Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-04-2021, 01:53   #241
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Przedpołudnie; droga do tawerny “Sierp i młot”; Versana, Brena, Malcolm

Dystans dzielący ich od tawerny w której ostatnim razem przesiadywała Dana nie był ani duży ani zbyt wymagający. Czas ten Versana postanowiła jednak poświęcić na rozmowę ze swoim woźnicą. Rozmowę na temat plotek krążących wokół Akademii, atakowanych nocą bezbronnych kobiet i polowań. Mężczyzna spędził w mieście całe swoje życie znał więc wielu ludzi. Zarówno tych wpływowych jak i niezauważalnych wtapiający się w tło niczym kameleon.

Rozmowa była nieco utrudniona jak woźnicę i pasażerki dzieliła brezentowa ściana dorożki. Więc trzeba było podnieść głos aby się słyszeć. Niemniej było to możliwe. W sprawie wydarzeń z Akademii starzec powtórzył to co już i Versana słyszała na ten temat, że żołnierze okrętowi dali dyla. Nowością była data tego wydarzenia które do tej pory gdzieś tam mętnie było umiejscowione w wydarzeniach z początków zimy.

- To było tuż przed 6-tym Vorhexen. Dzień albo dwa dni przed. Pamiętam dokładnie bo 6-ty wypadał w Festag. I mieliśmy wtedy chrzciny mojego chrześniaka. I właśnie pamiętam, że o tym rozmawialiśmy bo to było wydarzenie dnia. - pokiwał swoją siwą głową na znak, że tak właśnie to było i pomimo upływu prawie dwóch miesięcy nadal jest tego pewny. O pozostałych wydarzeniach nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Sondre to bandyta co porwał te biedne dzieci. Na szczęście większość wypuścił prawie od razu. Jedna dobra rzecz jaką zrobił ten bandyta. No a za resztę zgarną sowity okup i sprawa się skończyła. Ale wstydu narobił władzom i błękitnorkwistym jak tak w środku dnia i miasta wziął i porwał taką dużą grupę. Zaś o napadach na jakieś kobiety nie wiedział prawie nic. Słyszał jakieś plotki, że jakąś znaleźli zamarzniętą w zaułku i podobno zabita została. Ale no takie rzeczy zdarzały się co jakiś czas. No na takim świecie żyli, takie rzeczy niestety zdarzały się co jakiś czas. A trzeba było żyć dalej.

- Straszne rzeczy słyszałam w związku z tamtym wydarzeniem. - głos Versany rzeczywiście nieco drżał - Aż strach wspominać. - dodała. Na tym jednak rozmowa między nimi zakończyła się. Resztę drogi przebyli w milczeniu.

Angestag (7/8); Przedpołudnie; tawerna “Sierp i młot”; Versana, Brena

To co odróżniało “Sierp i młot” od poprzedniej tawerny to klientela i wystrój. Tutaj przeważającą większość gości stanowili pracownicy fizyczni skupiający się wokół metalurgii jak rolnictwa, które o tej porze roku nie było raczej zbyt mocno absorbującym zajęciem. Karczma jednak podobnie jak w przypadku poprzedniej była Versanie dość dobrze znana. Nie czuła się więc tu wyobcowana mimo iż na pierwszy rzut oka nie kojarzyła, żadnego z gości.

- Pochwalony. - przywitała stojącego po drugiej stronie właściciela lokalu. Mimo raczej powszechnego zwrotu Versana w żadnym wypadku nie miałą na myśli Sigmara ani jemu podobnych. Czciła Węża i Ptaka. Kochała Chaos i gardziła ładem oraz powszechnie przyjętymi regułami uważając je za przestarzałe i uwłaczające.

- Poszukuje Dany. - podjęła bezpośrednio wyrażając co ją sprowadza - Wizytuje tu dzisiaj?

- Tak, jest. - powiedział karczmarz rozglądając się po głównej izbie lokalu. - Była na śniadanie. Teraz chyba poszła do siebie. - wskazał oczami na sufit gdzie na piętrze były pokoje do wynajęcia.

- Doskonale. - uśmiechnęła się rozradowana takim obrotem spraw - Nalejesz więc trzy kufelki gorącego grzańca i wskażesz mi numer jej pokoju? - zapytała przesuwając po blacie zapłatę za trunki plus mały napiwek dla gospodarza.

- Oczywiście. - karczmarz uśmiechnął się, skinął głową, schował monety do kasy a sam zaczął nalewać zamówiony trunek. Parę chwil później Versana i Brena stały trzymając te kufle przed drzwiami o jakim wspomniał barman. Jak zapukały przez chwilę nic się nie działo po czym drzwi zgrzytnęły i otwarły się. Stanęła w nich znajoma tropicielka której widok gości chyba nieco zaskoczył.

- Pochwalony. - powiedziała cicho nie bardzo wiedząc czego się spodziewać po tej wizycie.

- Witaj. - uśmiechnęła się wręczając traperce jej kufelek - Bogowie znów krzyżują nasze drogi. Widocznie jestesmy skazane na siebie. - zaśmiała się postępując krok do przodu nie przekraczając jednak progu - Byłabyś zainteresowana dodatkowym zarobkiem złociutka. Chodzi o wypad w teren i zapolowanie na jakiegoś grubego zwierza. - w kilku krótkich słowach streściła co było celem jej wizyty.

- Wejdźcie. - powiedziała tropicielka odsuwając się od drzwi aby goście mogli wejść do środka. Potem zamknęła za nimi i wskazała na dwa krzesła przy stole.

- Ale co to za polowanie? I kiedy? - zapytała widocznie potrzebując więcej informacji na ten temat.

Versana więc weszła do środka i poczekała aż gospodyni zamknie drzwi. Następnie zajęła jedno z wolnych krzeseł, założyła nogę na nogę, popiła trunek i rzekła:

- Aubentag byłby najlepszym terminem. - zaznaczyła, który dzień tygodnia by ją interesował - Jeżeli zaś chodzi o samą formę polowania to przyznam iż moje doświadczenie w tej materii jest mierne. Myślałam o czymś dużym. - rzekła popijając ponownie napój o zapachu korzeni i owoców - Moja wiedza o lesie kończy się jednak na tym, że niedźwiedź o tej porze roku śpi a dzik raczej nie. - zrobiła głupiutką minę wzruszając ramionami.

- No to niewiele. Ale w Aubentag nie wiem czy będę mogła. Czekam na wiadomość od pani kapitan kiedy ruszamy do stolicy. Mamy jakoś po Festag ale nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. - odpowiedziała brunetka nieco rozkładając dłonie na bok na znak, że ma już pewne zobowiązania wobec de la Vegi z jakich wolałaby nie rezgynować więc ma tutaj do pewnego stopnia związane ręcę.

- A jakie to ma być polowanie? Czemu nagle chcesz na coś polować w środku zimy? - zdziwiła się nieco skąd to nagłe zainteresowanie wdowy po kupcu do tej pory przywiązanej do miasta sprawami z leśnej dziczy.

Ver nieco spochmurniała na taką wiadomość. Pozostało jej tylko liczyć iż karawana ruszy nieco później.

- Przegrałam zakład i zobowiązana jestem zorganizować obławę. - odpowiedziała zarazem na oba pytania kobiety lasu - Stąd też ubijanie schwytanego przez sidła zwierza nie wchodzi w grę. Chce też by zdobycz wprawiała w zdumienie więc miło by było aby nie był to jakiś zając. - zachichotała - …

- Las to nie sklep, że sobie bierzesz z półki co chcesz. Raczej jak łowienie ryb. Nigdy nie wiesz co się złapie i czy cokolwiek się złapie. - powiedziała tropicielka jakby zdradzała jakaś sentencję z dziczy. Zastanawiała się chwilę nad tym całym polowaniem.

- To musisz zacząć od obławy. Psy, pachołków i tak dalej. Co wypłoszą zwierzynę aby ta wyleciała tam gdzie czekają myśliwi. Albo chociaż ją osaczyli. No i dobrze by było sanie albo konie mieć aby tam dojechać. Bo w lesie to się całe kilometry robi. A przez te zaspy to ciężko. No i to zabawa na większość dnia. To jakieś ognisko zwykle się robi i coś do jedzenia wypada zabrać. - traperka mówiła jakby brała już udział w takich polowaniach i miała w tym doświadczenie jak to wygląda. Więc streściła co jej się wydało najważniejsze w tych przygotowaniach do takiego polowania.

Ver zdawałą sobię sprawę iż takie polowanie do dość złożone przedsięwzięcie. Nie wiedziała jednak, że aż tak bardzo, Liczyła jednak na pomoc w tej sprawie nie tylko ze strony Dany ale i Cichego a przy odrobinie łaski Tzeentcha może i Normy, której wszak zapowiadała już taką atrakcję nie konkretyzując jednak terminu.

- Dlatego też przychodzę do specjalistki w tej dziedzinie. - z uznaniem w głosie stwierdziła spoglądając na łowczynie - Psa a może i dwa powinno udać mi się załatwić. Tak samo paru ludzi do pomocy. Jednak twoja obecność byłaby nieoceniona. Znasz teren. Wiesz gdzie najlepiej się udać. No i masz doświadczenie. - wymieniała zalety płynące z pełnionego przez leśniczą zawodu.

- No tak, tak, ale mówię, już jestem umówiona z panią kapitan i nie wiem czy w ogóle będę w mieście. - traperka wydawała się rozumieć powód wizyty gości jednak zaznaczyła, że priorytetem dla niej jest umowa zawarta z de la Vegą a ta oznaczała podróż na południe do stolicy Nordlandu.

- I jeden czy dwa psy? To jakie to ma być to polowanie? Chyba małe. Na jednego zwierza dobrze mieć chociaż ze 3 albo 4 psy. Szczególnie jak ma być duży. Jak niedźwiedź albo odyniec. A nie wszystkie mogą być w odpowiednim miejscu i czasie dlatego zwykle jest ich więcej. Taki duży zwierz to bez problemu może rozpruć pojedynczego psa. Dlatego szczuje się je po kilka. - tłumaczyła amatorce polowań jak to bywa z tymi psami podczas polowań.

- A obława by miała sens to też sporo pachołków potrzeba by robili wrzawę. Im więcej tym lepiej. To idzie w dziesiątki. Nie bardzo jest co mówić o obławie jak chociaż nie ma dwóch dziesiątek. Wiezie ich się w odpowiednie miejsce lasu i oni idą ławą robiąc hałas i płosząc zwierzynę. I ta ucieka przed nimi. I jak wszystko dobrze pójdzie to wychodzi myśliwym na strzał. - tłumaczyła ostrożnie i nieco sceptycznie chyba zaczynając się orientować jakie wdowa ma doświadczenie w tej materii.

- Jak nigdy tego nie robiłaś to lepiej udaj się do jakiegoś myśliwego albo łowczego. Zapłacisz mu to on zorganizuje co trzeba. Tylko do Aubetag to mało czasu, zwłaszcza jak jutro dzień boży to będzie bardzo trudno to zorganizować. - dodała na koniec tonem dobrej rady chyba nie bardzo wierząc, że doświadczenie kupieckie rozmówczyni pozwoli jej samej zorganizować co trzeba.

Versana z nietęgą miną trawiła natłok informacji, który zaserwowała jej rozmówczyni. Faktem było iż wdowa w temacie zielona była niczym stepy Kislevu latem. Nie spodziewała się iż wymagać będzie to tak dużego nakładu pracy, czasu, ludzi a co za tym idzie pieniędzy. No cóż ale słowo się rzekło a Versana van Drasen słowa zawsze dotrzymywała - szczególnie gdy miała w tym swój interes.

- Rozumiem, rozumiem. - odparła niemal mechanicznie krążąc jeszcze nieco po krainie wyobraźni i domysłów - Rozumiem. Gdyby się okazało jednak iż wasza karawana rusza później? - dywagowała - Pisałabyś się wtedy na takie wydarzenie? Do kiedy w ogóle zostajesz w mieście? Do czasu aż ruszycie w stronę stolicy? - nieco zmieniła temat chcąc wypytać Danę o coś innego - Dochodzę gdyż mój znajomy poszukuje kogoś takiego jak ty. Miałabyś coś przeciwko abym go do ciebie skierowała? - mówiła miłym i serdecznym tonem uśmiechając się ponownie po wcześniejszych rozmyślaniach - To bystry facet, który potrafi się odwdzięczyć za okazaną mu pomoc. - obietnica korzyści finansowych jak i nie tylko zazwyczaj była dobrą motywacją - Nazywa się Vasilij. - pokrótce opisała jego wygląd zewnętrzny tak aby łowcza mogła go rozpoznać w razie zgody na takowe spotkanie.

- Nie wiem kiedy ruszamy. Jutro albo pojutrze kapitan ma mi przysłać odpowiedź. Jeszcze nieco zależy od pogody. Więc pewnie do tego czasu nie ruszymy. Ale mówiła, że kończy przygotowania, sanie, konie, obsadę i resztę już ma to jak mówiła prawdę to po Festag moglibyśmy ruszać każdego dnia. O ile Ulryk pozwoli. - powiedziała Dana zaznaczając, że główny głos w tej sprawie należy do organizatorki tej wyprawy. Ale i mniej więcej zgadzało się to z tym co na temat swoich planów pani van Drasen słyszała od czarnowłosej kapitan. Ostatnio potrzebowała głównie tropiciela a gdy wdowa jej takiego znalazła właściwie można było ruszać w trasę.

- Jakbyśmy jeszcze byli w mieście do Marktag chociaż mogę spróbować. Czasem mnie wielcy państwo wynajmują do takich polowań. Albo na przewodnika jak pani kapitan. No ale jak wcześniej wyjedziemy to wyjedziemy. - tropicielka właściwie nie wydawała się przeciwna aby dać się wynająć na takie polowanie no ale tylko jeśli nie będzie to kolidować z wycieczką na jaką się zapisała.

- A ten twój kolega no zależy czego chce. I to samo co z tym polowaniem czyli pewnie dopiero jak wrócimy ze stolicy. Ale jak jakieś polowanie czy coś podonego w lesie to może przyjść. Zobaczymy co by mogło z tego wyjść. - przeciwko dodatkowemu źródłu zarobku jakie mógł jej przynieść nowy znajomy też chyba nic nie miała. No ale jak wszystkie plany na nadchodzace dni było to podporządkowane zobowiązaniu wobec pani kapitan.

- Byłabyś w stanie polecić mi któregoś z myśliwych działających w mieście? - skoro tropicielka wspominała o wynajęciu jakiegoś fachowca zapewne miała na takowego namiar.

- Możesz spróbować w “Jelenich rogach”. Tam ktoś mógłby być chętny. Może Bruno Topór albo Konrad Jelonek. A jak nie to ktoś powinien być chętny. Ale mało czasu do tego Aubentag to nie zdziwię się jak będzie to trudne. - tropicielka poradziła raczej miejsce niż osobę gdzie można spróbować kogoś nająć w sprawie polowania. Ale sądząc po tonie głosu to w tak krótkim czasie nie uważała tego za proste zadanie.

- Znakomicie. - odparła wiedząc już wszystko co chciała - Na mnie więc pora. Jeżeli coś w związku z polowaniem się wyjaśni to albo przyślę do ciebie kogoś z wiadomością albo sama się pojawię a co do mojego znajomego to będzie on powoływać się na mnie naturalnie.

Angestag (7/8); Przedpołudnie; sklep myśliwski “Knieja”; Versana, Brena

Nie minęła nawet klepsydra a oni zmierzali w kolejne miejsce. Tym razem za cel obrali sobie siedzibę i sklep poleconego przez Dane myśliwego. Versana nie posiadała ani łuku ani żadnego innego oręża, które mogłoby się nadać na polowanie. Wszak nigdy na takowym nie była. Liczyła więc na kilka rad i wskazówek związanych zarówno ze sprzętem jak i samymi przygotowaniami to takiego wydarzenia.

Malcolm nie czuł się na siłach jako doradca w myśliwskich sprawach. Mógł co najwyżej zawieźć pasażerki pod wskazany adres. A Dana polecała włócznię i sidła. Sama polowała głównie za pomocą sideł właśnie. Nie miała czasu bawić się w jakieś luksusowe i ekscytujące polowania, na zorganizowanie nagonki nie miała szans więc sidła były bezpieczną i pewną opcją. Wystarczyło je rozstawić a potem obejść i sprawdzić co się złapało. Ewentualnie dobić pałką, obuszkiem czy włócznią jak coś uparcie nie chciało zdechnąć. Na broni palnej kompletnie się nie znała, do kuszy nie miała przekonania więc jak już to polecała łuk. Jak to miał być pierwszy w życiu łuk to lepiej kupić zwykły i przygotować się na jego zepsucie i wiele porażek. I bolące ramiona. W końcu to jak trzymanie wiadra wody w dwóch palcach te naciąganie cięciwy. I uzbrojona w tą wiedzę Versana wysiadła na zbity, rozchodzony, uliczny śnieg przed sklepem dla myśliwych w którym miały być między innymi łuki.

Wnętrze okazało się przyjemnie ciepłe i ogrzane. Więc było o wiele przyjemniej niż wewnątrz dorożki której buda dość symbolicznie chroniła przed zimnem. Przed tym co spadało z nieba i wiatrem owszem ale jednak zimno dość skutecznie przenikało przez brezent budy. A wewnątrz ogrzanego budynku było o wiele przyjemniej. Versana zdawała sobie sprawę, że nie może tu zabawić zbyt długo bo południe zbliżało się wielkimi krokami a jeszcze trzeba było dotrzeć za miasto tam gdzie miały się odbyć walki.

Widząc, że do środka weszły dwie klientki gospodarz podniósł wzrok i powitał je krótkim skinieniem głowy. Ale na razie nie ingerował w ich poczynania.

- Witaj. - krótko i zwięźle odparła na to milczące powitanie właściciela sklepu - Zainteresowana bym była ekwipunkiem na polowanie. Zaznaczę jednak iż jestem laikiem w tym temacie. - bezpardonowo przedstawiła co ją tutaj sprowadza - Dodam również iż wszelkiego rodzaju sidła mnie nie interesują. - dodała. Wszak co to za frajda ubijanie unieruchomionej bestii. Szczególnie dla kogoś takiego jak Froya. Chodziło o satysfakcję płynącą z dorwanie i zaciukania zwierza.

- Mhm. Sidła nie. A ma pani jakieś doświadczenie z jakąkolwiek bronią? - stary, jednooki myśliwy siedział przy kominku i skinął głową przyjmując takie wstęp do wiadomości. Ale widocznie potrzebował dodatkowych informacji o doświadczeniu klientki.

- Szabla, rapier czy floret nie są mi obce. - odparła pewnie wiedząc na co ją stać. Sądze, że i z włócznia bym sobie poradziła. Dżokejka ze mnie nie najgorsza to zaś chyba dodatkowy atut. - wspomniała o kolejnym ze swoich talentów.

- Broń do szermierki nie bardzo się nadaje do polowania. Włócznia podobna do rohatyny ale używa się jej nieco inaczej. To może łuk byłby rzeczywiście najodpowiedniejszy dla panienki. - stary mężczyzna głaskał się po finezyjnie zaplecionej brodzie jakby to pomagało mu zebrać myśli. Stęknął i podniósł się z fotela przy kominku po czym nieco kuśtykając, bez pośpiechu podszedł do jednego ze stojaków i oglądał stojące tam tyczki. W końcu wybrał jedną z nich i też nie spiesząc się położył go na ladzie. Wyglądała jak zwykła tyczka. Ale stopniowo zwężała się od centrum a samo centrum było obwiązane materiałem. Dało się więc poznać, że to łuk bez cięciwy.

- Wiesz co to jest? - zapytał sprzedawca chyba nadal nie do końca wiedząc czego się spodziewać po doświadczeniu klientki z bronią.

- Dostrzegam majdan i ramiona. - zmrużyła oczy przypatrując się prezentowanemu przez właściciela przedmiotowi - Domyślam się więc, że to łęczysko. - stwierdziła nie będąc jednak do końca pewną.

- Tak, zgadza się. - mężczyzna spokojnie skinął głową po czym zabrał eksponat z powrotem gdzie jego miejsce. Po chwili podszedł do ściany na jakiej wisiał prosty łuk, sięgnął po niego i podał klientce.

- Spróbuj go naciągnąć tak mocno jak dasz radę. - powiedział co powinna zrobić teraz. Versana złapała za majdan i wolną ręką starała się napiąć tak bardzo jak dała radę. Ale z każdym kolejnym centymetrem cięciwa mocniej wrzynała jej się w palce a napięte drewno stawiało większy opór. A na największym napięciu jakie dała radę osiągnąć ramiona jej drżały a wraz z nimi cały łuk a do tego szybko się męczyły. Dana nie żartowała, że to było jak trzymanie ciężkiego wiadra tylko na haku uczynionym z dwóch palców.

- Dobrze. Potrzebujesz wprawy ale masz na tyle krzepy by napiąć łuk. - powiedział spokojnie oceniając ten pokaz. - Do długiego łuku nie masz co próbować. Ale taki zwykły powinnaś dać radę. Oczywiście to wymaga ćwiczeń i w parę dni tego nie załapiesz. No ale jak będziesz wytrwała to w końcu powinno ci się udać. Za ten łuk to będzie 10 monet jeśli jesteś zainteresowana. I 5 za kołczan ze strzałami. Chyba, że chcesz coś jeszcze. - odparł nie tracąc swojego spokoju ducha w głosie. Wskazał brodą na jeden z kołczanów jakie wisiały na ścianie. Tak samo proste jak prosty łuk jaki klientka trzymała w dłoniach.

- Myślę, że mimo wszystko jakiegoś rodzaju pika byłaby odpowiednia na taką wyprawę. - przyznała rozglądając się po izbie - Zwierza lepiej trzymać na dystans. Z resztą komicznie by to wyglądało gdybym przystąpiła do natarcia z szablą w ręku. - zachichotała - Aaaa… - jej wzrok wciąż krążył po ścianach i usytuowanych pod nimi półkach - Broń palną również posiadasz?

- Oczywiście. - wskazał na stojak z różnorodną bronią palną. Było kilka pistoletów ale większość stanowiła broń długa. Całkowicie obca dla klientki, nie bardzo wiedziała na co właściwie patrzy.

- I tak, rohatyna byłaby jak najbardziej na miejscu. - pokazał na stojak z włóczniami jakie przy ostrzu miały jednak dwa wąsy. - Jednakże jeśli nigdy nie brałaś udziału w polowaniu ani tym bardziej sama nie polowałaś to raczej polecałbym łuk i trzymanie dystansu. I lepiej nie zsiadać z siodła albo mieć konia w pobliżu jeśli już masz konia. - powiedział z niezmąconym spokojem w głosie.

Versana pokiwała głową w zrozumieniu. Nieco martwiło ją to strzelanie z łuku. Wszak walka w dystansie nie była jej mocną stroną.

- Na ile cenisz te cacuszka? - wskazała wpierw na pikę a następnie pistolety.

- Pika po 5 a pistolet po 10. - starzec spojrzał na wskazane przedmioty i bez wahania podał ich ceny.

- Wezmę więc wszystko. - oznajmiła myśliwemu swoją decyzję - Plus proch i kulę. - dodała - Mam nadzieję jednak, że to nie żaden badziew i nie eksploduje mi w ręku w trakcie nauki. - z ukosa spojrzała na właściciela sklepu.

- Sprzęt jest pewny. W 9 wypadkach na 10 wina leży po stronie użytkownika. A jak pierwszy raz bierze taką broń do ręki to prawie zawsze jego wina. Radzę poszukać kogoś kto mógłby ci udzielić kilku lekcji. - stary myśliwy nie tracił spokoju ducha i bez skrupułów zdradził co jego zdaniem jest przyczyną większości wypadków z bronią. Pokuśtykał jednak do półki, wziął jeden z pistoletów i wyjął coś z szuflady. Potem wrócił i położył broń oraz małe woreczki które zagruchotały cicho o drewno lady.

- W tej jest proch a w tej kule. Powinno wystarczyć na jakieś 20 strzałów. - powiedział tłumacząc co jest w obu mieszkach. - Za to będzie dodatkowe 5 monet. - wyjaśnił wskazując na oba pakunki. Potem odwrócił się i sięgnął po pikę którą też położył na blacie.

- Jak na moje oko sprzęt wygląda pierwszorzędnie. - z uznaniem w głosie pochwaliła towar, który oferował jej starszy od niej mężczyzna - Ciekawe czy na równie wysokim poziomie prezentują się twoje umiejętności? - nieco zadziornie podjęła kolejny temat - Nie zardzewiałeś jeszcze? Zajmujesz się może organizacją takich polowań? - postanowiłą skorzystać z rad jakie chwilę wcześniej udzieliła jej Dana.

- Z tą nogą? - pytająco spojrzał w dół gdzie klepnął się po nodze która jak chodził rzeczywiście niedomagała. - Nie, już to nie dla mnie. Zostawiam to takim młodym i odważnym jak pani. - wskazał na klientkę z lekkim uśmiechem za stary i zbyt doświadczonym będąc by dać się podpuścić na taką płytką wodę. - Teraz prowadzę ten sklep. Skupuję skóry i inne takie. Mój brat je wypycha i przerabia na takie cacka. - wskazał na stojącego niedźwiedzia z wyprostowanymi do ataku łapami jaki stał przy jednej ze ścian ze dwa kroki od pleców Versany. Widać było, że wypchany. Ale jednak wielkość i poza robiła wrażenie.

- Z wielu rzeczy ponoć się nie wyrasta. - zachichotałą - Ale rozumiem. Zostawiasz co nieco zwierzyny takim nieopierzonym ptaszynom jak ja. - zachichotała - Czy byłbyś więc w stanie podać mi namiary na jakiegoś solidnego kolegę po fachu, który byłby w stanie zorganizować mi takową eskapadę? - spytać było warto. Mężczyzna siedział w interesie od lat więc zapewne znał wszystkich aktywnych zawodowo jak i emerytowanych myśliwych.

- Tak, chyba tak. Możesz spróbować w “Jelenich rogach”. To popularna przystań dla ludzi lasu. Może jeszcze Lukas Hoffman. Łowczy hrabiego von Kutzmana. Ale odkąd hrabia umarł to zdarza mu się organizować polowania dla innych państwa. Możesz go poszukać w rezydencji Kutzmanów, mogą mieć jakiś namiar do niego a on sam bywa w “Kwarcie” przy Placu Targowym. - odpowiedział nie tracąc spokoju ducha w głosie i twarzy.

- Doskonale. - uśmiechnęła się gdy kuśtykający staruszek podał jej namiary na ludzi, którzy byliby w stanie podjąć się takiego przedsięwzięcia - Na mnie więc już chyba pora. - dodała zbierając się do wyjścia - Musimy tylko się rozliczyć. To ile to będzie? - zapytała spoglądając na cały przygotowany dlań arsenał. Pięć plus pięć i trzy w pamięci, minus dziesięć. - nieco komicznie sumowała wszystkie podane wcześniej kwoty - Trzydzieści monet wliczając w to zniżkę dla amatorów. - zaproponowała nieco inną cenę.

- Dobra, niech będzie. - stary myśliwy zastanawiał się chwile patrząc na ten cały majdan na jaki zdecydowała się klientka i pewnie obliczał ile to ma być i czy warto się targować. Chyba uznał, że nie bardzo bo zgodził się na tą cenę z prawie 20% rabatem.

- Interesy z tobą to sama przyjemność. - odparła wypłacając odliczoną sumę. Po czym z pomocą Breny zebrała zakupione przedmioty i wróciły do dorożki.

Ta na szczęście stała pod samym wejściem. Nie musiały więc zbytnio się przemęczać. Wsiadły szybko do środka by nie marznąć.

- Malcomie. Poprosimy raz jeszcze do “Pełnych żagli”. - zwróciła się do staruszka siedzącego już na koźle - Czekają tam na nas dwie urocze panienki. - dodała trzaskając drzwiami.

Panienki były rzeczywiście urocze jednakże prośba z jaką do nich przyjechała czarnowłosa wdowa zaskoczyła je kompletnie. Właściwie to rudowłosą bo z powodu bariery językowej z Ajnur komunikacja była mocno utrudniona ale chyba zdała się na bardziej lokalną koleżankę. Benona zaś miała poważne wątpliwości. W końcu przed odjazdem pani kapitan nawet się nie zająknęła o jakichś wycieczkach z Versaną, tym bardziej za miasto i rudowłosa uznała, że mają tu na nią czekać aż ta wróci. Zamiast niej zjawiła sie wdowa po kupcu i chciała je gdzieś zabrać. Beno nie miała do tego przekonania ale ostatecznie dała się namówić młodej wdowie.

---

Versana: - 3 PZ ("Sierp i młot"), - 30 PZ ("Knieja")
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 16-04-2021 o 20:17.
Pieczar jest offline  
Stary 16-04-2021, 18:14   #242
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
późny ranek; karczma “Dwa warkocze”; Egon i Vrisika


- Czołem. - przywitała się gdy przeszła przez izbę i dosiadła się po drugiej stronie stołu. Ciekawie zajrzała na talerz i butelkę po czym bez pytania poczęstowała się z kubka.

- Ano, witaj, witaj - rzekł Egon, który był już nieco myślami na arenie.

- Popytałam trochę o tą Steinhorn. - powiedziała w ramach przywitania. - Nie żyje. Pogrzeb był jakoś na początku miesiąca. Była barmanką w “Pełnym kuflu”. Ktoś ją załatwił w nocy jak wracała po robocie. Znaleźli ją rano. Zimny trup. - streściła czego jej się udało dowiedzieć o nieboszczce o jakiej wczoraj wspomniał morryta.

- Ale dowiedziałam się o jeszcze jednej. Tym razem jedna z panienek i to przeżyła. Znaleźli ją w ostatniej chwili i zawlekli do jakiegoś łapiducha. Udało się ją odratować. Wiem dla kogo pracuje, możemy się przejść jak ci zależy. - powiedziała zadowolonym z siebie głosem. Przyznała, że co prawda nie ma pojęcia czy to chodziło o tego samego napastnika co dorwał nieszczęsną Katję przedwczoraj no i to jakoś w połowie miesiąca było. Ale wystarczyło się przejść aby to sprawdzić.

- Dobra robota - Egon pokiwał głową w szczerym podziwie, że w tak krótkim czasie udało się jej znaleźć tak dużo. - Wolę gadać z żywymi niż próbować rozewrzeć usta trupa, więc raczej lepiej będzie, jak się przejdziemy do niej. To co, idziemy?

Podejście do żywej dziewczyny - wyglądało na to, że wampir w istocie wolał mordować kobiety - było najłatwiejszym zadaniem, bowiem pytanie się o Steinhorn miało się raczej okazać ciężką pracą.

- No możemy. - zgodziła się koleżanka kiwając głową na znak zgody. Poczęstowała się z kubka gladiatora i wstała od stołu gotowa do wyjścia. Na zewnątrz było mroźno. Mróz szczypał w policzki i wysuszał nozdrza. Ale chociaż było pochmurno to nic nie wiało ani nie padało.

- Ona nazywa się Rabi. Nie wiem gdzie mieszka będziemy musieli zapytać jej opiekuna. - wyjaśniła po drodze miejsca cwaniara tłumacząc gdzie idą i po co. Tak dotarli do jednej z licznych, miejskich kamienic, następnie zapukali do mieszkania na pierwszym piętrze. Po chwili ciszy otworzył im jakiś czarnowłosy brodacz. Wciąż był w podomce i chyba niedawno wstał sądząc po nieco zaspanym spojrzeniu.

- Tak? - zapytał nie rozpoznając gości a i Egon jakoś w ogóle go nie kojarzył. Za to dostrzegł jak Virsika spojrzała na niego wyczekująco licząc pewnie, że przejmie dyskusję. Pokiwała też głową widocznie potwierdzając, że to jest ten Schwartz, opiekun tej dziewczyny o jakiej mowa.

- Witajcie, panie - rzekł Egon, postanawiając przejść od razu do sedna sprawy. - Chcielibyśmy się widzieć z Rabi, jeśli rzecz nie sprawi kłopotu. Nie na długo, pewnie na jakie parę pacierzy, nie więcej.

Egon nie chciał od razu rozgadać się co do powodu, dlaczego odwiedzają dziewczynę, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi.

- Gdzie możemy ją znaleźć?

- Odwiedzić? O tej porze? Ona pewnie jeszcze śpi po nocce. Lepiej wieczorem. To będzie gotowa na gości. - Schwartz spojrzał na Egona nieco zdziwiony jego pytaniem. Ale raczej porą z jakiej chciał korzystać z usług dziewczyny niż samo to, że chciał z nich skorzystać.

- Macie to pewne, panie, że śpi? My tylko na chwilę wpadniemy. Można sprawdzić? - Egon naparł mimo wszystko, nie chcąc do końca zrezygnować z ich przyjścia tutaj.

- Nie trzymam jej pod łóżkiem jeśli o to pytasz. Ona mieszka u siebie. Ale o tej porze pewnie wszystkie jeszcze śpią. Marudne mogą być z rana i bez przypudrowanych nosków. Ale na wieczór będą chętne i gotowe. No może w południe. Ale nocą to one pracują to o tej porze pewnie śpią jeszcze. - opiekun dziewczynek mówił jak ktoś kto bardzo dobrze zna zwyczaje swoich dziewcząt i chyba zdawał sobie sprawę, że o tej porze to spotkanie z klientem może nie być zbyt wysokich lotów dla obu stron. Więc próbował namówić na przełożenie spotkania na późniejszą porę jak już dziewczęta się wyśpią, przygotują i będą gotowe przyjąć klienta.

- Hm, niech będzie - rzekł Egon, przyjmując pozę, której oczekiwał od niego sutener. - Przyjdziemy nieco później… Rzeknijcie no, panie, dokąd właściwie przyjść? Tutaj, czy pod jej adres? Jak tak, to gdzie dokładnie? Będziemy o południu.

Dostawszy informacje od burdel-ojczulka, zwrócił się do Vrisiki:

- Nie gadałaś, że to kurtyzana - mruknął. - W takim wypadku najłatwiej będzie faktycznie przyjść później. Przejdźmy się w takim razie do “Pełnego Kufla”. Była tam barmanką, więc będą ją pamiętać.

- W południe? No to możecie przyjść do “Długiej łodzi”. Już tam powinna być. Za wcześnie na zwyczajową porę no ale jak wam tak na niej zależy to powiem jej aby przyszła wcześniej. To dobra dziewczyna, na pewno będziecie z niej zadowoleni. - powiedział na zachętę podając adres pod jakim mogli w południe szukać dziewczyny o jakiej rozmawiali. Widocznie był święcie przekonany, że są kolejnymi klientami co szukają rozrywki z tą właśnie panną.

- Tak słuchasz. Mówiłam ci, że to dziewczynka i idziemy do jej opiekuna. Czego się spodziewałeś? - Vrisika pokręciła głową słysząc ten zarzut i widocznie nie bardzo się poczuwała do niego.

A potem poszli przez miasto kolejnymi ulicami zawalonymi śniegiem. Bez przeszkód dotarli do karczmy w jakiej pracowała Valerya. Karczma przywitała ich swojskim gwarem głosów i ciepłym wnętrzem. Przyjemna odmiana po tym morzie jaki panował na zewnątrz. Kilka głów odwróciło się w stronę dwójki wchodzących jak to zawsze bywało gdy ktoś nowy wchodził do środka po czym straciło nimi zainteresowanie. Wyglądała na czystą i dobrze utrzymaną więc raczej nie była to jakaś podejrzana speluna dla zabijaków i typów spod ciemnej gwiazdy. Ale też pewnie i szlachta raczej tu się nie pokazywała zbyt często.

Karczma wyglądała na… Normalną. Niczym nie wyróżniała się od innej. Egon nie był do końca pewien, czego się spodziewać, ale raczej wiało tutaj nudą, a przynajmniej dla Egona, który przyzwyczajony był do mordowni, gdzie ludzie na dzień dobry obrzucali złowrogimi spojrzeniami.

Zamówił kufel piwa i przez pewien czas siedział przy szynku, rozglądając się. Zabójca zapewne nie miał się pojawić, ale Egon wolał się dobrze przyjrzeć temu miejscu.

- Ano, karczmarzu, dolejcie mi nieco z antałka - Egon rzucił żeliwem, a kiedy karczmarz przybliżył się, żeby nalać zapytał:

- Rzeknijcie no, panie, ongiś tutaj pracowała taka karczmareczka, młoda taka. Nazywała się Valeriya Steinhorn. Możecie rzec, co się z nią stało? Odeszła? Nie pracuje?

Egon nie zamierzał od razu zdradzać, kim jest ani po co przyszedł. Rozpoczęcie rozmowy od podróżnika szukającego plotek miało najwięcej sensu.

- Ano pracowała. Ale już nie pracuje. Niech Morr ma ją w swojej opiece. Nie żyje już biedaczka. - pokręcił głową karczmarz i gdy wspomniał o patronie umarłych przeżegnał się jego znakiem. Mówił o tym z żalem ale monety położone na blacie zgarnął z widoczną wprawą. Wziął nowy kufel i zaczął nalewać ze wskazanego antałka.

- Nie żyje? - udał zdziwienie Egon. - Jak to: nie żyje? Taka młoda? Przecież tak młodych Morr w swoje szeregi nie bierze. Rzeknijcie no, panie, co się stało? I gdzie się to stało? Byliście przy tym? Widział to kto?

- A złe ją dopadło jak wracała sama do domu po robocie. Straszne. Taka młoda dziewczyna… Nawet nie tak daleko, parę ulic stąd jeszcze trochę i by doszła do domu. Straszna sprawa. - karczmarz pokręcił z żalem głową na taki tragiczny los swojej pracownicy. Machnął ręką pokazując na jedną ze ścian jakby ta śmierć miała miejsce zaraz za nią ale pewnie to był tylko pomocniczy gest dla lepszego oddania słów.

- Złe, czyli co? - zapytał Egon, próbując udawać oburzony ton. - Mordercę złapano? Rzeknijcie no, panie, gdzie dokładnie to było? I kiedy? W nocy? Widział to kto może albo słyszał?

- Ano nie wiada co. Po prostu ją znaleźli rano jak już było po wszystkim. Późno wracała bo my koło północy zamykamy a jeszcze potem ogarnąć majdan trzeba i pozamykać wszystko. To też trochę trwa. Więc późno w nocy wracała. Wszyscy tak późno wracamy. A rano się okazało, że już jej nie ma. Na Beczkowej ją znaleźli. Jeszcze dwie ulice i byłaby w domu. - barman znów pokiwał głową żaląc się na ten bezwzględny los co zgasił tak młode życie.

- Straż coś robiła w tym względzie? Szukał ktoś czego, przyjaciele? - rzekł Egon. - Przecież jasne to, że jak dziewczyne zabija licho na środku ulicy miejskiej, to interesował się ktoś tym? - Egon drążył. - Przecie jak ludzi mordują, to krzyk jest, nie słyszał nikt niczego?

Karczmarz pewnie nie wiedział wiele więcej, niż cała reszta, ale opłacało się go przepytać.

Wysłuchawszy odpowiedzi, zwrócił się do Vrisiki Trebiezny:

- Przejdźmy się na tamtą ulicę, jak tylko tutaj skończę.

- Chodzili, pytali, szukali ale nie słyszałem by znaleźli. - karczmarz pokręcił głową na znak, że nie sądzi aby schwytano tego co zabił Valeryę.

- A jeśli można zapytać, wiadomo, kto to był? - zapytał Egon, nachylając się, po czym dodał ciszej tonem, który, jak miał nadzieję, zdradzał przejęcie: - Panie, powiem wam prawdę. Byliśmy przyjaciółmi Val i szukamy mordercy. Rzeknijcie mi, kto tego szukał? Byli to ludzie ze straży, ktoś, kogo znacie? Przecież śmierć młodej dziewczyny nie może ujść bez pomsty. Kto tego szukał i na czym to stanęło?

- Jakoś nie widziałem cię tu wcześniej. A trochę trudno cię przegapić. - karczmarz zawahał się i obrzucił gladiatora sceptycznym spojrzeniem. Zastanawiał się przez chwilę co powienien zrobić albo powiedzieć. W końcu jednak wzruszył swoimi sporymi barami.

- Ale to żadna tajemnica. Straż chodziła i pytała jak wy teraz. Jakiś jeden co go nie znam, chyba ktoś z jej rodziny. Bo siostra przyszła zabrać jej rzeczy ale nie dała rady zabrać wszystkiego to on przyszedł. Też biadolił i pytał tak jak i wy. - karczmarz w końcu powiedział jak to było nawet jeśli umięśniony rozmówca chyba go nie całkiem przekonał co do swoich intencji.

- Hm - rzekł Egon, zmitygowawszy się, widząc, że jego blef słabo przeszedł. - Jak się nazywał ten jej brat… Albo ojciec?

- Ojciec to chyba Gregor. Nie spotkałem go nigdy. Siostra przyszła po jej rzeczy, ona Sofia się nazywa. A ten młody to nawet nie pytałem. Przyszedł o tej porze co Sofia mówiła, zapytał o te jej rzeczy do zabrania to mu je wydałem. No i zabrał je i poszedł. Więcej go nie widziałem. - odparł karczmarz całkiem prostolinijnie i spokojnym tonem.

- Dzięki ci, karczmarzu - Egon ukłonił się. - Wiadomo, skąd są? Pogadalibyśmy z nimi.

Egon zwrócił się do Vrisiki:

- To przejdźmy się na tę ulicę, zobaczymy, gdzie zginęła - rzekł. - Później trzeba będzie wyłapać, skąd jest ta jej rodzina.

- Tutejsi. Mieszkają na Klarownej. - powiedział oberżysta i przeprosił bo następny klient podszedł do szynkwasu. Wkrótce więc Egon w towarzystwie drobniejszej sylwetki wyszedł na zewnątrz. Przeszli parę ulic pod ponurym, niebem i skrzypiącym śniegiem pod butami aż doszli do Beczkowej. W świetle dnia niewiele różniła się od tych ulic jakie mijali do tej pory. Ot, przecznica długa na kilka kamienic pomiędzy dwoma innymi ulicami. Tak samo na poboczach leżały hałdy odwalonego śniegu a centrum było mniej więcej przejezdne i tym duktem poruszały się wozy i piesi.

Egon rozejrzał się nieco, szczególnie zwracając uwagę na potencjalne ścieżki, którymi mógł przejść zabójca. Być może była tutaj kratka ściekowa, a sam wampir to był morderca, który wychodził z kanałów? Ostatecznie, ślady krwi, które ostatnio widział na dole mogły wskazywać na coś. Rozejrzał się także za ulicznymi kramarzami i żebrakami, którzy wyglądali na tutejszych, a także spytał paru miejscowych, gdzie było to osławione morderstwo, sądząc, że mord na młodej dziewczynie miał być zapamiętany przez jeszcze jakiś czas.

Osobiste oględziny nie bardzo coś pomogły. W końcu przez prawie miesiąc jaki minął od tamtych krwawych wydarzeń wielokrotnie padał śnieg, był zamiatany, odgarniany, znów padał albo zamieć przewiewała dokumentnie całe miasto. Zwłaszcza, że nie mieli z początku nawet miejsca tego morderstwa tylko całą ulicę. Niezbyt długą do przejścia ale co innego do sprawdzania. Jeśli były tu jakieś włazy do kanałów to były skutecznie przywalone śniegiem. Czy tak było też miesiąc temu pewności nie było ale było to całkiem prawdopodobne. W końcu wówczas też był środek zimy jak i teraz to i śniegu było pełno.

Nieco bardziej pomogło zasięgnięcia języka u tubylców. Jeden ze sklepikarzy bez ogródek wskazał im miejsce gdzie znaleziono wówczas tą biedną dziewczynę. Pokazał palcem dość dokładnie ze dwa budynki dalej po drugiej stronie ulicy. Ale nawet jak tam Egon z Virsiką poszli to znaleźli tylko różne rodzaje śniegu. Brudnego i zdeptanego, odgarniętego na hałdy leżące na poboczu ale obecnie nic nie wskazywało, że kogoś tu mordowano. Równie dobrze to mogło być kawałek czy kawał dalej albo i całkiem gdzie indziej. Po tak długim czasie nie było to jednak dziwne.

Jak zapytali paru tubylców z okolicznych sklepów to co mówili dość dobrze zazębiało się ze sobą. Zaraz po nowym roku, rano, jak jeszcze było ciemno znaleziono zakrwawione ciało młodej dziewczyny. Zabita i zimy trup. Potem straż miejska przyjechała, obejrzała i zabrała ciało. I właściwie sprawa się na tym skończyła.

Egon, skończywszy oględziny ulicy, nie dziwił się niczemu - ostatecznie, miesiąc to całkiem spory kawał czasu, do kiedy można było zatrzeć wszystkie ślady, czy to umyślnie, czy też nie.

- Przejdźmy się do Klarownej, znajdźmy tą ich rodzinę. Powiemy, że jesteśmy dawnymi znajomymi z jej roboty i dopiero się dowiedzieliśmy o jej śmierci. Pogadamy, powęszymy, czemu nie? Chodźmy.

Z odnalezieniem samej Klarownej nie mieli większych kłopotów. Nieco więcej czasu i pytania zajęło im gdzie mieszkają Steinhornowie. Ale nie było zdziwienia gdy okazało się, że to kolejna rodzina w tym mieście co mieszka w kolejnej kamienicy. Na drugim piętrze znaleźli właściwe i porządnie utrzymane drzwi zwiastujące dobrych gospodarzy.

- Kto tam? - usłyszeli z wnętrza jakiś dziewczęcy głos jaki raczej nie mógł należeć do dorosłej osoby.

- Chcielibyśmy porozmawiać o Val - rzekł Egon. - Ponoć kiedyś tutaj mieszkała… - rzekł Egon, który nie chciał od razu zaczynać z grubej rury i pytać o jej śmierć.

- Rodziców nie ma w domu. - odparł ten sam dziewczęcy głos po chwili milczenia. W głosie wydawało się słyszeć wahanie.

- A kiedy będą? - zapytał Egon. - Właściwie to nie musisz wychodzić, chcę po po prostu pogadać o Val, czy jesteś tutaj, czy na zewnątrz nie ma znaczenia. Słyszałem, że nie żyje. Czy to prawda? Kto to zrobił? Byliśmy jej przyjaciółmi.

- Będą jak wrócą z pracy. - odkrzyknęła przez drzwi dziewczynka. I znów nastała chwila ciszy gdzie nie było wiadomo co tam się za drzwiami dzieje. Vrisika spojrzała pytająco na Egona i na resztę klatki schodowej. Ale na razie była cisza i spokój.

- Val nie żyje. Ktoś ją zabił. Teraz jest już w lepszym świecie. - po chwili zwłoki doszedł ich ten sam głos ale dało się wyczuć niechęć do rozmowy o przykrym dla niej temacie.

- Jasne, że jest w lepszym świecie - rzekł Egon. - Ale ten, co ją zabił, nadal zabija i nikt mu nic nie zrobił. Szukamy go i słyszeliśmy, że czegoś szukaliście. Pytamy, bo chcemy go znaleźć… I dokonać sprawiedliwości.

Oczywiście, poczucie sprawiedliwości Egona było raczej chwiejne i sytuacyjne, ale wolał gadać takim tonem niż powiedzieć wprost, że ktokolwiek zabił Val, prawdopodobnie mógł zacukać także jego znajomych, także Vrisikę.

- Słyszałem, że ktoś go szukał od was. Znaleźliście coś? Wiesz, kto to mógł być albo skąd przyjść?

- Albo… Kiedy rodzice będą?

- Rodzice będą jak wrócą z pracy. O zmroku. - dziewczynka odpowiedziała na ostatnie pytanie z ulgą. Na inne albo nie chciała albo nie wiedziała co powiedzieć. To na końcu dało się wyczuć ulgę jakby to rodzice mieli przejąć z jej barków ten ciężar trudnej rozmowy.

- Niech będzie - skinął głową Egon.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 16-04-2021, 22:01   #243
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie; apteka Osterbergera; Vasilij

Vasilij wszedł do apteki w towarzystwie Thorga i “Krótkiego” pozostała część ochrony jaka zabierał na arenę pozostała na zewnątrz. W takiej odległości by nie zakłócać pracy apteki.

Część dla klientów była niezbyt wielka i raczej nie było zbyt wiele do zwiedzania. Trochę zasuszonych roślin na oknie wystawy, jakieś tajemnicze kości albo rogi. Tego typu rekwizyty jakimi zwykle ozdabiano takie miejsca. Większość regałów ciągnęła się wzdłuż ściany za kontuarem. I tam widać było różne pudła, kufry, słoiki, gliniane dzbanki i zioła zwisające z haków. Ten specyficzny, ziołowy zapach unosił się zresztą w całej aptece. A za kontuarem stał jakiś chuderlawy jegomość w okularach zerkając na tych których oznajmił dzwonek zaczepiony nad drzwiami. Ale milczał i czekał aż klienci się odezwą pierwsi.

- Słyszałem, że mogę dostać u pana prócz standardowego asortymentu... substancje powiedziałbym rozrywkowe. - Vasilij zaczął podpytywać o ofertę.

- Tak? No patrz panie jakie to ludzie rzeczy wygadują. - okularnik pokręcił głową zdegustowany takimi plotkami. - A można wiedzieć któż to tak rozpowiada? - zapytał patrząc pytająco na klienta.

- Zapewne ich dobrze znasz nazwa się ich powszechnie “Czarni” - Vasilij jednym ruchem chciał wyjaśnić sprawę aptekarzowi ale i sprawdzić czy płaci należyte “podatki”.

Trudno mu było odszyfrować reakcję sprzedawcy. Bo chudzielec w okularach powoli uniósł i opuścił głowę. Nie wiadomo czy była to zgoda, potwierdzenie, czy może po prostu nazwa nic mu nie mówiła i czekał na jakieś dalsze wyjaśnienia.

- A jakie właściwie specyfiki się panom rozchodzi? - zapytał w końcu po tej chwili przerwy w dyskusji gdy trawił słowa klienta.

- Substancje wywołujące euforię, lepsze doznania w łóżku, pobudzacze jednym słowem wszystko co może się spodobać ludziom podczas dobrej zabawy. - Vasilij mniej więcej tego spodziewał się po Ver. - Miłe halucynacje pewnie też by były w cenie.

- Mhm. Takie coś. No tak, tak, myślę, że moglibyśmy mieć coś takiego. Mam herbatki i maść na zwiększenie potencji, coś na pobudzenie też by się znalazło a takie wizje no to nie jest zbyt popularne, raczej jako skutek uboczny innych specyfików chociaż no coś byśmy chyba mieli. A ile tego pan potrzebuje i na kiedy? - aptekarz poprawił palcem okulary na swoim haczykowatym nosie i mówił o swoim asortymencie jak każdy sprzedawca ze swoim klientem.

- Potrzebuje próbek substancje mają być głównie dla kobiet najlepiej od ręki choćby te próbki oczywiście zapłacę. Doznania łóżkowe to jedna rzecz głównie zależy mi żeby uruchamiała się euforia i dobre samopoczucie. Halunki możemy faktycznie odpuścić. Jak próbki by się sprawdziły ustalę z panem cennik i ilości. Celuje w hurt i stałą współpracę. - ujawnił kolejny kawałek swoich zamiarów.

- Próbki? - aptekarz podniósł brew jakby sprawdzał czy dobrze usłyszał albo zrozumiał. Pogładził blat lady nim się odezwał ponownie. - To może być pewien kłopot. Nie wiem czy zdaje pan sobie sprawę ale raczej nie trzymamy gotowych produktów. Robimy je na zamówienie. Są zbyt nietrwałe by trzymać je na nie wiadomo jak długo. A jak się je przygotuje pod klienta no to wtedy są w sam raz i ta kwestia odpada. Jednak to zajmuje czas. Jak coś prostego to zwykle na drugi dzień jest gotowe. Jak coś bardziej skomplikowanego to nawet parę dni. No chyba, że nie mamy na stanie potrzebnych składników wówczas no to jest grubsza sprawa. Podobnie jak z czymś większych ilościach. To wymaga przygotowań no i nie wiem o jakich ilościach mowa. - odparł spokojnie patrząc na rozmówce przez swoje okulary. Vasilij nie był ani medykiem, ani znachorem ale zdawał sobie sprawę, że w wielu sklepach i zakładach działało to na podobnej zasadzie. Piekarz mógł upiec coś specjalnego na indywidualne zamówienie a krawiec uszyć coś gotowego. Ot krawiec raczej nie miał kłopotu jeśli ubranie powisiało dzień albo kilka dłużej czy krócej. Z czymś do konsumpcji to już nie było tak wszystko jedno.

- Od ręki mogę panu zaproponować takie coś. - powiedział podchodząc do jednego z regałów i wyjmując z szuflady jakąś, niewielką, sakiewką. Wrócił z nią do rozmówcy i postawił na ladzie. Nie brzeknęła więc w środku nie mogły być monety ani nic takiego. Wydawało się też raczej lekkie.

- To takie zioła do parzenia. Wystarczy wsypać na sitko i zalać wrzątkiem. Potem fusy można wyrzucić. I pić jak każdy inny napar. Ożywia ciało i umysł na jakiś czas. Niezależnie od płci. Ale subtelnie. Więc raczej nie ma co oczekiwać jakichś większych sensacji po wypiciu. Lepiej nie pić więcej niż dwie, może trzy kubki na wieczór bo mogą być kłopoty ze snem i inne przykrości. - powiedział tłumacząc co jest w zawartości tej sakiewki.

- Dam to do spróbowania to będzie nasz punkt odniesienia na przyszłość. Masz coś jeszcze od ręki? I czy gdyby okazała się taka potrzeba dysponujemy czymś mocniejszym niż te zioła? - choć oczywistym dla Vasilija było, że dla każdego co innego oznaczało słowo subtelnie.

- Nie bardzo panie. Reszta to półprodukty. Trzeba je samemu pokroić, ucierać, zalewać to już trzeba nieco wiedzy i doświadczenia w korzystaniu z takich środków. Możemy zrobić gotowe rzeczy no ale jak mówiłem to wymaga czasu. A te zioła są najprostsze bo wystarczy zalać, wyrzucić fusy i gotowe. - wskazał na postawiony na ladzie mieszek z miekką i lekka zawartością.

- Rozumiem. Zapisz mi proszę na pergaminie co możemy dostać w jakich cenach, ilościach i czasie. No i ile za cztery podwójne porcje powiedziałbym próbki jakości - wskazał na zioła.

- Za jedną taką porcję to będzie 5 monet. - odparł okularnik wskazując wzrokiem na woreczek jaki położył na blacie. Pozwolił aby klient sam sobie wycenił na ile go stać. - A zrobienie takiej listy trochę potrwa. - uprzedził zerkając na stojącego po drugiej stronie lady bruneta.
- Wezmę jedną porcję na próbę - po listę podeśle wskazał na “Krótkiego” głową - kolegę - powiedział z uśmiechem. Może być jutro? - zapytał aptekarza.
 
Icarius jest offline  
Stary 16-04-2021, 22:04   #244
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Południe; pustkowie; Vasilij rozmowa z “Miłkiem” w drodze na arenę.

Vasilij poprosił do siebie “Miłka” a chłopaków z obstawy którzy dość licznie dziś mu towarzyszyli odesłał poza zasięg słuchu jednym dość niedbałym gestem ręki.

- Mam dla ciebie pewne zadanie. Przejdę od razu do rzeczy mam kobietę która ma psa. W zasadzie to nie bies a istna bestia. Robię z tą osobą interesy i potrzebuje żebyś zajął się razem z nią treningiem tego “Bydlaka” bo tak zresztą się nazywa. Pies wcześniej walczył na arenie i był własnością samego “Czarnego” - spojrzał na zaskoczoną twarz zbója. - Tak tego “Czarnego” - uśmiechnął się dwuznacznie. - Moja klientka go odkupiła jak pies walczył w walce dwóch na jednego. Zmasakrowali go tam nie licho, miał zdechnąć i w takim oto niepewnym stanie sprzedał go “Czarny”. Liczył, że sprzedaje truchło. Kobieta psa wyleczyła, chce dalej go wystawiać i zarabiać. Tylko potrzebuje pomocy, żeby go trochę ułożyć. Nie chce mieć bestii którą tylko wyrzuca i zgarnia do klatki po walce. Z góry zaznaczę, dwie rzeczy. Pies to mutant, a my nie możemy być gorsi od “Czarnego” i przestraszyć się wyzwania. - Vasilij postarał się Miłka podejść jak każdego zbója. Może był szefem ale trening mutanta to zadanie nietypowe. Zagrał więc na ambicji, nie mogą się przestraszyć psa który był własnością konkurencji. Trzeba pokazać w takiej sytuacji pokazać jaja.

Mecha 48

Vasilij; przekonywanie Miłka do treningu odmieńca; (OGŁ vs SW); 40+10+10+10-10-20=40 ; 35-25=10; 50+40-10=80; rzut: 86; 80-86=-6 > remis = bez efektu



- Odmieniec? Oj szefie… Z tego to będą tylko kłopoty… Ja psy to bardzo chętnie i lubię i w ogóle… Ale jak z takim naznaczonym to nic dobrego z tego nie będzie. Albo zarazę jaką ma, albo ucieknie, albo pogryzie czy zagryzie… A jak kto go zobaczy to zaraz larum, straż i tak dalej… Szkoda zachodu szefie, tylko kłopoty z tego będą… - wydawało się, że na samo trenowanie i opiekę nad jakimś psem to Miłek był całkiem chętny i przeszkód nie widział. Ale jednak co innego z jakimiś wszetecznymi odmieńcami. Przeca wszyscy wiedzieli bo kapłani tak mówili, że zło się zaczyna w duszy i sercu. A te spaczenie ciała jest tylko odzwierciedleniem choroby duszy i serca. Więc nie było co ich żałować a najlepiej było oddać ich oczyszczającej mocy płomieni by ocalić ich duszę jeśli nie było za późno a zniszczyć splugawione ciało. Ino u zwierząt odpadał ten aspekt z dusza bo te ich miały nie mieć. Nie było więc nad czym deliberować. Więc Miłek wolał się nie kręcić przy tak kłopotliwej sprawie.

- Zdaje sobie sprawę z komplikacji. Tylko widzisz ja się wstępnie zgodziłem, nie możemy być gorsi od “Czarnych” nic nie szkodzi jednak żebyś był ostrożny i wiesz wydał jakieś zalecenia. Na przykład ty możesz mówić co i jak ale nie dotykać psa. Kobitka tylko dotyka psa więc jak ma złapać jakieś gówno to ona. Miejscówkę to ona jakąś załatwi, pies zwieje jej problem. Pogryzie to pewnie ją, złapie trypla to ona na własne życzenie. Zakładam, że biegasz szybciej od jakiejś baby więc straż ci raczej nie grozi. Zróbmy to ostrożnie z szacunkiem ale i tak by umyć ręce jak coś zesra. O czym możemy ją delikatnie i z taktem poinformować. Nie chciałbym bym byśmy wyszli na cipki co się boją zmutowanego psa, a “Czarni” na twardzieli co nim się popisują i na nim zarabiają. Zróbmy to ostrożniej, mądrzej ale zróbmy chociaż nie zamierzam cię zmuszać to nie mój styl. Powiesz nie wycofam się z tego. Przemyśl to jednak teraz może uda się to zrobić tylko ostrożniej. - Vasilij wiedział, że w tak delikatnej sprawie jak praca z mutantem nie najlepszym pomysłem jest wydać rozkaz. Nawet Zbójowi nawet w bandzie o wysokiej dyscyplinie i surowych karach. Zawsze była linia której nie można przekroczyć. Teraz Vasilij ją widział i starał się przekonał “Miłka” siłą argumentów zamiast argumentem siły. Był gotów odpuścić sprawę gdyby podwładny jednak dalej oponował.

Treser psów w milczeniu trawił słowa szefa nie odzywając się przez dobry kawałek drogi. Zbliżali się do bramy a i silny wiatr miotał luźnym śniegiem jaki zalegał od wczoraj i sypał nim po oczach. Przy okazji szarpał ubraniami wcale nie ułatwiając ani marszu ani rozmowy.

- No ale szef mówi, że to jakaś szefa koleżanka. Ona coś powie na mnie to będzie na mnie. No może można spróbować. Ale tak jak szef mówi, ja nie chcę go dotykać. Nie wiadomo co złego można od takiego paskuda złapać. Lepiej trzymać się z daleka. Ale to szef dobrze jakby jej powiedział. By ona też to wiedziała, że ja nie dotknę stwora. - powiedział w końcu gdy przeszli przez tunel brami i wyszli już poza murami. A tam zaśnieżona pustka i pewnie dalej ciemna ściana lasu ale w tej zadymce nie było jej widać. Wydawało się, że Miłek mógłby się zgodzić na taką wersję jaką przedstawił herszt ale wolał wiedzieć, że ten nie rzuci go na pożarcie tej swojej koleżanki z tą tresurą jej odmieńca.

- Dobrze naturalnie powiem jej o tych ograniczeniach. Poznasz ja dziś to miła choć niezwykle sprytna osóbka. Bądź miły poleciłem cię - Vasilij poinstruował kamrata. Zmierzali dalej w stronę areny - Jesteśmy za miastem łuk w dłoń i pozostańmy czujni.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 18-04-2021 o 13:46.
Icarius jest offline  
Stary 18-04-2021, 11:55   #245
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Popołudnie; kamienica van Darsen; Versana, Malcolm

Czas dziś ją gonił. Z resztą od kilku ostatnich dni nie miała tak naprawdę chwili dla siebie. No może poza udanym wieczorem spędzonym w towarzystwie Pirory chociaż i w jej trakcie zmuszona była wykonać część swojego zobowiązania względem kultu.

- Malcolmie. Weź proszę tą wiadomość i zawieź ją do posiadłość rodziny van Zee. - wyciągnęła rękę w kierunku pracownika. W dłoni Versana trzymała świeżo co napisany i zalakowany list, którego odbiorcą miała być Kamila. Jego treść była następująca:

Cytat:
“ Wybacz mi proszę Kamilo dziś jednak się zjawić nie mogę,
Los bywa okrutny i kładzie mi kłody na drodze pod nogę.
Szykuję jednakże dla Ciebie rzecz piękną jak słońce nad morzem,
Swym urokiem, blaskiem być może rozgrzeje twą duszę jak ogień.
Nie gniewaj się na mnie zbyt bardzo, bo kierują mną intencje słuszne,
Masz jednak me słowo że z tarczą powrócę nim przyjdzie mi umrzeć.
Serce moje tęskni za Tobą i Twoim talentem kochana,
Oczekuje więc na wiadomośc i termin kolejnego spotkania.”
Poezja nie była jej mocną stroną. Mimo to była zadowolona z tej fraszki. Myślała nad nią przez pierwszą połowę dnia.

- Z góry ci dziękuję. - uśmiechnęła się uprzejmie - Wiem, że dziś się zjeździłeś. Obiecuję jednak iż to ostatni kurs dzisiejszego dnia. - dodała wracając na górę gdzie czekały na nią Brena i cztery niewolnice, które były w trakcie małej metamorfozy przed wyruszeniem na Arenę.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena …

Zimno, ciemno i do domu daleko. Do tego całą trasę musiały pokonać na pieszo. Theo mimo wcześniejszych zapewnień okazał się być równie barwny w ubiorze jak i mowie. Oby tylko w czasie współpracy okazał się być bardziej słownym i rzetelnym jegomościem. Szły dobrą klepsydrę. W końcu jednak spośród drzew zaczęły się ich oczom ukazywać grupki ludzi, wozy, beczki i wszystko to co Ver widziała za pierwszym razem. Tym razem nie była to jednak bezludna plaża wystawiona na podmuchy zarówno Maanan jak i Ulryka a jakiś las gdzie do Boga Zimy dołączał jego brat Taal. Mimo odmiennej scenerii całą reszta wyglądała niemalże tak samo jak za pierwszym razem. Namiot, wozy i dość duża grupa zakapturzonych ludzi poubierana w ciężkie zimowe płaszcze.

Ver w asyście dziewcząt i Kornasa na pierwszy rzut oka również nie odstawała od całej reszty przyjezdnych gości. Nawet pobudki mieli te same. Dobrze się zabawić przy okazji zarabiając nieco grosza. Kultystka jednak miała tu do załatwienia coś więcej. Musiała się rozmówić z kilkoma istotnymi osobami.

- Chciałabym byś dziś również trzymała pieczę nad dziewczętami. - rzekła do Breny, gdy spacerowały między stojącymi w kilkuosobowych grupkach ludźmi - Póki co jednak nie pozwalaj im z nikim flirtować. Wpierw musimy dostać na to zgodę. - oznajmiła raczej cichym tonem jak się sprawy mają - Trzymaj więc dziewczyny krótko i starajcie się sprawiać dobre wrażenie. - dodała - Przekaż to proszę reszcie. - Rudzinka tylko skinęła i w milczeniu wtopiła się w grono czterech pozostałych dziewcząt by przekazać im rozporządzenia jakie otrzymała od ciemnowłosej piękności.

Ciężko było stwierdzić jak wielu ludzi przybyło na to wydarzenie. Jedno jednak było pewne. Fanów tego krwawego sportu nie brakowało nawet na takim wypizdowie jakim było ich miasto. Z drugiej strony dziura w jakiej przyszło mieszkać Versanie nie oferowała zbyt wielu rozrywek stąd też może sukces tego przedsięwzięcia.

Versana korzystając z chwili sam na sam z Kornasem postanowiła z nim krótko porozmawiać. Zbliżyła się do niego pozostawiając dziewczęta za swoimi plecami i upewniając się iż nikt się im nie przygląda odwróciła nieco w jego stronę swoją czarną jak noc czuprynę.

- Trzymaj. - dyskretnie wręczyła mu te same grzybki, które eunuch zażywał przy okazji ostatniej walki podczas gdy Arena odbywałą się na bezludnej plaży - Tylko zjedz je w dobrym momencie. - przypomniała mu o tym iż Kapelusznik musi zacząć się trawić by w pełni uwolnić drzemiącą w nim moc - Bogowie czuwają nad tobą. Nie zawiedź ich. - dzisiejszą mowę motywacyjną ograniczyłą do kilku słów - Pamiętaj też, że jak uda ci się wygrać to czeka na ciebie część mojej wygranej. - nic tak nie oddziaływało na człowieka jak perspektywa zarobku.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Brena, Vasilij, Kornas, Niewolnice

- Cześć Vas. - zagadała zachodząc od tyłu kolegę, którego sylwetkę i głos rozpoznała przechodząc obok - Porozmawiamy? - zapytała - Tylko może gdzieś na uboczu?

Vasilij odszedł z Versaną na ubocze.

- Dobrze, że jesteś. Przejdę od razu do rzeczy bo trochę się tego nazbierało. Na koniec rozmowy pójdziemy do Theo. Przedstawię cię jako opiekunkę dziewcząt o jakiej mówiłem i zaczniesz tam sobie dogadywać z nim biznes. Powiedziałem mu o jednej piątej zysku nie jednej czwartej. Nie dlatego, że chce coś dla siebie ale dlatego żebyś mogła się targować bez straty. - opowiedział o pierwszej sprawie - “Miłek” na hasło mutant przypomniał sobie trochę zabobonów ale i twardych faktów na temat takich istot. Wymagało to odpowiedniego podejścia. Pomoże ci z psem, wytłumaczy co i jak musisz jednak zadbać o miejsce spotkania i zaakceptować, że psa nie dotknie. Nie mniej jednak nauczy cię czego trzeba o to nam w zasadzie chodziło. Czasami nie warto dociskać zbyt mocno. - streścił sprawę tresury - No i jeśli chodzi o używki na jutro będę miał główki maku, na dziś mam herbatkę która pobudza. Z moim zarobkiem za porcję która starcza na kilka razy 6 karli. Za kilka dni będę miał kompletne listy tego co możemy zaoferować. Twoje dziewczyny będą mogły to sprzedawać podczas zabaw jako dodatek no i różne wężowym Paniom może się to spodobać. Całkiem przyjemne rzeczy jeśli ktoś lubi. - Vasilij zakończył streszczenie.

Ver odebrała podarek od kolegi i wcisnęła go sobie pod gorset w okolice swoich krągłych piersi. Tam był bezpieczny.

- Dzięki. - uśmiechnęła się uroczo - Miłek się jeszcze przekona do Bydlaczka. - odparła - To prawdziwy słodziak. Sam zresztą widziałeś. - zachichotała - Do Theo zamierzasz zaprowadzić mnie przed czy po walkach? - zapytała wiedząc iż ma jeszcze parę pogawędek przed sobą. W każdym razie jeżeli przystanie na jedną piątą to to co wytargowałeś będzie dla ciebie. - należało okazywać wdzięczność i budować tym samym pozytywne relacje biznesowe - Ja również mam dla ciebie pewną informację i w sumie kolejną prośbę. Po pierwsze to udało mi się pogadać ze znajomą traperką. Tą która będzie prowadzić karawanę Rosy de la Vegi. Wspomniałam mu o tobie i pewnym interesie jaki do niej masz. - wspomniała mu o dzisiejszej rozmowie z Daną - Chodziło mi oczywiście o zwiad okolicy w poszukiwaniu Norsów. - dodała - O tym jednak już ty jej wspomnisz o ile uznasz to za stosowne oczywiście. - uśmiechnęła się - W każdym razie kwateruje w tawernie “Sierp i młot” i spodziewa się ciebie. Musisz jednak śpieszyć się bo jak ruszy z towarem pani kapitan to będzie po ptokach. - zaznaczyła iż Vasilijowi zostało tak naprawdę parę dni - Z sama wilczyca niestety nie udało mi się porozmawiać. Miała wczoraj bal kapitański i spała jak suseł mocno wciąż nachlana. - zaśmiała się w głos - Dzisiaj jednak planuję zamienić słówko z Peterem. - wspomniała już chyba o wszystkich sprawach interesujących herszta bandy przemytniczej - Hmmm… - zadumała - Mam sprawę i pytanie zarazem. Przejdę jednak do konkretów. Potrafiłbyś zorganizować polowanie? Wiesz takie z psami, pachołkami i tym wszystkim. - przytoczyła wszystko to o czym mówiła jej Dana i właściciel “Kniei”.

- Dla mnie najważniejsze jest teraz spotkanie z kapitan. Ona wiezie do stolicy srebro. To nie jest przypadek zakładam, że akurat srebro skoro przerabia się je tam na bardzo cenne precozja mające wzięcie w całym świecie. Chciałbym jej sprzedać trochę srebra, żeby je tam sobie wedle potrzeb wymieniła czy przerobiła. Nie jest tego dużo ale warte z 200 może 300 monet jak to skupie. A to cena gorącego towaru więc poniżej rynkowej. Myślę, że ona zarobi i ja. Dodatkowo można by z nią puścić transport ryb, to pomysł jednego z moich ludzi. Tu moglibyśmy się złożyć ale musiałabyś dołożyć kogoś kto ma łeb na karku do handlu z tym transportem. Ja daje pomysł i mogę dorzucić ochroniarza bądź dwóch. Z tym polowaniem to muszę pomyśleć. - Widać było, że zaczął się zastanawiać.

Cichy rzucał dzisiaj konkretami. Widocznie nie próżnował w ciągu ostatnich paru dni. Mimo ponad miesięcznej absencji wciąż nie wypadł z obiegu. To wróżyło udaną współpracę.

- Widzę się z Rosą dziś po powrocie z Areny więc napomknę jej o tym. - odparła precyzując kiedy to będzie w stanie przekazać jej te informację budując niejako podwaliny pod przyszły układ przyszłych kontrahentów - Napomknę. Lepiej będzie jednak abyśmy spotkali się w trójkę. Uzgadnianie takich szczegółów przez pośredników nie jest niczym dobrym. - nie lubiła robić za czyjeś usta i uszy. Sama z resztą była kupcem i takie sprawy wolała załatwiać osobiście.

- Jeżeli zaś chodzi o te ryby. - nawiązała do tematu drugiego towaru jaki Cichy zamierzałby transportować - To może wpierw pogadaj z Karlikiem. On przecież siedzi w żywnościowce. Żeby tylko się nie okazało iż on też wyszedł z podobną propozycją. Nie ma co wchodzić sobie w paradę. - nie straszyła. Dbała raczej o dobre stosunki w rodzinie.

- Gadałem z nim nie był przesadnie skory do rozmowy póki Starszy ponownie mnie nie zweryfikuje. Mam zamiar pogadać z nim na zborze. Mówił, że wysyła jadło i napitek. Może udostępni nam... - spojrzał ma Versanę - ...lub mi kanał sprzedaży na te ryby albo chociaż ogarniętego handlarza. Nie mniej trzeba nam zarabiać.

- To już sprawa między wami. - zauważyła iż jej nic do tego - Wygląda na to, że dogadaliśmy już wszystko. - podsumowała - To jak zaprowadzisz mnie teraz do Theo? Jeżeli zaś rozeznasz się w mocy sprawczej tego polowania to daj mi znać.

- Oczywiście na kiedy możesz nas umówić z panią Kapitan? - Vasilij zapytał prowadząc Ver do Theo.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Vasilij, Kornas, Brena, Theo, Niewolnice

Minęli kilka wozów z beczkami oraz grupki zakapturzonych postaci. W końcu z dala dało się rozpoznać niewysoką postać wesoło gawedzącego organizatora całego zdarzenia. Jego płaszcz również nieco wyróżniał się spośród tych, które przyodziała zdecydowana większość przybyłych. Jego fason i kolorystyka niejako wyrażała to jakim halfingiem był Theo. Wokół niego standardowo stało kilkunastu ludzie popijających trunki i śmiejących się z opowiadanych przez niego dowcipów.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Czarny

- Witaj. Znowu się spotykamy. - kiwnęła głową dostrzegając postać herszta popijającego grzańca - Jak dziś obstawiasz? Jakieś sugestie? - do księcia podziemia podeszła sama. Dziewczyny pod opieką Kornasa zostały przy jednym z prowizorycznych barów.

- Zobaczę co dziś serwują. - odparł książe podziemia co przy tym wietrze, w czarnej, baraniej czapie i zgrzebnym kożuchu wyglądał jak jakiś kislevski chłop a nie ktoś kto trzęsie połową podziemnego świata w mieście. Nie był sam tylko wokół stało kilku jego przybocznych. W tym Ricardo. Ale ci nie ingerowali w rozmowy szefa póki wszystko było jak należy. Herszt podziemia stał oparty o swoje sanie i trzymał w dłoniach kufelek z parującą zawartością. Nie wydawał się przejmować ani wredną pogodą ani opóźnieniem jakie wywołała.

- A sam kogoś dziś zamierzasz wystawić? - pytała dalej - Ode mnie startować będzie mój ochroniarz i mam nadzieję, że da popis jak ostatnio. Nie będę jednak ukrywać, że nie takie pogaduchy mnie do ciebie sprowadzają. Sprawę mam. W sumie to nie jedną. Możemy tu na spokojnie rozmawiać?

- Mów. - Czarny jak zwykle elokwencją nie zachwycał i stawiał na prostotę. Wzruszył ramionami i z obojętną miną wysłuchał rozmówczyni i dał znak, że może kontynuować to co ma do załatwienia.

- Słyszałeś zapewne o atakach na dziewczyny wracające po robocie. - podjęła pierwszy z tematów - Myślałeś nad rozwiązaniem tego kłopotliwego tematu? - Ver postanowiła poziom i sposób dyskusji do rozmówcy - Nie ukrywam, że mocno mnie to niepokoi w perspektywie moich interesów.

- Coś mi się obiło o uszy. I podjąłem już pewne działania. Ale to wymaga czasu. Na moje oko to mamy nowego gracza w mieście. Bez licencji. - odparł spokojnie upijając ze swojego kufelka i patrząc gdzieś w las zawiewany rzucanym przez wiatr śniegiem.

- Przy wsparciu swojego przyjaciela również chciałabym urządzić pewne polowanko na tego nicponia. - odparła - Mamy pewne plany jak się za to zabrać. Potrzebne jest jednak twoje pozwolenie. - Ewentualnie może połączmy siły w tej obławie? - zaproponowała.

- Pozwolenie. Tak, pozwolenie by się pewnie przydało. - podrapał się po nosie i mówił nieco zamyślonym głosem jakby zadumał się nad czymś.

- Dzisiaj jeszcze muszę sprawdzić parę rzeczy. Ale czekaj na jutro. Jak będą bić na nieszpory pół godziny przed czasem to znaczy, że jest pozwolenie. - skinął głowa jakby miał tą sprawę już całkiem dobrze przemyślaną. I jakby nie tylko Versana już go pytała o tą sprawę.

- Jak go dorwiecie i utniecie mu łeb to jest nagroda. Troszkę się za bardzo ten szkrab rozbrykał. Ale lepiej weźcie coś solidnego na niego. To na pewno nie jest żadne chucherko. - skinął głową w czarnej czapce ponownie i skwitował to wszystko kolejnym łykiem grzańca.

- Co ty więc na to abym wraz z moim przyjacielem odwiedziła cię w twoim zaułku byśmy tam dogadali szczegóły? - zapytała. Nie chciała ustalać nic bez obecności Vasilija. Wszak on chciał się tym zająć.

- Chcecie to wpadajcie. - odparł niezmiennie monotonnym tonem jakby ani go grzała ani ziębiła taka propozycja.

- Świetnie. - odparła - No to kolejna sprawa. Poszukuje niejakiego Sondre. - przeszła do kolejnej sprawy, która ją sprowadzałą do hertsza - Wiesz gdzie mogłabym czasem go znaleźć? - spojrzała ulotnie na Czarnego.

~ Swoją drogą zapewne słyszałeś o tym całym ambarasie w trakcie rozładunku towarów w Akademii Morskiej. Wiadomo ci o tym coś więcej? Ponoć w jednej ze skrzyń było coś żywego. Coś przez co części z załogantów eksplodowały czachy. ~ mówiła cicho wiedząc iż co poniektórzy z chłopaków Petera charakteryzują się wycofaniem względem rzeczy magicznych i naznaczonych przez bogów.

- Szukasz kogoś to szukaj. Co mnie do tego? - wzruszył ramionami jakby temat najbardziej poszukiwanego zbója w okolicy nie bardzo go ruszał.

- A sprawa z Akademią nie bardzo nas interesuje. Oni mają swoje sprawy a my swoje. Zwykle się to nie krzyżuje ze sobą. - machnął ręką jakby rzeczywiście nawet jak coś słyszał więcej niż to co ludzie gadali po karczmach i ulicach to nie interesowało go za bardzo.

- Mnie właśnie zainteresowało przede wszystkim to co kryło się w jednej z tamtych skrzyń. - kontynuowała - Ponoć było to coś żywego. Mogłoby więc być to coś co nadawałoby się do powiększenia kolekcji. - zasugerowała delikatnie - A właśnie. Jak już przy kolekcji jesteśmy to jak ci idzie poszukiwanie pupila ukrytego przez Grubsona?

- Szanowany kupiec Grubson okazał się zacnym człowiekiem o nieposzlakowanej opinii oraz całą masą zdrowego rozsądku. Doszliśmy do porozumienia jakie satysfakcjonuje obie strony. - pierwszy raz w tej rozmowie Czarny okazał nieco więcej emocji i nawet pozwolił sobie na nieco złośliwy i ironiczny komentarz z takimż uśmieszkiem.

- A jak w tej Akademii mają coś ciekawego to daj znać. Coś więcej niż takie plotki jak teraz. - odparł wracając do poruszonego tematu afery z Akademii Morskiej z początków zimy.

- Zawsze był z niego rozsądny człowiek. - zachichotała widząc ożywienie rozmówcy - Pazerny ale rozsądny. Skoro jednak już posiadasz tego “królewicza kolekcji” to czy mogłabym liczyć na jego zobaczenie. Nie ukrywam, że te wszystkie rozmówki wokół tego słodziaka rozpaliły moją wyobraźnie i zaostrzyły mój apetyt.

- A dlaczego miałbym ci go pokazać jak mnie tyle wysiłku kosztowało aby go zdobyć? - odparł pytaniem nadal nieco rozbawionym i ironicznym tonem.

- Nie tylko ciebie. - zaznaczyła przypominając iż sama też miała wkład w takie zakończenie tej całej historii - Wiem, że to nie zoo ale ja chce go tylko zobaczyć. - zaznaczyła - To chyba nic wielkiego. Przecież nie będę próbowała ci go zwędzić. - zachichotała wiedząc iż póki co jest zbyt “mała”.

- Może tak a może nie. Jak mówisz to nie zoo. Co będę z tego miał, że ci dam rzucić okiem? - Peter wzruszył ramionami i odparł dość obojętnym tonem jakby zawierał kolejną umowę, z kolejnym kupcem, w sprawie kolejnego towaru czy usługi.

- Moją wdzięczność. - podeśmiała się wiedząc iż dla takiego kogoś jak Peter jej zapewnienie jest raczej czymś mało wartym - Mam jednak sporą wiedzę na temat zachowań i zwyczajów wszelakiego typowych oryginalnych pupili. - odparła bazując na doświadczeniach Kurta - Wpierw jednak muszę wiedzieć chociaż czym jest ten to twoje nowe oczko w głowie. - mówiła rzetelnie. Nie zająkawszy się - Z reszta co do mojej dyskrecji masz już chyba przekonanie.

- Myślę, że każdy z nas ma tyle dyskrecji ile ma w tym interesu. - odparł książe półświatka pozwalając sobie na nieco ironiczne prychnięcie. Brzmiało jakby z natury był nieufny i dla rozmówczyni nie czynił tutaj jakiegoś wyjątku.

- Jak będzie sprawiał jakieś kłopoty to poślę po ciebie. - odparł widocznie nie bardzo widząc jakiś namacalny zysk z udostępniania swojego pupila do oglądania.

- Żeby tylko wtedy nie było za późno. - zmarszczyła czoło mówiąc wykazując się przezornością - Warto bym wiedziała chociaż czym to jest aby móc się przygotować na ewentualność o której wspominasz. Zdajesz sobie zapewne sprawę, że to nie przyłożenie rumianku do obolałego miejsca.

- Taki z ciebie ekspert od takich cudaków? Miałaś już z takimi do czynienia? - Czarny zamiast odpowiedzieć sam zadał pytanie nieco dając się ponieść ciekawości na temat tak niecodziennej wiedzy.

- Ekspertem bym się nie nazwała. Sporo jednak czytałam i słuchałam. - przyznała - Różne są stworzenia. Trolle, mantykory czy zwierzoludzie. Takie prawdziwe bestie. Ale większość to odmieńcy zwykłych gatunków. Jak Bydlak. Właściwie dalej widać, że to pies. Tylko trochę inny. Z innymi stworzeniami jest podobnie. Niby jakiś lis, jeleń czy niedźwiedź ale z jakimś dodatkiem albo deformacją. Takie się spotyka najczęściej. Anomalie różnie się kreują. Dodatkowa głowa, ramię, jakieś rogi albo macki. Ale są i takie co wpływają na magię. - powtórzyła to co mówił jej dzień wcześniej Kurt z powagą w głosie.

- Ano. - zgodził się krótko czarnowłosy mężczyzna w czarnej, baraniej czapie ale jakoś dalej nie rozwijał tego tematu.

- Zastanów się więc maestro. - odparła nie drążąc dalej tematu widząc niezbyt wielką chęć jej kontynuacji ze strony Petera - Wrócimy do tematu przy okazji najbliższego spotkania a póki co oczekiwać będę na dzwony. - pożegnała się nawiązując do dogadanego wcześniej sygnału - Farta. Cześć chłopaki. - dodała kiwając lekko głową.

Angestag (7/8); Południe; krąg - arena; Versana, Kornas, Brena, Froya, Węglarze, Norma, Niewolnice

- Pochwalony. - przywitała się z Froyą wyłapując ją kilka chwil wcześniej w tłumie zakapturzonych głów. Wiedziała, że ma tu być więc łatwiej jej było ją odnaleźć.

- Pochwalony. Okropna pogoda. Mam nadzieję, że nie popsuje spotkania. Ten namiot to chyba już postawili. - pannę van Hansen trudno było poznać. Była w luźnym płaszczu jaki na taką niepogodę był w sam raz. Ciężki, solidny materiał z czegoś impregnowanego. Bardziej pasował do jakiegoś rybaka albo chłopa niż osoby szlachetnie urodzonej. Pod nim jednak jak wiatr mocniej zawiał prześwitywał zgrabny, kożuszek podbity futrem jaki już tani na pewno nie był. To i pewnie grzał odpowiednio. Twarz miała zasłoniętą jakimś szalem czy chustą. A na głowie kaptur i czapkę. Przez co pewnie mało kto by rozpoznał tą jaką uchodziła za jedną z najlepszych partii do zamążpójścia w mieście. Nawet Versana nie była pewna od jak dawna tu się już kręci ta blondynka. Było już dość późno, stali, chodzili i rozmawiali w tym lesie pomiędzy kamieniami może z kilka pacierzy. Nie była pewna czy Froya przyjechała wcześniej i tylko dopiero teraz ją zauważyła czy też ta dopiero przyjechała. Ale miała rację z tym namiotem. Wyglądało na to, że mimo silnego wiatru i zadymki jaką powodował wreszcie udało się go postawić bo Theo już stał w wejściu i zapraszał do środka.

- Ulryk nie odpuszcza w tym roku. - dodała do komentarza Froyi a propos panującej dzisiaj pogody - Jak samopoczucie po wczorajszych zmaganiach? Ja strasznie spięta jestem i nie ukrywam, że masaż jakiejś zgrabnej, zwinnej a zarazem silnej dłoni byłby nieoceniony. - zaśmiała się delikatnie - Dasz się zaprosić na spacer? Rozejrzymy się po okolicy w poszukiwaniu twojej “wygranej”. - zaproponowała - W tych kapturach i czapach ciężko tak z daleka rozpoznać kto jest kim.

- Mam nadzieję, że w okolicy nie stoją jakieś najemne zbóje co by chciały mnie porwać. - skoro rozmówczyni miała zasłoniętą dolną połowę twarzy to trudniej było odczytać jej mimikę. Ale w głosie dało się wyczuć rezerwę i ironię. Niemniej zgodziła się pójść na stronę. A za nią parę kroków dalej ruszył jakiś jegomość. Pewnie jej ochroniarz czy ktoś taki. Daleko nie trzeba było odchodzić bo silny wiatr skutecznie blokował zasięg ludzkiego głosu.

- Tak swoją drogą to o czym chciałabyś w ogóle rozmawiać z tą wojowniczką? - zapytała uważnie rozglądając się za poszukiwaną przez nie kobietą.

- Po prostu chciałam ją poznać. Z ciekawości. - odparła zamaskowana przed mrozem i wścibskimi spojrzeniami blondynka. Całkiem prosto i bez wahania. A z tego co widziała wcześniej Versana węglarze i toporniczka kręcili się gdzieś tam przy namiocie.

- Choćmy więc tędy. - wskazała lekkim ruchem głowy drogę - Dobrze by było jednak aby twój goryl stał nieco z boku. Towarzystwo nie przepada zbytnio za nadmierną ilością gości. - dodała zdając sobię sprawę iż w ostatnim czasie naprawdę wiele nowych twarzy przewinęło się przez dom Dimitria - Lepiej też dla wszystkich abyś pozostała incognito. Takich ludzi jak oni peszą tacy jak ty. - zauważyła - Mam nadzieję, że to nie problem?

- Absolutnie żaden. Ale jak towarzystwo jest takie strachliwe to chyba przyjechało w niewłaściwe miejsce. - trzeźwo zauważyła szlachcianka ironicznie wskazując na już całkiem spory tłumek jaki się zebrał pomiędzy głazami i powoli wlewał się do namiotu. Wierzchowce, sanie, piesi, wszystko to już zdążyło się dość dokładnie wymieszać i zmarznąć na tym wietrze i śniegu. A celowo czy to z okazji paskudnej pogody i tak większość była trudna do rozpoznania przez te palta, futra, kożuchy, czapki i kaptury. Samotna postać dalej szła za nimi kilka kroków z tyłu a Froya nie zrobiła żadnego słowa czy gestu aby ją odprawić. Wkrótce też znaleźli się w pobliżu grupki Dimitra i Normy.

- Dobra. Są. - zakomunikowała - Chodźmy więc do nich. Zaraz się chyba walki zaczynają więc nie ma na co czekać. - dodała zmierzając w kierunku półkislevitów - Możesz też dać znać temu swojemu cieniowi aby tu poczekał. Ze mną nic ci nie grozi. - zachichotała oglądając się to na Froyę to na jej przydupasa.

- Cześć chłopaki. Privet. - przywitała się podchodząc do zakapturzonych sylwetek - Jak nastroje? Zawodniczka w formie? - zagaiła - Pozwólcie, że przedstawię wam moją koleżankę po fachu Natalię. - wskazała otwartą dłonią na szlachciankę, która na potrzeby chwili odgrywała rolę spontanicznie wymyślonej znajomej - Ma zamiar postawić nie mała sumę na walkę waszej reprezentantki. Nie daje mi jednak spokoju i od rana prosi abym ją jej przedstawiła. - mówiła to tak jakby starsza siostra pod wpływem marudzeń młodszej mimo niezbyt dużych chęci w końcu uległa na jej prośby - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko? - zapytała patrząc to na Froyę, to na węglarzy, to na Normę.

Brew szlachcianki uniosła się dwukrotnie. Raz gdy wdowa powiedziała swoje o jej człowieku i tym, że ona zapewni jej bezpieczeństwo i drugi raz jak ją przedstawiła jako koleżankę po fachu. W obu wypadkach jednak na tym się ograniczyła jej reakcja. Ochroniarz dalej stał kilka kroków za ich plecami w milczeniu obserwując całą scenę a dwie kobiety wmieszały się w tłum opatulonych w futra i kożuchy mężczyzn.

- Pochwalony. No to to jest nasza mistrzyni. Dziś będzie walczyć. Mamy nadzieję, na niezłe widowisko no i, że wygra. Tylko nie wiadomo jeszcze z kim będzie walczyć. Theo nie chce powiedzieć. - Dymitri okazał się znacznie bardziej przyjazny niż to było przy ostatnich spotkaniach z czarnowłosą wdową. Więc ta wspólna zabawa u nich chyba przyniosła nieco trwalszy efekt. A może wchodziła w grę ekscytacja obecną sytuacją. Dało się wyczuć rosnące w mroźnym powietrzu podniecenie nadchodzacymi wydarzeniami. A te były trudne do przewidzenia.

- A gdzie ta wasza zawodniczka? - zapytała szlachcianka opatulona dość zwykłym ubraniem przez co za bardzo nie wyróżniała się w tej grupie.

- O tu jest. - Dimitri wskazał na jedną z postaci do tej pory stojących kilka kroków za ich plecami i zawołał coś po kislevsku. Postać podeszła i właściwie najbardziej rzucały się w oczy dwa topory wsunięte za pas. Poza tym gruby kożuch i futrzana, kislevska czapka skutecznie maskowały sylwetkę jak i twarz nie była tak wyraźnie widoczna. Ale z bliska było widać, że to Wilczyca z północy. Skinęła Versanie na powitanie głową i spojrzała na stojącą obok kobietę jakiej nie znała. Zapytała coś po kislevsku a Dymitri coś jej zaczął tłumaczyć pokazując na wdowę i jej koleżankę po fachu. Pewnie kim są i po co bo trwało dość krótko. Na koniec wojowniczka skinęła krótko głową znów wracając do taksowania wzrokiem obu kobiet.

- No my też jeszcze nie wiemy z kim przyjdzie walczyć Kornasowi. - odparła nieco zawiedzionym tonem - Miło by było gdyby mogli stanąć ramię w ramię. Wtedy byśmy mieli widowisko. - uśmiechnęła się spoglądając na Normę - Jeżeli jednak staną do dwóch osobnych starć to mam zamiar postawić również i na nią. - dodała klepiąc się po pasie za który wetkniętą miała sakiewkę.

- Tak sobie ją wyobrażałaś? - zapytała zapatrzoną w wojowniczkę Froyę - Mówisz po kislevsku? - spytała wskazując tym samym w jakim języku komunikuje się kultystka zza morza - Jak nie to albo chłopcy albo moja Brena służą pomocą. Swoją drogą. Myślisz, że stanowiłaby dobre towarzystwo w trakcie polowania? - zapytała szlachciankę.

- No zobaczymy jak to będzie. Jak gadałem z Theo to mówił, że łączone walki to dobry pomysł ale było zbyt mało czasu by coś takiego zorganizować. Może następnym razem albo jeszcze następnym. Ale jak tak powiedział to pewnie coś w końcu z tego będzie. - Dimitri podzielił się tym co widocznie zdążył już zamienić słowo z głównym impresario tych spotkań na walki gladiatorów.

- No i ta pogoda dzisiaj. Nie wiadomo kto przyjedzie. - odezwał się Tod wskazując wymownym ruchem dłoni na ten wiatr jaki ciskał śniegiem na wszystkie strony. Pogoda rzeczywiście mogła odstraszyć wielu potencjalnych i widzów i zawodników.

Niespodziewanie do rozmowy włączyły się dwie raczej milczące dotąd kobiety. Zamaskowana szalem blondynka zapytała o coś wojowniczkę z dwoma toporami. W obcym języku. Wywołując zdziwienie nie tylko Wilczycy z północy. Ta odparła coś krótko też się pytając nadal z czytelnym zaskoczeniem.

- Państwo wybaczą, my pozwolimy sobie zamienić słówko na osobności. - szlachcianka zwróciła się grzecznym tonem jakby była na salonach wśród równego sobie towarzystwa. Ale Norma rzeczywiście podeszła do niej i obie ruszyły przed siebie dyskutując o czymś w tym obcym języku.

- Kto to jest do cholery? Co to za jedna? - Dymitri jak ochłonął z zaskoczenia zapytał Versanę z mieszaniną irytacji i zdziwienia obserwując dwie oddalające się sylwetki.

- Znajoma. - odparła trywialnie - Chciała porozmawiać z Normą to rozmawiają. - dodała spokojna niczym morze w bezwietrzny dzień - I z tego co widzę złapały wspólny język. - mówiła do węglarzy obserwując jednak uważnie Froyę i Norsmenkę. Sytuacja zaniepokoiła również Versanę. Nie dała jednak tego po sobie poznać.

- Breno! - Versana machnęła delikatnie dając znać by ta do niej podeszła - Weź dziewczęta i przynieście nam coś na rozgrzanie. - gdy rudzinka podeszła ta wydała jej dyspozycję - Straszny mróz dzisiaj.

- Znajoma. - prychnął ironicznie Dymitri którego jakoś wcale nie usatysfakcjonowało takie wyjaśnienie. Wcale nie ukrywał, że nie podoba mu się niespodzianka tego rodzaju. Zwłaszcza, że dwie kobiety wydawały się ze sobą całkiem nieźle dogadywać. Wezwana przez swoją panią Brena z dziewczętami podeszła do nich a potem poszła w stronę namiotu gdzie była nadzieja dostać jakiś napitek. Zdążyły wrócić z parującymi kuflami gdy szlachcianka i wojowniczka węglarzy wróciły swobodnie i pewne siebie. Obie wydawały się usatysfakcjonowane tym krótkim spotkaniem.

- Dziękuję państwu za cierpliwość i zrozumienie. Bardzo przyjemnie mi się rozmawiało. Będę trzymać za Normę kciuki i sakiewkę. Wspaniała kobieta. - zamaskowana szlachcianka tryskała entuzjazmem i satysfakcją z tego spotkania. Gladiatorka też wróciła z niego w dobrym humorze.

- A teraz pewnie musicie się przygotować do walk. W takim razie nie będę wam już dłużej zabierać czasu. - Froya grzecznie skinęła głową w futrzanej czapie i z gracją odwróciła się odchodząc w stronę namiotu gdzie zdawało się koncentrować zainteresowanie zebranych. Spora część już pewnie znikła wewnątrz namiotu.

- No i nie mówiłam. - odparła Dimitriowi widząc jak obie kobiety powróciły w znacznie lepszych humorach niż poprzednio - Po co się więc było spinać? - zapytała retorycznie - Wybaczcie mi. Za chwilkę do was wrócę to razem pójdziemy na walki. - odparła prosząc niejako aby mężczyźni i Norma poczekali na nią. W sumie i tak wpierw musiała wrócić Brena z dziewczynami przynosząc coś do łyknięcia.

Następnie Ver się odwróciła w kierunku Froyi, która spokojnym krokiem wracałą w kierunku swojego goryla.

- Koleżanko. Poczekaj chwilkę. Mam do ciebie słówko. - nie musiała krzyczeć gdyż szlachcianka nie odeszła jeszcze zbyt daleko - Nie chwaliłaś się znajomością norskiego. - zagadała gdy już do niej podbiegła - Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytała choć nie to było obiektem jej zainteresowania - To jak? Co powiesz by na polowanie zabrać również tą Norskę? - Ver bacznie obserwowała reakcję panienki van Hansen chcąc na jej podstawie wybadać czy ta coś kręci.

- Polowanie? Tak jak ci się uda ją zaprosić to bardzo chętnie. Wspomniałam jej o tym ale bez szczegółów. Wydawała się zainteresowana. - skinęła głową w futrzanej czapie zgadzając się na pomysł zabrania wojowniczki z północy na planowane polowanie. Musiały nieco zwolnić kroku bo dotarły do tego tłumku przed wejściem do namiotu gdzie trzeba było albo odczekać swoje albo się przepychać do przodu.

- A co do moich umiejętności no to powiedzmy, że rodzice nie szczędzili na naszym wykształceniu. - odparła skromnie ale z wyczuwalnym zadowoleniem w głosie.

- Obie cieszycie się niczym dzieci po otrzymaniu cukierka. - dodała nieco żartobliwie - Co jej nagadałaś lub obiecałaś? - zapytała puszczając oczko często zbyt spiętej Froyi.

- Prywatna rozmowa dwóch osób to prywatna rozmowa dwóch osób. - odparła blondynka nieco napominającym tonem. Chociaż wciąż wydawała się być w świetnym humorze. - Nie obawiaj się, nie wpędziłam cię w kłopoty ani żadne dodatkowe zobowiązania. Po prostu była ciekawa i chciałam ją lepiej poznać. - odparła tonem uspokojenia i musiała nieco schylić się aby przejść przez wejście namiotu. Ten może nie był tak wielki jak te używane w cyrku ale na pewno większy niż standardowy. Niemniej po wyznaczeniu miejsca na arenę pośrodku dla widowni pozostało niezbyt dużo miejsca. Zrobiło się więc dość ciasno. Niemniej goście i tak woleli to niż stanie na zewnątrz bo tutaj chociaż połu namiotu dygotały od naporu wiatru to ten w większości jednak zostawał na zewnątrz.

~ I tak się wszystkiego dowiem. ~ pomyślała słysząc cwaniacką odpowiedź szlachcianki

- Niech i tak będzie. - odparła stojąc tuż za wejściem do namiotu - Życze ci powodzenia w dzisiejszych zakładach. - życzliwie dodała widząc iż tłum przybywa - Do zobaczenia niebawem. - ukłoniła się ucałowawszy następnie policzek Froyi. Dokładnie w ten sam sposób jak to czyniła Pirora. To ta nowa, młodziutka arystokratka wyrobiła w niej chyba taki nawyk.

Następnie Ver wróciła do swoich pracowników stojących wraz z węglarzami. Wszyscy popijali parujące na mrozie grzańce i o czymś dyskutowali. Zapewne były to wspominki niedawno spędzonej wspólnie biesiady.

- No i jestem. - zagaiła - Idziemy? Zaraz się chyba zaczyna, bo ludzi pod namiotem w bród. - zaproponowała spoglądając w miejsce, w którym dziś miało dojść do starć. Tłum na zewnątrz w sumie też już zmalał koncentrując się raczej przy wejściu na arene.

Ver wyłapała moment, w którym Norma stała nieco za węglarzami. Złapałą ją za dłoń i przystopowała dając znąć iż chce z nią porozmawiać. U jej boku była cała jej “świta”. W tym między innymi Blanka, która miałą robić za tłumacza norskiego.

- Widzę, że przypadła ci do gustu moja znajoma. - zaczęła wracając do rozmowy norski z Froyą - Cieszy mnie uśmiech na twej twarzy. W każdym razie polowanie, o którym wspominałam ostatnim razem jest w trakcie realizacji. Ty i ta uroczą blondynka z którą tak wesoło gawędziłaś będziecie gośćmi honorowymi. - łagodnie się uśmiechnęła delikatnie gładząc kciukiem wierzchnią stronę dłoni norsmanki - Życzę ci dziś przychylności Bogów w trakcie starć. Czy chciałabyś abym po nich przysłała do ciebie moje pracownice by w bali podobnie jak ostatnio zadbały o twoje ciało? Masaż, olejki łagodzące ból i obicia. To żaden podstęp a zwyczajna troska o moją odległa rodzinę. - puściła oczko mówiąc półsłówkami tak aby Norma miała szanse je zrozumieć zaś tłumacząca niewolnica nie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 18-04-2021, 13:43   #246
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Południe; arena; Egon, Versana, Vasilij


Droga na piechotę przez te wszystkie zaspy nie należała do przyjemnych. Zwłaszcza, że wiatr szarpał ubraniem i rzucał śniegiem w twarz. Stawiał niemniejszy opór niż zaspy po kolana. Ciężko się szło, zwłaszcza jak się wyszło poza mury miasta na otwartą przestrzeń. Między drzewami w lesie było trochę lepiej. A jednak nie był tu sam. Co prawda odkąd opuścił bramę miejską nie spotkał nikogo. I nic dziwnego w taką zadymkę. Ale widział na śniegu ślady kopyt i butów jakie prowadziły od miasta przez te śnieżne zaspy. Przez jakiś czas prowadziły drogą, co było zrozumiałe i naturalne. Ale potem skręcały w zdawałoby się dziki i bezludny las. Tam gdzie nie było żadnej drogi ani wioski, ani chaty. Nic tam nie było rozsądnego. Tylko krąg ułożony z wielkich głazów. Ale tego z drogi ani skraju lasu nie było widać. Właściwie w tą zadymkę to w ogóle niewiele było widać. Ledwo na kilkanaście kroków dookoła. Trudno było się zorientować gdzie się właściwie jest. Brakowało głębszej perspektywy. To i te ślady pieszych i konnych na śniegu bardzo pomagały w utrzymaniu właściwej drogi i kierunku.

W końcu zobaczył jakieś sylwetki między drzewami. Potem większy głaz, pierwszy jaki wyłonił się z tej zadymki. Jakieś konie i reszta. Wyglądało, że nie przyszedł pierwszy. Ale z drugiej strony nie było tych sylwetek zbyt wiele. Widocznie ta aura zniechęcała do takich wycieczek. Nie było wiadomo czy w ogóle coś się odbędzie. Z drugiej strony był dopiero początek umówionej pory to była szansa, że reszta dopiero zacznie się zjeżdżać.

Egon rozejrzał się, szukając znajomych na arenie, a także wzrokiem sprawdzając, kto był obecny na niej. Czy były to postacie, które znał lub wojownicy lub znani gracze na arenie?

Tak rozglądając się, przyszedł bliżej, chcąc rozejrzeć się, ile już zostało zorganizowane.

Widział skryte pod czapkami i kapturami twarze, nawet częściowo zakryte szalami i chustami. Ale mimo to wydało mu się, że wpadła mu w oko jedna czy dwie znajome twarzy. A ta najbardziej znajoma to dała się pierwej słyszeć niż widzieć. Theo chociaż nie wyróżniał się ani wzrostem, ani gabarytami, to oczywiście był w samym sercu tego całego kramu. Właśnie przeklinał coś lub kogoś. Albo pogodę albo tak niezdarne jego zdaniem stawianie namiotu. Co przy tym wietrze raczej było nieuniknione. No ale jakby się udało z tym namiotem rzeczywiście mógł on chociaż chronić przed tymi podmuchami rzucanymi w twarz. A to był jeden z tych sporych namiotów to jakby się udało go rozstawić mógł pomieścić całkiem spory tłumek. Tak na samą arenę i większość zwyczajowych widzów powinien wystarczyć. A na razie to sama obsługa areny dawała niezłe widowisko jak z pomocą koni mozolili się ze stawianiem tych żerdzi i płacht namiotowych.

Egon podszedł bliżej, kiwając głową na powitanie znajomych. Zamierzał po krótkiej rozmowie z Theo zagadać do tego i ówdzie, żeby znaleźć paru chętnych na walki w mieście a także wojowników, którzy by w takich walkach uczestniczyli.

- Witaj, Theo - rzekł Egon, który miał żywo w pamięci ich ostatnią rozmowę dotyczącą organizowania walk w mieście. - Gówniana pogoda, co nie? Będzie coś dzisiaj z tego? Walczyć ponoć miałem. Słabo by było, jakby miało się to wszystko rozejść po kościach. Pomóc wam w czymś, chłopaki?

- Ano gówniana. Ale gadałem ze specem od pogody to mówi, że ma się uspokoić. Mam nadzieję, że nie po zmroku. - niziołek wyraźnie był w kiepskim humorze. Ta kiepska pogoda mogła nieźle namieszać w jego planach na dzisiejsze walki.

- Zobaczymy co z tego będzie. Na razie po trochu się zjeżdżają. A jak się uspokoi to może się po prostu trochę opóźni i tyle. - skwitował niezadowolonym głosem. Poprawa pogody rzeczywiście mogła wiele pomóc, pewnie ci co się wahali czy jechać czy nie jechać mogliby się przekonać aby jednak spróbować. Na razie wychodzenie na zewnątrz było mocno problematyczne.

Egon pokiwał głową z uznaniem. Wzrokiem szukał Kuno Treiblinga lub Hansa Klauge, którzy zawsze o tej porze byli niedaleko, a do których chciał zagadać względem walk w mieście. Póki co, pozostało się rozłożyć i stracić nieco czasu.

Znalazłszy Hansa Klauge, Egon zapytał:

- Organizujemy te walki pewnie w przyszłym tygodniu. Dałeś radę może popytać ludzi, co by na to poszli? Chciałem sam pogadać tutaj z paroma ludźmi.

- Tak, pogadałem. Właściwie co drugi mi mówi, że chętnie by obejrzał takie coś. Ale na moje oko to nie wiem ilu z nich tak na poważnie a nie tylko grzecznościowo mówi. Poza tym no nic nie mam co im dać. Wiesz, łatwiej jest zapraszać kogoś tu i tu na to i na to. To jest do czego się odnieść. A tak, w powietrzu, to taka tam luźna gadka. Wszystko można powiedzieć. W końcu co kogo to kosztuje? - Klauge wzruszył ramionami na znak, że jakoś trudno mu wysądować reakcję potencjalnych klientów. Niby zainteresowanie było ale jak sam zauważył trudno było ocenić czy to puste słowa grzecznościowej gadki czy coś więcej. A i sam nie bardzo mógł zrobić coś więcej niż tylko luźno popytać i pogadać.

- Więc potencjał jest - rzekł Egon. - Pogadam z paroma wojownikami, kto by się pisał na to. Styknie nam jeden albo dwóch. Kuno Treibling będzie wiedział… Ale może ty już coś wiesz na ten temat?

- No powiedział, że bitka w porządku i mu się pomysł spodobał. Ale nie wiem czy nie uznał, że to taki żart bo rechotał przy tym na całego. Chcesz to sam z nim pogadaj, gdzieś tu się kręci. - Hans wzruszył ramionami na znak, że znajomy Egona właściwie zareagował pozytywnie no ale nie było wiadomo czy jak uznał to jako żart to po prostu sam też nie żartował.

- Niech będzie - wzruszył ramionami Egon, kierując swoje kroki do Kuno Treibling, którego widział wcześniej przy jednym z mniejszych głazów.

Kiedy podszedł do Kuno, zagadał:

- Witaj - rzekł do postawnego wojownika. - Szykuje się okazja w mieście na walki. Piszesz się?

- No Hans coś mi już mówił. Ale pierwsze słyszę. Przecież Theo jak ognia unika walk w mieście. Za duże ryzyko mówi. I ma rację. W mieście zawsze ktoś się przypałęta kto nie powinien. Trudno tego upilnować na dłuższą metę. Tutaj jest łatwiej. - powiedział drugi z gladiatorów jaki przywitał się z Egonem. Chyba rzeczywiście słowa Hansa nie potraktował tak do końca poważnie.

- Przede wszystkim, walki będą krótkie. Jest to coś, co chcemy spróbować. Arena odbywa się za rzadko, moglibyśmy upchnąć parę potyczek w jednym z magazynów. Gadałem z Theo, dopóki nie wchodzimy sobie w interesy, to jest dobrze. A i z tego, co słyszałem, są na to chętni. Po prawdzie jest to pierwszy raz - próbujemy, rozeznajemy się w tym, nie wiemy, jak będzie. Ale jak się uda, to może zorganizujemy się lepiej i pewnie zysk z tego też będzie sensowny.

Tymczasem Vasilij dotarł w umówione miejsce czyli do kręgu głazów. Towarzyszyła mu dość liczna obstawa jakby miał jakieś obawy przed wyjściem z miasta. Choć tereny wokół znał doskonale. Podszedł w pierwszej kolejności do Theo by się przywitać.
- Witaj przyjacielu, pogoda dziś marna ale mam nadzieję widowiskiem będziemy nadrabiać ten dyskomfort. - uśmiechnął się do niziołka.

- Ano witaj, witaj. Psia pogoda. Ale ten namiot stawiamy to w środku powinno być troszkę spokojniej. - niziołek przywitał się z wyższym od siebie mężczyzną ale widać było, że jest nie w sosie. Nie było się co dziwić ta szaruga jaka zawiewała światem i jego mieszkańcami stawiała całe przedsięwzięcie pod znakiem zapytania. A ten namiot, no rzeczywiście mógł w tej materii pomóc.

- Cóż tak się otoczyłeś całą zgrają? Spodziewasz się kłopotów czy szykujesz komuś jakiegoś psikusa? - do czujnych oczu niziołka dotarło jak silną eskortą się otoczył kolega więc nie omieszkał o to zagaić. Większość gości, przybywała konno lub powozami albo jak teraz w zimie, saniami. I nie brało ze sobą tak licznej ciżby stawiając raczej dyskrecję nad inne walory. A podczas walk rzadko dochodziło do przykrych incydentów z którymi nie poradzono by sobie od ręki.

- Areny są rzadko? Bo ja wiem. Zwykle 3, 4 razy w miesiącu. To jak w sam raz aby wylizać rany. Poza tym jak będą zbyt często to się znudzą. I kasę trzeba uzbierać aby mieć co przepuszczać. - nieco dalej Egon rozmawiał z Kuno. Ten pomimo wiatru jaki smagał śniegiem wzruszył ramionami ciągnąc temat dodatkowych walk w mieście. - No można spróbować i zobaczymy co wyjdzie. Ale to jak mówisz to mi wygląda na zwykłe wyjście z karczmy by sobie wyjaśnić w zaułku parę rzeczy i do tego paru przygodnych widzów. Nie brzmi mi jak sposób na zrobienie fortuny. No ale można spróbować. - Kuno chyba nie chciał psuć planów koledzie i wyraził swoją chęć wzięcia w takim przedsięwzięciu udziału ale chyba mimo wszystko nie miał do niego przekonania.

Egon skłonił się Kuno, dziękując mu za zainteresowanie tematem. Do czasu rozpoczęcia areny zamierzał postawić swój własny namiot lub pomóc innym i rozgrzać się nieco przed walką, w której zamierzał uczestniczyć.

- Przyszedłem dziś z mocniejszą obstawą. Ostatnio na zewnątrz jest niespokojnie wolę dmuchać na zimne. Mamy jakiś schemat walk kursy zakładów coś czym mógłbym się zająć w oczekiwaniu? - Vasilij kontynuował rozmowę.

- Mamy w planie trochę psów i kogutów na rozgrzewkę. Oraz walki gladiatorów jako danię główne oczywiście. Na razie mamy komplet na trzy walki, na czwartą nie ma zawodnika. No ale może jeszcze przyjedzie. Cholerna pogoda. - Theo pokiwał głową i mówił nieco z roztargnieniem gdy patrzył na to ponure niebo jakie było widać ponad koronami drzew jakie wydawały się teraz prawie smoliście czarne.

- Moi chłopcy mogą w czymś pomóc jeśli potrzeba - Vasilij powiedział do przyjaciela i zostawił go w spokoju by niziołek dalej ustawiał przedstawienie
.
 
Icarius jest offline  
Stary 18-04-2021, 23:37   #247
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.01.31; agt (7/8); wieczór (1/2)

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; okoliczny las; krąg kamieni
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); popołudnie
Warunki: wnętrze namiotu, hałas widowni, jasno, b.mroźno na zewnątrz jasno, zachmurzenie, umi.wiatr, lodowato


Egon, Vasilij, Versana



- Witam, witam wszystkich, panowie i panie, panny i kawalerowie, piękni i bogaci! Witam was wszystkich spragnionych prawdziwie emocjonującej rozrywki jakiej nie można dostać nigdzie indziej w naszym pieknym mieście! - Theo nie na darmo był impresario takich spotkań. Momentalnie potrafił przykuć uwagę publiczności i był świetnym zapowiadaczem i komentatorem. Co prawda przez ten silny wiatr całe spotkanie wyraźnie się opóźniło ale gdy minęło południe to i dech Ulryka zaczął odpuszczać. A wraz z poprawą pogody zaczeło się zjeżdżać coraz więcej gości. A, że kazdy gość to potencjalny klient zostawiający monety w zakładach to i niziołek zwklekał aż namiot się odpowiednio zapełni. Postawili tylko jeden namiot za to spory. I całkiem nieźle sprawdzał się w roli improwizowanej areny.

Na początku, tradycyjnie były walki zwierząt. Dzisiaj te pierwsze walki należały do ptaków. Dokładniej do kogutów. Dwie pary bojowo nastawionych pierzaków stanęło ze sobą w szranki. Aż krew i pióra leciały. A widownia powitała je z radością niemniejszą niż wstęp Theo. Oznaczało to, że wreszcie właściwa część spotkania się zaczyna. A jeszcze spóźnialscy mieli czas dotrzeć na gwóźdź programu czyli walki gladiatorów.

Stawki na walki zwierząt potrafiły być wysokie jednak większość przyszła lub przyjechała tutaj oglądać i obstawiać walki gladiatorów. Niemniej walki kogutów a potem psów nieźle podgrzały atmosferę. Wśród krzyków rozgorączkowanych kibiców można było zapomnieć o tej zimie poza ścianami namiotu. Dało się wyczuć emocje, głównie dziką, nieskrępowaną euforię i złość jaką okazywała widownia. W zależności oczywiście po której stronie był ich faworyt i postawione złoto. W końcu jednak przyszła kolej na główną atrakcję tego spotkania.

- Tak, proszę państwa! Podziękujmy gromkimi brawami te dzielne bestie oraz ich opiekunów! Dostarczyli nam przedniej rozrywki! - Theo wyszedł na środek namiotu gdy pozbierano dogorywającego po właśnie skończonej walce czworonoga zaś obsługa szybko wyrównywała grabiami i łopatami śnieg posypując go piaskiem przed następną walką.

- Czas na naszych dzielnych zapaśników! - zawołał niziołek zapowiadajac pierwszą walkę gladiatorów tego spotkania. Przerwał także dlatego, że widownia powitała to oświadczenie oklaskami, gwizdami i okrzykami zachęty.

- Dziś proszę państwa stanie naprzeciwko siebie dwóch olbrzymów! Tak jest proszę państwa obaj to prawdziwa waga ciężka! Po jednej stronie nasz niedawny debiutant! Kornas! Powitajmy go brawami! Dopiero po pierwszej walce ale za to zwycięskiej! Dla tych co nie widzieli jego ostatniej walki gdy zmierzył się z dzielną wojowniczką z północy oświadczam, że na pewno będzie co oglądać. Ta dzika bestia to prawdziwy rzeźnik! - Theo z werwą zapowiedział pierwszego z zawodników. I na niewielka arenę wszedł łysy mięśniak obnażony do pasa. Kornas rzeczywiście wodził dookoła dzikim wzrokiem i nie do końca wydawał się być świadom co się dookoła dzieje. Albo jakby szukał swojego przeciwnika.

- A jego dzisiejszym przeciwnikiem będzie Oleg Łamacz Karków! Nasz gość z dalekiego Kisleva co brał się za bary z tamtejszymi niedźwiedziami! Też nasz niedawny debiutant, jedna walka na kącie i jedno zdecydowane zwycięstwo! Te dwa ogry dziś rzucą się na siebie i niech wygra lepszy! W wy rzucajcie złotem na zakłady, ostatni moment aby wesprzeć naszą szlachetną instytucję no i wygrać dla siebie nieco złota! - impresario drugiego zawodnika przedstawił równie emocjonująco. Rzeczywiście pod względami gabarytów obaj wyglądali do siebie bardziej dopasowani niż Kornas do Normy. Pod względem masy to były dwie góry mięśni i tłuszczu zwiastujące niespożyte siły. Obaj byli łysi poza kitą na czybku głowy u Olega jaki ten nosił na kislevską modłę. No i długich, sumiastych wąsów w jakich też lubowano się na wschodzie.

A potem obaj zapaśnicy rzucili się do zmagań. Jak się miało okazać to była najdłuższa walka tego spotkania. Nie było to dziwne, nie było łatwo powalić gołymi rekami tak postawnego gladiatora jakim był każdy z nich. Do tego Theo okazał się wyczuciem i nieźle ich dobrał także pod względem umiejętności. Oleg wydawał się nieco częściej trafiać przeciwnika i był bardziej finezyjny. Za to Kornas walczył jak berserker i mało się zdawał zwracać uwage na otrzymane ciosy. Bez skrupułów i wahania npiaerał wciąż na Olega jakby chciał go zetrzeć na pył gołymi rękami i rozerwać na strzępy. Zapomniał się do tego stopnia, że piał przy tym swoim falsetem w okrzykach złości i furii co na przemian zaskakiwało i bawiło publiczność.

Brutalna siła i odporność jaką prezentował Kornas nie była jednak w stanie zmylić bardziej opanowanego Olega. Który raz po raz albo powalał go na zdeptany śnieg, walił w szczękę czy żołądek, podcinał nogę i przewracał czy powalonego próbował okładać czym się dało, od pięści po kolana. Gdyby walkę liczyć na punkty to pewnie Oleg by wygrał. Ale ostatecznie odporność na ból jaką szalone grzybki zapewniły Kornasowi pozwoliła mu przetrwać to wszystko. Kislevita chociaż był silny i wytrzymały do końca pozostał człowiekiem w pełni świadomym więc kolejne ciosy przeciwnika w końcu zmusiły go do uznania jego wyższości. Poobijany i zakrwawiony wreszcie poddał walkę. Kornas jednak wyglądał niewiele lepiej. Oleg stłukł go na kwaśne jabłko. Co więcej chyba miał chęć na jeszcze i widocznie grzybki nadal działały nie przejmując się tym, że walka się własnie skończyłą. Potrzebna była interwewncja obsługi aby wyprowadzić zwyciezcę na zewnątrz.

- Tak, proszę państwa! Zadziwiająca wola walki! Ale zwyciezca może być tylko jeden! I tą walkę wygrywa Kornas! - Theo oficjalnie ogłosił zwycięstwo Kornasa nawet jeśli tego już nie było w namiocie. - Podziękujmy oklaskami obu zawodnikom! Dali wspaniały popis waleczności dostarczając nam nie lada rozrywki! - niziołek klasną w dłonie i widownia też nagrodziła oklaskami i wiwatami obu walczących.

- A teraz coś z całkiem innej beczki! Była waga ciężka to teraz coś z lżejszego i znacznie lżejszego! Panie i panowie, przed wami nasze piękne i dzielne gladiatorki! Panie, prosimy na arenę! Zapraszamy do nas! - impresario gładko przeszedł do kolejnej walki nie dając ostygnąć publiczności. A ta powitała dwie zawodniczki chyba jeszcze owacyjnej niż zapaśników.

- Ta zawadiacka gladiatorka to Norma to Axe! Norma Dwa Topory! Zgadnijcie skąd ta ksywka! - przedstawił wojowniczkę jaka wkroczyła na arenę. Norma była ubrana jak do walki. Hełm z obręczami na oczy i nosalem, kolczuga do połowy ud oraz oba swoje topory po jednym w każdej dłoni.

- Norma debiutowała nam ostatnio podczas zapasów z dzisiejszym zwycięzcą tej dyscypliny! Ale jak widzicie nie tylko w pięściach jest mocna! A więc Norma Dwa Topory! Jedna walka i to przegrana walka! Ale sami właśnie widzieliście Kornasa w akcji! Żaden wstyd i nie przesądza to sprawy! Dajmy dzisiaj jej szansę! A teraz brawa dla Wilczycy z Północy! - zapowiadacz z entuzjazmem przedstawił widowni wojowniczkę z dwoma toporami. Zarówno tym co widzieli jej debiut ze dwa tygodnie temu jak i tym co widzieli ją po raz pierwszy.

- A tutaj przed pańswetm Lissa! Mistrzyni miecza i tarczy! Powitajmy ją oklaskami! Jak państwo pamiętają w swoim debiucie Lissa stoczyła piękną walkę z naszym czempionem! Niestety dla Lissy nie zakoczńyła się ta walka zbyt pomyślnie. Ale dzisiaj ma szansę powtórzyć wówczas okazaną waleczność i formę! Dzisiaj obie zawodniczki mają taki sam dorobek na kącie, jedna walka i jedna przegrana. Dziś jedna z nich będzie mogła poprawić swoje notowania! Ale mam nadzieję, że obie zdobędą wasze sakiewki i serca! - Theo skończył przedstawiać obie zawodniczki wywołując niezmienną euforię publiczności. Odszedł ze środka areny zostawiając go gladiatorkom i walka się zaczęła.

Obie prezentowały się okazale w swoich pancerzach i z bronią w ręku. Wydawały się podobnej budowy więc tutaj też organizatorzy dobrali je w sam raz. Obie miały hełmy i kolczugi. Tylko Norsmenka dzierżyła dwa toproy a Lissa miecz i tarczę. Stylistyka zaś nawiązywała do oddziałów nordlandzkich mieczników którzy używali podobnego uzbrojenia. Zapowiadało to dwie, całkiem odmienne szkoły walki a więc całkiem ciekawie.

Gdy gwizdek sędziego ogłosił początek starcia obie gladiatorki chwilę mierzyły się wzrokiem obchodzac się po czym Norma ruszyła na przeciwniczkę i walka się zaczęła. Początek okazał się bardzo wyrównany. Dało się wyczuć, że obie prezentują podobny poziom wyszkolenia. Walka dwiema brońmi pozwalała na nawałę stali jaka zalewała przeciwnika i gdyby walczyć z kimś kto ma tylko jedną broń mogło to dać takiej Normie sporą przewagę. Jednak solidna tarcza jakiej używała Lissa w sporej mierze przejmowała sporą część ciosów obu toporów więc tarczowniczka musiała mieć niezłą wprawę w jej uzywaniu. A jak któraś z gladiatorek prześlizgnęła się przez zasłonę przeciwniczki to ostrze miecza lub topora dość nieszkodliwie ześlizgiwało się po hełmie albo ogniwkach kolczugi. Krwi i zranień nie było ale wymiana ciosów bardzo się spodobała publiczności. Wciąż trudno było powiedziec która z zawodniczek okaże się górą.

Za to zaraz potem obie trafiły się prawie w tym samym momencie. Norsmenka sieknęła jednym toporem, ten łupnął o tarczę skutecznie podstawioną przez Lissę ale tarczowniczka nie zdążyła się zasłonić ani odskoczyć przed atakiem drugiego topora. Krzyknęła boleśnie gdy wreszcie ostrze z impetem przebiło się przez ogniwka kolczugi, przeszywalnicę pod nią i wbiło się w ciało. Ale nie straciła głowy i jeszcze Norma nie zdążyła ani odskoczyć poza zasięg jej miecza ani dobić kolejnym ciosem gdy ostrze tarczowniczki dźgnęło ją w udo. Teraz Norsmenka krzyknęła ale krótko. Na jej spodniach pojawiły się czerwone zacieki ze zranionego uda ale to ją jakoś nie powstrzymało. Zawyła jak prawdziwa wilczyca i zaszarżowała na tarczowniczkę.

Impet uderzenia był spory ale topór znów dość nieszkodliwie ześlizgnął się po kolczudze Lissy. Tej za to udało się znów zadać jej cios chociaż Norma w ostatniej chwili odskoczyła wiec wbił się tylko sam czubek miecza. Niemniej bok kolczugi skroplił się świeżą czerwienią. To pokazało, że walka wciąż trwa i może się różnie skończyć.

Mimo to toporniczka nie ustępowała i ponownie naparła na tarczowniczkę. Znów doszło do szybkiej wymiany ciosów gdy topory uderzały w tarczę a miecz świstał tuż przed lub obok napastniczki. W końcu jednak trafił Normę w chwilowo odkryty bok ale zamiast się zagłębić w trzewia ześlizgnął się po brzuchu zakrytym resztą pancerza nie czyniąc szkody właścicielce. Za to riposta wojowniczki z północy była szybka i brutalna. Trafiła w obojczyk Lissy jaka jeszcze nie do końca zdążyła wrócić z tego wypadu do przodu do wyprostowanej pozycji. Topór zagłębił się w koczlugę i ciało wywołując krzyk boleści przeciwniczki. Lissa złapała się boleśnie za zranione miejsce i przyklękła na jedno kolano od tego uderzenia. A w końcu rzuciła miecz na zdeptany i zakrwawiony śnieg poddając walkę. Była w tak złym stanie, że zaraz na arenę wbiegli ci z jej zespołu otaczając ją i próbując zbadać jej stan i udzielić pomocy. Wobec tego wynik walki był dość oczywisty.

- Proszę państwa no i mamy zwycięzcę! Norma Dwa Topory wygrywa! Brawa dla zwycięzcy! Ale i podziękujmy także Lissie! Jak widzicie odwagi i umiejętności dziewczynie nie brakuje! Żadnej z nich! Wspaniała walka, podziękujmy im obu i pożegnajmy się z nimi gorącymi brawami! - Theo sprawnie przejął prowadzenie tego widowiska. A jako, że był zbyt niski aby unieść w górę dłoń zwycięzcy to tylko go albo ją wskazywał i wyręczał go w tym jeden z jego ludzi.

Norma chociaż widać było krwawe zacieki na jej spodniach i kolczudze to dała radę zejść sama z areny otoczona przez drużynę Dymitra. Lissie musieli nieco pomóc ludzie z jej zespołu. Powłóczyła nogami jak ją zabierlai podobnie jak dwa tygodnie temu zbierano z zaśnieżonej plaży jej dzisiejszą pogromczynię.

- A teraz to na co wszyscy państwo czekali! Walka weteranów! Wielki finał dzisiejszej areny! Powitajmy brawami Stephena! Dwie walki na koncie i dwa zwycięstwa! Bardzo dobrze zapowiadający się zawodnik! Brawa dla niego! - niziołek w barwnym i rzucającym się w oczy ubraniu zapowiedział pierwszego gladiatora z finałowej walki dzisiejszego spotkania. Na zdeptany śnieg jaki znów został posypany piaskiem wyszedł tarczownik z toporem w dłoni. Był podobnie uzbrojony jak Lissa tylko miał prostokątną tarczę no i toprór zamiast miecza. No i wydawał się masywniejszy niż każda z zawodniczek jaka właśnie zeszła ze sceny. Chociaż chyba nie aż tak jak któryś z zapaśników z pierwszej walki.

- A tu jego przeciwnik! Egon Wielka Grzywa! - zaraz do pierwszego zawodnika dołączył kolejny. - Cztery walki i trzy zwycięstwa! Obaj dadzą nam dzisiaj piękny pokaz walki niczym na pokładzie okrętu podczas bitwy morskiej lub na lądowym polu zmagań! Dwaj uzdolnieni i zaprawieni w bojach tarczownicy jacy zmierzą się ze sobą dla waszej rozrywki mili państwo! Prosze, nagródźmy ich oklaskami i nie skąpcie wdzięków swoich sakiewek! Wszystko idzie przecież na zaszczytny cel organizowania kolejnych walk! Bądźcie hojni! Bądźcie wspaniałomyślni! Bądźcie wspaniali tak jak wspaniali są nasi gladiatorzy! - niziołek wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności a i gorączka finałowej walki sięgnęła zenitu. Z każdej strony namiotu ludzie tłoczyli się i napierali aby zobaczyć jak najdokładniej co się będzie działo. A gdy rozległ się gwizdek walka się rozpoczęła.

Obaj przeciwnicy mierzyli się chwilę wzrokiem. Obaj wydawali się podobnych gabarytów, Egon może był nieco wyższy i masywniejszy. Ale nie na tyle aby to zapowiadało jakąś realną przewagę w walce. Obaj byli w podobnym pancerzu, obaj mieli topory i tarcze. Zapowiadało się więc na wyrównaną walkę. Ta jednak okazała się chyba najkrótsza ze wszystkich. Chociaż początkowo nic na to nie zapowiadało.

Walka zaczęła się w prawie lustrzany sposób. Obaj wojownicy natarli na siebie i wymienili ciosy. Wydawało się, że Egonowi nie uda się trafić przeciwnika ale gdy tamten się zamachnął swoim toporem to brodaczowi udało się go trafić w odkryty biceps. Jednak ostrze topora ześlizgnęło się po pancerzu. I prawie jednocześnie Stephenowi przytrafiło się to samo więc Egon poczuł siłę oderzenia na swoim ramieniu ale nie topór przeciwnika tylko się po nim ześlignął.

Obaj odskoczyli od siebie przed kolajną wymianą ciosów słysząc swój oddech i obserwując spod hełmu. Po czym natarli ponownie. Tym razem jednak bogowie wojny bardziej sprzyjali Egonowi. Jego topór przebił się przez zaśłonę przeciwnika i trafił go w pierś. Stephen krzyknął boleśnie uginając się od siły ciosu ale mimo to nie upadł. Chociaż trafienie musiało być silne. Nawet sam trafił Egona ale znów ostrze topora tylko rozorało szlak w pancerzu kultysty i poza tym nie uczyniło jemu samemu krzywdy.

Po tym trafieniu widać było, że Stephen słabnie. Ciężko dyszał ale nie rezygnował z dalszej walki. Uderzył toporem w tarczę dając znać, że dalej jest w bojowym nastroju. I obaj zmierzyli się ponownie. Kolejna wymiana ciosów okazała się decydująca. Egonowi udało się powtórzyć sukces pierwszego trafienia. Topór sieknął ponad górną krawędzią tarczy Stpehana i przebił się przez pancerz gdzieś przy jego obojczyku. Ale prawie jednocześnie drugiemu gladiatorowi udało się zdzielić Egona w bok. Poczuł jak toprór tym razem przebija się przez jego pancerz, skórę i mięśnie na boku. Krzyknął boleśnie ale jednak to nie wyhamowało jego żądzy walki. Mimo zranienia był w znacznie lepszym stanie niż jego przeciwnik po kolejnym trafieniu już ledwo trzymał się na nogach. I chyba sam doszedł do podobnego wniosku bo rzucił swój topór na zdeptany i zakrwawiony śnieg poddając resztę walki.

- I tak proszę państwa! Mamy zwycięzcę! Walkę wygrywa Egon Wielkogrzywy! Brawa dla tego wspaniałego wojownika! Ale nie zapominajmy też o Stpehanie! Obaj nam dostarczyli wspaniałego widowiska! No ale zwycięzca może być tylko jeden! Więc jeszcze raz, brawa dla zwycięzcy! - korpulentny niziołek zaczał bić brawo jak zwykle zachwalając obu zawodników ale tego co akurat wygrał bardziej. Obu widownia nagdodziła oklaskami i okrzykami zachęty i podziwu.

Wkrótce potem skoro było już po walkach Theo jeszcze zachęcał do kolejnych wizyt w ich małym, dyskretnym przedsięwzięciu dla gości o wysublimowanym smaku. Jeszcze trochę trwało rozliczenie zakładów i zwyczajowe rozmówki na gorąco po walkach. Umawianie się na kolejne spotkania czy komentowanie kogo i czego się tylko dało. Jednak widać było, że wraz zachodzącym słońcem kończy się też kolejna arena. Jej obsługa zaczeła zwijać rozstawiony z takim mozołem namiot a widownia zaczęła się rozchodzić i rozjeżdżać kierując się w stronę niewidocznego jeszcze miasta.


Egon



- No. Nieźle ci poszło. Ledwo się trzymał na nogach, jeszcze o włos i byś go załatwił na zawsze. - skomentował Silny jaki pokazał się jeszcze przed walkami. I niejako razem z Hansem stanowili świtę Egona podczas przygotowań do walki czy zwykłego czekania na nie. A także potem po nich.

- Trochę ci przyłożył. Ale wyjdziesz z tego. Niewiele ci to zrobiło. - uznał w końcu mięśniak też zaprawiony w najróżniejszych bójkach i walkach gdy po zdjęciu pancerza i odsłonięciu torsu obejrzał sobie ranę na prawych żebrach Egona. Zranienie rzeczywiście nie było zbyt poważne. Ale pewnie z parę dni minie zanim się zagoi. Na razie trochę piekło i pulsowało, zwłaszcza jak się schylał albo zginał ale to był drobiazg.

- To jak już jesteś gotowy to chodź. Musisz poznać resztę paczki. Musimy zasuwać do portu. Chyba dasz radę iść co? Trochę późno się zrobiło. O zmroku już powinniśmy być w porcie. - oznajmił mu Silny zerkając na niebo. Te było nadal zachmurzone jak w południe gdy tu przyszli. Ale wiatr znacznie osłabł więc zniknęła ta zamieć jaką wytwarzał. Ale dzień się kończył więc jak tak dosłownie mieliby być o zmierzchu w porcie to czekał ich intensywny marsz a i tak nie było pewne czy zdążą. Po drodze mieli za to okazję pogadać. Silny był zachwycony dzisiejszymi walkami a zwłaszcza walką Egona ale też zdradzał ekscytację jak wreszcie przedstawi kolegę reszcie jego znajomym. Z których zresztą i tak większość z nich gladiator poznał w ciągu kilku ostatnich dni. Garbaty Strupas, młodzieńczy Sebastian, czarnowłosa Versana która zresztą też była na tych walkach, pulchny Kornas który jednak dostał solidny łomot podczas swojej walki i teraz nie wyglądał najlepiej. Chyba gorzej niż na świeżo po walce. Podobnie jak Vasilij. Ten z kolei wracał z pół tuzinem swoich zbirów.



Vasilij



Walki poszły po myśli Vasilija. Postawił 100 monet na Egona. I wygrał! Obaj wygrali! Egon walkę a Vasilij złoto. Wracał więc do miasta i był ponad pół setki monet do przodu niż gdy tu szedł. Miał więc powód do satysfakcji.

Podczas walk i po nich spotkał sporo znajomych twarzy. Wiele z nich widziało go po raz pierwszy od paru tygodni więc jak już to w ciągu kilku ostatnich dni zaliczył, pytali się co się z nim działo i czemu tak nagle zniknął. A jak już znów brnęli przez te zaspy przez las w stronę niewidocznego jeszcze miasta to się zorientował, że przez tą zawieruchę jaka panowała w południe sama arena pewnie trwała tyle co zazwyczaj ale jednak przesunęła się w czasie. Tak bardzo, że jesli zbór by się zaczał jak zwykle to mogli się na niego spóźnić. Pocieszające było, że nawet jakby tak było to widział tutaj jeszcze Versanę i Silnego. Mieli to samo zmartwienie. Versana może nawet większe bo Kornas jakoś dziwnie osłabł jak już było po walce. Wyglądał gorzej niż tuż po. Stało pod znakiem zapytania czy zdoła o własnych siłach wrócić przez te zaspy do miasta, zwłaszcza we wskazanym czasie.



Versana



Pod względem zakładów mogła czuć satysfakcję. Każda z trzech głównych walk pozwoliła jej na około 50% zysk. Wracała więc z zauważalnie cięższą skrzyneczką monet niż jak w południe brnęła przez zaspy aby zdążyć na te walki.

Theo też jakoś jej raczej nie zawiódł. Obejrzał te cztery dziewczęta jakie mu pokazała, pokiwał głową, powiedział im coś miłego ale w końcu nie stracił głowy do interesów. Uznał, że mogą być jako kelnerki i takie maskotki imprezy. Jakby chodziły z drinkami wśród widowni jak kelnerki właśnie no to by mogło być. Trunki dla gości co prawda mieli no ale takie atrakcyjne ślicznotki jakby dodatkowo je roznosiły no mogłoby być ciekawiej i zyskowniej. Więc jak to z kelnerkami bywa ich napiwki to ich sprawa, nie zamierzał tutaj ingerować. Trunki zapewniał od siebie więc dziewczyny musiałby tylko je roznosić. Każdej mógł płacić po monecie za taką pracę. Co jak jeden dzwon chodzenia z tacą wcale nie było tak mało.

Zaś co do łączonych walk czemu nie ale to wymagało zorganizowania. I pewnie większej ilości zawodników, odpowiednio dobranych pod względem dorobku walk i zwycięstw, sprzętu i umiejętności. Co więcej nie było wcale pewne, że taka walka 2 na 2 czy 3 na 3 potrwa odpowiednio długo jak 2 czy 3 oddzielne walki. Byłoby niezbyt dobrze jakby w pół pacierza było po walce. Jak dzisiaj choćby pojedynek Egona i Stephana, chociaż widowiskowi to jednak krótki. Co oznaczało, że poza taką łączoną walką nadal by trzeba mieć chociaż jedną czy dwie inne. A to już oznaczało jakąś dziesiątkę, może tuzin gladiatorów na jedno spotkanie. Czyli prawie dwa razy więcej niż dzisiaj. Więc organizacyjnie to bardzo komplikowało wszystko a wynik pod względem zakładów nie gwarantował, że taka inwestycja się zwróci. Pod każdym względem to wymagało przygotowań, także urobienia publiczności. Więc chociaż ostatecznie Theo się zgodził to nie wiadomo było kiedy się uda zorganizować coś takiego.

Zaś po walkach Versana stanęła przed nie lada wzywaniem. Raz, że zrobiło się dość późno. Pochmurny dzień już się kończył. Ta zawierucha w południe wyraźnie opóźniła całe widowisko. I teraz było realne ryzyko, że nie zdążą do portu na zbór. Przecież to było jakieś kilka pacierzy marszu przez zaspy. A do tego efekt grzybków sprawił, że po walce Kornas może nie leciał im przez ręcę no ale ledwo trzymał się na nogach. Właściwie tylko na piątkę dziewcząt jakie miała do dyspozycji mogła liczyć. Chociaż widziała wśród powracających do miasta gości także Vasilija z jego zbirami oraz Egona i Silnego.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



Egon, Vasilij, Versana



- Bardzo przepraszam, dopiero skończyłam służbę, przybiegłam tak prędko jak to możliwe. - drzwi do ładowni skrzypnęły otwierajac się i do środka szybko weszła spóźniona Łasica. Jak się mogła zorientować Versana po jej ciężkiej, zimowej sukni jaką łotrzyca wkładała gdy zwykle szła lub wracała od van Hansenów pewnie tak właśnie było. Zresztą o tej porze zwykle kończyła.

- No to teraz już mamy komplet. - za Łasicą wszedł Kurt który wyszedł aby sprawdzić kto się dobija do burty. Mogli się spodziewać, że to ona bo tylko jej brakowało. No i mistrza. A tak to jak przysła spóźnialska rzeczywiście byli w komplecie jakim już od dawna nie udało im się zebrać.

- Widzę dzisiaj dzień spóźnialskich. - Karlik nie ukrywał swojego niezadowolenia z takiego obrotu spraw. Właściwie mniej lub bardziej spóźnili się wszyscy co pojechali za miasto na arenę. Gdyby ta odbyła się zgodnie z planem pewnie na spokojnie zdążyliby wrócić do miasta przed zmierzchem o jakim zwykle zaczynało się spotkanie kultystów na starej łajbie. Ale pogoda jednak spowodowała kłopoty nie tylko Theo i zwolennikom areny. Na szczęście spóźnienie na spotkanie w porcie nie było zbyt rażące. W końcu w świecie gdzie czas odmierzały dzwony świątyń i rytm słońca to pacierz w tą czy w tamtą nie robił zwykle większej różnicy. A mniej więcej chociaż większość była nieco później niż zwykle to jednak bez przesady. I okazało się, że to Łasica przyszła ostatnia.

- To idę po Mistrza. - mruknął Karlik powstając z ławy aż ta zatrzeszczała i ruszył do przeciległej grodzi ładowni, tej od strony dziobu, skąd zwykle wychodził ich mistrz. I to właśnie grubas zwykle go zawiadamiał, że jest komplet i w ogóle jako jego prawa ręka to pośredniczył między nim a resztą zboru. Tym razem jak arenowicze przybyli na miejsce to tylko on, Sebastian i Strupas byli już na miejscu czyli mniej więcej o czasie. Nie było się co dziwić, że się irytowali lub niepokoili tym opóźnieniem.

- Znów się gdzieś puszczałaś? - Silny nie odmówił sobie zgryźliwości pod względem swojej tradycyjnej przeciwniczki w ich grupie. Zwłaszcza jak tak ewidentnie zawaliła sprawę z tym spóźnieniem a jak dopiero weszła nie mogła wiedzieć, że spora część zboru była niewiele przed nią.

- Tak. Całą noc. Ale nie z tobą. I dziś wieczorem zamierzam to powtórzyć. Ale nie bój się, też nie z tobą. - Łasica odwdzięczyła mu się pseudosłodyczą i podobnym uśmiechem gdy zajmowała swoje miejsce obok Versany. Pozwlajac sobie na szybką ripostę póki Karlik i mistrz byli poza zasięgiem słuchu. Udało jej się wpienić Silnego bo ten spiął się jakby się zastanawiał czy ją czymś nie rzucić albo po prostu podejść i trzasnąć. Ale za to skrzypnęły drzwi od strony dziobu i do środka weszła jakże znajoma a jednak tejemnicza, zamaskowana postać. A zaraz za nim grubas który był jego prawą ręką.

- Mistrz przybył. - oświadczył Karlik zamykając drzwi na korytarz i niejako dopełniając oficjalnej ceremonii powitania. A kultyści zgodnie z tą ceremonią powstali i skłonili głowy przed Starszym w okazaniu mu szacunku.

- Witajcie, witajcie moje dzieci. Tak się cieszę, że was widzę i to tak licznie! I widzę twarze nowe i te dawno nie widziane! Witajcie bracia, witajcie! Czujcie się jak u siebie w domu! - mimo maski na twarzy i nieco dziwnego pogłosu jaki wydawała głos zamaskowanego mężczyzny był ciepły i serdeczny. Zwracał się do zboru jak dobry ojciec, opiekun, nauczyciel i gospodarz. Rozłożył ramiona jakby chciał objąć ich wszystkich bez względu na to jak bardzo różnili się od siebie.

- Cieszy się moje serce i oko, że widzę was wszystkich, tak różnych a tak podobnych! Wszyscy mamy ten sam cel i tych samych wrogów! Wszyscy jesteśmy rodziną! Tylko sobie możemy zaufać, powiedzieć prawdę i liczyć na siebie. Na tych fałszywych przyjaciół i rodzinę spoza naszego kręgu niestety nie możemy na nich za bardzo liczyć. Zbyt często nas zawodzą! Rozczarowują! Zabiliby nas bez zmrużenia okiem jakby dowiedzieli się o tym kim naprawdę jesteśmy! Nie dajcie się zwieść fałszywym uśmiechom! Słodkim słówkom! Pustym obietnicom! Oni wszyscy są przeciwko nam! Możemy liczyć tylko na swoich braci i siostry którzy są z nami tutaj dzisiaj! - Starszy potrafił przemawiać niczym prawdziwy kaznodzieja czy zawodowy mówca. Porwać ze sobą i przekonać do swoich racji. Zwłaszcza jak wiedzieli, że mówi prawdę. Gdyby sąsiedzi i znajomi dowiedzieli się o tych spotkaniach i prawdziwej wierze jaką wyznawali to powiadomiliby władze lub łowców czarownic. A koniec byłby pewnie w izbach tortur lub na stosie ku uciesze gawiedzi i przestroga dla innych.

- Moje dzieci! Nie jesteśmy sami! Jesteśmy otoczeni przez wrogów jacy pragną naszej klęski! Naszej zagłady! Ale nie jesteśmy sami! Wspiera nas prawdziwa potęga spoza tego świata! Nie pochdząca od tych fałszywych bożków czczonych przez ciemne masy! Nie miejsce im za złe, to indoktrynacja wpajana w domach i świątyniach od małego zrobiła swoje! niestety te ciemne masy posłyszne tym nakazom nie tolerują takich jak my! Dlatego musimy się dzisiaj ukrywać! Dzisiaj! Ale pewnego dnia to my będziemy górą! To my będziemy żądzić tym miastem! Będą klękać u naszych stóp, zabiegać o naszą łaskę i względy! Będą nas wywyższać i potęgę jakiej służymy! Będziemy mieć świątynie i ołtarze w środku miasta a nie gdzieś po jakichś skrytkach i dziurach! Tak właśnie będzie i ten dzień powoli ale zbliża się nieuchronnie! W końcu zniszczymy wszelkie przeszkody jakie stanął nam na drodze! - Starszy preorował dalej a brzmiało to bardzo kuszaco. Obietnica, że kiedyś będą rządzić tym miastem tak jak teraz muszą ukrywać przed nim swoje prawdziwe oblicze. Jego dzieci słuchały tego z zapartym tchem, kiwali głowami, mamrotali swoje poparcie i patrzyli z rozgorączkowanymi oczami.

~ Ja bym chciała mieć jakieś ślicznotki u swoich stóp. Najlepiej nagie i błękitnokrwiste. ~ Łasica skorzystała z okazji i cichutko szepnęła na ucho Versanie przy okazji wsadzając sobie jej dłoń w swój cieplutki podołek.

- Nie mogę się doczekać. Wyprułbym flaki całej straży miejskiej. - syknął mściwie Silny cicho uderzając pięścią w blat stołu. Jego niechęć, wręcz nienawiść jaką żywił do przedstawicieli prawa była powszechnie znana. Życie ulicznika zdecydowanie stawiało go na kursie kolizyjnym z jego przedstawicielami.

- Tak, dokładnie tak moje dzieci. Spójrzcie! Ty tylko koza. Czarna koza, ciemne bydło! Takie samo jak to jakie nas otacza na co dzień! - na dany znak Karlik wyszedł dyskretnie z ładowni i wrócił prowadząc czarną kozę na postronku. Rogate zwierzę patrzyło na zebranych i resztę ładowni orzechowymi oczami becząc żałośnie. Może z powodu krwawych znaków jakie wycięto na jej skórze. Znaki były różne i nie wszystkie czytelne dla wszystkich. Ale jednak każdy z kultystów mógł rozpoznać tradycyjne symbole Mrocznej Czwórki. Trzy krwawe koła pomiędzy trzema rozchodzącymi się strzałkami Papy Nurgla. Trochę kanciaste koło ze jakby półkolem księżyca jakie wychodziło z niego Księcia Rozkoszy. Dziwny zawijas symbolizujący zmienną naturę Pana Zmian. Oraz kanciasta runa pasująca do Krwawego Boga. Jedynie dla Egona który nie był zaznajomiony z tą symboliką jedynie ośmioramienna gwiazda Chaosu była rozpoznawalna. Bo nią straszyli kapłani i urzędnicy po świątyniach i ulicach to była powszechnie znana jako wspólny symbol zła.

- Tak drogie dzieci! Powstańcie! Powstańcie z okowów i zbliżcie się! Chodźcie do mnie! - zachęcał mistrz ceremonii wzywając swoich wiernych słowem i gestem. Poczekał aż wszyscy wyjdą zza stołów i zbliżą się do niego na środek ładowni.

- Wbijcie nóż w serce wroga! Zniszczcie go! Zniszczcie swoje wahania i słabości! Nie okazujcie łaski! Tak jak oni nie okazują łaski nam! Albo my albo oni! Nie ma innej drogi! - w euforii Starszy wyjął skądeś nóż jaki zawsze przy sobie nosił ale prawie nigdy go nie dobywał.




https://i.pinimg.com/originals/51/7f...88e8fa29a7.jpg

Nóż nie wyglądał jakoś rewelacyjnie. Raczej jak jakaś samoróbka. Ale jednak Starszy chociaż pewnie mógł sobie pozwolić na bardziej elegancki oręż to jednak jakoś wciąż używał tego prostego ostrza. A ostrze pomimo prymitywnego wyglądu sprawdzało się idealnie do swojej roli noża rytualnego.

Starszy z impetem wbił nóż w serce zwierzęcia jakie zameczało żałośnie. Zachwiało się i zaczęło się słaniać. Gdy ostrze wypuściło ranę na deski pokładu chlusnęła gorąca krew. Po czym Starszy przekazał nóż Karlikowi i teraz ten zamachnął się i dźgnął ofiarę symbolizującą otaczających ich wrogów. A potem przekazał nóż dalej. Każdy musiał złapać za zakrwawiony nóż i zadać chociaż jedno uderzenie dogorywającemu stworzeniu. Dać upust tym wszystkim lękom i strachom jakie wiązały się z ich tajną działalnością i pozwolić sobie na kontrolowany wybuch emocji.


---



Emocje wreszcie zaczęły padać. Zakrwawiona ofiara leżała w kałuży krwi na środku podłogi. A grupka mężczyzn i kobiet śmiała się i żartowała po tym krwawym oczyszczeniu. Każdy kto brał udział w tej wspólnej celebracji mógł się czuć bratem i siostrą z innymi którzy mieli podobnie skrwawione ręce i związani byli niewidzialnymi więzami wspólnej tajemnicy. Ten wspólny rytuał powtarzał się co miesiąc chyba, że trafiały się wyjątkowe okazje. Ale jeśli nie to zwykle odprawiali te krwawe modły w ostatnie spotkanie w miesiącu. Albo pierwsze jeśli to nie było możliwe.

W końcu więc znów zasiedli do stołu wcześniej symbolicznie umywając dłonie z krwi. Zaczęła się wspólna wieczerza. Okazja by się spotkać wspólnie i porozmawiać. A co dla niektórych także aby się najeść i napić nie na swój koszt. Rozmowy były dość trywialne, ot jak to zwykle się ludzie nie widzieli przez cały tydzień i byli mniej lub bardziej ciekawi co się u kogo działo przez ten czas. To pomagało nawiązać lub utrwalić więzi, omówić różne sprawy niekoniecznie związane z kultem i zwyczajnie pogadać.

Starszy najwięcej zainteresowania okazywał dwóm nowym. Czyli Vasilijowi co co prawda nie był nowy ale jednak pojawił się znienacka parę dni temu równie nagle jak bez ostrzeżenia zniknął kilka tygodni temu. Starszy więc był ciekaw co się stało i dlaczego. Życzliwie o to pytał jak rodzić swojego syna który wrócił o wiele później niż powinien. No i Egonem. Który do tej pory jawił się głównie z opowieści Silnego a chociaż w ciągu ostatnich paru dni większość towarzystwa zdążyła go poznać to on sam był tutaj po raz pierwszy. I pierwszy raz miał okazję zobaczyć to całe towarzystwo w jednym miejscu na raz oraz poznać ich mistrza.

A gdy już wieczerza miała się ku końcowi Starszy wstał od stołu i swoim zwyczjem zaczął się przechadzać po ładowni co oznaczało, że czas omówić zasadnicze sprawy kultu. Oczywiście zaczął od głównego zadania jakie było wspólne dla całego zboru czyli kazamat i uwięzionej tam kobiety.

- Chyba wszyscy wiemy, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki i priorytetowa przed wszystkimi innymi. Nic nie jest ważniejsze od tego. Niech prywata nie przysłoni wam serc i umysłów. - zaczął zamaskowany mistrz patrząc spoza wizjerów swojej maski na siedzących za stołami członków zboru. Nie było to dziwne bo od paru tygodni tak się właśnie zaczynała ta część spotkania. A nawet Vasilij i Egon co dopiero co dołączyli do tej sprawy coś już o niej wiedzieli a nawet brali udział w ten lub inny sposób.

- Czy mamy jakieś postępy w tej sprawie? - mistrz spojrzał na swoje dzieci dając znak, że czas aby zdać raport z postępów jakie poczynili od zeszłego tygodnia.

- No to nam się udało z Egonem wjechać do kazamat. Tym wozem od Karlika. Strażnicy dalej nas pilnują i jeden jedzie z nami wozem ale jak rozładowujemy wozy to już nie. On zostaje przy wozie. A ostatnio to Egon nosił do środka a ja zostałem przy wozie to ten strażnik został właśnie przy wozie. - Silny wyrwał się pierwszy aby się pochwalić tym osiągnięciem. Klepnął siedzącego obok gladiatora aby podkreślić, że brali obaj w tym udział więc nie na darmo tak wcześniej zachwalał kolegę przed resztą zboru.

- Dobrze. Bardzo dobrze. Cieszy mnie to. Postarajcie się wzbudzić ich zaufanie. Bez wyskoków, pyskówek. Bądźcie życzliwi i pomocni. Coś trzeba pomóc to pomóżcie. No wiecie, tak aby wasze twarze i imiona nie kojarzyły im się z niczym złym. - zamaskowany lider zgrupowania przyjął to spokojnie i poradził jak widzi udział kultystów w tej cotygodniowej dostawie prowiantu do miejskich lochów.

- A czy sprawdzają te beczki i worki co tam wieziecie? Zaglądają do nich? - Starszy zadał pytanie Silnemu, a właściwie im obu. Ale Silny kręceniem głowy dał znak, że nie. I jak wiedział Egon rzeczywiście strażnicy zdawali się ich traktować już dość rutynowo. Jak pierwszy raz byli no to Silny jeszcze musiał się trochę nagadać i natłumaczyć skąd ta zmiana w obsadzie wozu ale jak byli tam parę dni temu to już raczej bez sensacji. A orków i beczek nie sprawdzali. Ot któryś podszedł do wozu i zajrzał co tam mieli na pace i tyle. Pewnie ten co jeździł z nimi do kuchni też mógł sobie oglądać wóz do woli ale raczej chyba nie grzebał tam przy ładunku.

- To my z Ver mamy coś lepszego! - Łasica wystrzeliła się jakby dla równowagi sama też chciała się pochwalić jakimś osiągnięciem w tej sprawie. Silny obrzucił ją gwałtownym spojrzeniem jakby znów się zastanawiał czy ją rzucić czy wstać i podejsć aby załątwić sprawę od ręki no ale jak mistrz gestem udzielił jej głosu to się pohamował.

- My z Ver odkryłyśmy nową drogę. Przez śmieciarzy co zabierają odpadki raz na tydzień. Tutaj to Ver pewnie to lepiej opowie. Ja tylko dodam, że zdołałam zaprzyjaźnić się z nocną obsadą wieży i nawet myślę, że załatwiłam wejściówkę dla jakiejś fajnej koleżanki co by też tak marzła jak ja i chciała się u tych dzielnych wojaków ogrzać. - zaćwierkała radośnie wskazując na siedzącą obok przyjaciółkę i bez skrępowania przyznając się do sukcesów w zakresie penetracji zdawałoby się nieprzeniknionych kazamatów. Gest Starszego dał jednak znak aby oszczędziła sobie pikantne szczegóły i przeszła do istotniejszych rzeczy.

- No a najlepsze to mam wieści z ostatniej chwili. Dostałam pracę w kazamatach! - obwieściła radośnie podskakując na ławie i śmiejąc się radośnie. Wieści były tak zaskakujace, że zebrani popatrzyli na siebie i na nią nieco z konstenracją.

- Możesz to rozwinąć moje dziecko? - zapytał uprzejmie Starszy dając znać, że wolałby wiedzieć coś więcej.

- Tak. Więc skracając to ten nasz nowy znajomy co z nim gadałyśmy z Ver to pogadał ze swoim znajomym i tak dalej i w końcu okazało się, że w kazamatach jednak przydałby się nowy kuchcik. Bo ktoś im tam wypadł z obiegu czy co. I zgadnijcie o kim przypadkiem pomyślał, że mógłby się nadać? Więc od Wellentag od rana będę zasuwać w kazamatowej kuchni! Specjalnie dzisiaj poszłam po robocie do znajomej aby zapytać czy coś wiadomo no i to mi właśnie powiedziała! Dlatego się troszkę spóźniłam. - Łasica wywaliła jaki był powód jej spóźnienia no i jak to wyszło z tą pracą w kazamatach. A poza Versaną co była po części wtajemniczona w te negocjacje to dla reszty była to nowość.

- Ależ to rewelacyjna wiadomość! Brawo! Brawo moje panie, świetna robota! Właśnie o to chodzi! - Starszy z miejsca pojął jakiej rangi są to wieści i nie omieszkał pochwalić obie autorki tego sukcesu.

- Heh. To jakby lisa nająć do pilnowania kurnika. - prychnął rozbawiony Karlik kręcąc z niedowierzaniem swoją wielką głową.

- To moje drogie dziecko to samo co mówiłem twoim braciom. Bądź grzeczna i nie wyhylaj się. Bądź niezastąpiona. By nikomu nie przyszło do głowy, że jesteś tam zbędna albo, że to zastępstwo tylko na parę dni. - powiedział Starszy tonem dobrej rady i wskazał na Silnego i Egona którym przed chwilą mówił coś bardzo podobnego.

- No nie wiem na ile. Dopiero w Wellentag rano się dowiem jak tam pójdę. A van Hansenowie mogą mnie cmoknąć. Powiem, że się pochorowałam czy coś. - Łasica pokiwała gorliwie swoją granatową głową dając znać, że jest chętna do wszelkiej współpracy w tej materii.

- Dobrze, czy jeszcze coś w sprawie kazamat? Albo innych? - Starszy zapytał siedzące przy stołach postacie czekając na inne zgłoszenia tak w sprawie głównej jak i pomocniczej. Karlik chwilę odczekał sprawdzając czy temat główny mają już omówiony po czym wstał i zaczął nowy gdy mistrz dał mu znak, że może.

- Jak pewnie wszyscy wiecie parę dni temu dokonaliśmy wymiany pewnego niezwykłego towaru w dokach. - zagaił na towarzystwo. O tym wszyscy nawet jak nie brali osobistego udziału to o tej wymianie słyszeli. Więc zdziwienia raczej nie było.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-04-2021, 23:50   #248
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.01.31; agt (7/8); wieczór (2/2)

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, cisza, jasno, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



Egon, Vasilij, Versana (ciąg dalszy)




- Jak pewnie wszyscy wiecie parę dni temu dokonaliśmy wymiany pewnego niezwykłego towaru w dokach. - zagaił na towarzystwo. O tym wszyscy nawet jak nie brali osobistego udziału to o tej wymianie słyszeli. Więc zdziwienia raczej nie było.

- To był tylko pierwszy krok. Kapitan mówił, że ma tego więcej. I mniej więcej jesteśmy umówieni na większą partię towaru. Aaron potwierdził jego autentyczność. Ale no nie oszukujmy się, to będzie chodziło o grube karliki. Mnie się udało zorganizować już część sumy ale jeszcze sporo nam brakuje. Dlatego byłbym wdzięczny za finansowe wsparcie w tym projekcie. Co łaska, niech każdy da ile może i uzna za stosowne. Każdy grosz nas wspomaga. Możecie teraz ale jeśli nie macie wystarczy, że przyniesiecie tutaj w ciągu paru następnych dni. Operację dobrze by było sfinalizować przed kolejnym zborem. - Karlik może nie był tak wyśmienitym mówcą jak ich lider ale mówił czytelnie, spokojnie i składnie. Starszy dał mu pełne poparcie w tym projekcie i pochwalił go za ten ogromny wkład jaki ich logistyk wkładał w całe finansowe i materialne zaplecze ich rodzinnej grupki. Sam dał przykład i wrzucił do skrzyneczki jaką trzymał Karlik sakiewkę jaka przyjemnie zabrzeczała o jej dno. Grubas puścił ją w obieg na te datki aby każdy mógł tam coś wrzucić. Ale, że większość mogła nie mieć przy sobie czegoś zbyt wartościowego to jeszcze można było wesprzeć ten szczytny cel w ciągu paru najbliższych dni. Jako, że większość z ich grupki do zbyt majętnych osób nie należała to i większosć datków była symboliczna. Łasica co dopiero wracała ze służby u van Hansenów nie miała przy sobie nic wartościowego to wrzuciła tylko kilka monet. Podobnie Aaron i Sebastian. Zawodowy żebrak Strupas miał minę jakby wolał coś zabrać z tej szkatułki niż zostawić. Silny co wygrał nieco grosza na właśnie zakończonych walkach z uśmieszkiem wyższości wrzucił znacznie więcej niż cała trójka spoglądając triumfalnie na Łasicę.


Po tych wspólnych celach przyszła kolej na indywidualne. I jak to zawsze bywało zaczęły się prywatne rozmowy poszczególnych członków kultu ze swoim mistrzem. Najpierw spacerował z Karlikiem omawiając coś przyciszonymi głosami gdy reszta znów mogła zająć się sobą i swoimi sprawami czekając na swoją kolej. Potem przyszła kolej na Silnego i Łasicę co byli w grupie prawie najdłużej i stali wyżej w hierarchii niż nowsze koleżanki i koledzy. Jedynym który prawie nigdy tak nie rozmawiał ze Starszym był Kurt. Po częsci może z powodu jego nogi ale zapewne jak podejrzewano skoro stary bosman wszystkich wpuszczał i wypuszczał z pokładu to pewnie tak samo było ze Starszym i wówczas mieli okazję ze sobą porozmawiać. W końcu przyszła kolej i na młodszych stażem członków zboru.


Versana



- Widzę, że wasza znajomość z Łasicą weszła na wyższy poziom. Dobrze. Bardzo dobrze. Musimy się wspierać nawzajem, cieszy mnie, że tak wybornie układa wam się współpraca. - jak przyszła kolej na Versanę to Starszy był już po rozmowie z Łasicą i zaczął właśnie od pochwały za tą wzorcową wspópracę jaką ze sobą podjęły.

- Cieszy mnie też, że tak poważnie potraktowałyście sprawę kazamat. Właśnie dzięki takim działaniom zbliżamy się do celu. Krok po kroczku ale zbliżamy się. Liczę, że doświadczenie i talent Łasicy będzie w sam raz do zbadania tych lochów. - jeszcze raz okazał swoje zadowolenie w sprawie dla zboru najistotniejszej. Czyli wyrwania tej uwięzionej kobiety na wolność.

- Jest też sprawa naszej nowej koleżanki. Wkrótce zamierzam się z nią spotkać aby poznać ją osobiście. Jakie jest twoje zdanie na jej temat? - zapytał o blondwłosą pannę van Dyke. Zapytał krótko i dał znać, że daje okazję aby się mogła swobodnie wypowiedzieć na ten temat.

- Jeśli miałaby do nas dołączyć to już zapewne nie do obecnej grupy. Tylko do tej nowej o jakiej rozmawialiśmy poprzednio. Tej jaką mam nadzieję pokierujesz i pewnie będzie skoncentrowana wokół owego teatru co ma powstać Wyborny pomysł! Idealne łowisko wśród samych szczytów władzy. Dlatego dołóż wszelkich starań aby ten projekt udało się zrealizować. Całkiem inaczej się działa w mieście na jakim ma się przyjaciół na wysokich stołkach. Z Łasicą już rozmawiałem na ten temat i widzę, że pojęła w czym rzecz. Niestety chociaż ona ma wiele zalet brakuje jej solidności i stabilności jaką powinien się cechować przywódca. Ty zaś masz tendencje do zbytniego komplikowania prostych spraw i przerost wiary we własne możliwości. Dlatego myślę, że tak dobrze we dwie się uzupełniacie. I dlatego o tej nowej nie rozmawiajcie z resztą towarzystwa. Jak mówię, jak już by się przyjęła to raczej w tej nowej komórce. Ten nowej też nic nie mówcie o “Adele” ani tej grupie. To mają być kompletnie oddzielne komórki. Tylko ty, Łasica i Karlik o tym wiecie. Reszcie ani słowa. - mówił równie cicho co szybko. Jakby usta nie nadążały mówić za potokiem myśli jakie. Niejako potwierdził pomysł z poprzedniego zboru o utworzeniu nowej komórki i jakby Pirora miała zostać przyjęta do rodziny to w niej właśnie widział jej miejsce.

- A poza tym jak się mają inne sprawy? - skoro tyle się nagadał to był też ciekaw innych spraw jakie dotyczyły młodej wdowy. Zwłaszcza, że zwykle było ich całkiem sporo.



Vasilij



- To co chciałeś? W tej kartce. - gdy Vasilij z innymi czekał na swoją kolej rozmowy ze Starszym zagaił go Strupas przypominając, że prosił go o spotkanie. A koniec końców obu im wyszło, że najłatwiej to już będzie spotkać się tutaj na łajbie. Ale skoro byli to śmierdziel był ciekaw powodów jakie zmusiły kolegę do szukania kontaktu z nim.

- Cieszę się, że wróciłeś do zdrowia Vasiliju. Martwiliśmy się o ciebie. Tak zniknąłeś bez słowa. Myślę, że powinniśmy pomyśleć o jakiejś komunikacji w razie gdyby taka sytuacja miała się powtórzyć. Przecież ci twoi chłopcy nie muszą wiedzieć co przenoszą za wiadomość w papierku do jakiejś karczmy czy innego takiego miejsca. A nam by wiele zmartwień oszczędziła taka krótka wiadomość. Słyszałem, że już odebrałeś swoje gołębie? No tak, dobrze, właśnie tak. No to też jedna z takich możliwości komunikacji. - mistrz zagaił rozmowę gdy przyszła pora na syna zagubionego przez ostatnie tygodnie. Raczej tonem delikatnego upomnienia ale jednak było wiadomo, że co jakiś czas Vasilij wyjeżdża z miasta do ojca a zima wciąż trwała zaś choroby zdarzały się nie tylko w zimie. I widocznie Starszy wolał mieć jakieś informacje co się dzieje niż czekać w niewiedzy nie wiadomo jak długo.

- Ale to już teraz mniejsza z tym. Świetnie, że jesteś, mam taką pewną sprawę w jakiej twoje umiejętności i znajomości mogą się okazać bardzo przydatne. - powiedział nawracając z powrotem ku centrum ładowni gdy dotarli do burty w tym spacerowym marszu. Po czym wyłuszczył w czym rzecz.

- Znasz miasto Vasilij. Od podszewki. Dobrze. To może nam się przydać. Potrzebujemy nowej kryjówki. - powiedział zerkając na młodszego z mężczyzn aby sprawdzić jak ten przyjął te słowa.

- Jak sam widzisz rodzina nam się powiększa. Nie można wykluczyć, że powiększy się jeszcze. Chyba poznałeś Bydlaka? No a nie jest powiedziane, że to jedyne stworzenie pobłogosławione w ten sposób. A chyba rozumiesz, że to nie jest coś co bezpiecznie jest trzymać u siebie w domu. Musimy też mieć przygotowaną kryjówkę dla naszego gościa jakiego uwolnimy z kazamat. Tak czy siak jest wiele powodów dla jakich potrzebujemy nowej kryjówki. - na szybko wymienił kilka powodów jakie uważał zmuszają zbór do wyszukania nowej siedziby. I to jak streścił raczej żaden pusty dom czy kamienica. To jednak są budynki na widoku więc trzeba się liczyć z choćby przypadkowymi gośćmi. Jakby obszczekał ich dwugłowy pies to mogłoby to im ściągnąć na głowy władze zwykłym przypadkiem. Do tego szykuje się wymiana z wioską odmieńców no przydałoby się gdzieś składować towary dla nich i od nich. Za miastem to są tylko punkty wymiany ale trudno je uznać za składy. Co to za skład jak trzeba do niego wyjsć przez bramę za miasto a potem wrócić? Mało wygodne i niepraktyczne. Więc to by lepiej aby coś było na terenie miasta. By każdy z ich zboru mógł tam w każdej chwili wejść i wyjść jak to teraz z “Adele”. By było odpowiednio duże. Tak by w razie konieczności mogło zapewnić schronienie im wszystkim. No i by można tam bytować i odprawiać rytuały, składować księgi i kłopotliwe materiały i tak dalej. Jednym słowem po części jakby chodziło o kryjówkę dla przemytników stąd więc i właśnie dlatego rozmawiał o tym z jednym z nich.

- A cóż poza tym Vasiliju? Czy coś cię trapi? - skoro przedstawił brunetowi co za zadanie miał dla niego to był skory porozmawiać także o innych sprawach jeśli ten miał coś z nim do omówienia.




Egon



- Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać osobiście Egonie. Silny przedstawiał cię w samych pozytywach. I widzę, że nie miał sporo racji. - brodaty gladiator jako świeżak najmłodszy stażem był ostatni w kolejce do rozmowy z mistrzem. Ale w końcu się doczekał. Przynajmniej jak czekał miał okazję porozmawiać z innymi. A gdy mięśniak podszedł do zamaskowanego mężczyzny mógł stwierdzić, że mistrz to zdecydowanie nie ma sylwetki gladiatora. Chociaż te luźne szaty jakie miał na sobie mogły skrywać nie wiadomo co. Ale uścisk dłoni miał niezbyt krzepki chociaż stabilny. Raczej nie mógłby się równać z Egonem gdyby mieli się siłować no albo nie zależało mu na takim pokazie siły.

- I jak pierwsze wrażenia? - zapytał chyba się uśmiechając sądząc po głosie. Ale do końca przez tą maskę nie można było być pewnym.

- Mam nadzieję, że zagrzejesz u nas miejsce na dłużej. Jak chyba widzisz, krzepkich ramion nie ma u nas zbyt wiele. - dopowiedział podobnym tonem wskazując na siedzące przy stole postacie. Właściwie to Karlik przy swojej masie nie wyglądał na słabeusza. Kornasa sam niedawno widział w akcji. No i Silny też umiał przyłożyć. I lubił. Ale moża poza tymi dwoma ostatnimi reszta rzeczywiście raczej nie sprawiała wrażenia wojowników.

- Cieszy mnie, że tak wam dobrze idzie podczas tych dostaw w kazamatach. Jak słyszałeś zapewne będziecie mieli okazję się spotkać tam z Łasicą. O ile uda jej się tam zagrzać miejsce. Na razie to tylko rozpoznanie. Musimy dyskretnie dowiedzieć się czego się da. Więc miej oczy i uszy otwarte. Możliwe, że będzie trzeba przekazać jakąś wiadomość albo rzecz od lub dla Łasicy. Mam nadzieję, że to nie sprawi wam trudności. Trochę nie wiemy czego się spodziewać po tej jej nowej pracy ale liczę, że jej doświadczenie w podobnych przebierankach okaże się przydatne. - Starszy wyjaśnił jak to sobie wyobraża współpracę trójki kultystów jacy mieli przeniknąć do miejskiego zamku. Co prawda dwaj towarzysze tylko tak na chwilę jak przyjeżdżali tam z zapasami raz w tygodniu ale ile tam zagrzeje czasu Łasica to miało się okazać po jej pierwszym dniu w nowej pracy czyli w Wellentag.

- Ale powiedz mi tak z ciekawości. Czy masz już doświadczenie w spotkaniach takie jak tutaj? Byłeś już na takich? - w końcu mistrz trochę zmienił temat i zaciekawił się przeszłością i zainteresowaniami gladiatora z jakim właśnie rozmawiał.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: wnętrze tawerny, jasno, gwar karczmy, ciepło na zewnątrz ciemno, zachmurzenie, sła.wiatr, b.mroźno



- Nie wiem po co ja się tak śpieszyłam. Teraz i tak musimy czekać. - westchnęła siedząca za jednym ze stołów czarnulka. Jakby dla kontrastu tuż obok siedziała bladolica blondynka. No i czarnulka była w jasnych spodniach co u kobiet nie było standardowym strojem a na wolnym kawałku ławy po jej prawicy jak zwykle leżał pas z bronią.

- To może wrócimy na górę a Ajnur nam zrobi masaż? Na raz albo po kolei. - rezolutnie zaproponowała Beno wskazując bardzo proste rozwiązanie jak sobie mogą umilić to czekanie do wieczora. Zmierzch dopiero co zapadł więc chociaż na zewnątrz było już ciemno jak w nocy to do wieczora był jeszcze kawałek.

- Nie kuś ruda diablico. Jak pójdziemy na górę i zaczniemy się rozbierać to coś mi się wydaje, że już nigdzie więcej dzisiaj nie pójdziemy. - Rosa skwitowała tą propozycję z rozbawieniem i upiła łyk ze swojego kielicha. Chociaż nie dało się wyczuć aby perspektywa proponowana przez służącą wydawała jej się jakoś strasznie niemiła. Jednak tak oficjalnie to były umówione z Versaną na “Tygrysicy”.

- A jak wam zeszło wczoraj? Słyszałam, że Nadia wpadła wam z niezapowiedzianą wizytą. Ciekawe czy dzisiaj będzie. Ostatnio się trochę rozmijałyśmy. - zagaiła Estalijka która widocznie co nieco zdołała się dowiedzieć o wczorajszych harcach jakie odbywały się w 13-tce. Rozmawiały tak sobie wesoło przy stole aby jakoś zabić ten czas. Nie było go na tyle wiele aby zacząć robić coś większego a pani kapitan nie widziała też sensu aby już się zrywać, lecieć przez ten śnieg i mrok ulic po to by znów czekać na statku. Tutaj było cieplej, jaśniej, przyjemniej no i mieli większy wybór towarzystwa.


---


- To może zagramy w grę? - zaproponowała Beno widząc, że wczesny wieczór zaczyna ciągnąć się jak melasa. Tylko nie jest tak słodki.

- W jaką grę? - zapytała jej kapitan tak raczej bez większego zainteresowania.

- W “historie o twarzach”. Albo wybór najatrakcyjniejszej osoby albo pary. Chociaż to właściwie odmiana tego samego. - odparł rudzielec nie zniechęcona tym brakiem entuzjazmu.

- O. Nie słyszałam o tym. A jak w to się gra? - mimo wszystko Estalijka połknęła haczyk i zaczęła zdradzać jakieś zainteresowanie.

- W najatrakcyjniejszym wyborze to dość prosto. Wybieramy jakąś osobę wśród gości i mówimy dlaczego uważamy ją za najatrakcyjniejszą albo najciekawszą. Albo z kim by się chciało wylądować w łóżku. I próbujemy przekonać do tego resztę. Jak jakaś osoba osiągnie większość no to uznajemy ją za najatrakcyjniejszą. - imperialny rudzielec wyjaśniła jak gra się w tą grę. I brzmiała dość prosto. Zwłaszcza, że były w popularnej gospodzie gdy zbliżał się wieczorny szczyt więc gości raczej przybywało niż ubywało.

- A można głosować na siebie? - Rose zapytała niewinnie wskazując palcem na siebie i trzy siedzące obok niej kobiety. To wywołało radosny śmiech u rudzielca. Ajnur też się delikatnie uśmiechnęła chociaż jak zwykle gdy rozmawiano w reikspiel zachowywała raczej milczenie.

- Chyba nie wypada. Myślę, że mamy całkiem spory wybór. - Benona wskazała na ten barwny i pstrokaty tłum w knajpie jaki zdawał się gęstnieć z każdym kolejnym pacierzem.

- No dobrze. Chociaż w pierwszej kolejności to chciałabym mieć w łóżku wasz komplet. I mam nadzieję, że przed nastaniem świtu uda nam się to zrealizować. No ale! A ta druga gra? Coś z historiami? - Rose zgodziła się na takie ograniczenie i wskazała, że jej towarzyszki jej się nie nudzą i chętnie pozna się z nimi jeszcze raz. I to jak najszybciej. Ale zapytała o tą drugą szaradę o jakiej mówiła jej służąca.

- Właściwie to to samo. Tylko do wybranej osoby mówimy historie. Kto to jest, co tutaj robi, jakie ma tajemnice. Ja to zawsze wymyślam coś łóżkowego, jakieś romanse albo coś podobnego. Albo morderstwa. To się nigdy nie nudzi. - ruda dziewczyna wyjaśniła w czym rzecz z tą drugą grą i też brzmiało dość zbieżnie z tym wyborem najciekawszej postaci z tej barwnej puli.

- Może być. No to Beno jak taki z ciebie weteran tych gier to zaczynaj. - zachęciła ją pani kapitan i ruda głowa wesoło skinęła na znak akceptacji. Po czym zaczęła wzrokiem przeczesywać zawartość gości jacy dziś wieczór zawitali do karczmy.


---



Zabawa w produkcję romansów, zdrad i mordestw trwała w najlepsze. Było coś ekscytującego w tym jak taki sobie marynarz siedział przy stole i opowiadał coś z przejęciem kolegom a głosem którejś z obserwatorek reszta dowiadywała się, że tak naprawdę właśnie umawia się na porwanie ciał z cmentarza. Albo ta panienka ze zgrabnym kuperkiem właściwie to jest szpiegiem jaki przez swoje jędrne uda zdobywa informacje. Tak, od kobiet też. I dziś przyszła tu złowić kolejną ofiarę do łóżka i manipulacji.

- O. Albo tamten. Ten dobrze ubrany. Oo… Z nim bym chciała… - westchnęła cicho Beno gdy złowiła kolejną ofiarę do tej mówionej gry. Ale jak zwykle z początku nie bardzo było wiadomo o kogo chodzi.

- Który? I co byś z nim chciała? - Rose spojrzała w tamtą stronę gdzie patrzyła jej niewolnica zaciekawiona jej rozmarzeniem w głosie i spojrzeniu.

- Tamten z brodą. Przystojny, dobrze ubrany, pewnie bogaty. Właśnie wszedł i stoi przy szynkwasie. - doprecyzował rudzielec i teraz już i koleżanki mogły się zorientować o kogo chodzi.




https://i.pinimg.com/564x/f1/46/3d/f...04b03b59ac.jpg

- A ten. No. Rzeczywiście. Niczego sobie. A co byś z nim chciała? - Rose przyznała, że ruda ma niezły gust i zdawała się podzielać jej zainteresowanie tym nieznajomym mężczyzną.

- Oj dużo bym z nim chciała. Zwłaszcza na czworakach w łóżku. Albo na stojaka pod ścianą. A jakby chciał aby go obsłużyć na klęczkach to też bym mu nie odmówiła. - westchnęła z rozmarzeniem rudowłosa służąca. Zerknęła przy tym na siedzącą bliżej niej Pirorę skoro w nocy rozmawiały sobie o różnych zachciankach i fantazjach.

- Chciałabym to zobaczyć. - zaśmiała się wesoło Rose też zerkając na obie koleżanki i tą trzecią milczącą.

- Oj! Spojrzał tu! I się patrzy! Chyba nas nie usłyszał? - Beno nagle zamarła bo wyglądało jakby meżczyzna rzeczywiście usłyszał, że o nim rozmawiają albo nawet usłyszał. Bo spojrzał przez te parę stołów co ich dzieliło prosto w ich stronę. I to tak nawet przez dłuższą chwilę. Co wyraźnie stropiło rudowłosą a i pani kapitan wydawała się zaskoczona. Może nawet troszkę speszona.

- O cholera… idzie tu… - zauważyła z konsternacją Estalijka ale meżczyzna jak widocznie zapłacił za napitek to wziął go w dłoń i ruszył wzdłuż szynkwasu. Jeszcze przez parę kroków można było się łudzić, że pójdzie gdzieś dalej ale nie. Skręcił i walił jak po sznurku do ich stołu z kielichem w dłoni i jakąś szablą u pasa.

- Spokojnie dziewczęta jak trzeba wasza kapitan was obroni. - trochę trudno było powiedzieć czy Rose próbuje bardziej uspokoić siebie czy swoje towarzyszki. Ale na więcej nie było czasu bo mężczyzna zatrzymał się tuż przy ich stole.

- Dobry wieczór pięknym paniom. Przepraszam, że niepokoję bez zaproszenia ale jak ujrzałem takie piękności, i to samotne, nie mogłem się powstrzymać. - nieznajomy zagaił zdradzając maniery szlachcica albo oficera. Zresztą jak zauważyła Beno po ubraniu to też na biednego nie wyglądał.

- Ależ nic się nie stało szanowny panie. Cieszy nas niezmiennie twoje bystre oko oraz to, że raczyło nas wyłowić z tej ławicy. - Rose wciąż trochę zarumieniona zaskoczeniem dzielnie próbowała jednak stawić czoła nieznajomemu na tym szarmanckim polu.

- Panie pozwolą, że się przedstawię. Porucznik Jonas Keller. - strzelił obcasami i wyprężył się jak struna. A miał co prężyć bo sylwetkę miał całkiem przyjemną dla oka.

- Kapitan Rose de la Vega. A to moja droga przyjaciółka Pirora van Dyke. Oraz Beno i Ajnur, nasze pokojówki. - Estalijka zdawała się ochłonąć już z pierwszego zdziwienia i zaczęła wracać na w miarę znane tory rutyny.

- Bardzo mi przyjemnie. Ale my to już żeśmy się spotkali. Chociaż tyle się działo, że rozumiem jeśli umknęło to uwadze pani kapitan. - mężczyzna szlachetnie urodzonym damom pocałował dłoń a ich służącym grzecznie skinął głową. Ale skromnie przypomniał pani kapitan, że nie spotykają się po raz pierwszy.

- Doprawdy? A może mi pan przypomnieć okoliczności tego spotkania? I prosze spocząc i nas zaszczycić swoją obecnością. O ile nie ma pan innych planów oczywiście. - Pirora wyczuła, że Rose chyba kompletnie nie kojarzy tego szarmanckiego mężczyzny ale nie wypadało się tak otwarcie do tego przyznawać.

- Wczoraj wieczorem. Na balu kapitańskim “Pod pełnym kuflem”. - wyjaśnił ciemnowłosy brodacz z ciepłym uśmiechem. Chociaż w spojrzeniu dało się wyczuć nieco złośliwe iskierki.

- Ah no tak! Oczywiście! Wczoraj na balu kapitańskim! No tak! Jak mogłam nie skojarzyć?! - de la Vega nagle uśmiechnęła się szeroko i pacnęła się w czoło. Ale sądząc z tonu i nerwowego spojrzenia jakim obdarzyła siedzącą po jej lewicy Pirorę to była bliska paniki. Widocznie kompletnie tego nie pamiętała z wczorajszych wydarzeń.

- Odniosłem wrażenie, że mogła panią kapitan troszkę boleć głowa i wyszła się przewietrzyć. Ale to się oczywiście zdarza. - porucznik usłużnie podał stosowne wyjaśnienie ratując niejako sytuację.

- Ah, no tak, tak… Tak pewnie właśnie było… A czy… No… Wczoraj… Znaczy czy przyszedł pan tutaj z powodu wczorajszych wydarzeń? Czy stało się… coś niestosownego? - twarz Estalijki znów zrobiła się cała czerwona i wiła się jak piskorz aby dowiedzieć się czegokolwiek o tym obcym dla niej człowieku z którym widocznie spotkała się wczoraj na balu kapitańskim.

- Ależ skądże. Cudownie się wczoraj bawiłem. Te tańce i muzyka, trunki też. Dawno nie byłem na tak udanym balu kapitańskim. No a jak każdy bal ma swoją królową to nie mam żadnych wątpliwości kto nią był wczoraj. - mężczyzna sprawnie czarował panią kapitan dalej, i ta dała mu się złapać za dłoń po raz kolejny aby znów mógł ją pocałować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-04-2021, 18:43   #249
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Późne popołudnie; krąg - arena; Versana, Kornas, Brena, Niewolnice, Krótki

Vasilij spojrzał na Versanę i Kornasa. Dodatkowe rozmowy były tu zbędne. Dał znać “Krótkiemu” jest was sześciu. Czterech do ubezpieczenia wystarczy aż nadto dwóch pomoże tamtej Pani to moja znajoma. - “Krótki” musiał pamiętać Versanę z dnia wcześniej
- Tylko żeby nie zmęczyć zanadto, zmieniajcie się tylko bez kantów - uśmiechnął się do Zbója.

Vasilij zdawał się czytać w jej myślach. Widocznie wielkie umysły myślały podobnie, bo nim wdowa zdążyła dobrze się rozejrzeć w poszukiwaniu przemytnika ten już wydał dyspozycje swoim chłopcom, którzy z kulturą równą szlacheckiej służby przywitali się, przedstawili i zaoferowali pomoc w transportowaniu mocno obitego Kornasa.

- Widać, że prawdziwi mężczyźni jeszcze nie wyginęli. - zaśmiała się widząc jak zbóje Cichego kładą sobie ociężałe ramiona Kornasa na barkach. Eunuch nic nie mówił ale i nie narzekał. Tylko ciężko sapał i powlekał nogami stawiając każdy kolejny krok z wielkim wysiłkiem.

- Beno i Ajnur. - zwróciła się do zabaweczek Rosy - Dziękuję wam za dzisiejsze towarzystwo. Byłyście uroczę i niezastąpione jak zwykle. - dodała komplementując obie - Dziś jesteście już wolne więc jeżeli tylko chcecie możecie wracać do pani kapitan. Jeżeli potrzebna wam będzie zaś jakaś eskorta to myślę iż coś uda się mi jeszcze wymyśleć. - zaznaczyła dostrzegając stojącego opodal Cichego w towarzystwie swoich kompanów - Chociaż pora nie jest jeszcze tak późna więc nie powinno wam nic zagrażać. - zauważyła spoglądając w niebo. Słońce leniwo chowało się za horyzont pozostawiając przyjemną dla oka różowo-pomarańczową poświatę.

- Przekażcie proszę Rosie podziękowania i przypomnijcie o naszym spotkaniu wieczorem. - dodała na odchodnę widząc iż dziewczyny rezygnują z oferty ochrony w trakcie drogi powrotnej. Po czym zgrabnym krokiem ruszyły w swoim kierunku.

- Breno wskaż tym dżentelmenom drogę. - zwróciła się do swojej rudowłosej pracownicy sięgając za pazuchę by wyciągnąć zza niej kilka złotych monet oraz dwa niewielkie szklane naczynka - Weź to proszę. Monety dla waszych ochroniarzy zaś szklane słoiczki przekaż Grecie. To białe niech rozrobi w dużym kuflu ciepłego kompotu. Dwie krople wytarczą. - nie była pewna proporcji jakie powinna zastosować. Taka ilość wydawała się jej jednak bezpieczna.

- Jeżeli zaś chodzi o ten drugi specyfik. - wystawiła rękę w której trzymała flaszeczkę z płynem o przyjemnym ziołowym zapachu - To wyciąg z rumianku. - lekarstwo było raczej powszechne więc i jego dawkowanie nie powinno być aż nadto skomplikowane - Niech nasza starowinka zmiesza to z psim smalcem. - rzecz bardzo popularna wśród mieszkańców północnych części Imperium czy nawet Kislevu chociaż tam zdecydowanie chętniej używano łoju z niedźwiedzia - I niech nasmaruje stłuczone miejsca naszego osiłka a następnie zabandażuje i obłoży czymś ciepłym. Jeżeli stwierdzi iż potrzebna jej pomoc to niech Blanka jej asystuje. - krótkim ruchem głowy wskazała na norską niewolnicę idącą lekko z boku. Metody na które zdecydowała się kultystka nie była niczym ciężkim w opanowaniu. Każda pani domu potrafiła to zrobić.

Upewniając się że piegowata “siostra przełożona” przyjęła wszystkie dyspozycje do wiadomości sama udała się w kierunku Cichego i jego chłopców. Nie miała zamiaru samotnie wędrować na Adele o tej porze. Z resztą miała do obgadania z Vasem sprawę organizacji polowania o którym wspomniała wcześniej.

- Mogę dać psy, “Miłka”, może kilku ludzi obstawy. Od strony organizacyjnej co i jak musiałaby to spiąć w całość Dana. Jeśli ją na to namówisz - Vasilij był jak zawsze gotów pomóc koleżance.

- Doskonale. - odparła uradowana - Wpierw muszę jednak pogadać z Rosą. - zaznaczyła iż to od decyzji kiedy rusza karawana zależała dyspozycyjność traperki - W sumie jak się spotkasz z tą leśniczą to możesz ją podpytać co dokładnie jest potrzebne na takie przedsięwzięcie.

- Mogę zapytać jeśli chcesz. - powiedział choć nie wykazywał dużego entuzjazmu na samodzielne organizowanie polowania. - Wolałbym to jednak zostawić w jej rękach czy innego myśliwego. Lepiej się na sprawie znają. Upolować coś a zorganizować polowanie w zimie z nagonką to dwie zupełnie różne sprawy. Moi ludzie znają się na pierwszej części. - Vasilij podkreślił dostrzegalne problemy.

- Ona dysponuje wiedzą i doświadczeniem. Ty zaś zapleczem. - zauważyła - Razem więc posiadacie wszystko co mi do szczęścia potrzebne. - uśmiechnęła się - Jeżeli jednak stwierdzisz, że to zbyt duże przedsięwzięcie, daj znać. - dodała - Żalu mieć nie będę.

- Mam sporo roboty i obciążeń. Powtórzę jeśli Dana weźmie na siebie organizację, ja dam ludzi i psy. Jeśli Dana wyjedzie zastąp ją kimś. Nie chcę jedynie brać tego w całości na siebie. - Vasilij powiedział zgodnie z prawdą.

Konkrety. To Versana właśnie lubiła kiedy przychodziło dogadywać jakiekolwiek plany.

- Wszystko jasne. - odparłą usatysfakcjonowana takim obrotem spraw - Powtórz to więc proszę Danie przy okazji rozmowy z nią. - dodała mijając kolejne drzewka, których w miarę
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 20-04-2021 o 23:59.
Pieczar jest offline  
Stary 21-04-2021, 03:05   #250
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Zmierzch; “Stara Adele”; Zbór; kultyści

Zrzutka

Gdy zbierano datki na wspólną sprawę Vasilij wrzucił tam pełną ciężka sakiewkę.

- Za kilka dni jak będzie potrzeba dorzucę więcej. - zadeklarował Vasilij.

- Niech ci Czwórka wynagrodzi dobry człowieku. - Karlik uśmiechnął się widząc tak ciężką sakiewkę jaka wylądowała na dnie raczej pustek skrzyneczki i skinął głową z uznaniem. Po czym bez pośpiechu skierował się dalej wzdłuż stołu.

Versana zajrzała do swojego kuferka. Ledwo zdążył zarobić parę groszy a już musiała się ich wyzbyć. Sprawa była jednak słuszna i nie cierpiąca zwłoki. Swoją drogą taki spaczeń w jej amulecie byłby bardzo ładną ozdobą uzupełniającą jej ponadprzeciętną urodę.

- Na chwałę i potęgę wielkie czwórki. - rzekła wrzucając garść złotych monet. Datek może nie był tak duży jak ten który przekazał Cichy. Ver jednak miała sporo wydatków na głowie. Związanych zarówno z kultem jak i własną działalnością. Wszystkie jej ruchy na szczęście miały doprowadzić do wzbogacenia się całej rodziny dając części z nich kolejny przyczółek pod pozorem działalności na rzecz miasta.

- Ano, niech będzie ku dobru wspólnemu - rzekł Egon, który także dołożył się nieco do sakwy.

- Dziękuję wam moi drodzy. To nam powinno ułatwić i przyspieszyć sprawę. Przypuszczam, że po Marktag ale przed Agnestag chyba powinniśmy być gotowi do tej wymiany. Wówczas pewnie możecie otrzymać wiadomość z tej okazji. Ktoś z was się pisze na taką wymianę? Poza Aaronem bo wiadomo, że nasz ekspert musi w tym uczestniczyć. - Karlik podziękował współwyznawcom za te hojne datki i widocznie sądował na kogo może liczyć gdyby doszło do owej wymiany. Chociaż na razie dość ogólnikowo skoro sprawa była zarysowana dość ogólnie.

- Myślę, że ta nowa mogłaby jeszcze sypnąć groszem. - odezwała się po tym jak Karlik wspomniała o terminie ów wymiany - Ja zaś jeżeli będzie taka potrzeba to wraz z Łasicą możemy wybadać teren wokół miejsca, w którym ma dojść do tej transakcji. Kornas niestety dzisiaj dostał łomot i wątpię aby wydobrzał do tego czasu. Chociaż… - zadumała a w jej oczach pojawił się płomyk chytrej i przebiegłej lisicy - Czy na pewno musimy za to płacić? Nie łatwiej byłoby się gdzieś zakraść i po prostu to zwinąć? - zaproponowała rozglądając się po pozostałych kultystach.

- Nie ty pierwsza o tym myślałaś. Tylko kapitan Błękitnego Łabędzia siedzi w wymianie z nami ale i brał moim zdaniem udział w tym dziwnym niewypale w porcie. Pasuje opis galionu jaki dał mi mój informator. Wtedy też przekazywano skrzynki nieznanej zawartości. W jednej nawet coś się ponoć ruszało. Głowy zaczęły wybuchać i to dosłownie kierującym wymianon oficerom i komuś z zewnątrz też nie przeżył. Żołnierze okrętowi proste chłopaki dali dyla i ogłoszono ich dezerterami. To było całe tygodnie temu. Więc kapitan może mieć dobre źródło zaopatrzenia lub nie wszystko sprzedał. Nie wiadomo do końca a to rzeczy które są nam potrzebne i ciężko dostępne. Naruszać ten status - pokręcił głową bez przekonania - jest zbyt ryzykownie. Sami się odetniemy od zaopatrzenia. Jak mi wyznaczycie dobre miejsce, mogę was jako strzelec ubezpieczać. Jestem w tym świetny no i - uśmiechnął się od ucha do ucha - co to za nowa koleżanka Versano? Jak już składki ma płacić to nowa członkini z pewnością. Kiedy ją poznamy? - “Cichy” zaczął dopytywać. Każdy nowy członek zboru to potencjalny sojusznik. Więc warto było drążyć sprawę.

- Mnie właśnie interesuje co to ruszało się w jednej z tych skrzyń. - wskazała obiekt jej zainteresowań, którym nikt zdawał się zbytnio sobie głowy zaprzątać. Ciekawe czy to im nie prysło. - dodała.

Widząc zaś reakcję Vasa. To jak mu oczy się zaświeciły a uśmiech rozpromienił twarz tylko zachichotała. Było to uroczę.

- Nowa, młoda i urocza. - rzuciła oszczędnie na dochodzenie Cichego - Kto wie. Może to przyszła kandydatka na twoją żonę. - zaśmiała się - Póki co jednak nic więcej wam nie powiem. - wystawiła język zdając sobie niejako sprawę z tego jak rozpaliła fantazję i domysły kolegów - Szef musi wyrazić zgodę.

- Osobiście go o to poproszę skoro mówisz, że żonka z niej może być. To znaczy, że niczego sobie pewnie posag i szlachectwo też. - trochę zgadywał a trochę się rozmarzył.

Ver tylko się uśmiechnęła widząc tak ożywionego kolegę.

- Wpierw ja muszę z nim o tym porozmawiać. - zaznaczyła jak wygląda sprawa wdrażania nowej w ich szeregi - Powstrzymaj więc swoje lędźwie. - zachichotała.

- Moje lędźwie mają się dobrze - uśmiechnął się - Nowa jest nie przyjęta w takim razie jeszcze? To kandydatka czy końcowy etap przyjęcia? Nie bądź taka tajemnicza opowiedz coś o niej. - Vasilij węszył w temacie nowej na ile się dało.

- A kto cię tam wie na co chorowałeś w tej swojej norce poza miastem. - zaśmiała się nawiązując do sprawności łóżkowej Vasilija - Jeżeli zaś chodzi o nową to niic ponad to co Starszy uzna za stosowne nie powiem. - odparła stanowczo - Więc nie interesuj się tak bo ci jeszcze koci ryj wyrośnie. - zażartowała w ulicznym gronie wiedząc iż kolega zrozumie kontekst i nie strzeli focha jakby to mogła uczynić któraś z wyżej urodzonych panienek.

- Nie bądź bez serca. Zaczęłaś o niej mówić to powiedz coś więcej. Cokolwiek kolor włosów czy to szlachcianka czy miejscowa. No wiesz ogólniki - Vasilij próbował dowiedzieć się czegokolwiek.

Ver pokiwała tylko przecząco głową dając tym samym do zrozumienia iż zdania nie zmieni.

- Jest łysa. - rzuciła uśmiechając się nikczemnie widocznie rozbawiona swoimi słowami. Swoją drogą po zobaczeniu Pirory tym lepszy efekt na nim wywrze.

- Wspominasz o sercu w obecności córki księcia Rozkoszy? - spojrzała nieco zdziwiona wtórując śmiechem i przybliżając się do swojej kochanki po czym złożyła na jej ustach gorący pocałunek - Dobre sobie. - dodała skończywszy.

Vasilij popatrzył i chwilę się zastanowił

- Pozwól zapytać chociaż o jeden ogólnik ale odpowiedz szczerze. - “Cichy” postanowił podjąć małą grę.

- Jak to Norma określiła. - uśmiechnęła się złowieszczo - Jestem “żmiją”. Nie powinno mi się ufać. - wystawiła język nieco nim machając niemalże jak wąż a może kochanka - Ona jednak się na mnie nie poznała. - puściła oczko - Wstrzymaj się do werdyktu Szefa. - starała się ostudzić zapędy kolegi - Jak da on zielone światło to osobiście ci ją przedstawię. - zapewniła.

- Jedno pytanie daj się trochę pobawić przecież o spotkanie z nią nie proszę ani o imię i nazwisko. Zapytam o coś mniej oczywistego, co tylko zawęża grupę do iluś tam dziesiątków czy setek kobiet które będą temu odpowiadać.

- Rozkaz jest rozkaz. - odparła cytując słowa jednego z poznanych kiedyś żołnierzy. Nie było odstępstw od woli Starszego. Ver zaś obawiała się również tego, że jeżeli da Cichemu “palec” to ten zechce “dłoni”.

- Więc mimo całej sympatii do ciebie. Odmówię. - patrzyła serdecznie, po koleżeńsku.

- Specyficzny ten rozkaz ale dobra nie będę się już drażnił - machnął ręką. Vasilij całą tą rozmową testował Versanę. Rozważał, czy faktycznie dostała rozkaz by wspomnieć o nabytku a jedynie zataić jego tożsamość. Czy może się faktycznie wygadała. Żadna z tych dwóch teorii do końca mu się nie kleiła.

---

Vasilij: - 100 PZ
Versana: - 50 PZ
Egon: - 50 PZ
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172