Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2021, 15:54   #151
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.23; Agnestag (7/8); kryjówka sebastiana

Cyrulik westchnął. Co prawda plany miał dopiero na następny dzień, ale były na tyle ekscytujące, że liczył iż ten szybko dobiegnie końca. Ruszył jednak do drzwi, odciągnął zasuwę i sprawdził kto się tak do niego dobija.

Jak otworzył drzwi ujrzał trójkę postaci. Dwie kobiety podtrzymywały między sobą jakiegoś mężczyznę. Ten właściwie zwisał im na ramionach. Wyglądał na kogoś w ciężkim stanie.

- Pomóż! Ledwo trzyma się na nogach! - krzyknęła z ulgą ta sama co poprzednio widząc, że cyrulik im otworzył. To chyba była jedna z “dziewczynek” która pod koniec jesieni brała u niego jakieś maści a potem już jej nie spotkał. Obie wprowadziły tego słaniającego się mężczyznę jakiego przywlokły pomimo śniegu na ulicy i tego co gęsto sypał z nieba. Cała trójka ciężko dyszała z tego wysiłku.

- Gdzie go położyć? - zapytała ta druga której Sebastian nie kojarzył. Przynajmniej nie w tym półmroku i tak na pierwszy rzut oka.

Sterben się zawahał. Nie miał dzisiaj ochoty dzisiaj na wieczorne wizyty.
- Tutaj - otworzył szerzej drzwi i wskazał wolne łóżko obok kominka. Odsunął się aby zrobić przejście i lepiej przyjrzeć się nieproszonym gościom. - Co się stało? - zapytał po chwili.

- Nie wiem! Tak go znalazłyśmy! - ta trochę znajoma z widzenia odkrzyknęła przez ramię gdy obie złożyły mężczyznę na wskazanym łóżku. Dopiero wtedy cofnęły się i mogły złapać oddech. Mimo mrozu i śnieżycy na zewnątrz dźwiganie dorosłej osoby musiało je sporo kosztować. Oddychały głośno i miały zaczerwienione policzki.

- To Gustav. Kiedyś był naszym sąsiadem. Ale trafił do hospicjum i go nie widziałam od tamtej pory. Chyba wrócił ale jest z nim kiepsko. - brunetka otarła pot z czoła i wskazała na równie ciężko oddychającego mężczyznę. W półmroku izby leżał jęcząc cicho i oddychając szybko i płytko.

- Ja go nie znam. - blondynka pokręciła głową i zrobiła przeczący ruch dłonią na znak, że ona umywa ręce od tej znajomości i tylko pomogła koleżance.

- Zobaczmy co my tu mamy - Sterben zbliżył się do pacjenta. Najpierw sprawdził mu puls i oddech, a potem czy ma jakieś widoczne obrażenia. Następne w kolejności było obmacanie poszczególnych punktów jamy brzusznej a potem na plecach. - Ty możesz już odejść - powiedział do blondynki. - Ty zostań jeszcze chwilę - powiedział do tej, którą trochę kojarzył.

- Poczekam w przedpokoju. Nie chcę wracać sama. - blondynka skinęła głową i wskazała na drzwi przez jakie właśnie weszła cała grupka.

- Wrócimy razem. - obiecała koleżanka posyłając jej ciepły uśmiech. Pora i pogoda rzeczywiście niezbyt sprzyjała samotnym spacerom przez zaśnieżone miasto.

W półmroku izby cyrulik nie widział wszystkiego zbyt dokładnie. Ale widział całkiem sporo. Sporo powiedział mu też słuch i sprawne dłonie. Mężczyzna był ranny w pogranicze barku i łopatki. Rana musiała być świeża ale na tym mrozie krew nie tylko zakrzepła ale i zamarzła na serdaku tamtego. Swoją drogą miał całkiem porządny i podbity futrem serdak ale na taką pogodę wydawało się to dość skromnym przyodziewkiem. Raczej można było tak się ubrać by pójść po coś na podwórko i wrócić za parę chwil a nie na coś dłuższego.

Znalazł też krew i rozszarpaną nogawkę. Jakby go pies pogryzł. Tutaj też krew już zdążyła zamarznąć tak samo jak na górnej ranie. Jednak te rany raczej nie były aż tak groźne by wykończyły pacjenta na miejscu. Chociaż w cieple znów zaczną krwawić.

- I co z nim? - zapytała brunetka widząc, że cyrulik już skończył ten pierwszy przegląd stanu pacjenta.

- Rana nogi i pleców. Nie wydają się groźne, ale jego stan sugeruje jeszcze coś. Może jakaś trucizna lub toksyna. Zostawcie go u mnie i wróćcie jutro rano. Poobserwuję go przez noc - zdecydował. Następnie nie czekając na ich reakcję zapalił kaganek i dał sobie więcej światła. Dokonał bliższych oględzin ran, opłukał je dłuższy czas dużą ilością wody, zaszył i opatrzył.

- No dobrze. To do jutra. - brunetka pokiwała głową chyba nieco uspokojona i wyszła z izby. Jeszcze słyszał ich głosy przez chwilę, potem odgłos drzwi wyjściowych a potem zrobiło się cicho.

W tym czasie cyrulik mógł dokładniej obejrzeć pacjenta. Kaganek rzeczywiście rozjaśnił sytuację. Z raną nogi i barku zrobił co mógł. Wydawały się całkiem świeże. Tym razem mróz pomógł pacjentowi nie dopuszczając do zbytniego upływu krwi. Ta na łydce to musiała być od jakiegoś psa czy podobnego zwierzęcia. Większego niż jakiś zwykły kundel. Rana barku wyglądała na kłutą. Jak od ostrza albo strzały.

Przy okazji jednak odkrył pręgi na nadgarstkach. Jak po jakiś więzach. Gdy zdjął z niego serdak i koszulę buchnął z nich żar gorączki i nieprzyjemny zapach niemytego ciała. Mężczyzna wydawał się być pogrążony w jakiejś malignie. Nie do końca spał ale też nie zachowywał się jakby był świadomy tego co się działo dookoła. Jęczał czasem, coś mruczał albo wykonywał nie do końca skoordynowane ruchy. Wyglądało jakby był pod wpływem jakichś ziół czy leków. Bo trochę to wyglądało na jakąś gorączkę ale jednak chociaż wydawał się mieć podwyższoną temperaturę to nie aż tak by wywołać taki efekt. Nieco to wszystko utrudniało pracę cyrulikowi ale ostatecznie wykonywał już swoje obowiązki i w gorszych warunkach.

Po oczyszczeniu ran, jedyne co mógł zrobić, to zbicie gorączki. Kompresy i kuracja analogiczna jak w przypadku Adele. To wszystko w czym mógł wspomóc jego organizm, który resztę pracy musiał wykonać sam. Jedyne co w tym momencie dawało mu do myślenia to kto chciał porwać tego mężczyznę i w jakim celu. Ewidentnie wyglądało na to że wyzwolił się i uciekł skądś. Czyżby z tego hospicjum o którym wspominała dziwka? Być może warto byłoby się nim zainteresować.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 09-01-2021, 20:42   #152
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2519.I.24; ftg (8/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Różana; zamtuz “Nocna przygoda”
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); noc
Warunki: garderoba Oleny, cisza, ciepło, półmrok na zewnątrz ciemno, sztorm, zamieć, siar.lód


Versana, Łasica, Brena, Olena



- Ale… Ale to jest burdel! - gdy Łasica już ich przyprowadziła na miejsce to widocznie Brena rozpoznała co to za miejsce.

- A co innego będzie otwarte o tej porze?! Jak nie chcesz to wracaj! - siostra krzyczała jakby poczuła się nieco urażona taką uwagą. Ledwo wyskoczyły na ulicę a w parę chwil zerwał się taki wicher, że właściwie zrobił się prawdziwy sztorm. Wicher ciął śniegiem jak pejczem i bez trudu miotał wiotkimi dla niego istotami. Zupełnie jak parę dni temu gdy Versana z Łasicą wracały po wizycie na statku Rose. Teraz też pozostanie na otwartej przestrzeni ulic jakimi śmigał wicher i pchane nim tabuny śniegu zrobiło się zwyczajnie niebezpieczne. Ale jak to krzyknęła Łasica skutecznie powinien zatrzeć wszelkie ślady włamania. Przynajmniej te na zewnątrz. No ale jeszcze musiały to przeżyć. Do kamienicy van Drasenów był spory kawałek a i obecność Nadji mogła być różnie interpetowana przez starszą kucharkę. To nie było problemem bo ulicznica przekrzykując wicher powiedziała, że “zna miejsce”. No ale jak zauważyła Brena to miejsce to był po prostu zamtuz. Jednak nie bardzo miały siły i możliwości aby wybrzydzać. Więc Łasica dobijała się aż ktoś jej otworzył. Jak się okazała tu też miała jakich znajomych. A i przyjemnie było się odciąć drzwiami i ścianami w ogrzanym świetle i wnętrzu od tej zamieci na zewnątrz. Tak Łasica poznała ich z zielonooką blondynką jaka tutaj pracowała no i była jej koleżanką.





- Dziewczyny, to jest Olena. Ola jest tak kochana, że zgodziła się nam załatwić kąt do spania. A to Olu są moje siostry. Ver jest moją panią a Brena… No właściwie też. - gdy już jakiś strażnik otworzył im drzwi, otrzepały się ze śniegu no i odczekały aż ta zapowiedziana koleżanka do nich zejdzie to Łasica mogła sobie przedstawić całą czwórkę z typową dla siebie niefrasobliwością.

- Dorobiłaś się dwóch sióstr i do tego dwóch pań? No nieźle działasz. Cześć, chodźcie ze mną, pokażę wam co i jak. - wyglądało na to, że dziewczyny znają się na stopie całkiem towarzyskiem bo gdy Olena już się zorientowała kto i po co ją wezwano zaprowadziła ich przez jakieś schody, piętra i korytarze. Przy okazji uprzedziła, że nie może z nimi zostać bo wieczór i noc przed Festag no to dla nich żniwa. I przy okazji właśnie dlatego mogły spać w pokoju jaki dzieliła z koleżanką. Tym sposobem trafiły do małego pokoiku z dwoma łóżkami, szafami i mnóstwem kobiecych ubrań i kosmetyków. Tam Olena musiała się z nimi pożegnać. Pokój właściwie wyglądał jak garderoba, przebieralnia i kosmetyczka gdzie dziewczyny mogły się przygotować do występu albo doprowadzić do porządku po. Łóżka były dość wąskie więc od biedy mogły się zmieścić dwie osoby trzy to już nie bardzo.

- To co siostrzyczki? Idziemy spać? Czy najpierw pozwolicie mi okazać swoją siostrzaną miłość? I musimy oblać ten skok! Udało się! - gdy już Ola poszła do swoich obowiązków Łasica objęła jednym ramieniem każdą ze swoich sióstr i tak zapytała kosmato coś jakoś chyba nie bardzo mając ochotę zgasić światło i pójść grzecznie spać. Zwłaszcza, że miały co świętować!




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Rynkowa; Karczma “Sierp i młot”
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); zmierzch
Warunki: gwar gości, ciepło, półmrok na zewnątrz jasno, sil.wiatr, gęsty śnieg, lodowato


Versana, Łasica, Brena, Dana



Przez to świętowanie i obfity w wydarzenia noc, wieczór i cały dzień to chyba by zaspały. Przecież miały co odsypiać. Właściwie odkąd wczoraj rano Nadja tak ochoczo i słodko zgłosiła się do służby w domu van Drasen to prawie non stop się coś działo. Zadzierzgnięcie wspólnych, siostrzanych więzów z Breną w łazience, szykowanie się do zboru, sam zbór. Potem spotkanie z Rose, wreszcie włam u Grubsona no i końcówkę w “Nocnej przygodzie” w pokoju Oleny. I właśnie Olena ich obudziła gdy wracała nad ranem. W samą porę by się zebrać do kolejnego dnia. Chociaż wcale nie było to takie łatwe.

- O, Ola… - powiedziała jeszcze mocno zaspana Łasica leniwie przecierając twarz palcami powiedziała jakby widok blondynki coś jej przypomniał. - To właśnie dla Ver jest ta peruka co gadałyśmy. To jak masz to możesz dać. - łotrzyca wskazała blondynce na czarnulkę jaka też właśnie przerabiała ten ciężki etap wstawania do kolejnego dnia. - I widzisz Ver to właśnie ta moja koleżanka co ci mówiłam, że może mieć te peruki. A w ogóle to Ola świetnie gra, tańczy, śpiewa, występuje no i nie stroni by poznawać się na zapleczu bliżej z publicznością za skromną opłatą. I nic nie jest tak pruderyjna by mieć coś przeciwko zaznajomieniu się ze ślicznotkami. Sama sprawdzałam. - niejako zareklamowała przyjaciółce wdzięki i talenty swojej blondwłosej koleżanki. Ta roześmiała się rozbawiona ale nie protestowała.

- Aha. To dla ciebie? No to chodź, przymierzysz sobie od razu. - Olena podeszła do jakiejś szafki, otwarła ją i wyjęła blond perukę. Nawet podobną do włosów jakie miała ona sama. Bo jak to w nocy zdradziła Łasica to blondynka miała w sobie sporą domieszkę kislevskiej krwi.

I jakoś w końcu się doprowadziły do pionu z drobną pomocą sympatycznej gospodyni. I wyszły na ten zimny i zaśnieżony świat zewnętrzny. Przynajmniej ten nocny sztorm się skończył. Ale dalej wiał silny wiatr a do tego z nieba sypało gęstym śniegiem. Więc chociaż nie było tak ekstremalnie jak w nocy to nadal było ostro. Szło się ciężko przez ten wiatr co wymiatał ulice z luźnego śniegu i rzucał nim w twarz tak samo jak tym co sypał z nieba. A widoczność była ograniczona może do jednego budynku dookoła. Dobrze, że wiedziały dokąd iść. I w tych porywach wiatru i śniegu weszły do “Sierpa i młota”.

Znów było przyjemnie wejść do środka. A tutaj gości było niewiele. W końcu to była pora gdy większość udawała się do świątyń oddać cześć dobrym bogom. Ale to niejako ułatwiało przeczesanie głównej sali w poszukiwaniu właściwej osoby. A znalezienie samotnie siedzącej, młodej łowczyni nie było takie trudne.

- To ona? Ładniutka. Myślisz, że cierpi na nadmiar samotności w tej dziczy? Mogłabym jej w tym pomóc jeśli by miała ochotę. - siostra o granatowych włosach szepnęła cicho do tej o czarnych gdy już zlokalizowały Danę. Ona ich zresztą też chociaż z całej trójki to tylko z Versaną rozmawiała wcześniej.

- Pochwalony. - przywitała się łowczyni gdy trójka kobiet dosiadła się do jej stołu. Tropicielka jadła swoje śniadanie z kaszą w roli głównej. No i matrwiła się tą pogodą. Trudno było myśleć o powrocie w las jak taka zamieć panowała na zewnątrz. A z powodu Grubsona z karlikami było u niej krucho. Może by uzbierała na kolejny nocleg. Albo by przeniosła się do któregoś pustostanu. Umiała sobie poradzić w przetrwaniu w dziczy to i tutaj by sobie poradziła. Z tego co mówiła jej sytuacja materialna od zeszłego tygodnia nie uległa zasadniczej poprawie.

- Jeśli to cię pocieszy to miał włamanie w magazynie. Podobno nieźle go obrobili. - Łasica powiedziała pocieszającym tonem. Tropicielka spojrzała na nią trochę zaskoczona.

- Tak? Dobrze mu tak. Ma za swoje. - mruknęła bez nienawiści ale było widać, że jakoś nie zasmuciła jej ta wiadomość.

- A jakaś kryjówka w lesie w pobliżu miasta… - zastanowiła się nad pytaniem Versany. To przykuło jej uwagę. W końcu stwierdziła, że jest. Nawet kilka. Właściwie to nawet całkiem sporo. Ot zależy co kto uważa za “kryjówkę” i “blisko”. To by Versana musiała doprecyzować czego potrzebuje. Jakaś dziupla w drzewie na drobiazgi czy coś wielkości ziemianki czy w ogóle kryjówka na długotrwałe zamieszkanie. No i blisko to kwadrans od miasta, godzina, czy pół dnia. Z tego co mówiła wydawało się, że dość dobrze zna okolicę poza murami miasta ale nawet nie bardzo miała jak wytłumaczyć co jest co komuś kto tam nie był. Musiałaby wziąć za rączkę i tam zaprowadzić. A z rana jak jeszcze było ciemno słyszała psy. A przez okno bez trudu rozpoznała obławę. Jakas grupka zbrojnych z psami. Była pewna, że kogoś szukali ale nie zaglądali do karczmy tylko poszli gdzieś dalej.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); przedpołudnie
Warunki: jasno, gwar rozmów, ciepło na zewnątrz jasno, sztorm, zamieć, siar.mróz



Versana, Kamila, Madeleine, Annemette, Naji



No i znów się zgromadziły razem jak kilka dni temu. Tym razem Versana z Malcolmem zajechała by zabrać poetkę. Naji nie ukrywała, że gdyby po nią nie przyjechali to darowałaby sobie wyłazić w taki sztorm. Bo w połowie dnia sztorm wrócił z tą samą siłą co nocą. Wydawało się, że młode szlachcianki znalazły się u Kamili tylko dlatego, że i tak były na zewnątrz w świątyni. Więc i tak i tak musiały wsiąść do karoc i powozów by wracać. To już mogły podjechać na spotkanie na jakie były umówione. Ale było widać, że pogoda władcy zimy na każdej z nich odcisnęła piętno. Więc atmosfera i humor z początku niezbyt dopisywały. Chociaż gospodyni robiła co mogła by ratować sytuację. Gościom podano gorącą herbatę i ciasteczka no i w samej bibliotece przyjemnie się siedziałow wygodnych fotelach gdy od kominka było przyjemne, ożywcze ciepło. Właśnie takiej pogody obawiała się Dana dlatego od rana zwlekała z powrotem do siebie.

- A jak sprawy naszego teatru? - nieśmiało zagaiła Kamila jak tylko zapewniła, że goście mogą zostać tak długo jak tylko zechcą aby przeczekać ten sztorm od jakiego skrzypiały okna i okiennice.

- Ja poprosiłam Thomasa i wstępnie się zgodził. Myślę, że będziemy mogli się nieco dołożyć do tego funduszu. - pani von Ritter pozwoliła sobie zacząć od pierwszej dobrej wiadomości tego sztormowego południa. Co wywołało uśmiechy na pozostałych twarzach.

- Ja również poprosiłam papcia i się zgodził. Ale powiedział, że najpierw chciałby zobaczyć ten teatr na własne oczy. Obawia się, że to jakaś rudera co się rozpadnie przy mocniejszym wietrzyku i jakiś kant. - Kamila zgłosiła swój udział finansowy w tym przedsięwzięciu. Ale jednak z pewnym ojcowskim zastrzeżeniem.

- To chyba Versana miała znaleźć miejscówkę. - Nija całkiem chętnie racząca się burgundem z rżniętego szkła niedbale wskazała na siedzącą niedaleko czarnowłosą członkinię ich rodzącego się klubu miłośników sztuk teatralnych. Pozostała czwórka spojrzała pytająco na czarnowłosą wdowę.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Folwarczna; karczma “Czarny kot”
Czas: 2519.I.08; Festag (8/8); południe
Warunki: półmrok, gwar gości, ciepło na zewnątrz jasno, łag.wiatr, gęsty śnieg, mroźno


Versana i Łasica



- Jej no gdzie ona jest? Chyba nie przymarzła gdzieś do tej swojej kapliczki… - Łasica z roczarowaniem opuściła głowę gdy do środka wszedł kolejny gość i po raz kolejny nie była to tak przez nich wyczekiwana właścicielka bojowego młota o blond włosach.

Obawa nie była bezzasadna bo Ulryk dął dzisiaj na ten świat ile sił w boskich płucach. Strach było wychodzić na zewnątrz. Ale chociaż ten sztorm udało się Versanie przeczekać w rezydencji van Zee a teraz wyraźnie się uspokoiło. Po prostu padał śnieg. Ale dość gęsto sypał. Jak wiatr się uspokoił to chociaż ta zadymka się skończyła. No ale Louisa Kruger coś się nie pokazywała. Czyżby to przez tą pogodę? Właściwie to nie były umówione na jakąś konkretną porę. Ot jak sigmarytka kończyła oddawać cześć swojemu patronowi to wracała do “Kota”. A tam już na nią czekały dwie kultystki gotowe uatrakcyjnić jej odpoczynek w łóżku i nie tylko w łóżku. Tak naprawdę to było to dopiero ich trzecie spotkanie. Tydzień temu Louisa powitała ich przesłuchaniem ledwo siadła do stołu. A dw atygodnie Nadja udawała słodką kelnerkę a Versana kupca szukającego eskorty. A wydawało się to tak dawno temu. Jednak wówczas blond lwica jak ją czasem nazywała Łasica wracała jakoś mniej więcej w tą porę. Więc już powinna tu być. A coś nie było jej ani widać ani słychać.

- To póki jej nie ma… Obgadujemy tych kogo nie ma? - łotrzyca o granatowych włosach widząc, że nic nie poradzi czy ta ich ulubiona sigmarytka zaraz wejdzie czy nie zagaiła do przyjaciółki by jakoś urozmaicić im czas czekania.

- Jak było u jaśnie państwa? Wyrwałaś nam jakąś nową szlachciankę? Ale za jakąś fajną służącą też bym nie grymasiła. - zaczęła się wesoło i z przekorą dopytywać co się działo odkąd rozstały się rano po spotkaniu z Daną.

- A widziałaś wczoraj naszą Wiewióreczkę? I w nocy! Była wspaniała! Myślę, że ona się jeszcze rozkręci, ma do takich zabaw prawdziwy dryg. Tylko jeszcze brak jej wprawy i śmiałości. Ale wkrótce będzie naszą pełnoprawną siostrą i to prędzej niż później! - roześmiało się wesoło gdy widocznie znajomość z pokojówką Versany bardzo przypadła jej do gustu i wczorajszą noc, wieczór i dzień wspominała bardzo miło.

- A co myślisz o Rose? Widziałaś jak ją pytałam o siostrzeństwo? Właściwie to nie mówiła, że coś ma przeciwko co nie? Myślisz, że mogłaby zostać naszą siostrą? Zrobić sobie tam na dole węża i w ogóle? Jakby się udało to już by nas było cztery! - aż klasnęła w dłonie gdy zdradzała swoje nadzieje jakie miała co do tej nietuzinkowej pani kapitan jaką przez ostatnie dni poznały od prywatnej a nawet łóżkowej strony. Odwróciła głowę do wyjścia bo ktoś wszedł ale to znów nie była Louisa. Wyraźnie się już spóźniała.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); ranek
Warunki: jasno, ciepło, cisza na zewnątrz jasno, gęsty śnieg, sil.wiatr, lodowato



Sebastian



Ten cały Gustav nie umarł przez noc. Ale jak rano Sebastian wstał to nadal wyglądał na kogoś w ciężkim stanie. Miał bardzo nereguralny oddech. Jego pierś powoli unosiła się jakby ćwiczył głębokie wdechy a potem powoli opadała. Co kontrasotwało z tymi szybkimi, płytkimi oddechami z jakimi obie dziewczyny przyprowadziły go wczoraj. Miał mokre czoło jak od gorączki. Ale chociaż miał nieco wyżsżą temperaturę to trudno to było uznać za gorączkę. Zwłaszcza wywołującą takie poty. No i zapach wciąż bił od niego mało przyjemny. Widocznie trochę czasu minęło od ostatniej kąpieli.

Zmienił mu opatrunki a rany wyglądały dobrze. Nie wdało się w nie żadne zakażenie. Przy takim mrozie to nie było dziwne. Gdy w dzień obejrzał te rany uznał, że są świeże. Nawet nie zdążyły się zacząć goić. Musiał je otrzymać najdalej wczoraj. No i te otarcia. W dzień odkrył, że na kostkach też je ma. Tak jakby miał skrepowane ręce i nogi. I to tak raczej przez dłuższy czas bo te otarcia to był drobiazg. Ale musiały powstać już jakiś czas temu. Zdecydowanie wcześniej niż ta szarpana rana na łydce i postrzał na barku.

Gustaw nie odzyskiwał przytomności. A te dziewczyny co go wczoraj przyprowadziły jakoś nie przychodziły. Nie było wiadomo czy w ogóle przyjdą. W nocy był sztorm i zamieć śnieżna. Aż cały dom trzeszczał w posadach jakby gniew Ulryka miał go zmieść do samego morza. Ale i rano było niewiele lepiej. Wstał dzień to zrobiło się jaśniej. Ale wiatr chociaż nie był sztormowy to dalej zamiatał ulice powodując zadymkę. Nie zachęcało to za bardzo do opuszczania ogrzanego wnętrza domostwa.

W końcu usłyszał stukanie do drzwi zewnętrznych i jak otworzył do weszła jakaś kobieta. Wraz z nią wdarł się do środka śnieg smagany silnym wiatrem póki gospodarz nie zamknął drzwi. Dopiero gdy dziewczyna zaczeła zdejmować czapkę, szal i rozpięła zaśnieżone futro rozpoznał tą brunetkę co wczoraj u niego była.

- Pochwalony Sebastianie. Co za pogoda. Ktoś musiał nieźle rozgniewać bogów, że zesłali na nas taką pogodę. Tak kapłan dzisiaj mówił w świątyni. - powiedziała gdy odwieszała czapkę na wieszak. Wydwała się nieco zmęczona tym zmaganiem z tą zimową aurą jaka buszowała na zewnątrz.

- I jak on się czuje? Żyje? Nie wyglądał wczoraj zbyt dobrze. Bałam się, że nam umrze na rękach. - spojrzała nieco z obawą na drzwi do izby gdzie wczoraj z koleżanką zaniosła nieprzytomnego mężczyznę.

- On chyba ma kłopoty. Szukali go dzisiaj. Strażnicy. I jakieś podejrzane typy. Mieli psy i w ogóle. Ale mama z nimi rozmawiała a nic jej o nim nie powiedziałam. To ona im też nie. - powiedziała patrząc z obawą na młodego cyrulika.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Zbożowa; kryjówka Aarona
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); południe
Warunki: jasno, ciepło, cisza na zewnątrz jasno, gęsty śnieg, łag.wiatr, mroźno


- No wejdź, wejdź bo zimno wpuszczasz… - burknął zarośnięty kolega z kultu. Jakoś nie bardzo sprawiał wrażenie wykształconego magistra. Prędzej na jakiegoś włóczęgę. Aż trudno było uwierzyć, że ten łachmaniarz zna język klasyczny i włada sztuką tajemną. Na razie wpuścił gładko ogolonego kolegę do środka i zamknął za nim drzwi. W dzień robiło się gorzej i gorzej aż w końcu wiatr znów przybrał sztormową siłę i spuścił na miasto zamieć. Nie było co myśleć o wychodzeniu na zewnątrz bez absolutnej potrzeby. To było proszeniem się o kłopoty. Na szczęście Sebastian był dość luźno umówiony z Aaronem to nic się nie stało jak przyszedł w samo południe czy trochę przed albo po. Akurat jak ten sztorm się skończył i zrobiło się na zewnątrz snośniej.

- No. Widzisz? Nie zapomniałem. Wziąłem się za to. A ty? Masz ten rum? Obiecałeś, że przyniesiesz. Akurat mnie suszy. Dziabnąłbym coś. - powiedział prowadząc gościa do głównej izby a potem do kuchni. Tylko tutaj było całkiem ciepło bo w piecu było porządnie napalone. W kuchni było chyba całe minimum do życia potrzebne Aaronowi. Łóżko, stłół, resztki po jedzeniu no i oczywiście puste butelki. Któraś nawet wpadła mu pod nogi to ją kopnął bez większego zastanowienia. Ale jednak na tym stole była otwarta księga jaką wczoraj dostał od cyrulika. I nawet jakieś kartki już zapisane ręcznie. Trochę był kłopot z drugim wolnym krzesłem to gospodarz złapał jakiś gar jaki zajmował to krzesło i po chwili zastanowienia co z nim zrobić postawił go na podłogę i nogą wsunął pod stół.

- Wybacz. Rzadko mam gości. - powiedział przepraszającym tonem po czym wskazał na właśnie zwolnione krzesło. - To co? Gość w dom to szkło na stół co? - zaśmiał się trochę nerwowo i podszedł do kredensu. Tam chwilę oglądał kubki szukając chyba czegoś czystego. Coś znalazł bo z nim wrócił do stołu i postawił go przed gościem. Po czym nalał czegoś o barwie i zapachu wiśniowej nalewki.

- Napij się. Dobrze ci zrobi na taki mróz. Rozgrzewa. - poradził przyjaźnie i sam zademonstrował jak się pije wychylając ze swojej szklanki z połowę jej zawartości za jednym zamachem.





- A to… - gospodarz wskazał sękatą grabą na otwartą księgę. Po czym poczochrał się po czuprynie. Widocznie nie pomogło bo podobnie podrapał się po brodzie. - To trudne. Mądry język. Dawno takiego nie używałem. Od Kolegium. I dużo tego. Sam zobacz. Przecież nie będę tego pisał od nowa litera w literę co? To by z rok zajęło. Zrobię ci taki konspekt dobra? Taki skrót. Jak coś cię będzie bardziej interesować to najwyżej się to sprawdzi z oryginałem. Tak będzie szybciej. Taki konspekt to może uda się w tydzień zrobić. Jak dobrze pójdzie. - Aaron mimo mało przyjemnej dla oka aparycji zarośniętego dzikusa jak chciał potrafił się wyrażać jak człowiek wykształcony na wysokich szkołach. Ale z ilością materiału miał rację. Tłumaczenie słowo w słowo byłoby tożsame z przepisaniem księgi na nowo. To mogło zając całe miesiące.

- A właściwie po co ci ta księga? Co z niej chcesz wyciągnąć? To mi łatwiej będzie tłumaczyć jak będę wiedział czego szukać. - wskazał na otwartą księgę jaka była otwarta na początkowych stronach. I do końca była jeszcze cała cegła nieruszonych kartek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-01-2021, 20:21   #153
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc; Zamtuz; Versana, Łasica, Brena.

Miejsce noclegu nieco zaskoczyło Versane. Chociaż znając Łasicę można się było tego spodziewać. Ważne jednak było teraz to że były tu bezpiecznie. Nie wiało, było ciepło i z dala od ewentualnego pościgu czy poszukiwań.

Siedziały więc we trzy patrząc się na siebie. Propozycja Łasicy była łatwa do przewidzenia i wdowa mimo wyczerpania nie była w stanie ukryć żywego zainteresowania postami. Wpierw chciała jednak dokończyć to co zaczęły tej nocy.

- Wpierw może jednak sprawdźmy co udało się nam zwędzić? - zapytała - Nie ukrywam, że zżera mnie ciekawość. - patrzyła to na łupy to na koleżanki.

- No dobrze. Ale mam nadzieję, że nie zamierzasz tu otwierać biura i grzebać w papierach do samego rana. - koleżanka ze zboru zmrużyła oko i popatrzyła na czarnowłosą nieco ironicznie. Widać było, że wolałaby aby Ver zajęła się innymi rzeczami ale mimo wszystko też chyba była ciekawa co jest w skrzyneczce jaką znalazła w biurze. Brena jak zwykle przybrała dość bierną i wyczekującą strategie oddając scenę dwóm bardziej aktywnym koleżankom.

Łotrzyca postawiła znalezioną skrzyneczkę na jednym z łóżek i kucnęła na podłodze. Sama wyjęła swoje wytrychy i zaczęła przy niej gmerać. Gmerała parę chwil nasłuchując cichutkich, metalicznych chrobotów dobiegających z zamka aż wreszcie dał się słyszeć nieco wyraźniejszy szczęk i zamek stanął otworem.

- Mam nadzieję, że to będą jakieś bransolety i kolczyki. Bo co innego może tak grzechotać? - powiedziała jakby miała właśnie spłatać jakiś figiel. Ale okazało się, że to skrzyneczka kupca spłatała jej figiel. Nie było w niej ani bransolet ani innej biżuterii. Tylko zestaw jakichś pieczątek.

- Tylko tyle? A gdzie złoto i klejnoty? - Łasica nie ukrywała swojego rozczarowania takim łupem. Bez przekonania obejrzała jakąś pieczęć i kolejną. Po czym rzuciła ją z niechecią na łóżko obok Versany. - Masz, może tobie się przyda. - mruknęła ze złością.

Ten czas jaki koleżanka spędziła na dobraniu się do szkatułki Versana zdołała wyjąć zdobytą papierologę Grubsona. Pęczek kilkunastu listów no i oprawiony w skórę notes. Zdołała zorientować się, że ten notes to chyba jakiś pamiętnik bo w oko wpadały regularne daty z tego nowego i starego roku oraz ręczne pismo. A listy były pisane przez kogoś do kupca bo zaczynały się od “Najdroższy…” co zwykle było używane przez bliskie sobie osoby.

- Wygląda jakby to było to. - uśmiechnęła się chytrze - Listy i stemple dla nas. Notatki zaś dla Czarnego. - podsumowała wertując kartki - Nim jednak mu je oddam. Sama muszę się z nimi zapoznać. - duma przyćmiła zmęczenie - No i z rana trzeba to gdzieś skitrać. Nie możemy paradować z tym przy sobie po mieście jakby nigdy nic. - mimo euforii nie przestawała myśleć rzetelnie na trzy kroki do przodu.

- No ale tutaj też raczej nie ma co tego zostawiać. - Łasica zwróciła uwagę obserwując jak partnerka cieszy się z zawartości pudełka które na niej samej jakoś nie zrobiło zbyt wielkiego wrażenia. Ale chyba była skłonna zaufać jej ocenie sytuacji.

- Jasne, że nie tutaj. - Versana pokiwała głową przyznając rację siostrze w wierze - Mamy od tego dziuple. - przypomniała - Powiedz mi jednak coś jeszcze. Mianowicie widzę, że dość dobrze znasz to miejsce. - zauważyła - Klientelę także? Takie przybytki to czysta kopalnia informacji. Bywają tu strażnicy z kazamat? - uśmiechnęła się na myśl o tym jakie możliwości rodzi burdel. Szczególnie taki w którym wtyki ma jedna z kultystek.

- Pracowałam tu kiedyś. Ale krótko… - dziewczyna o granatowych włosach przyznała się bez wahania i skrępowania. Co jednak wywołało całkiem żywą reakcję najmłodszej z wężowych sióstr.

- Byłaś ladacznicą?! - Brena była tak zaskoczona, że właściwie to przerwała łotrzycy jej wypowiedź. Tego się chyba w ogóle nie spodziewała, w końcu znała ją jako pokojówkę van Hansenów.

- Jak to byłam? Dalej jestem! - Łasica bynajmniej nie wydawała się rozzłoszczona takim przerwaniem i pytaniem. A jej wesoła i bezczelna odpowiedź zmieszała koleżankę.

- Tylko teraz to raczej czasem tu i czasem tam, z tym czy tamtą i zwykle jak mam na kogoś ochotę. No chyba, że praca tego wymaga. Jak moja pani mi każe się obsłużyć albo kogoś to przecież nie mogę jej odmówić prawda? - Łasica tak odpowiedziała zerkając na Versanę, że trudno było stwierdzić o czym właściwie mówi. O Starszym i rzeczach jakie robiła dla kultu, o van Hansenach i swojej oficjalnej pracy czy właśnie o swojej przyjaciółce z jaką ostatnio weszła w taką częstą komitywę i zażyłość.

- A ze strażnikami no to nie wiem. Jak mówię pracowałam krótko i nawet jak któryś był z kazamat to się tym nie chwalił. Można Oleny zapytać. Może jakiś tu przychodzi. Aha jakby co to z szefem niekoniecznie rozstałam się w przyjaźni więc chociaż z dziewczynami jak widzicie nadal się dogaduje to raczej nie powinno nas tu być. - kultystka wróciła do tego co koleżanka ze zboru pytała na początku. Ale niejako to jej przypomniało kolejną sprawę.

Wdowa pokiwała głową przyjmując do wiadomości to co słodka przyjaciółka jej przekazała. Znając życie mogło być tak, że ona szukała Buldoga po całym mieście podczas gdy on zabawiał niemal pod jej nosem. Nie było co gdybać. Trzeba było to sprawdzić.

- A ty Breno. - skupiła się nagle na swojej nieopierzonej sikoreczce - Nadążasz nad tempem wydarzeń? Nie ukrywam, że wskoczyłaś a raczej zostałaś wrzucona na głęboką wodę. - uśmiechnęła się ciepło kładąc dłoń na jej udzie - Zaufaj nam jednak. Tak się najszybciej nauczysz pływać a my ci nie pozwolimy utonąć.

- No pewnie. Jesteśmy przecież siostrami. Nie zostawimy cię przecież samej. - Łasica usiadła na łóżku obok Breny i raźno poklepała ją po ramieniu by dodać jej otuchy.

- No… Tego się nie spodziewałam… - rudzielec nieśmiało pokiwała głową i niepewnie uśmiechnęła się ale wskazała na zdobycze z biura Grubsona. - Nie sądziłam, że… Przecież to było włamanie… A jak nas złapią? - dziewczyna mówiła jakby miała wyrzuty sumienia. Chociaż jej rola w tym przestępstwie była najmniejsza. Niemniej gdyby trafiły pod sąd też by dostała swoje jako wspólniczka włamywaczek.

- Nie złapią! Widziałaś co się dzieje na zewnątrz? Sztorm zatrze wszystkie ślady. Nawet psy nas nie wytropią. - Łasica nie traciła pogody ducha i pewności siebie okazując przy tym sporą dawkę optymizmu.

- Miasto padnie nam do stóp. - dodała - Tak jak Nadja zaraz przed nami. - rzuciła zadziornie spoglądając zalotnie na koleżankę ze zboru.

- No nareszcie! - łotrzyca wyszczerzyła się radośnie jakby właśnie na to miała ochotę odkąd tylko Olena ich zostawiła same. A może i jeszcze wcześniej. Brena też się przyjaźnie uśmiechnęła i słowa obu sióstr widocznie dodały jej otuchy no a szczerość i niefrasobliwość Nadji była dość zaraźliwa. Trudno było pozostać obojętnym na tą nieskrępowaną chęć do zabawy jaką tak często zdradzała ich wężowa siostra. A dziewczyna o granatowych włosach nachyliła się by wesoło cmoknąć policzek młodej wdowy i jej pokojówki po czym raźno zeskoczyła z łóżka, odwróciła się do nich przodem i bez wahania uklękła przed siedzącymi na tym łóżku siostrami.

- Czy mogę jakoś służyć moim paniom i pozwolą mi spełnić swoje życzenia? - zapytała tym słodkim, uległym tonem jaki zwykle przybierała gdy wcielała się w pokorną służkę.

---

Poranek; Zamtuz; Versana, Łasica, Brena, Olena

- Taka z ciebie obrotna artystka? - rzucila zaczepnie unosząc jedna z brwi i dokladbie tym razem na spokojnie przyglądając się zielonookiej dziewczynie - To interesujące. Nawet bardzo. Masz doświadczenie w występach na scenie? Posiadasz jeszcze jakieś talenty? A może mnie byś czegoś nauczyła? - zasypała gospodynie serią pytań oglądając się przy tym w lustrze czy świeżo zakupiona peruka dobrze się prezentuje.

Peruka miała jasne, blond włosy sięgające nieco poza ramiona, gdzieś do połowy łopatek. Olena podeszła do modelki i pomogła jej wsunąć jej własne, czarne włosy pod tą perukę. Przy okazji pytania chyba ją rozbawiły czy może ucieszyły bo się roześmiała cicho.

- Tak, mam doświadczenie na scenie. Kiedyś występowałam w cyrku. Gdybym miała więcej talentu mogłabym zostać minstrelem ale raczej wolę pracę na scenie i uwielbienie widowni. - blondynka pozwoliła zażartować sobie sama z siebie ale niejako potwierdziła co o niej mówiła Łasica.

- Mogę cię podszkolić w grze na instrumencie, tańcu czy czymś takim. Ale to wymaga dużo czasu i wysiłku by osiągnąć wymierny efekt. No a mnie sporo zajmuje ta praca. Zwłaszcza nocami i wieczorami jak się pewnie domyślasz. - pracownica zamtuza mówiła łagodnym, spokojnym tonem gdy już uporały się z peruką i stanęła krok dalej aby nowa właścicielka mogła się w spokoju obejrzeć. W tej peruce młoda wdowa wyglądała mocno inaczej i miała podobne włosy jak Olena właśnie.

- Modulować głos również potrafisz? - zapytała o coś co mogłoby jej się bardziej przydać - Mówić jak nie ty albo co lepsza. Mówić jak ktoś konkretny.

- Tak by się pod kogoś podszyć? No to nie. Nie bardzo. Słyszałam, że jest taki jeden, taki komik. Nieźle udaje różne osoby. Ale ja to po prostu tańczę, śpiewam i gram na lutni albo mandolinie. - blondynka nieco zmrużyła oczy nie do końca pewna czy dobrze rozumie to o co pyta czarnowłosa koleżanka Łasicy.

- Co to za jeden? - informacja widocznie zainteresowała młodą wdówkę - Jeżeli zaś chodzi o twoją smykałkę artystyczną to myślę, że coś ciekawe dla ciebie znajdę. Ale to z czasem. Póki co jednak mogę powiedzieć ci, że w "Piwnicznej" karczmarz szuka kogoś, kto potrafiłby zabawić tamtejszych gości. - uśmiechnęła się serdecznie do koleżanki Łasicy. Rozmawiała swobodnie, niemal tak jakby znała się z kurtyzana już dłuższy czas.

- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. - wiedziała, że goni ją czas postanowiła więc przejść od razu do rzeczy - Często goszczą u was strażnicy z kazamat? Znasz niejakiego Buldoga?

- Ten komik to Oxo. - blondynka odparła patrząc na koleżankę o granatowych włosach. Ta chwilę się zastanawiała ale w końcu pokręciła głową, że nic jej to nie mówi. Jednak jak Olena zaczęła tłumaczyć dokładniej w końcu uznała, że chyba go da radę odnaleźć bo kojarzy lokal i okolicę gdzie ten się zwykle kręcił. Właściwie to mówiła na tyle dokładnie, że Versana też zdawała się wiedzieć o który lokal chodzi a o jakimś komiku nawet słyszała wcześniej ale dopiero teraz wychodziło, że może właśnie chodzi o tego Oxo. Chociaż nigdy go nie spotkała osobiście a nawet imię jakoś nic jej nie mówiło.

- A z “Piwniczną” zobaczę. Dzięki za namiar. A tego Bulldoga kojarzę. Czasem do nas przychodzi. Ale nie nazwałabym go stałym klientem. - na koniec odpowiedziała na to pytanie o szefa nocnej zmiany strażników z miejskich lochów.

Versana podrapała się po głowie rozmyślając już teraz tylko o klawiszu.

- A wiesz o nim coś więcej? Gdzie mieszka bądź gdzie zazwyczaj przebywa? - starała się zdobyć choć troszkę wiedzy mogącej pomóc jej w odnalezieniu strażnika - Każda informacja w sumie mi się przyda. Często gościcie mundurowych? Może znany ci jest również... jak mu tam było… Hetzwig?

- Ja myślę, że jak ktoś pracuje w kazamatach to się tym za bardzo nie chwali poza murami. Ten Bulldog to też nawet nie wiem jak to wyszło, że on jest strażnikiem. - blondynka uśmiechnęła się smutno na znak, że klienci nie wylewają z siebie żali tak często jakby się to mogło wydawać.

- Wiem tyle co robi tutaj. Lubi brać dwie dziewczyny na raz i jak one się we dwie zabawiają ze sobą tak na rozgrzewkę i potem też. Lubi brać swoje suczki od tyłu ale też jak któraś go ujeżdża jak ogiera. Ale też jak w kilku obrabiają jedną dziewczynę. I wgnieść szmatę w gnój i błoto bo wszystkie jesteśmy kłamliwymi, zdradliwymi szmatami i zasługujemy tylko na takie traktowanie. Ale nie wiem co porabia jak stąd wychodzi. - Olena bez skrupułów podała preferencje Bulldoga jako klienta. Coś co zwykle było tak trudne do zdobycia zostało im przedstawione jak na srebrnej tacy.

- Słyszałaś Ver? Cóż za interesujący mężczyzna. - Łasica zerknęła ciekawie na swoją przyjaciółkę z kolei przyznając się, że sama też bardzo chętnie lubi takie zabawy. Obie pracownice, i aktualna i ta co tu pracowała wcześniej roześmiały się wesoło z tego sprośnego komentarza.

- Ale Olu, mamy do niego wielki romans. Bardzo zależy nam by go spotkać. Nie wiesz może jak by to można zorganizować? - dziewczyna o granatowych włosach zapytała prosząco blond koleżankę patrząc na nią jakby się zdawała na jej łaskę.

- Może na cmentarzu? - odparła po dłuższej chwili gospodyni. Sama raczej jakby pytała o zdanie mocno niepewna tego co mówi. Jej koleżanka zamrugała oczami i spojrzała na swoje dwie siostry niepewna czy dobrze to zrozumiała.

- Umarł? - Brena najmniej wtajemniczona w te wszystkie ścieżki biznesów i tajemnic widocznie wyciągnęła własny wniosek.

- Nie wiem. Mówię, że nie przychodzi do nas tak często. Ale ma kogoś na cmentarzu. Może żonę czy córkę. Jakąś kobietę. Kiedyś się żalił, że tylko ona go kochała a my to tylko jesteśmy kurwy i wszystko udajemy. I, że zawsze o niej pamięta i chodzi w każdy ostatni Festag miesiąca na jej grób. Ale tak mówił, nie wiem czy to prawda. - Olena rozłożyła ramiona zdając sobie chyba sprawę jak niepewny jest to trop.

- Ostatni Festag w tym miesiącu jest za tydzień. A cmentarz jest tylko jeden. - powiedziała cicho Brena. Dziewczyny pokiwały głowami bo tak właśnie było.

- A Hetzwig też czasem u nas bywa. Ale nie brał mnie zbyt często. Może raz. Zaczyna łagodnie, nawet czasem podobno od stóp i idzie w górę. I nie powiem, naprawdę dobry jest w takie klocki. Ale jak się już rozgrzeje to się zaczyna ostra młócka. Aha i lubi się ładować w to tylne wejście. - Olena streściła też po co czasem ratuszowy łowca nagród odwiedza ich przybytek.

- Ojej… Kolejny interesujący i jakże utalentowany mężczyzna… Aż nie wiem którego miałabym wybrać… - Łasica przygryzła palec ząbkami zerkając na Olenę i Łasicę jakby one reprezentowały dwóch potencjalnych kochanków o jakich rozmawiały i miała poważny dylemat którego wybrać skoro właśnie usłyszała, że mają tyle łóżkowych zalet. Przynajmniej w jej oczach brzmiały jak zalety. Chyba trochę się zgrywała bo obie z Oleną znów się roześmiały rozbawione.

Nie sztuką było zadawać mnóstwo pytań. Sztuką było wiedzieć komu zadać jedno odpowiednie. Tak też było w tym przypadku. Urocza Olena dostarczyła więcej informacji na temat dwóch interesujących kultystki mężczyzn niż wszyscy razem wzięci szeregowi klawisze.

- Spryciula z ciebie. - patrzyła teraz na ich gospodynie w zupełnie inny sposób. Ta w pewnym sensie jej zaimponowała. Śliczna, utalentowana i przebiegła. Widziała w niej kogoś więcej niż kurtyzanę. Widziała w niej idealną kandydatkę na swoją pracownicę i podwładną w komórce która wraz z Łasicą miały otworzyć.

- Widzę, że prócz umiejętności gry na instrumentach umiesz równie słuchać. - uśmiech goszczących na jej twarzy kipiał uprzejmością - Myślę, że niedługo wrócę do ciebie z kuszącą umową o pracę w dużo przyjemniejszych warunkach, które pozwolą ci w pełni rozwinąć skrzydła. Powiedz mi jednak jeszcze jedno. Byłabyś w stanie poinformować mnie bądź moją urocza siostrzyczkę. - spojrzała na Łasicę - Gdyby, któryś z panów miał tu zawitać?

- Wątpię. - blond główka pokręciła się przecząco. - Jak któryś z nich przyjdzie i wybierze mnie no to się nim będę zajmować. Jak nie wybierze to mogę obsługiwać kogoś innego i nawet nie wiedzieć, że jest w pokoju obok. A nawet jakbym była wolna możemy się minąć a gdyby nawet to wszystko się udało to pewnie by skończył zabawę zanim by ktoś zdążył przebiec przez miasto. - Olena zaczęła wyliczać dlaczego uważa taką możliwość za bardzo mało prawdopodobną. - Mogę wam posłać kogoś na drugi dzień, że któryś z nich był u nas. No ale już ich u nas raczej nie będzie. - dodała opisując realia zakładu pracy w jakim się znajdowały.

- A jakby któryś wziął nockę? I został do rana? - Łasica obyta w temacie zapytała o ten detal i zielonooka, zgrabna blondynka zastanawiała się chwilę.

- No niby tak. Można by kogoś posłać jak się pośpi taki po numerku. Albo nawet w trakcie zabawy. Ale wynajęcie dziewczyny na całą noc jest dużo droższe niż tak na numerek. Nie spodziewam się po nich by mieli aż taki gest. - Olena przyznała, że przy takim całonocnym wariancie to już bardziej prawdopodobnie ale chyba nie spodziewała się po jednym i drugim kliencie aż takiej rozrzutności.

- Jakbym wiedziała, że któryś z nich jest u was i bym miała wolną nockę to sama bym chętnie dołączyła. Lubię takie zabawy jak mówisz, że oni lubią. Nawet bym pieniędzy nie wzięła. Chyba nie mieliby czegoś przeciwko darmowej dziewczynce co? No ale jak nie wiadomo kiedy przyjdą i tak marne szanse na to, że zostaną na noc to chyba by nie wyszło. - dziewczyna o granatowych włosach przyznała, że obaj panowie świetnie wpisują się w krąg jej łóżkowych zainteresowań. Ale z opisu koleżanki wynikało, że szanse na to są dość małe.

- A co to za nowa robota? Jakiś nadziany klient co lubi umuzycznione blondynki? - Olena wzruszyła ramionami na znak, że nie bardzo wie jakby mogła im pomóc w tej sprawie. Więc zapytała o tą nową pracę o jakiej wspomniała przyjaciółka Łasicy.

- Nie mogę na razie zbyt wiele zdradzić. - odparła wzruszając ramionami na znak bezradności - Powiedzmy jednak, że miałabyś okazję wykazać się swoimi umiejętnościami artystycznymi i nie tylko za naprawde godziwa opłatę.
 
Pieczar jest offline  
Stary 16-01-2021, 14:21   #154
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Ranek; Sierp i Młot; Versana; Łasica; Brena; Dana

- Hmmm… - zadumała nad tym co mówiła traperka - Myślę, że dobrze byłoby mieć conajmniej dwa lub trzy takie punkty na wypadek gdyby coś poszło nie tak i aby były one oddalone o powiedzmy trzy - cztery klepsydry od miasta. - odparła po chwili - Zaś co do wielkości. Hmmm… - podrapała się po swojej czarnej czuprynce - To dobrze by każde z tych miejsc miało różny rozmiar. Wedle tego co sugerowałaś z resztą. - wszak nie wiadomo co i jak dużo towarów chcieliby wymieniać ich leśni pobratymcy. Lepiej więc było dmuchać na zimne.

- No i masz absolutną rację Dano. - pokiwała głową zgadzając się z sugestią kobiety z lasu - Najlepiej byś osobiście pokazała gdzie to. Chociaż i solidna mapą z zaznaczonymi na niej punktami bym nie pogardziła. - dodała - Pytanie tylko kiedy miałabyś czas aby tam się wybrać. Pogoda dziś nie sprzyja a ja ani nie jestem przygotowana ani nie przygotowałam żadnego ze swoich pracowników. - rozłożyła ręce na znak bezradności - Może więc zróbmy inaczej. Ja opłaca ci pokój na powiedzmy jeszcze dwie noce a gdy Ulryk nieco ustąpi ruszymy w teren. - spojrzała pytająco marszcząc jedną z brwi - Co ty na to?

- Zapłacisz za mój pokój? - traperka spojrzała z niedowierzaniem na kobietę siedzącą po drugiej stronie stołu. Potem na Łasice siedzącą po prawicy wdowy bo ta w milczeniu pokiwała głową potwierdzając słowa przyjaciółki. No i na Brenę ale ta minimalnie wzruszyła ramionami na znak, że nie zamierza ingerować w interesy swojej pani.

- No to jakbym mogła zostać jeszcze dwa dni… - Dana zamyśliła się na chwilę jak to bardzo zmieniałoby jej sytuację. Zwłaszcza pod kątem tych lokalnych wycieczek za miasto.

- Chyba bym miała takie miejsca. Mogę kogoś zaprowadzić. - odpowiedziała po tej chwili zastanowienia.

- Ja to raczej nie. Dzisiaj mam wolne ale poza Festag to w dzień pracuję. Tylko noce i wieczory mam wolne. - Łasica odezwała się pierwsza dając znać, że może pomóc no ale jednak z połowę doby ma zajętą pracą dla swoich państwa co mocno ogranicza jej możliwości.

- Po zmroku to lepiej nie wychodzić na zewnątrz. - Dana pokręciła głową, że w takim wypadku miejska ulicznica raczej nie będzie nadawała się do tego zadania.

- To w tym temacie jesteśmy dogadane. - uśmiechnęła się zadowolona z takiego obrotu sytuacji - Spodziewaj się więc mojego łysego ochroniarza. Dość wyróżnia się spośród tłumu co ułatwi ci jego identyfikację. Nie wykluczono również że wraz z nim pojawi się ktoś jeszcze. Sama powinnaś najlepiej rozumieć jak niebezpiecznie bywa poza murami miasta.

Aktualny stan rzeczy urządzał obie ze stron. Dana miała robotę zaś Ver spełniała swój obowiązek na rzecz kultu i pobratymców w leśnej gęstwinie będących w nie lada opałach.

- Tak się składa, że mam dla ciebie jeszcze dwie propozycje. - podjęła niespodziewanie kolejny temat - Pierwsza tyczyła by się dostaw upolowanej w całości zwierzyny. Może i mniejsza zapłata ale i mniej roboty z wybebeszaniem, ćwiartowaniem, skórowaniem i takimi tam. Zostawiała byś to po prostu w jednej z wcześniej wskazanych kryjówek. Tyle.- uśmiechnęła się serdecznie na znak iż żadna z prac wykonanych przez Dane nie szła by na marne - Jeżeli zaś chodzi o tą drugą sprawę to już zdecydowanie dużo większe przedsięwzięcie. Chodzi o pokierowanie transportem. Stąd do Salzburga. - spojrzała na traperkę chcąc wybadać jej pierwszą reakcję - Nie musiałabyś niczym się martwić. Ani ochroną, ani prowiantem. Musiałabyś być i prowadzić. Brzmi interesująco?

- Kupowałybyście moje tuszki? A jak z zapłatą? - traperka zdziwiła się po raz kolejny. Popatrzyła znów na całą trójkę kobiet siedzącą po drugiej stronie stołu.

- Powiedz ile za co a my zostawimy zapłatę jak będziemy zabierać zdobycz. Jak wrócisz następnym razem to sobie odbierzesz. - łotrzyca od ręki zaproponowała proste rozwiązanie. Dana chwilę dyskutowała bo chociaż cennik myśliwski miała w pamięci co i po ile chodziło z tych tusz i skór to jednak dziewczyny z miasta raczej go nie znały. W końcu stanęło na tym, że Dana będzie zostawiać szyszki albo kamienie co mają oznaczać ile spodziewa się dostać monet za daną partię towaru. Co było dość czytelne dla obu stron, zwłaszcza jak traperka nie skalała swojego umysłu słowem pisanym.

- A wyprawa do Salzburga? A kiedy? - skoro sprawę dnia codziennego traperki miały omówione to zagaiła o tą mało codzienną sprawę.

- Teraz. Za tydzień czy dwa. No ale niedługo. - Łasica przekazała to o co ich wieczorem pytała estalijska pani kapitan.

- Teraz? W zimie? No to będzie trudno. A sanie, wozy, konno czy na piechotę? Trasę znam. Ale to będzie w zimie ciężko. Chociaż… Właściwie zależy od pogody. Jak będzie słonecznie i saniami to może być lżej niż bez śniegu. Najgorzej jest późną jesienią i wczesną wiosną. Wtedy można się potopić w błocie. Wszystko grzęźnie. A teraz to wszystko zamarzło. Ale jak trafi na śnieżyce i zadymki to może być źle. Bardzo źle. - kobieta z dziczy mówiła jakby miała całkiem niezłe pojęcia o warunkach bytowania i podróży w tej dziczy przez cały rok.

- Te pytania kierować musisz już do zleceniodawcy. - odparła nie mając zbyt rozległej wiedzy w temacie przeprawy - Robię tylko i aż za łączniczkę. W każdym razie w ciągu tych dwóch najbliższych dni możesz spodziewać się gości. Będą to zapewne jacyś marynarze. Powiedzą jednak po co i od kogo przybywają. Zaproszą cię też pewnie ze sobą. Nie są to jednak ludzie z łapanki więc możesz im zaufać. - wyciągnęła rękę w geście zawarcia umowy - Stoi?

- Ale ja ich nie znam. Ktoś z was mógłby być z nimi? - Dana pokiwała głową ale na myśl o spotkaniu z jakimiś obcymi marynarzami trochę się jednak stropiła.

- Ja bardzo chętnie. Ale to by musiało być wieczorem jak skończę swoją robotę. - Łasica zgłosiła się pierwsza na takie pośrednictwo. No ale z już zwyczajowym zastrzeżeniem co do swojego limitu dostępności.

- Może być wieczorem. Jakbym nie musiała wracać to mam wieczory wolne. W dzień bym mogła pójść za miasto z tym twoim ochroniarzem. A jego jak poznam? Nie chciałabym jakiejś pomyłki. - trapierka znów skinęła głową i widocznie już była na etapie jak to teraz zorganizować te wycieczki i spotkania jakie się szykowały w najbliższe dni.

- Jesteśmy więc dogadane. - dziś sprawy szły wyjątkowo dobrze. Tzeentch musiał spoglądać na nią łaskawym okiem, gdyż wszystko układało się po myśli ciemnowłosej kultystki co wyraźnie ją cieszyło.

- Jeżeli zaś chodzi o mojego goryla to myślę, że poznasz go bez problemu. Wielki, łysy o cienkim jak włos głosiku. - stukała palcami o blat stołu, przy którym zasiadały - Dobrze by jednak było żebyś mu jakoś rozrysowała drogę do tych skrytek. - zauważyła wiedząc jakim człowiekiem jest Kornas.

- Nie znam się na rysowaniu. I mapach. Jak go zaprowadzę to chyba potem on będzie mógł zaprowadzić was. - traperka pokręciła głową na znak, że od papierologii umywa ręce. I widocznie wolała własne sposoby na zaznajamianie się albo kogoś z trasą do danego punktu.

- Miejmy nadzieje. - to jedyne co pozostało. Na szczęście Kornas niejednokrotnie udowadniał iż stać go więcej niż się po nim można było spodziewać. Pojmował świat na swój własny dość trywialny sposób. Była w tym jednak jakaś magiczna zasada, pozwalająca załatwić wszelakie zadania jakie zostały mu powierzone.

- Wychodzi więc na to, że jestesmy umówione. - z uśmiechem na ustach i wewnętrzną satysfakcja odsunęła się od stolika - My więc będziemy się zbierać. Mamy dziś dość napięty plan dnia. - wstała - To do następnego. Ja zaś tak jak mówiłam wcześniej idę opłacić twój nocleg. - wyciągnęła rękę w kierunku kobiety lasu by się pożegnać a zarazem zapieczętować niepisaną umowę, której obie się podjęły.

---

Popołudnie; Posiadłość van Zee

- Miałam, miałam. - z szerokim uśmiechem na ustach powtórzyła słowa przedmówczyni - I wyobraźcie sobie, że w swoim wyjątkowo napiętym grafiku wyłuskałam odrobinę czasu by nieco rozejrzeć się po mieście. - Versana opowiedziała z grubsza o trzech zaproponowanych jej przez Łasicę lokacjach. Wymieniła im ich wady i zalety przyznając iż nie rozglądała się w środku ale według jej zdania jacyś dzicy lokatorzy nie powinni raczej sprawiać problemu.

- Udało mi się załatwić coś jeszcze. - wesoła wdówka wspomniała o tym iż udało się jej znaleźć dostawcę kostiumów, trunków i jadła. Pominęła jednak personalia obu kontrahentów mówiąc. Szczególnie tego drugiego mówiąc iż to pewien dobry "znajomy".

- I jak wam się uśmiecha to wszystko? - zapytała na koniec mając na uwadze zdanie pań z którymi wchodziła w spółkę.

- Stary młyn? To tam coś jest w środku? - Madeleine i reszta szlachcianek wydawały się nie do końca mieć zdanie na temat tych trzech obiektów o jakich Versanie wspomniała Łasica. Wydawało się, że w przeciwieństwie do niej i podobnie jak sama wdowa, żadna ze szlachetnie urodzonych pań nie była w środku ale chyba każda dość dobrze orientowała się o jakie budynki chodzi. Widocznie jednak żadnej nie przyszło do głowy, że mogłyby stać się sceną dla sztuki. I pewnie są tam pajęczyny i w ogóle jak tak długo stoją niczyje te budynki.

- Oj nie rozśmieszajcie mnie! Pewnie, że są pajęczyny i trzeba omieść wszystko miotłą i włożyć nieco wysiłku i kasy by to doprowadzić do porządku! Czego się spodziewałyście jak to tyle lat puste stoi? Ale właśnie dlatego jest okazja to zgarnąć na własne potrzeby! Jakby gdzieś stał gotowy teatr ze sceną, garderobami i całą resztą to już dawno ktoś by to albo zadysponował albo rozgrabił. - minstrelka znów okazała się mieć najbardziej bezpośrednie podejście do całej sprawy i inny punkt widzenia niż szlachetnie urodzone. Ten kubeł zimnej wody przydał się młodym damom bo popatrzyły z konsternacją na siebie, na nią, na Versanę i w końcu pierwsza odezwała się gospodyni.

- Oczywiście masz rację Nije. Przepraszam, nie chciałam kontestować tych propozycji. Chyba rzeczywiście troszkę się zagalopowałam wyobrażając sobie, że tam będzie na nas czekać nie wiadomo co. Przepraszam cię Versano, nie chciałam cię urazić. - Kamila wzięła na siebie ten kubeł zimnej wody i szybko przeprosiła za takie zachowanie. Chyba nawet w imieniu swoich gości by nowa koleżanka w ich grupie nie poczuła się urażona czy zniechęcona.

- Chyba rzeczywiście macie rację. Ale wypada by zobaczyć te miejsca. Jak to wygląda, gdzie bynajmniej nas kosztowało doprowadzenie takiego miejsca do naszych celów. - von Richter też przyznała rację i chwilę znów dyskutowały jakie miejsce mogłoby być najlepsze. Madeleine wydawała się być zwolenniczką starego młyna, Nije gospody, Annemette dawnego schroniska a Kamila przyznawała, że nie była w żadnym z tych miejsc to nie czuje się na siłach by się wypowiadać. Tutaj więc trudno było uzyskać jakiś przełom przy tylu niewiadomych. Dlatego stanęło, że dobrze aby obejrzeć te miejsca osobiście. Jak nie komisyjnie to chociaż tak wysłać chociaż część z nich.

- A z tymi dostawami to świetnie, że się tym zajęłaś. Na pewno się to przyda. Jedną rzecz byśmy miały z głowy. - skoro ustalenie która z pań w jaki dzień by mogła wybrać się na zwiedzanie trochę zajmowało to ciemnoskóra szlachcianka wróciła do tej innej sprawy jaką poruszyła Versana. Bo z tą komisją weryfikacyjną to coś wychodziło, że może uda się zebrać w któryś dzień dwie czy trzy z nich ale trudno liczyć na komplet.

- Więc kiedy ruszamy przyjrzeć się tym pustostanom? - zagaiła chcąc mieć ten temat na dzień dzisiejszy za sobą - Backertag?

Dyskusja trwała dobrą chwilę gdy wszystkie panie próbowały ustalić jakiś termin jaki byłby najmniej niewygodny dla jak największej liczby z nich. W końcu stanęło na Bezahltag. Co prawda Annemette wówczas raczej by nie mogła uczestniczyć, Nije nie do końca była pewna ale Kamila i Madeleine powinny mieć wówczas czas na takie wycieczki.

- Znakomicie. - zachichotała cicho - Oby tylko wszystko nam szło tak sprawnie to nim się obejrzymy a będziemy oglądać pierwszą sztukę na deskach naszego teatru. Mam już na oku nawet kilka naprawdę utalentowanych aktorek. Myślę, że też się wam spodobają. - rzuciła tajemniczo wyraźnie rozradowana - Skoro więc sprawy siedziby naszego kameralnego klubu miłośników sztuki mamy już za sobą to porozmawiamy o czymś innym? - zaproponowała - Doszły waszych uszu jakieś ciekawostki z miasta? - miała na myśli najzwyklejsze plotki. Musiała jednak obrać to w nieco ładniejsze słowa.

- O. Aktorka? Utalentowana? A jaka? Może znam. - Nije tym razem zareagowała pierwsza i wydawała się, żywo zainteresowana potencjalną koleżanką z podobnej branży co ona sama.

- A nie słyszałaś, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? - zażartowała luźno puszczając oko do artystki - Wybacz mi jednak. Nie zdradzę jej imienia gdyż nie chce wykrakać. Czas jednak pokaże. Kto wie? Jeszcze może się okaże, że mamy wspólnych znajomych nie wiedząc o tym. - zaśmiała się wizją takiej perspektywy - Powiedzieć ci za to mogę że myślę o podjęciu współpracy z niejakim Oxo. Wpierw jednak chciałabym go osobiście poznać.

- O. To możemy się umówić. Znam go. Rzeczywiście ma ten niziołek talent. Przezabawny! I straszny lubieżnik z niego, jak dziewczynie zależy na czci i opinii to raczej nie powinna się do niego zbliżać. Ale ma takie gadane, że chyba każdej potrafi zwrócić w głowie! - poetka chyba chwilowo darowała Versanie wypytywanie o nową artystkę na deski ich nowego teatru. Ale za to okazało się, że chyba dość dobrze zna tego Oxo. Jej słowa wywołały chichoty pozostałych pań i panienek gdy w tak bezkompromisowy sposób pozwoliła sobie na wyrażenie opinii o owych talentach niziołkowego komika. Jakoś nie wydawała się odbierać tych jego cech jako wady.

- A u nas z rana buszowały psy. W szkodę nam wlazły. Te nasze się z nimi pożarły. Aż Thomas wysłał służbę by sprawdzić co się stało. Ale okazało się, że szukają jakiegoś zbiega. Podobno niebezpieczny. Wyobrażacie to sobie? Aż strach wyjść na ulicę. I to w dzień boży takie rzeczy się zdarzają. - Madeleine wspomniała z przejęciem o porannym wydarzeniu nie bardzo czekając aż młoda wdowie odpowie poetce. Ale poranne wydarzenie rzeczywiście ją zbulwersowało.

- To może być prawda. Do nas też ktoś przyszedł rano. Do papy właściwie. Coś się stało w porcie i papa z nim porozmawiał a potem odesłał. Ale nie powiedział mi co się stało. Ale chyba coś ważnego bo rzadko tak rano zawiadamiają nas o czymś w porcie. No i jest Festag. - Kamila mówiła jakby to co powiedziała koleżanka nagle przypomniało jej i własne doświadczenia.

Powiadają, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. Zazwyczaj to się sprawdzało.

- Zbieg? Skąd? - informacje bardzo zainteresowały piękną wdowę po kupcu. Do tej pory była przekonana, że straż i reszta stróżów prawa poszukiwała sprawcy włamania do biura Grubsona. Nowinki od wysoko urodzonych panienek stawiały jednak to wszystko w zupełnie innym świetle.

- Wpierw włamanie do magazynu w porcie a teraz jakiś dezerter. - zmarszczyła czoło kiwając głową na lewo i prawo - Co się ostatnio dzieje w tym mieście. Ciężkie i niebezpieczne czasy nastały.

- To prawda. - Kamila pokiwała głową przyznając, że to nie są zbyt podnoszące na duchu wieści.

- Podobno jakiś zbieg z hospicjum. Mam nadzieję, że to żaden szaleniec. Przecież trzymają tam różnych nieboraków. - von Ritter złożyła dłonie by wznieść tą małą prośbę do dobrych bogów aby im chociaż tego oszczędzili.

- To prawda. Ale mają tam też bardzo ciężkie przypadki. Oby to nie był jeden z nich. - Annemette westchnęła dając ujście swoim nadziejom chociaż spojrzenie miała dość sceptyczne.

- Oj przestańcie gadać takie głupstwa! - fuknęła na nich Annemette przywołując je do porządku. - Porozmawiajmy o czymś przyjemnym w tą paskudną pogodę. Może poplotkujmy o kimś kogo nie ma? - zaproponowała na wpół poważnie jakby chciała zmienić temat rozmowy na jakiś lżejszy i przyjemniejszy.

- Zacznij więc Annemett. - życzliwie zaproponowała patrząc na arystokratkę.

- Chętnie. To może ooo… - dziewczęta z ulgą przyjęły tą zmianę tematu na lżejszy i przyjemniejszy. Zachichotał gdy mogły wrócić do przyjemniejszych spraw. Zwłaszcza, że koleżanka zaczęła jakby miała zacząć jakąś ciekawą opowieść.

- Może o najpiękniejszej i najbogatszej blondynce w tym mieście? Froya van Hansen. - szlachcianka z talentem do szarad i dostrzeganiu różnych rymów i zależności popatrzyła na swoje koleżanki całkiem psotnie i wesoło. A te zachichotały rozbawione zaproponowanym tematem.

- To chyba ty Madeleine trzymasz z nią sztamę. - Nije popatrzyła na siedzącą w fotelu brunetkę.

- Tak. Wesprze nas w tym nowym teatrze? Przyłączy się do nas? - panienka van Zee chętnie podchwyciła temat.

- Froya raczej interesuje się innymi atrakcjami. Ale wydaje mi się, że może nas wesprzeć sakiewką chociaż nie liczyłabym na jej pełne zaangażowanie w ten projekt. - pani von Ritter odpowiedziała czy raczej przekazała opinie blondwłosej przyjaciółki a reszta popatrzyła na nią i na siebie nawzajem trochę zwlekając z odpowiedzią.

- Domyślam się. Ją pewnie interesują pojedynki i polowania. Jakby się urodziła mężczyzną to by naprawdę wszystko było prostsze. Dobrze, że chociaż na bale i tańce lubi przychodzić bo w ogóle by zdziczała. - Annemette westchnęła na zachowanie jakie widocznie nie bardzo jej się wpisywały w stereotyp zachowań panienki z dobrego domu.

- Zauważyłam. - przyznała mając możliwość przekonać się o tym co mówiła młoda mężatka na własnej skórze - A ma jeszcze jakieś inne zainteresowania? - zapytała chcąc wyciągnąć jeszcze jakaś ciekawostkę na temat blond damulki z szabelką w ręku.

- Perfumy. Uwielbia nowe aromaty. - po chwili zastanowienia Madeleine powiedziała coś co jednak przemawiało, że jej blond przyjaciółka ma jednak jakieś typowo kobiece zainteresowania. - A ty Versana? Zdradzisz nam swoje zainteresowania? Co porabiasz poza prowadzeniem interesu i spotykaniem się z nami? - von Ritter płynnie przeszła do pytania ich najmłodszej stażem członkini grupy o jakiej pozostałe wiedziały najmniej.

- Dokładnie. Tak się nami interesujesz a sama o sobie nie mówisz zbyt dużo. Czyżbyś miała jakiś wstydliwy sekret do ukrycia? - Annemette też dołączyła się zerkając z zaciekawieniem na czarnowłosą wdowę. Pozostałe panny z zainteresowaniem śledziły tą woltę w tej dyskusji.

Nie spodziewała się, że plotkowanie może stać się bronią obosieczną. Mimo wszystko zachowała pełny spokój. Odegrała delikatnie zakłopotaną drapiąc się delikatnie po głowie.

- Gdy pogoda sprzyja uwielbiam jeździć konno. Relaksuje mnie to i pomaga zachować dobrą formę fizyczną. - tak też było. Wdowa była doskonałym jeźdźcem. Gdy dosiadała swojej klaczy czuł się jak ryba w wodzie. Łączyła ją z nią jakaś niewytłumaczalna więź.

- Teraz jednak jest jak jest. - spojrzała na chwile w okno - Zimno i ponuro. Pozostaje mi czytanie powieści i poezji. Chociaż jest jedna taka rzecz, o której nie mówi się głośno w wyższych kręgach a która sprawia mi dużo przyjemności i w której jestem dość biegła. - starała się zbudować napięcie - Mianowicie. Lubię grać w karty i kości. Próbowałyście tego kiedyś?

- Absolutnie nie. Mój dziadek ze strony matki przegrał w karty cały majątek zostawiając moją matkę i jej rodzeństwo bez środków do życia. Więc zdecydowanie jestem przeciwna. - tym razem Annemette okazała się nadzwyczaj stanowcza w tym co mówiła i brzmiało jakby była zdecydowaną przeciwniczką wszelkich przejawów hazardu.

- To nie jest rozrywka dla nie. - von Ritter pokręciła głową na znak, że może nie aż tak drastycznie ale chyba nie widziała siebie przy takiej zabawie.

- A ja trochę próbowałam w karty. Ale papa jest przeciwny. Mówi, że jak już to powinnam nauczyć się grać w szachy. - Kamila znów dała wyraz jak mocno jest uzależniona od woli ojca chociaż jednak wydawała się z tych trzech głosów zdradzać jakieś zainteresowanie taką formą rozrywki.

- Ale z was nudziary. - Nije pozwoliła sobie na kolejny bezkompromisowy komentarz. Wydawało się, że pozostałe uczestniczki takich spotkań pozwalają jej na wiele tej przedstawicielce artystycznej bohemy bo przecież nie mogła się z nimi równać pod żadnym materialnym względem nie mówiąc o miejscu w drabinie społecznej.

- Mnie się zdarza grać. Raz nawet grałam w rozbieranego. Znaczy grałam częściej niż raz w tego rozbieranego ale mnie wtedy rozebrali do rosołu. Dobrze, że to było w alkowie a nie głównej izbie. Nadal nie jestem pewna czy się nie zmówili i nie kanotwali. No ale nie złapałam żadnego za rękę. - trudno było powiedzieć czy Nije nie zdawała sobie sprawy jak relacja z takiej pikantnej przygody wywoła wśród dobrze wychowanych dam czy wręcz celowo chciała spowodować rumieniec na ich licach. Ale właśnie coś takiego osiągnęła aż Kamila przyłożyła dłoń do ust a Madeleine zaczęła wachlować się wachlarzykiem zaś reakcja Versany była wręcz odwrotna od jej lepiej sytuowanych koleżanek. Uśmiechnęła się szeroko a w jej oczach znów zapłonęła iskra.

- O to ci ciekawostka. - niemalże zachichotała - Rozbierany. Brzmi co najmniej intrygująco. W ten sposób chyba nie da się przegrać majątku rodzinnego. - zauważyła unosząc wskazujący palec lewej dłoni i spoglądając na Annamette - Skoro jednak nie wyrażacie chęci nie będę was namawiać. W każdym razie ja coś o sobie powiedziałam. Teraz wasza kolej. - obrzuciła pobieżnym spojrzeniem pozostale ze zgromadzonych.

- Ja jestem nowoczesną kobietą nauki. Pasjonuję się astrologią i astronomią. Mam prawdziwy teleskop u siebie i uwielbiam spędzać noce na obserwacji gwiazd. To takie pasjonujące! - Annemette pierwsza się odezwała całkiem chętnie opowiadając o swoim hobby. Na swój sposób faktycznie mało typowym dla kobiety chociaż nie budzącym tyle kontrowersji co “fanaberie” panienki van Hansen.

- Dlatego potem tak późno wstajesz i trudno się z tobą na coś umówić rano. - dodała nieco ironicznie a nieco zgryźliwie ciemnoskóra gospodyni. Ta jednak zbyła to lekceważącym ruchem ręki.

- Śmiejecie się a jak okryję kiedyś jakąś nową gwiazdę i nazwą ją moim imieniem to nie będzie wam do śmiechu! - amatorka astronomii odgrażała się ale raczej w dość zabawny sposób i tak na pokaz. A na koniec nawet pokazała Kamilii język jakby były znów małymi dziewczynkami.

- A ja bym chciała zostać scenarzystką i poetką. Pisać ballady i wieresze jakie by potem recytowano. Albo malować obrazy. Sama jeszcze nie wiem. Lubię i to i to. - Kamila też zwierzyła się, ze swoich pragnień jakie okazały się dość artystyczne.

- Wy macie swoje młode lata. Jak jest się mężatką to już nie ma tyle swobody co za panny. Na wszystko muszę mieć pozwolenie Thomasa. Dobrze, że mi na te nasze spotkania pozwala przyjeżdżać. - pani von Ritter westchnęła jakby jako jedyna mężatka w tym gronie zazdrościła młodszym koleżankom pełni swobody.

- Nie gadaj jak jakaś stara kwoka Med. Ile jesteś od nas starsza? Dwa czy trzy lata. Nie gadaj jakbyś była w wieku naszych matek. A ja tam nie mam planów, robię swoje, piszę swoje, żyję z dnia na dzień i mam nadzieję, że nikt mnie którejś nocy nie zatłucze albo nie skończę z nożem pod żebrami za te wszystkie paszkwile i poezję. - Nije jak zwykle okazała się najbardziej bezpośrednia i najmniej szanująca zasady etykiety. Znów dobrze urodzone koleżanki popatrzyły na nią jakby w pierwszej chwili nie wiedziały co odpowiedzieć na takie coś.

---

południe; Kamienica Versany

- Kornasie. - rzekła wchodząc do pokoju swojego łysego ochroniarza - Mam dla ciebie zadanie specjalne. - czas ją gonił więc przeszła od razu do rzeczy. Wdówka w kilku zwięzłych zdaniach opowiedziała mu o Danie oraz o tym, że kiedy pogoda zelżeje ma on wraz z nią udać się poza miasto aby ta pokazała mu kilka skrytek. Wyjaśniła mu także czemu to tak ważna sprawa zarówno dla zboru jak i pobratymców z lasu. Na koniec zaś upewniła się czy ten wszystko zrozumiał. Przypomniała mu o odpowiednim stroju, prowiancie i broni wręczając mu kilka monet aby mógł się doposażyć w razie potrzeby.

---

południe: "Czarny kot": Versana, Łasica.

Siedziały we dwie popijając grzańca. W lokalu było ciepło, gwarno i tłoczno. W dniu świątynnym było to jednak normalne. Mało było innych rozrywek w mieście a karczma oferowała ich całkiem sporo. Tani alkohol, hazard, śpiew i płatny seks. Żadna z tych rzeczy nie była obca obu kultystkom. Po żadna z nich jednak tu dzisiaj mi przyszły. Były w pracy. Na szczęście dla nich można było powiedzieć że spełniają się zawodowo czerpiąc z fachu wiele przyjemności.

- Też się zastanawiam, gdzie ona jest. - odpowiedziała szybko na zagwostkę kochanki - W końcu się jednak zjawi. Tak uroczym damom jak my się nie odmawia. - zaśmiała się upijając następnie nieco ciepłego i korzennego grzańca. Ten zaś przyjemnie rozgrzewał, pozwalając choć na moment zapomnieć o tym co działo się na zewnątrz. Mróz zdecydowanie nie był ulubioną porą roku Versany. Miał on jednak jedena dość duża zalete. Długie noce m, z których ostatnimi czasy kultystka korzystała jak tylko mogła.

- Pracuje nad nimi. - mówiła obejmując obiema dłońmi kubek - Póki co wszystkie wyraziły żywe zainteresowanie tymi ruderami o których mi ostatnio opowiadałaś, gdy rozmawiałyśmy na temat teatru. Z resztą na dniach mamy razem jechać i się im przyjrzeć. - niejako streściła to co udało się jej ustalić w trakcie spotkania kółka poetyckiego.

- Skoro zaś pytasz o Brene. - nawiązała do tematu swojej pokojówki - To już na początku ci mówiłam, że dostrzegam w niej potencjał. Czas zaś pokazał, że się nie myliłam. Pilna z niej uczennica. Pilna i namiętna. - przygryzła zalotnie wargę wracając na chwilę myślami do kilku poprzednich nocy - Wyobraź sobie, że jutro Kamila van Zee będzie malować jej nagi portret. Ja natomiast będę uważnie przyglądać się zakłopotaniu i podnieceniu obu dziewcząt. Czy to nie ekscytujące? A i powiedz mi jeszcze jedno. Może to ja poprosić aby zbadała zawartość paczuszek, które Louisie wręcza karczmarz?

- Oj tak, udała ci się ta Wiewióreczka! Strasznie ją polubiłam! - Łasica zaśmiała się widocznie myśląc o Brenie w ciepłych barwach. - I aż wam zazdroszczę tego rozbieranego malowania. Ależ bym chciała tam z wami być! - pomysł z pozowaniem musiał się bardzo spodobać łotrzycy bo mówiła z wyraźną zazdrością o tym jutrzejszym spotkaniu u panienki van Zee. - Mam nadzieję, że mi opowiecie jak było. I jakby panienka van Zee szukała kolejnych modelek do pozwania to będziecie o mnie pamiętać. Myślisz, że jutro skończycie na samym malowaniu czy coś jeszcze? - zapytała z wesołymi ognikami w oczach też grzejąc dłonie od ciepłego kufla. Wydawała się być zafascynowana tym tematem sztuki malowania kobiecych aktów.

- A z tymi adresami co ci mówiłam może lepiej tam zajrzeć zanim się je pokaże towarzystwu? Tak na wszelki wypadek. Mówię ci, że dawno tam nie byłam. - zwróciła uwagę na ten detal jakie przyjaciółka omawiała niedawno ze szlachetnie urodzonymi damami.

- Tak, tak. - kiwając głową przyznała rację koleżance - Wiesz… One są trochę oderwane od rzeczywistości i nieco bujają głową w obłokach. Ot taka przypadłość panienek z wyższych kręgów. Chociaż… - uniosła kubek - ...Froya zdaje się twardo stąpać po ziemi. - upiła kolejnego grzdyla - To może we czwórkę pójdziemy zbadać te ruiny? Ty, ja, Brena i Kornas? - zapytała szukajac nogą pod stołem łydki przyjaciółki.

- Z tobą i Breną? Zawsze. Przecież po wizycie w takich brudnych i zakurzonych miejscach trzeba wziąć porządną kąpiel prawda? - Łasica wydawała się w lot dostrzegać okazję do wesołej i nieskrępowanej zabawy. Zwłaszcza w tak wyśmienitym składzie.

- Ale jak ze mną to dopiero po zmroku. Sama wiesz dlaczego. Jak ci to nie przeszkadza to możemy się umówić. Wtedy bym była oczywiście do waszej całkowitej dyspozycji. - powiedziała wesoło łotrzyca. O ile by spotkanie po zmroku nie przeszkadzało pozostałej trójce to była gotowa się na nie umówić.

- A Froya rzeczywiście twarda, konkretna babeczka. I umie należycie traktować służbę. Ale powiem ci, że jestem trochę ciekawa tych szlachcianek. Zawsze je widziałam tylko z daleka, na ulicy, placu, na jakimś święcie. Ale z żadną nigdy się nie zadawałam. Dopiero teraz z Froy’ą. - pokiwała swoją ciemną głowa na znak, że zgadza się z opiniami swojej rozmówczyni ale jednak musiała być chociaż trochę ciekawa tego świata wyższych sfer do jakiego zwykłe złodziejki, oszustki i ladacznice raczej nie miały wstępu.

- A w ogóle to tam wyżej mam dla ciebie o wiele cieplejsze i gościnniejsze miejsce. I dla ciebie zawsze dostępne naturalnie. - dorzuciła jakby mimochodem i na koniec pomagając obutej stopie przyjaciółki nakierować się na swoje buty i łydki. Sama też przesuwała czubkiem buta łydkę czarnulki chociaż w butach to nie był taki sam efekt jak bez.

- To później ustalimy kiedy konkretnie się tam przejdziemy. - podsumowała niejako to co ustaliły w temacie rekonesansu zaproponowanych przez Łasice lokalizacji - Zaś z tymi tatuażami ponoć jest tak, że jak już zrobisz sobie jeden to jak najszybciej będziesz chcieć mieć następny. - uśmiechała się szeroko gdy wspominała o temperamentnej pani kapitan - Rosa natomiast jedną dziare już ma. Czemu więc kolejną nie miałby być zwinięty w kłębek wąż? - zapytała retorycznie - Byłaby cenną zdobyczą. Z resztą wydaje mi się, że ona sama nie będzie stawiać zbytnio oporu. Potrzeba jednak czasu. Apropos czasu. - spojrzała w kierunku drzwi wejściowych - To gdzie nasza blond sigmarytka? To nie w jej stylu tak się spóźniać.

- Racja z tymi tatuażami. Też ostatnio chodzi za mną by coś sobie zrobić. Ale jakoś nie mam pomysłu co to by mogło być. - przyznała uśmiechając się ze zrozumieniem, że z tym zdobieniem swojego ciała to widzi sprawę bardzo podobnie.

- A Rose mam nadzieję, że lubi wężę. Bo jak nie to może być kłopot. Ale strasznie bym chciała aby została naszą siostrą! Jest wspaniała! - przyjaciółka pokiwała głową na znak, że całkowicie się zgadza co do kandydatury dzielnej pani kapitan na ich siostrę no i jest pełna nadziei co do tego.

Brunetka z uśmiechem na ustach słuchała podekscytowanej koleżanki. Też żywiła szczerą nadzieję co do seksownej pani kapitan.

- Może więc liczba sześć. - wtrąciła nagle - Ostatnio wspominałaś o tej umiłowanej liczbie pana więc jeżeli Rosie nie przypadłby do gustu wizerunek węża zawsze pozostaje nam inny wariant.

- Cyfra? Wolałabym węża. No ale jak się nie uda można i cyfrę. - taki pomysł chyba nie przyszedł Łasicy do głowy. Ale gdy przyjaciółka o nim wspomniała to po krótkim zastanowieniu przyznała jej rację jako plan alternatywny.

- Najbardziej to bym chciała aby wszystkie nasze wężowe siostry miały coś podobnego jak my. I w tym samym miejscu. Strasznie się cieszę, że z Wiewióreczką sobie zrobiłyście te tatuaże w tym specjalnym miejscu! Są śliczne! Ale nie wiadomo czy uda się do tego przekonać inne dziewczyny. - skoro rozmawiały o tatuażach łotrzyca pozwoliła sobie na wyrażenie zachwytu nad tym nowymi dziarami obu swoich sióstr które ją rozbrajały i rozklejały ilekroć miała z nimi styczność. Ale chyba mimo to brała pod uwagę, że nie wszystkie dziewczyny jakie planowały zwerbować mogą dać się przekonać na podobny ruch.

- A nasza blond lwica coś rzeczywiście się spóźnia. Może to ta pogoda? Paskudnie dzisiaj. Sztorm w nocy, sztorm w dzień. - spojrzała w stronę drzwi wejściowych jakby blondynka o jakiej rozmawiały zaraz miała przez nie przejść. Ale te były w spokoju zamknięte gdy nikt przez nie nie wchodził ani nie wychodził.

- A o co chodzi z tymi przesyłkami dla niej? Co masz na myśli? - widząc, że wojowniczka bojowego młota nadal się nie zjawiła nawiązała do tego co wdowa mówiła trochę wcześniej.

- Wypadałoby się dowiedzieć co w nich jest. My jednak jesteśmy spalone. Nie to co Brena. - zmarszczyła czoło wodząc palcem po krawędzi kufla - Chociaż szczerze mówiąc nie mam jeszcze jakiejś dokładnej wizji jakby moja słodka wiewióreczka miała tego dokonać. - z karykaturalnym smutkiem na twarzy patrzyła na przyjaciółkę licząc, że może jej coś przyjdzie do głowy.

- Aha… - Łasica skinęła głową, upiła z parującego kufelka i spojrzała w stronę szynkwasu. Potem w stronę drzwi wejściowych. I wreszcie znów na swoją partnerkę.

- Można to spróbować załatwić bez Wiewióreczki. - powiedziała z tajemniczym uśmieszkiem. - Ale to ryzykowne. Możemy pójść na górę i włamać się do jej pokoju. Sprawdzić co tam ma. Tylko jak ona tam jest to będzie niezła afera. Tak samo jak wróci i nas zastanie w jej pokoju. Nie sądze by nas aż tak lubiła by nam darować taki numer. No ale jakby się udało można by rzucić okiem na jej pokój a potem wyjść jakby nigdy nic. - okazało się, że włamywczaka nie tylko figle miała w głowie i nawet miała pomysł jak spożytkować opóźnienie Kruger. Chociaż włamywanie się w środku dnia do pokoju klientki tej karczmy rzeczywiście wydawało się tak ryzykowne jak brzmiało. Dlatego ulicznica sprawdzała jak przyjaciółka zapatruje się na ten pomysł.

Propozycja niosła ze sobą tyle samo korzyści ile ryzyka. Ver chwilę musiała przeanalizować takie rozwiązanie upijając przy tym nieco korzennego trunku.

- Hmmm… - dumała - Jeżeli już to jedna z nas musiałaby być tu na dole by w razie powrotu naszej blondyneczki czymś ją zająć dając nieco czasu tej na górze. Pytanie czy gra jest warta świeczki. - biła się wciąż z myślami - Jak uważasz?

- Myślę, że same zamki to nie będą dla nas stanowić poważnej przeszkody. O ile ktoś kto ją zna i wie kto mieszka w jej pokoju nie przyłapie nas na gmeraniu przy jej drzwiach. No ale wtedy można spróbować coś nakłamać. - Łasica zaczęła w myślach obracać ten pomysł. Wspomniała o tym co chyba nie uważała za zbyt wielką przeszkodę.

- Najgorzej jak jest w środku. Otwierasz drzwi a tam nasza lwica. Nie mam pojęcia co bym wtedy zrobiła. - przyznała kręcąc swoją granatową głową dając znać, że ma pustkę w głowie na taką okazję.

- Ale jak jej nie ma to mamy jej pokój do dyspozycji. Nie mam pojęcia co może w nim trzymać praworządna sigmarytka. Modlitewnik? Jakieś psalmy? Nie wiem. Po prostu nie wiem. Ale raczej bym niczego nie zabierała. Tak można rzucić okiem. Może coś tam ma ciekawego? A może nie. Potem bym wyszła, zamknęła drzwi i tyle. Gorzej jak właśnie by nas złapała buszujących w jej pokoju. Pewnie by się wściekła. Dlatego jak mówisz, lepiej by jedna z nas została na dole i ją zagadała czy co, byle nie wlazła na górę nim ta druga skończy. - włamywaczka przeanalizowała sprawę kolejnego włamu tak jak to sobie wyobrażała. Czy warto by było się włamywać trudno było oszacować jak nie bardzo miały pojęcia co Kruger może mieć pochowane w zakamarkach swojego pokoju. Ale jakby czegoś zabrakło pewnie by poznała, że ktoś jej tam grzebał.

Na szczęście obie kultystki nadawały na tych samych falach. Niektórzy mawiali, że wielkie umysły myślą podobnie. Coś w tym było.

- Leć więc na górę a ja tu zaczekam. Tylko nic nie kradnij. - odparła podejmując decyzję - Zapukaj jednak wpierw do niej. Jak będzie w środku to powinna otworzyć lub co najmniej się odezwać. - w jej ocenie wydawało się to dość naturalne zachowanie w takiej sytuacji - Uważaj jednak by nikt cię nie zauważył. Szczególnie ten współpracujący z Louisą karczmarz. - kiwnęła lekko głową w kierunku szynkwasu przy, którym aktualnie stał tłum ludzi zamawiających coś na ząb i przepicia.

- Louisie zaś wmawiać będę iż poszłaś za potrzebą. - zaproponowała taką wersję wydarzeń gdyby nagle bojowniczka wróciła do karczmy. Dobrze było mieć w wspólną wersję wydarzeń na wypadek nieprzewidzianych komplikacji.

- Lepiej jej powiedz, że poszłam sprawdzić czy jej nie ma w pokoju. Na górze nie ma toalet. I życz mi szczęścia. - Łasica szybko skinęła głową, puściła jeszcze całusa i oczko przyjaciółce przez szerokość stołu a potem wstała i ruszyła przez główną salę w kierunku schodów prowadzących na górne piętro gdzie były pokoje do wynajęcia. A Versana została sama przy pustym stole. I zostało jej czekać na rozwój wypadków.

Przeczekała jakąś sprzeczkę przy sąsiednim stole, ktoś z innego wstał, zapłacił i wyszedł, inny klepnął po zgrabnym tyłku przechodzącą kelnerkę, trzasnęły otwierane drzwi gdy trzech weszło do środka szukając dla siebie wolnego miejsca aż w końcu dojrzała smukłe nogi powracającej przyjaciółki.

- I co? Jest? - zapytała łotrzyca rozglądając się po sali co się zmieniło jak ona była na górze. Ale pewnie też się zorientowała, że coś nie widać blondwłosej sigmarytki.

- No jak miałam nic nie brać to już. Właściwie nie bardzo tam jest co brać. Ona tam nie ma nic ciekawego. Sama broń i modlitewniki. - mówiła z nieco rozczarowanym tonem jakby ta ich blond lwica okazała się nudniejsza niż wyglądała na pierwszy rzut oka czy nawet tak prywatnie.

- Znalazłam sakiewkę z monetami. Jakbym robiła skok to tylko to bym zabrała. A tak to ma same kusze, skórznie, miecze, noże… Jeden nóż był ładny. Myślę, że można by go nieźle opchnąć. O. I taki pejczyk znalazłam. Taki co oni używają do samobiczowania. Nie wiem dlaczego do tej pory na nas tego nie użyła. No przynajmniej na mnie. I kajdany. Kajdany też ma. Jakby mnie skuła to bym przecież nie protestowała. Naprawdę nie wiem Ver dlaczego ma takie ciekawe zabawki a kompletnie nie umie ich używać. - granatowa głowa pokręciła się dla braku zrozumienia dla tej oszczędności jaką zdradzała Kruger. Wydawała się dla tych użytkowych narzędzi widzieć całkiem inne zastosowanie niż łowczyni czarownic.

- A! I znalazłam te woreczki! - przypomniała sobie na sam koniec. - To kadzidełka. Takie do medytacji. A ja myślałam, że jakieś ciekawe ziółka do odurzania albo składniki czarów… - przyznała, że pod tym względem Louisa też ją rozczarowała. Znów spojrzała na drzwi wejściowe ale ta o której rozmawiały coś się nadal nie zjawiała.

- Nie wiem Ver. To co dalej robimy? Czekamy na nią? Czy idziemy stąd? - wzruszyła ramionami bo w tej chwili blond wojowniczka już zaliczała duże spóźnienie, zaczynała się zbliżać pora w jakiej zwykle zaczynano szykować się do obiadu. W poprzednich tygodniach o tej porze już były we trzy w jej pokoju a może i kończyły to spotkanie.

- Chodźmy więc może zamówić po jeszcze jednym kufelku do karczmarza. - zaproponowała nieco zamyślona i rozczarowana tym co udało się znaleźć jej przyjaciółce - Przy okazji spytamy go czy nie wie gdzie podziała się nasza koleżaneczka. - spojrzała pytająco na Łasice.

- Louisa? Nie mam pojęcia. Wyszła w pośpiechu jak jeszcze ciemno było. Ktoś po nią przybiegł i poszła razem z nim. - karczmarz bez większych oporów zdradził co wie na temat swojej blondwłosej klientki gdy obie kultystki przyszły do szynkwasu po nową kolejkę grzańca z ziołami i miodem.

- A nie mówiła kiedy wróci? Albo co się stało? - Łasica zapytała po chwili zmieszania widocznie zaskoczona takimi wieściami. Karczmarz jednak rozłożył swoje ramiona na znak, że nic więcej nie wie na ten temat.

- No trudno. Widocznie obowiązki - stwierdziła widząc iż karczmarz albo naprawde nie wie albo nie chce powiedzieć gdzie udała się wyznawczyni Sigmara.

- Przekazałbyś jej więc, że byłyśmy i pytałyśmy o nią? - spojrzała na pulchnego właściciela oberży - Rzecz jasna w trosce o nią. Martwimy się po prostu. - sięgnęła po wystawiony na blat kufel.

- Dobrze, przekażę jej. - zgodził się karczmarz i nawet uśmiech rozjaśnił jego pucułowate policzki. Towarzyszka wdowy odwdzięczyła się ciepłym uśmiechem po czy obie odeszły od szynkwasu.

- Chyba coś się stało. Mam nadzieję, że z nią wszystko w porządku. - łotrzyca wydawała się dość zmartwiona tymi wieściami i chyba szczerze martwiła się o los wojowniczej sigmarytki.

Obie widząc iż ich stolik wciąż stał pusty ruszyły w jego kierunku. Tłum był liczny więc musiały nieco się nagimnastykować nim dotarły na miejsce.

- Ciekawe czy nieobecność Luisy ma coś wspólnego z tym zbiegiem który dał dziś dyla. - Ver podjęła rozmowę od informacji jakiej dowiedziała się wcześniej przy okazji spotkania w posiadłości van Zee.

- No nie wiem. Po co łowcy czarownic do łapania jakiegoś wariata? Przecież jest straż miejska i łowcy nagród. Chyba, że im zapłacono. Albo jako obowiązek wobec ojczyzny i takie tam. To poszli. - łotrzyca pokręciła głową i wzruszyła ramionami na znak, że nie bardzo widzi związku między tymi rzeczami. I humor jej się nieco zważył jak się zaczęło zapowiadać, że nie spotkają się dzisiaj z wojowniczą sigmarytką.
 
Pieczar jest offline  
Stary 16-01-2021, 19:35   #155
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.08; Festag (8/8); ranek


- Żyje - potwierdził cyrulik. - Ale nie wiem co mu dolega. Objawy ma jak przy zapaleniu płuc lub gruźlicy, ale temu towarzyszyłoby odkrztuszanie wydzieliny z płuc - przerwał na chwilę orientując się, że wchodzenie w szczegóły może nie interesować jego gościa.

- Przed chwilą mówiłaś o strażnikach, którzy go szukali, a wczoraj wspominałaś o hospicjum. To jak w końcu z nim było? Powiedz mi o nim coś więcej. Ma rodzinę? Gdzie i z kim mieszka? Jak trafił do tego hospicjum?

- Miał matkę jaka się nim zajmowała. Ale zmarła zeszłej zimy. Stara już była. A on zawsze był dziwny. Taki głupio - mądry. Gadał do psów i kotów, śmiał się z nie wiadomo czego. No i w końcu wszyscy mieli go dość, a i matka była coraz starsza to go oddała do tego hospicjum. Ostatniej jesieni nim umarła. - dziewczyna mrużyła oczy zerkając na pacjenta który wciąż wydawał się być pogrążony w niespokojnej drzemce. Ani nie mógł zasnąć ani nie mógł wrócić do przytomności.

- A ci strażnicy to skąd byli? Nasza straż miejska czy jacyś inni? Hospicjum na swoją ochronę?

- A nie wiem skąd. Nie pytałam ich. Mówiłam ci, że nawet z nimi nie rozmawiałam tylko mama. - przypomniała coś co już mówiła wcześniej na początku rozmowy. - Ale chyba nie miejscy. Ci miastowi noszą jakieś szarfy, opaski czy coś takiego a u tych nie widziałam. Chyba, że mieli to pod kożuchami i resztą. Straszna pogoda była z rana. - brunetka po chwili jednak podzieliła się z cyrulikiem swoimi spostrzeżeniami. To była prawda, ratusza raczej nie było stać by sprawić swoim strażnikom jednolite ubrania albo ekwipunek. Może poza halabardą, latarnią i hełmem. Ale latarni w dzień zwykle nie brali a hełmy mieli różne. Więc poza halabardą jedynym wyróżnikiem, że ma się do czynienia z kimś na garnuszku ratusza była szarfa albo opaska. Ale tych pod wierzchnimi ubraniami mogło nie być widać na pierwszy rzut oka.

- Rozumiem - pokiwał głową i wstał aby zacząć się ubierać, a po chwili zerknął na pacjenta. - Wydaje się być stabilny. Nic tu po nas. On potrzebuje czasu, a ja muszę iść coś załatwić. Zbadam go po powrocie. Gdzie mieści się to hospicjum?

2519.I.08; Festag (8/8); południe


- To może faktycznie tak zróbmy. Najpierw spis treści po tytułach rozdziałów, a potem do każdego opis w kilku zdaniach o czym każdy stanowi. Starszego interesują wzmianki o kamieniu filozoficznym i transmutacji. Jak ją przeprowadzać i jaką rolę w tym owy kamień pełni - Sebastian zgodził się na propozycję Aarona.

- Aha. Kamień i transmutacja. Dobra. Ale to i tak potrwa. Bo trzeba przeczytać całą księgę. - brodacz spojrzał w swój kubek, bełtał nim póki mówił i na koniec upił z niego pewnie z połowę zawartości.

- No to bierzmy się do roboty. Tytuły przetłumacz dokładnie. Chciałbym nauczyć się tego języka. Nie masz jakiejś książki z jakiej mógłbym się go nauczyć? Może gdzieś go można dostać?

- Nauczyć klasycznego? - rzczochrany magister podrapał się po czuprynie. W końcu sięgnął po butelkę i dolał sobie do kubka. Skrzywił się bo to była już końcówka. Z niesmakiem odstawił już pustą butelkę i spojrzał do niepełengo kubka.

- To długo. Mnie to wbijali do głowy ze dwa lata w kolegium. Wbijali wiele rzeczy do tej głowy. - mruknął jakby widział wewnątrz kubka nie wiadomo co gdy tak zasępił się dłuższą chwilę nad tym wątkiem.

- Dobra przetłumacze tytuły. To powinno pójść dość szybko. Masz ten rum co obiecałeś? Mój się skończył. - otrząsnął się i spojrzał na rozmówcę wskazując wymownym gestem pustą butelkę jaką właśnie odstawił na bok.

- Trzymaj - Sebastian wyciągnął butelkę z torby wiszącej na oparciu krzesła i postawił na stole. - Jutro przyniosę Ci następną, ale poza tytułami poszukaj czegoś o tym kamieniu.

2519.I.08; Festag (8/8); zmierzch




Sterben stanął przed budynkiem wskazanym przez dziwkę. W zasadzie był to zespół budynków. Tak można było poznać po zaśniezonych dachach widocznych poza murem okalającym posesję. Brunetka jaka dziś rano go owiedziła dość dobrze opisała mu drogę więc trafił bez większych kłopotów. Zerwał się dość silny wiatr co dmuchał świeżo opadłym białym puchem ale nie umywało się to pod względem trudności z zamiecią szalejącą rano czy w południe. Ale niespodziewanie niebo rozpogodziło się więc zachód słońca był całkiem ładny. Ale dzień się już kończył.

Otworzył mu jakiś mężczyzna w średnim wieku, z widocznym brzuchem i milczącym spojrzeniu przez jakie trudno było przeniknąć jego myśli. Ubrany był w biały habit z wzorem zielonego pasa biegnącym po lewej stronie. Przyjrzał się uważnie gościowi nim się odezwał.

- Jestem cyrulikiem. Mieszkam w dzielnicy przy wschodnim podmurzu. Chciałbym porozmawiać z kimś odnośnie nawiązania ewentualnej współpracy.

- Wejdź. I zaczekaj. - odsunął się by wpuścić gościa do skrzyżowania poczekalni i recepcji. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku i w podobnym habicie. - Jak się nazywasz? Kogo leczyłeś? Gdzie praktykujesz? - mężczyzna stanął niedaleko recepcji i zdał gościowi parę podstawowych pytań by się w ogóle zorientować z kim ma do czynienia.

- Sebastian Sterben. Mieszkam w dzielnicy wschodniego podmurza. Zajmuję się lokalnie tam mieszkającymi ludźmi. Znam się na przypadłościach biedoty w ofiarami ciężkich pobić włącznie - odpowiedział pokrótce. - Do miasta trafiłem kilka miesięcy temu, a wcześniej praktykowałem w okolicznych wioskach.

- Poczekaj tu. - mężczyzna przyjął te wyjaśnienia bardzo spokojnie uważnie obserwując rozmówcę. Po czym poprosił aby ten poczekał i wyszedł z tej pierwszej sali. Za recepcją pozostała kobieta w habicie i nikogo więcej tu nie było.

Cyrulik usiadł na jednym z krzeseł i posłusznie czekał. Przyszło mu do głowy aby zagadać do kobiety, ale stwierdził, że w ten sposób wywoła lepsze wrażenie.

Po jakimś pacierzu i to nie całym, wrócił ten mężczyzna co mu otworzył drzwi. Kobieta przez ten czas nie zrewanżowała się Sebastianowi uprzejmym milczeniem. - Chodź ze mną. Mistrz zgodził się ciebie przyjąć. - powiedział lakonicznie starszy o pokolenie mężczyzna. Poprowadził gościa jakimś korytarzem aż na końcu zapukał do jednych drzwi. Gdy jakiś męski głos odkrzyknął “Proszę!” otworzył klamkę, wszedł do środka i dał znać gościowi by wszedł.

Wnętrze przypominało biuro każdego innego urzędu. Chociaż był tu regał z grubymi, poważnie wyglądającymi księgami. Aby nie było niegrzecznie nie miał okazji się im przyjrzeć bo gospodarz wskazał na jedno z dwóch krzeseł dla gości. Krzesła były grube, solidne i zdobione.

- Usiądź młodzieńcze. Jestem mistrz Hieronim. Prowadzę tą placówkę. Brat Benedykt powiedział mi, że chciałbyś podjąć u nas pracę. - gospodarz był mężczyzną jeszcze starszym od owego Benedykta jaki otworzył drzwi. Miał dostojny wygląd jakby wpisywał się w stereotyp uczonego.

- Może powiesz w jakim charakterze pracy chciałbyś się podjąć? No i jakie masz doświadczenie, referencje, gdzie praktykowałeś, kto był twoim mistrzem. Po prostu opowiedz coś nam o sobie bo nic o tobie nie wiemy. - starszy pan uśmiechnął się życzliwie chcąc poznać swojego rozmówcę i nakierował go swoimi pytaniami co go interesuje najbardziej.

- Jestem cyrulikiem. Cyrulikiem samoukiem. Nie miałem jednego mistrza, ale wielu nauczycieli. Zanim trafiłem do miasta, kilka miesięcy temu, odwiedzałem różne okoliczne wioski. Co do pracy to zależy od charakteru tej placówki. Mogę pomagać tutaj, ale równie dobrze mogę nadal praktykować w dzielnicy na wschodnim podmurzu i wykonywać dla was jakieś zlecenia. Pytanie czy potrzebujecie pomocy kogoś takiego jak ja i w jakim zakresie.

Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie słysząc taką opinię. Wyglądało jakby sądowali się nawzajem co ten drugi o tym sądzi. W końcu ten zza biurka wrócił do młodego rozmówcy.

- Jesteś samoukiem. No tak, tak… - pokiwał głową ale wydawał się zamyślony. - Przyznam, że chętnie bym porozmawiał z twoimi pacjentami. Sam rozumiesz mam nadzieję, że wymaga się od nas należytego poziomu usług z rąk naszego personelu. A taka rozmowa z pacjentami co przeszli przez twoje ręce myślę, że mogłaby być odpowiednim sitem weryfikującym twoje umiejętności. A przepraszam, że pytam ale czy umiesz czytać? Jakimi językami się potrafisz posługiwać? - Hieronim zapytał o kolejne możliwości jakimi mógł dysponować Sebastian.

- Czytam i piszę we wspólnym. Zaś jeśli chodzi o pacjentów to jest to ubogie pospólstwo. Często to kwestia utrzymania ich przy życiu, a nie przywrócenia do pełnego zdrowia. Warunki ich życia i praca jaką wykonują czasem to uniemożliwiają. Samo leczenie ich nieraz wymagało zbudowania zaufania więc raczej nie chciałbym go popsuć. Moglibyście mnie przetestować na jednym z waszych pensjonariuszy - zaproponował cyrulik. - A ze swojej strony również mam pytanie. Kto jest waszym sponsorem? Miasto, zakon czy jakieś prywatne stowarzyszenie? Chodzi o grupę docelową osób jakimi się zajmujecie. Być może to kompletnie nie moja liga - uśmiechnął się z zażenowaniem.

- Mamy różnych sponsorów. - Hieronim powiedział jakby mimochodem zerkając na swojego kolegę jaki stał obok biurka. Widocznie nie przywiązywał do tego pytania zbyt wielkiej wagi albo po prostu nie chciał na nie odpowiadać.

- Przyznam, że dobrze jest mieć jakieś referencje. Pacjenci to świetny przykład takich referencji jeśli mistrz czy poprzednie miejsce pracy nie jest dla nas osiągalne. A gdzie dokładnie urzędujesz? - starzec wrócił spojrzeniem do młodszego rozmówcy uśmiechając się lekko by dać znać dlaczego właśnie pyta o to a nie co innego.

- Tutaj niestety nie mogę się wykazać jak byście tego oczekiwali - Na twarzy Sebastiana zagościł smutek. - Moi pacjenci są przenoszeni do mnie przez ich znajomych lub przybiegają po mnie abym udał się tam gdzie akurat ich zawleczono. W mojej dzielnicy nie funkcjonują adresy więc ani nie potrafię podać swojego ani pokierować was do moich pacjentów. Obecnie mam ich dwójkę i tylko w przypadku jednej z nich można powiedzieć o wizycie domowej. Dziwka, która została napadnięta na ulicy i mocno pocięta przez nieznanego sprawcę oraz dziewczyna z karczmy, która podzieliła jej los, ale z rąk swojego klienta.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 18-01-2021 o 15:55.
Raga jest offline  
Stary 18-01-2021, 21:01   #156
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2519.I.24; ftg (8/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica wierzbowa; karczma “Pod wierzbą”
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); zmierzch
Warunki: jasno, ciepło, cisza na zewnątrz noc, pogodnie, d.sil.wiatr, b.mroźno


Versana i Łasica



Wreszcie pod koniec dnia pogoda się uspokoiła. Z nieba przestało sypać i zachód słońca okazał się całkiem malowniczy jak tak żegnało się z zaśnieżonymi dachami i ulicami. Gdy nie doczekały się na Louisę w końcu dokończyły swoje kufle grzańca i zmieniły lokal. Łasica zaprowadziła przyjaciółkę do jakiejś karczmy gdzie znalazło się dla nich miejsce w jednej z alków. Jak się zasunęło zasłony można było mieć dość spokojną namiastkę przestrzeni osobistej. A okno na zewnątrz pomagała wczytać się w drobne literki dziennika i listów.

Już wcześniej Versana zorientowała się, że to są całkiem dwa różne charaktery pisma. Czyli dziennik pisał kto inny a listy kto inny. Ale wcześniej nie miała czasu ani okazji by poświęcić im więcej czasu. Dopiero teraz jak się odrodziły z Łasicą od reszty gości i karczmy w tej alkowie. Zarówno listy jak i dzienni stanowiły istną rewelację ale dopiero jako całość dawały w miarę pełny obraz.

Listy były prawie na pewno pisane przez kobietę ale nie było wiadomo jaką i do kogo. Dało się z nich jednak wyczytać żar płomiennego romansu. Jak z rozrzewnieniem wspominała swojego kochanka, ich spotkania, jak wyrażała nadzieję na kolejne spotkanie i jak usychała z tęsknoty w klatce swojego małżeństwo. A tylko on, ten jej wybraniec nadawał sens jej życia i miłości. Gdyby nie świadomość w czyim biurku znalazły te listy naprawdę można by pomyśleć, że chodzi o nie wiadomo jakiej klasy amanta i przystojniaka. A Hubert Grubson miał przecież skrajnie odmienną powierzchowność. Już łatwiej by chyba było uwierzyć, że przechwycił czyjeś listy a nie, że to on jest ich adresatem. Ponieważ to były listy kobiety to nie pisała sama o sobie kim jest widocznie zakładając, że adresat i bez tego świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Nie było też adresów ani dat, nic co by wskazywało na nadawcę albo adresata. Zapewne więc listy musiały być wręczane osobiście albo jakimś pewnym sposobem. Ale może mogło chodzić i o Huberta. Bo czasem zdarzały się wzmianki o sklepie czy zamawianiu ubrań oraz o bardzo utalentowanej sprzedawczyni z której owa dama była bardzo zadowolona. Właściwie większość listów zaczynała się od omówienia jakiejś sukni czy innego gorsetu i brzmiało jakby klientka składała zamówienie albo miała uwagi do poprzedniego zamówienia. Dopiero potem zwykle zaczynały się ten żar i namiętności. Ale jednak twardych dowodów, że chodzi o Huberta Grubsona jednak nie było. Dopiero jak się sięgnęło po jego dziennik.

Dziennik po prostu mógł zwalać z nóg. Zwłaszcza jak ktoś spotkał grubego kupca który sprawiał wrażenie kolejnego grubego kupca skoncentrowanego na robieniu majątku i marzeniach o zwiększeniu swojej kariery. Czyli dokładnie tak jak to Versana z nim się ostatnio spotykała służbowo. Bystry, obrotny, nawet z pewną dozą manier ale tyle. A tymczasem dziennik zdradzał bogate życie erotyczne i to nie ze swoją prawowitą małżonką. Jeśli to co było zapisane w dzienniku chociaż po części pokrywało się z prawdą to niejeden młodzik mógłby pozazdrości grubemu kupcowi jurności. Ten dziennik niczym niemy przyjaciel pełnił rolę gdzie mógł dać upust swoim przygodom. Albo fantazjom. Bo wydawało się, że co chwila jakaś urocza klientka wpadła mu w oko. Z jedną miło bawił się rozmową, z inną flirtował na całego a z co niektórymi zabawiał się na całego zwykle gdzieś na zapleczu sklepu.

W tym pamiętniku padło też imię Fabi. O tym, że przyszedł od niej list jaki go ucieszył i podniósł na duchu. A także sprawił nielichą satysfakcji, że upolował taką sztukę z górnej półki. I miał prawo czuć dumę bo Fabienne von Mannlieb uchodziła za bardzo piękną kobietę. I była mężatką. Dzielny kapitan i jego bretońska żona nawet byli na owym elfim koncercie u Froyi van Hansen. Ale wówczas jakoś młoda wdowa nie zwróciła na nich większej uwagi i oni na nią chyba też nie. I dopóki nie sięgnęła po ten dziennik nic nie wskazywało, że Fabienne ma taki mały, ukryty sekret.

Jeśli dziennik nie kłamał to bretońska żona kapitana zamawiała też dość często krawcową Huberta. Bo sami mimo wszystko nie mogli spotykać się tak często jakby chcieli. Zwłaszcza w zimie gdy jej mąż jak i inni ludzie kwaterował w domu więc nie mieli takiej swobody jak wówczas gdy wypływał w rejs. Nad czym oboje zdawali się boleć. Ale i owa krawcowa wydawała się zamieszana w ten spisek bo Hubert z lubością zdawał się słuchać tych relacji z wizyt “na przymiarkę” u pięknej Bretonki.

No i jeśli ktoś miał te dzienniki i listy to miał Huberta w garści. Krewki kapitan raczej nie darowałby takiego dorabiania rogów. Nie było wiadomo jak by to załatwił i co począłby z wiarołomną żoną ale zapewne grubasowi z gminu by nie darował. Teraz zaś stało się zrozumiałe dlaczego herszt Czarnych chciał właśnie ten dziennik.

Ale w tym dzienniku było jeszcze coś. Wydawało się, że Hubert jakimś sposobem znalazł “to” w kanałach. Czy może po prostu trzymał to w kanałach. Nie precyzował czym było “to” ale chyba chodziło o jakieś żywe stworzenie. Bo opisywał, że to patrzyło na niego albo trzeba było to karmić. I “to” właśnie chciał zdobyć Czarny dla siebie. Oferował całkiem sporą sumkę Hubertowi ale ten nie chciał się zgodzić pragnąc mieć to coś dla siebie. No więc jak już Versana sama wiedziała po wcześniejszym spotkaniu z hersztem bandy Peter postanowił spróbować innych środków by skłonić kupca do ustąpienia.

W dzienniku znalazła też wzmianki o włamaniach do magazynu. Kupiec bardzo mocno je przeżył. Zwłaszcza próby włamania się do prywatnego magazynku. Na szczęście się nie udało! Musiało tam być nie wiadomo co bo z literek objawiał się autentycznych strach gdyby wyszło na jaw co tam trzyma. Dlatego potem przeniósł relikwie do innej kryjówki. No i główkował kto mógł tego dokonać. Nawet trafnie typował Czarnego czy raczej kogoś kogo ten nasłał. Nawet chyba się z nim potem spotkał ale nic nie wskórał i czuł się upokorzony po tym spotkaniu. Ale znał ludzi! Miał swoich dłużników! Więc jeszcze piłka w grze i dojdzie do tego kto za tym stoi i go załatwi jak trzeba.

Tak, Hubert Grubson pomimo mało pociągającej powłoki okazał się miłować życie i czerpać z niego garściami. Był przebiegły, sprytny i ostrożny. Jedyną słabość na jaką sobie pozwolił to ten dziennik. Nic innego zdawało się nie zdradzać jego podwójnego, hedonistycznego życia i mrocznych tajemnic. Wydawał się tak zafascynowany pięknymi kobietami jak one nim i uwielbiał przyjemności życia od jadła i trunków po flirt i rozmowy z kobietami, robienie interesów i życie na poziomie. Gdyby nie był kupcem byłby świetnym materiałem na całkiem obrotnego szlachcica. No ale jednak błękitną krwią nie mógł się poszczycić.

- Ale się zaczytałaś. Jest tam coś ciekawego? Już ciemno. Jak mamy iść do Czarnych to jakoś niedługo trzeba ruszać. - Łasica odchyliła kotarę i wróciła z dwoma grzańcami. Usiadła obok przyjaciółki stawiając przed nią jej grzańca. Rzeczywiście za oknem dzień przeszedł w zmierzch a ten we wczesny wieczór. Ale w tej chwili było już ciemno. Chociaż wieczór był jeszcze młody. Do tej pory łotrzyca nie przeszkadzała przyjaciółce w lekturze ograniczając się czasem do przyniesienia nowych kufli albo pieszczotliwego głaskania jej jak ulubionej kotki. Ale jak już zrobiło się dość ciemno to trzeba było coś zdecydować co robić dalej z tym wieczorem póki był jeszcze młody. Jako niepiśmienna nie przejawiała zainteresowania słowem pisanym ale potrafiła docenić jego wagę. Dlatego nie przerywała koleżance lektury aż ta nie wyglądała jakby skończyła.


---


Mecha 39

Versana; wiedza o von Mannlieb (INT); 55+5=60; rzut: Kostnica 21 > 60-21=39 > śr.suk = kojarzy nazwisko, wygląd i zawód

---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.24; Festag (8/8); zmierzch
Warunki: jasno, chłodno, cisza na zewnątrz noc, pogodnie, d.sil.wiatr, b.mroźno


Sebastian



Wracał do domu już o zmroku. Dzień się kończył a on szedł przez zaśnieżone ulice pełne świeżo napadałego śniegu. W końcu większość dnia coś sypało z nieba a w południe miasto jęczało pod naporem szalejącego sztormu. Ale koniec dnia okazał się zaskakująco pogodny i spokojny.

Wracając z hospicjum mógł jeszcze raz przemyśleć tą rozmowę z mistrzem Hieronimem i Benedyktem. Dość szybko okazało się, że obaj są zawodowymi, doświadczonymi medykami. Nie mając żadnych powiązań i referencji jakie mogliby sprawdzić lub wsparłyby słowa młodzieńca jaki siedział po drugiej stronie biurka postanowili go sprawdzić praktycznie. Wymyślając jakieś różne przypadki i pytając co by wówczas zrobił. Po tych pytaniach i kolejnych wynikłych z jego odpowiedzi dało się poznać, że mają zarówno wiedzę praktyczną i teoretyczną.

Z początku pytali go dość proste rzeczy. Jak choćby jakby się zachował gdyby przysło mu opatrywać postrzał z takiego łuku albo kuli muszkietowej. Dla niego było to proste pytanie, dla nich pewnie też ale widocznie chcieli sprawdzić czy nie jest jakimś hochsztaplerem i w ogóle ma jakąś wiedzę chociaż podstawową. Zwłaszcza jak zdradził, że nie zna klasycznego co przecież był powszechnym językiem dla ludzi nauki.

Potem przyszły bardziej skomplikowane pytania. Na przykład jak by przyjął kobietę w połogu. To już było trudniejsze niż taka drobna rana o jaką pytali wcześniej. Z tymi pytaniami poszło mu śpiewająco. Chyba zrobił na nich wrażenie swoją wiedzą i doświadczeniem i to raczej w pozytywnym sensie. Kiwali głowami i jakoś zrobiło się sympatyczniej. Bo z początku też byli grzeczni ale tacy oficjalni ze sporą dozą nieufności do słów kogoś kto przyszedł do nich z ulicy. I jakoś tak mówi jakby chciał maksymalnie utrudnić zweryfikowanie swojej wiedzy, osoby, miejsca pracy i puli pacjentów. Ale jak się przekonali, że jednak rozmawiają z kimś kto jednak ma wiedzę praktyczną z tej medycyny to właśnie zrobiło się jakoś przyjemniej.

Pod koniec pytali go o już trudniejsze przypadki. Jak skomplikowane amputacje czy przygotowywanie różnych ziół, mikstur i opatrunków. To już nie poszło mu tak gładko jak ta wcześniejsza część ale nadal obaj rozmówcy wydawali się być zadowoleni z tego co słyszą. Chyba. W końcu pytali go o to czy tamto ale sami głównie słuchali, kiwali głowami ale raczej nie komentowali. Co naprawdę myśleli tego nie wiedział. W końcu jednak czas było zakończyć ten ustny egzamin. Bernard nachylił się do swojego mistrza i ten coś mu krótko powiedział co ten przyjął skinieniem głowy. Po czym młodszy z medyków odprowadził cyrulika z powrotem do recepcji. No i powiedział mu na koniec, że poszło mu na tyle dobrze aby przyszedł jutro rano. Ale po co to nie powiedział. No i tak zakończyła się wizyta Sebastiana w hospicjum. Zanim przeszedł przez to zaśnieżone miasto zrobiło się już całkiem ciemno ale wieczór był jeszcze dość młody. Może spędził z jeden dzwon w tym hospicjum. Ale wydawało się dłużej.

Powitanie w domu było chłodne i jękliwe. Ale nie było to dziwne. Nie było go w domu cały dzień więc piec zdążył wygasnąć i chłód zapanował w domu. Zresztą niewiele jadł przez cały dzień to wrócił głodny jak wilk. Z izby Gustawa dochodziły jakieś jęki boleści. Musiał tam przeleżeć cały dzień odkąd cyrulik wyszedł z domu. Widok nie był zbyt porywający. Chyba musiał w malignie drapać ścianę bo zostawił na niej ślady a paznokcie miał połamane. Usta miał spierzchnięte a czoło rozpalone. Oddychał płytko i szybko do tego kręcił głową jakby śniło mu się, że biegnie. Jęczał przy tym żałośnie co Sebastian słyszał ledwo otworzył drzwi wejściowe do domu.


---


Mecha 39

Sebastian; wiedza medyczna 1 (INT) 70+10+10+20=110; rzut: Kostnica 73 > 110-73=37 > śr.suk

Sebastian; wiedza medyczna 2 (INT) 70+10+10+0=90; rzut:Kostnica 5 > 90-5=85 > sp.suk

Sebastian; wiedza medyczna 3 (INT) 70+10+10-20=70; rzut: Kostnica 11 > 70-11=59 > du.suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-01-2021, 22:03   #157
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
01.24 fst; wieczór; kryjówka Sebastiana

Sterben rozebrał się i odłożył torbę, a następnie poszedł do Gustawa aby zdiagnozować jego stan. Zrobił mu kompres na zbicie gorączki. Spróbował też napoić wywarem z kwiatu lipy i kory wierzby. Gustawem nikt się za bardzo nie przejmował, a cyrulik też za bardzo nie widział korzyści z opieki nad nim. Ze względu na to, że ciężko było stwierdzić jaka jest przyczyna jego stanu, niewiele poza opieka paliatywną mógł zrobić. Gdy skończył wyszedł do Jonasa na kolację.

01.25 wlt; ranek; hospicjum

Kolejnego dnia, zaraz po śniadaniu, zgodnie z przeprowadzoną rozmową postanowił wrócić do szpitala. Być może hospicjum, które tak naprawdę tylko go interesowało, było tylko jednym z oddziałów tego przybytku. Sugerował to charakter rozmowy jaka była z nim przeprowadzona. Całkowite wyleczenie pacjenta to nie była droga Nurgla, a hospicjum dokładnie pasowało do charakteru jego boga i tam mógłby mu się lepiej przysłużyć. Nieuleczalni pacjenci, o kiepskim stanie psychicznym, bez nadziei i przepełnieni rozpaczą mogliby chętnie zwrócić się w jego kierunku w poszukiwaniu ukojenia.

Początek kolejnego dnia i tygodnia okazał się pochmurny i panował siarczysty mróz. W nocy musiało padać i to sporo bo o poranku powszechny był widok ludzi z łopatami którzy odkopywali swoje domy, kamienice, podwórka by je udrożnić. Ulic mało gdzie zdołał ktoś oczyścić więc były wyjeżdżone i rozchodzone tyle co się o tak wczesnej porze dnia udało rozchodzić. W efekcie tego gdy Sebastian otrzepał buty ze śniegu po wejściu na recepcje hospicjum był już nieźle zdyszany po tym zmaganiu się przez śnieżne zaspy. Dzisiaj drzwi były otwarte więc wystarczyło wejść na recepcję. Siedział tam jakiś młodzieniec pewnie podobny mu wiekiem. Chociaż też w habicie tyle, że białym i z dwoma zielonymi paskami po lewej stronie.

- Pochwalony. W czymś mogę pomóc? - zapytał cichym i uprzejmym tonem widząc zatukaną w zimowe ubranie postać jaka właśnie weszła do środka. W środku za to panowało całkiem przyjemne ciepło.

- Wczoraj miałem rozmowę z dwoma braćmi. Poprosili abym przyszedł dzisiaj rano - wyjaśnił przyjmując równie uprzejmy ton. - Cała tutejsza obsada to zakonnicy? - zapytał po chwili przerwy.

- Nie, nie, skądże. Większość personelu jest świecka. A jak twoja godność? I z kim byłeś umówiony? No albo z kim rozmawiałeś wczoraj. - młodzieniec uśmiechnął się i pokręcił głową jakby chciał rozwiać obawy o ten wymóg bycia duchownym aby tutaj pracować. I przystąpił do identyfikacji gościa aby sprawdzić jak to z jego wizytą w relacji do grafiku.

- Mam na imię Sebastian. Rozmawiałem wczoraj z mistrzem Hieronimem i bratem Benedyktem. Testowali moją wiedzę medyczną i prosili abym dzisiaj rano tutaj przyszedł.

- Sebastian… - rówieśnik cyrulika opuścił głowę i coś sprawdzał w jakichś zapiskach. - Tak, jesteś. No dobrze. - pokiwał głową, wziął jakiś dzwonek i walnął nim ze dwa razy. Po chwili drzwi za jego plecami się otworzyły i wyszedł jakiś młokos chyba jeszcze młodszy od każdego z nich. Albo tak wyglądał.

- To jest Sebastian. Zaprowadź go do mistrza Benedykta. Oczekuje go. - recepcjonista przekazał polecenie koledze, ten zerkał na niego i na gościa po czym pokiwał głową na znak zgody.

- Dobrze, chodź za mną. - młodzieniec wskazał gestem by gość podążył za nim. I poprowadził go raźnym krokiem tym samym korytarzem co wczoraj Sebastian zwiedzał ale jednak poszli jakoś inaczej. Weszli do jakiegoś korytarza i tam akurat natrafili na mistrza Benedykta który w towarzystwie grupki podobnie ubranych w habity osób szedł tym korytarzem rozmawiając z nimi. A raczej on mówił jakby wydawał im jakieś polecenia.

- O. Mamy szczęście. To on. - powiedział przewodnik Sterbena wskazując ruchem brody na tą grupkę. Podeszli do nich i skłonił się starszym wiekiem i pewnie szarżą. - Mistrzu Benedykcie, przepraszam, że przeszkadzam ale przyszedł ten nowy. - wskazał na stojącego obok cyrulika.

- A dziękuję chłopcze. Witaj Sebastianie. Moi drodzy to jest Sebastian. Wczoraj z mistrzem Hieronimem odbyliśmy z nim interesującą rozmowę. Bardzo obiecujący nowy człowiek co wyraził chęć podjęcia z nami współpracy. Dobrze, że już jesteś akurat mamy poranny obchód to wszystko zobaczysz na miejscu. - mistrz Benedykt okazał się nieco bardziej przyjazny niż wczoraj. A może po prostu był nieco mniej oschły. Dalej prawie się nie uśmiechał gdy dopełniał obowiązki mentora i gospodarza. Otaczało go trzy osoby, dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy w habitach z tymi zielonymi paskami po lewej stronie. Wszyscy wydawali się znacznie starsi od młodego cyrulika. Przyjęli objaśnienia mistrza i przychylnie skłonili głowami na powitanie.

- Dziękuję za przyjęcie. Praktyka w ubogiej dzielnicy być może jest ciekawa, ale z czasem nie pozwala na rozwój. Mam nadzieję, że tutaj doświadczę czegoś nowego - Sterben się uśmiechnął lekko. - Jestem gotowy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 23-01-2021, 21:12   #158
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zmierzch; karczma “Pod wierzbą”


Versana i Łasica


- Już, już. - odparła do przyjaciółki obok - Dobrze, że siedzisz bo byś upadła. Słuchaj tego. - Ver z uśmiechem na ustach i dłonią po wewnętrznej stronie uda Łasicy zrelacjonowała jej wszystko to czego się dowiedziała z zebranego materiały. Alkowa była na tyle ustronna, że dziewczyny mogły sobie pozwolić na w miarę. Wdowa postanowiła więc nie skąpić swojej siostrze żadnych detali a trochę tego było. Romans z Fabi, jakiś relikw przeniesiony z prywatnego magazynku Huberta i ta tajemnicza istota trzymana w kanałach.

- I co ty na to? - zapytała nieco zdezorientowana natłokiem informacji - Aż prosi się by wykorzystać te informacje w do celów prywatnych jak i kultu. Szczególnie, że są tam wzmianki o kanałach.

- Bujasz mnie? - sądząc po minie ciemnowłosej to chyba mocno niedowierzająco brzmiało to wszystko w jej uszach. Czule zaczęła głaskać dłoń i nadgarstek wdowy jakie spoczęły między jej udami. Ver nie pozostawiała jednak wątpliwości swojej siostrze w wierze. Przeczący ruch głową mówił sam za siebie.

- Ten grubas ma romans ze szlachcianką? I to mężatką? - łotrzyca pytała jakby sądziła, że coś źle zrozumiała. Albo to Ver coś pokręciła. Bo chyba trudno było jej w to uwierzyć.

- Ojej… No nie wiem… Ale teraz to ma więcej sensu. Grubas coś dorwał w kanałach, jakiegoś stwora, Peter się dowiedział, chciał kupić, gruby nie chciał sprzedać no to jak mu mu się trafiłyśmy to… - wskazała na te wszystkie papiery jakie w nocy zwinęły z biura Grubsona.

- Każdy kto ma te papiery ma Grubsona w garści. No ale trzeba by się przyznać. On chyba na razie nie wie, że to ty mu wlazłaś w szkodę w tym magazynie. Jej… Dużo tego… I te kanały… Ciekawe co on wyniósł z tego magazynu… Po co trzymać relikwie w magazynie? - natłok informacji nieco zaskoczył i przytłoczył Łasicę. Wodziła chaotycznie wzrokiem po listach i dzienniku jakie dla niej były bezwartościowe.

- Chyba musimy wybrać na kogo postawić. Na Grubsona czy Czarnego. Jak oddamy to Czarnemu to zostaje nam tylko to co tu przeczytałaś. Ta Fabi, sklep, kanały i reszta… - ciemnowłosa w zamyśleniu podparła głowę łokciem położonym na stole i myślała na głos.

- Ale muszę ci powiedzieć, że niezły numer z tego Grubsona wyszedł. Kompletnie bym się po nim nie spodziewała czegoś takiego. - prychnęła nieco z rozbawieniem i jakby uznaniem dla jego wyczynów i miłosnych podbojów co były tak bardzo sprzeczne z jego raczej niezbyt pociągającym wyglądem.

- Cicha woda brzegi rwie. - podsumowała słowa będącej wciąż w sporym szoku Łasicy - Postawić na Grubsona? - nieco zaskoczyły ją słowa ulicznicy - Jakbyśmy się przyznały do posiadania tych dokumentów, ten bez zastanowienia by nas wydał. - patrzyła pytająco na koleżankę nie mogąc odgadnąć co chodzi po tej jej sprytnej główce.

- Wydał? Komu? Straży miejskiej? I co im powie? Że te dwie włamały się do mnie i skradły mi dowody mojego romansowania z klientkami? Myślę, że można by liczyć dnie a nie tygodnie jak stałby się pośmiewiskiem miasta. A mężowie tych żon by mieli z nim do pomówienia. Niekoniecznie słowami. A co na to jego żona? No to komu jeszcze? Czarnemu? Czarny i tak sporo wie. Żadna nowość dla niego. - Łasica nie wydawała się przekonana do takiej opcji ale też jakoś za bardzo nie upierała się przy swoim. - I jakbyśmy miały z nim gadać to można zawrzeć z nim jakiś układ. Raczej by wiedział, że wiemy to co jest tu w tych papierach. Co niejako czyniłoby z nas wspólników dzielących tą samą tajemnicę. No ale fakt. Mogło by to być mu nie na rękę i mógłby kombinować jak nas się pozbyć. No i trzeba by jakoś znaleźć wyjaśnienie dla Czarnego dlaczego nie wracamy z tymi papierami. - łotrzyca mówiła jak to jej uliczny zmysł podpowiada jak by taka opcja mogła wyglądać. I na plus i na minus.

- Ja raczej kombinuje jak tu najwięcej ugrać z tym Czarnym. - bez większej krępacji wyjawiła, w którą stronę wolałaby pójść - Nie wiem czy zabieranie tych dokumentów ze sobą to dobry pomysł i to z dwóch powodów. - wyrazisty korzenny smak miło i delikatnie pobudzał kubki smakowe - Po pierwsze może on chcieć nas wykiwać, szczególnie gdy powiemy, że same ustaliliśmy gdzie jestes wyspa przemytników a po drugie to coś mi intuicja podpowiada, że fantów które mamy dostarczyć Peterowi wciąż szukać może ich prawowity właściciel.

- Moja droga. Jak robisz interesy ze złodziejami to zawsze jest ryzyko, że załatwią sprawę po złodziejsku. Ale to musi się opłacać albo w jakiejś gardłowej sprawie. Jak przyjdziemy do Czarnego i oddamy mu to po co nas wysłał po co miałby nas robić na szaro? Przecież nie opłaca mu się. Jak nas zrobi teraz na szaro to raczej koniec naszej współpracy. A tak to kto wie? Może znów będzie nas do czegoś potrzebował? Zwłaszcza, że nie musi nam nic płacić czy dzielić się łupami. Wystarczy, że nas wyśle na Wyspę Przemytników. Dla niego to pewnie żadna sprawa. A to, że mamy kontakt na Wyspę niezależny od niego wcale nie musimy mu mówić. - weteranka życia w półświatku tego miasta nie wydawała się przekonana do wątpliwości przyjaciółki. Mówiła dość swobodnie jakby nie oczekiwała kłopotów od strony Czarnego i jego bandy jeśli przyniosą mu to co teraz leżało przed nimi na stole.

- I jaki prawowity właściciel ma tego szukać? Grubson? Czy jest ktoś jeszcze? - ostatnia uwaga nieco skonsternowała ciemnowłosą kultystkę nie była pewna o czym koleżanka mówi.

- Grubson, Grubson. - rzuciła niechlujnie starając sobie w głowie poukładać wszystko to co przed chwilą podpowiedziała jej Łasica - Ja myślę raczej nad tym, że jeżeli oddamy mu te papierzyska to staniemy się dla niego zbędne a co gorsza może uznać iż wiemy za dużo. - dywagowała dalej nad tym z kim dalej kontynuować współpracę - Grubson nie wie, że to my zwędziliśmy mu fanty. Czarny już tak. Jeżeli więc nie oddamy dokumentów Peterowi ten zacznie się pewnie mścić a tego bym nie chciała. - rozważała wszystkie za i przeciw - Mnie jednak nie interesuje już to co ma nam do zaoferowania nasz "zleceniodawca" - wykonała w powietrzu znak cudzysłowu - Za to planujemy otworzyć "teatr".- powtórzyła ten sam gest - "Teatr" z dziewczynkami a tu już wpakujemy się mu w paradę. Chyba wiesz co mam na myśli? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku kochanki - Druga sprawa to planujemy działać w kanałach. On zaś tam coś trzyma. Mnie natomiast cholernie ciekawi co to. - uśmiechnęła się lisio puszczając Łasicy oczko - Taka już moja piekielna natura. - grzaniec się kończył szybciej niż by sobie tego życzyła - Szkoda że przed spotkaniem z Peterem nie dorwiemy Karlika. - zauważyła marszcząc brwi - Powiedz mi więc kochaniutka. Co ty byś zrobiła? Znasz Czarnego lepiej niż ja.

- Jak mamy układ z Czarnym to lepiej dla nas się z niego wywiązać. Za głęboko w to zabrnęłyśmy. Zrobiłyśmy dla niego coś w zamian za coś. Lepiej zamknąć tą sprawę i mieć go po swojej stronie. - Łasica pokręciła głową na znak, że wolałaby nie zadzierać z szefem półświatka.

- A kanały są duże. Pod całym miastem. Więc nawet jak ktoś ma jakieś sprawy w jednym zakamarku nie oznacza, że wpływa to na sprawy w innym zakamarku. Tak samo zresztą jak na powierzchni. Też jestem ciekawa co oni tam ukrywają no ale nie musi to mieć coś wspólnego z tym co my mamy w planie. - mówiła jakby chciała zaznaczyć, że nawet jak coś ci dwaj trzymają pod powierzchnią ulic to niekoniecznie musi mieć to związek z tym o czym mówili wczoraj na “Adele”.

- Z teatrem sama nie wiem. - przyznała, że ten dopiero powstający projekt sama ma problem jak ocenić. - Pomysł sam z siebie mi się jak najbardziej podoba i go popieram z całego serca. Ale jak Czarny by na to zareagował to nie wiem. - powiedziała wodząc palcem po krawędzi swojego kufla. - Za duża sprawa by to przegapić. W końcu się dowie. Prędzej lub później ale się dowie. Robisz to oficjalnie więc dowie się też, że jesteś w to zamieszana. Ale jak to potraktuje to nie wiem. Jakby mu odpalić dolę to pewnie by nas wdrożył w system. Trzeba by mu płacić. No ale można by liczyć na święty spokój. Albo nie. I wtedy oszczędzamy kasę i… No cóż, zależy jak podejdzie do sprawy i jakie ma naprawdę możliwości. W końcu w grę wchodzą naprawdę mocne nazwiska. Sama nie wiem. - mówiła z zastanowieniem gdy próbowała oszacować jak herszt Czarnych może podejść do tej kwestii.

- Więc jak pytasz mnie co bym zrobiła to ja bym poszła do Czarnego i grzecznie, ze słodkim uśmiechem, oddałabym mu to co tutaj mamy polecając się na przyszłość. Pomyślałaś co się stanie jak coś nie wypali z Rosą? Zmieni zdanie, wyjedzie albo coś się stanie? Zostajemy z niczym. A zwłaszcza jakbyś chciała płynąć na tą Wyspę więcej niż raz. To lepiej mieć kogoś jeszcze. A z Grubsonem to można go wziąć pod lupę. I ten jego sklep. Skoro tam takie ciekawe rzeczy się dzieją. Albo tych von Mannliebów. Znasz ich w ogóle? Co to za jedni? - sądząc po tym co mówiła wychowanka tutejszych ulic to zdecydowanie obawiała się wystawić tutejszego herszta podziemia do wiatru. I wolała nie ryzykować jego gniewu. W reszcie spraw sytuację chyba uznawała za mniej gardłową bo mówiła o tym lżejszym tonem.

- "Znam" to chyba za duże słowo. - odparła a następnie dopiła to co pozostało w kuflu - Wiem kim są. Czym się zajmują i takie tam. Widywałam ich również niejednokrotnie na wszelkiego rodzaju spotkaniach wyższych sfer. Z resztą byli ostatnio na tym koncercie u twojej pracodawczyni. - zaśmiała się delikatnie po czym przybliżyła koleżance postać arystokratycznego małżeństwa.

- Pora się chyba zbierać. - zauważyła spoglądając na okiennice.

---


Wieczór; kryjówka Czarnych


Versana, Łasica i Czarni


- Może lepiej byłoby to gdzieś tutaj skitrać? - zapytała idącej obok Łasicy gdy mijały kolejną z kamienic w trasie do siedziby gangu Czarnych - Nie boję się tak o Petera jak o gońców, których w ślad za tymi złymi i niedobrymi złodziejami mógł wypuścić Grubson. - mimo niepewności która ją dręczyła zaśmiała się delikatnie - Albo niech jedna z nas gdzieś się tu przyczai z tym wszystkim. Co o tym sądzisz?

- Grubson? No nie wiem. Nie sądzę. Musieliby czekać na terenie Czarnych. Myślę, że trudno by było znaleźć ochotników na akcje gdzie by trzeba bruździć Czarnemu pod nosem. - pomysłem koleżanka wydawała się nieco zaskoczona. Ale obejrzała się za siebie jakby sprawdzała czy rzeczywiście ktoś za nimi nie idzie. Taka wersja jednak chyba nie wydawała się jej zbyt realnym zagrożeniem.

- Więc chodźmy. Miejmy to za sobą. - odparła - Jednak trzymaj te dokumenty. W razie czego mniej rzucasz się w oczy i szybciej dasz radę czmychnąć. Znasz miasto lepiej niż ja. - po uprzednim sprawdzeniu czy nikogo nie ma w okolicy wręczyła wszystkie fanty swojej przyjaciółce.

Do siedziby gangu dzieliła je już tylko jedna przecznica. Jeden zakręt i wyjdą na uliczkę prowadzącą wprost pod drzwi kamienicy w której to rezydował sam Czarny. Okolica jak zwykle była pusta. Ani widu, ani słychu. Nie było z resztą co się dziwić. Nie miała zbyt dobrej opinii i mimo, że nie mówiło się o tym na głos to każdy mieszkaniec miasta zdawał sobie sprawę co to za rejon.

Widok dwóch atrakcyjnych i samotnych kobiet pasował tu jak pięść do nosa. Nie dość że szokujący to i intrygujący zarazem. Obie jednak dość pewnym krokiem mijały szereg poopuszczonych ongiś kamienic, w których Tzeentch jeden wiedział co kryć się mogło.

Z pozoru było podobnie jak podczas ostatniej wizyty. Ten sam adres, mróz i śnieg. Niewielki ruch dookoła. Sądząc po cichych odgłosach na rogu ktoś znów był na parterze narożnej kamienicy. Ale po ciemku nie było widać kto to. Obie weszły w Czarny Zaułek który po zmierzchu wyglądał jak jeden z tych w jakie lepiej nie wchodzić po zmroku. Dla dodania otuchy przyjaciółce Łasica wzięła Versanę pod rękę przyciskając ją do swojego boku jakby się przechadzały w znacznie bardziej przyjaznych warunkach. Zostało jeszcze zapukać w drzwi. Kroki na korytarzu i ktoś otworzył małą klapkę by zerknąć kto przyszedł. Coś powiedział do kogoś w środku i pewnie zyskał odpowiedź bo rozległ się zgrzyt otwieranych zasuw i zamków i drzwi stanęły otworem.

Mężczyzna który im otworzył wyglądał jak oprych. Czyli w sam raz pasował do tego miejsca i zaułka. Obdarzył ich bynajmniej nieprzyjaznym spojrzeniem i równie wylewnym przywitaniem. - No? - zapytał na początek.

- My do Czarnego. Mamy dla niego to co chciał. - łotrzyca przejęła na siebie uliczną kurtuazję uśmiechając się przyjaźnie do tego ponurego zbira. Ten skinął głową i bez słowa odsunął się aby goście mogli wejść do środka. Potem jeszcze wyjrzał na zewnątrz i zaczął zamykać drzwi gdy one mogły przejść do głównej izby.

- Proszę proszę. Któż to nas odwiedził wieczorową porą. Cóż takie ślicznotki sprowadza w nasze proste, skromne progi? - herszt bandy siedział po drugiej stronie stołu. Stół i cała izba wyglądało tak bardzo zwyczajnie, że gdyby Czarni zniknęli i pojawiła się jakaś zwykła rodzina szło by uwierzyć, że to tylko kolejny, zwykły dom zamieszkały przez kolejnych, zwykłych ludzi. Może był nieco bardziej zaniedbany jak to zwykle się działo gdy brakowało kobiecej ręki w jakimś domu. Ale nie widać było żadnych krwawych łupów, krwi, czaszek zabitych wrogów czy czegoś takiego co zwykle w bajkach kojarzono z jaskinią rozbójników.

- Mamy coś dla ciebie. - Łasica skinęła głową i uśmiechnęła się przyjaźnie jak do starszego w hierarchii wypadało.

- Taakk? No proszę, proszę. No to usiądźcie. Pogadajmy. Chłopaki dajcie jakieś kubki. - zarośnięta gęba herszta też rozjaśnił lekki uśmiech. Nożykiem jakim obierał jakieś suszone jabłko wskazał na ławę po drugiej stronie stołu, tą samą na jakiej obie siedziały przy poprzedniej wizycie. Znów jego ludzie tak się rozstawili po izbie jakby mogli zaatakować gości szefa w każdej chwili. Ale na razie tylko się rozstawili i nie zdradzali wrogich zamiarów. Jeden co stał przy bocznej ścianie oderwał się i poszedł w stronę wejścia gdzie pewnie była kuchnia.

Versana rozejrzała się po izbie. Były we dwie. Zaś ludzi Czarnego kilku. Na swój sposób schlebiało jej to i bawiło zarazem. Herszt mimo ich nie wzbudzającej postrachu budowy musiał traktować je jako potencjalne zagrożenie. Jako poważnych graczy.

- Wedle umowy. - dołączyła do rozmowy - My zawsze dotrzymujemy słowa. - dodała łapiąc koleżankę za udo by ta wyciągnęła powierzone jej chwilę wcześniej fanty - Mam nadzieję, że to to czego szukałeś. - nie przejawiała oznak poddenerwowania. Mówiła spokojnie tak jakby przedmiotem rozmowy był najzwyklejszy towar, który jednak ze stron chcę nabyć zaś druga posiąść.

- Sporo wysiłku kosztowało nas zdobycie tych papierzysk. - dostosowała swój język do grona w jakim aktualnie przyszło im przebywać - Kto by pomyślał, że z Hubercika takie ziółko. - pozwoliła sobie na osobisty komentarz w trakcie gdy Łasica kładła na stole całą tą paperdollę.

Herszt sięgnął po dziennik i listy położone na stole. W międzyczasie jeden z jego ludzi wrócił z kuchni z dwoma zwykłymi kuflami. Łasica odwzajemniła mu się przyjemnym uśmiechem i sięgnęła po butelkę jaka stała na stole rozlewając do tych obu przyniesionych kubków skoro gospodarz je poczęstował.

- Co o tym myślisz? - zwrócił się do kolejnego ze swoich ludzi wskazując na kupkę listów. Sam przeglądał karkti dziennika. Ten drugi sięgnął po jeden z listów, otworzył go i szybko zaczął przebiegać wzrokiem.

- Myślę, że to to szefie o co nam chodziło. - powiedział po chwili zaznajamiania się z treścią listy. Odłożył go i wziął jakiś przypadkowy ze środka postępując podobnie. - Tak szefie to listy o jakie nam chodziło. - powiedział kiwając głową. Czarny z zadowoleniem pokiwał głową, zamknął dziennik Grubsona i złożył swoje sękate dłonie na stole obserwując obie kobiety siedzące po drugiej stronie stołu.

- No. I bardzo ładnie. O to chodziło. Też jestem słowny. - powiedział dając znać, że jest zadowolony z tego jak wywiązały się z tego zadania. - Chciałyście wiedzieć gdzie jest Wyspa Przemytników. Dobrze. Dowiecie się. Bądźcie w Aubentag rano przy Wybrzeży Pelikanów. Rano o świcie. Ktoś was tam zabierze gdzie trzeba. - herszt obwieścił z jowialnym uśmiechem dobrego wujka zadowolonego ze swoich dorosłych siostrzenic co przyjechały w odwiedziny.

- Bruno daj mi moje pudło gościowe. - zwrócił się do kogoś ze swoich ludzi. Ten skinął głową i bez słowa wyszedł chyba znów do kuchni.

- Cieszy nas to niezmiernie. - przyznała widocznie zadowolona z pracy zarówno swojej jak i Łasicy - Może warto by było podjąć jakąś współpracę na dłuższa metę? - zaproponowała czując się nieco pewniej. Wiedziała że ich umiejętność stanowią nie lada atut mogący przynieść wymierne zyski zarówno dla jednej jak i drugie ze stron.

Nie czekając zbyt długo na odpowiedź herszta postanowiła podjąć jeszcze jeden temat, który naprawdę ją zaciekawił i zaintrygował jednocześnie.

- Cóż takiego kryje się w tych kanałach? - bez pardonu spytała zakapiora siedzącego po drugiej stronie stołu.

- Coś co chciałem kupić ale on nie chciał sprzedać. Więc załatwimy to inaczej. - herszt wskazał paluchem na leżące przy jego dłoni papiery.

- Oj daj spokój Czarny. I tak już w tym siedzimy. Możemy sobie znów pomóc nawzajem. - Łasica znów uderzyła w przymilny, łagodny ton jaki nie powinien wzbudzać złości i agresji.

- A jak możecie mi pomóc? To raczej załatwi sprawę. Jak nie to wzburzony szlachcic załatwi sprawę po swojemu. Wtedy i tak to zgarnę dla siebie. - Czarny wzruszył ramionami jakby teraz dzięki tej papierologii był już pewny sukcesu swoich zamierzeń. Ale popatrzył na obie rozmówczynie jakby czekał aż podadzą jaką rolę by mogły pełnić w tej wymianie.

- Ale z tego numeru ładnie się spisałyście. To macie coś za zmarznięte rączki. - powiedział widząc, że wrócił ten człowiek posłany do kuchni. I przyniósł jakiś dzbanek. Szef wziął ten dzbanek i pogrzebał w nim chwilę. Po czym wyjął i przesunął po stole jakąś kolię i bransoletę jako dodatkowe wynagrodzenie za to załatwienie sprawy z upartym kupcem. Biżuteria może nie wyglądała na taką co nosiłaby jakaś arystokratka ale też i nie z takich tanich co to nosiły żony tragarzy czy dokerów na dni świąteczne.

- A dalsza współpraca… A czemu nie. Dobrze wam poszło z tym Grubsonem. - zarośnięty gospodarz na propozycję dalszej współpracy nie był niechętny. - Jak chcecie robił włamy to znacie zasady. 10% dla mnie. W zamian możecie działać na spokojnie. A jak będziecie miały jakieś kłopoty możecie przyjść i zgłosić. - Czarny Peter mówił jakby uznał je obie głównie za włamywaczki i niejako był skłonny przyjąć niejako w swój system ze wszystkimi tego plusami i zaletami. Jakiś procent łupów zazwyczaj się płaciło w półświatku jako swego rodzaju podatek dla władców podziemia. W zamian zyskiwało się jakby licencję na własną działalność w danej branży.

- A co gdybyśmy chciały poszerzyć działalność? - zapytała przyglądając się uważnie biżuterii jaką podarował jej Czarny - Powiedzmy o sutenerkę?

- Sutenerka? Wdowa po kupcu otworzy zamtuz? - tym razem Versanie udało się zaskoczyć szefa opryszków. Uniósł brwi w zdziwieniu i jeszcze na wszelki wypadek spojrzał na jej partnerkę. Ta jednak potwierdziła jej słowa skinieniem głowy.

- Nie jestem chciwy. 20 monet co tydzień od każdej pracującej w burdelu dziewczynki. A jaki to burdel chcecie otworzyć? Gdzie? Na ile dziewczyn? - Peter mówił wciąż jakby od niechcenia albo jakby nadal nie dowierzał, że to poważne zapytanie. Więc widocznie chciał się dowiedzieć więcej aby rozważyć sprawę dokładniej.

- Póki co powiedzmy, że badam rynek. - z pełnym spokojem odparła na dochodzenia Petera - Powiedzieć ci jednak mogę, że celować będę raczej w te wyższe sfery. - dodała z uśmiechem na ustach. Cieszyło ją to iż herszt już wcześniej podał stawkę nie znając klienteli w którą ma zamiar celować sprytna brunetka.

W dłoniach bawiła się kolią. Był to w sumie dość cenny przedmiot. Mimo wszystko parzył.

- To może jakąś szybka partyjka? - zaproponowała - Ja mam to cacuszko, które od ciebie dostałam, moja przyjaciółka z resztą także.

Czarny podrapał się po szczeciniastym policzku. Spoglądal chwilę w zamyśleniu na młodą wdową, znów kontrolnie spojrzał na jej koleżankę a ta znow zachęcająco się uśmiechnęła i pokiwała głową na znak zgody i aprobaty ze swojej strony.

- To mówisz, że celujecie w wyższe warstwy? Czyli kogo? Kupców? Szlachtę? To co to ma być za przybytek? - herszt bandytów dał znać swojemu człowiekowi co przyniósł ten dzban z fantami by go zabrał i papiery ze stołu też. I przyniósł kości. I wino. Ten zagarnął to wszystko i znów poszedł wykonać to polecenie a po chwili wrócił z tym co szef zażądał i zaczęli grę.

- Coś czego temu zadupiu brakuje. - odparła podśmiechując się z lekka. Wszak mieścinie wiele brakowało do najbliższej metropolii jaką był Marienburg, w którym Versana spędziła większość swojego życia zapoznając się z każdym aspektem tego miasta.

- Kogo będzie stać ten sobie będzie mógł korzystać. - zaśmiała się ponownie - Póki co jednak wolałabym nie zapeszać. - korzystała z tego iż większość mieszkańców była bogobojna i zabobonna - Liczę jednak na to, żę oboje zarobimy na tym solidną gotówke. - uśmiechnęła się wykazując przy tym swoją żyłkę do interesu - Skoro zaś już przy interesach jesteśmy to co możesz mi powiedzieć o niejakich Buldogu i Hetzwigu?
 
Pieczar jest offline  
Stary 24-01-2021, 20:24   #159
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2519.01.25; wlt (1/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica rzemieślników; pustostan kontaktowy
Czas: 2519.01.25; Wellentag (1/8); południe
Warunki: jasno, b.zimno, cisza na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, b.zimno


Sebastian i Strupas



Sebastian szedł zaśnieżoną ulicą. Od rana codzienny ruch zrobił swoje i teraz w południe śnieg był już mocno zdeptany przynajmniej w głównym pasie gdzie był największy. To i szło się lżej niż rano. No i się rozpogodziło jak to nie zdarzało się w zimie zbyt często. A pierwszy dzień w hospicjum dobiegł końca.

Skończyło się na porannym obchodzie pod przewodem mistrza Benedykta. A później był jakby dalsza część wczorajszego egzaminu. Tylko z umiejętności jak najbardziej praktycznych. Raczej proste rzeczy jak zmiana opatrunków, mycie pacjentów czy sprawdzanie czy nowy rozróżnia podawane specyfiki. Z tym raczej mlody cyrulik nie miał większych trudności ale widocznie mistrz chciał się w praktyce przekonać o tym co ten nowy potrafi. Podobnie jak wczoraj komentarze zachował dla siebie i pewnie dla Hieronima. Na koniec cyrulik załapał się jeszcze na skromny obiad i mógł wracać do siebie. Obiad był dość skromny. Jak w klasztorze jakimś. Więc chociaż nasycił głód to nie do końca.

Przy okazji jednak miał okazję całkiem nieźle zwiedzić ten przybytek. Przynajmniej centrum i lewe skrzydło w jakim spędził większość pobytu. Trochę to przypominało szkryżowanie klasztoru z jakimś przytułkiem. Obsługa chodziła w habitach chociaż większość była osobami świeckimi. Wszyscy wydawali się cisi, skoncentrowani i zajęci swoją pracą. W większości zwracali się do siebie per “bracie”, “siostro”. Tylko do takich starszych w hierarchii jak Benedykt zwracano się “mistrzu”. Ci co ważniejsi to musieli być wykształconymi ludźmi, często posługiwali się klasycznym na opis jakiejś choroby, zioła czy leku jakiego używali. Ale byli też ci młodsi w hierarchii jacy pełnili rolę pielęgniarzy zajmujący się bezpośrednio opieką nad pacjentami. Część była w wieku Sebastiana a część starsza.

Pacjenci za to byli różni. Starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety, nawet kilkoro dzieci. Ci byli w różnym stanie. Z jedynymi dało się całkiem normalnie porozmawiać i wydawało się, że wszystko z nimi w porządku. Przynajmniej tak na pierwszy rzut oka. Inny wyraźnie bogowie pomieszali w umyśle. Albo zdziecinniali idioci albo opanowani przez marazm czy w ogóle nie reagujący na to co się dookoła nich dzieje. Wydawało się, że spora część z nich to właśnie różne formy i stadia obłąkania. Urazów w postaci ran czy fizycznych chorób było bardzo niewiele. Może do tego jeszcze kilka osób z różnymi amputacjami.

Pod tym względem nie bardzo znalazł jakieś nieprawidłowości. Wydawało się, że wszystko jest jak należy jak na placówkę o takim charakterze. Przynajmniej w tej części w jakiej był. No i stale był z kimś z obsługi kto mu pokazywał co i jak albo jak z mistrzem Benedyktem jak sobie poradzi z tym czy tamtym. Nic nie wskazywało na to, że ubyło im ostatnio jakiegoś pacjenta. Nikt nic nawet nie zająknął się na ten temat. No ale i tematy były inne i czysto praktyczne. I tak się skończyła jego pierwsza wizyta w hospicjum. Mistrz Benedykt był chyba z niego zadowolony bo obiecał porozmawiać w jego sprawie z mistrzem Hieroninmem no i zapytał jak się widzi w takiej pracy.

Więc na koniec dnia pracy jeszcze mógł porozmawiać z mistrzem Benedyktem przed obiadem. A teraz szedł przez to słoneczne ale bardzo zimne ulice zawalone rozjeżdzconym śniegiem. Mógł zajrzeć do Adele bo rano nie zdążył. Z trudem się wyrobił by nie spóźnić się na poranne spotkanie do hospicjum. A gdzie jeszcze przedzierać się przez wówczas całkiem spore, dziewicze zaspy. To hospicjum bowiem stało nieco na uboczu, całkiem gdzie indziej niż dom jaki zajął dla siebie Sebastian albo gdzie z matką mieszkała Adele. Teraz z wydawało się to o wiele łatwiejsze i nie musiał się nigdzie spieszyć.

Z Adele też było coraz lepiej. Wydawała się wracać do sił i zdrowia. Już była całkiem przytomna chociaż jeszcze słaba i wychudzona. Właściwie to jeszcze trzymała ją gorączka ale już nie tak jak wcześniej gdy zaczynał z nią kurację.

Poszedł potem do jednego opuszczonych i zaniedbanych domów gdzie zostawiali sobie wiadomości. Ale nie zastał żadnej. Jednak gdy już miał wychodzić usłyszał zgrzytanie śniegu i do środka weszła złachmaniona, zgarbiona postać.

- A, to ty… - Strupas odetchnął z ulgą widząc kogo zastał w środku. Ale szybko dał znać, że chce pogadać. - Właśnie miałem sprawę do ciebie. Pomożesz mi? Starszy dał mi szansę na realizację wielkiego planu dla naszego Ojczulka. No ale trudno złapać o trop. Trzeba by jakoś dostać się do archiwum ratusza. No a mnie to nawet nie wpuszczą do środka. - wskazał na siebie i swoje śmierdzące łachmany. Całkiem realnie oceniał tą sytuację. Szacowne instytucje raczej nie chciały mieć w swoich progach takich brudasów i śmierdzieli.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Imperialna; rezydencja van Zee
Czas: 2519.01.25; Wellentag (1/8); południe
Warunki: biblioteka van Zee, jasno, ciepło, cisza na zewnątrz jasno, pogodnie, sła.wiatr, b.zimno


Versana, Brena i Kamila


Wydawało się, że obie strony zachowują się jak na pierwszej schadzce. Niby obie były “na tak”, obie wiedziały po co się spotkały a jednak jakoś nie bardzo wiedziały jak się za to zabrać. Obie były młodymi, pięknymi kobietami, wyraźnie młodszymi od tej trzeciej ale o całkiem odmiennym statusie społecznym. A ta trzecia była pod tym względem gdzieś pomiędzy nimi.

- Tak to może… Może zaczniemy od czegoś prostego. - młoda, ciemnoskóra artystka która pełniła rolę gospodyni właściwie miała wszystkie atuty w ręku. Była z całej trójki najpotężniejsza i była u siebie. A jednak wciąż wydawała się tak podekscytowana jak i skrępowana. Przywitała je obie w salonie gdzie czekały także aromatyczna herbata i smaczne ciasteczka. Brenę jedna to chyba dodatkowo onieśmieliło. Nie przywykła siadać i jadać przy tym samym stole co tak bogate szlachcianki. Przecież była tylko pokojówką w kupieckim domu. Te zapewne dobroduszne zamiary gospodyni przyniosły więc odwrotny efekt od zamierzonego co z kolei ją zmieszało. Przecież chciała dobrze i być miła…

Ale widząc, że nie bardzo jest co tak siedzieć i plotkować zaprosiła je obie do biblioteki. Tej samej gdzie wczoraj gościła tak znakomite panie i panny ze śmietanki towarzyskiej miasta. Dzisiaj był jednak pusty. Za to stały przygotowane sztalugi, farby no i płótno na podłodze aby nie pochlapać drogiego dywanu. Jak się zamknęło drzwi to całkiem przyjemne miejsce się robiło. Ze skórzanymi fotelami, rozpalonym kominkiem i regałami z książkami. W sam raz by poczytać, porozmawiać czy kontemplować. No albo namalować jakiś obraz. Teraz Brena pokiwała swoją rudą głową na znak, że zgadza się na tą współpracę.

- To może… Trzeba by znaleźć miejsce. I pozę. - szmacianka o artystycznej duszy zaczęła z wolna się przymierzać do tego jak tu zacząć to malowanie. Rozglądała się po gabinecie zastanawiając gdzie i jak ustawić modelkę a ta czekała na jej polecenia niepewna czego się spodziewać i co powinna robić.

- Albo… Może zaczniemy od szkicu. Usiądź może na krześle. Możesz mi coś opowiedzieć o sobie? Łatwiej jest uchwycić charakter w kresce jak się kogoś zna. - panienka van Zee na razie darowała sobie malowanie portretu i wskazała rudzielcowi jedno z krzeseł pod oknem gdzie było jasno od światła dnia. Sama sięgnęła po arkusz papieru i ujęła węgiel w dłoń.

- Mam na imię Brena… jestem pokojówką pani van Drasen… - Brena chyba nie bardzo wiedziała co powinna albo co może powiedzieć. Bo na przemian zerkała to na swoją panią to na malarkę jaka ich tu dzisiaj zaprosiła. Ta jednak całkiem sprawnie zaczęła rysować szkic jej twarzy. Rysowała szybko. Jak zawodowi artyści uliczni co potrafili tak rysować na poczekaniu. I tak na arkuszy całkiem szybko poszczególne kreski jawiły się jako owal twarzy, potem zarys oczu, ust, nosa, każda kolejna kreska dodawała nowe szczegóły. Właściwie trudno było uchwycić moment kiedy jakaś bezimienna twarz zaczęła przypominać twarz kobiety, potem jakiejś młodej kobiety aż wreszcie podobieństwo do modelki siedzącej na krześle przy oknie było coraz bardziej widoczne. Wydawało się że panna van Zee włada węgielkiem równie sprawnie jak panna van Hansen szpadą.

- A masz jakieś pasje? Chciałabyś kogoś poznać? - w miarę jak artystka koncentrowała się na tworzeniu tego szkicu portretu znikało jej zmieszanie i niepewność. Dało się wyczuć, że rozmową próbuje rozluźnić atmosferę i jakoś przygotować je obie na właściwe malowanie.

---


Versana pozwalając nieco obu kobietom ochłonąć i przywyknąć do siebie miała okazję wspomnieć jak to było wcześniej. Dzisiaj i wczoraj. Dzisiaj wyjazd na cmentarz się opóźnił. Bo jeszcze przy śniadaniu sypało mocno i gęsto. Ale przestało trochę później. Akurat by się wybrać do ogrodów Morra. Na grób męża po jakim odziedziczyła nazwisko, pozycję i majątek trafiła bez problemu. Z grobem tej córki, siostry czy żony Buldoga miała jednak zasadniczy problem. Znała jego przezwisko ale nie nazwisko. A bez nazwiska trudno było znaleźć czyjś nagrobek. Tu jednak przydali się Czarni. Co prawda jego osobiście też nie znali a jak już to właśnie jako Buldoga, jednego z ważniejszych strażników z miejskich lochów. Z klawiszami był ten problem, że raczej nikt nie chwalił się gdzie pracuje. Więc nie było to takie oczywiste. A kto miał okazję poznać ich jako klawiszy to już zwykle z tamtej strony krat więc raczej nie mógł o tym opowiadać. Ale jednak chociaż wydawało się, że nic w jego temacie już nie ugrają u Czarnych to jednak szczęście się do nich uśmiechnęło. Jeden z ludzi Petera co już właściwie miał dopilnować by wyszły z Łasicą i zamknąć za nimi drzwi niespodziewanie do nich zagaił gdy już wyszły na te świeże zaspy.

- A właściwie to co dajecie za tego Buldoga? To może coś bym mógł o nim wiedzieć albo się dowiedzieć. - zagaił cicho jakby wcześniej przy szefie nie chciał bo albo właśnie czekał na taką okazję jak teraz gdy chociaż przez chwilę mogli porozmawiać. Ale, że już z wnętrza doszły krzyki by zamknął te cholerne drzwi bo zimno leci to Łasica szybko wyczuła okazję.

- Przyjdź jutro wieczorem do “Mewy”. Pogadamy, napijemy, zabawimy się. Ja stawiam. Przyjdź, będzie fajnie. - i niewiele więcej zdążyli się dogadać ale tamten się zgodził. Właściwie nie było wiadomo czy wie coś użytecznego no ale obiecał przyjść dzisiaj wieczorem do “Mewy”. Łasica już powinna być wtedy po swojej służbie u van Hansenów.

Za to z Hetzwigiem była całkiem inna sprawa. Łowca nagród był dość znany. I chyba nawet cieszył się swego rodzaju estymą wśród Czarnych. Chociaż bez trudu dało się wyczuć, że wcale nie życzą mu dobrze. I nie płakaliby po nim gdyby go zabrakło.

- Podobno jak kogoś złapie to daje mu szansę uciec. Puszcza go niby wolno a potem spuszcza swoje psy. Jeszcze żaden nie uciekł przed nimi. Sam też podobno poluje na takich zbiegów. - rzekł jeden z ludzi Czarnego gdy już zaczął się ten temat ratuszowego łowcy nagród. Czarni przypuszczali też, że ma jakieś chody w ratuszu. Bo zawsze wydawał się mieć potrzebny papier z odpowiednią pieczątką. Zastanawiało ich to. Czyżby miał aż takie plecy? I zazwyczaj urzędował w “Kwarcie”, karczmie przy Placu Targowym, tam go można było najłatwiej spotkać. Tam przychodziło wielu łowców nagród i najemników albo kogoś kto miał dla nich kontrakt czy zlecenie.

- I co o tym wszystkim myślisz Ver? Będziesz jutro w “Mewie”? Czy mam sama to z nim załatwić? - jak już wracały dawno po zmierzchu od siedziby Czarnych miały czas pogadać między sobą. Łasica wróciła do tematu Grubsona. Niestety jak właściwie odpadały jej teraz całe dnie to nie bardzo miała okazję przyjrzeć się jemu i tym jego zaskakującym sekretom.

- Ciekawe, że on tyle spraw załatwia w kanałach. Nie wygląda mi na takiego co się lubi brudzić. - łotrzyca wciąż wydawała się zdumiona tą prawdą jaką taki kupiec o niezbyt pociągającej aparycji krył w listach i dziennikach.

- Ale przynajmniej Czarny nam nie zabronił tego przybytku rozkoszy. To dobrze. Jakby się nie zgodził to by było ciężko. Pewnie liczy na zysk. W końcu będzie miał z tego procent. Jej. Skąd my tyle ładnych dziewczyn weźmiemy? Trzeba by mieć chociaż kilka na początek. Jak się by udało z Oleną no to jedna. To tak jeszcze chociaż ze trzy, cztery trzeba by mieć. - szybko przeskoczyła na kolejny temat o jakim rozmawiały z hersztem bandy. Ten właściwie dał im zielone światło na taką działalność. Co niejako oznaczało swobodny start i to, że dość płynnie wejdą w jego system i pod jego skrzydła. Ale jak to się potoczy to trudno było powiedzieć.

---


- A jaki lubisz kolory? Albo zwierzęta? - Versana wróciłą myślą do tego co tu i teraz. Malarka i modelka rozmawiały ze sobą już dość swobodnie. Wydawało się, że Kamila szuka natchnienia, czegoś charakterystycznego co pozwoli jej jakoś przypisać rolę i pozę temu rudzielcowi aby mogły zacząć to malowanie. Na razie skończyła portret Breny węglem. I szlachcianka naprawdę miała talent lub praktykę w przenoszeniu twarzy i charakteru na papier. Jak tak samo szło jej z płótnem i farbami to zapowiadał się bardzo interesujący akt. Tylko najpierw trzeba było rozebrać i ustawić modelkę w odpowiedniej pozie do wymyślonej roli. Tak to chyba planowała panna van Zee.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-01-2021, 11:46   #160
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc; Powrót od Czarnego; Versana, Łasica

- Jasne, że będę. - odpowiedziała takim tonem jakby Łasica pytała ją o coś absurdalnego i oczywistego zarazem - Nie przegapię takich nowinek. Szczególnie, że po… - tu jednak urwała szczypiąc siostrę w wierze w zgrabny lewy pośladek.

- Zaś co do Grubsona to ja ci powiem, że od początku mi coś śmierdział - zaśmiała się widocznie rozbawiona takim doborem słów - Nie myślałam jednak, że ten smród będzie tak dosłowny. W każdym razie zżera mnie ciekawość co tam się kryje a ciekawość to pierwszy stopień do… - ponownie ucięła wypowiedź powtarzając wcześniejszy manewr tyle, że jako cel ataku obrała drugi półdupek.

- Ja bym tak się nie przejmowała doborem dziewczynek. - starała się uspokoić kochankę - W mieście aż nadmiar wyjątkowo elokwentnych i ponętnych kandydatek. Chociażby Olena albo niejaka Najia Simonsberg. Nie dość że frywolna to i uzdolniona. Podobnie zresztą jak Olena. - mówiła tak jakby w pamięci przygotowaną miała listę odpowiednich pretendentek na posadę w także luksusowych przybytku - Zawsze możemy poprosić o pomoc samego Sebastiana. Przecież on świadczy dla nich usługi więc na pewno zna chociażby jedną, która sprostałaby naszym wymaganiom. - zauważyła iż ich kult ma już jakby swojego człowieka w tym kręgu - No i oczywiscie słodziutka Brena. Jak dla mnie to nie pogardziłaby stanowiskiem kierowniczym. - dodała podśmiechując się ponownie w trakcie gdy w jej wielkich oczach zaczęła tlić się zwyczajowa iskra.

Było ponuro. Jedyne światło które rozświetlało im drogę pochodziło z zawieszonych na nocnym nieboskłonie księżyców. One jednak jakoś nie odczuwały strachu. Szły żwawo widocznie poruszone udanym spotkaniem z Czarnym. Zezwolenia, które im udzielił były im zdecydowanie na rękę. Wszak bez jego aprobaty wiele rzeczy stawało się zdecydowanie bardziej skomplikowanych a tak… wystarczy odpalić mu skromna sumkę i tyle.

- Zły plan? - spojrzała na Łasicę pytająco chcąc wiedzieć co ona sądzi o takich założeniach.

- Mnie się podoba. Zwłaszcza jak przyjedziesz jutro do “Mewy” a po sprawach służbowych miałabyś ochotę na sprawy prywatne. Na pewno możesz w obu wypadkach liczyć na moją wierną służbę i gorącą współpracę. - Łasica zaczęła odpowiadać żartobliwie a te wszystkie klapsy i podszczypywanie tego co kryła pod obcisłymi, skórzanymi spodniami niezmiennie jej się nie nudziło i widocznie sprawiało jej dużo frajdy. A gdy ten pół żartobliwy wstęp miały omówiony to zaczęła resztę omawianych zagadnień.

- Chcesz naszą Wiewióreczkę dokoptować do naszego luksburdeliku? - spojrzała z zaciekawieniem na sąsiadkę z jaką szła przez chrzęszczący pod butami śnieg. Zastanawiała się nad tym z kilka kroków. - No nie wiem. Znasz ją lepiej. Myślisz, że by chciała? I się nadaje na jakąś kierowniczkę? Ale tak, dobrze by tam mieć kogoś od nas. Nie wiadomo czy my byśmy mogły tam być odpowiednio często. - zastanawiała się chwilę nad kandydaturą Breny. W końcu uznała, że można spróbować z nią porozmawiać. Przecież jakby nie chciała albo jednak nie dawała rady to można poszukać kogoś innego.

- O rany! Aż nie mogę w to uwierzyć! Będziemy otwierać własny burdelik! I to taki, że ho ho! Nigdy nie spodziewałam się, że się doczekam takiego awansu! I to dzięki tobie! - te wszystkie myśli zaowocowały momentem wybuchu radości i śmiechu u łotrzycy. Nawet objęła i uściskała swoją siostrę w podzięce za możliwość dołączenia do tej przygody i smakowania jej od początku.

- A co to za Najia? Ładna? Bo jak frywolna i uzdolniona to brzmi bardzo interesująco. - dziewczyna o granatowych włosach które po zmroku wydawały się czarne wyłapała nowy trop jaki ją zaciekawił i się o niego dopytała nie ukrywając ciekawości.

- A z dziewczynkami właściwie masz rację. Jak zaczniemy szukać teraz to pewnie się same zajmą. Właściwie też znam parę. Mogę popytać. No i jest jeszcze Sebastian. On też chyba ma sporo takich znajomości. - jak tak to przemyślała to uznała widocznie, że na niedobór kandydatek chyba nie powinny się martwić i jak się poszpera i rozpuści wici to się kogoś ciekawego znajdzie.

- A Grubson no niezła cicha woda. Przyznam ci się, że chętnie bym go sprawdziła osobiście czy on naprawdę taki ogier. Albo tą jego Bretonkę. Ładna jest? Czy jakaś paskuda jak on? Albo oboje na raz. Ale pewnie nie będzie nam po drodze jak ja mam teraz tylko wieczory wolne. A kupcy i szlachcianki raczej nie umawiają się z ladacznicami i złodziejkami po zmroku. Sama nie wiem. Myślisz, że dalej powinnam pracować u van Hansenów? Sama widzisz ile mi to blokuje możliwości. Szczerze mówiąc nie myślałam o tym wcześniej. Myślałam, że mnie ta blondyneczka łaskawie zaliczy i każe się obsłużyć i tyle. No ale jak mi kazała przyjść na drugi dzień to przyszłam i jakoś tak nadal przychodzę. No ale sama widzisz jak to utrudnia inne sprawy. - Łasica wróciła do tematu Grubsona którego grzeszki ją zaintrygowały. A to z kolei wywołało falę wątpliwości co do obecnej pracy. Wszystkie inne sprawy poza służbą zostały do załatwienia albo na wieczory albo na Festag co był jedynym dzień wolnym od służby.

- Hmmm… - Versana ponownie zadumała nad natłokiem informacji jaki zgotowała jej przyjaciółka - Myślę, że Brenę trzeba będzie powoli wprowadzać na salony. Szybko się uczy a taki awans byłby dla niej z jednej strony nie lada wyzwaniem ale z drugiej wielkim wyróżnieniem i motywacją zarazem. Wszystko jednak w swoim czasie. - pokrótce nakreślić swoje intencje względem młodszej uczennicy. Wszak była ona świetnie zapowiadająca się gadziną, która by dojść do celu potrafiła wiele poświęcić a to ponoć on uświęcał środki.

- Jeżeli zaś chodzi o Najię. - na chwile wrociła do tematu bardki, która wraz z nią należała do kółka poetyckiego, i która miała brać czynny udział w tworzeniu teatru - To myślę, że powinna ci przypaść do gustu. - pokrótce przybliżyła jej postać swojej koleżance.

- A co do Grubsona i tej jego kochanicy. - gdy mijały kolejny zakręt nawiązała do kolegi po fachu - To dwie myśli mi chodzą po głowie. Po pierwsze. Mamy na niego haka, o którym nie wie Czarny. - uśmiechnęła się przypominając Łasicy o korespondencji ujawniającej korupcje w najwyższych kręgach władzy gildii sukienników - A po drugie to skoro w związku z jego romansem Czarny ma zamiar go nieco szantażować to czemu my nie miałybyśmy pomęczyć nieco tą Bretonkę? - spytała oczekując reakcji łotrzycy, która podobnie jak ona wyróżniała się bystrym i przebiegłym rozumem.

- Pomęczyć bretońską szlachciankę? Bardzo chętnie! - Łasica zaśmiała się ubawiona takim doborem słów przez towarzyszkę. Rozchodzony w ciągu dnia śnieg skrzypiał pod ich butami gdy tak szły obok siebie.

- A masz jakiś pomysł jak się do niej dobrać? Ale z tym Grubsonem jak wygarniesz mu o tych jego kupieckich listach to będzie wiedział, że jesteś zamieszana w ich zwinięcie. - zwróciła się do niej gdy po kilku krokach przemyślała tą sprawę.

- Z jednym i drugim coś się wymyśli. - rzuciła tajemniczo - W przypadku tej kochanicy Huberta myślę, że wystarczy popytać w kręgu moich koleżaneczek z wyższych sfer. - uśmiechnęła się dając znać iż nie powinno sprawiać to problemu - Jeżeli zaś chodzi o Grubcia. - jej twarz przybrała chytry i złowieszczy wyraz - Może warto sprawdzić jak bardzo damy radę pociągnąć strunę. - zachichotała cicho - Zaś gdy zacznie kręcić nosem wyciągnąć wtedy ten papierek. Ewentualnie… - zamyśliła się chwilę - ...uderzyć od razu do tego członka rady w gildii, który tak ochoczo przyjmuje pod stołem koperty. - humor jej widocznie dopisywał - A co do twojej służby u Froyi to póki co myślę iż warto abyś tam pozostała. Bądź naszymi oczami i uszami zarazem. Aaaaa… - nagle coś się jej przypomniało - Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o Danie i Rosie?

- No dobrze, to jeszcze zostanę na służbie u mojej pani. Przyznam, że gdyby częściej mnie wykorzystywała w tak nieprzyzwoity sposób to bym może nie miała takich dylematów. - Łasica uniosła do góry dłonie by dać znać, że w przeciwieństwie do stereotypów niecne wykorzystywanie służby przez bogatych pracodawców było jej na rękę zwłaszcza jak ten pracodawca był najatrakcyjniejszą blond partią w mieście.

- Z tym Grubsonem racja. Można coś zagrać. Z tym jego człowiekiem w gildii też. Właściwie chyba można by zacząć od tego z gildii. Ale nie jestem pewna. Ja z kupcami i gildiami to nie miałam zbyt wiele wspólnego. Chyba, że kogoś obrabiałam. - pomysł jaki zasugerowała Versana przypadł jej do gustu chociaż z oczywistych względów ona sama raczej miała ograniczone pole manewru na tym polu.

- A z Daną i Rosą to o czym nie zapomniałam? - spojrzała na przyjaciółkę nie bardzo wiedząc dlaczego ta nagle wspomniała o traperce i pani kapitan. Już dochodziły do rogu za jakim była ulica prowadząca do kamienicy van Drasenów.

- Jak to o czym? - spytała nieco zdziwiona - Miałaś je spiknąć ze sobą. - zachichotała cichutko wiedząc jak odebrać to może jej przyjaciółka.

- Aaa, to! - Łasica zaśmiała się machając ręką jak już mijały róg i gdzieś tam z przodu tego mrocznego kanionu budynków był adres domowy przyjaciółki. - Bardzo chętnie. Zwłaszcza jakby dziewczyny okazały się tak miłe, że negocjacje skończyłyby się w łóżku. - zaśmiała się niemniej wesoło marząc właśnie o takim zakończeniu takiego spotkania.

- Ale dopiero jutro wieczorem. Cholera, jutro wieczorem mamy spotkanie z tym Ricardo… Ale chyba Dana zostanie jeszcze w mieście co? Na ile ty jej opłaciłaś nocleg? Na dwie noce? To dzisiejsza i jutrzejsza. Kornasa się trzeba zapytać czy u niej był i czy coś się dowiedział. - niespodziewanie łotrzyca przypomniała sobie, że jutrzejsze spotkanie w “Mewie” nieco koliduje z innymi spotkaniami.

- Na dwie ale zawsze mogę opłacić jeszcze jedna. - rzuciła tak jakby nie stanowiło to żadnego problemu. - Z Kornasem zaś porozmawiam jutro. Jak tylko wraz z Brena wrócimy od Kamili. - podsumowała.

Łasicy zdecydowanie ten pomysł przypadł do gustu bo aż podskoczyła z zadowolenia ponownie składając pocałunek na czerwonym od mrozu policzku koleżanki.

Tak się akurat składało iż dotarły niemal pod samą kamienice wdowy po kupcu więc ów całusa potraktować można było równie dobrze jako pożegnanie.

---

Południe; Rezydencja van Zee; Versana, Brena, Kamila

- Wąż, wąż. - przemówiła tak jakby pytanie Kamili kierowane do Breny wyrwało brunetkę z jakiegoś letargu - To takie piękne i nieoczywiste stworzenie.

- Wąż? - szlachetnie urodzona artystka odwróciła się do wdowy ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Podejrzewała może, że ta się przejęzyczyła albo przynajmniej zaskoczył ją taki wybór.

- Tak. Wąż może być. - Brena podchwyciła szybko podpowiedź swojej pani i w pełni ją zaakceptowała.

- Wąż? A nie jakiś lew, niedźwiedź, orzeł, albatros? - panna van Zee wymieniła kilka innych propozycji pewnie kojarząc zwierzęce patrony różnych herbów rodowych z jakimi chętnie się portretowano lub nawiązywano chociaż symbolicznie.

- Nie, nie. Wąż może być. Ja już mam węża. - Brena pokręciła głową na znak, że inne zwierzęta jej nie interesują. Co z kolei znów zdziwiło szlachciankę.

- Masz węża? Gdzie? W domu? Trzymasz w domu węża? - ciemnowłosa malarka robiła się coraz bardziej zdezorientowana tokiem tej rozmowy. Nawet można było ją zrozumieć bo raczej mało kto trzymał węże w domu. Może jacyś truciciele więc nie kojarzyły się zbyt dobrze.

- Nie, nie w domu. Tylko tutaj. - Brenę też nieco speszyło to wszystko ale wskazała dłonią na swój podołek.

- Masz węża pod spódnicą? - Kamila aż zamrugała oczami już całkiem skołowana. Chyba sądziła, że pokojówka mówi o prawdziwym, żywym wężu co brzmiało tak nieprawdopodobnie, że aż niedorzecznie.

- Nie… to znaczy tak… ale nie taki prawdziwy… to znaczy on jest ale… - Brena też zmieszała się do reszty nie bardzo wiedząc jak wybrnąć z tego dziwnego wątku i znów prosząco spojrzała na swoją panią by ta ją wsparła w tej zagmatwanej sytuacji.

- Czyny mówią więcej niż tysiąc słów. - odparła spokojnie niczym prawdziwa mentorka - Myślę, że to pora abyś ukazała panience Kamili swoje prawdziwe piękno, Breno. - wskazała tym samym moment, w którym to rudowłosa pokojówka powinna zrzucić z siebie wszystkie fatałaszki.

- Dobrze. - pokojówka skinęła swoją rudą głową i sięgnęła do zapięcia sukni aby zacząć ją rozbierać. Wydawało się, że wspólne przygody z ostatnich dni nieco ją oswoiły. Było widać, że nie czuje się przy młodej szlachciance tak swobodnie jak tylko w towarzystwie swojej pani czy chociaż Nadji i Rose ale jednak stopniowo zdejmowała z siebie kolejne warstwy ubrania. Zawahała się przy samej bieliźnie gdy już została tylko w niej i jeszcze na wszelki wypadek spojrzała i na gospodynię i na swoją panią. Ale w końcu schyliła się i ściągnęła także ten ostatni kawałek materiału a gdy się wyprostowała stała już całkiem nago przed dwiema kobietami.

- Jesteś naprawdę piękną modelką Breno. - komplement z ust ciemnoskórej szlachcianki sprawił, że pokojówka aż pokraśniała z dumy i uśmiechnęła się nieśmiało. A gdy Kamila podeszła bliżej dojrzała tego węża o jakim właśnie była mowa.

- Naprawdę masz węża. - powiedziała widząc wytatuowany na podbrzuszu wizerunek. Jego właścicielka lekko uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową. Kamila zaś podeszła jeszcze bliżej. Też wyglądała na nieco skrępowaną ale też i podekscytowaną całą tą niecodzienną sytuacją. Tatuaż z początku mocno przykuwał jej uwagę ale też uniosła wzrok wyżej na piersi, szyję i twarz modelki.

- Dobrze to może stań przy kominku. - powiedziała malarka i skierowała modelkę w przyjemnie ciepłe okolice kominka. Brena tam stanęła i odwróciła się nie bardzo wiedząc co dalej powinna robić.

- Tak, teraz trzeba by ci znaleźć jakąś odpowiednią pozę… Front, profil, tył… Stojąca, siedząca, leżąca… - artystka westchnęłą jakby przy każdym portrecie miała podobne dylematy.

Ver stwierdziła iż może w przypadku malowania obrazu warto by zagrać nieco odważniej. Tak jakby tabu nie istniało. Chociaż przez ten krótki moment.

- A może tak tyłem kucając? - zaproponowała wdowa w myślach niemal namacalnie widząc tą jakże wyzywającą pozę - Z twarzą zwróconą ku nam. Bądź… - jeszcze inny pomysł przyszedł jej do głowy - Siedząc frontem do nas, opieraj się rękoma z tyłu i z ugiętymi w kolanach nogami ukaż nam swój skarb. - ta wizja podobała się jej jeszcze bardziej - Głowę zaś miej zwróconą w bok. Tak jakby ktoś niespodziewanie wszedł do pokoju. - kontynuowała - Włosy natomiast niedbale spuść na swoje jędrne piersi. - dodała dopełniając niejako swój pomysł na portret - Czasami gdy musimy się czegoś domyślać wysilając do tego naszą wyobraźnie dana rzecz w efekcie nabiera tej enigmatycznej energii. - w efekcie Versanie chodziło również o to by poza jaką przyjmie Brena była zarówno subtelna jak i grzeszna.

- Ciekawa koncepcja. - malarka pokiwała głową gdy chyba próbowała to sobie wyobrazić co mówiła jej sąsiadka. A Brena próbowała kucnąć i przyjąć pozę o jakiej mówiła jej pani. Kamila podeszła do niej i dłuższą chwilę ustawiała właściwą pozę. Wydawało się, że chodzi o nieistotne detale. Najpierw mniej więcej nakierowała modelkę jak ma kucnąć, potem ją trochę ustawiała w jedną i drugą stronę. Sprawdzała jak bardzo da się rozpuścić włosy i różne proporcje zasłonięcia i odsłonięcia twarzy i piersi. Podobnie jak różny stopień ułożenia nóg. A, że za każdym razem musiała cofnąć się kilka kroków i spojrzeć na całą kompozycję z perspektywy portrecisty to zabrało to ustawianie dłuższą chwilę.

- Tak, teraz chyba będzie w sam raz. - powiedziała skoncentrowana na tej scence malarka. Modelka siedziała teraz plecami do drzwi i bokiem do rozpalonego kominka. Mniej więcej w pozie w jakiej zaproponowała jej pani. Ciepłe światło z kominka kontrastowało z bladym światłem dziennym wpadającym przez okna dając całą masę różnych odcieni i światłocieni. Przez co każda wypukłość czy zakamarek wydawał się być właśnie wypukłością i wgłębieniem a nie czymś płaskim. Przynajmniej jak się to obserwowało w naturalnym środowisku.

- Oj to będzie trudne… ciężko będzie dobrać odcienie i barwy… dużo różnych na małej powierzchni… bo ogień i dzień dają inne odcienie skóry… a jeszcze są cienie, to też inna barwa… oj nie będzie łatwo… - trochę nie bardzo było wiadomo czy artystka mówi do którejś z pozostałych kobiet czy sama do siebie. Ale mówiła. Jak przeniosła sztalugi i farby parę kroków przed Breną i kominkiem.

- Versano weź może jej daj koc i poduszkę. Bo to bidulka tak będzie musiała kucać dłuższą chwilę. A ty kochanie jak się zmęczysz i będziesz chciała rozprostować nogi to powiedz to zrobimy przerwę. - Kamila całkiem sprawnie przejęła dowodzenie i organizację tego malowania. Na jednym z foteli rzeczywiście były te rzeczy o jakich mówiła. A Brena pokiwała głową na znak zgody. Zaś gdy już wszystko było gotowe artystka zaczęła szkicować zarys sylwetki, rysować jakieś delikatne kreski, zarys kominka i coś co wydawało się planem całej sceny ale subtelnie by potem nie było tego widać jak przykryje to farba.

Stojąc ze splecionymi na klatce piersiowej rękami gdzie jedna podtrzymywała jej zgrabny podbródek Versana oddała się podziwianiu umiejętności jednej z najbardziej wpływowych kobiet w mieście. Mimo iż ta twierdziła, że jest raczej amatorką obserwując to co wychodziło spod jej dłoni można było odnieść zupełnie inne wrażenia.

- Bije pokłony przed twym kunsztem Kamilo. - przyznała widząc jak kolejne elementy zaczynają tworzyć spójną całość - Wiedziałam iż masz w twej pięknej powłoce cielesnej ukryta jest dusza artystki. W życiu jednak bym się nie domyśliła że jest ona aż tak… wielka? Uzdolniona? - westchnęła - Aż sama nie wiem jak to nazwać. - tu reakcja wdowy była jak najbardziej szczera. Obraz, który powoli tworzył się na jej oczach naprawdę przypadł jej do gustu. Kreska młodej arystokratki miała jakiś niepowtarzalny styl. Dzięki któremu potrafiła uchwycić wiele szczegółów w zupełnie inny sposób niż przyjęty na ogół kanon.

- Patrząc zaś na ciebie Breno aż duma mnie rozpiera. - zwróciła się teraz do swojej już widocznie mniej onieśmielonej służki, która w dość wyzywającej pozie siedziała na podłodze opodal drzwi - Modelka z ciebie jak się patrzy. - dodała z uśmiechem na ustach lustrując raz jeszcze młode i jędrne ciało swojej uczennicy.

- Czy przeszkadzałoby ci Kamilo jakbym w trakcie tworzenia tego dzieła zadała ci kilka pytań? - grzecznie zapytała nie chcąc rozpraszać widocznie skupionej i natchnionej malarki.

- Dziękuję. - rozebranej do naga pokojówce chyba zrobiło się przyjemnie od takiej pochwały z ust jej pani. Lekko skinęła głową ale niewiele by nie naruszyć kompozycji tak pieczołowicie dopracowanej przez artystkę. A i samej artystce było chyba miło słyszeć takie komplementy.

- Nie chwali się dzieła przed zakończeniem. - powiedziała malarka gdy już miała na płótnie całkiem sporo. Było już widać nagą, kobiecą sylwetkę klęczącą przed ledwo co zarysowanym kominkiem i te wszystkie ciekawe detale jej anatomii. Wydawała się mocno blada a podobieństwo do modelki na razie było jedynie zarysowane. Ta na płótnie to mogła być każda młoda kobieta o nieco rudych włosach. Ale obraz wciąż był w trakcie tworzenia.

- Tego węża to jej nie zrobię. Za mały jest. Wyjdzie jakiś znaczek ale niekoniecznie będzie widać, że to wąż. - westchnęła malarka wskazując brodą na modelkę i pędzlem na jej namalowane podbrzusze. Jeszcze jako różowy płat skóry bez żadnych ozdób ale tutaj właśnie powinien się pojawić odwzorowanie tatuażu jaki miała wężowa siostra. Tylko w tej perspektywie rzeczywiście zapowiadał się na tyle mały, że mógł być ledwo czytelny. Zwłaszcza jak ktoś nie wiedział na co patrzy.

- A co chciałaś zapytać? - Kamila zerknęła na sąsiadkę przygotowując na palecie kolejny barwnik.

- Nie o co a raczej o kogo. - sprostowała ciemno włosa kultysta stojąc z boku - Chodzi mi o niejaką Fabienne von Mannlieb? Co ci o niej wiadomo? - pytała raczej luźno nie odrywając wzroku to z płótna to z Breny.

- Fabi? Tak, znam ją. Czasami nas odwiedza. Prawdziwa miłośniczka bretońskiej prozy i poezji. Nic dziwnego, w końcu jest Bretonką. A czemu o nią pytasz? - Kamila odpowiedziała równie zdawkowo jak Versana zapytała. Bardziej koncentrowała się na obrazie. Malowała właśnie lewą stronę obrazu, tą z kominkiem i pomarańczowymi barwami jakie z niego biły. Część tych pomarańczy znalazła się na tej stronie malowanej Breny oddając efekt padającego z tego kominka światła.

- Skoro jest więc taką miłośniczką poezji to czemu nie dołączy do naszego grona? - zapytała uznając iż jej członkostwo byłoby przyniosłoby sporo korzyści - Może i ona mogłaby wesprzeć nasze starania w dążeniu do utworzenia teatru? - zaproponowała - Czym się właściwie zajmuje ona jak i jej mąż?

- Czasem przychodzi. Ale niezbyt często. Jej mąż, Niklas, jest jednym z kapitanów. Dlatego zwykle go nie ma. Ale teraz w zimie to jest w domu. A Fabi to bardzo urocza i zabawna kobieta. Wciąż słychać u niej bretoński akcent ale i tak poczyniła spore postępy w reikspiel. Gdy Niklas ją przywiózł prawie w ogóle nie mówiła w naszym języku. A dlaczego tak ona cię interesuje Versano? - gospodyni pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź gdy przygotowywała nowy barwnik mieszając kilka kolejnych. I wypróbowywała go na drugim płótnie jakie właśnie służyło jej do tego celu więc teraz wyglądało jak obraz bezsensownych plam i bazgrołów.

- Po prostu zasłyszałam, że podobnie jak my wielbi się ona w poezji. - przyznała uśmiechając się słodko - Pomyślałam więc, że może by zaprosić tak dostojną damę na jedno z naszych spotkań i zaproponować współpracę przy tworzeniu teatru. Co o tym sądzisz Kamilo? - zaproponowała.

- Tak, można. Myślę, że powinna być zainteresowana. Chociaż nie wiem kiedy by zrealizowała takie zaproszenie. Ostatnio była u nas na noworoczny bal. Przyszła we wspaniałej kreacji, cudownie w niej wyglądała. - szlachcianka mówiła jakby spotkania z bretońską żoną jednego z kapitanów nie były dla niej specjalnie rzadkie ale też chyba dość mało regularne. I mówiła o niej raczej życzliwym tonem. A pod względem owej noworocznej kreacji chyba była nawet pod wrażeniem.

Na razie zajęła się malowaniem drugiej połowy klęczącej kobiety na płótnie. Dorobiła ramię, piersi i uda w bladym różu. Przez co dwa żywioły światła, bladego zimowego dnia i ciepłego ognia bijącego z kominka wydawały się osiągać równowagę na ciele modelki. Nawet kontrast wydawał się większy niż w rzeczywistości. Jak jeszcze pędzel dorobił cienie to chociaż miało się świadomość, że to płaski kawałek rozpiętego płótnia to sylwetka kucającej przy kominku kobiety wydawała się bardzo trójwymiarowa.

- No i został ten wąż… Mały jest, nie będzie widać co to jest albo słabo… - Kamila wyraźnie się martwiła jak przenieść ten tatuaż na płótno. Zapewne nie chodziło o techniczną trudność skopiowania rysunku bo widząc jej umiejętności nie powinna mieć z tym kłopotów. Ale przy zachowaniu proporcji z rzeczywistości to ten wizerunek rzeczywiście mógł być słabo rozpoznawalny co to właściwie jest.

- A spod czyjej igły wyszła ta jej cudowna kreacja? - zapytała żywo zainteresowana tym szczegółem - Nawet nie wiesz jak żałuję, że mnie wtedy tam nie było. - dodała - A co do tatuażu to miło by było gdyby się pojawił na tym portrecie jeżeli jednak ma on nie przypominać siebie to może lepiej rzeczywiście z niego zrezygnować. - zastanawiała się głęboko. Dodawał wszak on tego smaczku niosąc ze sobą subtelny przekaz.

- A gdyby węża wpleść jako element tła? - zaproponowała niesmiało.

- Element tła? - malarka zapytała niepewnie. Przez chwilę wpatrywała się w swój obraz gdzie główna postać już właściwie była zrobiona. Tło też ale raczej jako zarys proporcji i układu więc tutaj było jeszcze spore pole manewru.

- Dorysować tatuaż to nie jest duży kłopot. Na szczęście jest ciemny a tło jasne. Gdyby było na odwrót to byłoby gorzej. - artystka chyba potrafiła spojrzeć na swoje dzieło i całe to malowanie całościowo a także w rozbiciu na poszczególne techniczne, barwne i wizualne detale. Wciąż się nad tym zastanawiała i chyba dlatego w międzyczasie wróciła do tematu balu noworocznego.

- Oj nawet się pytałam i mi mówiła… To jakaś krawcowa ze sklepu, bardzo ją chwaliła i polecała. Mówiła, że przychodziła do domu i strasznie ją pokłuła przy tych przymiarkach i poprawkach ale ścierpiała wszystko dla tej kreacji. No i powiem ci, że rzeczywiście było warto. Aż się sama zastnawiałam czy czegoś tam nie zamówić. Ale nie pamiętam jej imienia… Ten sklep to przy Placu Targowym jakiegoś Bergsona… albo Gerbsona… albo tak podobnie jakoś. Nawet się zdziwiłam, że taki zwykły sklep a ma taką utalentowaną krawcową. Chyba tam nigdy nic nie kupowałam. - ciemnoskóra szlachcianka skoncentrowała się na czymś co pewnie było jedną z wielu rozmów na owym noworocznym balu sprzed kilku tygodni. Przerwało jej ruch ich nagiej modelki jaka nieco rozprostowała swoje podkurczone nogi.

- Zmęczyłaś się? Chcesz rozprostować kości? No to wstań, chodź tutaj, napij się czegoś jeśli masz ochotę. - malarka chociaż od modeli dzieliła ją społeczna przepaść okazała całkiem sporo życzliwości zwykłej pokojówce. Brena rzeczywiście z ulgą wstała, uśmiechnęła się w podziękowaniu i z pewną nieśmiałością podeszła do obu ubranych kobiet gdzie mogła się poczęstować czymś na zwilżenie gardła.

- Ojej to ja? - Brena z fascynacją oglądała tworzący się obraz. W przeciwieństwie do obu pozostałych kobiet nie miała okazji być świadkiem jak puste płótno nabiera kształtów roznegliżowanej kobiety przy kominku. A teraz wpatrywała się w to dzieło z fascynacją.

- Jeszcze nie jest skończony. Właśnie się zastanawiam nad tym wężem. Jak zrobię taki jak masz naprawdę to nie będzie zbyt widoczny. - gospodyni wskazała pędzlem na na razie różowe podbrzusze namalowanej Breny i na to samo podbrzusze prawdziwej Breny. By to zilustrować wzięła palcami miarę z tego prawdziwego tatuażu i przeniosła ją na obraz. Przy zachowaniu takich samych proporcji wyszedłby dość malutki.

- No tak… To może go nie rysować? - pokojówka pokiwała swoją rudą głową rozumiejąc w czym trudność polega i chyba chciała coś zaproponować od siebie.

- No można nie rysować. Ale jak nie rysować to nie będzie dziewczyny z wężem. A tutaj jest. - Kamila chyba mocno się tym zafrapowała i wskazała na stojącą obok pokojówkę która jednak tego węża miała a ta na płótnie na razie nie.

Teraz już była pewna od kogo szlachcianka zakupiła noworoczną kreację. Oksana była więc osobą, która o romansie Grubsona powinna wiedzieć dość sporo. To zaś sprawiało iż stawała się łakomym kąskiem dla kultystki.

- A może zamiast elementu tła niech swobodnie zwisa z ramion Breny jak szal? - podsunęła kolejny pomysł jak w alternatywny sposób umieścić węża w kompozycji obrazu - Dziewczyna z wężem nie musi wszak mieć go wytatuowanego. Znasz ten znany obraz spod pędzla samego Bergonessiego “Kobieta z kuną”? - posłużyła się przykładem jednego z wybitniejszych bretońskich malarzy - Tam właśnie postać pierwszoplanowa głaszcze swojego pupila spoglądając przez okno.

- Jak szal? - gospodyni przyjrzała się krytycznie próbując sobie wyobrazić jak taki element by mógł wyglądać w tej malowanej kompozycji. Mierzyła to palcami przed płótnem jakby brała przymiarki i głowiła się nad tym dłuższą chwilę.

- No może. No tak jak ma być z wężem to gdzieś trzeba tego węża namalować. - przyznała po chwili. Wyglądała jakby miała kryzys twórczy albo nie mogła się zdecydować na któreś z rozwiązań.

- Może to później coś mi przyjdzie do głowy. Wybaczcie z tą weną to tak czasem już jest. - przyznała nieco strapionym głosem. Brena spojrzała na nią i na swoją panią trochę niepewnie co teraz powinna zrobić albo powiedzieć.

- Niech wypowie się więc może modelka. - stwierdziła gdy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Breny. Chciała też aby wedle zaleceń Starszego Brena zaczęła wykazywać coraz większą samodzielność a to była właśnie dogodny moment na pierwsze kroki.

Modelka wyglądała na wyraźnie zaskoczoną, że pyta się jej o zdanie. I jak go oczekuje ktoś znacznie ważniejszy od niej. Stropiła się wyraźnie ale i gospodyni uśmiechnęła się do niej zachęcająco. Ruda przeniosła spojrzenie na tworzony obraz który już pokazywał całkiem sporo jak ma wyglądać całościowo ale i wciąż było wiele miejsca na interpretację. Naga pokojówka zastanawiała się chwilę.

- No to jak taki mały to nie widać… To może zrobić go większy? Albo te boa jak pani Versana mówiła. Albo jakiś wąż w pobliżu. - powiedziała nieśmiało i popatrzyła na obie ubrane kobiety jakby obawiała się reprymendy.

- Chcesz mieć węża jako tatuaż, tutaj na górze gdzieś przy szyi i jeszcze jakiegoś w pobliżu? - Kamila wydawała się rozbawiona taką interpretacją a modelka wzruszyła ramionami na znak, że nie czuje się mocna by prowadzić dyskusję na tym polu. - Tak, można zrobić większy. Byłby wówczas bardziej widoczny chociaż zajmowałby więcej miejsca. - pokiwała głową wskazując, że o ile oryginalny tatuaż mieścił się pod dolną bielizną to jakby go powiększyć to już by wystawał.

- Sama nie wiem. Może. Chyba będę musiała się z tym przespać jak dokończyć ten obraz. Nie mogę się zdecydować co by było najciekawsze. Obraz powinien mieć charakter, coś co ma tylko ten obraz. - artystka wciąż miała ten swój kryzys twórczy, balansowała na szczycie i jeszcze nie było wiadomo na jaką stronę się balans przeważy.

- Chyba wiem o czym mówisz Kamilo. - odparła kiwając potakująco głową - Zdradliwa wena raz jest raz jej nie ma. Trzeba jej poszukiwać bo to artysty domena. - melodyjnym głosem niemalże podśpiewała to credo, które jakby ktoś za pleców wyszeptał jej do ucha. Poszukiwanie natchnienia a szczególnie zatracanie się w tych dochodzeniach bardzo cieszyło Mrocznego Księcia. Wielbił się on w obserwowaniu jak taki często niczego nieświadomy czy to malarz czy bard gubi zdrowy rozsądek i samego siebie by tylko poczuć to coś… coś co z czasem stawało się czymkolwiek.

- Może więc warto pobudzić twoją fantazję? - zaproponowała nieśmiało nie wskazując jednak żadnego konkretu.

- Dokładnie, tak jak mówisz. Jak wiatr. Raz wieje a za chwilę jest flauta. - ciemnowłosa i ciemnoskóra malarka pokiwała głową na znak, że właśnie na tym polega to wieczne nieszczęście artystów z tą weną.

- Ale jak chcesz pobudzić fantazję? Przecież tu nie ma żadnego węża. - gospodyni wskazała na resztę biblioteki i pewnie najlepiej orientowała się co tu jest a czego nie ma.

- Czasami wystarczy pobudzić zmysły. - wyjaśniła nadal jednak będąc dość tajemniczą - Dotyk, pocałunek, zapach ale również coś bardziej przyziemnego jak chociażby alkohol lub … - tutaj jednak urwała patrząc jak zareaguje arystokratka - Na dzisiaj jednak chyba starczy. Kiedy i gdzie więc kolejne spotkanie? - nie czekając na odpowiedź koleżaneczki zapytała chcąc ustalić następny termin.

- Tak, pobudzić zmysły, no tak, tak oczywiście... - Wzmianki o dotyku i pocałunkach zmieszały gospodynię. Znów można było odnieść wrażenie, że się zarumieniła i nie bardzo wiedziała jak powinna zareagować. Ale dość zgrabnie przykryła to zmieszanie sięgając po wino oraz szybko podejmując kolejny wątek podsunięty przez czarnowłosą wdowę.

- A tak, tak, następne spotkanie. Oczywiście zapraszam was jeśli znajdziecie czas. Może uda nam się dokończyć? A może sama coś wymyślę z tymi wężami to może dokończę. A kiedy? No niech pomyślę… - malarka zaczęła wycierać swoje smukłe, zadbane palce w ściereczkę jaka do tego służyła. Czyściła się bardzo starannie, wręcz pedantycznie a może to jej jakoś pomagało się skoncentrować na następnym spotkaniu.

- W Bezahltag bym was zaprosiła. No ale wtedy mamy oglądać te adresy na nasz teatr… - powiedziała o pierwszym terminie jaki jej przyszedł do głowy. W myślach obracała swój kalendarz spotkań i wolnych momentów gdy mogła mieć czas na wspólne malowanie. - To jeszcze bym chyba w Angestag i Festag. W Festag po południu po mszy a w Angestag raczej tak w południe jak teraz. - popatrzyła na swoich gości jak im to pasują takie terminy.

- Hmmm… Niech będzie więc Angestag. - odparła. W prawdzie był to dzień zboru. Spotkanie jednak nie powinno z nim kolidować. Odbywał się on wszak dopiero wieczorem.

- Znakomicie. Jesteśmy więc umówione. Cieszę się niezmiernie. - przyznała z szerokim uśmiechem na twarzy - Breno ubieraj się więc. Czeka nas wycieczka. - rzuciła szybko do najmłodszej z sióstr. Niem jednak ta przyodziała swoje fatałaszki ver postanowiła wykorzystać ten czas by zadać panience jeszcze jedno pytanie.

- A właśnie. - spojrzała więc na pakującą swoje przybory artystkę - Czy dowiedziałaś się po co ostatnio wzywano twojego papę? - nawiązała naturalnie do ostatniego spotkania w trakcie, którego wszystkie zebrane damesy nieco plotkowały i w trakcie którego Kamila wspomnia iż ktoś w trybie pilnym wzywał jej ojca do jakiegoś pęcherzowego zdarzenia.

- Obawiam się, że nie. Papa raczej nie mówi mi o służbowych rzeczach dotyczących portu. - przyznała jego dorosła córka zgadzając się równie chętnie na ponowną wizytę w Agnestag. - I bardzo wam dziękuję za to pozowanie. Sama chyba nigdy bym się nie odważyła. A ty Breno byłaś bardzo dzielna i ślicznie wyglądasz w roli modelki. Naprawdę mam nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję to powtórzyć. - malarka okazała się życzliwa, wręcz serdeczna dla swojej modelki tak bardzo, że ta uśmiechnęła się grzecznie i nawet trochę się zarumieniła słysząc tyle ciepła w głosie błękitnokrwistej. Przerwała na chwilę ubieranie by wysłuchać tych komplementów pod swoim adresem.

- Cieszę się. Mnie też było bardzo miło. - odparła skromnie, cicho i grzecznie przenosząc uśmiechnięte spojrzenie na swoją panią.

- Przyznam, że nigdy wcześniej tego nie robiłam. Nawet nie sądziłam, że będę miała okazję malować prawdziwe akty z prawdziwymi modelkami. To takie ekscytujące! - zaśmiała się pozwalając sobie na chwilę osobistych zwierzeń zerkając ciepło na obie goszczone u siebie kobiety.

- Ale powiedzcie tak szczerze… Podoba się wam? Może to tylko nadaje się do wyrzucenia i spalenia? Właściwie… To chyba jest nieco nieprzyzwoity… - wydawało się, że miłośniczkę sztuki na koniec jednak objęły wątpliwości co do jakości własnego, jeszcze niedokończonego dzieła.

Ver przyjrzała się raz jeszcze płótnu krzyżując ręce na klatce piersiowej i mrużąc nieco oczy. Mruczała chwilę jakby analizowała każdy najdrobniejszy element po czym otworzyła szeroko oczy kierując je w stronę autorki.

- Magnific. - podsumowała - Już doczekać się nie mogę efektu końcowego. - dodała zgodnie z przekonaniem - Uważam że to skromny początek wielkiej przygody. Nie uważam zaś by był nieprzyzwoity. - zauważyła dodając wpierw nieco otuchy koleżance o ciemnej karnacji - Moralność to często już przeżytek. Teraz ten kto nie ryzykuje szampana nie pija. Trzeba więc działać i wyłamywać się z ogólnie przyjętych schematów. - dorzuciła swoje trzy groszę starając się naprowadzić Kamilę na swoje tory - Jak dla mnie to on w sumie jest za grzeczny. - dodała - To jednak temat na kolejną rozmowę. Nie uważasz?

- Za grzeczny? - Versanie udało się zaskoczyć gospodynię. Ta jeszcze machinalnie wycierając dłonie w szmatkę spojrzała na niedokończone dzieło chyba starając się spojrzeć pod takim kątem. Ale komplementy wdowy chyba i tak podniosły ją na duchu, dodały pewności siebie i zwyczajnie sprawiły przyjemność.

- Dlaczego za grzeczny? Przecież tak bez ubrania i w takiej pozie od frontu to wszystko widać. Twarz, co prawda z profilu ale jednak. Piersi, brzuch, uda, łydki, stopy no i sam środek. Wszystko widać. A poza też taka… dość śmiała. Nie wiem czy jakaś inna modelka by się odważyła tak pozować jak Brena. - artystka próbowała argumentować dlaczego ją tak zaskoczyła uwaga jej gościa. Częściowo roznegliżowana modelka też przysłuchiwała się z zainteresowaniem tej rozmowie.

Mimo komplementów słanych pod adresem początkującej malarki Ver mimo wszystko chciała wzmóc w niej poczucie niedosytu.

- Brena jednak nie jest "jakąś" modelka zaś ty nie jesteś pierwsza lepszą artystką. - zauważyła patrząc po kolei na obie z kobiet - Jedna naga kobieta pozująca do obrazu to coś niewyobrażalnie wspaniałego. Zaś trzy czy nawet sześć stanowiłoby prawdziwy akt odwagi i wyzwolenia. - z dużym entuzjazmem a i niemal podnieceniem wyraziła swoja opinie - Wszystko jednak w swoim czasie. - uspokoiła ton spoglądając kątem oka na Brene.

- Gotowa? - zwróciła się już teraz personalnie do służki.

- Ale to chyba by było trudno znaleźć takie modelki. Zwłaszcza, że wolałabym zachować dyskrecję. Nie chciałabym aby się rozniosło, że mi jakieś nagie kobiety paradują po gabinecie. - artystka przygryzła w skupieniu wargę obserwując jak na razie jej pierwsza modelka od pierwszego aktu stopniowo się przyodziewa. Już była prawie ubrana co jednak dało trochę naturalnego czasu gospodyni aby przemyśleć tą propozycję Versany.

- I trzy na raz to już kompozycja. Dużo więcej pracy i czasu. A więcej to nawet boję się myśleć. Dwie, może trzy na raz. Tyle można zmieścić jeśli to nie ma być portet zbiorowy. Ale to chyba łatwiej by było zrobić osobne portrety. - malarka mówiła tak, że gdyby nie rozmawiały o aktach to właściwie można by to wziąć za zwykłą rozmowę o sztuce i malarstwie oraz ich tworzeniu.

- Dyskrecja. - powtórzyła słowo spoglądając na swoją już prawie ubraną pomocnicę - Naturalnie każdej z nas na tym zależy. Społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe na tak ekstrawagancje pomysły - zauważyła - My jednak możemy utorować drogę ku temu by gawiedź otworzyła w końcu oczy na prawdziwą sztukę i czyste piękno. - znów mówiłą wzniośle tak jak to sięzwyczajowo robi kiedy wspomina się o czymś ważnym dla jednostki - Zaś co do pomysłu na drugi obraz to uważam iż trzeba mierzyć wysoko i stawiać sobie coraz to cięższe zadania. Samorozwój to coś co powinno nas napędzać. Nie uważasz Kamilo?

- Ciekawa koncepcja. Pomyślę nad tym. Ale na razie postaram się skoncentrować na tym tutaj. Ale jak byście miały jakieś ciekawe pomysły na następny obraz to chętnie posłucham. Myślę, że ten w tym tygodniu powinnam skończyć. - powiedziała ciemnoskóra artystka na razie chyba chcąc uniknąć konkretnych zobowiązań. Ale samym pomysłem tworzenia kolejnych aktów wydawała się zafascynowana. W międzyczasie Brena już zdążyła się ubrać i doprowadzić do porządku tak jakby przez całą wizytę niczego z siebie nie zdejmowała.

Versana pokiwała głową iż przyjmuje do wiadomości wszystko to co powiedziała Kamila.

- Na nas już pora. - powiedziała widząc gotową do drogi uczennicę - Widzimy się więc niebawem. Niech bogowie mają cię w swojej opiece. - nie sprecyzowała jednak, których ma na myśli.
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172