Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2021, 08:17   #201
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Wracamy! - Zadecydowała baronessa.
Brak odpowiedniego rozpoznania uniemożliwił skuteczne odbicie ludzi, którzy z powodu tego samego braku odpowiedniego rozpoznania wpakowali się w kłopoty.
- Chyba nie muszę przypomnieć, że macie mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Nie chcę więcej takich niespodzianek.

Iolanda milczeniem zbyła gdybanie o tym czego konkwistadorom mogą przydać się jeńcy. Dla niej byli straceni. Takie wyprawy zawsze pochłaniały ofiary i rozczulanie się nad pojedynczymi przypadkami nie miało sensu.

Iolanda de Azuara swoimi wątpliwościami podzieliła się jedynie z Cezarem, który podzielał je i który tak jak i ona podobnie do sprawy podchodził.

Estalijscy szlachcice zarządzili szybki wymarsz. Więcej czasu nie należało już marnować.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 03-10-2021, 09:09   #202
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Negocjacje zmierzały ku fortunnemu zakończeniu. W wielu punktach oczekiwania posłów pokrywały się z obietnicami Amazonek. Carsten był rad, że wszystko zaczyna nabierać realnych kształtów. Deklaracje wojowniczek przyjął z zadowoleniem, lecz nie umknęła jego uwadze ich niechęć do przeprawy przez osławione mokradła. Decyzja o dołączeniu tajemniczej von Schwarz wprawiła go w lekkie zakłopotanie. Kobieta emanowała jakąś niewysłowioną aurą, która niepokoiła ochroniarza. Obdarzał ją sporą dozą nieufności, lecz nie mógł wpłynąć na ostateczne decyzje. Przyzwyczaił się do wykonywania rozkazów i akceptowania poleceń. Sama wyprawa przez bagniska budziła też u niego pewien dreszcz ekscytacji na ile ich widmowa legenda pokrywa się z rzeczywistością? Miał się o tym niedługo przekonać na własnej skórze. Tymczasem chwilowo zażywał spokoju w kwaterze gościnnej z dala od uciążliwego upału, dokuczliwego robactwa i innych niedogodności, których aż nadto było w ich obozie. Psina też doceniała te wygody, o czym świadczyło radosne merdanie ogonem i podjadanie smakołyków.

– Ciesz się piesku. – powiedział swemu czworonożnemu towarzyszowi. – Bo wkrótce wrócimy do naszej niewdzięcznej służby, kąsani przez chmary owadów i narażeni na inne bolączki.

Bastard w tonie głosu mężczyzny musiał wyczuć jakąś zmianę, ponieważ zastygł uważnie, jakby rozumiał słowa swego pana.

Eisen sięgnął po egzotyczny owoc i skosztował go z ciekawością. Mimo słodyczy w ustach odczuł kwaśny posmak, dowodzący, że miłe chwile, mają często wiszący nad nimi ukryty cień goryczy. Z łatwością mógł to odnieść do swojej obecnej sytuacji…

Wcześniej poprosił Majo o pomoc w znalezieniu jednej z roślin. Wytłumaczył jej, że chodzi o ptasznika, jakiś rodzaj drzewnego pasożyta. Z racji tego, że wyspę Amazonek otaczały wysokie drzewa, a one dobrze czuły się pośród nich sądził, że takie okazy roślin nie powinny ujść uwadze dzikusek i mogły mieć wiedzę na ich temat. Tak przecież pożądaną i bezcenną dla starań Sylwańczyka…
 
Deszatie jest offline  
Stary 08-10-2021, 23:27   #203
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Bertrand stwierdził że powinien nawiązać znajomość z blond Amazonką (ciekawe zresztą jak bardzo one były niejednolite pod względem takich cech jak choćby kolor włosów i skóry), skoro razem mieli współdowodzić wyprawą. Niestety komunikację utrudniała okoliczność, że Maanena nie znała z nim żadnego wspólnego języka. Musiał więc poprosić Majo o tłumaczenie, spytał się też czy jakiś tłumacz mógłby udać się nimi na wyprawę.

Dowódczyni ze strony Amazonek nie powiedziała wiele więcej niż już wiedzieli - do leża latających jaszczurów mieli około dnia drogi, sugerowała też uderzyć w nocy kiedy gady były ospałe. Zgodził się i zasugerował żeby wziąć jak najwięcej dobrych strzelców, dlatego miał zamiar poprosić de Riverę żeby przydzielił mu paru elfów od Amrisa lub Ekhteliona (jeśli te drugie już się odnalazły). Strzelcy pozwalali nieco zniwelować przewagę przeciwnika który mógł latać. Spytał się też, na ile grożne są teradony bez kierujących nimi jaszczuroludzi.

Sam miał zamiar wziąć ze sobą swój oddział kuszników...I znów była kwestia jego siostry, która coraz lepiej strzelała z łuku. Najchętniej jednak by ją zostawił z głównymi siłami pod opieką de Rivery, wystarczające było że tylko jeden de Truville się narażał w tak niebezpiecznej misji.

Kiedy wracając z negocjacji dojrzał spacerującą po wiosce von Schwarz, doszedł do niej i odezwał się cicho:

- Wiedz, że nikomu nie zdradzałem tego co mi Pani przekazałaś w konfidencji. Mamy jak pewnie wiesz już sojusz z Amazonkami i będziemy wspólnie odbijać piramidę. W takie sytuacji myślę że będzie okazja ją zbadać, chociaż nasze sojuszniczki są dość niechętne byśmy brali z piramidy coś więcej niż złoto... - urwał wypowiedź, ciekaw jak zareaguje tajemnicza szlachcianka.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 09-10-2021, 21:25   #204
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - 2525.XII.22 fst; przedpołudnie

Czas: 2525.XII.22 fst; przedpołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli
Warunki: wnętrze namiotu narad, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, gorąco (-5)


Wszyscy






https://i.pinimg.com/originals/81/8f...0255b39418.png

Kolejny Festag w dżungli. Już drugi. Bo dwa tygodnie temu to jeszcze wszyscy byli w Porcie Wyrzutków. A teraz tutaj. Nad brzegiem bezimiennej rzeki, zagubieni gdzieś w bezimiennych trzewiach dżungli. Przynajmniej pogoda dopisywała z rana. I było co prawda pochmurnie ale na dnie stumetrowego lasu to robiło niewielką różnicę. I tak panował półmrok. Za to było spokojnie a teraz, się nawet rozpogodziło. Do skrzeków i pisków małp oraz papug chyba już każdy zdążył się przyzwyczaić bo robiły za tło na jakie mało kto już zwracał uwagę. Póki komuś czegoś nie zwędziły to nikt sobie nimi nie zawracał głowy.

Za to nie dało się przegapić powrotu kapitana i posłów. Wrócili w komplecie wczoraj o zmierzchu. Jechali cały dzień od rana nie chcąc nocować w dżungli i chcąc jak najszybciej wrócić do głównego obozu. Jako, że wszyscy byli na wierzchowcach, kopytnych lub szponiastych ale wierzchem, to ta sztuka się udała. Trudna do ocenienia była rola Amazonek co jako przewodniczki sprawdzały się świetnie. Z ludzi zza oceanu kompletnie spadł ciężar kłopotania się którędy teraz i pochodnych tematów. Więc wraz z początkiem wczorajszego zmierzchu wjechali wczoraj do głównego obozu.

Wczoraj jednak podróż przez cały dzień dała im się we znaki więc raczej tylko się kto mógł przywitał, mogli wymienić się wieściami tak na gorąco co się u kogo działo przez te dwa dni ale dokładniejszą naradę i omówienie planów kapitan de Rivera zostawił sobie na jutro rano. No i dziś było właśnie to jutro rano.

- Ahoj kapitanie! - krzyknęła do niego blond Kislevitka machając do niego wesoło dłonią jak szedł dziś przez obóz.

- O dzień dobry Zoju. Widzę, że wyglądasz o wiele lepiej niż jak wyjeżdżałem. - kapitan skręcił w jej stronę i obrzucił ją spojrzeniem. Była w spodniach i koszuli to wyglądała dość zwyczajnie, jak zwykły żołnierz lub marynarz. Ale stała prosto, humor jej widocznie dopisywał i ten odpoczynek i rekonwalescencja z ostatnich kilku dni ewidentnie jej pomógł. Jakby dla żartu kapitan wyciągnął ku jej dłoń jakby prosił ją do tańca, Zoja z wesołym uśmiechem przyjęła tą dłoń i zakręciła się jak fryga dając dowód, że już właściwie nic jej nie jest i wróciła do zdrowia.

- El Capitano! Wróciłeś! Togo też wrócił! Togo znów zdrów i silny! Może polować na nowe głowy! - jakby znikąd pojawił się czarny niziołek szczerząc się radośnie w swoim białym uśmiechu. Też się witał z kapitanem jak z dawno nie widzianym przyjacielem.

- Togo ty mały dzikusie! Wiedziałem, że jakiś parchaty ork to za mało aby cię posłać w zaświaty! - estalijski brodacz z nieco zwichrzoną brodą podszedł do tubylca i klepnął go w górę ramienia też okazując radość, że jednak wydobrzał. Bo też przecież po walce z orkami ledwo zipał. Żołnierze i marynarze jacy obserwowali tą scenkę też się uśmiechali widząc te przyjazne i rubaszne relacje między ich naczelnym dowódcą a tą dwójką z jego starej załogi. Wydawał się jakiś swojski, nie trzymał zwykłych podwładnych na dystans bo chociaż Zoja i Togo wydawali się być częścią jego osobistej świty to jednak właściwie trudno było ich uznać za oficerów albo szlachciców.

No ale potem, już po śniadaniu i porannych ablucjach oraz modłach bo w końcu był to dzień świątyń, bogów i kapłanów przyszła pora na naradę. Na jaką znów dostali zaproszeni najważniejsi dowódcy w obozie albo zaufani kapitana lub ci których z innych powodów wolał mieć na tej naradzie.

Z jednej strony kapitan dość dobrze zrelacjonował efekt negocjacji z królową Alderą. Tak, jaszuczury nadal okupowały piramidę i tak Amazonki nadal chciały ją odzyskać. Zgodziły się jednak aby jaszczurów ekspedycja łupiła sobie do woli. Nie zgłaszały do tych łupów pretensji. Obiecały też zapłatę w złocie za pomoc w walkach o piramidę. Wyglądało na to, że główny cel wyprawy - skarby i złoto - ma szansę być osiągnięty. Chociaż pierwotnie nikt w planach nie miał walki z jaszczurami. A już na pewno nie całą armią. To budziło nieco niepokój i zastanowienie zebranych. Ale chyba głównie dlatego, że praktycznie nikt nie miał doświadczeń nie tylko w walce z jaszczuroludźmi ale w ogóle w kontaktach z nimi. Wiedzieli więc o nich jeszcze mniej niż posłowie którym wczoraj Majo chociaż mniej więcej omówiła te gatunki jaszczurów i ich najbardziej charakterystyczne cechy.

Poza tym de Rivera też powiedział o planowanych wyprawach jakie ustalił z królową. Czyli jedną przez Nawiedzone Mokradła do piramidy i drugą na Wzgórza Terradonów. Tą pierwszą miał kierować Carsten a drugą Bertrand. Z tym że miała to być operacja połączona bo i Amazonki miały dostarczyć mniej więcej z połowę sił. Z racji bariery językowej w obu wyprawach mieli wziąć udział Majo i Togo jako łącznicy i tłumacze. Dlatego kapitan tak ucieszył się widząc dzisiaj małego dzikusa całego i zdrowego. Ale tu właśnie zaczęły się schody bo de Rivera planował do piramidy wysłać ludzi Olmedo. Piesi zwiadowcy nadawali się do tej roboty idealnie. A tu się dowiedział, że zostało z nich tylko dwóch jacy prawie przypadkiem wymknęli się z zasadzki jakichś obcych Estaliczyków. Sądząc po minie kapitana tego się nie spodziewał i mocno mu to popsuło szyki. Trudno było uznać dwóch ludzi za oddział jaki zamierzał wysłać do piramidy.

- Niedobrze. Najpierw Ekthelion, teraz Olmedo. Zwiadowcy nam się kończą. - kapitan bolał nad tymi stratami. Zwłaszcza, że nie chodziło o jakichś kuszników czy włóczników jakich mieli dość sporo więc było kogo kim zastąpić. Tylko o zwiadowców jacy byli w wyraźniej mniejszości. Jak ruszali mieli ich trzy oddziały, dwa piesze, Ektheliona i Olmedo no i jeden konny czyli jinetes de Avilla. Po tajemniczym i podejrzanym zniknięciu elfów, po ostatnim uprowadzeniu górali przez obcych Estalijczyków zostali im już tylko konni zwiadowcy. Ale ich planował wysłać na ten rajd na wzgórza terradonów bo i jak przez te bagna trzeba było płynąć łodzią to szkoda tam było pakować spieszonych kawalerzystów.

- Pragnę zauważyć kapitanie, że Olmedo i reszta może jeszcze żyją. Nie znaleźliśmy ich ciał. Ani żadnych. A łatwiej byłoby tym obcym ich zabić od ręki jakby byli zbędni. Więc może do czegoś ich potrzebowali skoro ich nie zabili tylko zabrali ze sobą. - porucznik Sabatini jako jeden z nielicznych co z obecnego składu był wówczas w jaskini i pod pozwolił sobie na wyrażenie swojej opinii w tej sprawie.

- No tak, tak… Może jeszcze żyją… Ale kiedy to było? Dwa, trzy dni temu? To już mogą być daleko. Gdziekolwiek. - kapitan nawet się był skłonny zgodzić z takimi wnioskami jednak czas jaki upłynął od owego porwania górali był już dość spory.

- To prawda kapitanie. Jednak oni musieli pójść jakoś tymi jaskiniami. I musiało być ich ze dwa, może trzy tuziny. Samych ludzi Olmedo była prawie dziesiątka. A pod ziemią to tak nie zmywa śladów jak na powierzchni. Można by spróbować pójść po tych śladach. Jak się nie da to nie da, trudno, wrócimy z powrotem. Ale może się uda? - porucznik cierpliwie i grzecznie przedstawiał swój pomysł i naczelnemu wodzowi i pozostałym oficerom. De Rivera wydawał się być zaciekawiony takim rozwiązaniem. Zastanawiał się nad nim chwilę stukając palcami w blat stołu.

- Ale jeśli nawet by się udało to to by potrwało dzień, dwa, albo trzy. A wolałbym na przykład jutro wysłać już obie wycieczki do Amazonek. Dzisiaj dzień święty to odpoczywamy. Ale jutro dobrze by było ruszyć. Bo to też potrwa ze dwa, trzy dni w jedną stronę. A jeszcze wrócić trzeba. - kapitan rozważał na głos to kalendarzowe i mapowe rozdroże. Konno do wioski Aldery był pełny dzień drogi. Pieszo z półtorej. A tam miał być punkt zborny i połączenie obu wypraw. A dalej to znów dzień drogi do wzgórz a Amazonki nalegały aby zaatakować w nocy. Przeprawa przez bagno też miała potrwać większość dnia, nawet za pomocą łodzi jakie obiecała dostarczyć królowa. I powrót zapowiadał się podobnie. Więc gdyby nawet posłać kogoś do tych jaskiń to by oznaczało opóźnienie wysłania tych wypraw albo i tak trzeba by ruszać bez czekania na powrót tego podziemnego rekonesansu.

- To co doradzacie swojemu kapitanowi? - zapytał swoich oficerów i doradców skoro jeszcze się wahał i namyślał przed podjęciem ostatecznej decyzji.




@Iolanda





Iolanda nie miała po powrocie spod jaskini zbyt wielu zajęć więc wczoraj miała aż nadto okazji aby odpocząć i odbić sobie to czekanie pod jaskinią. Jak się okazało pustą. Była więc w obozie gdy wczoraj o zmierzchu do obozu wróciła grupa posłów pod przewodem de Rivery. A teraz brała udział w porannym spotkaniu jakie zorganizował.




@Carsten



Jadąc wczoraj na grzbiecie pożyczonego wierzchowca czarnowłosy Sylvańczyk miał całkiem sporo czasu na przemyślenie swoich i mniej swoich spraw albo słów. Jak choćby rozmowa z ciemnowłosą i ciemnoskórą tłumaczką królowej o ptaszniku. Z początku nie mogła zrozumieć o co ją pyta. Widocznie nie znała nazwy “ptasznik”. Przynajmniej w reikspiel. Dopiero jak zaczął tłumaczyć, że to taki duży kwiat, nadrzewny pasożyt, że połyka małe ptaki to twarz jej się rozpromieniła i zaczęła kiwać głową, że wie o czym mowa.

- Tak, tak, są takie kwiaty. Piękne i duże. I o przepięknym zapachu. My używamy ich nektaru w miłości. Cenny dar. - pokiwała głową tłumacząc chętnie i życzliwie jaką tu mają tradycję i opinię o tej barwnej roślinie. Nawet powiedziała jak ją po swojemu nazywają. “Inkanyezi cośtam”. Tłumaczenie na reikspiel było bardziej zrozumiałe. “Pomarańczowa gwiazda”, “złota gwiazda” albo “nadrzewna gwiazda”. Bo podobno miał tak duże i wyraźnie widoczne kwiaty, że z dołu widać było je jak gwiazdy rozświetlone pod sklepieniem dżungli.

- I rosną też w piramidzie. No blisko. Więc jak już ją odbijemy to będziesz mógł sobie narwać ich ile chcesz. - powiedziała jakby na zachętę. Bo Amazonki też ceniły ten kwiat więc tak na wpół hodowały go w swoim pobliżu. A za najcenniejsze uważały właśnie te jakie rosły w pobliżu piramidy i te mu Majo polecała najbardziej.




@Bertrand



- A może ja pojadę z tobą braciszku? Albo nawet bym mogła tu zostać. Podoba mi się tutaj. Te Amazonki są dla mnie bardzo miłe. - przez drogę powrotną dla odmiany bretońskie rodzeństwo mogło sobie rozmawiać do woli. A Izabella wpadła na pomysł, że chciałaby wrócić do wioski Amazonek albo nawet tam zostać. Zwłaszcza, że wiedziała iż Bertrand będzie tam wracał niedługo wyprawiając się na te latające poczwary. To była chętna spróbować swoich sił w takiej przygodzie. Jak nie razem z bratem to skora było znów skorzystać z gościny poddanych królowej Aldery które widocznie przypadły jej do gustu.

Miał też do przemyślenia swoją krótką, wieczorną rozmowę z tajemniczą szlachcianką jaka też była gościem królowej Amazonek. Przywitała go z ciepłym uśmiechem który przeszedł w bardzo wesoły gdy usłyszała co ma do powiedzenia.

- Ależ oczywiście, że są niechętne. - powiedziała roześmiana dając znać, że wcale jej nie dziwi takie zachowanie ich gospodyń. - Czy gdybyś miał pełny skarbów skarbiec zgodziłbyś się aby uzbrojeni obcy wynosili z niego co tylko dusza zapragnie? - uniosła brew dając znać, że nie oczekuje twierdzącej odpowiedzi.

- Niestety obawiam się mój słodki Bertrandzie, że walka może być zbyt nieprzewidywalna i zajmująca dla nas wszystkich aby tak na poważnie zbadać sekrety piramidy. Wydaje mi się, że albo trzeba by jakoś znaleźć okazję do zwiedzania przed starciem z jaszczurami gdy jeszcze oni będą tam się panoszyć albo po. Gdy to wy zajmiecie chociaż na jakiś czas piramidę. A wśród nich ty i ja. Wtedy byśmy mogli mieć okazję aby przyjrzeć się tym sekretom jakie one tak usilnie próbują przed nami ukryć. - szlachcianka przedstawiła swoją wizję jak można by spróbować dobrać się do tego czego widocznie królowa Amazonek nie chciała dać jej po dobroci czy w drodze jakiejś wymiany. Widocznie uważała, że na poznanie tych sekretów to jednak potrzeba więcej czasu i skupienia niż jakiś przelotny rzut oka a więc coś co można by wykonać w trakcie walki. Ale ile to sama nie umiała określić jak nie wiedziała czego dokładnie mogą się tam spodziewać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-10-2021, 23:50   #205
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Blisko piramidy powiadasz…? – ochroniarz zawiesił głos, spoglądając na dzikuskę. Twarz miał nieprzeniknioną, ale bez trudu można było wyczuć, iż targają nim pewne skryte emocje. Wygląda na to, że droga do piramidy to jednak moje przeznaczenie – pomyślał. Może rekonesans uda się wykorzystać na zebranie nadrzewnych kwiatów? Przynajmniej miał taką nadzieję, bo kolejna wyprawa z całością sił zapowiadała się już na prawdziwie bojową, gdzie nie będzie czasu i okazji na prywatne działania.

- A te nawiedzone bagna? To jakiś straszak na obcych, czy naprawdę
kryje się za tym jakaś upiorna historia?
– zapytał bez ogródek młodą kobietę, skoro miał ku temu sposobność.

Jej odpowiedź i tak nie zmieniała niczego i nie odwiodłaby go od udziału w zwiadzie.

***

Tak jak przypuszczał, powrót do obozowiska niósł ze sobą przykre dolegliwości. Już w drodze, mimo że pokonywanej konno i z asystą Amazonek, dżungla zdążyła dać się mocno we znaki. Odczuwał to jeszcze bardziej po wygodach gościny w królestwie Aldery. Robactwo, zaduch i ta wilgoć gorącego oparu osłabiająca płuca. Kto nie spędził kilku tygodni w dżungli, ten tak naprawdę nie wiedział jakiej piekielnej próbie zostali tutaj poddani. Co innego opowieść w przybrzeżnej tawernie, przy bretońskim winie, a co innego realia nieprzebytego zielonego gąszczu. Ciekawe, co porabia teraz Moncan? – pomyślał odruchowo o portowym przyjacielu, pewnie pod moją nieobecność ten szuler i galant znowu wpakował się w jakąś kabałę… Zdecydowanie bliższa Carstenowi była jednak myśl o Agnes. Dziewczyna wprowadziła spokój w jego serce. Była balsamem na dawne rany i nadzieją na pokonanie mroków przeszłości. Wiązał wspólne plany z uroczą minstrelką, a podstawowym warunkiem ich spełnienia był szczęśliwy powrót z tej karkołomnej wyprawy. To dawało mu siłę, oprócz syna, którego zostawił w Imperium, miał bliższy cel, motywujący go do wysiłku i starań, aby zwycięsko wychodzić z wszelkich prób i codziennie znajdować pokłady nowych sił, by toczyć ten nierówny bój z przeciwnościami. Podsycał ten ogień, by był niewyczerpalnym źródłem wiary i umacniał go w słuszności podjętych decyzji oraz pozwalał mu znosić codzienność piekła dżungli. Miał nadzieję, że to wystarczy żeby osiągnąć cel, który sobie wyznaczył…

***

Po powitaniach i ponownym wdrożeniu się w rytm obozowiska, Carsten miał chwilę, by porozmawiać z Estebanem. Przekazał mu topór, bo sam zwykł walczyć mieczem i w nim posiadał największą biegłość i wprawę. Zachował sobie jedynie sztylet z połyskującego kamienia. Jednocześnie podpytał o wieści i plotki krążące pośród żołdaków i taboru oraz wydarzenia, które działy się pod nieobecność posłów. Później poczęstował go też kilkoma owocami, które przywiózł z osady Amazonek i podzielił się kilkoma historiami. Chłopak chłonął je, przegryzając słodkie owoce, dając dowód, że ciekawość była ważnym bodźcem pchającym go do udziału wyprawie i podjęciu ryzyka. Młodość jeszcze raz pokazywała pewną zuchwałość i nie liczenie się z ryzykiem, za cenę przeżycia niezwykłej przygody.

Tylko ta przygoda, może mieć krwawy kres - myślał Sylvańczyk czując niepokój, kiedy przywołał w pamięci opowieści o jaszczurach i ich niewątpliwych przewagach, które niechybnie oznaczały ogrom cierpienia i śmierci dla wielu pospolitych żołnierzy, wierzących że ta wyprawa to okazja do bezkarnego rabunku i zdobycia zyskownych łupów.

***

Na naradzie objawiły się niespodziewane problemy, które dostarczyły frasunku Kapitanowi, w żaden sposób przezeń nie maskowanego przed najbliższymi podkomendnymi. Eisen tez zastanawiał się jak wybrnąć z tej sytuacji, z możliwie najlepszym rozwiązaniem. Zyskał już na tyle pewności siebie, by bez obaw przedstawić swój pogląd de Riverze oraz ogółowi zebranych.

- Za pozwoleniem Kapitanie, chyba nie powinniśmy zwlekać z naszymi planami, oczywiście los dzielnych ludzi Olmedy nie jest nam obojętny, w tej chwili jednak sytuacja wymaga odważnych decyzji. Osłabienie jaszczurów to rzecz kluczowa, podobnie jak zwiad do piramidy. Obie misje zakończone sukcesem, wielce przybliżą nas do żywotnych zamierzeń, jakie całemu śmiałemu przedsięwzięciu zostały wyznaczone. Może szanowna Baronessa użyczy nam kilku swoich ludzi do zwiadu? Byłoby to wielkie wsparcie i dowód, że wszyscy wspieramy się i dążymy ku jednakiemu celowi, lojalnie biorąc współodpowiedzialność za powodzenie wyprawy.

Zakończył ukłoniwszy się szlachciance i ciekaw ostatecznych decyzji, jakie niebawem zapadną.
 
Deszatie jest offline  
Stary 15-10-2021, 17:55   #206
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Żeby wszystko było jasne. Amazonki zgodziły się nie wchodzić na wojenną ścieżkę gdy ktoś ruszy złoto ze świątyni, tak? To samo złoto, o którym nieskończoną ilość razy wspominały nam - tu baronessa Iolanda de Azuara wskazała ruchem ręki osoby, które uczestniczyły w pierwszej misji dyplomatycznej, - że to ich dziedzictwo i że tego nie wolno ruszać? Kogo zatem wprowadziły w błąd? Członków pierwszego czy drugiego poselstwa? - Niekonsekwencja w zachowaniu Amazonek była czymś nad czym Iolanda musiała się na chwilę pochylić.
Być może nie była to niekonsekwencja a celowe działanie. Amazonki celowo wprowadziły kogoś w błąd.
- Skąd pewność, że i w innych kwestiach nie prowadzą nas w błąd? Skoro tak wyśmienicie wyszkolone wojowniczki nie są w stanie przepędzić intruzów ze swojej własnej i jakże cennej, będącej częścią dziedzictwa piramidy, to może to oznaczać, że albo nie są takimi doskonałymi wojownikami, albo intruz jest zbyt potężny. Z oczywistych względów nie będę kwestionować ich umiejętności w sztuce wojennej. Zatem te jaszczury są lepsze od Amazonek. Załóżmy nawet, że wspólnie uda się je pokonać i że Amazonki dotrzymują słowa. Ale taka konferencja pochłonie sporo istnień. Jedną kwestią jest to kto przeżyje a kto nie - Iolanda posłała wymowne spojrzenie zebranym. - Każdy myśli że będzie tym szczęściarzem. Że to inni nie powrócą. Drugą kwestią jest to jaka będzie zdolność pozostałych przy życiu do obrony złota? Nawet liczni i teoretycznie sprawni członkowie tej wyprawy dali podejście się grupie konkwistadorów - kobieta rozejrzała się po zebranych by w końcu skupić uwagę na Carstenie Eisenie.
- Myślę, że lepiej w tej materii spiszą się ludzie pani kapitan Konig panie Eisen.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 16-10-2021, 08:17   #207
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

- A może ja pojadę z tobą braciszku? Albo nawet bym mogła tu zostać. Podoba mi się tutaj. Te Amazonki są dla mnie bardzo miłe. - przez drogę powrotną dla odmiany bretońskie rodzeństwo mogło sobie rozmawiać do woli. A Izabella wpadła na pomysł, że chciałaby wrócić do wioski Amazonek albo nawet tam zostać. Zwłaszcza, że wiedziała iż Bertrand będzie tam wracał niedługo wyprawiając się na te latające poczwary. To była chętna spróbować swoich sił w takiej przygodzie. Jak nie razem z bratem to skora było znów skorzystać z gościny poddanych królowej Aldery które widocznie przypadły jej do gustu.

Bertrand badawczo przyjrzał się siostrze.
- Wolałbym nie brać cię na wyprawę przeciwko tym latającym jaszczurom. Za to może faktycznie dobry pomysł żebyś została trochę u Amazonek… spodobało ci się w ich wiosce?

- Tak. Są dla mnie bardzo miłe. Spodobało mi się tam. Pokazują mi wiele ciekawych rzeczy. Jak gotują, jak jedzą, jak jeżdżą na tych culhanach. I też mają łuki i z nich strzelają. Tylko u nich jest wszystko takie dziwne. Egzotyczne. To wszystko jest bardzo ciekawe. - młoda szlachcianka mówiła jakby chodziło o jakiś wypad dla przyjemności i poznawanie się z nową, nieznana kulturą co sprawiało jej wielką przyjemność.

- Ale jak chcesz to mogę pojechać z tobą. To trochę nie w porządku, że ty wszystko robisz a ja tylko zostaję w obozie. - powiedziała jadąc w siodle obok swojego brata jakby miała też i wyrzuty sumienia, że tylko on się naraża na niebezpieczeństwo.

- Dziękuję, ale myślę że mogłabyś mi pomóc zostając trochę we wiosce Amazonek. Nasz sojusz z nimi jest świeży i niepewny a poddane Królowej Aldery skrywają wiele tajemnic. Byłoby użyteczne jakbyś nawiązała z nimi kontakty, widzę że na razie świetnie ci idzie… im więcej się o nich dowiemy, tym lepiej dla nas. To też ważne. - Bretończyk położył rękę na ramieniu siostry w geście wsparcia.

- No dobrze. To zostanę u nich. Myślisz, że coś nam grozi z ich strony? - po chwili zastanawiania się gdy jechała wierzchem obok swojego brata zgodziła się na takie rozwiązanie. I chyba było po jej myśli skoro sama zaczęła ten temat. Ale zapytała jakby chciała wiedzieć czemu Bertrand wspomniał o tym nie do końca pewnym sojuszu albo tajemnicach.

Bretończyk zastanowił się przez moment, zdając sobie sprawę że sam do końca nie zna odpowiedzi na pytanie Isabelli.
- No… myślę że na razie nie powinno być problemów, potrzebują nas do odbicia piramidy z rąk jaszczuroludzi…. ale potem to w sumie nie wiadomo do końca jak sprawy się potoczą. Dlatego im więcej będziemy o nich wiedzieć tym lepiej. A na tobie jakie robią wrażenie?

- Wydawały mi się bardzo gościnne i miłe. Szkoda, że tylko Majo z nich mówi w reikspiel. Albo, że nie mamy Togo. Bo jestem ciekawa co one mówią między sobą. A tak to wszystko musze pytać Majo albo ona mi tłumaczy co inne powiedziały. Ale wydawały mi się bardzo miłe i gościnne. Pokazały mi jak się siodła te culhany i wchodzi, i jeździ. Zjadłam z nimi obiad w ich domu. Nie wiem dlaczego ktoś o nich mówi, że to krwiożercze dzikuski i barbarzyńcy. Po tym co o nich usłyszałam w Leifgard to się obawiałam, że nam utną głowy przy pierwszej okazji. A tu sam zobacz. Wcale nie są takie dzikie i krwiożercze jak to o nich opowiadają. - widząc, że brat przykłada dużą wagę do tego pytania siostra zastanawiała się chwilę zanim odpowiedziała. A jak już to mówiła powoli jakby szukała w głowie własnych przemyśleń i spostrzeżeń na temat ich niedawnych gospodyń. Ale mimo to brzmiało jakby była nimi pozytywnie zaskoczona. Zwłaszcza w zestawieniu z ich krwawą reputacją jaką miały jeszcze u mieszkańców Portu o Norsmenach nie wspominając.

- A ty? Co o nich sądzisz? Dlaczego pytasz jakbyś obawiał się, że nam mogą coś zrobić jak już będzie po wszystkim? - zapytała patrząc uważnie na swojego brata.

- Tylko Majo mówi w znanym nam języku? Szkoda… w każdym razie dobrze że czegoś ciebie uczą… - Bertrand również nieco się zawahał, zastanawiając się czy może podzielić się z siostrą sekretem przekazanym mu przez Vivian.

- Tak, zgadzam się, że nie są one bardziej krwiożerczym czy dzikim ludem niż sami Norsemeni, którzy w tym całym konflikcie też chyba nie są bez winy. Ale nie zmienia to tego, że Amazonki są negatywnie nastawione do takich wypraw jak nasza, bo uważają że chcemy łupić ich ziemie, a tutaj porozumieliśmy się dlatego że znaleźliśmy wspólnego wroga. Poza tym, jak pewnie zauważyłaś, nie widać wśród nich mężczyzn i starszych. W tym się kryje jakiś większy sekret, nie uważasz?

- No tak. Trochę to dziwne. Pytałam Majo czy mają albo miały jakichś mężczyzn. Ale mówiła, że nie. Wydawało mi się, że odpowiedziała mi poważnie i nie żartowała sobie ze mnie. No to przyznam nie wiem jak one sobie radzą bez mężczyzn. I tak na co dzień no i z dziećmi. Bo przecież małe dziewczynki tu są. A chłopców nie. Przynajmniej ja żadnego nie widziałam. - brunetka z Bretonii widocznie nie była jedyną co się głowiła nad tą zagadką. Z jednej strony Amazonki wydawały się być otwarte i szczere w kwestii braku mężczyzn a na razie poza obiema grupami posłów jakoż żadnego tutejszego mężczyzny nie spotkali w tej osadzie. Z drugiej jednak wydawało się to całkowicie niedorzeczne.

- Norsmeni właściwie też byli dla nas mili i gościnni. Też się zdziwiłam. Trochę się bałam tak na początku. Ale ostatecznie okazali się wcale nie tak dzicy. - Izabella wspomniała swoje wrażenia o wojownikach z północy którzy na południu Starego Świata też nie mieli dobrej opinii. Ostatnia wojna z Chaosem tym bardziej nie powodowała wzrostu zaufania do nich. Ale jednak dla ekspedycji de Limy i de Rivery nie okazali jakiejś większej wrogości.

- A czy tylko Majo mówi w jakimś z naszych języków to nie wiem. Ale żadna inna tak nie mówiła przy mnie. No i ona jest tłumaczką królowej to pewnie królowa mogła sobie wziąć najlepszą. - westchnęła nieco i schyliła się aby przejechać pod jakimś zwisającym pnączem.

- A, że są “negatywnie nastawione” jak to zgrabnie ująłeś no nawet mnie to nie dziwi. Przecież większość z nas przyjechała tu po złoto i skarby. A to ich złoto i skarby. I cała piramida. - siostra skrzywiła się jakby zdawała sobie sprawę z tej sprzeczności interesów i moralnej dwuznaczności tej wyprawy. Ale złoto było na tyle silnym argumentem i motywacją, że spajało tych wszystkich tak różnych uczestników wyprawy do wspólnego celu.

- No właśnie, całkiem rozsądnie to wytłumaczyłaś. Lustria to fascynujące miejsce, ale musimy uważać w tych obcych krainach… - Bertrand westchnął, uchylając się przed zbłąkaną gałęzią.

- Słyszałem plotki, że Amazonki znają jakąś magię dzięki której radzą sobie bez mężczyzn… ale pewnie nie jest to coś czym się łatwo podzielą.

- Magię? - siostra wyglądała na zdziwioną słowami brata. Trawiła je przez kilka chwiejnych kroków swojego wierzchowca. Co chwila musiał przechodzić ponad zwalonymi pniami czy po prostu wysokimi korzeniami jakie przy samym pniu potrafiły być wyższe od jeźdźca. Ale tu gdzie je mijali to sięgały może do końskich pęcin.

- Może… Nie wiem… Nic takiego mi nie mówiły. Ale skądeś się muszą brać nowe Amazonki. - Izabella mówiła jakby w pierwszej chwili miała ochotę odrzucić pomysł o użyciu jakichś nadnaturalnych mocy ale po zastanowieniu nie umiała jakoś tego wykluczyć. Bo do tej pory to była nierozwikłana zagadka skąd się biorą nowe Amazonki. Zwłaszcza jeśli naprawdę obywały się bez mężczyzn.

- Trudno przyjąć inne wyjaśnienie, chyba że ukrywają gdzieś swoich mężczyzn... ale w każdym razie lepiej zbyt nachalnie ich o to nie wypytywać. Może jak będziesz dłużej w ich wiosce to coś ci się rzuci w oczy. - podsumował Bretończyk, mając nadzieję że jego siostra wykaże się rozsądkiem - wydawała się teraz bardziej dojrzała niż zanim przybyli do Lustrii.

Zamyślił się nad przyszłymi krokami. Z obozu na wyprawę na terradony miał zamiar wziąć swój oddział kuszników, no i poprosić Riverę o przydzielenie mu paru elfów. Ciekawe czy Ekhtelion już się odnalazł?
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-10-2021, 07:31   #208
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2525.XII.25 mkt; popołudnie

Czas: 2525.XII.25 mkt; popołudnie
Miejsce: 1 dzień drogi od wioski Aldery, dżungla, skraj Nawiedzonych Mokradeł
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło (0)


Wyprawa do piramidy






https://motionarray.imgix.net/previe...ax&auto=format


- To mamy wejść tam? - Zoja skrzywiła się i po marynarsku splunęła w trawę i błoto pod nogami. Po czym rozgniotła jakiegoś insekta na ręku. Ta maść z jakiegoś soku jaki rozdały im Amazonki chyba działała nieźle. Jak się nią posmarowało to skóra robiła się zielonkawa. Właśnie jakby się ktoś jakimś sokiem roślinnym poplamił. Z czasem jednak wysychała i łuszczyła się więc na przelotny rzut oka to osoba wysmarowana takim sokiem mogła uchodzić za kogoś z jakąś brzydką chorobą skóry. Ale przynajmniej dało się poznać kiedy znów trzeba się wysmarować tym gęstym żółto-zielonym płynem jakiego Amazonki używały do odstraszania owadów. Miał rzeczywiście dość charakterystyczny, ostry zapach. Kojarzący się z jakimiś ziołami. Ale trudno go było porównać do czegoś znajomego zza oceanu. Same wojowniczki Aldery też używały na sobie tej maści. A i większość ludzi z ekspedycji też nie omieszkało skorzystać z tego dobrodziejstwa bo wydawała się działać. Po prostu tutaj już na skraju bagna tych cholernych insektów było chyba jeszcze więcej niż w “normalnej dżungli”.

- Tak. Tędy da się dotrzeć do piramidy. Pytanie czy chcemy ruszać jeszcze w świetle dnia czy ruszamy po nocy. No i kto? - bladolica Vivian jako jedyna była w stanie wytrzymać w długiej czarno - czerwonej sukni z długimi rękawami. Gdzieś po drodze Carsten usłyszał rzuconą półgłosem uwagę Glebovej na ten temat. Dziewczyna nie mogła się nadziwić jak ktoś może wytrzymać w tej duchocie na długi rękaw. Bo chociaż teraz już się ochłodziło i zapanowało całkiem przyjemne ciepło to przez większość dnia było gorąco. To duszne, tropikalne gorąco, tak trudne do wytrzymania zwłaszcza dla ludzi zza oceanu.

- To kwestia kompromisów moja droga. Spójrz na to w ten sposób. Tam gdzie masz ubranie tam to całe robactwo ma dużo trudniejszy dostęp. - panna von Schwarz miała chyba lepszy słuch niż można było sądzić albo to Kislevitka kiepsko oceniła odległość między nimi i były bliżej siebie niż sądziła. Niemniej obie potraktowały tą wymianę uwag jako żartobliwą. Potem blondynka zastanawiała się jakiś czas czy może nie lepiej chodzić “na długo”? Te małe, krwiożercze potwory wydawały się bardziej dokuczliwe niż wszelkie orki, gady i inne takie co tu się można było na nie natknąć. Ona sama preferowała dość lekkie, marynarskie spodnie, wysokie do kolan buty i luźną koszulę. Czyli wyglądała jak przeciętny marynarz. Może pomijając buty bo ci zwykle chodzili boso. No i koszulę miała w haftowane wzory przy kołnierzu i mankietach. Ale i tak niezbyt wpisywała się w obraz jakiejś szlachcianki czy oficera. W przeciwieństwie do panny von Schwarz w jej eleganckiej i solidnej sukni. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to jakaś szlachcianka lub ktoś znaczy. A sposób wysławiania się i maniery tylko to potwierdzał. Podobnie jak oni miała wsadzony za pas pistolet a u pasa swoją szablę. I jeszcze tarczę ale niosła ją na plecach. W dłoni zaś dzierżyła włócznię która w tej dżungli świetnie sprawdzała się także jako kostur czy coś do sprawdzenia podejrzanego miejsca przed zrobieniem kolejnego kroku. A przynajmniej tubylcze wojowniczki do tego używały włóczni.

Dobór obsady nie był przypadkowy. Kapitan miał niezły zgryz kogo tu posłać do tej piramidy skoro zabrakło Olmedo i jego ludzi. A i miał jeszcze inne rozterki więc też nie chciał za bardzo uczczuplać głównych sił. W końcu zdecydował się posłać oddział marynarzy. To byli ludzie morza a nie zawodowi zwiadowcy ale też byli zaprawieni w różnych sytuacjach, w walkach na pokładach statków i lądowych. A część z nich była rozbitkami razem z nim gdy pod koniec ostatniej wojny pieszo przeprawiali się przez tropikalną dżunglę. Tylko bardziej na północ stąd. Więc mieli pewne obycie w dżungli i bytowaniu w niej. No i jako marynarze wspinali się po rejach jak małpy co też mogło być przydatne. No i nie klekotali pancerzami i uzbrojeniem co mogło pomóc przy skrytym poruszaniu się. Może i dlatego też do tej wyprawy dołączyła Zoja i Togo. Pigmej co prawda tak samo jak reszta ekspedycji był tutaj po raz pierwszy więc jej nie znał. No ale był stąd. Z Lustrii. Widocznie kapitan liczył, że w razie czego pomoże Carstenowi i reszcie zweryfikować słowa Amazonek lub coś na co się natknął.

Pierwszego dnia nowego tygodnia obie wyprawy opuściły główny obóz. Ale pieszo do wioski królowej Aldery to im zajęło z półtorej dnia. Szli wspólnie z kusznikami i pikinierami jacy pod wodzą Bertranda mieli się rozprawić z latającymi gadami. Ale tak czy inaczej pierwszy etap wiódł z powrotem do wioski Amazonek położonej na Wężowej Wyspie. Więc chociaż wczorajszą noc spędzili w całkiem cywilizowanych warunkach domu gościnnego stojącego na palach. A dziś rano przyszło ruszyć dalej i się rozstać. Wyprawa Bertranda poszła w jedną a oni w drugą stronę. I teraz, tym pogodnym i ciepłym popołudniem dotarli do skraju tych owianych złą sławą moczar. Była okazja do odpoczynku, popasu i zastanowienia się co dalej.

Amazonki chyba traktowały ich poważnie bo wywiązały się z umowy dostarczając łodzie. Z tego co mówiły łatwiej te bagna było pokonać łodzią niż w nich się topić na piechotę. Łodzią na drugą stronę można było dostać się w jakieś kilka dzwonów. Więc trochę przed albo o zmierzchu powinni być już po tamtej stronie. A z tamtej strony jak nie było mgły to widać było już czubek piramidy. Ale mgła była tu prawie zawsze. Te półnagie dzikuski w roli przewodniczek i opiekunek sprawdzały się świetnie. Ze staroświatowców odpadało choćby szukanie drogi. Wystarczyło iść za ich tubylczymi przewodniczkami. Z tą maścią na insekty czy choćby reagowaniem na różne odgłosy dżungli podobnie. Nawet z tymi łodziami było to duże ułatwienie bo te bagna wyglądały na bardziej wodniste niż gruntowe to łodzie faktycznie mogły okazać się bardzo przydatne w ich sforsowaniu. Jednak Amazonki zdradzały pewną nerwowość. Im bliżej skraju bagna tym wyraźniejszą. Dało się wyczuć, że nie lubią tej okolicy i gdyby mogły to by ich tu nie było. Ale po tym co Carsten parę dni temu usłyszał od Majo o tych bagnach nie było się co dziwić.

Dawno, dawno temu, w czasach gdy Pradawni chodzili po ziemi mieszkali w tej piramidzie jaką po nich odziedziczyły Amazonki. To był złoty wiek jakiego echa do dziś da się tu dostrzec. Aż ten wiek się skończył nagle i tragicznie. Gdy pękły jakieś bramy i przez nie Chaos wlał się do tego świata. Carsten pierwszy raz słyszał o jakiś bramach i wlewającym się Chaosie ale nie przerywał bo nie był to koniec opowieści. Wówczas zaczęła się straszliwa wojna z demonami i innymi plugastwami zrodzonymi przez wypaczoną demoniczną moc. Stoczono wiele bitew a stary porządek umarł. Pradawni zniknęli z tego świata. A młodsze rasy jak elfy, ludzie i krasnoludy przejęły ciężar walki z Chaosem. Co ciekawe Majo opowiadała to tak jakby do młodszych ras zaliczała także elfy i krasnoludy a sama uważała widocznie Amazonki za odrębną rasę starszą jeszcze od nich. A przecież to elfy i krasnoludy patrzyły zwykle na ludzi z pobłażliwością lub pogardą w zależności kto i na kogo i w jakiej sytuacji. I ludzie ich właśnie, nie na darmo, nazywali “starszymi rasami”. Ale widocznie Majo i Amazonki miały inny punkt widzenia.

W każdym razie jedną z takich bitew stoczono właśnie tu. Przy piramidzie. Użyto tak potężnej broni i magii, że jej echa są odczuwalne do dzisiaj. Do dziś krążą tam stwory i echa stworów sprzed tysięcy lat. I Zagubione. Odłam Amazonek jakie wieki temu dał się omamić obłąkanej prorokini i zbuntował się więc zostały wygnane na bagna. Do dziś ponoć można czasem je tam spotkać. Podobnie jak ludzi zza oceanu jacy przyszli rabować. Rozbici przez Amazonki ucielki na bagna nie zdając sobie sprawy czym to grozi. Są tam do dziś. A co tam jeszcze może się kryć tego nie wiedziały nawet Amazonki. Przynajmniej tak mu wtedy powiedziała Majo.

- Ale jak trzeba tamtędy pójść do naszej piramidy to pójdziemy. Znamy mniej niebezpieczne ścieżki. - powiedziała na koniec jakby chciała czymś osłodzić tą ponurą wizję zabójczych bagien. Opowiadała to jak i wcześniej na audiencjach u jej królowej. Jak opowieści, mity i legendy. Ale jednak na ile mógł wyczuć Carsten to jednak tak samo jak tam opowiadała to jak najbardziej poważnie. I chyba na poważnie ona i jej siostry wolały się tu nie zbliżać. Bo dzisiaj widział jak rzucają czujne spojrzenia na skraj tego mglistego bagna. Na razie jednak wszyscy odpoczywali po całodziennym marszu przez dżunglę.

- Byłeś już tutaj? - Zoja zapytała kalekę jaki usiadł na przewalonym pniu obok niej. Przez ten hak w miejsce lewego ramienia i drewnianą zamiast lewej nogi wyglądał trochę jak stary pirat, bosman czy marynarz. Nie był jednak stary. Chociaż pewnie mógłby już być głową rodziny. Carsten dobrze wiedział kim on jest. Alonso de Alvarez. Tajna broń kapitana. Człowiek który był i wrócił z piramidy. Do tej pory zazdrośnie chowany gdzieś tam w trzewiach eskpedycji, że Sylvańczyk poznał go dopiero ostatniego wieczoru przed wyruszeniem w drogę. I dostał od de Rivery bardzo precyzyjne wytyczne. Miał mu wrócić de Alvareza na chodzie. On i Zoja bo oboje dostali to zadanie. Kaleka w końcu był ich jedynym człowiekiem jaki widział piramide na własne oczy. Kapitan uznał więc, że jest najlepszym kandydatem aby zweryfikować to z obecną sytuacją.

- Nie. Nie byłem. Szliśmy z drugiej strony. Wzdłuż rzeki. Nawet nie wiedziałem, że są tu jakieś bagna. - Alvarez pokręcił swoją ciemnowłosą głową przedwcześnie posiwiałą. Na razie jako przewodnik nie był zbyt użyteczny bo tak samo jak reszta staroświatowców był tutaj pierwszy raz. Dopiero po drugiej stronie bagien, jak będą w pobliżu piramidy mógł pokazać na co go naprawdę stać.

- Czarna Włócznia pyta czy ruszamy w dzień czy w nocy czy jutro rano. - Pigmej podszedł do nich szczerząc się wesoło i zapytał po estalijsku co Zoja przetłumaczyła na reikspiel. Togo wskazywał na Medę jaka rzeczywiście miała grot swojej włóczni barwiony na czarno. Teraz czarnoskóra wojowniczka wyglądała o wiele lepiej niż gdy ją spotkali po raz pierwszy w niewoli u Norsmenów. Podeszła za Pigmejem czekając na decyzję. Ona z kolei była odpowiednikiem Carstena od Amazonek i dowodziła ich oddziałem wyznaczonym do tego zadania przez królową Alderę. Oddział składał się z tuzina wojowniczek z barwnymi piuropuszami na głowach. Prawie każda była łuczniczką i poruszały się przez dżunglę jakby przez nią płynęły. Więc do zwiadowczego zadania jakie miało przede wszystkim rozpoznanie a nie walkę wydawały się w sam raz. Druga grupa jaka pomaszerowała na te wzgórza teradonów była znacznie większa. Bo i de Rivera i Aldera wydzieliły tam więcej sił. Ale oni z założenia mieli stoczyć walkę a grupa Carstena i Medy wręcz przeciwnie. Przede wszystkim mieli nie dać się wykryć i zorientować się w aktualnej sytuacji przy piramidzie.

A teraz Carstena czekała decyzja jak ruszać. Jak w miarę od ręki po krótkim popasie to mieli szansę znaleźć się po drugiej stronie bagna jeszcze przed zmrokiem. Wówczas w zapadających ciemnościach mogliby się zbliżyć do piramidy. Może nocować i rano się rozejrzeć. Odpadłaby jutro przeprawa przez te bagna. No albo poczekać do rana i rano się przeprawić. Trzecią opcją była nocna przeprawa. Meda jak i inne Amazonki a nawet Togo zgadzali się, że noc jest najlepszą porą do działania przeciw jaszczurom. Są wtedy ospałe i leniwe. Tylko jakoś nikomu nie uśmiechała się nocna przeprawa przez owianę tak złą sławą bagna. A wyglądało na to, że ostateczną decyzję Meda była skłonna przerzucić na Carstena.




Czas: 2525.XII.25 mkt; popołudnie
Miejsce: 1 dzień drogi od wioski Aldery, dżungla, okolice Wzgórz Terradonów
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło (0)



Wyprawa na Wzgórza Terradonów




- O widzisz? Latają. Ale dzień się kończy. Jeszcze trochę i wrócą do swoich gniazd. - Majo wskazała swoją włócznią na czarne kreski na błękitnym niebie w białe baranki. Pogodny dzień był dzisiaj jak się okazało gdy zbliżyli się do skraju dżungli. Tak, też je widział. Z daleka wyglądały jak ptaki. Łatwo je było wziąć za ptaki jak się nie wiedziało co to może być. Na otwartym niebie trudno było złapać właściwą odległość i perspektywę. Jak się jeszcze nie wiedziało co to jest i jakie to jest dużo to “ptaki” wydawały się oczywistym skojarzeniem. Ale

- I to ta góra? To tam się gnieżdżą? - zapytał porucznik Sabatini, dowódca tileańskiego oddziału najemnych kuszników. Razem z Bretończykami Bertranda mieli ich jakieś dwie dziesiątki. Do tego do bezpośredniego starcia kapitan wyznaczył elfów Amrisa i grupę ochotników z hufca pomocniczego. Czyli tych wszystkich ciurów obozowych jacy normalnie nie brali udziału w walce. Ale tym razem jeśli wierzyć zapewieniom Amazonek to miała być nie tyle walka co rzeź. Przynajmniej jakby wszystko poszło zgodnie z planem. A wedle planu mieli zaatakować w nocy. Gady w nocy miały być leniwe i ospałe, wręcz ogłupione. A na ziemi to te terradony się zabijało jak pijane gęsi. Wystarczyło trzepnąć kijem aby coś tam im połamać i unieruchomić. A kolejne uderzenie czy dwa załatwiało je na dobre. Bo o ile w powietrzu i w dzień były zwinnymi drapieżnikami jakie mogły narobić kłopotu nawet sporej armii i same były trudnym celem dla strzelców to na ziemi i w nocy miały być właśnie jak “pijane gęsi”. Tylko pierwszy raz była okazja spojrzeć na to miejsce gdzie miały gniazda te latające gadziny.




https://mapio.net/images-p/46979698.jpg


- Tak. To tam. Obsiadują szczyt i tam mają gniazda. Trzeba się tam wspiąć. - Majo potwierdziła domysły Tileańczyka. Sama była łącznikiem między Bertrandem a Maaneną jak dowodziła podobnie liczebnie grupą Amazonek. Bo ich królowa wywiązała się z obietnicy i dostarczyła podobne ilości swoich wojowniczek do obu wypraw. Jakieś łuczniczki pod wodzą Medy ruszyły z ludźmi Carstena na bagna i piramidę. A blondwłosa Maanena poprowadziła tarczowniczki i włóczniczki na te wzgórza. Łącznie mieli ponad pół setki wojowników.

- I mamy uderzyć na nich w nocy? To jak się tam wespniemy? Po ciemku? - Toras co dowodził elfickimi włócznikami a przy okazji wziął też nadzór nad oddziałem pomocniczej piechoty o której chyba jednak nie miał dobrego mniemania zdradzał pewne wątpliwości.

- No właśnie to chciałyśmy ustalić. Nie możemy wyjść w dzień bo nas zauważą i odlecą. Możemy poczekać do zmroku i wtedy wyjść. Ale możemy też obejść wzgórze. Z drugiej strony las podchodzi prawie pod sam szczyt. Tylko to jest dalej. W pobliże szczytu już pewnie byśmy doszli o zmroku albo po. - ciemnoskóra tłumaczka królowej przedstawiła dwa podstawowe warianty jakie uważała za możliwe do zrobienia. Bo chociaż pokonali już większość trasy od głównego obozu w ciągu ostatnich trzech dni to teraz dochodzili do kluczowej fazy. Dobrze było zaatakować tej nocy. Pozostanie dłużej o dzień zawsze niosło ryzyko, że któryś z latających skinków ich zauważy. W końcu potrafiły latać nawet pomiędzy drzewami w dżungli. Więc może nic by się nie stało ale mogli zostać wykryci przez te małe, latające gadziny. Poza tym jakby odwlekli atak o dobę to jutro pewnie też by stanęli tutaj przed tym samym dylematem.

- Tak źle i tak niedobrze. Cholerna wojna. - burknął Toras. Podrapał się po gładkim policzku na jakim miał jakieś małe zadrapanie od gałęzi czy innego kolca. Potrzeba nocnego ataku i zachowania skrytości mocno utrudniała im zadanie. Szczyt co prawda piął się pod koniec dość stromo ale z tego miejsca mimo wszystko wydawał się do przejścia nawet jak się nie było góralem. A Amazonki zapewniały, że to jest do zrobienia i już to robiły w przeszłości. Ale w dzień. Nawet one nie próbowały tego po ciemku. Ale nadal wydawało się to do zrobienia. Niestety z tej strony szczyt był dość nagi więc gdyby tylko wyszli z dżungli zostaliby dostrzeżeni przez powietrzne patrole. I nawet jakby ich nie zaatakowały w co Amazonki wątpiły to mogły zwyczajnie odlecieć. I z ich rozgromienia wyszłyby nici. Dlatego proponowały poczekać do zmroku. I jeszcze trochę. I pokonać drogę na szczyt po ciemku. W ich ocenie dwa, może trzy dzwony powinno wystarczyć nawet po ciemku aby dotrzeć na szczyt. Czyli pewnie by byli gdzieś koło północy. W sam raz na atak.

No albo obejść wzgórze u podnóża, nie wychodząc z dżungli i podejść z drugiej strony. Tam był las prawie na sam szczyt. Dawał szansę na skryte podejście. Wtedy też powinni być u szczytu w okolicach północy. No ale praktycznie byliby cały czas w marszu od rana. Więc byliby zmęczeni i prawie z miejsca trzeba było zacząć atak. Ale odpadało ryzyko pokonywania pustej przestrzeni jaka dominowała z tej strony gdzie teraz byli. No i to wszystko trzeba było zrobić po cichu. Bez krzyków, hałasów, wystrzałów i innych takich. Między innymi dlatego Carlos nie wyznaczył tu żadnych strzelców ani ciężkich pancerzy. Kawaleria zaś mogła dotrzeć tu pewnie już i wczoraj ale nie było pewne czy daliby radę wjechać po tak stromym wzgórzu jakie właśnie było widac.

- A one wszystkie będą spać? Te małe co na nich latają też? Nie wystawią jakiejś straży? - Sabatini zapytał o coś innego. To, że w nocy się spało było naturalne. Ale przynajmniej ludzie i większość rozumnych ras jak była na wojnie to jakichś strażników nawet w nocy wystawiała. Ale z tymi jaszczurami mieli się potykać po raz pierwszy. To nie było wiadomo czego się spodziewać.

- Tak, mogą kogoś mieć. Ale to też gady więc będą wolniejsze i ospałe chociaż nie aż tak jak te co będą spać. - Majo wydawała się być zdania, że jakiemuś sprawnemu skradaczowi czy małej grupce powinno udać się podkraść dość blisko. No ale taka mała grupka raczej nie miała szans załatwić całej zgrai latajacych gadzin i ich jeźźców. No a za to w ponad pół setce dwunogów jaką mieli tutaj u podnóza wzgórza zawsze ktoś mógł coś kopnąć, uderzyć się i odruchowo krzyknąć czy choćby wrzasnąć jakby zleciał w dół wzgórza. Zwłaszcza jak będa tam wchodzić po zmroku. Zaś w wersji na okrągło i przez dżunglę było ryzyko, że rozbudza jakieś małpy czy ptaki które swoim skrzeczniem mogą zaalarmować gadzich strażników.

- Ile ich tam może być? - zapytał Toras bo na własne oczy widzieli tylko kilka latających “ptaków” na nieboskłonie. Nic to nie mówiło o tym ile w ogóle ich może być na szczycie wzgórza.

- Tego nie wiemy. Żadna z nas tam ostatnio nie była. Ćwierć setki, pół setki. Setka. Nie wiadomo. - tłumaczka pokręciła głową




Czas: 2525.XII.25 mkt; popołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli
Warunki: wnętrze namiotu, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, ciepło (0)



Iolanda





https://3zsmz73ycy0o482l6t1qvq2e-wpe...6/IMG_3706.jpg


Teraz pod koniec dnia zrobiło się chłodniej i już nie było tak gorąco. Służąca podała wino swojej pani ciesząc się chyba, że tego postoju i bliskości. Po ostatnich wojażach Iolanda została tym razem w głównym obozie. Była więc okazja aby odpocząć. A do odpoczynku okolica nie była taka zła. Brzeg rzeki zapewniał dostęp do świeżej wody i wiała stamdąd bryza jaka nieco chłodziła ten tropikalny zaduch. Dzisiaj mijał trzeci dzień odkąd rejzy Bertranda i Carstena wyruszyły ku swoim celom. Przewidywano już w Festag na naradzie wodzów, że do wioski królowej Aldery zejdzie im pewnie ze dwa dni skoro konnym zajęło to prawie cały dzień jazdy od rana do świtu. I kolejny dzień od wioski do indywidualnych celów. To jakoś dzisiaj był ten trzeci dzień. Nic ich nie zatrzymało albo się nie wydarzyło to mieli szansę już dziś dotrzeć na te wzgórza i bagna. Więc powrotu też najprędzej należało się spodziewać za trzy dni. Ale cztery czy pięć były równie prawdopodobne. Czyli właściwie dopiero w Angestag czy Festag jakby nie wracali znaczy, że coś poszło mocno nie tak. Ale na razie był koniec Marktag i to całkiem przyjemny koniec dnia. Ani za gorący, ani za zimny, akurat w sam raz, zupełnie jak w Estalii. Tylko tam nie było tak duszno i wilgotno.

Iolanda miała aż nadto czasu aby wspomnieć co kto powiedział podczas narady w ostatni Festag. Jej słowa też przyjęto różnie ale wywołały dyskusję wśród zebranych. Pierwsza odezwała się kapitan Koenig ledwo estalijska szlachcianka zgłosiła Carstenowi propozycję zabrania jej ludzi.

- Z całym szacunkiem milady. Ale ja i moi ludzie nadajemy się do walki. Tylko i wyłącznie. - brunetka pokręciła głową na znak, że ma dokładnie sprecyzowany profil swojej jednostki i pomysł na jej użycie. Zresztą de Rivera też wolał trzymać ten imperialny oddział jako żelazny atut gotów go rzucić w decydującym momencie. Dlatego nie bardzo chciał się go pozbywać. A i ciężko opancerzona piechota niezbyt kojarzyła mu się z jakimś zwiadem i rozpoznaniem. A o to chodziło przecież przede wszystkim w zadaniu jakie zlecił Carstenowi. Koniec końców wysłał więc tam oddział swoich marynarzy a Koenig ze swoimi ludźmi została w obozie. Ale jak już podjęto decyzje kto ma zostać a kto iść i dokąd wrócono do tego o co pytała Iolanda.

- Może się mało precyzyjnie wyraziłem Iolando. Ale królowa Aldera dość stanowczo i niezłomnie podkreśla ich prawa do piramidy i tego co się w niej znajduje. A więc także do złota i tego co one uznają tam za dziedzictwo. - Carlos uniósł nieco palec aby podkreślić to co mówi. A mówił wolno jakby chciał starannie przekazać swoje wnioski i ustalenia jakie poczynił podczas swoich rozmów z królową Amazonek.

- Niemniej obiecała nam złoto i skarby. Jako zapłatę. I zgodziła się na dowolne rabowanie jaszczurów czy żywych czy martwych. Odniosłem wrażenie, że mogą mieć inne zasoby złota i skarbów. No chyba, że kłamała. Ale wówczas to zrywa naszą umowę. I wtedy weźmiemy sobie co będziemy w stanie z piramidy. Sprawiła na mnie jednak pozytywne wrażenie. A tu proszę, dostaliśmy od nich takie podarki. Złoto. Zakładam, że nie oddały nam swoich ostatnich zaskórników. Więc pewnie jakieś złoto u siebie mają aby nam zapłacić. A ponieważ w tej chwili z tego miejsca i tak nie możemy zweryfikować ich zasobów a jak wygląda sytuacja w piramidzie to mam nadzieję Carsten przyniesie nam wieści to proponuje się tym na razie nie przejmować i przyjąć, że Amazonki działają w dobrej wierze. Na razie są nam przyjazne i wywiązują się z tego co nam obiecały. - kapitan przyznał się, że nadal wiele rzeczy i dla niego jest niewiadomych. Jednak wydawał się być optymistą. I skoro w tej chwili nie mieli jak sprawdzić słów i intencji Amazonek to się tym nie przejmować na zapas. Pokazał zawieszony na szyi wisiorek o dziwnym wzorze jaki dostał w prezencie od królowej Aldery podczas swojej wizyty i pierwszego wieczoru powitalnego. Błyszczał na żółto jakby był ze złota. A jakoś nie nosił go wcześniej.

- To może zamiast iść do piramidy bić się z jaszczurami weźmiemy sobie od niej złoto? - zaproponował de Guerra. Wniosek przyjęty został jak żart chociaż nie przez wszystkich. Niektóre głowy pokiwały z uznaniem dla tekiej przenikliwości i refleksu starego pułkownika.

- A umiesz pułkowniku zdobyć wyspę na środku rzeki obudowanej palisadą i z basztami obronnymi? Bez łodzi, artylerii i ciężkiego sprzętu? - de Rivera wykazał się nie mniejszym refleksem i zripostował pomysł równie szybko i w żartobliwym tonie. Teraz znów niektórzy się roześmiali a inni pokiwali głowami nad tą celną uwagą.

- Przyszło mi to do głowy. Ale bez floty i artylerii to nie wiem jakbyśmy mieli zdobyć ich wyspę. Nawet zablokować ich nie możemy bo one mają łodzie a my nie. Wystarczy, że nas przeczekają. Nam się w końcu skończą zapasy a im nie. A królowa była bardzo miła i gościnna ale jakoś zaczęła zasłaniać się mnóstwem kłopotów gdy pytałem o kwaterunek dla nas. Więc chyba nie jest taką nieopierzoną trzpiotką jaką się wydaje na pierwszy rzut oka. I widziałem ich palisadę. Ktoś, stawiam na Norsmenów, próbował zdobyć tą wyspę. No i na próbach się skończyło. A oni mają łodzie a my nie. Nie, naprawdę nie wiem jakbyśmy mieli zdobyć ich wyspę siłą. Do walki z jaszczurami to chociaż możemy wystawić całość naszych sił na pewnym gruncie. Tak sądzę. Mam nadzieję, że rozpoznanie Carstena coś wyjaśni w tej sprawie. - kapitan już nieco poważniej wyjaśnił dlaczego nawet jakby Amazonki miały całe góry skarbów nie bardzo widzi możliwość zdobycia ich wyspy. Ale powiódł wzrokiem po oficerach, szlachcicach, najemnikach i doradcach czy mają coś do powiedzenia w tej sprawie. Wyjaśnił o czym rozmawiał podczas negocjacji i chociaż ogólnie jak wygląda wyspa tubylczych wojowniczek bo poza posłami to większość zebranych w namiocie nie widziała tego co oni.

- Ale masz rację Iolando. Nie bardzo jest dla mnie zrozumiały ten ich system liczenia jaszczurów i ich sił. Ale wydaje mi się, że z jakąś podrzędną bandą czy nawet podjazdem to by sobie poradziły same i wcale by nas nie potrzebowały. Dlatego obawiam się, że jest tam coś więcej niż podrzędny, jaszczurzy podjazd. - cmoknął z niezadowolenia ale chyba nie spodziewał się, że rozpoznanie jakie miał poprowadzić Carsten przyniesie jakieś dobre wieści.

- Wydaje mi się, że być może Aldera zaryzykowałaby starcie z jaszczurami sama. Gdyby nie Norsmeni. Wciąż mają z nimi konflikt i w to wtrąciły się jaszczury. Teraz Amazonki siedzą okrakiem zezując między jednych i drugich. Nawet jak pokonają jednych to oberwą. I to może przesądzić sprawę w walce z drugimi. I nieważne za kogo się zabiorą. Więc nasze przybycie może przeważyć szalę. Wygląda na to, że Aldera wierzy, że wspólnie możemy wyprzeć jaszczury z piramidy. Tutaj liczę na Bertranda. Przydałoby się jakieś małe zwycięstwo na początku wojny. I byśmy zobaczyli jakie te jaszczury są twarde w walce. - kapitan w tym momencie mówił nieco niepewnie skoro tego nie usłyszał od Majo ani innych jej sióstr a tylko snuł własne rozważania na temat aktualnej sytuacji w tym trójkącie politycznym w jaki się wtarabanili.

- A tych konkwistadorów bym tak nie demonizował. Może oni byli liczni dla zaskoczonego Olmedo jakiego wzięli pod lufy. Ale to była niepłena dziesiątka ludzi. A nas tu jest trzy setki samego woja. Myślę, że dlatego zwiali. Wiedzą, że są od nas dużo słabsi. Trochę szkoda. Pewnie znają teren i sytuację. Przydaliby nam się. A tak nie mamy ani ich ani Olmedo. - uśmiechnął się dając znać, że kimkolwiek byli ci tajemniczy Estalijczycy to raczej nie powinni być zagrożeniem dla sił głównych ekspedycji. Chociaż na mniejszy, zwłaszcza zaskoczony oddział mogli już napaść czy nawet zlikwidować. O ile by się zdecydowali na wojenna ścieżkę z ekspedycją. Brak trupów Olmedo i jego ludzi dawał kapitanowi nadzieję, że może się jednak na to nie zdecydują.

- Ale masz rację Iolando co do pilnowania złota. Przeżyłem trochę starć i na lądzie i na morzu. I w każdej coś oberwałem ja, moi ludzie albo statek. Zawsze się obrywa. Więc tak, jak będziemy walczyć to straty będą. Mniej bym się obawiał Amazonek. Skoro mamy walczyć jako sojusznicy to chyba nie tak łatwo skoczyć sobie do gardeł. Ale Norsmenów już nie jestem taki pewien. A będziemy wracać przez tereny Amazonek i Norsmenów. Jedni i drudzy mogą nas atakować aż do murów Portu Wyrzutków. A z Norsmenami nie będzie nas łączyć wspólna śmierć i przelana krew. Dlatego póki to możliwe i z jednymi i z drugimi jestem skłonny unikać zwady póki to możliwe. Dopiero w Porcie będziemy bezpieczni. Ale stąd i z piramidy to może być z tydzień drogi albo i więcej. - pokiwał głową zgadzając się, że też ma obawy co do dalszych losów po walce o piramidę. Ale w tej chwili przypominało to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Całkiem odległy i niepewny wariant przyszłości.

- A może dogadamy się z tymi jaszczurami? Wyślemy do nich poselstwo tak jak do tych dzikusek i barbarzyńców. - zapytał jeden z oficerów gdy widocznie dodał sobie dwa do dwóch, że walka o piramidę może im wystawić słony rachunek.

- O ile mi wiadomo one nie posługują się mową w naszym rozumieniu. Tak mi tłumaczyła Majo. Nawet one nie rozmawiają z nimi. Umieją rozczytywać ich nastrój po zachowaniu tak jak u nas myśliwy umie czytać zachowanie obserwowanych zwierząt. I to tyle. - pokręcił głową dając znać, że wątpi aby w ten sposób dało się coś osiągnąć. I narada jeszcze trochę trwała. Ale skoro negocjacje z jaszczurami raczej nie wchodziły w grę to zostawało zawrócić i obejść się smakiem albo walczyć. De Rivera nie chciał zawracać. Walczyć też nie. Ale jako wytrawny pirat był gotów walczyć o to złoto jeśli byłyby szanse na zwycięstwo. A jak walczyć to lepiej było walczyć ramię w ramię z Amazonkami niż samemu. I taka była podstawowa motywacja kapitana. Dlatego na koniec narady wydał bardziej szczegółowe rozkazy tym co mieli udać się nazajutrz na obie rejzy. Z czego pierwszy etap znów miał prowadzić do wioski królowej Aldery.

Dało się dojrzeć idących przez obóz grupkę. Pewnie ci co już wrócili z jaskiń. Służąca podeszła do swojej pani ze szczotką do włosów wyrywając ją panią z zamyślenia. No tak. Z tych co zostali kapitan codziennie wysyłał patrole dookoła obozu. W tym także do tej jaskini konkwistadorów w rzecznym klifie gdzie pojmano a potem porwano górali. Okazały się większe niż można było początkowo przypuszczać. Jeden z korytarzy prowadził na drugą stronę rzeki. Więc można było go używać jak podziemnego przejścia pod nią. A inne? Kto wie? Ponoć jeden biegł wzdłuż rzeki i był całkiem obiecujący bo chyba prowadził w kierunku piramidy. Na ile to dało się pod ziemią ocenić i mając tylko pobieżny azymut gdzie może znajdować się piramida. Pewnie nie tylko de Rivera zastanawiał się czy to przypadek czy nie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 17-10-2021 o 21:40. Powód: Odebranie mowy służącej.
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-10-2021, 10:28   #209
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Przepłynąć – poprawił Kislevitkę, z uśmiechem. – Przeprawa łodziami będzie znośniejsza, niż marsz w tych mokradłach. No i krótsza, mniej czasu, aby te robactwo zjadło nas żywcem.

Nadal nie przyzwyczaił się do chmar insektów, skóra już inaczej reagowała niż na początku wyprawy, lecz dokuczliwość owadów była niezmiennie podobna.

- Celne spostrzeżenie, Pani… - zareagował na słowa Vivian i sam narzucił swój płaszcz, by choć plecy, były mniej wystawione na zajadłość zastępów upartych kąśliwców. Miał zamiar tym samym oszczędzić skromnych zapasów maści, którymi obdarowały ich Amazonki, z myślą o dalszych trudach zwiadu. Poza tym miał nadzieję, że pod wieczór zrobi się chłodniej. Wobec zachowań szlachcianki przestał się już dziwić czemukolwiek. Jeśli czuła jakieś obawy to mistrzowsko je maskowała, niczym teatralna figura. Sam próbował wyobrazić sobie na jej miejscu choćby Madame Elianę i bezspornie stwierdził, że niemożliwą była taka zamiana.

Gorąco, insekty i niewygody i tak mogły być najmniejszym problemem. Po tym, co usłyszał od Majo będąc w osadzie, a historia brzmiała wręcz nieprawdopodobnie, bagna mogły odziedziczyć istoty z najpodlejszych koszmarów i wierzeń. Jeśli rzeczywiście rozegrała się tu batalia z siłami Chaosu, przepełniona plugawą magią przekraczającą człowieczą wyobraźnię to spaczone monstra mogły do dziś błąkać się po tych terenach. Nawet dla ochroniarza, który zetknął się podczas swego żywota ze zjawiskami i stworami nocy ta opowieść budziła niepokój i wolałby jej nie usłyszeć. Chociaż pretensje mógł żywić jedynie do siebie, bo sam wiedziony ciekawością wywołał ten temat.

Alvarez też był dla niego zagadką i niewdzięcznym obowiązkiem opieki nad kaleką musiał się dzielić z Zoi. Szczęściem miał też Bastarda, który kręcił się wokół mężczyzny i oswajał się z jego zapachem.
W razie jakiś komplikacji pies mógł wywęszyć jego trop. Alonso był zbyt cenny, by można było pozwolić sobie na jego stratę. Gniew kapitana zapewne byłby wtedy niepojęty. Humoru Carstenowi nie poprawiał nawet widok wesołka Togo, który wyraźnie zadowolony i rozochocony nadrabiał czas leżakowania po odniesieniu ran. Wydawał się posiadać więcej entuzjazmu, niż wcześniej.

- Czarna Włócznia pyta czy ruszamy w dzień czy w nocy czy jutro rano? – Pigmej sprawiał wrażenie, jakby wybierał się na ekscytująca wycieczkę.

Nikt nie lubi, by ciężar decyzji spoczywał na nim. W tym momencie Sylvańczyk dobrze rozumiał Riverę, który starał się przedyskutować decyzje z oficerami. On nie miał tak komfortowej sytuacji i zdany był na osąd dzikusek i własną intuicję.

- Czym prędzej, bo i tak nie wiemy czego się spodziewać. – rzekł w odpowiedzi. - Bagniska już teraz zasnuwa mglisty opar, więc ryzyko, że jaszczury nas zauważą jest niewielkie. Sami pewnie też unikają tych mokradeł. Dobrze byłoby już nocą znaleźć się przy piramidzie. Ludzie mają jeszcze w sobie zapał, nie osłabiajmy go obozowaniem. Sama okolica nie wpływa dobrze na nastrój i morale.

Nie był w stanie ocenić, czy podejmuje właściwą decyzję, lecz nawet noc u stóp piramidy wydawała mu się lepsza, niźli nocne przepatrywanie nawiedzonych bagien. Nie powinni też mitrężyć do kolejnego poranka, bo kto wie jakie niespodzianki szykował im los. Zdaniem Carstena lepiej było zmierzyć się z nieznanym zagrożeniem otwarcie, póki zmysłów nie zmąciły jeszcze strach i obawy…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 18-10-2021 o 20:03.
Deszatie jest offline  
Stary 23-10-2021, 10:42   #210
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand z fascynacją przyglądał się lecącym w oddali Terradonom. Z tej odległości faktycznie wyglądały na ptaki, choć oczywiście zdawał sobie sprawę jakim zagrożeniem były. No cóż, było to zupełnie coś innego niż przygraniczne potyczki z Estalią w których brał udział wcześniej. Czaiło się w tej dziczy wiele nieznanych zagrożeń, ale to wszystko na pewno będzie tego warte gdy wróci w chwale. No i może jakieś jaja uda im się zdobyć, na pewno miałyby wielką wartość jak powrócą do cywilizacji.

W każdym razie misja wyglądał na niebezpieczną. Chyba dobrze zrobił nie zabierając siostry. Ciekawiło go też jak pójdzie drugiej wyprawie która udawała się w stronę piramidy, z nią wyruszyła też Vivian, czy ona oczekiwała że Bertrand też tam się zgłosi? Ta kobieta była intrygująca, ale musiał chyba uważać w jaką grę go wciągała...

Z zamyślenia wyciągnęły go szepty pomiędzy jego ludźmi. Dosłyszał coś o jakiś "potworach". Czyżby egzotyczna natura przeciwnika wzbudzała w nich niepokój?
- Nie obawiajcie się, mamy plan, zaskoczymy te przerośnięte jaszczurki jak będą spać! No i Amazonki są po naszej stronie a dobrze znają teren. Zwyciężymy, a chwała i łupy będą nasze! -Podniósł do góry oręż - w jednej ręce trzymał swój rodowy rapier o zdobnej rękojeści, w drugiej topór który wygrał od Jarla Norsemenów. Miał nadzieję podbudować tym morale żołnierzy.

- No słyszeliście szefa, mamy plan i zwyciężymy! A może i po bitwie niektóre z tych Amazonek wykażą nam wdzięczność, co nie chłopaki! - zaśmiał się porucznik Bertranda, Tileańczyk Emilio. Przynajmniej on jak zazwyczaj wydawał się pozostawać w dobrym humorze.

Następnie była kwestia zdecydowania o szlaku jakim się udadzą. Stwierdził, że dobrze będzie wyglądać jak wykaże się decyzyjnością.
- Myślę że powinniśmy udać się dłuższą drogą i obejść wzgórze, wspinanie się w nocy wydaje mi się zbyt ryzykowne, ktoś spadnie i narobimy zamieszania.







 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 23-10-2021 o 10:45.
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172