Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2021, 22:43   #51
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Brunatna uznała widać, że krzyki niosące się od odległego o dobrych kilkaset metrów klasztoru nie mogą wpłynąć na jej plany, bo ruszyła w gęstwinę wkrótce znikając pozostałym z widoku. Nawet chaszcze swoim ruchem nie wskazywały miejsca, gdzie może się ona w danej chwili znajdować. Las, sądząc po sprawności z którą się poruszała, musiał być jej drugim domem.

Semen nie poszedł w jej ślady tylko dla tego, że wiedział, iż nie jest w stanie tak sprawnie skryć się wśród paproci. Nie mniej jednak nie miał zamiaru wyłazić na pustą przestrzeń, wystawiać się na ewentualny strzał potencjalnie skrytym za murami kusznikom. Wolał z tyłu obserować poczynania innych „zwiadowców”. Bombastus świadom tego, że w skrytym podejściu żaden z niego pożytek, postanowił iść w jego ślady. Obaj stanęli na skraju lasu z gęstwiny podziwiając ostrożnie ruszającego Svena, Doriana i Brigit. Ci ruszyli skrajem traktu wiodącego prosto przez mały drewniany mostek, jak z łuku strzelił na klasztorne podgrodzie i widoczną wyraźnie bramę. Przez chwilę. Później Brigit i Sven, jako autochtoni, przejęli przywództwo idąc skrycie opłotkami pola Mathiasa Rabe, ogrodem Matyldy Ohmann i pod płotem Dressmanów i „Trzeciego” Karla. Tak dotarli na czworakach niemal do samej bramy skryci przy żywopłocie, okryci pasmami porannej mgły i snujących się jeszcze po pogorzelisku dymów. Wystarczająco blisko by ujrzeć dziedziniec.

Miejsce kaźni.

Sven był klasztoru najbliżej, wiedziony nie tyle zdrożną ciekawością a troską o swoich bliskich. Przez to pierwszy dojrzał prowizoryczną, uczynioną z drewnianego szkieletu dla winorośli okalającej dziedziniec klasztorny, szubienicę. Szubienicę na której wisiało społem kilkoro wieśniaków i dwóch zbrojnych. Sven zamarł widząc skrępowane z rękoma z tyłu, stojące na palcach walcząc o każdy oddech, postaci. Nawet z takiej odległości nie mógł ich pomylić z kimkolwiek innym. Thomas i Gunter, jego synalkowie, ledwie niedorostki. Zawsze pierwsze w wiosce do bitki i wszelkiej innej psoty. Zawsze zadzierżyste, kolczaste, przekorne i niepokorne. Ale kochane. Jego. Teraz jednak wylękłe, spłakane. Bezradne i pewne niemal śmierci. Tak jak i kilkoro innych dzieciaków. Wszystkich ich znał Sven, młokosów którzy psotami nie raz dali mu się we znaki. Teraz jednak serce rwało się mu z piersi by ich ocalić. Albo choć Thomasa i Guntera. Dwaj zbrojni byli ludźmi Lorda Jonasa. Ich profesje i barwy można było wyczytać po pancerzach, jakach, pustych jaszczurach wiszących u pasa i poszarpanych, znaczonych świeżymi ranami skórzniach z trzema czarnymi orłami - znakami tego komu służyli. Nie mieli oni prawa przyjść dzieciakom z odsieczą bo jak i one spętani z rękoma za plecami i powrozami na szyjach wisieli z desperacją walcząc o każdy oddech. Do płotu stało uwiązanych pięć wierzchowców. Trzy ciała w barwach Lorda Jonasa wskazywały na to, że zbirom bawiącym się na dziedzińcu z oddziału „pościgowego” nie umknął nikt.

Siedzieli rozwaleni na pozdejmowanych z koni siodłach, wyraźnie pewni swego. Było ich co najmniej ośmiu, bo tyle siodeł zwalili pod ścianą. Choć tylko połowa ich zajęta była przez siedzących na nich siepaczy. A ci sprawiali wrażenie wyraźnie rozluźnionych i pewnych siebie. Uzbrojeni jak najlepszy komunik najemniczy: w kolcze pancerze pamiętające lepsze czasy, z tarczami, mieczami i długimi nożami. Zatknięte za pasem buławy i oparte o łęk siodła topory dopełniały obrazu. I czarne płaszcze z purpurową kometą o dwu ogonach. Sigmaryccy słudzy. Wołali do kogoś, kogo przez rozwartą na oścież bramę widać nie było, gdzieś za krużganek dziedzińca, do ogrodów. Z tamtąd też dochodził krzyk. Krzyk błagalny. Przejmujący. Pełen cierpienia i boleści.

- Litości!!!! Błagam, zmiłujcie się!!!!

Krzyk, który spłoszył żerujące na padlinie wrony i kruki.

***


Semen i Bombastus skryci na skraju gęstwiny obserwowali z odległości Doriana, Svena i Brigit, którzy skradali się do klasztornej bramy idąc opłotkami spalonej osady. W końcu stracili ich z widoku i jedynie domyślali się, gdzie mogą się znajdować.

Trwało to wystarczająco długo, by Semen poszukał zwalonego konaru i siadł na nim spokojnie czekając na rozwój sytuacji. I pewnie siedział by tak długo, gdyby nie zwróciły jego uwagi nagle zrywające się na skraju osady kruki. W miejscu, gdzie nie miało prawa być Doriana, Brigit i Svena…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 11-01-2021, 22:18   #52
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bombastus nerwowo przełknął ślinę. Niewiele pomogło, nadal czuł kulę w gardle. Pomysł, by pojechac do klasztoru od pewnego czasu podobał mu się coraz mniej. Było olać księgę, dokumenty i pojechać w Biesschaden, albo i do Kislevu, tam przecież też potrzebowali kogoś kto ich pozszywa. Ale nie, ambicja, niech to cholera, w końcu przyniesie mu zgubę. Brat miał rację.
Racjonalnie myśląc, nie był nic winien tej trójce co polazła i pchała się do klasztoru. Nic a nic. Ale sam też tam nie wlezie. Z nimi, trzeba przyznać, jakby nieco bezpieczniej. No i go nie zostawili, a przecie mogli.
Wylazł tedy z krzaków i ruszył by ostrzec kompanów.

Objawy ze strony gardła nadal występowały, a gdy zobaczył, że idzie wprost na jakichś zbrojnych zabawiających się wieszaniem zaschło mu w ustach. Teraz nie bardzo mógł się wycofać, niedługo i tak go zauważą. A choć strach doda jego piętom niebywałej jak na tęgiego mężczyznę chyżości, to miał wrażenie że konnego nie prześcignie. Ani bełtu z kuszy. Na szczęście nie wyglądał na wojownika... Może nie zaatakują go od razu? Możliwe że okradną, właściwie to nawet na pewno... Ale w winie miał rozpuszczone silne środki uspokajające, łyk albo i dwa i popadają... Zapodał sobie jeszcze leki nasenne. Połączone z alkoholem zapewnią mu jutro solidny ból wątroby, ale dawkę umiał dobrać tak by się nie zabić. A może nieprzytomnego nie powieszą, żadna to zabawa. Ani nie przesłuchają.

- Chwała Sigmarowi, dotarłem! - wykrzyknął i z radości (a przynajmniej tak to wyglądało) golnął z butelki w wódką (przynajmniej się znieczuli zanim go pobiją) - Napadli mnie, ledwom z życiem uszedł - wydyszał, ciągnąc kolejny łyk - Dwa dni się po lasach błąkam, w końcu dotarłem - zbliżał się, ignorując szubienice i okrzyki boleści. Wyglądał jak kupa nieszczęścia, poobijany, z igłami we włosach i w poszarpanym podczas ucieczki ubraniu - Cyrulikiem jestem, do Waszych, Panowie, usług - zakończył i padł kilkadziesiąt kroków od zbrojnych.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 11-01-2021, 22:23   #53
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sven nie widział nawet Bombastusa, gdy rozpoczął swój szaleńczy bieg. Nie słyszał również jego przemowy, bo i nie słuchał.

~Iść na śmierć głupota. Pozostawić potomstwo na śmierć też głupota.~ przeszło przez myśl Svenowi i już wstawał ze swojej kryjówki, gdy nagle potężny ryk dobywający się z centrum lasu ogłosił światu kontynuację bitwy, której nikt już nawet nie pamiętał. Ryk zagłuszył dziwaczne świszczenie, ale nic nie osłoniło cieni przesuwających się z dużą prędkością w kierunku klasztoru. Pierwsze uderzenie nastąpiło już w momencie rozpoczęcia biegu Svena, a po pierwszym rozpoczęła się kawalkada. Spadających drzew.

Sven był za bardzo napompowany adrenaliną, aby zdać sobie sprawę w jak wielkie gówno wdepnął. Biegł ile sił w nogach licząc, że dobiegnie do prowizorycznej szubienicy i przewróci ją ratując przy okazji wszystkim życie. I może... może jakoś to przeżyje, a nie tylko będzie kolejnym dyndającym ciałem jak naprawią konstrukcję. A może jakieś bełty polecą w jego stronę? Nie. Nie myślał nad niczym innym jak tylko dobiec i zniszczyć ten lichy płotek. Wbrew wcześniejszym obawom nie było żadnego kusznika w zasięgu wzroku. Było natomiast ośmiu siepaczy, z których żaden nie miał broni dystansowej, a ponadto sześciu z nich zbytnio obserwowało przybierający na sile opad drzew, aby nawet zwrócić uwagę na Svena.

Wydawać mogłoby się starożytne kamienie klasztoru zaczęły emanować fioletową energią, gdy drzewa spróbowały zapuścić korzenie i gałęzie w szparach ścian i dachu. Kilka z nich spadło i na dziedziniec, a ich uderzenia były na tyle potężne, że prowizoryczna szubienica rozpadła się zanim jeszcze Sven do niej dobiegł. Krzyki siepaczy powoli do niego docierały, gdy ogłuszający ryk w końcu zamilkł, a ostatnie drzewa spadły na klasztor. Niczym pasożyty przykleiły się do murów... jakby nieruchome robale, z których wypełzają gałęzie i korzenie. Trójka siepaczy, jeden niedoszły wisielec dorosły i dwójka dzieci (na szczęście nie Svena) nie miała szczęścia, gdy zbytnio zbliżyli się do drzew i te natychmiast poprzebijały ich... następnie wtłaczając w nich jakąś zgniłą zieloną substancję, aż z ich oczu, ust, nosa, uszu i odbytów wylała się. Szybko zaczęli przepoczwarzać się w coś nieludzkiego, a Sven myślał tylko o jednym: uwolnić wszystkich i uciec...

W tym czasie nastąpił błysk fioletowej energii i dwa drzewa zleciały z muru niemalże zabijając wszystkich przy szubienicy. Zrzucone drzewa nie wydzielały żadnej zielonej substancji, a ich konary były martwe tak jak normalnie to jest przy ścięciu drzewa. Nie do końca przepoczwarzeni, zainfekowani niedoszli wisielcy zaskrzeczeli, a dwójka z nich zaczęła dymić. Trzeci - dorosły - odskoczył od murów na drzewo z zieloną wydzieliną. Błyskawicznie zaczął owijać się jakimś zielonym kokonem produkowanym przez drzewo i jego własną wydzielinę.

Sven poznał, że jedyny ratunek to szukać schronienia wewnątrz klasztoru. Choć ten był ewidentnie celem ataku koszmaru z lasu.

Nie wiedział, czy podobnie rozumowali siepacze, ale dwóch z nich zajęło się siekaniem swoich dotychczasowych towarzyszy zmieniających się teraz w coś potwornego, a jeden uciekł do wnętrza porzucając za sobą swoje uzbrojenie. Pozostali stali i rozglądali się wyraźnie przerażeni tym co się stało.

Sven żałował, że nie był cyrkowym akrobatą, bo taki bez problemu ominąłby te spaczone chaosem drzewa. Przynajmniej nie chodziły i tylko leżały, ale wijące się gałęzie i korzenie wyglądały na śmiertelne zagrożenie.
- Klasztor otoczony jest magią. Uciekajmy tam. - powiedział, ale dbał tylko, żeby jego dzieci z nim poszły.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 11-01-2021 o 22:25.
Anonim jest offline  
Stary 12-01-2021, 00:24   #54
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen usłyszawszy ryki z głębi lasu zbliżające się w szybkim tempie nagle poczuł chęć pomocy swym towarzyszom tak mężnie, aczkolwiek głupio wyszli z lasu.
Ale ledwo był w połowie drogi jak jakieś gówno, które się w głowie nie mieści spało na klasztor. Zaklął tylko i ruszył szybciej, z dobytą szablą. Ale po kilku krokach widząc ci się dzieje, schował szable do pochwy by ściągnąć dwuręczny topór z pleców.
Tradycja kozacka, jasno stawiała sprawę, ale tu kurwa można było zrobić wyjątek. wszak robota była jak znalazł dla drwala.
Ale myliłby się ktoś że go tak sumienie ruszyło. Musiał dostać się do klasztoru zanim to gówno na dobre się tu zalęgnie. Inaczej psu w dupę będą dotychczasowe wysiłki.
 
Mike jest offline  
Stary 14-01-2021, 09:32   #55
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Bombastus skupił na sobie uwagę zbrojnych w zdumiewająco małym stopniu. Tak jakby zwykle w czasie oprawiania ludzi na dziedzińcu klasztornym ktoś opowiadał im o swych leśnych przygodach. Lub jakby spodziewali się tego. Może przyczyną nikłego zainteresowania jego słowy była piersiówka z której sobie solidnie golnął? To mogła być prawda, bowiem Hohenstein wyraźnie widział, jak dwie grdyki drgnęły odruchowo przełykając ślinę w takt jego picia. Opadł na bruk dziedzińca konstatując jednocześnie, że poza widzianymi na dziedzińcu zbrojnymi są tu i inni ludzie, dalece przypominający zbrojnych. Oni to właśnie oprawiali w widzianym przezeń ogrodzie spętanego jak baleron mężczyznę wycinając zakrzywionymi nożami na jego nagim ciele jakieś dziwaczne ryciny.

- Blaaagaaa…. - katowany tyle jedynie zdążył wykrzyczeć, nim opadł na ziemię w środku dziwacznego, usypanego z jakiegoś białego proszku, symbolu. Dwóch zakapturzonych katów, każdy dzierżący zakrwawiony nóż w prawicy, jęło zawodząco wypowiadać jakieś sentencje w nieznanym nawet Bombastusowi języku. I choć ich słowa zdawały się pełne wewnętrznej mocy, dłonie wykonywały skomplikowane esyfloresy w powietrzu a i ciało nieszczęśnika zaczęło podrygiwać na ziemi, to nie wydarzyło się nic.

Niemal.

Krzyk biegnącego Svena Bombastus usłyszał jak przez mgłę dziwiąc się nagłemu dzwonieniu w uszach. Jakby jakieś podciśnienie przytłumiło słyszane przez niego dźwięki. Poczuł w ustach miedziany smak krwi i ze zdumieniem dostrzegł, że takowa spływa mu z nozdrzy wprost na rozdziawione w zdumieniu wargi. Tym bardziej, że nie on sam w ten sposób zareagował na to dziwne zjawisko, albowiem i innym z ust, nozdrzy czy uszu pociekła krew. I kiedy właśnie zastanawiał się nad specyfiką tego zjawiska podnosząc się jednocześnie by korzystając z tego, iż uwagę zbrojnych skupił na sobie szarżujący Sven, pomóc wisielcom, świat… eksplodował….

Znany wszystkim na klasztornym dziedzińcu Wissenland słynął z obfitych opadów. Raz, że położony w klinie dwóch niebotycznych pasm górskich, znany był z surowych zim i obfitych w opady pozostałych pór roku. Dwa, że była jesień, kiedy to niebo nad tą podgórską krainą rozwierało się na oścież. Opady w Wissenlandzie nikogo nie dziwiły.

Do tego dnia. Bowiem naraz z nieba zaczęły spadać … drzewa. Powykrzywiane konary, pourywane w koszmarnym śnie herbalisty. Dziwaczne z racji samego swego wyglądu a gdzie tu mówić o ich zdumiewającym zachowaniu. Nie padły bowiem na zamkowym dziedzińcu z głuchym trzaskiem pękających polan, jakby upaść mogły wyrwane z korzeniami podmuchem silnego wiatru i ciśnięte w powietrze na przepadłe. O nie. One spadały na kamienne mury wczepiając się w nie swoimi korzeniami, zapuszczając chore pnącza w wyłomy murów, w pęknięcia kamieni i szczeliny spoiwa. I w ciała. W ludzkie ciała. Czerpiąc najwidoczniej z nich swoistą energię, bowiem wnet z wysuszonych konarów wystrzeliwały bezładnie długie zielone pnącza.

Sven wszystko to zarejestrował niemal kątem oka. Zdeterminowany na dotarciu do szubienicy dopadł jej, gdy jedno z drzew zaczęło wśród niedoszłych wisielców siać spustoszenie.

- Tatko!! Tatulu ratuj!! - wykrzyczeli znani mu chłopcy a on wiedział, że musi. Musi uczynić wszystko co w jego mocy. I uczynił. Więcej nie uczynił by pewnie nikt. Ostrze przecięło więzy krępujące jego pociechy. Synalkowie opadli go z miłością i potrzebą oparcia wynikającą z koszmarnych przeżyć, ale on wiedział, że jeszcze nie czas na wyrazy miłości. Wciąż musiał ich ratować, bowiem eksplodujące na dziedzińcu ludzkie ciała z rozerwanymi pędami zieleniejących kolcokrzewów w rozprutych piersiach, zdawały się zupełnie odcinać mu drogę ucieczki.

- Klasztor otoczony jest magią. Uciekajmy tam! - ryknął wskazując wejście do holu i kapitularza Opactwa Słusznego Gniewu. Gdzie już skrył się jeden czy dwóch ocalałych zbrojnych. Nie czekając na odpowiedź i nie oczekując jej porwał w swe sękate dłonie dłonie swoich dzieci i pomknął jakby go goniło stado hartów.

Paczenko niemal instynktownie wyczuwał kłopoty. I kiedy te zaczęły się walić z nieba w postaci obrzydliwych konarów on pędził już ku dziedzińcowi ze swoim toporem w garści. Świadom, że specjalne okoliczności wymagają specjalnych środków. Kątem oka dostrzegł idącego też ku dziedzińcowi Doriana, z którego chudych palców wysnuwały się zdawało by się zwiewne pasma sinawej mgły. Przez przymknięte oczy nie miał on prawa widzieć nic, ale i tak szedł do bram klasztoru pewnym krokiem, jakby wiedziony jakąś wewnętrzną siłą. Semen usłyszał za plecami trzask, gdy jedno z drzew runęło tuż za nim, ale cios do tyłu wyprowadzał już w biegu. I mimochodem jedynie zarejestrował głuchy trzask obwieszczający to, że w coś trafił. Kozak nie zważał już jednak na nic. Biegł. Biegł ile sił w nogach.

Na dziedziniec wpadli z Dorianem niemal razem. On miał bliżej i choć szedł spokojnym, dostojnym krokiem, to jednak był na tyle blisko, by społem z kozakiem zjawić się w klasztornych bramach. Gdzieś z tyłu, zza pleców Semena rozległ się przeszywający krzyk. Paczenko odwrócił się w porę, by uniknąć konaru, który szponiastymi palcami sękatych i pokrytych kolcami próbował przeszyć go na wskroś. To jednak było nic. Za kozakiem wyrósł bowiem niemal prawdziwy las. Las niczym z koszmaru jakiegoś. I w koszmarny sposób ów las obchodził się z ludźmi. Brigit, znajoma Svena, też biegła do klasztoru, ale ona nie miała tyle co Semen szczęścia. Złapana za nogi przez dwa korzenie runęła w błoto traktu. I nim jeszcze przebrzmiał jej krzyk Paczenko dostrzegł jak z jej ust wypełzło zieleniejące pnącze, które musiało wedrzeć się w jej podrygujące w konwulsjach ciało gdzieś od dołu. Paczenko zamarł tylko na chwilę.

Wystarczyła on wszakże do tego, by poczuł jak coś ciasno zaczyna oplatać jego buta sunąc w górę. Wyżej. Szukając miękkiego…


***

Teraz bez lipy, dokładnie zamieszczajcie opis swoich działań w poście i 5 k100 proszę.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 14-01-2021, 10:58   #56
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen bez namysłu ciął toporem atakujący go badyl. Widząc co się dzieje na dziedzińcu, bez większego namysłu ruszył do wnętrza klasztoru rąbiąc w razie potrzeby toporem. A że potrzeba była to i się spocił i zasapał. Że też mu się zamarzyła emerytura na wsi. W mieście normalnie ludzi rąbał, za uczciwe pieniądza, a tu? Po lasach się włóczy i spierdala przed chaotycznymi wypierdkami. Do rzyci z taką emeryturą.


 
Mike jest offline  
Stary 16-01-2021, 21:56   #57
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sven za późno dostrzegł rytuał odprawiany wewnątrz klasztoru. Wydawało się, że znalazł się pomiędzy młotem, a kowadłem. Tego nie dało się opisać normalnymi słowami co ostatnio wyprawiało się w tej - dotąd przecież w miarę spokojnej - okolicy. Wydarzenia wokół niego nieustannie eskalowały, a on sam nie bardzo wiedział co o tym wszystkim myśleć. Właściwie to nie miał ochoty w ogóle myśleć, a tylko znaleźć swoje łóżko i położyć się, a potem wstać myśląc, że to zły sen. Ale to nie sen. Biegł ze swoimi dziećmi prosto na odprawiany rytuał mając tylko nadzieję, że ktoś z reszty wisielców uratował się - przynajmniej jeden wojownik, ale nie oglądał się za siebie. Zrobił wszystko co w jego pomocy, żeby im wszystkim pomóc - a co stało się tam to się nie odstanie.

- Uciekajcie jeśli wam życie miłe! - krzyknął do bluźnierczych rytualistów. To nie byli ludzie, z którymi dało się pertraktować, ale przynajmniej wiadomo było jedno - potwór w lesie to nie ich robota. Pewnie nawet nie mieli o nim pojęcia... a może mieli? Ale przecież to myślenie, a teraz nie czas na pomyślunek! Trzeba działać.

Po wbiegnięciu do budynku licząc, że mężczyźni są choć trochę zaskoczeni spadającymi drzewami to pobiegnie dalej. Znał wszakże klasztor, bo wiele razy go odwiedzał. Wiedział między innymi o sekretnym pokoju, do którego można było dostać się poprzez bibliotekę. I tam właśnie skierował swoje kroki razem z dziećmi i ewentualnymi innymi uratowanymi, niedoszłymi wisielcami.

50 6 59 87 16
 
Anonim jest offline  
Stary 17-01-2021, 10:26   #58
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bombastus stał już na dziedzińcu. No, mniej więcej. To znaczy, rzeczywiście na dziedzińcu, ale początkowo krwawił z uszu i ust, a potem krwawił i wymiotował już na czworakach.
- Kurwa, znowu źle wymieszałem skłabłuaaargh - ugłośniona myśl płynnie przeszła w uzewnętrznianie się w inny sposób. Z silnym postanowieniem dokładniejszego oczyszczania składników i lepszego pilnowania proporcji podniósł się i jego oczom ukazało się pandemonium.
Zamknięcie i otwarcie oczu niewiele pomogło na halucynacje. Nadal widział spadające drzewa i inne niemożliwe rzeczy. Zimne macki paniki wsunęły mu się za koszulę... A przynajmniej miał nadzieję, że to panika. Na wypadek, gdyby jednak nie, chlusnął za siebie alkoholem i pobiegł do wejścia, nie oglądając się za siebie.

[5d100=6, 68, 3, 8, 8]
Nawet gdybym sam sobie rzucał takich dobrych wyników bym nie wymyślił...

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 17-01-2021, 11:56   #59
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kamienne mury klasztoru eksplodowały wpierw pojedynczymi a wnet dziesiątkami pędów, które wijąc się i miotając w różne strony szukały dla siebie żeru. Kamienie dziedzińca wznosiły się guzowato rozsadzane od środka wypuszczając kolejne a wszystko to przy narastającym wyciu wichru i wszechobecnym smrodzie zgnilizny, jakby na klasztorny wirydarz spadł kompostownik. Jednak ni Sven, ni Bombastus nie zwracali na to uwagi gnając na wyprzódki do wejścia do klasztoru. Społem z dwójką zbrojnych ze znakiem wszechmocnego SIgmara na jakach. Oni również mieli już dość, bo widok ciał rozsadzanych od środka przez jakąś zieloną substancję musiał wstrząsnąć i nimi. Jeśli jednak robiły wrażenie na tych, którzy odprawiali w ogrodzie jakiś rytuał, skrzętnie to ukryli. Sven biegł jako pierwszy dorosły, zaraz za swoimi synami. On więc dostrzegł jak dwaj zbrojni, którzy do kapitularza wpadli jako pierwsi, z całych sił zaparli się próbując zamknąć jedno ze skrzydeł ciężkich, dębowych wrót.

- Zaczekajcie z tymi drzwiami!! - krzyknął i jeszcze przyspieszył. Thomas pierwszy wpadł do środka, ale nim Sven zdążył podziękować za łaskawość bogom zza żywopłotu wychylił się jeden z przepoczwarzonych. Z jego ust wyciekała zielona maź, ale nie to przeraziło go najbardziej. Najgorsze było to, że jego szponiasto wykrzywiona dłoń zawarła się na koszulinie Guntera i zmiażdżyła go w bezlitosnym uścisku…

Semen ciął toporem konstatując jednocześnie, że wieś jest zdecydowanie przereklamowana. Miało być spokojnie, miał się skryć przed zemstą swego oszukanego szefa i jego przepełnionych rządzą mordu ludzi. jednocześnie, gdzieś na granicy podświadomości, pojawiła się myśl, że nie wyjdzie z tego żywy. Że powrót na ten klasztorny dziedziniec, do miejsca gdzie zdeponował całe skradzione złoto, był błędem. Ostatnim błędem w jego życiu. Odrąbane pnącze wijąc się ciskało się we wszystkie strony, ale on nie zwracał już nań uwagi. Przydepnął je ciężkim buciorem i odbił cios miecza, jakim zaatakował go zbrojny w szatach sług Sigmara, którego oczy tryskały niezdrową, zieloną poświatą. „Powolniak” pomyślał, choć parowanie ostrzem dwuręcznego topora sztychów krótkiego miecza do łatwych nie należy. W końcu znalazł moment, kiedy spętana pnączem noga zbrojnego spowolniła go na ułamek chwili. Cios z zamachu odrąbał zbrojnemu uzbrojone ramię a Paczenko poprawił mu jeszcze ciosem buta w pierś, który powalił go na ziemię. Kozak odwrócił się i puścił się biegiem tam gdzie pomknęli jego kompani…

Sven z bezradnością pokonywał biegiem kolejne metry wirydarza świadom tego, że nie ocali swego drugiego syna Guntera. Że jego nastoletni potomek zginie tu, bo jemu zachciało się wyjechać i zostawić całą rodzinę. Bo gdyby był na miejscu, gdyby został we wsi, z pewnością by ich wszystkich ocalił. Bo… Ciśnięta przez Bombastusa flasza koziołkując wyprzedziła go w locie i z trzaskiem rozbiła się na twarzy przepoczwarzonego obryzgując go całego swą zawartością. Jednak cios był na tyle potężny, że na chwilę go zatrzymał. Wystarczającą, by Sven dopadł go i jednym ciosem powalił na ziemię wyrywając Guntera z jego obrzydliwych łap. Nie tracąc czasu na kończenie dzieła Sven pognał do zamykających się wrót.

Podążający za nim krok w krok Bombastus z rozmachem kopnął powstającego zbrojnego w głowę. Trzask wyłamywanego siłą kopnięcia karku usłyszeć mógł tylko fachowiec. Albo tak się Hohensteinowi zdawało. Fakt pozostawał faktem, zbrojny runął na kamienny dziedziniec i zastygł w bezruchu. Chyba, bo medyk nie tracił czasu na oględziny. Do kapitularza wpadł zaraz za Svenem. I natychmiast obaj rzucili się do zatrzaskiwania drugiego skrzydła ciężkich wrót. Przez powoli zamykającą się szczelinę widzieli obaj pędzącego przez ogród Semena, dwóch pogrążonych w jakimś rytuale kapłanów i wchodzącego na wirydarz Doriana. Kroczył powoli choć cały świat w koło oszalał. I podążał wprost do tych, którzy odprawiali rytuał. Nie niepokojony przez w koszmar, który objął w posiadanie klasztorny ogród.

Semen z rozpędem wpadł do kapitularza roztrącając na boki zamknięte już niemal wrota. W ostatniej chwili niemalże, bowiem zaraz za nim w dębowe skrzydła domykanych wrót uderzyły wijące się pnącza. Zarówno zbrojni, jak i Sven z Bombastusem krzyknęli przerażeni w obawie, że nie dadzą rady domknąć odrzwi, ale Thomas i Gunter też nie próżnowali tnąc podniesionymi z ziemi nożami wdzierające się w szczelinę latorośl. Drzwi zwarły się a Semen zablokował je wciśniętym w uchwyty na poprzek toporem. Nie było czasu na szukanie belki.

- Musimy dostać się do bibliteki! Tam jest takie miejsce gdzie… - skrzydła dębowych wrót zadrżały od uderzenia i Sven porwał znów Thomasa i Guntera za dłonie cofając się kilka kroków do tyłu. Przez szczelinę pod drzwiami jęły wysuwać się wąskie pnącza. Szukające drogi do swego celu…

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 18-01-2021, 13:46   #60
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen ciachnął szablą pnącza włażące pod drzwiami.
- Poszły won sobacze syny. - warknął do nich,a do reszty rzekł - Znajdziecie belkę do zawarcia drzwi, bo na te kurewskie drzewa topór najlepszy.
Coś go tknęło i rzekł:
- Hohenstein, tyś jakieś mikstury chłopom chciał sprzedawać, ponoć na chwasty dobre. Randapus coś tam to nazywałeś. I daj który pochodnie, może jak się przypiecze gałązki to to gówno rozumu nabierze...
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172