Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-05-2020, 10:18   #21
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag; popołudnie; umówiony pustostan

Rozmowa z Łasicą po igraszkach w karczmie.

Versana odwzajemniła uśmiech. Z początku przeszkadzała jej obecność eunucha. Nie trwało to jednak długo. Wszak Kornas był kompletnie aseksualny i prawdopodobnie pieczony baran wzbudzał w nim większą rozkosz niż widok dwóch przytulających się atrakcyjnych kobiet. Wdowa cieszyła się z faktu, iż Łasica jest zadowolona z pracy jaką wykonała a podekscytowanie współkultystki wzmagało tylko jej usatysfakcjonowanie. Zdawała sobie jednak doskonale sprawę z tego, że aby wciągnąć Louise w ich szeregi nie wystarczy tylko jedna niewielka orgietka. Dekadencja rozkwita w człowieku powoli powodując za każdym razem uczucie nienasycenia oraz coraz większego apetytu na „jeszcze”. Tym właśnie karmi się Slaanesh. Hedonizmem, rozpustą i brakiem opamiętania. Daje on takiej istocie to za czym tęskni jej ciało przyćmiewając tym samym zdrowy rozsądek. Powyższe cechy są nieodzownym elementem bytu i jeżeli ktokolwiek odda się im bez pamięci to nie powróci już z objęć Węża a jego dusza zostanie mu zaprzedana na zawsze. To pragnienie do zaspokajania swoich tak prymitywnych i zwierzęcych a jednocześnie podstawowych potrzeb miała zamiar wykorzystać Versana. Zdawała sobie sprawę z tego, że wraz z Łasicą stanowią zarazem piękny jak i zgubny duet. Nie przeszkadzało jej to. Lubiła napawać się chwilą a myśl, że wciąga w te gierki tak prawego człowieka jakim zdaje się być łowczyni potęgowała tylko przyjemność jaką czerpała z igraszek. Miała również świadomość tego, że wszystko co ma się wydarzyć już dawno i tak zostało zaplanowane przez Tzeencha.

- Z tobą zawsze chętnie poćwiczę. – wdowa uśmiechnęła się zalotnie w kierunku współkultystki - Ciekawe kto kogo więcej nauczy. - puściła jej oczko - Myślę, że z czasem mogłabym wciągnąć do naszych psot jeszcze jedna niewinna duszyczkę. Urodą nie odbiega od nas a jej pragnienia mogłyby stanowić tylko pożywkę dla naszych celów. Wszak to ona byłaby tą niespodzianką o której wspominałam w karczmie. - białe ząbki Ver zabłyszczały w ponurym pustostanie – Póki co jednak przejdźmy do spraw związanych z sigmarytką. Jedna rzecz nieco mnie zaniepokoiła a zarazem podsunęła mi ciekawy pomysł. Zauważyłam twój tatuaż. Dość oczywisty w swojej formie i przekazie. Obawiam się jednak, że nie tylko mi mógł wpaść w oko, i że nie tylko ja znam jego znaczenie. - twarz wdowy przyjęła zdecydowanie poważniejszy wyraz - Trzeba pamiętać, że nasza słodka blondyneczka zawodowo łapie kobiety nam podobne i sama posiada wiele ozdób na swoim powabnym ciele więc pewnie jest wyczulona na takie znaczki. Musimy wziąć to wszystko pod uwagę przy kolejnym spotkaniu abyśmy nie wpadły w zasadzkę. Chodzi mi tu głównie o ciebie siostro. Zaś jeżeli chodzi o mój pomysł? – oblicze wdowy pojaśniało - Kto wykonał to cudeńko? Czy miejscowy tatuażysta, jak go tam zwą, Ink, to twój zaufany człowiek? - brunetka podrapała się po głowie - No i to nazwisko. Kruger. Jakbym już gdzieś je słyszała.

- Wiesz ile wydziaranych węży widziałam w swoim życiu? Sporo. - brwi Łasicy powędrowały do góry a usta wykrzywił ironiczny uśmieszek. - Zresztą i tak go już widziała. Nic na to nie poradzimy. - rozłożyła dłonie na boki na znak, że temu już żadna z nich nic nie zdziała więc łotrzyca nie zamierzała sobie tym zaprzątać głowy. - A obrazek walnął mi Ink. Jest najlepszy! Jak tylko masz jakiś wzór na papierze czy jakoś inaczej to on ci to zrobi. Ja nie miałam ale trochę ze mną posiedział i porysował różne szkice zanim mi wreszcie zrobił coś co mi się spodobało. Podoba ci się? - o swoim intymnym tatuażu koleżanka Versany opowiadała całkiem wesoło i chętnie. Nawet położyła dłoń na swoim podbrzuszu tam gdzie właśnie miała tego częściowo rozwiniętego węża z uniesionym łbem. - I mówisz, że masz jeszcze jakąś niespodziankę? No to może się umówimy jakoś wcześniej niż za tydzień? Pogadamy o tych niespodziankach, tatuażach i całej reszcie. Niekoniecznie na stojąco. - zaproponowała poprawiając kołnierz koleżanki i otrzepując jej ubranie z tych paru płatków jakie miała na sobie i na koniec zerknęła na jej twarz z filuternym uśmieszkiem.

Versana lekko przymrużyła oczy po czym uśmiechnęła się szeroko łapiąc za dłoń swoją koleżankę.

- Skoro tak nalegasz. - puściła ponownie oczko w stronę Łasicy - Nie mogę pozostać obojętna względem tak uroczej kobiety. Co powiesz w takim razie na najbliższy Marktag? Opowiedziałabym ci o szczegółach tych dwóch pomysłów których sam Tzeentch musiał być autorem. - wyszeptała - Powinny ci się spodobać. Gdzie więc proponujesz się spotkać?

- W Marktag? - Łasica zmrużyła oczy, lekko przekrzywiła swoją ciemnowłosą głowę i przygryzła pełne usta gdy szperała w pamięci jakie ma plany na ten dzień handlowy. - Wiesz gdzie jest “Krzykliwa Mewa”? - zapytała o jedną z portowych tawern. Akurat nie tak daleko magazynów van Drasenów więc wdowa miała pojęcie gdzie to się znajduje. - No to tam. W południe. - doprecyzowała jakby widziała to spotkanie.

- Doskonale. - przygryzła zalotnie dolną wargę - Widzimy się zatem na dniach.


---


Festag; zmierzch;

Bal u van Zee'nów

- Ależ oczywiście. - odparła Versana na pytanie lokaja a następnie spojrzała na kosze, w których znajdowały się rekwizyty. Nie musiała zbyt długo szukać, gdyż w oko niemal od razu wpadła jej jedna z masek, która przedstawiała zarazem uśmiechnięta jak i pogrążoną w smutku postać. Obie połowy prócz nastroju jaki prezentowały różniły się od siebie kolorem,. Ta radosna była biała niczym dziewiczy śnieg, który świeżo co spadł z nieba. Zaś ponura miała kolor czerni a po jej policzku spływała wykonana z diamentu łza. Wdowa od razu rozpoznała z czego ją zrobiono. Była to kość słoniowa. Sporo biżuterii i innych dzieł, którymi handlowała wykonanych było właśnie z tego cennego materiału. Góra zaś na wzór korony zwieńczona była jedwabiem, którego brzegi wykończono złotem. Brunetka była świadoma, że wybrany przez nią rekwizyt idealnie pasuje do reszty jej odzienia. Miała wszak na sobie czarne, skórzane buty na koturnie ze wstawkami z białego futra. Białe rajstopy. Długą, białą, balową suknie z rozkloszowanym dołem i czarnymi bufiastymi ramionami obszytą dookoła złotą nicią. Skórzany czarny pas z piękną klamrą w kształcie statku do której doczepiony był jej zdobiony sztylet oraz wysoki kapelusz przewiązany wokół złotą kokardą. Całość stanowiła spójny obrazek, w którym kultystka czuła się dobrze. - Wezmę tą. – Versana sięgnęła po uprzednio upatrzoną maskę po czym wrzuciła dwadzieścia złotych monet do kuferka, w którym zbierano datki na weteranów. Następnie wręczyła lokajowi swoje białe zimowe futro. Zdawała sobie doskonale sprawę z wartości rekwizytu. Mimo małej ilości zdobień sam kruszec był rzadki i drogocenny. Szczególnie w tych zakątkach starego świata. Przemawiała do niej również treść jaką niósł ze sobą. Następnie przyodziała niezbędny dzisiejszej nocy element garderoby i oczekiwała aż lokaj zapowie jej przybycie.

- Pani van Darsen przybyła! - lokaj który do tej pory był jej przewodnikiem i heroldem zapowiedział nadejście nowego gościa. Wiele twarzy w naturalny sposób zwróciło się ku drzwiom ciekawi kto do nich dołączył. Sam lokaj zaś zakończył swoją rolę i zniknął zamykając za sobą drzwi wracając pewnie do holu wejściowego by witać nowych gości.

Oczom jej ukazała się sala pełna gości. Z których każdy kolejny miał coraz to bardziej wyróżniający się strój i maskę. Dało się jednak dostrzec, że co poniektórzy z uczestników zabawy chcąc ukazać swoją majętność zapomnieli o dobrym guście i stylu. Gryząca się kolorystyka. Niepasujące do siebie kroje poszczególnych elementów ubioru oraz maski, które niekoniecznie miały stanowić swoistego rodzaju zwieńczenie stroju. Przywykła jednak do tego. W tych kręgach był to dość częsty obrazek. Wdowa starała się również dostrzec w tęczowym tłumie jakąś znajomą postać jednak zakryte twarze wcale jej w tym nie pomagały. Jedynymi ludźmi, których oblicza były odsłonięte stanowiła służba, która skrzętnie przemieszczała się po sali donosząc coraz to bardziej wyszukane zakąski oraz potrawy lub dolewając przybyłym gościom popitek. Orkiestra dostrajała instrumenty a liczba gości z każdą chwilą rosła. W mgnieniu oka przy Versanie znalazł się jeden ze służących podając jej bogato zdobiony puchar, który niemalże od razu napełnił wytrawnym estalijskim winem z domieszką goździków. Kultystka nie przepadała za tą przyprawą jednak etykieta nie pozwalała wyrażać otwarcie niezadowolenia. Podziękowała, zamoczyła usta w trunku i ruszyła w stronę pozostałych ludzi szukać kogoś znajomego. Liczyła się z tym, że może spotkać tutaj porucznika Marcusa. Zależało jej jednak przede wszystkim na porozmawianiu na osobności z ciemnoskóra Kamilą. Wszak to od niej chciała rozpocząć realizację zadania, które powierzył jej starszy.

Wdowa van Darsen mogła zanurzyć się w ten barwny tłum bogatych i wpływowych gości. Pierwsze wrażenie potwierdziło się i te maski, chociaż barwne i finezyjne to mocno utrudniały zidentyfikowanie kto jest kto. Może bliżej, jeśli się kogoś znało i dało się poznać po głosie czy wyglądzie. Tak jak zauważyła kogoś ze sztywną, sztuczną ręką którą trzymał trochę sztywno z oczywistych powodów. Do tego o sporej tuszy. To mógł być kapitan Jensen, jeden z kapitanów jacy w sezonie zapuszczali się na dalekie, południowe morza. Rozmawiał z kimś więc mogła mu się przyjrzeć.

- Dobry wieczór Versano. Tak się cieszę, że znalazłaś czas aby nas odwiedzić. - usłyszała za sobą miły ton ciemnoskórej gospodyni. Jak wymagała tego etykieta Kamila widocznie starała się osobiście przywitać każdego gościa jaki ich odwiedził. Była ubrana w suknię utkaną ze słonecznej żółci i błękitu nieba. Do tego miała na sobie finezyjną, sowią maskę przez którą właściwie nie było widać jej twarzy. Suknia miała długie rękawy a na dłoniach miała koronkowe rękawiczki więc na pierwszy rzut oka ta charakterystyczna ciemna karnacja nie rzucała się w oczy. - Ośmielę się zauważyć, że przepiękna suknia i ta maska pasuje do niej w sam raz. - gospodyni skomplementowała strój znajomej co też leżało w dobrym tonie by powiedzieć gościowi coś miłego.

- Witaj Kamilo i dziękuję za zaproszenie oraz tak miłe słowa. - kultystka skinęła głową cofając lekko lewą nogę - Cieszę się, że mój strój przypadł ci do gustu. - Ver uśmiechnęła się serdecznie - Twoja kreacja jednak przyćmiewa moją o stokroć. Promieniejesz niczym słońce na nieboskłonie. Piękny krój i kolorystyka. Czyżby nowy nabytek? - wdowa zrewanżowała się komplementem - Znając życie zakup z kieszeni ojczulka. Pfff. - zadrwiła w myślach - Dzisiejszy bal zapowiada się wyjątkowo. Przyjmij proszę wyrazy mego uznania za zbiórkę na tak słuszny cel. Cieszę się, że ktoś poza mną pamięta o tych, którzy potrzebują naszej pomocy w tych jakże ciężkich czasach. Wszak zmierzając na przyjęcie, gdy mijałam kolejne pustostany, których nie brakuje w naszej dzielnicy uświadomiłam sobie dla ilu ludzi te zimne kamienne ściany oraz bruk ulicy stanowi dom. - wdowa wyraźnie posmutniała - Nie każdemu bogowie sprzyjają tak bardzo jak nam. Nie każdy może cieszyć się z tak przyziemnych rzeczy jak ogień w kominku czy ciepła strawa. Zdaje sobię sprawę również z tego, że nie jestem w stanie odmienić losu tych wszystkich ludzi. Chciałabym jednak co poniektórym dać promyk nadziei, by uśmiech chociaż na chwilę zagościł na ich twarzach. - kultyska spojrzała w oczy - Zaś twoja inicjatywa tak mocno poruszyła me serce i duszę, że zamierzam w najbliższy Aubentag przejechać się ulicami miasta i wesprzeć tych biednych ludzi. Byłabym wielce szczęśliwa gdybyś zaszczyciła mnie swoją osobą i potowarzyszyła mi tego dnia. Wszak ci najbiedniejsi powinni pamiętać, że ludzie na których bogowie patrzą łaskawszym okiem nie zapominają o nich. Jednak póki co nie chcę zabierać ci więcej czasu. Jesteś dziś gospodynią i zapewne na twych barkach spoczywa sporo obowiązków. Przemyśl jednak proszę mą propozycję w przerwach między witaniem gości a dopinaniem wszystkiego na ostatni guzik. - twarz Versany rozpogodziła się - Wszak mam nadzieję, że przyjdzie nam dzisiejszej nocy jeszcze zamienić parę słów.

- Oh, z pewnością. - gospodyni pomimo sowiej maski tryskała serdecznością dla swojego gościa obiecując jeszcze z nią się dzisiaj spotkać i porozmawiać. Przy samym pomyśle na wspólny wypad chwilę musiała się zastanowić. - W przyszłym tygodniu mogę być trochę zajęta ale na tak szczytny cel na pewno znajdę czas! - zaznaczyła wesoło z miejsca podchwycając pomysł Versany jak swój własny i bez wahania zgadzając się na taki wypad. - Może w południe. W południe będę miała czas.- zastanawiała się pewnie sprawdzając w głowie jak to ma się do jej własnych planów na nadchodzący tydzień.

- Cieszę się niezmiernie. Pozwól więc, że przyjadę po Ciebie. Osobiście zadbam o wszystko. Nie będziesz musiała sobie niczym zaprzątać głowy. Wszak będziesz moim gościem honorowym i zniewagą dla mnie byłby fakt, że nie zadbałabym o twój komfort i bezpieczeństwo. - wdowa uśmiechnęła się serdecznie - Zaś teraz już nie zabieram ci więcej czasu. Mam nadzieję, że nadarzy się nam okazja zamienić później parę słów. Raz jeszcze dziękuję za zaproszenie. - brunetka ukłoniła się tak jak wymagała tego etykieta - Gdy skosztujesz mojego wina nie będziesz chciała później pijać innego - wesoła myśl pojawiła się w głowie Versany - Muszę się jeszcze dowiedzieć co mógł znaczyć tusz na jej palcach. Czyżby spisywała swoje sny? Może warto by było podpytać jej jak sypia i o czym śni. Z tym jednak poczekam na kolejną rozmowę. Pozostaje jeszcze ta rozwydrzona Froya. Hmmmm. - zamyśliła się - Z nią może mi nie pójść tak gładko. Warto jednak powęszyć apropos złotej monety, którą ta mała jędza miała między palcami w moim śnie. Muszę mieć uszy i oczy szeroko otwarte i pokręcić się w jej okolicy a może czegoś ciekawego się dowiem. Hmmmm. - zadumała Versana omiatając wzrokiem przybyłych gości starając się przy okazji kogoś rozpoznać - Charytatywny bal cieszy się dużą popularnością. Nie umknie to uwadze małej Froyi, która goni za tym co na językach ludzi jak kot za myszą. Może i ona zdecydowałaby się na wspólną przejażdżkę po mieście by wspomóc biedotę. Upiekłabym wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu.

Kamila wróciła do swoich obowiązków dobrej gospodyni zostawiając znajomą samą sobie. Ta jednak miała swoje sposoby by umilić sobie czas. Zwłaszcza, że wkrótce wybiła ta pora gdy właściwie już nie było mile widziane przychodzenie po tej porze i zaczęła się właściwa zabawa.

Orkiestra zaczęła grać do tańca i zaczęły się same tańce. Panowie prosili panie i jeden a potem drugi i trzeci poprosił też do tańca damę w czarno - białej masce. Jeden okazał się wybornym tancerzem, jeden przeciętnym a kolejny no z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że przeciętnym. W przerwach między tańcami można było do woli raczyć się winem, piwem czy burgundem. Jedne były produktami lokalnymi inne ze słonecznego Averlandu, jeszcze inne z dalszych krain. Jak pitny miód jakim raczyli się Kislevici czy choćby Ostlandczycy albo trunki z Bretonii czy nawet południowych krain. Zdecydowanie można było nasycić głód i duszy i smaku i ciała na tej uczcie.

Przy okazji tych trunków i rozmów przy stole młodej wdowie udało się podsłuchać rozmowę dwóch zamaskowanych panów. Mówili właśnie o tych trunkach i jeśli dobrze słyszała to uznali, że to co akurat pili może pochodzić z nie całkiem legalnego źródła. Więc pewnie z przemytu i chwilę tak dywagowali skąd ten limtowany trunek znalazł się na tak szlachetnym stole i towarzystwie.

A kilka tańców później usłyszała inną rozmowę. Mieszane towarzystwo mówiło o jakiejś zgrabnej blondynce którą widziano chyba tam gdzie młodej i dobrze urodzonej osobie nie wypadało się pokazywać. Towarzystwo zastanawiało się czy to mogła być kobieta uznawana za jedną z najlepszych partii w mieście czy to tylko złudzenie albo po prostu ktoś podobny.

A po tej pierwszej fazie tańców które tak przyjemnie rozgrzały umysł i ciało przyszła pora na gry i szarady. Konkursy wiedzy, zagadki albo rzucanie okręgów na patyk co wprawiało już nieźle rozruszane towarzystwo w świetny humor.

- No wreszcie chwila spokoju, odetchnąć można. - zagaiła ją gospodyni ubrana w błękit nieba i słoneczną żółć oraz sowią maskę. Jako gospodyni nie wypadało jej odmawiać tańców więc przetańczyła prawie wszystkie tańce bo chętnych do tańca z tak znamienitą młodą damą nie brakowało. Ale dlatego teraz Kamila była już troszkę zdyszana i wolała złapać oddech i ta przerwa w tańcach była jej bardzo na rękę.

- Muszę przyznać ci rację. Od tych swawoli zaschło mi w gardle. Napijemy się? - zaproponowała brunetka z uśmiechem na ustach - Wszak zacne i niezwykle rzadkie napitki goszczą dzisiaj na stole. Kto podjął się ich sprowadzenia? Mój zapas systematycznie szczupleje. Muszę więc powoli rozglądać się za różnymi źródłami. Niestety o tej porze roku niezwykle ciężko o zaufanego dostawcę.

- Oh, nie pytaj mnie o takie głupstwa! Papa i nasz majordom się zajmują takimi rzeczami. - młoda szlachcianka machnęła swoją dłonią w koronkowych rękawiczkach dając znać, że nie zawraca sobie takimi detalami głowy. Pomysł, że mogłaby się zajmować czymś takim chyba wydał jej się zabawny bo się roześmiała uroczo. - Ale tak, chodźmy zwilżyć gardło, jestem strasznie podekscytowana tymi tańcami. - pomysł z ugaszeniem pragnienia za to wydał jej się jak najbardziej na miejscu i podeszły do jednego ze stołów gdzie stały napitki. - Na co masz ochotę? - zapytała nie wychodząc z roli dobrej gospodyni która w pierwszej kolejności dba o swoich gości. Wskazała gestem na całą paletę różnorodnych trunków których było może mniej na ilość niż w jakiejś karczmie ale pod względem gatunków, zwłaszcza tych nie na plebejskie gardła to śmiało mogła iść w konkury z większością karczm w mieście o tawernach nie wspominając.

Versana przyjrzała się stojącym na stole butelkom oraz beczułkom. Starała się dostrzec spośród nich ten napój, którym raczyli się i nad którym rozmyślali wcześniej podsłuchani zamaskowani mężczyźni.

- Z przyjemnością spróbuję twojego faworyta. - odpowiedziała brunetka chcąc poznać gust egzotycznie wyglądającej arystokratki - Chociaż chętnie skosztuje również tego. - wdowa wskazała napój, którego szukała wzrokiem.

Przy wyborze napitku gospodyni miała dylemat czy wybrać pewniaka czyli bretońskie bordo czy może tileańską maderę która była dla niej nowością i bardzo jej posmakowało. Przy okazji obie ściągnęły swoje maski bo rozmawiać i degustować łatwiej było bez nich. Inni goście którzy woleli skosztować tego czy tamtego ze stołu też stali lub siedzieli przy stołach z odkrytymi twarzami. Zewsząd dobiegały różne głosy i dialekty. Nordlandzki port co prawda nie miał porównania do Marienburga ale i tak jako portowe miasto, z załogami z różnych zakątków kontynentu, dało się słyszeć poza imperialnym także inne dialekty. Sądząc po kanciastej mowie niektórzy goście na pewno nie pochodzili ani z Nordlandu ani reszty Imperium.

- Co to za specjał i skąd pochodzi? Ma piękny kolor i prezentuje się smakowicie. - Versana zamoczyła swoje ponętne usta w zaserwowanym jej przez gospodynie trunku.

- Jak tak ci na tym zależy zapytam papy skąd my to mamy bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia. - odpowiedziała młoda szlachcianka gdy Versana zapytała o trunek o jakim wcześniej rozmawiali dwaj zamaskowani goście.

- Dziękuję Ci za zainteresowanie moją sprawą ale pozwól, że sama porozmawiam z twym ojcem oraz majordomem. - kultystka uśmiechnęła się serdecznie - Zdradź mi tylko jakie maski dzisiaj przybrali panowie i jeżeli nie znajdę ich tutaj to gdzie powinnam poszukać?

- Klaus to nie wiem gdzie teraz może być. I jest z obsługi więc nie nosi maski. Jak nie ma go tutaj to może być wszędzie od kuchni po stajnie i frontowe wejście. A papa ma dzisiaj zielonkawą kreację i maskę rekina. - młoda i dobrze urodzona dama powiedziała szybko i jakby od niechcenia zbywając ten mniej w swoim zdaniu ważny temat.

Versana pociągnęła kolejny łyk. Musiała przyznać, że naprawdę jej smakował. Lekko cierpki o charakterystycznym zapachu i kolorze.

- Wyborny napitek. Ta korzenna nuta nadaje mu ciekawy charakter. Koniecznie muszę dowiedzieć się gdzie można go dostać. - wdowa pociągnęła kolejny łyk - urozmaici to moje zapasy. Może również pozwoli mi w końcu przespać całą noc. Strasznie źle sypiam ostatnimi czasy i nękają mnie dziwaczne sny. - westchnęła wdowa - Nie wiem czy to od zbliżającej się pełni czy po prostu brak słońca tak okrutnie na mnie wpływa. Miewasz podobne problemy? - spojrzała pytająco na towarzyszącą jej ciemnoskóra kobietę - Może znasz jakąś skuteczną metodę, która mogłaby mi pomóc?

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/i...2vJAc&usqp=CAU

- Oj to prawda, też mam kłopoty zasnąć w nocy. Cały dzień tyle się dzieje, że wieczorem gdy kładę głowę zbyt wiele myśli w niej wieje. - ciemno włosa zaśmiała się cicho machając dłonią w koronkowej rękawiczce przyznając się do tych nocnych bezsenności.

- A miewasz również niedorzeczne sny bądź koszmary? - Versana mówiła spokojnym, wręcz opiekuńczym tonem - Przyznam ci się, że mnie ostatnio męczą straszne głupoty do tego stopnia, że postanowiłam spisywać swoje nocne mary. Prześladuje mnie wizja z pogrzebu mojego biednego męża nieboszczyka. Niech Morr nad nim czuwa. - wdowa w tym momencie dobrze przyglądała się reakcji Kamili - Oraz koszmar w którym miasto tonie w wodach wzburzonego Morza Szponów, z którego wyłania się nieznana mi bestia o wielu oczach. Znasz może kogoś kto potrafi odczytywać treść płynącą ze snów?

- To musi być dla ciebie straszne takie okropne sny. - rzekła współczująco i położyła dłoń na ramieniu Versany w pocieszającym geście. - Może powinnaś porozmawiać z kapłanami Morra? Oni się chyba znają na snach. - podpowiedziała niepewnie chcąc chyba jakoś trochę pomóc znajomej. - Mnie się nie śnią takie straszne rzeczy. Nie mogę zasnąć. Papa twierdzi, że za dużo czytam książek. Zwłaszcza poezji i romansów. I przez to nie mogę spać. Ale przecież to takie ekscytujące! I piękne! I takie romantyczne! - westchnęła z zachwytem do tych swoich rozterek. - Chciałabym też tak pisać jak De Witt albo Angelo Marconi. Albo sztuki sceniczne. - westchnęła rozmarzonym tonem i podobnym spojrzeniem patrzyła gdzieś ponad głowami gości i w końcu znów upiła elegancki łyk ze swojego pucharku.

- Dziękuję za radę. Wezmę ją pod uwagę i może faktycznie wybiorę się, któregoś dnia do kapłanów. Chociaż przyznam szczerze, że wzbudzają oni we mnie strach. Te ich szaty i ponure usposobienie. - Versana położyła dłoń na dłoni Kamili patrząc jej głęboko w oczy i uśmiechając się delikatnie - Nie psujmy tak miłej atmosfery i porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Może o sztuce? - zapytała kultystka - Miło mi słyszeć, że cenisz sobie dobrą literaturę i teatr. Sama lubię czytać do poduszki różne powieści i romanse. Pamiętam również, że gdy żył mój biedny Morterz często zabierał mnie do teatru gdyż wielbił się w sztukach Angelo Marconiego. Jego ulubionymi były “Karmazynowy przypływ” oraz “Dama i psiarczyk”. Przy tej drugiej dość często w jego oku kręciła się łza jednak zawsze na moje pytanie czy płacze odpowiadał, że oczy mu się pocą. - wdówka zachichotała uroczo - Coś jednak zaciekawiło mnie jeszcze bardziej. Wspomniałaś, że “Chciałabyś też tak pisać”. Mam rozumieć, że też tworzysz?

- Oh nie, wcale nie! - panna van Zee zachichotała jak mała dziewczynka. - Tylko do szuflady. - powiedziała rumieniąc się nieco z tym wyznaniem i szybko starała się to zamaskować łykiem z kielicha. A, że go opróżniła no to szybko postawiła na stół i sięgnęła po butelkę tego południowego trunku do którego ostatnio miała taką słabość. Przynajmniej tak sama niedawno mówiła. - Teatr to wspaniała rzecz. Próbuję Papę namówić by sprowadził do nas jakąś trupę. No jak my wyglądamy przy van Hansenach? Przecież ta cała Froya organizuje za tydzień koncert w swojej rezydencji. I wszyscy do niej idą! - oburzyła się na taką niesprawiedliwość w porządku rzeczy gdy zapowiadało się, że jej największa konkurentka za tydzień zgarnie zainteresowanie wpływowych i możnych tego miasta i ona będzie w centrum zainteresowania.

- Niesamowite! - odparła kultystka - Nie powinnaś się z tym kryć. Nie każdy potrafi przelać to co siedzi mu w głowie na papier. To wspaniały dar. Z resztą - brunetka zadumała chwilkę - chętnie bym poczytała twoje dzieła. O ile zechcesz się nimi podzielić rzecz jasna. Nie będę napierać ale czułabym się tym faktem zaszczycona a co do koncertu u van Hansenów. Nie martw się kochanie. - tym razem to Versana położyła dłoń na ramieniu egzotycznej piękności - Już dawno nie widziałam tak pięknego balu maskowego z taką ilością wspaniałych kreacji, wytwornych dań i napitków. Nie możesz również zapomnieć, że robisz dzisiaj coś wspaniałego. Zbierasz fundusze na rzeczy weteranów a takim czynem zapewnisz sobie pogłos zarówno wśród zamożnych jak i ubogich warstw społeczeństwa w tym mieście. Jednym słowem. Będą o Tobie mówić wszyscy. - wdowa uśmiechnęła się starając podnieść na duchu Kamilę - Lud nie zapomina o takich czynach. Jeżeli zaś mowa już Froyi. Po mieście krążą plotki. - kultystka nachyliła się delikatnie w stronę swojej młodszej “koleżanki” - Zarówno wśród zamożnych jak i prostaczków mówi się o blond pannie z wyższych sfer zaglądającej w miejsca, w których nie koniecznie powinno się ją widywać. - brunetka spojrzała pytająco na towarzyszkę rozmowy - Doszły może podobne informacje również twych uszu?

- Naprawdę? Ale na pewno tak jest! Przecież taka damulka jak ona na pewno ma coś za paznokciami! - co prawda Kamila wydawała się zaskoczona plotkami o swojej konkurentce ale, że były miodem na jej uszy to z miejsca się z nimi zgodziła. I to z widoczną satysfakcją. - I dziękuję ci za te miłe słowa. Tak się starałam by ugościć każdego jak należy. - ciemnoskórej szlachciance komplement i wyrazy uznania dla jej pracy włożonej w zorganizowanie tego balu wyraźnie sprawiły przyjemność. - I naprawdę byś chciała poznać te moje gryzmoły? - zapytała z mieszaniną niedowierzania i ekscytacji patrząc uważnie na bladą twarz wdowy. - Dobrze, to chodźmy! Myślę, że jak się na chwilę wymkniemy to nikt nie zauważy! Tylko musimy wrócić przed następnymi tańcami. - złapała za jej dłoń i śmiało poprowadziła wzdłuż stołu a potem ku wyjściu z sali balowej.

- Zrobię to dla ciebie kochaniutka i postaram się dowiedzieć czegoś więcej na temat tych pogłosek. Wszak musimy się wspierać. Ja pomogę tobie a ty pomożesz mi. - wdowa ukazała swoje śnieżnobiałe ząbki - Wszak czy nie byłby to wspaniały temat do napisania wiersza bądź sztuki? Nawet tytuł przyszedł mi do głowy. “Zabłąkana damulka”. - Versana puściła oczko w stronę gospodyni po czym roześmiała się ciut odważniej - Dobrze. Chodźmy więc. Już nie mogę się doczekać.

Gość prowadzony przez gospodynię szybko znalazł się w dość nowym dla siebie otoczeniu. Tych rejonów rezydencji jeszcze nie znała. Ale dzięki Kamili bez trudu przekraczały kolejne drzwi, sale i korytarze. A mijana służba nie ośmieliła się ich o nic pytać. Wreszcie Kamila otworzyła ostatnie drzwi i znalazły się w jej sypialni. Tutaj też było widać dyskretny ale niezaprzeczalny urok pieniądza. Czy to w draperiach na ścianach, obrazach, zdobionych meblach albo dywanach. Od razu widać było, że mieszka tutaj nie byle kto. Ale na to gospodyni zdawała się nie zwracać uwagi.

- Poczekaj tu proszę. Jak chcesz możesz się poczęstować. - wskazała na tacę naszykowaną pewnie przez służbę. Na jakim stały dwie butelki, te bretońskie bordo i południowej madery jakie tak sobie chwaliła gospodyni. Do tego kielich i patera z owocami. Sama panna van Zee podeszła do niewielkiego sekretarzyka i tam zaczęła coś szybko przy nim gmerać wyraźnie czegoś szukając.

- Dziękuję. Jednak nie służy mi mieszanie alkoholi bądź łączenie ich z owocami. - Versana delikatnie pomasowała się po brzuchu uśmiechając w stronę przeszukującej biurko arystokratki. - Wszak nie jestem już tak młoda jak ty kochanie. - dodała kultystka po czym roześmiała się wesoło. - Dostanę jakiś twój tomik do domu aby poczytać przed snem?

- Tomik? Nie no chyba mnie przeceniasz… Mam tylko parę wierszy… - ciemnowłosa i ciemnoskóra gospodyni mówiła trochę z ekscytacją a trochę z roztargnieniem gdy przeglądała jakieś kartki. By jej było łatwiej ściągnęła te ciemne, koronkowe rękawiczki jakie do tej pory miała na sobie. - No to może ten… - zawahała się gdy zatrzymała wzrok na jakiejś kartce. Przeglądała chwilę i w końcu z widoczną tremą wróciła do swojego gościa. - Oj może usiądź bo ja chyba inaczej nie będę mogła nic powiedzieć. - poprosiła i zaśmiała się trochę nerwowo wskazując na skraj łóżka. Sama też usiadła obok wzięła tą kartkę i zaczęła czytać. Czytała bardzo ładnie. Płynnie bez zacięć i z odpowiednią dykcją i intonacją. Widać było, że miała w tym wprawę i pewnie przeszła przez odpowiednie nauczanie a do tego miała talent. Rymy też były ładnie dobrane. Przemyślane i na słuch było to trochę trudno ocenić ale na wersy wydawały się podobnej długości to może nawet na ilość sylab się zgadzały a to już była znacznie wyższa szkoła jazdy. Fabuła opowiadała o nocnych schadzkach i kochankach, o prawdziwej i udawanej miłości, zazdrości, podejrzliwości i chociaż na tak krótki wiersz wydawało się to trochę rozwodnione, pewnie by dopasować te rymy i sylaby to w dłuższej formie byłoby to w sam raz. No i z bliska teraz Versana miała okazję przyjrzeć się dłoniom gospodyni. Faktycznie miała palce poplamione atramentem chyba dokładnie tak samo jak to widziała ostatniej nocy we śnie. - I co? - zapytała autorka poematu romantycznego z tremą wymalowaną na twarzy wpatrzona w swojego gościa siedzącego obok.

- Hmmmm… - wdowa z widocznym zaskoczeniem wpatrzona była w oblicze arystokratki - Daj mi chwilkę Kamilo, bo muszę zebrać szczękę z podłogi. Przez moment zabrakło mi słów. W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałam się tak rozbudowanego poematu. Te rymy, porównania, emocje. To wszystko. W prawdzie nie jestem ani pisarką ani krytykiem jednak jak na mój gust brzmi to profesjonalnie. Długo się zajmujesz pisaniem wierszy? Opierałaś się na własnych przeżyciach czy w całości była to fikcja literacka? - z twarzy Versany wciąż nie znikały zarazem szczery uśmiech jak i zszokowanie. - Zamiast prosić papę o sprowadzenie trupy artystycznej powinnaś kochana zorganizować wieczór poetycki i sama wystąpić. - kultystka położyła dłoń na kolanie Kamili - Tak to jest już na tym dziwacznym świecie. Jedni potrafią tylko robić dobrą minę do złej gry uśmiechając się głupiutko udając przy okazji pępek świata drudzy zaś posiadają talent, który niepotrzebnie chowają w szufladach sekretarzyka. Ty masz talent a tego nie nikt nie powinien się wstydzić. Wybacz szczerość ale aż poczułam mrowienie tam gdzie odczuwa je kobieta kiedy przystojny mężczyzna prawi jej komplementy. - Versana spojrzała głęboko w oczy ciemnoskórej damy z zauważalna iskrą pytając - Wracamy na dół do gości? Zaraz chyba czeka nas kolejny taniec. Z resztą chciałabym porozmawiać z Klausem apropos napitku którym mnie częstowałaś.

- Oj nie no coś ty! - ciemnoskóra szlachcianka zarumieniła się trochę. Właściwie nie bardzo Versana w pierwszej chwili była pewna czy to za tą dłoń na kolanie, czy to co powiedziała czy jeszcze coś innego. Po chwili wahania ciemna dłoń przykryła tą jasną. - Chyba umarłabym ze wstydu jakbym miała to przeczytać publicznie! - zaśmiała się z zażenowaniem i chwyciła dłoń na swoim kolanie. - I ja nie miałam takich przygód… - przyznała z nieukrywanym żalem. - Tak bym chciała poznać takiego przystojnego kapitana albo oficera. Taki pirat jak w tym wierszu. - westchnęła do swoich marzeń wpatrzona gdzieś poza ściany ograniczające sypialnie. - Nawet jest jedna piratka. Ale papa nie zgodził się jej zaprosić. Mówi, że to zwykła przemytniczka. Szkoda. Ja co prawda wolałabym mężczyznę - pirata. No ale jak nie ma to jestem strasznie ciekawa chociaż jak wygląda tak z bliska taki prawdziwy pirat. Nawet jeśli to tylko kobieta. - przyznała z mieszaniną żalu i ekscytacji. Po czym wróciła do rzeczywistości. Spojrzała na trzymaną kartkę i wachlowała się nią. - Ale masz rację już nas długo nie ma. Czas wracać do sali balowej. - uśmiechnęła się i szybko wstała wracając z kartką do swojego sekretarzyka.

- Uwierz mi skarbie. Powiem ci z własnego doświadczenia. O ile oczywiście cała rozmowa zostanie tylko między nami. W tej okolicy ciężko o mężczyzn takich jak w poematach i sztukach teatralnych. Ja zaczęłam powoli już tracić nadzieję, że znajdzie się jakiś odpowiedni kandydat, który porwałby moją duszę i ciało. - Versana podeszła w stronę arystokratki stając tuż za nią - Wszyscy prawdziwi mężczyźni chyba już dawno wyginęli. Nie można tego na szczęście powiedzieć o kobietach. Mają wiele wdzięku, odwagi oraz czułe dłonie i - wdowa uśmiechnęła się i szepnęła do ucha egzotycznej czarnulki - palce. Uwierz mi. Twe wdzięki przyciągają uwagę nie tylko mężczyzn. Ja sama niejednokrotnie wodzę za tobą wzrokiem. Jesteś śliczną i powabną kobietą o ciepłym sercu, krągłych piersiach i pięknych biodrach - kultystka następnie nachyliła się nad szyją Kamili jakby chciała ją pocałować. Zatrzymała się jednak w ostatniej chwili i subtelnie powąchała by następnie wypuścić ciepłą strużkę powietrza wprost na jedwabiste ciało arystokratki - a twoja skóra pachnie słodko niczym miód aż chciało by się jej skosztować. - Ver odsunęła się nieco od swojej bogatszej “koleżanki”

- Ależ co ty mówisz Versano!? - gospodyni wydawała się zaskoczona, może nawet zszokowana słowami i zachowaniem swojego gościa. Wydawało się, że tego jest dla niej zbyt wiele i w zbyt krótkim czasie. Okazywała zmieszanie i zaskoczenie tym wszystkim.

- Chciałam tylko powiedzieć, że twoja poezja pobudza zmysły niczym najgorętszy kochanek - Versana spojrzała z pełnym spokojem na arystokratkę. Była wyrachowana i lubiła czasami stawiać innych ludzi przed dwuznacznymi sytuacjami.- i tylko wyjątkowo niewrażliwy człowiek mógł względem niej pozostać obojętny.

Powiedz mi kochanie. Po co ci piratka? Chciałabyś posłuchać o jej przygodach czy raczej jakąś z nią przeżyć? - wdowa zachichotała - Jak na nią w ogóle mawiają i skąd o niej wiesz? Przecież jesteś wysoko urodzoną damą. Czyżbyś miała drugie oblicze, któremu upust dajesz w swojej twórczości. Widzę, że wiele jeszcze o tobie nie wiem ale podoba mi się to odkrywanie ciebie na nowo. Myślę, że mogę ci pomóc w zaspokajaniu ciekawości i poszukiwaniu nowych inspiracji. Jesteśmy przecież przyjaciółkami. - kultystka uśmiechnęła się serdecznie w stronę arystokratki - Powiem ci jeszcze jedno w zaufaniu. Myślę, że to właśnie piraci czy jak tam woli określać ich twój papa przemytnicy mogli przyłożyć rękę aby ten wspaniały burbon pojawił się na stole.

- Z tym burbonem chyba za daleko się posuwasz. - rzekła nieco z urazą. - A ta kapitan to tylko słyszałam o niej dlatego jestem taka jej ciekawa. Ale papa lepiej zna wszystkich kapitanów i nie ma o niej zbyt dobrego mniemania. Dlatego nie zgodził się jej zaprosić dzisiaj. Szkoda. Chętnie bym poznała tą dzielną i odważną kobietę. Na pewno przeżyła mnóstwo ciekawych przygód! Nawet imię ma takie ekscytujące. Rosa de la Vega. Brzmi bardzo romantycznie. - gospodyni trochę się uspokoiła i rozpogodziła gdy zaczęła znów mówić o swoich fantazjach i wyobrażeniach. Zwłaszcza tych o przygodach i postaciach jak z romansów rycerskich.

- Nie miałam zamiaru urazić ani ciebie ani twojego ojca kochanie. - wdowa położyła dłoń na lewym ramieniu ślicznej damulki - Mam do was wielki szacunek. Wszak to dzięki ciężkiej pracy waszej rodziny nasze miasto rozkwita. Jeżeli zaś mowa o burbonie to miałam na myśli po prostu to, że jest on niezwykle rzadki i pochodzi z bardzo odległych krain. Nie wszyscy kapitanowie podejmują się takich wypraw albo ze względu na brak odwagi albo ze względu na brak umiejętności. Jednak z tego co mówiłaś o Rosie de la Vega wywnioskować można, że ona nie należy do tych "wszystkich" a to powoduje, że podobnie do ciebie chciałabym ją poznać. - Ver uśmiechnęła się serdecznie chcąc zarazem udobruchać poruszoną arystokratkę jak i dać jej nadzieję co do spotkania ze wspomnianą wcześniej panią "kapitan" - Popytam o nią na mieście a gdyby udało mi się z nią skontaktować. Nie omieszkam cię o tym powiadomić i przy odrobinie szczęścia zorganizować nieoficjalne spotkanie.

- U nas niestety zbyt wiele się nie dzieje. Zwłaszcza zimą. To nie to jest niestety Saltzeburg nie mówiąc o Altdorfie czy Nuln. Tam to się muszą dziać ciekawe rzeczy. - westchnęła rozmarzona i trochę rozżalona na tą towarzyską i kulturaną posuchę w okolicy. A nowe miasto chociaż nie było już wioską to jednak mimo wielu gmachów i domów, nowoczesnej linii ulic, zwłaszcza w Nowym Mieście to jednak trudno było nazwać wielkim miastem. Zwłaszcza, że nie do końca przemyślana inwestycja sprawiła, że sporo tych budynków stało puste czekając wciąż na nowych użytkowników co w innych miastach cierpiących często na przeludnienie było nie do pomyślenia.

- Fakt. Stolicą Imperium to my nie jesteśmy. - roześmiała się głośno wdowa - Jednak i u nas miasto tętni życiem. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać gdyż nie wszystko co chcielibyśmy znaleźć musi okazać się tak oczywiste jak byśmy tego oczekiwali. - Versana rzekła niemal mentorskim tonem

- No ale chodźmy już, czas na nas. Nie chciałabym kazać czekać naszym gościom. - uśmiechnęła się ciepło na koniec i ruszyła ku drzwiom sypialni dając znać, że czas ją opuścić.

- Tak. Chodźmy, chodźmy. Straciłam chyba rachubę ale czas tak szybko mija gdy człowiek dobrze się bawi szczególnie w doborowym towarzystwie. Dziękuję ci w każdym razie za tą prezentację. Kto wie? Może nasza zbliżającą się trasa charytatywna zainspiruje cię do napisania kolejnego dzieła. Czułabym się zaszczycona móc w nim uczestniczyć. W każdym razie. Co myślisz o tym aby zaprosić na nią również Froye. - kultystka lekko zmarszczyła brwi aby oddać swoje podobne do Kamili odczucie względem młodej blondynki - Wiem, że za nią nie przepadasz ale tak chyba nakazuje etyka. Tak chyba po prostu wypada.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 23-05-2020 o 11:28.
Pieczar jest offline  
Stary 23-05-2020, 10:18   #22
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Starszy jak zwykle miał rację. - pomyślała wodowa idąc obok Kamili - Mikstura działa i to lepiej niż mogłam sobie wyobrazić w najśmielszych oczekiwaniach. - duma i zachwyt napawały Versanę od środka - Starszy będzie dumny. Ja przysłużę się dla kultu a on pomoże mi osiągnąć mój cel. - kultyska spojrzała z ciepłym uśmiechem na ustach w stronę czarnoskórej kobiety - Ty mała pisareczko. Bujasz swoją pustą główką w obłokach. Żyjesz w świecie poezji i baśni. Dopiero zobaczysz jaką bajeczkę szykuję dla ciebie. - brunetka zadumała przez moment - Swoją drogą. Taka niewinna damulka stanowi całkiem smakowity kąsek. Ciekawe czy tak samo dużą fantazją wykazuje się w łóżkowych igraszkach? - wdowa wróciła nagle myślami do balu - Pozostaje mi jeszcze dowiedzieć się czegoś o małej Froyi i jej złotej monety oraz porozmawiać z ojcem Kamili i Klausem apropos pochodzenia tego pysznego burbonu. Mam nadzieję,że wypili wystarczająco dużo aby język się rozwiną. Hmmm. - Ver zadumała ponownie - Z resztą nie pamiętam aby głowa rodziny van Zee'nów prosił mnie dzisiaj do tańca. Wszak się mi to chyba należy, gdyż mój sztywny mężulek dość blisko współpracował z Gertem. Zaś z Klausem jak przyjdzie potrzeba porozmawiam przed końcem balu.
 
Pieczar jest offline  
Stary 23-05-2020, 16:57   #23
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - 2519.I.09; wlt (1/8); ranek

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; leśna głusza
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: wnętrze chaty, półmrok, um.wiatr, pogodnie, b.lodowato


Strupas







No jakoś przetrwali tą noc. Dobrze, że spędzili ją wewnątrz tej zdezelowanej chaty. Bo w nocy, jakoś o północy, zerwał się bardzo silny wiatr. Taki który tańczył z solidnymi drzewami a na świecie zapanowała zamieć śnieżna gdy dech Ulryka swawolił sobie z tym ziemskim padołem. Chata trzeszczała i wiatr wbijał się przez dziury i szczeliny nanosząc ze sobą drobiny śniegu do środka. Te topiły się wewnątrz jeśli upadły tam gdzie sięgało ciepło pieca. Dlatego do rana na podłodze było sporo kałuż które te z dala od pieca zamarzły.

Przetrwanie wewnątrz ogrzanego budynku było na pewno łatwiejsze niż na zewnątrz. Wiatr dął większość nocy. Ale wraz z początkiem dnia osłabł i to znacznie. Teraz gdy na zewnątrz było już jasno jedynie zwiewał śnieg z zasp. Skutecznie też zamiótł wszelkie ślady jakie pozostawili wczoraj. Za to opał się skończył przed świtem. Ale rozgrzany piec jeszcze trzymał przyjemne ciepło jednak bez dodatkowego paliwa nie było szans go rozpalić na nowo. A wewnątrz chaty właściwie został do spalenia już chyba tylko barłóg na jakim spał garbus. Ten jednak nie mógł wystarczyć na długo jasne było, że gdyby chcieć zostać tu dłużej trzeba było znów nanieść opału z zewnątrz.

W chacie panowało zimno. Tylko ze dwa kroki od pieca znajdowała się strefa przyjemnego ciepła. Toporniczka spędziła noc okryta swoimi futrami przy piecu. Co jakiś czas na przemian z garbusem dorzucali co się da do pieca. No ale teraz już nie było co dorzucać ale też i dotrwali do jasnego i pogodnego poranka. Ciepło kominka i dach nad głową, pomogły im przetrwać na tyle, że poza lekkim zesztywnieniem Strupas nie odczuwał innych przykrości z tego powodu. Toporniczka też wydawała się przetrwać tą noc bez widocznego szwanku. No ale był głodny. Bardzo głodny. Od wczorajszego śniadania nic nie jadł. W połowie dnia gdy zbliżała się obiadowa pora natrafił na zatopiony wrak i obławę. Potem znów maszerowali aż do zmroku. Noc spędzili tutaj. Więc był głodny. I to bardzo. Nie wiedział jak z jego przygodną towarzyszką ale nie widział aby wczoraj, w nocy lub teraz coś jadła więc możliwe, że była tak samo głodna jak on. W chacie z jedzeniem było podobnie jak z opałem czyli nie było go wcale.

Wczoraj widział i słyszał ją jak coś nuciła wpatrzona w ogień paleniska. Ponura, trochę nostalgiczna pieśń, może jakiś wiersz, saga czy psalm albo modlitwa. Nie był pewny jak nie znał jej języka. Ale brzmiała poważnie i ponuro. Kobieta nuciła ją cicho wpatrzona w ogień.

Dzisiaj zaś stopiła w jakiejś misce śnieg stawiając go na piecu. Piec był jeszcze na tyle ciepły, że po paru chwilach przyniesiony śnieg stopił się w wodę którą kobieta się napiła. Potem gestem zapytała towarzysza czy też chce się napić.

- Freya. Freya To Akser. - pokazała na siebie. Brzmiało jakby się przedstawiała. Potem nawet uśmiechnęła się i poklepała swoje oba toporki wsadzone za pas. - To akser. - powiedziała z dumą. I czekała na reakcję towarzysza. Chyba mówiła coś po kislevsku bo jakoś tak to brzmiało gdy coś się pytała albo mówiła. Ale też nie był pewny bo nie znał kislevskiego.

Na razie pogoda była całkiem ładna. Ale w każdej chwili mogła się załamać. W chacie było jeszcze znośnie ale na zewnątrz było bardzo lodowato. Obecnie byli zdecydowanie bliżej miasta niż osady odmieńców. Do miasta zostało parę pacierzy tymi zaśnieżonymi bezdrożami. Do osady to znów by mogło zejść większość dnia. No i głód. Byli już mocno głodni a na miejscu jedzenia nie było.


---


Mecha 6:

Strupas; trudy nocy; ODP 70-15=55; rzut: Kostnica 13 > 42 suk = śr.suk = mod 0


---




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, um.wiatr, pogodnie, b.lodowato



Versana



Stara kucharka znów się postarała o swoją młodą panią by dogodzić jej kulinarnym gustom. Śniadanie było smaczne i sycące. Może trochę zbyt wcześnie po takim balowaniu chociaż młoda wdowa jakoś dzisiaj wstała dość wcześnie. Przy śniadaniu mogła na spokojnie powspominać miniony dzień i wieczór i poplanować kolejny. Na jutro była umówiona z panną van Zee na ten charytatywny objazd po portowej dzielnicy. Na pojutrze z Łasicą w “Mewie”. No a na dzisiaj to plany musiała dopiero ułożyć.

Bal był zresztą raczej udany. Dobrze było bywać na takich spotkaniach okolicznej śmietanki towarzyskiej by być w tej śmietance towarzyskiej. Za tydzień w Angestag był koncert u van Hansenów. Versana została tam zaproszona przez porucznika Finka. No ale koncert był wieczorem a o zmierzchu Starszy zaplanował kolejny zbór. Ten na jakim powinny przyjść z jakimiś efektami swoich zabiegów w sprawie kobiety uwięzionej w kazamatach.

W każdym razie pod względem towarzyskim wczorajszy wieczór można było zaliczyć jako uddany. Można było się napić, najeść, wytańczyć, pożartować, poplotkować. Młoda gospodyni też chyba wydawała się na koniec balu żywić większą atencję do młodej wdowy niż na początku balu. Ciemnowłosa szlachcianka nie każdego gościa odprowadzała aż do drzwi wejściowych, żartując sobie w najlepsze. Do tego charytatywnego wypadu była całkowicie przekonana i nawet chyba nie mogła się doczekać tego południa w Aubentag gdy były umówione. Ale czy brać Froyę no to nie była do końca przekonana. Niby nie powiedziała stanowczego “nie” a jedynie, że “przemyśli to” więc chyba zostawało czekać do jutro czy będą we dwie czy trzy. W każdym razie na jutro w południe Versana miała się stawić w rezydencji van Zee i stamdąd miały ruszyć na ten charytatywny objazd portu. Tylko, że jak nie chciała wyjść na ubogą krewną to też wypadało nie przychodzić z pustymi rękoma.

Zaś ojciec panny van Zee rzeczywiście zaprosił młodą wdowę do tańca. Okazał się świetnym tancerzem i pod tym względem żadna partnerka nie powinna się na niego skarżyć. Ale w przeciwieństwie do jego córki okazało się, że nie na darmo jest kapitanem portu i ma głowę do interesu. Żadnym gestem czy słowem nie zdradził się, że coś serwowanego na stołach mogłoby pochodzić z nie całkiem legalnego źródła. A pytany o trunek powiedział, że to tileańska wiśniówka. Wino burbon ze sporą domieszką wiśni dzięki którym zawdzięczał charakterystyczną barwę, smak i zapach. Więc jeśli nie kłamał to przynajmniej wiedziała dokładnie co to za trunek. No ale to też było wczoraj wieczorem. A dzisiaj był pierwszy poranek nowego tygodnia. I za oknami było ładne, słoneczne niebo. Jak wczoraj przez większość dnia. No ale taka ładna pogoda w środku zimy zwiastowała, że na zewnątrz musi być bardzo zimno. No i mogła załamać się w każdej chwili. No i była jeszcze Berna która ledwo ukrywała swoją ciekawość by dowiedzieć się jak było na balu i wieści ze świata za jakim tęskniła.


---


Mecha 6:

Przekonywanie Kamili van Zee do zabrania Froyi: OGŁ 60+10+10+20-20=80 vs SW 40+10=50. 50+80-50=80; rzut: Kostnica 67 > 80 = 13 suk = m.suk > no może, no ale nie wiem

Pytanie Gerda van Zee o trunek: OGŁ 60+10+10+20-20=80 vs SW 60+10+20=90. 50+80-90=40; rzut: Kostnica 29 > 40 = 11 suk = m.suk > mały detal: nazwa trunku
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-05-2020, 07:26   #24
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Pobudka Słodki Książę
Poranek był zimny i głodny. Nie aby było to dla Strupasa coś wyjątkowego, chłód i głód były mu znane i nie przejął się specjalnie burczącym żołądkiem. Wstał, rozprostował kości. Liczył że wyjdzie zanim toporniczka się obudzi, ale oczywiście przeliczył się, już nie spała. I najwyraźniej chciała się zaprzyjaźnić.
Tyle że Strupas Trupas nie ma przyjaciół. Co najwyżej ludzi chcących go wykorzystać.
- Masz nas Strupas, więc może łaskawie o tym nie zapominaj - Krwawa uniosła się dumą
- Właśnie! Nie potrzebujemy jej - dodała Zielona Ospa a kapitan Szkorbut obsobaczył obie od portowych kurew.

- Freja Toporniczka. Jasne. - powiedział do niej i wskazał na siebie i powiedział imię, które będzie dla niej łatwiejsze. - Trupas.
Nie nawiązał jednak konwersacji. Raz że nie miał ochoty gadać z babą która mu przeszkadzała i prawdopodobnie była przyczyną tego że na zewnątrz grasowali łowczy z ogarami, dwa - cholera wie kim ona jest. Udawać niemotę każdy głupi potrafi. No i czekał posiłek.


W mieście znaleźli się dwie godziny później. Na Strupasa oczywiście nikt uwagi nie zwrócił i w sumie na Freję też nie - na północy wojownicy ubierali się podobnie i nie wyróżniała się specjalnie. Trochę żałował że nie zabrał ze sobą ogara, ale spodziewał się że zdąży przed zamknięciem bram. Zamiast ogara zjedzą dachowe króliki.
Znalezienie kota dla ulicznika było proste jak oddychanie. Wkrótce w jednym z wielu opuszczonych domostw w kominku zapłonął wesoło ogień (Strupas nie zabrał baby toporniczki do swojej meliny) a nadziane na patyk kawałki kociny szybko zmieniły się w apetyczne kąski. Ba, Freya miała nawet woreczek z morską solą. Chwilę odsapnęli, a potem zostało do załatwienia tylko jedno.
- Chodź, Freya - machnął na nią Strupas - Pogadamy.
Nie chciał jej ciągnąć do nikogo z kultbraci, mimo że wiedział że Kurt po kislevicku nieźle nawija. Wolał trzymać sprawy sekty z dala od obcych. Ale nie on jeden w mieście operował tym językiem. Dlatego garbus skierował się w stronę Zaułka Łysego Konia.
Ślepa uliczka została tak nazwana, bo ktoś powiesił końską czaszkę na kończącej go ścianie. Tam, pośród starych, przeciekających beczek i rozwalonych skrzyń były schowane małe drzwi do węglowej piwnicy, gdzie kilku chłopców Czarnego Piotra miało swoją melinę. A dokładnie Grigorij i jego banda, jedno ze "zbrojnych" ramion szajki.
Strupas zatrzymał się przy wejściu do alejki, sięgnął do beczki po metalowy pręt i walnął trzy razy w starą obręcz wywołując jęczące brzdęki. W głębi alejki skrzypnęły drzwiczki.
- A, to ty Śmierdzielu. Co tam? gryps dla nas? - jeden z ludzi Grigoriego, nie poznał. Miał w ręku kuszę, widać że gorąco witają tu gości.
- Nie, nie. Strupas-Trupas kislevitkę znalazł. Przyczepiła się i łazi za nim. Powie żeby sobie poszła? Albo weźmie sobie?
- Hej, Grigorij musisz to zobaczyć - krzyknął zbir w głąb węglarni - Strupas znalazł sobie babę! I to niezłe ciacho!
Niech sobie ją wezmą, pomyślał Strupas.
- Ta, ale z wypadu do swojaków z lasu to chyba nici, przynajmniej na dziś. Chyba że chcesz nocować na śniegu - Świerzb Owcojeb zacmokał przecząc.
Takie było też zdanie Strupasa. Spotkanie tej baby nie mogło być przypadkiem. To był Omen i najwyraźniej wypad do osady mógł zaczekać. Pozostało skontaktować się z resztą młodszych członków i najpierw wykonać ważniejsze zadanie.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-05-2020, 11:30   #25
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Powrót z balu maskowego

Po pożegnaniu się z gospodynią i przekroczeniu progu wdowa zauważyła, że Malcolm już na nią czeka. Siedział na dorożce i dzierżył w ręku wodze. Gdy tylko ją spostrzegł zeskoczył z wozu.

- Witam ponownie o pani. - staruszek otworzył drzwiczki i zamaszystym gestem zaprosił swoja pracodawczynię do środka - Czy bal się udał? Strawa smakowała a napitki dodawały animuszu?

- Dziękuje Malcolmie. - odpowiedziała z uśmiechem na ustach gdy stawiała pierwszą nogę na stopniu dorożki - Naturalnie. Wszystko było na najwyższym poziomie. Zabawę można uznać za ucztę nie tylko dla żołądka ale również dla duszy. Lecz jedźmy już. Jest zimno a ja muszę dbać o swoje zdrowie. Na miejscu jednak będę musiała z tobą przedyskutować dwie sprawy.

Ulice miasta były praktycznie puste no może poza pojedynczymi patrolami straży miejskiej bądź wracającymi z karczm chwiejnym krokiem mieszczan, którzy następnego dnia z rana zaczynali kolejny pracowity tydzień.

Droga zajęła im kilka pacierzy więc wdowa ten czas poświeciła na dokładaną ocenę stanu dorożki od środka. Gdy już dotarli na miejsce woźnica ponownie zeskoczył z powozu a następnie złapał za klamkę.

- Dotarliśmy więc cali i zdrowi. - rzekł siwiejący mężczyzna zaraz po tym jak otworzył drzwiczki dorożki - Mam nadzieję, że nie trzęsło zbyt mocno? - podał dłoń wdowie by pomóc jej zejść.

- Podróż kiedy to ty powozisz to czysta przyjemność. - odparła wesoła wdówka wychodząc z powozu - Skoro zaś jesteśmy przy rozmowie o komforcie jazdy. - kontynuowała stojąc już obiema nogami na klepisku i patrząc na staruszka - W najbliższy Aubentag chciałabym wybrać się w przejażdżkę po mieście, której celem miałoby być wsparcie najbardziej ubogich warstw naszego miasta. Zaprosiłam a nią Kamile van Zee, która wyraziła swą aprobatę. Bardzo możliwe, że również panna van Hansen zaszczyci nas swoją obecnością. Z racji tego, że jesteś inteligentnym człowiekiem. - brunetka zwróciła wzrok na pojazd i zwierzę stojące za plecami Malcolma - Zapewne już się domyślasz, że dorożka i Agrafka muszą tego dnia wyglądać oszałamiająco. Nie mam tu oczywiście na myśli tego, że na codzień wyglądają źle, bo tak nie jest. Szanuję twoją ciężką pracę i jestem z niej naprawdę zadowolona. Chciałaby jednak aby za dwa dni powóz z klaczą olśniewały jak nigdy dotąd. Zadbaj proszę o tą sprawę. Nie znam się zbytnio na konserwacji dorożek więc ciężko mi się wypowiadać w jej kwestii. Może wymiana jakiejś zużytej deski bądź pomalowanie jej z zewnątrz nadałyby pożądany efekt. Jako woźnica na pewno będziesz wiedział co zrobić. Zaś co do klaczy. - brunetka skupiła swój wzrok na zwierzęciu. Następnie podeszła do niego i pogłaskała - Zapleć jej fantazyjny warkocz, zmień podkowy, kup zdobny pled oraz odpowiednie olejki aby jej sierść lśniła. Ja zaś zajmę się wystrojem dorożki w środku. Zdaje sobie również sprawę z faktu, że wszystko na tym świecie kosztuje. - kultystka rozplątała sakiewkę aby wyciągnąć z niej karliki, które wręcza starcowi - Weź więc te złote monety aby pokryć koszty renowacji dorożki a to co ci pozostanie zainwestuj prosze w zakup nowego i solidnego ubioru jakim nie powstydziłby się żaden dorożkarz o tak głębokich rodzinnych tradycjach związanych z tym zawodem. - Versana położyła swoja delikatna dłoń na ramieniu woźnicy - Bądź więc gotów na Aubentag. Ustaliłam z panną van Zee, że przybędę po nią w samo południe. Mam też do ciebie dwa pytania z innej beczki. Hmmm - brunetka zadumała chwile - Pozwól, też że nie będę owijać tym razem w bawełnę. Mianowicie. Czy słyszałeś co nieco o Rosie de la Vega a jak tak to czy byłbyś w stanie doprowadzić do mojego spotkania z nią w jakimś bezpiecznym miejscu? - kultystka splotła ręce na klatce piersiowej - Zaś jeżeli chodzi o drugie pytanie. Doszła mych uszu informacja, że pewna blond arystokratka odwiedza miejsca, w których wysoko urodzona dama niekoniecznie powinna się pojawiać. Wiesz może coś więcej na ten temat oraz czy byłbyś w stanie pokręcić się po mieście by dowiedzieć się więcej?

....

Po wysłuchaniu starca wdowa podziękowała, pożegnała się i odwróciła by opuścić stajnie. Malcolm musiał pozostać w stajni, ponieważ miał jeszcze do zrobienia parę rzeczy. Natomiast kultystka gdy już znalazła się w izbie Kornasa poinformowała go, że czeka ich aktywny dzień i prosiła by przekazał Brenie wiadomość. Chciałaby młoda sprzątaczka odwiedziła ją jutro po śniadaniu w jej prywatnym pokoju aby przygotować gorąca kąpiel. Następnie, życzyła mu dobrej nocy a sama udała się do swego pokoju by zjeść późną kolację i ułożyć się do snu.

Wellentag

- Breno. Możesz już zacząć przygotowywać mi kąpiel. - rzekła Versana po tym jak skończyła jeść śniadanie.

- Oczywiście. - zgrabna sprzątaczka z miejsca zabrała się za powierzone jej zadanie.

- Natomiast ciebie Greto. Proszę byś sprawdziła zapasy w naszej winiarni. - brunetka odwróciła głowę w kierunku starszej kobiety - Sprawdź proszę czy jesteśmy w posiadaniu bretońskiego bordo bądź południowej madery. Jeżeli nie. Po proszę cię byś udała się na miasto i zakupiła dwie butelki. - wdowa uśmiechnęła się serdecznie a na jej policzkach pojawiły się dołeczki - Czeka mnie jutro w południe objazdowa wycieczka w towarzystwie panny van Zee a to jej ulubione trunki. - kultystka sięgnęła do sakwy i wręczyła staruszce kilka sztuk złotych karlików - Chciałabym więc, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

- Naturalnie. - odparła staruszka odwracając się frontem do kultystki - Sprzątnę tylko po śniadaniu i zajmę się wszystkim o co pani prosiła.

Versana zaś wstała i udała się do izby Kornasa. Zastała go jak zwykle leżącego na łóżku zajadającego się suszonymi owocami. Pomieszczenie przesiąknięte było zapachem alkoholu. Najwidoczniej zeszły wieczór spędził w którejś z miejskich knajp upijając się lokalnymi specjałami. Go ujrzał swoją pracodawczynie usiadł na brzegu posłania.

- Witaj. W czym mogę pomóc? - zapytał cichym tonem łysy eunuch przełykając ostatnią porcję suszu - Czyżby to dzisiejszego wieczoru czekała nas eskapada w okolice kazamat?

- W rzeczy samej. - wdowa odpowiedziała z typowym dla siebie uroczym uśmiechem ton jej jednak był niemal tak chłodny jak na zewnątrz. - Chciałabym jednak abyś przedtem odwiedził skrytkę, w której któryś z naszych braci bądź sióstr mogli zostawić dla nas informację. Poczekaj z tym naturalnie do pory kiedy to słońce zajdzie już za horyzontem aby nie wzbudzać zbędnych podejrzeń i wróć abyśmy razem mogli udać się na moją randkę ze strażnikiem. - dodała - Chyba nie muszę wspominać abyś miał oczy dookoła głowy?

Po zakończonej rozmowie z eunuchem wdowa udała się do swojej izby. Balia była już niemal pełną. Woda parowała a w powietrzu unosiła się przyjemna woń olejków zapachowych. Drwa w kominku płonęły strzelając od czasu do czasu iskrami. Brena co chwila zaś dolewała gorącej wody do drewnianej wanny.

- Powinno wystarczyć. - rzekła Versana ryglując za sobą drzwi do pokoju - Chciałabym z tobą porozmawiać kochaniutka. Zapewne doszła już twych uszu informacja o mojej przejażdżce po mieście w towarzystwie panny van Zee.

- Tak. - odparła pokornie rudzinka - Wchodząc po schodach na piętro usłyszałam jak wspominała pani o tym Grecie. Córka zarządcy portu słynie z egzotycznej urody. Ze świecą w tej okolicy szukać drugiej takiej.

- Masz racje. Kolor jej skóry zdecydowanie odbiega od tego jaki posiadają kobiety północy. Nie zmienia to faktu, że to bardzo interesująca kobieta. - brunetka westchnęła - Stąd też ma decyzja aby zaprosić ją na wspólną przejażdżkę, której celem byłoby wsparcie najuboższych warstw naszego społeczeństwa. Bardzo możliwe również, ze swą obecnością zaszczyci nas panienka van Hansen.Obecność tych dwóch dam bardzo by mnie ucieszyła i chciałabym pokazać się im z jak najlepszej strony. - twarz kultyski lekko posmutniała - Zdaję sobie także sprawę z tego, że mój majątek nie może równać się z ich dorobkiem jednak jest coś co w wyższych sferach jest również bardzo cenione. Wiesz co mam na myśli skarbie?

- Nie mam pojęcia. - oczy młodziutkiej sprzątaczki były wpatrzone w czarnulkę jak w obrazek - Cóż to takiego?

- Maniery, wychowanie, drobne gesty i porządek. Jednym słowem etyka. - kultystka spojrzała pytająco na swoją pracownice - Chciałabyś poznać jej tajniki. Wiedz, jednak, że nie zdołasz się nauczyć tego wszystkiego w ciągu paru godzin. Wymaga to cierpliwości i powściągliwość.

- Ależ oczywiście proszę Pani. - uśmiech rozpromienił twarz Breny - Marzę o tym.

- Doskonale. Ciesze się. - brunetka odparła ze spokojem w głosie - Jeżeli więc będziesz uważnie słuchać i pilnować się tego co mówię. To kto wie. Może i zabiorę również ciebie na tą wycieczkę. Wszak ułożona służba to jedna z wizytówek arystokratów a ty - położyła dłoń na ramieniu piegowatej kobiety - wyglądasz ślicznie. Musiałabym tylko popracować nad twoimi manierami, słownictwem i strojem. Wiem że mamy mało czasu wierzę jednak, że jesteś pilną uczennicą i nie zawiedziesz mnie dając z siebie wszystko. Tym sposobem mogłabyś niemal namacalnie poczuć jak żyją i spędzają czas ludzie z wyższych sfer a ta przejażdżka, jeżeli rzecz jasna spisałabyś się na medal, otworzyłaby przed tobą możliwość towarzyszenia mi w bardziej prestiżowych spotkaniach i poznania osobiście większego grona śmietanki towarzyskiej naszego miasta. Potraktuje to więc jako wyróżnienie. - Versana spojrzała na sprzątaczkę z niemal drapieżnym uśmiechem na ustach. - Gotowa więc na początek nauczania?

- Zwarta i gotowa proszę pani. - rudzinka odparła z wielkim entuzjazmem i zapewne gdyby mogła to skakałaby z radości.

- Doskonale. Także zacznijmy. - kultystka spojrzała głęboko w oczy pieguski - Zasada pierwsza. Dyskrecja i lojalność. Wszystko co robimy i o czym rozmawiamy. Zostaje tylko między nami. Zaś o wszystkim co zobaczysz bądź co usłyszysz mówisz mi.

Versana zaczęła się rozbierać pozostawiając strój na podłodze. W pokoju było ciepło i przyjemnie. Mimo to sutki brunetki stały. Dostrzegła w oczach młodej służki cień zakłopotania. Nie przejmowała się nim jednak. Podeszła do bali i zamoczyła wpierw jedna a następnie drugą nogę, by po chwili wylądować w wodzie po szyje. Następnie zwróciła wzrok w stronę Breny.

- A Ty na co czekasz? - w głosie dało się usłyszeć lekkie zdziwienie a zarazem zaskoczenie - Miejsca starczy dla nas obu.

Brunetka dostrzegła zakłopotanie młodszej kobiety, która z początku nieśmiało zrzuciła z siebie odzież wierzchnią pozostawiając ją również na podłodze. Z każdą jednak chwilą uczucie to zanikało a ruda piękność zdawała się poczuć już nieco swobodniej pamiętając jednak, że pozostaje wciąż na usługach swojej pani. W trakcie kąpieli Versana zaczęła zaś wprowadzać swoją pracownice w skomplikowany świat różnych gestów i zachowań jakie panowały między ludźmi z wyższych sferach. Zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie przekazać jej całej wiedzy, gdyż sama do opanowania tej sztuki potrzebowała wielu lat. Postanowiła więc ograniczyć się póki co do minimum, które było niezbędne w trakcie zbliżającej się charytatywnej wycieczki. Po kąpieli przystąpiły kolejno do wyboru odpowiedniego stroju dla Breny a następnie do wystroju wnętrza dorożki. W trakcie wszystkich tych zajęć wdowa przekazywała coraz to nowszą wiedzę swej młodszej słuchaczce odwołując się do momentów z balu maskowego u van Zee'now. Sprawdzała zarazem czy wcześniej przekazane informacje zostały przez Brene zrozumiałe i zapamiętane. Czas mijał im szybko jednak z efektów pracy zubożała arystokratka była zadowolona. Dorożka wyglądała zdecydowanie lepiej a rudzinka okazała się być zaskakująco pojętą uczennicą. Po wszystkim właścicielka kamienicy zleciła jeszcze młodej sprzątaczce aby ta przed jutrzejszą podróżą wyczyściła dokładnie swoją jak i jej garderobę oraz jeszcze aby powtórzyła raz jeszcze przed zaśnięciem wszystkie rzeczy o których dzisiaj się uczyła.

Za oknem było już ciemno. Pora dnia nie była najmłodsza. Wszyscy domownicy zasiadali zaś przy stole spożywając kolację na która Greta upiekła placek z warzywami polany gęstą śmietaną.

- Wciąż zachodzę w głowę droga Greto skąd bierzesz pomysły na te wszystkie dania? - spytała kultystka kierując swój wzrok na staruszkę

- Większość z nich to przepisy, których nauczyła mnie moja babcia droga pani. - odparła pokornie kucharka - Czasami tylko dorzucam cos od siebie. Ciesze się jednak, że ci smakuje.

- Smakuje i to bardzo. Kornasowi chyba także gdyż nie zostawił na talerzu nawet okruszka. - Versana zaśmiała się spoglądając na naczynie przed eunuchem. - Dzisiaj również zamierzam udać się na nocną przechadzkę po mieście aby przy okazji sprawdzić jak spisują się moi pracownicy portowi. Przynieś mi proszę do pokoju strój, w którym zwykłam chadzać w takich okolicznościach.

- Oczywiście. - odparła pokornie gosposia - Proszę się udać na góre a ja doniosę wszystko do pani pokoju.

- Dziękuje Ci. - odpowiedziała arystokratka po czym spojrzała na eunucha - Chciałabym abyś Ty również był gotów niebawem.

Versana poszła następnie do swojego pokoju by przygotować się do wyjścia. Chwilę później zapukała gosposia przynosząc strój. Jak zwykle był czysty i pachnący. Wdowa postanowiła ucharakteryzować się specjalnie na dzisiejszą okazje. Sięgnęła więc w tym celu do swojego kufra by z jego podwójnego dna sięgnąć niezbędne narzędzia i rudą perukę, która miała jednak zamiar założyć dopiero tuż przed rozmowa z klawiszem. Po nałożeniu makijażu, poprawiła łańcuszek, który dostała od męża, założyła strój i schowała sztylet za cholewkę prawego buta. Postanowiła również zostawić dziś w domu złoty pierścień z symbolami jej kampanii handlowej. Nie zapomniała jednak aby zabrać dwie świece i zapałki na wypadek, gdyby jeden ze współkultystów nie dopilnował tego. Następnie zarzuciła kaptur na głowę i wyszła z pokoju. Na dole w głównej izbie Kornas czekał już przy drzwiach a Greta zajęta była zaś swoimi sprawami nie zwracając uwagi na brunetkę, która postanowiła wykorzystać ten moment i wyjść tak by nikt nie zwrócił uwagi na jej ucharakteryzowana twarzyczkę. Gdy była już przed drzwiami eunuch otworzył je przed nią puszczając ją przodem. Na odchodne Ver rzuciła tylko pośpieszne do zobaczenia i poprosiła o miskę z wodą w swojej sypialni oraz by gosposia nie czekała na nich. Chwilę później łysy ochroniarz zamknął drzwi na klucz i ruszyli w znanym im szyku oraz kierunku.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 04-06-2020 o 17:51.
Pieczar jest offline  
Stary 29-05-2020, 23:01   #26
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - 2519.I.09; wlt (1/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; okolice kazamat; zaułek
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: zaułek, mrok, d.si. wiatr, zachmurzenie, siar.lód


Strupas


Poranny powrót do miasta śmierdzący garbus miał dawno za sobą. Tak samo jak bez żalu rozstał się z kobietą z północy. Chociaż Freya ufała jemu, i całemu miastu południowców jak on jej. Jednak poszła razem z nim w głąb miasta aż do kryjówki Grigorij. Koniec końców została tam u nich. Kto tam kogo właściwie miał to Strupas już nie wiedział. Toporniczka nie wyglądała na taką co daje sobie w kaszę dmuchać. Po tym dość krótkim przywitaniu i pożegnaniu całej gromadki Grigorij dowiedział się, że toporniczka faktycznie nazywa się Freya. Dokładnie Freya Dwa Topory. Z oczywistych względów przydomek wydawał się na miejscu. Z oczywistych względów ciemnowłosa kobieta nie bardzo chciała zdradzać kim jest, skąd pochodzi i po co. Za to była głodna. I chyba te zaproszenie na śniadanie ostatecznie przesądziło sprawę. W końcu drzwi do węglarni zamknęły się zostawiając garbusa uwolnionego od niechcianego towarzystwa.

Mógł się zająć swoimi sprawami. Na przykład by coś zjeść. Bo ten pieczony kot to ledwo starczył na przystawkę. A potem mógł zacząć szukać kolegi po fachu. Co jakoś specjalnie trudne nie było. Kolanko był w pracy. Czyli koczował na pledzie rozpostartym na śniegu i grał na fujarce przechodniom prosząc go o datki. Znalazł go gdzieś w połowie dnia. Jeśli zazwyczaj koczował tu gdzie go znalazł Strupas to była szansa, że miał przywzoity wgląda na główną bramę kazamat. Ale czy byłby skłonny podzielić się informacjami i czy w ogóle jakieś miał to już była całkiem inna sprawa.

No ale spotkanie z Kolankiem też było już za garbusem. Też nie musiał znosić jego towarzystwa. Teraz nad miastem zapadł już noc i mróz. Noc była ciemna bo wiatr który poruszał gałęziami drzew i zwiewał lżejsze płaty śniegu przywiał też chmury. Było ciemniej niż wczoraj. Za parę dni powinna być pełnia Mannslieba ale w tej chwili żadnego z księżyców i tak nie było widać przez te chmury. A do tego o zmierzchu spadła ulewa zamraznitego deszczu. Właściwie to gradu. Więc do tej pory wszędzie było pełno zamarzniętych kuleczek i śladów po nich gdy zbombardowały śnieg i całą okolicę. No ale na szczęście teraz się uspokoiło i zostały tylko te chmury i nie taki lekki wiatr. No i mróz oczywiście. W połowie zimy trudno było o inną pogodę.



---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; karczma “Piwniczna”
Czas: 2519.I.09; Wellentag (1/8); wieczór
Warunki: gwar karczmy, ciepło, półmrok, dym na zewnątrz ciemno, d.si.wiatr, zachmurzenie, siar.lód


Versana


Cóż, karczma urządzona w obszernej piwnicy czy może dawnym magazynie albo składzie to nie było przyjęcie dla wyższych sfer. I dało się to odczuć w każdej chwili zwłaszcza jak ktoś miał świeżo w pamięci wczorajszy wieczór. Nie było orkiestry, eleganckich masek, kreacji ani wytwornych manier. Był za to dym, zaduch, zapach wina, piwa jedzenia no i gości. Zwłaszcza, że pomieszczenie było kiepsko wentylowane. Goście też niewiele mieli wspólnego z dobrymi manierami czy wykwintością. Kilka stołów dalej Versana obserwowała dwóch biesiadujących mężczyzn. Aaron nieźle się wczuwał w rolę kompana od kufelka. Zostawało mieć nadzieję, że dosiadł się do tych co trzeba. Teraz bawili się tam przednie. Chyba ich koledze ze zboru udało się namówić swoich kompanów do sprawdzenia kto ma tęższą głowę bo pili prawie na wyścigi. To wszystko wydawało się im sprzyjać i iść zgodnie z planem. Tylko, że zgodnie z planem Aaron miał sobie upatrzyć jedną ofiarę. A siedział z dwoma nieprzyjemnie wyglądającymi zabijakami.

Siedząc w tej zadymionej i gwarnej karczmie młoda wdowa miała aż nadto czasu aby przemyśleć kończący się dzień. Malcolm o jakiejś blondynce co się miała kręcić po zaułkach nic nie wiedział. Albo inaczej. Wcale nie miało blondynek kręciło się po ulicach ale czy któraś z nich mogła być kimś znaczniejszym niż zwykłą ulicznicą czy inną osobą o szemranej reputacji to nie miał pojęcia. Zresztą zima odciskała swój dech Ulryka na wszelkich czynnościach i aktywnościach na zewnątrz to pewnie na te blondynki czy inne co się miały kręcić po ulicach także.

Trochę lepiej było z pytaniem o la Vegę. Tak, obiło mu się o uszy to nazwisko. Chyba była jednym z kapitanów jednego ze statków. Więc pewnie najłatwiej ją szukać w którejś z portowych tawern albo zapytać w kapitanacie portu. Tam często kapitanowie zostawiali jakiś namiar tak na wszelki wypadek. Nazwisko o tyle mu wpadło w ucho, że kapitan podobno była niezwykle młoda jak na dowodzenie całą jednostką no i była nowa. Pierwszy raz zimowała w porcie to i siłą rzeczy zwracała na siebie uwagę jak każdy kto się jakoś wyróżnia pierwszy raz będąc w porcie.

Co do dorożki to obiecał zrobić co się da. A z uwag miał tyle, że w dobrych domach wypadało mieć własną dorożkę jak i służbę. Więc jakby jedna młoda dama a nie mówiąc jakby dwie, miały wyjechać na miasto to bardzo możliwe, że wezmą własny powóz. Albo nawet karetę. Bo co by nie mówić, zwykły dorożkarz nie bardzo miał możliwości równać się z takimi powozami i karetami. Tak wysoko postawione młode damy mogły preferować swoje własne powozy niż cudze dorożki. Choćby po to by pokazać czym jeżdżą i widać było ich rodowe barwy z daleka. Ale oczywiście naszykuję dorożkę i konia jak się tylko da najlepiej.

Z Breną rozmowa i obcowanie okazało się o wiele bardziej ekscytujące. Młoda sprzątaczka pod ubraniem okazała się tak samo zgrabna i pociągająca jak to wyglądała w ubraniu. Chociaż w pierwszej chwili wydawała się zażenowana i zakłopotana propozycją wspólnej kąpieli ze swoją panią. Przecież nigdy wcześniej tego nie robiły! - Ależ proszę panią… - jęknęła zakłopotana gdy usłyszała o tej wspólnej kąpieli. Przez pare chwil miotały nią rozterki gdy wahała się jak powinna zareagować. Ale ostatecznie nie odważyła się sprzeciwić swojej pani ani nie chciała ryzykować jej gniewu. Więc zaczęła się rozbierać i gdy weszła do balii pełnej gorącej wody jaką sama dopiero co naszykowała zachichotała cichutko jak mała dziewczynka. I reszta kąpieli upłynęła całkiem przyjemnie.

Co do treningu etykiety no to już była inna sprawa. Rudawa służka starała się jak mogła ale jednak tych gestów, zwrotów, formułek była cała masa. Nie było szans by opanować to w dzień, dwa czy nawet parę tygodni. Ale jednak od czegoś trzeba było zacząć. Na młodą damę z towarzystwa Brena nie miała szans udawać ale jak przymierzyła suknię wybraną dla niej przez jej panią, czysta i pachnąca, z paroma wyćwiczonym zwrotami i gestami zaczynała wyglądać na całkiem ciekawy dodatek do swojej pani. Taka służka ale już zwracająca uwagę swoją urodą, sylwetką i manierami. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. No trochę gorzej było z tremą i ekscytacją. Brenę tak podniecała myśl, że może zobaczyć, ten cały wielki świat na własne oczy, że trudno było jej się skoncentrować na nauce. Zostawało żywić nadzieję, że to taki efekt zaskoczenia i pierwszego wrażenia i potem jakoś do tego dziewczyna przywyknie.

Greta dała znać, że na stanie nie mają ani bretońskiego bordo ani południowej madery. Więc musiała pójść na miasto aby sprawdzić czy uda się zdobyć gdzieś te trunki. Przed wieczornym wyjściem z pewna obawą dała znać swojej pani, że udało jej się kupić maderę. Ale cena była iście szlachecka i dlatego w piwniczce kupieckiej niewiele było butelek jakie mogły się równać cenowo za butelkę. A te bordo to nikt nic nie wie. Parę osób proponowało jej coś podobnego no ale jednak to nie było dokładnie to samo to nie wiedziała czy kupować czy nie dlatego na razie kupiła tą maderę.

No ale to było wcześniej. Wcześniej gdy już tutaj była z Kornasem i Aaronem na zewnątrz gruchnął grad. Wydawało się jakby Ulryk chciał zatłuc całe miasto tym gradem. Gdzieś wtedy do środka weszli ci dwaj do których potem dosiadł się brodaty i zaniedbany kultysta. I nadal siedzieli przy stole urządzając pijatykę. Cała trójka wydawała się już nieźle zrobiona sądząc po wesolutkich śmiechach, rozmowach i przechwałkach jakie widziała i słyszała siedząca kilka stołów dalej kobieta.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-06-2020, 18:38   #27
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Popołudniem

- Czołem Kolanko - Strupas przed żebrakiem nie udawał idioty, nie było potrzeby. Byli po tej samej stronie barykady, zziębnięci, biedni i bez skrupułów żerujący normalnej części społeczeństwa - Przynoszę dary.
I bez ceregieli podał mu suszone grzybki-halunki w starym, porcelanowym słoiczku i pół wypieczonego sierściucha doprawionego szałwią. Wciąż pachnącego i ciepłego. Bezcenny dar dla żebrzącego na mrozie. - Pewnie dalej lubisz popykać fajeczką?
- Szkoda dobrych grzybków na niego - kwęknęła Zielona
- Cichaj. W Złej Sprawie to - ofuknęła ją Krwawa

Kolanko na jedzenie nie dał się długo namawiać, królik dachowy zniknął błyskawicznie w żołądku wygłodniałego Kolanko, w końcu zostały jedynie kosteczki - obecnie łamane w celu wyssania szpiku.
- Dobra Strupas, darmo nie przyniosłeś. Czego chcesz? Dupki nie użyczę od razu mówię.
- Kurwa - z zawodem westchnął Świerzb.
- Informacji. Siedzisz pod kazamatami, to pewnie kojarzysz klawiszy. Opowiesz o nich? Szukam takiego, co za posmarowanie rączki coś dla więźnia zaniesie, najlepiej jakiś degenrat, pijaczyna. Znajdzie się?
- Wszyscy są jebani degenaraci, Strupas, sam wiesz. Kurcze imion nie znam, nie przedstawiają się. Ale miałbym kandydata. Ja go nazywam Tłusty Wąsacz. Łysy, ale z wąsichem pokaźnym. Nie ma dnia co by nie na kacu do roboty nie przyłaził, za kołnierz nie wylewa, hoho! Gęba nalana, brzusiak nad gaciami wisi. Lubi się z wachtowymi przed bramą. Czasami gada z ludźmi z miasta przed wejściem, głowę dam że w łapę bierze.
- Nasz gość - ucieszyła się Śmierdzistopa - Mamy to Strupasku! Trzeba dać znać reszcie.


Wieczór

Oberża była pełna. Strupas niby nie miał specjalnie czego szukać wewnątrz, wykopią go od razu. W skrytce kontaktowej zostawił jednak wiadomość* Aaronowi i Versanie, że ma informacje i chce się spotkać, więc miał nadzieję że był oczekiwany. Pozostało tylko wejść, zostawić trochę smrodu i zostać wykopanym na zewnątrz by ktoś wyszedł do niego po informacje, które zebrał. Przy okazji zobaczy czy w środku jest wąsacz.
Dlatego śmiało pchnął drzwi, wpuszczając ziąb do środka razem ze swoim odorem. I zaczął łazić od stolika do stolika zaczepiając gości "Grzaaaaniec d..dla żebraka". W końcu wywalił go wykidajło, ale wystarczyło - bo w środku zobaczył i wąsatego, i Versanę.


*Sekretne znaki kultystów
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-06-2020, 10:46   #28
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Siedzieli we dwójkę w zapyziałej karczmie popijając coś co smakiem przypominało raczej szczyny niż browar.

- Ohyda. Szczura w tym utopili? - pomyślała Versana ponownie zanurzając usta w brej - Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Taka jest cena pozostania anonimową. - lekki uśmiech pojawił sie jednak na jej twarzy - W Marienburgu zdarzyło się pijać jeszcze gorsze berbeluchy.

Z pacierza na pacierz ludzi w "Piwnicznej" przybywało. Smród taniego alkoholu i tytoniu mieszał się w powietrzu tworząc swoistą wizytówkę tego miejsca. Brakowało jednak wciąż brodatego czarodzieja. Myśl o potrzebie zamówienia kolejnego kufla lokalnego przysmaku przyprawiał zubożała szlachciankę o mdłości. Eunuchowi trunek jednak zdawał się nawet smakować, bo opróżnił już niemal cały kufel i coraz częściej spoglądał w stronę szynkwasu. Nagle jednak drzwi się otworzyły wpuszczając do środka masę lodowatego powietrza, które przyjemnie rozrzedzało niemal gęste od karczemnych "aromatów" powietrze. Chwilę później oczom kultystki ukazał się Aaron w naprawdę dobrej formie jak na niego i jak na tą porę dnia. Nie zwrócił jednak w ogóle uwagi na Versane i jej ochroniarza. Udał się zaś od razu w stronę szynkwasu by zamówić coś do zwilżenia gardła. Właściciel lokalu wręczył mu kufel spienionego piwa. Czarodziej po odebraniu trunku pociągnął porządnych łyk i zaczął rozglądać się po izbie jakby kogoś chciał znaleźć. Nagle zakotwiczył spojrzenie na zasiadających przy jednym ze stołów dwóch mężczyznach i szepnął kilka słów w kierunku karczmarza, który chwilę później podał mu butelkę przezroczystego płynu. Następnie Aaron chwycił swój świeżo zakupiony ekwipunek i ruszył w stronę dwóch podejrzanych typów. W gruncie rzeczy nie różnili się niczym od ulicznych rzezimieszków. Jeżeli jednak naprawdę byli strażnikami w kazamatach nie sprawiali wrażenia dobrodusznych i prawych. W każdym razie to zapewne dzięki takim jak ci dwaj ten przybytek owiany był tak niechlubną sławą. Pacierz później kultysta biesiadował wraz z nimi polewając płyn z butelki. Wdowa siedziała kilka stolików dalej więc nie była w stanie usłyszeć wszystkiego o czym dyskutowali. Starała się jednak nadrobić to czytaniem z warg trzech mężczyzn. Czas mijał a stan ów dżentelmenów z kielicha na kielich pogarszał się. Łatwo było to dostrzec gdyż coraz głośniej darli ryje, śmiejąc się wniebogłosy i podszczypując kelnerkę, która prężnie uwijała się pomiędzy stolikami. Brunetka zdawała się już powoli przyzwyczajać do panującej wewnątrz karczmy atmosfery popadając w swoistego rodzaju monotonię. Została jednak ona przerwana przez hałas wywołany otwartymi z impetem drzwiami wejściowymi oraz szamoczącym się w ich progu z ochroniarzem Strupasem. Śmierdziel należał do ludzi, których nie sposób było nie zauważyć. Takowy incydent jednak musiał należeć do zwyczajowych, gdyż mało kto zwrócił głowę w tamta stronę. Szarpanina trwała chwilę po, której garbaty kultysta wyleciał z lokalu na kopach. Wdowa spodziewała się odwiedzin Trupasa, gdyż Kornas poinformował ją o wiadomości, którą wyznawca Nurgla zostawił w skrytce. Nie spodziewała się zaś po nim finezji i w tej materii urokliwy kolega jej nie zawiódł.

- Poczekaj tu na mnie. - rzekła brunetka do swojego pracownika odczekując uprzednio chwilę od zajścia - Ja pójdę do Strupasa dowiedzieć się co go przywiało. Jakby delikwenci mieli się zbierać to wyjdź przed nimi aby mnie poinformować.

Następnie wstała i skierowała się w stronę ciężkich drewnianych drzwi. Zarzuciła kaptur na głowę i złapała za ciężką mosiężną klamkę. Wrota chodziły opornie więc musiała włożyć sporo siły by je otworzyć. Na dworze padał grad i dął ostry północny wiatr. Jednym słowem było nieprzyjemnie. Versana rozejrzała się chwilę po okolicy. Dostrzegła skrytego w cieniu za rogiem pobliskiej kamienicy ulicznika. Zapięła więc płaszcz i ruszyła w jego kierunku stając pod zadaszeniem w cieniu by nie rzucać się nikomu w oczy.

- Witaj. Odebrałam twoją wiadomość. - ton głosu kultystki był równie chłodny jak temperatura panująca na dworze - Jakie potrzebne informacje udało ci się zebrać. Co Tzeentch dla nas zaplanował i gdzie zaprowadził twoje kroki? Mów szybko i rzetelnie. Nie chcemy chyba, żeby mój przyszły mąż zwiał mi sprzed ołtarzu.

- Nasz cel to łysy, wąsaty strażnik z piwnym brzuchem. Mój kontakt potwierdził że lubi wychylić i nie jest niczym dziwnym jak wróci wczorajszy do roboty, często widują go z różnymi ludźmi więc tak możesz go podejść, że niby ciało za przemycenie czegoś dla więźnia. Łyknie jak kundel szynkę. - powiedział garbus - znaleźć Ci miejsce w okolicy czy już coś upatrzyliście?

- No to mi się trafił przystojniak. - odparła brunetka z wyczuwalna ironią w głosie - Ale rzeczywiście. Widziałam go. Problem w tym, że wraz z Aaronem przy stoliku siedzi ich dwójka. - wdowa zadumała chwile - Hmmmm. To skoro grubas jest przekupnym pachołem i za kilka karlików zrobi wszystko to lepiej do wyra zaciągnąć będzie tego drugiego. W ten sposób zdobędziemy dwóch informatorów i człowieka w pierdlu. Dziś zajęłabym się więc tym drugim a jutro wróciła do wąsacza. Chyba, że ty lub Aaron rozwiązalibyście mu język złotem. Co o tym sądzisz? - kultystka spojrzała na garbatego kolegę spod kaptura - Co do miejsca to jest już wybrane. Jak chcesz możesz pójść zbadać teren, pozbyć się ewentualnych nieproszonych gości i nagrzać.

- Aaron mógłby spróbować przekupstwa, ja tu robię za wiejskiego głupka bez kasy i tak ma zostać. - odparł Strupas i zakpił - Na pewno nie spróbujesz Wąsacza? Śmiało bez krępacji. Torbę na głowę i ku chwale Wyuzdanego. Może ma chłop walory ukryte?

- Jak tylko teraz poinformować Aarona o tym? - zapytała wdowa - Zaś co do Wąsacza. Doceniam twoją troskę. Zapewne jest opiekuńczy i dobroduszny. - zaśmiała się delikatnie - Dla dobra jednak zadania powierzonego nam przez Starszego lepiej będzie zdobyć jak najwięcej informacji. Jakiś pomysł co do przekazania informacji naszemu koledze?

- Jak ma trochę oleju w głowie zrobi to co ty i zaraz wyjdzie się ze mną spotkać. - Strupas wzruszył ramionami - Opisz gdzie wybranie miejsce jest. Rozejrzę się, pogonię jak coś się zalęgło. I może na razie nie kombinujmy i zróbmy plan pierwotny. Wracaj do swojej ofiary, ja przygotuję wam lokum.

- Miejmy nadzieję, że mimo tego co wypił myśli w miarę trzeźwo. - odparła z lekkim grymasem na ustach - Z moich objęć żaden facet nie wychodzi cało. Mój były mąż mógłby Ci o tym powiedzieć jakby żył. - zachichotała złowieszczo - Przekaż więc Aaronowi aby zadbał o pana pulchnego. W świetle zdobytych przez ciebie informacji nie chcemy chyba by stała się mu krzywda. Drugim delikwentem zaś ja już się zajmę.

Versana następnie wytłumaczyła Strupasowi lokalizację miejsca schadzki, do którego ma zamiar zaciągnąć klawisza. Następnie pożegna się z nim pozdrowieniem kulturystów zwracając uwagę czy nikt ich nie dostrzegł. Na szczęście warunki atmosferyczne skutecznie odstraszały niepotrzebnych gapiów. Odwróciła się tyłem i ruszyła w stronę karczmy. Wnętrze było mroczne i zadymione ale za to przyjemnie ciepłe. Na zewnątrz wiatr świstał między ulicami szarpiąc jej włosami, suknią i całą sylwetką wpychając słowa z powrotem do gardła. Ten z wąsem wydawał się być starszy od niej i brzuchaty. Pasował do opisu garbusa. Drugi był też pewnie przy trzecim czy czwartym krzyżyku i ciemna szczecina na twarzy nadawała mu wygląda ulicznego zakapiora. Po jakimś czasie widziała jak Aaron trochę już chwiejnie wstał od swoich kompanów i wspiął się po schodach wychodząc z knajpy.

Garbusowi znudziło się bezproduktywne czekanie po ciemku i na śniegu a przede wszystkim wietrze jaki szarpał jego ubraniem i sylwetką więc ruszył do umówionej kryjówki jaką parę dni temu znalazł brodacz. Zdążył przejść kilka kulawych kroków gdy usłyszał skrzypnięcie drzwi karczmy i gdy się odwrócił ujrzał sylwetkę samego brodacza. Skorzystał z okazji, przeszedł za róg aby ulżyć pęcherzowi.

- Coś się stało? - zapytał gdy widocznie rozpoznał jego garbatą sylwetkę. Sądząc po wesolutkim tonie pijatyka z przygodnymi kompanami szła mu przednie ale chyba jeszcze nie był całkiem “zrobiony”. Strupas więc po krótce streścił mu, co ustalił z Versaną.

Versana postanowiła więc wykorzystać sytuację gdy brodaty kultysta opuścił lokal aby dowiedzieć się co dwaj towarzysze Aarona będą mieli sobie do powiedzenia w trakcie jego nieobecności. Chwyciła w dłonie kufel, który do połowy był jeszcze wypełniony piwem i pociągnęła kolejny łyk. Nie chciała wszak wyglądać jak wpatrzony w pizde szpak. Dlatego w międzyczasie streściła dyskretnie Kornasowi to czego dowiedziała się od Strupasa.

Nie czekała zbyt długo. Jak Aarona wywiało na zewnątrz tak po chwili wwiało go do wewnątrz. Zatrzasnął drzwi mocując się z ich naporem tak samo jak ona niedawno ale wreszcie odciął zawieruchę od mrocznego, zadymionego ale ciepłego wnętrza. Po czym nieco chwiejnym krokiem wrócił do swoich dwóch kamratów od dzisiejszej pijatyki. Ci przywitali go całkiem radośnie i znów wrócili do przerwanej biesiady. Kornas w tym czasie wysłuchał co mu mówi szefowa, pokiwał głową i dalej siedział przy swoim kuflu.

Dobre kilka kolejek później, gdy wczesny wieczór przeszedł w pełny i zaczynała się zbliżać północ a plejada gości przewaliła się przez lokal wymieniając jednych na drugich zaczynało się już robić luźniej. Większość tych co mieli coś do załatwienia jutro rano już się pewnie zmyła zostały tylko ćmy barowe i ci co nie musieli się zrywać o świtaniu. Wtedy właśnie przy jednym ze stolików “Piwnicznej” zaczął się wyłaniać zwycięzca tej pijatyki. I z całej trójki łysy, wąsaty brzuchacz wydawał się trzymać najlepiej. Już musiał mieć mocno w czubie ale siedział w miarę prosto i wydawał się najweselszy z całej trójki. Jego kompan chwiał się i trochę mamrotał ale jeszcze reagował całkiem przytomnie nawet jeśli trochę z opóźnieniem. Ale Aaron to już tylko coś bełkotał i raczej nie wyglądał aby był w stanie do jakiegoś konstruktywnego działania. A tymczasem dwaj strażnicy chyba już mieli zamiar zwijać żagle z tej gościnnej przystani bo tak jakby zaczęli się żegnać z przygodnym kompanem.

- No to się nam posypał kudłaty moczymorda. - kultystka warknęła wściekle pod nosem - Szybka zmiana planów Kornas. - rzekła do swego ochroniarza - Biegnij do kryjówki i schowaj się tam tak by nikt Cię nie zauważył. Ja postaram się zaś zaciągnąć do niej jednego z kochasiów.

Versana poczekała chwilę nim eunuch opuści lokal i chwilę później ruszyła jego śladem. Gdy zamknęła już drzwi od karczmy z drugiej strony na zewnątrz wciąż padało i wiało jakby sam Ulryk chciał zdmuchnąć miasto z powierzchni ziemi. Zarzuciła więc na głowę kaptur i skryła się w cieniu pobliskiej kamienicy aby móc obserwować jak “Piwniczną” będą opuszczać pijani strażnicy.

- W końcu się będą musieli rozdzielić a wtedy jeden z nich będzie mój. - pomyślała podirytowana słabą formą czarodzieja - Z resztą jutro też będzie można spróbować. W końcu nasz plan zakładał pojawienie się nieprzewidzianych zwrotów akcji. Niech Tzeentch mnie prowadzi. Wszak wszystko jest jego dziełem i tylko on zna prawdziwą drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 05-06-2020 o 10:49.
Pieczar jest offline  
Stary 05-06-2020, 13:11   #29
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8 - 2519.I.10; abt (2/8); ranek

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; pustostan; kryjówka Strupasa
Czas: 2519.I.10; Aubentag (2/8); ranek
Warunki: wnętrze domu, półmrok, chłodno na zewnątrz jasno, pogodnie, b.lodowato b.si. wiatr


Strupas



Gdy garbus otworzył swoje zapuchnięte powieki na zewnątrz już było widno. I chociaż za oknem był przyjemny błękit nieba a dzień zaskakująco słoneczny no to wiało mocno. Aż okna i drewno trzeszczało. Czyli pogodny ale bardzo wietrzny ten kolejny poranek. Więc zapowiadało się, że na zewnątrz będzie lodowato albo bardzo lodowato. Ten dech Urlyka znacznie wzmagał poczucie zimna. Nawet wewnątrz chaty było już chłodno. Trzeba było znów rozpalić by się nagrzało. Tylko we własnym barłogu było w miarę ciepło.

Zresztą wczoraj wieczorem też tak było. Jak przy “Piwnicznej” rozstał się z odlewającym się Aaronem i wrócił do kryjówki to tam przynajmniej było w miarę sucho i tak nie wiało. Ale było zimno. Prawie jak na zewnątrz. Jak to w pustostanie. Udało mu się rozpalić ogień by się ogrzać. No i czekał. Czekał i czekał. Wiatr wiał, on zgłodniał, wiatr wiał, wył i trzeszczał robiąc na zewnątrz porządną zamieć tym śniegiem jaki leżał na dachach, ścianach i ulicach. A nikt nie przychodził.

Przeczekał tam cały wieczór. Dopiero trochę przed północą usłyszał kroki. Ciężkie i otrzepujące śnieg na podłodze. Potem zjawił się Kornas. Sam. Swoim piskliwym głosikiem oznajmił, że Versana kazała mu tu przyjść i czekać aż przyjdzie ze swoim wybrankiem. No to czekali we dwóch. Próbując ogrzać się przy ogniu, słuchając jak wiatr chłoszcze dach, ściany i przelatuje na wylot między szczelinami pustego domu. Kornas miał przynajmniej tyle rozsądku i trzeźwości umysłu, że zabrał ze sobą butelkę z karczmy. To chociaż mieli czym zwilżyć gardło.

Z pacierz czy dwa później znów usłyszeli kroki. Tym razem lżejsze i zwinniejsze. Ale też otrzepywały śnieg z butów i zaraz zjawiła się młoda wdówka. Sama. I się okazało, że plan zaciągnięcia strażnika do przygotowanej kryjówki jednak nie wypalił. Więc pogadali chwilę co z tym wszystkim zrobić i w końcu każde z nich wróciło do siebie.

No to było wczoraj wieczorem. A dzisiaj był kolejny lodowaty i wietrzny poranek. Sądząc po wyglądzie świata za oknem to w nocy znów napadał nowy śnieg. Teraz ten silny wiatr miał czym dmuchać i sypać po ulicach.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.10; Aubentag (2/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, pogodnie, b.lodowato, b.si.wiatr


Versana


Śniadanie było ciepłe, smaczne i pożywne. Jak zawsze zresztą gdy Greta przyrządzała posiłki. I wewnątrz było cicho, ciepło i przyjemnie. Całkiem inaczej do tej lodowatej zawieruchy za oknami. Chociaż o dziwo niebo było słoneczne i błękitne jakby ten silny wiatr przegnał chmury.

Wczoraj wieczorem też tak wiało. Czy wiało tak przez całą noc to nie było wiadomo. Może tak a może nie. Właściwie jak się spało w ciepłym i wygodnym łóżku to nie było to aż tak istotne. Co innego jak się było wydanym na pastwę takiej lodowatej aury. Tak jak ona wczoraj już późnym wieczorem jak szła wyludnionymi i ciemnymi ulicami idąc za dwoma mężczyznami. Ta masywniejsza sylwetka należała do łysielca z obfitym wąsem. Czasem pomagała tej nieco drobniejszej iść. Chociaż niestety wbrew nadziejom Versany żaden z nich nie był nawalony jak bela. A to jak się potykali pewnie po części było spowodowane silnym wiatrem, śniegiem, ślizgawkami i tym wszystkim co skrywała wierzchnia warstwa śniegu a co zdawao się tylko czekać by kogoś wywalić. Ona sama przecież nie była nawalona a też miała z tymi potknięciami się problemy. Wcale nie szło się łatwo w taką nocną zawieruchę.

Ale szła. Tak jak i ci dwaj co ją poprzedzali. Dobrze, że nie byli zbyt uważni bo przez ten wiatr musiała trzymać się dość blisko. Może budynek czy półtorej za nimi. A na pustej ulicy gdyby odwrócili się raz czy drugi mogliby ją dojrzeć, że za nimi idzie. Ale gdyby zwiększyła odległość groziłoby to, że ich zgubi. Ale obaj takim wariantem chyba nie zaprzątali sobie głowy. Mieli dobry humor sądząc po tym jak co jakiś czas coś mówili do siebie zabawnego. Raz nawet usłyszała jakieś imię chociaż nie była pewna czy to imię któregoś z nich czy mówią o kimś jeszcze.

I w końcu tak jak przypuszczała nadszedł moment rozstania. Zatrzymali się, zamienili jeszcze ostatnie słowa ze sobą, uścisnęli dłonie i każdy poszedł w swoją stronę. Poszła za tą drobniejszą sylwetką. Która była drobniejsza przy tej większej ale przy niej to już niekoniecznie. Ten drugi trochę się chwiał od tego wiatru, śniegu i piwska jakie żłopali cały wieczór. Ale trochę. Wyglądało na to, że jest na tyle trzeźwy by wiedzieć dokąd idzie i po co. Zanim się zdecydowała jak go podejść tamten pomógł jej w podjęciu decyzji. Zatrzymał się przed drzwiami jakiegoś domu i wszedł do środka.

I tak się skończył wczorajszy wieczór. Zostało jej wrócić do kryjówki gdzie czekali na nią Kornas, smród Strupasa i sam Strupas. Z zaplanowanego numerku nic nie wyszło. No ale Strupas wcześniej dowiedział się tych ciekawych plotek o Wąsie a Versana chyba miała adres jednego ze strażników. No ale już zbliżała się północ. Mogli pogadać sobie ale skończyło się na tym, że każde z nich wróciło do siebie. Jak z Kornasem wrócili do domu to już chyba było nawet trochę po północy.

No a dzisiaj przy śniadaniu była okazja porozmyślać nad kolejnym dniem. Dzisiejszy plan dnia przewidywał zajechanie z Malcolmem pod rezydencję van Zee. Ale to jakoś w południe miało być a na razie był ten bardzo pogodny ale i bardzo wietrzny poranek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-06-2020, 12:03   #30
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Kryjówka przy piwnicznej

- Kudłaty ochlapus. - rzekła wściekła wdowa gdy ujrzała dwóch współkultystów - Na wielką czwórkę. Miał tylko ich upić a sam jak pospolity menel niemal zasnął przy stole. Nie wszystko na szczęście stracone. Dowiedziałam się w który miejscu klawisze się rozdzielają oraz gdzie mieszka kompan Wąsacza. Jutro a w sumie to już chyba dzisiaj trzeba będzie to powtórzyć. Nie możemy wrócić do Starszego z pustymi rękoma. Trzeba jednak jakoś wzmocnić Aarona, żeby nam się znowu nie poskładał jak domek z kart. - zakpiła podśmiechując się ironicznie - Strupasie masz jakiś pomysł? Jesteś w stanie uwarzyć coś co mogłoby pomóc naszemu koledze? Będziesz w stanie się z nim jutro skontaktować w ciągu dnia? - skupiła wzrok na garbatym uliczniku - Może sam będzie miał na to jakiś pomysł. Widocznie nie doceniliśmy wytrzymałości strażników? - zamyśliła się chwilę krzyżując ręce na piersi i podpierając brodę jedną ręką - Dysponuje jakimiś środkami nasennymi oraz przeczyszczającymi. Mam je jednak ukryte na naszej krypie. Nie chcemy się tam jednak zbyt często kręcić. Co z naszymi gołębiami. Masz już jakieś informacje od Karlika Strupasie? - wdowa następnie odwróciła głowę w kierunku swojego ochroniarza - Kornasie pamiętasz jak kilka dni temu chodziłeś po karczmach wypytując o możliwość skontaktowania się z dawnym przyjacielem siedzącym w kazamatach? - eunuch w milczeniu pokiwał twierdząco głową - Ta bajeczka może nam się przydać jeszcze raz. Grubasowi jednak tym razem opowiesz historię o dziewczynce, z którą wychowałeś się w przytułku dla sierot i spytasz o możliwość kontaktu z nią bądź przekazania jej małej paczki na przykład z żywnością. Wypytasz także klawisza o powód jej zatrzymania i karę jaka ją czeka. Naturalnie wręczysz mu kilka złotych monet aby uwiarygodnić swoją troskę o los koleżanki z dzieciństwa. - szlachcianka spojrzała głęboko w oczy łysego olbrzyma aby upewnić się, że wszystko co powiedziała dotarło do niego. - Wracając do domu wskaże ci miejsce w którym Wąsacz pożegnał się z kolegą. Ty zaś wieczorem poczekasz kawałek dalej i na wypadek gdyby Aaron znowu się schlał jak świnia wkroczysz do akcji. Ja zaś powinnam sobie poradzić z tym drugim strażnikiem na wypadek gdyby coś głupiego przyszło mu do głowy. - brunetka spojrzała ponownie na wyznawcę Nurgla - Strupasie jednak jeżeli nie miałbyś nic do roboty jutrzejszej nocy. Zawsze możesz zapewnić mi swoistego rodzaju ochronę i pomoc przy transporcie nieprzytomnego klawisza w objęcie Urlyka - zaśmiała się nikczemnie - Mam dla ciebie jeszcze jedną informację a zarazem prośbę. Dzisiaj w południe zabieram dwie śliczne szlachcianki na podróż po mieście aby wesprzeć biednych i kalekich. Jeżeli znalazłbyś się w odpowiednim miejscu i czasie. Wpadłoby ci do sakiewki kilka monet. Szybki i bezpieczny zarobek. Mam jednak prośbę. Zwróć proszę uwagę na blondynkę która będzi mi towarzyszyć. Chodzą pogłoski, że pewna wysoko urodzona blond dama odwiedza miejsca, w których raczej nie powinna bywać. Popytaj swoich znajomych czy może wiedzą coś na ten temat. Może, któremuś coś obiło się o uszy lub rzuciło w oczy. - serdeczny uśmiech zagościł na twarzy Versany - Nie potrzeba ci czegoś? Zawsze mogę zostawić dla ciebie w naszej skrytce kawałek chleba lub suszonego mięsa. Gramy wszak do tej samej bramki.

Aubentag

- Breno. Naszykuj mi proszę kąpiel. - Versana rzekła do młodej rudowłosej kobiety, która sprzątała zastawę śniadaniową – Pamiętaj tylko o olejkach i perfumach. - dodała z delikatnym uśmiechem – Mam nadzieję, że moja suknia i futro są już przygotowane na dzisiejszą przejażdżkę?

- Naturalnie. Woda powinna być już gotowa. – odparła piegowata sprzątaczka – Suknią i futrem zaś zajęłam się wczoraj. Wiszą na wieszaku czyste i pachnące.

- Znakomicie. Cieszy mnie twój entuzjazm i zapał. Czeka cię dzisiaj wielkie wydarzenie. - kontynuowała brunetka – Chcę abyś towarzyszyła mi w trakcie kąpieli. Zobaczymy ile udało ci się zapamiętać z moich nauk.

- Dobrze. - w głosie Breny dało się wyczuć lekką niepewność – Przed zaśnięciem kilka razy powtarzałam sobie w myślach wszystkie pani słowa. Mam nadzieje, że o niczym nie zapomniałam.

- Jesteś młodą i pojętną uczennicą. - szlachcianka starała się dodać otuchy swojej pracownicy – Na pewno sobie poradzisz. Nie pozwól tylko aby stres cię zdominował. - następnie kultystka spojrzała na staruszkę – Greto. Ciebie zaś proszę abyś przyniosła do mojego pokoju wino, które kupiłaś wczoraj na dzisiejszą okazję oraz abyś przygotowała najlepszą zastawę z której tym trunkiem będę mogła się raczyć wraz z moimi towarzyszkami. Chciałaby również byś przyrządziła jakiś drobny poczęstunek. Hmmm – zadumała chwilkę – Jakieś suszone owoce, mięso, tace z serami lub inne przysmaki. Wiem, że w tej kwestii mogę ci zaufać.

- Dobrze proszę Pani. - kucharka odparła patrząc na swoją pracodawczynię. - Mam już kilka pomysłów, które na pewno przypadną do gustu tobie i twoim gościom.

- Dziękuję. - na twarzy właścicielki kamienicy pojawił się serdeczny uśmiech – Będę więc was oczekiwać w swoim pokoju. - dodała po czym skierowała się w stronę swojej izby.

Resztę ranka i przedpołudnia Versana poświęciła na przygotowania związane z popołudniową przejażdżką. Wzięła długą kąpiel w trakcie, której odpytała już teraz zdecydowanie mniej zestresowaną Brene. Następnie odesłała ją i skupiła swoją uwagę na sobie. Splotła warkocz, wtarła w ciało balsamy i zrosiła skórę oraz włosy perfumami. Wnętrze jej pokoju wypełniały miłe dla nosa aromaty. W pewnej chwili ciszę przerwało pukanie do drzwi. Okazało się, że Greta przyniosła wino o które prosiła ją pracodawczyni. Kultysta podziękowała jej i odstawiła butelkę na stolik. Następnie otworzyła kufer i wydobyła z jego dna flakonik z magiczną substancją, który otrzymała kilka dni wcześniej od Starszego. Przyglądała się jej chwilę po czym otworzyła butelkę z winem i ostrożnie dodała do niej sześć kropli tajemniczego płynu. Później szczelnie zamknęła prezent od przywódcy zboru i schowała go w podwójnym dnie w skrzyni z ubraniami. Nim się obejrzała słońce niemal wisiało w zenicie. Zdała sobie sprawę, że niebawem będzie musiała ruszać. Przywdziała więc strój, który przygotowała dla niej Brena, przypięła do pasa sztylet, założyła kapelusz, chwyciła w dłoń butelkę i ruszyła na dół. W głównej izbie czekała już na nią gotowa do drogi młoda sprzątaczka, na twarzy której widać było podekscytowanie. Przy stole, na którym Greta ułożyła tace z drobnymi przekąskami siedział Kornas oraz Malcolm. Obaj panowie byli czyści i elegancko ubrani. Dawno ich w takim stanie nie widziała. Łysina jej ochroniarza lśniła jakby była wypolerowana zaś zarost dorożkarza był schludnie przycięty.

- Tworzycie miły dla oka obrazek. - rzekła wdowa - Rzadko komu udaje się mnie zaskoczyć. Wy jednak tego dokonaliście. - obrzuciła miłym spojrzeniem swoich pracowników po czym dodała – Czas jednak nas goni. Skoro więc jesteśmy już gotowi. Ruszajmy.
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172