Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2019, 23:21   #51
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję wszystkim za kwestie dialogowo-egzystencjalne

- Dzień dobry paniom. - powiedział Rudiger przywołany do stolika machnięciem ręki Cassandry. - Dobrze wydane pieniądze, Cass. - dodał patrząc na kobietę. - Pasuje ci ten kolor. - rzucił zabijaka siadając naprzeciwko kobiet. - Jak minęła noc w uroczym towarzystwie? - zapytał się z uśmiechem spoglądając na, jak mu się zdawało, wypoczęte twarze towarzyszek.

- Dziękuję - uśmiechnęła się ładnie w odpowiedzi - Wybierałam z myślą o Tobie, byś mi krwią nie ubrudził, bo to drogie rzeczy - dodała żartobliwie Cassandra, która wciąż była uroczo uśmiechnięta, wpatrując się w mężczyznę. Kwestie nocy pozostawiła Erice.

Nowa suknia, fryzura, uśmiech na twarzy. Rudiger musiałby być upośledzony aby nie zauważyć jak starała się przykuć jego uwagę Cassie. Wojownik zdążył już sobie poukładać w głowie po ich rozmowie w Immelscheld jednak na horyzoncie pojawiły się nowe niewiadome. Czy po wydaniu większości albo całego złota dziewczyna nie będzie wolała sięgnąć po prosty, znany jej zarobek zamiast poprosić go o pomoc? Schultz chyba widział między jej piersiami wartą sześć Karli błyskotkę od Sigmarytów zatem i bez tego wystarczyło jej na kilka dni życia…

- Noc minęła bardzo dobrze. Spokojnie - odpowiedziała Erika, zerkając na Cassandrę. - I rzeczywiście, niezła ta kiecka. - Szybko zmieniła temat.

- U mnie podobnie. - odpowiedział Schultz nawiązując do tematu snu. - Mój współlokator nie chrapie i nie przychodzi zalany w trupa. - dodał wojownik. - Zupełnie jakby go nie było. - zaśmiał się zabijaka spoglądając przez ramię na schodzącego Konrada. Mężczyzna z uśmiechem przywitał Erikę, po czym spojrzał na Cassandrę.

- Z dnia na dzień wyglądasz coraz piękniej - skomplementował dziewczynę, chociaż wiedział, że nie dla niego wbiła się w nowy ciuszek.

- A ty jak zawsze czarujący - odpowiedziała Cassandra, wpatrując się w Konrada. - Dziękuję - dorzuciła ze słodkim uśmiechem zgarniając długie włosy na bok.

- Jak zawsze mówię tylko prawdę - zapewnił ją Konrad. Usiadł. - Zamówiliście już coś?

- Tak, kaszę ze skwarkami, chleb i mleko - odparła Erika. - Pewnie zaraz doniosą. To jakie plany po śniadaniu? Idziemy w miasto, nie?

Zanim ktoś zdążył odpowiedzieć na pytanie Eriki do przybytku wszedł zaspany Gerwazy. Czarodziej przeciągnął się, ziewnął i spoczął przy zajętym przez kompanów stoliku. Schultz przywitał go skinieniem głowy.

- Pewnie. - odpowiedział zabijaka. - Mam plan na małe zakupy, ale będę potrzebował wsparcia, Gerwazy. - dodał spoglądając na czarodzieja. - Co byś chciała robić na mieście? - zapytał Eriki. - Może odwiedzimy jakąś mordownię? Za starych, dobrych czasów… - powiedział z uśmiechem wojownik. - No dobra. Nie tak dobrych, ale aspekt zarabiania Karli na turniejach pięściarskich w ciekawych przybytkach był całkiem przyjemny.


- Oczywiście Rudigerze, w miarę możliwości postaram się pomóc. - napomknął młody mag dziobiąc bez przekonania widelcem w zamówionej kaszy i nieobecnym wzrokiem wpatrując się w ciemny kąt sali.

- Wolałabym rozejrzeć się za jakąś dobrze płatną robotą - odpowiedziała Erika. - Wybacz, ale walczę zwykle wtedy, gdy ktoś mi płaci… ale jeśli chcesz się rozerwać i obić komuś gębę, droga wolna. - Machnęła ręką, uśmiechając się lekko. Z przekąsem.

- Będziemy cię dopingować - z lekką ironią w głosie dorzucił Konrad. - I łatać, jak za bardzo oberwiesz. Masz rację z tą robotą - zwrócił się do Eriki. - Też o tym myślałem... i to chyba lepszy pomysł, niż szukanie guza za niepewne pieniądze.

- Ta… - powiedział Rudiger. - Macie rację. - dodał Schultz. - Tylko pod uwagę bierzemy jedynie zlecenia akceptowalne w świetle lokalnego prawa, zgadza się? - zapytał z zadziornych uśmiechem.

- Na razie tak. Rozmawialiśmy nawet o tym wczoraj z Konradem i wstępnie rozejrzymy się za legalną pracą - odparła Erika. - Proponuję najpierw przejść się po dzielnicy kupieckiej, potem może zahaczyć o tę kompanię przewozową. Co prawda nie widziałam, żeby tam się coś szczególnego działo, ale może będą potrzebować kogoś do pracy na szlaku. Poza murami miasta wciąż jest niebezpiecznie.

- Wczoraj przybyliśmy, a już bierzecie pod uwagę wyruszenie? - zapytał zabijaka zdziwiony. - W mieście jest zapewne dużo roboty. - najwyraźniej mimo braku narzekania na podróże Rudiger należał do ludzi miastowych.

- Ale trzeba najpierw ją znaleźć, a miasto jako takie ma duże wymagania finansowe - wyjaśnił Konrad.

- Jestem innego zdania. - powiedział Schultz. - Wystarczy dostosować tempo zarabiania do tempa tracenia Karli. Przez ponad dziesięć lat nie miałem z tym problemów w mieście podobnych gabarytów.

- Skoro wy szukacie zleceń pod swoje profesje, to ja mam szukać pod swoją? Raczej nie będę nikomu „obijać twarzy” - Cassandra wygładziła materiał sukni i zarzuciła włosy na plecy, aby nie wpadały jej do michy z jedzeniem. Do tej pory konsumowała w milczeniu ale z jakiegoś powodu poczuła lekką irytację tym, jak jest pomijana. Powędrowała wzrokiem po wszystkich na dłużej zatrzymując się na Rudigerze. Wydęła słodkie usta i uniosła brew wyczekując na odpowiedzi.

- Masz na myśli krawiectwo, Cassie? - zapytał Schultz z uśmiechem kiedy wzrok kobiety spoczął na nim. - Z tym obijaniem twarzy to żartowałem. - dodał wojownik. - Postaramy się znaleźć robotę dla całej naszej grupy. Taką, która wykorzysta nasz potencjał. Znasz mnie. Od Nuln walczę tylko w samoobronie. - westchnął zabijaka. - W mieście jesteśmy drugi dzień i już przy śniadaniu rozmawiamy o pracy.

- Dopóki się nie odzywałam jakoś ci nie przeszkadzało rozmawianie o pracy - mruknęła cicho Cassandra, gmerając łychą w kaszy i bawiąc się jej grudkami, której odechciało jej się jeść. Erika jedynie uśmiechnęła się spode łba do swojej miski z żarciem, zastanawiając się, jak Rudiger udobrucha nastolatkę.

- Cassie, coś nie tak? - zapytał zabijaka. Wojownik przekrzywił głowę lekko mrużąc oczy. - Nie wiem o co chodzi, a chciałbym w końcu oczyścić atmosferę. - dodał cicho.

Konrad postanowił się nie wtrącać i udał, że jest bardziej zajęty jedzeniem, niż rozmową Cass z Rudigerem. Gerwazy wciąż wpatrywał się w ścianę tak jakby wzory słoi na najbliższej desce były ciekawsze od toczącej się tuż obok rozmowy.

Schultz natomiast oczekiwał na odpowiedź Cassandry. Jej wcześniejsze słowa upewniły go w podejrzeniach, że od ich ostatniej rozmowy nie zarabiała w stylu znanym jej z Miasta Twierdzy. Czyżby ona nie straciła nadziei, że coś jeszcze między ich dwójką będzie? Rudiger poczuł się dziwnie biorąc pod uwagę, że nastolatka mogła pomyśleć, że swoim treningiem czy spotkaniem z Eriką chciał jedynie wywołać w niej zazdrość. Jeszcze gorzej byłoby gdyby Cass zwyczajnie pomyślała, że wojownik próbuje złapać dwie sroki za ogon. To jednak nie było prawdą.

Obie były niesamowitymi kobietami, ale bardzo się różniącymi. Z Eriką rzezimieszek czuł się naprawdę swobodnie. Mógł rzucić mięsem, zagadnąć pomysłem na turniej pięściarski w jakiejś melinie, pożartować o nadwrażliwym na dotyk zadku, a mimo to nie był pewien czy kiedykolwiek uda mu się do niej zbliżyć bardziej niż zeszłego wieczoru. Wojowniczka mówiła o sobie jak o babochłopie, którym w jego oczach nie była. Była piękna, kobieca i zbudowana wręcz idealnie. Cassandra natomiast była filigranowa, delikatna, miała swoje humorki, ale posiadała też bardzo dobre, wrażliwe serce. W zasadzie to ona zainicjowała zmianę w bandycie, który opuszczał Nuln mając wizję na dalsze obijanie ryjów, łamanie kończyn i wybijanie zębów w Grodzie Białego Wilka. Cassie nie miała wysokiej samooceny, ale wynikało to z jej historii, której póki co nie zdecydowała się Rudigerowi opowiedzieć. Mężczyzna zdecydował się jej pomóc i miał nadzieję, że Cass powie mu więcej o sobie jak udadzą się wspólnie do jej chorej matki.

Dopiero kiedy drzwi się otworzyły i wojownik zobaczył wchodzących strażników pomyślał też o drugiej stronie. Czyżby Erika mogła pomyśleć, że Rudiger spędza z nią czas tylko aby wzbudzić zazdrość w Cassandrze? Tak nie było, ale wojowniczka widziała wielokrotnie scenki między nim a Cass, które pewnie ciężko było ulokować w pudle o nazwie „przyjaźń”. Schultz przez moment pomyślał, że może jakby dostał kilka razy okutą pałą w łeb jego myśli by się ułożyły jak powinny, a on wiedziałby co miał zrobić. Jednak palenie magazynów, niszczenie straganów, odzyskiwanie długów w Nuln było prostsze niż kroczenie drogą faceta, który nie chciał nikogo skrzywdzić. Wszystko było prostsze kiedy nie liczyło się z cudzym zdaniem i uczuciami wszystkich wokół.


Strażnicy po krótkiej debacie z gospodarzem znaleźli się przy stoliku zajmowanym przez „powierników ikony”. Rudiger widząc straż mógł podejrzewać, że będą kłopoty jednak póki co mieli tylko porozmawiać z komendantem. Młody strażnik stojący najbliżej Schultza mierzył go niepewnie kiedy ten wstał, a jego idealnie zbudowane mięsnie ramion zagrały niczym żywe organizmy w trakcie przeciągania się mężczyzny. Był to gest bardziej teatralny, bo zabijaka był już po porannym treningu.

Przechadzka nie trwała długo i nie należała do szczególnie ciężkich. Widząc straż ludzie schodzili im z drogi. Cała grupa mogła iść całkiem swobodnie co Rudiger wykorzystał na zajęcie miejsca na końcu pochodu, tuż przed dwoma strażnikami. Jeszcze kilka lat temu wojownik poczułby dumę, że pilnowało go więcej mięsa niż pozostałych, ale teraz było mu to obojętne. Przodem szli Cass z Gerwazym, a za nimi Konrad i Erika, której pracujące mięśnie łydek, ud i bioder podziwiał zamykający pochód Schultz. Cały czas nie mógł wyjść z podziwu równocześnie nie mogąc uwierzyć, że taka kobieta śmiała podejrzewać, że ktoś miał ja za babochłopa…

Budynek straży był mniej postawnym niż ten w Nuln. Nie bez powodu ojczyznę Rudigera nazywano twierdzą, której zdobycie graniczyło z cudem. Surowa, piętrowa kamienica idealnie pasowała do swojego przeznaczenia, a obrazu strażnicy dopełniał tłum ją wypełniający.

Rudiger nie spodziewał się, że Cassandra złapie go za rękę. Zabijaka wysunął się na przód pochodu, będąc wysuniętym krok przed kobietę i mimo iż w siedzibie straży poruszali się dość swobodnie mężczyzna był gotów zrobić jej miejsce. Z Nuln rzezimieszek pamiętał wielu strażników, którzy byli różni jak w każdej innej profesji. Jedni trzymali się kurczowo litery prawa, inni zaś bez oporów sięgali po drastyczne środki niemal nie różniąc się od bandytów, którzy nierzadko opłacali skorumpowaną część straży.

Wojownik wyczuł, że Cassie jest wystraszona. Jej uścisk był bardzo silny jak na filigranową nastolatkę. Zabijaka podejrzewał, że obdarzona większą pulą empatii dziewczyna na własne oczy przekonała się jak kaprawe, wypaczone spojrzenia mogą mieć strażnicy od miesięcy, a nawet lat łapiący zbirów i tłukący się po ciemnych alejkach. To nie była ich wina. Ci z pierwszej linii musieli tacy być aby przeżyć.

Wojownik nienachalnie zwolnił kroku sprawiając, że dziewczyna przylgnęła do niego. Jej głowa znalazła się tuż za nabitymi do granic barkami zabijaki. Mięśnie naramienne Rudigera były chyba najbardziej imponującą partią jaką posiadał. Były nabite do granic z każdej strony przypominając kule armatnie, pod których cienką skórą biegła masa żył przypominając solidną, chaotycznie ułożoną sieć pająka. Wojownik nie musiał się spinać, bo nawet rozluźniony, w kaftanie odsłaniającym ramiona na jego mięśniach było widać prążkowanie i idealną separację. Tak naprawdę na jego przykładzie suchej muskulatury można by nauczać anatomii na lokalnym uniwersytecie. Rudiger złapał rękę kobiety z wyczuciem. Cassandra czuła, że ją trzymał, ale wiedziała, że jak na niego był to delikatny uścisk mający dać jej poczucie bezpieczeństwa, a nie sprawić ból. W pewnym momencie wojownik obrócił głowę w kierunku ramienia, za którym znajdowała się twarz podróżniczki.

- Nie bój się. Jestem przy tobie. Nie pozwolę cię skrzywdzić. – powiedział tak cicho, że jedynie ona mogła to usłyszeć. Spojrzała na niego z wyraźnym zdziwieniem, choć ta mimika szybko uległa zmianie ustępując spokojnemu i pełnemu zaufania spojrzeniu.

- Wierzę - odparła cichutko i chwyciła jego dłoń też drugą ręką, tym samym otulając ją w swym kobiecym uścisku.

Cassie przypomniał się głos Schultza z czasów ich pierwszej wspólnej podróży. Pełen był pewności siebie, stanowczości, ale też wyczuwalne było nie pasujące mu ciepło, troska, spokój. Schultz nie był pewien czy jego słowa odniosą pożądany skutek, ale robił co mógł swoją postawą chcąc dać kobiecie poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy drużyna „powierników ikony” przekroczyła próg gabinetu Ulricha Schutzmanna i uścisk Cassandry osłabł aby ostatecznie puścić wojownik zareagował z wyraźnym opóźnieniem puszczając niechętnie dłoń dziewczyny. Nie był pewien czy kapitan nie zauważył, że przed sekundą trzymali się za ręce jednak nie dbał o to. Jeżeli chodzi o ich kompanów nie trzeba było być mistrzem dedukcji czy imperialnym strzelcem aby zauważyć, że szli tak przez większą część zimnych, niegościnnych, kamiennych korytarzy.

Schultz musiał za jakiś czas porozmawiać z Cass, bo sytuacja między nimi nadal była niepewna. Niby dziewczyna nie zgodziła się na poważny związek jaki w swoim mniemaniu zaproponował jej wojownik. Z drugiej strony nie spała z nikim od czasów ich rozmowy spełniając w zasadzie jedyny warunek jaki jej postawił. Rudiger musiał to wyjaśnić i poczynić krok w którąś ze stron. W chwili obecnej Cass była pozbawiona jedynego znanego jej źródła dochodu równocześnie nie korzystając z dobrodziejstw relacji zaproponowanej przez wojownika. To nie było sprawiedliwe.

Gabinet Ulricha Schutzmanna nie wyróżniał się niczym specjalnym. Był surowym, ułożonym miejscem jak pozostałe wewnątrz budynku straży. Wszystkie meble wypełniające spore pomieszczenie były wykonane z solidnego, dębowego drewna. Wzrok zabijaki na moment przyciągnęła wielka mapa Middenheim. Sam kapitan był wysokim, dobrze zbudowanym facetem, widocznie dbającym o takie detale jak fryzura czy zarost. Rudiger widział siebie takim za jakieś trzydzieści lat, jednak on będzie jeszcze przystojniejszym i wyżej postawionym.

Herr Ulrich zaczął swoją przemowę dość enigmatycznie. Przedstawił się pięknie, ale zadał kilka pytań, na które doskonale znał odpowiedzi. Niemałym zaskoczeniem było dla Rudigera oznajmienie, że ojciec Morten dokonał żywota i najwyraźniej nie była to śmierć z przyczyn naturalnych. Gdyby zabijaka mógł siebie obejrzeć w lustrze zapewne zobaczyłby obraz głównego podejrzanego. Uważał jednak, że jakoś uda im się wywinąć. Chciało mu się śmiać, bo gdy popełniał dziesiątki przestępstw w tygodniu jedynym miejscem gdzie widział straż była karczma, w której część stróżów prawa miała zwyczaj grać w kości. Czyżby teraz mieli go zamknąć za coś czego nie zrobił? Wyliczając to matematycznie i tak wyjdzie na plus, ale głupio by było tak zawisnąć za kogoś występek.

Pierwszy głos zajął Konrad. Rudigerowi chyba udzieliła się część empatii Cass, ponieważ w jego głosie wyczuł mało przyjemne nuty pretensjonalne. Były czasy kiedy po takim „na Sigmara” Schultz lałby w pysk, ale teraz był przecież poważną personą. Bohaterem. No i Weber nie mówił do niego zatem mógł dalej wić swoją siatkę dedukcji wiodącą wprost donikąd.

- A co może oznaczać “ciało duchownego Mortena poznaczone śladami mordu”? - zapytał Rudiger spoglądając na Konrada z powagą. - Herr Schutzmann… - zwrócił się do kapitana straży Schultz. - Jak wspomniał mój kompan widzieliśmy się wczoraj z rzeczonym duchownym. Mieliśmy dostarczyć do świątyni ikonę, którą przekazał nam ojciec Dietrich zabity w czasie bitwy z zielonoskórymi w ruinach miasteczka Immelscheld. Prawdę tego co powiadam potwierdzi kapitan Schiller, który jest kapitanem straży z miasta Untergard. Wraz z kapitanem walczyliśmy w bitwie ze zwierzoludźmi, a później pomogliśmy doprowadzić cało do Grodu Białego Wilka uchodźców z Untergardu. - zabijaka przedstawił mało istotne fakty, ale liczył, że strażnik spojrzy na nich przychylniej wiedząc o bezinteresownej pomocy ludziom pokrzywdzonym przez wojnę. - Po drodze walczyliśmy, zginął ojciec Dietrich i w ten sposób staliśmy się “powiernikami” ikony Sigmara. - mężczyzna zastanowił się chwilę. - Nie wiedzieliśmy w kogo ręce trafi sama ikona, ale byliśmy pewni co do samej świątyni Młotodzierżcy. Ojca Mortena poznaliśmy wczoraj. W trakcie naszej wizyty widzieliśmy jedynie jego i innych duchownych. O tym, że mieliśmy ikonę nie wiedziało wiele osób, ale może po naszym wyjściu ojciec Morten komuś się nią pochwalił. Jesteśmy podejrzani? Co najmniej jeden akolita ze świątyni potwierdzi, że kiedy wychodziliśmy ojciec Morten żył i był w posiadaniu ikony. - wojownik mówił spokojnie, nie za szybko, ważąc słowa. Ktoś postronny mógłby śmiało stwierdzić, że zabijaka jak na swój fach należał do tych charyzmatycznych, niekoniecznie wiecznie groźnych typów.

- Było tak, jak mówi mój towarzysz - powiedziała Erika, zerkając na Rudigera. - Mówisz, komendancie, że ciało Mortena znaleziono dwie godziny temu. My w świątyni byliśmy wczoraj koło pierwszego dzwonu, potem na targu i resztę czasu spędziliśmy w karczmie. Włącznie z nocą, możesz pan zapytać gospodarza w “Kulawym Psie”. Druga rzecz, że gdybyśmy naprawdę byli podejrzani, to nie ucinalibyśmy sobie teraz tej pogawędki, i to z najważniejszą osobą w tym budynku, tylko od razu zostali zamknięci w lochu. Więc po co ta cała szopka? O co naprawdę chodzi? - Najemniczka zmarszczyła brwi i skrzyżowała spojrzenie z komendantem, nie uciekając wzrokiem nawet na moment.

- Znaleziono go dwie godziny temu... - Konrad spojrzał na komendanta. - Jak zginął? Zaszlachtował go ktoś, zakłuł, czy może udusił? A może otruł jakąś paskudną trucizną? A po zwłokach sądząc... kiedy zginął?

Po słowach Konrada odezwała się też Cassandra. Mimo iż mówiła cicho to Rudiger usłyszał jej komentarz i w zasadzie popierał go w pełni. Zwykle zabójcami byli najbliżsi albo osoby przez najbliższych najęte. W tym jednak przypadku mogło też chodzić o sam obraz skoro na miejscu mordu go brakowało. Ojciec Morten tak się nim ekscytował, że raczej nie byłby skłonny go oddać po dobroci. Rudiger miał tylko nadzieję, że kapitan lada moment nie poprosi ich o pomoc w ramach oczyszczenia z zarzutów… Schultz z chęcią znalazłby cwaniaka, który zabił uprzejmego duchownego, ale nie był skłonny wyręczać straży za darmo.
 
Lechu jest offline  
Stary 27-08-2019, 09:34   #52
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację

Do tej pory nie wychylałeś się zbytnio i wszystko było wundabar. W takim mieście jak Middenheim nawet bycie strażnikiem miejskim nie zapewniało nietykalności w pewnych dzielnicach. Ty jednak wiedziałeś, gdzie trzeba się kręcić i kiedy zamieniać z kumplami ze straży na zmiany. A jak wychodziłeś na miasto, to jak Pan. Prawo musiało być po twojej stronie, ale tylko tam, gdzie można je było egzekwować w BEZPIECZNY sposób. Dlatego Ostwald i ruiny rzeźni Fleishera, gdzie jebnęła bomba Chaosu omijałeś, bo ponoć kręciły się tam wynaturzone pomioty, ginęli ludzie, a i strażnicy, co się tam zapuszczali, żeby sprawdzić o co chodzi, już nie wracali. To ci do szczęścia potrzebne nie było, bo ty wybrałeś bezpieczną służbę i przeżycie.

Za takie pieniądze, jak dawali w straży, to tylko idioci by szli tam, gdzie Chaos. Liczyła się dobra, spokojna posadka, pokazanie przy mniejszej, bądź większej okazji, że się jest tym, co stanowi PRAWO i tyle. Takie prześlizgiwanie się, w którym byłeś niemal mistrzem. Takie przeżycie, z dnia na dzień, bo zarabiać jakoś trzeba było. Porządek musiał być, bez względu na nastroje, jakie panowały w narodzie, a ty mundur mocno szanowałeś. Zwłaszcza, jak się nie miał gdzie pobrudzić. Tym bardziej zmartwiło cię, że komendant Schutzmann stwierdził, że będziesz nadawał się do roboty w polu. Nie, nie takim polu wiejskim, tylko na mieście. W innych dzielnicach pewnie. A to oznaczało wyjście poza własną strefę komfortu. A to z kolei oznaczało, że już nie będzie tak fajnie i kolorowo, jak do tej pory. Zmartwiło cię to, bo zmian nie lubiłeś, zwłaszcza takich, które ktoś ci narzucał.

Myśląc o tym, doszedłeś do wniosku, że może twój kierownik drużyny szepnął słowo Schutzmannowi, że się opieprzasz, zamieniasz z kolegami na zmiany i idziesz tylko tam, gdzie problemem może być kradzież chleba albo małoletnie dupodajki mające spięcia z domorosłymi sutenerami. A może to, że pobierasz datki na straż, które lądowały od razu w twojej kieszeni? Nie, o tym nikt nie wiedział, chociaż plotki roznosiły się w tym mieście szybciej, niż zaraza. Może Schutzmann chciał cię sprawdzić, czy nadajesz się do czegoś więcej, niż tylko łażenie między ludźmi w mundurze z wysoko zadartą głową i wyciągniętą po pieniądze dłonią? Takie i inne myśli przeskakiwały ci przez umysł, gdy usłyszałeś harde:
- Strażniku Glauber, wejść!
Ruszyłeś więc pewnym krokiem do środka, bo przecież nosiłeś na piersi symbol Ulryka. Byłeś PRAWEM w tym mieście!



Schutzmann wysłuchał pytań i tego, co mieliście do powiedzenia. Gdy skończyliście, zabrał głos.
- Z tego, co mi wiadomo, ojciec Morten został otruty. Jego ciało wciąż znajduje się w świątyni Sigmara, na miejscu zbrodni. Kapłani i akolici zostali wnikliwie przesłuchani i nic nie wskazuje na ich udział w tym morderstwie. I nie, nie jesteście podejrzani, ściągnąłem was tutaj, bo mam dla was pewną propozycję. - Splótł palce obu dłoni patrząc po was. - Mam niewystarczającą liczbę ludzi. Graf, Ar-Ulryk i rycerze są nieobecni i to na straży spoczywa większość obowiązków związanych z porządkiem i obronnością. Odnosząc ikonę do świątyni, daliście świadectwo, żeście godni zaufania. Przydałaby mi się wasza pomoc w tym śledztwie, zwłaszcza, że częściowo zostaliście już w to wmieszani. Oczywiście nie za darmo - na czas śledztwa będziecie otrzymywać wypłatę strażnika miejskiego, co równa się dwóm szylingom dziennie.

Zarobek może nie był powalający, ale odnosiliście wrażenie, że gdybyście nie zgodzili się na udział w śledztwie, Schutzmann i tak znalazłby sposób, byście zostali jakoś powiązani ze śmiercią ojca Mortena. Była to więc niejako propozycja nie do odrzucenia.
- Oprócz tego, dostaniecie wsparcie jednego z moich ludzi, który zna Middenheim jak własną kieszeń i dzięki niemu będziecie mieć ułatwione wejście tam, gdzie cywile zwykle wejść nie mogą. Strażniku Glauber, wejść! - Ostatnie zdanie wykrzyczał mocnym głosem.

Moment później w pokoju pojawił się wysoki, szczupły mężczyzna w biało-niebieskim, nieco znoszonym już mundurze, z twarzy podobny zupełnie do nikogo.
- To jest Heinrich Glauber, wasz nowy towarzysz - powiedział Schutzmann. - Glauber, to są ludzie, którzy odnieśli wczoraj ikonę Sigmara do ojca Mortena, zamordowanego tej nocy. Nie są podejrzani w sprawie, będą starać się ją rozwiązać, a ty zapewnisz im wszelką pomoc, zrozumiano? Ułatwisz im poruszanie się po mieście i wejście tam, gdzie będą chcieć wejść. Wszystko w ramach uprawnień strażnika i prawa Middenheim. Gdyby były jakieś problemy, raportuj. Będziesz ich wsparciem do czasu, aż cię osobiście nie odwołam. A teraz, jeśli nasi nowi pomocnicy nie mają już żadnych pytań, przejdźcie się do świątyni Sigmara i zbadajcie jeszcze raz miejsce zbrodni. Może natraficie na coś, co przeoczyła poprzednia grupa. Czas nagli, a ta sprawa ma najwyższy priorytet.


Z wejściem do świątyni nie było żadnego problemu, gdy Heinrich wyjaśnił, po co żeście się tutaj znaleźli. Z mundurem nawet Sigmaryci nie dyskutowali, prowadząc was na miejsce zbrodni. Wewnątrz wciąż kręciło się kilku strażników miejskich przepytujących akolitów, a od mężczyzny, który was prowadził dowiedzieliście się, że najwyższy kapłan zamknął pokój Mortena od razu po odkryciu ciała, więc na miejscu niczego nie ruszano. Niedługo potem znaleźliście się w kwaterze zamordowanego. Oświetlony dwoma lampami pokój nie był duży, lecz wygodnie urządzony. Przy jednej ze ścian stało proste łóżko, po przeciwnej stronie wysoki regał z książkami. Martwy ojciec Morten siedział pod oknem, pochylony nad biurkiem, jakby właśnie zasnął. W pokoju było bardzo zimno, co mogło oznaczać, że okno otwarte było już dłuższy czas. Na blacie biurka i podłodze rozrzucono arkusze pergaminu, którymi smagał delikatny wiatr. Wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądały na niezapisane.

 
Mroku jest offline  
Stary 27-08-2019, 21:43   #53
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Czego ten stary skurwiel może ode mnie chcieć? - zastanawiał się Heinrich. Wezwanie do samego Shutzmanna nie wróżyło niczego dobrego. Lista grzechów przeleciała strażnikowi przez głowę, ale nie znalazł nic tak poważnego, co zaprowadziłoby go do gabinetu Kapitana. Datkami sumiennie dzielił się z sierżantem, jak wszyscy, normę aresztów wyrabiał... Nawet na murach walczył i nie uciekł. Co prawda dlatego, że mu ze strachu nogi odjęło, ale liczą się czyny.
Nie wychylał się, ale przecież nie ma musu być ambitnym i starać się o kaprala albo i sierżanta, obecna pozycja zupełnie mu pasowała. Ale kto wie, co koledzy nagadali, ostatnio rzeczywiście częściej zamieniał się na dyżury... ale przecież mnie nie wywali, ludzi nie ma - pocieszał się idąc do gabinetu. Obciągnął mundur i z zazdrością patrzył na "elitę", strażników pracujących bezpośrednio z Komendantem. Jak zawsze, dla wybranych błyszczące napierśniki, wygodne mundury i nieprzeciekające buty, a dla reszty skórzane kurty i buty z podeszwami, przez które czuć bruk.


"Nie są podejrzani w sprawie." No pewnie że nie, kurwa, skoro są w piątkę w gabinecie i mają broń. Z podejrzanymi gadalibyśmy dwa piętra niżej. Pojedynczo. I byliby w pętach. Chyba, że to specjalnie dla nich powiedział, by ich uspokoić. Czyli to nie skarga na mnie.

- Tak jest Panie Komendancie! - Glauber trzasnąłby obcasami, gdyby buty strażnika miały obcasy. Ulga rozlała się po jego twarzy, a zaraz później wypełzł na nią uśmiech - Najwyższy priorytet. Wszelką pomoc w granicach prawa - potwierdził, że zrozumiał wydane rozkazy. Oczywiście otrzymane rozkazy należało potem przecedzić przez gęste sito zdrowego rozsądku, dodając solidną porcję kreatywnego niezrozumienia, a w razie potrzeby także zaczątki głuchoty. Bo Władza nigdy się nie zniżała do poziomu ulicy. Tam trzeba było wykazać pewną elastyczność. Na szczęście strażnik Heinrich Glauber, dla przyjaciół i kolegów ze straży Heini, znał się jak mało kto.

Przeniósł swoje spojrzenie na grupę awanturników. Znał takich jak oni. O, jak dobrze ich znał. Zakały społeczeństwa, męty i odrzutki, co do jednego. Za większością nierozwiązanych spraw stali jacyś poszukiwacze przygód, kurwa ich mać. Albo morderstw. "Panie władzo, bo ten kupiec, u którego pół miasta kupowało bułki to był kultysta Chaosu. Żadnych dowodów nie mamy, ale uratowaliśmy świat, jaka jest nagroda?" albo "Bo on mnie próbował okraść" albo "sprowokował bitkę, zamierzył się na mnie kuflem", czy "pokłóciliśmy się, smagnął mnie w twarz nahajem, to się przecież musiałem bronić". I za każdym jebanym razem stawiają opór przy aresztowaniu, jakby mieli po dwa, trzy dodatkowe życia do wykorzystania.

Glauber widział już sporo w swoim życiu. Może nie umiał odczytywać zawartości ludzkich umysłów i serc patrząc w oczy... ale to i lepiej, bo należało patrzeć na ręce. To w rękach trzyma się broń. A ręce tych tutaj mówiły wiele.
Pierwszy wyglądał jak dziesiątki zabijaków krążących po Middenheim. I zapewne ko każdym z miast w Imperium i na całym Starym Świecie. Glauber spotykał takich codziennie. Ciekawe co go wygnało na szlak, tacy "chłopcy z ferajny" raczej nie opuszczali swojego miasta, chyba że sobie u kogoś nagrabili. Mogą być tarcia, ale tacy zwykle żyją dobrze że strażą. Ba, czasem nawet w niej służą, więc pewnie wie co i jak i zna zasady.
Drugi to ewidentny Wojownik. Ślady na dłoniach sugerują raczej łuk niż miecz, ale pewnie umie używać obu, bo miecz też zadbany, sądząc po rękojeści. Nogi i spodnie, że sporo czasu spędził w siodle. Zapewne były żołnierz. Czyżby zwiadowca? Zobaczymy ile będzie gadał. Jak mało to się potwierdzi.
I do kompletu, wojowniczka. Zapewne najemniczka. Zdradzało ją praktyczne ubranie, kusza zamiast łuku i pancerz. Zapewne jest tak samo praktyczna w innych sprawach. Taktyka, nie szał. Bardzo dobrze.
Zadbane dłonie kolejnego mężczyzny sugerowały uczonego. Wróć. Za młody. I do tego łazi w towarzystwie zabijaków. Nie wygląda na ich szefa więc zostaje tylko jedno. Początkujący czarodziej. Uchowaj Ulryku.
A ostatnia... Wcześniej przez chwilę pomyślał, że Shutzmann zamówił sobie damę do towarzystwa ale, choć ładna, za tanio wygląda. Czy ta banda awanturników wzięła sobie na drogę dziwkę? Ciekawe czy jako materac, czy ma jakieś przydatne umiejętności. I ciekawe ile bierze. Wyglądała na trochę za drogą jak na możliwości biednego strażnika, ale może dla drużyny są jakieś zniżki…
Ich towarzystwo mogło mieć jednak swoje plusy… No i nie ma co sobie robić wrogów bez potrzeby.


W pierwszej kolejności nakazano im udanie się do Świątyni Sigmara. Glauber, choć Ulrykanin, zachował pełen profesjonalizm i złośliwy uśmieszek zachował dla siebie. Zresztą, zabijanie kapłana Sigmara w czasie Burzy Chaosu to jednak przesada.
Mundur jak zwykle pomógł i bez zbędnych pytań wpuszczono ich do środka.
A potem do pokoju ofiary.
Ojciec Morten wyglądał na całkiem martwego. Ponieważ był najwyraźniej ważną osobą i do tego śledztwo było pod osobistym nadzorem Komendanta nie można było uznać tego za samobójstwo* i zamknąć sprawy. Przynajmniej nie od razu.
Trzeba było zadać pytania. Czy są jacyś nowi w okolicy? Czy widzieliście w pobliżu obcych? Czy ktoś pytał o ofiarę? Interesował się nim? A może ktoś mimochodem tak prowadził rozmowę, że sam mu powiedziałeś o ofierze? Ktoś krzywo na nią spojrzał? Z kim ostatnio rozmawiała? Z kim ją widziano? Jakich miała wrogów? Czy ostatnio weszła komuś w drogę? Obraziła kogoś? Wiele z nich nic nie da, ale trzeba je zadać.
Poszukać śladów i odpowiedzi. Jak zginęła ofiara? Czy stawiała opór? Kto ma broń pasującą do śladów?
I pomyśleć. Glauber to potrafił, tylko nie lubił. Niby mógł pójść po linii najmniejszego oporu i o wszystko oskarżyć kultystów, którzy pewnie od razu ukradli ikonę, ale skoro już będzie się musiał tłumaczyć Komendantowi to niech będzie dowód, ze zrobił co mógł. Trzeba też będzie przepytać okolicznych mieszkańców, sprzedawców i sprawdzić karczmy i noclegownie. Ale na szczęście miał sporo ludzi do pomocy...


---------------------------
* wbrew powszechnej opinii, w Middenheim morderstwa zdarzały się raczej rzadko, było za to wiele samobójstw. Zapuszczać się nocą w zaułki obok ruin rzeźni Fleishera albo do Ostwaldu to samobójstwo. Poprosić krasnoludzkiego barmana o "małe" piwo i się uśmiechnąć - samobójstwo. Powiedzieć „Nie będę płacił za ochronę” do Starego Hansa to samobójstwo. Niewystarczająco szybko zejść z drogi Rycerzom Pantery albo szlachcicowi - samobójstwo. Łatwo jest popełnić samobójstwo, jeśli się nie uważa.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 27-08-2019 o 21:46.
hen_cerbin jest offline  
Stary 28-08-2019, 17:49   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, czekały na nich nie lochy, a propozycja pracy.
Co prawda w straży (a raczej dla straży) Konradowi nigdy nie zdarzyło się pracować, ale ponoć kiedyś musi być ten pierwszy raz. A skoro na dodatek za to płacili, to wyglądało na to, że praca może mieć więcej plusów, niż minusów.
Do której kategorii - plusów czy minusów - należał Heinrich, Konrad na razie nie potrafił ocenić, ale na pierwszy rzut oka przypasował ich do tych drugich. Oko i ucho kapitana, donoszące Schutzmannowi o każdym ruchu drużyny. Bo przecież jasne było, że strażnik prędzej stanie po stronie swego pracodawcy, niż jakichś tam przybłędów.
Oczywiście można było rozdzielić się lub spróbować odwrócić jego uwagę wykorzystując Cass (na którą Heinrich patrzył łakomym wzrokiem), ale to drugie rozwiązanie raczej by nie było uczciwe w stosunku do dziewczyny.
No i obecność strażnika oznaczała, że nie dostaną żadnego potwierdzenia na piśmie, że działają z ramienia miejskiej straży. A taka piękna pieczęć, przyczepiona do kawałka pergaminu, by się przydała, gdyby w planach mieli działania przeprowadzane za plecami strażnika.


Do pokoju denata dostali się (dzięki Heinrichowi, nie można było ukryć) bez problemów.
A tu Konrada interesowało parę rzeczy. Niektóre mógł sprawdzić osobiście, o innych musiał wypytać sigmarytów - w jaki sposób otruto ojca Mortena, kiedy to zrobiono, czy zabrano z pokoju coś jeszcze, prócz księgi.
A gdy znalazł się w pokoju, doszły pytania kolejne - czy zabity coś pisał przed śmiercią, czy zawsze siedział i pracował przy otwartym oknie i czy owo okno miało coś wspólnego z morderstwem, stanowiąc, na przykład, drogę ucieczki sprawcy.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-08-2019, 18:48   #55
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Tak, jak się spodziewała, całe to wezwanie na rozmowę było tylko po to, żeby zwerbować ich do roboty, którą normalnie powinna wykonać straż miejska, ale ponoć mieli braki kadrowe. Nie przeszkadzało to jednak Schutzmannowi dokoptować im do "pomocy" - czyli tak naprawdę do patrzenia na ręce - jednego ze swych ludzi. Na pierwszy rzut oka Glauber nie wyglądał na stróża prawa, ale może schudło mu się po Burzy Chaosu, w końcu niedobór w racjach żywności był dość spory. Generalnie Erice nie podobał się pomysł, by ten typek z nimi łaził, ale nie mieli póki co innego wyboru, więc musiała się dostosować. Los bywał przewrotny - jeszcze wczoraj rozmawiali z Konradem i Rudigerem o pracy w półświatku, a teraz robili dla komendanta straży.

Po drodze przedstawiła się Glauberowi, ale dała mu do zrozumienia, że nie jest kobietą, którą łatwo do siebie przekonać, zwłaszcza, jeśli ktoś dostał się do ich drużyny "na krzywy ryj". Co nie oznaczało, że się nie przekona, jeżeli Heinrich wykaże się w ich towarzystwie. Rudiger chciał przy okazji sprawy kapłana, by pogadała z rycerzami, ale ona już sobie umyśliła, że obejrzy ciało Mortena i jego pokój, więc oświadczyła mu, że sam może pogadać. Jak na jej gust, rzezimieszek chciał chyba być jakimś niepisanym przywódcą ich bandy, rozdzielając zadania, zanim jeszcze dotarli na miejsce. Trochę jej to zgrzytało, więc pewnie znajdzie się chwila, żeby z nim o tym porozmawiać. A może po prostu chciał zrobić dobre wrażenie na Glauberze? Pokazać mu, że są zorganizowaną grupą, na szczęście nie przestępczą? W końcu Rudi może i miał aparycję łobuza, ale w środku zdawał się być całkiem do rzeczy facetem. Na zewnątrz w sumie też.

Na miejscu Heinrich szybko załatwił im wejście na teren świątyni i do pokoju martwego kapłana. Najemniczka zwróciła uwagę na otwarte okno i niską temperaturę w komnacie. Nie sądziła, by kapłan siedzący nad jakimiś dokumentami mógł się nad nimi skupić, gdy go po grzbiecie jesienny wietrzyk smagał, więc miała przeczucie, że to właśnie tędy dostał się zabójca. Podeszła do ciała i obejrzała je dokładnie, nie dotykając, a potem zrobiła to samo z oknem i wyjrzała, by sprawdzić, co znajduje się za nim. Jeśli to nie dało żadnych rezultatów, poszła wypytać Sigmarytów o wszystko, co wiedzieli na temat morderstwa.
 
Tabasa jest offline  
Stary 30-08-2019, 00:43   #56
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
:*

Opuszczając gabinet komendanta Cassandra trzymała Rudigera za rękę i chowała się za jego plecami. Znowu musiała przejść przez korytarz pełen zakazanych gęb i agresywnych chłopów, a ich krzyki tak mocno przeszywały jej głowę, że czuła strach. Powinna już dawno się go wyzbyć, w końcu tak wiele osób się kłóciło, tak wielu ludzi darło się na siebie nawzajem, a w karczmach często dochodziło do burd, a mimo to ona wciąż czuła lęk. Próbowała sobie przypomnieć sytuację, w której zostawała z takimi zachowaniami całkiem sama, bez silnego mężczyzny u boku, ale nie potrafiła. Jedynie przy ojcu czuła się właśnie tak samotna, w innych przypadkach zawsze była z kimś - zawsze. W końcu klienci lubili się nią szczycić i chwalić, nawet jeśli musieli za to zapłacić, to przecież na jedną noc była tylko i wyłącznie ich, prawda? Była, i dbali o nią, prócz tego, że mogli robić z nią co chcieli.

W drodze do świątyni inni zaczęli rozmowę z przydzielonym im strażnikiem. Wszyscy się przedstawili, ale Cassandra nie miała nawet zamiaru. Uważała, że gdyby strażnik chciał poznać jej imię, to by ją o to zapytał, a w jego postawie prócz niechęci nie widziała ni więcej. Mogłaby wręcz przysiądz, że od razu z marszu wszystkich znienawidził, tylko dlatego, że dołożyli mu roboty, a przecież mógł w końcu mieć chwilę spokoju. Nie dziwiła mu się, ona też by chciała za nic nie robienie dostawać monety, jednak nie rozumiała jego mowy ciała, która wskazywała na niechęć. Czemu ich nie lubił, skoro nawet nie znał? Przecież to nie ich wina, że ktoś dokonał mordu...

Cassandra miała wrażenie, że Rudiger strasznie zaangażował się w sprawę. Na początku gdy wyruszała z nim z Nuln, miała wrażenie, że jest typem spod ciemnej gwiazdy. Wybrała go, ponieważ tacy wbrew pozorom byli najłatwiejsi; łatwo im zapłacić, są dobrzy w walce i ukrywaniu się, łatwo ich udobruchać i uwieść. Co do tego ostatniego już czwartej nocy przekonała się, że nie miała racji, a teraz wychodziło na jaw, że wcale nie jest złym człowiekiem. W Nuln udało jej się wyciągnąć od kilku osób informacje, że wykonuje on parszywe zlecenia, że nawet dorobił się przez to paru wrogów. Teraz nie wiedziała, czy słyszała o kimś zupełnie innym, czy może coś się w nim zmieniło?

Świątynia Sigmara
Rudiger & Cassandra

Rudiger od samego śniadania podejrzewał, że Cassandra może mieć mu za złe jego ostatnie zachowanie. Przez ich rozmowę w ruinach, układanie sobie tego co powiedziała w głowie, mógł wydać się oschły i nieczuły. Wojownik nie miał pojęcia czy Cassie wiedziała o jego spotkaniu z Eriką, ale jeżeli tak to mogła pomyśleć, że zabijaka całkowicie stracił zainteresowanie jej osobą. Tak nie było, a zachowanie wojownika miało swoje źródło w niewiedzy na temat nastolatki. Schultz nie potrafił jej odepchnąć kiedy się bała, ale też dziwnie się czuł na myśl, że mogłaby dalej robić to czym zapewne zajmowała się w Nuln. Punkt, w którym się znalazła ich znajomość nie był zdrowy ani dla niej ani dla niego. Musieli sobie wszystko wyjaśnić. Rudiger miał nadzieję, że Cass powie mu o sobie więcej i w końcu dziewczyna pomoże mu zrozumieć dlaczego tak się zachowywała. Nie chciała z nim być, równocześnie będąc na niego złą i - co wynikało z jego obserwacji - nie zarabiając po staremu.

- Jak wyjaśnimy sprawę tego morderstwa, porozmawiamy na poważnie? - zapytał się zabijaka kiedy zostali sami. - Nie stać mnie jeszcze na konia, ale znajdę miejsce gdzie nam udostępnią jednego wierzchowca do nauki. - dodał patrząc Cass w oczy. - Chyba, że wolisz usiąść przy jakiejś strawie i porozmawiać bez gimnastyki w siodle...

- Ponoć jazdę konną można ćwiczyć i bez konia… Niby na sucho
- odpowiedziała Cassandra jakby bardzo na serio, nie odrywając od mężczyzny spojrzenia - I co to niby znaczy “porozmawiamy na poważnie”? Znowu coś źle zrobiłam? - dopytała lekko smutniejąc i robiąc minę jak skrzyczany szczeniak.

- Mnie nie uczono na sucho. - powiedział Rudiger. - Jest tego dużo, bo poza samą jazdą też trzeba opanować zachowanie się przy koniu, siodłanie go, czyszczenie. Nauka nieco zajmie, ale jak chcesz wszystko jest do osiągnięcia. - uśmiechnął się lekko wojownik. - Porozmawiamy na poważnie znaczy, że nie zrobiłaś nic źle. Zrobiłaś coś dobrze, a ja nie wiem dlaczego… - podrapał się po głowie mężczyzna. - Coś mnie trapi i chciałbym to z tobą przedyskutować jednak najpierw złapmy tego mordercę. My, faceci, nie przywykliśmy do skupiania się na wielu sprawach naraz. - zdawałoby się, że Rudiger chciał się zaśmiać, ale przypomniał sobie, że byli w świątyni.

- Aha… - mruknęła jakby miała zrozumieć co ma on na myśli, jednak po jej mimice było widać, że wcale tak nie jest. Nie potrafiła się zgodzić z tą teorią na temat mężczyzn, bo nie jeden przecież ją posuwał i jednocześnie macał piersi, więc chyba skupiał się już na dwóch czynnościach a nie jednej, ale nie chciała o tym wspominać. I to nie dlatego, że byli w świątyni. - A co cię nagle wzięło na tego konia? Nie rozumiem chyba… Erika nie chce się z tobą uczyć? - uniosła brew prowokacyjnie i skrzyżowała ręce pod piersiami.

- Obiecałem ci nauki kiedy tylko zakupię nowego wierzchowca, ale pomyślałem, że można zacząć i wcześniej. - odpowiedział Rudiger. - Widziałaś moje jedno spotkanie z Eriką i od razu pomyślałaś, że jesteśmy razem? - zapytał wojownik. Widać było, że coś jeszcze chciałby dodać, ale milczał. Ostatnio powiedział za dużo i za szybko. Uczył się na błędach.

- Widziałam więcej - odpowiedziała Cassandra i spuściła nieco z tonu. Westchnęła teatralnie po czym wyprostowała ręce. - Dobra, nieważne. Porozmawiamy później, jak sam zaproponowałeś. Nie chcę cię przemęczyć przed nocą.

Schultz skinął głową. Nie odezwał się. Zupełnie jak nie on. Chyba zastanawiał się co go miało tak tej nocy zmęczyć…


Cassandra również przemilczała, gdyż obiecali sobie dokończenie rozmowy w wolniejszej chwili. Dla dziewczyny ten wolny czas będą mieli dopiero wieczorem, albo właśnie w nocy, a teraz… Teraz mieli porozmawiać z akolitami. Nastolatka poprawiła suknię i włosy, odchrząknęła oraz ustawiła na twarzy uroczy uśmiech, ten jeden z najlepszych, choć gdyby nie poskutkował, mina smutnej dziewczyny w tarapatach też była w gotowości. Asystowała Rudigerowi zadając pytania, które to on wymyślał. Cass nie czuła się zbyt pewnie w tego typu sprawie. Całe szczęście, że nie była zmuszona do oglądania zwłok, bo nie tylko miałaby zepsutą resztę dnia, ale chyba zwróciłaby śniadanie, zacierając ślady potokiem swoich wymiocin.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 30-08-2019, 23:38   #57
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję wszystkim za dialog

Rudigera ciekawiło w jaki sposób został otruty ojciec Morten. Trucizna mogła zostać podana w różnej formie i na różne sposoby. Mogła to być malutka strzałeczka nasączona śmiertelnie niebezpiecznym płynem, którą zabójca trafił duchownego w odsłoniętą część ciała przez uchylone okno. Mógł to być podmieniony niezauważalnie lek, który ojciec Morten zażywał. Mogła to być trucizna w jedzeniu albo trunku. Mogła to być nawet maść, która według jakiegoś szarlatana odstraszała owady. Możliwości było naprawdę wiele, a odpowiedź zwykle wychodziła przy bardzo dokładnej sekcji zwłok. Do tego jednak potrzeba była prawdziwego wirtuoza od krojenia trupów, a znaleźć takiego nie było sprawą aż tak banalną i oczywistą.

Schutzmann poinformował, że akolici i kapłani zostali wnikliwie przesłuchani jednak Rudiger wątpił w skrupulatność wymiaru sprawiedliwości, któremu najwyraźniej brakowało ludzi aby zająć się czymś tak ważnym i priorytetowym jak śmierć wysoce postawionego kapłana Sigmara i kradzież najstarszej widzianej w Imperium ikony Młotodzierżcy. Schultz doskonale znał świat przestępczy, w którego spektrum idealnie wpisywali się strażnicy szukający winnych tak aby nie wpaść w zbyt głębokie szambo przy okazji zbierając kilka hojniejszych „datków”.

Wynagrodzenie, o którym wspomniał kapitan wywołało u zabijaki malutki uśmiech. Wojownik był rad, że nie byli podejrzanymi jednak 2 Srebrne Szylingi za dzień pracy? Oni żyli z takiej pensji? Ci strażnicy musieli z postury przypominać rybaków jedzących resztki niesprzedanych po połowie ryb… Z drugiej strony Schultz bez wahania wziął te robotę, bo idealnie wpisywała się ona w jego nowy życiorys bohatera. Ojciec Morten był dla nich miły i ofiarował im naprawdę sowite wynagrodzenie za doniesienie obrazu na miejsce. Nie narzekał, nie żałował dobrych słów. Kapłan nie musiał dawać im nic, bo oni dotrzymywali słowa danego na łożu śmierci innemu duchownemu. Morten jednak postąpił uczciwie. Zapewne staruszek pochwalił się komuś co przypłacił życiem i utratą relikwii. Dobrzy ludzie byli często zbyt ufni…

Nowo mianowani śledczy nie mogli ruszyć w miasto samopas – z glejtem czy odznaką od kapitana – dlatego Schutzmann wspaniałomyślnie przydzielił im jednego ze swoich ludzi. Rudigerowi aż szkoda było tego biedaka, który będzie musiał niańczyć grupę, która pierwszy raz w życiu miała zająć się dochodzeniem w sprawie morderstwa. O tak. Oni nie mogli zająć się na początek czymś mniej wymagającym jak samozapłon stodoły czy pobitym do nieprzytomności kramarzem. Nie. Im musiała przypaść kradzież wartego zapewne setki Karli obrazu i mord na jednym z najstarszych, najbardziej znanych kapłanów w Middenheim. Im. Adeptom sztuki dochodzeniowo-śledczej. Jeden co prawda już tropił, ale różniła była taka, że wyglądał wojsk nieprzyjaciela, a nie mikrośladów na szyi pomarszczonego kapłana zastanawiając się czy to znamię po szczepionce z dzieciństwa czy dziurka po igle, która trafiła Mortena kilka godzin wcześniej po wystrzeleniu przez uzbrojonego w dmuchawkę zabójcę udającego sprzedawcę brukwi.

Poza Konradem w drużynie mieli samych asów wywiadu. Jedna dosłownie wybijała informacje z ludzi na tyle głupich aby wejść jej w drogę. Kolejny był bardziej mistrzem taktycznym, bo jak nazwać to co odjebał w Immelscheld wchodząc na wóz aby po chwili zrozumieć, że nie ma widoczności na przeciwnika? Dalej było tylko lepiej. Nastolatka potrafiła dosłownie wyssać wszelkie cenne informacje ze swojego informatora. Ostatni petent też był na swoim miejscu stosując metody, które tutejszej straży spodobałyby się tak bardzo, że zatrudniliby go na miejsce szkoleniowca. Pierwszy wykład nosiłby nazwę „Dlaczego dwa dolne żebra przesłuchiwanego łamią się łatwiej niż suche gałązki runa Drakwaldu?”.

Rudiger myślał, że ktoś przyszedł posprzątać, ale okazało się, że gość, który wszedł do gabinetu kapitana nie był sprzątaczem tylko ich nowym towarzyszem. Heinrich nie wyróżniał się niczym specjalnym nie przypominając ani rybaka, ani strażnika. Schutzmann wspomniał o uprawnieniach strażnika, które Schultz z chęcią by poznał. Dokładniej interesowała go granica kontaktów niewerbalnych, na które mógł sobie pozwolić w kontakcie z przesłuchiwanym. Schultz nie lubił załatwiać spraw bez przemocy czy zastraszania, a przy Cassie nawet przeklinać mu nie wypadało. Dziewczyna wzdrygała się za każdym razem kiedy rzucił mięsem. Może to było powiązane z jej ojcem, który nie tylko ją krzywdził fizyczne, ale też wyzywał? Zabijaka wzdrygnął się na myśl śledztwa zgodnego z literą prawa jednak czuł też dziwny spokój i rozluźnienie kiedy było mało prawdopodobne, że po tym „śledztwie” trafi na stryczek.


Cassandra od razu po wyjściu z gabinetu komendanta, chwyciła Rudigera za rękę. Nowy strażnik, który z nimi wyszedł, wydawał się być uprzejmy, jednak dziewczyna miała uczucie, że jej nie lubi. Poza tym szli obejrzeć zwłoki kolejnego kapłana, a dla wrażliwej Cassandry jeden trup był wystarczający i nieco się zestresowała. Nie rozumiała czemu ma się tym zajmować. Niby fart, jakby Randall czuwał, bo znaleźli robotę do której wspólnie się nadają, ale Cass nie czuła się z tym komfortowo. Kiedy opuścili budynek straży, Rudiger postanowił się odezwać.

- Wygląda na to, że los mimowoli wrzucił nas w to samo bagno. - rzucił wysoki, dobrze zbudowany facet z kwadratową szczęką i lekko podkrążonymi oczami. - Rudiger Schultz. - przedstawił się wojownik ubrany w ćwiekową skórznie.

- Erika Kraus - powiedziała do Heinricha. - Mam nadzieję, że współpraca będzie nam się układać, bo nie lubię się niepotrzebnie denerwować. - Posłała mu wymuszony, ponury uśmiech, jeden z tych na zasadzie: “jak jesteś wkurwiającym typem, to lepiej nie wchodź mi w drogę”.

- Konrad Weber - przedstawił się przepatrywacz, nie dodając do imienia i nazwiska żadnych komentarzy dotyczących ewentualnej współpracy.

- Glauber. Heinrich Glauber - przypomniał strażnik. Na razie zastanawiał się czy bardziej opłaca mu się do nich zbliżyć, czy trzymać na dystans. Okaże się podczas śledztwa. Chociaż właściwie, pewne rzeczy są opłacalne już teraz. - Jeśli czegoś potrzebujecie z zasobów Straży Miejskiej, powiedzcie.

- Na razie byśmy potrzebowali, żeby straż miejska się od nas odwaliła, ale na to nie możemy liczyć, więc cóż… - Erika wzruszyła ramionami, odpowiadając Heinrichowi dość oschle. - Ja innych potrzeb na razie nie mam, bo te, które mam, się teraz nie spełnią.

- Skoro miejsce zbrodni czeka na nas nietknięte chyba najlepszym wyjściem będzie aby Konrad i Heinrich zbadali ślady. - powiedział po chwili ciszy Rudiger. - Ja mogę przypilnować szeroko rozumianego porządku. Porozmawiałbym z osobami najbliższymi kapłanowi o ile nie zrobili już tego strażnicy. Mogę też pilnować aby w trakcie badania śladów w gabinecie kapłana nikt tam się wam nie pchał. Jeszcze ktoś zadepcze ślady… - wojownik spojrzał na Cassandrę. - Cassie, pomożesz mi przy wyciąganiu informacji od akolitów? - kiedy Cassandra kiwnęła twierdząco głową, zabijaka spojrzał na najemniczkę. - Erika, może byś porozmawiała z rycerzami zakonnymi, o ile któryś się ostał w świątyni? To zwykle weterani więc pewnie znajdziecie wspólny język.

- Obejrzę ślady - odparł Konrad - ale pewnie tam się przewinął cały tłum ciekawskich - dodał z brakiem entuzjazmu.

- Kapitan mówił, że miejsce zbrodni zostało zamknięte. - powiedział Schultz. - Jak ktoś tam przed nami był to pewnie nie były to tłumy.

- Sigmaryci przestrzegają prawa - przyznał niechętnie Heinrich, jak zawsze kiedy musiał mówić coś dobrego o nich - przynajmniej na pokaz. Więc pokój będzie zamknięty.

- No przecież Schutzmann mówił, że akolici i kapłani zostali przesłuchani i żaden z nich nie jest zamieszany w to morderstwo - rzuciła Erika w stronę Rudigera. - Najpierw rozejrzę się z Konradem i Heinrichem po pokoju Mortena, a potem w razie wątpliwości porozmawiam jeszcze z innymi. Poza tym, ty masz bardziej gadane, to możesz spróbować znaleźć rycerzy.
Wolała rozejrzeć się po miejscu zbrodni. Na gadanie będą mieć jeszcze czas.


- Zostali przesłuchani, ale o co byli pytani poza standardowym “czy ojciec miał wrogów “ albo “czy nie kręcił się w okolicy ostatnio nikt podejrzany” nie wiemy. - rzucił Rudiger z przekąsem do wojowniczki. - Rozejrzyjcie się we trójkę po pokoju kapłana, a ja z Cass postaramy się znaleźć kogokolwiek posiadającego przydatne informacje. - dodał spoglądając z uśmiechem na Cassandrę.

- Do przesłuchania pewnie doszło… ale nie zaszkodzi jak pogada z nimi ktoś niewyglądający na strażnika - dodał strażnik - I wbrew opowieściom bajarza Csimajami, zazwyczaj takie właśnie pytania wystarczają. O ile nie okazuje się wręcz, że “morderstwo” to wielkie słowo na sprawę męża, który po pijaku uderzył żonę jeden raz za dużo. A pokój mus nam obejrzeć. Podobno dostarczyliście ojcu Mortenowi jakąś świętą ikonę?

- Dokładnie. - odpowiedział Rudiger. - Nie był to byle obrazek, bo ojciec Morten omal nie zszedł ze szczęścia. - dodał wojownik. - Ponoć najstarsza ikona jaką kapłan widział w życiu, a pewnie wiele już w owym doświadczył.

- Twoim zdaniem wyglądał na kogoś kto pochwalił by się nią całemu zgromadzeniu, czy zachował to dla siebie? - dopytał Heinrich - A, i czy jesteście pewni że nikt za wami nie szedł? Kto wiedział, że macie ją ze sobą? Taka ikona jest cenna, musi być wiele warta. Dla kolekcjonera. Albo kultystów. Wygląda mi to na motyw - może i mówił oczywiste rzeczy, ale kto wie, czy dla ludzi, którzy pierwszy raz prowadzą śledztwo też takie są.

- Wiedzieli jedynie nieliczni. - powiedział Schultz. - Kapitan straży z Untergardu, nieliczni ochotnicy walczący z nami ramię w ramię z zielonoskórymi. Jak dla mnie to nikt ze wspomnianych. Prędzej byłbym w stanie uwierzyć, że ojciec Morten komuś się pochwalił, bo ekscytacja sięgała zenitu. - zabijaka się zastanowił. - Nie jestem jednak pewien, bo kapłana widziałem raz w życiu. Może ktoś z akolitów powie czy denat wszem i wobec ogłosił istnienie tej ikony.

- A jak dla mnie to kilkunastu podejrzanych albo świadków. Niemożliwe, żeby żaden z ochotników po przybyciu do karczmy nie napił się piwa i nie pochwalił, że brał udział w ocaleniu cudownej ikony… Najdalej pojutrze całe miasto będzie wiedzieć. A różni dobrze poinformowani wiedzieli pewnie już wczoraj. No nic, zobaczymy co zastaniemy na miejscu.

- Jest wiele mniej i bardziej głupich docinek o “niemożliwe” a my dopiero się poznaliśmy więc nie prowokuj, Heinrich. - rzucił z uśmiechem Rudiger. - Uwierz mi, że ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi srają na obraz w pozłacanej ramie. - wyznał smutną prawdę wojownik. - Ci dobrze poinformowani to chyba guślarze, wróżbici i ewentualnie osoby, którym się pochwalił ojciec Morten. Wiedz jednak, że jak śledztwo utknie w martwym punkcie sprawdzimy i uchodźców. Sprawdzimy wszystko.

- Nie zrozumieliśmy się. Wierzę, że ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi srają na obraz w pozłacanej ramie. Niestety, uwierz mi, ludzie, którzy przeżyli dziewięciodniową bitwę ze zwierzoludźmi, starcie z nieumarłymi, trasę przez Drakwald i walkę z zielonoskórymi gdy tylko dotrą w bezpieczne miejsce również idą się napić. I gadają o tym co przeżyli. A w Middenheim mamy prężnie działające środowisko kryminalne. A i kultystów znajdziesz jak dobrze poszukasz, nigdy nie da się ich wybić do końca, przyczaili się tylko. I mają informatorów, którzy z pewnością pilnie nasłuchują wieści spoza miasta.

"Prężnie działające środowisko kryminalne", powtórzył z ironią, w myślach, Konrad. "A straż nic z tym nie robi..."
- No to straż się przydaje - powiedział.

- Tak, pewnie łażą tam, gdzie bezpieczniej, żeby w cymbał nie dostać, skoro działa tutaj prężnie środowisko kryminalne i kultyści - rzuciła z przekąsem Erika, zerkając na Konrada, który do niej mrugnął.

- Rzeczywiście się nie zrozumieliśmy. - powiedział Schultz. - W Nuln też mieliśmy prężnie działające środowisko kryminalne. - dodał z ponurym uśmiechem. - Duże miasta wiele łączy chociaż tam bardziej waliło prochem. - zaśmiał się zabijaka.

- Poza tym… - Erika nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie dodała do tej wymiany zdań między oboma panami. - Nie widziałeś uchodźców z Untergardu… w większości to starcy i kobiety z dziećmi. W dodatku całkowicie wycieńczeni psychicznie tym, co ich spotkało. Nie wydaje mi się, żeby któreś z nich łaziło po karczmach i rozpowiadało o tym, żeśmy odnieśli ikonę w złotej ramie. Zwłaszcza, że wiele dobytku im nie zostało i pewnie zostali zakwaterowani jak te szczury w tych barakach w Południowej. - Skrzywiła się. Nie cierpiała ludzi, którzy nie znając sytuacji innych, ferowali wyroki.


Z nowym towarzyszem śledczy mogli bez ogródek przejść do sedna sprawy. Jedni skierowali swoje kroki do pokoju ojca Mortena, a drudzy zdecydowali się zebrać informacje od akolitów, kapłanów i rycerzy zakonnych – o ile któryś z tych ostatnich był na miejscu. Rudiger wraz z Cass zapytali o wszelkie rewelacje również będących na miejscu strażników. Zabijaka wątpił aby któreś z podręcznikowych pytań zadawanych przy morderstwie wykazało coś więcej niż już wiedzieli jednak zapytać zawsze było warto.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-08-2019 o 09:24.
Lechu jest offline  
Stary 30-08-2019, 23:39   #58
 
Gerwazy's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputacjęGerwazy ma wspaniałą reputację
Kolejne zadanie, kolejna możliwość odwleczenia w czasie spotkania ze swoim mistrzem. Niestety był to jedyny plus rozmowy z Schutzmanem. Śledztwo było bardzo skomplikowane, dodatkowo jeszcze dostali za towarzysza człowieka z miejscowej straży, który będzie im patrzył na ręce. Jakby by tego było mało, ciężko było ocenić polityczne i wizerunkowe następstwa tegoż mordu. Wiadome było jedynie, że będą tak samo wielkie jak naciski aby śledztwo ukierunkować w odpowiednim kierunku. Powszechna niechęć Ulrykan do Sigmarytów nie była niczym nowym w mieście Białego Wilka.

Gerwazy nie miał zamiaru przedstawiać się nowemu drużynowemu nabytkowi. Świadomie przyjął wobec niego manierę ćwiczoną od dziecka, czyli całkowite lekceważenie połączone z lodowatą wyniosłością. Chyba pierwszy raz w życiu szlacheckie wychowanie do czegoś się przydało. Chciał strażnika trzymać na dystans mając na uwadze, że jako adept sztuk tajemnych mógł liczyć na jeszcze mniej zrozumienia niż zadeklarowany sigmaryta.

W pokoju gdzie dokonano zbrodni rozejrzy się jak wszyscy, a nuż jego bystry wzrok zanotuje coś co mogłoby umknąć pozostałym. Szczegółowo natomiast zbada karty papieru walające się dookoła. Prześledzi wzrokiem i zbada dotykiem każdą z osobna szukając wypukłości sugerujących, że mogło się na danej karcie odbić pismo niczym na atramentowej kalce. Nie omieszka też omieść pomieszczenia wiedźmim wzrokiem i poszukać śladów użycia magii.
 
Gerwazy jest offline  
Stary 31-08-2019, 11:12   #59
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Erika, Heinrich, Konrad i Gerwazy poszli oglądać ciało, Cassandra i Rudiger skupili się na przepytaniu zgromadzonych w okolicy komnaty Mortena przejętych akolitów i kapłanów. Schultz wymyślił pytania, które z dozą niepewności zadawała Cassie i z każdym kolejnym rozluźniała się nieco, gdyż braciszkowie odpowiadali rzetelnie i bez ukrywania żadnych szczegółów. Po rozpytaniu okazało się więc, że ojciec Morten był przyjacielsko nastawiony do wszystkich i nie miał z nikim zatargów. Od momentu przyniesienia ikony nikt o nią nie pytał, nikt też nie odwiedził duchownego, a on sam zaszył się w swej komnacie i wychodził jedynie na wspólny obiad i wieczerzę, zatem nie mógł pochwalić się nikomu z zewnątrz, że posiada tak cenny przedmiot. Gdy Morten pracował nad ikoną, nikt mu nie przeszkadzał, on również nie przyjmował nikogo. Całą świątynię karmiło kilku doświadczonych kucharzy pracujących na miejscu ponad dwadzieścia lat, którzy byli przyjaciółmi Mortena i pozostałych duchownych, więc ich udział w zdarzeniu wykluczono. Pytania więc nie posunęły śledztwa do przodu, ale pozwoliły stwierdzić, że Morten nikomu nie chwalił się ikoną, nie przyjmował gości ani nie został otruty przez kucharzy.

Na miejscu zbrodni natomiast rozglądali się pozostali członkowie drużyny. Od jednego z akolitów dowiedzieli się, że to najwyższy kapłan znalazł zwłoki Mortena; od razu nakazał zawiadomić straż miejską i zamknął komnatę Sigmaryty aż do ich przybycia. Z polecenia komendanta nikt nie dotykał zwłok, nawet strażnicy. Po krótkich oględzinach ciała, Erika, Heinrich i Konrad dość szybko dostrzegli wystającą z karku zmarłego niewielką, metalową strzałkę. Glauber bez problemu wydobył ją z szyi nieboszczyka i gdy przyjrzeliście się jej bliżej, dostrzegliście niewielkie ilości zielonkawej substancji zalegającej na ostrej końcówce. Miejsce wokół rany było ciemne i napuchnięte, z odchodzącą we wszystkie strony ciemną pajęczyną żyłek - teraz już wiedzieliście, jak otruto ojca Mortena. Gerwazy spróbował użyć wiedźmiego wzroku na strzałce i po chwili z całą pewnością stwierdził, że substancja posiada magiczne właściwości, nie był jednak w stanie powiedzieć, jakei dokładnie.

Otwarte okno wychodziło na wąską, błotnistą ulicę zamkniętą z obu stron budynkami, zatem mogło to być idealne miejsce do ewentualnej ucieczki. Na parapecie odkryli trzy niewielkie, wyryte blisko siebie żłobienia, które znający się na tropieniu w dziczy Konrad od razu zidentyfikował jako ślady znacznych rozmiarów pazurów. Poświeciwszy za oknem lampą z biurka Mortena (gdyż dzień był ponury i zaczęło lać), dostrzegliście dwa ślady sporych stóp ewidentnie zakończonych pazurami. Niestety, ślad bardzo szybko się urywał, gdy błotnista breja przeszła w brukowany chodnik. Szybko odtworzyliście potencjalny przebieg zbrodni - Morten pracował przy otwartym oknie, bądź ktoś otworzył je z zewnątrz i zaskoczył niczego nie spodziewającego się Sigmarytę zatrutą strzałką, a potem wyniósł się z ikoną, zanim ktokolwiek zauważył. Biorąc pod uwagę, że ciało już delikatnie zsiniało, musiało się to stać dłuższy czas temu.

Rozglądając się po pomieszczeniu nie znaleźliście nic osobliwego. Na półce z książkami nie brakowało żadnej księgi, na biurku - po przyjrzeniu się - odkryliscie jakieś zapiski odnośnie wpływu Sigmara na wiarę i umysły swoich wyznawców - najwyraźniej nad tym ostatnio pracował ojciec Morten. Jedna z kart, na które natrafił Gerwazy, rzucała jednak nieco więcej światła na ikonę Młotodzierżcy. Przeczytał pozostałym na głos.
- "Rama ikony jest starsza, niż malowidło. Różni się stylem i wiekiem. Ramę prawdopodobnie dodano później, możliwe że jest dziełem krasnoludzkich rzemieślników albo styl jej wykonania imituje ich dzieło. Rama zasłania sporą część malowidła lecz jest przymocowana niewielkimi gwoździkami więc dość łatwo będzie ją usunąć. Stan malowidła pod ramą jest dobry. Kolory są lepiej zachowane, rysunek ma więcej szczegółów. Proponuję oczyścić malowidło i odsłonić malunek spod ramy. Malowidło wykonane jest w stylu krasnoludzkim z okresu Sigmara. Czy na ikonie przedstawiono żywą osobę? Jeśli tak, wówczas znalezisko ma ogromne znaczenie. Je..." i tu pismo urywa się plamą inkaustu - powiedział przyszły Hierofanta.

Wyglądało na to, że ojciec Morten został zabity akurat w momencie zapisywania wiadomości odnośnie ikony. Jako, że nic więcej nie odkryliście, Heinrich zabezpieczył strzałkę z substancją i spotkaliście się z Cass i Rudigerem na zewnątrz. Wymieniliście posiadana informacje i nie mając już tutaj nic więcej do roboty, ruszyliście z powrotem do siedziby straży miejskiej.


Na komisariat dotarliście poprzez lejący jak z cebra deszcz. Pogoda była parszywa i nie zapowiadało się, by miała ulec zmianie. Na miejscu zostaliście zaprowadzeni do komendanta Schutzmanna, który ślęczał nad jakimiś dokumentami. Z uwagą wysłuchał wszystkiego, co mieliście do powiedzenia w sprawie zabójstwa kapłana, a gdy skończyliście mówić o strzałce, śladach w błocie i swoich teoriach na temat morderstwa, jego twarz przybrała wyraz zdumienia i zaskoczenia. Wstał zza biurka i skierował się do drzwi.

- Chodźcie ze mną, pokażę wam coś... - poprowadził was na dół, przez długi korytarz za recepcją, aż dotarliście do masywnych drzwi z napisem „Depozyt”. Weszliście do środka, Schutzmann zapalił dwie lampy i zaczął przeglądać sporych rozmiarów rejestr. Mrucząc coś do siebie, zniknął w labiryncie wypełniających pomieszczenie regałów. Wrócił niedługo później, niosąc pod pachą trzy zawiniątka, które ostrożnie położył na sporym stole. Po odwinięciu materiału, waSzym oczom ukazały się trzy niewielkie, metalowe kasetki. Schutzmann otworzył wszystkie, a w środku ujrzeliście strzałki - takie same jak ta, którą znaleźliście w karku ojca Mortena.

- Zapewne słyszeliście opowieści o przeklętych szczuroludziach... - zaczął, wpatrując się w was z poważnym wyrazem twarzy. - Niestety, są prawdziwe... Stwory te to plaga Middenheim od wielu wieków. Niektórzy twierdzą, że skaveny, bo tak się je nazywa, to odmiana zwierzoludzi. Ja jednak walczyłem z nimi i wiem, że oprócz zwierzęcego wyglądu nie mają z nimi nic wspólnego. Są mniejsze, szybsze i sprytniejsze. Zwierzoludzie przy nich to tępi brutale. W czasie oblężenia, szczuroludzie sprawili nam nieliche kłopoty. Heinrich nie walczył wtedy z nimi, miał inne zadania. Musieliśmy odciąć większość tuneli do Podziemnego Miasta, żeby je powstrzymać. Niestety, od czasu zakończenia oblężenia nie mieliśmy wiarygodnych informacji o nich. Jeśli jednak nadal tam siedzą i mogą bezkarnie wychodzić na górę, by mordować ludzi, to sprawa jest poważna.

Wyszliście z depozytu i przeszliście z komendantem do kolejnego pomieszczenia, gdzie na ścianie wisiała ogromna mapa Middenheim. W trzech miejscach nakreślono czerwonym tuszem literę 'x'.
- W tych miejscach dokonano zabójstw przy użyciu dmuchawek. - Schutzmann wskazał palcem krzyżyki. - Pierwszą ofiarą był strażnik przy Collegium Theologica. Drugą, odźwierny przy Gildii Krasnoludzkich Inżynierów, zaś trzecią osoba, której jeszcze nie zidentyfikowaliśmy. Jej ciało znaleziono w Starym Kwartale. Ofiar nie łączy nic, poza sposobem w jaki je zabito. Zbadajcie te miejsca, może one naprowadzą was na jakiś trop w sprawie ojca Mortena.

 

Ostatnio edytowane przez Mroku : 31-08-2019 o 11:18.
Mroku jest offline  
Stary 31-08-2019, 12:56   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Co takiego było w tej ikonie, że skusiła złodzieja? Tego Konrad nie wiedział. I, prawdę mówiąc, nie potrafił sobie tego wyobrazić. Przecież prościej było napaść parę osób na ulicy czy obrabować jakiegoś bogatego kupca, co z pewnością nie wywołałoby takiego wrażenia, jak zabójstwo ojca Mortena i wywołanie gniewu świątyni Sigmara.
Co z tego, że ikona była wiekowa, a rama jeszcze starsza? Nawet jej cena w złocie nie rekompensowała ryzyka... Gdyby to była mapa skarbu, to Konrad jeszcze by to rozumiał, ale jakaś stara decha?
Nawet jeśli malarz rysował Sigmara 'z natury', to i tak powinni się tym interesować najwyżej kapłani. To co? Jakaś konkurencja? Sekta?

Informacje przekazane przez Schutzmanna zaprzeczyły tej możliwości, a włączenie się we wszystko skavenów dodatkowo komplikowało sprawę (chociaż tłumaczyło ślady na oknie). No chyba że ktoś je wynajął. W końcu szczuroludzie mają swój rozum i z pewnością za złoto (czy przysługi) mogą zrobić to czy tamto. Na przykład kraść i mordować.
A skoro zabójstwo w świątyni wiązało się z kradzieżą, to może i inne zabójstwa były z tym związanie? Likwidowanie świadków to niezła metoda zacierania śladów.

- Gdzie jest ciało tej trzeciej ofiary? - spytał.
- Zaniesiono do świątyni Morra - odpowiedział kapitan.

Zdaniem Konrada powinni zacząć od tej ostatniej ofiary, bowiem ani Collegium Theologica, ani Gildia Krasnoludzkich Inżynierów nie mogły uciec, a ciało... wolałby je obejrzeć, nim spocznie parę stóp pod ziemią.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172