli mogli zaskoczyć przeciwnika. Erika nacisnęła spust i po chwili ze zdławioną radością ucieszyła się, że bełty i strzała zrobiły, co trzeba. Rudiger gnał już w stronę minotaura, więc Erika też nie zamierzała czekać - w prawą dłoń poszedł miecz, w lewą tarcza. Dobiegła do walczących, gdy Schultz rozdawał celne ciosy. Połączenie trzech wirujących śmiercionośnie mieczy i pałki Glaubera sprawiło, że ich przeciwnik nie miał z nimi szans i padł pod nawałnicą ciosów. Dobrze, że obyło się bez strat z ich strony i nawet lepiej, że zwierzoczłek nie zdołał dobyć rogu sygnałowego, bo wtedy z pewnością zrobiłoby się gorąco. Wydobyła bełt z jego piersi, wytarła skrwawiony miecz o sierść i rozglądając się po okolicy, poczekała, aż przy obelisku znajdą się Cassie i Odo.

Kapłan stwierdził, że to tu mają szukać wejścia, a potem postanowił stracić przytomność, więc najemniczka zabrała się z pozostałymi za przeszukiwanie miejsca. Jak się okazało, trzeba było przerzucić masę poświęconych Chaosowi rzeczy, w tym ludzkich szczątków. Erika pracowała szybko, co jakiś czas rozglądając się, czy czasem od strony lasu nic nie próbuje się do nich podkraść i zaatakować. No a potem odnaleźli wrota i wspólnymi siłami udało im się je otworzyć. Wnętrze nie wyglądało zachęcająco, ale nie mieli innego wyboru, jak tylko zagłębić się w te mroczne czeluści. Z mieczem i tarczą ruszyła za pozostałymi.

Zerkając na wymalowane krwią symbole i znaki na ścianach, czuła, że to w jakiś sposób na nią oddziaływuje. Wezbrała w niej chęć walki, upuszczenia krwi, rozwalenia komuś łba. Czuła to tak namacalnie, że musiała aż stłamsić to w sobie, by nie rzucić się na idącego przed nią Konrada. Na szczęście niedługo potem opuścili korytarz z przedziwną aurą, choć wcale nie było łatwiej. Obie odnogi kończyły się bowiem ścianami, ale gdzieś tutaj przejście być po prostu musiało. Niemniej, pewnie też ci, co to wybudowali poukrywali tu jakieś pułapki, dlatego Erika powiedziała, co swoje i zajęła się szukaniem jakiegoś wgłębienia w ścianie, bądź innej rzeczy, która odznaczałaby się na tle korytarza. Jednocześnie uważała, gdzie stawia stopy, bo nie można było być pewnym, że za chwilę nie otworzy się pod nimi dół pełen ostrych pali, albo ze ścian wystrzalą jakieś włócznie, czy inne takie. No i fajnie by było, gdyby Odo jednak ich jakoś pokierował, chociaż na to tak bardzo nie liczyła.
 
Tabasa jest offline  
Stary 07-10-2019, 21:39   #118
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Glauber nie był wojownikiem. Uczono go rozbrajać i ogłuszać przeciwników, nie zabijać. Oczywiście, opór wobec działań straży także był przestępstwem. Strażnicy nie wahali się użyć brutalnej siły kiedy to konieczne. Zrobią to natychmiast, jak tylko zaczną się wobec nich pyskówki, bądź jawny opór. Litera prawa jest po ich stronie. I nikt się nie będzie cackał kiedy przeciwnik ma broń. W takich sytuacjach nie było pytań ani przemowy o aresztowaniu. Po prostu agresywne, wyuczone na wielu podobnych akcjach działanie. Rozbita głowa, złamana ręka - tak. Okaleczenie na całe życie - zdarza się. Ale nie zabijanie. Nie tego go uczono. Kiedy patrzył jak walczy reszta czuł strach. Ich żądza krwi przerażała go. Przeraziło go także to, że poczuł ją w tym ciemnym tunelu. Przeraziły go myśli, jakie go nawiedziły. Że to też pewnie przestępcy, że mają niejedno na sumieniu, że powinien ich zabić. Oczyścić z nich świat. Szkolenie wzięło jednak górę. Dłoń zaciśnięta na pałce nie uniosła jej w górę i nie roztrzaskała niczyjej czaszki. Głowa unieważniła decyzję mięśni. A potem wyszedł z duszącej ciemności i wrażenie ustąpiło.

Wyjął lampę i zapalił ją. Widok nie napawał optymizmem, ale przynajmniej nie było tu szczuroludzi czy innych mutantów. A że w kryjówkach przemytników, złodziei i innych oszustów ukryte drzwi, schowki i skrytki były częste, podejrzewał, że i tutaj można coś takiego znaleźć. Rozejrzał się więc. Z ostrożnością, bo u co bardziej paranoidalnych i psychopatycznych przestępców znaleźć można było także pułapki, a sądząc po malunkach na ścianach, ci którzy to wybudowali zdrowi raczej nie byli.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 08-10-2019, 02:45   #119
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Retrospekcja, obóz w zaroślach
Cassandra & Heinrich

Kiedy Rudiger wrócił po swojej warcie do namiotu, dziewczyna przebudziła się. Próbowała zasnąć ponownie, jednak dźwięki płynące z głębi lasu zagnieździły się w jej delikatnej psychice i nie dawały spokoju. Po dłuższej chwili wiercenia się i nieudanych próbach ponownego zaśnięcia, wygrzebała swoją zgrabną dupę na zewnątrz. Cassandra szybko poczuła przeszywający jej drobne ciało chłód nocy. Przez chwilę tak stała, obejmując się za ramiona i gładząc dłonią próbowała rozgrzać zaatakowaną przez zimno skórę. W pewnym momencie jej spojrzenie skrzyżowało się z pełniącym wartę Glauberem. Zmrużyła podejrzliwie oczy i naburmuszyła policzki, reagując mową ciała tak jak zwierz jeżący włosy na grzbiecie. Nic nie mówiąc skierowała kroki gdzieś w stronę głębi lasu, za namiotami.

Heinrich wzruszył ramionami. Pewnie szła się wysikać i wstydziła się na widoku. Zrozumiałe, choć nie zawsze bezpieczne w tym lesie.
- Nie odchodź za daleko poza krąg światła. I odezwij się wracając - powiedział.

- Domyślisz się, gdy odgłos lanego moczu ustąpi i będę trzaskać gałązkami które podepczę wracając - rzuciła w odpowiedzi jakby już na wstępie obrażona o to, że w ogóle on śmiał istnieć i pełnić teraz wartę. Cham. No jak on śmiał mieć wartę akurat wtedy, kiedy ona postanowiła wyjść z namiotu?! Kiedy oddaliła się nieco, ciężko jej było się skupić na czynności, przez te dźwięki dookoła. Rozpraszały ją i miała ochotę schować szybko dupę i uciec z powrotem do namiotu. W ostateczności jednak wytrzymała i udało jej się dokonać dzieła. Kiedy wyszła ponownie ukazując się mężczyźnie, jej postawa była wyniosła. Patrzyła na niego z góry jakby była księżną panią i nie zasłużył na to, aby podziwiać jej piękno. W końcu go na nią nie stać, prawda?

- Odeszłam poza krąg światła - oznajmiła jakby miała go to ruszyć, albo w ogóle obchodzić.
- Ale przynajmniej odzywam się po powrocie. I nie rozumiem za bardzo po co.

- Dziękuję
- odpowiedział. W pracy strażnika niejeden raz musiał użerać się z różnymi osobami. Od zapitych bezdomnych po wielkie panie raczące sobie pokrzyczeć na funkcjonariusza bo jej kareta utknęła w korku przy przewróconym wozie z kapustą.

- Za to że się do ciebie odzywam? - dopytała unosząc krytycznie jedną brew i wgapiając się w niego ładnymi oczami. Stała odziana w obcisłe spodnie, które chcąc się dopasować do ciała właścicielki, podkreśliły jej ponętne i kuszące kształty, robiąc z nią prawie nagą. Dziewczyna obejmowała się rękami z powodu chłodu.
- No tak, bo przecież cię na mnie nie stać. Z dziwkami tak bywa, że nawet słowem nie uraczą, jeśli się im koło ucha nie zabrzęczy monetami, prawda? - dodała z wyczuwalnym wyrzutem w głosie i nabrała powietrza w policzki, przez co zamiast wyglądać na obrażoną, przypominała naprawdę przesłodką i bezbronną kobietę, która po prostu się dąsa, ale bardzo łatwo ją udobruchać.

- Za współpracę - Glauber nie dał się sprowokować. Ani zmanipulować chwilę później. “Biedny Rudi” - pomyślał. “Ale i tak cholerny szczęściarz” - dodał w myślach.
- Stań bliżej ognia albo wracaj do namiotu zanim zmarzniesz - dodał tym razem słownie, ale cicho.

Cassandra jeszcze przez chwilę patrzyła na niego podejrzliwie, stojąc w bezruchu i mrużąc oczy. Już dawno drżała z zimna i zaczęła szczękać zębami, udając oczywiście, że wcale nie jest tak źle. Wiedziała jednak że powrót do namiotu nie ma sensu i jedynie obudzi męża, a bardzo chciała by ten trochę pospał. Wyciągnęła więc tylko koc i zarzuciła na ciało, zabierając tym samym widok swojego ciała sprzed oczu Heiniego. Podeszła do ogniska i kucnęła obok niego.
Milczała dłuższą chwilę, w której było słychać jedynie jej uderzające o siebie zęby.
- Naprawdę uważasz, że jestem najmniej problemowa? - zapytała nawiązując do rozmowy sprzed karczmy.

- Naprawdę. Szanse że wdasz się w bójkę po pijaku są raczej niewielkie. A Twoje byłe koleżanki po fachu nie szukają też kontaktów z prawem, chyba żeby liczyć uszczknięcie tego czy owego z sakiewki pijanego klienta albo bycie ofiarą przemocy. To jedynie z rzadka zajmuje czas Straży.

- Za to są szanse na problemy innej natury. Chociażby sytuacja z meliny w której rozmawialiśmy z twoim kanalarzem. Tylko z mojego powodu omal to nie wyszło, bo Rudiger był gotów go zatłuc. Jest wiele spraw które mogę zepsuć ci samą obecnością i mam wrażenie, że doskonale o tym wiesz.
- Cassandra zaczęła dziubać ognisko kijem - Zawsze tak patrzysz na mnie jakbyś uważał, że jestem zbędna. W sensie, kusząca ale tylko na chwile. Jakbyś brzydził się moją obecnością i cię męczyła. To niemiłe. Nie jestem już tym kim byłam, nie powinnam być tak oceniana - wyznała niegłośno, skupiając się na ognisku, jakby nie potrafiła nawet spojrzeć na osobę do której się zwraca.

- Bójki o piękne kobiety się zdarzają. Obydwaj byli dorośli, a skoro tak lubią… - wzruszył ramionami - A gdyby zatłukł to Prawo Imperium jest jasne. Za przestępstwo odpowiada przestępca i tylko przestępca. Nie szukałaś kłopotów i tyle mi wystarczy.
Potem jednak jej przemowa stawała się coraz dziwniejsza i coraz mniej mająca wspólnego z nim. Heinrich rozejrzał się wokół, by sprawdzić do kogo kobieta mówi. Najwyraźniej jednak mówiła do niego, choć jej słowa w tym kontekście nie miały sensu. Od początku uważał przecież, że jest niezbędna i dawał temu głośno wyraz. Podobnie jak temu, że nie brzydzi się jej towarzystwem, a wręcz uważa je za przydatne. Zarówno w sensie szczególnym, czyli w tej grupie, jak i w sensie ogólnym. Damy negocjowalnego afektu pełniły w społeczeństwie Imperium ważną rolę. A ta okręciła sobie całą drużynę wokół palca - albo byli w niej pozakochiwani albo chodzili wokół niej na paluszkach, by jej nie urazić.
Na szczęście i z takimi rzeczami potrafił sobie poradzić. Choć nigdy nie czytał o identyfikacji projekcyjnej nauczył się już, by nigdy nie zaprzeczać rojeniom wypowiadanym przez innych. To jedynie prowokowało agresję. A teraz miał inne zadania. Ponieważ nie było w pobliżu żadnego kapłana (ani przytułku) do którego można by wysłać tę potrzebującą widać pocieszenia duszę, skupił się na ostatnich słowach, które wypowiedziała.
- Oczywiście. Przepraszam. Nigdy nie pokazywałaś, że moja opinia jest dla Ciebie ważna. Raczej lekceważenie.

Dźgnęła kijem ognisko jakby chciała je zabić i pozostawiła tak narzędzie swej zbrodni, aby wstać na równe nogi. W obozie zapanowało całkowite milczenie, a ciszę przerywały jedynie niepokojące odgłosy z głębi mrocznego lasu, które nie przestawały niepokoić dziewczyny. Zmrużyła ona oczy jakby z gniewem rzucając spojrzenie swojemu rozmówcy. Jego odpowiedź potraktowała jak ignorancję, po prostu odpowiedział tak, jakby ona chciała, przez co jego słowa wcale nie wydały się jej szczere. Nie pomagał fakt, że od samego początku miała do niego negatywne nastawienie i to niewiele się zmieniło, choć od rozmowy sprzed karczmy, zdecydowanie zelżało.
- Wcale nie jesteś lepszy, nawet nie skupiasz się na tym, co mówię - rzuciła półszeptem, przez co jej kobiecy głos zabrzmiał mniej gniewnie, niż planowała. Być może gdyby nie był taki melodyjny i uroczy na co dzień, to dałoby się teraz plastycznie nim manewrować i jednocześnie używać szeptu.
- Skoro jesteśmy razem, to powinniśmy być dla siebie ważni. Działanie w grupie bez zaufania lub w atmosferze bycia piątym kołem u wozu nie sprzyja niczemu - Cassandra po chwili stanęła obok mężczyzny, patrząc na niego ze swojej stojącej pozycji. Zza kotary koca, którym się opatuliła, wysunęła się delikatna, kobieca dłoń, o smukłych, długich palcach, zakończonych zadbanymi paznokciami. Sprawiała wrażenie, jakby w życiu nie podjęła się żadnej fizycznej pracy.
- Myślę, że twój dowódca się ciebie pozbył. Nie wiem dlaczego, ale skoro to zrobił, musiałeś ich przerastać swoją osobą. To oznacza, że spędzimy ze sobą dużo czasu. Powinniśmy więc zacząć znajomość od początku. - kobieca dłoń czekała na uścisk zgody, podczas gdy śliczne oczy wpatrywały się w niego ze spokojem.

Dłonie Heinricha nie były zadbane. Ani szczególnie czyste, skoro już o nich mowa. Ale nie dlatego poczuł się zakłopotany. Dziewczę było zielone jak trawa na wiosnę i zupełnie nie rozumiało ich sytuacji. Niemniej…
- Heinrich Gauber - uścisnął jej dłoń - dla przyjaciół Heini - dodał.
- A dowódca pozbył się mnie, tak jak pozbyłby się każdego w takiej sytuacji. Dobre stosunki z Kapłanami Ulryka są ważniejsze niż życie jednego strażnika. Czy grupki wojowników. Czy młodej dziewczyny, która nie powinna ruszać do Drakwaldu, ale jak jeszcze raz powie, że jest nieprzydatna to ją aresztuję za okłamywanie strażnika.

Cassandra parsknęła krótko z rozbawienia, zaś samo ściśnięcie dłoni jakoś jej nie obrzydziło. Ciężko mieć takie jak ona, kiedy jedyną rękojeścią jaką się trzyma w łapie, bywała osobistą bronią umiejscowioną w kroczu.
- Nigdy jeszcze nikt mnie nie aresztował - przyznała w zadumie, chowając rękę z powrotem pod kocem, ponieważ już zdążyła poczuć chłód na delikatnej skórze.
- Ani mojego ojca, choć bardziej zasłużył. Więc chyba strażnicy używają tego kiedy im wygodnie - usiadła obok mężczyzny i westchnęła patrząc w ciemność lasu. Chwilę milczała w zastanowieniu.
- Rozmowy chyba nie sprzyjają wartom, co? No bo tak w sumie, nic nie widać i tak, to tylko można usłyszeć, ale gdy ktoś trajkocze nad głową, to już kompletnie bez sensu - ciężko było uznać, czy właśnie stwierdziła oczywisty fakt, czy może po prostu pyta.
- Ja nigdy wart nie trzymam, co chyba dosyć oczywiste, ale nie będę mówić z jakiego powodu, bo nie chcę być aresztowana. - uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

- Nie sprzyjają - potwierdził - wracaj zatem do namiotu męża, zanim zacznie się zastanawiać co takiego robiłaś w nocy z Heinrichem. Albo zanim ja przestanę myśleć o warcie. Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa i polecam się na przyszłość. A gdybyś kiedyś chciała stanąć...
- Wartownik nie powinien być przy ogniu, jest wtedy łatwym celem. A jak mu zimno to wystarczy że otuli sie kocem, zamknie na chwilę oczy i już śpi, więc lepiej uważać. Najlepiej stanąć bez ruchu gdzieś poza zasięgiem światła, przytulić się plecami do muru… albo drzewa, zwłaszcza w deszczową noc i poczekać w ciszy na to, co przyjdzie. A jak zostawiony przy ognisku płaszcz imitujący podsypiającego wartownika dostanie strzałą, głośno krzyczeć.

- Mąż nic sobie nie pomyśli, co najwyżej się zmartwi, dlaczego nie mogłam spać
- odpowiedziała cicho i zmrużyła oczy próbując skupić się na ciemności i cokolwiek w niej dostrzec. - A ja raczej nie będę wartować, tak mi się wydaje. Choć kiedyś też mówiłam, że nie będę walczyć, ani opuszczać miasta, ani nie będę pić alkoholu, ani nie wezmę ślubu, ani się do ciebie nie odezwę. Więc wiele się mówi, a i wiele zmienia - posłała mu krótki uśmiech, a jej wyraz ślicznej buźki przestał już emanować buntem i niechęcią.
- Niedługo się mnie pozbędziesz. Nie mogę spać póki co. - dodała aby go przekonać, że nie będzie go długo męczyła swoją osobą.

- Ja też nie planowałem iść do Drakwaldu i trzymać wart w tym przeklętym lesie. Nie po to zaciągnąłem się do straży. To miała być spokojna, bezpieczna i przyjemna praca z gwarantowaną emeryturą. A spójrz na co mi przyszło - roześmiał się cicho mężczyzna.
- Czemu nie możesz spać? - zapytał później.

Odpowiedziało mu wzruszenie ramion ukrytych pod kocem.
- Tak jakoś, nie czuję się pewnie - odpowiedziała na zadane pytanie, gdyż co do wcześniejszego nie wiedziała jak zareagować. Pewnie gdyby zaczęła go pocieszać, to mógłby to źle potraktować. Nie chciała też już wspominać, że przynajmniej może być blisko niej, bo na co dzień nie byłoby go stać; to też nie zabrzmiałoby zbyt dobrze. - Ale nie zaproponuję ci zamiany, że pójdziesz spać a ja powartuję, bo jeszcze coś nas zeżre podczas mojego niby-czuwania.

- Nie czujesz się pewnie z powodu potworów czy małżeństwa?
- zapytał - A powartować możesz chwilę ze mną, przejdziemy się wokół obozu, może jak zmarzniesz trochę łatwiej będzie Tobie zasnąć.

Cassandra ściągnęła brwi i spojrzała na niego zdziwiona
- Małżeństwa? - zatrzepotała rzęsami nie bardzo rozumiejąc. - To był mój pomysł, czemu miałabym czuć się przez to źle? Prędzej Rudiego o to spytaj, może on czuje się zmuszony - zaśmiała się cicho, marszcząc przy tym słodko swój nosek.
- Możliwe, że potrzebuję trochę niedogodności, aby docenić wygodę cudownego namiotu i ponownie zasnąć - zgodziła się z mężczyzną. Jej zachowanie względem niego uległo całkowitej zmianie, zupełnie tak jakby naprawdę zaczynali od początku.

- To dość spora życiowa zmiana… Przez pierwsze miesiące po moim ślubie nie mogłem się przyzwyczaić. Skoro jednak nie, zapraszam na obchód. Chyba pierwszy raz robię go w lesie. Więc też się za pewnie nie czuję. Ale przynajmniej miło - ukłonił się kobiecie z uśmiechem.

Odpowiedziała mu tym samym uśmiechem, ukrywając zdziwienie na poznane nowe fakty, o których nawet nie miała zielonego pojęcia. W tej chwili zdała sobie sprawę, że nawet nie traktowała go wcześniej jak człowieka, a od samego początku jak intruza i potwora, który wkradł się w ich grupę podstępem i próbuje wszystko zniszczyć. Zrobiło jej się przykro, że potraktowała go w tak niesprawiedliwy sposób, skupiając się tylko na samej sobie i swoich, domniemanych krzywdach.
- Co się stało z twoją żoną? - zapytała cicho, wstając z prowizorycznego siedzenia. Zacisnęła usta w wąską kreskę mając wrażenie, że odpowiedź nie będzie zbyt pozytywna.

- Zachorowała - odpowiedział krótko. I gdy już wydawało się, że nic więcej nie powie, przerwał milczenie - W mieście panowała zaraza. Wszyscy strażnicy musieli być na ulicach. Pilnować porządku, zbierać trupy, walczyć z szabrownikami… Dosłownie spaliśmy w strażnicy. Z tym, że nie spaliśmy. Widywaliśmy się co kilka dni o ile w ogóle. Nie mogłem przy niej być kiedy… - przerwał - ale to nie tematy dla młodej mężatki. Zresztą, to było kilka lat temu.

- Chyba mój staż czy też wiek nie mają tutaj wiele znaczenia. To może się przytrafić każdemu. Przykro mi, że przytrafiło się tobie
- powiedziała szczerze Cassandra, lepiej rozumiejąc codzienny cynizm Glaubera. Możliwe, że życie było dla niego tylko pasmem nieprzyjemnych niespodzianek i prostych oczywistości, nie dorabiał do wszystkiego głębszych powodów jak Cass, ani nie doszukiwał się wszędzie swojej winy. - A to, czy minęło kilka lat lub nawet pół wieku, nie ujmuje ważności jej osobie - uśmiechnęła się subtelnie, gotowa do krótkiej i cichej przechadzki wokół obozowiska.

- Nie. Nie odejmuje - potwierdził - Dziękuję.
Cassandra zlękniona była napotkaniem tak ogromnej, rogatej bestii, stąpającej na dwóch tylnych kopytach jak człowiek na nogach. Jej oddech zamarł na chwilę, a w oczach zagościł ogromny strach, kiedy widziała, jak Rudiger zamierza szykować się do walki. Odruchowo chwyciła wisiorek Sigmara, ale nie wypowiadała żadnej modlitwy. Był to bardziej gest wystraszonej duszy, która potrzebuje czuć czyjeś wsparcie i obecność. Dziewczyna bała się o ukochanego, nie mniej jak o pozostałych. Nawet Glauber, po nocnej rozmowie jaką razem odbyli, wydał jej się bardziej ludzki. Tak naprawdę zawsze taki był, po prostu to ona i jej poczucie niskiej wartości, dorobiły mu diabli ogon i rogi, robiąc ze strażnika parszywą poczwarę, którą w rzeczywistości wcale nie był.

Ślicznotka wraz z ojcem Odo wycofała się nieco, ciągnąc za sobie zwierzęta, aby przywiązać je gdzieś w bezpiecznej odległości. Lepiej by było gdyby te nie zareagowały zbyt głośno na wzniecony przez grupę atak, ani żeby się nie spłoszyły. Cassandra niestety nie posiadała wystarczającej siły, aby móc je utrzymać podczas reakcji lękowej, musiała więc podejmować szybkie decyzje w sprawie opieki nad wierzchowcami, aby uniknąć ewentualnych, przykrych niespodzianek. Dziewczyna nie chciała patrzeć na walkę, jaka toczyła się niemal pod jej nosem. Ściskała tylko wisiorek i oddychała nerwowo, wsłuchując się w szczęk oręża i rozcinanego mięsa. Z ledwością ściskała łzy pod powiekami, nie pozwalając im się uwolnić.

Ocknęła się dopiero gdy poczuła na ramieniu dłoń męża. Spojrzała na niego odwracając głowę, a na jej buzi wymalował się niespotykanie ogromny uśmiech, zwiastujący radość i ulgę. Cassandra rzuciła się Rudigerowi na szyję, jakby był bohaterem, który właśnie wyzwolił księżniczkę spod oków straszliwych bestii. Wtuliła się w niego bardzo mocno, przytulając z całą swą miłością, po czym oderwała się niechętnie. Widać było dziecięcą radość, jaka ją opanowała, po tym jak ujrzała ukochanego całego. Cieszyło ją też że i Erice jak i Konradowi nic się nie stało, tak samo Heini nie zasłużył na zły los. Wszyscy byli w jednym kawałku i dziewczyna mogła być spokojna.


Podczas gdy inni przekopywali się przez stertę czaszek, odciętych głów, kości i masę innego obrzydlistwa, Cassandra siedziała sobie na zrujnowanym murku i machała nóżkami. Czasami coś pokarmiła zwierzęta, czasami sprawdziła, jak się ma dziadek Odo, a innym razem po prostu bacznie się rozglądała, udając, że jest wartownikiem i pilnuje okolicy. W pewnym sensie jej zachowanie możnaby nazwać zabawą, jednak dziewczyna szczerze starała się być przydatna.
Przekopywanie się zajęło innym wiele godzin, podczas których Cassandra poczuła się nieco znużona. Wszystkie zwierzęta były nażarte i napojone. Wartowanie znudziło jej się po dwóch kwadransach. A dziadek jak pierdolnął, tak leżał. Nie śniła jednak nawet, aby pomagać i dotykać te świństwa, niech teraz oni sobie pogrzebią, tak jak ona musiała w gównie, w którym utkwił bełt!

Nagłe powstanie dziadka Odo sprawiło, że Cassandra podskoczyła z piskiem przerażona. Kapłan wstał tak gwałtownie i szybko, że biedna dziewczyna mało co nie pobiegła schować się za plecami męża, myśląc, że napadli na nich jacyś bandyci. Ten dziad był jakiś nienormalny, padał sobie na glebę gdy był potrzebny, a gdy już sami sobie wszystko znaleźli to nagle powstawał jak z martwych i stukając lasencją pognał na dół po schodach.

- Nawiedzony… - rzuciła półszeptem Cassie, podążając szeroko rozwartymi oczami za dziadkiem, a potem dołączyła też swoje kroki, standardowo idąc za ukochanym, który jak zawsze bronił tej drobnej kobietki swoim potężnie umięśnionym ciałem.

Nastolatka bardzo szybko stwierdziła jedno
- Nie podoba mi się tu - co też nie było jakimś odkryciem, biorąc pod uwagę jej delikatną naturę. Po ujrzeniu znaku Khorna, ozdobionego w tak obrzydliwy sposób, jedynie pogorszył jej się nastrój. Ścisnęła mocno ramię męża i przylgnęła do niego jak rzep. Pewnie gdyby zaczął teraz nerwowo machać ręką, telepałby nią wraz z przyklejoną do niej Cassandrą. Obecność męża, pocieszający uśmiech Eriki czy pełne skupienia spojrzenie Konrada, wspierały ją nieco na duchu, ale nie niwelowały strachu. Nawet pewna postawa Glaubera nie potrafiła przekonać jej, że to tylko znak, za którym i owszem, kryje się zło, ale młoda na pewno je wyolbrzymia razy dziesięć.

Rozwidlenie i ślepe korytarze, do których dotarli po krótkiej przechadzce, rozwiązały Cassandrze nieco język. Podzieliła się swoją wiedzą, choć nie chciała wdawać się w szczegóły jej posiadania. Fakt faktem, że pewien Norsman bardzo sobie upodobał jej kruche ciało i delikatną naturę, a zdecydowanie nie był typem łagodnym, ani dobrym. Dziewczyna była nawet pewna, że był silniejszy od Rudigera, jednak nie widziała sensu, aby o tym wspominać. Skupiła się tylko na przydatnych informacjach, którymi się podzieliła. Pomoc w szukaniu była jednak czymś, czego się bała. Nie chciała zostać nadziana przez jakieś kolce, które nagle wyskoczą po uruchomieniu pułapki.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-10-2019, 19:43   #120
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dialog powstał przy współpracy z pozostałymi graczami

Walka z minotaurem mogłaby należeć do najcięższych w życiu Rudigera gdyby nie miażdżąca przewaga liczebna jaką miała sprzyjająca mu strona. Trzech strzelców uraczyło stwora pociskami dotkliwie raniąc przeciwnika nim Schultz zdążył do niego dobiec. Mężczyzna był pierwszym, który starł się z nim w zwarciu i musiał przyznać, że przed taką kupą mięsa, otoczoną w brunatne futro, z rogami na wielkim czerepie należało czuć respekt. Potężny topór dwuręczny chodził w powietrzu z niemałą gracją, ale zabijaka nie zamierzał dać się posiekać. Pierwszy cios miecza rzezimieszka zagłębił się w bicepsie potwora, z którego chlusnęła ciemna jak noc jucha. Bestia mogłaby przeciąć człowieka na pół, ale po potężnym zamachu jej cios był zdecydowanie zbyt wolny i przewidywalny. Rudiger bez problemu uniknął czując już towarzystwo pozostałych wojowników.

W przewadze czterech na jednego nie zostawili przeciwnikowi szans na zwycięstwo. W chaosie, który powstał Rudiger odnajdywał się doskonale widząc każdy wyprowadzony cios. Cięcie w lewe kopyto, pchnięcie w bok, obuchowy cios w prawą racice. Schultz nie musiał wiele ryzykować mając świadomość, że ich zwycięstwo było kwestią chwil. Minęły sekundy kiedy potwór padł bez tchu zalewając krwią poszycie polany.

Zaraz po walce Schultz ruszył do żony i niewidomego kapłana. Cassie była wystraszona i uspokoiła się dopiero kiedy upewniła się, że wszyscy byli cali i zdrowi. Rudiger uśmiechnął się do żony przypominając jej, że „złego licho nie bierze” na chwilę przed tym jak ojciec Odo stracił przytomność. Wojownik wziął topór minotaura i ukrył go w pobliskich kurhanowi krzakach. Stwierdził, że mógłby go zabrać w drodze powrotnej i spieniężyć w Middenheim.


Usuwanie z okolic grobowca kości nie było łatwym i przyjemnym zajęciem. Niektóre czaszki były stare i szare, a inne całkiem świeże miejscami mając na sobie resztki gnijącego mięsa. Robale, insekty, smród były w tej robocie normą chociaż daleko było temu środowisku do warunków pracy kanalarza. Zabijaka nie wiedział ile trwało ogarnianie tego bajzlu, ale dla niego było to dobre kilka godzin. Mimo swego miastowego pochodzenia Rudiger nie narzekał chcąc pokazać innym, szczególnie Cassie, że dopiero się rozgrzewał i był gotów na wiele, wiele więcej. Schody ukazały się oczom Schultza w tym samym momencie kiedy kapłan wstał i oprzytomniał. Rudiger widząc jak nagle zrobiło mu się lepiej spojrzał na Cass, która nie bez przyczyny się wystraszyła. Jego obecność i uspokajające objęcie dało jej jednak poczucie bezpieczeństwa. O ile można było tak się czuć w okolicy wejścia do podziemnej krypty skrywającej tajemnice wyznawców chaosu.

Rudiger nie należał do estetów, a jedyne w czym rzeźbił było jego własne ciało, z którego pozbywał się każdego grama tłuszczu przepalając go podczas wielogodzinnych treningów. Wojownik nie znał się zatem na sztuce, ale znak chaosu był całkiem przyjemnym na swój odrażający sposób. Jeden uczony mówił niegdyś zabijace, że ludzki umysł potrafił odnaleźć piękno w twarzach, ciałach i przedmiotach o wiele sprawniej o ile były one symetryczne. W tym symbolu była wyraźna symetria chociaż łańcuchy, szkarłat, rogi i czaszki nie zachęcały do napawania się wizją znaku dłużej niż przez chwilę.

Za drzwiami umysł Rudigera zaczął nasilać czujność chwilami zmuszając mężczyznę do przesadnego rozglądania się. Schultz czuł przyklejoną do niego żonę dlatego nie sięgnął po broń nie chcąc wywoływać w niej paniki. Z resztą rzezimieszek potrafił dobyć broni na tyle szybko, że nie spowalniało to ataku na wybrany w dowolnej chwili cel. Mroczna aura pomieszczenia, chłód, smród i cała otoczka Boga Krwi sprawiły, że wojownik rozglądał się nie tylko po otoczeniu, ale też po pozostałych wojownikach. Nie miał zamiaru atakować, ale był gotów do obrony gdyby kogoś umysł zaczął płatać mu figle.


Symbole, sceny bitew, jakieś nieodgadnione zapiski… Umysł Rudigera chłonął wszystko do czasu aż wojownik wykonał gest błogosławiący jego własnego boga. Latarnia Glaubera nie dawała przesadnie dużo światła, ale Schultz wyraźnie widział obie odnogi, które również nie wyglądały na zbyt gościnne. Umysł wojownika wrócił jednak do normy, a Cassandra mogła odkleić się od męża dając mu większą swobodę ruchu. Wojownik rzucił jej spokojny uśmiech po chwili rozglądając się wokół.

- Najpierw sprawdzimy jedną odnogę, a później drugą? - zaproponował Rudiger szeptem. - Z tego miejsca obie wyglądają na ślepe uliczki. Gdzie nie ruszymy musimy uważać na pułapki… - dodał Schultz zachowując wzmożoną czujność.

- Skoro są tylko ściany i podłoga, to gdzieś w nich jest mechanizm otwierający przejście - stwierdziła Cassandra z niezwykłą pewnością, a gdy wzrok innych skupił się na niej, zamrugała pospiesznie oczami - W różne miejsca mnie zabierano, w podziemiach też kiedyś byłam i zwykle albo trzeba było nastąpnąć na odpowiedni kafelek, co jest o wiele rzadsze, częściej to uaktywniało pułapki, albo wcisnąć coś w ścianie - wzruszyła ramionami, czując potrzebę wytłumaczenia się.

- A może te korytarze są tylko po to, by intruzów wprowadzić w błąd? - wyraził przypuszczenie Konrad. - Może faktyczne przejście było ukryte wcześniej, wśród tych krwawych bazgrołów?

- Może. Ale bez potrzeby bym nie łaził. Skoro Cassandra mówi o pułapkach, warto to sprawdzić - powiedział Heinrich - Przyjrzyjmy się podłodze, ścianom i sufitowi na okoliczność dziur, szczelin i podejrzanie regularnych zmian koloru. Czy ktoś poza mną wziął ze sobą lampę? - zapytał.

- Zdecydowanie popieram pomysł Cassandry - powiedziała Erika, chowając miecz do pochwy przy pasie. Z plecaka wygrzebała swoją latarnię i butelkę oleju. Po chwili mieli już dwa źródła światła. - Akurat o wprowadzanie w błąd kultystów Khorne’a bym nie podejrzewała, Konradzie. Tam rządzi brutalna siła, a nie jakieś finezyjne załatwianie spraw. Pewnie po prostu ukryli dalsze przejście. Porozglądajmy się i miejmy oko na jakieś dziwne rzeczy. Tylko uważajcie, bo gdzieś tu mogą być pułapki.

Po tych słowach najemniczka ruszyła w lewo, przejeżdżając powoli dłońmi po ścianie i bacząc, gdzie stawia stopy.

- Pewnie masz rację - przytaknął Konrad, który jednak nie przyłączył się do poszukiwań, uznając, że zbyt wiele osób będzie sobie najwyżej przeszkadzać.

Rudiger widząc starania Eriki ruszył aby sprawdzić przeciwległą do najemniczki ścianę. Ruszył korytarzem na lewo przemieszczając się powoli. Nie chciał ominąć nic na ścianie czy podłodze zatem jego kroki były bardzo niewielkie. Schultz w każdej chwili był gotów odskoczyć w kierunku znanej części korytarza. Postanowił poruszać się dopóki latarnie Glaubera i Eriki będą mu gwarantowały chociaż nikłą widoczność.


Gdy Erika wyciągnęła swoją latarnię i ruszyła w lewo, Heinrich ustawił się tak, by móc oświetlać całość prawej odnogi, nie ruszając jednak do przodu dopóki nie sprawdził, czy nie wejdzie w pułapkę robiąc tak jak przed chwilą sugerował.

Gdy okazało się, że badane są równocześnie oba korytarze, Konrad ruszył za Eriką, by pomóc jej w poszukiwaniach. Szukał czegoś, co uruchomi ukryte przejście, lub śladów które wskażą na istnienie pułapki lub zamurowanego jakiś czas temu przejścia.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172