Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-07-2020, 14:37   #1
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
[WFRP/2ed] Miasto Grzechu

- Hrabio, hrabio!

Stary zarządca przystanął na chwilę w progu, przytrzymał się futryny i złapał kilka głębszych oddechów. Hrabia Pfaffenberger odłożył srebrne sztućce na brzeg talerza i uniósł do ust śnieżnobiałą serwetkę, wycierając resztki sosu grzybowego wokół zaciśniętych w cienką linię ust.

- Richter, ale ty wiesz, że gdyby nie lata twojej służby, kazałbym cię wybatożyć za przerywanie mi posiłku i krzyki w moim pałacu? Mówiłem ci, przestań biegać po schodach, twoje serce tego nie wytrzyma, prędzej czy później.

- Wybaczenia upraszam, panie hrabio.
– Mężczyzna międlił w rękach czapkę. – Dostaliśmy kolejne pismo z Krassenburga.

- Ojczulek Sigmara znowu potrzebuje datku na rozbudowę świątyni? Miasto mu się wali, a ten tylko o nowych rzeźbach i obrazach gada. –
Hrabia przeczesał palcami siwiejącymi, mocno przerzedzone włosy, przez które prześwitywała blada skóra czaszki.

- Nie, panie hrabio, zaginęło dziecko.

- Przecież pisali nam już o tym, czemu mi głowę zawracają?

- Nie, panie hrabio... To znaczy tak, pisali, miesiąc temu, ale to kolejny taki przypadek, czwarty już będzie.

- I co z tego, dzieciaki giną na całym bożym świecie, taki ich i nasz los. Nie każdy dożywa tak szacownego wieku, jak my, Richterze.
– Arystokrata przysunął bliżej paterę z owocami, przekładając kilka wielkich, soczyście czerwonych truskawek na talerzyk, na którym czekało już na niego ciasto dyniowe. Pogroził zarządcy małym widelczykiem. – Cii, nie przerywaj, bo stracę cierpliwość. Spłodzą sobie kolejne, straty się wyrównają. O, tym właśnie powinnaś się zająć, moja droga Pergundo.

Hrabia zwrócił się do milczącej do tej pory kobiety, znacznie młodszej od siebie, a widząc błysk w jej oku szybko kontynuował, nim zdołała się wtrącić.

- O nie, nie pojedziesz tam, nikt zresztą nie pojedzie. Rodzenie dzieci, to zajęcie dla ciebie. Lata lecą, niedługo stracisz na wartości. Twój ojciec, jak mu tam było, Henri, ma z tobą skaranie boskie. Nie moja to sprawa zresztą.

- Panie hrabio...

- Richter, przerwij mi jeszcze raz, a trafisz do Mistrza Małolepszego!


Wszyscy w pokoju wiedzieli, że hrabia nigdy nie zrealizuje swojej groźby. Zarządca mógł sobie pozwolić na znacznie więcej, niż inne osoby, o czym doskonale wiedział. Udał więc przestrach, ale nie przestał mówić.

- Przy pełni, panie hrabio, to zawsze dzieje się przy pełni.

- Którego księżyca? Nieważne zresztą
– szlachcic wepchnął sobie do ust potężny kawałek ciasta, skutecznie zniekształcając wypowiadane słowa. – Co chcesz przez to powiedzieć? Szukasz kolejnej wyimaginowanej wiedźmy? Ta nie zamienia kochanków w świnie, tylko porywa dzieci?

Pfaffenberger zaśmiał się, wspominając wydarzenia sprzed kilku lat i wzbudzając tym niemałe zawstydzenie u zarządcy.

- Albo nie, nie czarownica. Kult! Kult Chaosu, wyznawcy mrocznych bogów, odprawiają co miesiąc rytuał, poświęcając jedno dziecię, przelewając niewinną jego krew, by zawezwać demony na ten świat!

Richter tym razem milczał, głównie dlatego, że właśnie takie obrazy przebiegały mu przed oczami.

- I niech zgadnę, ja, ja muszę się tym zająć, bo to mój obowiązek dbać o bezpieczeństwo i spokojny sen poddanych, a jeśli nie, to ciężej będzie zbierać podatki?

Zarządca kiwał potwierdzająco głową. Hrabia wzniósł oczy ku niebu, odsuwając talerzyk z niedojedzonym deserem.

- Zajmij się tym Richter. Wyślij swojego najmłodszego, zanudzi się tu biedaczyna czekając na twój zgon i stanowisko. Zna się na prawie, dostanie więc papiery śledczego. Aha, i wyślij też tego kurdupla, tego co mu się wydaje, że może bezkarnie nastawiać uszu i zerkać w dokumenty. Będzie się dobrze bawił w Krassenburgu, miejscowi o to zadbają.

- Szatański plan, panie hra...

- Nie przerywaj. Ty zaś, moja droga pannico, nie wpadnij w kłopoty. Nie przywiążę cię do słupka baldachimu w twoim łożu, więc i tak tam pojedziesz, czy tego chcę czy nie. Jedź więc za moją wiedzą i zgodą, zobaczysz znów kawałek świata.


Hrabia Radegund Oliver Thijman von Pfaffenberger, pan na Pfaffenbergu i okolicznych włościach, gdzieś w lasach północnej części Imperium, nie zmieniając prawie w ogóle swojej wyprostowanej pozycji na krześle, uniósł jeden pośladek i w iście dystyngowany sposób - długi, cichy i kontrolowany – ulżył swoim jelitom puszczając bąka. I tylko mocno wyczuwalny zapach nie niósł ze sobą niczego szlacheckiego.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 29-07-2020 o 11:48.
Phil jest offline  
Stary 29-07-2020, 21:13   #2
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Gdy przybył goniec Garil niemal kipiał ze złości. Gotował się wewnątrz wskutek kłótni z rodzonym bratem, który od pewnego czasu stawał się nie do wytrzymania. Tylko czujne oko matki powstrzymywało rodzeństwo od soczystego, przystającego ludzkiemu pospólstwu mordobicia. Tak silne w Garilu budził emocje postawny, starszy brat Sverk.
Od rozwiązania sprawy wiedźmy upłynęły dwa lata. Młody krasnolud stawał się coraz sprytniejszy i bardziej wygadany. Od starszego Jotunnsona dostał nawet delegację na dwór hrabiego. W ciągu dwóch miesięcy udało mu się zawrzeć umowę na wykonanie lemieszy oraz wziąć udział w budowie więzienia, jako specjalista od krat. Powrót do domu okazał się jednak przyjemny niczym zderzenie ze ścianą - coraz bardziej sędziwy ojciec przekazywał najstarszemu potomkowi coraz więcej codziennych spraw. Nietrudno się domyślić, że bracia w tych prozaicznych kwestiach mieli zgoła odmienne poglądy. W trudnych chwilach młody krasnolud myślami wracał do spraw z nie tak dalekiej przeszłości.

Udział w śledztwie w Krote był dla Garila ważnym wydarzeniem. Miał poczucie, że udało im się uratować więcej niż jedno istnienie od bezmyślnego samosądu co jak na standardy ludzkiej społeczności zdało mu się zdarzeniem niezwykłym. Wychowany w imperialnym mieście Garil znał dobrze zachowania ludzi. W ramach swojego terminu w handlu często toczył dyskusje podczas negocjacji właśnie w ich języku. Mając dwadzieścia siedem lat, mimo iż nie ukończył jeszcze klanowej edukacji, mniemał, że posługiwał się reikspielem lepiej niż językiem swych przodków. Mijające dwa lata przyniosły jeszcze jedną, istotną zmianę: twarz Garila przyozdobiła gęstniejąca broda średniej długości w naturalnym, ciemnobrązowym kolorze. W dotyku była wciąż miękka i delikatna, ale krasnolud dbał by regularnie ją skracać dając powody do intensywniejszego wzrostu.

Wysłuchawszy posłania Garil splunął przez dziurę po utraconym zębie. W głowę zachodził o powód wezwania na dwór. Niemniej, skoro Starszy był już powiadomiony i wydał zgodę, młody krasnolud nie czekał ani chwili. W tamtej chwili zrobiłby wszystko, byle oddalić się od drażniącego zmysły bratowego ryja.
 
Avitto jest offline  
Stary 01-08-2020, 03:41   #3
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kobieta nie mogła się zdecydować, czy długie i energiczne spacery były jednak elementem tej pustej wielkopańskiej tradycji, zgodnie z którą kobiecą rolą było właśnie przechadzać się w godzinach popołudniowych zażywając słońca oraz prowadząc długie bezsensowne konwersacje o niczym. Czy też jednak były wyrazem zdecydowania i stanowczości. Wyrazem kipiącej energii i gotowości do zmieniania tego świata, czynienia go lepszym, czynienia go światem, w którym szlachetni ludzie zajmą wreszcie pozycje awangardy, przewodników i wodzów, tych którzy siłą swoich umysłów i spektakularnością swoich dzieł wprowadzą Boski ład i przegnają wszelkie przejawy chaosu.
Chodziła wszak szybko i zdecydowanie, jej kroki wgniatały w ziemię pył i proch, przemierzała kałuże, zagajniki, łąki i pola. Robiła więcej kilometrów przed wieczerzą, niż większość panien w ciągu miesiąca, ale robiła je sama. Nikt jej nie widział, a nawet jeśli widział to tylko przez chwilę, a przez to nie mógł zauważyć, iż spacery te nie były zwykłymi spacerami. Były pełne pasji i słusznego gniewu. Pełne zdecydowania. Pełne walki z własnymi słabościami. Jeśli więc nie widzieli to mogli myśleć, że jest zwyczajną panną na wydaniu, której jedynym celem jest powić pół tuzina brzdąców, z których jeden zapewni ciągłość męskiego rodu, a reszta spędzi swoje życie na odwiedzaniu krewnych, czytaniu powieści albo długich spacerach. Spacery bowiem według jej matki mogły poprawić kształt miednicy i ułatwić rodzenie. Czyż i chłopki dużo nie chodzą, a dzieci rodzą nieomal co roku, do tego nie przerywając prac polowych? Gdy tymczasem szlachcianki potrzebują tygodnia by wstać z łóżka i kilka miesięcy by powrócić do pełnej sprawności.
Panna Pergunda lubiła jednak spacery i nawet praca nad ułożeniem miednicy nie przeszkadzała jej zbytnio. Gdyby nie to, leżałaby całymi godzinami, bowiem pomysły jej matki były wynikiem pracy jej umysłu, który był równie rozwinięty, co umysł niewykształconego sześciolatka.

W każdym razie zdecydowała, że powie wreszcie wujowi, że na wszelkich spacerach chodzi szybko i zupełnie wbrew tej całej uświęconej tradycji. To uczyni jej wyjścia znaczącymi i rozwieje raz na zawsze wszelkie wątpliwości, co do ich natury. A gdy już zdecydowała postanowiła to wykonać jak zwykle od razu. Czekanie nie leżało w jej naturze. Było dowodem zgnuśnienia i zacofania. Zrobi to, gdy zakończą posiłek i nadejdzie pora swobodnej rozmowy. I zapewne zrobiłaby tak właśnie, gdyby nie stary Richter, który znając się na właściwym porządku rzeczy jak wilk na gwiazdach, wpadł w połowie posiłku dysząc niczym krasnoludzka maszyna parowa. Pergunda nie mogła się zdecydować, czy ją to bulwersowało, czy raczej imponowało jej takie postępowanie. Wszak to też człowiek czynu, nawet jeśli bez krzty szlacheckiej krwi. Zatopiła się więc w myślach rozważając ten dylemat, gdy tymczasem ów cały Richter próbował wydyszeć jakieś wieści o dzieciach. Pergunda nie lubiła dzieci. Nie lubiła zwłaszcza dzieci własnych, a ich brak nie przeszkadzał jej w tym wcale. Cudzych dzieci też nie lubiła, bo przypominały jej o własnych (których jeszcze nie miała). Te jednak dzieci zdały się ją zainteresować na tyle, że przestała nie tylko jeść, ale nawet myśleć o tym, co czuje w odniesieniu do starego zarządcy. Dzieci tych bowiem nie było, a nawet jak się znajdą to zaraz ktoś je zabierze i nie będzie musiała ich oglądać. Zaś ich znalezienie wymagało czynu. A czyn to było to czego Pergunda potrzebowała, po trzech miesiącach w których obeszła chyba pół Imperium i przeczytała chyba połowę jego książek oraz wygrała chyba połowę pieniędzy w Marjasza. Wyprostowała się więc na krześle, co jej wuj od razu zauważył i jak przystało na hrabiego wyciągnął z tego wnioski. Najpierw wnioski pełne nadziei, a potem już takie zupełnie uzasadnione, w których wiedział co i jak się skończy. To właśnie Pergunda ceniła w wuju. Bystry umysł i rzeczową ocenę sytuacji. W zasadzie byłby znakomitym wujem, gdyby nie był kuzynem von Naubhofa, którego trzecia córka wyszła za prawdziwego wuja, ale nie jej samej, a jej matki. Znakomity mariaż swoja drogą, a sama rodzina stosunkowo bliska. W sam raz by wpaść z wizytą na kilka miesięcy.

Jeszcze przed zachodem słońca zaordynowała pakowanie, kąpiel oraz napisała długi i płomienny list do najukochańszej przyjaciółki Wolfhildy Virgen. Do tego szklaneczka koniaku, dwie partie Marijasza i przegląd spakowanych bagaży. List do brata, który odkładała zdecydowanie zbyt długo oraz kilka słów dla ojca z notatką, aby pozdrowił matkę. Rano jeszcze musiała napisać sześć listów do krewnych w różnych częściach Imperium, tak jak nakazywała jej pozycja społeczna. I już w zasadzie mogą się zająć sprawą zaginionych kmieci… dzieci kmieci. Do czynu!
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 01-08-2020, 13:18   #4
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Gerhardt Richter, najmłodszy syn zarządcy Hrabiego, od powrotu z wsi Krote zrobił się bardziej pewny siebie, ale nadal większość czasu spędzał w kancelarii. Nie licząc corocznego objazdu baronii jako asystent poborcy podatkowego rzadko kiedy spędzał czas na zewnątrz. A i podczas zbierania danin głównie siedział na rzyci, a to na zydlu we wioskach, a to na wozie w drodze pomiędzy. Hrabia mógł czasem wydawać się niedbały, ale akurat o zbieranie pieniędzy dbał i zawsze wysyłał w drogę poborcę z obstawą, nic ciekawszego niż dyskusja czy krowa co zdechła w dzień przyjazdu poborcy liczy się do podstawy podatku czy nie się nie zdarzyło (skoro z mięsa nadal mogą mieć korzyść, liczy się).

Także i teraz pióro ślizgało się po powierzchni papieru - "zgodnie z w/w zmianami opodatkowania...", a umysł zajmował się rachunkami
"... plus dwadzieścia od sta podatku, podzielić na dwanaście miesięcy..."

- Gerhardzie, musimy porozmawiać - głos ojca rozległ się w kancelarii, zajmowanej chwilowo przez najmłodszego z Richterów, nie odrywając jednak Gera od pracy.

- Tak, Ojcze - odpadł machinalnie, nie przerywając tworzenia pisma. Doskonale wiedział co będzie dalej. To samo co słyszał od roku niemalże raz dziennie. "Gerhardzie, masz już dwadzieścia dwa lata, pora się ustatkować, rozejrzeć za..." - głos ojca odzywał się niemal automatycznie w jego głowie, nawet gdy ojciec tylko patrzył. Ręka tymczasem pisała dalej "...siedem koron i dwanaście szylingów płatne do 10 każdego miesiąca...".

- Pojedziesz do Krassenburga... - "gdzie jakiś obrotny kupiec ma córkę na wydaniu i nadzieję na ulgę podatkową" dopowiedział sobie Ger tracąc zainteresowanie. I tak nie miał czasu. Odkąd ojcu zaczął się pogarszać wzrok młodsza część zespołu (czyli Ger) miała mnóstwo pracy, zwłaszcza że bojąc się utraty stanowiska ojciec udawał, że wszystko jest w porządku. Tak jakby stary Hrabia chciał widzieć przy sobie kogoś, kto przypominałby mu o upływie czasu. Obaj mieli jeszcze przed sobą co najmniej kilkanaście lat, a ojciec pamięć nadal miał świetną. Właściwie, to mógłby pojechać. Podobno u jubilerów można dostać okulary, czy jak się to tam zwało...

- Jego Wielmożność, Jaśnie Pan Hrabia raczył pamiętać Twoją osobę jako... - mówiła głowa rodu Richterów - "tak, jeszcze Pfaffenberga w to wciągnij" - pomyślał Ger, nie słuchając szczególnie uważnie, kiwając tylko głową gdy ojciec robił przerwy, zaś jego ręka niestrudzenie kontynuowała "pod rygorem unieważnienia zezwolenia i konfiskaty towarów..."

- ...dostaniesz papiery śledczego - słowa ojca wzbudziły zainteresowanie młodego. Wyglądało, że ich codzienna rutyna nieco się zmieniła dziś. Ręka pisała dalej "...na poczet zobowiązań, odsetek i kar administracyjnych.", ale wolniej, ponieważ Ger zaczął dzielić uwagę między pismo, a ojca.

- Masz odkryć co kryje się za zaginięciami dzieci... - perspektywa wyrwania się z kancelarii zaprzątnęła umysł "detektywa z Krote", ale na szczęście końcówka papierów zawsze wyglądała tak samo - "Podpisano, w imieniu JWM Radegunda Olivera Thijmana von Pfaffenbergera, Pana na Pfaffenbergu, w/z"

- Razem z Tobą pojadą ten krasnolud, Garil... - ojciec zrobił przerwę dla dodania dramatyzmu i wagi temu co zaraz powie, choć równie dobrze mogła być na nabranie tchu. Gerhadt szczerze się ucieszył. Nie ojcowymi problemami z oddychaniem oczywiście. Ale krasnolud dowiódł swojej użyteczności, dobrze jest mieć kogoś kto wie co zrobić, kiedy zostanie poproszony, by potraktował kogoś z takim samym szacunkiem jak sołtysa. A przede wszystkim Gerhardt Garila zwyczajnie lubił.
- ... oraz podopieczna Hrabiego, Panna Pergunda.
Dźwięk łamanego pióra nie był głośny, za to kleks nieładnie plamił dokument.
"Kurwa" - pomyślał młody zarządca. "Muszę przestać kląć w myślach" - pomyślał zaraz później. "Ale to i tak lepiej, niż na głos przy ojcu" - dodał i
puścił sobie w myślach wiąchę, której wypowiedzenie byłoby nie tylko niewłaściwe, ale też nielegalne z uwagi na wątek polityczny. Od gnuśnej szlachty gorsza była tylko szlachta aktywna. Hrabia, dając pokaz swojej przenikliwości i mądrości, nie wtrącał się nadmiernie w życie swoich poddanych i oczekiwał, że odpłacą mu się oni tym samym (i, oczywiście, podatkami), a zarządzanie tym, co musiało być zarządzane, pozostawił na barkach, jak sama nazwa wskazuje, zarządców. Dzięki czemu wszyscy żyli długo i szczęśliwie (o ile nie liczyć okazjonalnego marudzenia ojca, ale na to nawet Hrabia niewiele mógł poradzić, a co dopiero syn "starego" zarządcy).
A taki dla przykładu baron von B..., sąsiad Hrabiego, ledwo pół pokolenia temu zajął się rządzeniem aktywnie, dzięki czemu jego poddani nie tylko dokładnie wiedzieli, ile mają mieć w domu świec, albo czy gra na okarynie jest dozwolona w święta i co za to grozi, ale i to, co się stanie, jeśli "dla nawodnienia pól" wykopie się sieć kanałów na terenach bezodpływowych. W Słonych Bagniskach, mających kiedyś inną nazwę nikt już co prawda nie mieszkał, ale plaga komarów dawała się we znaki wszystkim w okolicach.
Tak, jeśli szlachcic nic nie robi to zdecydowanie nie jest najgorzej.

- Pamiętaj, że oprócz głównego zadania musisz także, a nawet przede wszystkim zapewnić pannie de Beauchene-Otzlowe bezpieczeństwo, a także... - "Bogu dzięki za podzielną uwagę, gdyby nie ona, skupiony na samoanalizie lingwinistycznej przegapiłbym możliwość uczestnictwa w rozmowie, dokądkolwiek ona zmierza" - pomyślał Gerhardt, domyślający się niestety dokąd.
-... a także przypilnował by... - ojciec kontynuował dokładnie tak, jak Ger się spodziewał. Młody ucieszył się, że nie powiedział na głos "kurwa", by po chwili dodać cztery "kurwa" pod rząd. Ale w myślach. "Bezsensowne przekleństwa niczemu nie służą" - stwierdził, głośno odpowiadając:
- Oczywiście ojcze.

Służba od dawna wiedziała, a Ger nawet policzył, że przeciętnie ma się siedem procent szans rocznie na dostanie batów za rzeczy, którym zawinił szlachcic. Piętnaście, w przypadku pilnowania dziecka i dwadzieścia pięć, w przypadku szlacheckiej młodzieży.
Służący pannie Peregrinie, jak nazywała Pergundę służba, mówili, że lepiej się od razu powiesić na lejcach.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-08-2020 o 13:24.
hen_cerbin jest offline  
Stary 06-08-2020, 19:43   #5
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Po raz pierwszy śledczy spotkali się tuż przed wyjazdem, na pięknym podjeździe prowadzącym do drzwi pałacyku Pfaffenbergerów. Jasny, szary żwirek chrzęścił pod nogami, kopytami i kołami powozu. Równo przycięte krzewy rosły wzdłuż drogi, a w kilku miejscach umieszczono w wielkich donicach ozdobne kwiaty. Hrabiego rzecz jasna nie było, zajęty był bardziej istotnymi i pilnymi sprawami. Może kolejnymi koligacjami, może poszerzaniem granic swoich ziem czy planowaniem wydatków związanych z odszkodowaniami za ubiegłoroczne zbiory zniszczone nagłym i gwałtownym gradem albo może wyborem trasy, którą pokona wraz z von Ruttenmeierem i jego żoną, rodziną o wątpliwych korzeniach szlacheckich i niewątpliwych zapasach finansowych. Najprawdopodobniej właśnie tym. Tak, zdecydowanie zajęty był czekającą go jazdą konną.

W zastępstwie Pfaffenbergera żegnał się z nimi jego zastępca, zarządca Richter, którego imienia mało kto pamiętał. Zawsze był nazywany starym Richterem, dzieci zaś w odróżnieniu od niego były Richterami młodymi.

- Wstydu mi nie przynieś - stary Richter szepnął do jednego z młodych Richterów, Gerhardta. Szept był najprawdopodobniej słyszalny na polach wokół Pfaffendorfu, pół godziny marszu od Pfaffenbergu. - I uważaj na siebie, z chaosem i kultami nie ma żartów.

Garilowi, młodemu krasnoludowi, nikt mądrości nie prawił. Ani rodzina, bliższa czy dalsza, ani klan, ani starszy klanu, Jotunnson. Jotunnson miał imię, ale rzadko kiedy było ono używane. W formalnych sytuacjach był starszym albo tanem, w mniej formalnych Rdzawym, a gdy nie było go wokół, starym skurwielem.

Tę przedziwną grupę dopełniała hrabianka z dalekich stron i równie dalekich gałęzi rodu Pfaffenbergerów, kobieta dwóch imion, tyluż nazwisk i do tego kilku przydomków nadanych jej wczorajszego wieczora nad kuflem piwa przez pewną parę młodych mężczyzn. Wyróżniały się wśród tych mian garb na plecach, zwiastunka problemów i co-my-z-nią-kurwa-zrobimy.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 10-08-2020, 17:12   #6
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Krasnolud właśnie umieścił swój pakunek w powozie. Dużo rozmyślał poprzedniego dnia o kolejnym śledztwie, o hrabim i o złości, którą stłamsił pracą w kuźni.
- Mamy o kogo pytać na miejscu? - Zapytał Garil starego zarządcę. Ten odchrząknął i splunął soczyście za jeden z ozdobnych krzewów.
- Pewnie do kogoś z włodarzy trzeba by było. Jak się zwał ich burgmeister… Niech sobie przypomnę… Kadar.. Keder.. Jakoś tak. No albo do straży miejskiej, to w końcu ich zadanie. Tam jednak nikogo nie znam.
- Keder. Rolf Keder - popisał się wiedzą Gerhardt. Krassenburg był wystarczająco dużym miasteczkiem (jak na standardy północnej części Imperium) by mieć własnego urzędnika zajmującego się pobieraniem podatków, więc Ger nie był tam podczas swojej wyprawy z poborcą, ale zdarzało mu się wymieniać listy z autorem owego spisu. Burmistrz Keder, z przyczyn oczywistych, bywał w nich opisywany dość często.

Kobieta w nienagannej pozie nadzorowała wnoszenie bagaży, kątem oka, niedbale wręcz sprawdzając, czy wszystkie pakunki trafiają do karety. Kątem drugiego oka obserwowała mężczyznę i krasnoluda. Ponieważ nie było to zbyt proste dokładała do tego obojętną minę i uniesione wysoko brwi. Nie odzywała się jednak słowem.
Tymczasem załadunek dobiegał końca.
- Kim ona jest? - Zapytał cicho krasnolud Gerhardta.
Garil ćwiczył ton konspiracyjny i miał nadzieję, że kobieta go nie słyszy. Było jednak zgoła odmiennie - brak subtelności wyssał on bowiem z mlekiem matki i jeszcze wiele lat musiało upłynąć, by nabył towarzyskiego obycia.
“Kulą u nogi, jeśli będziemy mieli szczęście. A przyczyną trwałego uszczerbku na zdrowiu, jeśli nie” - odpowiedź taka, choć szczera, wywołałaby kolejne pytania, takie jak na przykład “to po jaką cholerę ją bierzemy ze sobą”, a choć Garil znał ludzi i ich “politykę” lepiej niż większość jego pobratymców, wyjaśnienie, że jak się młode a ładne szlachcianki upierają to ich starsi wujowie zawsze im ulegają, więc równie dobrze można zrobić dobrą minę i spróbować skierować ich energię ku czemuś pożytecznemu, a jak już się znudzą, odesłać do domu. Zresztą, są miejsca gdzie śledczego nie wpuszczą, a hrabiankę ze świtą sami zaproszą, więc może się przyda. Niemniej, obgadywanie szlachcianki nie będzie dobrze odebrane przez nikogo. Dlatego zamiast gadać, skierował kroki swoje (i krasnoluda) do dziewczyny. Jako jedyny znał oboje, więc i tak na niego spadało przedstawienie ich sobie. Zgodnie z etykietą zatrzymał się w odległości dwóch kroków i skłonił lekko by przyciągnąć jej uwagę.
- Pani, pozwól przedstawić sobie Garila, przedstawiciela klanu Jotunnson, którego uzdolnienia w kuźni ustępują jedynie jego zdolnościom negocjacyjnym. Garilu - zwrócił się do krasnoluda - masz przyjemność poznać hrabiankę Pergundę Osterhild de Beauchene-Otzlowe, krewną Hrabiego - nie wdawał się w bliższe szczegóły, dla krasnoluda i tak nie miało zapewne znaczenia kto, kiedy i z kim się ożenił - która udzieli nam łaski swojego towarzystwa podczas podróży - “i, nie dajcie Bogowie, także podczas śledztwa” - dodał w myślach.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 10-08-2020, 23:15   #7
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Jeśli Gerhardt był uważnym obserwatorem mógł zauważyć, że twarz hrabianki przypominała odrobinę twarz kobiety, której ktoś pozwolił właśnie odrzucić trzymany wcześniej kamień wielkiej wagi. Ulga? Możliwe. Dama dygnęła uprzejmie spoglądając chwilę na mężczyznę, a potem zwracając się do krasnoluda.
- Jakże się cieszę. Mam jak najlepsze zdanie na temat potężnego ludu krasnoludów - można było odnieść wrażenie, iż Pergunda uważa, iż to co uważa ma rzeczywiście znaczenie, i to nie tylko dla niej samej, ale i dla całego świata.
- To wspaniale Garilu, że bogowie obdarzyli cię nie tylko umiejętnościami właściwymi swojej rasie, ale i darem przekonywania innych do swoich racji. I o tobie Gerhardtcie słyszałam wiele dobrego. Ojciec twój jest nieocenionym sługą mojego wuja, bez którego jak mniemam połowa rzeczy w okolicy utraciłaby swą użyteczność.
- Słyszałam -
to słowo zostało wypowiedziane tonem jakiego użyła by Verena rozsądzając jakąś sprawę śmiertelników - że jesteś znakomitym rachmistrzem i do tego wielce odpowiedzialnym, zaznajomionym w prawie - uśmiech na zakończenie też przypominał uśmiech Bogini, która w swoim rozumieniu wydała łaskawy wyrok.

- Będziemy razem pracować nad tą budzącą trwogę wśród plebsu sprawą - hrabianka nieświadomie rozwiała płonne nadzieje syna rządcy - zaginięcia tych biednych pociech…
I nagle jej twarz stężała, a w oczach pojawiły się radosne płomienie, tak jakby chodziło o kradzież sernika ze spiżarni, gdzie sam fakt szukania winowajcy jest znacznie ważniejszy od jego znalezienia.
- Inteligencji nam nie zabraknie, każdy rozpyta u swoich krewnych i znajomych. To pozwoli nam dokonać obserwacji z różnych punktów widzenia, powiększając spektrum poznania. Prawda wyjdzie na jaw i wezwiemy stróżów prawa, aby załatwili resztę - mówiła szybko, jakby akurat tą część miała już dawno obmyśloną.
- Zwrócimy te biedne pociechy ich rodzicom, którzy zapewne odchodzą teraz od zmysłów. Przywrócimy porządek w okolicy - zakończyła dramatycznie podniesionym głosem i ponownie obrzuciła spojrzeniem krasnoluda i człowieka. Wydawała się być odrobinę zakłopotana.

Garil podrapał się po głowie. Nie zadawał jednak niepotrzebnych pytań chcąc samemu odgadnąć, jaki cel ma wysłanie ich na sąsiednie włości w celu zażegnania problemu.
To w jaki sposób Pergunda wyjaśniła Gerhardta nie umknęło uwadze krasnoluda. Wzajemna niepewność mogła stać się zarzewiem kłótni.
- Nie zwykłem oceniać zabawy przed otwarciem pierwszej butelki. Poprzednio mieliśmy szczęście, że wyszliśmy z całej sprawy zdrowi. Obyś pani cieszyła się przychylnością bogów, a wszystko będzie dobrze - podsumował.
- Dziękuję, Pani. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by - "było jak mówisz" pchało się na język, ale nie chciał kłamać przy krasnoludzie.
- Rozwiązać tę sprawę - dokończył Gerhardt.

Młoda szlachcianka pchająca swój nos w sprawy, jak to mówiła, "plebsu" i "przywracająca porządek".

"Bogowie miejcie Krassenburg i mnie w opiece", pomyślał Gerhardt. "Choć z drugiej strony, kiedy ona będzie robiła szum, będzie można zająć się sprawą nie zwracając na siebie nadmiernej uwagi. Trzeba będzie pogadać z Garilem" poradził sam sobie w myślach.
 
Avitto jest offline  
Stary 01-09-2020, 01:16   #8
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Krassenburg tymczasem czekał.

Krassenburg leżał na ważnym kiedyś szlaku handlowym, nad rzeką Maarten. Miasto korzystało na dobrym położeniu geograficznym, rozwijając się prężnie. Kwitła współpraca z krasnoludami, którzy tędy kierowali swoje karawany kupieckie w głąb Imperium. Pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a Pfaffenberger zamartwiał się rosnącym znaczeniem Krassenburga. Do czasu.
Miasto z czasem zaczęło chylić się powoli ku upadkowi. Trasy karawan zmieniły się, przesunęły do Pfaffenbergu, głównie dzięki specjalnej wyciągarce wybudowanej przez krasnoludów pomiędzy dwoma pobliskim jeziorami. Barki są przeciągane na wózkach po ułożonych torach za pomocą silników parowych. Spora grupa mieszkańców o swoje problemy oskarża więc krasnoludów, nie zauważając przy tym głównego winowajcy, hrabiego Radegunda Olivera Thijmana von Pfaffenbergera, który jedną decyzją odciął od pieniędzy z handlu i podatków zagrażające jego pozycji i władzy miasto i przesunął te finanse do swojego skarbca.
Tam właśnie mieli się udać Pergunda, Gerhardt i Garil.

Pierwszy etap podróży zaczął się od niespodziewanie dobrej pogody. Droga na Krassenburg wiodła przez zagospodarowane pola i pomniejsze sioła otaczające Pfaffenberg, aż powóz dotarł do przeprawy na rzece.
Koniecznym okazało się wyjście z powozu, by woźnica wprowadził zwierzęta i pojazd na pokład promu. Potem Richter musiał uszczuplić służbową sakiewkę o opłaty za każdą nogę, w tym i końską, a także za każde koło. Gerhardt rozstawał się z monetami bez żalu, a nawet z pewną satysfakcją. Po pierwsze, pieniądze nie były jego. Po drugie - cieszył się, że jego pomysł racjonalizatorski dotyczący opłat przeszedł. Wcześniej płacone było od wozu, więc sprytni kupcy przed mostami i promami przypinali wszystkie wierzchowce do pojedynczego wozu, by płacić tylko za niego, a wszystkie juczne konie udawały pociągowe. Przewoźnik mógł zionąć alkoholem i lekko się zataczać, ale liczyć potrafił nadzwyczaj dobrze, jak się okazało. Dopiero wtedy pasażerowie mogli - oczywiście pieszo - opuścić pomost i zaokrętować się. To miał być krótki rejs po niezmąconej wiatrem tafli wody.
Krasnoludowi jednak niewymownie się dłużył. Miał pewne trudne do wytłumaczenia opory by zagaić rozmowę z piękną panną z wyższych sfer. Hrabianka zdawała się to w pewien sposób ułatwiać. Obaj mężczyźni nie spotkali jeszcze nikogo, kto w tak lekki i niezobowiązujący sposób potrafiłby “pierdolić o niczym”, jak to się zwyczajowo nazywało. Zwracała uwagę na kształt chmur, opisywała krajobraz słowami w rodzaju “ocean kwiatów”, choć było widać od razu, że to nie woda, albo chociaż bagno, ale zwyczajna łąka z zielskiem. Albo “strzeliści strażnicy dawnych dziejów”, co po pewnej chwili okazywało się topolami, które dodatkowo nie wyglądały, aby pilnowały czegokolwiek i oczywiście nie były uzbrojone. Kto z resztą uzbrajał by topole i po co? Pergunda cytowała też wiersze. Większość brzmiała jak w obcym języku, a jeden nawet był w takowym. Opisywał podobno piękno szumiących sosen i brzmiał mniej więcej:
szszszszszszssssszszszszszszsssszsssszsz
szszszszszszszssssszszszsz
szszszszszszszszszszszszsss
szszsszszszszssssszszszszszszssssssz

Garil z Gerhardtem mogli się też dowiedzieć że mieszkańcy jakiegoś dziwnego regionu Kislevu, mówiący w tym właśnie szeleszczącym dialekcie nader często od tego sosnowego szumu odbierali sobie życie. Wtedy to Garil skojarzył, że część z tego co Pergunda mówiła przypominało kislevskie słowa, takie jak “sosna”, “szelest” lub “szmer”, ale bez wątpienia, albo dialekt był dziwny, albo hrabianka nie miała pojęcia co mówi.
Wizyta na promie spowodowała kolejny wybuch entuzjazmu na temat “rześkiego wiewu chłodu” i “upojnie dalekiego horyzontu” oraz nad wyraz głośnej uwagi, że “ostry cień mgły” to metafora pusta i pozbawiona głębszego sensu.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 01-09-2020, 09:14   #9
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Jak już dotrzemy i porozmawiamy sobie z burmistrzem spróbuję dotrzeć do krasnoludzkiej dzielnicy. Nietrudno ją będzie znaleźć. Mam dla nich listy - poinformował towarzyszy Garil.

- Podobno mają tam ciężko. Sądzą się z ludźmi o każde skrzyżowanie. Rada miejska chciała przegonić nas z handlu na placu do wyłącznie własnych sklepów. Niektórzy nie mogli sobie na to pozwolić - zaczął w końcu drażliwy temat.

Gerhardt wcześniej mówił niewiele, martwiła go własna niewiedza na temat miasta, w którym miał prowadzić śledztwo. Tym razem oficjalnie. Spojrzał na papiery po raz kolejny. Nadal napisane w nich było, że jest śledczym. Hrabianka radośnie paplała i podśpiewywała, nie wydawała się oczekiwać, że którykolwiek z nich będzie uczestniczył w rozmowie, a zresztą etykieta i tak zabraniała im siadać razem z nią w środku. Plotki jakie by powstały byłyby zawadą dla młodej, niezamężnej kobiety.

- Kiedy słabnie ekonomia, zwykle wini się “obcych”. Nawet gdy nie ma to sensu - mruknął w odpowiedzi na słowa krasnoluda. Tak długo jak wszyscy płacili podatki, Hrabia nie wtrącał się w życie poddanych. Nienawiść rasowa mogła być użytecznym narzędziem… Ale gdyby miało dojść do zamieszek albo pogromów nawet on interweniuje.

- Ja zajrzę w miejskie księgi. I kroniki świątynne. Trzeba sprawdzić ile tych zaginięć było, czy są pierwszy raz, od kiedy są… I czy ich liczba różni się od wieloletniej średniej - dodał.

- Może być tak, że kilkoro dzieci zaginęło równocześnie zupełnie przypadkowo… - odezwał się pod koniec z niepewnością wiedząc, że szlachcianka zapewne nie rozumie statystyki i obruszy się na “bezduszność urzędnika”, nawet jeśli słucha. Dzieci giną regularnie. Na ziemiach Hrabiego i tak umieralność niemowląt poszła ostatnio w dół, odkąd Elke przywiozła nowe pomysły ze stolicy prowincji i Hrabia dla świętego spokoju kazał medykom myć ręce (i tak mu się nie podobało, że dotykają go tymi samymi rękami co zwykłych ludzi, przynajmniej tak mógł się od plebsu odgrodzić).
Pergunda rzeczywiście była zdziwiona.

- Właśnie. Kto chciałby porywać małe dzieci? Głównie trzeba je karmić. Nie umieją czytać i liczyć. Więc co z nimi robić? Łatwiej sobie - skrzywiła się - zrobić… Dochować się własnego potomstwa. Mężczyźni mają na tym punkcie… Tak… To dziwne… - Podrapała się dłonią po policzku.

- Po co ktoś chciałby porywać plebejskie dzieci? - powtórzyła jeszcze raz i wlepiła oczy w horyzont. - Nietypowy motyw.

- Kopalnie. Przędzalnie wełny. Praca przy krosnach. Szycie. Rolnictwo. Praca przy skórach…
- Gerhardt mógłby wymieniać i wymieniać, ale po co - Proste prace, albo takie, gdzie potrzeba kogoś małego. Dla dziecka tunel w kopalni może być o połowę niższy, a to sam zysk. Owszem, trzeba karmić, nawet jak jest zastój w interesie, ale za to nie trzeba płacić. Można wszystkie zamknąć w jednym budynku, też taniej niż robotników najemnych. Nie chleją, łatwiej zagonić do pracy. Zwykle biorą z przytułków, sierocińców albo kupują od rodziców, którzy nie są w stanie utrzymać rodzin. Wielu chłopów robi sobie dziecko rok w rok, a jak jest nieurodzaj, albo wojna, czy inne nieszczęście… Porwania rzeczywiście są dziwne, bo łatwiej to załatwić legalnie. Ale i często dzieci same się gubią, uciekają z domu albo i topią w stawie. Życie chłopstwa jest trudne, a z dziesiątki urodzonych może troje, czworo dożywa wieku w którym mogą się doczekać swoich dzieci - zakończył “wykład”.

- Nie sięga się przemocą po coś, co można kupić - hrabianka wygłosiła coś, co zabrzmiało jak cytat, ale skinęła głową Gerhardtowi - Zobaczymy co przyniesie Krassenburg.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 08-09-2020, 21:22   #10
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Ostatniego dnia podróży, kiedy powóz rzucał długi cień na krassenburski trakt, śledczy obserwowali wiejski krajobraz. Zabudowany środek transportu toczył się za parą koni pilnowanych przez woźnicę, a na dachu drżały przywiązane pakunki. Matowe wykończenia drewnianych drzwi powozu zlewało się z korą mijanych drzew i ubitą ziemią, po której sunęły drewniane koła.
Nie dane im było oglądać po drodze ani parowych wyciągarek ani malowniczych jezior. Do miasta skierowali się prosto wzdłuż rzeki Maarten starym traktem, który jeszcze kilka lat temu tętnił życiem a ruch na nim przypominał przedmieścia Wurtbadu.
Pozarastane brzegi ścieży świadczyły o okazjonalnym użyciu drogi. Mnogość pól świadczyła o tym, że ludność najpewniej mimo biedy nie przymiera głodem. Kilka niezbyt grubych, brzozowych pniaczków leżących w poprzek drogi i zbój skryty w zaroślach świadczyło o…
- I-haa! - Rozległo się z boku powozu.
Rozbójnik musiał być niespełna rozumu lub z całej załogi zadaszonego dyliżansu dostrzegł jedynie hrabiankę, która zareagowała błyskawicznie, sięgając po pierwszą na podorędziu broń: oburzenie.
- Cóż za nietakt, naruszać spokój damy w podróży!
- Zawrzyj gębę, paniusiu!

Zdrowy na umyśle czy nie, miał naładowaną kuszę i podrzucał ją lekko w rękach. Pergunda z pewną satysfakcją obserwowała poruszający się grot bełtu.
- Dajcie złoto i wszystko będzie dobrze!
- Gdzie mi z tym, szujo?! -
Huknął krasnolud naśladując głos własnego ojca.
Wyjrzał delikatnie przez okienko. Nie podejrzewał się o jakąkolwiek odwagę, ale kontrolę nad nim przejęła adrenalina. Czekał aż zbójca zbliży się do nich by wyrżnąć mu drzwiczkami prosto w nos. Niestety, przestępca miał świetnie opracowany plan, jakby był przygotowany na każdą ewentualność, jakby plan napadu opracowywał przez długie lata, a reakcje ofiar miał przewidziane na trzy kroki naprzód. Nie ruszył się w stronę powozu, szachując podróżnych.
- No już! Nie będę tu czekać w nieskończoność!
Głos miał lekko stłumiony przez chustę obwiązaną wokół twarzy. Garil i Gerhardt przyjrzeli się bliżej zamaskowanemu rozbójnikowi, potem popatrzyli na siebie wzajemnie, a później ponownie przenieśli wzrok na napastnika. Kusza i owszem, wyglądała groźnie, szczególnie bełt umieszczony w rowku. Byłaby jeszcze groźniejsza, gdyby miała cięciwę. Nie miała jednak, co znacząco wpływało na jej skuteczność i możliwość użycia. Gerhardt nie został wysłany z misją zwalczania przestępczości, brudzić rąk ani ubrania wybitnie mu się nie chciało, a wysyłać do tego Garila albo woźnicę… Bez sensu, skoro na podorędziu był ktoś to najwyraźniej znał się na przerzucaniu kłód. Skoro nie potrafił naprawić kuszy, niech choć naprawi drogę. A potem się zobaczy.
- Dostaniesz szylinga jak uprzątniesz te pniaki, trochę nam się spieszy. Z jedną kuszą na czterech to trochę słabo. Nawet jak gdzieś za plecami masz kumpla… On może i zyska, ale Ty, nawet jeśli trafisz, to i tak ostatecznie stratny będziesz… Krasnoluda bełt nie powstrzyma, za dobrą ma kolczugę. A na bliski dystans to już przyjdzie do tego, kto ma więcej pary w łapie…
Gerhardt nie dał po sobie poznać, że widzi, a właściwie, że nie widzi cięciwy. Poza tym, łatwiej łapie się kogoś, kto nie ucieka. A kto wie, może “zbój” coś wie, albo się przyda? Nie wyglądało, by zbójował szczególnie długo.
- Ale nie mamy czasu, żeby go na bójki marnować. Panienko, a może by go ewentualnie zatrudnić? Jak Cię tam zwą, człowieku? Znasz Krassenburg? Trzeba nam obrotnego człowieka, co się nie boi odrobiny ryzyka - zaproponował.
- Ryzyko? Ryzyko to moje drugie imię! - Dziwny mężczyzna pociągnął chustę w dół, odsłaniając wychudzoną twarz ozdobioną cieniutkimi wąsikami i bródką przystrzyżoną w szpic na estalijską modłę. Albo tileańską, kto by ich tam południowców rozróżniał.
- Na pierwsze mam zaś Rodrigo! Rodrigo Sanchez! Ryzyko to moje trzecie imię! Rodrigo Sanchez Lopez… Czwarte imię! Rodrigo Sanchez Lopez de Esco…
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172