Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2019, 08:56   #121
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Dziewczyna dzielnie maszerowała z resztą. Upolowaną przez nią kaczkę dowiązałam do konia pani szlachcianki nie szczędząc Felixowi paru komentarzy że jej zdobycz jest większa od jego. Od jej odgryzł, że ma porostu więcej piór.
O dziwo w dalszej drodze dziewczyny nie przesadzały owady tak jak reszcie. Dopiero dochodząc do miasteczka poczuła się nie pewnie. Znowu powieszone wrony...potworne. Nawet nie wiedząc o tym dziewczyna próbowała się schować za myśliwym.
- Widzieliście znowu te wrony...- Zwróciła się cicho kiedy przechodzili przez bramę - ...dlaczego oni to zrobili?
- Przesądy pewnie jakie albo inne odczynianie klątw. - Mayer odpowiedział przyciszonym głosem, uśmiechając się do Saxy.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 23-10-2019 o 09:23.
Obca jest offline  
Stary 25-10-2019, 07:55   #122
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
"Więc to jest ten cały Herrendorf?" zaśmiał się w duchu Karl oglądając sioło od środka. Pierwsza lepsza wioska w Reiklandzie wyglądała przy tej mizerocie jak miasto. Uliczki były pokryte błotem, a nieczystości stały w kałużach, śmierdząc i strasząc przechodniów, a zwłaszcza ich buty. Chaty, nie okryte dachówką a trzciną przypominały mu liche rudery poniżej Altdorfskich doków. Sklecone z desek i traw, nie nadawały się nawet na opał. Karl widział jednak całe rodziny, koczujące wraz ze swym dobytkiem, ze zwierzętami, w smrodzie i ciemności.
Jak ci ludzie mogli tak mieszkać w Altdorfie, Karl to wiedział. Bieda nie rozpieszczała.
Jak jednak ludzie mogli z własnej woli budować takie szkaradziejstwa w osłoniętym murem siole, tego Karl wiedzieć nie mógł. Ale podejrzewał.
-Kurnik. Jebany leniwy kurnik, jebanego, leniwego ostermarskiego chłopa - mruknął do siebie, tłumacząc sobie kolejne odkrycie na tych ziemiach.
z drugiej zaś strony, wieśniacy nosili broń, jakby szykowali się na coś. Kiedy człowiek cały czas musi pilnować dobytku, nie ma czasu budować chałup, obrabiać pola, ruchać dziewuch i płodzić dziatwy. Po prostu czeka, utrapiony przez los, niepewność i strach.

Morryci. Karl wierzył w Sigmara więc wyznawcy bramy niespecjalnie go zajmowali. Być może sam władca kruków mógłby nawet przychylniej spojrzeć na rzezimieszka, skoro robił mu robotę wysyłając mu co jakiś czas jakiegoś nieszczęśnika. Ciekawsze było jednak coś innego.

"A jednak masz jakieś uczucia, ty śliczna zołzo ty..." pomyślał, łowiąc ukradkiem zmianę zachodzącą w jej twarzy. Sam mógł zachować spokój. Miał dziś ten luksus i wiedział dlaczego. Po prostu nie było tu czego się bać. Morrytów naprawdę miał głęboko gdzieś. Może nawet mógłby dla zabawy sprowokować jednego do jakiejś siekaniny, gdyby nie fakt, że klerycy byli drażliwi na punkcie swoich i ruszali kupą i w dupie mieli honorowe sprawy. Karl nie planował więc draki z bożymi sługami. Czarnej magii póki co nie było, demonów zjadających dzieci i gwałcących dziewice również, siarką nie pachniało, jedynie krowim łajnem z klepiska, przez które przebijała się won perfum czarodziejki stojącej koniem obok niego.

"A...co mi tam" pomyślał i wysunął się o pół konia przed czarodziejkę.

-Przyszedłeś tu wieszczyć zgubę tych kmiotków, naszą, czy swoją własną jasnowłosy? - zapytał spokojnie Karl mierząc kapłana wzrokiem z wysokości siodła.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 25-10-2019, 18:01   #123
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

- Panie Niers - ku zaskoczeniu Karla Petera pierwsza odezwała się Katerina Lautermann, a nie jasnowłosy mężczyzna - Bardzo panu dziękuję za pomoc w konwersacji, ale poradzę sobie sama. Proszę się zająć końmi i przypilnować, by reszta świty została zakwaterowana w warunkach nie urągających ludzkiej godności. Olivio, ty pójdziesz ze mną.

Ametystowa Czarodziejka przez cały czas swej przemowy ani razu nie spojrzała w kierunku towarzyszy podróży. Jej wzrok spoczywał na obliczu noszącego czarny strój jasnowłosego, odwzajemniającego jej atencję łagodnym uśmiechem, który Karl Peter z miejsca uznał za fałszywy. Reiklandczyk miał pewne podejrzenia co do prawdziwej tożsamości morrowian, ale uważniejsze przyjrzenie się jasnowłosemu i jego świcie sprawiło, że Niers nieco w swe przeświadczenie zwątpił.

Trzech mężczyzn i kobieta w czerni musiało odebrało jego pytanie za nietakt, bo wszyscy mimowolnie położyli dłonie na głowniach mieczy, ledwie tylko przebrzmiały słowa Niersa. Obserwujący ich zmrużonymi oczami rzezimieszek zauważył, że wszyscy poruszali się w ledwie dostrzegalny sposób, przestępowali bezwiednie z nogi na nogę, ustawicznie wodzili wokół siebie wzrokiem. Jeden z mężów - rosły brodacz o kędzierzawych włosach - postukiwał palcami w medalion na piersiach, a przystojną na swój sposób twarz kobiety szpeciło leciutkie drganie policzka.

Ustawiczne życie w wielkim napięciu, podejrzliwość granicząca z paranoją, wielka nieufność, zrodzone z permanentnej nerwowości tiki - Karl Peter znał wszystkie te objawy, bo żyjąc w mroku imperialnego półświatka wielokrotnie miewał okazję oglądać ludzi dźwigających tak ogromne obciążenie dla umysłu. Ludzie w czerni - bez wątpienia zaprawieni w robieniu żelazem rębacze - musieli nieść ze sobą ciężar doświadczeń mogących wpędzić w szaleństwo zwyczajnych śmiertelników. Byli niczym tykające bomby szalonego zbrojmistrza z Nuln, wyposażone w eksperymentalne zapalniki o opóźnionym zapłonie.

A spoglądający na czarodziejkę jasnowłosy - uśmiechający się ustami, ale nie oczami - sprawiał wrażenie najbardziej szalonego z całej grupki, skoro otwarcie twierdził, że śnił o nieznanej sobie wcześniej Lautermann.

Pani Katerina zsiadła z konia, podała oddała swe wierzchowca w ręce stojącego obok Hansa Hansa, pochyliła głowę w zdawkowym wyrazie szacunku ku postaci schorowanego sędziwego kapłana.

- Zapraszam w me skromne progi, i panią i was, czcigodny Śniący - powiedział starzec podnosząc utytłane w błocie szaty i ruchem dłoni zapraszając czarodziejkę, aby udała się w ślad za nim w głąb wioski - Oswald, Knut, Miriam, zabieracie naszych gości do sali zgromadzeń, dajcie im świeżej wody, placków, a gotowanych żab. Na prycze nowej słomy nasypcie, coby wygodnie spoczęli. A wielmożni pozwolą za mną.

Posępny tłum wieśniaków rozstąpił się niechętnie, wciąż łypiąc z dziwną wrogością, ale i strachem na niosącą magiczny kostur czarodziejkę. Olivia podążyła w ślad za Lautermann, spozierając z ukosa na posępnych czcicieli Morra.

Ledwie tylko wiedziona przez kapłana grupa oddaliła się z placu, tłuszcza otoczyła pozostawionych przy koniach służbitów, przekrzykując się wzajemnie głosami, w których dźwięczał szczery strach.

- Idziecie z Bechafen, pany? - jakiś szczerbaty drągal położył dłoń na ramieniu Felixa, zionął na niego smrodliwym oddechem - Rzeknijcie tedy, czyście co widzieli na mokradłach? Ścigały was? Widzieliście ich?

- Nastąpcie się, bo mnie ścisk wielce wstrętny - warknął Hans Hans obnażając groźnie zęby - Pierwszemu, co mnie nadepnie łeb urwę i naszczam do karku. Kogo mieliśmy widzieć?

- Żywe trupy! - wrzasnęła histerycznie jakaś siwowłosa starka - Pogrobowców, ożywieńców!

 
Ketharian jest offline  
Stary 26-10-2019, 11:38   #124
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Karl popatrzył przez chwilę na czarodziejkę, wzruszył ramionami, i wzrokiem niemalże sennym, wyglądając na totalnie znudzonego ruszył koniem naprzód, kierując łeb konia prosto w tłum oblegający Hansa Hansa i resztę.
Ogier Karla chrapnął donośnie, mlaskając kopytami po miękkim od błota placu, ruszył raźno w sam środek ludzkiej ciżby. Karl ruszył powoli. Nie zamierzał nikogo tratować. Ruszył stanowczo. Wierzchowiec Karla, rasowy reiklandzki zelter ważył blisko sto kamieni. Jedynie człowiek szalony lub wyszkolony chciałby wejść pod kopyta zwierzęcia, co rzezimieszek skwapliwie wykorzystał, oddzielając po chwili tłum od Hansa Hansa i biorąc od niego lejce wierzchowca pani Lautermann.

- Dosyć! - rzucił krótko głosem nie znoszącym sprzeciwu - Rozejść się! - warknął, patrząc lodowatym wzrokiem po kmiotkach, z których większa część straciła momentalnie rezon.
- Przyjdą tu! - ktoś wciąż rozdzierał się w pierzchającym tłumie - trupy… - kolejny spazm płaczu. Kobieta - zabiją nas! - męski głos. Stanowczo mało wystraszony. Karl wbił ostrogi w bok konia i wysunął się do przodu
- Trupy może was nie zabiją. Ja na pewno. Stul pysk i spierdalaj, pókim dobry - warknął na łachmytę z osadzoną na sztorc kosą, który przez moment mierzył siły na zamiary, przenosząc wzrok najpierw na konia Karla, potem jego miecz, potem jego samego. Ostrze zachwiało się, i kmiotek w końcu odszedł, pociągając niemal cały tłum za sobą.

- Ty! - wskazał na kmiotka, z którego oczu patrzyło coś więcej niż wrodzony debilizm i strach. Jako jeden z nielicznych, ten konkretny nie odstąpił, i dopiero powolny młyniec koniem spowodował, że cofnął się o kilka kroków - Słyszeliście. Prowadźcie na kwaterę, a chyżo! - rozkazał kmiotkowi chrapliwym głosem, wściekły już, że musi użerać się z tym pospólstwem. Szczęśliwie, chata chłopa znajdowała się niemal przy samym placu.

-Stodoła… - zaczął chłop ale Karl brutalnie mu przerwał.

- Rekwirujemy chałupę. Masz dwa pacierze do Sigmara pana, aby zabrać mandżur i wypierdalać - Karl naparł na kmiotka koniem, niemal wjeżdżając mu strzemieniem w twarz.

- Oż...ty… - kmiotek zaklął, ale szybki ruch konia posłał go prosto na plecy, w błoto. Trzymana przez niego kłonnica poleciała gdzieś w dal.

- Nie próbuj. Szkoda by cię było… - warknął Karl wysuwając na kilka cali z pochwy swój pałasz, którego klinga zalśniła w wilgotnym powietrzu. Koń chrapnął, czując rosnące napięcie, które jednak po chwili prysło. Chłop się poddał. Skinął głową, choć gdyby jego wzrok mógł ciskać bełty, Karl niechybnie wyglądałby jak strzelnicza tarcza tileańskich kuszników.

- Masz. Nawiązka. A teraz prowadź! - rzezimieszek cisnął chłopu srebrną, pięćdziesięcioszylingową monetę, która normalnie wystarczyłaby aby wynająć dobre pokoje w karczmie na co najmniej kilka dni. Ta jednak nie poprawiła chłopu humoru. Przygnębiający i ponury jak sam Ostermark, chłop ruszył, by wykonać polecenie rzezimieszka, którego niespecjalnie obchodził ich los.

"Sigmarze, daj siłę. Dlaczego tak lituję się nad tymi piździelcami..." odmówił w myślach prostą modlitwę, patrząc, jak chłop, jego kobieta i córka, obładowani dobytkiem opuszczają schludne domostwo.
"Jeszcze mi kurwa mać, podziękujesz..." Karl uśmiechnął się pod wąsem i zaczął się rozpakowywać, zamierzając w pełni skorzystać z suchego łóżka i może jakiejś balii.


 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 26-10-2019, 13:14   #125
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Całe to miasto było dziwnie straszne. Ludzie, martwe wrony, Morryci...aż chciałoby się uciec i nie wracać. Saxa nie chciała zostawać na rynku, kiedy otoczyli ich wieśniacy stanęła tak blisko Felixa że złapała go za rękę i przylgnęła do ramienia.

- Strasznie tu i dziwnie. - wyszeptała mu na ucho. - Widzisz tego tam? - Wskazała ruchem brody na człowieka nazwanego Knut. - Ma taką dziwnie ziemistą twarz i oczy takie mętne...jak u martwego….-

- Oj nie przesadzaj. - Odparł Mayer. - Zwykłe ludzie co to na tych bagnach bidują. Z pewnością tu niełatwo, a jeszcze o żywych trupach gadają. Myślisz, że to dlatego te talizmany i mur? No bo dlaczego innego… - Sam odpowiedział na swoje pytanie.

- Nie wiem... ale...mhmmm może wypadało by się rozejrzeć? - Trąciła Felixa wymownie. No Bo przecież ona tego człowieka śledzić nie będzie...a przynajmniej nie sama.

- Nie teraz - Odpowiedział Felix, będąc świadkiem sceny urządzanej przez Karla. Kiedy najemnik rozpędzał miejscowych, Mayer podszedł do wspomnianego przez sigmarytę Knuta i zerknął za Oswaldem i Miriam, której wcześniej nie dostrzegł w grupie ludzi.
- Felix jestem, a to Saxa. - Przedstawił. - Więc gdzie ta wspólna izba?

- Tędy - Powiedział Oswald, dwójka była gotowa ruszyć za nimi. Felix jeszcze obejrzał się na resztę ich grupy pytająco. Saxa nie puszczała ramienia Felixa bojąc się że jak to zrobi znowu zleci się tłum i ja pochwyci.

- Naprawdę łażą tu nieumarłe? - Zapytał kmiotków myśliwy przemieszczając się w stronę domniemanej wspólnej sali.
- Po cóż wieszacie martwe wrony na murze? Widzieliśmy takie w zagajniku ...to też wyście zrobili? - Zawtórowała swoim pytaniem dziewczyna.
 
Obca jest offline  
Stary 26-10-2019, 21:20   #126
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Usłyszała swoje imię i zastygła, rzeźbiona w zdumionego fauna, brwi pozostały nierówno, nerwowo poruszył się nosek, choć ładny to w rożne kształtem otwory zdobiony. Przysięgłaby Olivia, że poczuła smugę, cień ledwo zapachu, słodkiego, mdlącego, niesmacznie gorzkiego jak grzyby szalonych wojowników, odór truchła. Znikł zaraz jak się pojawił, Olivia spoglądnęła na grupę nerwowej, zbrojnej świty jasnowłosego, nie patrząc na towarzyszy oddała uzdę luzaka i worek z jedzeniem, przyłapując się znów na naśladownictwie wiedźmy. Zajmowało ją na ile jest to wola jej wolna, na ile wyuczone rytuały, na ile autorytet Lautermann.

- Tak Wasza Miłość. - odpowiedziała zdecydowanie, kiedy wreszcie poparzyła na czarodziejkę, tamta naturalnie wciąż czytała twarz śniącego - Czy on nie mógłby się jakoś nazywać, mieć imię? - pomyślała.

Założyła na twarz maskę i podążyła ku nieoczekiwanemu wyróżnieniu z mieszanymi uczuciami i wdzięcznym plukiem błota pod zmęczonymi drogą stópkami, obutymi w oficerki koloru zgaszonego szmaragdu. Odprowadziła wzrokiem awanturników kruczego wieszcza i przeniosła uwagę na jego osobę, starając się zauważyć i zapamiętać każdy nietypowy detal, lub zbyt typowy. Choć czuła dreszcze strachu, ciekawość i duma z wyróżnienia brały górę nad emocjami dziewczyny. Śmiałym krokiem przez kupę, dosłownie, kroczyła zamykając swym zwyczajem pochód. Krzyki za jej plecami mogły należeć do innego świata, uwaga Olivii skupiała się na wyjątkowych członkach wybranej grupy. Uświadomiła sobie ze wstydem i zgrozą, że jest nienaturalnie podniecona mając w perspektywie poznać bliżej jasnowłosego, o którym chwilę temu myślała ze strachem i czarodziejkę też. Miała nadzieję, że nie każą jej mówić, bo strach pomyśleć co wypali jak zdejmie z buzi maskę powściągliwości.
 
Nanatar jest offline  
Stary 28-10-2019, 21:13   #127
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ III - PAN WRON

A kiejdy umarlaki z mogił powstawały, nadszedł za niemi un Pan Wron, wielce niemożebnie strasznisty nieprzyjaciel wszyćkiego, co nam święte, a umiłowane. I kędy un stopy swe plugawe stawiał, tamoj wronie skrzydła łopotały, a śmierć członki niemocą porażała. I nastał czas płaczu, a zgrzytania zębiskami!" - fragment "Wroniego Lamentu".


21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Utykający na jedną nogę starzec powiódł czarodziejkę, jej służkę oraz pięcioro odzianych w czerń morrowian do swojej własnej chaty. Idąca w tyle Olivia wodziła bacznym spojrzeniem po nędznych chałupach, w wielu przypadkach chylących się ku upadkowi, gdzieniegdzie wręcz zawalonych i pozostawionych samym sobie. Znaczące całą długość ubitej butami uliczki kałuże nie przydawały osadzie uroku, podobnie jak sterty ciskanych za próg śmieci i łażące po nich wielkie czarne muchy.

Cały Herrendorf zionął ubóstwem, prostactwem i przemożnym strachem.

Domostwo kapłana okazało się przybytkiem nieco bardziej zadbanym od reszty budowli, chociaż wciąż nie mogło się równać z rezydencją sędziego Brunsteina. Skąpo umeblowane, wydawało się pasować wystrojem do natury surowego kapłana Sigmara. Wiszące na ścianach wyblakłe ikony Młotodzierżcy spoglądały na gości kleryka oczami, w których sroga powaga walczyła o lepsze z wyniosłym potępieniem. Gospodarz zakrzątnął się po nisko sklepionym i pozbawionym okien pokoju zapalając kilka wysokich świec.

- To ty wysłałeś list? - spytała Katerina Lautermann siadając na wskazanym przez kapłana wiklinowym krześle. Olivia stanęła skromnie za oparciem siedziska, zerkając na pobliski stół i rozłożone na nim grube księgi. Wszystkie sprawiały wrażenie rozpadających się wskutek wieloletniego użytkowania.

- Tak, pani - odpowiedział starzec sadowiąc się na drugim krześle. Jasnowłosy i jego towarzysze zignorowali zaproszenie kapłana do zajęcia miejsc, oparli się plecami o ścianę pokoju po obu stronach wejściowych drzwi - Jestem Valdemar.

- Powątpiewałam w wiarygodność treści tego pisma, ale teraz zmieniłam zdanie - Lautermann przemawiała do starego kapłana, lecz kątem oka przez cały czas obserwowała przysłuchującego się rozmowie jasnowłosego mężczyznę - To miejsce jest przeklęte, nie da się tego nie zauważyć.

Valdemar pokiwał na jej słowa głową.

- To prawda, adeptko. Powracają każdej nocy. Niespokojni umarli. Niektórych z nich poznaliśmy, to nasi pobratymcy, których pochowaliśmy dawno temu. Innych nie znamy. Nadciągają z głębi mokradeł. Odpędzamy ich ogniem, ale z każdą nocą stają się śmielsi. Coś nie pozwala im na wieczny spoczynek.

Panna Hochberg skamieniała z wrażenia, sparaliżowana znaczeniem słów, które tak gładko płynęły z ust starca. Nieumarli powstający z grobów, nastawiający na żywych śmiertelników. Dziewczyna oblała się w jednej chwili zimnym potem, a jej serce zaczęło łomotać w piersiach tak silnie jakby próbowało się z nich wyrwać.

- Nie próbowaliście stąd odejść? - pytała z iście nadnaturalnym opanowaniem czarodziejka, w oczach Olivii urastając natychmiast do prawdziwej opoki spokoju.

- Niektórzy z nas tak, na samym początku. Niektórym może nawet udało się ujść poza bagna. Teraz już nie próbujemy. Przychodzą tutaj po omacku, ale na zbiegów polują nawet za dnia. Widziałem to na własne oczy. Gdybyśmy zwlekali z wysłaniem posłańca na jedynym naszym koniu, pewnie nawet on nie zdołałby się przedrzeć. Twa obecność tutaj, adeptko, jest prawdziwym aktem łaski Sigmara. Czy musieliście stoczyć srogi bój, aby tutaj dotrzeć?

Lautermann pokręciła przecząco głową, przeniosła spojrzenie na przywódcę grupki morrowian.

- Przez całą drogę nie doświadczyliśmy obecności ani jednego ożywieńca - odpowiedziała - A wy?

- Ani jednego - potwierdził mężczyzna - Jeno zgraję goblinów na skraju Gryfoniej Kniei, a potem chmary komarów. Niczego więcej.

- Przysięgam na Młotodzierżcę, że tutaj są - Valdemar uniósł przed siebie złożone razem dłonie.

- Nie mam powodów, aby wątpić w twe słowa, kapłanie - odparła pojednawczo Katerina - Lecz nie rozumiem, dlaczego zwróciłeś się po pomoc do Ametystowego Kolegium. To raczej rzadki przypadek, aby kleryk prosił o pomoc czarodzieja. Wszak w międzyczasie zawezwałeś tutaj również czcicieli Pana Śmierci. Czy ich pomoc nie wystarczy?

- Nikt nas nie wezwał - powiedział jasnowłosy krzyżując ramiona na piersiach i uśmiechając się melancholijnie - Zwę się Leto i jestem Śniącym. Sprowadziło nas tutaj wezwanie Morra, nie listy śmiertelników. Ujrzałem to miejsce w snach, ciebie adeptko i cień wiszący nad osadą. Widziałem śmierć, wszechobecną śmierć unoszącą się na czarnych skrzydłach wron.

Lautermann poruszyła się w fotelu, a potem skinęła mężczyźnie z zauważalnym szacunkiem głową, szaleńczo podsycając i tak już ogromną ciekawość Olivii. Panna Hochberg nie miała najmniejszego pojęcia, kim był Leto i jego druhowie, ale wyczuwała w ich postaciach niezwykłą i ekscytującą tajemnicę.

 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 28-10-2019 o 22:57.
Ketharian jest offline  
Stary 28-10-2019, 22:17   #128
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Ściśnięta w gardle ze strachu i podniecenia jakby ją ktoś podduszał, mocno wczepiała dłonie w oparcie siedziska czarodziejki, jakby ów tymczasowy tron był gwarantem bezpieczeństwa. Poczuła ból napiętych palców, choć te z uwagi na jej karnację nie bielały z wysiłku, już mając alabastrowy odcień, speszona oderwała dłonie od oparcia i spuściła wzdłuż ciała, czują na raz jak bardzo pomagało to utrzymać wyprostowaną sylwetkę.

Liczne cienie, tkane przez mizerne światło świec, rysowały wnętrze chaty przedsionkiem koszmaru. Olivii kręciło się w głowie i tylko opanowany głos pani Kateriny był balsamem powstrzymującym ją od łez i paniki. Słuchając powątpiewania, a zarazem mądrych rad o opuszczeniu przeklętego miejsca panna Hochberg nabierała do niej coraz to większego szacunku, darząc i swego rodzaju estymą.

W głowie wciąż odbijały się złowieszczo słowa Przeklęte miejsce. Jakże nie miało być przeklęte skoro chaty nie miały okien, a na ulicach i w obejściach królowały muchy wielkości ważek, z braku mogących je zeżreć wron, a może i innych ptaków. Zadawała sobie pytanie czy kapłan Sigmara wierzył w podobne zabobony jak odpędzanie umarlaków martwymi patkami, czy też pozwalał na to, by uspokoić kmiotków.

Kiedy Morianin się odezwał, a za chwilę nawet przedstawił, uważna Olivia skupiła swą uwagę na jego osobie, chcąc przez chwilę chociaż odpędzić myśli o ożywionych trupach. Wpatrzyła się w powieki i oczy, jakby mogła wypatrzyć ostatni odbity tam obraz snu. Przecież ona też śniła i jakby jechała na bagna bo się jej to przyśniło, wszyscy potraktowaliby ją jak wariatkę, a kiedy słuchało się Leto takie słowa były logiczne. Efemeryczny rycerz wciąż jednak skrywał swą duszę za tęczą uśmiechów, słów, gestów. Może też pobudzona wyobraźnia dziewczyny tak mężczyznę przedstawiała, dość było, że Ametystowa Czarodziejka zdawała się liczyć z jego słowami.

I myśmy i oni suchą nogą przeszli przez kloakę, choć prawił kapłan, że to niemożliwe. Dlaczegóż by tak nie wrócić? - nie dawało jej spokoju. Inne jeszcze dziwactwa targały myśli młodej czarownicy, jak to - Kiedy i jak mur wystawiono? Na to trzeba było czasu i niepospolitego ruszenia. Będąc jednak pewną, że i bieglejsi od niej w sztuce o tym pomyśleli, pozostawała względnie spokojna, chwilowo skupiła się na drażniącym swądzie świec, szukając oczyma ujścia dla dymu w sklepieniu chaty.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 30-10-2019 o 05:21.
Nanatar jest offline  
Stary 29-10-2019, 17:46   #129
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Franz Mauer dał się poprowadzić ku miejscowemu domowi zgromadzeń, mocno ściskając rękojeść swego przytroczonego do boku miecza i strzelając na wszystkie strony oczami. Otaczający go wieśniacy wciąż powtarzali o prześladowaniach ze strony nieumarłych, straszyli przybyszów upiorną śmiercią albo lamentowali nad rychłym końcem własnego żywota. Brodaty traper nie miał powodów, aby w ich słowa powątpiewać, zbyt wiele wiedział na temat namacalnej grozy uosabianej przez żywe trupy. Takie rzeczy nie były jeno wymysłem bajarzy, one się działy i to nie tylko w owianej wyjątkowo złą sławą Sylvanii.

Franz nie był równie przerażony co miejscowi, chociaż czuł na plecach zimne ciarki. W większym stopniu toczył go skrywany pod maską obojętności gniew, bo jął z miejsca żywić podejrzenia, że czcigodna pani Katerina Lautermann wiedziała już wcześniej, co czeka na nią w Herrendorfie. Mauer nie wiedział zbyt wiele o tajnikach Ametystowego Kolegium, ale słyszał raz czy dwa o zamiłowaniu jego magistrów do zgłębiania wiedzy o przemijaniu i śmierci. Przez całą drogę z Remer zachodził w głowę, po co czarodziejka pokroju Lautermann miałaby podróżować w równie dziką dzicz i teraz znienacka poczuł się olśniony.

Ametystowa Adeptka oraz noszący krucze medaliony ludzie w czerni, w oczach Franza jawiący się członkami Czarnej Straży. Świątynni zbrojni Morra musieli mieć własny interes w pokrzyżowaniu planów temu, kto nie pozwalał spać zmarłym w tym odludnym i cuchnącym zgnilizną miejscu.

Na wspomnienie sztuki nekromancji przewodnik wzdrygnął się ponownie, a potem złożył palce w geście mającym odpędzać złe moce.

- Wpierw zdejmiemy buty i się posilimy, a potem dokładnie nam opowiecie o swoich troskach – sarknął widząc pobladłą nienaturalnie twarzyczkę Saxy, machnął ręką odpędzając od niej jakąś lamentującą piskliwym głosem staruchę. Jego troska o samopoczucie młodziutkiej służbki nie była co prawda podyktowana dobrocią serca – Franz zbyt zaczął cenić sobie jej kulinarne talenta, by zdać się teraz na łaskę i niełaskę miejscowych pichciarzy – ale najbardziej natrętni wieśniacy cofnęli się natychmiast nie chcąc widać zadzierać z posępnym brodaczem.

Dom zgromadzeń okazał się kamienną budowlą o pojedynczym pomieszczeniu, zaopatrzoną w kilka wąskich i nieprzeszklonych okien, przez które do środka ciągnął wyczuwalny chłód mokradeł. Ustawione wewnątrz ławy mogły bez trudu pomieścić trzy tuziny ludzi, toteż wędrowcy z ulgą na nich usiedli dając odpocząć zmęczonym nogom. Krzątające się wokół kobiety, tym razem mniej już skore do straszenia Saxy swoimi opowieściami, rozpaliły czym prędzej ogień pod murowanym paleniskiem, jęły wrzucać do metalowego sagana coś, co przypominało rozczłonkowane żaby i pocięte na kawałki oskórowane węże.

- Ta wiedźma nam w niczym nie pomoże – oznajmił przygnębionym tonem Oswald, jeden z wytypowanych przez miejscowego kapłana przewodników. Noszący wysoką czapę mężczyzna usiadł na ławie naprzeciwko Franza, jął taksować wzrokiem na przemian jego i Hansa Hansa – Ta klątwa to sprawka czarodziejów, powiadam wam. Świątobliwy Valdemar niepotrzebnie ją tu sprowadził i ludziska to wiedzą, przeto nie miejcie im za złe, że na was tak nieprzyjaźnie spozierają. Co myślicie uczynić, coby nas uratować?
 
Ketharian jest offline  
Stary 29-10-2019, 23:28   #130
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Mauer był całkiem rad z kwaterunku. Napewno było to o niebo lepsze niż pomysł Niersa. Przynajmniej musiał spać z parchatym bydłem i drobiem pod jedną strzechą, bo nędzne herrendorfskie chałupy pewnie nie różniły się zbytnio od typowych, wioskowych ostermarckich domów i nawet nie miały dwóch izb, a plebs spał pospołu ze swoją trzodą oddzieleni jeno zagrodą.

- ...Co myślicie uczynić, coby nas uratować? - spytał chłop.

Przemytnik parsknął i uśmiechnął się lekceważąco słysząc pytanie Oswalda o to co mają zamiar czynić. Ani nie mógł o tym zdecydować, ani nie miał ochoty się w to babrać:

- Niech sobie pani czarodziejka i owy śniący dumają jak was ratować. My już swoją robotę i zrobili i ją tu przywiedli. - burknał , po czym odwrócił się i skupił na bezmyślnym skrobaniu nożem patyka.

Kurwości, co ja jakiś chędożony bohater ludu jestem?! - zapytał sam siebie w myślach: Siebie musze ratować a nie tych kmiotów... Nieźle mnie sędzia na dudka wystrychnął. Pewnie dobrze wiedział co się tu dzieje. Wysłał do zapyziałej wiochy, żebym tu szczezł z innymi. Niedoczekanie jego... Wrócę do Remer, choćbym miał tę czarownicę wychędożyć.

Mauer był zdesperowany aby wrócić do miasta. Miał po co, ale życie na szlaku, pośród punktów celnych, strażników dróg, bandytów, nauczyło go jednego: nie chojraczyć, tylko spieprzać, lub przeczekać kiedy się dało. Tyle że z Herrendorfu nie mógł uciec. Wszystko wskazywało, że martwi pozwalali wejść do wsi, ale nie pozwalali jej opuścić. A czekać? Mógł zaczekać, aż Lautermannowa załatwi sprawę nieumarłych i tak miał zamiar uczynić. W końcu Brunstein zapłacił mu za przywiedzenie jej i Remerczyków do wsi, a nie za uganianie się martwiakami. Na samą myśl o tym wzdrygnął się. Nieumarli jak każdego chyba normalnego człowieka napawali słuszną odrazą i grozą.
 
8art jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172