Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2020, 19:48   #11
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Nie dowiedzieli się ile jeszcze imion chciał sobie nadać, dowiedzieli się natomiast, że nazywany jest jeszcze inaczej. Korpulentna wieśniaczka wymachiwała energicznie wałkiem, zbliżając się do całej grupy.
- Hans! Hans! Bałwanie ty jeden! Do komórki, ale już!
Szalony rozbójnik wyraźnie stracił na pewności siebie.
- Panowie ślachetni! I pani! Serce łokażcie, zlitujcie się nad chorym! Nie każcie batożyć, bogowie go już pokarali słabym rozumem. On łagodny, krzywdy nikomu nie narobi, nawet mu kusze przecięlim, coby nikomu się nic nie stało. Klękaj tu ze mnom baranie i przepraszaj!
Hans Rodrigo de coś tam posłusznie klęknął i wymamrotał niewyraźnie przeprosiny.

Garil wymownie zerknął na Gerhardta. Krassenburg witał ich w sposób daleki od oczekiwań lecz być może dawał im w postaci pokornej pary informacje o okolicy jak na talerzu? Gerhardt już miał wskazać ruchem samych oczu na szlachciankę, w końcu to ją obrażono napadem… Ale jako nieodrodny syn swojego ojca zdecydował się “pożyczyć” Jej swój głos.
- Szlachetna Panna de Beauchene-Otzlowe jest wzorem cnót. Litość i współczucie nie są jej obce. Naści tu, kobieto, pół szylinga i niech Hans uprzątnie te pniaki. Posadzić go trzeba w komórce, dać węgle i niech na deskach cudności maluje. Albo lepiej kupić mu kawałek ołowiu do rysowania, niech się nie plącze po gościńcach JWP Hrabiego. A jak za duża gorączka do głowy wchodzi i niespokojny się robi, to zimną wodą go oblać i w mokre prześcieradła zawinąć - podzielił się najnowszą wiedzą na temat leczenia chorób psychicznych, którą przywiozła ze stolicy Elke Wimmer, cyruliczka. - A dla Was, matko, mam drugie pół szylinga. Za wieści i plotki z okolicy, które Jej Miłość de Beauchene-Otzlowe ma chęć usłyszeć. I może kilka pytań o miasto, pierwszy raz w podróży - dodał, licząc że Pergunda podejmie grę.
Po co mieli się od razu ogłaszać jako śledczy i alarmować całe miasto. Szlachcianki bywają w końcu ciekawskie i bez powodu. Hrabianka uniosła się, chrząknęła i wykonała ruch głową, który wydawał się oznaczać coś pozytywnego. Całkiem możliwe, że Gerhard podołał trudowi przetłumaczenia szlachetnych myśli na zwykłą mowę.
- Dziad mój - zaczęła jakby wygłaszała mowę otwierającą na jubileuszowym spotkaniu kolekcjonerów arabskich miniatur - świętej pamięci Hrabia César Nicodème de Beauchene w woli swej ostatniej wyraził chęć oddania części swojego majątku na wspomożenie ochronek, sierocińców i szkół ubogich, gdzie miejska dziatwa pozbawiona rodziców lub podstawowej wiedzy o świecie otrzymuje opiekę i wykształcenie - chrząknęła patrząc na kobietę przenikliwym wzrokiem.
- Tedy podróżuję po tej prowincji poszukując miejsc, do których mogłaby trafić część środków zostawiona spadkobiercom przez mojego szlachetnego antenata. Niech więc wymieni ochronki, sierocińce i szkoły w mieście się znajdujące, a na nagrodę wspomnianą zasłuży… I doda do tego los jaki tutaj dziatwę spotyka i jak osoba rozeznaje usługi przez miasto oferowane w tym względzie.
Następnie ceremonialnym ruchem wyciągnęła szylinga, uniosła go niczym obiekt kultu i złożyła na dłoni Gerhardta.

Kobieta tymczasem wyglądała na niemal całkowicie zagubioną i nie rozumiejącą wiele z przemów Gerhardta i Pergundy. Nikt jednak nie bił jeszcze ani jej, ani nieszczęsnego Hansa, nie padły też słowa przypominające o stryczku, kajdanach, batogu.
- Dzięki, o miłościwi! Niech bogowie opiekują się wami!
Gerhardt westchnął. Oboje siebie warci.
- Hans. Rodrigo. Zadanie jest. Pniaki usuń. Pół szylinga dostaniesz - spróbował prostymi zdaniami.
- Już, dobry panie, już on to zrobi. Na co czekasz, baranie? Posprzątajże drogę dla wielmożnych i dziękuj za łaskę! - Wieśniaczka trzasnęła otwartą ręką w tył głowy Hansa.
Obłąkany rozbójnik udający południowca znów coś wymamrotał, ale wziął się do ściągania drzewek z traktu. Zresztą, kto wie, może wcale nie udawał, skórę miał naturalnie ciemniejszą od pozostałych obecnych, nie był ogorzały i pomarszczony od słońca jak wieśniacy spędzający cały dzień w polu. Starsza od niego kobieta, opiekunka zapewnie, klepała ciągle podziękowania i życzenia wszelkiej pomyślności. Niestety, wszelkie plotki i wiadomości, które mogła im przekazać dotyczyły najbliższej okolicy.
- Ślachetna pani, toć Krassenburg dzień drogi stąd. My tamuj nie jeździmy, ale słyszelim, że to piękne i wielkie miasto, niczym ten… No… Karrdoburg.
W życiu nie słyszeli o mieście Karrdoburg.
 
Avitto jest offline  
Stary 15-10-2020, 18:12   #12
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Jak powiedziała wieśniaczka, Krassenburg był o dzień drogi od miejsca najmniej groźnego napadu na dyliżans w historii Imperium czy nawet całego Starego Świata. Mniej więcej dzień drogi. Milczący zazwyczaj woźnica poganiał konie, by nadrobić czas stracony na tej przedziwnej przygodzie. Pod murami miasta pojawili się późnym popołudniem, i już na pierwszy rzut oka było widać dlaczego Krassenburg mógł rywalizować z Pfaffenbergiem o miano głównego ośrodka hrabstwa. Miasto zbudowano w zakolu rzeki Maarten, na dość łagodnym zboczu opadającym w kierunku południowym. Wokół Krassenburga widzieli sporo pól uprawnych i pastwisk, a gdzieś za nimi - gęsty las.


Do miasta wjechali wschodnią bramą, odprowadzeni wzrokiem przez strażników pełniących wartę. Przejeżdżali przez bogatszą dzielnicę, zatrzymując się w końcu na placu centralnym. Na jego środku stał imponujący posąg Sigmara Młotodzierżcy, a cały rynek otaczały piękne budynki, w tym ratusz, siedziba gildii rzemieślniczo-handlowej, a także zachęcająco wyglądająca gospoda “Młot Boży”. Po północnej stronie, za pierwszym rzędem kamienic, wznosiły się wieże świątynne.
Dopiero bliższe spojrzenie pokazywało, że Krassenburg czasy rozkwitu ma za sobą, a oni widzą jedynie ślady dawnej chwały. Budynki były brudne, tynk odpadał ze ścian, ulice były zanieczyszczone, a część kostek brukowych dawno zniknęła. Z kratek kanalizacyjnych buchał smród, a park miejski był zaniedbany i zarośnięty.
- Z dala od wszystkiego, na zniszczonej ziemi… - Wymsknęło się krasnoludowi nim wysiedli z powozu.
Przypomniała mu się bowiem śpiewana powieść, której nikomu nie powtarzał bo wątpił w swoje umiejętności śpiewacze. Smutna to była strofa, niebywale wręcz adekwatna. W myślach Garil doceniał mądrość opowieści, które zawsze niosą ze sobą naukę dla przyszłych pokoleń. Tym razem wniosek nasunął się sam, wraz z kolejnymi wersami.
- Miasto, które kocham. Nic tego nie zmieni. Znacie to? A, to najwyżej po kolacji. Wypada odpocząć i od rana brać się do roboty.
Hrabianka wyraźnie rozpromieniła się:
- Mości Garil raczyłby nas oboje uradzić pieśnią? Takiego szlachetnego gestu nie godzi się zostawić bez pozytywnych konsekwencji. Wielką mi przyjemność sprawicie przyjmując zaproszenie na kolację. Wuj mój zalecał zatrzymać się w tej gospodzie?
Gerhardt pokiwał głową. Choć hrabia nie przekazał żadnych konkretnych instrukcji co do noclegu, od swego ojca wiedział, że to najodpowiedniejsze miejsce do ugoszczenia hrabianki. Widząc jego minę Garil sapnął i wysiadł ciężko opadając na ziemię. Zrobił kilka kroków naprzód starając się nie wciągać nosem wiele zatęchłego powietrza. Rozejrzał się w poszukiwaniu obcych twarzy.
-Niby się tyle znamy, a nigdy tego nie słyszałem - Gerhardt uśmiechnął się do Garila i przeniósł uwagę na pannicę - Jak tylko się rozniesie kim jesteś, połowa kupców będzie chciała Cię ugościć, Pani, u siebie w domu. A druga połowa przynajmniej na obiad zaprosi. Za to wszyscy będą chcieli byś na wuja wpłynęła. Gospoda jest najlepszym wyjściem. A w takich w pobliżu rynku biorą więcej, ale za to można zostawić rzeczy i znaleźć je nienaruszone po powrocie - dodał.
Gerhardt nie był pewien, ale wyglądało jakby szlachcianka nagle urosła. W każdym razie pod koniec jego wypowiedzi energicznym ruchem uniosła się i zeszła z powozu nie czekając, aż ktoś poda jej rękę. Zaraz potem zmierzała już ku drzwiom gospody, przy których się nie zatrzymała. Ze środka usłyszeli tylko ciche, a jednak głośne chrząknięcie, po którym rozległy się odgłosy podeszw stukających o podłogę, taranowanych krzeseł i usłużnych głosów. Niemal równocześnie przez drzwi wyleciał jak pocisk z garłacza nieopierzony chłystek, który jednocześnie biegł i zamiatał czupryną ziemię od bitych pokłonów. Na jego widok Garil nie czekał dłużej i wpadł do gospody, ciekawy wywołanego zamieszania. Tymczasem Gerhardt i woźnica zajęli się dopilnowaniem, by bagaże trafiły do środka, koń do stajni, a powóz - do powozowni. Ktoś musiał zadbać także o przyziemne sprawy.
W środku karczmarz głównie się jąkał. Czy była to wyuczona postawa, czy rzeczywiście brak pewności, trudno było ocenić. Pergunda w każdym razie nie zajmowała sobie tym głowy. Udało jej się już zamówić w pięciu słowach posiłek i nocleg.
- … i dobre wino, ale z przedostatnich zbiorów. Żadnych ekstrawagancji. Panowie zamówią alkohol osobno - kiwnęła krótko głową i ściągając rękawiczki spojrzała na jeden z wygodnie ulokowanych stolików. Do tego lekko wciągnęła powietrze nosem, co zapewne w tajemnym języku szlachecko-karczmarnym oznaczało: wytrzyj porządnie ten blat, bo właśnie tam zamierzam usiąść. W każdym razie to właśnie zrobił karczmarz dokładając w gratisie kolejny ukłon.
- Ta..ak, p.. ppani. - Chyba rzeczywiście się jąkał, ale po chwili zaczął mówić trochę płynniej. - Witamy w naszych skromnych progach, Sigmar niech wam błogosławi. Wino i strawa zaraz trafi na stół, żona szykuje już pokoje. Proszę nas wołać, jeśli będzie pani czegokolwiek potrzebować.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 19-10-2020, 12:59   #13
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Szlachcianka usiadła z Garilem do błyskawicznie przygotowanego stołu. Wkrótce do stolika dołączył Gerhardt oraz ich woźnica. Kolacja mijała na zdawkowych rozmowach okraszonych kwiecistymi komentarzami panienki Pergundy. Niemal wszystkie dotyczyły planów na nadchodzący dzień. Garil schował nieco sera i chleba ze stołu do sakwy, a czując na sobie oczy pozostałych wytłumaczył się.
- Wyjdę jutro wcześnie to szybko wrócę. Zostawię wiadomość karczmarzowi w razie potrzeby. Okaże się wtedy, czy można tu komu ufać.
Hrabianka uważała natomiast, że powinni się niezwłocznie udać do źródła, z którego dowiedzieli się o całym problemie. Niestety nie była w stanie przypomnieć kto to był. Najwyraźniej nikt ważny, bo nie poznała jego nazwiska. A może to wuj nie chciał jej zdradzić nazwiska, wychodząc z założenia, że nie powinno jej ono w najmniejszym stopniu interesować. Nie była też przekonana, czy nie powinni wpaść z wizytą do każdego radnego, aby poznać ich punkt widzenia oraz się przedstawić. Potem pomyślała o służbach porządkowych, kapłanach, gildiach oraz przedstawicielach wojska. W końcu podrapała się po wnętrzu dłoni i spojrzała na Gerhardta.
- Czy może będziemy tą sprawę rozwiązywać od dołu, rozmawiając ze zwykłymi ludźmi i szukając poszlak? Zwykle w takich sytuacjach wysoko postawieni ludzie coś knują i spiskują przeciwko tym, którzy chcą sprawę rozwiązać - to było z pewnością pytanie w jego stronę.
- Mam listy dla rodaków, panienko szlachetna - odparł krasnolud, nim Gerhardt zdążył odpowiedzieć.
- Zobowiązałem się je przekazać, obiecuję wrócić nim rozpoczniemy śledztwo - dokończył.
Przez chwilę jedli w ciszy, co było niezupełnie zaskakujące. Pojawienie się wysoko urodzonej osoby nie było w okolicy częstą okolicznością. Wokół ich stolika nie krzątały się żadne obce osoby, a ci goście, którzy dopijali swoje napoje dokończyli je i wyszli z karczmy, nie zamówiwszy następnych. Zapowiadał się spokojny wieczór we własnym towarzystwie.
Pergunda nie musiała dopominać się o opowieść. Garil darzył bajania niespotykaną uwagą, dokładnie je zapamiętywał i marzył, że gdy to on będzie opowiadał zgromadzeni wkoło słuchacze nie będą mogli oderwać od niego uwagi. Zdarzało się już, że opowiadał swoim rówieśnikom, młodszym krasnoludom lub ludziom spotykanym przy okazji prowadzonych targów. Nigdy dotąd nie snuł historii dla kobiety, niezależnie od jej klasy społecznej.
- Gdy wjechaliśmy do Krassenburga przypomniała mi się historia, ongiś zasłyszana od portowego tragarza, co z miastem swojego urodzenia wielce się czuł związany - zaczął i wyprostował się, by nabrać pełny oddech.
- A szło to tak: daleko na północy, gdzie ani panienka, ani Gerhardt, ani nawet Hans nie chciałby mieszkać, bo ciągle tylko pada deszcz tam lub wiatr wieje - oczywiście poza zimą, wiosną i jesienią, w które pada i wieje jednocześnie - tam, gdzie rzeka brudna od pyłu z huty i nieczystości z rynsztoka do morza uchodzi; w miejscu, gdzie szczęścia szukać próżno i które daleko jest od wszystkiego, co cenne; w mieście na zniszczonej wojną ziemi urodzony został właśnie ów tragarz. Synem był, a jakże, tragarza i posługaczki w domu kupieckim. Wybrać oczywiście nie mógł miejsca urodzenia, ale miasto swoje kochał szczerze.
- O tym, jakim uczuciem i przywiązaniem darzył swoje miasto nie wiedział jednak od zawsze. W latach młodzieńczych marnował życie między pracą w porcie, a snem. Jak sam mówił, pił ze swoimi czasem tak długo i wiele, aż brzuch bolał go jeszcze tydzień później. Jednocześnie przyznał, że poznał tam właśnie najlepsze kobiety i choć nie mówił, co w nich tak bardzo go ujęło to zarzekał się, że właśnie z tego miasta, tylko z jego ukochanego miasta śmierć go zabierze, bo nigdzie indziej nie dane mu będzie zamknąć oczu na zawsze.
- Miał ów tragarz swoje miasto w sercu i pamięci tak mocno, że gdy je na głos wspominał każdy mógł poczuć na twarzy ten wiatr od morza i swąd pożaru, który kiedyś miasto strawił, a nieodbudowane budynki po dziś dzień dymem wonieją i czernią belek straszą. Nie zdziwił się jednak zakochany w swej ojczyźnie mężczyzna gdym mu rzekł, że brzmi to jakby jego miasto było przeklęte przez któregoś boga. Pokiwał wtedy twierdząco głową, bo i jego krajanie tak twierdzili. Po pożarze w mieście zostały martwe wyciągi i grób portu. Rodziły się tam dzieci skazane na brak pracy. Po wojnie ściągnęło tam więcej ludzi, co sprawiło jedynie tyle, że każdy każdemu człek stał się obcy. Sąsiedzi spoglądali sobie wzajem na ręce nie wiedząc, komu można wierzyć.
- W takim właśnie mieście i tylko w nim tragarz chciał mieć grób. Mówił o nim, że będzie to jego “ostatnia przystań” i pewien był, że takie jest właśnie jego przeznaczenie. Zawsze bowiem, gdy go podły los przepędzał z ukochanego miasta prędzej czy później doń wracał. Do swojego prawdziwego domu.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 25-10-2020, 18:57   #14
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Nowy dzień przywitał wszystkich słonecznym blaskiem. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Garil, po obfitym śniadaniu, ruszył w poszukiwaniu swoich pobratymców. W mieście czuł się jak u siebie w domu, jedno nie różniło się w końcu zbytnio od drugiego. Czuł je jak żywy organizm, ulice jak krwiobieg, a budynki jak szkielet. Dość szybko wyczuł też, że ten organizm może traktować go jak truciznę i chcieć go wydalić. Nie to, żeby ktoś otwarcie wyraził wrogość w geście, słowie czy spojrzeniu, ale też Garil nie wyczuł ani kapki sympatii do swojej osoby. Został jednak pokierowany w stronę skromnych resztek krasnoludzkiej społeczności Krassenburga.

Dość szybko usłyszał też charakterystyczne dźwięki młota uderzającego o metal. Odnalazł kuźnię, a w niej kowala o włosach ognistych niczym sam Smednir. Ten przywitał go skinieniem głowy, ale nie przerwał pracy. Po kilku uderzeniach włożył rozżarzoną podkowę do wiadra z wodą, wywołując głośny syk i obłok pary. Odłożył narzędzia i ściągnął skórzane rękawice, wyciągając prawicę do Garila.
- Witaj bracie, oby duchy przodków zawsze cię strzegły. Co cię do mnie sprowadza?
- I ciebie. Oby młot nigdy ci nie ciążył w dłoni. Niosę listy z Pfaffenbergu. Gdzie znajdę siedzibę Starszego? -
Odpowiedział młody krasnolud i ochoczo uścisnął dłoń kowala.
Rzemieślnik w dojrzałym wieku bardzo dobrze potraktował Garila. Młodszemu krasnoludowi zależało by zrobić dobre pierwsze wrażenie.

- Starszy? Za mało nas zostało, by utrzymać odpowiednią hierarchię w społeczności, jak nakazuje tradycja. Większość wyjechała z Krassenburga. Nawet moi potomkowie, Dregar i Ranmi wybrali życie gdzieś na szlaku. Powiedzieli, że milsze im poszukiwanie przygód, niźli gnicie w tym miejscu. Przygody, pffft…
Po chwili milczenia wrócił do tematu.
- Pisma pewnie nie są adresowane do konkretnej osoby, mogę je odebrać i przedstawić tym, którzy jeszcze tu mieszkają.
- Widzę, że nie jest lekko -
wyrwało się Garilowi, gdy podawał kowalowi korespondencję.
Bardzo go zasmuciła wieść o odejściu jego synów. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, cóż pchnęło tych dwóch krasnoludów do takiego kroku. Dopiero po chwili umysł podsunął Garilowi, że być może przyczyną był właśnie brak hierarchii.
- Słyszałem, że życie w Krassenburgu przypomina ostatnio wytop żelaza w dziurawej dymarce. Nie wiem, co w nich znajdziecie - dodał skinąwszy na rolki pergaminu, które kowal skrył przed kuziennymi iskrami w skórzanej tubie.

Następnie przeszedł do meritum, obserwując swego rozmówcę.
- Przyjechałem tu z ludźmi hrabiego, by dowiedzieć się gdzie znikają tutejsze dzieci.
- A tak, podobno kilkoro zniknęło -
kowal wzruszył ramionami. - Nic mi do tego, to sprawa ludzi, nie moja.
Obojętność kowala nie była niczym dziwnym. Choć dwie, żyjące wspólnie rasy mogły utrzymywać liczne kontakty jak w Pfaffenbergu to nie było to regułą. Młody krasnolud skłonił się, po czym ruszył ku wyjściu. W progu rzucił tylko pożegnanie.
- Jeśli będę mógł w czymś pomóc zatrzymałem się w “Młocie Bożym”.
- To dobre miejsce, żeby się zatrzymać, jeśli ma się dość pieniędzy. Tylko baba jest zbyt świętojebliwa, jak na mój gust, jeśli wiesz o czym mówię.

Garil tylko skinął głową na znak, że słyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 25-10-2020 o 19:03.
Avitto jest offline  
Stary 27-10-2020, 21:58   #15
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Pergunda w gospodzie

Pergunda de Beauchene-Otzlowe delektowała się winem, lepszej jakości niż się spodziewała, choć niższej niż tego oczekiwała, gdy wyczuła czyjś wzrok utkwiony w sobie. Uniosła wzrok, przy stolika stała wysoka, chuda kobieta o dość ostrych rysach twarzy i chłodnym spojrzeniu. Ubrana prosto, z włosami schowanymi pod czepcem i sporym symbolu Sigmara zawieszonym na szyi, skłoniła się sztywno.
- Jestem Berta Schwarz, pani, witam w Bożym Młocie. Mam nadzieję, że jedzenie smakuje? – Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. Nie czekała zresztą na odpowiedź. – Panienka często tak podróżuje? Sama, bez mężczyzny u boku?
Szlachcianka spodziewała się różnych rzeczy w Krassenburgu, ale takiej bezpośredniości w ustach zwykłej mieszczanki nie.
Picie wina Pergunda uważała za swego rodzaju rytuał religijny. Coś w rodzaju czytania żywotów świętych, albo innych nabożnych historii. Jest jakaś treść, opowieść, zmysłowe bogactwo zawarte w przedmiocie. Wszystko to dzięki wysiłkowi jakiegoś innego człowieka, którego praca i doświadczenie dały światu coś dobrego. No może w tym wypadku dzieło pośledniej jakości. Jednocześnie delektowanie się smakiem otwierało człowieka, jego duszę na pozazmysłowe doznania. Pozwalało wejrzeć w siebie i istotę świata. Dotknąć niezniszczalnego, dotknąć tego czego nie imał się czas. I, co hrabianka uważała za oczywiste, najlepiej było to robić w towarzystwie. Wszak, czy i modły nie odbywają się w grupach? Gdy więc po kolejnym łyku usłyszała czyjś głos, pewna jej część doznała zadowolenia, że oto właśnie doszło do stworzenia nabożnej wspólnoty. Była to jednak niewielka część, pozostałe części były zdumione i niezadowolone. Pergunda przez dłuższą, naprawdę długą chwilę zastanawiała się, czy jest bardziej zdumiona, czy bardziej niezadowolona. Wpatrując się w kobietę próbowała dokonać jakieś oceny na podstawie posiadanej o sobie wiedzy, racjonalnych przesłanek oraz czegoś co jeden z myślicieli nazywał regułami psychiki. Wreszcie zapadł wyrok przypieczętowany kolejnym łykiem wina.
- Aaach tak - na jej twarzy zagościła mina osoby która właśnie sobie coś przypomniała - wuj mówił, że panią tutaj spotkam. Może zdecyduje się pani usiąść - zdanie zabrzmiało bardzo nijako. - Mam nadzieję, że jest pani w dobrym zdrowiu, a wysiłek jaki pani wykonuje Bogowie nagradzają po wielokroć. Przybyła tu pani sama, czy też mam się spodziewać jeszcze jakiegoś mężczyzny?
Z ostatniego pytania biła ciekawość. Ciekawość człowieka, który widząc rozkojarzonego przechodnia zastanawia się, czy ten wpakuje się zaraz w kałużę błota tuż pod jego nogami, czy jednak w ostatniej chwili zdarzy się cud. Pergunda nie liczyła na cud. Uśmiechnęła się i pociągnęła odrobinę z kieliszka.
- Poznaliście już mego męża, Pani. Przywitał was w naszych skromnych progach. - Wydawało się, że kobieta prawie w ogóle nie mruga, co sprawiało nienaturalne wrażenie. - Dziękuję, ze zdrowiem wszystko w porządku, Pan nasz, Sigmar, obdarza nas szczodrze swoimi łaskami. Czy mogę czymś jeszcze służyć szanownej pannie?
'Nie wtrącać się w życie hrabianek?' doradziłby sekretarz Pergundy, gdyby go miała. Sama kobieta nie miała jednak w zwyczaju udzielać rad ludziom z plebsu.
- Łaska Sigmara, to powód do dumy - kiwnęła głową szlachcianka przed kolejnym łykiem wina. - Czy jednak wszystkich w mieście dar ten spotyka? Dobiegły nas głosy, że niektórych dotknęły nieszczęścia. Nieszczęścia, które dotarły do uszu mojego dobrego wuja.
- To część naszego życia. Nie mnie oceniać wyroki boskie.
- O..
- Pergunda kiwnęła lekko głową - Nikomu z nas.
Karczmarka skłoniła się równie lekko w odpowiedzi.
- Fakt jest jednak faktem, - hrabianka przybrała bardziej rzeczowy ton - że zmartwienia tutejszych mieszkańców dotarły do uszu mego wuja. Skoro zaś tak, to nam zwykłym śmiertelnikom nie tylko o łaskę przychodzi prosić, ale i w swoje ręce wziąć sprawy tego świata, aby nas Sigmar o lenistwo nie podejrzewał. Co więc wiecie o tutejszych ludzkich zmartwieniach Pani Berto, którą Bóg szczodrze łaskami obdziela?
Jeśli kaczmarka miała podejrzenia, że była to jakaś forma niejasnego oskarżenia, to nie myliła się. Pergunda wyprostowała plecy i wlepiła oczy w kobietę. Kieliszek poszedł chwilowo w niepamięć.
- Mylicie mnie Pani z przekupką w dzień targowy. Ja nie opowiadam ploteczek, ani nie szerzę historii o czyimś życiu, szczęściu i nieszczęściu.
Rozmowa z karczmarką była ciekawym przeżyciem dla baronowej. Nie dawała się zbić z tropu i zdecydowanie brakowało jej czołobitności, którą aż w nadmiarze posiadał jej mąż.
- Myślicie, że mój wuj przejmuje się plotkami przekupek? A ja przyjechałam tutaj wysłuchiwać komu się krowa ocieliła, a komu pola obrodziły w tym roku? - Pergunda zrobiła zdziwioną minę.
- Nie wiem po co tu przyjechaliście, Pani. Pytacie mnie o nieszczęścia innych, a dla mnie to plotki. A teraz wybaczcie, jeśli pozwolicie, inni goście czekają na obsługę.
Pergunda zanotowała w pamięci imię i nazwisko dziwacznej karczmarki, bo wydało jej się że tak robią śledczy po czym wróciła do zastanawiania się czy w winie czuć jednak nutę jeżyn, czy też nie. Potem obmyła się i odświeżyła suknię, a następnie zagłębiła się w lekko skandalizującej lekturze obyczajowej "Przypadki kryminalne Altdorfu na faktach spisane przez Petera Fuchsa, ku przestrodze mieszkańcom miast dużych." Z lekturą na kolanach zasnęła, śniąc o samotnych błądzących we mgle dzieciach, które w smętny, drażniący sposób wołały do niej “mamo”.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 05-11-2020, 18:44   #16
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Gerhardt u skarbnika miejskiego

Gerhardt przeszedł przez krassenburski rynek, mijając imponujący posąg Sigmara umieszczony na postumencie. Rzeźbiarzowi udało się oddać zarówno siłę, jak i boski majestat Młotodzierżcy. U podstawy pomnika ktoś umieścił kilka świec i wiązankę świeżych kwiatów. Choć niespecjalnie religijny, młodzieniec zatrzymał się na chwilę przy posągu. Kilka słów modlitwy nie mogło zaszkodzić, a poza tym rzeźba broniła się jako dzieło sztuki.
Ratusz znajdował się na pierzei przeciwległej do tej, skąd wyruszył. W środku nie było tłoczno, a nawet dość cicho i spokojnie, ale w końcu jeden z urzędników pojawił się w hallu skierował go do miejskiego skarbnika, imć Carolusa Huttena. Ten okazał się być sympatycznym staruszkiem o całkiem łysym czubku głowy i wianuszku siwych włosów poniżej. Wyciągnąwszy monokl z oczodołu, wskazał na krzesło przy swoim biurku.
- Pan Richter? Z Pfafffenbergu? Czyżby zdarzyły się jakieś nieścisłości w kwotach odprowadzanych w ramach podatków ziemnych? Handlowych może? W obu tych działkach mam nowych pomocników, błędu spodziewałbym się właśnie tu, choć staram się dokładnie sprawdzać ich rachunki.
- Gerhardt Richter - przedstawił się rządca Hrabiego. Ukłonił się przy tym nisko. Doceniał, że Carolus Hutten, choć sporo starszy od Gerhardta, to przywitał go bardzo miło - ten młodszy oczywiście - uśmiechnął się. Przysunął sobie zaproponowane mu krzesło i usiadł.
- Młodszy, tak, kojarzę waszego ojca, oczywiście. - Młodemu zarządcy wydawało się, że po twarzy rozmówcy przemknął grymas niezadowolenia, ale może to było tylko złudzenie wywołane grą cieni.
- Wręcz przeciwnie, Mistrzu Skarbniku. Dlatego zresztą tu jestem. Ojciec bardzo pozytywnie wypowiadał się na temat Waszej fachowości i rzetelności. Zawsze też powtarzał, że choć może Pan Hrabia z Radą Miejską nie zawsze się muszą lubić, to my, urzędnicy, którzy naszą pracą podtrzymujemy działanie Imperium musimy trzymać się razem. No, może innymi słowami - spojrzał na rozmówcę. Ten milczał jednak, czekając najwyraźniej na konkrety.
- Kilka lat temu miałem przyjemność rozwiać nieprzyjemne podejrzenia w pewnej sprawie i teraz jestem w podobnej misji. Ale wiadomo - może wyglądać to tak, że przyjeżdża obcy do miasta i zaczyna się rządzić… A przecież nie po to tu jestem. Dlatego przyszedłem nie tylko po informacje, ale i po radę. Burmistrza i Komendanta Straży znacie lepiej na pewno niż ja, wiecie lepiej jak z nimi rozmawiać, podpowiedzieć możecie. A co do informacji: w księgach suche liczby są, a Wy macie więcej wglądu. Potrzebuję wiedzy, czy komuś się nagle sytuacja poprawiła w niejasny sposób albo wręcz przeciwnie, pogorszyła? Może ktoś zaczął przeprowadzać dziwne transakcje? A że mam jeszcze na głowie szlachciankę… Jest jakieś miejsce gdzie będzie mogła się oddać rozrywce przy kartach z ryzykiem utraty jedynie gotówki, a nie cnoty? - zapytał tonem głosu dając do zrozumienia co sądzi o hazardzie.
Na razie nie prosił o dostęp do ksiąg. Hutten milczał przez chwilę, stukając cicho knykciami w blat biurka.
- Śledztwo jakoweś? Spraw finansowych dotyczące? Jeśli nie, to nie bardzo wiem, jak mogę wam pomóc, młody panie. Papiery, istotnie, powinniście pewnie pokazać komendantowi. Kapitan Victor Mehyem to człowiek pilnujący i stosujący się do przepisów prawa. Pokieruję was do strażnicy. - Urzędnik zadzwonił małym dzwoneczkiem, wzywając swojego asystenta. - Ah, zapomniałbym o miejscu do gry. Bert wyjaśni wam, jak dotrzeć do “Cegły i Kielni”.
- Za każdą sprawą stoi jakieś pragnienie. Pieniądze, władza, miłość… Ja się znam tylko na tym pierwszym, dlatego tego szukam. Jak mówiłem, zastanawiam się, czy komuś się nagle sytuacja poprawiła w niejasny sposób albo wręcz przeciwnie, pogorszyła? Może ktoś zaczął przeprowadzać dziwne transakcje? - powtórzył, niby to myśląc głośno - jeśli ktoś to wie, to tylko Wy, nikt inny pełnego obrazu nie ma.
- Powtórzę się, młody panie Richterze.
- Wydawało się, że dobrotliwy uśmiech znikł z jego twarzy. - Jeśli wasze śledztwo nie dotyczy spraw finansowych, pomóc wam nie mogę. Mogę jedynie powiedzieć to, co sami w Pfaffenbergu dobrze wiecie, jeśli sprawdzacie kwoty przesyłane przez nasze miasto. Wszystkim tu powoli wiedzie się gorzej.
- Zazdroszczę pamięci - Gerhardt zanotował sobie informacje w kajecie - Macie rację też, że sugerujecie bym sprawdził te kwoty w księgach. Zabiorę się za to z samego rana - granie głupa to zabawa dla dwóch osób. Skoro tak to chce rozwiązać… Zobaczymy co z ksiąg zniknie do jutra.
- A tymczasem, za Waszą radą pójdę wpierw do kapitana. Za tę drugą również wdzięczny jestem. Szlachcianka zajmie się rozrywką, to nie będzie przeszkadzać - uśmiechnął się.
Przy odrobinie szczęścia wszyscy będą myśleć o Pergundzie jak o słodkiej idiotce, która nie uczestniczy w śledztwie i o ile będą się kryć przed Gerhardtem, to przy niej pozwolą sobie na więcej.
Miejska strażnica okazała się być połączona z niedużym garnizonem strażników dróg. Na podwórzu panował rwetes, patrol akurat wskakiwał na konie, gdy Richter podążał wzdłuż odrapanej ściany budynku. Widać było wśród nich poruszenie, ale śledczy nie wyłapał żadnych słów, które mogłyby zdradzić powód tego podniecenia.
Kapitan straży miejskiej, służbista, sprawdził dokładnie papiery.
- Dokumenty są jasne, macie uprawnienia do śledztwa w Krassenburgu, dostaniecie moją pomoc. Na długie rozmowy czasu jednak nie mam.

Widać było, że nie jest zadowolony z obecności innych śledczych na jego terenie, ale prawdę powiedziawszy, Gerhardt na jego miejscu także byłby niezadowolony.
- Też nie lubię, gdy ktoś sprawdza moją pracę. Prawdę powiedziawszy, zastanawiam się czemu kazano nam tu przyjechać. Przecież na pewno prowadzicie śledztwo w sprawie zaginionych dzieci?
- Oczywiście.
- Meyhem przeciągnął palcami po jasnym, cienkim wąsiku. - Przyślę do was strażnika Bauera, który się tym zajmuje. Z jego raportów wynika, że nie znalazł konkretnego tropu.
“Skoro macie dokumenty, to działajcie” było mniej więcej tym czego się spodziewał Gerhardt.
- Skąd w ogóle wiecie o tej sprawie?
- Od samego Hrabiego! Ojciec zawezwał mnie przed jego oblicze, a Jaśnie Pan kazał mi się tym zająć. Nie tłumaczył, czemu i po co, a i ja nie pytałem
- Gerhardt konsekwentnie grał idiotę. Odpowiedział przy tym dokładnie i zgodnie z prawdą na zadane pytanie, nie jego wina, że szef straży nie potrafił zadać go prawidłowo. Pożegnawszy się i podziękowawszy za okazaną pomoc wrócił do reszty - Pergunda chciałaby pewnie zajrzeć do jaskini hazardu dziś jeszcze.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 24-11-2020, 11:22   #17
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Cegła i Kielnia, wydawałoby by się po nazwie, powinna być pięknie wymurowanym budynkiem. Nie była. No, może kiedyś tak, ale teraz, choć w nie najgorszym jeszcze stanie, chyliła się ku upadkowi, jak i całe miasto. Prowadził ją niejaki Knudsen, potężny chłop z północy, onegdaj murarz, a obecnie na skutek szczęśliwego mariażu i śmierci teściów właściciel karczmy.

Pergundzie spodobał się lokal. Lubiła bratać się czasem z pospólstwem, mogła poczuć wtedy dreszcz emocji. A tu gości zebrało się całkiem sporo, piwna piana ściekała z kufli, a przy kilku stolikach miejscowi rzucali kośćmi i mieszali talie kart. W kącie siedział nawet na zydelku grajek, brzdękający smętną nutę na strunach mandoliny, w oczekiwaniu na dźwięk monet wpadających do czapki leżącej przed nim na ziemi. Gerhardt i Garil rozepchnęli roześmianą i niezbyt trzeźwą grupkę blokującą przejście, by przebrana za mieszczkę hrabianka mogła spokojnie przejść w głąb sali.

Pergunda, jak większość ludzi szlacheckiego pochodzenia, wyznawała prostą zasadę, że trudniej jest tylko w górę drabiny społecznej. W dół nigdy. Praktycznie mówiąc, chłopka nie umiała zachować się jak hrabina, ale w drugą stronę to żaden problem. Wystarczyło się trochę postarać. Stanowczym krokiem wyszukała pusty stolik pod ścianą i zabrała się za obserwowanie grających. Pocierała przy tym ręce, zdradzając zniecierpliwienie tym, że jeszcze nie może grać.

- I co teraz? - Zapytał ją krasnolud, gdy usadził się na ławie naprzeciw kobiety.

Bawiący się miejscowi wyglądali jak w każdym innym mieście, w którym dotąd miał okazję przebywać i tylko świadomość obecności zakamuflowanej szlachcianki podnosiła mu nieco ciśnienie krwi. Grający zerkali w tym czasie na Pergundę, szepcząc do siebie i śmiejąc cicho. Hrabianka dobrze znała ten typ, wiedziała że nie potrzeba wiele czasu, aż rozpoczną się głośne komentarze o kobietach chcących zagrać w karty zamiast gotowania obiadu. Pergunda nie zamierzała jednak marnować wieczoru. Najpierw celowała w przeciętne stawki. Pocierając brudną ręką twarz spojrzała na krasnoluda. Jej technika komunikacji polegała na ograniczaniu zdań do podmiotu i orzeczenia. Ewentualnie jakiegoś niezbędnego dodatku.

- Jak to? Szukacie oszustów, pijecie i słuchacie plotek.

Potem machnęła ręką krzycząc krótko 'Trzy piwa' i ruszyła w kierunku obranego stolika.

- Co? Nigdy z babą nie graliście w karty, że się tak gapicie? - wyraźnie gotowa przyłączyć się do gry. Tą ordynarną odzywkę ćwiczyła wiele razy przed lustrem i w innych karczmach. Była z niej dumna, choć jej skuteczności nie umiała w żaden sposób ocenić. Zaczęła też odliczać od trzech w dół, w oczekiwaniu na…

- Do garów, babo, nie do kart!

Doczekała się, zarówno głupiego hasła, jak i obleśnego rechotu. Mężczyźni pod niektórymi względami nie różnili się od siebie, szlachta i plebs jednako. Ci po chwili zaczęli jednak szeptać między sobą, mrugać do siebie okiem, aż w końcu jeden z nich wziął krzesło ze stolika obok i ustawił je.

- Gramy w “trzy króle”. Jedna karta ślepa. Wejście za szylinga.

Pergunda spróbowała udać rechot. Było jej wszystko jedno, chciała grać, byle miała w miarę równe szanse. "Trzy króle" wydawały jej się w miarę uczciwie. Siadła, wysupłała szylinga i wlepila wzrok w rozdającego.

- Ci dwaj
- powiedziała wskazując brodą na Garila z Gerhardtem - bardzo lubią, gdy gry są uczciwe.

Ci dwaj zajmowali się napojami, ani myśląc robić za kontrolę gier i zakładów. Oczywiście pozornie. Gerhardt boleśnie odczuwał na sumieniu obecność szlachcianki podczas tego wyjazdu i przeżywał troski związane z jej bezpieczeństwem. Garilowi udzielał się ten stan zupełnym mimochodem. Obserwując kobietę i jej sposób bycia krasnolud miał ochotę na więcej piwa. Zamówił drugie nim Gerhardt skończył jedno. Krytycznie spojrzał na swoje odzienie i stwierdził, że musi nadrabiać aparycją. Naśladując wybitnie niepiśmienne grupy społeczne z Pfaffenbergu zagadnął graczy.

- Jakby panienka przegrywała to ja mogie wjechać. Znaczy wejść. No.
Czuł się przy tym zażenowany, bowiem urągało mu własne, choć udawane, zachowanie.

Gracze przy stoliku popatrzyli najpierw na siebie, a potem w stronę baru. W końcu odezwał się ten, który przedstawiał zasady gry.

- Spokojnie, my tu przychodzim grać, a nie zwady szukać. Jak chcecie bitki, to idźcie gdzie indziej.

Krasnolud dla odmiany uprzejmie przepił do hazardzisty. Bez uśmiechu, zupełnie jak jego brat czynił wobec nieznajomych. Karty zostały pomieszane i rozdane, monety uderzyły o blat stołu, ale atmosfera przy grze nie była najlepsza. Kobieta nie zwracała jednak na to zbyt dużej uwagi. Dostała zaproszenie i mogła wziąć udział w grze. W końcu popatrzyła na twarze. Lubiła wiedzieć, co wyrażają jej konkurenci do puli na stole.

- Ooooch. Na Sigmara. Cóż za niedopatrzenie. - Uniosła rękę i wrzasnęła piskliwym głosem. - Piwo dla Panów przy stoliku! To lepsze! - a potem już ciszej - W podziękowaniu za zaproszenie. Lekko skinęła głową.

Piwo poprawiło nastroje przy stole. Po kilku rozdaniach okazało się, że dwóch miejscowych gra, bo lubi. Ci mogli wygrać tylko wtedy, gdy dopisało im szczęście. Trzeci mężczyzna, milczący do tej pory, znał się jednak na grze. Pergunda straciła kilka szylingów, ale wiedziała, że będzie w stanie odrobić te straty.

Niepewność wygranej, zapamiętywanie kart w obiegu, racjonalne planowanie zasobów obserwacja przeciwników oraz wyszukiwanie sztuki, nade wszystko zaś walka o zwycięstwo. Gdyby Pergunda urodziła się mężczyzną zapewne skończyłaby w szkole oficerskiej. Jednak w wyniku pewnego niedopatrzenia bogów zostawały jej poezja i karty. Nie uświadamiała sobie tego czekając na kolejne rozdanie. Może to i dobrze. Po co być nieszczęśliwym przez coś na co się nie ma wpływu. Jeśli gra miała stanowić ersatz wojny, to to byłaby mało istotna potyczka bez większego znaczenia strategicznego i bez większych emocji. Ubytek czy strata kilku szylingów nie sprawiała hrabiance żadnej różnicy. Udało jej się za to dowiedzieć czegoś o głównych siłach wroga i jego zamiarach. Śledztwo też mogło być częścią udawanej bitwy. Istotnie, w Krassenburgu w ostatnich miesiącach zaginęło kilkoro dzieci, a jedno nawet pochodzące z bogatej rodziny, choć rozmówca nie pamiętał niestety nazwiska. Ktoś ze stolika obok rzucił jednak obawą o zbliżającą się pełnię Mannslieba.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 14-12-2020, 11:56   #18
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- To jak teraz? - Zapytał Garil Gerhardta odwróciwszy wzrok od toczonej przez szlachciankę gry.
Wątpił, by jakieś niesnaski pojawiły się już w pierwszym rozdaniu.
- Moich krajan bardzo tu niewielu. Dało się odczuć, że są na marginesie społeczeństwa. Kłopoty ludzkich dzieci ich nie interesują. Jutro musimy spróbować z innej strony, tylko gdzie?
- Straż przyśle “przewodnika” i dokumenty śledztwa, które prowadzili. Trzeba będzie się przez nie przekopać i zobaczyć gdzie szukali, a zwłaszcza, gdzie nie szukali. I wysłać Pergundę do szlachcica, który to zgłosił. Jak ja pójdę, to od razu się domyślą, że to od po nas posłał, ona może niby przypadkiem zajrzeć. A, i zobaczę może księgi finansowe, dziś imć Hutten, miejski poborca, niechcący to zasugerował, na co ja, biedny i głośny idiota, jutro szczerze pójdę.
- Z chęcią przejrzę te zapiski z dochodzenia. Lepsze to niż udawanie orszaku -
skrzywił się Garil, choć piwo wchodziło mu tego dnia jak woda.

Niechętnie omiótł pomieszczenie wzrokiem o lekkości kowadła.
- Póki co chyba faktycznie nic lepszego zrobić się nie da jak trochę nadstawić ucha. Nie gniewaj się - uprzedził swojego rozmówcę.

- Nie ro… Ach - Gerhardt zmrużył oczy w potwierdzeniu. A także dlatego, że spodziewał się ciosu. A nawet markowane uderzenie krasnoluda nie musiało być przyjemne.

Tymczasem krasnolud wstał, wydął dolną wargę jakby znosił ciężką obrazę. Dopił, odwrócił się na pięcie i podszedł do jednego ze stołów, przy którym toczyła się partia Cesarskich Bierek. Stamtąd z zaczerwienioną twarzą zamówił kolejne piwo. Pijąc obserwował rozgrywkę. Nie rozumiał jej jednak wcale, choć próbował pojąć zawiłe zasady. Pionki poruszały się po kanciastej planszy we wszystkich kierunkach, gracze nie zachowywali kolejności poruszeń.
Krasnoluda tak pochłonął obserwowany bałagan, że kompletnie zapomniał, że miał nasłuchiwać plotek. Lokal opuścił z głową szumiącą od piwa i ciężką od bodźców.

* * *

W “Młocie Bożym” czekały na nich wiadomość i gość.
- Pani… Panowie... - Karczmarz giął się w pół, ale jakby mniej się już jąkał.
- Z urzędu był posłaniec. Z zaproszeniem do burmistrza, gdybyście byli łaskawi. Ah, i ten tu strażnik czeka na was już godzinę albo i dwie.

Rzeczywiście, przy stoliku obok okna siedział umundurowany młodzian, z delikatnym wąsikiem pod nosem, zapuszczonym pewnie dla dodania sobie powagi. Niezbyt pozytywnie ocenili tę próbę zyskania respektu. Nieco już podchmielony krasnolud zwalił się z impetem na ławę naprzeciw młodego strażnika. Od razu poczuł doń sympatię, tylko i wyłącznie z racji jego wieku. Nie uśmiechał się jednak. Wlepił w przedstawiciela służb mundurowych oczy o wielkich źrenicach i tak trwał nie mając nic ważnego do powiedzenia.

Chociaż, nie, pomyślał i otworzył usta.

- Jestem Garil Jotunnson. Masz pan niebywałe szczęście, wiedz, móc ujrzeć na własne, pośledniej urody oczy osobę tak wyróżniającą się w tej mieścinie jak jaśnie panienka Pergunda de Beauchene-Otzlowe. W ramach dalszej preorientacji pozwolę sobie - rachmistrz Gerhardt Richter.
Po takim przedstawieniu - zapewne z radości - pękała Pergunda w swoich czystych acz zwyczajnych szatach służących jej za miejski kamuflaż.

Hrabianka pijana szczęściem albo alkoholem - albo jednym i drugim - oceniła starania krasnoluda jako bardzo sympatyczne, choć na co dzień nie lubiła bezpośrednich uwag na temat własnej urody. Niewątpliwie jednak Garil się starał, a adresat tego komentarza nie był najpewniej żadnym ważnym szlachcicem. Jeśli w ogóle był szlachcicem.
Wyprostowała postawę, chrząknęła, a następnie wykonała przepisowe skinienie głową. Po czym nie pozostawiającym wątpliwości wzrokiem dała młodzianowi do zrozumienia, że już czas, aby się odezwał.
- Tak, psze pani.. To znaczy, szanowna pani… - Strażnik stał już na baczność. - Komendant mnie przysłał…

Gerhardt, niepomiernie zdziwiony, że burmistrz zaprasza poza godzinami pracy zaniemówił, zwłaszcza że strażnik, widać gołowąs przejęty swoją rolą, czekał na nich godzinę zamiast zostawić pismo. Nawet jeśli sam nie umiał pisać, toć przecie był karczmarz.
- Doceniam obowiązkowość - docenił ją wsadzając srebrną monetę w dłoń strażnika.
Ten wyraźnie zaskoczony, wyjąkał coś nie przyjmując pieniążka.
- Hrabianka teraz się odświeży, więc poczekacie tu jeszcze chwilę - zostawił go w towarzystwie Garila i poszedł z Pergundą na górę, gdzie przemył twarz i przebrał się w czyste ubranie. Krasnolud nie czekał, aż znikną na klatce schodowej.

- Jak pana zwać, co? - Zagaił strażnika.
- Bauer. Rainer Bauer.
Pod nieobecność szlachcianki wydawał się znacznie pewniejszy siebie.
- Mam przedstawić śledczym hrabiego informacje o zaginionych dzieciach. Chyba powinienem poczekać na pozostałych.
- Na pewno. Po co strzępić ozór dwa razy. Napijmy się -
zaproponował Garil i podniósł rękę by dać oberżyście znać, że jest potrzebny. Bauer rozejrzał się lekko wystraszony, jakby zza słupa miał wyskoczyć jego przełożony z reprymendą.
- No dobrze, może jedno, dziękuję.
- Na twoim miejscu tytułowałbym panienkę “Jej Wysokością”, w końcu to rodzina hrabiego -
poradził Garil, co podpowiedział mu alkohol. Krasnolud nie był wcale pewien, czy radzi dobrze. Trochę ciążyła mu cisza.
- Byłem dziś u kowala Vardanga. Opowiesz mi o nim?
- U tego krasnoluda? -
Strażnik skrzywił się lekko, ale szybko przypomniał sobie z kim rozmawia.
- Nie zrozumcie mnie źle, wyście są porządny człek, ale tu w Krassenburgu to krasnoludy mają swoje za uszami. Słyszeliście już na pewno. Większość chodzi teraz do Olega, jak im potrzeba kowala.
- Opowiadaj, co się o nim mówi. Do Pfaffenbergu wiele informacji nie dociera od was, tyle co szlachta między sobą przekaże. A tego przeca na ulicach nie słychać -
zachęcał Garil.
- A co się ma mówić? Tu ludziska ogólnie na krasnoludy narzekają, za to co zrobili, a nie gadają o każdym jednym z osobna. Prawa nie łamie, tyle mogę ja rzec - dokończył piwo i odłożył kufel.
- W sumie nikt z waszych tego nie robi.
- Tyle, przecinek, dobrego. Porządnych ludzi nie będę nachodził przy smutnej okazji -
wymruczał w odpowiedzi.
Uczucie dotykające człowieka widzącego nadchodzącą burzową chmurę towarzyszyło Garilowi nawet wtedy, gdy Pergunda i Gerhardt dołączyli do niego przy stoliku.
 
Avitto jest offline  
Stary 17-12-2020, 23:22   #19
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Strażnik podniósł z ziemi torbę, rozpiął pasek i wyciągnął ze środka papiery, zapisane krzywymi literami.
- To ten, najpierw zniknął Albert… Albert Ardberg, syn szewca. - Bauer czytał powoli i z wyraźnym wysiłkiem, poruszając najpierw bezgłośnie wargami, a dopiero potem wymawiając słowa na głos. - Lat pięć. To było cztery miesiące temu.
Wyciągnął kolejną stronę.
- Miesiąc później… Berta. No tak, Bergmann, jej ojciec, jest strażnikiem. Kapitan zakazał mu mieszać się w sprawę. Powiedział, że nie będzie… - Zawstydzony Rainer nie potrafił przypomnieć sobie słowa. - No, dlatego mnie wyznaczyli, a nie jego, w każdym bądź razie.
- Mówże dalej, szczegóły sami doczytamy albo dopytamy jutro z rana. Chyba, że dzieciaki zwykły znikać w nocnej porze? - Wtrącił zniecierpliwiony Garil, którego wypite piwo zaczęło uciskać na pęcherz.
- Istotnie, wieczorową albo nocną porą, zawsze przy pełni. Zresztą, kapitan kazał przekazać dokumenty - przesunął papiery po stole. - Możecie poczytać sami.
- Ło-bogowie - wyrwało się krasnoludowi. - Zaraz wrócę - sapnął i poszedł na podwórze do wychodka nie zastanowiwszy się, kiedy to wypada najbliższa pełnia.
- Pięć miesięcy temu zaginęło pierwsze dziecko. Pełnia Mannslieba jest co mniej więcej dwadzieścia pięć dni. Więc pełni było już pięć/sześć. A dzieci ginęły cztery razy. Chyba że ktoś nie zgłosił. Czy pełnia przy której nic się nie zdarzyło była jakaś szczególna? - Zapytał. - Opowiecie nam już po drodze. Nie spodziewałem się, że burmistrz już dziś, po godzinach pracy, będzie chciał się z nami spotkać, zamierzałem dopiero jutro z rana poprosić o spotkanie. Zaprowadzicie nas? - Przejął inicjatywę, a mówił tak szybko, że Bauer nie był w stanie wejść mu w słowo, choć próbował kilka razy. W końcu śledczy skończył przemowę.
- Były cztery pełnie, panie Richter, i cztery zaginięcia. Mannslieb rośnie, piąta pełnia już niedługo, ze dwa dni może. A jeśli chodzi o burmistrza, to nie sądzę, żeby przebywał w ratuszu o takiej porze. Lepiej rano zajrzyjcie, wtedy powinien tam być.
W tym czasie hrabianka z chmurną miną przerzucała papiery. Marszczyła przy tym nos, co powodowało, że wyglądała całkiem uroczo. Jak dziecko układające klocki, które właśnie dostało w prezencie. Dla uzupełnienia wrażenia wokoło unosił się zapach wiosennych kwiatów. Każdy miał czas, żeby nacieszyć się tym widokiem. W końcu, gdy Gerhard skończył mówić uniosła głowę i wlepiła mówiący wiele wzrok w strażnika. Wzrok, który oznaczał tylko jedno: że znalazła już winowajcę i że tym winowajcą jest Bauer właśnie. Fuknęła.
- To jakieś żarty? Robicie sobie z hrabiego i jego pomocników rubaszne dowcipy?
Jeśli strażnik zamierzał być przerażony, to był to właśnie dobry moment.
- Co to za historia z taniego czytadła dla dorastających panien?
Brwi uniosły się znacząco, świdrujący wzrok badał intensywnie tylną ścianę wnętrza głowy Bauera.
- Ekhm? - To był zaś zdecydowanie dobry moment na martwą ciszę.
- Ależ.. Szlachetna pani… Wasza wysokość… - Pergunda osiągnęła zamierzony efekt, wyglądał na wystraszonego i zagubionego. - To są ustalenia, wszystkie informacje. Daty, adresy, nazwiska…
Hrabianka fuknęła ponownie.
- Nie jestem żadną królewną. Kto was uczył manier?! - wzrok nie przestawał śrubować wnętrza głowy - Co więc to ma znaczyć? - Pergunda wyciągnęła palec do góry na następnie przyszpiliła nim kartki do stołu. - Mamy teraz poszukać Emila Erhardta syna Ebera i Erminy? Jeszcze się pewnie okaże, że takowy tutaj mieszka. Macie pradawny zwyczaj nadawać sobie imiona wedle tych samych liter alfabetu co nazwisko? To brzmi jak straszna historyjka dla praczek opowiadana w zimowe wieczory przy kominku. - Palec ponownie uniósł się w powietrze.
- Tak myślę! - zawyrokowała.
- Wybaczcie, pani, pan krasnolud kazał was tak nazywać. - Biedny strażnik miejski wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. - A imiona, żaden to żart, tak wyszło po prostu, śledczy mogą to sprawdzić.
- Już jestem! - zawołał podchmielony Garil zjawiwszy się z powrotem w sali. Szybko i lekkim zygzakiem wrócił do stolika. Wlepiał teraz oczy w Pergundę bowiem bardzo go interesowało jak hrabianka wygląda gdy myśli.
Hrabianka wyciągnięta niczym struna prezentowała się niezwykle władczo. Jej przeciwnik wydawał się przyparty do muru i bezbronny. Prawdziwą szlachetność poznać można jednakże nie tylko po okazywaniu władzy, ale i po jej nie okazywaniu, gdy już nie ma takiej potrzeby. Uśmiechnęła się.
- Więc co powiecie? - Nagle zwróciła się do strażnika nieomal dobrotliwie.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 18-12-2020, 22:53   #20
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Chyba zaniemógł na krtani, panienko - powiedział głośnym szeptem krasnolud.
W międzyczasie policzył w myślach kolejne dni.
- Dwa dni mamy przed sobą do kolejnego porwania, jeśli kluczem do rozwiązania tej sprawy jest regularność porwań. Tak sobie myślę - pozwolił sobie Garil na dramatycznie cichą pauzę przerwaną sapnięciem - że trzeba się rozeznać gdzie w trakcie pełni można zgromadzić dzieci z miasta. Ile ich może być panie Bauer?
- W całym mieście? - Szeroko otwarte oczy pytanego mężczyzny wskazywały na niebywałe zdziwienie. - Nie wiem dokładnie, ale to spore miasto.
Gerhardtowi, któremu słowo “logistyka” nie kojarzyło się z dawno zmarłą świętą Kościoła Sigmara i który do tego dobrze wiedział, jak ludność będzie współpracować przy takich propozycjach zaczynał współczuć biednemu strażnikowi, atakowanemu ze wszystkich stron.
- Garil, my nie mamy tu wywołać zamieszek, ani sprawić, żeby ludzie zaczęli szeptać, że Hrabia oszalał. Spisy ludności też nie są aktualizowane codziennie, żeby było wiadome, ile dzieci jest w mieście. Ludzie wchodzą i wychodzą codziennie, odwiedzają swoje rodziny, są odwiedzani… A wystarczy kilka niezgłoszonych i cały plan pójdzie w diabli. Twoi pobratymcy są pewnie na tyle zdyscyplinowani, że jak jakiś urzędnik wyda rozkaz, żeby wszystkie dzieci zamknąć w sztolni to się posłuchają, ale tutaj ludzie zaraz zaczną dzieci ukrywać, kłamać i burzyć się na ulicach.
- Kapitan Mehyem kazał być na wasze zawołanie, przekazać dokumenty i informacje. Czy potrzebujecie mojej pomocy w śledztwie? W razie czego zawsze będę dostępny w strażnicy.

- Prosimy o obecność jutro pod ratuszem. Udamy się tam po śniadaniu. Po spotkaniu z burmistrzem rozpoczniemy pewne czynności - powiedział Garil nieco ciszej niż dotąd.
Nieco sprowadzony na ziemię nabrał nagłej ochoty się położyć.
- O tak. A do tego czasu Pan Strażnik zdobędzie i przygotuje mapę, na której naniesie miejsca przestępstw, a następnie sprawdzi dbałość o szczegóły miejskiego pisarza. Czy aby na pewno imiona wpisano poprawnie. Zgromadzi też opis fizyczny ofiar.
Nie wiadomo skąd w kierunku strażnika wyskoczyła złota moneta.
- Ważne, aby wykonywał obowiązki sumiennie i dał powód do zadowolenia. Resztę potrzeb usłyszy jutro. Niech będzie w gotowości pełnej.
Bauer milczał dłuższą chwilę. Widać było, że bije się z myślami, a brak obycia ze szlachetnie urodzonymi nie pomagał. W końcu położył monetę na stole.
- Nie wiem, dlaczego ciągle dajecie mi pieniądze. - Chyba chciał powiedzieć coś więcej, ale skończył temat. - Pojawię się tu z rana.
Pergunda też chyba chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego szybkim, acz dostojnym krokiem pomknęła po monetę ze stołu i nie zmieniając rytmu udała się w kierunku lady.
- Wina. Słodkiego tym razem. Albo jakiejś dobrej nalewki, jak coś robicie sami i do tego ciasto - i udała się na swoje ulubione miejsce.

Wspólny wieczór zakończył się niedługo później. Udali się do swoich pokoi, Pergunda do komnaty przeznaczonej dla najznamienitszych gości, panowie do mniejszej izby, choć urządzonej skromnie, to wysprzątanej do granic możliwości. Przez okna przyświecało im wszystkim światło obu księżyców, zmniejszającego się od pewnego czasu Morrslieba i nabierającego okrągłego kształtu Mannslieba.
Spotkali się ponownie przy prostym, acz pożywnym śniadaniu. Strażnik Bauer czekał już na nich. Wyglądał na niewyspanego, być może spełnianie życzenia hrabianki zajęło mu większą część nocy. Tak czy owak, miał ze sobą mapę Krassenburga z zaznaczonymi miejscami, gdzie zaginęły dzieci.

Garil mruczał jedynie i pił na zmianę nieprzerwanie, podczas gdy Pergunda ukłoniła się uprzejmie, zaproponowała czy Pan Bauer czegoś by nie zjadł, wyraziła podziw dla “wysiłków jakie Pan Bauer podjął dla zrealizowania tej niezwykle użytecznej mapy” oraz zatroskała się “czy aby włożona praca nie odbiła się negatywnie na jego zdrowiu”, to bowiem byłoby wysoce niewskazane. Nie zapomniała zadać też rytualnych pytań o pogodę oraz samopoczucie Pana Bauera. Rainer starał się nie popełnić żadnej gafy, odpowiadając hrabiance na kolejne pytania. Traktował Pergundę z pewną rezerwą, i ciężko było w jego przypadku określić, czy jest to rezultat onieśmielenia jej pozycją społeczną czy braku zrozumienia znacznych wahań nastroju, których był świadkiem.
- Darujcie, ale przejdźmy powoli do obowiązków - wychrypiał znienacka Garil, tonem zaskoczywszy zarówno rozmówców jak i siebie.
- Chyba, że panienka nalega, by po jedzeniu? Nie? Zatem, dziękuję, złóżmy wizytę włodarzowi. Chciałbym po niej udać się do domów porwanych dzieci i im więcej czasu zmitrężymy na konwenanse tym mniej uda się dziś zobaczyć. Ze mną pewnie mało kto będzie chciał tu gadać, pieprzeni rasiści, przepraszam, ale inaczej nie zweryfikujemy ustaleń zawartych w notatkach - to mówiąc pogładził plik papierów, z którymi od poprzedniego wieczora nie chciał się rozstawać.
Potencjalne rozbieżności mogły mieć w tej sprawie kluczowe znaczenie. Najpierw jednak należało ustalić kolejność priorytetowych do wykonania czynności.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 25-12-2020 o 14:19.
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172