Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2020, 21:26   #481
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Późne popołudnie 24 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Była mocno niepyszna, co poszło i poślizgiem do Hansa Hansa, ten odfuknął i nie byłoby to nic złego, taki przecież był krzykliwy, trochę wulgarny, ciepły i czuły, ale oprych musiał wspomnieć o pieniądzach, znienawidzonych przez adeptkę złotych i srebrnych krążkach, które tak wiele razy pokrzyżowały jej plany, a właściwie uczynił to ich brak. Olivia jeszcze bardziej zacięła się w sobie, zła była wszakże głównie na siebie i przeciwko sobie kierowała gniew, a reszta to odpryski, zła, że nie zadała właściwego, kluczowego pytania, tylko wypaliła tak prosto z mostu. Gorycz łagodziły tylko ostatnie słowa Wrońca skierowane tak bardzo personalnie do niej i osobista obietnica.

Minęła oprycha rozchlapując błoto i skierowała ku grupce ciekawszych chłopów.

- Zdjąć mi zaraz te martwe ptaki z murów, bo się robactwo zalęgnie i będziecie mięli nową plagę! Już! I przekażcie to innym. Trzeba robić porządki, a nie rozpamiętywać poległych. Chwalcie Shyllay, że pozwoliła wam przeżyć kolejne Wiosna, lato, jesień, zima, wiosna*. Pokażcie jak doprowadzacie swoją osadę do życia. Tak by nie stał w jej murach żaden Pusty Dom*. Bądźcie wdzięczni za deszcz i Łuk* tęczy, po nim.

Odetchnęła już lekko dając upust emocjom, wróciła do rozbawionego osiłka taksując go wzrokiem, uznała, że umyty i odpowiednio ubrany prezentowałby się nader przyzwoicie. Nigdy by się nie przyznała, ale lubiła jego mięśnie, bicepsy, fakt nieco obtłuszczone, ale to dodawało im tylko kuszącego brukowego uroku. Niby zaczepnie wzięła go za ramię.

- Chodź Hans, bo nas nie wypuszczą z tej wiochy póki nie puścimy z dymem całej pieprzonej przeszłości tego sigmarowego kaprala. I wiesz jak dziadyga nie miał kominka to spalimy w cholerę cała tą syfną lepiankę. - zawróciła nagle, groźnie mierząc mężczyznę - I wiesz, że nie mam żadnej kasy, więc mnie nie wkurwiaj. - Przewróciła oczami - Oby po klesze co zostało. - mrugnęła.

Kilka dni temu umarł Kim Ki-duk, reżyser filmowy.
* wskazałem tytuły jego filmów, które znam. Wszystkie są wyjątkowe. Zajebiste. Taki mój ukłon.
Przepraszam za offtop.

 
Nanatar jest offline  
Stary 13-12-2020, 21:00   #482
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wczesny ranek 25 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Karl Peter Niers przeciągnął się z trzaskiem kości, ziewnął i potem natychmiast sposępniał uświadamiając sobie, że przyjdzie mu do Remer podążać na piechotę. Stracony pod wieżą nekromanty koń znacząco uszczupił majątek Altdorfczyka i dwadzieścia koron otrzymanych od Lautermann w żadnym stopniu złego humoru rzezimieszka nie poprawiło. Czując ucisk pęcherza mężczyzna wstał z posłania, wyszedł na zewnątrz chaty, po czym zaczął oddawać mocz wprost na jej ścianę nic sobie nie robiąc z ewentualnego oburzenia miejscowych.

Po prawdzie nie miałby nic przeciwko temu, aby któryś z parchatych chłopów zaczął się na niego wydzierać. Sponiewieranie jakiegoś kmiota mogło mu poprawić o poranku złe samopoczucie, zwłaszcza w obliczu nieuchronnej wędrówki ku Gryfoniej Kniei, ale żaden mieszkaniec Herrendorfu nawet nie próbował podchodzić w pobliże domu gościnnego. Ci, którzy przetrwali ostatnie na murze powracali do swego nędznego codziennego życia, wypuszczając się z sieciami na mokradła, naprawiając przeciekające dachy z sitowia i porządkując zniszczone przez nieumarłych uprawy. Wstęgi siwego dymu snuły się leniwie ponad zawilgoconymi strzechami.

- Gotowy do drogi?

Słysząc za plecami znajomy głos Niers odwrócił się powoli i spojrzał przenikliwie na opartą o węgieł chałupy Katerinę Lautemann. Altdorfczyk miał świadomość tego jak wyczerpujące były dla Ametystowej Czarodziejki ostatnie dni, a mimo to sprawiała w jego oczach wrażenie wypoczętej i wyspanej – czego nie mógł powiedzieć o samym sobie.

- Powrotna podróż zajmie nam więcej czasu, który warto będzie spożytkować na pewne rozważania – powiedziała Katerina – Okazałeś się człowiekiem wielu cennych talentów. Opłaciłam twe dotychczasowe usługi, ale gotowa jestem zaproponować coś więcej. Jeśli uważasz, że jesteś w stanie zapanować nad charakterem Hansa Hansa, mogę przyjąć was obu w służbę jako przybocznych zbrojnych. Obowiązki często zmuszają mnie do podróżowania po ziemiach Imperium, a wolę czynić to w towarzystwie ludzi, których znam. W zamian zapewnię wam żołd, wyżywienie i kwaterunek.

- Nie musisz podejmować decyzji od razu – dodała po chwili – Podróż do Remer trochę potrwa.
 
Ketharian jest offline  
Stary 14-12-2020, 21:29   #483
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Remer

Sędzia uśmiechnął się półgębkiem rzuciwszy traperowi mieszek. Ten rączo go schwycił i wsupłał w pas. Trudno było się nie cieszyć urzędnikowi z Remer. Pomógł wiedźmie, a jednoczesnie pozbył się z Remer półgłówka Hansa, którego Mauer nawet nie musiał ukatrupić na bagnach.

Uczciwie w człeczym tego słowa znaczeniu, zarobione korony ciążyły we Franzowym mieszku niemiłosiernie, ale traper wiedział, że ich zarobienie okupione było świętokradztwem, wszak wyparł się Morra nie pomagając w zgładzeniu niemiłego bogu Pana Wron. Miał iść ku domu, ale skierował swe kroki do morryckiej świątyni, gdzie wyjąszy letowy amulet i miecz o charakterystycznej głowicy rzekł do kapłana:

- Słuchajże, mus mi się widzieć z jakowym morryckim kapłanem, ale bez obrazy, wyższej szarży, bo sprawa to gardłowa.

- Skąd to masz? - spytał kapłan nie kryjąc zdziwienia.

- Wybaczcie panie ale już żem rzekł będę gadać jeno z przeoryszą.

***

Z rzewnymi łzami żalu, kwiląc jak dziecko, opowiedział starej kapłance o wszystkim co stało się losem Leto i jego przybocznych. Jak ametystowa czarodziejka z upadłym czarodziejem walczyła. Jak Hans Hans i Pan Niers drogę Leto zastawili, zapewne za ametystowej czrodziejki woli, Pana Wron broniąc i śniącego pocięli śmiertelnie. Jak potem czarodziej cieni reszte letowych towarzyszy wygubił, tak iż wszyskim włosy dęba stanęły z grozy. I jak musiał łgać i grać fanta na cztery łapy kutego, aby dowoda w postaci letowego miecza i wisiora do morryckiej świątyni znieść niepostrzeżenie i prawdę całą wyznać.

- ...jakby nie ludzie, tu w mieście mnie bliscy, co szczeźliby bez mojej pomocy, to klnę się na boga, iż wolałbym tam trupem paść, niźli teraz w poczuciu sromotnego grzechu żyć.

- Nie frasuj się synu. - odpowiedziała kapłanka spokojnym głosem, po czym dodała tajemniczym głosem: - Niezbadane są wyroki boskie. Morr chciał aby się tak stało i stało się tak nie bez powodu. Wracaj do swoich, a gdy cię Morr wezwie, nie czekaj, jeno za jego wezwaniem idź.

***

Nie poszedł do swej chaty a skierował kroki na targ, gdzie spiniężył koron większosć i poszedł do czynszówki, gdzie w izbie jednej z dziatwą mieszkała Britta. Tłuszcza jak zwykle bojąc się klątwy czyraków jaką pewnikiem mógł rzucić traper, albo po prostu trzonka jego toporzyska schodziła posłusznie z drogi, znaki boskie czyniąc aby się ode złego chronić. Odgarnął połę szmaty służacej za drzwi i spojrzał na śpiącą w barłogu kobietę z dzieciakami. Podszedł cicho i położył szorstką dłoń na ciepłym czole Britty budząc ją i pokazując zaręczynowy wisiorek, jaki zakupił ledwie kilka pacierzy temu:

- Wróciłem Britta... Chodźmy stąd... Chodźmy do domu...
 
8art jest offline  
Stary 16-12-2020, 23:31   #484
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Późne popołudnie 24 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf, chata Valdemara

Dom Sigmaryty podobnie jak inne w oczach nawet małomiasteczkowych Remmerczyków wydawał się zatęchłą oborą. Mając w pamięci zdradę kapłana, samowolną, czy to może niewolniczą, bo historii opętania nie poznali, Hans i Olivia z niesmakiem przekroczyli próg domu. Dziewczynie od razu stanęły przed oczami obrazy kilku ostatnich dni i spędzonych u boku przedawcy. Szczęściem dla tubylców, w izbie znajdował się kominek i to całkiem spory, i kawał pieca, toteż można było odstąpić kuszącej perspektywy spalenia domostwa, a być może i pobliskich zbudowań.

Adeptka wpierw ostrożnie, z namaszczeniem każdego wspomnienia, doszukując się w wizjach wskazówek, otwierała kufry, dzbany, szukając ukrytych schowków, by jak zwykle zacząć się rozpędzać, dla niej niedostrzegalnie, kiedy podniecenie narastało.

- Hans sprawdź stół i krzesła, czy nie ma co ukryte i rozpalaj ogień.

Wciąż słysząc w uszach groźny przykaz czarodziejki i łagodne słowa Wrońca, Olivia starała się wypełnić powierzone jej zadanie najlepiej jak umiała, a to oznaczało, że ciekawość brała czasem górę , nad mądrością i jedno oko ślizgało się po zapisanych kartach. By nie wpaść na powrót w macki Dharu zawieszała się chwilami skupiona na wiedźmich zmysłach. Oprych dwa razy jej przerwał, drugi raz już stanowczo wytykając próżniactwo, wreszcie ustąpił zasiadłszy przed rozpalonym kominkiem grzał zmęczone stopy. Manewr okazał się niezawodny, bo adeptka prychnęła, kiedy z realnego świata zawiało gorzej niż z eteru.

Co społonąć miało spłonęło, Hans siedział na ocalałym zydlu w zadumie pykając zdobyczną fajkę i wpatrywał się w ogień. Wydając resztki energii dziewczyna zamiatała izbę w takt magicznego rytuału modlitwy do Shyllay, nawet delikatnie nuciła, do wtóru podskakujących pokrywek na żeliwnych garach gotujących wodę na rozgrzanym piecu, nagle poczuła ostry ból w podbrzuszu i zgięta w pół wylądowała pod szafą. Przed momentem jeszcze senny Remmerczyk zerwał się zupełnie otrzeźwiony.

- Słyszałaś to? Co ty robisz? - dziwił się dziewczynie, która z bólu usiadła na ziemi. Podbiegł do niej, ale zamiast pomóc, bezceremonialnie chwytając za pupsko przesunął w bok, przy czym nieco się ubrudził. Zdziwiony popatrzył na drobiny krwi na dłoni. - Hochberg weź, to ohyda.

- Sam jesteś ohyda, to jest życie. Ała.

Ale oprych już nie zwracał uwagi na jej miesięczne boleści, które przyszły tak nagle, bo opukiwał podłogę w miejscu jej upadku. Zadowolony porwał z pniaczka siekierę i zaczął podważać podłogę. Kiedy dość się spocił pracując intensywnie w gorącym od pieca pomieszczeniu i wreszcie dopiął swego jego oczy zalśniły. Opanowawszy ból i dziewczyna zaglądnęła do sezamu i równie jak osiłek rozjaśniła oblicze.

Wszystko starannie ukryli, dopiero wtedy dobrali się do gąsiorka i znów ta sama ceremonia, najpierw niewinnie i niepewnie i szybko do przodu, jakby noc miała się skończyć, a ogień w kominku wygasnąć. Śmiechy i dowcipy, opowieści i fantazje wyganiały z przeklętego domu resztki złej magii. Nie mogąc znieść smrodu jego stóp, w końcu mu je wymyła, i sobie, i wreszcie umyli się cali, kiedy podmywała się przed nim stroił miny i mówił, że ohyda, ale nie mógł oderwać wzroku. W chacie było gorąco jak w łaźni, a oni spoceni i pijani, przede wszystkim nadzy, niepiękni, bo nie potrzeba, zaczął dotykać jej pupy, a miał masować plecy gorącymi kamieniami. Zdrętwiała, tak dużo już upłynęło czasu, wzrok wyostrzył w świat magii, spostrzegła na końcach palców resztki drobin czarnej magii i postanowiła się jej pozbyć, a nie ma nic lepszego na wygnanie Dharu jak zmysłowa rozkosz, esencja życia.

Popatrzyła przez ramię, tak że nawet nie mógł dostrzec jej oczu skrytych pod mokrymi i rozpuszczonymi włosami.

- Musisz być delikatny, bo mam jeszcze bandaże na brzuchu, długo mnie całować nim się przywitasz. - usmiechnęła się - I raczej nie możemy liczyć na małego Hansa - to go ośmieliło i przywarł do pośladków dziewczyny ustami. - Tylko nie tam - ostrzegła - to mogłoby być obrzydliwe.

Pozwoliła ponieść się chwili przyjemności z resztkami rozsądku zniknęły ostatnie drobiny złej magi. Przyjemnie było leżeć później u boku chrapiącego osiłka w ciepłej izbie. Dom na chwilę. Jeśli nie masz czegoś na zawsze łap chwile, myślała. Nie żeby chciała na zawsze Hansa, chciała na zawsze ciepła i bezpieczeństwa. Pewności jutra, już nie była gotowa by zginąć dla dobra sprawy, bo przeżywała moment szczęścia. Miała nawet wyrzuty sumienia, czy nie wykorzystała rozrabiaki, ale te prysły kiedy się obudził.

***

Kiedy okazało się, że jej jednorazowy kochanek razem Karlem mają zostać najemnikami czarodziejki nawet się ucieszyła. Była to dla panów nie ma co nobilitacja i perspektywa stałego zajęcia u boku uczonej osoby. Sama musiała z przykrością odmówić, bo ametystowe kolegium nie było blisko jej żywemu sercu. Katherina była nieco skonfudowana jej odmową, ale szybko przełknęła gorycz doceniając, miała nadzieję Olivia, świadomą decyzję. Panna Hochberg poprosiła w zamian o list polecający do medyka, bo miała pragnęła podjąć termin u uczonego w farmacji i leczeniu.

Powróciła do Remmer radosna jak nowalijka śmiało przebijająca śnieg na wiosnę. Silna, odważna i pełna życia, co ważne z pełną sakwą i zdecydowana czego właśnie pragnie.
Czy to przebudzona dawna pełna entuzjazmu osobowość, czy złote monety szybko zastawiły do niej przychylnie ludzi nie miało znaczenia, zapewne były to obie rzeczy pospołu.
Śmielej igrająca z magią dziewczyna miała nawet wrażeni, że wrócił jej dziecięcy dar spontanicznej mocy.
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 16-12-2020 o 23:36.
Nanatar jest offline  
Stary 23-12-2020, 19:59   #485
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
W drodze powrotnej Felix nie był zbyt rozmowny. Poza Saxą, która stanowiła tu wyjątek może wymienił dwa czy trzy słowa z kompanami kiedy było to absolutnie konieczne. Do czarodziejki nie odzywał się wcale. Na szczęście jako przewodnik nie musiał gadać wiele, a iść w awangardzie, pilnować szlaku i polować na okazjonalne zające czy ptactwo.

Tym razem na szpice zabrał ze sobą Saxe. Czarodziejka musiała się obyć bez służki na każde skinienie podczas drogi powrotnej. Choć Felix wątpił żeby jakoś specjalnie kwękała z tego powodu. A nawet jeśli, to miał to gdzieś.


Gdy w końcu przekroczyli rzekę i na powrót byli w Remer, łowca bez słowa oddzielił się od grupy ciągnąć za sobą Saxe i wolnym krokiem ruszył w stronę ratusza po zapłatę. Jedynym znakiem, który wykonał było nieznaczne skinienie ręką, które głównie kierował do Franza. Był niemal pewien, że przynajmniej traper zwróci na nie uwagę. Reszta nie miała już znaczenia. Swoją robote wykonał i to po stokroć ponad umówioną część. Dlatego nie miał zamiaru wspominać burmistrzowi o monetach rzuconych przez czarodziejke. Nie z nią się umawiał, wiec potraktował to jako dodatek, a nie faktyczną zapłatę.

W ratuszu również się nie rozwodził o wyprawie. Zakomunikował zwięźle, że zadanie wykonał jak było umówione. Czarodziejka dotarła na miejsce i wróciła z resztą grupy. Pytany o wielki siniec przechodzący mu z szyi na policzek pokręcił tylko głową. Ostatnią rzeczą o której chciał teraz gadać były szaleństwa wyprawy z magiczką. W tej samej chwili dotarło do niego, że w domu będzie musiał coś powiedzieć i aż przewrócił oczami.

Gdy wychodzili z ratusza, Felix zważył mieszek w dłoni i powiesił go na szyi. - Chodźmy do mnie. Odpoczniemy, zobaczymy co można sprzedać z łupów i chyba... chyba trzeba będzie rozbudować moją chatkę łowiecką. Wiesz, na prawdziwy dom. - Uśmiechnął się szczerze, chyba pierwszy raz odkąd wyruszyli w stronę przeklętej wieży nieumarłego maga.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 26-12-2020, 12:21   #486
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Pół roku po powrocie, Remer

Dzień był słoneczny choć chłodny. Przedwiośnie nadal było czasem kiedy pogoda nie była do końca przewidywalna. niby pierwsze kwiaty się pokazały ale nadal nadchodziły poranki kiedy ulice były skute lodem i śniegiem.

Ten dzień natomiast miał być radosny i pełen zabawy. Od rana koło karczmy był spory ruch, rozwieszono zielone dekoracje i gotowano jadło dla gości. Przygotowania do tego dnia trwały już od pewnego czasu dlatego wszystko szło sprawnie. W końcu zapewne w świątyni właśnie zaczynała się ceremonia.

Saxa była zestresowana, nigdy wcześniej nie wychodziłą za mąż już nie wspominając o byciu żoną. Za niedługo Franz miał ją wprowadzić do świątyni i “oddać” w ręce przyszłego męża. Normalnie robiłby to ojciec albo brat panny na wydaniu ale Saxa jako sierota nie miała nikogo takiego. Na szczęście stary traper zgodził się na wyświadczenie młodym tej posługi. Choć trzeba go było prosić przez całą zimę.
W końcu dostali znak. Saxa przekroczyła próg budynku i ruszyła ze starym traperem w stronę gdzie stał Felix. Ubrany w najlepsze ubranie i poważną miną. Saxa wiedziała że podobnie jak ona on też się denerwuje po prostu ukrywa to pod maską powagi.
Mijała kolejne ławy gdzie siedzieli zaproszeni goście i rodzina Meyerów. Saxa dumnie prezentowała się w białej sukience uszytą przez przyszłe szwagierki. Niektórzy jak to w Remer nie dowierzali w niesiony na głowie wianek upleciony z zimokrzewu, przebiśniegów i krokusów ale młodzi się tym absolutnie nie przejmowali.
Co zostało to powiedzenie sobie swoich przysiąg i rozpoczęcie dalszego życia już razem jako mąż i żona. I przeżycie wesela na które oboje dali spora sumę pieniedzy zarobionych na wyprawie z “niech ją Morr pochłonie” czarownicą.

Życie szło ku dobremu...
 
Obca jest offline  
Stary 27-12-2020, 18:15   #487
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Katerina miała rację. Nie musiał podejmować decyzji od razu i oczywiście jej nie podjął. Miał na przemyślenia mnóstwo czasu, szczególnie podążając przez bagna otaczające Herrendorf na piechotę. Sam też nie wiedział, czego spodziewał się po służbie u czarodziejki. Nie spodziewał się zbyt wiele, kiedy stanął przed drzwiami jej pokoju w Remerskiej karczmie, uzbrojony w opatulony wikliną gąsiorek bretońskiej brandy i dwa zgrabne kubeczki. Roboty jednak w końcu nie przyjął. Oboje wiedzieli, że wspólna noc to jedyne, co mogą zaoferować sobie nazwajem. On, rzezimieszek i człowiek drogi nie nadawał się w gruncie rzeczy na ochroniarza, ona zaś, zupełnie z innej bajki nie nadawała się zbytnio na jego szefową. Związek innego typu w grę nie wchodził. Ona, wysoko urodzona, szacowna członkini kolegium, on prosty zbój i zawadiaka. Zbyt dużo pytań, zbyt dużo komplikacji. Upojne zaś chwile musiały nimi pozostać, i jak każde chwile również szybko się skończyć. Niers nie lubił ckliwych pożegnań, i rozsądnie, zgodnie z obyczajem, zniknął z jej pokoju nad ranem, oszczędzając swojej niedoszłej szefowej scen, plotek i nieobyczajnych komentarzy. Spacerując w mglisty poranek, otulony szczelnie płaszczem nie mógł się jednak nie uśmiechnąć. Jakieś przeczucie, że kobieta dokładnie to właśnie zaplanowała nie opuszczało go aż do południa.
Potem zabił człowieka, i wszystko inne przestało się liczyć.

Zaczęło się klasycznie. Wpierw przeczucie, te niepokojące drażnienie na karku, jak źdźbło trawy które tkwiąc w rondzie kapelusza drapie skórę, swędząc i nie dając spokoju. Potem cień. Człowiek, który zbyt wiele razy przystanął pod tym samym straganem co Karl, i skręcił w ten sam zaułek.
Sama walka nie była może najdłuższa, ale nie była również łatwa. Cień był całkiem sprawny. Sztych rapiera dwa razy niemal przebił rondo kapelusza Niersa, który operował swym ciężkim ostrzem na granicy swoich szermierczych możliwości. Za trzecim razem jednak pałasz Niersa z metalicznym zgrzytem zagłębił się w piersi napastnika aż po sam jelec. Rzezimieszek schował okrwawiony pałasz do pochwy, rozglądając się czujnie. Innych napastników jednak nie było.
Konający, ciągnąc za sobą krwawą smugę czołgał się w stronę głównej ulicy. Gdyby Niers nie robił nic, może po kilku litaniach do Sigmara Pana, mogłoby mu się udać. Było jednak mgliście, a ulica była zbyt daleko, a rzezimieszek zbyt blisko. Zadzwoniły okute ostrogami buty, a ciało konającego z jękiem uderzyło w śmierdzące uryną ściany zaułka.
- Reinhard...kopę lat – Karl pochylił się nad swoim niedoszłym zabójcą – Miło cię widzieć. Naprawdę miło - rzezimieszek uśmiechnął się szeroko, powoli, jakby z lubością wyciągając długi sztylet. Człowiek nazwany Reinhardem zakasłał, plując krwawo i próbując odsunąć się od Karla. Daremnie jednak, bo dla dokonania takiej sztuki, musiałby zostać duchem.
- Już uciekasz? Pogadajmy – kolejny charkot, potem szarpnięcie.
- Kto cię nasłał? - Karl widział, że czas nagli. Kałuża w której leżał Reinhard powiększała się z każdą chwilą.
- Pierdol się, Altdorfski kutasie – Reinhard spróbował splunąć, ale rana w piersi była już zbyt poważna, i jedyne, co udało mu się zrobić to posłać kolejną krwistą strugę. Karl pokręcił głową. Sztylet zgrabnie ominął twarz i sięgnął pod rękę Reinharda. Ten zawył z bólu.
- Co za maniery, Reinhard. Ale do rzeczy. Kto...cię...najął... - wyszeptał rzezimieszek pochylając się nad zakrwawionym łotrem. Kolejny ruch sztyletem, kolejne jęki i zawodzenia. Krople krwi pryskały na wszystkie strony, niczym w jatce czy rzeźni.
- Kto...cię...najął... -
Kiedy Karl wyszedł z zaułka, było już dobrze po południu. Sądząc po zapachach sporo po obiedzie. Reinhard zasługiwał na pewien rodzaj szacunku, bo wytrzymał naprawdę bardzo dużo. Pękaty mieszek, który przy nim znalazł upewniał Karla, że mocodawca Reinharda również przyłożył się do swojej roboty.
Tym bardziej było mu szkoda, że musiał dokończyć swoją. Klaus był mu przyjacielem, a przynajmniej jednym z nielicznych ludzi po tej stronie Reiku, którym mógł zaufać. Reinhard miał jednak przy sobie jego złoto i rozkazy, a Karl rozumiał motywację Klausa.

Nie było nic zaskakującego w fakcie, że zaskoczył go w łożu z dziewką. Kiedy zna się każdego wartego poznania zbira w promieniu kilkuset mil, wie się o nim wystarczająco wiele, by znać jego zwyczaje. Kiedy człowiek ma przyłożony do gardła pałasz, powie wszystko. Będzie obrażał, groził, potem przejdzie do negocjacji aż w końcu zacznie błagać o życie.
Ruch ostrzem po gardle, wysłuchanie przedśmiertnego gulgotu Klausa, wciśnięcie w ręce zszokowanej dziwki rękojeści sztyletu, kradzież osiodłanego wcześniej konia. Wyjazd w kierunku bram Remer. Moneta dla ledwie stojącego, opartego o partyzanę strażnika przy bramie.
Żal, że tak właśnie musiał zamykać ten rozdział.

Koń, leniwie stukając po bruku stanął przed drewnianym drogowskazem. Jakiekolwiek litery były wygrawerowane na zbutwiałych deskach drogowskazu, nie były czytelne, a przynajmniej nie o tej porze dnia. Rzezimieszek nie musiał się tym przejmować, bo czytać nie umiał.
- No to co...północ? Południe? - zapytał sam siebie na głos, klepiąc konia po szyi. Ten zaparskał radośnie.
- No,no, tylko mi się tu nie zesraj. To południe... - rzezimieszek chuchnął w zmarznięte dłonie, ściągnął wodze, ruszając naprzód. Skulony w siodle, zasłuchany w stukot końskich kopyt, i krakanie wron. Mógł nawet zasnąć. Szlak był prosty a on po prostu jechał przed siebie.
Zawsze przed siebie.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172