Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2023, 13:20   #351
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 83 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: - na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Carsten



- Coś się zaczyna dziać. - szepnął cicho Miguel. Herszt leżał na płask przy frontowej krawędzi szczytu piramidy obserwując co się dzieje poniżej. Część jego górali rozstawiło się podobnie albo też od frontu albo dookoła pudełkowatej świątyni ozdobionej obcym wzornictwem. Do tej pory odkąd stirlandzka szlachcianka, bretoński kawaler i grupa Amazonek zniknęli za kotarą przedsionka prowadzącą w trzewia piramidy jakoś za bardzo nic się nie działo. Czekali. Słuchali leniwych odgłosów nocy do jakich już chociaż częściowo się przyzwyczaili przez ostatnie parę tygodni. Oglądali i komentowali te dziwne i niepokojące płaskorzeźby obych stworzeń i wzornictwa na ścianach świątyni. Rozmawiali półgłosem o złocie, o tym na co je wydzadzą, o tym czy nie lepiej było pójść z Amazonkami albo w ogóle do środka piramidy czy też nie czmychnąć stąd zanim coś się zacznie dziać. Znużenie wywołane tą nocną rutyną mieszało się z napięciem oczekiwania na kłopoty. No i cokolwiek którykolewiek z górali nie postanowił i do jakich nie doszli wniosków to w końcu zaczęły się te kłopoty. Nie tylko ich herszt się spiął jak zauważył, że poniżej coś się zaczęło dziać. Dał znać reszcie i ci zamarli biorąc broń do ręki i przygotowując się na nadchodzące kłopoty.

Poniżej, wiele poziomów niżej, widać było w świetle pochodni jak stojące na straży skinki niespodziewanie zbiły się w grupkę. Były tam dwa co dotąd stały z włóćzniami w pozie prawie nieruchomych posągów. Poza momentami gdy jeden z nich co jakiś czas robił obchód dookoła swojego poziomu podobnie jak ten na najwyższym piętrze jakiego uśpiła stirlandzka szlachcianka. Teraz jednak wyglądało, że jeden z nich wybiegł z piramidy. I słychać było jak skrzeczy i popiskuje do pozostałych. Przykuli uwagę strażników z wyższego i niższego poziomu. Nawet nie znając ich mowy i nie słysząc zbyt wyraźnie tych pisków z ruchów i intonacji brzmiało to jak nerwowe i niezbyt dobre wieści. Zaalarmowany strażnik pokazywal coś na kierunek z jakiego przybiegł w górę piramidy, w dół jakby coś tłumaczył czy opowiadał. Tylko raczej pośpieszenie i nerwowo.

- Coś im chyba nie poszło. Ciekawe czy to przez naszych czy co innego. - mruknął cicho leżący na krawędzi platformy herszt górali. Powoli wyjął strzałę z kołczana a łuk położył przed sobą. Pozostali uczynili podobnie szykując się do walki. Na razie strzeleckiej.

- Ale nie pokazują na nas. Znaczy do góry. - zauważyła cicho Nova próbując z gestykulacji i pisków małych gadów domyślić się co tam na dole się dzieje.

- Jak zaalarmują resztę to zaraz będziemy mieć na głowie całą armię. - dorzucił Carmelo też wahając się czy zacząć ostrzał z łuków czy nie. Cel był odkryty i w średniej odległości no ale zapewne to by się zmieniło jak tylko skinki by się zorientowały, że są pod ostrzałem.

- Wątpię byśmy zdjęli je wszystkie za jednym strzałem. Któryś pewnie zwieje i i tak narobi larum. - Olmedo też szacował swoje szanse na uciszenie gadów. Te były w trzech duetach na różnych poziomach frontowych schodów piramidy. No i ten co wybiegł ze środka. To nawet jakby zgrupować cały tuzin łuczników od frontu i rozdzielić cele to dawało mniej więcej dwóch łuczników na jednego skinka. Trzeba by zdjąć je wszystkie za pierwszą, góra drugą salwą aby mieć nadzieję na chociaż opóźnienie podniesienia alarmu.

- Może jak będziemy cicho to zlecą się tam na dół a nie tu do nas. - zaproponował Sergio też chyba wątpiąc czy uda się powstrzymać alarm szybkim wystrzelaniem małych, gadzich strażników.

- Jak coś robimy to szybko albo wcale. - syknęła Nova obserwując z napięciem scenę ileś tam poziomów niżej. Jeden z gadów zaczął zbiegać w dół schodów w całym pędzie i miał iście małpią zwinność.

- Carsten? - zapytał Miguel patrząc w bok na kamrata jakby sprawdzał co zaufany porucznik de Rivery radzi zrobić w tej sytuacji.




Bertrand



Z początku wiele się nie zmieniło. Bretoński kawaler i stirlandzka szlachcianka bardzo wyróżniali się wyglądem na tle półnagich, wymalowanych w wojenne barwy dzikusek. I szli bliżej końca ich grupy. Amazonki czuły się tu bardzo swojsko i jak w domu. Ale w końcu uważały to miejsce za swoje święte i słuszne należne dziedzictwo jakie chciały odzyskać z gadzich łap. One właśnie szły na szpicy i stanowiły trzon grupy. Zresztą nawet te szerokie schody, nie mówiąc o węższych czy korytarzach w naturalny sposób kawałkowały i rozciągały grupę. Często Bertrand nie widział czoła ich skradającej się grupki gdy ta znikała na jakichś schodach czy zakręcie. Zwykle w ich pobliżu szła Majo jaka w razie potrzeby mówiła coś w reikspiel. Ale najczęściej gesty uciszania czy do zatrzymania były na tyle czytelne, że obywali się bez słów.

Czasem słychać było stłumione odgłosy szamotaniny a potem mijali jakiegoś zarżniętego skinka. Niezbyt to sprzyjało rozmowom, zwłaszcza z Vivian o sekretach Amazonek jak one szły krok czy dwa za nimi, przed nimi albo obok nich. W uszach mogły mu dźwięczeć słowa czarno - czerwonej szlachcianki. Nim wróciły wojowniczki królowej Almedy enigmatycznie uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami na pytanie o postawę Amazonek względem sojuszników po ewentualnie zwycięskiej bitwie i odzyskaniu panowania nad piramidą. Zaś co do pytania o jej planu to zasugerowała, że wątpi aby któraś z nich podzieliła się z nią wiedzą jakiej szuka poza tym pewnie tylko Lalande, sama królowa i ich bezpośrednie otoczenie może mieć taką wiedzę a zwykłe wojowniczki to niekoniecznie. Dlatego proponowała aby przy pierwszej okazji “zgubić się” i spróbować poszukać tych sekretów na własną rękę. Ale jak tak szli pomiędzy centrum a końcem grupy to na razie nie było okazji aby się zgubić. I nawet Stirlandka tego nie próbowała.

Tymczasem schodzili niżej i niżej. W miarę jak się zniżali odgłos bębnów był coraz wyraźniejszy. Czuło się ich rytm nie tylko słuchem. Wydawało się, że zespala się on z rytmem serca i wywołuje drżenie gdzieś w żołądku. Do tego to dziwne, obce zawodzenie też słychać było coraz wyraźniej. Aż ciarki od tego przechodziły. W pewnym momencie barwne wojowniczki znów dały znać aby się zatrzymać. Czoło grupki znikało za załomem korytarza. Bertrand wcale nie był pewien czy bez takich przewodniczek połapałby się dokąd zmierzać. Tym razem jednak coś poszło nie tak. Dało się słyszeć odgłosy szamotaniny, szkeki, piski, zduszone, kobiece krzyki. Widocznie trafiły na większą grupę skinków lub coś innego nie pozwoliło im szybko zlikwidować przeciwników jak do tej pory i zaczęła się regularna walka. Blondwłosa Maanena zniknęła za załomem dołączając do niej.

- Odkryli nas! Naprzód! Musimy przebić się do ich kapłanów i wyrżnąć ile się da! - Majo odwróciła się do dwójki obcokrajowców i nie czekając na ich reakcję pobiegła wspomóc swoje siostry i też szybko zniknęła im z oczu za tym samym załomem. Vivian zwinnie odsunęła się pod ścianę wykonując zapraszający gest i cztery wojowniczki zamykające pochód minęły ich bez wahania chcąc dołączyć do pozostałych. Ale dwie ostatnie zatrzymały się jakby korytarz był tam zapchany i nie było miejsca aby dołączyć do walki. Po chwili Majo pokazała się znowu krzycząc coś po ichniemu i prowadząc kilka ostatnich wojowniczek w głąb kolejnego korytarza.

- No to na mnie już czas kawalerze. Mam swoje sprawy do załatwienia. Czy mogę liczyć na twoje czujne oko i dzielne ramię czy z nimi? - zapytała uczona szlachcianka obdarzając go enigmatycznym uśmiechem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-01-2023, 20:47   #352
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand nie musiał walczyć podczas schodzenia w dół. Co może i było dobre, ponieważ jego myśli trawiły to co rzekła mu Vivian. Sekret nieśmiertelności... nawet gdyby jakimś cudem wykradli go Amazonkom czy wiedziałby co z nim zrobić? Pewnie musiałby wtedy związać swój los zupełnie z losem Vivian, która przecież nie była mu niemiłą. Ale czy mógł zupełnie zaufać jej słowom?

I w końcu coś poszło nie tak i natrafili na prawdziwy opór. Szlachcic spojrzał na sylvańską czarodziejkę a potem na Amazońskie wojowniczki, ruszające najwyraźniej przeciwko tym jaszczurzym szamanom. Nie czuł się dobrze z tym, że miałby zostawić swoje sojuszniczki same w boju w chwili największej próby jak jakiś tchórz.

- Uważam, że będzie dużo bardziej podejrzane i zwróci większą uwagę jeśli znikniemy razem. Samej będzie łatwiej ci pozostać niepostrzeżoną. Wierzę, że jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy to jakoś dasz mi znać, prawda? - pocałował Vivian, która skinęła mu głową, w policzek, po czym z wyciągniętym rapierem pobiegł w stronę Majo by ją wesprzeć. Nadszedł czas, by pokazać że nie jest tu kulą u nogi.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-01-2023 o 21:02.
Lord Melkor jest offline  
Stary 20-01-2023, 19:32   #353
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Drgnął usłyszawszy słowa Miguela, więc jednak… czas leniwej obserwacji ze szczytu piramidy dobiegł końca. Sylvańczyk poruszył barkami, wstając z niewygodnej pozycji. Chłód kamiennych bloków nie służył jego kościom. Dodatkowo pęd powietrza z korytarzy piramidy sprawiał, iż nieustannie odczuwał solidny przeciąg. Minął ledwie kwadrans, chociaż zdawało mu się, że siedział tu zdecydowanie dłużej. Wcześniejsza bezczynność z pewnością potęgowała to wrażenie…

Carsten wychylił się ostrożnie zza kamieni przybierając postawę zwiadowcy. Musiał nielicho wytężyć wzrok, gdyż gadzie sylwetki były niewielkie i szybko się poruszały. Coś zakłóciło spokojne dotąd przepatrywania strażników. Czy to sprawka Amazonek, Vivian i Bertranda? – pomyślał, choć szczerze to nie miał pojęcia. Wszystko działo się zbyt szybko albo gady rzeczywiście znały tajemnice budowli i miały swoje sposoby na odkrycie intruzów. Mogło to niepomiernie wpłynąć na sytuację ich grupy, koczującej w przyczółku u szczytu majestatycznej budowli.

Nerwowość natychmiast wkradła się w szeregi najemników, niczym pełzający cień. Górale wymieniali spostrzeżenia równocześnie napinając cięciwy łuków. Głośno rozprawiali nad kolejnymi krokami rozemocjonowani widokiem wroga. Ochroniarz wysłuchiwał uważnie ich wypowiedzi, łowił to, co w nich istotne dla dobra oddziału.

W końcu i jego poproszono o być może ważący głos. Bowiem na pewno liczono się już ze zdaniem kogoś, kto w służbie u kapitana Rivery dał się poznać jako rozsądny i zdolny porucznik.

- Spokojnie! – zaakcentował słowa czytelnym gestem odmowy pochopnym działaniom. – Nie warto, oszczędzajcie strzały, przydadzą się później. Nie uda się ich ustrzelić w tych warunkach, więc nie zdradzajmy zawczasu swojej obecności. Niech te gadziny nie mają pewności, że tu jesteśmy. Zaskoczymy ich później, kiedy znajdą się w naszym zasięgu.

Pojrzał po kamratach i wytrzymał ich twarde spojrzenia. Był ciekaw czy podzielają jego zdanie, że ustrzelenie nawet kilku jaszczurów, może jedynie zmienić ich położenie na gorsze, a wróg nie straci zbyt wiele ze swojego potencjału. Carsten wolał wstrzymać się z niepewnym atakiem, aby potem mieć pole do innego manewru…

Był przekonany, iż dzisiejszej nocy przyjdzie mu jeszcze podjąć niejedną trudną decyzję…
 
Deszatie jest offline  
Stary 22-01-2023, 11:10   #354
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 84 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Bertrand



Bertrand gdy pobiegł do załomu korytarza zostawiając za sobą stirlandzką szlachciankę z początku niewiele mógł zdziałać. Zresztą zorientować się w sytuacji też nie bardzo. Ujrzał korytarz i podobnie czekające wojwniczki jakie też nie mogły dołączyć do walki. Widział ich prawie nagie plecy, różnej karnacji, od jasnej, że wyglądała jakaś wojowniczka jak przybysz zza oceanu po ciemne jakie kojarzyły się z ludami egzotycznego południa. Wszystkie łowczynie dzierżyły broń w rękach i niecierpliwie czekały na jakiś przełom w walce aby mogły do niej dołączyć. Ciasnota korytarza nie pozawlała jednak na to aby pomieścić ich wszystkich. Ze swojego końca Bretończyk nawet nie wiedział z kim właściwie walczą. Słyszał nieustanny rytm bębnów i jakieś inne obce piszczałki czy kto wie co to było. Brzmiało to obco, groźnie i majestatycznie. Aż włoski stawały dęba na karku. Wydawało się, że te dźwięki pobudzają coś pierwotnego co zwykle śpi zwinięte w kłębek gdzieś na dnie serca i duszy.

W końcu ów przełom nastąpił i to chyba na korzyść łowczyń królowej Aldery bo ten korek w korytarzu ruszył do przodu. Wojowniczki zawyły dziko jakiś okrzyk bojowy czy łowiecki i ruszyły biegiem do przodu. Wciąż było słychać te bębny i dziką muzykę kojarzącą się z czymś obcym, złowrogim i pierwotnym. Biegnąć Bertrand dostrzegł skinki odziane w tarcze i włócznie jakie do tej pory całkiem skutecznie stawiały opór. Teraz leżały z rozstrzaskanymi czaszkami, pogruchotanymi żebrami, przebite ostrzami z czarnego obsynitu. W kałuży krwi i wyciekających wnętrzności. Obok stała oparta o ścianę jedna z wojowniczek. Ciężko dyszała i mocno krwawiła z rozciętego brzucha. Przy jej stopach leżała na wznak inna z jej sióstr. Ta była w jeszcze gorszym stanie bo słychać było jej chrypiący oddech. Przy niej przyklękła jedna z sióstr mówiąc coś do niej i opatrując jej rany. Reszta jednak pod rozkazami blondwłosej Maaneny parły dalej. A dalej była nieco szerszy korytarz. I jakieś wejście. Ale przed nim stały dwaj potężni strażnicy z gadziej rasy.




https://i.imgur.com/0uVkwEJ.jpg


Wokół nich skoncentrowały się mniejsze skinki widocznie zamierzając wspólnie stawić opór napastnikom. Amazonki pod wodzą blondwłosej liderki zatrzymały się na chwilę. Obie strony szacowały swoje siły i możliwości. Po tym jak Majo powiodła gdzieś część łowczyń to z Maaneną została z połowa czyli z pół tuzina. Trzy zostały z tyłu ranne lub opatrując ranne siostry. A gadów były te dwa duże saurusy i z pół tuzina skinków. Korytarz nieco się rozszerzał i pozwalał aby trójka wojowników mogła stanąć i walczyć obok siebie. Liderka łowczyń krzyknęła coś krótko, rozkazująco i bojowo do swoich wojowniczek. Po czym wszystkie zawyły jakiś dziki okrzyk bojowy i runęły na gadzich przeciwników. Gady przyjęły to wszystko z zimnokrwistym spokojem. Oba saurusty zaryczały potężnie jak pierwotne, bestie z odmętów dżungli i czasu. Skinki zaskrzeczały przyjmując tą szarżę Amazonek na siebie. I już po chwili obie strony zmagały się ze sobą za pomocą kościanych i kamiennych narzędzi wojny, kłów i pazurów. Nie wszyscy ludzcy wojownicy zmieścili się w linii ale to samo można było powiedzieć o gadach gdzie w centrum korytarza stanął do walki jeden z saurusów flankowany przez mniejsze ale zwinniejsze skinki. Większe gady miały tarcze zrobione z jakichś kłów, skóry i oazurów oraz broń podobną do tych mieczy czy pałek z umocowanymi kawałkami obsydianitu jako ostrzem jakie używały też Amazonki. Choć dzikuski miały odpowiednio mniejsze egzemplarze bardziej pasujące do ich rozmiarów. Zaś skinki używały tarcz i włóczni.




Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: - na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Carsten



- No to sąsiedzi bieżają ku nam z wizytą. - mruknął leżący na posadzce Olmedo. Obserwowali uważnie co się dzieje dookoła. Czyli na niższych poziomach piramidy. A działo się tam jakieś zamieszanie. Chociaż na razie w dość ograniczonym zakresie. Przynajmniej z początku. Ze dwa skinki pobiegały gdzieś na dół zasuwając jak małe, zwinne małpy. I zniknęły im z oczu gdzieś w zakamarkach miasta i ciemności. Te co do tej pory stały na straży wróciły do swoich obowiązków. Chociaż intensywniej niż do tej pory. Chodziły szybkim krokiem, gibając się nieco na boki dość charakterystycznym chodem i wyraźnie wypatrywały przeciwników. Głównie zerkając poniżej.

Po jakimś czasie z piramidy gdzieś poniżej wypadł jeszcze jeden czy dwa małe gady i coś skrzeczały intensywnie do tych co stały tam na straży. Do tego mocno gestykulując jakby stało się coś ważnego. W pewnym momencie umilkły gdy z ciemności, z trzewi miasta dało się słyszeć niepokojące dudnienie bębnów.

- Oho. Chyba wzywają alert. - cmoknął z niezadowolenia Olmedo. Przez resztę górali też przeszła fala niepokoju. W pewnym momencie Silvio syknął do nich ostrzegawczo dając znać, że coś się zbliża ze środka piramidy. Grupka górali skryla się za framugą wejścia do niej. Zaraz potem kotara została pchnięta i do środka wbiegł rozpędzony skink. Zaskrzeczał z przerażenia gdy niespodziewanie drogę zastąpili mu Nova i Louis. Przedsionek nie miał innych wyjść więc znalazł się w pułapce gdy od tyłu Silvio i Nora zastąpili mu drogę odwrotu. Mały gad jednak dał niezły popis szybkości i zwinności bo czwórka ludzi miała wyraźne trudności aby go złapać. Skrzeczał przy tym, piszczał oni zaś chociaż starali się zachować dyskrecję to też zdradzali się zduszonymi okrzykami i potem odgłosami szamotaniny. Na tak ograniczonej przestrzeni jednak przewaga liczebna w końcu wygrała ze zwinnością i Nora kopnęła ogoniastego, Louis prawie go złapał upadając na niego ale skink się jeszcze zdołał wyrwać tylko po to aby trafić na but Sergio jaki kopnął go prosto w gadzi pysk. Gad poleciał na ścianę i zanim się pozbierał czwórka górali go dopadła, przydusiła i po chwili szamotaniny było po wszystkim.

Trudno było powiedzieć czy to zamieszanie na szczycie przykuło uwagę strażników poniżej czy też po prostu postanowili tam sprawdzić ale kilku z nich ruszyło ku górze. Olmedo dał znać swoim ludziom aby się przygotowali do walki. Ci cofnęli się od krawędzi piramidy aby z dołu nie było ich widać. Ujęli łuki, nasadzili na cięciwy strzały i tak czekali na sygnał do oddania salwy. Tylko Olmedo wciąż leżał przy krawędzi skryty za podstawą posągu jakiejś obcej poczwary obserwując wszystko poniżej i gotując się aby dać sygnał do ataku. Ale nie zdążył.

Na drugim krańcu placu coś grzmotnęło i błysnęło jakby walnął tam gromowładny piorun. To skutecznie przykuło uwagę i gadów i ludzi. Co drudzy zapewne nie byli aż tak zaskoczeni widząc jak od ogromnej, kamiennej głowy jaką ostatnio wznosiły skinki unosi się słup dymu. Ona sama zaczyna drżeć, przechylać się aż wreszcie runęła z łoskotem na kamienie dziedzińca placu. Widoczne skinki wydały z siebie zawodzący skrzek i wydawały się być przerażone tym widokiem. Ludzie przeciwnie, paru górali krzyknęło radośnie widząc, że akcja drugiej grupy pod wodzą Zoji wykonała swoje główne zadanie. Ten ludzki odruch jednak spowodował, że te parę najbliższych skinków odwróciło się ku szczytowi piramidy zapewne też słysząc ludzką mowę. Zasyczały ze złości i wtedy Olmedo dał sygnał.

- Teraz! - krzyknął do swoich ludzi i ci zrobili te dwa kroki do krawędzi po czym skierowali łuki w dół i zwolnili cięciwy. Z połowa skinków oberwała jakąś strzałą. Ze dwa czy trzy ostatnie zawahały się zasłaniając się tarczami. Wtedy walnęła w nie druga salwa pierzastych pocisków. Został chyba jeden który zaczął zbiegać w dół schodów. Dosięgły go strzały trzeciej salwy i przewalił się zaczynając się zsuwać jeszcze parę stromych schodów w dół. Ale te skinki co były poniżej widziały to wszystko więc obecność ludzi na szczycie piramidy już przestała być dla nich tajemnicą. Skryły się za krawędzią piramidy aby znaleźć osłonę przed kolejnymi strzałami. Wciąż było ich tam ledwo kilka. Ale trzeba się było liczyć, że tamtamy i eksplozja głazu rozbudzi tą gadzią społeczność. Znów jednak dała o sobie znać grupa Zoji. Gdzieś tam z drugiej strony placu, od poziomu gruntu dały się słyszeć wystrzały z pistoletów jakie miały wilki morskie tworząc nowe ognisko walki i to poza piramidą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-01-2023, 11:11   #355
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Biegnąc w mrok tego pradawnego miejsca za Amazonkami, w stronę odgłosów boju z nieludzkim przeciwnikiem, Bertrand czuł się nieco głupio że zostawił Vivian bez wsparcia. Z drugiej strony widział co ona potrafi, a uwaga jaszczurów będzie chyba skupiona na Amazonkach. Zresztą tak samo głupio było nie pomóc sojuszniczkom w walce, w końcu po to tu przybył. Patrząc na plecy Amazonek stwierdził, że słowa Vivian o ich pochodzeniu nieco wyjaśniają ich jakże różny wygląd i brak mężczyzn w wiosce, choć cały czas wydawało mu się to trudne do pojęcia. W każdym razie walczył z nimi ramię w ramię, więc nie będą mogły mu niczego zarzucić. Vivian chyba też nie.... przypomniały mu się nauki ojca o polityce, by w miarę możliwości zostawiać sobie opcje i rozważnie dobierać sojusze. Ale on za młodu bardziej interesował się szermierką i konną jazdą, w końcu nie on miał być dziedzicem rodowej spuścizny.

Te niełatwe rozmyślania przerwał widok przeciwnika. Wielkie jaszczury uniosły groźnie wyglądając pałki i wydały z siebie przeszywający okrzyk bojowy. Stan rannych wojowniczek wskazywał, że te przerośnięte gady nie tylko sprawiały wrażenie niebezpiecznych ale i nimi były. Bretoński kawaler odpowiedział swoim własnym okrzykiem bojowym i skoczył na jednego z saurusów by przeszyć go swoim ostrzem.


 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 25-01-2023 o 11:13.
Lord Melkor jest offline  
Stary 26-01-2023, 19:04   #356
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Rozważania Carstena przerwał niespodziewanie zielonoskóry skink, który wyprysł z podziemi piramidy, powodując niemałe zamieszanie. Chyba był tak samo zaskoczony, jak przebywający tam oddział ludzi. Diablo zwinny umykał pogoni, sam Sylvańczyk próbował nakryć go płaszczem, lecz złowił jedynie powietrze. Szczęściem górale sprawili się lepiej, choć z pewnymi widocznymi trudnościami. Osaczony ze wszystkich kierunków gad musiał ostatecznie skapitulować. Rozpaczliwy wizg nie uchronił go przed brutalną śmiercią, Jednakże sytuacja nagle się zmieniła, patrole jaszczurów zainteresowały się wejściem u szczytu piramidy, przy którym pełnili dotychczas spokojny dozór.

Olmedo pewnie wydał instrukcje kompanom. Plan ochroniarza, aby jak najdłużej pozostać niezauważonymi rozsypał się jak posąg boga jaszczurów. Cieszył się, że Zoji się powiodło, z drugiej strony, nie było żadnych wieści od Amazonek, które wybrały się na rozprawę z kapłanami. Carsten czuł się w obowiązku pilnować wyjścia jak przyobiecał. Niewykluczone, że będzie musiał wybrać czy ryzykować pozostanie na górze, czy spróbować przebić się do Zoji, zanim z uśpionego miasta wysypie się więcej jaszczurczych gromad? Tylko co z Bertrandem i Vivian? Opuszczenie posterunku mogło postawić ich w sytuacji zagrożenia, aliści Carsten nie chciał zostać osaczony przez jaszczury, które znały przecież piramidę lepiej niż zwiadowcy.

Póki co z zadowoleniem obserwował ostrzał zaprawionych łuczników, który siał znaczne spustoszenie wśród wrogów.



Musiał im oddać honor, bo celność była zaiste nadspodziewanie wysoka. Ostatecznie zwrócili na siebie uwagę gospodarzy i bez wątpienia, będą teraz ponosić tego konsekwencje. Jak poważne, było na razie niewiadomą…

- Poczekajmy jeszcze na nasze sojuszniczki… – rzekł do herszta Górali, wymownie spoglądając na kotarę. – Jeśli jaszczurów będzie zbyt wiele ruszymy w stronę Zoji. Na dole powinny czekać łuczniczki Amazonek, które zapewnią nam obstawę, kiedy zrobi się gorąco…

- Niech się lepiej pośpieszą… – mruknął, opierając pięść na rękojeści miecza i przepatrując rosnące siły przeciwnika.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 26-01-2023 o 19:08.
Deszatie jest offline  
Stary 29-01-2023, 17:41   #357
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 85 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie


Bertrand



Bretończyk dołączył do szarży Amazonek skierowanej przeciwko straży zimnokrwistych. Z racji tego, że korytarz nie był przeznaczony do zbiorowych potyczek to na raz w linii mogło walczyć trójka wojowników w jednej z linii. Bertrand zaatakował stojącego w środku szyku saurusa, blondwłosa Maanena tego drugiego stojącego przy ścianie zaś jedna z łowczyń skinka flankującego środkowego saurusa. Gady chroniły się tarczami zrobionymi z jakiejś skóry i kości, te większe miały w dłoniach tą charakterystyczną dla tutejszych krain obsynitową broń zaś skink włócznię.

Początek walki był dość wyrównany. Mimo impetu uderzenia napastników gady przyjęły je na siebie z zimnokrwistą obojętnością. Bertrandowi dość szybko udało się trafić rapierem gdzieś w górny korpus saurusa, ponad jego zasłonę z tarczy. Gad zaryczał z wściekłości czy boleści ale nie wyglądało aby to go jakoś zbytnio ruszyło. Co więcej zaraz potem zdzielił swoją maczugą bretońskiego kawalera aż ten krzyknął z bólu. Zabolało! A w rozerwanej koszuli, skórze i mięśniach trysnęła krew barwiąc je i spodnie na czerwono. Co więcej cios go spowolnił i osłabił. Niezbyt miał okazję aby obserwować jak idzie flankującym go wojowniczkom, walczył dalej ze swoim przeciwnikiem. Okrzyk bólu liderki łowczyń i jej wojowniczki świadczyły, że też musiały oberwać.

Chwilę później udało mu się zrewanżować. Jego rapier znów trafił saurusa i ten zaryczał z bólu, na gadziej skórze pojawiła się żółta posoka ale mimo to nie opuścił miejsca w szyku. Chciał się zrewanżować Bretończykowi i jego obsynitowa broń świsnęła tuż nad jego głową. Temu udało się to wykorzystać i dźgnąć go rapierem w masywne ramię chociaż rana nie była zbyt poważna. I znów wrócili na swoje pozycje. Maanena stęknęła głucho gdy widocznie znów trafił ją saurus z jakim walczyła. Jej siostra po lewej stronie Bretończyka przebiła włócznią pierszego skinka jaki padł na posadzkę. Ale drugi natychmiast zajął jego miejsce. Tego jednak trafiła włócznią gdzieś w górną część klatki piersiowej gdzie powinny być płuca. Skink zasapał się, zaksrzeczał i odskoczył w tył znikając walczącym z pola widzenia. Za to jego miejsce zajął kolejny zwinny, gadzi wojownik.

Ciężko ranny Bretończyk znów zaatakował ciężko rannego saurusa. Rapier znów przebił się przez zasłonę gadziej tarczy i broni. Tym razem jednak tylko sie wygiął gdy tuż pod skórą przeciwnika trafił na jakąś kość czy coś takiego i nie zdołał przebić się w jego trzewia. Saurus zrewanżował mu się siekąc swoją maczugą na odlew i gdyby trafił Bretończyk mógłby mieć poważne tarapaty. Ale na szczęście ciepłokrwistego maczuga świsnęła blisko niego ale go nie sięgła. Tak blisko, że poczuł podmuch jej uderzenia. I znów udało mu się wykonać kontrę ale rapier ponownie ugrzązł w podskórnych kościach saurusa.

Wymieniali się tak ciosami i wyglądało na to, że Bertrand jest sprawniejszym szermierzem od gadziego przeciwnika. Ale nie dorównywał mu pod względem odporności na ciosy. Ten zaś walczył do końca. Pomimo tego, że ludzki przeciwnik trafił go po raz kolejny w udo ale niezbyt głęboko. Dopiero kolejny cios zakończył ten pojedynek. Gdy saurus zrobił wypad maczugą jakby chciał znienacka trafić w pierś przeciwnika i go przewalić temu udało się zejść z lini ciosu. I trafić go rapierem w grubą, gadzią szyję. Saurus zaryczał rozdzierająco, przez dziurę po rapierze zaczęła się pienić i tryskać żółta posoka, gad złapał się za tą szykę i zwalił się z łoskotem na posadzkę. Bertrand zdołał tylko zauważyć, że zakrwawiona Maanena po jego prawej ledwo stoi na nogach wciąż walcząc z drugim saurusem zaś łowczyni po jego lewej pojedynkuje się z kolejnym skinkiem. Też oberwała ale nie aż tak jak ich liderka. Skink zresztą też wyglądał jakby miał już dość.

Wszystko to Bretończyk ogarnął jednym spojrzeniem oka gdyż miejsce zabitego saurusa bez wahania zajął jeden z czekających do tej pory w drugiej linii skinków. Znów się zmierzyli ze sobą. Człowiek był zdecydowanie wyższy i masywniejszy od skinka. Ten jednak zdawał się tym nie przejmować. Śmiało i z zawziętością atakował go swoją włócznią. Bertrand zaś odczuwał to pierwsze trafienie saurusa i zdawał sobie sprawę, że jest wolniejszy i słabszy niż na początku walki.

Skink jednak atakował go może nawet zbyt śmiało. Bo udało mu się przebić przez jego tarczę i trafić go w brzuch. Mały gad zaskrzeczał po czym chciał się odgryźć. Wyskoczył w wypadzie do przodu aby dźgnąć go włócznią zakończoną kawałkiem zaostrzonego obsynitu ale Bretończykowi udało się wtedy trafić go z góry w grzbiet przebijając go rapierem na wylot. Mały gad ostatni raz zasyczał i upadł na posadzkę. Ale jego miejsce momentalnie zajął kolejny skink, w ogóle nie pomny na lod gadzich braci.

Bretońskiemu kawalerowi udało się go trafić gdzieś w górę piersi gdzie rapier zanurzył się prawie na jedną trzecią. Skink zapiszczał i odskoczył w tył. Ale to było za mało aby go wyłączyć z walki. Co więcej rzucił się do przodu tak niadspodziewanie szybko, że tym razem Bertrand okazał się odrobinę za wolny. I ostrze obsynitowej włóczni wbiło mu się w udo. Zabolało i zapiekło jakby ktoś mu tam wsadził rozgrzany patyk! Skink zaskrzeczał ze złośliwej uciechy. Tuż obok po prawej Maanena chwiejąc wycofała się przed naporem saurusa. Ale zanim ten zdążył postąpić za nią czy wejść na flankę Bertranda czekająca do tej pory w rezerwie Amazonka zajęła jej miejsce przyjmując to starcie na siebie.

Bertrandowi udało się wkrótce trafić skinka. Raz, potem korzystając z jego nieuwagi ponownie. Wreszcie padł w kałuży pomarańczowej krwi na posadzce. Ciężko dyszący Bertrand rozejrzał się. Obie wojowniczki osaczyły pod ścianą drugiego saurusa i jedna z nich wbiła mu swoją obsynitową włócznię w pierś. Gad zaryczał i próbował chlasnąć ją ogonem ale udało jej się uskoczyć. Co wykorzystała druga wojowniczka trafiając go w żebra. Jednak i jej ostrze zachrobotało tylko po kościach jedynie zostawiając krwawą, niegroźną rysę na skórze. To jednak zdeprymowało saurusa bo zamachnął się nad nią tracąc na moment z oczu drugą łowczynię. Ta wybiła się do przodu i wbiła mu od dołu włócznię tuż pod linię żeber. Ostrze i drzewce rozpruło wnętrzności w drodze ku płucom gada. Ta rana w połączeniu z poprzednimi przekroczyła gadzią wytrzymałość. Saurus zacharczał, wygiął się w łuk niosąc swoją skargę sufitowi i echu bezkresnych korytarzy piramidy. Po czym zwalił się jak ścięte drzewo na posadzkę. Amazonki zakrzynęły triumfalnie wznosząc do góry swoje zakrwawione włócznie.

Pokonali gadzią straż część zabijająć część skinków ciężko ranna rzuciła się do ucieczki. Ale i sami ponieśli straty. Maanena była chyba w najgorszym stanie z nich wszystkich. Kilka trafień saurusową bronią sprawiło, że ledwo stała na nogach. Musiała opierać się o ścianę i swoją włócznię aby nie upaść. Było widać, że jest u kresu swoich sił i raczej nie będzie można liczyć na nią w kolejnym starciu. Bertrand i ta pierwsza łowczyni z warkoczykami ciężko dyszeli, krwawili i byli w ciężkim stanie. Tylko ta druga wojowniczka dla której początkowo zabrakło miejsca w korytarzu aby dołączyć do walki wyszła z niej bez widocznych obrażeń. Do tego rana od dźgnięcia włócznią skinka paliła Bertranda jakby utkwił w niej rozgrzany węgielek.

Ona właśnie krzyknęła coś krótko i wskazała na wejście. Jej siostry znieruchomiały też tam się wpatrując. Bębny ucichły. A ze środka było słyszeć odgłosy szamotaniny i walki. Kobiece okrzyki, jakieś gadzie piski, szczęk broni i tego typu dźwięki zwiastujące jakieś starcie.

Maanena krzyknęła coś krótko pokazując gest “naprzód”. Ocalała Amazonka ruszyła pierwsza podbiegając do wejścia. Jej ranne siostry ruszyły za nią. Po chwili cała grupka mogła zajrzeć do środka.




https://i.pinimg.com/564x/f1/44/aa/f...eaed0cdc68.jpg


Wewnątrz zastali chaos walki. Na środku pomieszczenia stało owalne, kamienne coś. Mistetnie rzeźbione a za nim i dookoła niego toczyła się walka. Grupka ciemnoskórej Majo musiała tu jakoś dotrzeć innym wejściem. Na przeciwko siebie widać było prawie nagie plecy dwóch łowczyń jakie zapewne powstrzymywały napór gadziej straży lub posiłków. Jedna z łowczyń stała za tym kamiennym, płaskim monumentem. Ciężko dyszała i krwawiła z jakichś ran. Na twarzy jednak malowała się nieustępliwa determinację. Osaczona przez trzy atakujące ją skinki trwała na swojej pozycji nie cofając się ani o krok. Chociaż łatwiej było walczyć czy to bronić się czy atakować gdy miało się swobodę manewru. Wojowniczka jednak broniła dostępu do pleców swojej liderki. Majo bowiem stała jak skamieniała. Jakby pozowała do jakiejś rzeźby atakującej Amazonki. Z włócznią skierowaną do ataku i uniesioną tarczą. Na jej twarzy też malowało się ogromne napięcie i wysiłek. Jednak nie stała tak całkien nieruchomo. Wydawało się, że centymetr po centymetrze forsuje jakąś niewidzialną barierę. Naprzeciwko niej, ledwo parę kroków stał bowiem skink. Ale inny niż do tej pory widzieli przybysze zza oceanu.




https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1506720671

Ten miał błękitną skórę, ozdobny pióropusz, wiele złotych ozdób w formie dziwnych wisiorków i branzolet oraz liczne malunki albo tatuaże na swojej skórze. Do tego odziany był bogatszą i ozdobną przepaskę biodrową a nie takie dość proste jakie miały widywane do tej pory skinki. Albo i często obywały się bez nich. Do tego dzierżył jeszcze jakiś ozdobny kostur jaki przybyszom zza oceanu mógł się kojarzyć z magami, mędrcami, eremitami i uczonymi. Maanena dojrzała to wszystko w jednej chwili i krzyknęła rozkazująco wskazując włócznią na tego właśnie skinka. Obie jej wojowniczki bez wahania rzuciły się przez przewalone bębny i zabite skinki w kierunku tego błękitnego.

Rozległy się nowe kobiece krzyki. I gdy blond wojowniczka spojrzała w głąb korytarza ujrzała trójkę swoich sióstr jakie zostawili w korytarzu aby jak najszybciej dotrzeć do świątyni. Ta mniej ranna i ta co została aby opatrzyć im rany wlokły między sobą tą trzecią jaka ledwo powłóczyła nogami. Obie zranione bielały opatrunkami. Ale ponaglająco krzyczały coś do liderki pokazując za siebie. Maanena wyszła na środek korytarza próbując dojrzeć coś za ich plecami. Wyglądało na to, że uchodzące siostry mają na karkach gadzi pościg. Blondyka krzyknęła coś rozkazująco i cała trójka zatrzymała się. Teraz Amazonki ustawiły się w obronną linię włóczni i tarcz zamierzając powstrzymać gadzią odsiecz.



Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: - na zewnątrz: noc, odgłosy dżungli, sła.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Carsten



- No to zaczynamy bal. - Olmedo splunął gdzieś w tropikalną ciemność. Widocznie gady potrzebowały nieco czasu aby zareagować na tą nocną napaść. Ale gwałtowne dudnienie tamtamów, eksplozja prochu pod pomnikiem, coraz większa wrzawa czyniona przez straże oraz palby z marynarskich pistoletów odniosły skutek. Pomiędzy piramidami widać było coraz więcej ogonisatych, gadzich kształtów, coraz więcej pochodni, robiło się coraz głośniej od porykiwań i skrzeków gadzich bestii. Trudno było zaprzeczyć, że rozbudziło się całe miasto jakie do tej pory było uśpione. Nawet nie było co liczyć tego mrowia jakie tam biegało, zbierało się, organizowało albo biegało z rozkazami.

- Długo zamierzasz czekać? Albo pryskamy teraz albo w ogóle. Nie przebijemy się jak się wezmą za regularne oblężenie. - Olmedo zapytał cicho czarnowłosego Carstena. Z bliska Sylvańczyk widział jak tamten jest zaniepokojony rozwojem wypadków. Na razie po eksplozji i pierwszych salwach oddziału Zoji tam oraz ostrzelaniu z łuków skinkowych strażników tu, jakby o nich zapomniano. Chociać sytuacja na poziomie gruntu i w niższych piramidach wyraźnie mówiła, że jaszczuroludzie już wiedzą o intruzach i zbierają siły do kontrakcji. A, że był tu ich główny obóz to była ich tu cała chmara, oddziałków zwiadoców szkoda było do nich porównywać pod względem liczby.

- Jak dla mnie nie ma co tu czekać. Trzeba stąd pryskać. Albo do tej blondyny i rudej do piramidy albo przebijać się do Zoji. Nie mamy żadnej Amazonki co by nas poprowadziła. - wyraził swoje zdanie co powinni teraz robić.

- Tam na dole chyba się szykują na nas. - rzekł któryś z górali wskazując brodą w dół. Tam, na dole, wiele poziomów poniżej, u podstaw tej sztucznej, kamiennej góry widać było nieco podłużne kreski. Jakieś zbiorowisko gadów, chyba skinków ale z tej odległości i jak część z nich była poza zasięgiem światła z pochodni to nie można było być tego takim pewnym.

- Zoji coś też nie słychać. - mruknęła niepewnie Nora próbując coś wypatrzyć po drugiej stronie placu. Widać było ciemną, podłużną plamę przewróconego posągu. Ale drobne, ludzkie sylwetki w ciemnościach nocy nie było szans dostrzec. Wciąż można było usłyszeć gdyby prowadzili ogień. Tak jak wcześniej ich słyszeli.

- Pewnie się wycofali. Mieli wysadzić głowę a potem się wycofać. - rzekł smętnie jeden z górali jakby ostatni przyjazny element na tej planszy ich opuścił.

- Mieli osłonić nam odwrót póki dadzą radę. Może po prostu nie mają tam do kogo strzelać do siedzą cicho. - warknął na niego Olmedo ale sam chyba nie był do końca pewien co może oznaczać przedłużająca się cisza z drugiej strony placu. Cisza i miny jego ludzi mówiły wyraźnie, że w najlepszym razie są sceptyczni do takiej interpretacji ciszy.

- Ha! Mówiłem wam! Jeszcze tam są! - krzyknął ucieszony Olmedo gdy niespodziewanie dało się naraz słyszeć wystrzał z kilku pistoletowych luf na raz. Widać było jakiś ruch po drugiej stronie placu ale trudno było się zorientować co tam się dzieje.

- Ktoś idzie! - syknął ostrzegawczo Sergio który trwał na straży przy kotarze prowadzącej w głąb piramidy. Sytuacja powtorzyła się i grupka góali zamarła przy ścianach przedsionka aby wziąć z zasadzki nieproszonego gościa. Widok wyłaniającej się zza kotary bladolicej kobiety w nieco już pobrudzonej i rozdartej czarno - czerwonej sukni był chyba jeszcze bardziej zaskakujący niż jakiegoś skinka.

- Dobry wieczór państwu. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - powiedziała panna von Schwarz ze spokojem, elegancją i godnością jakby wchodziła do salonu pełnego szlachetnie urodzonych podczas jakiegoś balu czy spotkania.

- A gdzie reszta? - zapytał zaniepokojony herszt górali widząc, że poza nią nikt inny się nie pojawia. Posłał pytające spojrzenie Sergio i Novej ale ci zajrzeli za kotarę i pokręcili głowami na znak, że nikogo innego nie widać.

- Rozstaliśmy się. O ile się orientuję są na niższych poziomach piramidy. - odparła stirlandzka szlachcianka podchodząc do krawędzi piramidy aby zorientować się w sytuacji na dole.

- Żyją? - zapytał w końcu Miguel widocznie zdeprymowany taką odpowiedzią i tym wszystkim.

- Mam nadzieję, że tak. Słyszałam odgłosy walki z dołu. Sugerowałabym aby ich wspomóc. Gady znają inne wejścia do piramidy i nie muszą atakować tędy. Jak się zgromadzą dostaną się do środka i wyjdą tak jak ja, od tyłu. Rozdzielą was i odetną. Dlatego proponuję wam udać się na dół. Tam też są inne wyjścia z piramidy. Amazonki zapewne znają takie jakie prowadzą daleko w dżungle. Nie zdziwię się jeśli będą chciały ich użyć do ewakucacji. Nie muszą wracać tutaj na sam szczyt. - oznajmiła uczona gdy tak sobie popatrzyła na to całe zamieszanie na dole. Wyglądało jak uderzone kijem mrowisko.

- Jak to? Nie wrócą po nas? To do cholery po co my tu na nie czekamy!? Zostawiły nas! - krzyknął rozgniewanym tonem jeden z górali.

- Młodzieńcze nie wiem czy po was wrócą ani czy celowo to planowały od początku. Wiem, że są gdzieś na niższych poziomach piramidy a tam są inne drogi na zewnątrz. Jak jeszcze jaszczury by władowały się do środka to nie wiem czy miałyby w ogóle możliwość aby tutaj wrócić. - odparła mu szlachcianka. Chociaż z bliska, w świetle pochodni widać było, że te rozdarcie na dole jej sukni to jest raczej rozcięte niż rozerwane. A w czerwień i czerń materiału wsiąkała świeża, gadzia jucha.

- W każdym razie ja zmierzam na dół. Panowie jeśli macie ochotę dołączyć to będę zaszczycona. Jeśli nie to powodzenia. Obyśmy wszyscy ujrzeli nowy świt. - powiedziała dumnym tonem obrzucając Olmedo i Carstena miłym, eleganckim uśmiechem. Po czym odwróciła się w stronę wejścia do kanciastej świątyni aby spełnić swoje słowa.

Gdzieś poniżej, z drugiej strony placu dała się słyszeć nowa palba. Kislevitka i jej wilki morskie wciąż musiały gdzieś tam być przykuwając uwagę jaszczurów. Najkrótsza droga, schodami w dół piramidy a potem przez środek placu odpadała. Na dole było kilka grup jaszczurów które porządkowały swoje szeregi i pewnie decydowały co robić dalej, zbierały się gdy dołączali kolejni członkowie oddziałów. Ale maszerujących przez środek placu grupki ludzi to pewnie by nie przegapiły. Była jeszcze droga jaką tu dotarli, bocznymi drogami czy raczej przestrzeniami między piramidami i innymi budynkami. Zasłaniały ją właśnie te wszystkie budynki więc trudno było określić co tam się dzieje. Albo jak rozważał to Olmedo w ogóle dać nura w dżunglę i potem jakoś wrócić do swoich. Może i by się na to poważył ale przydałaby się chociaż jedna, tubylcza przewodniczka aby nie pobłądzić po nocy. No albo jak sugerowała teraz panna von Schwarz, udać się w głąb piramidy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-01-2023, 18:49   #358
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Choć pobrużdżona twarz Carstena okryta była maską spokoju to wewnątrz buzowały frenetyczne emocje. Bacznie śledził zamieszanie u stóp piramidy, pozorny chaos, który w mgnieniu oka mógł się przekształcić w jadowitą paszczę jaszczurów i pięść gotową zmiażdżyć intruzów. Mimo waleczności górali w zderzeniu z rojem przeciwników los zwiadowców byłby przesądzony. Czas naglił, nerwowość rosła z każdą sekundą, jakby odwlekanie decyzji miało przypieczętować smutny los najemników…

- Masz rację – rzekł do kompana i słyszalnie dla wszystkich. – Nie ma już co zwlekać i mitrężyć, dbajmy o to by wyjść cało z tej gorączki! Naprzód!

Dalsze słowa przerwało ostrzeżenie Sergio, który bez ustanku przepatrywał korytarz biegnący w głąb piramidy. Kiedy Eisen wraz z resztą szykował się na nieznane zagrożenie, po chwili z ulgą stwierdził, że osobliwa persona ponownie zaszczyciła ich swoją obecnością. Jednak dama nie wyglądała już nienagannie i szykownie jak to miała w zwyczaju. Znać było, że przeżyła już jakieś perypetie, których skutki widział na własne oczy. Nie pozbawiły one jednak Vivian niezmiennego powabu, jaki roztaczała. Rozcięcie jej sukni, ukazujące rąbek bladego ciała, zmysłowo kusiło męskie spojrzenia, choć w ferworze wydarzeń mało kto teraz zajmował się niezaprzeczalna urodą tajemniczej Stirlandki.

Ważniejsze okazały się wieści, które przyniosła. Ochroniarz przemyśliwał je nadzwyczaj szybko i w momencie kiedy skończyła swą wypowiedź, on podjął już decyzję, co czynić nawet nie spoglądając na morze gadzin pod piramidą, które niczym zielona fala przyboju odcięło im drogę do zbawczej dżungli.

Pozostawała jedna droga, ta której wcześniej się obawiał, lecz nie był sam. Zaprawieni w bojach twardzi kamraci dawali pewność, że los spoczywa nadal w jego rękach. Mogli wspólnie wyrąbać sobie krwawą drogę z tej świątyni, a panna Von Schwartz w szkarłatnej sukni jawiła mu się teraz jako mistyczna kapłanka za którą mieli podążać.

W naturalnym odruchu zgodnym z profesją ochroniarza stał się jej przybocznym, bo wiedział jaką wartość będzie reprezentować kobieta w nieprzyjaznej i złowieszczej przestrzeni piramidy...
 
Deszatie jest offline  
Stary 05-02-2023, 22:39   #359
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Bertrand lustrował sytuację, dysząc i starając się zignorować okrutnie piekącą ranę w udzie. Czyżby włócznia tego skinka była zatruta? Czuł, że tracił coraz bardziej siły, musiał teraz zachować ostrożność, w końcu planował wrócić żywy z tej misji. Pokonał tego wielkiego gadziego bydlaka w walce jeden na jednego, żadnej Amazonce to się nie udało. Świadomość, że się wykazał męstwem i szermierczym mistrzostwem dodawała mu otuchy, teraz trzeba było zabić tego kapłana i przejść do odwrotu z piramidy.

Grupa Maaneny musiała jakoś bronić tyłów, uznał że najważniejszym celem był teraz dziwacznie wystrojony czarownik czy też kapłan skinków. Wyciągnął pistolet, w drugiej ręce wciąż dzierżąc rapier w zmęczonej dłoni i pobiegł do przodu, starając się zajść kapłana z flanki. On musiał jak najszybciej zginąć a potem trzeba było skierować się do najbliższego wyjścia z piramidy.


 
Lord Melkor jest offline  
Stary 06-02-2023, 23:46   #360
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 86 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: -



Carsten



Schodzili w dół. Wciąż w dół. Czasem szli jakimiś korytarzami, mijali albo przechodzili przez jakieś sale ale zawsze prędzej czy później czerwono i czarnowłosa szlachcianka prowadziła ich do jakichś schodów które kierowały się w dół. Zarówno Carsten jak i ludzie Olmedo pierwszy raz byli w trzewiach piramidy. I tak jak już ozdoby i dziwna architektura na zewnątrz rzucała się w oczy swoją odmiennością od staroświatowych wzorców, wręcz tchnęła obcością tak jak tutejsza niebotyczna dżungla różniła się od swoich leśnych odpowiedników zza oceanu to teraz, w trzewiach tej budowli wrażenie było jeszcze silniejsze. Inne proporcje, często trapezowy profil korytarzy zamiast prostokątnego czy choćby znajomych, łukowatych sklepień. Do tego obce wzory, szlaczki, ozdoby, znaki, glify, malowidła, płaskorzeźby. Często makabryczne i krwawe, z dużą ilością krwi, obciętych głów, wypatroszonych serc, poćwiartowanych ciał, zmasakrowanych pokonanych i symboliką kojarzącą się ze śmiercią, wojną, walką, krwią i umieraniem. Nic z tego nie wydawało się ani znajome ani kojące. Tylko napędzało niepokój górali. Właściwie jedynym znajomym widokiem była ta tajemnicza kobieta odziana w czerń i czerwień. Dość mocno w tej chwili sfatygowane, przybrudzone a nawet tam czy tu zakrwawione. Ale chyba tylko ona miała jakieś pojęcie gdzie są, co mijają i jak się stąd wydostać. Więc chociaż zazwyczaj panna van Schwarz roztaczała wokół siebie dumną, szlachecką aurę chłodnej rezerwy i niedostępności jaka zapewniała jej to, że mało kto decydował się nawiązać z nią rozmowę to teraz wszyscy górale zdawali się ją traktować jak przewodniczkę i ratunek z tej niebezpiecznej sytuacji.

A, że sytuacja była niebezpieczna to się przekonali na własnej skórze. Początkowo Olmedo wahał się tylko chwilę jak najpierw szlachcianka wróciła za zasłonę, za nią Carsten. To estalijski góral ostatni raz rzucił okiem w dół na widoczne tam gadzie kształty, wsłuchał się w te kilka nieregóralnych wystrzałów z pistoletów grupy Zoji i dał znak swoim, że czas podążać za wspomnianą dwójką. Po chwili już cała grupa podążała za elegancką mimo brudu i gadziej juchy damą. Ta odwróciła się i uśmiechnęła się skromnie ale zachęcająco.

- Bardzo dobrze. Myślę, że razem mamy większe szanse się z tego wykaraskać. - powiedziała z lekkim uznaniem kiwając im głową. Ale niezmiennie szła przez te schody i korytarze coraz niżej w dół trzewi piramidy.

Ze dwa razy spotkali skinki. Wydawały się być przestraszone, rozkojarzone czy zaskoczone widokiem takiej gromady ciepłokrwistych w głębi piramidy. Ale póki były po jednym czy dwa to raczej nie stanowiły większego zagrożenia. Albo górale strzałami z łuków zdążyli je zlikwidować albo odstraszyć. Niemniej wszyscy zdawali sobie sprawę, że te co zwiały pewnie zaalarmują swoich gadzich braci o położeniu intruzów. Wadą poruszania się korytarzami czy schodami było to, że na raz, w jednym miejscu mogła strzelać czy walczyć tylko niewielka ich część.

Milady co jakiś czas przystawała na skrzyżowaniach czy schodach jakby nasłuchując czy coś sprawdzając przy wyborze kierunku. Ale w końcu za każdym razem decydowała się na któryś. I prędzej czy później docierali do schodów jakie prowadziły ich w dół i w dół. W końcu natrafili na bardziej zorganizowany opór.

- Mamy towarzystwo! - krzyknął ktoś z tyłu kolumny. Zaraz potem w trapezowym korytarzu świśnęły lotki strzał i dało się słyszeć skrzeki przestraszonych albo trafionych skinków. Niemniej tym razem w kierunku łuczników poleciały ze dwa obsynitowe oszczepy. Nie trafiły nikogo ale dało się odczuć, że tym razem skinki postanowiły stawić opór.

- Za róg, za róg, prędzej! Sergio i Nora, Alberto, obstawcie róg! - krzyknął szybko Olmedo i wszyscy rzucili się do biegu przed siebie. Nawet dumna i elegancja milady na czele kolumny. Róg był niedaleko więc szybko dobiegli i skryli się za narożnikiem. Trójka wybranych górali po prostu rzuciła swoje łuki na posadzkę i dobyła maczet i toporków. Kilku dalszych odwróciło się z napiętymi cięciwami łuków zatrzymując się kilkanaście kroków dalej tak sprawnie, że wątpliwe aby robili ten numer pierwszy raz.

Zaraz potem zza rogu wybiegły skinki. Szybkie i małpio zwinne jak zwykle. Pierwszy zginął od razu gdy Sergio stojący tuż za narożnikiem sieknął go w czerep powalając go na posadzkę. Zaraz potem Nora sieknęła kolejnego, już mniejs kutecznie. Jej czekan wbił się gdzieś w gadzi obojczyk kolejnego ogoniastego ale ten miał taki rozpęd, że poleciał z rozpędu na ścianę wyrywając góralce jej broń. Alberto zamachnął się na kolejnego ale nie trafił. Skinki zorientowały się, że wpadły w zasadzkę ale nawet one nie mogły wyhamować swojego pędu z miejsca. Zaskrzeczały coś ale wtedy Olmedo dał znak na łuczników. Kilka strzał rozpruło powietrze a jedna czy dwie trafiły w małe, zwinne gady które nawet w takiej klitce były trudnym celem.

- Na ziemię! - krzyknął Olmedo do pierwszych łuczników, ci padli a kilku następnych mając wolne pole ostrzału zwolniło swoje cięciwy. Z kilku skinków z połowa padła ranna lub zabita strzałami. Ale ze trzy ostatnie zdołały jakimś cudem odbić się od ściany i dały nura z powrotem. Alberto i Sergio bez wahania rzucili się z bronią aby spróbować któregoś złapać albo trafić w przelocie ale tylko jednego udało im się trzepnąć na tyle, że zakwilił ale się nie zatrzymał. Nora dopadła do zabitego skinka wyrywając swój czekan i bez litości zaczeła dobijać te zranione. Koledzy do niej dołączyli i po chwili było po sprawie.

- Kończcie to! Spływamy stąd! Milady prowadź. - krzyknął na nich Miguel nie chcąc tracić czasu i zakładając pewnie, że te dwa czy trzy co zwiały pewnie sprowadzą innych. Zdołali szybkim tempem przejść ze dwa korytarze i schody gdy okazało się, że mają towarzystwo. O ile bowiek skinki w bezpośrednim starciu nie były zbyt wielkim wyzwaniem w pojedynku jeden na jednego to już nie raz okazały się urodzonymi partyzantami. Tak było i tym razem. Okazało się, że mając zapewne o wiele lepszą znajomość korytarzy niż przybysze zza oceanu flankują ich z sąsiednich korytarzy. Poznali po tym jak niespodziewanie zaczeły gasnąć światła. Miguel krzyknął aby co drugi złapał za jeszcze zapalone pochodnie bo w końcu ktoś z pochodnią nie mógł używać łuku jaki był główną bronią górali. Zaś z nagle zaciemnionych korytarzy spadło prawie niewidzialne niebezpieczeństwo. Poznali to po tym jak któryś z górali syknął po czym sięgnął do barku jakby chciał się podrapać. A zamiast tego wyjął strzałkę z dmuchawki. Stopniowo górale zaczęli podność straty w tej szarpanej, zaciemnionej walce. Komuś zaczęło drętwieć trafione ramię czy noga, miał zawroty głowy, trzeba było pomóc go nieść. Zaczynało się robić nieciekawie. A gdy gady były skryte w ciemnościach łucznicy niezbyt mieli do czego strzelać a sami oświetleni trzymanymi pochodniami byli całkiem widocznym dla gadów celem.

- Daleko jeszcze milady? - zapytał Olmedo nie ukrywając zaniepokojenia tą pogarszającą się sytuacją.

- Nie. Raczej nie. Wyczuwam źródło wielkiej mocy przed nami. Za mną. - powiedziała skoncentrowana szlachcianka gdy na chwilę znów się zatrzymała jakby musiała przemyśleć którędy powinni się udać. Miguel nie wygladał na zbyt uspokojnego czy usatysfakcjonowanego taką odpowiedzią no ale trochę trudno było o jakąś inną alternatywę. Uczona w nieco rozdartej czarno - czerwonej sukni ruszyła jednak dalej to i górale uczynili to samo. Zeszli znów ze dwa poziomy schodów co kosztowało ich kolejne trafienia strzałkami z ciemności. Już większość zwiadowców oberwała a ze dwóch trzeba było podtrzymywać bo wyraźnie słabli i członki odmawiały im posłuszeństwa. Szlachcianka jednak zatrzymała się przed czymś co wyglądało na sporą, kamienną wnękę w jakiejś niewielkiej sali. Ale zdobienia na ścianach rozchodziły się od tej wnęki jakby to miało być jakieś miejsce centralne.

- Jest. To tutaj. - szepnęła zachwyconym tonem von Schwarz. Wpatrywała się chciwie w te wizerunki, wzory i zdobienia. Olmedo zaś dał znak sprawnym jeszcze ludziom aby obstawili wejście do tej małej sali. Można było odetchnąć na chwilę chociaż bo skinki aby ich dorwać musiałyby stanąć prawie naprzeciwko wejścia do tej sali czyli w zasięgu światła pochodni. A wtedy zwiadowcy mogliby zrobić wreszcie użytek ze swoich łuków.

- Tutaj? Kawaler, Bertrand, ta ich blondyna i reszta? - zdziwił się Miguel bo pomieszczenie było zbyt małe aby ktoś tu mógł się ukryć a już na pewno nie cała grupa.

- Nie. Ich sacrum. Najświętsze miejsce. To jakie chronią przed wszystkimi obcymi. - powiedziała Stirlandka podchodząc do ściany z wnęką i z czcią przesuwając bladymi palcami po żłobieniach wzorów. Estalijczyk zmarszczył brwi nic chyba z tego nie rozumiejąc i spojrzał na Sylvańczyka jakby miał nadzieję, że ten coś z tego rozumie.

- Milady nie możemy tutaj zostać. Mamy skinki na karku. A wkrótce pewnie będzie ich jeszcze więcej. Albo nawet zlecą się te duże. - herszt górali wygladał jakby był u kresu cierpliwości. Spróbował więc przemówić nieco sponiewieranej damie do rozsądku. W końcu z nich wszystkich tylko ona mogła pełnić rolę przewodniczki.

- Na pewno. Im też zależy na tym miejscu. Kto je kontroluje rządzi całą piramidą. - odparła czarno i czerwonowłosa milady. Wciąż tym nieco nieobecnym i zachwyconym tonem. Po czym niespodziewanie odwróciła się i spojrzała na herszta. - W środku jest moc. Moc jaka uzdrowi twoich ludzi. I doda im sił. - rzuciła mu jakby chciała mu dać znać, że tam też jest coś co może im się przydać.

- Noo… To dobrze… Przydałoby się. To chyba są zatrute strzałki. A milady wiesz jak tam się dostać? - Olmedo pokiwał w końcu głową i trochę zmiękł dostrzegając jakąś korzyść w tym dlaczego ich tu przyprowadziła.

- Na pewno są zatrute. Na wojnie czy w polowaniu skinki zawsze używają zatrutych. Tylko toksyna może być różna. - odparła szlachcianka i znów zaczęła badać wzrokiem i dłońmi ową trapezową wnękę. - Trzeba mieć klucz. Ale jedną połowę ma Aldera a drugą Lalande. - wskazała na jakieś wyżłobienie układające się w kostkowaty wzór w jaki można było coś dopasować. Herszt jęknął słysząc takie wymagania bo ani królowej Amazonek ani ich wyroczni z nimi nie było.

- A nie można jakoś inaczej? - zapytał z nadzieją, że ta nietuzinkowa, bladolica dama może zna jakiś sposób. Ta wpatrywała się w tą wnękę niewidzący wzrokiem i machinalnie wodziła dłonią po wzorach na kamieniu.

- Można rozbić te drzwi. Ale nie mamy na to czasu ani mocy. Wyczuwam, że chroni to miejsce magia. Dawno takiej nie widziałam. Wspaniała harmonia. I moc. - mruczała zamyślonym tonem jakby widziała coś czego oni nie widzieli. Paru górali się przeżegnało lub splunęło aby odczynić zły urok. Krzyknął któryś przy wejściu wypuszczając strzałę do skinka jaki pojawił się w obrębie światła. Ten czmychnął w ciemność.

- Tak. Myślę, że da się je otworzyć. Ale od wewnątrz. Wyczuwam, że jest tam jakaś intruzja. Bariera przestała byś szczelna. Coś zakłóciło harmonię. - powiedziała w końcu szlachcianka i znów odwróciła się frontem do reszty grupy.

- Mogę zabrać do środka jedną osobę. Pozostali muszą tu poczekać. Możecie też spróbować przebić się do reszty. Wystarczy iść dalej tym korytarzem co do tej pory. To na tym samym poziomie. Już niedaleko. Na pewno ich usłyszycie. - oświadczyła uczona zerkając po wszystkich ale na dłużej zatrzymała się na Miguelu i Carstenie. Wskazała na korytarz jakim według niej trzeba było iść w prawo aby spotkać się z resztą grupy jaka zeszła do trzewi piramidy wcześniej. Olmedo dał znać i któryś ze zwiadoców nieco się wyhylił i zaczął nasłuchiwać. Pozostali uciszyli się na ile mogli nie licząc tego jaki astmatycznie łapał powietrze gdy pewnie trucizna rozlała się po jego ciele.

- No. Coś tam słychać na końcu. Chyba ktoś się tam tłucze. - powiedział z ożywieniem zwiadowca potwierdzając słowa szlachcianki. Miguel podszedł do Carstena i stanął tuż obok niego.

- No i co myślisz druhu? - zapytał jakby sam się wahał co tu teraz w tej sytuacji powinien postąpić. Ta uzdrawiająca moc co mówiła Vivian na pewno by się przydała tym co oberwali. Ale nie wiadomo było czy można zaufać jej słowom a nawet jeśli to ile by trzeba było czekać na otwarcie drzwi i czy w ogóle da się to zrobić. Z drugiej strony te odgłosy walki chociaż ciche wydawały się być już dość blisko. Ale trzeba by wydostać się na korytarz, z dwoma czy trzeba osłabionymi trucizną i paroma przez nią spowolnionymi a te skinki zapewne nadal tam będą. Gdyby jednak się udało to by się połączyli z pierwszą grupą.




Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: -



Bertrand



Bretończyk wbiegł do środka sali za dwiema wojowniczkami Maaneny. Widział jak one dołączają do ataku na niebieskoskórego skinka w masce i pióropuszu. Jemu udało się wycelować i strzelić. Huknął wystrzał z pistoletu, lufa rzygnęła gryzącym dymem, on sam zaraz potem poczuł ten kwaśny zapach w ustach i nozdrzach… I zobaczył coś czego nie widział nigdy wcześniej. Swoją wystrzeloną kulę. Jako czarną kulkę jaka zatrzymała się kilka kroków przed skinkiem. Chociaż nie. Nie zatrzymała. Tak się wydawało w pierwszej chwili. Ale jednak nie, jednak powoli posuwała się do przodu jak w bardzo mocno zwolnionym tempie. Kula była początkowo szybsza niż biegaczki więc one też spowolniły jakby natknęły się na tą samą, niewidzialną barierę co Majo.

Bertrand nie miał czasu aby przeładować pistolet więc dołączył do starcia z rapierem. Zaatakował z pełnym impetem zajmując całkiem dobrą pozycję. Obie wojowniczki Maaneny zajęły lewą flankę skinka, jedna trochę bardziej z przodu, druga nieco z tyłu więc siłą rzeczy dla niego został atak po skosie nieco od boku a nieco od gadziego ogona. I poczuł jakby pochwyciła go jakaś niewidzialna siła. Wciąż robił zamierzony ruch, nogami jak do ataku, ramię poruszało rapierem jak do ciosu, poruszał się do przodu, coraz bliżej i bliżej gadziego czarownika. Ale stasznie wolno. Tak samo zresztą jak Majo i obie włóczniczki. Wszyscy zbliżali się ale w ślimaczym tempie. Gdy tymczasem przy obu wejściach i za plecami ciemnoskórej tłumaczki królowej walka toczyła się standardowo. Ta wojowniczka z jej grupy, osaczona przez trzy skinki padła zakłuta przez nie. Ale zanim te zdążyły wykończyć tłumaczkę z furią natarły na nie Maanena ze swoją siostrą. Blond przywódczyni ledwo trzymała się na nogach, biegła koślawo a z ust tryskały jej stróżki krwawej śliny. Z oczu jednak nie znikła zawziętość i determinacja. Atak okazał się jednak niezdarny, zapewne z powodu osłabienia ranami. Odwrócił uwagę jednego ze skinków już zamierzającego się włócznią w odkryte plecy Majo. Jej siostra była cała i udało jej się z zaskoczenia dźgnąć skinka i cisnąć go jak szmatą gdzieś w głąb pomieszczenia. Sama zajęła się kolejnym. Przy obu wejściach każda z par wojowniczek toczyła desperacką walkę z gadzią odsieczą. Te były liczniejsze ale każde z przejść tworzyło naturalne wąskie gardło gdzie też mogło maksymalnie pomieścić się dwóch, gadzich wojowników. Walka na razie była dość wyrównana ale każdego brakującego skinka czy saurusa mógł zastąpić rezerwowy a Amazonek nie miał już kto.

Wtedy równie nagle jak to unieruchomienie się zaczęło to się skończyło. Trudno było powiedzieć dlaczego. W jednej chwili poruszali się wolniej niż w melasie siłując się z tą niewidzialną siłą jaka ich hamowała. A w następnej ona znikła i dokończyli ruch. Skink okazał się szybki i zwinny jak oni wszyscy. Zaskrzeczał coś po swojemu i zasłonił się kosturem przed włócznią Majo. Ale sam na czwórkę wojoników to był bez większych szans. Rapier Bertranda i włócznie Amazonek stanowiły taki zalew ciosów, że nie miał szans wybronić się przed każdym i to padającym z różnych stron. Chociaż część wydawała się odbijać od niego czy ześlizgiwać. Ale to tylko opóźniało nieuniknione. Wreszcie padł pod naporem tych zmasowanych ciosów. Zaś z zewnątrz pozostałe skinki zawyły. Majo szybko doskoczyła do trupa i zerwała z jego szyi złoty, gruby, płaski łańcuch wysadzany drogimi klejnotami i machinalnie zaczęła wsadzać go do torby. Po czym odwróciła się i oceniła sytuację. Krzyknęła na dwie sąsiadki i te rzuciły się wspomóc ledwo stojącą na nogach Maanenę i jej siostrę w starciu z dwoma ostatnimi, żywymi skinkami. Znów przewaga liczebna zrobiła swoje i gorącokrwiste wojowniczki szybko rozprawiły się z zimnokrwistymi wojownikami. Ci jednak walczyli do końca i nie rozpierzchli się nawet wobec tak zmasowanego ataku. Sytuacja jednak była poważna. Oba wejścia były zablokowane przez gadzią straż i trudno było ocenić ile ich tam jest na korytarzu bo ze środka było widać tylko tych dwóch czy czterech jacy walczyli ze strażą Amazonek.

Majo krzyknęła coś do Maaneny i do wojowniczek pokazując gdzieś na ścianę. Chwilę jakby naradzały się czy kłóciły w obcym dla Bretończyka języku. Wyglądało to dość desperacko. W końcu tłumaczka jakby przypomniała sobie o Bertrandzie i tego, że nie rozumie ich mowy.

- Za dużo ich! Nie utrzymamy się! Musimy się wycofać kanałem! - krzyknęła do niego i wskazała na tą samą ścianę co przed chwilą w naradzie czy kłótni z poważnie ranną liderką łowczyń. - Stań przy Maanienie! Musimy osłonić odwrót! - krzyknąła i przywódczyni łowczyń rzeczywiście ciężko podpierając się włócznią podeszła do ściany. Tam przy podłodze widać było płaski, ziejący czernią otwór. Jakby pełzając to człowiek powinien się przez niego przecisnąć. Jeden na raz. Majo podbiegła do niego, kucneła, sięgnęła do torby i z niej wyjęła jakieś puzderko. Otworzyła, wyrzuciła je bez namysłu z ze środka coś wyjęła. Chwilę trzymała to w zamkniętych dłoniach i przyłożyła tam usta chyba coś szepcząc. Po czym otworzyła dłonie i wypuściła motyla w mroczną czeluść. Ten zatrzepotał skrzydłami przez chwilę po czym poleciał tam i zniknął. Majo zaś wstała, złapała za swoją włócznię i stanęła z drugiej strony Maaneny. Po stronie Bertranda ta najmniej ranna Amazonka. Majo krzyknęła coś ostrzegawczo do swoich.

- Jak krzyknę to nasze siostry pobiegną ku nam i do nas dołączą! Ale za nimi wleją się gady! Ty jesteś gościem więc możesz iść pierwszy! Osłonimy cię! - szybko rzuciła Bertrandowi po czym urwała bo Maanena znów zaczęła coś do niej mówić jakby spierając się o coś. Czarnowłosa potrząsnęła przecząco głową i przerwała rozmowę wydając dziki pisk. Na ten sygnał z trudem stające już w przejściu łowczynie odskoczyły od wejścia i rzuciły się biegiem w stronę tego wątłego szpaleru obrońców. Jedna była za wolna. Czy też raczej to skinki znów okazały się takie szybsze. Zanim przebiegła te kilka ostatnich kroków któryś wskoczył jej na plecy i przewalił na posadzkę. Drugi dopadł ją momentalnie później wbijając włócznię w plecy i przebijając ją na wylot. Umierająca Amazonka zawyła a zaraz potem zniknęła im z widoku zasłonięta przez uciekającą siostrę i gadzi pościg. Ta minęła obrońców i jednym szusem dała nura do płaskiego otworu. Zwinnie tam wskoczyła i już jej nie było. Potem uklękła druga z wojowniczek a ciężkie saurusy już dopadały do nierównego szpaleru. Wtedy niespodziewanie Maanena zdzieliła Majo w kark aż ta się zatoczyła. Krzyknęła coś do swoich, powaliła tłumaczkę i ta wojowniczka ze środka i ta co miała właśnie przechodzić przez otwór pochwyciły ją i zaczęły przesuwać na bezpieczniejszą stronę otworu. Zaś pozostali starli się z gadzim naporem. Jasne było, że ktokolwiek miałby być na końcu kolejki to ma marne szanse aby się przedostać przez otwór zanim go nie dopadną gadzie włócznie, kły i pazury.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172