Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2019, 10:42   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
I znów dopisało im szczęście. Przynajmniej większości z nich, bo biedny Gerwazy trafił do stajni. Co oznaczało nocleg na sianie, a nie konieczność zjedzenia porcji owsa i siana na kolację.
Ta przyjemność została zarezerwowana dla konradowego konika.

* * *


- Dziękuję i polecamy się na przyszłość - powiedział, zanim pożegnali się z ojcem Mortenem.

* * *

Nie ma to jak łączyć przyjemne z pożytecznym...
Nie dość, że zrobili dobry uczynek, spełniając ostatnie życzenie umierającego, to jeszcze dostali dość sporą garść złota, zdecydowanie przydatnego, szczególnie w tych trudnych czasach.
Konrad schował medalion i wsypał złoto do sakiewki, po czym schował sakiewkę tak, by nie mógł się dobrać do niej pierwszy lepszy złodziej. Co prawda osobiście nie miał takich doświadczeń, ale był pewien, że w mieście roi się od osobników, którzy wolą siegać do cudzej kieszeni, niż zabrać się do porządnej pracy.

- Co powiecie na małe zakupy? - zwrócił się do pozostałych, gdy opuścili gościnne progi świątyni.

To nie było tak, że ledwo dostał nieco złota, to miał zamiar je stracić, ale warto było uzupełnić zapas strzał. Co prawda nie spodziewał się strzelaniny w mieście, ale - jak powiadano - przezorny zawsze ubezpieczony. A nuż trafi się jakaś robota, wymagając nagłego wyjazdu?

Wieczór w gospodzie

Konrad nalał Erice piwa do kufla, potem dolał i sobie, po czym odsunął na bok pusty dzbanek..
- Co ciebie, Eriko, wygnało z rodzinnego domu w świat? - spytał.
- Tak naprawdę nie miałam domu, no chyba, że mówimy o Middenlandzie, jako o domu w ogóle - powiedziała. - Ojciec był dowódcą swego oddziału najemnego, więc siłą rzeczy jeździłam tam i tu. Bardziej tam, niż tu. - Upiła piwa.
- No to faktycznie nigdzie nie zagrzałaś miejsca na dłużej. - Konrad pokiwał głową. - Miałaś pewnie siodło zamiast kołyski - zażartował.
- Można tak powiedzieć - odparła. - A ty? Podróżujesz, bo na szlaku łatwiej zarobić dobry pieniądz, czy lubisz mocne wrażenia? A może jeszcze coś innego cię do tego popchnęło? - Uśmiechnęła się lekko.
- Wszystko po trochu, ale przede wszystkim w domu było nas za dużo - przyznał.
- Ja jestem jedynaczką, pewnie dlatego rozmowy ze mną nie należą do najprzyjemniejszych, bo… mam wrażenie, że nie umiem gadać z ludźmi - odparła. - Chociaż Rudiger chyba ma inne zdanie na ten temat. Czasami się zastanawiałam, jak to jest mieć rodzeństwo… pewnie jakbym miała brata, to byśmy się ciągle tłukli.
- Muszę się z tobą zgodzić. - Konrad pokiwał głową. - Ale ja pewnie nie jestem obiektywny. I widok brata z pewnością by mnie nie uszczęśliwił. - Upił spory łyk piwa. Zdecydowanie łatwiej dogadać się z Rudigerem - dodał.
- Tak, to prawda, wszędzie go pełno. I jego entuzjazmu. - Uśmiechnęła się lekko. - Masz już jakieś plany odnośnie Middenheim? Uważam, że przez jakiś czas powinniśmy trzymać się razem, skoro wiemy, że możemy na sobie polegać.
- Szczerze? Co do Middenheim, to mam zamiar sprawdzić, czy znajdzie się jakieś zajęcie. W miarę dobrze płatne i w miarę uczciwe. Jeśli nie, to załapać się do jakiejś karawany i ruszyć w świat. Co do trzymania się razem, to masz rację. - Skinął głową. - Lepiej pracować z kimś, kogo się zna. A ty, co planujesz?
- Też mam zamiar porozglądać się za jakimś zajęciem. Ale wszystko na spokojnie, w końcu mamy jeszcze pieniądze na życie. Popytać tu i tam, dowiedzieć się, gdzie mogą najlepiej płacić. Takie tam życie najemnika, nic specjalnego - odparła, biorąc łyk piwa.
- Teoretycznie w tych czasach powinno był łatwo o jakąś pracę. Pewnie każdy, kto ma złoto lub robi jakieś interesy, potrzebuje kogoś, kto by pilnował jego pleców. Pytanie tylko, czy znajdą się chętni do sypnięcia groszem za usługi. - Konrad miał pewne wątpliwości.
- Dokładnie. Z pracą po wojnie problemów nie będzie, gorzej z wynagrodzeniem. Rozejrzymy się, zorientujemy w sytuacji. Ostatecznie tak, jak mówisz, można się zabrać z jakąś karawaną gdzieś, albo od biedy wstąpić na chwilę do straży miejskiej. Nie wątpię, że po walce z Archaonem mają problemy kadrowe. - Erika uśmiechnęła się. - Albo wysłać Rudigera, żeby popytał w półświatku, czy któraś gruba ryba nie potrzebuje dobrej obstawy. W tych czasach nielegalne interesy z pewnością kwitną lepiej, niż kwiaty na wiosnę.
- Grube ryby mają zwykle duże kłopoty, ale to oznacza też spore zarobki. Ale konflikty z prawem średnio mi odpowiadają. Na dłuższą metę to się opłaca grubym rybom, a nie takim szaraczkom jak my. Chyba że to by była jednorazowa akcja, a potem w drogę - sprecyzował.
- O tym właśnie myślałam. Jednorazowo. Ale nie ma co gdybać, najpierw trzeba się rozejrzeć. Nie musimy od razu schodzić na przestępczą ścieżkę - powiedziała. - Może będziemy mieć szczęście i trafi się coś ciekawszego do roboty. Duże miasto, duże możliwości.
- I, niestety, duże możliwości tracenia pieniędzy. Jak ujrzę w sakiewce dno, to ruszam w świat. - Konrad się uśmiechnął. - Ale uprzedzę, zanim to zrobię - obiecał z uśmiechem.
- Ja umiem żyć oszczędnie, bo i wiele mi nie trzeba. Ale jak tutaj niczego nie złapię, ruszam z tobą - odpowiedziała, dopijając piwo. - Drugie na mój koszt.
Gestem dłoni zawołała jedną ze służek i zamówiła kolejne dwa kufle złocistego napoju, które niedługo później pojawiły się na ich stoliku.
- Nasze zdrowie! - Stuknęła się z Konradem i upiła kilka łyków.
- Oby wszystkie nasze przygody tak się kończyły - odparł, uzupełniając toast.
- Zdecydowanie, oby bogowie zawsze nam sprzyjali. - Uśmiechnęła się do niego lekko.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-08-2019 o 19:06.
Kerm jest offline  
Stary 20-08-2019, 09:17   #42
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Nami, dziękuję <3

Podczas podróży do świątyni Sigmara, Erika rozglądała się uważnie, nie tylko po to, by ocenić, w jakim stanie są poszczególne budynki po najeździe wojsk Chaosu, ale głównie po to, by żaden kieszonkowiec nie próbował podprowadzić jej sakiewki. Co prawda wiele tam nie miała, ale starczyłoby na pokój i parę dni życia na lichym prowiancie. Gdy udało im się znaleźć odpowiednią gospodę, najemniczka zostawiła swój plecak w pokoju, uprzedzając karczmarza, że gdy wróci i stwierdzi, że coś zginęło, to sobie inaczej porozmawiają. Chłop był wielki, ale nie wyglądał na wojownika; poza tym już samym wyglądem Erika dawała znać otoczeniu, że nie należy jej lekceważyć.

W samej świątyni Młotodzierżcy szybko załatwili, co trzeba, a kobieta jedynie przewróciła oczyma, słysząc, jak bardzo podnieca się ikoną ojciec Morten. Zaskoczyła ją natomiast nagroda, jaką otrzymali za dostarczenie relikwii - dwadzieścia pięć koron to były bardzo dobre pieniądze, najlepsze, jakie kiedykolwiek zarobiła i to jeszcze za tak prozaiczną rzecz, jak dostareczenie świętego obrazka do świątyni. Otrzymany naszyjnik z symbolem Sigmara zamierzała sprzedać możliwie najszybciej, a skoro według Rudigera mogła dostać za niego sześć Karli, to jeszcze lepiej. Na propozycję Konrada przytaknęła bez wahania.
- Jestem za, muszę kupić kołczan bełtów i spieniężyć ten wisior od Sigmarytów. Do niczego mi się nie przyda.

Zapytali mijanych ludzi o jakiś targ miejski i dopiero czwarta napotkana osoba umiała pokierować ich w odpowiednią stronę. A sam market nie był jakoś porywająco duży, albo jedynie sprawiał takie wrażenie, gdyż wszystkie stragany były do siebie tak przytulone, że ciężko było sprecyzować, czy stojący przy nich ludzie, kupują u jednego, czy drugiego sprzedawcy. Kołczan z dobrymi jakościowo bełtami udało jej się kupić niemal z marszu, gorzej było ze sprzedażą naszyjnika. Odchodziła z pustymi rękami od kilku straganów, dopiero jeden z żylastych, podejrzanych typków skinął na nią głową i gdy odeszli kawałek od targu, stwierdził, że chce kupić naszyjnik. Erika spodziewała się pułapki, ale tym razem sprzedaż przebiegła bezproblemowo i najemniczka wróciła do kompanów bogatsza o sześć Karli. Po udanych zakupach wrócili do karczmy, by odpocząć i coś zjeść.


Popołudnie upłynęło szybko i całkiem przyjemnie. Najpierw porozmawiała chwilę z Konradem, który z podejścia do życia wydawał się być Erice twardo stąpającym po ziemi mężczyzną, a przy obiedzie pojawił się Rudiger, z którym najemniczka odbyła szybki i energetyczny sparing na tyłach gospody. Po "walce", w której była górą, wzięła szybką kąpiel i odświeżona zeszła na dół, by dołączyć do Schultza. Przy winie i miłej rozmowie czas uciekał im niepostrzeżenie. Erika nie sądziła, że z tą zgrają ledwo poznanych ludzi, a zwłaszcza z rzezimieszkiem, znajdzie wspólne tematy i przede wszystkim otworzy się bardziej, niż otwierała się zwykle. Samej siebie nie poznawała, ale... to była chyba dobra zmiana, choć wciąż nie nalażeła do osób, które gadają, byle tylko gadać.

Wieczór w towarzystwie Rudigera minął niemal jak na pstryknięcie palców. Pożegnała się więc z nim i poszła na górę. Cassandra była już w swoim łóżku i chyba spała, odwrócona plecami, więc najemniczka zamknęła cicho drzwi na klucz, rozebrała się do naga, jak miała w zwyczaju sypiać i położyła się do swgo łóżka, również odwracając na bok. Jeszcze przez dłuższą chwilę rozmyślała na temat Rudigera i kolejnych dni w Middenheim, po czym oddała się w objęcia Pana Snów.




Cassandra & Erika
pierwsza noc w Middenheim

Spała, gdy najpierw jej uszu doszło pojękiwanie z sąsiedniego łóżka, a potem krzykliwe zawodzenie. Erika odwróciła się na łóżku, zapalając zapałką świeczkę, którą postawiła wcześniej na szafce nocnej i zobaczyła wijącą się w pościeli Cassandrę. Dziewczyna machała rękoma na lewo i prawo przez sen, mamrocząc coś niezrozumiale. Koszmary. Znała to aż za dobrze z własnego życia, chociaż ostatnio - o dziwo - żadne jej nie nawiedzały. Co więc musiała śnić tak dobra i wątła psychicznie osoba jak Cass?

Najemniczka nawet nie chciała się domyślać. Energicznym ruchem odrzuciła własną derkę i podeszła do łóżka Cassandry. Usiadła na brzegu i chwyciła ją mocno za nadgarstki. Tylko na tyle, by kontrolować wyrzuty jej rąk, ale nie powodować niepotrzebnych siniaków. Chwyt ten jednak bardziej pogorszył, niż pomógł.
- Nie chcę… - wymamrotała młoda dziewczyna, głosem tak cichym i rozpaczliwym, że czuć było przenikający ją ból.
- Hej, Cassie! Wszystko w porządku, to tylko koszmary! - Krzyknęła wojowniczka, próbując wyrwać dziewczynę ze snu.
- Zostaw mnie! - niemal odkrzyknęła jej Cassandra, podnosząc się do pozycji siedzącej całkiem gwałtownie i wyrywając ręce z uścisku kobiety, a kiedy w niemal sekundę dotarło do niej, że Erika siedzi na brzegu jej łóżka i patrzy na nią, dziewczyna wybuchła płaczem. Prędkość z jaką rzuciła się wojowniczce na szyję, aby ją objąć, nie pozwoliła Erice na zrobienie uniku, nawet gdyby tego chciała. Cassandra przylgnęła do niej swoim nagim torsem. Jej skóra była miękka i delikatna, a w ramionach umięśnionej kobiety, nastolatka była jak krucha i słodka niewiasta, którą bardzo łatwo jest zranić.

W pierwszej chwili Erika nie wiedziała, jak się zachować, gdy Cassie mocno ją objęła. Jej umięśnione ręce zawisły w powietrzu, kilka centymetrów od pleców dziewczyny. W końcu jednak również ją przytuliła, mocno, ale nie za mocno, by dać jej poczucie bezpieczeństwa.
- Już dobrze... to były tylko koszmary - powiedziała uspokajającym tonem. Jej głos różnił się teraz od tego, którym zwykle rozmawiała z pozostałymi. Nie był mocny, wręcz poirytowany, tylko delikatniejszy, kobiecy. Kiedy chciała, potrafiła taka być. - Sama też je miewałam, to przez tę pieprzoną wojnę.
Pogłaskała Cassandrę po plecach, niczym matka własne dziecko. I choć czuła się z tym nieco dziwnie, to wiedziała, że dziewczynie to pomoże. Przynajmniej chwilowo.

Dziewczyna nie była w stanie przez pewien czas nic odpowiedzieć. Starała się stłumić swoje beczenie zaciskając zęby i wargi, jednak z jej gardła wciąż dało się słyszeć przeciągły jęk, przypominający skomlenie szczeniaka. Chude ciało drżało, a klatka piersiowa poruszała się w niesystematycznych odruchach, szybko. Cassandra starała się oddychać spokojniej, ale wciąż potrafiła brać jedynie płytkie wdechy.
- Przepraszam - wydukała nie przestając płaczeć, choć jej rozpacz była już mniej intensywna niż początkowy wybuch. Kiedy obraz z koszmaru stawał się coraz mniej realny, dziewczyna poczuła wstyd. Do tej pory tylko Rudiger był przy niej i to jej wystarczyło, do tego się przyzwyczaiła. To, że Erika tym razem ją obejmowała i uspokajała, było dla Cassie prawie poniżające. Nie chciała aby wojowniczka odbierała ją tak, jak inni mężczyźni - jako słabą i bezbronną.
W końcu odkleiła się od pocieszycielki i usiadła prosto na łóżku. Koc zsunął się z jej ciała całkowicie odsłaniając jeszcze młode i jędrne piersi, szczupły brzuch, idealne wcięcie w talii oraz zgrabne nogi. Pociągnęła głośno nosem i niedbale przetarła ręką policzek, a potem i drugi. Głowę spuściła w dół nie potrafiąc spojrzeć Erice w oczy. Jej oddech niemal całkowicie wrócił do normy.
- Miałam nadzieję, że to się nie zdarzy gdy będę tylko sama z tobą. Nie chciałam cię niepokoić, ani się mazać. Wiem, że na pewno masz swoje problemy i nie potrzebujesz ich więcej od niemal obcej osoby - wyjaśniła swój krótki, senny epizod wciąż pociągając nosem. Było jej bardzo głupio. - Naprawdę przepraszam.

Najemniczka jedynie przelotnie spojrzała na jej odkryte, szczupłe ciało i zmarszczyła brwi, słysząc słowa Cassandry.
- Nie masz za co mnie przepraszać - powiedziała, tym razem już nieco mocniejszym tonem. - Jesteśmy tylko ludźmi, a to, co przeżyliśmy, wpływa na nas. I potem to wszystko przeżywamy jeszcze raz, tylko w koszmarach. Ja, chociaż jestem twarda, też nie raz i nie dwa budziłam się z krzykiem, to normalne. Znamy się już od dłuższego czasu, więc nie jesteś mi zupełnie obca... nie chciałam, żebyś się męczyła z tymi snami - rzuciła, wpatrując się w nią. - Jeśli to ci pomoże, mogę odsunąć tę szafkę, która dzieli nasze łóżka i przesunąć swoje łóżko do twojego. Może gdy będziesz czuła czyjąś bliskość, będziesz spać spokojniej? - Zaproponowała. Chciała jakoś pomóc tej małej, a w obecnej chwili to wydało się jej najsensowniejszym pomysłem.

Początkowo Cassandra kiwnęła twierdząco głową, pociągając nieustannie nosem. Czuła się jeszcze przygnębiona obrazem, który przewijał się nieustannie w jej głowie. Lęk, jaki ją otaczał, był na tyle silny, że z trudem przychodziło jej myślenie o czymś innym.
[i]- Mogę też spać z Tobą, jeśli ci nie przeszkadza. Z Rudigerem zawsze się mieściłam na jednym łóżku, nie są one aż tak wąskie[i] - dodała nim Erika rozpoczęła śródnocne przemeblowanie. Jednocześnie poczuła tęsknotę za wspomnianym mężczyzną. Westchnęła bardzo głęboko i słyszalnie, choć zdecydowanie owe westchnięcie było o wiele cichsze, niż planowane przesuwanie mebli.
- O ile się mną nie brzydzisz - dorzuciła na koniec bez cienia zażenowania czy związanego z tym smutku. Było to dla niej wręcz normalne, że kobieta mogła poczuć wstręt, w końcu ona zarabiała na życie z godnością i mogła być z siebie dumna; nie to, co Cassandra.

- Nie przeszkadza mi i się tobą nie brzydzę, przestań gadać takie głupoty - odparła pewnie, uśmiechając się do niej lekko. Cassandra musiała mieć naprawdę niską samoocenę, skoro mówiła takie rzeczy. - Chodźmy więc do mnie.
Chwyciła kobietę za dłoń i wyciągnęła z łóżka. Dopiero teraz, gdy zbliżyły się bardziej do płomienia świecy, Cassie mogła jej się przyjrzeć w całej okazałości. Erika miała mocne, wyrzeźbione latami treningów ciało. Średniej wielkości piersi o brązowych sutkach były jędrne, a na brzuchu wyraźnie odcinały się mięśnie. Jej kobiecość niknęła w trójkącie czarnych włosów. Weszła do łóżka pierwsza, prezentując Cass jędrne pośladki i umięśnione plecy i położywszy się na wznak, zaprosiła ją gestem dłoni do siebie.
- Wskakuj. - Uśmiechnęła się nieznacznie.

Młódka odwzajemniła jej uśmiech przymykając oczy. Wcale też nie ukrywała tego, jak bacznie obserwowała ciało kobiety. Skrzętnie i dokładnie rejestrowała każdy zarys mięśni, każde znamię, pieprzyk czy nawet bliznę. Uczyła się jej piękna wzrokowo, całkiem z przyzwyczajenia, ale i dlatego, że była zainteresowana. Wślizgnęła się do jej łóżka bardzo delikatnie. Ciało Cassandry zdecydowanie różniło się. Było miękkie, delikatne, gładkie, pozbawione jakichkolwiek znamion, blizn czy niedoskonałości. Erika jako pierwsza osoba z ich grupy mogła śmiało stwierdzić, że dziewczyna jest bardzo młoda i prawdopodobnie nie przekroczyła nawet szesnastu wiosen. W odzieniu prezentowała się zupełnie inaczej, bardziej dojrzale, a teraz była taka... krucha i niewinna.
- Musisz trenować od dzieciństwa, prawda? - zapytała ciekawska nastolatka wtulając się w kobietę i opierając głowę o jej ramię. - Jesteś trochę podobna do Rudigera, tylko bardziej zgrabna i miękka - stwierdziła niezbyt mądrze, mimo iż nie minęła się z prawdą. Odetchnęła z ulgą i podkuliła jedną nogę w kolanie, kładąc ją na udzie wojowniczki.
- Odkąd tylko mogłam utrzymać miecz, a nawet wcześniej - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Gdy Cassie wtuliła się w nią, objęła ją w pasie, gładząc delikatnie dłonią po biodrze. - Do tego dochodziła praca fizyczna, a w najemnej kompanii przemieszczającej się z miejsca na miejsce zawsze było co robić. Dla mojego ojca nie miało znaczenia, że jestem młodą dziewczyną, chciał mnie zahartować i przygotować do życia. W pewnym sensie mu się udało. A ty? Jak wyglądało twoje życie? W ogóle, jeśli chcesz się wygadać, czy poopowiadać o czymś, nie krępuj się, jestem dobra w słuchaniu. Chyba lepsza, niż w rozmawianiu - powiedziała. Musiała przyznać, że takie leżenie w jednym łóżku z inną kobietą, a właściwie jeszcze nastolatką i przytulanie jej, było całkiem przyjemnym uczuciem. Jakoś dziwnie uspokajającym.

- To niemal tak jak ja - zmarszczyła nos Cassandra. Rozmawianie “o niczym” sprawiło, że zaczynała czuć się lepiej.
- Mężczyźni lubią o sobie mówić, przechwalać się lub opowiadać o problemach. Bywają też tacy, co nic nie mówią, ale wtedy samo ich zachowanie zdradza co ich trapi. Dlatego ja też nie zwykłam wiele mówić, kiedy wyczuję jaki kto jest, to co najwyżej zadaję pytania, ale wiesz… to tylko dlatego, że mężczyźni uwielbiają zainteresowanie. Gdy kobieta pyta o nich, czują się ważni, myślą, że w końcu znalazła się ta, którą interesuje jego los i życie - dziewczyna westchnęła bardzo spokojnie i wtuliła się mocniej w kobietę. W sumie to nie do końca wiedziała, po co to mówi, ale chyba po prostu chciała powiedzieć cokolwiek od siebie.
- Akurat moje życie nie jest zbyt ciekawe. Nawet nie pamiętam własnej matki, nie wiem co się z nią dzieje i czy w ogóle żyje… Rzadko widywałam nagą kobietę, dlatego przyglądałam się tobie. - wzruszyła nieco ramieniem, co dało się nieznacznie wyczuć. Przesunęła delikatną jak piórko dłoń po umięśnionym brzuchu wojowniczki i zatrzymała ją na torsie między jej piersiami.
- Nie chcę cię też tak dotykać byś czuła się skrępowana, więc jeśli poczujesz się dziwnie to powiedz. Dla mnie to niemal naturalne kogoś dotykać, do niedawna codziennie miałam z kim spać.

- To fakt, mężczyźni uwielbiają o sobie mówić, pokazywać, że są lepsi, niż my, kobiety. Niektórzy na mojej drodze z trudem znosili, że to jednak ja mogę być lepsza w walce. Część próbowała nawet pokazać mi, że to nieprawda. Źle kończyli - odparła spokojnie, na co Cassandra zaśmiała się urokliwie i ucałowała miękkimi wargami ramię kobiety. O dziwo, Rudiger nie był takim typem mężczyzny, ale nie zamierzała teraz poruszać tego tematu.
- Nie czuję się skrępowana twoim dotykiem, właściwie... jest dość miły i przyjemny. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, jak ta, ale czuję się bardzo spokojna i odprężona. Po tobie zresztą też zaczynam dostrzegać to odprężenie. - Uśmiechnęła się lekko, również tuląc ją mocniej do siebie. - Nigdy wcześniej nie widziałam młodej kobiety o tak delikatnej skórze i urodzie. Właściwie można by na pierwszy rzut oka pomyśleć, że jesteś córką jakiegoś szlachcica.

Cassandra jakby zaśmiała się bezgłośnie i beztrosko.
- Chciałabym. Mogłoby być całkiem przyjemnie, a na pewno lepiej niż być córką alkoholika i hazardzisty. But mojego ojca nawet koło szlachcica nawet nie stanął, wątpię by takiego na oczy widział, chyba że już potrójnie - rzuciła zupełnie półżartem. - Może już prędzej wynika to z młodej skóry, albo częstego jej dotykania. W sumie to tak trochę jak rozmasowanie mięśni. Ojciec dbał o to, bym była ładna. Byłam dla niego księżniczką - Cassandra mówiła to całkiem spokojnie, bardziej skupiając się na dotyku wojowniczki niż na tym o czym właśnie opowiada. Dłonią delikatnie błądziła po ciele Eriki, skupiając się na każdym zarysie jej umięśnionego brzucha, linii piersi i dokładnie wyczuwalnych obojczykach. Dotyk nastolatki faktycznie był kojący i tylko wyobraźnia mogła sprawić, aby stał się czymś bardziej przyjemnym niż tylko uspokojeniem.
- Cóż, mój ojciec był prostym najemnikiem, który umiejętnościami i szczęściem dorobił się własnego oddziału. Nigdy przy swoich ludziach nie traktował mnie dobrze, myślę, że w głębi duszy chciał, żebym urodziła się chłopcem. Ale bogowie jak widać chcieli inaczej. Matki nie pamiętam, ponoć umarła na gruźlicę, gdy miałam trzy lata. Dopiero, gdy zostawałam z ojcem sam na sam, uczył mnie wielu rzeczy o tym, jak być dobrym człowiekiem. Być może wstydził się pokazać przy swoich ludziach bardziej ludzkiego oblicza, w końcu przywódca najemników musi być twardy. Ciężkie życie i treningi jednak mi pomogły, bo teraz umiem sobie radzić w różnych sytuacjach - powiedziała, a jej dłoń zeszła z biodra Cassandry niżej, na jej pośladek. Był jędrny i delikatny. - Jak widzisz, mamy ze sobą trochę wspólnego. I nie wiem właściwie, czemu ci o tym wszystkim opowiadam... rzadko komu mówię o przeszłości. Chociaż z drugiej strony, chyba obie mamy dobry moment na takie rozmowy.
Obie nagie, wtulające się w siebie, a na szafce nocnej tańczący płomień świecy rozpraszający mrok nocy. Zdecydowanie atmosfera sprzyjała takim konwersacjom.

Cassandra całkowicie zapomniała o tym, że jeszcze nie tak dawno miała jakikolwiek koszmar. Dotyk Eriki wymazał złe wspomnienia o nim z jej pamięci, zastępując miłymi doznaniami. Jej dotyk nie był taki sam, w jaki zwykli dotykać ją mężczyźni, to też intensywność doznań narastała stopniowo, w przyjemny sposób relaksując i rozluźniając napięte mięśnie. Silna dłoń wojowniczki zaciskająca subtelnie miękki pośladek sprawiła, że noga młodej dziewczyny przesunęła się między nogi kobiety, tak że jej kolano dotykało jej kobiecości, a sama Cassandra częścią torsu oraz piersią, przylgnęła do piersi wojowniczki, kładąc głowę bliżej jej szyi na linii śródpiersia.
- Trochę wspólnego? Może tylko tyci tyci - zaśmiała się przesłodko, swoim czarującym tonem głosu, który w półszepcie brzmiał jeszcze bardziej pociągająco - Twój sprawił, że możesz być z siebie dumna. Odkąd cię poznałam podziwiam to, jaka jesteś. I innym też imponujesz, mają cię za kogoś równego sobie, a nawet i lepszego. Dla mnie jesteś bohaterką, chciałabym być taka jak ty, ale nie jestem ani silna, ani odważna. I cieszę się, że do mnie teraz mówisz, i że pozwoliłaś mi leżeć obok siebie i wsparłaś, kiedy mężczyźni jak zawsze się ode mnie odwrócili. - wyznała nieśmiało, zamykając oczy tak w razie czego gdyby jakimś cudem Erika się uniosła i zechciała spojrzeć na jej twarz. Poczuła jak pieką ją policzki.
- Chciałabym żeby moja córka była taka jak ty. O ile oczywiście kiedyś będę ją miała. Chciałabym, żeby mogła być z siebie dumna, ty też powinnaś. Jesteś wyjątkowa.
- Dziękuję - odparła na słowa Cassandry, bo i nie wiedziała, co więcej powiedzieć. Nie czuła się wyjątkowa, chociaż dzisiejszy sparing z Rudigerem też sprawił, że poczuła się inaczej, chociaż tak naprawdę była tylko sobą. Nikogo nie próbowała udawać, nikim więcej nie zamierzała być ponad to, co wiedziała o życiu i co umiała. - Jesteś silna i odważna. Cały czas żyjesz, a dla tych dzieciaków na wozie byłaś najważniejszą osobą. Umiałaś sobie z nimi poradzić, tchnąć w nie chęć życia, chociaż ich babunia miała wyjebane i polazła do lasu, gdzie ją gobliny zajebały. Ty też jesteś wyjątkowa i powinnaś być z siebie dumna. Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje, Cassie. - Zupełnie odruchowo pocałowała nastolatkę w czoło i przyciągnęła do siebie, wciąż gładząc dłonią po pośladku.

Cassandra bezustannie uśmiechała się pod nosem. Jedynie nieco zmarszczyła brwi gdy do jej uszu dotarły wulgaryzmy. Chyba wszyscy wojownicy tacy już byli i powinna w końcu do tego przywyknąć, a jakoś nie umiała. Może dlatego, że ojciec niemal codziennie ją wyklinał i wyzywał od kurew. Nie lubiła niczego, co jej się z nim kojarzyło. Dotyk kobiety byl dla niej tak naturalną rzeczą, że niemal nie wzbudzał w niej emocji. Był po prostu przyjemny i uspokajający, czuła się bezpiecznie.
- Ej, Erika… - zaczęła po krótkiej chwili ciszy i uniosła nieco głowę aby spojrzeć na twarz i w oczy kobiety - A czy jeśli będziemy jeszcze razem na szlaku, to będę mogła spać z tobą? No bo jak sama pewnie zauważyłaś, ostatnio spałam sama, a bardzo tego nie lubię. Jakbyśmy mogły spać zawsze razem, to w razie koszmarów będziesz miała się do kogo przytulić, co nie? Ja pewnie miewam je znacznie częściej, ale może przy tobie nieco ustąpią. Dobrze się czuję gdy jesteś blisko, wiesz? Tak bezpiecznie - nastolatka uśmiechnęła się przesłodko, a jej głos był tak miękki i przyjemny, że mogłaby opowiadać historie do snu, dzięki czemu miło byłoby zasnąć wśród kojących dźwięków jej tonacji.
- Oczywiście, że możesz spać ze mną, jeśli chcesz. - Najemniczka uśmiechnęła się lekko. Podejrzewała, że dziewczyna częściej będzie budzić się w nocy z nieprzyjemnych snów, niż ona, ale kto wie, może rzeczywiście dobrze to zrobi im obu na sen. Poza tym sama czuła się przyjemnie odprężona, będąc tak blisko niej. - No, a teraz czas się w końcu trochę przespać, jeśli jutro od rana mamy szukać dla siebie jakiegoś zajęcia w mieście. Mam nadzieję, że do świtu nie będziesz już mieć żadnych niemiłych snów.

Choć Cassie w odpowiedzi kiwnęła głową, którą zaraz po tym ulożyła z powrotem na ramieniu wojowniczki, to wcale nie przestała mówić, a jedynie ściszyła swój głos.
- Jeśli kiedyś zmienisz zdanie i będziesz wolała spać z Rudigerem to nic nie szkodzi. Myślę, że mu się podobasz, na pewno byłby z tobą szczęśliwy - mruknęła cichutko po czym musnęła ustami skóry w okolicy obojczyka kobiety i przytuliła się do niej bardziej wygodnie, jak do snu.
- Tak, zauważyłam, że mu się podobam. To dość dziwne, ale może po prostu lubi babo-chłopy. - Zażartowała, choć Rudiger twierdził, że jest bardzo kobieca - nie do końca się z nim zgadzała. Nie dodała też, że i jej spędza się z nim miło czas, żeby nie urazić nastolatki. - Nie martw się jednak, wolę spać z tobą. Życie, jakie prowadzę… jakie prowadzimy, raczej nie sprzyja zawieraniu związków - odparła, choć przez głowę przeleciało jej kilka dziwnych myśli na ten temat. - Mam nadzieję, że nie próbujesz nas zeswatać? Dzisiaj próbował mnie namówić na taniec i mu się to nie udało, więc wszelkie próby swatania też są skazane na porażkę.
- Ja tylko chcę byście byli szczęśliwi
- odparła zgodnie z prawdą Cassie - Razem czy osobno, to będzie wasz wybór, a życie jakie prowadzicie akurat pasujecie do siebie. Możecie razem się bronić, walczyć, szukać nowych wyzwań... I nie jesteś babo-chłopem! - dziewczyna klepnęła ją ręką w udo i zaśmiała się krótko - Jesteś silną i dumną kobietą, która nie da sobą pomiatać, ot co. Jesteś idealna - dodała z uroczą nutką w głosie, ocierając miękki policzek o jej ramię.
- Taak, idealna… - Erika uśmiechnęła się lekko z dystansem i przymrużeniem oka traktując słowa Cassie. - A przyszło ci na myśl, że można być szczęśliwym samemu? Jestem jedynaczką i jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do jakichś poważniejszych relacji z ludźmi. Poza tym nie chcę oglądać, jak umierają, a przywiązywanie się tego nie ułatwia. No ale i tak jestem zdania, że jakiś czas powinniśmy trzymać się razem, skoro wiemy, że możemy na sobie polegać. Co ty na to?

- Będziemy trzymać się razem - odparła ze spokojem - I już się zdążyłaś przywiązać, przynajmniej ja to tak dostrzegam. Może się mylę, ale znam się na ludziach. On nie chce być samotny, uwierz mi. Jeśli ta myśl była barierą, to niepotrzebnie - Cass przymknęła oczy i zawierciła się nieco, wygodniej wpasowując w ciało kobiety - Może powinnaś dać mu szansę na ten taniec... Bo kto wie, kiedy następnym razem Chaos da nam chwilę na oderwanie się od tej ziemi? - dodała jeszcze na koniec chcąc zasiać w myślach Eriki małe ziarno. Choć czuła coś więcej do Rudigera, pragnęła aby był szczęśliwy z kimś wartościowym. Sama Cassandra nie czuła się taka. - Dobranoc, moja bohaterko - ucałowała ostatni raz wojowniczkę, tym razem w szyję i odetchnęła szczęśliwsza, a zarazem i bardziej zrozpaczona wewnętrznie. Miała jednak wrażenie, że robi coś dobrego dla ludzi, którzy na to dobro zasłużyli.

- Co do tańca, powiedziałam mu, że nie lubię być zmuszana do rzeczy, których nie lubię robić. Bardzo się wtedy wkurzam, chociaż nie dałam mu po sobie poznać, bo wiem, że chciał tylko, by było wesoło - odparła Erika. - No ale nie ma co o tym teraz gadać, śpijmy, bo jak się nie wysypiam, to też burczę - rzuciła, nieco weselszym tonem i przytuliła się do nastolatki. Czując jej przyjemny zapach, nie trzeba było dużo czasu, by pogrążyła się we śnie.
 
Tabasa jest offline  
Stary 20-08-2019, 18:46   #43
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Magda za świetny dialog

Schultz bez ogródek, niemal agresywnie parł przez tłum zalegający na ulicach przeludnionych, prawie doszczętnie zrujnowanych dzielnic. Po jego sylwetce, postawie i mimice było widać, że nie należał do osób, którym należało wchodzić w drogę. Blisko za nim szła wątła, delikatna Cassandra, która mogła czuć się swobodnie, bo ludzie na widok zabijaki albo schodzili z drogi albo mieląc przekleństwo odbijali się od jego opancerzonego ciała. Sakiewka zabijaki, mimo niewielkich oszczędności, była bezpiecznie ukryta w wewnętrznej kieszeni kurtki z klapą zamykaną rzędem małych, metalowych guzików.

Kiedy grupa obrońców Untergardu znalazła się wśród uchodźców wojownik wyraźnie zmniejszył tempo i nachalność nie chcąc uprzykrzać życia biednym, stłamszonym w powojennej zawierusze ludziom. Zdawało mu się, że Cass niemal na niego wpadła kiedy zwolnił i aby nie stracić jej w gęstniejącym tłumie rzezimieszek złapał ją za rękę idąc przodem i delikatnie, ale stanowczo torując im przejście drugą ręką. Gdyby ktoś znał Rudigera sprzed kilku tygodni nie uwierzyłby, że nie przejdzie przez tłum biedaków jak rozpędzony taran. Chłodny, obojętny na ich krzywdę zabójca, który po każdym krzywym spojrzeniu był gotów zastraszyć oponenta samą mową ciała. Schultz sam nie mógł uwierzyć w przemianę, którą powoli przechodził. Przemianę jaka była ostatnią wolą i największym marzeniem jego ojca.

W dzielnicy kupieckiej zabijaka mógł puścić delikatną dłoń Cassandry wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenia. Miał nadzieję, że nie trzymał jej zbyt mocno i nie sprawił jej tym bólu. Starał się być delikatny, ale młódka początkowo miała dość luźny uścisk jakby nie wierząc, że rzezimieszek mógł chwycić ją za rękę. Niedaleko za nimi szli Konrad i Erika. Wojownik miał problem aby namierzyć Gerwazego co nie było proste zważając na miejscami zalegającą tłumie gawiedź. Kiedy byli już w komplecie szli za wyczuciem Eriki i Rudigera wspartym informacjami uzyskanymi od przechodniów. Zabijaka musiał przyznać, że dzielnica kupiecka zachowała się w całkiem dobrym stanie nosząc jedynie symboliczne ślady niedawnego oblężenia.

Docierając na ulicę straganową wojownik szukał broni treningowej, z pomocą której chciał odbyć trening z Eriką. Kobieta jeszcze o niczym nie wiedziała, ale Schultz był całkiem pewny siebie i nie sądził aby dał jej powód do odrzucenia zaproszenia. Dwa, całkiem dobrze wyważone, ale zdecydowanie lżejsze od prawdziwej broni, drewniane miecze udało się wojownikowi nabyć po nieudanej próbie targowania. Zabijaka musiał przyznać, że kramarz, od którego je kupił był nieustraszonym w sztuce handlu. Dalsza część wyprawy była pogrążona w ciszy. Kiedy zrobiło się tłumnie zabijaka znowu wysforował się naprzód robiąc miejsce idącym za nim Cassie i Gerwazemu. Wystarczył mu rzut oka przez ramię aby zauważyć, że Erika i Konrad radzili sobie z tłumem nie gorzej od niego. Szczególnie ta pierwsza, którą mimowolnie podziwiał. Ujmując jednym spojrzeniem Cass i Erikę zabijaka dostrzegł jak bardzo się od siebie różniły. Aż dziw brał, że obie wpisywały się w jego gust i wąsko pojęte uosobienie piękna.

Po minięciu pomnika ku czci Ulryka wojownik ruszył w kierunku karczmy wskazanej przez Cassie, która zauważyła lokal, w którym ostatecznie się zatrzymali. Gospoda "Pod Kulawym Psem" nie wyróżniała się niczym specjalnym poza karczmarzem, który był łysy i zbudowany jak emerytowany gladiator. Korona, którą był zmuszony zapłacić Rudiger sprawiła, że jego sakwa niemal opustoszała. W dalszą drogę zabijaka zdecydował się ruszyć po zostawieniu w jego i Konrada pokoju plecaka, tarczy i miecza. Erika rzuciła mu dziwne spojrzenie widząc go niemal bezbronnym wychodzącego w miasto. Kobieta pewnie zapomniała, że w cholewie buta miał nóż, który widziała przy okazji ich wieczornej, podróżnej rozmowy przed wartą Schultza. Dodatkowo rzezimieszek ubrał na lewą dłoń rękawice, która dzięki stalowemu okuciu była idealną bronią do ogłuszania i wybijania zębów.


Jak się szybko okazało ikona od ojca Dietricha nie była zwykłym obrazem w pozłacanej ramie. Dzieło sztuki okazało się prawdziwym reliktem, przez który ojciec Morten niemal zapełnił swe szaty łamiąc równocześnie śluby czystości. Rudiger nie śmiał się będąc nauczonym szacunku dla innych wierzeń niż jego własne. W zasadzie zabijaka cały czas był lekko oniemiały widząc w mieście o wiele więcej potężnych budowli niż podczas swej ostatniej wizyty. Zdał sobie sprawę, że dotychczas przemieszczał się od zlecenia do zlecenia udając się tylko w umówione miejsca i znikając niczym kamfora zaraz po wykonaniu opłaconego zadania.

Będąc bogatszym o 25 Karli wojownik nie musiał się martwić niepewną przyszłością będąc zabezpieczonym na następnie dni, a nawet tygodnie. Zgodnie z ustaleniami i pomysłem Konrada rzezimieszek chciałby trzymać się z obrońcami Untergardu dłużej mając równocześnie nadzieję, że nikt nie wpadnie na wykonanie jakiegoś zlecenia z jego asortymentu. Mężczyzna myślał o ich sumieniach, bo jego własne było na tyle wyrobione, że nawet tuzin spalonych straganów, dwa zburzone magazyny i worek wybitych zębów nie zrobią na nim wrażenia. Równocześnie Schultz planował, że dla odmiany zrobi coś zwykłego, opłaconego nie zbrukaną przestępstwem gotówką i porówna z dotychczasowym sposobem na życie. Nie wątpił, że taki styl mu się spodoba i będzie mógł zaprzestać karanej stryczkiem, lochem, stosem czy dybami działalności. Byłaby to miła i bardziej perspektywiczna odmiana…



Middenheim, popołudnie dnia pierwszego


Schultz po powrocie ze świątyni zniknął pozostałym z oczu. Co czujniejsi mogli go widzieć wychodzącego z karczmy w kierunku tętniącej życiem części dzielnicy kupieckiej. Wojownik musiał spędzić tam dłuższy czas, ale efekty jego wizyty na mieście widać było gołym okiem. Zabijaka był u fryzjera i golibrody, który najwyraźniej nie był byle czeladnikiem, bo wojownik poza nową fryzurą i równo przyciętym zarostem rozsiewał wokół niezbyt nachalny, ale wyczuwalny, przyjemny zapach męskich perfum. Sam chyba nie zwracał na to większej uwagi. Erika była akurat w głównej izbie przybytku, przy ciepłym posiłku, kiedy podszedł do niej Schultz.

- Smacznego. - powiedział mężczyzna. - Można? - zapytał pokazując na krzesło naprzeciwko niej.

- Siadaj. - Wskazała mu głową siedzisko. - Coś się stało?

- Tak, napadli mnie z nożyczkami i brzytwą… - powiedział udając powagę Rudiger po czym zaśmiał się. - Wszystko w porządku. - dodał siadając naprzeciw kobiety. - Od pewnego czasu zastanawiałem się czy nie miałabyś ochoty wspólnie potrenować. - wyjaśnił zabijaka. - Wiem, że jesteśmy z całkowicie różnych szkół jeżeli chodzi o walkę, ale może to być ciekawe doświadczenie. Od miesięcy z nikim nie trenowałem… - chciałby dodać, że z kobietą nigdy, ale nie wiadomo jak Erika by to odebrała. Widział ją w boju i wiedział, że nie ustępowała mu kroku.

- A rzeczywiście… - odchyliła się na krześle, zerkając na niego uważniej. - Trochę inaczej wyglądasz. Lepiej. Co do treningu, żaden problem, z chęcią z tobą powalczę. To po to były ci te drewniane miecze? - Uśmiechnęła się lekko.

- Dokładnie. - odwzajemnił uśmiech Schultz. - Nie chciałbym abyś mi zrobiła krzywdę. Widziałem jak walczysz. - pokiwał głową z uznaniem. - Mój trening jest specyficzny, ale razem opracujemy jakąś fajną mieszankę. To co? Za dwa kwadranse na placu za karczmą czy potrzebujesz więcej czasu? Jak znajdziesz czas możemy pogadać po ćwiczeniach. Przy obiecanym przeze mnie winie.

- Albo ty mi, w sparingu wszystko może się zdarzyć - powiedziała, wracając do tematu “robienia krzywdy”. - Myślałam na początku, że te dwa drewniane miecze to dla ciebie i Cassie. Że chcesz zacząć uczyć ją walczyć. Za kwadrans mi pasuje, przygotuj się, bo łatwo nie będzie - rzuciła zupełnie bez emocji. - Wino po treningu z chęcią wypiję w twoim towarzystwie.

- Dla mnie i Cassie? - zapytał wojownik, a jego mina lekko stężała. - Nie. - machnął ręką. - Znamy się może ledwie kilka tygodni, ale zdążyłem zauważyć, że Cassandra wzdryga się przed walką. Brzydzi się jej. Taka osoba mimo predyspozycji nie chciałaby podjąć nauki. - Rudiger zastanowił się chwilę. - Kupiłem je z myślą o tobie. Idę się przygotować. - dodał wstając z miejsca. - Lubię wyzwania. Tylko ani mi się waż dawać mi fory. - uśmiechnął się ponownie.

- Postaram się walczyć, jakbyś był najstraszliwszym pomiotem Chaosu. - Uśmiechnęła się lekko i wróciła do posiłku. - Za kwadrans za karczmą.




Za karczmą "Pod Kulawym Psem" znajdowało się spore podwórze otoczone z pozostałych stron ścianami dwóch kamiennych budynków i stajnią należącą do gospodarza lokalu, w którym zatrzymała się drużyna wybawicieli Untergardu. W okolicy stajni zbudowana została kamienna studnia, nieopodal której stało kilka wiader i ławka, na której pykał fajkę wiekowy stajenny. Schultz z zadowoleniem przyjął zgodę barczystego, ogolonego „na kolano” gospodarza, który nie miał nic przeciwko aby zabijaka wraz z Eriką urządzili sobie mały trening na jego ziemi.

Rudiger musiał się spieszyć, bo kwadrans od rozmowy z wojowniczką minął mu całkiem szybko. Poza uzgodnieniem sprawy z karczmarzem musiał prosić go o przygotowanie balii ciepłej wody aby umyć się po treningu. Rzezimieszek przygotował sobie w pokoju rzeczy, które chciał ubrać na wieczór. Mijający go Konrad obrzucił nieodgadnionym spojrzeniem szykowny ubiór zabijaki ułożony na sienniku. Na sam trening wojownik zszedł ubrany w swoje podróżne buty i skórzane, ćwiekowane miejscami spodnie. Na gołych barkach opierał drewniane miecze, które kupił kilka godzin wcześniej. Ledwie zdążył stanąć na podwórzu, a na dole pojawiła się Erika.

Pomimo jesiennej, chłodnej pogody, miała na sobie jedynie wysokie buty, spodnie podkreślające jej długie i ładnie zbudowane nogi oraz luźną koszulę. Wiedziała, że za chwilę i tak się spoci, więc nie przesadzała ze zbędną garderobą.

- Widzę, że też doszedłeś do wniosku, że za chwilę się rozgrzejesz? - Uśmiechnęła się lekko, wskazując podbródkiem jego umięśniony, nagi tors. Wyciągnęła przy okazji rękę. - Mój oręż poproszę.

- E tam rozgrzejesz. - machnął ręką wojownik. - Próbuje podkreślić przed tobą, że zaniżam średni poziom tkanki tłuszczowej w drużynie. - uśmiechnął się również rzucając Erice jeden z drewnianych mieczy.

- Ja również - uniosła nieco koszulę, pokazując mu widoczne pod skórą mięśnie brzucha i uśmiechnęła się lekko, łapiąc miecz w prawą dłoń. Wywinęła nim dwa młynki w powietrzu, kiwając głową. - No zobaczymy, co z tego będzie, nie przywykłam do okładania się taką… mizerią. - Uniosła brew. I chyba nawet zażartowała.

- Żartujesz? - zapytał Schultz wywijając drewnianym mieczem trzymanym w lewej ręce. - To jest lepiej wyważone niż większość broni, którymi walczyłem dotychczas. Miałaś racje. Najpierw powinniśmy się rozgrzać. Zwykle biegam, robię wymachy, wykroki, pompki. Nudne i staromodne rzeczy. Panie przodem. - pokazał głową na trasę wytyczoną po obwodzie podwórza.

- Może i dobrze wyważone, ale za lekkie. Ale jakoś sobie poradzę - powiedziała, ruszając do biegu. Gdy zrobili dwa kółka, zaczęła rozciągać się - ręce, nadgarstki, nogi, nawet szyję. Poczekała, aż Rudiger skończy swoja rozgrzewkę i ustawiła się w pozycji do walki.

- Gotowy?

Schultz po krótkiej przebieżce wykonał kilkanaście wysokich podskoków, wymachów, pompek. Później rozciągnął delikatnie nogi, rozruszał biodra i sprawdził mobilność stawów barkowych. Jego rozgrzewka zwykle trwała dłużej, ale tyle czasu wystarczyło aby proste i skośne mięśnie brzucha zaczęły błyszczeć od uchodzącej przez skórę wody. Mężczyzna kiwnął głową trzymając miecz w lewej ręce. Przyglądał się Erice ze skupieniem na twarzy.

Nie było żadnego okrzyku, gdy ruszyła na Schultza szybko i zwinnie, spychając go od razu do obrony. Starała się, by każdy z ataków był jak najmniej widoczny, gdyż to maskowało od razu jej intencje. Ruchy były szybkie, acz ekonomiczne, drewniany miecz wciąż poruszał się w jej dłoni, nie pozwalając Schultzowi wyczuć, w którą stronę będzie zmierzać kolejne uderzenie. Nie było żadnych piruetów, przetoczeń, czy obrotów, bo takie akcje wystawiały walczącego na szybki kontratak i ostatecznie śmierć, a ładnie wyglądały jedynie w pracach altdorfskich dramaturgów.

Erika zauważyła, że domeną zabijaki była zręczność. Mężczyzna potrafił całkiem zwinnie unikać ciosów jedynie w nielicznych sytuacjach ratując się parowaniem ciosu oponenta. W chwilach wysiłku było widać wychodzące spod mięśni żyły pokryte jedynie cienką skórą. Szczególnie na przedramionach i barkach. Mieczem wojownik wywijał ponadprzeciętnie, ale nie była to skromność kiedy powiedział, że jest w tym mniej biegły od najemniczki. Co rzucało się w oczy Schultz był oburęczny kilka razy w czasie sparingu przerzucając sobie drewniany mieczyk z jednej ręki do drugiej. Mimo jednego celnego ciosu Rudigera i całkiem dobrej obrony na jego torsie i ramionach pojawiło się kilka otarć po celnych ciosach kobiety. Erika wątpiła aby facet dawał jej fory. Raczej badał grunt chwilami narażając się na celny cios z jej strony. Gdzieś z tyłu głowy miał, że walczą drewnianą bronią.

W pewnym momencie Erika odbiła z impetem zbliżający się atak Rudigera i w mig zmniejszyła dystans, nim jego ręka zdążyła wrócić do pozycji, w której mógłby zadać cios. Kobieta zaskoczyła go... rzucając się na niego i chwytając dłońmi pod jego pośladkami. Siła jej natarcia sprawiła, że mężczyzna zupełnie stracił równowagę i rąbnął plecami o ziemię, a najemniczka chwyciła ostrze drewnianego oręża w jego połowie (tak zwanej pozycji półmiecza, jak uczył ją ojciec) i opuściła go, zatrzymując na klatce piersiowej mężczyzny.

- I koniec. Nie żyjesz - rzuciła, dysząc i uśmiechając się do niego szeroko. Zeszła z niego i podała mu dłoń, by pomóc mu wstać. - Pamiętasz, mówiłam ci, że walczę, odkąd mogłam unieść miecz. Ale wcześniej ojciec pokazał mi zapasy i jak wykończyć wymagającego przeciwnika na ziemi. A ty byłeś wymagający. Dobry sparing. - Skinęła mu głową, a z jej tonu i spojrzenia wyczytał, że mówi prawdę.

- C… c… co? To już? - zapytał udając jąkanie się Rudiger. - Myślałem, że uda mi się więcej powalczyć w parterze, ale umysł faceta wyłączył się kiedy złapałaś mnie za pośladki. - zaśmiał się. - Świetnie walczysz. Nie chciałbym nigdy stanąć po przeciwnej stronie więc… dla pewności nie przeglądaj listów gończych. - dodał po czym puścił jej oko. - Za kwadrans, w karczmie, przy winie? - zapytał Schultz.

- Złapałam cię pod pośladkami, Herr Schultz. POD. - Zaakcentowała mocniej ostatnie słowo, choć wciąż się uśmiechała. Taki wysiłek fizyczny w dobrym towarzystwie dobrze jej robił na nastrój. - Jak zobaczę list gończy za tobą, to go zerwę, nie ma sensu, żebyś ludzi, którzy chcą tylko zarobić mordował z zimną krwią. To tak o łowcach nagród. Chociaż mam nadzieję, że jeszcze jakiś czas pobędziemy w swoim towarzystwie. Idę się trochę umyć, żeby przy tym winie nie było dziwnego swądu. Mam nadzieję, że zamówiłeś też wodę dla mnie? Tak, słyszałam, jak gadałeś z karczmarzem. - Spojrzała na niego wesoło.

- Pewnie. - powiedział Rudiger. - Tylko jest mały problem, bo została ostatnia balia. W wojennej zawierusze schodzą szybciej niż proch do armat. - zaśmiał się. - O rety, kobiety. Wszystko muszą słyszeć i widzieć. Zero niespodzianek. - Rudiger podrapał się mieczem z tyłu głowy. - Przysiągłbym, że to było za pośladki, a nie pod. Za szybko chyba w glebę uderzyłem. Dzięki za sparing. Mam do czego dążyć na najbliższych treningach.

- Jasne, przysiągłbyś. - Prychnęła wesoło. - Wy faceci czujecie i widzicie tylko to, co jest wam na rękę do waszej dalszej historii. Ale ten Tileańczyk, który zginął, o którym ci mówiłam, mi kiedyś powiedział, że mają tam takie powiedzenie, które kobiety często używają odnośnie mężczyzn próbujących je zdobyć. “Nie będziesz mi nawijał makaronu na uszy”. - Wyszczerzyła się, puszczając mu oczko. Na Ulryka, co się z nią działo. Dawno się tak nie otwierała przed nikim.

- Nie wiem jak inni faceci, ale ja tamte rejony mam bardzo czułe. - powiedział po czym wybuchł gromkim śmiechem. Ona przez chwilę starała się powstrzymać, ale w końcu nie dała rady, śmiejąc się, jakby ktoś ją potraktował jakimś rozśmieszającym gazem ze spaczenia. - Nigdy wcześniej nie sparowałem z kobietą zatem można powiedzieć, że przegrałem przez brak doświadczenia. Ty pewnie głównie walczysz z facetami. - uśmiechnął się. - Chyba czas nas nagli. Woda zaraz wystygnie i nawet jedna balia się nie ostanie.

- Zawsze możesz mówić, że przegrałeś przez nadwrażliwy na dotyk zadek. - Erika wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego krzywo.

- Każdy powód dobry jak chłopaki uwierzą. - powiedział wyciągając rękę po drewniany miecz. - Zabiorę te mizerie i widzimy się przy winie.

- Każdy ma jakiś słaby punkt? Dobrze, że znam twój. - Puściła mu oczko i klepnęła go w tyłek... Faceci. Z tym akurat czuła się całkiem swobodnie. - Jasne, zabiorę ci balię i widzimy się za kwadrans.


Middenheim, wieczór dnia pierwszego


Nie zabrała Rudigerowi balii, bo pomyślała, że on będzie jej bardziej potrzebować. Ach ci mężczyźni, zawsze musieli dobrze wymoczyć jajka. Zamiast tego wzięła od karczmarza dwa wiadra - w jednym ciepłej wody, w której się umyła na szybko i zimnej w drugim, którą się spłukała i orzeźwiła. Nie było to dla niej nic nowego, gdyż zwykle tak się odświeżała w obozie "Szarych Sokołów". Jakoś nikt nigdy nie powiedział jej, że śmierdzi, więc technika chyba działała. A może się po prostu bali, Ulryk jeden wie.

Przy stoliku pojawiła się w świeżych ciuchach - błękitnej koszuli i luźniejszych spodniach, przy których jednak wciąż wisiał miecz, a z drugiej strony sztylet. W obecnych czasach nigdy nie było wiadomo, kiedy trzeba będzie się bronić. Uniosła rękę, gdy Rudiger zszedł na dół a gdy znalazł się przy stoliku z butelką wina i dwoma kieliszkami, spytała z lekkim uśmiechem.


- Jak tam pośladki? Już im lepiej po ciepłej kąpieli? Nie czują mojego dotyku? - Odchyliła się na krześle, zakładając ręce pod piersiami i uśmiechając się do niego zawadiacko.

Schultz po treningu wykąpał się dokładnie będąc naznaczonym porażką. Ta nie była jednak dotkliwa, bo Rudiger mógłby ją w zasadzie zaliczyć do grona przyjemności. Jeżeli godziło się tak mówić o rzuceniu przez kobietę o glebę z impetem godnym zapaśnika z Kislevu. Plecy zabijaki nosiły kilka otarć, tak samo jak tors, ramiona i barki. Ciepła woda zmyła jednak z niego zabrudzenia i potreningową woń.

Kiedy Schultz pojawił się w głównej izbie karczmy wyglądał inaczej niż zwykle. W zasadzie eleganckie ubranie nosił pierwszy raz od kiedy poznał Erikę, a nawet Cassandre kilka tygodni wcześniej. Rękawy białej, jedwabnej koszuli opinały się na jego umięśnionych ramionach, a kamizelka założona na koszulę była perfekcyjne dopasowana. Buty przypominały skórzane trzewiki, które oficerowie wojskowi ubierali na specjalne okazje. Całości dopełniały skórzany pas i sprzączki na butach. U pasa wojownika dyndał miecz w skórzanej pochwie.

- Jak byś mi obiecała, że będę go czuł dłużej to bym ich nie mył. - powiedział wojownik z uśmiechem, nachylając się i nalewając wina do obu kieliszków. Pierwszy z nich, wypełniony niemal po brzeg, postawił przed Eriką, a drugi z ledwo przykrytym trunkiem dnem postawił przed sobą. - I polane zostało wedle zasług. - dodał po chwili siadając. - Pięknie wyglądasz.

- No przestań, do cholery. - Niemal wyrwała mu butelkę i dolała mu do pełna. - Jak pijemy, pijemy tyle samo. No chyba, że chcesz mnie upić, ale łatwo ci nie będzie. - Puściła mu oczko i uśmiechnęła się lekko. - Co do tyłka, możesz wciąż próbować, cokolwiek to dla ciebie znaczy. - Wyszczerzyła się i upiła nieco czerwonego wina z kieliszka. Zimne, cierpkie, dobrze wbijające się w krwioobieg. - Dobrze walczyłeś w sparingu, zaskoczona jestem. - Uśmiechnęła się, choć jej słowa były raczej zapalnikiem do dalszej rozmowy, gdyż wypowiedziała je z pewnością siebie, jakby wcale nie spodziewała się takiej postawy Schultza przy udawanej walce.

- Chcesz mnie upić, to raz. - powiedział, kiedy kobieta nalała mu wina do pełna. - Dwa, obiecałaś mi więcej sparingów. Trzy, czemu znowu mówimy o moim tyłku i to kilka sekund po punkcie pierwszym czyli zbliżającej się próbie upicia mnie? - zaśmiał się. - Zaczynam się bać. - dodał biorąc solidny łyk ze swojego kieliszka. - Zjesz coś?

- Nie chcę cię upić, Rudigerze - odparła, unosząc brew. - To ty mi obiecywałeś miły wieczór przy winie, pamiętasz? A twój tyłek jeszcze może nam się przydać w kolejnych dniach, więc dbaj o niego. - Puściła mu oczko. - Co do posiłku, dziękuję, cały czas czuję się pełna. Ale jeśli ty potrzebujesz coś zjeść po naszym sparingu, żeby wytrzymać tę butelkę, to się nie krępuj. - Zaśmiała się, szczerząc do niego. Rudiger miał w sobie to coś dziwnego, że potrafiła się przy nim otworzyć.

- Co?! - zapytał udając zdziwienie. - Miły wieczór? W moim towarzystwie? Na Myrmidię. Jesteś pierwszą, która do wieczoru spędzonego ze mną dopasowała przymiotnik “miły”. - uśmiechnął się szeroko po czym wypił trochę wina. - Dla mnie taki będzie na pewno. - dodał nieco ciszej pochylając się do przodu. - Jak wasz pokój? Standard za Karla całkiem nijaki, co nie? - zapytał.

- No widzisz, może być i miło i w twoim towarzystwie - odparła wesoło. - Co do pokoju, standard. Dwa łóżka, szafka nocna i tyle. No i my dwie. - Puściła mu oczko, czekając, jak zareaguje.

- Faktycznie nic wielkiego, ale spora zmiana porównując do noclegu w ruinach. - powiedział Schultz. - Kto wpadł na to abyście wy dwie spały w jednym pokoju, a my dwaj w drugim? - zastanowił się wojownik. - Wiedziałem, że po tej ostatniej konwersacji z Konradem w Immelscheld on jakoś inaczej na mnie patrzy. - zaśmiał się Rudiger. - Kurwa, jak ktoś zwróci uwagę na nasz stolik to pomyśli, że tworzę tu kabaret. Jak za dużo świruję, wybacz. Muszę odreagować jakoś ostatnie dni wypełnione zaciskaniem szczęk i czujnością.

- Gospodarz wpadł na taki pomysł. Jak się go zapytałam, dlaczego mam nocować z Cassie, to powiedział, że nie wyglądamy na takich, co Sigmarowi przed ołtarzem przysięgali, a on burdelu nie prowadzi, więc kobiety z kobietami, a faceci z facetami. - Wzruszyła ramionami. - Mi tam to nie przeszkadza, dobrze będzie mieć oko na naszą wątłą Cassandrę. A i ty się wyśpisz. - Podsumowała.

- Wcześniej spałem dobrze chociaż Cass miewa koszmary i czasem łaknie obecności kogoś przy kim czuje się bezpiecznie. - odpowiedział Rudiger poważnie. - Dlatego nie mów jej, że jednak nie jestem niepokonany, co? - uśmiechnął się Schultz. - Tak na poważnie to cieszę się, że nie skreśliłaś mnie po dziwnie poprowadzonej relacji z Cassie. Nie wiem czy rozmawiacie, ale co złego to nie ja. - wojownik popił wina po czym przysunął się bliżej stołu.

- Nie rozmawiamy o tobie i wasza relacja mnie nie interesuje. To wasza relacja, nie moja - powiedziała. - I nie powiem jej o niczym, co jest naszym udziałem, możesz spać spokojnie. Co do koszmarów, każdy je miewa po tej wojnie, czyż nie? Nie dziwi mnie zupełnie, że tak delikatna dziewczyna je miewa. Ja też je miewałam. I pewnie jeszcze wrócą - powiedziała, upijając łyk wina.

- Ja nie miewam, chociaż miałem kilka krótko po śmierci ojca. - powiedział Schultz. - Zginął jakieś kilka miesięcy temu. Zaraz po jego odejściu opuściłem Nuln i zerwałem dawne kontakty. - dodał Rudiger. - Świetnie mi się z tobą rozmawia, ale w zasadzie niewiele o sobie wiemy. Musisz wiedzieć, że w przeszłości robiłem rzeczy, z których na dziś dzień nie jestem dumny. Nie mam pewności czy ta przeszłość pewnego dnia mnie nie doścignie próbując połamać ręce czy nogi. Może ciebie nie ruszać to jak zarabiałem, ale dobrze abyś była świadoma, bo również chciałbym pobyć dłużej w twoim towarzystwie.

- Robiłeś, co musiałeś, by żyć, nie mi to oceniać. Moja przeszłość się o mnie nie upomni, bo w większości przypadków jest martwa - odparła, rozkładając ręce i marszcząc brwi, jakby to stwierdzenie wcale nie sprawiło jej radości. - Ale gdyby przyszło co do czego, możesz na mnie liczyć, jeśli o to ci chodzi. I nie musimy wiedzieć o sobie wiele, by spędzać dobrze czas w swoim towarzystwie.

- Przykro mi. - powiedział Schultz słysząc o przeszłości towarzyszki. - Wiem, że mogę na ciebie liczyć, ale nie dlatego o tym wspomniałem. Wbrew pozorom potrafię sobie radzić chociaż nie jestem mistrzem przetrwania, jak Konrad. - wojownik dopił do końca swój kielich i spojrzał w kierunku kominka nieopodal którego jakaś trubadurka zaczęła swój występ. - Trochę nam rozmowę na ponure tematy zepchnąłem. - powiedział do Eriki. - Dużo jeszcze będziesz musiała wypić aby się zgodzić ze mną zatańczyć? Ostrzegam, że jestem w tym gorszy niż w walce na miecze. - uśmiechnął się.


- Mogłabym się nawet urżnąć w trupa, a i tak mnie nie przekonasz, żebym zatańczyła - odparła, upijając nieco wina. - Nie umiem i nie chcę się nauczyć. Taniec jest dobry dla takiej delikatnej dziewczyny jak Cassandra, a nie takiej babo-chłopki jak ja. - Uśmiechnęła się lekko.

- Ja też nie umiem i uczyć się nie będę. - powiedział zabijaka. - Wolę bardziej praktycznie spędzać czas niż uczyć się tańca. Jednak… To by było bardzo miłe. - przekonywał ją Rudiger wstając powoli, odpinając pas z mieczem i wieszając go na oparciu krzesła . - Który ci powiedział, że jesteś babo-chłopką? - dodał podwijając rękawy i spoglądając z groźną miną. - Dla mnie jesteś bardzo kobieca. - rzekł opróżniając swój kieliszek i stając obok jej krzesła. - Zatańczysz ze mną czy mam podejść do grajki przy kominku i poprosić aby zawołała cię bardziej melodyjnie? - zabijaka wyciągnął rękę. - Ostrzegam. Mam dość złota aby grała ci serenady cały wieczór.

- Powiedziałam ci, że nie dam się przekonać, więc nie namawiaj. A jeśli pójdziesz do tej bidulki, co coś tam sobie miauczy pod nosem, to gdy wrócisz, już mnie przy stoliku nie będzie. - Uśmiechnęła się krzywo a jej spojrzenie mówiło, że nie żartuje. - Nie lubię być zmuszana do rzeczy, których nie chcę robić. - Wyjaśniła, mając nadzieję, że odpuści.

- Uparta jesteś, wiesz? - zapytał Rudiger przysuwając swoje krzesło bliżej i siadając ciężko. - Najpierw mnie bijesz, potem nie chcesz załagodzić ran tańcem. - pokiwał głową nalewając im wina. - Wszystkiego samą urodą nie załatwisz. - wyszczerzył się rzezimieszek. - Te zapasy, o których wspomniałaś wcześniej… Zadziwia mnie taki wachlarz możliwości. Spotykałem najemników walczących świetnie bronią, ale żaden nie był zapaśnikiem czy mistrzem walki na pięści. Twój ojciec był jakimś fechtmistrzem czy kimś w tym rodzaju? - zapytał ciekawy.

- To prawda, jestem uparta. A im dłużej próbujesz przekonać mnie do czegoś, czego nie chcę zrobić, tym staje się jeszcze gorsza. Poirytowana, a potem, jak ten ktoś nie chce odpuścić, to po prostu walę go w pysk - odparła. - Ale spokojnie, nie masz się czym przejmować, nie zamierzam cię uderzyć, bo fajnie spędza nam się ten czas. A co do twojego pytania… te zapasy, to tak naprawdę kilka rzutów, które pokazał mi ojciec, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Tak się przygotowywałam do walki, najpierw z małym, drewnianym mieczem i przeciwnikiem, którym był inny dzieciak, a z czasem drewno zamieniłam na stal. Ojciec, z tego, co wiem, był kiedyś gladiatorem, pewnie dzięki temu znał takie sztuczki. Potem poszedł do kompanii najemnej no i pewnego dnia zorganizował sobie swoją. Ot, cała historia. - Wzruszyła ramionami. - Z tymi rzutami, najlepiej to działa na podmęczonego przeciwnika, albo takiego, który się zupełnie nie spodziewa. W innym razie może się to źle skończyć dla obalającego. Zwykle tego nie używam, teraz po prostu chciałam cię złapać za jędrne pośladki i dlatego taki fortel. Wydało się.- Zaśmiała się.

- Wiedziałem! - powiedział głośno Schultz jakby odgadł jakąś skrywaną od wieków tajemnicę. - Nie chcę abyś odeszła od stolika, ale między nami powiem, że w tańcu czasem można przypadkowo złapać to tu, to tam i zwalić na swoje słabe umiejętności tejże sztuki. - zaśmiał się Rudiger. - Ja do czwartego roku życia wychowywałem się w sierocińcu. Potem odebrał mnie z niego mężczyzna, który był wojownikiem i człowiekiem biznesu. W zasadzie to on nauczył mnie wszystkiego. On albo nauczyciele, których opłacił. Poza walką uczyłem się jazdy konnej i handlu. Zdaje mi się, że Wiktor chciał abym wyrwał się ze świata, w którym żyliśmy, a ja wsiąkłem w niego jak woda w chłonną szmatę. - pokiwał głową wojownik. - Dopiero po jego śmierci i odrzuceniu ze strony reszty “rodziny” wyruszyłem z Nuln i zmieniłem nieco postępowanie. W wojennej zawierusze jedynie w wielkich miastach idzie zarobić na mordobiciu, ale kiedy mam was, za pomysłem Konrada, myślę, że możemy wspólnie powalczyć o pełniejsze sakiewki przy okazji starając się nie szargać sumienia… - Schultz zamyślił się. - Jak chcesz następnym razem mogę pokazać ci kilka sztuczek w walce bez broni. Jestem w tym niezły. Po dwudziestce nikt z moich znajomych nie miał całego uzębienia i wolnego od złamań nosa, a tu… Proszę. Nietknięte jak u skryby ze stolicy. - uśmiechnął się. Najemniczka zaśmiała się na uwagę o niepełnym uzębieniu kompanów.

- Jasne, możesz mi pokazać, tylko żebym nie skończyła, jak ci twoi znajomi. - Zażartowała. - A co do “szargania sumienia”, nawet dzisiaj z Konradem rozmawialiśmy o tym, czy gdyby nie udało się znaleźć normalnej roboty, to może dałbyś radę wkręcić nas gdzieś do grubych ryb półświatka Middenheim. Ale miejmy nadzieję, że to nie będzie potrzebne, bo też wolę zarabiać legalnie. - Uniosła ręce na wysokość piersi.

- Nie chcecie zarabiać w ten sposób. - powiedział z całą pewnością Rudiger. - Uwierz mi. Ja też chciałem segregować zlecenia. Też nie brałem nic podejrzanego, na kobiety czy dzieci. - skrzywił się. - Wiedz jednak, że zawsze za twoim ciosem idzie kogoś zszargana opinia, stracona praca albo upadający interes. - mężczyzna pokiwał głową. - Tutaj zawsze są ofiary i nie ma tych “czystych”. Jako młody głupiec tego nie wiedziałem, a Wiktor chciał mnie przed tym chronić. Byłem w tym całym sobą i byłem w tym dobry. Szkoda, że drugie dno zawsze widać dopiero wtedy kiedy jest nam wszystko jedno. Dobrze, że spotkałem was i walczyłem w Untergardzie. - uśmiechnął się wojownik. - Dla was pochwały mieszkańców pewnie były czymś normalnym, ale dla mnie to była pierwsza taka sytuacja w życiu. Człowiek goni za złotem i renomą mordobijcy do czasu aż trafi do loszku czy na szafot. Kilku kumpli straciłem w naprawdę nieciekawych egzekucjach. Publiczne stracenia wyglądają dobrze dla tych, którzy nie mają z tym wieszanym bydlakiem wspomnień. - uśmiechnął się krzywo po chwili biorąc duży łyk wina.

- Rzeczywiście, nieciekawie to przedstawiłeś. - Erika uniosła brew. - Dlatego liczę, że znajdziemy jakieś normalne zajęcie i nie będziemy musieli brudzić rąk. Nawet, jeśli miałby to być jednorazowy strzał, jeszcze kiedyś chciałabym wrócić do Middenheim i nie oglądać się za siebie, czy czasem nie mam na karku strażników miejskich. Zobaczymy, nie ma co sobie robić planów, bo życie i tak wszystko weryfikuje - powiedziała, również upijając nieco wina. - Miło się siedzi i gawędzi, ale chciałabym się iść położyć wcześniej, skoro jutro zamierzamy szukać jakiegoś zajęcia. Na pewno jeszcze niejeden wieczór przegadamy. - Klepnęła go w nogę.

- Trzymam za słowo. - powiedział Rudiger. - Dobrej nocy. - dodał z uśmiechem. - Tym razem ty krzycz jakby ktoś wam do pokoju wpadł czy coś. - zaśmiał się wojownik.

- To raczej ten kto wpadnie będzie krzyczał. Na pewno usłyszysz. - Wstała, poklepała Rudigera po barku i ruszyła w stronę schodów na piętro.


Noc minęła Rudigerowi spokojnie. Konrad nie przyszedł zalany w trupa co dla mężczyzn w towarzystwie Schultza było miłą odmianą. Z tego co zabijaka pamiętał jedynie jego ojciec znał umiar, natomiast znamienita większość żołnierzy, szpiegów, tropicieli i informatorów rodziny Huyderman lubowała się w mocnych trunkach, których smak towarzyszył im zawsze po spełnionej służbie. Wiktor powiadał, że na trzeźwo nienawidzili samych siebie musząc używkami zagłuszać własne sumienia. Tylko czy to by nie oznaczało, że on wraz z ojcem byli jeszcze gorsi wytrzymując lata przestępczego życia jedynie sporadycznie sięgając po kieliszek?

Wojownik tamtego ranka wpadł w sidła codziennej rutyny. Po przebudzeniu odbył trening zwracając uwagę na elementy, którymi zaskoczyła go zeszłego dnia Erika. Zabijaka przygotował sobie zestaw kontrataków będąc jednak świadomym, że jedynie jeden czy dwa z nich byłby w stanie wykorzystać przeciw niej. W końcu nie chciałby jej uszkodzić próbując udowodnić, że od ich ostatniego spotkania zrobił postępy. Tak naprawdę nie myślał o niej jako dużo lepszej od siebie. Jej władanie bronią było niesamowite, ale Schultz nie korzystał już z nieczystych zagrywek, które cechowały jego styl walki za czasów Nuln. Nie starał się też za wszelką cenę udowodnić coś jej albo sobie. Znał swoją wartość i nie musiał się puszyć czy spinać. Wiedział, że nigdy nie stanie naprzeciw Eriki na polu bitwy zatem mógł się uspokoić i powoli, systematycznie zdobywać przewagę. Nie sądził, że kobieta tak szybko zakończy jego treningowy „żywot”, ale… To w jaki sposób to zrobiła było przyjemnie pobudzające.

Po treningu Schultz skusił się na poranną kąpiel. Relaks nie trwał długo, ale był całkiem przyjemnym. Jego skórznia w końcu została dokładnie oczyszczona z goblińskich flaków, a miecz znowu zaczął lśnić. Mimo ćwiczeń wykonanych na czczo zabijaka wyglądał na wypoczętego kiedy schodził na śniadanie. Widział Cass i Erikę, które wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Zabijaka miał nadzieję, że Kraus nie mówiła słodkiej młódce o jego szlaku niepowodzeń dnia poprzedniego. Od przegranego sparingu, poprzez odrzucone zaproszenie do tańca, aż po zakończenie spotkania, które porównując z codzienną, podróżną rutyną w towarzystwie Cassandry, było oschłe. Wojownik musiał się ogarnąć, bo brak powodzenia w podniesieniu ich znajomości na wyższy poziom nie musiał oznaczać jej całkowitego braku zainteresowania. Wydawało mu się, że zeszły wieczór sabotował osobiście wspominając o innej kobiecie i swojej kaprawej przeszłości. Z drugiej strony bawił się naprawdę świetnie i nie miał chyba powodu do wstydu chcąc jedynie być z kobietą szczery. On naprawdę musiał się ogarnąć. Drużynowy twardziel nie powinien myśleć o miłosnych obłokach kiedy na horyzoncie jeszcze nie opadł powojenny pył…
 
Lechu jest offline  
Stary 21-08-2019, 14:29   #44
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Middenheim, Upadłe Miasto
razem, a jednak osobno


Middenheim stało się miastem przeludnionym. W tłumie brudnych ludzi, niedbających o nikogo innego prócz samego siebie, ciężko było się przedostać tak drobnej osóbce jak Cassandra. Dziewczyna próbowała, ale zawsze ktoś ją trącił lub popchnął, była zwyczajnym popychadłem i aż zaczęła się zastanawiać, jakim cudem poruszają się tutaj dzieci. Ona sama nie miała nawet metra sześćdziesiąt wzrostu, przecież te szkraby były od niej znacznie niższe i chudsze!
Dziewczyna jednak nie została sponiewierana przez rozpychających się ludzi bardziej, gdyż dość pewnie Rudiger chwycił ją za dłoń. Początkowo choć ślicznotka nie odwzajemniła tego gestu, po chwili ścisnęła lekko jego rękę. Była taka szorstka, stanowcza, a równocześnie ten dotyk był przyjemny. Przez pierwsze pięć minut maszerowania tuż za barczystym rzezimieszkiem, czuła się szczęśliwa. Trzymał ją za rękę, dotykał, miał blisko siebie, ochraniał. Gdyby ktoś ją wtedy spytał, czy jest szczęśliwa, powiedziałaby, że jest. Po dłuższej chwili jednak jego uścisk stał się mniej miły, a bardziej bolesny. Być może mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z tego, ile ma w sobie siły i nie skupiał się na delikatnej i wątłej dłoni, którą obejmował palcami, stąd ta nagła zmiana. Cassandra jednak nie narzekała, ani nie winiła go za to, w końcu chyba chciał ją chronić? Niestety, gdy jej umysł pozostawał sam na sam z właścicielką, podpowiadał jej wiele negatywnych rozwiązań i wytłumaczeń. Nie rozumiała czemu był dla niej taki zimny i nieczuły. Wraz z upływem czasu i brakiem jakiejkolwiek czułości ze strony Rudigera, dziewczyna poczuła się jak jego własność, którą po prostu pielęgnował, ale mimo to sam wcale nie był nią jakoś wyjątkowo zainteresowany. Przez moment jej umysł podsuwał jej obraz ojca, który traktował ją podobnie, choć milion razy gorzej. Była jego, po prostu, i mógł robić co chciał, z nią oraz z innymi, ona jednak nie mogła z nikim. On mógł mówić jej co ona powinna robić, był jak jej cień, a jednak go nie było…
Cassandra potrząsnęła głową odrzucając absurdalne myśli, choć na ich miejsce siadały kolejne, nowe i tak samo niezdrowe. Wciąż miała wrażenie, że gdyby robiła to, czego on pragnie i oddawała mu się kiedy tylko by pragnął, mogłaby zyskać jego miłość - w ten sposób przecież zyskiwała ojca, którego w ostateczności i tak znienawidziła… Z drugiej strony, chciała aby Rudiger był szczęśliwy, a przecież z nią nigdy by nie był. O szczęście ojca przestała dbać gdy zrozumiała, jak wielką krzywdę jej robił, gdy wstyd przeobraził się we wściekłość i gdy....

Rudiger puścił jej dłoń i dopiero wtedy rozejrzała się. W jej oko wpadł od razu wizerunek kulawego psa, szyld który mogłaby przerobić na swój herb i wyszyć na skórzni, jeśli takową kiedykolwiek by zakupiła. A to wszystko tylko dlatego, że tak się czuła w grupie świetnie radzących sobie w życiu osób, które szanowały siebie samych i ceniły swoją wartość - ona jedynie potrafiła wycenić jedno spuszczenie się na własne pośladki za pięć srebrników. Niezbyt wartościowo. Może warto podnieść stawkę? Dziewczyna pacnęła się głośno w czoło. “Skończ tak myśleć, nad czym się zastanawiasz? Może czas zmienić sposób, tutaj nikt cię nie zna, nowy start, nowe zasady, nowy cennik…”, próbowała się zmotywować w myślach i w końcu razem z innymi przekroczyła próg świątyni.

Nawet w najśmielszych snach nie sądziła, że taki obraz może być dla kogoś wart tak wiele monet! Nie pamiętała czy kiedykolwiek w swoim życiu widziała tyle karli, ile właśnie jej dano. Wszystkie monety błyszczały na złoty kolor, mieniły się w jej drobnych dłoniach, a ona uśmiechała się patrząc na to. Nie czuła się godna, aby je otrzymać, ale w swoim życiu nie czuła się też godna innych rzeczy, a mimo to jakoś żyć musiała. Każdy sobie radził jak potrafił najlepiej, ona również, choć Rudiger nie potrafił jej zrozumieć. Zastanawiała się czy aby na pewno chce on poznać jej historię, jednak szybko wyrzuciła tę możliwość z głowy. Nie mogła mu o tym powiedzieć, znienawidziłby ją, obrzydziłaby mu siebie jeszcze bardziej. Miała wciąż poczucie winy, wstyd przez to, co się wydarzyło i nie wierzyła, że ktokolwiek chciałby zrozumieć czemu tak się zachowywała, czemu milczała i dlaczego teraz stoi ze swym życiem właśnie w tym, a nie innym miejscu.

Przy udzie pod suknią miała najbezpieczniejsze miejsce na monety, choć nigdy nie czuła takiego ciężaru u boku. Musiała wydać trochę, choćby dla samego faktu, że było jej zbyt ciężko. Naszyjnik przyjęła, choć nie należała do osób wierzących w boskie interwencje. Jakoś jej żaden bóg nigdy nie pomógł, kiedy o to błagała. Ani Morr nie zabrał jej podczas snu, ani Shallya nie zadbała o jej czystość ani miłość, a nawet Sigmar nie dał jej sił czy sprawiedliwości. Jak mogła wierzyć, że oni w jakikolwiek sposób interesują się zwykłymi śmiertelnikami? A może po prostu była ślepa i nie dostrzegała tych drobnych darów, które miała na wyciągnięcie ręki? Sama nie była pewna. Założyła wisior i ukryła go w swoim biuście pod suknią, choć być może jej wyeksponowane piersi obrażały Sigmara, którego chciała w nich ukryć, nie była pewna. Miała teraz w zamiarze udać się tam, gdzie wszyscy. Na targ zrobić zakupy oraz do gospody opłacić nocleg. Nie wiedziała ile to wszystko ją wyniesie, ale miała pewność, że jej wystarczy. Czuła się bogata, nie wiedziała jednak, że jak na te czasy, które nastały, tak naprawdę wcale nie była. Ceny nieubłaganie poszły w górę i każdy próbował przeżyć na ile mógł.

Cassandra chciała być choć trochę samodzielna i znieść ciężar swej osoby z barków pozostałych. Czuła się naprawdę jak jakaś kula u nogi albo pętla wokół szyi. Każdy starał się o nią troszczyć jak o dziecko, a przecież była zwykła dziwką, a nie jakąś niewinną anielicą. Z jednej strony więc ją to dziwiło, z drugiej zaś było miłe, ale z trzeciej sprawiało, że było jej naprawdę przykro. Nie odzywała się wiele, bo nie bardzo wiedziała co powinna powiedzieć. Najpierw zaniesienie relikwii, więc milczała, bo jedyne co mogła to się rozpłakać na samo wspomnienie o próbie zatamowania krwi i patrzeniu jak kapłan gaśnie na jej oczach. Potem w gospodzie załatwianie pokoi poszło bardzo sprawnie i prócz wspomince o burdelu nic nie sprawiło, aby miała poczuć się gorzej. Udało jej się nawet umyć i przebrać w czystą sukienkę, zrobić szybkie pranie, podczas którego stwierdziła, że następna sukienka jaką zakupi będzie koloru czerwonego, aby krew była mniej widoczna. Kiedy zeszła na dół i spytała gospodarza o swoich towarzyszy, ten wspomniał jej o podwórzu na tyłach gospody. Cassandra poczuła ból w klatce patrząc na niczego nieświadomych Rudigera i Erikę. Wojowniczka pasowała do niego, na pewno bardziej niż ona sama… Delikatna dłoń potarła policzek, na którym jeszcze nie zdążyła pojawić się łza. Nie chciała już dłużej na to patrzeć, ani wiedzieć kto wygra sparing, ani też co będą robić po tym treningu czy też w jaki sposób się dotykać. Korzystając z wolnego popołudnia, udała się samotnie na targ, choć może powinna poprosić o czyjeś towarzystwo.


Popołudnie w Middenheim, Targ

Od bardzo długiego czasu Cassandra nie miała dłuższej chwili, aby zrobić coś samotnie. Odkąd wyruszyła z Nuln, właściwie zawsze ktoś przy niej był, albo w jej pobliżu. Teraz w końcu mogła wyjść sama i bez pośpiechu oddać się zajęciom, które naprawdę lubiła. Nie tyle same zakupy, co oglądanie dostępnych towarów, sprawiało jej ogromną przyjemność i pozwalało choć na chwilę uciszyć skołatane myśli. Uwielbiała przeglądać tkaniny i płótna, skóry jak i wełnę, aksamity czy też jedwabie, choć o te dwa ostatnie było raczej ciężko. Korciło ją ogromnie, aby nakupować samych tylko materiałów i oddać się pracy przy wytwarzaniu z nich wspaniałych strojów. Kupiłaby kilka metrów tkaniny, która jest dostępna, kilka barwników, dużo nici i koronek, może nawet parę koralików, sprzączkę, trochę sztywnej skóry najlepiej z dzika, a może i nawet naturalny kawałek, rudego, lisiego futra!
- Gdybym tylko miała tyle czasu i złota - westchnęła pod nosem uśmiechając się sama do siebie, a jej dłoń gładziła każdy napotkany materiał. Niektóre były już zabarwione, inne do samodzielnej obróbki wedle uznania. Znaczna większość jednak była w naturalnym kolorze brązu czy popieli. Ciemny brąz, jasny brąz, brąz ciemniejszy od ciemnego… Nie był to też ten rodzaj targu, o którym Cassandra czasami śniła. Pełen kolorów, zapachów, guziczków, korali, falban, haftek, futer, koronek, kokardek, tasiemek…
Mimo iż o takich cudach mogła jedynie marzyć, to dzielnica kupiecka wciąż ją fascynowała. Gdy obejrzała już wszystko to, co pragnęłaby kupić, ale nie mogła, zaczęła skupiać się na rzeczach bardziej przydatnych. Sukien było pełno i choć Cassandra wyglądała na dobrze ubraną i piękną kobietę, nie udało jej się wytargować lepszej ceny niż dwanaście złotych koron za najpiękniejszą suknię świata. Podziękowała więc grzecznie kupcowi, wykazując się profesjonalizmem i kręcąc nosem, że za taką kwotę to ona by jeszcze dodała trzy błyszczące guziczki przy dekolcie i koronkowy kołnierzyk, a dół dopełniła wzmocnionym materiałem ze skóry, aby się tak szybko nie niszczył i nie wycierał podczas wypadów na miasto. Być może wywarła tym wrażenie na sprzedawcy, ponieważ dobrej jakości sukienkę zaproponował jej po cenie adekwatnej. Doceniając ten gest z uśmiechem dokupiła jeszcze płaszcz w kolorze czerwonego wina, z wykończeniem tasiemkowym o modrym kolorze. Przez to wydała nieco więcej, niż planowała, ale zyskała przynajmniej przychylność kupca, a to doskonale wiedziała, jak ważne są kontakty. Dzięki jej urodzie oraz obyciu, uśmiechu i kulturze, na pewno nie zostanie szybko zapomniana, z czego była naprawdę zadowolona. Zakup kaftanu oraz ćwiekowanej rękawicy był już tylko dodatkiem, który wydawał jej się niezbędny w sytuacji, w jakiej się znalazła. Monety na te dwie rzeczy wydała z ciężkim bólem serca, choć po dłuższej chwili namysłu stwierdziła, że tak właściwie ta rękawica to nawet jest szykowna. Od razu ubrała ją na lewą rękę, przyglądając się swojej zgrabnej, odzianej w skórę i ćwieki dłoni. Narosło wewnątrz niej coś na wzór dumy. Kaftan jednak był obrzydliwy i nie planowała go szybko ubierać, ale mogła ze sobą nosić… Może kiedyś.
Na sam koniec Cassandra zostawiła sobie pomysł, który całkowicie zatarł złe wspomnienia z Uthgardu - zakupiła sześć bochenków nie do końca świeżego, acz wciąż dobrego pieczywa, i pokierowała się tam, gdzie schronienie dostawali najbiedniejsi z uchodźców. Wśród nich znalazła oczywiście dzieci, z którymi spędziła wiele dni ciężkiej podróży, w której straciły swoją ukochaną Babunię. Przybiegły do niej z okrzykami radości, rzucając się niemal na suknie i zawisając na niej wesoło. Rozdała im po kawałku chleba oraz całusie w czoło i mocno uściskała każdego z osobna, a potem wszystkich na raz. Matki nawet rzuciły jej ciepłe słowo, a chłopi uściskali dłoń nazywając aniołem, który spadł im wprost z niebios. Usłyszała wiele komplementów na temat swej urody, mądrości, szczodrości, hojności oraz wiele, wiele innych ciepłych i przyjemnych słów. Choć zaproszono ją, aby została z nimi choć na chwilę, ta musiała odmówić grzecznie, gdyż zaczynało już robić się późno.

Słońce pomału chyliło się ku zachodowi. Nadszedł czas aby wrócić i spędzić trochę czasu z innymi. Przynajmniej początkowo myślała, że tak będzie. Nie spodziewała się wcale ujrzeć Rudigera z Eriką, siedzących przy jednym stoliku i bawiących się wyłącznie we własnym towarzystwie, przy pięknej butelce czerwonego wina...


Cassandra & Konrad
Wieczór w Karczmie

Wieczorem Cassandra siedziała przy szynkwasie bez żadnego znanego jej towarzystwa. Co chwila ktoś ją zagadywał, ale spławiała skutecznie co nowych adoratorów. Miała awersję do alkoholu, więc nie piła go, choć w karczmie tak naprawdę nie było wielkiego wyboru. Często nawet mówiło się, że lepsze rozwodnione piwo niż zwykła woda, bo alkohol przynajmniej choć trochę czystszy.
Dziewczyna co rusz przez ramię spoglądała na stolik gdzie siedział Rudiger z Eriką. Niby próbowała się uśmiechać widząc ten obraz, ale z drugiej strony było jej naprawdę przykro. Ile warte było jego wyznanie, skoro po paru dniach nie było widać po nim nawet śladu? To w ogóle była prawda, czy może tak jak jej ojciec, po prostu próbował mieć ją na własność?

Kiedy do Cassandry przysiadł się mężczyzna, którego nijak już nie potrafiła spławić, dziewczyna westchnęła ze zmęczenia.
- Dziękuję, właśnie wygrałam zakład - uśmiechnęła się beztrosko do adoratora, który wykrzywił szczerbatą buzię - Mąż twierdził, że do zmroku zaczepi mnie nie więcej niż pięćdziesięciu, ja twierdziłam, że więcej. Nie podejrzewał, że aby wygrać zakład zdejmę obrączkę - ubawiona kruczowłosa piękność pomachała paluszkami prawej dłoni przed oczami natręta - Każdy na to patrzy, mówiłam mu - z uśmiechem przeniosła wzrok na Konrada, któremu puściła oczko. Nie było teraz nawet istotne, czy on to spostrzegł czy nie. Wzięła postawione jej przez mężczyznę piwo i zeskoczyła zgrabnie ze stołka. Skinęła głową na znak pożegnania, po czym niespiesznie kołysząc biodrami podeszła do stolika, przy którym siedział przepatrywacz. Postawiła mu przed nosem kufel z piwem.
- Normalnie bym spytała czy mogę się dosiąść, ale mam większy problem - Cassandra uśmiechnęła się uroczo, zagryzając dolną wargę i nachyliła się nad uchem Konrada - Niechciany upierdliwiec wciąż się na mnie patrzy, mogę więc usiąść na twoich kolanach, aby zbyć jego zainteresowanie? - szepnęła do jego ucha z kuszącą nutą w głosie i lekkim pomrukiem, pieszcząc ciepłym oddechem jego skórę. Robiła to tak odruchowo, że czasami nie kontrolowała swej nadmiernej ekspresywności.

Konrad nigdy nie miał nic przeciwko ładnym dziewczynom (chyba że za ich plecami stało kilku braci). W tym przypadku takowych nie widział, więc nie miał nic przeciwko spełnieniu prośby dziewczyny.
- Zawsze będziesz mile widzianym gościem - wyszeptał jej do ucha, po czym złapał ją pod boki i posadził na swoich kolanach, na co ta zaśmiała się perliście - chyba że będę w towarzystwie chętnej panienki - dokończył żartobliwym tonem. - Tamten był nadmiernie zainteresowany? - spytał cicho. Starał się, by wyglądało to jakby szeptał jej czułe słówka.

- Yhym - mruknęła twierdząco ocierając się policzkiem o skroń mężczyzny i kątem oka próbując dostrzec natręta stojącego przy szynkwasie. - A jeśli inna chętna panienka przerwałaby ci towarzystwo tejże wspomnianej chętnej? Przecież miałbyś większy wybór, to źle? - spytała już zupełnie z ciekawości i musnęła ciepłymi wargami Konrada w bok nosa tuż obok lewego oka, po czym spojrzała na niego czule. Miała wyraziste, zielone oczy, a wokół jej osoby roznosił się przyjemny zapach świeżości i słodkich cytrusów.
- O ho ho... Nie dziwię się, że nabrał na ciebie aż takiej ochoty... - Konrad wciągnął powietrze. - Nie dość, żeś ładna i zgrabna, to jeszcze pięknie pachniesz. Kusząco... Dwa grzyby w barszcz, powiadasz? Dwie chętne panienki to może faktycznie lepiej, niż jedna, chociaż z dwiema na raz mi się nie przytrafiło. - Zmienił sens pytania, jakie zadała mu Cass, zastanawiając się równocześnie, czy scena, której był uczestnikiem, jest odgrywana dla natręta, przed którym Cass uciekła w ramiona Konrada, czy też miał w tym swój udział i Rudiger, wyraźnie umizgujący się do Eriki.

- Och, nie do końca to miałam na myśli - uniosła brwi dziewczyna, zawieszając swoje lekkie rączki na ramionach Konrada i obejmując go za szyję. - Ale widzę, że masz swoje fantazje. - dłonią subtelnie przeczesała bok jego włosów, a jej pośladki miękko poruszyły się na jego kolanach, wiercąc się jakby chciała poprawić swoją pozycję. - Mogę dać ci przyjacielską radę całkiem za darmo. Otóż za odpowiednią kwotę wszystko jest możliwe - uśmiechnęła się ciepło, wciąż wpatrując się z niego swoimi wyrazistymi, zielonymi tęczówkami.
- To nie jest propozycja oczywiście - zaśmiała się krótko i zerknęła przez ramię na mężczyznę przy szynkwasie, w międzyczasie widząc Rudigera, który chyba prosił Erikę do tańca. Choć zrobiło jej się przykro, starała się nie dać tego po sobie poznać.
- Powiem ci w sekrecie - szepnął jej do ucha - że są rzeczy, za które nie płacę. I nie wątpię, że to tylko informacja z dobrego serca płynąca. Słodki z ciebie ciężar - zmienił temat. Lekko pogładził jej policzek. W końcu... dlaczego nie miał czerpać przyjemności z tego małego prawie-że-sam-na-sam.

Cassandra uśmiechnęła się lekko na jego czułość. Po tym, jak Rudiger zrezygnował z jej stałego towarzystwa, dawno nie czuła przyjemnej bliskości.
- Tak, to była tylko informacja. Zauważyłam, że bardzo dokładnie pilnujesz swoich monet. Życie cię nauczyło, że złoto jest najważniejsze czy po prostu masz jakieś plany z nim związane i skrzętnie zbierasz? - zapytała zaciekawiona i choć natręt już dawno odwrócił od niej spojrzenie, stwierdziła, że póki co jej tyłek pozostanie na kolanach Konrada. Nie miała jeszcze okazji bliżej go poznać, ani dotykać. Trzeba było przyznać, że miał całkiem przyjemną w dotyku skórę.
- Nie odzywasz się zbyt wiele na ogół, prawda? - dziewczyna nie zdejmowała z niego swojego spojrzenia

- Nie odkładam skwapliwie grosza do kolejnego, by kupić sobie mały biały domek w bliższej czy dalszej przyszłości - powiedział cicho, przytulając dziewczynę. - Ale lepiej mieć złoto, niż go nie mieć i czasem miło je wydać na jakieś przyjemności. Na przykład kolację z miłą dziewczyną. I tak, wolę słuchać, niż mówić. To skutki, między innymi, wędrownego trybu życia. Człowiek się przyzwyczaja, że nie ma do kogo ust otworzyć. Ale z chęcią porozmawiam na różne tematy, więc jeśli masz jakieś pytania... - Spojrzał jej w oczy.

- Chcesz postawić mi kolację? - zapytała pełna entuzjazmu i energii. Jej uśmiech zdawał się być lekarstwem na teraźniejsze problemy, choć pomagał jedynie tymczasowo, to był naprawdę piękny. Przy tej dziewczynie można było przez moment uwierzyć w możliwość istnienia lepszego życia.
- Zgadzam się więc aby spędzić z tobą miło czas. Tylko ja i ty - łagodny, kobiecy ton przemierzył niedaleką odległość między ich twarzami. Ciężko było dostrzec dystans między nimi, tym bardziej kiedy Konrad mocniej ją objął. - Chyba ten mężczyzna już nie patrzy, więc mogę zejść jeśli czujesz się niekomfortowo - dodała niewinnie.
- Niekomfortowo? Z piękną kobietą na kolanach? Chyba żartujesz... - Konrad się uśmiechnął. - Jedyny problem to ten, że 'tylko ty i ja' dość trudno zrealizować w takich warunkach. - Oderwał od niej wzrok i powiódł spojrzeniem po zatłoczonej sali. - Tamten nie patrzy, ale za to paru innych się gapi... I ślini - dodał z lekkim uśmiechem.

- Doceniam próbę znalezienia argumentów, dla których powinnam zostawić swoje pośladki tam gdzie obecnie się znajdują - odpowiedziała uwodzicielsko, a wraz z jej westchnięciem uniosły się ściśnięte w gorsecie piersi. Założyła nogę na nogę i podwinęła lekko sukienkę, odsłaniając przy tym nagie kolano. Sama nie była pewna czy robi to dla siebie, dla niego, czy może tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę. - Może tak być, przez jakiś czas. I wiesz, jeśli się skupisz tylko na mnie, tak jak Rudiger na Erice, to tak naprawdę będziemy tylko sami. Chyba, że chcesz zjeść zaproponowaną kolację w pokoju, nie będę wybrzydzać. A opowiesz mi coś o sobie? Na przykład gdzie nauczyłeś się strzelać, albo czy docelowo planowałeś dotrzeć do Middenheim czy to tak tylko po drodze było? Masz rodzinę?

"Jak Rudiger na Erice". Słowa-klucz...
Konrad na moment przeniósł wzrok z twarzy Cass na jej biust, potem na kolano, by wrócić do jej twarzy.
- Może być tutaj - odparł. - Nie przeszkadzają mi te tłumy, ponieważ siedzisz na moich kolanach, więc niech mi zazdroszczą - dokończył żartem. - Co prawda gdybym cię zaniósł do góry, po schodach, wrażenie byłoby jeszcze większe... - Uśmiechnął się. - Middenheim to przypadek. A strzelać się nauczyłem na szlaku, gdy opuściłem rodzinny dom. Jak się chce jeść, albo bronić swojej skóry... Rodzina? Lepiej przemilczeć...

- Zrozumiałam - odparła wciąż lekko się uśmiechając - Moje wspomnienia o rodzinie również są zatrute, więc z największą przyjemnością pominę ten temat i możemy przejść do innych. - nie dziwiło jej to w sumie, bo większość samotnie podróżujących ludzi miała zazwyczaj przykre doświadczenia, albo nie posiadała już rodziny z różnych przyczyn. Przechyliła lekko łepek w bok, a jej długi czarny warkocz zawisł za jej plecami.
- Jeszcze nikt mnie nie wnosił na rękach po schodach, to faktycznie musiałoby zrobić wrażenie - zafascynowała się samym wyobrażeniem, co dało się dostrzec w jej pełnym ekscytacji spojrzeniu i lekko rozwartych, zmysłowych ustach.
- Och, czyli jesteś samoukiem. W takim razie musisz być naprawdę utalentowany i inteligentny, bo władasz swoją wiedzą jak i mięśniami jak wyszkolony łowca - rzuciła pochwałą sunąc drobną rączką po jego umięśnionym od napinania łuku ramieniu i błądząc wzrokiem za tą czynnością w zamyśleniu.

- Ty też wieloma talentami dysponujesz. - Konrad lekko uniósł lewą brew. - A bronią jaką władasz? Prócz tej, że tak powiem, oczywistej? - Spojrzał, niby przez przypadek, na biust dziewczyny.

Powędrowała za jego spojrzeniem, udając że początkowo wcale nie zrozumiała co ma na myśli. Wyprostowała plecy przez co jej klatka piersiowa wyeksponowała się jeszcze bardziej.
- Ach, to - zaśmiała się przesłodko i cicho, przymykając przy tym oczy - Nie, ja nie walczę tak jak ty, mam kiepskiego cela. Byłbyś zażenowany mną na tym polu - ponownie na niego spojrzała i zagryzła dolną wargę. - Mam delikatną skórę, łatwo jest zrobić mi siniaki, wystarczy mocniej ścisnąć czy szarpnąć. Tak naprawdę jestem dla was bardziej jak kłoda, dlatego staram się przynajmniej pomóc jakoś inaczej. Jak to ładnie ująłeś, taki ze mnie “słodki ciężar” - dodała półżartem już całkiem od siebie zapominając nawet o wspomnianej w żartach kolacji. Nie czuła głodu, ani nawet zmęczenia, a na kolanach Konrada było jej naprawdę wygodnie. Poza tym czuła się bezpiecznie, bo nikt jej nie zaczepiał, więc mogła w końcu być bardziej uśmiechnięta.

- Będziesz naszym dobrym duszkiem. - Uśmiechnął się. - A nawet najtwardszy wojak potrzebuje czasem chwili wytchnienia w miłym towarzystwie. Ktoś taki, jak ty, to prawdziwy skarb, a brak grubej skóry to zaleta - zażartował. - Chociaż...
Cassandra zmarszczyła słodko zgrabny nosem i przechyliła się bardziej w stronę mężczyzny, opierając o niego swoje ciało.
- Chociaż? - dopytała nie mogąc powstrzymać swej ciekawości.
- Chociaż w niektórych sytuacjach pewnie przyciągasz kłopoty jak światło przyciąga ćmy. Albo miód - muchy.

Dziewczyna zrobiła smutną minkę wywijając kąciki ust do dołu i momentalnie odsunęła się od Konrada, siadając prościutko i spuszczając głowę w dół.
- Pewnie tak jest. Powinnam po prostu dać wam spokój, bo i tak każdy z was ma swoje zajęcia. Ty lubisz samotność, Rudiger Erikę, a Gerwazy chyba sam siebie. Czuję się czasami jak kulawy pies. - zdjęła zarzuconą, lewą, obnażoną nogę ze swojego prawego kolana i opuściła suknię, której lekki materiał spłynął aż do kostek - Może i nigdy nie skorzystałeś z moich “talentów”, ale na pewno wiesz jakie są. I oczywiście nie mam na myśli cerowania - mimo smutku i spuszczenia nosa na kwintę, zaśmiała się przesłodko. Była lekka i drobna, zupełnie jak niewinne, urocze i bezbronne stworzenie, które pragnie się albo dobić z litości, albo wziąć pod swe skrzydła i opiekę.

- Jak pewnie zauważyłaś, nie unikam kłopotów. A samotność we dwoje bywa czasami przyjemniejsza niż wtedy, gdy jest się samemu - stwierdził. - I, jak pewnie zauważyłaś, nie narzekam na twoje talenty. Wprost przeciwnie - jestem pełen podziwu. I komplementuję je.

Dziewczyna gładziła swoje włosy słuchając słów Konrada. Trzeba było przyznać, że zawstydzona i z wypiekami na policzkach wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Nie była typem prostytutki, która zawsze emanuje seksapilem, często wśród ludzi jej już dobrze znanych, była po prostu dziewczyną delikatną. Trzeba przyznać, że jak na dziwkę, miała swój własny styl, inny niż ten u typowej portowej kurwy, a ta inność potrafiła przyciągać równie mocno, choć najczęściej typów silnych i dominujących.
- Miło mi słyszeć tak dobrane słowa. Nie lubię gdy ktoś przeklina, bo mój ojciec często nazywał mnie choćby kurewką. Wulgaryzmy są dla mnie jak zgrzyt sztućców o talerz, więc miło, że chociaż używasz innych słów. I doceniam to, że mogłam spędzić z tobą czas i mnie nie odtrąciłeś, a nawet pochwaliłeś. Dziękuję. Być może teraz będę wiedziała, że zawsze mogę się do ciebie odezwać i mnie nie odepchniesz - subtelny uśmiech pojawił się na jej gładkiej twarzyczce, którą po chwili zasłoniła wodospadem czarnych jak noc, gęstych włosów, rozplątując je ze splotu warkocza. - Miły z ciebie mężczyzna, choć wydajesz się być skryty.

- Zawsze możesz przyjść, pogadać, przytulić się - zapewnił Konrad. - A skrytość wyniosłem przede wszystkim z domu. A na szlaku... w zasadzie niezbyt często nawiązuje się bliższe znajomości. Często lepiej powiedzieć za mało, niż za dużo.

- Masz rację. - odparła z całkowitym spokojem w głosie - Ale i ja mam rację, twierdząc że jesteś inteligentny - dodała już znacznie weselszym tonem i zaczesała garść włosów za ucho, aby spojrzeć na mężczyznę ponownie, obdarzając go swoim ślicznym uśmiechem i pozwalając aby na nią ponownie patrzył.
- Chyba pójdę już spać, ty nie jesteś zmęczony?

Konrad nie sądził, by była to oferta kontynuowania spotkania w innych warunkach.
- Piękna kobieta potrzebuje więcej snu - powiedział. - Odprowadzić cię?

- A dalej chcesz zrobić większe wrażenie niż do tej pory?
- uśmiechnęła się machając lekko nóżkami - Na pewno jestem lżejsza niż martwa zwierzyna, którą upolowałeś.

- Zwierzynę nosi się w inny sposób
- odparł z uśmiechem. - A chociaż w noszeniu kobiet nie mam zbyt dużej wprawy, to jednak wiem, jak to się robi. Zainteresowana? - spytał. Trudno było ocenić, czy Konrad mówi poważnie, czy się tylko przekomarza.

W odpowiedzi zaśmiała się wyraźnie rozbawiona i rozentuzjowana.
- Nigdy nikt mnie nie zaniósł do łóżka, a na pewno nie ktoś przystojny i miły, także poproszę. O ile to bezinteresowna propozycja, bo wiesz… - ściszyła głos przybliżając do niego swoją buzię - ...są rzeczy za które nie płacę - szepnęła z lekko rozwartymi, acz roześmianymi ustami, parafrazując jego wcześniejsze słowa. - Możesz nawet nieść mnie jak upolowaną sarnę, to wciąż będzie super!

- Dla pięknej i miłej kobiety wiele rzeczy mogę zrobić bezinteresownie - zapewnił. Ułożył inaczej ręce, po czym wstał, trzymając dziewczynę w ramionach... i przyciągając uwagę większości znajdujących się w gospodzie mężczyzn.

Cassandra pisnęła początkowo będąc nawet zaskoczona tym, że Konrad wcale sobie nie żartował. Do tej pory myślała, że to tylko słowne gierki, ale kiedy wstał trzymając ją na rękach, poczuła się… Inaczej. Lepiej.
- Nie wiem jak to robisz, że poprawiasz mi humor w tak szybkim tempie - jej pełen uśmiech dodawał uroku, o ile można było mieć go jeszcze więcej. Trzewiki na jej stópkach zawirowały w powietrzu, a ręce dziewczyny mocniej objęły mężczyznę wokół szyi. Nie zwróciła większej uwagi na otaczających ich gapiów, pewnie dlatego, że naprawdę miała z tego wszystkiego dużo frajdy. Po smutkach jakie zafundowała jej wyobraźnia, podsuwając obraz Rudigera i Eriki w swych objęciach, nie zostało już ani śladu. - Będziesz nosił mnie częściej czy to jednorazowe? - zaśmiała się patrząc na niego.

- To czysta przyjemność - szepnął jej do ucha Konrad, ruszając w stronę schodów. - Jeśli nie będziesz się wyrywać, to możemy to robić częściej... Podoba ci się? Bo ja jestem bardzo zadowolony.

- No jasne, że tak!
- odpowiedziała z pewnością wyczuwalną w głosie. Nawet nie było mowy o tym, że udaje, była naprawdę szczerze rozbawiona - Ale bezinteresownie, prawda? - upewniła się mrużąc zielone oczy, otoczone ślicznym wachlarzem czarnych rzęs.

- Oczywiście - zapewnił Konrad. - Bez zobowiązań - dodał, wstępując na kolejne stopnie. - Jak już powiedziałem, to jest bardzo przyjemne. Bardziej, niż się spodziewałem - przyznał.

Dziewczyna uśmiechnęła się do niego w podzięce i przymknęła na chwilę oczy. Gdyby mogła, to zasnęłaby tu i teraz. Gdy wchodził po schodach czuła przyjemne kołysanie, które potrafiło ją uspokoić. Mogła więc poczuć się na tyle spokojnie i bezpiecznie, aby zasnąć sama w pokoju, bez towarzystwa i bez dodatkowego światła. Nie myślała o żadnych przykrościach, jakie spotkały ją teraz bądź kiedyś.
- Mam tylko nadzieję, że te śliniące menty z zazdrości nie spróbują ci zrobić krzywdy. - pogładziła go po policzku, jakby martwiła się o przypuszczalny stan jego twarzy. Zazdrosne chłopy potrafiły być nieobliczalne. - Mam pokój na lewo, drugi z kolei. A ty?

- Dwa pokoje dalej
- odpowiedział. - W razie konieczności wystarczy, że zawołasz. A tamci... - Machnąłby ręką, ale miał obie zajęte. - Mogą sobie ponarzekać w własnym gronie. To te...? - Upewnił się podchodząc do drzwi. Zbyt dobry w liczbach nie był, ale do dwóch potrafił zliczyć. A nawet do dwudziestu, bez zdejmowania butów...

Dziewczyna kiwnęła głową twierdząco i cmoknęła Konrada w policzek.
- Dziękuję. To naprawdę sprawiło, że poczułam się lepiej. Mam nadzieję, że ty też, mimo iż nie jestem w stanie dać ci nic więcej prócz towarzystwa do rozmów. - Zagryzła dolną wargą bojąc się, że mężczyzna się na nią zezłości. Zmrużyła też przy tym oczy, jakby spodziewając się czegoś złego.


- Miłe towarzystwo w zupełności wystarczy. Już mówiłem, że to działania bezinteresowne. - Uśmiechnął się lekko. - Jeszcze parę kroków i będziesz mogła iść spać.
Otworzył drzwi.
- Które łóżko? - spytał.

Cass wyciągnęła rękę i wskazała paluszkiem łóżko po prawej stronie.
- Ale rozbiorę się już sama! - rzuciła żartobliwie mając wrażenie, że Konrad zaraz ułoży ją do snu i nakryje kołderką jak słodkiego szczeniaczka, który zasnął na kolankach.

- Niech będzie moja strata. - Udał zmartwionego. Podszedł do łóżka i posadził dziewczynę. - Spokojnych snów - powiedział, całując na pożegnanie w policzek.

Przymknęła oczy z przyjemności nadstawiając blade lico i kosztując troskliwego pocałunku. Była pozytywnie zaskoczona zachowaniem mężczyzny.
- Teraz na pewno będą. Spokojnej nocy. Dziękuję. - Odpowiedziała miło z subtelnym uśmiechem, patrząc jak wychodzi.

Po zamknięciu drzwi Konrad nie od razu wrócił do sali, na kolację. Chciał dać paru osobom szansę na snucie różnych domysłów.




Światło w mroku, Pierwsza Noc

Tak, widziałam Was
I zrozumiałam, że miłość przegrała
Zostały wspomnienia, nie będę nic zmieniać

A jednak, a jednak wciąż wierzę...

Mimo iż zasnęła w bardzo dobrym humorze, który powstał dzięki Konradowi, tej nocy nawiedziły ją koszmary z przeszłości. Wcale nie szło tutaj o wojnę czy chaos, ona miała własne demony, przeżyła wiele lat w strachu i wstydzie, zmuszana do robienia rzeczy, których robić nie chciała. Zbyt często obraz ojca stawał jej przed oczami. Jego podniecenie na sam widok tego, że posiada w domu jakąkolwiek kobietę, na którą go stać, bo nic nie musi płacić. Dla niego zapłatą było to, że wciąż żyła i miała dach nad głową, że nie uderzył jej mocniej, albo że zabrał z oszczędności mniej monet niż zazwyczaj, bo przecież zostawił jej trzy miedziaki. Nie lubił, gdy ktoś się na nią patrzył, więc ścinał jej włosy na krótko, używając do tego tępego noża, którym i tak czasami zranił jej kark. Dziś śniło jej się, że wszedł do pokoju. Miał rany kłute klatki piersiowej, tak liczne, jakby sztylet wbijał mu szaleniec w amoku. Każda z ran krwawiła, pozostawiając na niedbale zapiętej koszuli czerwone zacieki.
- Byłaś niegrzeczna, Cassandro - zagrzmiał, a ona jedynie przełknęła ślinę. Jej oczy otworzyły się szeroko, a serce niemal nie wyskoczyło przez gardło. Jej świadomość zapomniała, że powinien nie żyć, że przecież szlag go trafił poszedł do wszystkich demonów, które zrobiły sobie ucztę z jego grzesznego życia.
- Nie...Nieprawda - pokiwała przecząco głową. Odwróciła się tylko na chwilę aby sięgnąć chociaż po sztylet, ale mężczyzna tak nagle był już przy niej i chwycił za nadgarstki. Poczuła ból, nie mogła się ruszyć, znieruchomiała. Choć pachniał inaczej, wiedziała, że to był on. Siedział na niej okrakiem z obnażonym torsem, a z ran sączyła się posoka, plamiąc jej nagi brzuch oraz piersi, kiedy ten się nad nią nachylił.
- Nie chcę… - wydukała bojaźliwie, a ogromna gula utknęła w jej gardle, kiedy próbowała przełknąć rozpacz. Ojciec jednak miał za nic jej słowa, ścisnął dziewczynę mocniej za nadgarstki, unieruchamiając ją bardziej.
- Wszystko w porządku kochanie, to tylko koszmary… - szepnął jej do ucha i nim poczuła ból między udami, zdołała wyrwać skrępowane ręce.
- Zostaw mnie! - krzyknęła powstając do pozycji siedzącej i dysząc ciężko. Nie było go tutaj, była tylko Erika, która kucała obok jej łóżka i patrzyła. Obserwowała ją, wszystko widziała… Cassandrze było wstyd. Rzuciła się gwałtownie przytulając do kobiety i rozpłakała się. Nie potrafiła tego powstrzymać, mimo iż zdawała sobie sprawę z tego, że to nie było prawdziwe. Mimo wszystko w jej głowie wyglądało to zupełnie inaczej, dla niej było to bardzo realne, przeżyła to, czuła wciąż uścisk w okolicy przegubów, czuła się stłamszona, zawstydzona i niewarta życia. Czuła się paskudnie.

Tylko dzięki Erice i czasu, jaki poświęciła dziewczynie, ta zapomniała o złych wspomnieniach. Znowu jednak w jej głowie był Rudiger, za którym bardzo tęskniła. Chciała móc zbliżyć się do niego, dotknąć go ponownie, objąć, pocałować… Erika okazała się być jednak bardzo dobrą osobą, silną ale i zarazem czułą, troskliwą. Cassandra sama poruszyła temat Rudigera, widząc, że kobieta całkowicie go pomija, mimo wyraźnych prób prowokacji ze strony młodej. Nastolatka doskonale znała taki typ zachowań, trzymanie dystansu nie było niczym nowym i wielu wojowników stosowało metodę ze stawianiem muru między emocjami oraz uczuciami co do innych. Rozumiała to, gdyż w Nuln nie jeden mężczyzna powierzał jej swoje myśli, dziękując za krótkie acz intensywne towarzystwo, bo tylko na takie mógł sobie pozwolić. Przez chwilę Cassandra miała w myślach zaproponowanie Erice chwili relaksu, mogłaby sprawić, aby kobieta poczuła się błogo, a jej myśli odpłynęły i nie musiały frasować się teraźniejszością. W ostateczności jednak nie zrobiła tego. Wzajemny dotyk był tak przyjemny, że nie chciała tego psuć ewentualnym, późniejszym zawstydzeniem wojowniczki, gdyż nie była nawet pewna, jak ta zareaguje. Cassie stwierdziła, że poznała samych dobrych ludzi w tej podróży. Konrad, Erika i Rudiger byli naprawdę wyjątkowi w swej przeciętności.
Dziewczyna pragnęła, aby Rudiger był szczęśliwy, a zdążyła już zauważyć, jak dobrze czuje się przy Erice i jak dużo zaczął spędzać z nią czasu. Pomyślała, że być może warto będzie pomóc szczęściu i zasiała w umyśle wojowniczki kilka drobnych ziarenek. Było jej przykro, że to nie jej jest dane dać mu siebie, ale zasłużył na kogoś lepszego. Erika właśnie była taką osobą, która zresztą sama zasługiwała na porządnego mężczyznę, który potrafi ją rozbawić i skłonić do rozmowy. Tak, Cass czuła, że robiła coś słusznego. Tylko dlaczego jednocześnie czuła się tak cholernie nieszczęśliwa?

Rano starała się wymknąć z łóżka po cichu i niewyczuwalnie. Ubrała swoją nową sukienkę w kolorze wiśni, zebrała manatki, uczesała długie włosy, nie mając czasu aby związać je w warkocz, po czym zeszła na dół. Była tam jako pierwsza, więc zajęła jeden ze stolik, wybierając taki najbardziej czysty. Nie siedziała długo w samotności, gdyż zaraz zeszła Erika, którą najwidoczniej jednak obudziła, a potem pojawił się Konrad, do którego się uśmiechnęła szeroko i kiwnęła głową na znak powitania. Dopiero na sam koniec zszedł Rudiger, któremu Cass zamachała krótko ręką. Pomimo iż w nocy próbowała zeswatać z nim Erikę, miała teraz nadzieję, że w nowej sukience i z rozpuszczonymi włosami, spodoba mu się na tyle, że nie oderwie od niej spojrzenia.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 21-08-2019 o 16:03.
Nami jest offline  
Stary 21-08-2019, 21:54   #45
 
Gerwazy's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputację
Od walki z zielonoskórymi Gerwazy był jakby wyciszony i nieobecny. Przez resztę podróży wędrował gdzieś pośrodku kolumny zamyślony nad jakimiś wewnętrznymi zagadnieniami. Wszelkie polecenia czy też prośby wykonywał bez cienia skargi, na pytania odpowiadał normalnie a nawet przez moment podtrzymywał kurtuazyjną rozmowę o mało istotnych sprawach. Wystarczył jednak moment ciszy aby ten butny dotąd szlachcic milknął i pogrążał się w swoim własnym świecie.

Dotarcie do miasta białego wilka nie zrobiło na młodym magu większego wrażenia. Wraz ze swoim mistrzem gościł przez krótką chwilę w metropolii nim udali się razem na północ w poszukiwaniu niedobitków chaosytów. Mimo to zaufał towarzyszom w wyborze miejsca na nocleg nie nalegając nawet na kwaterę. Nocleg w stajni pozwalał zaoszczędzić niemal całą koronę a i spanie na czystym sianie niewiele się mogło różnić od sienników w podrzędnej gospodzie. Wręcz z zadowoleniem opuścił więc towarzyszy, którzy dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Jemu było potrzeba na tę chwilę ciszy i spokoju.

Drogę do świątyni Sigmara pamiętał jak przez mgłę. Jedyne co wryło się w pamięć to plecy torującego im drogę Rudigera i obecność u jego boku Cassandry. Kiedyś bezsprzecznie wykorzystał by moment na rozmowę z uroczą brunetką, teraz jednak jedynie szedł milczący ze spuszczoną głową. W świątyni pozwolił rozmawiać towarzyszom, nawet jeśli powaga sytuacji i okoliczności wskazywały na to, iż to on jako człowiek uczony powinien się rozmówić z kapłanami. Nagrodę przyjął ciesząc się z zarobku. Niby czasy wojenne i wolno mu było używać magii w obronie swojego życia, jednakże licencja wędrownego czarodzieja sporo kosztowała a podróżując bez odpowiedniego pisma narażał się na niebezpieczeństwo w wypadku kontaktu z inkwizycją. Młody adept nie zapomniał także o odłożeniu do osobne kiesy trzech koron. Środki te był zobowiązany odkładać na rzecz kolegium magii, niejako spłacając dług zaciągnięty przy pobieraniu nauk.

Zakupów Gerwazy nie miał zamiaru robić, szaleństwo i zabawa zdecydowanie nie były w planach pochmurnego młodzieńca. Nawet z miło zapowiadającego się wieczoru wymówił się bólem głowy i szybkim krokiem skierował się w stronę stajni. Tam zaszył się w świeżym stogu siana i obcował sam na sam ze swoim umysłem. Na tą chwilę niczego więcej do szczęścia nie potrzebował.
 
Gerwazy jest offline  
Stary 22-08-2019, 17:46   #46
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Po pierwszej nocy spędzonej w Middenheim spotkaliście się wszyscy w głównej sali gospody. Najpierw na dole pojawiła się Cassandra, za nią Erika, Rudiger i Konrad. Ostatni dotarł Gerwazy, który przeciągając się i ziewając uświadomił pozostałych, że noc na sianku nie była chyba aż tak wygodna. Prawda jednak była inna - młody adept sztuk magicznych bił się z własnymi myślami do późnych godzin nocnych i długo nie mógł zasnąć. Zamówiliście śniadanie, na które składała się kasza ze skwarkami, mleko oraz chleb i umilaliście sobie poranny posiłek rozmową.

Kończyliście właśnie śniadanie, gdy drzwi karczmy otworzyły się i do środka weszło pięciu strażników miejskich w biało-niebieskich barwach Middenheim. Mieli na sobie emaliowane napierśniki, a przy pasach wisiały im pałki i miecze. Dwóch z nich dzierżyło w dłoniach halabardy. Rozejrzeli się najpierw po głównej sali, w której z rana zebrało się całkiem sporo gości, a potem podeszli do gospodarza. Po krótkiej wymianie zdań, znaleźli się przy zajmowanym przez was stoliku.

- Witamy w Middenheim - powiedział dobrze zbudowany, brodaty strażnik, który wyglądał na ich dowódcę. Silił się na przyjazny ton, jednak niezbyt mu to wyszło. W dodatku jego towarzysze ustawili się tak, aby z każdej strony uniemożliwić wam drogę ewentualnego oddalenia się od stołu. - Nasz komendant chciałby zamienić z państwem kilka słów odnośnie ikony, którą zanieśliście wczoraj do świątyni Sigmara. To nie potrwa długo. Zapraszam z nami. - Strażnik wskazał dłonią wyjście z karczmy.

Nie chcieli zdradzić wam szczegółów sprawy, twierdząc, że wszystkiego dowiecie się na miejscu. Nie wyglądało na to, byście mieli jakieś kłopoty, a że wszczynanie burd z władzami dzień po przybyciu do miasta nie wchodziło w rachubę, dokończyliście śniadanie i wyszliście w obstawie strażników miejskich na chłodne, poranne powietrze. Pomimo dość wczesnej pory, ulice Middenheim pełne były spieszących gdzieś mieszkańców i uchodźców, którzy widząc eskortujących was mundurowych potulnie schodzili z drogi. Przeszliście obok Pomnika Zarazy, potem główną ulicą Dzielnicy Kupieckiej i po kilku minutach znaleźliście się w Dzielnicy Południowej, gdzie strażnicy poprowadzili was kilkoma wąskimi uliczkami do celu waszej wycieczki.


Budynek straży miejskiej był piętrową kamienicą, przy drzwiach której wartę pełniło dwóch strażników. W środku panował spory tłok - ludzie przyszli załatwiać swoje sprawy, kilku strażników prowadziło w kierunku schodów biegnących na dół trzech wrzeszczących typów o twarzach morderców. Wraz ze swoją eskortą udaliście się na piętro, gdzie było nieco luźniej i zostaliście zaprowadzeni pod drzwi na końcu korytarza. Brodaty strażnik wszedł do pokoju i po chwili z niego wyszedł, zapraszając was do środka.

Gabinet komendanta był całkiem spory, choć poza biurkiem, komodą, kilkoma krzesłami do przyjmowania petentów i wielką mapą Middenheim wiszącą na ścianie, nie było w nim nic więcej. Za biurkiem zawalonym jakimiś dokumentami siedział dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna w biało-niebieskim mundurze. Liczył sobie z pewnością ponad pięćdziesiąt lat, jednak trzymał się świetnie, jak na swoje lata. Miał idealnie ułożone włosy, a przystrzyżona starannie i zadbana broda nadawała mu powagi. Oderwał się od pisania i spojrzał na was, lekko marszcząc brwi.


- Dziękuję za przybycie – powiedział szorstkim, męskim głosem, gdy strażnik wyszedł i zamknął za sobą drzwi. – Nazywam się Ulrich Schutzmann. Jestem komendantem straży i zastępcą grafa do spraw bezpieczeństwa miasta pod nieobecność naszego pana. Wczoraj przynieśliście do świątyni Sigmara pewien przedmiot i oddaliście go ojcu Mortenowi, prawda?
Nie czekając na odpowiedź, komendant przejechał językiem po kciuku i szybko przejrzał jakieś dokumenty leżące przed nim.
- Według tej notatki służbowej, niecałe dwie godziny temu znaleziono ciało duchownego Mortena poznaczone śladami mordu. Wzmiankowany przedmiot, czyli ikona przedstawiająca Sigmara zniknął, a według zeznań innych kapłanów, wy byliście ostatnimi, którzy widzieli denata przy życiu. Ostatnimi nieznajomymi, precyzując. Nie było was trudno znaleźć, biorąc pod uwagę, że podróżujecie z tą małą. - Skinął głową na Cassandrę. - Ojczulkowie zapamiętali ją bardzo dokładnie ze względu na urodę. Macie mi coś do powiedzenia na temat śmierci Mortena? - Przejechał wzrokiem po twarzy każdego z was.

Na razie nie padły żadne oskarżenia, Schutzmann najwyraźniej chciał najpierw wybadać grunt.

 
Mroku jest offline  
Stary 22-08-2019, 18:58   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Goście "Kulawego Psa" nie hałasowali zbytnio i nie włóczyli się nocami po korytarzach, a że Rudiger prawie nie chrapał, to noc minęła Konradowi całkiem przyjemnie. Nie było co ukrywać - nocleg w łóżku był zdecydowanie przyjemniejszy, niż spanie pod krzaczkiem w środku lasu. Nic więc dziwnego, że na śniadaniu Konrad pojawił się niemal jako ostatni. Ale, w przeciwieństwie do Gerwazego, nie ziewał.
A nuż młody mag spędził noc ciekawiej, niż Konrad i Rudiger? Ale nawet jeśli, to Gerwazy nie pochwalił się ani słowem...

Konrad uśmiechem przywitał Erikę, po czym spojrzał na Cassandrę.
- Z dnia na dzień wyglądasz coraz piękniej - skomplementował dziewczynę, chociaż wiedział, że nie dla niego wbiła się w nowy ciuszek.

Piękny poranek nie trwał zbyt długo, a chwila zadowolenia z miłego towarzystwa i dobrego jedzenia przerwana została przez umundurowanych (i uzbrojonych) miejskich strażników.
Konrad co prawda na sumieniu nic nie miał, listy gończe za nim nie krążyły, ale kto mógł wiedzieć, co mogło się wykluć we łbach tych, co pilnowali miejskiego porządku...
Na szczęście okazało się, że chodzi nie o złamanie jakiegoś przepisu, a dostarczoną do świątyni ikonę. Co prawda Konrad był pewien, że ojciec Morten ma na ten temat wiedzę o wiele większą, ale z doświadczenia wiedział, że z przedstawicielami prawa nie ma co dyskutować.
No ale na posterunku okazało się, że sprawa nie jest aż taka prosta. Nie dość, że ikona zniknęła, to jeszcze posypały się trupy...

- A co, na Sigmara, możemy wiedzieć na temat śmierci ojca Mortena? - spytał. - Widzieliśmy go raz, gdy przekazywaliśmy mu ikonę. Był nią zachwycony, rozpływał się w podziękowaniach, a wdzięczność okazał odsyłając nas do skarbnika. Wzięliśmy zapłatę i już nas świątynia nie widziała. Podobnie jak i ojciec Morten. Ktoś go zabił? - spytał. - Bo pewnie o to chodzi, skoro nas wypytujecie.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-08-2019, 18:17   #48
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
+ Nami <3

Nie spała już od dłuższego czasu, gdy Cassandra postanowiła wymknąć się z pokoju. Robiła to tak cicho, by nie zbudzić najemniczki, że to było nawet urocze, a Erika nie zamierzała wyprowadzać jej z błędu, bo nastolatka pewnie znowu by o to siebie obwiniała. Erika poczekała kilka minut, by upewnić się, że Cassie jest już na dole, po czym wstała z łóżka i najpierw się rozciągnęła, a potem wykonała kilka serii pompek i brzuszków, które utrzymywały jej ciało w dobrej formie. Obmyła się szybko w kuble lodowatej wody przyniesionej wczorajszego wieczoru, czując orzeźwienie i łapiąc ostrość umysłu. Odziana w pełny rynsztunek, zeszła na dół, gdzie przy jednym ze stolików siedziała Cassie. Nastolatka była nieco zaskoczona jej widokiem.
- Obudziłam cię jednak? - Zapytała.
- Nie, już nie spałam, gdy wychodziłaś z pokoju, ale nie chciałam, żebyś się martwiła, że mnie obudziłaś, dlatego udawałam. Ale to było miłe, że nie narobiłaś hałasu. - Erika uśmiechnęła się lekko. - Mam lekki sen, to jedna z tych rzeczy, którą nabyłam, będąc całe życie na szlaku. Można się przyzwyczaić. Jak się czujesz? Z nastrojem po nocy już dobrze? - Zapytała, korzystając z okazji, że panowie jeszcze nie zeszli na dół.

Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową w odpowiedzi na pytanie. Darowała już sobie przepraszanie kobiety, bo wiedziała, że było to zbędne. Większość osób i tak wstawało o podobnych porach między świtaniem a rankiem, więc właściwie pewnie Erika i tak by się zbudziła niedługo po wyjściu Cass z pokoju.
- Jest dobrze. A tobie nie było zbyt ciasno i niewygodnie? Zazwyczaj nikt nie narzekał, ale sama wiesz - dziewczyna wzruszyła niedbale ramionami - chłopy. Naga kobieta obok to nie jest dla nich dyskomfort, nawet jakby mieli głową w dół zwisać.
- No tak, im nigdy nic nie przeszkadza, gdy w łożu mają rozgrzaną i wilgotną kobiecość - odparła Erika. - Mi było dobrze, spałam w różnych dziwnych miejscach w życiu, więc potrafię tak się ułożyć, by wypocząć, nawet, jeśli teoretycznie może być niewygodnie. Ale z tobą było bardzo wygodnie i zdania nie zmieniam odnośnie wspólnego spania. No i muszę przyznać, że to było całkiem ciekawe doświadczenie. - Erika uśmiechnęła się do niej.

- Bliskość dostarcza wiele ciekawych i nowych doświadczeń - skomentowała Cassandra wpatrując się w drzwi wejściowe, zupełnie jakby mówiła o pogodzie i nie było to jakoś nadmiernie interesujące ani sugestywne. Dopiero po chwili przeniosła hipnotyzujące spojrzenie na Erikę - Jeśli byś kiedyś potrzebowała odetchnąć po ciężkim dniu, w jakikolwiek sposób, mogę się przysłużyć. Na przykład potrafię rozmasować mięśnie, podobno pomaga po dniu treningów lub potyczek. Wiesz, bycie prostytutką nie sprawia, że dajesz siebie w jednoznacznej formie, jest wiele wersji spędzania czasu w przyjemności… - dorzuciła z półuśmiechem wciąż się w nią wpatrując.
- Jasne, będę pamiętać, ale... nie chcę cię wykorzystywać. - Dziwnie to zabrzmiało w ustach Eriki, ale naprawdę tak uważała. Poza tym nikt nigdy nie robił jej masażu i nawet nie wiedziała, jak się ma w takich chwilach zachować. Niemniej propozycja była interesująca i pewnie kiedyś z niej skorzysta.

Dłużej nie udało im się porozmawiać, gdyż na dole pojawił się Rudiger, a po nim Konrad i na końcu Gerwazy. Przy śniadaniu wymieniła kilka zdań z pozostałymi, ale nie angażowała się zbytnio w rozmowę, skupiona na posiłku. Niestety, nie dane im było nawet zacząć realizować planów, które sobie założyli, bo w karczmie pojawił się oddział straży, który postanowił eskortować ich do swego komendanta. Pomimo kurtuazji jednego ze strażników, Erika czuła, że coś jest nie tak; nie zabierano by ich w takiej obstawie, gdyby chodziło jedynie o jakąś błahą sprawę, czy inną pogawędkę. Czyżby ikona odniesiona do świątyni została skradziona, a oni byli podejrzanymi? Oby nie, bo mocno się wkurwi...

Strażnicy nie chcieli powiedzieć, o co chodzi, więc nie było innego wyjścia, jak się z nimi przejść. Najemniczka momentalnie straciła nastrój i spochmurniała, ale nie zamierzała angażować się w żadne przepychanki słowne (czy siłowe) ze stróżami prawa, bo wciąż chciała swobodnie przemieszczać się po Mieście Białego Wilka. O ile po rozmowie z komendantem będą mieć jeszcze taką możliwość.
- Tylko łapska przy sobie, bo nie ręczę za siebie... - mruknęła, mijając dowódcę strażników.

Nie odebrano im broni, jedynie w miarę grzecznie zaproszono na rozmowę, więc to mogło oznaczać, że nie są o nic oskarżeni. Choć z drugiej strony, możliwe, że strażnicy nie chcieli ryzykować burdy w karczmie i zrobią to na komendzie straży. Cóż, niebawem się przekonają. Całą drogę na miejsce zwracała uwagę na Cassandrę, czy czasem któryś ze strażników nie próbuje nadużywać swojej pozycji. O ile mocno zbudowana Erika raczej nie musiała być dla nich mocno pociągająca, tak młoda, delikatna Cassie stanowiła smaczny kąsek, by sobie poużywać. Na szczęście nic nieprzyjemnego nie wydarzyło się po drodze, w przeciwnym wypadku strażnicy z pewnością nie dotarliby w pełnym składzie do swej bazy. A ona byłaby poszukiwana za zabójstwo.


Na miejscu dowiedzieli się, że relikwia zniknęła, a Sigmaryta został zamordowany. Nie zrobiło to na Erice większego wrażenia - w takim mieście jak Middenheim, i to jeszcze po wojnie z Chaosem, codziennie ktoś umierał z powodu choroby, samobójstwa lub był mordowany. Niestety, tylko niektóre z tych śmierci były aż tak ważne, by pochylił się nad nimi ktoś taki, jak Schutzmann. Mord na przedstawicielu kościoła miał oczywiście taką wagę, bo i duchowni byli traktowani ze specjalnymi względami nie tylko przez wiernych, ale i przez władzę. Konrad miał swoje pytania, Rudiger wyjaśnił ich sytuację, Erika też dorzuciła kilka spostrzeżeń. Ten cały Schutzmann wyglądał jej na człowieka, który twardo stąpa po ziemi i była niemal pewna, że nie wierzy w to, by w jakikolwiek sposób mogli być zamieszani w śmierć Mortena. To całe zaproszenie na rozmowę musiało mieć drugie dno i najemniczka tylko czekała, kiedy komendant ujawni im prawdziwy powód tego spotkania.
 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 23-08-2019 o 18:22.
Tabasa jest offline  
Stary 24-08-2019, 23:36   #49
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Wspólne śniadanie zakończyło się chwilą niezręcznej ciszy, którą akurat przerwało pojawienie się strażników. Cassandra była nabzdyczona. Miała nadęte, różowe policzki i wydęte, słodkie usta. Nie dokończyła nawet śniadania, gdyż nieco się zdenerwowała. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma już pieniędzy i nie stać jej nawet na pokój, a w tym czasie oni akurat zaczęli rozmawiać o pracy, do której młoda nawet się nie nadawała. Powróciła więc do poważnych rozmyślań co do kontynuowania zarabiania w sposób, jaki potrafi. Nie chciała na nikim żerować, więc czuła się podstawiona pod ścianą. Gdyby nie Rudiger to już od pierwszego dnia mogłoby jej wpaść do kieszeni trochę złota, a tak nie miała juz prawie nic. Chciała się sprawdzić i być lepszą osobą dla niego, ale może jednak po prostu źle ulokowała uczucia. Może jednak znalazłby się ktoś kto by ją cenił mimo zawodu… Poczuła się wyobcowana i zbędna. Zupełnie nagle, jakby wcale tu nie pasowała. Miała ochotę uciec, tylko teraz, póki co, po prostu nie mogła.

Gdy wychodzili za strażnikami, dziewczyna chwyciła Gerwazego za rękę. Delikatnie oplotła szczupłe palce dłoni między jego palce, zakleszczając uścisk i spojrzała na mężczyznę jakby szukając potwierdzenia w tym, czy mu to nie przeszkadza. Potrzebowała bliskości kogoś, kto jeszcze nie miał okazji bliżej jej ocenić. Dla Gerwazego czuła się być zwykłą dziewczyną, której nie poznał zbyt blisko. Bardzo mało ze sobą rozmawiali, kilka razy się do niego przytuliła, ale i nigdy nie próbowała go uwieść w sposób dwuznaczny i sugestywny. Nie łączyło ich wiec wiele, potrzebowała tej czułości dłoni.
- Wszystko w porządku? - spytała czule gładząc kciukiem grzbiet jego dłoni i patrząc na niego troskliwie.

Całą drogę szła obok Gerwazego. Potraktowała to jak okazję do zwiedzania miasta bez możliwości zgubienia się bądź zostania napadniętym. Przyglądała się pomnikowi zarazy, podziwiała ocalałe budynki jak i te całkowicie zniszczone, zastanawiając się co musieli czuć ludzie, dla których ten dom był ich calym dobytkiem. W głowie przeleciało jej tez pytanie a propos matki; czy wciąż tutaj mieszka z tym mężczyzną i jak teraz wygląda? Niemal nic o niej nie wiedziała, nie pamiętała jej. Była taka mała gdy ta odeszła… Nie robiła sobie nadziei, że ją znajdzie, jednak czasami o tym myślała. W końcu musiała wyznać Rudigerowi prawdę, bo postawił on sobie za punkt honoru doprowadzenie Cass pod dom jej matki.

Kiedy stanęli przed wysokim budynkiem straży, Cassandra nie trzymała już ręki Gerwazego. Podczas drogi zdążyła już ochłonąć i powrócić do swojego naturalnego zachowania. Rozwarla usteczka z podziwem unosząc wysoko głowę aby powędrować wzrokiem do dachu budowli. Później weszli do środka.
Wewnątrz dziewczyna poczuła się zagrożona. Dużo agresji i krzyków, wszystko czego tak bardzo się lękała. Nawet nie wiedziała kiedy przylgnęła do pleców Rudigera i ścisnęła mocno jego szorstką dłoń, którą to podchwyciła całkiem gwałtownie. Zbyt wiele spojrzeń spoczęło na niej, a wśród nich większość osób wyglądała na takie, co nawet gdyby mieli ochotę, nie mieliby zamiaru zapłacić.

Dopiero gdy weszli do gabinetu dowódcy, Cass puściła dłoń Rudigera i wyłoniła się zza jego pleców, gdzie dotychczas się ukrywała. Dygnęła ładnie na powitanie i uśmiechnęła się nienachalnie.
Poczuła się dumna kiedy tylko wspomniano o jej urodzie. Wtedy jej uśmiech nieco się pogłębił. Zgarnęła długie włosy na ramię i poczęła gładzić je, aby nie tylko przeczesać, ale wykonywać jakikolwiek gest uspokajający, a te ruchy koiły jej nerwy. Nie odzywała się kiedy inny zaczęli tłumaczyć, a Erika nawet przeszła do konkretu. Cudowna kobieta, tyle siły nawet w charakterze! Cassandra przez chwilę zapatrzyła się na kobietę z podziwem. Nie miała nic do dodania, bo i nie posiadała zbytniego doświadczenia w morderstwach, procz może jednego.
- A to nie jest tak, że częściej podejrzanymi są jednak osoby znane temu kto umarł i takie co na co dzień są blisko? Zazwyczaj takie osoby wiedzą najwięcej a i mają możliwość aby mieć najwięcej za złe… - mruknęła bardzo nieśmiało jako ostatnia. Nie zdziwiłaby się nawet gdyby kapitan zignorował to co powiedziała. Zauważyła że jej urok na niego nie działa
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 25-08-2019 o 10:43.
Nami jest offline  
Stary 26-08-2019, 23:21   #50
 
Gerwazy's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputację
Na śniadanie dotarł jako ostatni, tłumacząc niewyspanie ograniczonymi wygodami zapewnionymi przez stajenny nocleg. Słowem się nie zająknął, że tak naprawde przez pół nocy rozmyślał nad wieloma trapiącymi go sprawami. Gdzieś na wierzch myślowego jeziora wypływała sprawa jego mistrza, który przecież powinien znajdować się w mieście. Gerwazy zobowiązał się zaraz po dotarciu do miasta stawić się przed swoim mistrzem. Świadomie jednak odwlekał ten moment, gdyż nie chciał już być tylko uczniem wspierającym mistrza. Od walki o Untergard, po podróż po Drakwaldzie aż po starcie z zielonoskórymi, wszystkie te doświadczenia utwierdzały go w przekonaniu, że niczego więcej nie nauczy się trzymając się szat mistrza. Był gotowy aby samotnie stawiać swoje pierwsze samodzielne kroki tak w świecie magii, jak i pośród otaczających go śmiertelników. Rozważania nad tym problemem zajmowały go niemal od dwóch dni, a wciąż nie był w stanie stwierdzić czy w spotkaniu z mistrzem będzie w stanie odpowiednio argumentować na rzecz samodzielnej wędrówki, czy może jednak nagnie się do woli mistrza i pozostanie jedynie uczniem.

Wciąż rozważając ten problem konsumował śniadanie tylko połowicznie zdając sobie sprawę z prowadzonej tuż obok rozmowy jego towarzyszy. Ożywił się jedynie na moment gdy Rudigier poprosił go o pomoc przy zakupie mikstur leczniczych. Nawet wtargnięcie strażników nie wywołało u młodego maga żadnej reakcji. Dopiero kiedy jeden z nich przemówił do ich grupy Gerwazy uświadomił sobie, że coś się dzieje. Uprzejma prośba strażników nie zrobiła na magu żadnego wrażenia. Nawet już miał zwrócić uwagę, że prostak nie rozmawia z byle przybłędą tylko z magiem kolegium światła szlacheckiego rodu. Na szczęście w porę ugryzł się w język i przybrał jedynie jeden ze swoich zamyślonych wyrazów twarzy. W obcym mieście lepiej było uchodzić za niegroźnego uczonego niż oficjalnie ogłaszać wszem i wobec o paraniu się magią. Zwłaszcza tu na północy ludzie wciąż żywili niechęć do takich osób.

Podróż do koszar niespodziewanie umiliła mu Cassandra. Choć kontakt z nią był o tyle dziwny jak nagły, a Gerwazy miał wrażenie, że jest wykorzystywany w celu osiągnięcia korzyści w jakiejś dziwnej towarzyskiej grze. Niemniej miło było poczuć obecność drugiej osoby po tylu godzinach spędzonych sam na sam ze swoimi myślami. Zwyczajnie więc po prostu pozwolił dziewczynie na uścisk a nawet przyciągnął ją ku sobie przyjacielskim gestem, odciągając ją od łakomych spojrzeń najbliższego strażnika. Kiedyś z pewnością wykorzystał by okazję, aby poczuć pod ręką coś więcej niż jedynie kobiece ramię. Teraz uważałby to za młodzieńczy wybryk, chwilę słabości niegodną wędrownego maga kolegium światła, którym chciał zostać. Słowa nakazu celibatu delikatnie brzmiały mu w uszach, gdy raz po raz powtarzał je w myślach, czując obijające się o jego ciało jędrne pośladki dziewczyny.

Budynek straży, miejscowi stróże prawa, komendant, wszystko to było do bólu normalne i urzędowe. Tak samo wypowiedź Schutzmana, swoją wymową i surowością stanowiła doskonałe odbicie otaczającej ich rzeczywistości. Przez moment Gerwazy zastanawiał się jaki byłby świat pozbawiony kolorów i odcieni, czarno biały jak w tym przybytku. Dziwne myśli odleciały gdy siłą woli nakazał swojemu umysłowi działać. Nieco chaotyczne i pozbawione solidnych argumentów wypowiedzi towarzyszy dały mu chwilę czasu. Nie miał zamiaru nic dodawać, nie potrzebował dodatkowej uwagi. Samo bycie magiem, dodatkowo o prawnie niejasnym statusie było dla niego wystarczającym zagrożeniem aby trzymać się z dala od przenikliwych oczu komendanta. Nie był jednak bezczynny. Gdy towarzysze przedstawiali swoją wersję wydarzeń Gerwazy wykorzystał moment na skupienie się i starał się wykryć jakąkolwiek magię w gabinecie i najbliższej okolicy. Jeśli dali się zwabić w jakąś ohydną pułapkę, to chciał o tym wiedzieć by móc ostrzec towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Gerwazy : 26-08-2019 o 23:31.
Gerwazy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172