Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2020, 14:25   #11
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Hildebrand przyjął zlecenie spokojnie. Wiedział, że stało się coś poważnego, ale w tej chwili nikt jeszcze nie mógł oceni ani powiedzieć co. Założeń było kilka. Sam był bardzo ciekawy okolicy i historii jaka się wiąże z daną osadą. Jednak to trzeba było zbadać już na miejscu.
Po zadaniu swoich pytań i otrzymaniu odpowiedzi czarodziej tego wieczoru już się nie odzywał. Udał się do swojej izby, by spakować plecak i przygotować się do podróży. Szczególnie zadbał o swoją księgę. Nie była to byle książka, którą można kupić w każdym wielkim mieście. Była to księga wiedzy tajemnej. Potężna i dobrze wykonana. Miała swoją wagę, ale dzięki twardej oprawie i odpowiednio przygotowanej skórze na oprawę, była bardziej odporna na deszcze i wilgoć. Księgę wyjmował tylko w towarzystwie zaufanych osób. Teraz jednak owinął ją jeszcze w dodatkowy kawał płótna i schował w plecaku.
Kiedy do pasa przypiął broń, przypiął również swoją klepsydrę, która nie odmierzała już czasu, ale cały czas pełniła jego symbol. Zawiesił ją na sznurku przy pasku, tak jak wcześniej.

Becker lubił podróże. Był to świetny czas na rozmyślanie. Podróżowanie było nieodłącznym elementem życia każdej istoty praktycznie. Kiedy życie się kończyło i zaczynała się śmierć, to również kończyła się wędrówka i zaczynało się spoczywanie w Ogrodach Morra. Hildebrand doskonale pamiętał jeszcze wykłady na ten temat z kolegium.
Mimo, że czarodziej nie był starcem, lubił używać w wędrówce kija, jako podpórki i ewentualnej broni. To był jego sposób podróży. Innego tak naprawdę nie znał. W całym swoim życiu zaledwie kilka razy podróżował powozem, i to wynajętym w służących do tego gildiach przewozowych. Cały czas jednak uważał, że nic nie może zastąpić podróży na własnych nogach.

Deszcz nie był czymś przyjemnym podczas wielogodzinnych marszów. Ale takie rzeczy się zdarzały, dlatego czarodziej nawet nie marzył o tym by jak najszybciej znaleźć się w ciepłej i suchej izbie. Wiedział, że to nie możliwe, więc nie było nawet sensu o tym myśleć.
Podczas oględzin dołu i kości, które były w środku, Hildebrand pełnił wartę razem z Manfredem. Nie chciał schodzić do tej błotnistej dziury i przyglądać się resztkom jakiejś istoty. Becker miał inne zdanie niż reszta grupy na ten temat, jednak nie chciał się tym dzielić na głos. Nie widział sensu w tym, aby w tak trudnej godzinie i porze pochylać się nad nieznanym dołem i stertą kości. Gdyby jakieś Dziecię Nocy chciało, to i tak ożywiłoby te gnaty. To były złe ziemie, gdzie codziennie ktoś tracił żywot i zdychał w ostępach Lasu Gryfa. Mało kto przejmował się takimi nieszczęśnikami, ale też niewiele dało się zrobić. Całego zła z lasów wyplenić się zwyczajnie nie dało.
Ale dobrze. Czarodziej chciał być pomocny swoim towarzyszom i uważnie wpatrywał się w ciemną ścianę lasu wypatrując ewentualnego zagrożenia.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 26-02-2020, 11:33   #12
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Umbree za dialog

Ojciec Brimfeld dość szczegółowo opisał wygląd brata Pietera. Według duchownego nie było żadnych przesłanek ku temu, że w Munkenhof mogłoby dziać się coś niecodziennego. Kapłani Morra nie należeli do osób będących na celowniku przestępców. Bardziej prawdopodobny byłby zatarg z fanatykami mrocznych potęg, którzy zwykle atakowali znienacka. Ojciec Pieter nie byłby zapewne w stanie przewidzieć zamachu na swoją osobę, a tym bardziej mu przeciwdziałać. Stała czujność przypominająca paranoję nie pasowała Bastianowi do kapłana Boga Snów. Winckler miał pewne podejrzenia co do tego co mogło się stać z opiekunem cmentarza jednak wolał nie wszczynać paniki jeszcze przed wyruszeniem do źródła problemu.

Okazało się, że świątynia leży w środku lasu, a sama budowla jest bardzo stara. Cmentarz przed wieloma laty był miejscem, w którym pojawiały się problemy z nieumarłymi. Bastian wiedział, że zło potrafiło tkwić w ukryciu czekając czasem setki lat aby uderzyć z niespotykaną dotąd siłą. Patrząc na swoich kompanów wiedział, że zniosą wiele jednak nie wykluczone, że ktoś na tej misji dokona żywota. Winckler zrobiłby wszystko aby wrócili w komplecie jednak w starciu z chaosem niczego nie można być pewnym.

Duchowny nie musiał mówić o szczegółach swojej wizji. Bastianowi wystarczyło to, że wysyłał aż piątkę specjalistów z grupy do zadań specjalnych. Nie mogło chodzić o nic błahego i tego łowca wampirów był pewien. Cel ich podróży leżał aż sześć dni od Bechafen i nie wykluczone, że już po drodze będą musieli walczyć o życie. Jednak mimo iż żyli w niebezpiecznych czasach Winckler nie wyobrażał sobie swojego życia inaczej…


Sprzęt Bastiana był w zasadzie gotowym do drogi. Łowca dbał o niego systematycznie sprawdzając jego stan. W plecaku mężczyzny nie mogło zabraknąć przyborów higienicznych takich jak mydła, grzebienie, przybory do golenia i dwa zestawy ubrań. Mimo iż Winckler wyglądał na typowego wojownika to tak naprawdę był bliższy mistrzowi przetrwania gotowemu na niemal każdą wyprawę. Łowca wampirów uwielbiał podróżować pieszo i to na trakcie czuł, że żył w pełni. Nieskrępowany otaczającymi go murami i zasadami cywilizacji. Mogąc się wykąpać w wartkim, górskim strumieniu, załatwić potrzebę w leśnej gęstwinie czy nacieszyć skórę kąpielą błotną, za którą szlachta nierzadko płaciła garściami Karli.


Śniadanie w towarzystwie kompanów Winckler zjadł z nieskrywaną przyjemnością. Mimo iż łowca był uśmiechnięty to nie miał pojęcia czy nie byli w Katedrze ostatni raz w pełnym, nienaruszonym zębami czasu i nieumarłego ścierwa składzie. Po posiłku grupa jeszcze raz przemyślała trasę. Wyruszyli bez zbędnej zwłoki. Grupa do zadań specjalnych zbierała się misji szybko i sprawnie. Byli tymi, którzy dyskretnie zajmowali się problemami w cieniach nocy. Rozwiązywali problemy, o których zwykli śmiertelnicy nie mieli nawet pojęcia. Dla szarego mieszkańca Imperium byli jedynie garstką podróżnych, którzy czasem ginęli z niewiadomych przyczyn. Taka, niestety, była prawda, bo jak mawiali „Ktoś musiał czuwać, aby ktoś mógł spać spokojnie”.


Pierwszy etap podróży, którym było dotarcie do mostu na Górnym Talabeku minął grupie do zadań specjalnych całkiem przyjemnie. Bastian nie narzekał na pogodę, bo zawsze mogło zacząć padać. Przed rozpoczęciem współpracy z resztą obecnej ekipy Winckler podróżował zwykle sam będąc wtedy przyzwyczajonym do ciszy nieprzerwanej żadnym słowem. Jak się jednak okazało po “połączeniu sił” z pozostałymi zdecydowanie bardziej mi pasowało poruszanie się w grupie. Zawsze mógł liczyć na wsparcie w walce, ale też szło z kimś sensownie porozmawiać. Bastian wykorzystywał ku temu okazję. Jedną z nich był postój w Gryfonim Lesie, który grupa przemierzała już drugiego dnia zmagań. Widząc kończącą posiłek Gretę, wojownik przysiadł się nieopodal, na obalonym pniu drzewa. Dał kobiecie chwilę po czym zagadnął.


- Ojciec Brimfeld często miewa tak niepokojące wizje? Z całym szacunkiem dla niego, ale jeszcze rok temu uznałbym nas za szaleńców kierujących się przeczuciem staruszka. - łowca wampirów był spokojny, a o duchownym mówił z szacunkiem pomimo nieco ostrych słów.

- Odkąd go znam, miewał kilka - odparła Greta. - Zwykle wtedy, gdy ma się wydarzyć coś naprawdę niepokojącego. Pewnie dla postronnych obserwatorów byłoby nie do pomyślenia, żeby tłuc się do jakiejś wioski ze względu na sen staruszka, ale takie sny bywają prorocze. A nawet jeśli nie, to zawsze prowadzą do rozwiązania jakiejś sytuacji. Ja też, gdy byłam jeszcze bardzo młoda, miewałam sny o krukach i świątyni Morra. To one zaprowadziły mnie na ścieżkę, którą obecnie podążam. A co ciebie zawiodło na twoją, Bastianie? Jeśli to nie tajemnica. - Uśmiechnęła się lekko, niemal niezauważalnie.

- Moje powody… - zastanowił się Winckler. - Powiedzmy, że były mniej intuicyjne. Jeden wampir rozkochał w sobie moją matkę, a po wykryciu pozbawił ją życia. Inny za to zabił moją ukochaną Anette. - westchnął Bastian. - Nie było innego wyjścia jak idąc za ciosem, po pierwszym i drugim krwiopijcy, ruszyć w pogoń za kolejnymi. Skoro los sprawił, że udało mi się przeżyć dłużej niż większość ludzi tej profesji coś musi w tym być. W całej tej historii trochę mi szkoda nekromanty, który na początku śledztwa wydał mi się wampirem… - tym razem to łowca się uśmiechnął. - Sny o krukach… Nadal je miewasz? - zapytał ciekawski mężczyzna.

- Przykro mi z powodu twojej matki i ukochanej - powiedziała Greta, patrząc mu w oczy. - Teraz obie są już w lepszym miejscu. Co do snów… czasami mam jakieś sny związane z symbolami mojego Boga, ale nie chciałabym o tym rozmawiać, to dość osobiste wizje, związane albo z moją rodziną, albo tym, czym się zajmuję dla kapłanów. Masz jakieś swoje przeczucia co do tego, co mogło stać się z bratem Weissem? - Zgrabnie zmieniła temat.

- Niestety, nie jestem facetem, który dopatrywałby się w jego braku kontaktu czegoś innego niż zaginięcia lub śmierci… - Bastian spojrzał na Gretę poważnym wzrokiem. - Nawet leżąc chorym czy rannym po wypadku ojciec Pieter wysłałby posłańca z wieściami i datkami. Podejrzewam, że nie wyjawione nam szczegóły wizji mogły wskazywać na stan opiekuna cmentarza albo nawet pośrednio wskazywać przyczynę braku kontaktu z nim. Gdyby w tej wizji leżał chory albo ze złamaną nogą kapłani nie wysyłali całej grupy tylko jedną, góra dwie osoby. - Winckler spojrzał w dal. - Ja w zasadzie nie miewam snów od lat. Ani koszmarów, ani tych z gatunku przyjemnych. Zupełnie nic. Czy to normalne?

- Również uważam, że z ojcem Weissem coś się stało. Coś złego, biorąc pod uwagę, że wysłano nas do wioski w piątkę. Tak, jak mówisz, gdyby był chory czy ranny, zawsze wysłał by posłańca do Bechafen, a tak… jest to mocno podejrzane. Przekonamy się z pewnością na miejscu, ale trzeba nastawić się na najgorsze - powiedziała. - Jeśli chodzi o brak snów, to według badań prowadzonych przez kapłanów Morra, ma to związek ze zdrowiem. Ale nie mentalnym, a fizycznym. Im bardziej zmęczony jesteś, tym gorzej ze śnieniem, tak przynajmniej twierdzą braciszkowie z Katedry. - Uśmiechnęła się lekko. - Może za bardzo angażujesz się w swoje zadania i powinieneś trochę zwolnić, odpocząć, a wtedy pojawią się sny? Nie mam pojęcia, nie jestem uczoną, ale być może coś w tym jest, o czym piszą w swoich opasłych księgach.

- Brak snów nie jest niczym dotkliwym. - powiedział wojownik z lekkim uśmiechem. - Nawet czasem mam wrażenie, że dzięki temu się lepiej wysypiam. W mojej profesji raczej nikt nie jest w stanie zwolnić czy wypocząć. Pod względem fizycznym poczwary na które polujemy są od nas silniejsze, szybsze i zręczniejsze. Wiadomo, że całego świata nie naprawimy, ale krok po kroku, a tego bagna jest coraz mniej. Chociaż czasem mam wrażenie, że im dłużej w tym człowiek siedzi tym bardziej bagno rośnie na jego oczach. - Winckler zatrzymał się na chwilę i spojrzał na Gretę. - Czy twój dar jest przekazywany z pokolenia na pokolenie? Twoi rodzice lub dziadkowie mieli podobne sny?

- I to jest najdziwniejsze, bo byłam jedyną akolitką w mojej rodzinie. Siostra jest medyczką, druga wyszła za jakiegoś szlachcica i całkiem dobrze jej się żyje, leżąc i pachnąc, brat pomaga ojcu w interesach, a kolejni dwaj znaleźli powołanie w wojsku. Ja jako jedyna zostałam wezwana do świątyni Morra przez swoje sny. Nie chciałam jednak zostać kapłanką, za bardzo ciągnęło mnie w świat, a że byłam bystra i pomysłowa, kapłani stwierdzili, że bardziej przydam się w Stowarzyszeniu Całunu, zwłaszcza, że odpowiednio mnie przygotowali do pewnych rzeczy. No i tak to wygląda, jeżdżę tam, gdzie mnie potrzebują, ostatnio wspólnie, jak sam zauważyłeś. Najwyraźniej uważają, że jesteśmy odpowiednią grupą do różnych zadań - powiedziała, uśmiechając się do niego lekko. - Uzupełniamy się, a to podstawa.

- Dużo masz rodzeństwa. - zauważył Bastian. - Ja, niestety, byłem jedynakiem i tak jakoś wyszło, że żadna rodzina mi nie została. Zdecydowanie masz najbardziej pasjonujące zajęcie porównując do medyczki i szlachcianki. Chociaż medyk też pewnie często ma kolorowo. - zaśmiał się Winckler. - A tak poza Morrem, powołaniem, misjami od duchownych… Czym interesuje się Greta Hansen? Ja na przykład lubię naturę, a raczej obcowanie z nią. Czasem biorę ten namiot... - mężczyzna pokazał na niewielki namiot przyczepiony do jego plecaka - i wychodzę w las aby zobaczyć czy sobie poradzę sam jeden. Łowię ryby, poluję, ale moim ulubionym zajęciem jest tropienie. - łowca wampirów spojrzał na kobietę czekając cierpliwie na odpowiedź.

- Lubię czytać, choć biblioteka w Bechafen nie ma aż tak wielkiego wyboru książek, jakbym chciała. Oprócz tego lubię jesień i - może cię zaskoczę - deszcz. Uważam, że w takiej pogodzie jest coś niepokojącego, a zarazem przyjemnego. Przynajmniej dla mnie. Wiem, dziwna jestem - uśmiechnęła się. - Oprócz tego lubię spacerować po Bechafen, ale rzadko mam na to czas. Może kiedyś, w wolnej chwili pospacerujemy razem, a potem wybierzemy się razem na ryby? Pokazałbyś mi, jak się je łapie. No właśnie, lubię też uczyć się nowych rzeczy - mrugnęła do niego.

- Pewnie. - odpowiedział Bastian energicznie. - Sam od dawna nie miałem okazji nauczyć się nic zupełnie dla mnie nowego. Ponoć jestem całkiem bystry, ale czytać czy pisać nie potrafię. Powietrze po deszczu to coś wspaniałego. Jest takie bardziej rześkie. Spacer i łowienie ryb brzmi nieźle. Nie znam się na psychologii, ale ponoć mając plany na przyszłość człowiek lepiej radzi sobie z teraźniejszością. - uśmiechnął się Winckler. - Moją ulubioną porą roku jest zima. Już jako łowca głów ją kochałem, bo goście z listów gończych byli wtedy tacy ospali. Kto by ich tam ścigał w zamieci, przez zaspy. - zaśmiał się. - Oczywiście nie tylko z powodu łatwego zarobku to mój ulubiony czas w roku. Lubię śnieg, chłód i atmosfera w zajazdach czy karczmach jest wtedy zupełnie inna. Chociaż rozumiem kogoś komu bardziej się widzi grzane wino, ciepły koc i takie tam.

- Zimę też lubię, ale raczej oglądaną zza szyby w jakimś przytulnym miejscu, przy kominku i kubku grzanego mleka - powiedziała, uśmiechając się do Bastiana. - Co do czytania i pisania, możemy zmienić ten stan rzeczy. Mogę spróbować cię nauczyć, jeśli tylko chcesz. - spojrzała mu w oczy.

- No to jesteśmy umówieni. - zakończył z uśmiechem łowca wampirów. - Co prawda nauka łowienia ryb za czytanie i pisanie to niewiele, ale umiem więcej z dziedziny przetrwania. Dzięki za przyjemną konwersację. - spojrzał na nią Bastian po czym powoli, niechętnie wstał i zabrał się za usuwanie śladów obozowiska.


Widząc liczną, solidnie uzbrojoną obstawę karawany kupieckiej Winckler przypomniał sobie jakie opinie krążyły o tamtejszej okolicy. Ostermark był pełen dziwadeł, których ludzki umysł nie był w stanie ogarnąć. Każdy cień i szelest trafiające do ludzkiej percepcji automatycznie były wrzucane do garnca wyobraźni, która potrafiła wydać na świat przeinaczony twór. Ludzie jednak nie zachowywali się w ten sposób bez powodu. Stały za tym wampiry i nieumarli, którzy istnieli naprawdę. Nie były to sztuczne obrazy, którymi wyłącznie straszyło się małe dzieci. Na ich widok dorośli mężczyźni lali w gacie prędzej niż wystraszone podlotki. Na samą myśl o wstaniu z grobu swego ojca, matki czy brata przeciętny przedstawiciel Imperium był w stanie zblednąć, a nierzadko zafajdać bieliznę. Bastian Winckler, któremu zło odebrało całą rodzinę nie należał do strachliwych, ale miał na tyle zdrowego rozsądku i pokory aby nadal żyć. Łowcy wampirów wiedzieli, że głupota heroiczna była najkrótszą drogą do Ogrodów Morra.

Bastian nie tracił werwy nawet kiedy lunął deszcz. Mroźny wiatr nie był w stanie złamać ducha mężczyzny, który przeżył tyle co on. Natura zapewne chciałaby zawrócić dobrych ludzi ze ścieżki kolizyjnej ze złem – być może ratując komuś z nich życie – jednak oni nie mogli zawrócić czy zboczyć z raz obranej drogi. Ich celem był stary, wielki cmentarz, od którego zdrowo myślący człowiek chciałby trzymać się z daleka. Ktoś jednak musiał zająć się sprawą ojca Pietera. Musieli być w Imperium ludzie, którzy na widok szaleństwa nie obrócą wzroku tylko chwycą za broń.

Zalana deszczem, zarośnięta mogiła na zapomnianej przez Bogów polanie była testem od samego Morra. Grupa do zadań specjalnych miała ostatecznie go zdać decydując się na godny pochówek dla leżących tam ludzkich szczątków. Ktoś by pomyślał, że nawet gdyby minęli ten nieopisany grób nic by się nie stało. Nikt by się nie dowiedział. Dla Bastiana minięcie tego znaleziska byłoby jednak nie do pomyślenia, bo oni sami by wiedzieli. Winckler należał do osób, dla których sama podróż miała większe znaczenie niż jej cel. Nie ważne było dotarcie do celu jeżeli po drodze złamało się własne postanowienia i porzuciło zasady. Jego kręgosłup moralny i etyczny był mocny. Nie zapowiadało się aby w najbliższej przyszłości to się miało zmienić.

Greta chciała odkryć tajemnicę tego grobu zapewne zmierzając do odprawienia odpowiedniego pogrzebu. Laura natomiast… Schmith miała swój styl, na który Winckler nauczył się już reagować. Mimo iż postronna osoba widząc łowcę wampirów i słysząc jak zwracała się do niego „smarkula” widziałby jej zęby w tabakierce to… Postronny nie znał tła ich znajomości. Nie miał pojęcia jak się poznali i ile sobie zawdzięczali.

- Nieładnie tak się zwracać do starszych, drogie dziecko. - zaśmiał się Winckler grożąc Laurze palcem. - Pochowamy to ciało tutaj. Nie ma sensu go przenosić. - dodał zerkając na worek, który dziewczyna wyciągnęła na kości denata.

Laura pokazała mu język jak małe dziecko. Patrząc na jego spojrzenie dotyczące worka przewróciła oczyma i odpowiedziała.

- Nie chcemy go przenosić, ale wypadało by zebrać szczątki nie gubiąc ich po okolicy bardziej co? - powiedziała zaczepnie.

- Upewnimy się czy to ludzkie szczątki, a jak tak będzie to pochowamy je tu gdzie się znajdują. - wytłumaczył "Bastion" z uśmiechem świadczącym, że dobrze się bawił. Laura jedynie wzruszyła ramionami.

Łowca miał zamiar zejść ostrożnie do dołu aby pomóc Grecie w identyfikacji zwłok. Gdyby te nagle miały zamiar wstać i stawiać opór Bastian był najbardziej odpowiednią ku temu osobą. Ten delikwent zostanie tam pochowany czy mu się to spodoba czy nie. Miał szczęście, że trafił na dobrych ludzi…
 
Lechu jest offline  
Stary 26-02-2020, 16:56   #13
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Szalejąca ulewa i panujący zmrok nie pomagał Grecie oraz Bastianowi w szperaniu w ziemi, ale i tak co chwilę wyciągali na płachtę rozłożoną przez Laurę kolejne fragmenty kości obleczone w resztki tkanek. Piszczele, kawałki żeber i czaszki, inne szczątki, których nie potrafiliście nawet nazwać. Do tego resztki prostych, podróżnych ubrań, co mogło zdradzać, że wrzucony tu nieszczęśnik mógł być zwykłym awanturnikiem lub banitą, jakich pełno na tych ziemiach. Wbrew jednak obawom Wincklera, nieboszczyk, czy raczej to, co z niego zostało, nie zapragnął wrócić do życia, by szukać zemsty. Przeszukiwanie dołu trwało długą chwilę, podczas której Manfred i Hildebrand rozglądali się po czujnie okolicy, jednak nic osobliwego nie dostrzegli. Choć mrok rozciągającego się jak okiem sięgnąć lasu nie nastrajał dobrze, to nic się w nim nie czaiło. Przynajmniej takie mieli przeświadczenie.

Gdy Morrytka upewniła się, że nic więcej nie znajdą, zawinięto kości w materiał i złożono do prowizorycznej mogiły. Zasypaliście ją mokrą górą ziemi znajdującą się obok i Greta zmówiła modlitwę polecającą duszę bezimiennego nieszczęśnika Morrowi. Po skończonej ceremonii, przemoknięci i zziębnięci ruszyliście w dalszą drogę. Las skończył się niebawem, otwierając przed wami nagle rozległą, pustą przestrzeń - po prostu zarośnięte chwastami pole. Deszcz wcale nie zelżał - przeciwnie - zdawało się, jakby przybrał na sile. Dokoła nie widać było prawie nic. Przez głowy przeszło wam, że przydałaby się gdzieś w pobliżu jakaś karczma.


I w rzeczy samej karczma w pobliżu byla.

Niebawem spostrzegliście gdzieś w polu wątłe, żółte światełko. Natychmiast tam ruszyliście i wkrótce znaleźliście się przed ponurym, krytym słomianą strzechą, piętrowym domostwem. W mroku panującym przed karczmą Laura, Greta i Hildebrand ledwie zdołali odczytać wypłowiały szyld. Karczma zwała się „Pod Ostrzem Topora". Nazwa nie była może tak obiecująca, jak byście tego pragnęli, lecz podeszliście do drzwi, a potem Manfred zaczął walić pięścią w okute żelazem wrota.
- Czego tam?! - ozwał się po drugiej stronie gruby, nieprzyjemny głos. - Kto tam?
- Goście!
- Jacy goście?
- Szukający schronienia, karczmarzu!

Minęła następna chwila, nim drzwi otwarły się nieco. W szparze zabłysło światło, a w jego blasku dostrzegliście czarny, rozszerzający się lejkowato otwór lufy garłacza.
- Ilu was? - zapytał szorstko gospodarz.

Odpowiedzieliście i po krótkiej chwili wahania drzwi otworzyły się szerzej. Oniemieliście, widząc karczmarza. Mężczyzna przewyższał najwyższego Bastiana o dobre dwie głowy, był szeroki niczym niedźwiedź i wyglądał jak prawdziwa góra mięśni. Oprócz tego był niezmiernie brzydki i odstręczający. Potężny brzuch oberżysty przywodził na myśl beczkę piwa a opinający go fartuch wyglądał na zakrwawiony. Wyglądał tak ponuro, iż wydało się, że od postaci tamtego ciągnie nieuchwytnym, lodowatym chłodem.


- Knut, zajmij się koniem pana! - tamten zerknął za ramię Manfreda, za którym znajdował się jego wierzchowiec.
- Aaa... Aaa... - rozległo się zawodzenie z tyłu. Obok karczmarza przecisnął się kulejący wyrostek o długich czarnych włosach. - Aaa...
- A was zapraszam do środka! W taką pogodę nie przystoi na szlaku nocować!
Karczmarz usunął się na bok, przepuścił was do sieni i wskazał otwarte drzwi. Weszliście do mrocznej izby, oświetlonej żółtawym światłem kaganka. Od razu rzuciło wam się w oczy panujące tutaj zaniedbanie. Stoły i szynkwas pokrywała gruba warstwa kurzu, po kątach zwisały wiotkie przędze pajęczyn. Naczynia stojące na kontuarze były zaśniedziałe. Biorąc jednak pod uwagę pogodę panującą za oknem, woleliście tę mordownię, niż nocleg na zewnątrz.

- Gośćcie się, gośćcie, mili państwo. - Zatarł wielkie, niczym bochny chleba dłonie. - Co będzie? Mam gorzałkę, dobrą, swojej receptury. Wisielczą, kołem łamaną, piszczelówkę, czaszkową, dybiarską i wypalankę. Wisielcza każdego powiesi nad ziemią tak, że dyndać zacznie, kołem łamana tak połamie, że i kamraci do domu nie doniosą. Piszczelówka i wypalanka za to jest tak mocna, że z człowieka same kości po wypiciu zostaną. A po katowskiej niejednego bolała głowa bardziej niźli ścięta na katowskim pniaku. - Zaśmiał się rubasznie. - Z posiłków to mam królika po katowsku, kapustę zwykłą, kapustę ćwiartowaną z mięsem, królika patroszonego z kaszą, kiełbasę... białą jak szkielet i kiełbasę zwykłą, dziczyznę, no i dziczyznę po katowsku.

Gospodarz przyjął zamówienia i zniknął na zapleczu. Mogliście teraz chwilę w spokoju porozmawiać, choć wnętrze karczmy jakoś nie nastrajało do wesołych pogaduszek. Szyby w oknach siekał deszcz, w kominie hulał wiatr. Zanosiło się na paskudną noc.

Bastian, Manfred

Wcześniej tego nie zauważyliście, ale teraz, siedząc przy stole i będąc zwróconymi w stronę drzwi, wasz wzrok zatrzymał się na zakurzonych, popękanych deskach podłogi. Od stołu, przy którym siedzieliście, ciągnął się w stronę korytarza nieopodal rządek ledwie widocznych, brązowych plamek. Zupełnie jak gdyby niesiono, lub ciągnięto tam kogoś krwawiącego. Być może w stronę pokojów znajdujących się na parterze?



 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 26-02-2020 o 17:02.
Ayoze jest offline  
Stary 26-02-2020, 18:22   #14
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Jeszcze grzebanie zwłok w deszczu to jako tako ale wyjście na jeszcze większy deszcze był już nie do zniesienia. - Na Chuja Taala! To nienormalne żeby taka pogoda była cały czas! - Laura wygrażała bóstwu natury ale ine przynosiło to skutku. Lało jak wcześniej a jej głos ginął gdzieś w szumie ulewy.
Wybawieniem okazała się karczma. - Pod Os..tr..ze..m t..o..p..o..r..a - Przeliterowała pod nosem Schmith, umiała już czytać, nowicjusze o to zadbali ale nadal brakowało jej wprawy. W klasztorze mówili że powinna czytać więcej książek ale poza zbiorem wierszy jakiegoś Morryty Edgarda Poe. Laura nie umiała znaleźć nic co byłoby dla niej ciekawe.

- Tylu że się już opłaca wpuścić! - Warknęła na szparę w drzwiach Laura pchając się do przodu i ściągając kaptur. Jej blond włosy, jasna cera, piegowaty nos i niebieskie oczy raczej nie mówiły o niej “zabijaka”, więc jej słowne groźby musiały wyglądać komicznie zwłaszcza dla olbrzyma jakim okazał się karczmarz.
Wchodząc do środka Laura przyjrzała się dokładnie karczmarzowi jak i jego “pomagierowi”(?). Sama karczma wyglądała… swojsko, Schmith bywała w gorszych miejscach. No i widać że jedyni goście z nich byli czyli i pokoje powinny być dla każdego.
- Wisielczą, dziczyznę po katowsku i wielkiego ognia w piecu! - Odpowiedziała pierwsza Laura. Tam gdzie stanęła ociekająca z niej woda zrobiła już mała kałużę a nadal z niej kapało. Nie trzeba być geniuszem by się domyśleć po co jej ogień. Zanim zdjęła pelerynę, kurtę i serdak choć ten akurat najmniej przemókł. Koszula i spodnie i tak były całe mokre, nie mówiąc o skarpetach i butach. Laura nienawidziła być mokra. Przypominało jej to czasy kiedy żyła na ulicy.

- Jeśli mają tutaj taką pogodę cały czas się nie dziwię że żadne informacje do zakonu nie dochodzą! Przecież tam można się utopić na stojąco! - kobieta nie umiała przestać złorzeczyć na pogodę. Nawet siedząc najdalej od okna i czekając na ciepłą strawę zerkała na lejący deszcz jak na największe zło świata.
 
Obca jest offline  
Stary 27-02-2020, 08:19   #15
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Greta metodycznie przekopywała dłońmi mokrą ziemię, jednocześnie starając się robić to ostrożnie; choć miała na sobie rękawice, wciąż istniało niebezpieczeństwo zranienia i zakażenia jakimś paskudztwem. Wraz z Bastianem, który postanowił jej pomóc wyciągali z dołu kolejne części ciała i ubrań.

Hansen doszła do wniosku, że ciało musiało tu leżeć już od dłuższego czasu, być może większość została zjedzona przez dziką zwierzynę, jednak nie była tego w stanie stwierdzić w panujących ciemnościach. Zresztą, nie było nawet na to czasu. Teraz trzeba było załatwić temu nieszczęśnikowi odpowiedni pochówek, a nie zastanawiać się, co się z nim stało.

Z każdą mijającą chwilą wydobywali coraz więcej kości i gdy upewnili się, że nic więcej w ziemi nie ma, Greta zawinęła szczątki w materiał i złożyła delikatnie do najgłębszej części dołu. Potem wszystko przysypali ziemią, usypując kopczyk a kobieta podniosłym głosem zmówiła nad mogiłą modlitwę do Pana Zmarłych.

- O wszechmogący Morrze, w którego królestwie dusze z tego ziemskiego więzienia w wybawieniu przybywają, z pokorą polecamy duszę tego nieszczęśnika w twoje ręce; aby ta mogła zaznać radości w obliczu twoim. Udaruj go prawdziwym poznaniem samego siebie oraz świętym i wiecznym spokojem. Niceśmy na ten świat nie przynieśli, z niego też nic wynieść nie możemy. Pan dał, Pan też wziął.

Chwilę później byli już w drodze.


Karczma pojawiła się na ich drodze jak na zawołanie, a powitanie ich przez karczmarza lufą garłacza było czymś zupełnie naturalnym w obecnych warunkach. Wieczór, paskudna pogoda i banda podróżnych walących do drzwi - sama zachowałaby ostrożność na jego miejscu. Aparycja samego gospodarza była dość odpychająca i mimowolnie sprawiała, że Greta postanowiła pozostać skupiona i czujna. Do tego ten jego dziwny pomocnik, który dukał coś pod nosem...

Wnętrze wyglądało, jakby od dawna nie było tu żadnych gości, a karczmarz nie kwapił się, by chociaż zetrzeć kurz z blatu i stolików. Rozglądając się zajęła wraz z pozostałymi miejsce, słuchając słowotoku wylewającego się z ust ogromnego mężczyzny.
- Za gorzałkę podziękuję, za to królika z kaszą spróbuję - powiedziała, zrzucając z siebie ciężki od deszczu płaszcz. - I tak, jak moja towarzyszka mówi, ognia napal, gospodarzu, potrzebujemy ubrania wysuszyć. A tak w ogóle, co to za wyszukane nazwy? Ma to związek z nazwą karczmy, czy kryje się za tym jakaś ciekawsza opowieść? - Greta spojrzała na karczmarza.

Po zniknięciu oberżysty na zapleczu, pochyliła się nieco w stronę towarzyszy przy stoliku.
- Radziłabym mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Mam dziwne przeczucia względem tego miejsca - rzuciła ściszonym głosem.
Naprawdę coś jej się tutaj nie podobało. Jakaś podświadoma myśl, a może intuicja podpowiadały, by zachować ostrożność w tym miejscu.
 
Umbree jest offline  
Stary 27-02-2020, 13:14   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wbrew temu, czego w głębi serca obawiał się Manfred, kości okazały się być resztkami przypadkowego wędrowca, a nie szczątkami posłańca, którego wysłał brat Pieter.
Na szczęście dało się je pochować bez problemów i nic nie wskazywało na to, że truposz ma zamiar wygrzebać się z grobu i pobiec, by wysłać w zaświaty garstkę swych grabarzy.
Co prawda swego zdania co do kwestii sposobu pochówku Manfred nie zamierzał zmieniać, ale musiał przyznać sam przed sobą, że łatwiej było zasypać dziurę ziemią, niż w środku ulewnego deszczu budować stos pogrzebowy.
Karczma zwała się "Pod Ostrzem Topora" i nie da się ukryć - na widok jej wnętrza można było stracić głowę. Bynajmniej nie z zachwytu.
Miejsce nie tylko było ponure niczym oblicze kata, któremu więzień urwał się ze sznura, ale i sprawiało wrażenie zapomnanego przez czas. I przez gości. Manfred maniakiem oczystości nie był, ani takowej nie ślubował, ale to, co przedstawiała sobą główna sala karczmy, jego zdaniem wołało o pomstę do nieba. Albo chociaż o kilka kubłów wody, stos szmat i garść mioteł. Całe stado robotnych gospodyń wiejskich miałoby tu zajęcie na kilka długich dni i nocy.
No ale lepsze to, niż nocleg na dworze.

- Dla mnie dziczyzna i katowska, bo nie tylko od zewnątrz wypada się rozgrzać - powiedział. - I ten ogień, karczmarzu, bo gdzieś chyba drwa macie. Jak trzeba, to sam przyniosę.


- Albo gospodarz niedawno upolował ową dziczyzną, albo raczej gościa ostatniego po katowsku sprawił - powiedział cicho, gdy karczmarz wyszedł. Na dowód tych słów pokazał ślady na podłodze, nie będące niczym innym jak plamami krwi. - Pić trzeba ostrożnie to, co na stół postawi, a i spać samotnie mało rozsądną by było rzeczą.

To ostatnie bynajmniej nie stanowiło propozycji dla którejś z towarzyszek.

- Może z tego pomocnika dałoby się coś wyciągnąć - dodał. - A nuż znudziła mu się służba i chętnie by to miejsce opuścił...

Miał zamiar sprawdzić, czy o wierzchowca zadbano, a wtedy, zapewne, i okazja do powiedzenia paru słów się trafi.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-02-2020, 16:14   #17
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Laura spojrzała krytycznie na ślady wskazane przez łowcę uniosła ręce na znak, że tym razem nie szuka konfliktu. Aleeeee…


- Jak dmuchamy na zimne to zawsze można po cichu sprawdzić pokoje. Tyle żebym potrzebowała by ktoś odpowiednio zajął gospodarza. - Oczywiście dziewczyna zaproponowała im, że pewnie używając swojej znajomości zamków i narzędzi bez których nie wychodziła poza bramy klasztoru, po prostu włamie się do wszystkich pokoi i sprawdzi te rzekome ślady krwi.

- Choć wiesz...sam powiedziałeś że dziczyzna może być świeża.
 
Obca jest offline  
Stary 28-02-2020, 10:33   #18
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Greta spojrzała na ślady krwi, które pokazywał Manfred.
- Czułam, że coś tu jest nie tak - wyszeptała do pozostałych, przyglądając się śladom na podłodze. - Dobry pomysł ze sprawdzeniem pokoi, chociaż ja bym to zrobiła, jak karczmarz i jego pomocnik pójdą spać. I w więcej osób, bo samemu to może być niebezpieczne, Lauro. Może ten, do kogo należy ta krew jeszcze żyje… Kto wie, być może swoim przybyciem przeszkodziliśmy w czymś karczmarzowi. - Zmarszczyła brwi, a umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Zastanawiała się przy okazji, na ile pochowany niedawno nieszczęśnik był powiązany z tutejszym gospodarzem. - Powinniśmy wynająć pokoje i przy okazji dowiedzieć się dyskretnie od oberżysty, gdzie nocują z tym swoim pachołkiem, żeby przypadkiem nie wejść do ich sypialni. Co sądzicie?
Ucięła, skacząc wzrokiem po ścianach i głównej sali gospody.
 
Umbree jest offline  
Stary 01-03-2020, 15:07   #19
Wiedźmołap
 
wysłannik's Avatar
 
Reputacja: 1 wysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputacjęwysłannik ma wspaniałą reputację
Becker z pełnym zaangażowaniem podjął się obserwowania okolicy. Mimo, że z ciemnego, mrocznego lasu nic nie chciało wyleźć, wypełznąć albo wyczłapać na polane, na której znajdowała się drużyna, to nie znaczy że zupełnie nic tam nie było. Tamtejsze lasy były bardzo niebezpieczne, a im bliżej księstwa Sylvani, tym lasy stawały się jeszcze bardziej niegościnne. Liczne opowieści o duchach, zjawach, banitach czy w końcu wampirach, w tamtej okolicy nabierały barw. Większość takich historii powstawała właśnie w takich lasach. Hildebrand nie wiedział czy również on i jego kompani nie staną się częścią takiej opowieści, którą później wędrowcy będą sobie opowiadać w karczmach, pijąc grzane piwo, jak to mieszkańcy Stirlandu mieli w zwyczaju, i grzać się przy kominkach.

Czarodziej bardzo szanował kapłanów, szczególnie Morra. Wszak każdy powinien szanować kapłanów i ich pracę. W przeciwnym razie mogłoby to uchodzić za przejawy herezji. Ale dziwiły go niektóre obrzędy. Nie do końca wiedział czy wynikają one z braku wiedzy kapłanów czy może z jakiś jeszcze innych powodów, ale wyjątkowo ponuro uśmiechnął się sam do siebie, kiedy młoda Greta odprawiała modlitwę. "... Pan też zabrał." Hildebrand nie mógł się zgodzić z tymi słowami. Nie Morr decydował kto ten świat opuszczał. Morr jedynie tych nieszczęśników witał w swoim Królestwie. Tak naprawdę ten wędrowiec mógł być rozszarpany przez dzikie zwierze, może zabił go jakiś bandyta, może był to wampir albo inny potwór. Ale na pewno nie był to Morr.
A może ten wędrowiec był przeklętym mutantem, kultystom chaosu. Czy aby na pewno modlitwa za tę nieznaną postać była dobra? Bardziej doświadczony czarodziej Kapituły Ametystu zapewne mógłby się tego dowiedzieć od samego trupa. Hildebrand skwitował to tylko ponurym uśmiechem. Nie jego rolą było martwić się o to.

***


Widok karczmy na trakcie w taka paskudną pogodę okazał się niemalże zbawienny. Nikt nie lubił przecież moknąć, a drużyna była przemoczona praktycznie do suchej nitki. Podczas rozmowy z karczmarze Becker nie odzywał się wcale. Towarzysze załatwili wejście do środka.
Wnętrze przybytku było dla czarodzieja bardzo znajome. Mógłby nawet powiedzieć, że czuł się tam dobrze, ale ten stan rzeczy nie pasował zupełnie do karczmy. Podobne warunki panowały w kolegium, w którym pobierał nauki. Jedak tam miało to swój cel i czemuś służyło. A tutaj, w karczmie, było to mało gościnne i podejrzane.

Trunki również nie przekonywały wędrownego czarodzieja. Nie przywykł do mocnych alkoholi. Zresztą po tej wędrówce w deszczu nawet nie miał ochoty na nic do picia. Chciał się tylko wysuszyć. Kolacji również zamiaru zamawiać nie miał. Sporo miał jeszcze prowiantu, które wziął na drogę i zwyczajnie wolał się tym posiłkować. Było pewniej i oszczędniej. Ale tak - również czekał aż gospodarz rozpali w kominku.

Kiedy przy stoliku drużyny pojawiły się pierwsze rozmowy Hildebrand również zabrał głos.
- Lepiej zachować takie środki ostrożności. Uważałbym również z tym jedzeniem. Co prawda moje zmysły nie podpowiadają mi chwilowo, że coś z tym miejscem jest nie tak, jednak jak na gospodę to niespotykana atmosfera. Zgadzam się również z Laurą co do pokoi. Warto je sprawdzić. Możemy zamówić izby i zobaczymy które nam wskaże. Resztę można po cichu odwiedzić potem. Może warto zapytać czy jesteśmy jedynymi gośćmi.
 
__________________
"Inkwizycja tylko wykonuje obowiązki, jakie na nią nałożono. Strach przed nią jest zbyteczny; nienawiść do niej, to herezja." - Gabriel Angelos, Kapitan 3 Kompanii Krwawych Kruków.
wysłannik jest offline  
Stary 02-03-2020, 21:05   #20
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dzięki za mini-dialog

Bastian ze spokojem i uporem przeczesywał mokrą ziemię w poszukiwaniu kolejnych kości i elementów wyposażenia denata. Po ułożeniu wszystkiego na płachcie łowca wampirów doszedł do wniosku, że mieli do czynienia ze zwykłym włóczykijem, któremu najwyraźniej nie poszczęściło się na jednej z jego wypraw. Ciemność i lejący deszcz nie denerwowały wojownika, który zdawał się być na nie bardzo odpornym. Każdy znający go lepiej wiedział, że Winckler miał wiele wspólnego z pochowanym w tym bezimiennym grobie podróżnikiem. Łowca potrafił przetrwać w dziczy, znał się na tropieniu, skradaniu i kilku innych rzeczach przydających się nie tylko poza miastem. Jako były łowca głów facet musiał być niezłym wędrowcem, bo nigdy nie było wiadomo kiedy i na jak długo przyjdzie mu opuścić bezpieczne, pełne jadła i znajomych mord mury miasta.

Podczas szybkiej ceremonii Winckler pomodlił się za duszę zmarłego i – mimo iż go nie znał – polecił ją Panu Snów. Jako łowca wampirów wolałby aby nieumarłych nie przybywało. Mieli ich już dość w Imperium… Kiedy grupa wyruszyła w drogę Bastian przyznał, że ich sytuacja nie wyglądała najlepiej. Byli przemoczeni do bielizny, a temperatura też ich raczej nie rozpieszczała. Pole oraz stojąca na nim karczma spadły podróżnym z nieba. Nazwa przybytku nie napawała entuzjazmem, ale okute wrota wyglądały na całkiem solidne.

Samo przywitanie ze strony karczmarza nie należało do najcieplejszych jakie Bastian widział. Nieprzyjemny głos, mało gościnny ton i lufa garłacza sprawiały, że Winckler nabrał pewnych podejrzeń. Chociaż czy gospodarz przybytku w takim miejscu nie powinien być przewrażliwiony i aż nad zbyt ostrożny? Sam karczmarz wyglądał jak potężna góra mięsa. Od jego osoby biły ponure, odstręczające nuty. Ktoś taki nie miał prawa wzbudzić sympatii podróżnych nawet jeżeli posiadał iście gołębie serce. Winckler wiedział, że tak skrajne mieszanki zdarzały się niezwykle rzadko. Jego czujność nasiliła się do granic możliwości.

Pomocnik karczmarza, kulawy młodzian o imieniu Knut, zajął się koniem Manfreda, a sam gospodarz zaopiekował się nowoprzybyłymi. Mimo bardzo złego pierwszego wrażenia olbrzym starał się zachęcić klientów, ale przesadna czujność Wincklera zniknęłaby dopiero z dala od tego miejsca. Łowca wampirów przeszedł już tyle, że nie w jego stylu było prosić się o więcej. Nie miał zamiaru dopuścić aby grupa padła ofiarą psychopaty, który z pewnością w pojedynkę zabiłby każdego z nich. W obskurnej, niegościnnej, zaniedbanej izbie Bastian nie miał zamiaru zostać dłużej niż to było absolutnie konieczne. Kurz, pajęczyny, zaśniedziałe naczynia… Nic nie wskazywało na to, że pobyt w tym lokalu mógłby być dobrze wspominany. Był jednak dach na głową i całkiem niezły wybór. Nazwy trunków i dań były niepokojące. Bastian nie miał zamiaru pić alkoholu zapewne racząc się tylko skromną ilością jadła. Przynajmniej taka była oryginalna wersja, bo tak naprawdę Winckler pozostanie przy swoich zapasach, a cokolwiek podane przez gospodarza ukryje w swoim plecaku kiedy tylko olbrzym zostawi ich aby konsumowali posiłek.

Laura jak zawsze była pełna energii jednak początkowo nie miała pojęcia o odkryciu jakie zapewne nie mogło być aż takim zaskoczeniem dla pozostałych. Manfred, podobnie jak Bastian, dostrzegł ślady krwi na podłodze. Nie omieszkał też odpowiednio tego skomentować nie będąc dalekim od tego co myślał łowca wampirów. Pomysł z wyciągnięciem jakichkolwiek informacji ze stajennego był całkiem niezły. Schmith mogła po cichu sprawdzić pokoje chociaż jeżeli ktoś tam zginął to Winckler wątpił aby znaleźli trupa. Co najwyżej mieli już z nim do czynienia nie daleko od gospody…

- Pójdę z tobą rozmówić się ze stajennym. Patrząc na aparycję gospodarza nie wypada nikomu chodzić samopas. - powiedział Bastian patrząc na Mullera. Łowca nie wspominał o tym, że w duecie mieli większe szanse coś wycisnąć z młodzika.

- Dwie osoby mają szansę więcej dostrzec. - Manfred skinął głową. - [i]No i faktycznie nie wiadomo, jak się zachowa nasz gospodarz w sytuacji sam na sam.

- My w tym czasie spróbujemy zagadać karczmarza, wynająć pokoje i pograć trochę na czas, żeby zaraz nie pobiegł was szukać - powiedziała Greta. - Gdy już siądziemy do kolacji i będzie się wam zdawać, że coś smakuje inaczej, niż powinno, od razu dajcie znać. Ostrożności nigdy za wiele, zwłaszcza w takim miejscu.

- No i z trunkami trzeba uważać - dorzucił Manfred. - Jeśli tak z nóg zwalają, to nie muszą być doprawione muchomorami czy innym paskudztwem - dodał, nie do końca żartując.

- Ech dobra to w nocy zrobię za l-u-n-a-t-y-k-a. - Laura przeliterowała słowo nauczone od jakiegoś nowicjusza, określające osobę co chodzi w śnie. - To co, wszystko ustaliliśmy? Możemy jechać dalej z naszym małym cyrkiem? - Dziewczyna wyszczerzyła zęby w chuligańskim uśmiechu.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172