Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2021, 13:38   #11
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Theodosius Hochenberg (o tak, rodzice mieli wyobraźnię i aspiracje), znany bardziej jako papcio Teo, był bohaterem północnej części Wissenlandu. No dobrze, może nie tym bohaterem od smoków, demonów i innego tałatajstwa, ale kto wie ile żyć Teo uratował, polując na szczury i im podobne paskudztwa. Wędrował szlakami swojej prowincji długie lata, od wsi do wsi, od miasteczka do miasteczka, czasem witany jak zbawca, a czasem przepędzany kopniakami i szczuty psami. Ciężki żywot odcisnął już na nim piętno. Siwy włos i twarz pobrużdżona głębokimi zmarszczkami sprawiały, że wyglądał na o wiele starszego, niż tak naprawdę był. W papciu tkwiła jednak bardzo jasna i mocna iskierka życia. Czy wystarczająca, by przetrwać kolejną ciężką zimę? To miało się dopiero okazać, ale Teo miał już czterdzieści takich za sobą, a każdą gorszą od poprzedniej.

Przekrzywiony drogowskaz z koślawym napisem “Wusterburg - 10 mil”, który odczytał mu wędrowny mnich nie był ani o jotę ciekawszy czy bardziej zachęcający od innych, mijanych po drodze. Ale na tym rozstaju był jedynym.

- Chodź, Hund, może tam cieplej będzie. – Nieduży, kudłaty kundel, wyszczerzył zęby. – Śmiejesz się czy warczysz, pchlarzu?

Zima nadchodzi, pomyślał, nie wiadomo który już raz. Za to pierwszy raz pomyślał, że ktoś mógłby napisać o tym powieść. Może ktoś kiedyś napisze, ale na pewno nie będzie to Theoodosius. On potrafił łapać szczury, a nie pisać.

* * *


Szczurołapowi zdawało się, że złapał boga, albo nawet kilku, za nogi, gdy okazało się, że jest szansa na nocleg pod dachem. Monet trzeba było się pozbyć, ale po to Teo pracował przez cały niczym pilna mrówka, żeby móc przetrwać ciężki czas zimowy. Miało być w piwniczce oberży ciepło, miało być sucho, miało być miło. Nie miało być w niej osobników tak pilnie poszukiwanych.

Kozak. Krasnolud. Dwóch ludzi. To był dość dokładny opis współlokatorów, nawet jeśli ktoś nie zaliczył Kislevity do ludzi, a tychże ludzi było i tak trzech. Hochenberg nie wchodził w takie szczegóły, i tak miał już kłopoty. Wpadł, jak to się mówi, jak śliwka w kompot. To nic, że śliwek nie widział od kilku miesięcy, a ostatni kompot jaki pił przypominał podbarwioną lekko wodę. Papcio znalazł swój kąt i starał się wadzić innym jak najmniej, ale Hund, jak to Hund, wiedział lepiej. Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Żeby pies nie szczekał, to by nie miał przypalonego zadka.

Papcio Teo, po pierwszym krótkim zrywie i zasadnym pytaniu – Czy ciebie popierdoliło? – zamknął się. Wolał nie wychylać się, a kundlowi kudły odrosną. Słyszał kiedyś, że każdy krasnolud ma swoją księgę, gdzie każdy zapisuje swoje zniewagi. Jakby on miał zapisywać każdą zniewagę, księga byłaby grubsza od historii Imperium, ale tę postanowił sobie zapamiętać. Od tego czasu dużo mocniej zaczął się zastanawiać nad sprzedaniem informacji o niektórych gościach piwniczki. Bił się z myślami i gdy już prawie podjął decyzję okazało się, że jest za późno. Gówno wpadło w ... nie wiedział w co, ale w coś, co poszatkowało by je i rozrzuciło wokół na wszystkich.

Skoro było za późno na pierwszy plan, trzeba było wprowadzić w życie inny. Czekał papcio na głos rozsądku, czekał, czekał i się nie doczekał. Gorąca krew zawrzała, koguty skoczyły na siebie z dziobami i pazurami, i tylko patrzeć było jatki. Nie każdą walkę da się wygrać, ale większości można uniknąć. Tego właśnie życie nauczyło Theodosiusa Hochenberga, szczurołapa nad szczurołapy. Zgarnął swoje rzeczy, złapał mocniej widły, i szukał sposobności na wyjście z piwnicy bez oberwania toporem, szablą albo Sigmar jeden wie czym jeszcze.


EDIT: coś nie wyszedł rzut kośmi na forum, wyniki z apki:
3 17 54 67 92
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 19-03-2021 o 13:41.
Phil jest offline  
Stary 19-03-2021, 22:35   #12
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Zawsze ubrany na czarno, zawsze z nieodłączną torbą z medycznymi utensyliami i ziołami, cyrulik wyglądał jak bez mała medyk. Zwłaszcza, że stroju dopełniał pas z licznymi kieszeniami, woreczkami i pętelkami na próbówki oraz całkiem pokaźny zestaw narzędzi i ostrzy wszelakich, od małego lancetu po sporą piłę do kości. Z ludźmi rozmawiał ale najbardziej dbał właśnie o swoje narzędzia - instrumentarium medyczne, miarki i miareczki, piły, noże, nożyki i nożyczki, tłuczki, moździerze i buteleczki ze składnikami alchemicznymi oraz używane przez alchemików retorty i alembiki do wyciągania piątych i siódmych esencji, a przede wszystkim wydobyć z roślin i minerałów arcanum (aktywny składnik).

Jak każdy kto spędzał z nim więcej czasu mógł zauważyć, Aureolus chciał dokonać odkrycia, którym mógłby rzucić w twarz profesorom z Altdorfskiego Collegium Medicum oraz był opętany przez ideę zmiany medycyny ze sztuki w naukę.
Już jako student sprzeciwiał się dogmatycznemu schematyzmowi i uczonym autorytetom dając się poznać z krytycyzmu i ciętego języka, a jego poglądy oraz skłonności polemiczne niebawem sprawiły, że pokłócił się on z profesorami, kolegami po fachu i aptekarzami więc zamiast zostać medykiem wyrzucony ze studiów musiał zarabiać jako cyrulik.


Kliknij w miniaturkę
Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus Hohensteim, obecnie używający drugiego miast czwartego imienia, i nazwiska Hohenheim westchnął. Miał deja vu. Na szczęście wiedział co robić. Szybko wyjął papier i dopisał do rozprawy: Wydaje się jednak, że choć zatłoczenie pomieszczenia i wynikające z niego podwyższenie temperatury i wilgotności powoduje wzrost napięcia wewnętrznego to jednakże same nie tyle powodują agresję ile wzmacniają reakcję na prowokację, która w normalnych warunkach nie musiałaby skończyć się agresją.
Zaszczekał pies, przerywając mu brudzenie papieru ołowiem~Psy widać też tak reagują, pomyślał. Zastanawiał się jak nazwać nowo wymyślono przez siebie naukę o wpływie środowiska, myśli i uczuć istot rozumnych na ich zachowanie.
~Jakaś ...logia, w końcu to nauka. Ale homologia nie pasuje, bo o krasnoludach też to jest. Sapiologia? Czy to w ogóle legalne będzie? Jak się przyczepią, że próbuję poznać skąd się bierze wola człowieka to jeszcze heretykiem ogłoszą... Trzeba by nazwać jakoś inaczej, dla niepoznaki...
Skupienie przerwał mu po raz kolejny kundelek szczurołapa. Pies. Psy. logia. Uśmiechnął się. Znalazł dobrą nazwę.**

Spojrzał na wydarzenia, ciekaw jak się rozwiną. Zobaczył wyciągnięte ostrza, z którymi teraz wojownicy nie bardzo wiedzieli co zrobić. Typowe. Odwaga, honor... i inne alfasamcowe idiosynkratyczności*** Wysokie mniemanie o sobie, lecz tak kruche... Wyjąć żelazo można, a nawet trzeba. A schować to teraz wstyd, bo wyjdzie się na słabego... Podobnie jak u psów, jak się spotkają to też szczerzą kły... ucieszył się, że nazwa nowej nauki tak dobrze pasuje.
~Walka o dominację w grupie... O, i już mamy temat do drugiej dysertacji! - zauważył. Ale nie mógł pozwolić sobie na jej pisanie teraz. Trzeba było coś zrobić z tą sytuacją. Miał poczucie, jakby jakiś potężny byt mogący kontrolować jego życie tego właśnie od niego oczekiwał. Czy to skutek czytania księgi, której tytułu lepiej nie wymawiać? Być może. Pogada o tym z tym płomieniowładnym obcokrajowcem kiedyś. Ale teraz...
- Zapłacę te trzy korony. Nawet pięć, jeśli na panów Cyrila i Theodosiusa też planujesz donieść i nie mają bądź nie chcą. A teraz schowajcie ten kawał żelaza panie szlachcic i zapracujcie na swoją zapłatę zanim ktoś pomyśli, żeś jeden z tych co świątynię rabowali. Ja słyszałem że ich było czterech, a Wy do opisu też pasujecie, obawiam się. Co prawda nie mam z nimi nic wspólnego, a nawet gdybym miał, mam odpust zupełny, ale niekoniecznie mam czas na tłumaczenie, że jakiś inny medyk podobnie się nazywa. Strażnicy rozkradną narzędzia i dobytek zanim się wytłumaczę - rzekł obojętnym tonem, zbierając swoje rzeczy.

[5d100=67, 51, 58, 78, 54]


** Tym co myślą, że "psychologia" wywodzi się ze słowa "psychika" Aureolus wyjaśni, że "psychika" pochodzi od imienia greckiej bogini Psyche, uosobienia duszy ludzkiej. A w Starym Świecie próżno szukać Grecji, nie mówiąc o tym, że za mówienie o jakiejś obcej bogini można na stosie spłonąć.

*** wbrew pierwszemu wrażeniu, "idio" nie od "idiotyzmu". Aczkolwiek, zdaniem Aureoulosa, wnioskując po tym konkretnym przypadku można by się zastanawiać.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 21-03-2021, 12:16   #13
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wszystko potoczyło się nagle, wybuchło niczym bąbel smrodliwych gazów wydobywających się dna jeziora i zasmradzający baśniowy pejzaż leśnego ruczaju. I w podobny sposób zwarzyło przyjazną atmosferę, jaką w piwniczce Lagera udało się mieszkańcom stworzyć. Czy przynajmniej równowagę. Wystarczyło jedno zdanie. Kilka pospiesznie rzuconych słów.

-Przyjmujecie me usługi, czy mam iść się zapytać tych, którzy was szukają ile mi zapłacą za informację, gdzie się udajecie? - zapytał Gustav zadowolony z pomysłu na jaki wpadł. Pomysłu na dołączenie do kompanii i zarobienie przy okazji kilku złotych monet.

Bąbel smrodliwych gazów. Na gładkiej tafli leśnego ruczaju.

Trudno byłoby przyjąć, że zastanawiał się dłużej nad konsekwencjami swoich czynów. Ot, rzucił słowem. Efekt jednak przeszedł jego najśmielsze wyobrażenie.

Kislevita nie czekał na rozwój wypadków. Sprawy nie pozostawił losowi wychodząc ze sprawdzonego już w życiu nie raz założenia, że lepiej zrobić coś samemu niźli czekać na to, aż za ciebie zrobi to ktoś. Kierując się tą maksymą dobył szabel i ruszył na Gustava, któremu przyszło do głowy, że nie wybrał najlepszej formy na dołączenie do kompanii. Ani też na zarobienie kilku sztuk złota. Bardziej to pachniało zarobieniem guza, ale przecież nie z takich opresji wychodził ratując się słowami.

- Proponuje uczciwą cenę za uczciwe usługi, a Ty mnie obrażasz. - zawołał w odpowiedzi na inwektywy rzucone przez Semena. Po czym dodał - Przecież obłowiliście się grabiąc i niszcząc opactwo, czyż nie? Zdziwiony skąd to wiem? Twój kolega mi opowiedział. Może poszukaj zdrajcy wśród swoich towarzyszy.

Krasnolud żachnął się, ale stanął przy schodach odcinając drogę ucieczki Gustavowi, który już rzucał wzrokiem na boki rozumiejąc, że popełnił błąd. Być może najgorszy w życiu. Szczęściem byli w piwnicy inni. Gustav chciał na nich liczyć, ale Theodosius jedynie zebrał swoje łachy i skrył się w kącie szukając również okazji do ucieczki i los Gustava interesował go tyle, co zeszłoroczny śnieg.

- A ty Krasnoludzie sam zdradziłeś mi kim jesteście, co zrobiliście w opactwie i jakie to skarby zdobyliście. Przedstawiłeś mi plan, jak Twoich kompanów oszukać i skarby ich odebrać. Skąd inaczej bym o tym wszystkim wiedział? Głupi byłem, że Ciebie posłuchałem, bo teraz obracasz się ode mnie i na moje życie dybiesz. Nie taka była umowa. - rzekł z rozgoryczeniem i złością w głosie. Z całą płynącą z serca złością. Złością na zaistniałą sytuację w której znalazł się przypadkiem. Mógł w końcu spać w bramie. Mógł nie otwierając mordy zebrać się z wszystkimi i iść gdzie oberżysta chciał. Mógł….

Mógł jeszcze przed chwilą jeszcze tak wiele a teraz opcje jakie miał do wyboru zmalały do szukania desperacko sposobu na przeżycie.

Na szczęście był jeszcze Cyryl.

- Pan hrabicz, powstrzymaj język – Powiedział pojednawczo i poważnie starając się uspokoić gorące głowy. Jednak nie włączając się aktywnie w spór i przyjmując niczym Lager i Theodosius rolę obserwatora. – Przecież to wszystko to jakieś wielkie nieporozumienie.

Aureolus wiedział, że w życiu są czasami takie sytuacje, kiedy coś pójdzie za daleko i już nie da się cofnąć. Jak na przykład przedwczoraj, kiedy widział jak stary Bremer strąca sople z krawędzi dachu. Ot, poruszył nazbyt skorupę, i cały nawał śniegu leżący na stromym dachu runął w dół grzebiąc go pod swym ciężarem. Dobrze, że widzieli to ludzie i skoczyli mu na pomoc. Pomoc, zawsze była w cenie.

- Zapłacę te trzy korony. Nawet pięć, jeśli na panów Cyrila i Theodosiusa też planujesz donieść i nie mają bądź nie chcą. A teraz schowajcie ten kawał żelaza panie szlachcic i zapracujcie na swoją zapłatę zanim ktoś pomyśli, żeś jeden z tych co świątynię rabowali. Ja słyszałem że ich było czterech, a Wy do opisu też pasujecie, obawiam się. Co prawda nie mam z nimi nic wspólnego, a nawet gdybym miał, mam odpust zupełny, ale niekoniecznie mam czas na tłumaczenie, że jakiś inny medyk podobnie się nazywa. Strażnicy rozkradną narzędzia i dobytek zanim się wytłumaczę

Powiedział to wszystko wiedząc, że ta ostatnia rzucona deska ratunku może rozwiązać problem piwniczny tylko na chwilę. W końcu ten skurwysyn mógł ich wydać. Sprzedać jak jakiś towar. A cenę za jego plany inwestycyjne ponieśli by oni. Bo czy byli winni, czy nie, czy byli poszukiwani, czy nie, na denuncjację nie znaleźli by już obrony. A nadzieję na uczciwy proces raczej należało traktować jak mrzonkę. Byli by kozłami ofiarnymi. Szybko i zgrabnie straconymi ku radości wszystkich zainteresowanych. Włącznie z tym tu sprzedawczykiem. Ale Hohenstein nie byłby sobą, gdyby nie próbował ratować ludzkiego życia. Na jakimkolwiek polu.

Tyle, że Aureolus wiedział, iż w życiu są czasami takie sytuacje, kiedy coś pójdzie za daleko i już nie da się cofnąć.

Ciśnięty przez krasnoluda wór zburzył delikatną równowagę, wprowadził gwałtowny ruch, który stał się początkiem. Semen skoczył z boku do Gustava, ale ten zasłonił się tarczą i sparował cios szablą. Odsłonił się jednak na atak krasnoluda. Młotem. Który cisnął człekiem na stojące w kącie skrzynie. Zebrał się jednak w sobie i zdołał wykonać unik przed kolejnym ciosem szabli kozaka wijąc się na ziemi jak piskorz. Hund z jazgotem włączył się w potyczkę obszczekując tarzającego się po klepisku Gustava. I szarpiąc zaciekle jego nogawkę, choć Theodosius przywoływał na zmianę z Cyrylem czworonożnego pupila. Nie chcieli by i jemu stała się krzywda. Co nie przeszkodziło „Papciowi” przysunąć się do schodów na których stał oberżysta Lager, nie wtrącający się w całe zamieszanie. Zresztą niemal na samym początku dyskursu, widząc w którym kierunku rozmowa zmierza, Lager sięgnął po klapę i zamknął nią piwniczkę wyraźnie dając do zrozumienia, że sprawy mające swe źródło w jego piwnicy muszą zostać w jego piwnicy.

Krasnolud natarł po raz kolejny, ale tym razem potknął się o własny wór i byłby padł, gdyby nie musiał ratować się unikiem przed ciosem korbacza Gustava. Okazywało się, że ofiara ma zębiska i próbuje się nimi odgryźć! Tyle, że Semen flankujący Gustava też nie próżnował. Ciosy jego szabli spadły na wstającego i próbującego się przy tym osłaniać tarczą człowieka jeden po drugim. Oba tnąc odsłoniętą nogę. Zabierając mu moc i siłę. I szansę na ucieczkę. Próbował jeszcze się podnieść, osłonić a w końcu uniknąć nadchodzącego z kolejnymi razami losu, ale udawało mu się to tylko chwilkę. Cios szabli w skroń a później krasnoludzkiego młota był już tylko wybawieniem i przyniósł mu w eksplozji bólu upragniony spokój.

- Dlaczego mi to zrobiliście? - zapytał łamiącym się głosem, tracąc już niemal świadomość. -Wy bandyci... Wy... Wy mordercy... Kto.. kto zajmie się moimi dziećmi? Ahhh...- rzekł wydając ostatnie tchnienie, a po jego policzku spłynęła łza. Mieszając się z krwią płynącą z otwartej rany.

- Ktoś jeszcze chce szybko zarobić jak ten tu, czy w końcu ruszycie dupy? Trupa zostawcie, sam się nim zajmę… - Powiedział Lager wskazując na ciało Gustava, które leżało na klepisku w rosnącej powoli kałuży krwi. Najwidoczniej i on chciał szybko pozbyć się rozrabiających gości.


.


Proszę Mortarela o nie postowanie i kontakt na PW
5K100, standardowo, pod postem
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 21-03-2021, 17:17   #14
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Coście Wy najlepszego zrobili?! - Aureolus dał wyraz swojej dezaprobacie - Zdrowie i życie jest cenne - niektórzy twierdzili, że nawet bezcenne, ale medyk doskonale znał jego cenę, w końcu sam ją często wyznaczał - A jakby któregoś z Was zranił? Nawet jeśli moje usługi macie ze zniżką, to leki i opatrunki kosztują! Następnym razem więcej zaufania proszę. Uspokoił by się, napił na zgodę, w nocy by przestał oddychać, badanie by wykazało, że zmarł "z przyczyn naturalnych"... - dodał, zbierając się do wyjścia. W końcu był cyrulikiem, umiał przyrządzać lekarstwa, a jak zawsze powtarzał profesor farmacji "Omnia sunt venena, nihil est sine veneno. Sola dosis facit venenum". Truciznę od leku różni tylko dawka.
[5d100=75, 75, 8, 5, 26]
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 22-03-2021, 08:16   #15
 
Leb Harr's Avatar
 
Reputacja: 1 Leb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputacjęLeb Harr ma wspaniałą reputację
Krasnolud wytarł młot w jeden z pustych worków leżących na jakiejś skrzyni po czym zebrał swój rozrzucony ekwipunek i szturchnięciem nogi przegnał Hunda, który jeszcze się wyżywał nad leżącym ciałem. Kundel był zajadły, to pewne. Czemu nie wcześniej? Cóż, taka już cecha małych stworzeń, że najbardziej agresywne wobec przeciwnika są, gdy ten już leży lub nie może się bronić. Bigdebin czujnym wzrokiem powiódł po pozostałych w piwnicy ludziach, jakby szukając w nich choćby przebłysku sprzeciwu, ale nie dostrzegł go. Widać każdy był świadom tego, co powiedział Lager. I konsekwencji płynących z jego słów. Każdy mógł tu kogoś sprzedać a powodów do tego by to uczynić przybywało. Ale też każdy mógł ponieść konsekwencje takiej denuncjacji, bo wymiar sprawiedliwości znany był w Imperium z tego, że zbierał szerokim łukiem wszystko do jednego wora a potem już stosy i szubienice oddzielały ziarna od plew. Mało kto wychodził z procesu obronną ręką a już bez szwanku to nikt. Z tego też względu krasnolud był pewien, że kompani z piwniczki będą woleli zachować milczenie. Ale się jeszcze upewniał. Czekając na reakcję.

- Jakby ktoś miał coś jeszcze do dodania w tej kwestii, gotów jestem na dysputę. - powiedział grobowym głosem ważąc w prawicy zdobyty w opactwie młot. - Jacyś chętni?

Nie chciał usłyszeć odpowiedzi twierdzącej, ale też był na nią gotów. Pewne sprawy lepiej zaś było załatwiać u źródła. I ucinać w zarodku. Na co Bigdebin był gotów. Jak zawsze.


5k100: 95, 65, 76, 40, 43
 
Leb Harr jest offline  
Stary 22-03-2021, 11:32   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen otarł broń o zwłoki i schował ją. Normalnie by trupa obdarł z kosztowności i złota, ale tym razem nie było czasu, ale i sprawa była honorowa. Ale najbardziej to czasu było brak. Zresztą Lagerowi coś się należało za zajęcie się trupem.
- Zbierajmy się, szkoda czasu mitrężyć. - pozbierał swoje rzeczy. - A Ty medyku jak będziesz chciał kogoś truć to daj znać wcześniej. Skąd mielim wiedzieć, co chcesz uczynić.
 
Mike jest teraz online  
Stary 22-03-2021, 20:29   #17
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Nie wpadł jak śliwka w kompot. Wpadł jak owieczka w stado wilków, takich poszukiwanych przez inkwizycję i lokalnego władykę za jakąś rozróbę w klasztorze, a jak się właśnie okazało, także i zimnych morderców gotowych zabić za jedno słowo. Nie znał tego usieczonego i zatłuczonego, tęsknić za nim nie miał zamiaru. Ale, własna skóra była mu miła, a w tej chwili groziło mu darcie jej pasami przez jakiegoś łowcę lub mistrza małolepszego, który będzie chciał się upewnić, czy aby na pewno nie jest wspólnikiem tych zbójców. Nawet ten rozsądniejszy, cyrulik czy medyk, brzmiał jak rzezimieszek bez krzty współczucia. Hochenberg miał okazję uwolnić się od nich i może nawet zarobić przy tym koronę czy dwie, ale na to było już za późno. Teraz musiał krakać jak one, te wrony z powiedzonka, bo chcąc czy nie chcąc, dołączył do nich.

- Hund, zawrzyj ryj, bo sam ci dupsko przypalę!

Pies, o dziwo, posłuchał, ucichł i patrzył z przekrzywionym w bok łbem i wywieszonym językiem.

Lager wiedział, że może na nich zarobić. Nowych klientów na piwniczkę znajdzie w pięć minut po ich wyjściu. Dla ich dobra oberżysta powinien zginąć, ale papcio Teo nie był mordercą. Nie był w stanie nawet powiedzieć to na głos, żeby mokrą robotę załatwili tamci. Zaklął w myślach, całkiem szpetnie zresztą.

- Z trupem na plecach nie uciekniecie. Czas się zbierać.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline  
Stary 24-03-2021, 09:44   #18
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wszystko rozegrało się przerażająco szybko. Kilka ledwie uderzeń serca i czyiś żywot został przerwany. Niewidoczna kostucha jednym cięciem pozbawiła von Eksa żywota. Czuć było napięcie, adrenalinę i krew. Cyryl nie zareagował. Nie chciał? Nie mógł? Wciąż siedział przy dopalającym się ogniu. Mimowolnie wyciągając rękę w stronę płomieni. Ale nic się nie wydarzyło.

Dopiero słowa medyka wybiły go z transu. Podczas swego bakalaureatu poznał kilku medyków. Każdy był w odmienny sposób dziwny. Jorg Petrenko był wybornym kompanem. Lubował się grać w kości i potrafił wypić niezmierzone ilości wszelakiego alkoholu. A że miał smykałkę do farmaceutyki i alchemii, to też w iście boski sposób rozmnażał trunki wyskokowe. Problem w tym, że eksperymentował przy tym wszystkim ponad miarę, to też Cyrylowi znane było co najmniej kilka osób, które bachanalia z Jorgiem przypłaciło życiem.

Viktor Moro był medykiem odpowiedzialnym i wziętym. Pochodził ze znacznej rodziny i już na studiach zdradzał najlepsze predyspozycje. Przy tym wszystkim był aparycji całkiem wyjściowej i wzbudzającej zaufanie. A że lubował się w badaniach anatomii szemranej reputacji, to też wiele panien skuszonych chybioną imaginacją pchało się do jego alkowy. Głupie.

Całkiem inaczej było z Vesną Horbrutter. Ona była mądra. A do tego krągła, żywa, ponętna i lubiła się w swojej cielesności. Cyryl uciekł od niej jak z tonącego okrętu, gdy zorientował się, że skala anonsów jakie otrzymywała (i akceptowała!) była tak duża, że o zdroworozsądkowej zazdrości nie może być mowy.

Tak, nauka w ludzkim ciele wpływała na umysł. To też wszyscy medycy byli specyficzni. Po chwili zastanowienia Cyryl musiał przyznać przed sobą, że nie poznał nigdy takiego co to był normalny. Poczuł pewną ulgę, kiedy Hohenheim nijako się w tym potwierdził. Bez tego nie sposób uniknąć niebezpiecznego zaskoczenia.

Wstał, otrzepał spodnie. Chwycił plecak gotów ruszać. Nie był innej drogi jak na przód.


K100: 89, 67, 63, 1, 36
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 27-03-2021, 17:04   #19
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), blady świt (ok. 4.30)
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)



Zebrali się. W pośpiechu. Świadomi tego, że teraz połączyło ich coś więcej niż piwniczna izba. I świadomi konsekwencji tej sytuacji. Mijali stojącego na schodach Lagera w milczeniu, wyczuwając że i on dołączył do ich grona. Zwłaszcza, kiedy zamknął za nimi piwniczną klapę grzebiąc to, co pozostało z Gustava von Esk w pod ziemią, odcinając jego kończącą się historię pod ziemią. Ruszyli ciasnym korytarzem, który pokonywali po wielokroć każdego dnia bo wiódł obok kuchni i magazynku do biesiadnej, starając się nie narobić rabanu by nie pobudzić całej oberży. W biesiadnej zawsze spali ci, którzy zbyt długo zabalowawszy dnia poprzedniego zostawali w oberży na noc nie mając jednocześnie tu noclegu. Kładąc się pokotem, na ławach, stołach a nawet klepisku. Zwłaszcza teraz, w dobie przeludnienia, miejsce było w cenie. Ostrożnie, na paluszkach by nie postawić śpiących na nogi minęli główne wyjście idąc ku wskazanemu przez Lagera na migi tylnemu.

Gdy przechodzili przez biesiadną Theodosius usłyszał ciche skrzypnięcie dochodzące od ściany. W mroku trudno było dostrzec cokolwiek a lampka oliwna trzymana w górze przez idącego na końcu Lagera nie rozświetlała ciemności, ale zdało mu się, że któryś ze śpiących się przebudził. Zdawało mu się nawet, że widzi bezrozumny wzrok okutanego w płaszcz człeka, ale nikt się nie odezwał, nikt nie podniósł alarmu, nikt nie zgłaszał sprzeciwu, więc i Theodosius milczał przytrzymując na rękach Hunda i trzymając w zgrabiałych z zimna dłoniach jego pysk, by nie podniósł larum. Tylko tego by im było trzeba.

Ostrożnie krocząc w ciemnościach dotarli do tylnego wyjścia, wiodącego na podworzec oberży i wychodek. Z uwagi na to drzwi te zawsze były otwarte, tym bardziej że oberża miała jeszcze nocnego stróża, który miał swoją kanciapę na podworcu, przy zamykanej bramie. Uchylili je z cichym skrzypnięciem wychodząc na skąpany w bieli śniegu placyk. Oświetlony słabym światłem księżyca tonął w półmroku. Pochodnia paląca się przy bramie i stróżówce nie docierał do miejsca w którym stali. Zimne powietrze przeniknęło przez wszystkie warstwy ubrań w jednej chwili, zwłaszcza że w ciepłej piwnicy nie tracili czasu na takie drobiazgi jak stosowny na okazję wyjścia na dwór przyodziewek. Buchając parą z ust dopinali koszule i kaftany, wdziewali płaszcze. Lager w tym czasie ruszył do stajni. Tam stał jakiś smyk ciskając raz za razem ulepionymi ze śniegu kulami w płot.

- Hans, do diabła, zostaw to i chodź tu! - teatralny szept Lagera przywołał może dziesięcioletniego wyrostka, który skrzypiąc zmrożonym śniegiem spod stóp podbiegł do oberżysty.

- Unkiel nie straszy diabłem, bo ja się nie boję! - młody zawołał hardo strzelając wesołym wzrokiem. Tyle, że wołał głośno. Lager zamachnął się nań, ale bardziej dla porządku, bo młody się nawet nie uchylał, tylko trochę poważniejąc.

- Żebym twej matce nieboszczce, nie obiecał, dziś byś w Smrodliwej rynsztoki zadkiem szorował a nie pyskował wujowi. Prowadź ich, tak jak ci mówiłem, do „Małego”. Tylko uważaj na straż! I miej baczenie! - głos „wujka” Lagera był poważny. Młody to wyczuł, obrzucając zgromadzonych ciekawym spojrzeniem. Po czym kiwnął głową i powiedział krótko i ciszej tym razem - Chodźcie!

Ruszyli. Lager odprowadzał ich zmartwionym wzrokiem. Widać martwił się o nich. Lub, co dużo bardziej prawdopodobne, o siostrzeńca. Kości jednak zostały już rzucone, jak mawiał jakiś dramaturg. Ruszyli za smykiem, który raz po raz odwracał się przez ramię, jakby chciał się upewnić, że przewodzi takiemu komunikowi. Skrzydło bramy było już uchylone a stróża nie dało się nigdzie zobaczyć. Lager pomyślał o wszystkim. Skrzypiący śnieg był jedynym odgłosem, jaki towarzyszył ich przemarszowi.

Wyszli na uliczkę. Wąską jak wszystkie w tej dzielnicy. Usiana magazynami, warsztatami i manufakturami Robotnicza nie była pięknym miejscem. Nawet śnieżny puch, który w innych dzielnicach malowniczo otulał dachy i mury tworząc białe zaspy, na których smyki toczyły nie kończące się wojny na kulki, w Robotniczej stawał się brudnoszarą breją. Tylko w takich enklawach jak podworzec oberży, dostrzec można było uroki zimy. Ulice w Robotniczej były inne. Przekonali się o tym szybko zanurzając się w ich labiryncie.

- Pójdziemy tyłem, przez warsztaty Huffmana. Tam oni przerwę mają do rana. - Hans cichym szeptem informował nie znających miasta towarzyszy. Czuł się wyraźnie ważny a fakt, że są odeń zależni i potrzebują jego pomocy dodawał mu wigoru. - Mogli byśmy teraz iść na Bracką i potem przez wzdłuż nadbrzeża, ale tam czasem stróżów nocnych spotkać można. A unkiel kazali cichcem. Ja wiem jak. Znam całą okolicę! - dodał z dumą oczekując pochwały. Ale odpowiedziało mu tylko miarowe skrzypienie śniegu spod ciężkich buciorów. I jeszcze inny dźwięk, dochodzący z przeciwka.

Pierwszy usłyszał go Hund strosząc sierść i kręcąc się w rękach Theodosiusa, próbując wyrwać się z rąk pana. Pewnie wnet by okazał się swą wojowniczością i zadziornością ale nie było im to teraz na rękę, więc „Papcio” trzymał go mocno. Jednocześnie syknął ostrzegawczo wstrzymując ich przemarsz. Blask światła latarni zbliżał się od skrzyżowania, zza zakrętu. Blask i skrzypienie śniegu towarzyszący przemarszowi większej grupy ludzi. Zamknięci pomiędzy zwartą ścianą kamienicy i ścianą jakiegoś magazynu niedawni mieszkańcy piwnicy Lagera nie bardzo mieli się gdzie skryć. Odgłos ciężkich kroków zbliżał się, doszedł do niego jeszcze chrzęst pancerza i niesionej broni. I rozmowy.

- Szybko! Tu, za magazynem jest takie przejście. - Hans nie tracił czasu. Szarpnął Semena za rękaw próbując go zatrzymać, cofnąć. Jeśli rzeczywiście zbliżał się poszukujący ich oddział straży, należało szybko zniknąć z wąskiej uliczki. W przeciwnym razie nie mieli szans na uniknięcie spotkania.

Poprowadził ich, tym razem tracąc wcześniejszą pewność, wyraźnie lękliwie zerkając przez ramię. Ale zdążyli się skryć w wąskiej szczelinie przejścia wtłoczonego pomiędzy wysoką ścianę dużego magazynu i nie mniej wysoki płot sąsiedniej posesji. Uczęszczanego najwidoczniej, bo z wyraźnie wydeptaną ścieżką, nim zza węgła wyłonił się oddział, który ich spłoszył.

Pomyśleli przez chwilę, że mieli szczęście. Nawet Hans się uspokoił i zaczął znów przewodzić „wycieczce” - Tu robotnicy chodzą na skróty, jak ze zmiany się urywają w hucie szkła Brucknera. Tej wiecie, co to ma najnowocześniejsze piece! Nawet krasnoludy nam ich zazdroszczą, tyle że ludziom źle się tam robi. Tak mówią. Tędy wejdziemy do huty, i przetniemy cały kwartał. Tylko tam musimy…

Co „musieli” nie dane im było usłyszeć, bo naraz od drewnianej ściany magazynu rozległo się gromkie ujadanie jakiegoś psa, który najwidoczniej stróżował w środku. A dotychczasowe szczęście ich opuściło gdy Hund wyrwał się z rąk zaskoczonego „Papcia” i odpowiedział swoim zjadliwym szczekiem…


* * *

Do piwnicy Lager schodził równie cicho, jak ją opuszczał. Stary Kramer, stróż, szedł za nim krok w krok. Znali się od lat i mogli sobie zaufać.

- Co z nim? - Kramer nie pytał o stan zdrowia leżącego w kałuży krwi, bo to było widać. Johan nie zastanawiał się nawet chwili. - Do wora z nim, kamień do środka i do kanału. Wrzuć go na wóz i jedź na Raki. Tam o tej porze cisza i spokój, nie to co w porcie. Tam się zaraz ruch zacznie. Tak, na Raki. Tylko wpierw zobaczmy co on tam przy sobie ma. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda…

Pochylili się nad leżącym obaj. Obaj też odskoczyli odeń jak oparzeni kiedy to pod wpływem ich dotyku ocknął się i jęknął cicho, chrapliwie.

Gustav pamiętał walkę. Pamiętał jak bronił się przed kislewskim oprychem i tym krasnoludem. I ujadanie psa. Pamiętał też ciemność, która spłynęła nań pod wpływem któregoś z ciosów. Ran na nodze, głębokich i rwących przejmująco przy jednoczesnym obfitym krwawieniu, nie pamiętał. Podobnie jak przyczyny bólu w piersiach. Ledwie żyw próbował podnieść się, ale wnet czarne plamy latające przed oczyma posłały go niemal znów w nieświadomość. Opadł na plecy i ledwie żyw wyszeptał słabym głosem. - Pomocy…

Johan Lager spojrzał w zadumie na leżącego człeka. Powstrzymał gestem Kramera, który opanowawszy już pierwsze zaskoczenie, ponownie pochylał się nad rannym by go ograbić z wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Krótki kozik, który trzymał w ręku mógł być brutalnym narzędziem mordu i na samą myśl, że stary Kramer ma zamiar piłować nim gardło leżącego nieszczęśnika Lagerowi po plecach przemknął dreszcz. Ale też przyszło mu coś do głowy.

- Czekaj! - powstrzymał Kramera, który był już tuż tuż i Gustav widział jego rosnący cień nad sobą, ale był zbyt słaby by się bronić. Mógł tylko bezradnie obserwować to co się dzieje. Licząc na łaskę bogów. - Skoczysz do Aldemara, tego medyka. Zapłacisz mu, byleś go tu ściągnął. On może nam się przydać…

Gustav, spięty cały czas, poczuł ulgę. Lager, mimo że wcześniej nie ruszył w jego obronie palcem, jednak chciał mu pomóc. Może jeszcze nie przyszedł nań czas…


***



Proszę Mortarela o kontakt na PW.
5k100 proszę wszystkich

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 28-03-2021, 11:27   #20
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Gustav raz to tracił, raz odzyskiwał przytomność. Co prawda był ciężko ranny i na granicy życia i śmierci, ale taka sytuacja jedynie go rozsierdziła.

~No i nie podobają mi się. ~ pomyślał. ~Będą mieli kłopoty. Już mają kłopoty. ~ dodał w duchu, po czym stracił przytomność.

Śnił o odległych krainach, podróżach wśród gwiazd, przez czas i przestrzeń. Ze snu wybudził go głosy rozmów. Gustav słyszał jak dwóch mężczyzn rozprawia nad jego głową, jednak nie rozpoznawał głosów. W uszach mu dzwoniło, a w głowie słyszał jakiś stukot. Wiedział jednak, że musi zrobić coś, aby mężczyźni uznali, że warto było mu pomóc.

-S…ska… skarb.- wyszeptał zebrawszy siły i znowu odpłynął.

Tym razem śnił o śmierci, rozlewie krwi i zabijaniu. Widział stosy czaszek pokrytych krwią. Pole bitwy usłane trupami zabitych żołnierzy i roje much, które zleciały się zwabione zapachem zgniłego mięsa. Gustav ponownie wybudził się z letargu. Pomimo czarnych plam, które pojawiały się przed jego oczami, kątem oka dostrzegł nieznaną mu postać, która rozkładała jakieś przyrządy i instrumenty. Po ukłuciu igły Von Esk zmiarkował, że to musi być medyk, który został wezwany do opatrzenia jego ran. Rany paliły Gustava bólem i żarem. Mężczyźnie zakręciło się w głowie i znowu zmógł go sen.

Gustav obudził się po jakimś czasie obolały i zdezorientowany. Nie wiedział gdzie jest, ani ile czasu leżał nieprzytomny. Rozejrzał się dookoła, widząc, że został przeniesiony do jakiegoś innego pomieszczenia, przypominającego bardziej kanciapę niż normalny pokój. Przy każdym wdechu czuł ból w klatce piersiowej. Siedział i rozmyślał, co wydarzy się dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 28-03-2021 o 12:35.
Mortarel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172