Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-04-2021, 22:36   #31
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, posiłek do jadalni zaczęli przynosić dwaj synowie właścicieli Bożego Młota. W pierwszej chwili budziło to zaskoczenie ale gdy przypomnieli sobie o tym jak żarliwie zdawała się wierzyć Berta wpasowywało się w ogólny obraz. Starszy Leo, choć ciągle z dziecinnymi rysami twarzy, był już blisko wieku, w którym mógł rozpocząć nowicjat o czym świadczył delikatny puszek pod wąsem, pierwsza oznaka wchodzenia w wiek dorosły. Max, młodszy z braci, blondynek o wielkich niebieskich oczach, z ciągłym uśmiechem na twarzy wyglądał na niezłego urwisa.
- Częstujcie się. Moja gosposia, Gertruda, jest mistrzynią wypieków. - Kapłan zaczekał, aż jedzenie nałożą sobie goście, ale potem nie miał oporów przed przerzuceniem na swój talerz sporej ilości potraw.
Hrabianka niespiesznie nakładała na talerz niewielkie ilości potraw zgodnie z ustaloną wiekami tradycji kolejnością. Jednocześnie gładko podjęła rozmowę.
- Niech Sigmar darzy łaskami Panią Gertrudę. Takich umiejętności nie powstydziliby się mistrzowie z Altdorfu - Pergunda otworzyła łagodnie wieczór okraszając komplement odrobiną przesady. Musiała też przyznać, że wypieki były przednie.

Garil miał apetyt właściwy dla młodego samca, ale przede wszystkim wyznawał względem biesiady pewną osobistą zasadę: deser przodem. Poczęstował się więc ciastem, po czym ponownie nim. Przestał jeść gdy zdał sobie sprawę, że jeśli nie będzie się odzywał podczas kolacji to wyjdzie na gbura.
[i]- Opowiesz nam nieco o tutejszej świątyni, wielebny? Kiedy powstała?
- Mhm… - Kapłan przełknął kawałek pasztetu z dziczyzny. - To ciekawy temat. Pierwsza kapliczka została wybudowana wraz z powstaniem osady. Potem, gdy Krassenburg, natenczas jeszcze Krassendorf, zaczął się rozrastać, a mieszkańców zaczęło przybywać, kapliczkę poczęto powiększać. Wreszcie, po nadaniu praw miejskich, a było to jakieś osiemdziesiąt lat temu, zbudowano pełnoprawną świątynię. Każdy z kolejnych kapłanów pracował ciężko, by ją rozwijać ku chwale pańskiej, aż wreszcie przyjęła obecny kształt. Ja, nie chwaląc się, postawiłem w ostatnich latach dzwonnice. Z pewnością słyszeliście jej wezwanie na modły.

Gerhardt pomny na nauki ojca przy możniejszych od siebie mniej mówił, a więcej słuchał. Otaksowawszy wcześniej wnętrze podliczał też w głowie jego wartość. Spoglądał na twarze i dłonie akolitów, starając się zgadnąć, czy służą Ojcu radą czy mięśniami. Obaj wyglądali jednak na zwykłych kleryków. Jedli w milczeniu i obserwowali, ale nie przypominali ochroniarzy ojca Teofila. Ten zaś mówił dalej.
- Jak postępy w śledztwie? Czy udało wam się coś ustalić?
Hrabianka wypiła łyk herbaty i poczęstowała się odrobiną pasztetu oraz kawałkami wszystkich obecnych serów. Do tego dobrała kolejny kawałek pieczywa. Całość zakończyła kolejnym łykiem herbaty. W międzyczasie była jednak w stanie wpleść w to wszystko kilka zdań, które zgrabnie harmonizowały z wykonywanymi ruchami.
- To zadziwiające wielebny ojcze, że pomimo czterech zbrodni… czy też mówiąc precyzyjnie, czterech porwań pozostawiono w ich miejscach tak mało śladów.
I już z połową serów na talerzyku dodała, obserwując przy tym z szacunkiem twarz ojca Teofila.
- A w zasadzie to przyznać należy, że ślady są, ale trudno dopasować je do możliwości przeciętnego człowieka… Tyle, że skąd - pieczywo już powoli zbliżało się do Pergundy - w tak zacnym mieście, do tego z niezwykłą dzwonnicą ku czci Sigmara, miałyby się wziąć jakieś podejrzane istoty.
- Żadnej zaiste nie widziałam
- dodała po łyku z filiżanki - a ojciec?
- Bestie jakoweś? Potwory? -
Teofil wykonał na piersi znak młota. - Z jednej strony to dobra wiadomość, poniekąd, ciężko myśleć, że ktoś z ludzi, nie daj Sigmarze mieszkańców Krassenburga byłby zdolny do takich czynów. Z drugiej, czy nie jesteśmy już bezpieczni w miejskich murach?
Przełożył sobie na talerz kilka plasterków mięsiwa w galarecie, polał gęstym, mocno czosnkowym w zapachu sosem i kontynuował, zarówno jedzenie jak i mówienie.
- Słyszałem o zwierzoludziach w okolicznych lasach i podejrzanych ceremoniach, które odprawiają w gęstwinie i mroku. Strażnicy dróg zapewniali jednak, że nie podchodzą oni blisko miasta.
- Zaiste
- skinęła głową hrabianka - nikt nie wspominał o zwierzoludziach w mieście. Chyba nie da się ich przeoczyć. Wtedy - kobieta magicznym sposobem nagle trzymała w ręku miseczkę z żurawiną - sprawa byłaby prosta. Tak zacny kapłan zrobiłby szybko porządek z tym plugastwem - Pergunda brzmiała przy tym niezwykle przekonująco.
- Niestety - kawałek sera brie wylądował w jej ustach razem z połową łyżeczki żurawiny - nie da sięgnąć po to proste rozwiązanie. A może troska wielebnego ojca podsunęła mu jakieś inne pomysły na rozwiązanie tego śledztwa - łyk wina dopełnił tego mikrozestawu.
Gerhardta zatkało. Widział już różne rzeczy u szlachty. Niepohamowaną chuć, okrucieństwo, lenistwo, głupotę, talenta do nierobienia niczego przez tydzień bez nabawienia się odleżyn na tyłku… Ale bystrego niczym żywe srebro umysłu zamkniętego w szlachciance nie widział. Żal, że się zmarnuje dziewczyna u jakiegoś debila, za którego ją wuj wyda. Zdał sobie sprawę, że nawet nie je z wrażenia i zmusił się do niegapienia się.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 12-04-2021, 21:13   #32
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Na kapłanie wypowiedź szlachcianki aż takiego efektu nie wywarła, ale nie zdołał ukryć grymasu niezadowolenia, który na krótką chwilę przemknął po jego twarzy. Szybko jednak się opanował, widać było doświadczenie w gierkach tego typu.
- Pani Pergundo, nie to jest moim zadaniem, tylko troska o wiernych. Wierzę, że śledczy waszego wuja wykażą się większym profesjonalizmem, niż nasi strażnicy, i sprawa zostanie szybko rozwiązania. O to przecież wszystkim nam chodzi, prawda? O dobro dzieci, a nie słowne przepychanki? Każdy niech zajmie się swoją działką, a wtedy będzie większy porządek. - Wskazał na środek stołu. - Spróbujcie tortu, pani, śledczy Garil zaświadczy o jego wyśmienitym smaku.

Krasnolud tylko się uśmiechnął i przytaknął. Rozmowa weszła na grunt, który znał słabo i nie czuł się na nim pewnie. Mimo to podjął wątek.
- Z całym szacunkiem, w słowach panienki Pergundy jest pewna słuszność. Dla dobra miasta gotów jestem znosić niewygody lecz żywię nadzieję, że prędzej niż nadejdzie czas konfrontacji z porywaczem mieszkańcy Krassenburga zwiększą ostrożność. Nakłonić ich do tego nie zdoła byle przyjezdny, choćby miał glejt od samego Elektora - co innego poważany powszechnie mąż stanu, świeckiego czy kapłańskiego - wyłożył gładko swoje racje i popił je piwem.
- Pójdę nawet krok dalej, o ile wybaczycie mi śmiałość. Za krótka jest nasza tutaj wizyta, by cokolwiek wyrokować, ale wzmożona czujność i wzajemna troska ludzi, sąsiadów o siebie nawzajem w tym trudnym czasie z pewnością nie utrudni rozwikłania sprawy porwań. I nie widzę nikogo bardziej kompetentnego niż ojciec by takie zachowania zalecić bądź zaaprobować wszem i wobec. Skoro władza świecka od razu nie wykazała się skutecznością ludność może szukać wsparcia w swojej świątyni - zakończył czując, że znowu zaschło mu w gardle.
Popił więc i powyższy akapit, nieco zbyt łapczywie niż pozwalały na to maniery przy stole.

Szlachcianka delektowała się tymczasem winem zastanawiając się czy napychanie brzucha i wyciąganie od wiernych resztek srebra jest jedyną aktywnością gospodarza. Na jego wykręcanie się od fizycznej troski o wiernych zareagowała tylko nieco smutnym 'Ach', a tort, który rekomendowano do spróbowania miał w sobie gorzki i mdły posmak. Tak przynajmniej uważała Pergunda. Ze wszystkich przywar nie cierpiała ona bowiem nieróbstwa. 'To nasze czyny świadczą o nas' chciała dodać, ale uśmiechnęła się tylko uprzejmie, a na słowa krasnoluda uśmiechnęła się trochę bardziej.
- Co innego prowadzić śledztwo, co innego nawoływać mieszkańców do ostrożności. To już robiłem na nabożeństwach, ale jeśli uważacie za zasadne, by wzmocnić ten przekaz, powtórzę wiernym swoje słowa. - Kapłan pokiwał dłonią na młodszego ze Schwarzów, a gdy ten podszedł do niego wziął go na kolana. Widelczykiem odkroił kawałek tortu i podał go chłopcu. - Prawda, że mówiłem i tobie, i bratu, i innym, że muszą się pilnować?
Max, wyraźnie zadowolony z poczęstunku, pokiwał tylko głową i wziął kolejnę porcję deseru.
- To bardzo roztropnie - dodała Pergunda zastanawiąca się jednocześnie co robiła by ona na kolanach u ojczulka. - Byłoby zaiste wskazane, aby wezwanie powtórzyć, jeśli wielebny uważa tak samo. Tajemnica jest nie wyjaśniona, a zbliża się kolejna pełnia - odstawiła torcik, pociągnęła łyk herbaty i dyskretnie uporządkowała swoje najbliższe otoczenie. Potem zamyśliła się obserwując krajobraz za oknem.
- Zrobię to, słuszne to i roztropne.

Gerhardt zauważył, że atencja okazywana przez kapłana Maxowi wyraźnie psuła humor jego starszemu bratu. Leo patrzył z kwaśną miną na to, jak ojciec Teofil podsuwał kolejne kawałki ciasta młodszemu ze Schwarzów. Pomyślał, że warto by było porozmawiać ze starszym. Ale nie teraz. Najwcześniej jutro, by nie wzbudzić podejrzeń. Kapłani miewają różne ciągoty, a wiedzę można użyć na różne sposoby.
- Wybaczcie ojcze że o przyziemnych sprawach będę mówił, ale ufam, że kto jak kto, ale Wy na pewne sprawy spoglądacie z szerszej perspektywy. I może dostrzegacie rzeczy, których szlachetnie urodzeni nie widzą, a prości ludzie nie rozumieją. Czy nie macie wrażenia, że te porwania zdarzają się w nieprzypadkowym czasie? - zarządca zaczął otwartym pytaniem.
- Nie jestem pewien, czy dobrze was rozumiem. - Kapłan machnięciem ręki pokazał, że chce więcej wina w kielich, a chustą w drugiej dłoni wytarł błyszczące tłuszczem usta. - Czy o to, że wszystkie te zbrodnie zdarzają się przy pełni księżyca? Wiadomo, że ciała niebieskie, księżyce zaś szczególnie, mają wpływ na różne istoty na ziemi. Ludzi i potwory jednako. Wilkołaki robiące się aktywne przy pełni to nie tylko legendy. Demony przyzywane w te dwie przeklęte noce w roku. Lunatycy, działający jak bezwolne kukły nocą. Podobno w Bögenhafen zaobserwowano kiedyś na Morrsliebie demonicznie uśmiechnięta twarz.
- Tu jednak rzecz dzieje się przy pełni “normalnego” księżyca. Czy Waszym zdaniem chodzi tylko o więcej światła - choć dzień przed czy po w sumie niewielka w tym różnica - pobudzenie u jakiegoś szaleńca czy może o jakiś kult lunarny? Wy lepiej na takich rzeczach się znacie, zwłaszcza gdyby szło o ostatnią.

Teofil westchnął i odsunął od siebie talerzyk z ciastem, jakby rozmowy na tak poważne tematy odbierały mu apetyt.
- Tak, macie rację. To ten mniejszy z księżyców łączony jest ze złymi i nienaturalnymi sprawkami na tym świecie. Jest chaotyczny i nieprzewidywalny. Mannslieb z kolei ma stały cykl, uczeni i teolodzy uznają za bardziej naturalny w swym charakterze. Czy może on wzbudzać aktywność u kogoś lub czegoś? Tego nie wiem. I nigdy nie słyszałem, żeby ktoś opierał swoje wierzenia o ten właśnie księżyc.
- Czy gdybyśmy potrzebowali wsparcia możemy liczyć na Waszą Wielebność?
- Ależ oczywiście, zrobię co w mojej mocy, by uchronić kolejne dzieciaczki od takiego losu.


- Późno już - krasnolud uderzył dłońmi w uda. - Pora na mnie, chciałbym jeszcze dziś zdążyć odwiedzić jednego człowieka. Panienka udzieli mnie zaszczyt... Sobie towarzyszyć? - Garil zagubił się w etykiecie.
Pergunda nie bardzo zrozumiała, ale wyglądała jakby nie miała wątpliwości.
- Oczywiście - wydało jej się odpowiedzią najbardziej na miejscu.
Chwilę później przypomniała sobie jednak o krótkim postoju pod strażnicą celem zmobilizowania miejscowego kanalarza.
 
Avitto jest offline  
Stary 26-04-2021, 14:55   #33
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Po wyśmienitej kolacji, która zostawiła jednak gorzki posmak u niektórych, śledczy przygotowali się do zejścia pod ziemię. W trakcie zmiany ubrań na bardziej robocze Gerhardt i Garil dumali nad kontrastem pomiędzy wizytą u kapłana, a zwiedzaniem miejskich kanałów, które na nich czekało. Pergunda radowała się zaś na nową przygodę, jej bratanie się z plebsem miało nabrać zupełnie nowego wymiaru. Bardziej cielesnego i intymnego, tak jej się wydawało. Oto miała poznać tajemnice zwykłych ludzi, głęboko schowane nawet przed nimi samymi.

Ich przewodnikiem miał być stary Fritz, doprowadzony przez strażnika Bauera do jako takiego stanu. Rainer najpierw popatrzył ze zdziwieniem na szlachciankę, której obecności ewidentnie się nie spodziewał, a potem przepraszająco na krasnoluda.

- Trochę za późno go dorwałem, ale nie jest źle, będzie w stanie zejść po drabinie.

Siwowłosy pijaczek, prawdopodobnie śmierdzący nie tylko bimbrem bardziej, niż jego podziemne włości, potwierdził kiwając ochoczo głową.

- No dyć, że damy rade. - Nie mówił zbyt wyraźnie, ani wypity alkohol, ani potężne braki w uzębieniu nie pomagały w zrozumieniu go. - Ino nie wiem, po co tacy znaczni państwo po nocy chcom po kanałach łazić. Tam smród i w ogóle.

- Znasz Durchów, co? Gadaj zdrów, jest zejście do kanałów w okolicy ich domu? - Zagaił przewodnika Garil na zachętę. Liczył, że im staruch bardziej się rozgada tym łatwiej będzie zadawać mu właściwe pytania.

- Durchy? To ci, co im dzieciok zginął, nie? Nie wiem, gdzie mieszkają, ale spływy są po całym mieście, to pewnie i przy nich jakieś są. A czy zejścia też? Trza by do mojego biura zajść po mapy dokładniejsze.

- No to zajdziemy, ale rano. Bywa, że ktoś poza tobą schodzi do kanałów? -
ciągnął krasnolud. Fritz w odpowiedzi pokręcił tylko przecząco głową.

- Więc dziś będzie pierwszy raz. Staraj się nie wpakować nas w gniazdo szczurów!

Stary dla odmiany pokiwał głową na tak. Potem, już na podwórzu straży miejskiej, rozdał wszystkim parciane maski. Te stanowiły idealny obraz przysłowia o panu i jego kramie. Były stare, mocno zużyte i mocno śmierdziały, ale podobno miały też pomóc na dole. Kanalarz wziął też opartą o ścianę budynku drabinę, drewnianą i wyraźnie rozchybotaną.

- Najbliższe zejście jest całkiem niedaleko. Co chcecie zobaczyć?

- Zastanawia mnie źródło pary dobywającej się w studzienek w dzielnicy handlowej. Tam zejdźmy, żeby nie brnąć w fekaliach taki kawał pod ziemią.

- Jak więcej ludzi sra, to i cieplej się na dole robi.
- Fritz wruszył ramionami. - Jak chcecie, pójdziemy tam najpierw.

Zaprowadził śledczych hrabiego tam, gdzie chcieli. No, przynajmniej niektórzy z nich. Gdy wyciągniętym zza paska żeliwnym hakiem uniósł kratkę, hrabianka, przyzwyczajona do nieco innych okoliczności, zaczęła odczuwać pewne wątpliwości.

Pergunda nie mówiła za wiele, ale jej początkowe rozglądanie się za czymś w postaci rzeki lub spływu wodnego zamieniło się w nieco nierozumiejące spojrzenie ulokowane na czymś co pozostałym obecnym wskazywało rozpoczęcie wycieczki. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nowy wymiar będzie miał nie tylko aspekt metafizyczny, ale i przestrzenny, a cielesność i intymność nie oznaczało smakowania nieprzygotowanych jeszcze potraw na kuchennym zapleczu. Dlaczego jej nie przyszło do głowy, że zawartość nocników, gdzieś jednak trafia i że to właśnie w to miejsce najprawdopodobniej teraz idą?

Zrobiło jej się naprawdę gorąco, a powietrze wydawało się ciężkie, mokre i duszne. Zaczął gwałtownie zapadać zmrok. Przytrzymała się ściany. Jedyną zaletą obecnego stanu było to, że przestała czuć smród. Dobrze, że nie zjadła aż tyle słodkich ciast, gdyż zawartość jej żołądka z pewnością zmierzała by do przełyku dużo szybciej.

Fritz tymczasem, niepomny na szlacheckie rozterki, wsunął w ciemny otwór drabinę. Zapalił latarnię ustawioną na bruku, zszedł parę szczebli w dół, sięgnął po lampę i zniknął. No, nie dosłownie, ale z poziomu ulicy nie było go już widać. Zerknęli w dół, drabina chwiała się i trzeszczała w miarę kolejnych ruchów kanalarza, który w końcu z cichym pluskiem znalazł się w płytkim strumyczku.

- No, teraz wy! - zakrzyknął, oświetlając im drogę. - Tylko pojedynczo, jak mówiłem!

- Dobra!


Szlachcianka nie czekała chwili. Przygryzła wargę, uszczypnęła się w dłoń, wstrzymała oddech i ruszyła po drabinie w dół. Wyobrażała sobie przy tym, że znajduje się w posiadłości swojego stryja, u którego spędzała letnie miesiące jako mała dziewczynka. Tam pierwszy raz chodziła po drabinie, spała na sianie oraz odkrywała tajne zakamarki chlewu i stodoły. Ten szczęśliwy czas pozbawiony konwenansów i szlacheckich obowiązków miał ją utrzymać przy życiu i świadomości, przez najbliższe kilka chwil.

Garil niemal zjechał po drabinie za jej plecami rozchlapując ciurkające po dnie ciecze na boki. Szybko przyzwyczaił wzrok do półmroku. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu kanału - tunel był zaniedbany i wilgotny niczym nora. Ponadto echo niosło się po nim nieniepokojone przez akustyczne przeszkody. “Warto zapamiętać”, pomyślał.

Ostatni schodził Gerhardt, rozglądając się najpierw wkoło, a potem jeszcze denerwując gdy musiał zamknąć wejście. Kratka z pewnością miała kontakt z substancjami, z którymi zarządca kontaktu mieć nie chciał, dlatego poprosił o narzędzie przewodnika. Mimo wszystko, był pod wrażeniem. Cywilizacja, inżynieria, technika… Jeśli o niego chodzi, kanały i akwedukty cenił wyżej niż pałace. Może gdyby więcej uwagi zwracał na drabinę, a mniej na cuda sztuki budowlanej, zauważyłby szczebel mocno obluzowany po gwałtownym zjeździe Garila. A tak, drewno wyskoczyło w najgorszym momencie z otworu w bocznej listwie, Gerhardt poleciał w dół, złamał ciężarem ciała kolejny stopień i wylądował z pluskiem w wodzie, ochlapując nogi wszystkich wokół. Złamany szczebel niemal przedarł nogawicę, a ostry koniec zostawił na skórze czerwone i szczypiące zadrapanie.

- Ostrożnie, młodziaku!
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 08-05-2021, 00:29   #34
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kanały były wąskie, wymuszały marsz gęsiego, w owalnym kształcie. Od czasu do czasu do głównych kanałów wpadały boczne odnogi - okrągłe rury, do których nie mieli szans się wcisnąć. Pary nie było nigdzie widać, choć istotnie mieli wrażenie, że jest tu nieco cieplej, niż na powierzchni. Wokół unosił się za to smród. Nie aż taki, jak to sobie wyobrażali, ale od czasu do czasu ruch powietrza sprawiał, że zapachy docierały do ich nozdrzy, i nie było to miłe doświadczenie.
- No, jak widzicie kanały opadają w stronę rzeki, jak i całe miasto. Krasnoludy sprytnie połączyły je z podziemny strumieniem, gówna i szczochy płyną same. Jak przyjdzie większy deszcz, to też pomaga z wyczyszczeniem rur. - Fritz, jak się okazało, co nieco o systemie wiedział. I, jak pozostali mieszkańcy Krassenburga, nie wyrażał się źle o krasnoludach, gdy był sam. - Woda powinna być czysta, ale dajcie pozór, można od czasu do czasu w coś wdepnąć.
- Hyyyy - dało się słyszeć jakiś przytłumiony dźwięk.
- No, tak bywa za pierwszym razem. Jak coś, lepiej rzygać w przód, żeby od razu popłynęło. Maskę se załóżcie, powinna pomóc.
- Z czym jeszcze są połączone kanały? Gdzieś są wejścia poza miastem?
- zapytał Gerhardt.
- Na górze - Fritz pokazał palcem kierunek - są wykute małe otwory, żeby wody podziemne wpływały. Tam, to co najwyżej szczur wlezie, a i to nieduży. Na dole wszystko pod murami do rzeki płynie. Otwór jest zakratowany, jakbyście pytali. Można otworzyć, ale ja mam klucze do kłódki.
Poklepał się po kieszeni, gdzie coś - zapewnie wspomniany klucz - zadzwoniło metalicznie.
- Fy efly off nie ffaa faafaałów… - coś zaszeleściło na chwilę - czy jeśli ktoś nie zna kanałów łatwo mu będzie w nich znaleźć drogę? - powiedziała szlachcianka na jednym wydechu i zanim Fritz zdążył odpowiedzieć szlachcianka zdobyła się na drugi i trzeci wydech.
- Pewnie, tu tylko parę kanałów, nie pogubicie się.
- Czy wszystkie wejścia są zamknięte na kłódkę?
- Jedno, i tak, jest zamknięta. No, chyba, że pytacie o kratki na ulicy, te to może każdy podnieść.
- Czy ostatnio nie zginęły do nich klucze?
- głos szlachcianki ucichł, a zaraz po nim dało się usłyszeć ponowne szamotanie.
Fritz zrobił krok, a alkohol w końcu przypomniał o sobie. Kanalarz poślizgnął się na kępce mchu, po czym klapnął ciężko tyłkiem w strumyczku.
- Kurwaa - pozwolił sobie na przekleństwo, gramoląc się z powrotem na nogi. Gdy już mu się to udało, uderzył ponownie ręką w kieszeń. - Nie zginęły, przecie mam je ze sobą ciągle.
Proces szamotania rozpoczął się od początku.
- Mogły zginąć na chwilę i potem nagle się znaleźć?
- Nie mogły, pilnuję ich.
- Czy przez kratki przeciśnie się dorosły człowiek albo dziecko?
- kolejne dwa wydechy Pergundy dały dwa kolejne pytania.
- No, wejście do głównych kanałów widzieliście, wszystkie są takie same. - Kanalarz beknął, a zapach podłej wódy rozszedł się wokół. Palcem zatoczył krąg wokół wylotu wąskiej rury w ścianie. - Przez te małe do tych bocznych… No, dzieciok by się może wcisnął, jeśli mały.
- Czy można je zamknąć kłódkami, tak jak główne wejście?
- Nie bardzo. Poza tym, tyle ich jest w całym mieście...

Pergunda prawdopodobnie machnęła ręką przy kolejnym zdaniu.
- Płynne elementy poruszają się po dnie, gdyby coś dużego przemieszczało się wąskim przejściem… - po tym nastąpiła chwila ciszy.
- …od kratki do głównego kanału mogło by zostawić ślady również na górze przejścia, prawda?
Fritz podrapał się po głowie, jakby nie rozumiejąc po co ktoś miałby się przeciskać wąską rurą.
- Bo ja wiem.. Pewnie tak…
- Ten klucz do kłódki to porządny? Wytrychem się nie da otworzyć? A może ktoś chciał pożyczyć albo dorobić?
- pytał trochę z obowiązku. Martwiły go boczne przejścia. Małe dziecko akurat mogło się zmieścić i “zupełnym przypadkiem” właśnie małe dzieci ginęły. A mutanci, zwierzoludzie albo szczurołaki też daleko nie wszystkie były potężnej postury.
Przewodnik westchnął głęboko i wyciągnął z kieszeni dwa klucze zawieszone na jednym kółku.
- Ten do biura, ten do kraty. Noszę je ze sobą. Na cóż ktoś miałby tam łazić? Sam tam nie chodzę, kanały koniec końców wpadają do takiego jeziorka, zanim wszystko wypłynie pod murami. Zabić się można przy zejściu.
Dopóki rozmawiali, na dole wydawało się cicho. Gdy jednak przestali, do ich uszu zaczęły docierać przeróżne odgłosy. Być może i naturalne, ale budzące niepokój. Ciurkanie wody, szum wiatru, jakieś szurania, jakby małych pazurków.
- To co, zobaczyliście już co chcecie? Kazali mi was pilnować, nie chcę batów dostać, jak komuś coś się stanie.
- Jeszcze nie. Ludzie w domach śpią, to dobra pora by się tu rozglądać. Nie będziemy oglądać każdego kanalika, ale na ten w okolicy domu Durchów musimy się dostać. To przy południowo-wschodnim murze, tuż przy rzece w sumie. Tam chodźmy się rozejrzeć, pójdę przodem tylko prowadź
- zakomenderował Garil, domyślając się, że wzrok człowieka pijanego jest gorszy od wzroku człowieka trzeźwego a nawet ten nie mógł dorastać do pięt jego własnemu jeśli chodzi o poruszanie się w półmroku.
Krasnolud prowadził tedy powoli kolumnę marszową w nadziei, że na odcinku od magistrali do przykanalika odnajdzie jakikolwiek nietypowy ślad. Wewnątrz bał się znaleźć kolejną, błyszczącą zielonkawo łuskę.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 11-05-2021 o 10:04.
druidh jest offline  
Stary 28-05-2021, 14:55   #35
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Przez jakiś czas towarzyszyły im jedynie zwielokrotnione echem odgłosy ich kroków w płytkiej wodzie oraz okazjonalne, głębokie przytłumione westchnięcia szlachcianki. W drodze do wybranej przez Garila lokalizacji minęli dwa skrzyżowania, gdzie do ich kanału dołączały inne (lub, co ciężko było stwierdzić, to ich ścieżka dołączała do tamtych). W końcu Fritz zatrzymał się i odwrócił do nich.
- No, to gdzieś tu. Ale który konkretnie dopływ jest od nich, to ja nie wiem.
Pergunda prawdopodobnie chrząknęła znacząco.

- Powinniśmy się tu rozejrzeć, dla prawidłowo rozumianego porządku. Tu, oraz w okolicy domu Carlmannów - zaznaczył krasnolud tonem, jak gdyby wszystko było dla pozostałych śledczych jasne.
Sam jednak kierował się zaledwie przeczuciem i niewytłumaczalnością tego, w jaki sposób doszło do zniknięć dzieci. Swoje typy obrał z powodu najkrótszego czasu od zaginięcia. Niemniej natychmiast zabrał się do oględzin kanału w promieniu kilku metrów w każdą stronę. Gerhardt, choć w tunelach widział (i czuł się) gorzej od krasnoluda, także się rozejrzał. Ale przypomniał sobie jeszcze pytanie, które chciał zadać.
- Panie Fritz, tak się zastanawialiśmy ostatnio: skąd się bierze para buchająca czasem z kanałów?
- Toć mówiłem, cieplej jest na dole, a jak się więcej osób naraz zleje i zesra, to już całkiem. No i wtedy czasem para bije, jak mgła na rzece, ekhehehe.

Nie wiadomo, co go rozbawiło, ale śmiech aż przydusił kanalarza.
- I ten, jaki tam pan ze mnie. Panie i panowie to w pałacach i na urzędach, a my tu w szczochach brodzimy i czegoś najwyrażniej szukamy. No właśnie, czego?
Patrzył pytająco na Garila, który przyglądał się z bliska ścianom kanału i bocznym wylotom.

Hrabianka z największym trudem dotykała dna kanałów. Trudno więc sobie było wyobrazić, że dotknie ich czymkolwiek innym. Rozglądnęła się tu i ówdzie i zakończyła poszukiwania. Intuicyjnie jednak nie podobało jej się wytłumaczenie kanalarza.
- Nie - w końcu dała radę się odezwać - różnica temperatury człowieka i powietrza jest zbyt mała - zakończyła wydech.
- Pewnie wiecie lepiej, co ja tam w końcu o gównie i kanałach wiem. - Wypity alkohol, jak to często bywa, luzował zahamowania ludzi. - Co jakiś czas para leci i tyle.

- Szukamy szczęścia, jak to zwykle bywa o takiej godzinie -
odparł krasnolud przewrotnie, gdy w końcu coś przykuło jego uwagę. Jego wzrok przystosował się naturalnie do ciemności panujących wokół nich i radził sobie znacząco lepiej, niż jego towarzysze. Podczas gdy Pergunda i Gerhardt na darmo wytężali wzrok, on szybko zauważył ciemniejszą plamę na krawędzi jednego z wylotów. Po bliższym przyjrzeniu się uznał, że mogła to być krew.
- Tutaj jakiś biedak zdecydowanie go nie miał - podsumował obserwację. - Spójrzcie na tę krew, zupełnie skrzepnięta. Gdyby ktoś ją wylał ze szczynami rozpuściłaby się i popłynęła do rzeki. Tutaj ktoś krwawił.

Garil rozejrzał się czujnie ciekaw, czy ten trop prowadzi gdzieś dalej. Niestety, niczego takiego nie dostrzegł.
- Nie wiem jak wy, ale uważam, że to nie przypadek. Powinniśmy obejrzeć pozostałe okolice równie dokładnie. Może niekoniecznie w komplecie - dodał krasnolud widząc wzrok hrabianki, która wyobraziła sobie dalszą perspektywę pozostawania w ścisłym styku z płynącymi ekskrementami. Zobaczył jednak również krótkie kiwnięcie głową. Kimkolwiek była hrabianka, nie odpuszczała łatwo w przeciwnościach losu z gównem przepływającym koło wysokich butów.
- Ktoś się skaleczył? Czy został skaleczony? Jeśli zahaczył o coś i rozdarł nie tylko skórę ale i ubranie może znajdziemy jakiś fragment? Rodzice będą wiedzieć w co było ubrane ich dziecko, moglibyśmy potwierdzić wtedy naszą teorię - powiedział Gerhardt zanim poszli dalej. I przeszukał wnętrze kanału wzrokiem.
- Albo wręcz pójść za krwawym tropem. Nawet jeśli nie widać go w pobliżu, rana może zacząć krwawić ponownie później.

Niestety, nie znaleźli ani pierwszego ani drugiego. Nie pozostało im nic innego jak sprawdzenie kanałów w pobliżu miejsc porwań innych dzieci. Zdecydowali się udać w okolice parku niedaleko Carlmannów. Fritz poprowadził ich tam lekko zrezygnowany, wyraźnie miał nadzieję na szybszy powrót do butelki, a wędrówki po kanałach plan ten znacząco utrudniały. Wrócili trochę znaną już sobie trasą, a potem skręcili w inną odnogę. Wydawałoby się, że powinni czuć się pewniej z każdą chwilą, ale było wręcz przeciwnie. Wszechogarniający mrok i okazjonalne tajemnicze odgłosy przypominające czyjś oddech albo skrobanie pazurów budziły niepokój. W końcu ich przewodnik postukał w ścianę.
- Gdzieś tu. Mniej więcej.
- Przepuść mnie -
polecił krasnolud energicznie.
Jego humor kontrastował nie tylko z postawą szlachcianki. Garil stwierdziwszy, że Fritz lada moment może stać się marudny zagaił doń krótko.
- Jak stąd wyjdziemy leć po kubek, postawię - rzucił i minął go kontynuując lustrowanie kanału. Szybko natrafił na coś, co znacząco podniosło mu ciśnienie krwi. Gerhardt też to widział.
- Kolejna łuska - rzucił krótko jeden z nich, schylając się po znalezisko.
Tajemnicą pozostawało czy inny kolor łuski to specyfika tego przedmiotu czy efekt zalegania w kanałach. Chwilowo jednak smrodliwa i brudna aura pozostawała w cieniu za zainteresowaniem i przejęciem. Śledczy spoglądali na siebie wzrokiem jedynie zadając sobie pytanie: cóż za napastnik mógł tak gubić łuski? Czyżby jego oręż lub strój zrobiony był z wężowej skóry? Cóż taki egzotyczny porywacz mógł robić w tych stronach? Łuski wyglądały jednak na naturalne, a nie słyszeli o zbroi zrobionej z takiego materiału.

Pytania jedynie się piętrzyły. Mimo późnej pory nikt nie był w nastroju do spania.
- Fritz, następny wylot. Znaczy, prowadź nas w kierunku wylotu do rzeki, na środek dzielnicy. Tam, gdzie dom Bergmannów - polecił krasnolud.
Nieco zaschło mu w gardle. Odkaszlnął kilka razy.
- Smok by się tu raczej nie zmieścił. Węże nie mają chwytnych kończyn. Niektóre zwierzęta mają łuski na ogonach. Bobry, szczury… - głośno myślał Gerhardt.
Różne kolory łusek sugerowały, że nie zostawił ich ten sam osobnik choć oczywiście pewnym tego nie można być.
- Tych pierwszych w kanałach być nie powinno, te drugie mogą tu mieszkać skoro nawet szczurołapa miasto ma na etacie. Pa… Fritz, spójrz na tę łuskę. Widziałeś w kanałach jakieś stworzenie z takimi? Jak duży byłby szczur, z którego może pochodzić ta łuska? - zapytał Gerhardt.
Kanalarz, który wyglądał jakby trzeźwiał w szybkim tempie, otworzył szeroko oczy.
- Ale że co, mówicie że tu jakieś potwory są?
Rzucał wokół zalęknione spojrzenia, a jego niepokój udzielał się też innym.
- To nie może być łuska z ogona, szczur musiałby być… Wracajmy już lepiej.

- Nie ma mowy, musimy zobaczyć wszystko - ripostował Garil.
Pergunda nie wydała z siebie głosu ale wszystko wskazywało na to, że gotowa jest iść dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 29-05-2021 o 22:22.
Avitto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172