Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2020, 17:50   #91
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Ver była pewnie równie zaskoczona co jej przyjaciółka. Tego jednak mogły się spodziewać. Louis pracowała w końcu jako stróż prawa, więc inwigilację, szpiegostwo i dochodzenia miała we krwi. Były one wpisane w jej metrykę i stanowiły nieodzowny element kobiety tak samo jak odór w przypadku Strupasa, bądź impulsywność i agresja u Silnego. Wdowa jednak z wieloma ludźmi miała do czynienia. Zarówno za czasów pracy jako portowa dziwka gdy szlajała się po marienburdzkich tawernach jak i aktualnych. Kiedy to jest już poważną obywatelką miejskiej społeczności i nie musi obmacywać się z zapijaczonymi marynarzami cuchnacymi śledziem i tanim grogiem. Takie jednak sytuacje jak ta, w której postawiła ich właścicielka młota zwykle powodują wzrost adrenaliny i ciśnienia. Podobnie więc było i tym razem. Wdówka była na szczęście w nieco bardziej komfortowej sytuacji w porównaniu do swojej przyjaciółki. Nie nakłamała zbytnio przy pierwszym spotkaniu z wytatuowaną blond wojowniczką, nie była więc zmuszona do wymyślania cudacznych historii z nią związanych.

- We własnej osobie. - odparła zgodnie z prawdą. Była spokojna w mowie jak i zachowaniu. Nie zdradzał większych oznak jakichkolwiek emocji. Po prostu nie łgała.

- Jeżeli zaś chodzi o tych kupców. - nie bardzo wiedziała czemu członkini grupy Olega wraca do wymyślonej naprędce tydzień temu historyjki o kontrahentach z głębi lądu. Ver wszak wspominała, że zmyśliła to aby mieć pretekst by móc zbliżyć się do wojowniczej wyznawczyni Sigmara - To miałam wrażenie, że już wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Z resztą… - puściła oko stojącej nad nią kobiecie by dać jej znać, że żartuje. Chciała nieco złagodzić sytuację, która wydawała się być naprawdę napięta. - ...ponoć nie szukasz dodatkowej pracy. - nie oczekiwała, że Louisa załapie dowcip, postanowiła więc doprawić go słodkim uśmieszkiem i przygryzioną zalotnie wargą - Zdaje się, że wiesz o nas więcej niż my same. Natomiast my nie wiemy o tobie prawie nic. Może warto by to zmienić abyśmy wszystkie grały już w otwarte karty, bez niedopowiedzeń i domysłów? Co Ty na to Louiso? - wiedziała, że to dość odważne posunięcie. Zdecydowała się jednak zaryzykować.

- To ja mam wrażenie, że doskonale wiecie z kim macie do czynienia. A ja w gruncie rzeczy nic o was nie wiem. Zaczynając, że skoro ty nie jesteś Katja i nie jesteś kelnerką to nie wiem kim jesteś, czym się zajmujesz i dla kogo pracujesz. A ty skoro nie interesował cię ochroniarz na zmyślone spotkanie z nieistniejącymi kupcami to co cię ściągnęło tutaj? Znacie się? - Louisa nie uśmiechnęła się. Dalej miała chłodną i opanowaną twarz chociaż mówiła dość spokojnie i szybko. Ale wydawała się też nieco podirytowana jak zwykle ludzie mieli w zwyczaju gdy odkrywali, że ktoś był z nimi nieszczery albo coś mataczył. Na koniec wskazała palcem na obie swoje rozmówczynie zadając proste pytanie czy się znają. Łasica zerknęła koso na koleżankę jakby pytała ją niemo co powinny odpowiedzieć.

- A jak myślisz? - nie oczekiwała jednak odpowiedzi na to pytanie - Dość mocno przecież wyróżniasz się spośród tłumu innych kobiet. Przykuwasz tym samym uwagę. Uwagę nie tylko mężczyzn ale i płci pięknej. - ta część wymyślanej na bieżąco bajeczki póki co nie odbiegała od rzeczywistego stanu rzeczy - Podobnie było i w moim przypadku. Już jakiś czas temu dostrzegłam cię kręcącą się po mieście w okolicy kaplicy Sigmara i "Kota". Trochę jednak potrwało nim zebrałam w sobie odwagę. Z resztą sama pewnie jesteś w pełni świadoma, tego iż potrafisz onieśmielić nawet najbardziej władczych mężczyzn zaledwie jednym szybkim spojrzeniem bądź drobnym gestem. Nie wspominając już o delikatnej i subtelnej kobiecie jak ja. Resztą zaś już znasz. Poza tym nasze preferencje nie przez wszystkich ludzi są akceptowane, więc w związku z tym jestem wyjątkowo ostrożna. Ludzie im mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Ja zaś dbam o ich zdrowie. - Versana zdecydowała się nie kłamać. W każdym razie nie w pełni. Tu coś pominęła, tam dopisała w skutek czego wyszła jej całkiem zgrabna i spójna opowiastka. Przynajmniej w jej ocenie. Pytanie tylko czy podejrzliwa łowczyni łyknęła haczyk, by dać się prowadzić jak po sznurku.

- Jeżeli zaś chodzi o tą ślicznotkę obok. - rzuciła spojrzenie na koleżankę siedzącą po prawej. Wzrok wdowy emanował zarówno troską jak i namiętnością. Głos zaś był czuły i opiekuńczy. Podobnie jak wcześniej tak i tym razem ciemnowłosa dama sięgnęła po półprawdę.

- Ja również w tamtym tygodniu spotkałam ją tu po raz pierwszy i nie ukrywam, że wyjątkowo przypadła mi do gustu. Z resztą… - kultystka zrobiła wymowną pauzę - ...z tego co pamiętam to nie tylko mnie. - spojrzała zadziornie na postawniejszą od siebie kobietę stojącą przy stole - Ona zaś po spotkaniu przyznała się mi, iż zasłyszała kim jestem i spytała czy nie byłabym w stanie załatwić jej zatrudnienia, że zapewne znam wpływowych ludzi bądź sama może kogoś poszukuje. - mówiła jak natchniona, jakby ktoś te skrzętne wymówki szeptał jej do ucha - Bogowie natomiast musieli mieć ją w swojej łasce, gdyż ojciec młodej panienki Froyi rozglądał się akurat za dodatkową służbą. Poleciałam więc jej by udała się do ich rezydencji. I tym sposobem. Proszę. O to masz przed sobą świeżo upieczoną służkę na usługach rodziny van Hansenów. - patrzyła prosto w oczy wytatuowanej wojowniczki, by ta nawet na chwilę nie zwątpiła w prawdziwość słów właścicielki kompani handlowej - Sprawdź jeżeli nie wierzysz. - pewność siebie w takich sytuacjach była czymś niezbędnym. Czymś co dodawało prawdziwości nawet największem łgarstwom. W półświatku zwykło się mówić: "Jeżeli złapią cię za rękę to kłam, że to nie twoja ręka". Podobnie było tym razem w przypadku obu kultystek. Obie grały i obie liczyła iż ich karty rozdawać będzie zarówno Tzeentch jak i Wąż.

Twarz blondwłosej wojowniczki pozostawała nieprzenikniona gdy słuchała tych wyjaśnień. I taka pozostała gdy młoda wdowa skończyła mówić. Louisa przez chwilę nie odzywała się. Z Versany przeniosła spojrzenie na jej sąsiadkę. Łasica siedząc jak trusia niemo pokiwała energicznie głową wspierając wersję koleżanki.

- O tak, teraz służę Froyi van Hansem. Uwielbiam służyć. Zwłaszcza tak pięknym kobietom. - szepnęła szybko i cichutko tak, że pewnie tylko one trzy słyszały. Właściwie było to na tyle elastyczne stwierdzenie, że równie dobrze mogło chodzić o nową mocodawczynię Łasicy jak i nie tylko o nią. I jakby chodziło nie tylko o służbę z miotełką do ścierania kurzu.

- Doprawdy? A jak się nazywasz? - Louisa wróciła do pytania o tożsamość Łasicy. Uniosła nieco brew dając znać, że lepiej by doczekała się tej odpowiedzi po dobroci.

- Nadja proszę pani. Nadja Schuster. - Łasica okazywała wszelką wolę do współpracy i przybrała pokorny ton uległej służącej.

- Nadja. Nadja Szuster. I mówisz, że lubisz służyć. - Kruger nieco zmrużyła oczy i sięgnęła po swój kufel grzańca a Łasica posłusznie i gorliwie pokiwała swoją granatowa głową. - I Versana. Versana van Drasen. - blondynka przesunęła od wewnątrz językiem po swojej dolnej wardze jakby się nad czymś zastanawiała. - Dobrze. - pokiwała głową jakby podjęła jakąś decyzję. - Myślę, że możemy kontynuować tą rozmowę na górze. - powiedziała gdy upiła łyk ze swojego kufla i wreszcie się nieco uśmiechnęła. Łasica roześmiała się nie ukrywając swojej ulgi i szybko spojrzała w bok na swoją sąsiadkę.

- Tak, zobaczymy jak potrafisz służyć. - Kruger popatrzyła na tą uległą ślicznotkę w skórzanych spodniach na co ta z ochotą pokiwała głową na zgodę. - A ty… - zawahała się jakby co do Versany jeszcze nie miała wyrobionego zdania albo planu. - Ciebie też będę musiała dokładnie sprawdzić. Dogłębnie nawet bym rzekła. - dodała z uśmiechem nonszalancji. Po czym dopiła swój kufel, wstała i dała znać, że jeszcze przed odwiedzinami w pokoju muszą jeszcze odwiedzić bar.

- Jak dla mnie to łyknęła bajer jak indyk kluseczki. - zaśmiała się pod nosem widząc jak sigmarytka podchodzi do szynkwasu. Tam jak zwykle zamieniła z właścicielem lokalu kilka zdań wręczając mu następnie pękatą sakiewkę. Mężczyzna zaś podobnie jak tydzień temu schował woreczek, wyciągnął księgę, zapisał w niej coś po czym przekazał jej nie za dużych rozmiarów paczkę.

- Nadja? Bardzo ładnie. - kultystka uznała, iż to raczej kolejna rola, w którą wcielać się będzie granatowo włosa ex-kelnereczka niżeli jej prawdziwe imię - W sumie… to tak teraz sobie pomyślałam, że już trochę się znamy a ja wciąż nie wiem jak się naprawdę nazywasz. - życia w konspiracji rządziło się swoimi prawami. Tak było po prostu bezpieczniej. Ci "dobrzy", którzy działali w imię prawdy i prawą. Zbyt często imali się wyjątkowo niegodziwych i "złych" metod po to tylko by wydusić z niejednokrotnie niewinnych ludzi potrzebne im informacje.

- Pogadamy z resztą o tym później. Gdy będziemy już tylko we dwójkę. - femme fatale po raz kolejny nawiązała do swoich planów na dzisiejszy wieczór - Teraz skupmy się jednak lepiej na naszej łowczyni. Zadbajmy o to by nie wyprowadzać jej z błędu tak aby wciąż myślała, że udało się jej nas upolować. My zaś dalej grajmy w tą grę udając bezbronną zwierzynę. - zawsze gdy knuła gdzieś w środku wstrząsał nią wyjątkowo silny i gwałtowny a zarazem przyjemny i podniecający dreszcz. Swą naturą był on w stanie uzależnić nawet najbardziej odporne umysły. Tak zresztą było w przypadku pretendentki do najpiękniejszej damy w mieście. Zupełnie nieświadomie oddawała się jego energii snując coraz to częściej przebiegłe plany mające na celu zmanipulować poszczególnymi jednostkami tak by cała ta misterna gra, której była nieodzownym elementem układała się po jej myśli. Tak w każdym razie się jej wydawało. W rzeczywistość przecież nie miała żadnego wpływu na los, który już dawno został gdzieś zapisany i którego przebieg znała tylko on. Architekt Świata, Wielki Konspirator. Ten, który zmienia drogi i kieruje przeznaczeniem.

- Upijmy się, zaszalejmy a ja na koniec zadam jej kilka. - jasno przedstawiła swoje zamiary - Uprzednio rzecz jasna pokazując jej swój medalik. - położyła dłoń na środku swojej klatki piersiowej. Dokładnie w tym miejscu, w którym spoczywała jej biżuteria i narzędzie pracy w jednym.

- Aaaa i dziś ty stawiasz. - wyrwała się pierwsza chcąc ubiec koleżankę - Dla mnie dzbanek gruszkowego cydru. - dodała - I zbierajmy się lepiej. Nie chcemy chyba by nasza pani komisarz zmieniła zdanie bądź z nadmiaru czasu postanowiła przeanalizować raz jeszcze nasze farmazony. - jej głośny śmiech zanikł gdzieś w tłumie gości, których z każdym pacierzem przybywało. Lokal powoli zaczynał pękać w szwach. Dwie zgrabne kultystki przeciskały się więc pomiędzy swobodnie spędzającą popołudnie świątecznego dnia pijaną gawiedzią. Jedni dopiero zaczynali inni zaś już dawno skończyli przybijając gwoździa na blacie ufajdanej w ich wymiocinach ławy. Większość spośród klientów miała wszak dziś wolne. Nie wszyscy jednak. Dnie jak dzisiejszy były istną żyłą złota dla wszelakiej maści kieszonkowców. Pijany w sztok bądź śpiący przy stole mieszczan stwarzał okazję. Okazję, która właśnie tworzyła złodzieja. Ci więc nie próżnowali, ku ucieszy swojej i niezadowoleniu tych, którzy połapią się zapewne dopiero rano, gdy przyjdzie im wstawać do pracy. Tak to już z resztą było. Jeden musi stracić by inny mógł zyskać. Nic w tym dziwnego i szokującegoo. Po prostu kolejny dzień w mieście.

- Może być Nadja. Lubię to imię. I mam nadzieję, że ona to kupiła. Wystraszyła mnie. Mam nadzieję, że nie powiedziała o nas swojemu szefowi. Albo komuś w bandzie. - Łasica mimo wszystko wydawała się wciąż pod wpływem masy sprzecznych emocji. Z jednej strony ten stres jak przez chwilę Louisa mówiła jakby wiedziała o ich tajemnicy, z drugiej ulga, że jakoś się udało chociaż odepchnąć jej nieufność a z kolejnych radość z tego powodu. No i jeszcze z wolna wracała ekscytacja. Bo przecież wiadomo po co szły do pokoju Kruger. A poprzednią wizytę chyba wszystkie trzy wspominały podobnie. Ale musiały przerwać to pośpieszne szeptanie bo właścicielka młota bojowego wracała właśnie do nich.

- To chyba dola służącej. - oznajmiła Louisa wręczając Łasicy tacę z napitkiem jaki miał im służyć w trakcie lub po tych aktywnościach na jakie się właśnie szykowały.

- Tak proszę pani. - łotrzyca o granatowych włosach znów była posłuszną, uległą służącą. W ten specyficzny sposób co aż prosił się by ją niecnie wykorzystać. Sigmarytka uśmiechnęła się i skinęła głową z zadowolenia. Dała znak by szła pierwsza. Tym razem już wiedziały do którego pokoju. Przeszły tam bez przeszkód. Idąc obok bojowej blondynki Versana zauważyła, że ta bez skrępowania ogląda sobie biodra opięte skórzanymi spodniami jakie wchodziły po schodach parę stopni wyżej. Aż cała trójka dotarła do 5-ki jaką zajmowała Kruger. Tutaj obie kultystki musiały stanąć obok drzwi i mimo wszystko łowczyni czarownic nie miała do nich aż tyle zaufania by pozwolić którejś z nich stanąć za swoimi plecami. Tylko tak by chociaż kątem oka mieć je w zasięgu wzroku. Czy to było kwestią zawodową czy miała co do nich obu jeszcze jakieś podejrzenia to trudno było stwierdzić.

- Połóż to na stole. - gospodyni poleciła służącej i Łasica posłusznie skinęła głową i postawiła tam tacę. W międzyczasie cała trójka znalazła się w pokoju jaki zamknęła Kruger. Obrzuciła jednego i drugiego gościa. Łotrzyca też wydawała się trochę zdenerwowana. Jak wszystkie trzy świetnie wiedziały po co tu przyszły. Ale jednak jeszcze niby było grzecznie i oficjalnie. Wydawało się, że cała trójka odczuwa to rosnące przyjemne napięcie i ekscytację.

- Chodź tu. - Kruger wezwała słowem i gestem kelnerkę. Ta podeszła z miną świadczącą, że trochę nie bardzo wie czego się spodziewać. Popatrzyła pytająco na łowczynię czarownic. Ta była od niej minimalnie wyższa. Chociaż właściwie obie wydawały się podobnej budowy, gibkie i zwinne. Ale nie było wątpliwości, że to to gospodyni tego pokoju ma pozycję i charakter dominujący. Nawet się obie uzupełniały i dopełniały gdy jedna lubiła wydawać polecenia a druga je wykonywać. Zwłaszcza te lubieżne i wyuzdane.

- Do ściany! Łapy i nogi szeroko! Już to chyba znasz. - przez chwilę gdy obie patrzyły na siebie z bliska i ta ekscytacja wydawała się przeskakiwać z oczu jednej do drugiej to sigmarytka wykonała pierwszy ruch. Złapała Łasicę za nadgarstek i wysyczała jej w twarz polecenia.

- Tak proszę pani. - złapana świetnie odgrywała rolę posłusznej i uległej. A może i nie odgrywała. Bez wahania stanęła pod ścianą kładąc dłonie nad głową. I rozszerzając nogi. A nawet z własnej woli wypinając się przez co jej linia jej zgrabnych nóg, bioder i krągłości zrobiła się bardzo apetycznie wyeksponowana.

- Dobrze. - Louisa mruknęła z zadowolenia. I wyglądała na tak samo podekscytowaną jak Łasica. Odgrywały tą samą scenę chociaż każda w innej roli. Kruger stanęła za Łasicą. I bez skrupułów zaczęła ją obszukiwać. Zaczęła od przeczesania palcami jej włosów a następnie jej plecy. W pewnym momencie jej dłonie przesunęły się do przodu, na gorset i dekolt przeszukiwanej. Co ta przywitała cichutkim, ale bardzo przyjemnym dla ucha jęknięciem. A następnym gdy dłonie sigmarytki wróciły na jej plecy i niżej. Jasne dłonie na czarnym, błyszczącym materiale skórzanych spodni stanowiły śliczny kontrast. Zwłaszcza jak zsunęły się gdzieś tam pomiędzy zwieńczenie tych zgrabnych ud co właśnie zaowocowało tym cichym jękiem Łasicy wskazującym, że jej też podoba się takie przeszukiwanie.

- Zdejmuj to! Zobaczymy co masz w środku. Dół też. - Kruger wydała kelnerce krótkie polecenie szarpiąc za jej gorset.

- Dobrze proszę pani. - Łasica bez sprzeciwu odwróciła się trochę bokiem do ściany i posłysznie zaczeła rozsznurowywać swój gorset co jednak musiało chwilę potrwać.

Widok był naprawde apetyczny. Dwie zupełnie różne kobiety, których jedynymi wspólnymi mianownikami była ponadprzeciętna uroda i słabość do płci pięknej zabawiały się na wprost trzeciej podobnej pod kilkoma względami do nich. Ta ostatnia również miała chęć jak i możliwość. Nagle jednak pewna myśl wpadła jej do głowy.

- Eliksir. Szlag. - spadło to na nią niczym grom z jasnego nieba - Po cholerę Łasica to przynosiła a ja się o to upomniałam. Nie ma czasu. Trzeba działać. - starała się na szybko wymyślić jakiś sensowny plan działania. Na szczęście coś zaświtało jej w głowie. Coś co zdawało się mieć ręce i nogi. Coś co jednak niekoniecznie było bezpiecznym rozwiązaniem ale to bez ryzyka nie ma zabawy a kto nie ryzykuje szampana nie pije.

Korzystając z chwilowej nieuwagi sigmarytki, która cała swoja atencję skupiła na obnażającej się pracownicy vam Hansenów. Sprytna wdowa postanowiła również niezauważenie wyskoczyć z fatałaszków. Zrobiła więc dwa małe kroczki w kierunku stołu gdzie stała taca z napitkiem by zejść z kąta widzenia dominującej samicy alfa i w dość pośpiesznych ruchach zaczęła pozbywać się kolejnych warstw ubrań. Plan był prosty. Schować flakon w stercie ubrań. Wcześniej zaś przy odrobinie szczęścia oraz łaski Tzeentcha i Slaneesha miała zamiar doprawić stojące na stole obok niej wino, która następnie chciała wypić wraz z towarzyszącymi jej kobietami. Precyzyjność i dyskrecja nie szły niestety w parze z pośpiechem. Coś lub ktoś jednak pchał ją ku temu.

To, że młoda wdowa podeszła do stołu nie uszło uwadze sigmarytki. Spojrzała za nią ale widząc, że czarnulka zaczyna się rozbierać pokiwała głową z zadowoleniem nie oponując przeciwko takiemu działaniu.

- Tak, tak, ciebie też trzeba sprawdzić. - zaśmiała się kiwając swoją blond głową na znak aprobaty. No ale na szczęście dla zamiarów van Drasen Łasica była znacznie bliżej i potrafiła być bardzo zajmująca jeśli chciała. A zwykle zwykle chciała. A w tej chwili na pewno. Zrzuciła z siebie gorset co przykuło uwagę blondyny i wzięła się za ściąganie skórzanych spodni. Co wcale nie było prostym zadaniem. A i Łasica nie ściągała ich tak zwyczajnie. Tylko kręciła bioderkami zswuając je po kawałku pewnie tylko częściowo dlatego, że skóra trąca o skórę stawiała opór. W końcu schyliła się by ściągnąć je do reszty i posłuszna poleceniom strażniczki na końcu ściągnęła koszulę zostając wreszcie nago. W przeciwieństwie do niej miała znacznie lepszy wgląd na poczynania drugiej kultystki i chyba dojrzała co zamierza Versana. I nie zostawiła jej samej w tych zamiarach.

- Już proszę pani. Czym mogę teraz pani służyć? - zapytała znów tym niewinnie kuszącym głosikiem co dla właścicielki tak ponętnego ciała aż się prosił by ją niecnie wykorzystać. No i Louisa właśnie to miała zamiar zrobić.

- Chcesz mi służyć tak? - zapytała znów skracając odległość gdy przez chwilę syciła tylko oczy nagim ciałem młodej kobiety. Zwłaszcza, że ta gorliwie pokiwała głową.

- Tak proszę pani. Czekałam na to cały tydzień. Nie mogłam się doczekać ponownego spotkania. - zapewniła ją Łasica i być może nawet tutaj nie kłamała ani nie przesadzała nawet. Kruger złapała ją mocno za szczękę unieruchamiając jej głowę jakby chciała jej się lepiej przyjrzeć. I w końcu mocno wpiła jej się w usta. Całując tak brutalnie, że mało który mężczyzna miał takie zwyczaje. Ale Łasica ani się nie wyrywała ani nie wyglądała, że ma coś przeciwko.

- Teraz ty! Chodź tu! - sigmarytka nasyciwszy głód pierwszych żądzy nabrała ochotę by przetestować drugiego gościa. Zwłaszcza jak ta druga już zdążyła się sama rozebrać do stanu w jakim już była jej koleżanka. Ta chwila zwłoki jaką sigmarytka zajmowała się już rozebraną służącą pozwoliła Versanie przygotować pojemnik z eliksirem by schować go w swoje ubrania. Ale nie miała czasu by go użyć gdy wezwała ją łowczyni heretyków.

- Ja? - spytała tak niewinnie i słodko jak tylko potrafiła - Podejść do pani? - zgrywanie głupiutkiej trzpiotki szło jej całkiem dobrze - A dostanę klapsa? Dawno nikt, nie zajął się moją pupą.

- Doprawdy? - Louisa spojrzała z zainteresowaniem na podchodzącą nagą czarnulkę. Uśmiechnęła się półgębkiem wodząc bez żenady po jej smukłej sylwetce. Gdy nagle uśmiech zamarł na jej twarzy a wzrok znieruchomiał.

- A co to jest? Nie miałaś tego tydzień temu. - zapytała wskazując na nowy tatuaż węża na kroczu młodej wdowy. Jeszcze rzuciła okiem na ten sam detal anatomii Łasicy no ale nawet na pierwszy rzut oka było widać, że tatuaże są jak nie identyczne to bardzo podobne. Ten sam wizerunek częściowo zwiniętego węża z uniesionym łbem i hipnotycznymi oczami. Sądząc po rozszerzonych oczach Łasicy ta kompletnie zapomniała o tym nowym detalu przyjaciółki. No ale jak łowczyni heretyków pierwszy raz widziała nagą Versanę od zeszłego tygodnia to nie mogła przegapić tej różnicy jaka biła po oczach.

- Nie miałam, nie miałam. - powtórzyła jeszcze ubranej towarzyszce cielesnych uciech - A nie ładny? Postanowiłam w ten sposób uczcić i upamiętnić nasze ostatnie spotkanie. Myślałam, że się wam spodoba. Teraz już wszystkie mamy jakiś malunek na ciele. Hmmm… Chociaż nie wszystkie ten sam. - dość wymownie spojrzała na lustrującą ją kochanice.

Louisa patrzyła uważnie, może nawet podejrzliwie na wytatuowane podbrzusza swoich przygodnych kochanek. Patrzyła na ich twarze jakby doszukiwała się tam nie wiadomo czego. Chwilę zwłoki wykorzystała Łasica która wślizgnęła się zwinnie w sytuację jak zwierzę od jakiego wzięła przezwisko.

- Jest śliczny! - powiedziała w zachwycie i możliwe, że znów nie był to udawany zachwyt. Podeszła do koleżanki i uklękła przed nią jakby chciała obejrzeć ten nowy tatuaż z bliska. - Prześliczny! Mogłabym go oglądać cały czas. I całować, pieścić i wielbić, oddawać mu cześć i hołd. - mruczała coraz ciszej i bardziej kusząco jakby te ślepia wytatuowanego węża naprawdę miały jakiś hipnotyczny urok. I aby nie być gołosłowną złożyła pocałunek na główce tego węża zamykając przy tym oczy jak przy pocałunku z najdroższym kochankiem. Następnie pocałowała go ponownie ale tym razem już unosząc nieco głowę by spojrzeć na twarz stojącej nad nią właścicielki węża.

- I dlatego zrobiłaś sobie taki sam tatuaż? - sigmarytka wydawała się skonsternowana pomysłem, że ktoś z takiego powodu mógłby sobie zrobić tatuaż. I to w tak niecodziennym miejscu. A może zachowaniem Łasicy. Bo wyglądało jakby naprawdę oddawała cześć wężowi. Aż było w tym coś takiego, że włoski stawały dęba na karku.

- Nieważne. Róbcie swoje. Zabawcie mnie. - gospodyni tego pokoju dość szybko wróciła do tego po co tu przyszły. Cofnęła się ze dwa kroki aby mieć lepszy widok i dała znać, że para gości na razie ma ją zaspokoić jakimś ciekawym widowiskiem. Łasica chyba nie miała nic przeciwko bo podniosła głowę do góry i posłała Versanie wesoły, łobuzerski uśmiech.

Wdówka tylko lekko uniosła nogę opierając stopę o taboret opodal. Gest ten był dość jednoznaczny. Tak samo jak jej spojrzenie. Reakcja Łasicy była niemalże natychmiastowy. Przyssała się do łona koleżanki jak spragniony człowiek do butelki. Całowała, lizała i pieściła palcami. Była niegrzeczna. Bardzo niegrzeczna ale i posłuszna. Było jej z tym do twarzy. Miała długi i szorstki język, który z łatwością doprowadził Versane do pierwszej dzisiejszego dnia ekstazy. Soki płynęły po drżących nogach owdowiałej damy cienkim strumieniem, napawając wyznawczynie Slaneescha radoscią i satysfakcja. Dostała to czego chciała. Jej przyjaciółka za to nie miała powodów do narzekań. Wzbudziło to jednak jej apetyt na więcej. Łotrzyca miała swoje sposoby na to by zadowolić przyjaciółkę w tak szybkim czasie. Posiadała również ten niewytłumaczalny magnetyzm, który nie pozwalał przejść obok niej obojętnie a po wpadnięciu w jej objęcia wydostać się z nich mimo czasami najszczerszych chęci. Właścicielka kompani nigdzie jednak nie zamierzała się wybierać. Było jej dobrze tu i teraz.

Przyszła jednak pora na to by zrewanżować się klęczącej przed nią koleżance, która ponownie odchyliła głowę ocierając usta dłonią. Versana postanowiła wykorzystać fakt iż wciąż trzymała gęste włosy swojej koleżanki. Pociągnęła więc za nie mocniej tak by zmusić ją do przyjęcia pozycji, w której jej tylne wdzięki prezentowały się wyjątkowo apetycznie. Apetyt zaś wyjątkowy dziś sprzyjał właścicielce kompani. Zapominając więc o etyce i zasadach dobrego wychowania, przystąpiła do posiłku. Była łapczywa jednak nienachalna. Dawkowała przyjemność porcjami w miarę rozwoju sytuacji. Zależało jej zarazem na zrewanżowaniu się jej ślicznej przyjaciółce jak i na narobieniu chęci tej póki co obserwującej łowczyni.

Łasica okazała się bardzo wdzięczną i niezawodną kochanką. Taką co potrafiła elastycznie reagować na manewry i potrzeby drugiej strony. Dlatego chociaż w pierwszej chwili wydawało się, że ruch koleżanki na tą zamianę ról i pozycji ją zaskoczył to szybko odnalazła się w tej zamianie. Jej ruchy bioder, zaciskanie palców na drewnianej ścianie aż powstawały cienkie zadrapania i zduszone jęki jakie wydawała poddając się zabiegom koleżanki sprawiały, że wydawała się jeszcze bardziej zachęcająca i apetyczna. Aż też doszła do momentu szczytowego tej serwowanej przyjemności co dało się poznać po serii niekontrolowanych jęków i spazmów jakie przeszły przez jej ciało. Jeszcze wciąż dysząc odwróciła się znów przodem do swojej siostry w wierze i uśmiechnęła się do niej błogim uśmiechem spełnienia.

- Oh, Ves… - zamruczała zachwycona. I niespodziewanie opadła na kolana zrównując się z nią po czym wpiła się w jej usta tak gwałtownie i zachłannie, że szefowa kampani handlowej straciła równowagę i upadła plecami na podłogę. Poczuła więc pod sobą chłodne, twarde deski podłogi a nad sobą gorące, jędrne ciało które dosłownie do niej lgnęło.

- Oh, Ves, jesteś najlepsza! Jesteś moją jedyną, prawdziwą panią! Pozwól mi sobie służyć! Jesteś najpiękniejsza i najcudowniejsza! - mamrotała jak w jakimś amoku gdy na przemian mówiła i całowała usta i twarz swojej siostry w wierze. Była tak zajmująca, że pojawienie się nad nimi tej trzeciej która niby gdzieś tu była ledwo krok czy dwa od nich było dosć zaskakujące.

- Nieźle, naprawdę nieźle… Chyba obie lubicie pracować ustami co? W takim razie… - obie kultystki jakoś przegapiły ten moment ale odkryły teraz, że sigmarytka się chociaż częściowo rozebrała. Dokładniej to spodnie i buty. Więc chociaż górę tego specyficznego habitu miała na sobie to dół już wyglądał znacznie bardziej interesująco. Zwłaszcza gdy tak jak obie leżące na podłodze kultystki mogły go podziwiać od dołu. Louisa wsunęła swoją stopę pomiędzy ich twarze by dać do zrozumienia jakiej pracy ustami od nich oczekuje. Versany od spodu a Łasicy od wierzchu.

- Oczywiście. - zaśmiała się łotrzyca przystępując chętnie do kolejnego etapu tej zabawy. Złożyła pierwszy pocałunek na stopie sigmarytki a potem bez skrępowania zaczęła pracować ustami co jakiś czas zahaczając spojrzeniem o twarz kochanki jaka była ledwo o centymetry od jej twarzy.

Leżąca na podłodze Versana postanowiła pozostawić więc stopę Louisy pod opieką kochanki. Sama zaś zgrabnie osunęła się w dół czując pod plecami chłód i wilgoć leciwych już desek robiących w tym przybytku za podłogę. Teraz to łono przyjaciółki było dla niej sufitem zawieszonym tuż nad czubkiem jej nosa. Złapała więc obiema rękoma mocno wypięte pośladki Łasicy, przybliżając tym samym swoje usta i język do miejsca, które chwilę wcześniej pieściła i lizała. Bardowie widząc to zapewne mogliby stworzyć niezliczoną ilość pieśni mówiących o trzech zabawiających się kobietach w wynajmowanej ponad głowami karczemnych gości izbie. Poematy te nabrałyby jednak smaczku dopiero wtedy gdyby autorzy poznali prawdę o pochodzeniu i zamiarach całej trójki. Ta wiedza jednak była dana tylko dwóm ciemnowłosym damą. Znajdującym się aktualnie na poziomie parkietu. Same może jeszcze nie zdawały sobie z tego faktu sprawy ale cała ta zawiłość wzmagała w nich jeszcze większe pożądanie i namiętność. W głowie Versany kotłowały się ze sobą tylko dwie myśli. Jedna opiewała wokół uroków pozostałej dwójki i ekscytacji płynącej ze wspólnego baraszkowania. Druga zaś odnosiła się bezpośrednio do Slaanesha i Tzeentcha wielbiąc ich potęgę i chwałę. Aktywny udział blondwłosej wojowniczki wyraźnie pobudził i podniecił siedzącą na wdowiej twarzy kobietę, która to z coraz większą częstotliwością i siłą kręciła i dociskała swe biodra do ust Versany. Ta zaś ponownie poczuła serię dreszczy wstrząsających ciałem łotrzycy oraz słodycz jej soków.

Obie kultystki znów pogrążyły się we wzajemnym braniu i dawaniu sobie rozkoszy. Więc zwłaszcza punkt widzenia Versany był mocno ograniczony do ud koleżanki i ich zwieńczenia nad sobą. Dlatego znów pojawienie się tej trzeciej było dla niej dość zaskakujące. A nagle te uda Łasicy i jej wizerunek wytatuowanego węża zniknął a w zamian pojawiły się dwie, smukłe, silne kobiece nogi gdy Kruger stanęła nad jej głową. Więc jej zwieńczenie tych smukłych ud wydawało się z poziomu podłogi niesamowicie wysoko.

- Ty chyba lubisz mieć coś w buzi… - powiedziała do niej zawieszona na niesamowitych wysokościach głowa okolona blond czupryną. Ale zaraz zaczęła się obniżać. Obniżała się aż sigmarytka właściwie siadła na twarzy młodej wdowy zajmując miejsce Łasicy. A chociaż van Drasen straciła z oczu swoją koleżankę to dalej ją czuła. Jak jej usta i dłonie lądują na jej udach i podbrzuszu zapewniając nową porcję kobiecej przyjemności.

Wdowa nie zdążyła nawet odpowiedzieć. Niezwłocznie przystąpiła za to do zadawalania kolejnej z kobiet. Soki tej drugiej smakowały inaczej. Przypadły jednak do gustu zlizującej je brunetce. Wkładała w to wszystko tyle samo serca co w przypadku poprzedniczki. Język kręciła kółka. Poruszał się raz w góry a raz w dół oraz zanurzał w środku. Wszystkie te ruchy sprawiały zaś wielką przyjemność podziaranej łowczyni, która na każdy z osobna reagowała spontanicznymi jęknięciami i piskami przytrzymując od czasu do czasu głowę Versany. Ta zaś wykorzystując całe swoje zdobyte do tej pory doświadczenie starała się wykorzystać tak by dać sigmarytce jak największą przyjemność.

Słodka woń seksu mieszała się ze słonym zapachem potu, którym cała trójka była wręcz zalana. Kobiety leżały w poprzek łóżka jedna obok drugiej, ciężko oddychając i wpatrując się w sufit. Na ich twarzach rysowały się błogość i satysfakcja. Nie było w tym nic dziwnego. Wszak sceny do których tu dochodziło potrafiłby wprowadzić w zakłopotanie nawet największych zbereźników i bywalców domów publicznych. Takie chwile jak ta zsyłał na śmiertelników zapewne sam Pan Rozpusty pozostawiając gdzieś w głębi ich dusz zarazem niezaspokojenie jak i apetyt na jeszcze więcej. To właśnie jego zamiarem było to aby marzenie z czasem zmieniło się tęsknotę a ona w pragnienie tak by finalnie stać się nałogiem i nieodzownym elementem egzystencji, wypełniającym każdą wolną myśl i wykonywaną czynność. Z miejsca, w którym znajdowały się obie kultystki nie było już powrotu, zaś ich wytatuowana koleżanka była na najlepszej drodze by do nich dołączyć w tej ociekającej seksem i perwersyjnością tułaczce.

Koniec spotkania wyglądał bardzo podobnie do tego sprzed tygodnia. Gospodyni pośpieszyła obie posiadaczki wężowego tatuażu do wyjścia, wyznaczając im termin kolejnego spotkania. Nie wyglądała na taką, która przyjmowała sprzeciw. Na szczęście obie siostry nie miały zamiaru ani prostestować, ani zgłaszać skarg. Coś co odróżniało jednak ten końcowy etap spotkania to fakt iż pożegnanie było jednak nieco czulsze niż to ostatnie. Zdradzało jakby ciut więcej emocji niż czysty, fizyczny i zwierzęcy pociąg. Ten niuans zaś nie uszedł uwadze ciemnowłosym intrygantką, dając im znak iż ich nieświadoma niczego zdobycz coraz bardziej wciąga się w tą grę zwaną pożądaniem.

Versana odczuwała pewien zawód. Nie udało się jej wszak zahipnotyzować właścicielki młota. Nie było jednak ku temu nadarzającej się okazji a rozpłakiwanie nad tym nie miało najmniejszego sensu. Trzeba było po prostu spróbować w trakcie kolejnej randki. Wtedy może to bogowie uśmiechnął się i okażą względem niej więcej łaski. Niezbadane są wszak drogi, które układa sam Tzeentch.

- Niezła heca z tym flakonem. O mały włos i byśmy siedziały w gównie po uszy. - brunetka zagaiła gdy obie już były na schodach z dala od wynajmowanej przez łowczynię izby. Karczma zdawała się jednak żyć swoim życiem. Frekwencja dopisywała. Ciężko było przepchnąć się do kibla a gdzie dopiero znaleźć wolne miejsce przy stole. Kultystki jednak nie miały zamiaru kontynuować zabawy w tym lokalu. Ich celem było odnalezienie kapitan Rosy przy okazji odwiedzania przyportowych tawern. Wpierw jednak wizyta u Bydlaka. Nie mogły jednak zawitać na pokładzie krypy z pustymi rękoma. Pokierowały więc swoje kroki w stronę karczmarza będącego w zmowie z Louisa, by nabyć u niego trochę mięsiwa dla psiny i butelkę grogu dla siebie, którą miały zamiar spożytkować wraz z kapitanem "Adel".

Gdy wyszły na zewnątrz okazało się że popołudnie chyli się ku końcowi. Słomce leniwie wisiało już nad horyzontem, zwiastując nastanie ciemności. Wiatr zaś wiał na tyle mocno, że śnieg leżący na drodze wzbijał się w powietrze tworząc niemałą zawieruchę.

- Masz siłę na więcej? - wdowa zapytała swej towarzyszki gdy szły pustą uliczką pomiędzy dwoma opustoszałymi kamienicami. - O chęci nie pytam, bo i tak znam odpowiedź.



---

Mecha 25

- Blef wobec Louisy; Versana OGŁ 65+20=85 vs Louisa INT 40-5=35; rzut: Kostnica 26 > 74 = sp.suk > pełne przekonanie
 
Pieczar jest offline  
Stary 17-10-2020, 06:50   #92
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.16; Festag (8/8); południe

Cyrulik był pewien, że Bydlak pamięta jego zapach gdy opatrywał go poprzedniego dnia. Gdyby tak nie było to pewnie dzisiaj nie byłby nadal w jednym kawałku. Nie nawiązywał kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem. Tyle wiedział o drapieżnikach, że mogą to potraktować jak prowokację. Spokojnym głosem komentował każdą swoją czynność jakby opisywał ją skrybie. Słowa nie były skierowane do Kurta. Chciał żeby ogar przyzwyczaił się do jego głosu.
- Skąd on się wziął? - zapytał nieco głośniej aby słowa dotarły do marynarza.
- Łasica go przytargała parę dni temu. Pomogła mi go wnieść tutaj. - mruknął stary bosman oszczędnie mówiąc jak klatkę z żywym ogarem tej wielkości wnosili na pokład. Nawet na dwie osoby to się nie zapowiadało na łatwą robotę. Ale kuternoga coś się nad tym nie rozwodził.

- To czyją jest własnością? - cyrulik był wyraźnie zaintrygowany.
- Versany. Starszy zgodził się by tu został póki co. - wilk morski lekko wzruszył ramionami spoglądając na zwierzaka w klatce. Ten na razie położył łeb na dnie klatki ale łypał na nich swoimi ślepiami.

A zatem Versana używała go do walk na arenie. Sądząc po jego obrażeniach nie można było dojść do innego wniosku.
- Co mu dajesz do jedzenia?

- Wodę i ryby. Versana mu zostawiła wczoraj trochę chabaniny ale już niewiele zostało. Apetyt mu wraca. - marynarz pewnie dawał zwierzakowi coś co i sam jadał podobnego. Ryby we wszelkiej formie i postaci były chyba najpopularniejszym mięsem do spożycia w portowym mieście. Wody też było pod dostatkiem.

- Nie szkoda ci go? Następnym razem razem Versana może postawić go do walki z czymś czemu nie da rady - spróbował wyciągnąć od Kurta jego opinię na ten temat. Sam przy tym z zainteresowaniem badał anatomię zwierzęcia i analizował funkcjonowanie i sprawność podwójnej głowy.

- To nie mój pies. - Kurt skwitował te uwagi wzruszeniem ramion jakby na znak, że nic mu do czyjejś własności którą tylko chwilowo dogląda. - A to chyba jej nowa zabawka. Kupiła go niedawno. - brodaty marynarz pokręcił głową jakby detale relacji Versany i Bydlaka nie bardzo były mu znane. Albo nie bardzo chciał się nad tym rozwodzić. - To co? Będziesz coś mu robił dzisiaj? - zapytał jakby przypomniał sobie dlaczego obaj się tu znaleźli.

- Spróbuję - odparł cyrulik przesuwając dłoń do krat tak, żeby bydlak mógł ją powąchać, ale nie na tyle, żeby złapać zębami. Bacznie obserwował pysk i warki psa. Był gotów na warknięcie czy odsłonięcie zębów zabrać dłoń poza jego zasięg.

Widząc zbliżającego się człowieka a nawet jego dłoń ogar podniósł swój rozdwojony łeb i zaczął warczeć ostrzegawczo. A gdy dłoń zbliżyła się jeszcze bardziej obnażył kły okazując determinację w unikaniu kontaktu.

- Nie wiem jak go podejść. Możesz mu dać kawałek ryby. Ja mu rzucam inaczej też na mnie warczy. Ale to nic nie da bo jak chcesz mu obejrzeć rany to za krótko. Trzeba by go jakoś uśpić. Wódki mu dać czy co. Albo dać sobie spokój. Teraz już chyba nie zdechnie. Chyba, że syfa dostanie. - widząc, reakcję ogara bosman pozwolił sobie na komentarz. Nie był cyrulikiem, ale miał sporo racji. Pies wydobrzał na tyle, że raczej już nie powinien paść. Najwyżej wolniej będzie wracał do pełni sił. Jedyne co mu mogło zagrażać to zakażenie ran. To ryzyko można było zmniejszyć przemywając rany no ale aby to zrobić trzeba było się do nich dostać na co ogar wyraźnie nie zdradzał ochoty.

Sterben popatrzył krytycznie na ogara.
- Co go nie zabije to go wzmocni - skomentował jednocześnie wypowiedź Kurta i reakcję zwierzęcia. Zresztą takie podejście było również zgodne z dogmatami jego wyznania. - Faktycznie nie sprawia wrażenia umierającego. No to nic tu po mnie. - wstał i otarł dłonie o ubranie.
- A właśnie. Kojarzysz Floriana Wernera? - Sterben odwrócił się wpół kroku. - To oficer jednego z zimujących tutaj statków.

- Florian Werner? - kuternoga pokiwał głową na znak, że przyjmuje do wiadomości decyzję młodszego kolegi względem psa Versany. Za to zastanowił się dłużej nad nazwiskiem o jakim pytał. Powtórzył je i szukał czegoś w pamięci. - Nie kojarzę. A z jakiego statku? - zapytał jakby liczył, że nawet jak nie po samym nazwisku to może po statku do jakiego miał należeć ten oficer da radę coś sobie przypomnieć.

- Nie mam pojęcia - Sebastian wzruszył ramionami i uśmiechnął się bezradnie. - Młody, przystojny, blondyn, włosy nosi związane w kucyk. Jest łasy na pieniądze i lubi hazard.

- Nie kojarzę. Zwłaszcza tych młodych i przystojnych. Zapytaj Łasicy może ona go kojarzy jak taki przystojny i z portu. Albo możesz zapytać w “Trzech żaglach”. Tam się sporo gra za duże stawki. Albo jeszcze w “Czerwonej sukience”. To burdel. Ale oficerski. Byle kogo nie wpuszczają. Tam też podobno nie tylko na dziewczynki się chodzi. - stary bosman wzruszył ramionami. Mówił wolno zastanawiając się nad tym tematem. W końcu nie znał każdego kapitana, oficera i marynarza w tym porcie. Ale jednak coś podpowiedzieć mógł.

- Jesteś dla mnie skarbnicą wiedzy. Nawet jak nie znasz odpowiedzi na pytanie to zawsze pchniesz mnie w odpowiednim kierunku - pochwalił go Sterben i skłonił się lekko. Nie był do końca szczery w tym co powiedział, ale Kurt na pewno nie często słyszał coś takiego. Pochlebstwa go nic go nie kosztowały, ale mogły owocować na przyszłość.

Kurt przyjął pochwałę spokojnie i w milczeniu. Wskazał na klatkę z Bydlakiem. - To skończyłeś już z nim? - zapytał jakby oczekiwał, że skoro cyrulik dał sobie spokój z próbami badania i leczenia ogara to nie ma co dłużej stać w tej kajucie.

- Nie będę bez potrzeby ryzykował utraty kończyn. Nic tu po mnie. Będę się zbierał. Jeśli zobaczysz się z Versaną możesz jej przekazać, że obejrzałem go i nie stwierdziłem niczego niepokojącego.

- Dobra. - bosman skinął głową, zamknął drzwi kajuty i obaj zaczęli drogę powrotną korytarzem pełnym skrzypiących dźwięków naprężanego drewna i następnie po schodach na pokład gdzie dął ten silny wiatr tworzący zamieć.

2519.I.16; Festag (8/8); popołudnie

Sterben czuł duży niedosyt z powodu braku współpracy ze strony ogara. Wszystko co zabrał ze sobą musiał teraz nieść z powrotem. Nagle olśniła go pewna myśl. Dzień jest jeszcze młody. Mógłby przecież iść do węglarzy i badać norsmenkę. Niewiele się zastanawiając ruszył w kierunku bramy miasta.

Sebastian co prawda nie był nigdy pod wskazanym adresem więc nie bardzo wiedział czego i kogo się spodziewać. Ale Versana dość dobrze wytłumaczyła mu gdzie to jest. Kojarzył samą ulicę chociaż właśnie nie sam adres. Śnieg wzbijany silnym wiatrem w twarz wcale nie ułatwiał obserwacji. Trzeba było mrużyć oczy i mocno ograniczało to widok, zwłaszcza w dalszej perspektywie. No a sam dom nie był ani urzędem ani karczmą więc widać było z zewnątrz zwykłe drzwi. Podobne do wielu innych na tej ulicy. Więc gdy w nie zapukał to tak do końca nie był pewny czy to akurat te drzwi czy któreś z sąsiednich. Przez chwilę nic się nie działo. Przez dłuższą chwilę. W końcu jednak klapka wizjera nagle odsunęła się i widać było kawałek oka po drugiej stronie jakie spoczęło na gościu.

- Co chcesz? - zapytał jakiś męski głos wcale nie sympatycznie. A nawet podejrzliwie.

- Cyrulikiem jestem. Podobno macie u siebie kogoś w ciężkim stanie. Pewna kobieta mnie opłaciła, żebym na nią rzucił oko - Sterben odpowiedział podobnym tonem. W jego głosie można było wyczuć niechęć jakby robił coś na co nie ma wcale ochoty.

- Jaka kobieta? - facet po wewnętrznej stronie drzwi nadal przejawiał ograniczone zaufanie do obcego na zewnątrz. Zapytał prawie od razu domagając się dokładniejszych referencji.

- Jak nie macie nikogo, kto potrzebuje cyrulika, to tym lepiej dla mnie. Ja pieniądze już dostałem - powiedział nieco weselszym tonem i zaczął się powoli odwracać z zamiarem odejścia od drzwi.

Odwrócił się, zrobił krok, i kolejny, i nawet kilka gdy śnieg skrzypiał mu pod butami gdy usłyszał za sobą skobel otwieranych drzwi. Stał w nich jakiś obcy facet którego pierwszy raz widział na oczy. Miał na sobie jakieś znoszone, szarobure ubranie świadczące, że żyje z pracy własnych rąk. - Kto cię przysłał? - zawołał za nim nie mogąc pozbyć się podejrzliwości. Pewnie dlatego szybko też zlustrował obie strony ulicy czy nie ma tu kogoś zaczajonego. Ale nie było.

- A ma to jakieś znaczenie? - Sebastian odwrócił się na głos otwieranych drzwi. - Zapłacono mi za usługę. Nie pytam też o wasze imię, bo nijak przez to szczęśliwszy się nie stanę - powiedział wymijająco licząc, że ukróci to dopytywanie o Versanę.

- Jakby nie miało to bym nie pytał. - zauważył oschle gospodarz stojący w drzwiach. Nadal zdawał się być niechętny obcemu jakby podejrzewał go o nie wiadomo co.

- Jak ktoś jest głodny to nie pyta skąd jest jedzenie, a ja akurat wiem co to znaczy być głodnym. Jak ktoś mi daje pieniądze to nie pytam skąd je ma. Jak ty pytasz kto przysłał cyrulika to znaczy, że tak bardzo ci nie jest potrzebny - rzucił zirytowanym tonem Sterben, ponownie zbierając się do odejścia.

- Nie znam cię. Nie wiem kim jesteś i czego tu chcesz. Nie chcesz powiedzieć kim jesteś ani kto cię przysłał. Nawet nie wiem czy jesteś cyrulikiem. Może chcesz wejść i mnie okraść? - gospodarz przedstawił po krótce skrót swoich wątpliwości. Rzeczywiście po samej twarzy trudno było rozpoznać czym się kto zajmuje. A ubrany w zimowy zestaw Sebastian niewiele poza swoją twarzą pokazywał. A ta była dla gospodarza tak samo obca jak ta dla niego. I raczej nie zdarzało się by obcy zamawiali usługi cyrulika dla obcych i to wysyłając ich pod obcy adres. Cyrulicy zwykle też nie ukrywali swojej tożsamości, wręcz przeciwnie. Więc zaskoczenie i nieufność gospodarza nie była tak całkiem nie na miejscu.

- Przecież powiedziałem, że jestem cyrulikiem. Ja ciebie też nie znam, ale z tego co wiem to mamy wspólnego znajomego. Jeśli jednak się mylę i imię Strupas nic ci nie mówi, to nie pozostaje mi nic innego jak ruszać w drogę powrotną - cyrulik czekał na reakcję tamtego.

- Strupas? Znasz Strupasa? - gospodarz widocznie się zdziwił i pytał jakby znał garbusa. I sądząc po minie młodzian przed jego drzwiami jakoś nie bardzo mu się wpisywał w krąg znajomych garbatego śmierdziela.

- A powiedzieć to ja mogę, że jestem synem elektora. Coś ty za jeden? - mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami na znak co może znaczyć słowo obcego nie poparte niczym więcej. Wydawał się być wciąż nieufny a może i zaintrygowany kim jest ten nieproszony gość co tak uparcie nie chce zdradzić swojej tożsamości.

- To ja jestem jego córką - cyrulik wskoczył na ten sam poziom sarkazmu. - Sterben się nazywam i założę się, że nic ci moje nazwisko i tak nie powiedziało. Znam Strupasa i wiem, kogo do miasta przyprowadził. A jesteś pewien, że chcesz sobie tak tutaj o niej na ulicy gadać? Jak nie chcesz to albo mnie wpuść, albo się żegnamy i idę do domu.

Gospodarz wpatrywał się chwilę w zamiataną wiatrem ulicę i stojącą postać o kilka kroków od otwartych drzwi. - Dobra właź. - zdecydował w końcu po chwili milczenia. Odsunął się od drzwi by młodzieniec mógł wejść do środka.

Sebastian podszedł do przodu i otrzepał buty. Przeszedł przez próg i zaczął rozpinać kożuch. Ściągnął go powiesił na kołku na ścianie. Odwrócił się w stronę gospodarza i pokazał się w całej okazałości.
- Gdzie ona jest? - zapytał bezceremonialnie.

- Tędy. - gospodarz przypatrywał się bez słowa gościowi i temu trudno było coś z tego wyczytać. Może zastanawiał się czy dobrze zrobił, że go wpuścił i czy przypadkiem nie powinien go jeszcze wystawić z powrotem na zewnątrz. Ostatecznie wskazał jednak na jakieś drzwi i ruszył za swoim gościem. A gdy ten przeszedł przez wskazane drzwi znalazł się w izbie mieszkalnej. Takiej typowej ze stołem na środku i kredensem pod ścianą. Przy tym stole siedział jeszcze jakiś jeden mężczyzna. W kwiecie wieku i trochę chuderlawy.

- Kto to? - zapytał swojego kolegi widząc nowo przybyłego. Obdarzył go uważnym i nieufnym spojrzeniem.

- Mówi, że jakiś Sterben. Cyrulik mówi. Od Strupasa mówi. - ten co przyprowadził Sebastiana przekazał koledze co się od niego dowiedział.

- Od Strupasa? Nie kojarzę by wspominał o kimś takim. - ten przy stole zmarszczył swoje brwi by dać znać, że chociaż garbusa kojarzy to nie tego nowego co tu przyszedł.

- Też u to powiedziałem. - odźwierny rozłożył ramiona widząc, że kolega widocznie rozumuje podobnie do niego.

- A czego tu chcesz kolego Sterben? - ten za stołem złożył dłonie na blacie i popatrzył na młodzieńca pytająco.

- Mówi, że przyszedł zobaczyć tą naszą. Jakaś kobieta go przysłała. - ten pierwszy co stał obok Sebastiana znów streścił część wcześniejszej rozmowy w drzwiach.

- To Strupas czy kobieta? Jaka kobieta? - zapytał ten za stołem ale jego kolega tylko wzruszył ramionami więc czekał na odpowiedź od samego gościa.

- Kobieta zapłaciła - poprawił Sebastian - Strupas przecież, by nie miał z czego zafundować cyrulika. Ja tam nie będę wnikał w ich relacje. Jego możecie zapytać kim ona konkretnie jest. Wiem jak wyglądała. Ciemne włosy, dobre ubranie, atrakcyjna. - balansował na granicy kłamstwa.

- To te dwie co tu były. Trzeba się z nimi rozmówić co nam tu gości wysyłają bez uzgadniania z nami. - prychnął zirytowanym tonem ten co siedział za stołem. Ten drugi pokiwał głową zgadzając się z nim.

- To co z nim? - zapytał wskazując na młodszego od siebie mężczyznę. Ten co wydawał się bardziej decyzyjny przyjrzał się uważnie młodzianowi.

- Cyrulik? Cyrulicy zwykle mają torbę z tym całym swoim żelastwem. Masz coś takiego? - zapytał patrząc na torbę jaką dźwigał młody gość no ale nie było widać co jest w środku. Ale narzędzia cyrulików były dość charakterystyczne nawet dla laików co mogło niejako potwierdzić profesję przysłanego tutaj gościa.

Sterben otworzył klapę torby i pokazał co jest wewnątrz.
- Nie wiem o kogo mnie nadal podejrzewacie, ale jestem cyrulikiem. Zna mnie każdy w dzielnicy przy wschodnim zewnętrznym murze murze.

- Nie każdy. - mruknął gospodarz zaglądając do środka torby. Przyglądał się chwilę zawartości oceniając co tam się znajduje po czym spojrzał na właściciela. - Zaprowadź go do niej. - powiedział do tego co otwarł drzwi Sebastianowi. Ten skinął głową i potem skinął głową na gościa by ten znów szedł za nim. Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia które musiało być sypialnią. W nim na łóżku leżała młoda kobieta.

- Nawet nie myśl, że cię spuszczę z oka. - mruknął odźwierny dając znać, cyrulikowi, że może zająć się poszkodowaną. Ta wyglądała blado ale była przytomna. Zapytała coś krótko chyba po kislevsku a mężczyzna coś jej równie krótko odpowiedział. Co chwilowo ucięło dalsze dyskusje.

Norma była w podobnym, ale gorszym stanie niż eunuch Versany. Sebastian wyciągnął z torby maść, której użył na Kornasie i odkręcił wieczko. Charakterystyczny zapach rozniósł się po pomieszczeniu. Nieufny węglarz przestąpił z nogi na nogę, ale na razie nie interweniował. Sterben obmacał jej kończyny w poszukiwaniu złamań, na potem przeszedł do głowy i korpusu. Reakcje dziewczyny pokazywały, że nie nawykła do takiego traktowania.

- Powiedz jej, żeby ściągnęła koszulę - Sebastian rzucił do mężczyzny przy drzwiach. Widząc, że ten otwiera już usta żeby coś głupiego odpowiedzieć, odezwał się znowu. - Może mieć złamane żebra albo obtłuczone organy wewnętrzne - spojrzenie cyrulika było twarde co spowodowało, że węglarz odezwał się coś po kislewsku do dziewczyny i odwrócił wzrok na bok, ale łypał na nich ci kilka sekund. Norma z pomocą cyrulika podniosła się do siadu i z syknięciami bólu próbowała ściągnąć koszulę przez głowę. Robiła to bardzo nieporadnie. Sterben pomógł jej i ponownie ułożył na łóżku. Patrzyła na niego z zaciekawieniem jak wodził dłońmi po jej ciele. Kilka razy zaciskała zęby, ale nie odzywała się. Poziom jej wstydliwości oceniał na poziomie dziwek, z którymi miał już do czynienia. W jej przypadku wynikało to raczej z braku wstydu względem swojego ciała, a nie przyzwyczajenie do pokazywania się nago. Za to jej budowa była dla cyrulika fascynująca. Do tej pory nie miał okazji badać tak dobrze umięśnionej kobiety. Jego twarz musiała to zdradzić, bo gdy zerknął na twarz Normy to ta patrzyła na niego z kpiącym uśmiechem. Sterben odchrząknął i zaczął aplikować swoją maść na stłuczenia.
- Powiedz jej, że tym razem się jej udało. Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia. Węglarz z niechęcią, ale wykonał polecenie, a pacjentka skinęła lekko głową na znak przyjęcia zalecenia do zrozumienia.

Po chwili cyrulik pomógł jej się znowu ubrać i wstał zwracając się do węglarza.
- Skończyłem. Mam chyba najwięcej doświadczenia z ofiarami bójek ulicznych i walk za pieniądze. Polecam się na przyszłość, a już mówiłem gdzie możecie mnie znaleźć - mówiąc to ruszył w kierunku drzwi.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 22-10-2020 o 08:18.
Raga jest offline  
Stary 17-10-2020, 12:31   #93
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - 2519.I.16; fst (8/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.16; Festag (8/8); wieczór
Warunki: gwar karczmy, ciepło, jasno, tłok na zewnątrz ciemno, umi.wiatr, drobny śnieg, b.lodowato


Versana



Łasica oczywiście miała ochotę na więcej. Mimo tak przyejemnie wyczerpanego południa spędzonego z łowczynią czarownic i heretyków. Wydawało się, że gdy się z nią rozstawały każda z nich miała uczucie satysfakcji, zadowolenia i spełnionej przyjemności. Jeszcze na dole Łasica zatrzymała się na jednego grzańca by złapać oddech i nabrać sił. Bo dotarło do niej, że zaraz będą musiały wyjść na tą zamieć panującą na ulicach. A to tym bardziej po takich gorących chwilach spędzonych na pięterku z Louisą nie chciało się wychodzić na zewnątrz. Tam właśnie siedząc przy jednym ze stołów łotrzyca pozwoliła sobie na komentarz co do blond wojowniczki jaka została w pokoju pod 5-ką.

- Ale ona jest wspaniała… - rzekła rozmarzonym tonem jakby Kruger idealnie wpisywała się w jej osobiste preferencje. - Szkoda, że nie jest po naszej stronie… - dodała z wyraźnym żalem zerkając na schody prowadzące na górę do tej 5-ki i jej gospodyni. - Nie wiem do czego to doprowadzi. Będziemy się z nią tak po prostu spotykać co tydzień? Nie mam nic przeciwko. Mogłabym nawet częściej. Tylko się zastanawiam do czego to doprowadzi. - przyznała bujając swoim kuflem jakby obserwowała drobinki ziół i piany jakie się tam pływały.

- Szef mi powiedział, że ona byłaby wspaniałą zdobyczą. Pomyśl, mielibyśmy kogoś u Olega no i z jej możliwościami! - powiedziała cicho do ucha Versany. Ale zaraz się cofnęła. Upiła łyk ze swojego kufla którego aromatyczna, miodowa zawartość tak przyjemnie dodawała sił i rozgrzewała od środka.

- Ale powiedział też, żeby być ostrożnym i się nie spieszyć. Bo jak ona pracuje u Hertza to trzeba uważać. Wystarczy, że coś o nas chlapnie co wyda mu się podejrzane iii… - wychowanka miejskich ulic zawiesiła głos. No to było oczywiste. Nawet jeśli by im się udało nabrać Kruger to jakby ściągnęła uwagę swojego szefa to już mogło być różnie. Oleg Hertz był ponoć bardzo przebiegły i przed jego podstępami truchleli wszyscy co mieli coś na sumieniu. A czciciele Mrocznych Potęg na pewno mieli. To widocznie martwiło Łasicę mimo, że dopiero co w pokoju na górze całkowicie oddawała się zakazanej, dekadenckiej przyjemności ku chwale swojego patrona.

- I jak na początku zapytała kim jesteśmy to… oh… - sapnęła i pokręciła głową z niedowierzania jakby znów zrobiło jej się gorąco jak wtedy gdy zaczynały rozmowę z sigmarycką łowczynią.

- Jest ostrożna. I nieufna. Nic nam o sobie nie powiedziała. Trzyma nas na dystans. Mam ochotę wziąć ją na widelec no ale jak teraz będę u van Hansenów to będę pewnie miała mniej czasu na inne rzeczy. - Łasica mówiła jakby wcale nie była przekonana, że Kruger tak gładko wszystko łyknęła jak to się wydawało w pierwszej chwili. No a potem dokończyły tego grzańca i wyszły z “Czarnego kota” na tą zadymkę na ulicach.


---



Drugą połowę dnia spędziły na chodzeniu. Co w tym lodowatym mrozie i wietrze z którym trzeba było się zmagać, wybijał powietrze z płuc jak się próbowało mówić a i tak trzeba było podnieść głos aby przekrzyczeć ten wiatr. I jeszcze zaczęło prószyć drobnym śniegiem. I tak sobie wędrowały po zaśnieżonym porcie po karczmach, tawernach i burdelach. Wcześniej zawitały jeszcze na “Adele” gdzie jak zwykle urzędował Kurt. Powiedział im, że w dzień był Sebastian aby obejrzeć Bydlaka ale nie dał rady. Ogar czuł się już na tyle dobrze by móc zeżreć rękę która go karmi czy chce opatrzyć. Więc cyrulik nie ryzykował. Ale uznał, że skoro pies do tej pory nie zdechł to już raczej nie powinien o ile nie zejdzie na zakażenie. A i dwugłowy ogar faktycznie wyglądał już lepiej i groźniej. Faktycznie wsadzanie dłoni za pręty klatki gdzie czekały te warczące i zaślinione kły przeczyło zdrowemu rozsądkowi. Kulawy bosman poradził by rzucać mu ochłapy przez kraty. Z czasem powinien się przyzwyczaić do nowych osób. On sam na razie nie był aż tak odważny by ładować paluchy za kraty.

A potem w porcie wydawało się, że Łasica porusza się po tej części miasta jakby znała je na wylot. Wiedziała też kogo szukają to często nawet nie musiała pytać ale jednak pytała jakiś barmanów czy znajomych. Widocznie i ona ich znała i oni ją znali. W większości tego zwiedzania portowych lokali Versanie przypadała rola towarzyszki i obserwatora. Czasem biesiadniczki jak w jednej tawernie zrobiły dłuższy postój aby zjeść jakiś obiad bo od śniadania zdążyły już mocno zgłodnieć.

- A właściwie to po co ci ta de la Vega? Dlaczego jej szukasz? - zapytała zmarznięta Łasica gdy wchodziły do którejś z kolei karczmy. Były już nieźle zmarznięte i zmęczone. Przyjemnie więc wchodziło się do ogrzanego pomieszczenia. Zapowiadało się jak zwykle przez kilka ostatnich lokali. Zwłaszcza, że był już wieczór i zaczęła się typowo karczemna pora. Bywalców, na oko albo marynarzy, dokerów, robotników i żołnierzy okrętowych było więc pełno. Nie było dziwne, że w tym rejonie miasta dominującą klientelą są ludzie morza i portu.

“Pod pełnymi żaglami” na bujającym się szyldzie widniał żaglowiec pod pełnymi żaglami właśnie. Wewnątrz było gwarno, głośno i ciepło. Widocznie była to popularna knajpa. Taka co nawet ktoś bawił gości przygrywając im do taktu i ze dwie czy trzy pary nawet tańczyły na kawałku wolnej przestrzeni. Jedni rżnęli w karty, ktoś się siłował na rękę, gdzieś trwała kłótnia jaki statek jest najszybszy czy najpiękniejszy grożąca, szybką eskalacją. Dał się poznać zapach palonych świec, knotów i jadła.

- Hej mała! Chcesz się zabawić! - zakrzyknął do którejś z nich jakiś rubaszny marynarz chyba sam nie bardzo wierząc w sukces takiej zagrywki. Jak przechodząca obok Łasica spojrzała na niego z politowaniem roześmiał się tak samo jak jego towarzysze.

- To teraz 10! 10 świec! - przez wrzawę dał się słyszeć głos zachęty. Gdzieś tam w drugim krańću głównej izby chyba był ustawiony rząd zapalonych świec. Ale obie kultystki nie mogły być tego pewne bo przed stołem stała postać w płaszczu i szablą w dłoni. Ale do nich stała tyłem więc nie było widać zbyt wiele. Przymierzajaca się właśnie do ataku na te świece. Mimo wszystko sporo osób zamarło ciekawych tego widowiska. I nie czekali długo. Szabla uniosła się, znieruchomiała na moment a potem wykonała świst który sieknął wzdłuż stołu. Świecie podskoczyły i spadły. Nagle zamarłe towarzystwo ruszyło się a jeden z sekindantów nachylił się nad stołem by sprawdzić wynik.

- Jest! Jest 10 świec! Wszystkie ścięte i żadna nie zgasła! - wołał radośnie jakby właśnie udało się osiągnąć zamierzony efekt. Tam i tu ludzie zaczęli bić brawo, toś gwizdnął a postać w płaszczu odwróciła się jakby chcąc się pokazać publiczności i podziękować im za aplauz. Więc w pewnym momencie odwróciła się także frontem i wkierunku gdzie stały dwie ultystki parę stołów dalej.





- O… To ona. Kapitan Rose de la Vega. - przyznała Łasica nieco zaskoczona obserwując jak kapitan staje przy tym stole ze ściętymi świecami i zaczyna czyścić swoją szablę z wosku. - A tamci to chyba jej załoga. - dodała łotrzyca wskazując na te pół tuzina osób jakie siedziały przy tamtym stole. Nawet jeśli te dwie czy trzy panny jakie tam bawiły to były jakieś tutejsze towarzyszki tej załogi to reszta musiała być pewnie z załogi de la Vegi.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Trzy żagle”
Czas: 2519.I.16; Festag (8/8); wieczór
Warunki: gwar karczmy, ciepło, jasno, tłok na zewnątrz ciemno, umi.wiatr, drobny śnieg, b.lodowato


Sebastian



Młody cyrulik przez drugą połowę dnia zdążył nieźle zgłodnieć i zmarznąć. Niejako mógł odtajeć w jednej z tawern gdzie mógł coś zjeść i ogrzać się nim ruszył w dalszą drogę. No i przemyśleć stan Normy. Właściwie to nie wyglądała już tak tragicznie. Po ranach poznał, że walkę musiała stoczyć z parę dni temu. Ale z wolna te siniaki, rozdarcia i skaleczenia zaczynały się goić. Nie dostrzegł u niej śladów zakażenia widocznie leżenie w cieple pod pierzyną nieźle jej służyło. Ta maść jakiej na niej użył powinna wspomóc te gojenie się ran.

Sama Norma była wojowniczką. Jej szczupłe ciało było silne i sprężyste. Chociaż nie traciło nic na swoich kobiecych walorach. Widział jednak wiele starych ran. Zagojonych już dawno temu. Cienkie kreski od noża, grubsze od miecza czy topora, jakieś krechy od pazurów, sporo tego miała na sobie. Ta ostatnia walka nie mogła być jej pierwszą. Dostrzegł też na jej szyi zestaw wisiorków i koralików. Wśród nich była też stylizowana runa Krwawego Boga. Przynajmniej bardzo podobna do tego co im kiedyś pokazywał Starszy. Ale to nie była popularna wiedza, gdyby komuś taki Starszy nie pokazywał co oznacza taki glif pewnie by wziął za zwykłą ozdobę. Zwłaszcza, że miedziany medali jakoś nie robił wrażenia sam z siebie. Węglarze nawet jak widzieli ten medalik to pewnie nie zwrócił ich uwagi i nie znali jego symboliki. Wśród innych ozdób na szyi wojowniczka miała też naszyjnik z kłów i pazurów. Podobnych do wilka, dużego psa czy czegoś podobnej wielkości. No i chyba faktycznie nic nie mówiła w ich języku bo żadnego zrozumiałego słowa się od niej nie doczekał. Jak już czasem coś mówiła to po kislevsku. Ale nie była zbyt rozmowna.

W końcu wszyscy chyba pożegnali się z ulgą. Wojowniczka, jej opiekunowie i cyrulik. Oni zostali na miejscu a on poszedł w swoją stronę. A łażenie w tą zamieć po zaśnieżonych ulicach wcale nie było takie łątwe i przyjemne. Momentami wiatr bujał całą jego sylwetką i szarpał jego ubraniem. A musiał trochę pochodzić, popytać i poszukać za tymi lokalami o jakich wspomniał Kurt.

Najpierw znalazł “Czerwoną sukienkę”. Ale odbił się od recepcji. Za recepcją siedziała bardzo ładna dziewczyna ubrana w czerwoną sukienkę. A była tylko recepcjonistką. Miała na imię Helen i serdecznie witała gości. Gdy jednak gość okazał się mało okazały i nie przyszedł zostawić swoje brzdęki w lokalu no to ta Helen dalej była miłą dziewczyną i z przyjemnym uśmiechem poradziła mu by jeszcze przemyślał sprawę. Na zewnątrz. Bo tu jest porządny lokal a nie jakaś poczekalnia. Ochroniarz co wyglądał jakby tylko czekał aby móc wreszcie kogoś złapać za chabet i wyrzucić na śnieg chrząknął znacząco na znak, że na razie tylko sobie stoi ale w każdej chwili może się ruszyć gdyby gościowi nie wystarczyła ta uprzejma sugestia Helen.

Więc tak to wyglądało w “Czerwonej”. Z pustymi kieszeniami poziom recepcji wydawał się trudny do sforsowania. Tak jak zresztą uprzedzał Kurt. No chyba, że coś by trzeba było wymyślić. Właśnie po wizycie w “Sukience” postanowił zrobić sobie przerwę i zjeść spóźniony obiad. Już się wieczór robił. I trzeba było nabrać sił przed dalszymi poszukiwaniami.

Kolejny lokal odnalazł jak już wieczór zaczął się na dobre. Tawerna “Trzy żagle” mieściła się nieco w głębi uliczki prowadzącej do doków. W dzień z wejścia do knajpy pewnie było widać wody portu i stojące statki. Teraz po zmierzchu ziała tam tylko nocna ciemność upstrzona padającym, drobnym śniegiem. Wewnątrz znów okazało się znacznie cieplej i przyjemniej. Panował przytulny dla oka półmrok rozświetlany świecami i olejniakami. No i nie było żadnej recepcji więc można było wejść i się rozgościć i rozejrzeć.

No i jak Sebastian wszedł, rozejrzał się i wybrał sobie miejsce to mógł się właśnie rozejrzeć by złapać atmosferę tego miejsca. Jak na karczmę wieczorową porą to było tu dość spokojnie. Panował gwar rozmów, goście byli zajęci sobą i swoimi sprawami ale tańców, hulanki i swawoli tutaj nie było. Wkrótce też podeszła do niego kelnerka pytając co zamawia.


W każdym razie Floriana Webera jakoś wśród gości nie dostrzegł. Przynajmniej nie tutaj co widział te różne typu ludzkie i nieludzkie. Przy jednym ze stołów dostrzegł niziołka prawiącego ze swoimi ludzkimi kompanami a jeszcze gdzie indziej rzucała się w oczy zwalista sylwetka krasnoluda. Też siedzącego przy stole z ludźmi. Ale wśród gości rzucała się w oczach pewna kobieta.





Robiła jakieś karciane sztuczki siedząc nonszalancko na krawędzi jednego ze stołów. Karty w jej dłoniach zachowywały się jak żywe. Przerzucane z dłoni do dłoni poruszały się jak żywy wąż. Kobieta zabawiała tym popisem paru mężczyzn siedzących przy stole na jakim ona jakby przycupnęła tylko na chwilę na jego krawędzi. Z pewną konsternacją Sebastian rozpoznał w dwóch z nich tych co mu kiedyś spuścili łomot na krótko po jego przybyciu do miasta. Oni jednak albo nie zwrócili na niego uwagi albo go może nawet nie pamiętali. A może ta dziewczyna przy ich stole bardziej ich absorbowała. Bo rzeczywiście była dość absorbująca tak ze względu na swoje sztuczki jak i niebanalną urodę. A liczne widoczne tatuaże tylko dodawały jej uroku i tajemniczości.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-10-2020, 18:29   #94
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Angestag, 15 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Zbór, po wieczerzy


- Nazywa się Norma, tak? Utrapieniem była wtedy, a że jedna z nas - mogłem tylko zgadywać, a zboru nie narażać. Zostawiłem u węglarzy co jeden po ichniemu szprecha. I jakoś nie widzę metody, jak miałbym ją ściągnąć - musieli by mnie tłumaczyć więc i co za tym idzie - zginąć potem. Za dużo by wiedzieli. A więcej trupów to więcej uwagi. Lepiej niech spróbują tamci.
Czereda głosów za strupasową pazuchą zgodziła się krótkim mruczeniem. Jeden Kapitan Szkorbut był przeciwny, ale skwitował to tylko burknięciem.
Najwyraźniej nawet Strupasowi przyjaciele byli zmęczeni.
A Opal rzeczywiście była kimś, kto mógłby zrobić na Starszym wrażenie. Pal licho, na każdym robiła!
- Mam skrytki w których wymieniam wieści z Osadą, jeżeli życzysz sobie tego mogę umożliwić wam korespondencję. Tylko że musiałby też być dodatkowo list do herszta, Kopfa. Nie byłby zachwycony że jest pominięty. Można by to ładnie opakować w ustalenia dotyczące przysłania prowiantu i rozpoczęcia wymiany. Moglibyśmy im też zaproponować pomoc w rozwiązaniu problemu ze zwierzoludźmi.
-Spaaać! - wrzasnęła Śmierdzistopa zza pazuchy
-Właśnie! Cisza tam na górze! - zawtórował Koklusz i dodał coś obelżywego.

Strupas ziewnął.
- Przepraszam, to nie od rozmowy z Tobą Czcigodny, padam z nóg. Rzeczywiście zrobię sobie solidny odpoczynek po tej wyprawie. Powiedz mi jeszcze czego się nauczyć by zostać akolitą Plugawca? Od czego zacząć?






Festag, 16 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Melina Strupasa


Cały następny dzień Strupas głównie odpoczywał. Po wieczerzy zabrał ze sobą wszystkie niedojedzone resztki i niedopite butelki, więc miał spory zapas jedzenia. Więc leżał i rozmyślał snując plany swojej uduchowionej przyszłości, układał podstępy mające pozbyć się Bab Czyścioszek, oraz oczywiście - o wielkim wydarzeniu, tym którym żył cały zbór. I myślał szeroko, nie tylko o wyciągnięciu nieokreślonej dziewczyny z kazamat. A że łeb miał nie od parady, ułożył plan.
- Ta, sam ułożył - skwitowała go Zielona, prychając pogardliwie.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 20-10-2020 o 18:31.
TomaszJ jest offline  
Stary 23-10-2020, 18:19   #95
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.16; Festag (8/8); wieczór

Sterben zmierzył kelnerkę i zastanowił się chwilę.
- Coś ciepłego na kolację. To co polecacie i coś do popicia - zdecydował w końcu. Stwierdził, że trzeba się rozgrzać, a pora już była dobra na ostatni posiłek tego dnia. Czekając na zamówienie miał zamiar bacznie obserwować co dzieje się w karczmie i starać się wychwycić coś ciekawego.

- Polecam golonkę w sosie własnym z kaszą i skwarkami. Wszyscy sobie chwalą, nasz kucharz naprawdę jest mistrzem od przyrządzania golonki. - kelnerka musiała być przygotowana na takie pytanie bo bez wahania podała klientowi gotową odpowiedź. Potem po przyjęciu zamówienia wróciła za bar, a Sebastian miał okazję rozejrzeć się spokojniej po wnętrzu lokalu. Dość szybko stwierdził, że panuje tu spokój. Klienci rozmawiali spokojnie więc panował gwar jaki szybko i łatwo można było przestać zwracać uwagę. Gdzieś doleciało go coś o jakichś statkach, ktoś się chyba skarżył na swojego majstra, gdzie indziej ktoś się chwalił swoimi wyczynami łóżkowymi albo narzekał na pogodę. Zbyt wiele młody cyrulik nie usłyszał bo rozmowy toczyły się raczej spokojnie więc nawet stolik, dwa czy trzy dalej to już trudno było wyłapać coś poza wyrwanymi z kontekstu zdaniami. Jednak wyglądało to na pierwszy rzut oka na zwykłe sprawy i rozmowy zwykłych ludzi.

Jedynie co się odbijało od tej codzienności to ta wytatuowana kobieta z kartami. Na nią kierowały się spojrzenia i czasem ktoś się roześmiał z jakiejś jej sztuczki, ktoś pozwolił sobie na jakiś przyciszony komentarz pod jej adresem więc właściwie tylko ona jakoś przykuwała spojrzenie. A tymczasem chyba skończyła pokaz przy tej trójce przy jakiej zastał ją Sebastian i podeszła do tego stołu gdzie między innymi siedział krasnolud. Pytała czy chcą zagrać czy coś takiego. W międzyczasie wróciła kelnerka z tacą i kolacją dla Sebastiana.

- Proszę, tu jest twoje zamówienie. - powiedziała przekładając misę z golonką i pajdami chleba z tacy na stół przed klientem. Tak samo zestawiła gliniany kubek i resztę zamówienia a gdy skończyła zabrała już pustą tacę. - Jeszcze coś? - zapytała patrząc na niego pytająco z całkiem miłym uśmiechem.

Cyrulik położył monety na stole, ale jeszcze jedną zostawił w dłoni tak żeby była widoczna dla kelnerki.
- Kto to? Miejscowa? - zapytał wykonując ruch głową w kierunku wytatuowanej dziewczyny.

- Czasem tu przychodzi. - kelnerka spojrzała na tamtą drugą i wzruszyła dość obojętnie ramionami. Po czym wróciła spojrzeniem na siedzącego klienta szybko taksując go z góry. - Pokazuje takie sztuczki jak ma ochotę. - wskazała lekko ruchem głowy na dziewczynę z kartami.

- Tyle sam zauważyłem. A coś więcej możesz mi o niej powiedzieć? Coś ciekawego - poprosił i dołożył, trzymaną w ręce monetę na stosik tych, którymi zapłacił na posiłek.

- To Silke. Przychodzi tutaj grać. Jak nie ma z kim to tak się wygłupia jak widać. - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i zgarnęła monety razem z dodatkowym napiwkiem. Chowając je do swojej kieszonki przy pasie znów obrzuciła klienta spojrzeniem z góry. - Ale ona raczej gra za duże stawki. - dodała jakby nie podejrzewała Sebastiana o to, że byłoby go stać grać o takie stawki jakie interesują Silke.

- Dziękuję - dał jej do zrozumienia, że to wystarczy i może wracać do pracy..

Sterben jadł w spokoju i myślał o dziewczynie. Jednak nie przychodziło mu do głowy żadne dla niej zastosowanie. Być może bardziej nadałaby się Versanie, ale jemu nie bardzo. Gdy kończył kolację wpadła mu jednak pewna myśl. Końcówką pajdy chleba wytarł miskę do sucha i wsadził ją do ust. Przeżuł szybko i wstając podszedł do wytatuowanej dziewczyny.
- Znasz Floriana Wernera, Silke? - zapytał stając przy jej stoliku.

Dziewczyna siedziała nad swoim kielichem i butelką wina gdy Sebastian się do niej dosiadł bez pytania. Układała karty w jakieś dziwne wzory i układy. Podniosła znad nich głowę na nie zapraszanego gościa zamierając z jedną kartą w dłoni i obrzuciła go krytycznym spojrzeniem od czubka głowy po to gdzie kończył się stół. Po czym położyła kartę na wybranie miejsce i sięgnęła po swój kielich.

- Nie zapraszany przysiadasz się do mnie, nie mówisz kim jesteś i wypytujesz mnie o jakiegoś faceta? - popatrzyła na niego ironicznym wzrokiem by dać mu znać jak bardzo niestosownie się zachował. Bawiła się kielichem lekko nim kręcąc jakby chciała dokładnie wymieszać wino wewnątrz jego czary. - Nie powiem byś zaskarbił tym sobie moją przychylność. Ale zastanawia mnie co cię do tego skłoniło. - czarnowłosa lekko odetchnęła i czekała jakby jeszcze dawała szansę nieznajomemu na naprawienie swojego błędu.

- Ale przynajmniej wzbudziłem Twoją ciekawość - odparł bez jakiejkolwiek skruchy i usiadł naprzeciwko przy okazji stawiając swój prawie pusty kubek na blacie. Mam na imię Sebastian i hazard akurat nie należy do moich fetyszy. Za to w przypadku osoby, którą wspomniałem sytuacja jest wręcz odwrotna. Być może się a niego natknęłaś, ale wcale mnie nie zdziwi jeśli zaprzeczysz.

- Może się natknęłam. Może się nie natknęłam. Dlaczego bym miała z tobą o tym rozmawiać? - ciemnowłosa odpowiedziała tak spokojnie, że prawie obojętnie. Wzruszyła ramionami i znów spojrzała w trzymaną kartę. Po czym położyła ją do rzędu innych, już rozłożonych na stole.

- Powodem może być zwykła nuda, bo jak widzę nie oganiasz się od ludzi. Jeśli jednak najpierw chcesz porozmawiać na inny temat to proszę bardzo. Zaproponuj. Do mojego możemy wrócić potem.

- Chcesz mi powiedzieć, że jestem nudna? - popatrzyła na niego z nieco ironicznym uśmieszkiem przetrzymując w dłoni kolejną kartę. Po czym znów opuściła wzrok aby zastanowić się gdzie ją położyć. Gdy to zrobiła zaczęła tasować talię jaka została jej w dłoniach. Szybko i efektownie jak na zawodowego karciarza przystało. Jakby dłonie robiły to same bez udziału umysłu.

- To może coś o tobie? Kim jesteś? Dlaczego szukasz tego kogo szukasz? Nie wyglądasz mi ani na wielkiego pana ani na żebraka. Hazard jak mówisz cię nie interesuje. Więc? - zapytała z pogodnym uśmiechem dalej tasując swoje karty w efektowny sposób i czekając na odpowiedź rozmówcy.

Sterben celowo ignorował to co robiła z kartami. Nie miało znaczenia dla niego czy stawia pasjans czy tarota. Całą uwagę skupiał na twarzy swojej rozmówczyni.
- Powiedziałem, że wyglądasz na znudzoną. Nie myl bycia nudną ze źle dobranym zakresem usług dla grupy docelowej - odpowiedział również z ironicznym uśmieszkiem nie szczędząc kąśliwej uwagi. Zaraz potem odniósł się do drugiego pytania.
- Bo nie jestem ani jednym ani drugim. Jestem prostym cyrulikiem. Dobiłem jednak pewnego targu z tym osobnikiem, a teraz chciałbym dostać od niego pewną informację. Chciałbym go namierzyć i zdobyć jakiejś przewagi w negocjacjach. Czy to odpowiada na twoje pytania?

- Cyrulik. No właśnie wyglądałeś mi na kogoś takiego. - wytatuowana dziewczyna pokiwała głową i wybrała jakąś kartę z właśnie przetasowanej talii. - Taki co ma coś za paznokciami i ma coś z czym lepiej się nie obnosić. - zachichotała rozbawiona kładąc kolejną kartę do kompozycji jaka znajdowała się już na stole. Potem sięgnęła po następną i zastanawiała się chyba co z nią zrobić. Albo jak dalej potraktować tego rozmówcę po drugiej stronie stołu.

- A co ja będę mieć z tego pośrednictwa? Przyjmuję złoto, błyskotki i karliki. - Silke nie podniosła głowy i dalej wyglądała jakby zastanawiała się co zrobić z kartą ale chociaż nieco nieco ironicznym tonem to jednak postawiła swoją ofertę.

- No to się dogadamy - zawiesił głos. - Pod warunkiem, że będziesz miała na sprzedaż cos co mnie będzie interesowało. Na razie nie mówimy o żadnym pośrednictwie. Póki co nie udowodniłaś nawet, że posiadasz cokolwiek co chciałbym kupić.

- Wiem jak możesz spotkać tego kogo szukasz. Ile jest dla ciebie warta ta informacja? - Silke odpowiedziała szybko, dość chłodnym tonem jakby chodziło o zawarcie zwykłej transakcji.

- Zależy od okoliczności spotkania. Podanie adresu zamieszkania ma inną wartość niż dostarczenie delikwenta związanego i zakneblowanego do wskazanej piwnicy - ton Sterbena był zartobliwy. Przynajmniej na taki wyglądał.

- Podam ci adres gdzie bywa. W wiazanie i kneblowanie bawcie się sami. - Silke na chwilę przetrzymała wzrok na rozmówcy nim prychnęła z ironicznym rozbawieniem. I znów położyła kolejna kartę do reszt już rozłożonej na karczemnym stole.

- Obawiam się, że ta informacja nie będzie bardzo przydatna dla kogoś mojego pokroju, ale nich ci będzie.

- Ile? - karciara uniosła brew jakby miała sobie pozwolić na jakiś komentarz. Ale sobie darowała ograniczając się do krótkiego pytania o wartość swojej wypłaty.

- Za podanie miejsca gdzie się zatrzymał mogę zapłacić 5 szylingów - zdecydował. Sporo przepłacał za samą informację, ale w jakiś sposób otwierało mu to drogę do szerszych planów.

Mistrzyni talii zmrużyła oczy, pokręciła głową zastanawiając się nad tą propozycją i w końcu skinęła głową. - Dobra. - zgodziła się i wykonała przyzywający ruch dłonią na znak, że czeka na te umówione fanty.

Sterben wyciągnął pięć srebrnych monet i położył je na blacie.
- Jaką mam gwarancję, że twoja informacja będzie rzetelna?

Czarnowłosa spojrzała na te monety ale nie zrobiła żadnego gestu aby po nie sięgnąć. Dobrała kolejną kartę z talii i rozglądała się do jakiego kompletu ją położyć. - Bo nie opłaca mi się za takie drobniaki robić chryi by załatwić ci łomot albo robić uniki jakbyś się zrobił namolny. - odparła spokojnie kładąc w końcu kartę do jednego z ułożonych pasków z kart.

- Racja. Musiałbyś dołożyć do interesu, żeby ktoś podniósł na mnie rękę. Ostatnio nawet w pysk ciężko za darmo dostać - Sterben parsknął na komentarz szulerki i przesunął monety w jej stronę. - Czyli jednak faktycznie się nudzisz.

Czarnowłosa nie odpowiedziała. Zgarnęła monety ze swojej strony stołu, obejrzała jedną, zważyła w dłoni całość i w końcu sięgnęła do pasa pewnie by wrzucić je do sakiewki. - Przychodzi tutaj grać. Czasem gramy ze sobą. Czasem raz w tygodniu. Czasem dwa. A czasem raz na dwa tygodnie. Zależy jak ma służbę. Mogę cię z nim skontaktować. Ale to by kosztowało. - dziewczyna podniosła głowę gdy uporała się z własną sakiewką i bez ceregieli zdradziła adres gdzie można spotkać Webera. A nawet zaoferowała swoje pośrednictwo w skontaktowaniu się z nim znów za kilka kolejnych monet.

- Służbę? - zaciekawił się. - Przecież wszystkie statki zimują.

- Mhm. - Silke uśmiechnęła się tajemniczo i skinęła głową zgadzając się ze słowami rozmówcy.

- A to ciekawe - pokiwał głową. - No nic. Pora na mnie. Bywaj - pożegnał rozmówczynię i wstał od stołu. Ruszył w kierunku domu, ale po drodze planował jeszcze odwiedzić Lukasa pod pretekstem wizyty domowej.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 24-10-2020, 03:28   #96
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zmierzch; Trasa na "Adele"

Mróz mocno doskierwał obu kultystkom. Na szczęście wspominki karczemnych igraszek i płynący w ich żyłach alkohol pozwalały choć na chwilę uciec myślami z dala od tej niesprzyjającej aury dnia dzisiejszego. Szły więc wesoło raczej pustymi uliczkami miasta rozmawiając o ich zarówno pięknej jak i niebezpiecznej koleżance. To balansowanie na krawędzi zdrowego rozsądku wzmagało jednak wszelkie przeżycia i emocje związane z tymi potajemnymi randkami i ich główną aktorką w postaci wytatuowanej pracownicy Olega.

- Spróbujmy więc poznać jej zamiary dostępnymi nam narzędziami. - uśmiechnęła się złowieszczo uchyliwszy klapę futra ukazując tym samym schowany tam w głębokiej kieszeni flakon - Mogę też zawsze wprowadzić ją w trans. Jeden i drugi przypadek powinien przynieść nam odpowiedzi na nasze pytania rozwiewając tym samym wątpliwości. Jednak jedno i drugie wiąże się z dużym ryzkiem. Mimo to według mnie jest to cena, którą warto zapłacić.

- Wprowadzić ją w trans? A jak to sobie wyobrażasz? Nie wygląda mi na taką co da sobie grzecznie machać przed oczami wahadełkiem. A ledwo skończymy zabawę to wywala nas na zewnątrz. - Łasica wydawała się sceptycznie nastawiona do szans na zahipnotyzowanie łowczyni czarownic. No i poza tym stereotyp łowcy czarownic przedstawiał ich jako osoby o żelaznej woli odporne na wszelkie podszepty i pokusy złego.

- Masz więc może jakiś inny pomysł? - argument Łasica brzmiał rozsądnie. Versana nie miała jednak ochoty pozostawić tematu nierozwiązanym.

- Przeszpiegi? Alkohol doprawiony kropelkami jak w przypadku Froyi? Próba zaskarbienia sobie jej przyjaźni? - po głowie wdowy spacerowało kilka pomysłów. Żaden jednak nie był wystarczająco przekonywujący. Zdała się więc na intuicją i doświadczenie koleżanki.

- No właśnie poza sprawami łóżkowymi to nie wiem jak ją podejść. - Łasica przyznała z wyczuwalnym żalem. Zatrzymała się aby poczekać aż jakaś furmanka wyładowana jakimiś bambetlami przejedzie przez zawiewaną śniegiem ulicę. Po czym ruszyła dalej.

- Z tym eliksirem to bym uważała. A jak ona pomyśli, że to jakieś czary? Jak nas weźmie za jakieś czarownice? - powiedziała zwracając się do idącej obok koleżanki. Śnieg skrzypiał pod ich butami przez dwa kolejne kroki nim łotrzyca pokręciła głową - Wtedy by mogła potraktować nas służbowo. I skończyłyby się nasze schadzki. I tak jest dość podejrzliwa. - dopowiedziała co jej przyszło do głowy. Skręciły w kolejny zaułek aby skrócić sobie drogę do portu. Ten był tak ustawiony, że wiatr wiał tutaj nieco spokojniej.

- Sama nie wiem. Może po prostu te łóżko? I poczekać? Może nas polubi? - głos Łasicy nie brzmiał zbyt pewnie gdy snuła te przypuszczenia. Mówiła jakby sama prosiła o radę przyjaciółki bo sama nie jest pewna swojego osądu.

- Czasami to jedyne wyjście. Zawsze można jednak wynaleźć wroga i wskazać na niego palcem. - nie wiadomo było czy Versana mówi poważnie czy tylko żartuje. Był to jednak jakiś pomysł.

- Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. - szyderczy ton idealnie komponował się z takim samym uśmiechem.

- Wspólny wróg? O czym ty mówisz? - łotrzyca zapytała idącej obok koleżanki z zaciekawieniem zaintrygowana takim pomysłem. Widocznie chciała aby jej wspólniczka jakoś bardziej rozwinęła ten temat.

- Stwórzmy go. Wymyślmy. - uśmieszek nie znikał z jej oblicza - Podrzućmy komuś coś co będzie stanowić niepodwarzalny dowód na współpracę z siłami Chaosu. - zza rogu ujrzały się port oraz zacumowane w nim dwu i trzy masztowce - My spełnimy obywatelski obowiązek. Oni zaś dostaną to czego tu szukają. Może w ten sposób zaskarbimy sobie przychylność Louisy oddalając również jakiekolwiek podejrzenia od nas. - patrzyła pytając w kierunku swojej zakapturzonej kochanki.

- Podpucha? - Łasica zastanowiła się wychodząc już na najbliższe nabrzeże portu. Przeszła tak w milczeniu przez parę kroków. - To nie jest zabawa Ver. Jak ona weźme nas na służbowo to pewnie skończymy na przesłuchaniu u Olega. Możliwe, że w kazamatach. Wolałabym klęczeć przed nią w innej roli i okolicznościach. - łotrzyca wyraziła swoje obawy gdy widocznie uważała taki krok za mocno ryzykowny i o trudnych do przewidzeniach konsekwencjach. Zwłaszcza, że raczej nie ograniczyłby się do ich trójki ale sięgnął resztę grupy łowców kultystów.

- A jej przychylność no nie wiem… Przydałoby się… Może coś bardziej osobistego? No wiesz, coś co nie wiąże się z jej pracą. Sama nie wiem. Też odkąd ją spotkałam po raz pierwszy zastanawiam się jak ją podejść. - przyznała zwolenniczka Węża nieco strapionym głosem na znak, że ta Kruger jest trudna do podejścia jak księżniczka w żelaznej dziewicy.

- Do głowy więc przychodzi mi znowu tatuaż. - już nieco znużona wróciła do pomysłu sprzed paru dni - Chociaż z drugiej strony te nasze też mocno ją zainteresowały i zaintrygowały. Nie wiem tylko czy z tego się cieszyć czy raczej smucić. Hmmm… - ta część portu była znacznie mniej odwiedzana. Zarówno przez służby porządkowe jak i szarych mieszkańców. To dawało więc możliwość rozmowy w nieco swobodniejszym tonie. Świeżo napadany śnieg skrzypiał pod podeszwami kultystek. Zaś silny, wiejący od strony morza wiatr wdzierał się w każdą szczelinę. Na szczęście w zasięgu wzroku obu kobiet pojawiła się krypa.

- Warto by było dowiedzieć się może co takiego ciekawe znajduje się w tych przesyłkach, które nasza niebezpieczna tygrysica odbiera od karczmarza. - jakby wróciła myślami z niedalekiej podróży - Może to być jakiś szczegół. Coś co zdradzi nam, któryś z jej sekretów stając się przy odrobinie szczęścia kartą przetargową.

- No właśnie, nie wiadomo co ona zrobi z tymi naszymi tatuażami. Ale rzeczywiście rzuciły jej się w oczy. W ogóle zapomniałam, że tydzień temu nie miałaś swojego. - przyznała Łasica kierując się na właściwy pirs przy jakim była zacumowana stara koga i na której zwykle mieszkał stary bosman. - A z tymi przesyłkami można spróbować. Normalnie sama bym się tym zajęła no ale na razie nie wiem jak będzie u mnie z wolnym czasem jak będę na służbie u van Hansenów. - wychowanka miejskich ulic też pokiwała głową dając znać, że znów nie bardzo może coś dodać od siebie w tej kwestii.

- Zobaczę więc co da się zrobić. Jeżeli jednak nic nie wykombinuję to poczekam na twój ruch słodziutka. - podsumowała niejako rozmowę wokół pracownicy Olega.

Od kei przy której cumowała "Adele" dzieliło je nie więcej jak kilkanaście kroków. Okolica była opustoszała. O tej porze dnia i roku w tej części miasta nie kręcił się nawet pies z kulawą nogą. Tym czasem dwie nadwyraz urokliwe kultyski raźno spacerowały sobie ćwierkając w najlepsze. W głowie każdej z nich kreowała się jednak jedna dość przyjemna wizja. Wizja ciepłej kajuty i wody ognistej, którą zabrały ze sobą z "Czarnego kota" i którą miały ochotę i nadzieję wypić wraz z podstarzałym jednak nad wyraz dziarskim kapitanem.


---



Zmierzch; Odwiedziny na krypie.

Wizyta na krypie poza dniami w których odbywał się zbór była czymś niesamowicie rzadkim. Jednak póki Versana nie znajdzie lepszego miejsca zameldowania dla Bydlaka będzie na to skazana. Regularne odwiedziny pupila to konieczny element aby przyzwyczaił się on do nowego właściciela. Przynoszenie smakołyków, rady Kurta i wiedza, którą posiada Malcolm są czymś nieocenionym co zdecydowanie pomoże oswoić się sierściuchowi z aktualną rzeczywistością. Stopy dziewcząt przemarznięte były do szpiku kości. Na szczęście na łodzi było zdecydowanie cieplej a zawartość niesionej pod pazuchą flaszki rozgrzała by nawet najbardziej zimne serca.

- Przechylisz z nami butelkę dobrze schłodzonego grogu? - zapytała domniemanego właściciela starej łajby zaraz po zamknięciu drzwi pomieszczenia, w których urzędował Bydlak.

- A czemu nie. - Kurt przez moment jakby się zastanawiał ale zaraz uśmiechnął się swoją zarośniętą i brodatą gębą zachęcając tym uśmiechem i machnięciem ręki by poszły za nim. Pokuśtykał wąskim korytarzem a one za nim. Korytarze były dość wąskie więc swobodnie mogła iść nimi jedna osoba, dwie to już było dość trudne. Łasica dała znać aby Versana szła pierwsza i ta zaraz zorientowała się dlaczego gdy ciemnowłosa figlara skorzystała z okazji by klepnąć ją w tyłek. Nieświadomy tego bosman otworzył drzwi do kubryku w którym było zdecydowanie cieplej, wszedł i zaprosił je do środka.

- Siadajcie. Chcecie coś na ciepło? Mam trochę swojego grzańca jeśli chcecie. - wskazał na kuchenkę z przyjemnie buzującym ogniem. Sam stół był pewnie do prac kuchennych więc był solidny, mocno zużyty i na tyle pojemny by go obsiadła cała rodzina. Więc dla trzech osób było aż nadto miejsca.

- Zapojkę daj lepiej. - odrzekła dość swobodnie - Obawiam się, że nasze gardła nie są tak doświadczone. - zrobiła wymowną przerwę - W każdym razie na tej płaszczyźnie. - uśmiechnęła się do siostry szczypiąc ją w pośladek. Los chciał, że Kurt w tym momencie stał tyłem zmierzając do kredensu, w którym zapewne trzymał jakieś przysmaki właśnie na takie chwile jak ta.

- Co tak słabo Ver? - w głosie Łasicy pojawiła się lekka drwina chociaż z żartobliwym odcieniem. Zaraz po tym gdy syknęła cichutko gdy palce koleżanki uszczypnęły ją gdzie trzeba. Teraz dla odwróconego tyłem gospodarza mogło to brzmieć jak wzajemne żarty. Ale przy tym czego on nie widział Łasica oparła się obiema rękami o stół jakby miała zamiar zaraz usiąść. Ale, że jeszcze nie siadała to jej skórzane spodnie prześlicznie i prowokująco wyeksponowały jej tylne wdzięki.

- No nie każdy ma marynarskie gardło. Zaraz dla niej coś znajdziemy. - kuternoga uśmiechnął się pobłażliwie ale coś tam gmerał w tej szafie. Na tyle długo, że jego koleżanki zdążyły uporządkować swoje sprawy nim wrócił z kuflami do swojego stołu. Łasica znów usiadła tak jak przez ostatnie dni miała w zwyczaju czyli tuż obok koleżanki i znów koleżanka mogła grzać swoją rączkę od przyjemnego ciepła wnętrza jej ud.

- To już się pogodziłyście? - zapytał niespodziewanie Kurt nieco zaskakując Łasicę. Ruszył w stronę palącej się kuchni po gar a łotrzyca szybko spojrzała kontrolnie na koleżankę. - No wczoraj to tak wyglądało na spotkaniu jakbyście się pokłóciły. A dzisiaj już widzę, że wszystko dobrze. To dobrze. - Kurt albo dostrzegł tą wymianę spojrzeń kątem oka albo się domyślił czegoś w tym stylu. Bo wyjaśnił im gdy wracał do stołu z garem trzymanym w obu rękach. Postawił go na stole i teraz już mogli się poczęstować tym co mieli do woli.

- Kobieta zmienna bywa. - odparła w formie żartu - Miałyśmy no wiesz... Te dni... Zsynchronizowałyśmy się... Ale było, minęło. Nie ma co tego wspominać. - ciekawość zżerała ją od środka. Zastanawiała się czy jednonogi kapitan podstawi Łasicy coś na przepłukanie gardła po tym piekielnie mocnym alkoholu.

- Powiedz lepiej co u ciebie? - zapytała tak jak nakazywało dobre wychowanie.

- Dzień jak co dzień. Zima jest to głównie szuflowanie pokładu ze śniegu i naprawianie tego co wiatr zerwie. A Ulryk jeszcze silny to parę w płucach ma. - powiedział rozkładając ręce na znak, że taki ludzki los i wiele się na to nie poradzi w starciu z boskim żywiołem.

- A masz już tą kryjówkę dla Normy? Gdzie to właściwie jest? - Łasica mimo, swoich przechwałek coś jednak nie kwapiła się do picia grogu na czysto. Owszem łyknęła ostro, po marynarsku tak samo jak stary bosman. Ale zaraz szybko zapiła go łagodniejszym grzańcem który działał po tym płynnym ogniu jak balsam. Kuternoga zaśmiał się cicho ale wesoło widząc taką reakcję a sam tylko się skrzywił ale widocznie był bardziej nawykły do takich trunków od swojej młodszej koleżanki.

- Tak, już rano przygotowałem wszystko. Mogę wam dać klucz jak chcecie zobaczyć. Ale jak nie oddacie to nie przyprowadzajcie jej tu do mnie bo nie mam drugiego. - kuternoga podjął wątek kryjówki o jakiej wczoraj mówił sam Starszy i dzisiaj widocznie był już na to gotowy. Tłumaczył który to dokładnie budynek i drzwi a Łasica dopytała się jeszcze trochę ale wyglądało na to, że powinna trafić we właściwe miejsce.

- Skoro już go posiadasz to chętnie weźmiemy. Nie ma sensu później cię niepokoić. - ta opcja była chyba wszystkim na rękę.

- A jak jesteśmy już przy temacie naszego przyszłego gościa. Słyszałeś zapewne o łodzi Norsmanów, która rozbiła się kawałek za miastem. Wiesz może jakim cudem ta łódź przepłynęła przez miasto? - wybór był dość oczywisty, bo kto lepiej jak nie stary człowiek morza znać będzie odpowiedź na to pytanie.

- W dzień to nie wiem jakim cudem. Ale w nocy to całkiem do zrobienia jak ktoś ma jaja i sprawną załogę. - Kurt pokiwał głową gdy odpowiedział po chwili zastanowienia. I zaczął tłumaczyć te marynarskie detale. Na morzu nie było bram i murów więc właściwie nic nie stało na przeszkodzie by wypłynąć z portu albo do niego wpłynąć. Do tego w nocy było to znacznie trudniejsze ale nie niemożliwe. Zwłaszcza jak była zawierucha albo mgła co przesłaniała widok. Utrudniało to nawigację załodze. Ale też utrudniało dostrzeżenie łodzi z brzegu. A w nocy przecież wszyscy w mieście spali a nie gapili się na port w jakim nic nie powinno się dziać. A nawet jak jakaś straż miejska na poważnie by traktowała obowiązki to łatwo byłoby im przegapić taką płynącą środkiem portu łódź. Rzeką już trudniej no ale na początku tam gdzie pływy Manana przeważały nad siłami zamarzniętego Taala to woda nie była skuta lodem. Dopiero w głębi rzeki. Więc to do zrobienia.

- To musieli mieć świetną załogę i mieć jaja ze stali by tak wpłynąć do obcego portu w środku nocy i taką niepogodę. Zwłaszcza jak nie mieli przewodnika. Dziwi mnie bardziej po co wpływali w górę rzeki. Tam nic nie ma. Tylko dzicz. - bosman jako człowiek morza wydawał się być pełen podziwu dla tego żeglarskiego wyczynu Norsmanów. Nawet jeśli do nich samych nie żywił zbyt ciepłych uczuć. Widocznie jednak nie bardzo rozumiał motywów takiego postępowania.

- Jak już ta dziewczyna tu będzie to chętnie ją o to zapytam. - powiedział z uśmiechem chyba rzeczywiście będąc ciekawy co taki świadek i uczestnik tego pechowego rejsu mogłaby powiedzieć o tym rejsie.

- Myślisz, że tak sprawni marynarze, nie wzięliby pod uwagę faktu, że rzeka w środku lądu będzie skuta lodem? To przecież oczywiste. Nawet dla mnie. - polała kolejną kolejkę wszystkim biesiadnikom.

- Nie, nie, nie. - kuternoga pokręcił głową by zaznaczyć, że nie o to mu chodziło. - To normalne, że zimą lód skuwa wszystko co nie jest otwartym morzem. Tylko pytanie w którym momencie i jak daleko. - niejako potwierdził, że domysły czarnowłosej są słuszne w tej lodowej materii. - Po prostu huk pękającego lodu mógłby kogoś zaalarmować. Nawet zimą. Ale widocznie im się udało bo nikt w nocy ani rano nie zrobił larum z tego powodu. Dopiero potem jak znaleźli ich łódź albo ich samych. Nie o to chodzi. Dziwi mnie, że w ogóle wpływali w tą rzekę. - podkreślił co go dziwi w zachowaniu tych marynarzy z północy.

- Coś więc musi tam być. - stwierdzenie niejako samo nasunęło się jej na język - Z resztą. Znasz ten rewir i wszystkie związane z nim opowiastki lepiej niż ktokolwiek. Może w tej dziczy jest coś ciekawego? - wdowa starała się nakłonić starego żeglarza by raz jeszcze zastanowił się czy głusza nie kryje w sobie czegoś interesującego. Wszak skoro Norscy kultyści czegoś tam szukali to może i bracia i siostry ze zboru też powinni.

- Ale nie, no to jest w głębi lądu. Ja się znam na morzach a nie rzekach i lasach. - brodacz z drewnianą nogą pokręcił głową na znak, że niewłaściwą osobę pytają o takie rzeczy.

- Rozumiem. Powęszę więc gdzieindziej. W każdym razie. Mówisz, że porozmawiasz, z naszą nową koleżanką? - wdowie wpadł do głowy pewien pomysł, który mógłby pomóc jej odbić Normę z rąk węglarzy - Może więc nauczysz nas kilku zwrotów, które pomogłyby nam przekonać dziołchę aby poszła z nami z własnej i nieprzymuszonej woli? No nie wiem...- zastanowiła się chwilę - ..że wiemy skąd przybyła i że moglibyśmy pomóc odnaleźć jej załogę? Że jest jedną z nas. Coś prostego co zapamiętamy a co zarazem trafi do niej.

- Coś prostego… - stary bosman zamyślił się na chwilę i wodził wzrokiem gdzieś po ścianie naprzeciwko jakby tam miał znaleźć odpowiedź. - A co to by miało być? To najwyżej powiem wam jak to po kislevsku by było. - zapytał jakby łatwiej było mu przetłumaczyć coś na ten wschodni język niż domyślić się co by mogło przekonać kogoś kogo jeszcze nie spotkał, że mają przyjazne zamiary.

- No to tak jak mówiłam. - Ver zdecydowała się na cztery proste zdania mierząc tym samym siły na zamiary - Wiemy skąd przybyłaś. Możemy pomóc odnaleźć twoja załogę. Jesteśmy tacy jak ty. Ci tutaj nie są twoimi przyjaciółmi. Chodź z nami. - zastanawiała się jeszcze chwilkę. Stwierdziła jednak, że te parę zwrotów powinno wystarczyć.

- Wydaje mi się, że na tyle. O resztę wypytasz ją jak już będzie tu na miejscu. - spojrzała w kierunku zarówno Kurta jak i swojej siostry - No chyba, że wam przychodzi do głowy jakieś konkretne pytanie?

Kurt powoli pokiwał głową na znak, że to chyba da radę przetłumaczyć i też spojrzał na drugą z koleżanek by sprawdzić czy ta coś by chciała wiedzieć w tej kislevskiej sprawie. Dziewczyna i granatowych włosach zamyśliła się patrząc gdzieś w narożnik sufitu i nagle uśmiechnęła się po łobuzersku.

- A jak by były “Czy lubisz dziewczyny?”. Albo nie… “Czy mogę cię umyć?”. Jakby lubiła kręcące się przy niej łaziebne to chyba byśmy się dogadały. - Łasica zrobiła mądrą minkę ale wyglądała i mówiła zbyt błazeńsko by traktować ją poważnie. Więc rozbawiła kuternogę bo ten kręcił głową coraz bardziej aż w końcu roześmiał się na całego. - No co? To poważne pytania są. Bardzo mnie to interesuje. Z czego się śmiejecie? - chyba jednak ich łotrzyca żartowała sobie na całego bo w końcu też przestała udawać i również się roześmiała. Wygłupiała się tak jeszcze chwilę aż i Kurt się uspokoił no i zaczął mówić w obcym języku. Powoli i po jednym zdaniu by dziewczyny mogły powtórzyć i mniej więcej wiedziały co oznacza takie zdanie.

Alkohol miał tą magiczną moc, która sprawiała iż człowiek nagle pojmował większość języków. Podobnie było i tym razem. Trwało to dłuższa chwilę ale końcu obie kultystki były w stanie powtórzyć każde ze zdań. Zdawało się nawet, że nabrały odpowiedniego akcentu. Wszystko jednak zweryfikują realia. Kiedy to przyjdzie im rozmawiać z seksowną norsmanką.

- Wydaje się to prostsze niż myślałam. - kislevski miał w sobie swoistą lekkość wymowy - A tak z innej beczki. Co wiesz o Czarnym i jego grupie? Gdzie mają rewir i na czym w mieście trzymają łapy? Mają wrogów? Przyjaciół? - zmiana tematu była tak nagła jaj zmiana pogody w tym rejonie Imperium o tej porze roku - To, że jest podejrzanym i niebezpiecznym typem to wiem. Chodzi mi raczej o szczegóły. - uściśliła dla pewności.

- Czarni? Oj dziewczyno… - stary bosman machnął ręką jakby szkoda było wymieniać w czym Czarni nie są umoczeni wsadzając swoje czarne łapy. - Od dwóch czy trzech sezonów Czarni rządzą po tej części rzeki. Trzymają za pysk inne bandy. Więc każda z nich chętnie by zajęła ich miejsce. Ale są za słabi a Czarny jest za sprytny by komuś udało się fiknąć. A jak ktoś próbuje to jego ludzi połamią rączkę tu, nóżkę tam, zdemolują coś komuś, zabiorą kogoś dla okupu a jak nie pomaga no to potem znajduje się takim odpornych na wiedzę w rzece albo w porcie. - marynarz z drewnianą nogą machnął ręką jakby to nie było nic specjalnego. Właściwie to nie było. Versana kojarzyła, że w Marienburgu półświatek też rządził się podobnymi prawami. Zresztą Łasica milcząco pokiwała głową na nieme potwierdzenie słów kolegi.

- Więc pewnie każda z pomniejszych band chętnie by obaliła dominację Czarnych no ale są za słabi by mu fikać. Poza tym nowych trupów zbyt często w porcie nie znajdujemy to chyba jest tam między nimi względny spokój. - kuternoga skupiał się na porcie i w nim głównie żył i działał. Więc widocznie resztę miasta i układów znał nie bezpośrednio. Ale na tyle długo tutaj żył i mieszkał, że zdołał zebrać kolekcję plotek i pogłosek.

- Czarni zbierają swoją dolę od innych. I przekazują ją Herr Grau. Więc jak ktoś płaci haracz w terminie to jak dodatkowy podatek. Płaci i właściwie ma spokój. Jak się spóźnia no to wtedy Czarny wysyła swoich ludzi. - łotrzyca dopowiedziała co nieco jak to wyglądają te niejawne relacje pomiędzy różnymi bandami w tym mieście. Przynajmniej w ogólnych zarysach.

- Kiedyś słyszałem, że lubili chodzić do “Syrenki”. Czarni. Ale nie wiem czy to prawda i czy nadal tam chodzą. - powiedział wspominając o jednym z zamtuzów w mieście. Łasica pokiwała głową dając znać, że wie o który chodzi. Zresztą jej koleżanka też kojarzyła gdzie to jest, wejście jak do sklepu tylko parę stolików dla czekających gości bo właściwe atrakcje czekały tam gdzie normalnie było zaplecze. Ale tyle było widać przez okna z ulicy.

- Garść przydatnych informacji. Dziękuję. - Ver dopiero teraz zorientowała się, że flaszka stoi już do połowy pełna. Trochę ją to zdziwiło, bo sama wypiła nie za wiele, Łasica również nie należała do miłośniczek tak mocnych trunków a Kurt siedział tak trzeźwy jakby pił herbatę a nie wodę ognistą.

- A wiesz… tak teraz myślę sobie o tej nieszczęśniczce zamkniętej w kazamatach. - nagle pewna myśl jakby rozjaśniła jej zachmurzony horyzont domysłów - Wiesz może albo znasz kogoś kto posiada rozleglą wiedzę na temat miejskich kanałów? Jakieś mapy z zaznaczonymi wejściami i wyjściami? - temat wydał się jej naprawdę sensowny - A jakby tak spróbować wejść do tych kazamat nie drzwiami frontowymi a raczej od zaplecza czy tam od spodu? - spoglądała z zaciekawieniem na swoich dwóch kompanów.

Oboje jej towarzyszy popatrzyło na siebie pytająco. O tym chyba nie pomyśleli. Zastanawiali się chwilę każde na własną rękę. - To chyba z jakimiś kanalarzami trzeba by pogadać. - odparł niepewnie Kurt. Najwyraźniej temat miejskiej kanalizacji nie był jego konikiem. Łasica po chwili zastanowienia pokiwała głową na znak, że raczej nie doda nic więcej od siebie w tej kwestii.

- Warto więc chyba pójść tym tropem. - mimo niezbyt wielu informacji otrzymanych od współkultystów Versana stwierdziła iż temat jest wart głębszego przeanalizowania - Nie znacie więc nikogo zaufanego kto mógłby nam pomóc w tej sprawie? To dość… Hmmm… delikatny temat. Sami zresztą wiecie.

Oboje znów się chwilę zastanawiali. Pierwszy odezwał się stary bosman. - Słyszałem, że kiedyś ludzie starego Franza szmuglowali coś kanałami. Ale to raczej tutaj w porcie, ze statku albo na statek a nie w głębi miasta. - odparł w zamyśleniu kuternoga i po chwili pokręcił głową, że nic więcej pokrewnego w temacie tych kanałach mu nie bardzo przychodzi do głowy.

- Ja słyszałam, że kiedyś taki jeden wziął się za trzy siostry. Miał coś do nich dorobiły mu rogi czy jego bratu. Nie pamiętam już. W każdym razie podobno je porwał i ukrył gdzieś w kanałach. Straż i różni ludzie ich szukali po tych kanałach ale nikogo nie znaleźli. - łotrzyca też znała jakąś historię związaną z kanałami ale mówiła wolno jakby sobie z trudem przypominała detale tamtej sprawy. Versana po chwili zastanowienia musiała przyznać, że wcześniej kanały ją nie interesowały pod żadnym względem więc temat był jej osobiście kompletnie nieznany.

- A gdzie tego starego Franza mogłabym spotkać? Jesteś w stanie nas z nim skontaktować? - informacja zaciekawiła Versane. Szczególnie, że Kurt wydawał się znać osobiście mężczyznę, o którym wspominał.

- Pamiętasz co to za jeden? Jak się nazywał? Cokolwiek. - czarnowłosa dama liczyła na to iż jej przyjaciółką wygrzebie gdzieś z zakamarków swojej pamięci choć jeszcze jeden szczegół związany z porywaczem.

- Tak, wtedy co mówię to Franz prowadził oberżę “Pod wielorybem”. Ale to było parę lat temu, nie wiem czy jeszcze ją prowadzi. - kuternoga z tym akurat nie miał kłopotów. A Versana tą tawernę nawet znała bo była niedaleko jej portowego magazynu. I raczej nie cieszyła się zbyt dobrą opinią. Typowa mordownia dla rybaków, marynarzy i dokerów.

- Te siostry to mówili na nie 3G. Bo każda miała imię zaczynające się na G. Greta, Gudrun… A tej trzeciej nie pamiętam. Tą Gretę trochę znałam. Aha, bo to wszystkie trzy dziwki były. Dlatego straż miejska specjalnie się z początku nie kwapiła. Nigdy się nie śpieszą jak chodzi o jakąś dziwkę. Co innego jak jakaś panna z dobrego domu to zaraz afera na całe miasto. A ten szaleniec to Hugo… Albo Bruno… Jakieś takie krótkie imię miał. Musiałabym popytać. - dziewczyna z granatowymi włosami zmarszczyła nosek i brwi na znak, że wysila pamięć. No i z trudem ale coś tam sobie przypomniała.

- Znakomicie. - Versana wiedziała już całkiem dużo. Był to dobry początek do wszczęcia poszukiwań i zbierania kolejnych informacji związanych z kanałami.

Na środku stołu stała pusta butelka i tylko Kurt zdawał się nie poczuć efektów jej opróżnienia. Przed kultystkami czekała jednak dość intensywna reszta wieczoru i mimo najszczerszych chęci musiały się zbierać. Podziękowały rozweselone gospodarzowi i ruszyły w jego asyście ku wyjściu. Na zewnętrznej było wciąż nieprzyjemnie. Miało je jednak co grzać. Przed zejściem z pokładu pożegnały się raz jeszcze z kapitanem w kultystycznym zwyczaju i zniknęły za burtą.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-10-2020 o 10:43.
Pieczar jest offline  
Stary 24-10-2020, 03:30   #97
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; "Pod pełnymi żaglami"

- Pewna młoda arystokratka wiele by dała by móc ją spotkać i zamienić z nią kilka zdań. - nikczemny uśmieszek pojawił się na twarzy ciemnowłosej wdowy - Z resztą jak tylko uda się nam odnaleźć panią kapitan o wszystkim się dowiesz przy okazji rozmowy z nią. - przeciskały się pomiędzy gośćmi. Pora sprzyjała dużej frekwencji więc przedarcie się przez tłum ludzi było nie lada wyczynem i nie lada okazją do zarobku dla wprawionego w fachu kieszonkowca.

---

Obie stały obserwując jak gawiedź hucznie opija dzień świąteczny oraz nie dość zrozumiały dla wdowy sukces seksownej piratki. Nie dzieliło ich od załogi de la Vegi więcej niż sześć kroków. To zaś dawało Versanie pewność iż jej słowa pomimo hałasu jaki powodowali pijani mężczyźni i kobiety zostaną usłyszane wystarczająco wyraźnie by je zrozumieć.

- Stawiam pięć karlików, że piętnastu świecom nie podołasz! - mówiła lekko podniesionym głosem chcąc zwrócić na siebie uwagę gdyby ta dość wygórowana stawka już tego nie uczyniła - Pani Kapitan! - dodała. Wdowa była całkowicie świadoma, iż wilki morskie lubią gdy zwraca się do nich po tytule. Podkreślając tym samym ich status i pozycję. Zasada ta sprawdzała się zawsze gdy właścicielka kompani handlowej prowadziła pertraktacje bezpośrednio związane z prowadzeniem interesu. Nigdy jednak się nie złożyło, żeby po drugiej stronie stała kobieta. Do tego tak atrakcyjna i władcza. To zaś rodziło pewne niedogodności. Urok i wdzięk kultystki w tym przypadku niekoniecznie musiały działać na jej korzyść. Jest jednak kilka rzeczy, które łączą wszystkich marynarzy. W tym przypadku było to złoto jak i pewnego rodzaju wyzwanie. Wilczyca nie mogła przecież okazać przed całą swoją załogą słabości. Wdowa zaczęła się nawet zastanawiać, która z tych rzeczy była dla prawdziwego żeglarza cenniejsza. Zarobek czy honor.

Gdy czarnowłosa się odezwała zwróciła na siebie uwagę całego otoczenia. W tym także zgrabnej pani kapitan co już czyściła szablę jakby miała zamiar kończyć popisy. Ale podniosła głowę znad swojej broni by przypatrzeć się z zaciekawieniem na tą co się odezwała. Towarzystwo zaś bardzo chętnie podchwyciło kolejny etap zabawy.

- 15 świeczek! 15 świeczek! Pani kapitan! 15 świeczek! - ten sam marynarz co wcześniej zapowiadał poprzedni występ teraz podchwycił wyzwanie i rozemocjonowany patrzył na przemian to na swoją kapitan to na tą co rzuciła wyzwanie.

- 15 świeczek? A co stawiasz? - kapitan de la Vega miała jednak nieco bardziej opanowaną głowę. Chociaż głos i uśmiech świadczył, że jest w dobrym humorze. Ale pewnie dla zasady nie specjalnie chciało jej się machać szablą dla czyjejś zachcianki.

- Tak jak mówiłam. Pięć błyszczących złotych monet za piętnaście ściętych świec, których knoty wciąż będą się palić żywym ogniem. - mówiła niczym zawodowa hazardzistka - Zanim jednak pokażesz na co cię stać. Powiedz co ty stawiasz? - spojrzała chłodno i bez emocji.

- 5 karlików za 15 świeczek? - kapita de la Vega powtórzyła warunki zastanawiając się. Spojrzała na stół, na swoją załogę jakby coś szacowała. - Jak mi się uda dajesz te 5 karli. Jak się nie uda to… - pani kapitan chyba się namyśliła ale niespodziewanie w słowo weszła jej Łasica.

- To z nami zatańczysz! - zawołała tak radośnie i niefrasobliwie, że zabrzmiało jak żart. I chyba tak spora część słuchaczy to potraktowała, jak jakieś wygłupy. Pani kapitan też się uśmiechnęła kręcąc z rozbawienia głową. Chyba sama jeszcze nie wiedząc co począć z taką błazeńską propozycją.

- I postawisz po kolejce. - dodała coś od siebie - Nam i swojej załodze. - rzuciła pobieżnie wzrokiem po hałastrze siedzącej przy długiej ławie - Kto słyszał, żeby tańcować na trzeźwo. To grozi kalectwem albo i czym gorszym. - dostosowała ton i słownictwo do grona w jakim przyszło się im obracać.

Od stołu podniósł się aplauz załogi która przy takich stawkach nie mogła być właściwie stratna. Albo ich kapitan wygra dla nich karliki które wspólnie przepuszczą albo ich kapitan przegra no i też postawi im kolejkę. A przy tym będzie musiała tańczyć z tymi dwoma obcymi dziewczynami. Nie było się co dziwić, że przyjęli taki zakład z aplauzem. Kapitan de la Vega uśmiechała się chociaż na jej dość ostrych i stanowczych rysach też błąkał się nieco rozleniwiony uśmieszek.

- Dobra niech będzie. Przyjmuję! - zgodziła się wreszcie znów wywołując falę radości, że nie zawiodła swojej załogi. Zaczęły się przygotowania gdy znów donoszono, ustawiano i zapalano świeczki albo wyrzucano pod stół te które się już do niczego nie nadawały. W końcu jednak w rządku stanęło 15 zapalonych świeczek. Versana i Łasica miały okazję podejść bliżej do stołu, nieco z boku by lepiej widzieć całe widowisko. A kapitan znów wyjęła swoją szablę i ustawiła się z uniesioną bronią.

Sala na chwilę zamarła. Zwłaszcza ta przy załodze nietuzinkowej kapitan. Zrobiło się wyraźnie ciszej gdy goście z okolicznych stołów też zaczęli obserwować to widowisko zmagania się z rzędem kilkunastu świeczek. Wreszcie szabla znów świsnęła i sieknęła przez woskowe cylindry. Te znów spadły i potoczyły się po stole… ale nie wszystkie. Kapitan coś krzywo obliczyła cios i cięcie poszło pod zbyt ostrym kątem wbijając się w stół zamiast przelecieć tuż nad nim. W efekcie z połowa świeczek chociaż sie zatrzęsłą, niektre się przewróciły ale nie zgasły i zostały w całości.

- Szlag… - mruknęła de la Vega spoglądając kwaśno na ten efekt swojej porażki i na ponownie ubrudzoną woskiem szablę. Chyba nie tego oczekiwała i miała trochę niewyraźną minę. Za to jej załoga a nawet Łasica podnieśli radosną wrzawę i zaczęli bić brawo.

- Może następnym razem. - wesoła wdówka podsumowała nieudany trik przemytniczki - Przejdźmy jednak do rozliczenia. - szeroki uśmiech rozpromienił jej smukła twarzyczkę - Czekajcie! Słyszycie to?! Czyżby nadciągała SUSZA?! - dość wymownie spoglądała to na przegraną to na jej załogę.

Zrobił się przyjemny dla ucha harmider ludzkich śmiechów i głosów. Uciszony dopiero po tym jak kapitan podniosła ręcę w pałzującym geście każąc im się uciszyć. I widać było, że ma posłuch bo w parę chwil zrobiło się znacznie ciszej. A ona wtedy odwróciła się w stronę szynkwasu, gwizdnęła na dwóch palcach, po męsku i marynarsku, tak jak to czasem robiła Łasica. Gdy zwróciła na siebie uwagę obsługi zawołała głośno.

- Kolejka dla wszystkich przy tym stole! - zawołała gromko i znów wzbudziła wesołość swojej załogi. Ci stukali dłońmi w blat stołu i śmiali się wesoło z tej zabawy. - Siadajcie. - de la Vega zaprosiła słowem i gestem obie nieznajome do wspólnego stołu. Akurat z jej jednej strony było odpowiednio miejsca dla nich obu.

Dziewczęta spoczęły więc wygodnie. Ekipa witała je niemal z królewskimi zaszczytami. W końcu to dzięki tym jeszcze obcym dla nich damom zawdzięczali darmowy napitek i odrobinę atrakcji.

Kelnerka uwijała się szybko niczym łania. Po paru chwilach przyniosła tacę a na niej szereg drewnianych kufli po brzeg wypełnionych wonnym i spienionym trunkiem. Nie trzeba było długo czekać na reakcję biesiadników. Kufle poznikały w mgnieniu oka, szukając się następnie o siebie na stole w owacjach i toastach wznoszonych a to na cześć dwóch brunetek a to na część pani kapitan.

Kultystkom miło się to obserwowało. Łasica wyglądała i zachowywała się tak naturalnie, że gdyby nie odmienny strój. Można by ją wziąć za jedną z nich. Czuła się po prostu jak ryba w wodzie mimo, że była raczej szczurem lądowym. Versana jednak postanowiła wykorzystać ten moment i zagadać do szmuglerki.

- Twoje zdrowie. - uniosła kufel a następnie upiła spory haust - Cieszy mnie to, że w końcu się spotykamy. - postanowiła rozpocząć jakimś optymistycznym akcentem - Jak to się mówi: "Nie chciała przyjść góra do krasnoluda, to krasnolud przyszedł do góry". - mimo dość dużej wrzawy kobiety mogły rozmawiać dość swobodnie nie musząc aż nadto unosić głosu - Z resztą gdzie moje maniery. Versana van Darsen. Milo mi w końcu poznać jedyną w mieście kobietę kapitan. Przyznam, że nie spodziewałam się tak pięknej i zwinnej babki.

- Too tyy? - ciemnowłosa kapitan zamrugała oczami i zbystrzała dokładniej obrzucając sylwetkę siedzącej obok kupieckiej wdowy. Zareagowała jakby samo nazwisko coś jej mówiło. - Więc tak wygląda pani van Drasen co wysyła do mnie liściki a potem spławia moich ludzi od swojego progu bo mam się jej pokłonić osobiście? - zapytała mimo wszystko dość cierpko. Może by zapytała ostrzej czy mniej przyjemnie ale widocznie ta cała zabawa ze świecami i dobry humor jakoś przedstawił wdowę w nieco lepszym świetle.

- To było nieporozumienie! Ten służacy źle zrozumiał polecenie. Nie jest zbyt bystry. Bardzo przepraszamy za to nieporozumienie, bardzo nam zależało na tym by spotkać taką wspaniałą kapitan osobiście więc bojąc się, że tamten tępak mógł wszystko zepsuć postanowiłyśmy cię odnaleźć osobiście. - Łasica wykazała się szybkim refleksem i zaimprowizowała jakieś wyjaśnienie nachylając się bardziej nad stołem by spojrzeć na ciemnowłosą kapitan.

De la Vega popatrzyła na nią jakby trawiła jej słowa w końcu może nie do końca przekonana ale chyba dała temu spokój bo machnęła ręką i uniosła swój kufel do góry jakby to zamykało tamtą sprawę.

Versane wciąż nieco dziwiły a zarazem denerwowały zwyczaje panujące w kręgu kapitanów. Środek Mrozu, port popadł w letarg, roboty brak a ci wciąż nastroszeni jak pawie. W przypadku Rosy mogło to jednak świadczyć o tym, iż pogłoski mówiące o jej ciemnej stronie są prawdziwe i seksowna pani kapitan dorabia niezłe pieniądze gdzieś na boku. Wszystko jednak powinno wyjaśnić się z czasem.

- Czasami firmament musi się zatrząść by dwie góry się ze sobą zeszły. - zaczęła filozoficznym pojęciem, które kiedyś wyczytała w jednej z książek - Innym razem wystarczy zaś tylko jeden przygłupi osiłek. - dodała śmiejąc się w głos i stukając swoim kuflem o kufel de la Vegi - Skoro więc już wiemy kim jesteśmy. Może warto przedyskutować temat z którym pisałam do ciebie list, kapitanie? - spojrzała chytrze uśmiechając się lisio - A może wpierw mała partyjka w kości bądź karty? - Ver wiedziała, że wilki morskie kochają hazard. Wiedziała również, że jej rozmówczyni nie odmówi sobie możliwości dowartościowania swojego ego, które kilka chwil wcześniej zostało tak mocno nadszarpnięte przegranym zakładem.

- A przypomnij mi jaka to była sprawa? - ciemnowłosa kapitan spojrzała na siedzącą obok ciemnowłosą wdowę. Zmrużyła nieco oczy jakby jej pamięć szwankowała w tej materii albo wolała po prostu usłyszeć to na własne uszy niż czytać krótką notatkę na papierze. Machnęła zaś ręką i jeden z marynarzy siedzących po drugiej stronie stołu podał małą sakiewkę która brzęknęła sucho ale raczej nie monetami.

- I o co chcesz zagrać? - zapytała oficer spokojnie rozplątując węzełek tej skórzanej sakiewki z wyszytym wzorem koła sterowego.

- Miałyśmy zatańczyć. Wygrałyśmy taniec z tobą pani kapitan. - do rozmowy znów wtrąciła się Łasica przypominając o drugiej części umowy zakładu z 15-ma świeczkami.

- No tak. Ale tańczyć dziewczyna z dziewczyną? - de la Vega zwróciła uwagę na ten fakt. Co prawda były takie tańce co tańczyli tylko mężczyźni, i tylko kobiety ale i takie które dedykowane były mieszanym parom i zestawom. Ale w parach tańczyli partnerzy tej samej płci zwykle wtedy gdy nie było partnera przeciwnej a tutaj męskich partnerów było co niemiara.

- No cóż… Z dziewczynami się zakładałaś pani kapitan… - Łasica rozłożyła ręcę, że nie upiera się no ale jeśli pani kapitan nie chce wyjść na gołosłowną…

- Dobra. Co tam. Robiłam już bardziej szalone rzeczy. - Rose machnęła znów ręką i upiła ze swojego kufla podobnie jak poprzednio a potem wstała od stołu, strzeliła obcasem jak przy jakimś zawadiackim salucie i wyciągnęła rękę dla partnerki. Akurat pośrodku by każda z dwóch nowych znajomych mogła je złapać. Łasica szybko puściła pytające spojrzenie przyjaciółce która z nich ma iść na pierwszy ogień.

- A kto zabroni zatańczyć nam w trójkę? Noc jest nasza! Zdrowie pani kapitan! - Versana podniosła się i gromkim głosem wzniosła kolejny toast unosząc kufel. Następnie upiła z niego kolejny łyk i złapała za jedną z wyciągniętych dłoni Rosy.

- Pokaż co potrafisz. Obyś tańczyła lepiej niż ścinała świeczki. - rzuciła zaczepnie. Był to jednak żart, co doskonale można było odczytać w wesołej mimiki twarzy seksownej brunetki.

- Do interesów wrócimy później. - dodała na koniec.

Takiego obrotu sprawy pani kapitan się chyba nie spodziewała. Jej załoga też nie. Ani nawet Łasica. No ale przynajmniej ta ostatnia potrafiła reagować elastycznie więc szybko ze swojej strony złapała ciemnowłosą oficer za drugie ramię i zajęczała prosząco jak mała dziewczynka prosząca o coś swoją mamę. - Oj, tak! Bardzo prosimy! - zajęczała słodko no i w końcu pani kapitan machnęła na to ręką śmiejąc się wesoło i kręcąc głową z niedowierzaniem.

A potem we trzy poszły na parkiet w tany. Było trochę dziwnie na trzy osoby więc dość szybko im wyszła zabawa w odbijanego. Pani kapitan na zmianę tańczyła to z jedną to z drugą partnerką. Czasem kręcąc z nimi kółka z każdą pod jednym ramieniem. Zabawa okazała się przednia i na tyle nietuzinkowa, że chyba stały się główną atrakcją wieczoru. Orkiestra widząc co się dzieje świetnie wczuła się w sytuację grając jakiś skoczny kawałek w sam raz do takiego żwawego tańca a widownia śmiała się i kibicowała. W końcu na koniec pląsów jak na oficera przystało pani kapitan po szarmancku ujęła dłoń każdej ze swoich partnerek całując ją i dziękując za taniec.

- A teraz moje drogie panie zapraszam do stolika. Zgrzałam się okrutnie i muszę przepłukać gardło. - Rosie wystawiła swoje ramię dla każdej z partnerek jak zwykle czynili to mężczyźni w takich sytuacjach. Tylko zwykle odprowadzało się tak jedną partnerkę. A tak wróciły we trzy na swoje miejsca i wydawało się, że wszystkie trzy są w świetnym humorze i zarumienione po tej zabawie na środku sali. Nawet dostały trochę oklasków z różnych stolików za te taneczne popisy.

- Jak manewrowanie łodzią idzie ci równie sprawnie co partnerkami w tańcu. To większość mężczyzn powinna odczuwać w obu tych sferach zazdrość i zażenowanie. - zagaiła gdy już wszystkie usiadły z powrotem przy stole. Zimny trunek był niczym balsam na obolałe ciało. Przynosiła ukojenie mimo swej raczej lichej jakości. Brunetka opróżniła więc niemal cały kufel na raz. Z resztą podobnie jej obie towarzyszki tańca.

- To żeby dopełnić całości. Gdy zmęczyłyśmy ciało. Pomęczmy teraz nasze głowy. - spojrzała z chytra iskrą w oku w kierunku Rosy - Partyjka? A może trzy? Dam szansę odegrać się pani kapitan. - uśmieszek który pojawił się na twarzy Versany był zarówno zaczepny jak i uprzejmy.

- Widzę, że jesteś pewna siebie. - ciemnowłosa oficer uśmiechnęła się z przekąsem. I ona i Łasica też opróżniły swoje trunki więc tym razem na tą zgrabną kelnerkę gwizdnęła Łasica. - O. Umiesz gwizdać? - Rosie zdziwiła się jakby koleżanka Versany wzbudziła jej ciekawość.

- Bo ze mnie jest portowa dziewczyna. Tylko nigdy się nigdzie nie zaciągnęłam. Szczur lądowy jestem. - zaśmiała się wesoło łotrzyca patrząc jak palce pani kapitan rozplątują sakiewkę z której wysypała na stół kości.

- Nie zaciągnęłaś się? Szkoda. - kapitan też się uśmiechnęła i wzięła w dłoń całkiem ładnie wyrzeźbione kości. Z jakiegoś alabastru czy podobnie jasnego materiału. Przez co ciemne cyfry i wzorki były na nich bardzo ładnie widoczne.

- To chcecie grać? A o co gramy? - zapytała de la Vega bawiąc się trzymanymi w dłoni kośćmi i zerkając ciekawie na dwie nowe znajome.

- Jak wygram to przyjmiesz moje zlecenie za darmo. - wysunęła dość odważną propozycję - Jeżeli zaś przegram. W co wątpię. - spojrzała pewnie na oponentkę - Zapłacę ci podwójnie a ta obok mnie siedząca portowa dziewczyna wyszoruje twoją kajutę. - wiedziała, że niejako wkopała swoją przyjaciółkę. Była jednak pewna, że w razie przegranej ta nie powinna wznosić sprzeciwu w związku z ze służbą u tak kuszącej pracodawczyni. To zresztą mogło mieć swoje dobre strony. Łasica miałaby możliwość zinfiltrowania przemytniczki.

- Tak? - brwi pani kapitan uniosły się gdy zastanawiała się nad tą ofertą. Popatrzyła na rozmówczynię a potem na siedzącą obok niej koleżankę.

- Tak. Miałyśmy taką małą sprzeczkę i w końcu stanęło na tym, że do rana Ver jest moją panią i może mną dysponować do woli. Taka umowa. Też jesteśmy słowne. - Łasica rozłożyła bezradnie rączki na znak, że też uznają jakieś zasady i honorują swoje słowo a do tego jeszcze okrasiła tą wypowiedź słodko niewinnym uśmiechem.

- Tak? - brwi Rosie skoczyły jeszcze bardziej do góry słysząc taką odpowiedź ale łotrzyca potwierdziła do twierdzącymi ruchami swojej głowy. - No ciekawe… - mruknęła kapitan z zastanowieniem. - Ale co to za zlecenie? - niejako wróciła do bardziej biznesowego tonu spoglądając tym razem na Versanę.

- Powiedzmy, że piszę książkę i chciałabym abyś opowiedziała mi o kilku swoich najciekawszych przygodach. - odparła nie chcąc zrażać do tej informacji panią kapitan - Jednak nie tu i nie dzisiaj. - dodała ten dość istotny fakt. Versa musiała przecież ściągnąć do siebie młodą Kamilę.

- Praca łatwa i przyjemna. - wyciągnęła kufel z resztką piwa oczekując tego samego od przemytniczki jako swoisty znak akceptacji - Zapewniam dyskrecję, strawę i napitek, naturalnie.

- Piszesz książkę? - de la Vega zmrużyła brwi jakby trudno było w to jej uwierzyć albo zaskoczyła ją taka informacja. Zastanawiała się chwilę machinalnie bawiąc się kośćmi i może celowo a może przypadkiem upuściła jedną z nich. Wypadły 2 kropki i kapitan wpatrywała się w nie chwilę. W końcu wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

- A co tam. Robiłam już bardziej szalone rzeczy. Dobra! Możemy o to zagrać. - zgodziła się w końcu, zebrała wszystkie kości do kupy po czym stuknęła nimi głośno o stół dając znak, że gra się zaczyna. - Jesteście gośćmi to zaczynajcie. - cofnęła dłoń by kości były do dyspozycji obu sąsiadek.

- Szlag! - Versana nie ukrywała niezadowolenia z wyników - Doświadczenie robi swoje. Gratuluje. Twoje zdrowie pani kapitan. - mimo wszystko brunetka przyjęła przegraną jak przystało na damę - Wygląda na to, że każda z nas ma na koncie zarówno jedną wygraną jak i jedną przegraną. Nie wiem jak ciebie ale mnie to nie satysfakcjonuje. - kultystka przywykła do gier hazardowych. Lubiła tą nutkę adrenaliny i niepewności. Nie zamierzała skończyć i to nie tylko ze względu na niekorzystny wynik ale po prostu dlatego, że sprawiało jej to bardzo dużo przyjemności.

- Może więc ostatnia, rozstrzygająca na dziś seryjka? - starała się zagrać na odpowiednich strunach tak by Rosa choć chwilę zatańczyła pod tą melodie - Oczywiście stawką będzie co innego. - uśmieszek miał jedynie zachęcić do kolejnej rozgrywki.

- A co takiego? - co prawda nie grały o jakieś specjalnie wysokie stawki. Raczej o detale kolejnego spotkania. Ale mimo to gra całemu stołowi dostarczyła rozrywki. Albo jako graczom albo widzom. Ci co się mniej interesowali albo mieli zbyt daleko zajęli się sobą i swoimi sprawami. Ci bliżej mniej lub bardziej kibicowali tej grze. Łasica której kości coś najmniej sprzyjały też jakoś nie wydawała się przesadnie nieszczęśliwa. A pani kapitan chyba nawet taka drobna wygrana sprawiła przyjemność i satysfakcję.

- Jak wygram to powiesz mi co wiesz o miejskich kanałach. Jeżeli zaś przegram może w końcu uda ci się wygrać ode mnie te wcześniejsze pięć karlików. - raz się udało. Czemu więc miałoby się nie udać tym razem.

- Najpierw chcę moje 5 karlików co już wygrałam. - kapitan roześmiała się i postukała w blat stołu przed sobą. Po czym przerwała bo ta zgrabna kelnerka podeszła z pełną tacą rozstawiając kufle, kubki i szklanki. I pisnęła gdy niespodziewanie Łasica na odchodne klepnęła ją w jej zgrabny tyłek co z kolei wywołało uśmiech na twarzy łotrzycy i lekko zdziwione uniesienie brwi de la Vegi.

- No co? Ładna jest. Klepnięcie w tyłek ładnej kelnerki przynosi jej szczęście w napiwkach. Kelnerką też czasem jestem to wiem. - ciemnowłosa dziewczyna w skórzanych spodniach tłumaczyła się tak niewinnie i pewnie siebie jakby tłumaczyła jakiś tutejszy zwyczaj. Pani kapitan znów to chyba troszkę rozbawiło no ale dała sobie spokój z tym wątkiem.

- No to możemy zagrać o te kanały. - powiedziała jakby ta przerwa czy żarcik pomogły jej powziąć decyzję co do dalszej gry.

Versana uśmiechnęła się szeroko chwytając ponownie za alabastrowe kości. Dmuchnęła w dłoń i chwilkę pomachała nią w myślach prosząc Tzeentcha i Slaanesha o pomoc.

- W przypadku przegranej miałam Ci zapłacić dwa razy tyle za wywiad na wyłączność. - odparła zdecydowanie - W kości może mi nie idzie ale pamięć mam dobrą. Wpierw jednak zagrajmy o te kanały. - powtórzyła frazę po czym rzuciła kośćmi.

Znów rozegrały kilka partyjek. I tym razem partie były bardziej wyważone. Wydawało się, że co chwila wygrywa jedna z nich ale żadna nie mogła zdobyć wyraźnej przewagi. Odliczanie do ostatniego rozdania kurczyło się a wciąż żadna z trzech zawodniczek nie mogła zdobyć przewagi. Wydawało się, że każda z nich ma już swoich zwolenników i sekundantów przy stole. Co im kibicowali w całkiem wesołej atmosferze. Ale ostatecznie zdecydowały dwa ostatnie rzuty które pod rząd wygrała Łasica. Ku zaskoczeniu wszystkich bo poprzednio kości były dla niej najmniej łaskawe.

- Wygrałam?! O rany! Wygrałam! - teraz z kolei łotrzyca cieszyła się jak dziecko z tej wygranej puli. Pani kapitan też jej złożyła gratulacje a i kibice przy stole pozwolili sobie na żartobliwe komentarze. No a Łasica jako wygraną nie zastanawiając się zbyt wiele też chciała od pani kapitan jakieś wieści o tych kanałach jakie ma.

- Nie znam się na tych kanałach nic a nic. Ale znam człowieka co się na tym zna. - de la Vega wzruszyła ramionami pozwalając sobie na rozbrajającą szczerość. No a potem zaczęła tłumaczyć jak znaleźć tego człowieka. Łasica mrużyła oczy, kiwała głową, coś się dopytywała ale w końcu uznała, że wie gdzie go szukać i o kogo pytać.

Atmosfera w jakiej przebiegało spotkanie oraz to co ono przyniosło przerastało najśmielsze oczekiwania obu kultystek. Pozytywnie nawiązanie relacje zarówno z Rosą jak i jej załogą, perspektywa dalszej współpracy i masa rozrywki w postaci pląsów czy gier hazardowych spowodowały iż obie kochanki opuściły lokal późną nocą gdy to przeważająca część biesiadników już przybijała gwoździa siedząc przy ławie. Przed wyjściem trójka pięknych kobiet wymieniła się oczywiście wszystkimi niezbędnymi informacjami. Ver zapisała Rosie na kawałku papieru, który otrzymała przy szynkwasie swój adres oraz termin spotkania przypadający za dwa dni. Poprosiła też by ta przybyła sama i jeżeli sobie życzy to przyjedzie po nią powozem. Łasica z uśmiechem na ustach dopytała się o termin odpracowania swojej przegranej. Jej ochoczość i entuzjazm nieco zaskoczyły panią kapitan. Mimo wszystko umówiły się na najbliższy dzień wypieków. Nareszcie na koniec to Rosa powiedziała owdowiałej przedsiębiorczyni z kim powinna się skontaktować w sprawie podmiejskich kanałów.

Jak przystało na marynarską brać. Wszyscy pożegnali się gromkim "Ahoj" i rozeszli w swoje strony. Niedobitki tej syto zakrapianej posiadówy dźwigali pod pachami tych, którzy niedomogli podśpiewując przy tym wesoło dość mocno rubaszne szanty. Nawet Łasica zdała się podłapać te niezbyt przyzwoite teksty i przez większość powrotnej drogi to nuciła to pogwizdywała melodie. Kobiety rozstały się na kilka skrzyżowań przed kamienicą Versany, która na rozchodne zapytała przyjaciółki czy ta nie miałaby ochoty pójść z nią następnego a w sumie to tego samego dnia wieczorem do "Sierpa i młota" w ramach wybadania towarzystwa.

---

Mecha 27

Atak na świeczki (de la Vega): Kostnica 96 > porażka

Przekonywanie Łasicy (vs de la Vega): Kostnica 62 > m.suk

Gra w kości (de la Vega): Kostnica 39 > INT 45+10 = 55 - 39 = 16

Gra w kości (Łasica): Kostnica 69 > INT 45/2 = 22 - 69 = -47

Gra w kości (Versana): Kostnica 57 > INT 55 - 57 = -2

Gra o kanały (de la Vega): Kostnica 80 > INT 45+10 = 55 - 80 = -25

Gra o kanały (Versana): Kostnica 76 > INT 55 - 76 = -21

Gra o kanały (Łasica): Kostnica 34 > INT 45/2 = 22 - 34 = -12
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-10-2020 o 11:05.
Pieczar jest offline  
Stary 24-10-2020, 15:40   #98
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2519.I.17; wlt (1/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; pustostan; kryjówka Strupasa
Czas: 2519.I.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze domu, półmrok, chłodno na zewnątrz jasno, d.si.wiatr, zachmurzenie, siar.lód



Strupas (17/17)



Gdy garbus wygrzebał się ze swojego ulubionego barłogu doszedł do wniosku, że ten sen i odpoczynek mu pomogły. Czuł się lepiej. Sen, ciepłe jedzenie i ciepłe posłanie pomogły przegnać mróz kniei jaki zagościł w jego członkach. No i teraz czuł się lepiej. Chociaż jak wstał poczuł nieprzyjemny chłód panujący poza barłogiem. Wczoraj już nie miał siły palić w piecu. No i wychłodziło się. Za oknem też wiatr znów zamiatał ulicę wzbijając tumany zimnego puchu a niebo ponurymi chmurami wisiało ponad dachami grożąc, że coś z nich zaraz sypnie. Więc mimo wszystko wewnątrz i tak było przyjemniej niż na zewnątrz.

Kręcąc się po swoich kątach i szukając czegoś do jedzenia Strupas mógł sobie przypomnieć swoją rozmowę ze Starszym z wczoraj. A może z przedwczoraj? Przez to spanie trochę nie do końca był pewny ile czasu minęło.

- Strupasie, jeśli się nie czujesz na siłach to dziewczęta spróbują załatwić sprawę z tymi węglarzami. Ale zwróć uwagę, że nie musisz tym swoim kolegom mówić o nas. Możesz im powiedzieć cokolwiek uznasz za stosowne. - więc ich zamaskowany mistrz uznał co prawda rację garbusa, że lepiej nie rozpowiadać postronnym o ich tajnych spotkaniach na starej kodze ale przecież można było im powiedzieć cokolwiek. Ale ostatecznie nie nalegał zostawiając decyzję jemu. Ale z tego co mówił wynikało, że Łasica i Versana są dość mocno zainteresowane i zaangażowane ściągnięciem Normy do ich grona. Zresztą chyba potem nawet Versana u niego była. Wczoraj? Przedwczoraj? Teraz to już nie był pewny. Ale rzeczywiście pofatygowała się tutaj aby zapytać czy by im pomógł coś wymyślić z Dimitrim i jego kolegami.

Natomiast Starszy był bardzo zadowolony z niego i jego propozycji kontaktów z osadą odmieńców. Miał przygotować ten list dla Kopfa i Opal który Strupas miał im dostarczyć. Zgodził się z garbusem, że jeśli myśleć o nawiązaniu cieplejszych relacji z odmieńcami i zacząć wymianę handlową no to dobrze zacząć od głowy. Wyglądało więc na to, że ich mistrz zostawił mu wolną rękę w roli pośrednika pomiędzy obydwoma grupami. No jak nabierze sił. Ale i przygotowanie takich zapasów i listów też musiało zająć parę dni. A i odmieńcy jak na razie nie znali żadnych punktów kontaktowych więc znów trzeba by zasuwać przez tą leśną, zaśnieżoną dzicz aż do ich obozu.

- Od czego zacząć… - zamaskowany mężczyzna zamyślił się gdy padło pytanie o służbę Nieczystemu. Swoim zwyczajem przeszedł kilka kroków nim się znów odezwał. - Nasz Ojczulek kocha nas wszystkich. Każde życie. I te małe i te duże. Uwielbia jak takie życie się rozwija i toczy swobodnie. Spójrz na nasze dwie ślicznotki. - lider zboru mówił z przekonaniem i w pewnym momencie wskazał wzrokiem na Łasicę i Versane które rzeczywiście odznaczały się ponadprzeciętną atrakcyjnością.

- Są piękne. Ale to żadna sztuka zachwycać się i kochać tak efektowne piękno widoczne na pierwszy rzut oka. A nasz Ojczulek kocha każde życie. I twoje i moje i każdego tutaj. A także to życie które nas otacza, to na jakie nie zwracamy zazwyczaj uwagi. Rozwój takiego życia jest mu miły, troszczy się o nie jak dobry ojciec, cały czas coś poprawia, zachwyca go gdy jego dzieci rozwijają się swobodnie i bez skrępowania. - Starszy mówił z pasją do idącego obok kultysty. Mówił o Nieczystym z wyraźnym szacunkiem i miłością. Jakby zachwycała i pasjonowała go dobroć i miłosierdzie Ojczulka jakie okazywał swoim dzieciom. W końcu położył dłoń na ramieniu rozmówcy.

- Przyznam, że mam pewien plan jaki powinien być miły Ojczulkowi. No ale ta sprawa z uwięzieniem naszej siostry w kazamatach mocno pokrzyżowała mi plany. Dlatego wolałbym się tym zająć by móc dokończyć resztę tych planów. Ale Strupasie mam nadzieję, że za tydzień będę miał coś dla ciebie. - więc wyglądało tak jakby ich wódz potrzebował czasu na przygotowania tej służby dla Nieczystego i odłożył sprawę do następnego zboru. A na razie Strupas znalazł coś do jedzenia i musiał jakoś coś zrobić z resztą dnia.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło, na zewnątrz jasno, d.si.wiatr, zachmurzenie, siar.lód



Sebastian (12/12)



Młody cyrulik wstał tego poranka później niż zwykle. Pewnie z powodu pogody ostatniego wieczoru. I właściwie drugiej połowy dnia. Nałaził się przez te zaśnieżone miasto, wiatr go wychłostał, mróz wymroził i w dzień jak szukał kontaktu z Weberem a potem jak w nocy wracał do siebie od Lukasa. To już chyba koło północy było. Zresztą sam Lukas był zaskoczony tak późnią wizytą. Gdy Sebastian zastukał do jego drzwi światła były już pogaszone. W końcu jak przyszedł do “Trzech żagli” to był wieczór, jak opuszczał karczmę to późny wieczór no to ludzie pracy już raczej spali czy kładli się spać. No i sama wizyta u Lukasa chociaż może niezbyt długa to późna więc gdy Sebastian się z nim pożegnał to właśnie chyba mogło być już nawet po północy. Do tego trafił na opady gęstego śniegu, że widać było może na jeden zarys domu do przodu. I jeszcze bardziej go to wymęczyło. No to i musiał odespać przez resztę nocy i dzisiaj wstał później.

- Gdzie zimują marynarze? - wczoraj rozbudzony doker przecierał twarz by ją pobudzić. Usiedli przy stole w kuchni przy jednej świeczce z jaką gospodarz otworzył w końcu gościowi drzwi.

- Wszędzie. Na mieście. Najwięcej przy porcie no ale ogólnie to wszędzie. Nie ma jakiejś reguły. - doker chyba nie bardzo mógł zrozumieć sens pytania. Albo powodów dla jakich cyrulik o to pytał w środku nocy. Potem nieco się rozbudził to stał się bardziej rozmowny. Jak wygląda zima w porcie? Normalnie. Zbyt wiele roboty nie ma. Więc na statkach są tylko szkieletowe załogi by dopilnować porządku, zgarniać śnieg, dokonywać drobnych napraw. Zwykle nic wielkiego. Jak się coś przydarzy większego to najwyżej ściągają resztę. A reszta spędza ten czas na mieście. Tutejsi po prostu są w swoich domach ze swoimi rodzinami. Więc robią to co inni. Ci co pochodzą spoza miasta mieszkają po pensjonatach, tawernach i u znajomych, często u innych lokalnych marynarzy. Wyglądało na to, że poza tymi szkieletowymi załogami zdecydowana większość jest rozproszona po mieście wedle indywidualnych możliwości i upodobań.

- A z robotą ciężko to każdy szuka czegokolwiek by zarobić. Zima ciężki czas i dla załóg i dla nas. - Lukas westchnął na to skaranie losu. Jak na te zimowe miesiące port zamierał. Więc szeregowi ludzie morza ratowali się jak mogli. Najmowali się jako tragarze, pracownicy magazynów, kto mógł próbował sie zaczepić w karczmie czy u jakiegoś rzemieślnika, pójść na służbę do jakiegoś pana to w ogóle był rarytas. Morscy wojacy próbowali swych sił jako ochroniarze czy najemnicy. No każdy ratował się jak mógł. Oficerowie mieli lżej. Mieli pieniądze, większość tutejszych miała swoje domy i rezydencje to czekali w nich do wiosny na nowy sezon.

- Jak szukasz kogoś konkretnego to najlepiej byś wiedział z jakiej jest załogi. To wiele ułatwia. Jak to kapitan to może mają go w rejestrze kapitanatu. No jak nie kapitan to już niekoniecznie no ale możesz spróbować. - poradził mu domyślając się widocznie, że cyrulik kogoś próbuje odnaleźć. Jakoś przy okazji pytał czy Sebastian miał już klientów ze zranieniami. Bo słyszał, że jakąś grupkę w lesie napadły te małe, goblińskie pokurcze i podobno dały im łupnia. To był ciekaw czy cyrulik coś wie na ten temat. Ale cyrulik nic nie wiedział o tej sprawie. No i na koniec jeszcze Lukas poprosił by z takimi pytaniami Sebastian nie wpadał w środku nocy.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.I.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, cicho, ciepło na zewnątrz jasno, d.si.wiatr, zachmurzenie, siar.lód


Versana (12/12)



- Nie mogę uzyskać odpowiedniego koloru. - poskarżyła się ciemnoskóra gospodyni gdy już tak sobie chwilę siedziały w pokoju gościnnym. Wskazała na dwie sztalugi widząc, że gość posłał tam zaciekawione spojrzenie. Na jednej był zarys jakiegoś szkicu. Na razie ledwo, ostrożnie zarysowany więc nawet z paru kroków nie bardzo było widać co to właściwie jest. Albo dopiero ma być. Za to drugie płótno miało serię szarych plam. Właśnie jakby ktoś próbował dobrać odpowiednią barwę.

- Chciałam uchwycić pejzaż ogrodu zimą. Taki widok z okna. Wpadłam na pomysł by namalować taki widoczek jeden na każdą porę roku. No i zaczęłam od zimy. No ale nie mogę dobrać koloru śniegu. No sama zobacz, on nie jest po prostu biały tylko taki… No trochę jakby szary… A tam w cieniu to taki zimny błękitny odcień… - amatorka malarstwa wstała i poprowadziła gościa do tych sztalug i widoku za oknem. Z bliska rzeczywiście było widać kawałek zaśnieżonego ogrodu lekko zawiewanego przez wiatr a na tej pierwszej sztaludze zarys drzew, balustrady i ławki. Ale jeszcze był to etap samego szkicu bez żadnych barw a widocznie kłopot z doborem koloru mocno frustrował pannę van Zee. Towarzysząca Versanie Brena wydawała się oczarowana tą wspaniałą willą. Tak wielkie, dwuskrzydłowe i ozdobne drzwi na korytarzach, draperie, ciężkie, drogie zasłony w oknach, mozaiki i kafelki na podłogach wszystko to świadczyło o bogactwie i potędze gospodarzy. A dotąd zwykła pokojówka mogła co najwyżej widzieć samą willę zza ogrodzenia. Więc była pod wrażeniem. Ale starała się nie rozglądać zbyt nachalnie. Chociaż wiele brakowało jej do tutejszej służby która potrafiła być dyskretna jakby jej nie było a jednak reagowała na każde wezwanie. No ale oni pewnie pracowali tu od dawna a Brena była tu pierwszy raz.

Przy porannej kąpieli ciemnowłosa pokojówka zdradzała już pewne oswojenie z tym towarzyszeniem swojej pani przy kąpieli i oglądaniem jej nago. Już się tak nie czerwieniła i nie uciekała wzrokiem od tej nagości. A uczyła się tej dworskiej etykiety chętnie. Robiła błędy i czasami nie wiedziała co odpowiedzieć na jakieś pytanie. Ale zdradzała zaangażowanie by chociaż otrzeć się o ten wielki świat sławnych i bogatych. I była ambitna pod tym względem. Do tego jej skromna natura ładnie wpisywła się w rolę służącej bo nie starała się zwrócić na siebie uwagę. Teraz na wizycie w rezydencji van Zee też nie zwracała na siebie uwagi. Kamila ledwo na nią spojrzała gdy się spotkały w holu i rozmawiała ze swoim gościem a nie z jej służącą. Nieświadoma zapewne jakie wrażenie zrobiła na Brenie wiadomość, że dzisiaj będzie towarzyszyć swojej pani w tej wizycie.

A po porannej kąpieli w towarzystwie Breny młoda wdowa mogła zejść na śniadanie. Greta też wpadła w lekki popłoch gdy dowiedziała się kto może ich jutro odwiedzić. Nie pamiętała czy nawet za życia świętej pamięci gospodarza ten dom odwiedził ktoś tak znaczny. Co za zaszczyt!

- A co panienka van Zee lubi? Co mam przygotować? - zapytała gdy się już opanowała to wrażenie i podeszła od bardziej praktycznej strony do tej planowanej wizyty. No a przy okazji porozmawiały o tych trzech siostrach o jakich wczoraj mówiła Łasica.

- Tak, pamiętam. Biedactwa, były takie młode. Może i ladacznice ale to zawsze przykre gdy spotyka kogoś młodego i pełnego życia coś tak strasznego. - staruszka załamała głos i ręcę nad tamtą tragedią tych młodych kobiet. To były Greta, Gudrun i Gisele. Nawet nie do końca były ladacznicami bo pracowały jako kelnerki. Po prostu pracowały w “Pełnej baryłce” nie tylko jako kelnerki. I dlatego, że śmierć zabrała ich rodziców gdy były u progu dorosłości. Co miały robić młode, ładne dziewczyny gdy głód i nędza zajrzały im w oczy i żołądki?

- A ten hultaj zgasił je jak świece. Podobno miał tam w tych kanałach kryjówkę i znał je jak własną kieszeń. Dlatego je tam zabrał. Biedactwa. - stara gosposia okazywała autentyczny żal nad tak trzema zmarnowanymi życiami. Potem rozmowa zeszła na Kornasa. Jego stan ogólnie się polepszył. Mógł już siedzieć, sam jeść, nawet chodzić. Chociaż poruszał się jeszcze dość kanciasto właśnie jakby ktoś go kijem obił czy co. Ale dawało nadzieję, że jeszcze parę dni i wróci do pełni sił. No a gdy przyjechał stary Malcolm to wdowa mogła go zapytać o utrzymanie psa.

- Pies? Duży? No to duży pies musi mieć dużo miejsca. W domu nie warto go trzymać. Można go w jakimś ogrodzie czy podwórzu trzymać a na noc spuszczać by się wybiegał. Ale w taką zimę jak teraz to dobrze by miał jakiś dach. Szkoda jakby zamarzł. - brzmiało to całkiem przekonywująco. No ale akurat nieco kłóciło się z potrzebą dyskrecji jakie wymagał pies o jakim myślała Versana. Zwykłego psa można było spuścić na podwórze i nikt postronny pewnie nie zwróciłby uwagi bardziej niż na zwykłego psa. No ale pies z rozdwojonym łbem to dość mocno się rzucał w oczy. Gdyby ktoś znalazł go w domu czy na posesji van Drasen mógłby narobić larum, że czworonożny odmieniec tam biega. Ale za to wciąż była szansa na to, że wieczorem się spotkają z Łasicą. Chociaż to jeszcze nie było do końca pewne.

- Postaram się Ver. No ale jutro zaczynam pierwszy dzień u van Hansenów i kompletnie nie wiem co mnie tam czeka. Nawet nie wiem kiedy skończę. No ale jeśli skończę i mnie tam nie wykończą to przyjdę do tego “Sierpu” dziś wieczorem. No ale jak nie dam rady to będziesz musiała działać sama. - wczoraj nim się rozstały Łasica coś mówiła w tym stylu. Trochę jakby się obawiała co ją czeka na służbie u wielkich państwa.

- A ten Trójhak… Chyba o nim słyszałam… Ma taką protezę z nabitymi trzema hakami. Dlatego Trójhak. Może nawet widziałam… Ale nie jestem pewna. Ale wiem gdzie to jest tam gdzie mówiła Rosie. - już prawie na koniec łotrzyca wspomniała o tym mężczyźnie jaki wedle kapitan mógł być przewodnikiem po kanałach. No a widocznie Łasica orientowała się chociaż ogólnie o kogo chodzi i gdzie go szukać. Zresztą miał być na Klonowej a gdzie jest Klonowa to Versana też wiedziała. Nie wiedziała dotąd, że tam mogą mieszkać tak użyteczni w jej planach ludzie. Mówiła to gdy zaczęło już gęsto sypać śniegiem gdy wracały z portu. I w ogóle panował cholerny mróz, że wysuszał mrozem usta i gardła aż zęby bolały co nie sprzyjało rozmowie. Trzeba było oszczędzać oddech. Ale to było wczoraj na zasypywanej gęstym śniegiem ulicy chyba już mogło być po północy. No a dziś i teraz było jeszcze przed południem i zamiast Łasicy była Kamila van Zee. No i gdzieś tam kawałek dalej cichutko stała nieco speszona Brena bojąc się pewnie strzelić jakąś gafę przy tak znamienitej osobistości. No a znamienita osobistość martwiła się doborem koloru śniegu na swoich płótnach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-10-2020, 07:08   #99
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie


Sebastian obudził się i po prostu leżał. Ogarnęła go totalna niechęć do czegokolwiek. Mimo wszelkich starań, to jego ograniczone zdolności powodowały, że niewiele był w stanie osiągnąć. Jednocześnie nie posiadał takich kontaktów aby użyć ich do pchnięcia tematu do przodu. Wypytywanie wszystkich o mistrza Mariusza było bardzo złym pomysłem i szukaniem igły w stogu siana. Obecnie miał dwa punkty zaczepienia. Tawerna “Trzy żagle” i karczma “Piwniczna”. Do pierwszej postanowił zaglądać wieczorami, a co do drugiej to planował zjeść śniadanie i zapytać Herbiego czy Hanna nie zostawiła mu żadnej wiadomości.

W “Piwnicznej” było dość pusto. W końcu była pora między śniadaniem a obiadem. Hanny nie zastał. Co dziwne nie było przy profesji jaką się trudniła. Ale Herbi przekazał mu, że rudowłosa wspomniała, że ma jakąś wiadomość dla Sebastiana. No ale ona sama pewnie będzie później. Na obiad a może na kolację gdy będzie więcej ludzi i potencjalnych klientów na jej wdzięki.

Sterben był zawiedziony. Jego irytacja rosła. Podziękował i odwrócił się na pięcie aby wrócić tutaj później. Póki co skierował się do swojego mieszkania. Czuł się bezużyteczny i zrozpaczony. Właśnie dlatego olśniła go jedna myśl.
- Testujesz mnie, tak? Sprawdzasz moją wytrzymałość? Mam ci coś udowodnić? Niech tak będzie - mamrotał do siebie w drodze powrotnej.

Po wejściu do domu od razu skierował się do tylnych drzwi. Rozglądnął się po półkach, na których stały różne słoje i metalowe pojemniki. Zdjął kilka z nich i otworzył. Ze środka buchnął odór gnijącego mięsa. Używając kilku z nich i nieco świeższych próbek zdobytych na swoich klientkach, przygotował koncentrat jaki zamierzał użyć później tego dnia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 31-10-2020, 07:54   #100
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Poranek; kamienica Versany

Podekscytowanie staruszki nie uszło uwadze Versany. Dopiero po fakcie zdała sobie ona sprawę jak lekkomyślnym i nieodpowiedzialnym było wystawianie nieprzygotowanej Grety na tak duży stres związany z wizytą młodej panienki van Zee. Czasu jednak się nie cofnie. Na szczęście kucharce nic się nie stało. Oprócz podekscytowania dostrzec u niej można było również zadowolenie i zakłopotanie. Wszak nie co dzień gościło się tak znamienitą osobowość, której podniebienie należało raczej do szlachetnych. Tu nie wystarczyło zrobić owsianki z suszonymi owocami, bądź kawy zbożowej z świeżo upieczoną chałką. Na szczęście siwa pracownica Ver miała wystarczająco duży bagaż doświadczeń by takiemu wyzwaniu podołać.

- Droga Greto. - starała się uspokoić pobudzoną staruszkę - Jestem przekonana, że co byś nie zrobiła na pewno trafisz w gusta naszego gościa. Jeżeli, naprawdę bardzo zależy ci - co doceniam - aby wykazać się przed obliczem młodej panny Kamili weź proszę te kilka dodatkowych monet i kup co uważasz za stosowne aby przygotowywany przez ciebie posiłek mógł przewyższyć formą i smakiem te, które najczęściej lądują na arystokratycznych stołach. - wdowa sięgnęła do sakiewki z której wyciągnęła kilka monet a następnie położyła je na dębowym blacie kuchennego stołu - Pamiętaj proszę również ulubionym napitku panienki van Zee. Ostatnio jakimś cudem udało ci się go odnaleźć. Wiesz więc gdzie szukać. Jeżeli zaś potrzebujesz mojej pomocy to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Masz więc może jeszcze jakieś pytania? Czas mnie goni dzisiaj niestety. - spojrzała dobrodusznie w kierunku kuchty, której dłonie zdawały się niemal drżeć.

- Jeżeli zaś chodzi o tego łajdaka. - nawiązała jeszcze szybko do postaci porywacza - Wiadomo co z nim się stało? Jakim motywem się kierował oraz czy zwłoki dziewcząt kiedykolwiek odnaleziono? - wdowa miała żywą nadzieję, że jej pracownica będzie posiadać rozleglejszą wiedzę w tym temacie.

- Oj nie. Całej czwórki nigdy nie odnaleziono. Ale pewnie ten drań zabrał je do kanałów i zabił. Niech Morr świeci nad duszą tych biedactw. Bo one nigdy nie wróciły na powierzchnię. On też nie no ale nic dziwnego. Pewnie uciekł. A zrobił to bo one z niego szydziły czy z jego brata. Albo odrzuciły amory. Ten brat się dlatego zabił. Coś takiego to było. - starsza pani skupiła się próbując sobie przypomnieć to wydarzenie sprzed paru lat. Widocznie miała z tym pewne kłopoty.

- A te pieniądze no może uda mi się kupić coś odpowiedniego. - powiedziała wracając do rzeczywistości i zgarnęła monety jakie jej pani położyła na stole. Minę miała jakby się już zastanawiała gdzie i po co można by pójść i po co aby przygotować coś odpowiedniego dla młodej i bogatej szlachcianki.

- Wiesz może czy ktoś jeszcze z rodziny tego bydlaka żyje i mieszka w mieście? Czy okryty hańbą ród już dawno wyniósł się z miasta? - wiek robił swoje. Pamięć staruszki nie była już taka dobra jak dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Ver postanowiła więc odnaleźć bliskich Huga czy tam Bruna i od nich wydobyć resztę informacji.

- Jeżeli zaś chodzi o strawę na dzień jutrzejszy. - powróciła jeszcze na chwilę do kwestii kulinarnych - Przyrządź proszę kilka przysmaków jakie zwykle jadają kapitanowie łodzi dalekomorskich oraz ich załogi w czasie swoich wypraw. Nie mam tu może na myśli surowych śledzi świeżo wyłowionych z morza i pośpiesznie wypatroszonych ale coś takiego czego nasza szlachetnie urodzona dama mogła nie mieć okazji skosztować. Jestem pewna, że kilka takich przepisów masz spisanych w swoich książkach kucharskich. - spotkanie kobiety morza i zasmakowanie choć w części jej życia dopełniało obrazek, który gdzieś w głowie wykreowała sobie wdowa. Kamila zresztą po części tego właśnie szukała. Chciała przeżyć romans, przygodę i wyprawę. Poczuć się przez chwilę jak ktoś pokroju Rosy. Ver zaś miała zamiar jej to umożliwić nie tylko na jednej płaszczyźnie.

- To może nadziewany morski sum? Tak, chyba byłby odpowiedni. I duży jest to powinen wystarczyć na główne danie. - kucharka zamyśliła się chwilę ale chyba coś wymyśliła jak zrealizować zamówienie dla jutrzejszych gości. Włożyła monety do sakiewki i chyba była gotowa do wyjścia.

- A ten drań to ja go nie znałam. Nie pamiętam jak się nazywał. Wiem, że miał brata, tego co się podobno zabił. Ale czy kogoś jeszcze to nie wiem. - Greta pokręciła głową na znak, że pewnie nawet wówczas gdy całe miasto żyło tą sprawą to chyba aż tak dokładnie jej nie znała by wskazać konkretny adres czy nazwisko.

- Brzmi apetycznie. Jestem pewna, że nasi goście będą zachwyceni tak wyjątkową strawą. - nie wniosła sprzeciwu na propozycję jej poczciwej pracownicy - Jeżeli zaś chodzi o tego kidnapera. To chyba nie ma sensu już ciągnąć dalej tej historii. Niech duszyczki ty biedactw spoczywają w spokoju. - podsumowała niejako temat zaginionych sióstr - Póki co wybacz kochana. Czas goni a nie chcę się spóźnić do panienki Kamili. Nie ładnie to tak po prostu.


---

Południe; Rezydencja van Zee

Lata pracy w handlu dziełami sztuki wyrobiły w Versanie dość duże poczucie estetyki. Przez jej ręce przechodziły dzieła artystów z najodleglejszych zakątków świata. Miała więc czas i możliwości nabycia odpowiedniej wiedzy oraz wykreowania swojego zdania i gustu. Widząc więc zagwostkę młodziutkiej Kamili postanowiła wesprzeć ją kilkoma pomocnymi radami. Zależało jej w końcu na zaskarbieniu sobie przychylności początkującej malarki. Z resztą tak nakazał jej Starszy. On zaś dobrze widział co robi wydając się nieomylny w swoich osądach i poczynaniach.

- A myślałaś może o uchwyceniu tego widoku nocną porą. - zadała dość nieoczywiste pytanie umorusanej w farbie szlachciance - Nikłe światło latarni i księżyca wydobywa z otoczenia jego skrytą głębie i piękno. Barwy przybierają wtedy zupełnie innego odcienia. Pozwól mi też na osobistą uwagę. - mówiła jak mecenas sztuki i najlepsza przyjaciółka w jednym pilnując do tego dworskiej etykiety - Malowanie zimowego pejzażu w świetle słonecznych promieni jest zbyt banalne. Pierwszy lepszy pędzel może sobie stworzyć coś takiego. Czym innym jest za to ukazanie tego co często mimo iż jest tuż obok pozostaje skryte. Z resztą, zima charakteryzuje się raczej ponurą aurą. Krótkie dni, mało słońca, zamieci, śnieżyce i okropny mróz. Przedstawienie jej jako czegoś pogodnego, mocno wypacza jej prawdziwe oblicze. Hmmm… - zadumała niemal filozoficznie - Teraz jednak powinnaś zadać sobie sama pytanie. Jakie dzieła chcesz tworzyć oraz za artystkę jakiego pokroju się uważasz? Ja mianowicie widzę przed sobą mistrzynię pędzla a nie jakąś tam akwarelistkę z ulicznej łapanki.

- Oj, przestań, jeszcze wiele mi brakuje i muszę się wiele nauczyć. - na ciemnej karnacji Kamili trudno było się poznać czy się rumieni czy nie. Ale sprawiała takie wrażenie jakby spąsowiała od tych komplementów. Popatrzyła na swój ledwie zaczęty szkic obrazu i poruszała trochę jednym z leżących na palecie pędzli.

- O nocnym pejzażu nie pomyślałam. Ale wydaje mi się, że noc to noc. O każdej porze roku jest ciemno. W dzień, nawet ponury jak dzisiaj, paleta barw jest większa. I wcale nie zamierzałam malować ładnej pogody. Trudno u nas o ładną, słoneczną pogodę. - pozwoliła sobie jednak na komentarz na te miłe dla jej ucha uwagi swojego gościa. Zastanawiała się nad czymś jeszcze machinalnie bawiąc się tym pędzlem.

- Najpierw myślałam, żeby namalować port. Te wszystkie statki i żagle wyglądałyby tak majestatycznie na tle portu. Ale musiałabym tam stać pewnie codziennie. Przez nie wiadomo ile dni. I pewnie wszyscy by się na mnie gapili. To postanowiłam zacząć od czegoś prostszego. - powiedziała jakby tonem wyjaśnienia dlaczego właśnie wybrała taką a nie inną tematykę dla swojego tworzonego właśnie dzieła. Tutaj rzeczywiście miała bardziej domowe warunki i święty spokój w porównaniu jakby znalazła się w porcie.

- Paleta szersza ale mocno oczywista. - po części zgodziła się z opinią swojej wyżej urodzonej koleżaneczki - Mam u siebie na magazynie sporo obrazów z najróżniejszych części świata. Jeżeli miałabyś chęć mogłabym ci kiedyś pokazać kilka z nich. Wiem, że twoja rodzina jest w posiadaniu wielu dzieł. Większość to jednak portrety rodzinne. W mojej kolekcji znajdziesz mnóstwo malunków przedstawiających krajobrazy, martwą naturę czy dzikie zwierzęta. Co jednak najciekawsze to różne podejście do tworzenia oraz odmienna perspektywa z jakiej na poszczególne rzeczy czy wydarzenia spoglądali twórcy. - propozycja była dość luźna. Versana mimo wszystko liczyła iż Kamila połknie tą przynętę i zaciekawiona tematem przystanie na nią.

Ciemnoskóra córka kapitana portu słuchała z zaciekawieniem tego co jej gość mówił o posiadanych dziełach sztuki. - Oj, chciałabym umieć malować portrety. Ale to trudne. Uchwycić rysy twarzy i charakter. Dlatego zaczęłam od pejzaży. - przyznała z żalem nad niedoborem swoich talentów albo wprawy w tym portretowaniu ludzi. - I masz jakieś obrazy u siebie? No to może się kiedyś umówimy? Chętnie bym je obejrzała. - powiedziała okazując zainteresowanie kolekcją sztuki jakiej jeszcze nie miała okazji poznać.

- Jeżeli zaś jesteśmy już przy temacie portu. Mam dla ciebie niespodziankę. Rzecz jest wyjątkowo delikatna i muszę być pewna, że zostanie ona tylko miedzy naszą trójka. - mówiła przyciszonym głosem spoglądając bacznie to na szlachetnie urodzoną małolatę to na jej rówieśniczkę będącą jej służką.

Brena zareagowała pierwsza niemo kiwając głową na znak zgody, że można na nią liczyć w tym względzie. Zaś gospodyni wydawała się zaintrygowana taką tajemniczą propozycją. - Masz jakąś niespodziankę? Dla mnie? - zapytała zdziwiona jakby potrzebowała chwili do namysłu. - No dobrze. To mów. Bo umieram z niecierpliwości! - w końcu panna van Zee roześmiała się nie ukrywając swojego podekscytowania tą tajemniczą sprawą.

- Dobrze. Ufam więc że ściany nie będą mieć uszu. Tak z resztą będzie lepiej zarówno dla mnie jak i dla ciebie skarbie. - wodowa wolała jednak raz jeszcze to podkreślić. Wiedziała jakie zdanie na temat tej niespodzianki mógłby mieć ojciec Kamili.

- Udało mi skontaktować się z kapitan Rosą de la Vega. - mówiła znacznie ciszej. Tak naprawdę był to ton na pograniczu szeptu. W pokoju jednak były tylko one trzy więc miała pewność, że jej słowa zostaną doskonale zrozumiane przez ciemnoskóra arystokratkę oraz, że nie opuszczą one izby. Początkująca malarka słysząc tą nowinę niemal zamarła w bezruchu. Chwilę później jednak na jej twarzy pojawił się skromny uśmieszek. Wzrok natomiast zamiast na płótnie skupił się na ciemnowłosej koleżance.

- Tak się też składa, że dała mi wyłączność na wywiad. Będziesz więc miała możliwość zadać jej kilka pytań oraz wszystko to spisać. - kontynuowała odkrywając kolejne karty w tym pasjansie pełnym niespodzianek - Zadbałam również o to by spotkanie przebiegało w dyskretnej atmosferze z dala od ciekawskich spojrzeń i słuchów. Wpierw więc wybierzemy się na rekonesans dzieł które znajdują się w mojej kolekcji a następnie w zaciszu mojej kamienicy przy wybornej strawie i napitku porozmawiamy z tajemniczą panią oficer. - plan Versany zdawał się być dopięty na ostatni guzik, nie pozostawiając Kamili nic do zrobienia. Miała tylko być. To zaś było zadanie, któremu podołałby nawet poobijany Kornas, który jak powszechnie było wiadomo inteligencja nie grzeszył.

- Przyjadę więc po ciebie kochanie jutro przed południem moim powozem. - dodała na koniec - Nie jest może tak wystawny jak twój ale w tym przypadku to zaleta. Nie przyciąga wścibskich oczu a w takiej sytuacji im mniej świadków tym lepiej. Po co miałybyśmy niepokoić twojego ukochanego ojczulka. Prawda? - spojrzała pytająco na towarzyszkę chcąc uzyskać od niej aprobatę tego w pełni przygotowanego planu.

- Udało ci się umówić z Rosie de la Vega?! - Kamila chyba najchętniej wykrzyczałaby swoje zaskoczenie na cały pokój. No ale chociaż z trudem opanowała się na tyle by ściszyć głos do głośnego szeptu. Odruchowo złapała dłonią za ramię swojego gościa jakby chciała się upewnić, że to wszystko jest na poważnie i naprawdę. W końcu zachichotała jak mała dziewczynka ucieszona nadchodzącym prezentem czy przyjęciem. I roześmiała się wesoło.

- Oj, tak, będę jutro czekać! Aż się nie mogę doczekać! Ona jest niesamowita! - pozwoliła sobie na okazanie radości i ekscytacji na to jutrzejsze spotkanie. - Jak ci się to udało? - zapytała gdy trochę ochłonęła na tyle by wrócić do bardziej standardowego tonu.

- Mam swoje sposoby. - odparła tajemniczo - Najważniejsze, że się z nią spotkasz i że ona zechce się podzielić z tobą opowieściami o co poniektórych ze swoich wypraw i przygód. - serdeczny uśmiech towarzyszył wszystkim słowom Versany - Proszę cię jednak abyś pamiętała, że nikt poza nami nie może się o tym dowiedzieć więc tym samym dobrze byś nie brała ze sobą żadnej służby, ochrony bądź kogoś innego ze swojej świty. Oficjalnie jedziemy przecież tylko po to aby przeanalizować techniki malarskie z najróżniejszych zakamarków świata. Ci ludzie więc i tak w niczym by ci nie byli potrzebni. - ciemnowłosa kultystka wolała raz jeszcze uzmysłowić swoją rozentuzjazmowaną towarzyszkę jak ten wyjazd miałby wyglądać - To ja w pełni zadbam o twoje bezpieczeństwo, wygodę i masę doznań. Będziesz w końcu moim gościem honorowym. Z drugiej zaś strony. Czego się nie robi dla przyjaciół. - był to wyrafinowany ruch ze strony owdowiałej kobiety interesu.

- Sama to nie mogę, wezmę ze sobą moją guwernantkę. Zawsze ze mną jeździ. - młoda szlachcianka pokręciła swoją głową z lekko kręconymi włosami na znak, że ona sama to by nawet poszła na rękę swojej koleżance no ale jest jednak niewolnicą swojej pozycji i etykiety. A ta rzeczywiście wymagała by młode panny z dobrych domów nie włóczyły się samotnie jak jakiś plebs.

- To troszkę komplikuje moje plany. - lekko zmartwiona podrapała się po czubku głowy - Nie tworzy ich jednak niemożliwymi. Umówmy się więc, że po dotarciu do mojej kamienicy będzie ona czekać w sali głównej. My zaś pójdziemy do mojej izby tylko we dwie. Dobrze? - przy takim obrocie spraw Ver doskonale wiedziała co powinna zrobić. Wymagało to jednak aprobaty młodej van Zee'nówny.

Młoda dama zastanawiała się chwilę nad tą propozycją. Nieco zmrużyła jedno oko i w końcu powoli pokiwała głową. - Tak, chyba powinno być w porządku. Powiem by poczekała. Ale dobrze jakby ktoś dotrzymał jej towarzystwa by jej smutno nie było. - powiedziała z początku wolno gdy jeszcze widocznie obmyślała taką możliwość ale przyspieszyła gdy widocznie nie chciała czynić zbędnej trudności i przykrości swojej guwernantce.

- O to się nie martw skarbie. - uspokoiła towarzyszkę - Skoro już na chwilę się oderwałaś od sztalugi. - ciekawa była jak mocno żywiołowo zareaguje młodociana artystka - Jak podobał ci się koncert elfiej trupy u van Hansenów? - Ver miała nadzieję iż ciemnoskóra damulka wybuchnie złością.

- Nie byłam u niej. - Kamila zareagowała dość spokojnie, jak na młodą, dobrze wychowaną damę przystało. Skrzywiła jednak swój zgrabny nosek i machnęła ręką jakby była ponad takie bale i spotkania. - Chociaż tych elfów to jestem ciekawa. Nigdy nie widziałam jak grają swoją sztukę. To musi być coś niezwykłego. Przecież to starsza rasa o niebywałek tradycji i kulturze. - przyznała z żalem, że nie dane jej było skosztować tej elfickiej sztuki jakiej była tak ciekawa.

- Tak się właśnie zastanawiałam. Czy nie widziałam cię po gdzieś się skryłaś? Czy dlatego, że cię nie było? Ale teraz wszystko się rozjaśniło. - sprostowała w jednym zdaniu - Froya cię nie zaprosiła? Czy z premedytacją odmówiłaś?

- Zaprosiła. Zawsze mnie zaprasza. A ja ją. Ale miałam inne plany na ten wieczór i niestety musiałam odmówić. - Kamila znów zachowała rezerwę i opanowanie godną błękitnej krwi i nie dała się sprowokować do wybuchu gniewu. Ton i dobór słów sugerował, że temat nie jest jednym z tych o jakich chciałaby rozmawiać.

- To byłaś tam? I jakie były te elfy? - zapytała o coś innego skoro już rozmawiały o tamtym koncercie u van Hansenów.

Ver opowiedziała więc młodszej znajomej o "Leśnym liściu". Skupiła się jednak na samym kunszcie artystów pomijając całą otoczkę bądź opisując ją raczej szczątkowo. Wspomniała również o tym jak szarmanckim i dobrze wychowanym dżentelmenem jest porucznik Fink. Jak umiejętnie zabawiał ją rozmową. Jak to przykuwał wzrok innych kobiet. Jakim to powozem przyjechał po nią. Jednym słowem obraz mundurowego kreował się w samych superlatywach.

Reszta spotkania minęła im w dość artystycznym klimacie. Młoda damulka wciąż walczyła z doborem odpowiedniej barwy dla ni to białego, ni to szarego śniegu. Ver pełna uprzejmości i taktu starała się jej doradzić. Zaś posłuszna Brena w milczeniu obserwowała całą tą sytuację. Przyszła jednak w końcu pora pożegnania. Wesoła wdówka potwierdziła więc raz jeszcze szczegóły jutrzejszej eskapady a jej młodsza ciemnowłosa znajoma przytaknęła kładąc na koniec wskazujący palec na ustach na znak trzymania języka za zębami. Następnie obie wymieniły się pozdrowieniami i rozstały na progu wielkiej rezydencji rodu van Zee.

Malcolm naturalnie czekał już przy wozie otwierając drzwi przed swoją pracodawczynią i jej rudowłosą służką. Chwilę później wszedł na swoje miejsce, spiął lejce, gwizdnął na klacz i dorożka ruszyła powolli w kierunku kamienicy Versany. Teraz nauczycielka i jej uczennica miały czas by podyskutować w nieco luźniejszym tonie. Brena zaczęła więc zachwycać się zarówno rezydencja van Zee jak i historią związaną z koncertem. Ilość zadawanych przez nią pytań z czasem zaczęła męczyć jej mentorkę. Na ratunek jednak przybył odgłos zatrzymywania kół i rżenia konia. Dotarli. Drzwi ponownie otworzyły się i ponownie stał przy nich woźnica podając dłoń obu kobietom. Te zaś skorzystały z pomocy starszego mężczyzny. Ver postanowiła więc wykorzystać tą chwilę na krótką rozmowę ze swoim pracownikiem odsyłając wcześniej młodą sprzątaczkę by ta przygotowała jej kąpiel i przyniosła strawę do jej pokoju.

- Słyszałeś może historie o siostrach G-ie? - zapytała siwego mężczyznę gdy wprowadzał on konia i powóz do ładowni - Nie wiesz czasem czy w mieście żyje jeszcze ktoś z rodziny tego całego porywacza? - zapytała przejmując z rąk woźnicy końską uzdę.

- Panienka ma na myśli te co zniknęły w kanałach? - zapytał mrużąc oczy przed mrozem. Widząc, że skojarzenia ma poprawne zastanowił się na chwilę. - To było… Ze 3, może 4 lata temu. Właściwie nie wiadomo tak naprawdę co się stało. Podobno po prostu zniknęły i nikt ich nie odnalazł. To zaczęto kojarzyć z tym Bruno co miał trochę kręćka i odgrażał im się. On też zniknął. Podobno mieszkał na ulicy Bednarzy. - stary woźnica jakoś wyłuskał to co uznał za najważniejsze z tej tajemniczej sprawy sprzed kilku sezonów.

- Sam z bratem tam mieszkał? - ciemnowłosa piękność chciała dociągnąć ten temat do końca.

- Wiem, że miał brata. Chyba się zabił… Albo jego zabili… W każdym razie umarł. Ale czy mieszkali razem to nie wiem. - woźnica powiedział z wahaniem głaszcząc chrapy kobyły jakby to pomagało mu w przypominaniu sobie detali.

- Ciekawe, ciekawe. Byłam przekonana, że udowodniono mu winy. - ten detal nieco zaskoczył Versane - Dziękuję ci za dzisiaj. Udanego dnia. - pożegnała się z najstarszym dorożkarzem w mieście a następnie weszła do domu.

Resztę południa ciemnowłosa kultystka spędziła na błogim nic-nierobieniu. Postanowiła więc wziąć długą, relaksującą kąpiel, uprzyjemniając ją sobie lekturą. Był to dziennik jednego z podróżników, który ponad wszystko umiłował sobie akurat krainę lodu, śniegu, żywego chaosu i barbarzyńskich plemion. Książka opowiadała o ojczyźnie Normy. Mówiła o zwyczajach, obrządkach, języku i kulturze ludzi tam mieszkających.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 31-10-2020 o 08:51.
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172