Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2022, 01:17   #171
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roz mogła znać się na szabrowaniu. O szmbrowaniu, a już tym bardziej o antyszmbrowaniu wiedziała na razie niewiele, ale zanotowała słowo w pamięci. Jej plan się teoretycznie powiódł, ale w praktyce ściągnął kłopoty na głowę Manfredowi. Liczyła, że ten jakoś się z problemów wykaraska. Miała okazję obserwować go w pracy i prezentował się jak człowiek mający zarówno spore możliwości, jak i głowę na karku.
Ostatecznie jednak zarówno trudne słowa, jak i niekorzystne dla nich oraz ich pracodawcy intrygi, a także powrót von Rudgera na scenę wydarzeń spowodowały, że na czoło zwykle beznamiętnej panny Roz wstąpiły na chwilę kropelki potu.

Nie miała jednak wątpliwości, że do pracy w biurze musi zgłosić się samodzielnie. Na tą okazję postanowiła przygotować najbardziej ugładzoną i stonowaną suknię, sugerującą osobę zrównoważoną, niebojącą się ciężkiej pracy i kierującą się bardziej poleceniami przełożonego niż własnym zdaniem lub rozsądkiem. Zamierzała dorzucić do tego pasującą fryzurę, tak aby w żaden sposób nie przypominać bezczelnej i nieokrzesanej kobiety, która podszywała się nie tak dawno pod jej niewinną osobę. Tą ostatnią część historii musiała sobie zostawić na ewentualne spotkanie z von Rudgerem, który mógł ją pamiętać. Liczyła na to że szlachta nie zadaje sobie trudu notowania miejskiego, czy armijnego planktonu, ale wystarczająco zalazła mu za skórę, aby ten zadał sobie trud zanotowania jej w swym wysokiej klasy umyśle.
Podzieliła się swoim zamiarem samodzielnego aplikowania na posadę z kupcem i poparła jego prośbę o pomoc Gustawa w załatwieniu posady. Trudno, żeby obijanie Verenie ducha winnego człowieka miało się zakończyć zatrudnieniem kogoś innego niż ona. Poprosiła, aby jeśli Gustaw da radę ją polecić możliwie szybko przekazał tą informację do siedziby kupca, a ona postara się przybyć na ustalony termin do wyznaczonego miejsca.

W kwestii potencjalnej skrytki miała tylko jeden pomysł nad którym musiała się solidnie zastanowić, zanim przekazała go kupcowi. Była to stara siedziba gangu do którego wcześniej należał Alfons. Roz nie była przekonana, aby było to na pewno właściwe miejsce, ale jedyne, które mogła wskazać jako potencjalny cel. Trudno było ocenić, czy aktualnie Alfons byłby w stanie do tego miejsca dotrzeć i zanotowała w głowie, aby miejsce to możliwie szybko sprawdzić. O sztylecie natomiast Roz nie wiedziała nic.

Do listy zadań na nadchodzące godziny i dni kobieta dopisała jeszcze rozpytanie o zlecenia dla Hildemara Kalba, zabójcy, który odniósł obrażenia z opisu Kaufmanna oraz haki na von Rudgera w archiwum Ostwalda.

Na sam początek jednak udała się do biblioteki postudiować informacje o tym, jak być dobrym i użytecznym urzędnikiem Jej Elektorskiej Mości, co wypada, a co w żadnym wypadku nie, oraz inne zasady rządzące tą pracą, które jakieś mądre głowy uznały za godne zanotowania.

Obiad spędziła w swojej ulubionej knajpie, w której przesiadywali gońcy i zadawała możliwie dyskretnie pytania o niejakiego Hildemera Kalba i jego interesy. Po posiłku ruszyła do Ostwalda wyrazić ubolewanie nad rozmachem działań Galeba oraz podkreślając, że walka ze Skawenami na prawdę mu leży na sercu, a zabrał się do tego w sposób iście krasnoludzki, czego nie można mu mieć za złe. Ona niestety zna się jedynie na obserwowaniu, a nie konstruowaniu pułapek i to raczej ludzi niż szczurów. Starała się jednocześnie wyłowić z bełkotu sekretarza informacje na temat tego, jak on wyobraża sobie taką pułapkę oraz jakich rozmiarów mogą być same Skaweny. Roz widziała łapki na szczury, ale wątpiła, aby Skaweny miały się dać skusić na kawałek szynki albo sera.

Po południe miało jej upłynąć na ponownej wizycie u kupca, aby sprawdzić, czy Gustaw nie przysłał jakich wieści, przygotowaniu sukni oraz zaplanowaniu wyglądu. Wieczór natomiast postanowiła spędzić w drugim przebraniu próbując dowiedzieć się co mieści się aktualnie w starej siedzibie byłego gangu do którego należał Alfons.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 21-08-2022, 22:25   #172
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
 Wissenburg


Detlef miał nadzieję, że David uzna go za bezmyślnego siłacza, ale w podstępach to szlachetnie urodzony intrygant miał większe doświadczenie. Szlachcic może i chciał zostać zaatakowany, ale wbrew jego nadziejom, zastępujący jego adwersarza khazad nie zaatakował szaleńczo, a w sposób przemyślany.

Miecz i łamacz mieczy. Obustronnie nieudane przestawianie się jako słabszego niż w rzeczywistości na początku pojedynku. Przez pierwsze chwile pojedynku przeciwnicy wyglądali jak w lustrze. Krzywym, co prawda, ale jednak lustrze.

Szybko się to jednak zmieniło. Detlef był w stanie szybko skrócić dystans i zniwelować dłuższy zasięg ramion Davida, który teraz musiał bardzo się starać by nie zostać trafiony. Krasnolud od samego początku nie dał mu ani chwili wytchnienia i liczył na błąd. Widząc, że przegrywa, spróbował swojej koronnej sztuczki z potknięciem się. To czego nie przewidział, to fakt, że khazad może się jej spodziewać i siłą zmienić udawane zachwianie się w prawdziwą utratę równowagi. "Zabójcza" kontra okazała się słabym i niecelnym uderzeniem, z łatwością zablokowanym przez łamacz mieczy. Rapier wygiął się, lecz nie złamał, dając świadectwo doskonałej roboty zagranicznych rzemieślników.
Mając idealne warunki Detlef uderzył. Szlachcic złapany na niepewnych nogach, z uwięźniętą bronią, nie miał jak zrobić uniku.
David jednakże okazał się dużo bardziej zwinny niż się krasnolud spodziewał.
Zdążył nadstawić swój łamacz mieczy pod spadającą klingę. Krzywo. Niepewnie. W ostatniej dosłownie chwili. Ale zdążył.



Niemal każdy odruchowo zamknąłby oczy, gdyby stalowy okruch skaleczył go nad lewą brwią. Ale nie doświadczony dziesiątkami walki i potyczek krasnoludzki wojownik. Dlatego, w głowie szykując się już do siłowego przepychania się z człowiekiem, z pełnym niezrozumieniem patrzył jak jego miecz bez problemu przecina lewak przeciwnika i jak krasnoludzkie ostrze wbija się Davidowi w bark. Głęboko. Ranny przez chwilę patrzył z niedowierzaniem. Potem oczy uciekły mu w głąb czaszki i padł nieprzytomny i silnie krwawiący. Rana nie była śmiertelna, a rodzinę stać będzie na lekarzy, kapłanów i magów. Ale w tym turnieju David już nie powalczy. Wygrana Detlefa była bezapelacyjna.

Jeśli najstarszy z rodzeństwa miał go za zagrożenie dla swoich planów już wcześniej, teraz z pewnością krasnolud awansował na pierwsze miejsce na liście. Noc krasnoluda zapowiadała się "ciekawie". Miał wrażenie, że jeśli po prostu pójdzie spać to może się już nie obudzić.


 Nuln


Poszukiwania sztyletu zakończyły się stuprocentowym sukcesem. A nawet tysiącprocentowym, jako że z kilkudziesięciu ludzi, którzy twierdzili, że to właśnie posiadany przez nich sztylet jest tym zgubionym przez zamachowców, dziesięciu zaprezentowało ostrza, które przy odrobinie dobrej woli można było uznać za prawdopodobne narzędzia pracy zabójców. Ale za to inne pomysły Rudolfa przyniosły owoce. Choć trucheł psów także znalazło się kilka, Carlo doskonale wiedział, które z nich należy do Predatora. Nawet jeśli brakowało w nim kilku kawałków… Strzęp tkaniny w pysku nie był duży, nie miał napisów ani znaków szczególnych. Ale był z doskonałej jakości jedwabiu. Mało który kupiec mógł sobie pozwolić na taki strój. Ba, nie każdy szlachcic. A na pewno nie jako “strój roboczy”. Roz wyjaśniła, że taki materiał jest “cichszy” niż inne i daje jakieś korzyści w nocy, ale nie jest to coś co by było powszechnie noszone.

Podziemne organizacje wysłałyby swoich ludzi, a tacy ubraliby się taniej. Zamachowcy byli specjalistami w swoim fachu. Było tylko kilku “pracodawców”, których stać było na usługi nie jednego takiego zabójcy, ale trzech.Wielkie rody, gildie, Elektorka i jej najwyżsi doradcy. Albo Manfred. Z pewnością i on miał ludzi od mokrej roboty. Choć ci nie wyglądali na robiących w "budżetówce".

Gustaw skorzystał z rady Rudolfa i udał się do swojego dawnego znajomego Grubera, kiedyś sierżanta i porucznika, a obecnie grubej szychy w Straży. I rzeczywiście, dowiedział się ciekawych rzeczy. O przetasowaniach w straży po powrocie zdemobilizowanych strażników. O problemach w kanałach. O tym, że ktoś zabił Alfonsa, “pamiętasz którego”, i że o tym sza, żeby Gustawowi przez myśl nie przeszło się przyznawać, że go kojarzy przy nikim innym, bo następnym razem nie da rady tego ukryć. A tak przy okazji, coś dziwnego się wydarzyło:
Ira Herz, łowczyni wampirów dorwała krwiopijcę poprzedniej nocy. Wampir w Nuln to dziwna rzecz, nawet jak na takie czasy… ale się zdarza. Natomiast to, że po zabójstwie nie zgłosiła się po nagrodę, a dosłownie rozpłynęła się w powietrzu… to się nie zdarza. Łowcy nagród tak nie postępują. Czy Gustaw ma pomysł co się mogło stać? Zdaje się walczył kiedyś z wąpierzem.

Szlachcic przydał się i w inny sposób. Podczas “przypadkowej” wizyty w Sekretariacie “dowiedział się” o niespodziewanym wakacie i wspomniał o akuratnej osobie na to miejsce. Jak podał, poznał niedawno guwernantkę. Uczyła siostrzenicę szefa wywiadu, córkę hrabiny, więc była kompetentna, a co ważniejsze - z pewnością już ją sprawdził, dzięki czemu można oszczędzić sporo czasu. Zamiast wypełniać formularze, czekać aż odpowiedni ludzie znajdą czas by ją poobserwować i napisać raport i tak dalej, można zaproponować jej robotę i mieć problem z głowy. Szlachcic miał gadane. Nie tylko załatwił sprawę, ale i byli mu jeszcze wdzięczni za przysługę.
Niestety nie miał dostatecznie gadane ani tym bardziej nie miał dostatecznej pozycji by dostać się do nadal czekającego Manfreda. Ale obiecał dostarczyć mu wieści przy pierwszej okazji.

Roz od Gustawa dowiedziała się, że została zaproszona na rozmowę na poranek następnego dnia. Przygotowała się do nowej roli. Wygląd, przynajmniej częściowa orientacja w zadaniach pracownika i zasadach panujących w Urzędach.

Wieczorem jeszcze dzisiejszego dnia postarała się wyglądać zupełnie inaczej. Wtedy to udała się w miejsce, gdzie jak podejrzewała mieściła się kiedyś siedziba gangu Mocka (i Alfonsa Ragorna). Na miejscu znalazła częściowo wypaloną ruinę. Budynek wyglądał na opuszczony. I z nieznanego jej powodu wydawał się także znajomy. Szukając miejsca, z którego mogłaby obserwować go dłużej sama nie będąc widziana znalazła na dachu pobliskiej kamienicy dobrze przygotowane stanowisko obserwacyjne. Puste. Wyglądało na świeżo porzucone. Resztki jedzenia nie zdążyły zgnić. Przy tej temperaturze oznaczało to, że jeszcze wczoraj ktoś tu był i obserwował ten budynek.
Przechodząc obok, obejrzała sobie ją z bliska. Nadal lekko śmierdziało spalenizną. Śladów zniszczeń nikt nie próbował usuwać. Na podłodze były przebarwienia, których źródłem była z pewnością krew.

Wcześniej, Ostwald wysłuchał Roz.
- No tak, powinienem wiedzieć, że krasnoludy to proste umysły mają. Wystarczyło zaczekać na skaveny w Świątyni, tam gdzie przychodziły i uderzyć na nie, khazadom żaden Sigmaryta za złe by nic nie miał. Po co oni leźli w te kanały, teraz szczuroludzie są ostrzeżeni i poczekają kolejne tygodnie albo nawet miesiące - pomarudził, ale ostatecznie wybaczył. Niestety, nie spodobał mu się pomysł, by szukać haków na rywali bohaterów. Bo niby i z jakiego powodu ma pomóc w szkodzeniu von Rudgerowi, bohaterowi Imperium, wiernemu żołnierzowi Elektorki? To właściwie byłaby zdrada.

Szukanie wieści o interesach Kalba poszło jej lepiej. Ochmistrz rządził Nuln w imieniu Elektorki. Gdy ona zajmowała się balami i strojami, on ogarniał “nudne” obowiązki - kontakty ze Zgromadzeniem, administracja, urzędy miejskie, negocjacje z gildiami, dbanie o zapasy… Generalnie miał nadzór nad wszystkim co działo się w Nuln i okolicach, a nie było Dworem (to rola Szambelana), Wojskiem (Komendant), Strażą (Konstabl) ani wymiarem sprawiedliwości (Kanclerz Rohrig). Dlatego pisma do i od niego stanowią spory ułamek codziennej pracy gońców. A łapówki jakie dostaje niewiele ustępują tym, jakie daje się Elektorce (choć jemu daje się je mniej ostentacyjnie). Większość pracy wykonują tak naprawdę jego urzędnicy, nie zajmuje się przecież osobiście kwestiami wywozu śmieci czy naprawy rur wodociągowych, na wielu pismach tylko się podpisuje on, albo i ktoś “w zastępstwie”. Niestety to oznaczało też, że do kogo by listu nie wysłał, nie było to “nietypowe”.
Rudolf potwierdził, że Wielki Ochmistrz, Hildemar Kalb, pod nieobecność hrabiny przejmuje rządy w Nuln. A zważywszy, że nadzwyczaj często nie chce jej się chodzić choćby na spotkania Zgromadzenia, Kalb zajmuje się też wszelkimi nudnymi obowiązkami. Na tej pozycji musi wysyłać dziesiątki listów. Jeśli doliczyć te pisane “w imieniu i z upoważnienia” to nawet setki. Przytłaczająca większość z nich jest lokalna i ich odpisy, o ile istnieją, są w Archiwum Sekretariatu. Ale znalazło się i kilka ciekawych na “poczcie”. Treść może i nie była ciekawa, albowiem we wpisach stało “tajemnica handlowa, list dotyczy spółek handlu zagranicznego”, interesujący był natomiast adresat i daty - na około pół roku przed inwazją Kalb żywo korespondował z Marienburgiem. A konkretnie, z Arkatem Foogerem z Marienburskiego Banku Handlowego. Dziwne wydało się pannie Latimerii, że w sprawach handlowych pisał Kalb, a nie Kuhn. A Rudolf skojarzył nazwę banku z czekiem. Tym, którego połówkę nadal miał. Czyżby to był przypadek?
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 01-09-2022, 22:27   #173
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Efekt pedantyczności Roz postanowiła wzmocnić wizytą w miejskiej łaźni, żeby chociaż na trochę zmyć zapach wielkomiejskiego smrodu z którym pogodzić pozwalała się jedynie całkowita utrata węchu. Pamiętała również, aby zabrać jutro dodatkową parę butów, które mogła wymienić przed sekretariatem. Psie gówno i profesjonalizm nie chodziły ze sobą w parze.

Siedząc wieczorem w gorącej wodzie powtarzała w myślach najważniejsze kwestie dotyczące zasad pracy urzędnika, a potem oddała się ogólnemu rozmyślaniu o wszystkim czego dowiedziała się w ostatnich dniach. Nieomal otarli się o intrygantów, którzy jednak byli bardziej profesjonalni niż ona i wyprzedzali ich o kilka kroków. Przeglądnęła dokładnie miejsce obserwacyjne i nabrała przekonania, że ktokolwiek zajmuje się tą sprawą wie co robi i robi to dobrze. Oni mieli klucz, ale brakowało im tego co można było nim otworzyć. Być może to coś jeszcze wczoraj znajdowało się w spalonym lokalu. Postanowiła jutro popytać u lokalnym półświatku do czego klucz tego rodzaju mógłby pasować. Sam klucz ukryła jednak nie pokazując go nikomu poza kupcem. Ktoś mógłby być nim za bardzo zainteresowany.

Była też przekonana, że Straż Miejska może być miejscem gdzie mogli szukać dodatkowych śladów. Rozgrywka na górze z pewnością nie była dziełem przypadku. Jakaś lokalna frakcja próbowała przejąć tą organizację i wykorzystać ją do własnych celów. To że kupiec miał możliwość tam bywać dawało możliwości dowiedzenia się czegoś z wewnątrz. Decyzję o posadzeniu na tym stanowisku von Rudgera podjęła zapewne Elektorka, ale z całą pewnością ktoś jej podpowiedział możliwe kandydatury.

Dziś jednak postanowiła się wyspać, a po porannej rozmowie postanowiła sprawdzić z Galebem, czy nie zaobserwował czegoś interesującego w kanałach, a potem rozpytać wśród gońców o pannę Herz. Następnie zamierzała się przebrać i o tą samą sprawę popytać w lokalnym półświatku, a także o to co mógłby otwierać klucz tego rodzaju jaki znaleźli przy Alfonsie. Na koniec zostawiła sobie ponowną wizytę w dawnym lokalu bandyty. Może jeśli poobserwuje przez jakiś czas to miejsce, zauważy, że ktoś tam się jednak jeszcze kręci i czegoś szuka.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 03-09-2022, 15:34   #174
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Rudolf, Onufry, Petra

24 Brauzeit 2522, Nuln
Wojna wojną, ale na ekskluzywne towary popyt był właściwie niezmienny. A zwłaszcza w światowej stolicy próżności! Luksusowe wanny, które sprzedawał, bardzo dobrze wpisywały się w ten „krajobraz”. A ich eksport też na tym korzystał. Dla nowobogackich czy zamtuzów z Altdorfu, czy dalszych miast, hasło: wyprodukowane w Nuln przy takim towarze od razu podnosiło jego cenę. Nie miało przecież znaczenia, że wanny produkowano w Kreutzhofen. Nikt tego nie weryfikował.
Kafumann odebrał listę sprzedaży jak i zamówień. Obroty stale wzrastały. Dzienne utargi były już na tyle duże, że panna Drall obawiała się samotnie nimi zajmować. Rudolf musiał zdecydować się na zatrudnienie ochroniarza, który pracowałby w sklepie, bądź też podpisać umowę z bankiem na odbiór i konwój gotówki. Jak to wszystko samemu ogarnąć? Jak znaleźć na to czas? A każdy tylko wyciągał łapy, by urwać część jego krwawicy. Wydatki, koszty, znowu wydatki… Mógł też oczywiście osobiście odbierać utarg teraz, gdy miał własnego ochroniarza. Może to pozwoliłoby mu ograniczyć koszty? Ale znowu zabrałoby mu czas… mógłby na chwilę odprawić Onufrego, ale to znowu strach, że ktoś go w tym czasie pozbawi życia… ciężkie jest życie kupca, westchnął nie po raz pierwszy. Życie bednarza było dużo prostsze, a potem poniosła go ambicja…

Sprawdził listę kontrahentów, czy przypadkiem nie trafi się tam jakieś interesujące nazwisko. I to nie tylko takie, które wiążą się ze śledztwem jak Kalb, Kuhn czy von Shilde. W handlu liczą się nie tylko szczęście, umiejętności i ciężka praca. Również oko do łapania okazji.

Skoro już tu był, postanowił wykorzystać obecność ochroniarza i wspólnie z nim odtransportować utarg do banku. Skierowali się w stronę Alei Bankierów.

 Rudolf, Onufry, Natassia

24 Brauzeit 2522, Nuln
Rudolf pracował nad zamknięciem zleconego mu raportu. Obecność ochroniarza przykuła uwagę, ale jak się okazało, nie on jeden zaczął chadzać z przyboczną obstawą.
- To przez zabójstwo tego sylvańskiego kupca - panna Schön domyślnie skomentowała obecność Hrepiczuka. - Nikt nie wie, dlaczego go zabito, ale wszyscy się boją. Ale czy ochroniarz cokolwiek pomoże? Pan Kercht miał ponoć dwie zmiany po czterech ochroniarzy u siebie w domu, i na nic mu się to nie przydało. Weszli bezszelestnie, zabili go i wyszli - szczebiotała dalej. Rudolf potarł zarost i spojrzał się na stojącego w pobliżu kislevitę. Czterech… a on ma jednego…
- Ach, niech pan się tak nie martwi, Rudolfie - dostrzegła jego zasępioną minę. - To musieli być zabójcy z najwyższej półki, że dali radę tego dokonać. Kercht musiał podpaść komuś wyjątkowo wysoko postawionemu, że się wykosztowano na takich specjalistów - próbowała go pocieszy. Ale kupiec nie czuł się nic a nic lepiej… - W naszej gildii raczej to nie grozi. Wszyscy tutaj ciężko pracują na swoją pozycję, nie wikłają się w podejrzane interesy. Sam pan przecież wykazał w raporcie, że nie ma nic podejrzanego…

 Rudolf, Gustav, Roz

24 Brauzeit 2522, Nuln
- Czyli wiemy, że to zabójcy z najwyższej półki - skwitował nowiny Rudolf, równocześnie w myślach dziękując Ranaldowi, że wyszedł z tego żywy. Strata Predatora wydawała się obecnie niewielką ceną. - Wiemy też, że niewiele osób stać na zatrudnienie takiej trójki. Niestety, w tym mieście to nadal są dziesiątki osób.

Ale... jeżeli ubierają się w stroje z najwyższej półki, będą się też leczyć u najlepszych lekarzy. To może być doktor Drexler, doktor Koln, doktor Bombastus... Panie von Grunenberg, przychodzi panu ktoś jeszcze do głowy? U kogo mogliby się leczyć dygnitarze dworscy? - kupiec był ciekawy, czy szlachcic poda jakieś dodatkowe nazwiska. A może będzie musiał go poprosić, aby rozpytał się na dworze?

- Dobrze byłoby rozpytać u lekarzy, czy nie przyjmowali kogoś pasującego do opisu ran, odniesionych przez zabójcę. Zapewne lepiej byłoby rozpytać kogoś ze służących. Sądzę, że prędzej będą skłonni podzielić się wiedzą. - Przez chwilę Rudolf zastanawiał się, czy nie użyć swojego glejtu. Ale po chwili namysłu stwierdził, że nie warto ryzykować. W żaden sposób nie mógł zagwarantować sobie prawdomówności lekarza. Zaczął się też zastanawiać, kto mógłby podjąć się tego zadania.
- Panna Roz zapewne nie będzie miała na to czasu, zajęta sprawami w sekretariacie, ale może pan, panie von Grunnenberg?

Jeżeli Gustav nie podejmie się zadania, dumał kupiec, zleci to Latimerii. Zaskakiwała go póki co swoimi efektami i był wielce zadowolony, że ją zatrudnił.

Roz przypomniał, że zależy mu na sprawdzeniu w archiwum, czy są tam kopie listów przynoszonych przez von Schilde. Dla pewności sprawdzili listę.
  • 22 Pflugzeit 2522 - JWEL/O 3630 - od Emmanuelle von Liebowitz do Lothar von Diehl/Fort von Diehl/Księstwa Graniczne, przyniesiona przez Oskara von Schilde. Osobiste. Kurier. Szlachcic należał do rodziny wygnanej przez Elektorkę. Czegóż mogła od niego chcieć?
  • 3 Sommerzeit 2522 - JWEL/O 3719 - od Emmanuelle von Liebowitz do Alrik Ranulfsson/Karak Hirn, przyniesiona przez Oskara von Schilde. Osobiste. Kurier. zgadzało się z datą listu posiadanego przez Króla.
  • 4 Sommerzeit 2522 - JWEL/O 3720 - od Emmanuelle von Liebowitz do Najprzystojniejszy Szlachcic/Waldenhof, przyniesiona przez Gertrude von Eskel. Osobiste. Kurier. [Waldenhof to miasto w Sylvanii]
  • 13 Vorgeheim 2522 - JWEL/O 3738 - od Emmanuelle von Liebowitz do Etelka von Toppenheimer/Pfeildorf, przyniesiona przez Oskara von Schilde. Osobiste. Kurier. Pasowało do listu będącego w posiadaniu Brocka.



Oprócz tego Rudolf zasugerował staranne sprawdzenie jakiekolwiek korespondencji dotyczącej Reubena Kuhna II oraz Hildemara Kalba. Zwłaszcza z okresu poprzedzającego inwazję.

 Rudolf, Onufry

24 Brauzeit 2522, Nuln
Kislevicki ochroniarz przemierzał sypialnię.
- Nu, to okno trza będzie dechami zabić. Nie chcemy, sztoby nam kto w nocy tędy wszedł - wskazał na potencjalne wejście. - Chodzą słuchy, że właśnie przez okno wszedł zabójca waszego kolegi - ochroniarz pokiwał głową i pogładził sumiastego wąsa. - Nużno jeszcze dziś wieczorem to zrobić - zakończył.

Potem dodał, że dobrze byłoby zrobić dodatkowe sekretne wyjście z pokoju. Rudolf od razu wymyślił, że to nie powinno być takie trudne. Gdyby dostawić sztuczną ściankę w pokoju obok to powstałby korytarz między pokojami. A z korytarza można wyprowadzić wyjście w górę lub w dół… Najlepiej, gdyby zrobił to sam, wtedy wiedza o tym przejściu należałaby tylko do niego. Potrwa to dłużej, ale powinien dać radę. Co prawda stolarstwem czy ciesielstwem do tej pory się nie zajmował, ale skoro Otto (brat) mógł się tego nauczyć, to i on da radę. Okno należało zabarykadować jeszcze dziś. Wysłał więc zaraz Carlo, by zorganizował odpowiednie materiały. Zamknął też na klucz pokój przylegający do swojej sypialni.
Zażyczył sobie, aby zamontować też dzwoneczki przy drzwiach - jeżeli ktokolwiek je otworzy, będzie słychać.

Cały ten stres zaczął odbijać się na jego zdrowiu. Stracił apetyt, jedzenie mu nie smakowało, brzuch go bolał. Nie mógł zasnąć, a gdy już mu się to udało, spał niespokojnie. Jeżeli będzie tak dalej, to chyba będzie potrzebował jakiś ziół na uspokojenie i na sen…

W głowie mielił zebrane do tej pory informacje. Nazwisko Kalb oraz oraz Kuhn. Schilde. Luddson. Ragorn. Przypomniał sobie o czymś, na co nie zwrócił do tej pory większej uwagi. Sługa Natalii von Liebwitz go śledził. I był pytać o Luddsona w banku krasnoludzkim. Czemu w krasnoludzkim, skoro ten pracował w Marienburskim? I dlaczego o niego pytał?

 Rudolf, Onufry, Carlo

25 Brauzeit 2522, Nuln
Poprzedniego dnia zabrakło mu już czasu, aby udać się na Marienburską, kupić laskę, którą polecał mu Fimburson. To mogło być też dobre miejsce, aby zapytać o to, gdzie można dostać ubranie do cichej pracy w nocy. Najlepszej jakości. I u kogo można wyleczyć rany, bez zadawania zbędnych pytań. Najlepszego kogoś, kogo można dostać za pieniądze. Albo też, gdzie można wynająć kogoś, kto skutecznie zlikwiduje problem. Kogoś, kto świadczy usługi najwyższej jakości!

Carlo nakazał sprawdzanie, czy ktoś ich nie śledzi. A w szczególności ten szczurzy sługa Natalii. Gdyby się okazało, że chodzi za nimi, Carlo miał dać znać i wspólnie mieli go zatrzymać. Rudolf miałby do niego trochę pytań. Być może groźna mina Hrepiczuka i kilka złotych monet sprawiłoby, że będzie rozmowny?

Po wizycie na Marienbruskiej nie zaszkodzi udać się do do Fimbursona. Można by mu zadać praktycznie te same pytania, co u sprzedawców pułapek na szkodniki. Może będzie znał odpowiedź?

Następnie zajął się zamówieniem desek potrzebnych do przygotowania sekretnego przejścia, oraz narzędzi, które mogą mu się przydać. Dopiero potem udał się na nowo do gildii, zająć swoją pracą.

 
Gladin jest offline  
Stary 05-09-2022, 20:11   #175
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Fortel wyszedł tak sobie, czyli szkoda gadać. Mimo wszystko jego przeciwnik nie docenił krasnoluda, który zawziętością nadrobił braki szermierczej etykiety. Przyciśnięty szlachcic szybko odpuścił i spróbował swojej ulubionej sztuczki, na którą Detlef był jednak przygotowany. Ten ostatni kilka szybkich złożeń i uników później nieco zdziwiony obserwował efekt cięcia, które mimo krzepy brodacza nie powinno skończyć się przerąbaniem lewaka i barku adwersarza jednym uderzeniem. Łut szczęścia, uśmiech Bogów Przodków, czy jednak miecz był czymś więcej, niż jedynie zacnie wykonanym przez krasnoludzkiego zbrojmistrza orężem?

Schodząc z areny dostrzegł nienawistny grymas na twarzy najstarszego z rodzeństwa Toppenheimerów. O ile wcześniej celem był najmłodszy brat Eleny, o tyle teraz to Detlef stanął na drodze tego najbardziej bezwzględnego i pozbawionego skrupułów krewnego do rodzinnej schedy. Ten próbował już wcześniej, dlatego było niemal pewne, że przed kolejną walką spróbuje czegoś ponownie.

* * *

Po powrocie do apartamentów zajmowanych przez jego mocodawców zaczął zastanawiać się nad zabezpieczeniem na wypadek prób wyeliminowania konkurencji zleconych przez Marcusa.

Najpierw pomyślał o zmianie miejsca noclegu, co mogłoby zdezorientować nasłanych oprychów, ale pozostawienie rodzeństwa samych nie wchodziło w grę, a ciche zorganizowanie miejsca noclegu i niezbędna przy całym przedsięwzięciu cicha ewakuacja całej trójki raczej nie wchodziły w grę, choćby ze względu na stan rannego.

Pozostała druga opcja - uniemożliwienie oprychom dostania się do środka. Poprosił Elenę o zorganizowanie desek i dużej ilości gwoździ, choćby z rozbiórki płotu czy składziku na narzędzia ogrodnika. Wolał niezadowolenie tego ostatniego, niż ostrze sztyletu na gardle w środku nocy. Przyniesiony materiał oraz ławy, stoły, szafy i kufry z obecnego wyposażenia pokoi zamierzał użyć do zabezpieczenia zasuw oraz wzmocnienia samych drzwi i okiennic. To wszystko razem z klinami wbijanymi po kilka pod każde skrzydło drzwi i zabitymi na głucho od wewnątrz okiennicami powinno zabezpieczyć wszystkie drogi, którymi potencjalny zabójca mógłby dostać się do środka - zarówno w przedpokoju, który sam zajmował, jak i oboma pokojami rodzeństwa, do których prowadziły z niego przejścia. Jak każdy krasnolud pracy z drewnem się nie bał, a poświęcony na to czas potraktuje jako rozluźniające ćwieczenie przed kolejnymi pojedynkami.

Jednocześnie polecił Elenie pozostawienie przy sobie jedynie najbardziej zaufanej służby, a jeśli nie byłoby takich osób - o odesłanie do innych prac tych, którzy im usługiwali. Po pierwsze nie chciał, żeby ktoś zdradził szczegóły prac konstrukcyjnych wewnątrz zajmowanych przez nich apartamentów. Po drugie - liczył się z możliwością przekupstwa lub zastraszenia i zdrady. Zabronił rodzeństwu spożywać czegokolwiek, co pochodziłoby z kuchni - jeśli znajdzie się jedno lub dwoje zaufanych sług, to mogli ich jeszcze pilnie i po cichu wysłać po kilka produktów - zalakowane butelki z winem, zaszpuntowane antałki z piwem, pełne kręgi sera czy bochny chleba. Jeśli nie, to wolał zaproponować obojgu ograniczenie się do jego racji podróżnych, a których nie zużył w czasie drogi ze względu na wikt opłacanych przez Elenę.

Pozostawała jeszcze kwestia potrzeb fizjologicznych, które do rana będą musiały być realizowane do kilku kubłów ustawionych w możliwie najmniej uciążliwych miejscach. Był gotów zgodzić się, by stały nawet wyłącznie w przedpokoju, jeśli szlachetnie urodzonym smród zbytnio będzie przeszkadzał. On sam choć nie gustował w smrodzie jak grobi, to traktował coś takiego raczej jak niedogodność, niż wielki problem.

Detlef zdawał sobie sprawę, że jeśli Marcus postanowi pójść na całość i po prostu zacznie przebijać się przez ściany lub wyważać wzmocnione i zabezpieczone drzwi robiąc przy tym mnóstwo hałasu w środku nocy, to i tak brodacz niewiele będzie mógł na to poradzić poza wygarnięciem z garłacza, pistoletu i próbą odparcia szturmu z bronią w garści, z tarczą i w swojej zbroi, w której potrafił się nawet zdrzemnąć.

W trakcie prac wypytywał młodych o szczegóły dotyczące kolejnych przeciwników - co preferują, a co ich wyprowadza z równowagi, kto czuje się pewnie, a kto woli stosować podstępy. Pytał również o czempiona Marcusa - może któreś widziało go już w akcji?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 16-09-2022, 22:09   #176
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
 
Wissenburg


Niemal pewnym było, że przed kolejną walką Marcus ponownie spróbuje wyeliminować zagrożenie dla swoich planów. Detlef nawet się nie krył z przygotowaniami mającymi temu zapobiec. Trafnie ocenił, że pozostawienie rodzeństwa samych skończyłoby się tym, że nie miałby po kogo wracać, a ciche zorganizowanie miejsca noclegu i niezbędna przy całym przedsięwzięciu cicha ewakuacja całej trójki raczej nie wchodziły w grę, choćby ze względu na stan rannego.
Budząc początkowo niedowierzanie, potem zdumienie, a na końcu słowny opór zarówno ze strony służby jak i Eleny wziął się więc za barykadowanie pokoju i ograniczanie liczby osób mających dostęp do "klientki".
- Czy pomyślałeś, co wszyscy pomyślą? Nie mogę pokazać, że... - zaczęła, ale krasnolud był nieubłagany niczym lawina. Póki sam jeden musiał chronić dwa cele przed nieznaną liczbą napastników i niewiadomymi metodami ataku, nie zamierzał ryzykować. Oczywiście, są protesty i protesty. Niektóre są jedynie zaznaczeniem dezaprobaty, inne zaś pokazują granicę, której ktoś nie przekroczy, choćby miało go to zabić.
- Brak wyjść zniosę, brak służby przez jeden dzień też, wojskowe racje są ciekawą odmianą, ale sikać przy świadkach ani tym bardziej do wiadra nie będę! Nie i już!
Znalazł jednak niespodziewanego sojusznika w rannym.
- Jesteś chyba pierwszą osobą, która zdołała narzucić jej swoje zdanie - wyszeptał cicho jej brat do krasnoluda, starając się nie śmiać. I przypomniał jej, że jeszcze kilka lat temu sikała razem z nim do piwa, które miano podać na uczcie wydaną z okazji urodzin Marcusa, więc niech teraz nie marudzi, nikt jej podglądał nie będzie, jest pewien, że Detlef w podlotkach nie gustuje, a on jest przecież jej bratem i jej gołą dupę widział dziesiątki razy w dzieciństwie. Zdzieliła go poduszką i naburmuszona usiadła w kącie, demonstracyjnie tyłem do nich.

Co zaplanował Marcus na tę noc? Któż to wie. Rozbijania toporami drzwi czy przebijania się młotami przez ściany jednak by nie ukrył, a pozory to ważna rzecz w świecie wysoko urodzonych. Trudno także przemycić truciznę w posiłku, którego nikt nie odbierze i nie zje.
- Świece. Ja bym użyła świec - odezwała się Elena nagle. Popatrzyli na nią - Świece nasączone trucizną. Człowiek zapala je sobie wieczorem, im dłużej się palą tym więcej jej wdycha, a potem umiera, dzień czy dwa po, nie wiedzieć czemu. Nie żebym planowała - dodała widząc ich wzrok.

Dalsza rozmowa upłynęła jednak nie na dyskusjach o sposobach szkodzenia rodzeństwu Eleny w sposób możliwie tajny, niezwracający uwagi i niepozostawiający śladów, a wręcz przeciwnie - rozmawiano bowiem o jutrzejszych walkach. A mało która metoda robienia innym krzywdy jest tak jawna i wręcz widowiskowa jak pojedynek na broń białą.

Rankiem, zgodnie z przewidywaniami Eleny, okazało się, że Detlefowi przyjdzie walczyć z Ludwikiem, ostatnim z Toppenheimerów, który nie byłby martwy, ranny ani nie był kobietą czy stronnikiem Marcusa (gdyż tego, “zupełnym przypadkiem” wylosował Marcus właśnie). Już samo to, że Ludwik dożył do dzisiejszego pojedynku pokazywało jego rozwagę oraz determinację. Według Eleny, nie licząc jej najmłodszego brata, był on najlepszym szermierzem w rodzinie. Może zbyt ostrożnym i staroświeckim. Zbroja, miecz i tarcza. Ludwik, podobnie jak Detlef, narzekał też na reguły zakazujące pancerzy.
- I najbardziej honorowym - sądząc po tonie jakim to wypowiedziała, zdaniem Eleny na pewno zbyt honorowym - Nie wykorzystuje okazji. Czeka aż przeciwnik wstanie, aż podniesie broń… Świetny z niego rycerz, przyznaję, ale Lordem byłby marnym - wyjaśniła swój punkt widzenia.
- Ma bardzo dobrą obronę - przypomniał ranny.

Tuż przed pojedynkiem mieli okazję zobaczyć się na placu. Przed walką podszedł do Detlefa i zaproponował walkę tępą bronią.


 
Nuln



- Ciężkie jest życie kupca. Oj, ciężkie - jęknął niosący niedawno utarg do banku Rudolf. Srebra i miedzi było tyle, że jeszcze go barki rwały. Czasem ciężar był bardziej metafizycznej natury - dźwigał na przykład brzemię wiedzy, którego szczęśliwie pozbawiona panna Schon nie wiedziała czemu zginął kupiec z Sylvanii, ani nawet kto go zabił. Co w sumie było ciekawe, jako że plotki o wampirze znali już nawet pacjenci Miejskiego Hospicjum imienia brata Anzelma. Nawet ci pogrążeni w śpiączce.
Czasem ciężkie okazywało się dobranie odpowiednich ludzi do roboty. Rozpytanie na dworze o dyskretnego lekarza elit to bez wątpienia zadanie dla szlachcica, jakim Gustaw von Grunnenberg się mienił. Posłanie go by cichcem wypytywał jakieś sługi szemranych konowałów… Po przemyśleniu tego kupiec zdał sobie sprawę, że dobrze będzie, jeśli Gustaw się obrazi na niego, ale to zrobi. Równie dobrze mógł sprawę olać. W końcu szlachcic musiał jeszcze ogarnąć sprawy z wczoraj - kwestie związane z von Flickenem i Gruberem. Na wszelki wypadek więc kupiec zlecił to zadanie także Latimerii. Gdy oboje przynieśli to samo, znajome już kupcowi imię, Bombastus, był z siebie kontent. Zwłaszcza, że powtórzyło się jeszcze gdy sam pytał o dyskretne leczenie ran. Choć tam w towarzystwie. Doktor Drexler, doktor Koln, doktor Bombastus.
Za to gdy pytał o rozwiązanie problemów poprzez ich likwidację grzecznie skierowano go do odpowiednich ludzi do tego typu zapytań - nazwiska Schatzenheimer, Valantino, Sansovino czy Huyderman nie zaskoczyły go, zwłaszcza, że sam “pracował” dla tej ostatniej rodziny. Nikt w Nuln nie przyzna się przecież współpracownikowi wiadomo kogo, że współpracuje z “nielicencjonowanymi” specjalistami. Ale nie Fimburson. Krasnolud posłał go “do grobich”, skoro za takimi metodami się rozgląda. Szczęściem Rudolfa dał wcześniej słowo, więc nie wycofał się z umowy.

Rudolf w końcu zaczął zastanawiać się też nad pewnymi niespójnościami w uzyskiwanych informacjach i szybko skojarzył fakty.
Zapewne “mieli kreta” od samego początku. Manfred czytając weksel powiedział wtedy co innego niż to co było napisane na nim. Najwyraźniej spodziewał się, że może być podsłuchiwany, albo nie ufał wszystkim obecnym i sprawdzał, kto wyniesie informację. I okazało się, że miał rację. Potem jakiś podejrzany człowiek szukał Morgrima w Pierwszym Krasnoludzkim, a nie w Marienburskim, dzięki czemu wiadomo było, że albo któryś z uczestników spotkania zdradził, albo ktoś miał możliwość ich podsłuchać. Sądząc po tym, że śledzącym był zaufany sługa Natalii, a także to jak blisko z nią był, nie było trudno domyślić się kto wynosił informacje. Nie było jedynie jasnym, czy tylko tu był przeciek. A nikt nie pofatygował się donieść o tym Manfredowi, choć zaczepiano go za to o każdą pierdołę.
Nie było niczym dziwnym, że ostatnio przez cały czas Roz i Rudolf mieli wrażenie, że ktoś ich stale wyprzedza o krok.
Szukanie w tłumie sługi Natalii też było niestety znacznie spóźnione. Czasy, kiedy Rudolfem zajmowali się niekompetentni słudzy przeminęły. Jeśli teraz był śledzony, robili to osobnicy z tej samej półki co ci spotkani na cmentarzu. Niczego nie ujmując Carlo - nie był nawet z ich ligi. Przynajmniej przebudowa domu szła sprawnie - pocieszył się. Laska także wyglądała elegancko. I kryła niespodziankę. Na Marienburskiej dostał nie tylko ją, ale i informacje o krawcu dla szczególnie wymagających klientów. Poprzedzone marudzeniem, że po co mu to, że musi być szyte na miarę, zajmie czas, a przede wszystkim, że dla kogoś kto nie umie się w nim poruszać bezużyteczne, bo nawet najlepsze ubranie nie zastąpi umiejętności skradania się czy ukrywania. Rozmówca uważał widać, że to dla siebie chce taki kupić.



Roz w pierwszy dzień swojej nowej pracy zrobiła na wszystkich dobre wrażenie. Wizyty w bibliotece i łaźni zaowocowały. Niemniej jak wszędzie, nowi pracownicy musieli robić najmniej wdzięczne prace i póki co została wykorzystana jako “przynieś, podaj, pozamiataj". Cały dzień zbierała pieczątki, dawała sobie tłumaczyć co i jak, latała z pismami po Pałacu i po mieście... Nawet chyba widziała z daleka Elektorkę. Albo i inną kobietę w atłasach, nie miała czasu na zatrzymywanie się i zastanawianie. Ale miała i chwilę by do Archiwum zajrzeć. Pism były setki. Tysiące. Bałagan był niesamowity. Roz nie znalazła niczego obciążającego Kuhna i Kalba w spodziewanym okresie. Nic dziwnego, zapewne pilnowali by nic takiego nie szło przez Sekretariat. Każdy wielmoża miał swoich zaufanych sekretarzy, którzy pracowali wyłącznie dla nich. Do Sekretariatu przychodzili, wpisywali co mieli (albo i nie), ale przez większość czasu siedzieli przy swoich pryncypałach. Zręcznie kierując rozmowę na Oskara Schilde dowiedziała się, że ów pracował bezpośrednio dla Elektorki i zniknął niedawno. I tak miał być zwolniony, ale przecież dostałby jakąś pracę na otarcie łez.
Niemniej mając setki wpisów do sprawdzenia, a nie mogąc siedzieć bez ustanku w Archiwum Sekretariatu bez dobrego powodu musiała wymyślić czego i gdzie chce szukać. W papierach było naprawdę wszystko, od rachunków za pranie po listy zaproszonych gości na audiencje bale i rauty. Od listy dostawców jedzenia po listy miłosne do Elektorki. Od zarządzeń dotyczących armii po zarządzenia dotyczące sposobu wyrobu cukierków karmelowych. Szybciej jej pójdzie jeśli poszuka potwierdzenia lub zaprzeczenia swoich domysłów niż miałaby się przekopywać przez dosłownie mile dokumentacji. Do kogo jeszcze Elektorka mogła wysłać list? Z kim mieszkającym w Nuln nie mogła spotkać się osobiście? Oczywiście, po prostu szukając na chybił trafił w końcu znajdzie to czego szuka. Za tydzień, miesiąc albo i rok, o ile tyle tu będzie. Ale miała wrażenie, że tyle czasu nie mają. Na razie zlokalizowała szafkę z dokumentami wychodzącymi z Sekretariatu na Pocztę. Ale bez pretekstu nie może jej przecież zacząć bezczelnie przeglądać.
Przynajmniej na brak plotek nie musiała narzekać. I tak na przykład dowiedziała się, że von Rudger jest podobno beznadziejnie zakochany w Elektorce, a ta, choć nie zamierzała wychodzić za mąż, z jakiegoś powodu dała mu stanowisko Dowódcy Straży Nuln. Najwyraźniej też sama na to wpadła. Wśród zgadywanych powodów były: słabość do bohaterów wojennych, lecz nie taka, by wodzić go na pokuszenie angażując do pilnowania własnych sypialni, zwykły kaprys albo może chęć trzymania go z dala od siebie bez zrażania do siebie Armii. Bo powszechnie zgadzano się, że von Rudger to owszem, bohater, ale w byciu strażnikiem to doświadczenia nie miał.

Roz myśląc, że uzyskają więcej tropów dzięki możliwości pobytu Rudolfa w Straży Miejskiej nie zwróciła uwagi, że on nie zamierza tam w ogóle bywać, a jedynie posłał Gustawa na pojedynczą rozmowę z jego znajomym.
Rozpytani gońcy nigdy w życiu nie słyszeli o “pannie Herz”. I nic dziwnego, czemu mieliby się interesować łowcami wampirów? Lokalny półświatek interesował się zaś nimi o tyle, by nie wchodzić im w drogę. Groszem łowcy wampirów nie śmierdzieli, a bić się potrafili. Duże ryzyko i małe zyski. Ale za to interesowali się “znikaniem”. Jeśli ktoś chciał w Nuln zniknąć, zwłaszcza ktoś nietutejszy, musiał mieć pomoc. A jeśli nie zapłacił wystarczająco dużo, pomoc mogli uzyskać też ci co go szukali. Roz wiedziała, że nikt nigdy nie zapłacił wystarczająco dużo. To była tylko kwestia ceny. Plotki mogła mieć prawie za darmo. Za potwierdzone informacje musiała zapłacić. Pieniędzmi lub informacjami.

W dawnym lokalu Alfonsa nikt się nie kręcił. Ale kiedy już zbierała się do odejścia podszedł do niej żebrak. Śmierdzący, kulawy i z liszajami na twarzy. Zanim zdążyła się odsunąć zagadał.
- Daj Pani grosza biedakowi. Daj grosza szefowo… albo może jest Pani Szanowna zainteresowana informacjami? Tu do niedawna kręcił się taki jeden, też obserwował ten spalony dom.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 18-09-2022 o 22:25.
hen_cerbin jest offline  
Stary 21-09-2022, 20:23   #177
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

25 Brauzeit 2522, Nuln
Carlo, Galeb
Po załatwieniu porannych spraw Rudolf wysłał Carlo, aby odszukał krasnoluda Galeba. Nie miał z nim kontaktu od jakiegoś czasu i chciał wiedzieć, czym się khazad zajmował. Carlo miał zaprosić Galvinsona na rozmowę do domu Kaufmana. A potem zasadzić się gdzieś, gdzie będzie miał widok na gabinet doktora Bombastusa. Patrzyć, kto go odwiedza i śledzić doktora, gdyby gdzieś wyszedł. Mieć oko na kogoś, kto ma obrażenia pasujące do zabójcy z cmentarza. I w żadnym wypadku nie dać się złapać na szpiegowaniu. Już lepiej, żeby stracił z oczu cel i doniósł o tym do Rudolfa, niż dał się przyłapać i zginąć.

- Pamiętaj Carlo, to są zawodowcy. Nie ryzykuj. Wypytaj żebraków i uliczników w pobliżu, czy kogoś takiego nie widzieli, masz tu garść srebra na wydatki. I niech mają oczy i uszy otwarte. A ty używaj głowy, żeby ją zostawić na karku. A jak wrócisz, dostaniesz karla premii, niezależnie od wyniku. Za niebezpieczne warunki pracy - kupiec uśmiechnął się, chociaż nie czuł wewnątrz spokoju. Nie lubił ryzykować życiem, nawet cudzym. Postarał się, aby chłopak dobrze to zrozumiał.

Zostawszy sam Rudolf zżymał się w myślach. W końcu miał być tylko człowiekiem od finansów w tej całej aferze. A tu jeden krasnolud wyjechał, a drugi - być może całkiem dosłownie, zapadł się pod ziemię. I wszystko zostało na głowie biednego kupca. Nie tylko gniew Manfreda, ale jeszcze nasłani zabójcy i bogowie wiedzą kto jeszcze. Jedynie panna Roz coś działała chociaż kupiec miał wrażenie, że wszystko spoczywa na jego barkach. W dodatku dostawał tak mało informacji od pozostałych! Pewne fakty, które można było już dawno ze sobą połączyć dopiero teraz w jego głowie się układały w całość. Niech to! Trzeba Windish-Gratza powiadomić o tym szpiegu. A ten pewnie uzna, że to wina Rudolfa, że dowie się o tym tak późno! A przecież to krasnoludy miały ten czek! To krasnoludy wiedziały, że ktoś pytał nie w tym banku, co trzeba. To krasnoludy i Roz wiedzieli, jak ten ktoś wygląda. I to ona wiedziała, że pracuje dla jego siostry. Eh...

Natassia, Flick


Nie mógł pozwolić sobie na takie wpadki, bo raz dwa i wypadnie z interesu. A skoro o tym mowa, to wczorajsza rozmowa z Natassią coś mu uświadomiła. Ten zabity, Krecht... skoro zatrudniał taką ilość ochroniarzy, to jakimi sumami musiał obracać? I czym się właściwie zajmował? Skoro go zabito to w handlu nagle powstała pustka. A że świat pustki nie lubi, czekała ona na to, żeby ktoś ją zapełnił. Jeżeli jeszcze na to nie jest za późno, to może właśnie on, Rudolf, mógłby dać radę przejąć jego działkę? Sęk w tym, że skoro go tak elegancko załatwił, to interes może być niebezpieczny. Dlatego, zanim wskoczy się na głęboką wodę, trzeba zrobić rozeznanie. Czym się zajmował, z kim handlował... panna Schön - która nie wierzyła w plotki o wampirze - nadawała się pewnie do powierzenia jej tego zadania.

Jak sama wczoraj się śmiała, wystarczy, że ktoś jest z Sylvanii, to już wiadomo, w okolicy musi być wampir. Ale przecież nie w Nuln, prawda panie Rudolfie?

Dlatego poprosi ją o poszukanie informacji na jego temat (zabitego kupca, nie wampira, rzecz jasna!). Zamknie też dziś raport i złoży go na ręce Flicka. To będzie też dobry moment na porozmawianie o Natassi. Jakiś niewielki awans, może na osobistą asystentkę Rudolfa? W końcu zasłużył chyba na to, skoro powierzono mu sporządzenie raportu? No, w każdym bądź razie wspomni o tym swemu mentorowi. Jakoś należy ją zmotywować do dalszych przysług. A co sobie Flick pomyśli? Że Rudolf chce sobie przygruchać panienkę? Niech sobie myśli, może nawet coś takiego między liniami Rudolf mu podsunie?

Tryby w głowie nieustannie się kręciły. Wypłynęło znowu nazwisko von Rudgera. Po co ktoś taki dostał posadę przełożonego straży? Nie raz nie dwa Rudolf słyszał, że jest to sposób na łatwy dochód, jaki nadaje Elektorka. Czy Magnus von Rudger będzie człowiekiem skłonnym do wzięcia łapówki w zamian za kontrakt na dostawę tarcz dla straży? Teraz, gdy Rudolf miał odpowiednią koncesję, taki kontrakt mógłby stanowić dla niego kolejny krok w karierze. Kolejne zadanie, które mogłaby dla niego panna Schön wykonać - sprawdzenie od strony handlowej Rudgerów. Wiedza o tym, jakie mają kontakty handlowe, może mu się przydać?

Latimeria, Gustav
Sprawdzenie tych dwóch - Krechta ora Rudgerów - od strony poczty, to kolejne zadanie dla panny Drach. Zleci jej to, gdy tylko się z nią zobaczy. Sam Gustav pewnie też mógłby mu na ten temat sporo powiedzieć. Oczywiście, nie może mu powiedzieć, że chce dać Magnusowi łapówkę, by złapać kontrakt. Ale wypytanie o jego finanse, czemu nie? O to, czy jego zdaniem Rudger dostał tę posadę, by zarobić? I czy jego zdaniem, weźmie łapówkę? I czy taka łapówka to będzie coś, czym można go potem szantażować pod groźbą kompromitacji? I na jaką kwotę łapówki ocenia Rudgera? Nie może być za mała, to rzecz jasna, bo to się może źle skończyć.

Odpowiednio naświetlona sprawa von Grunnenbergowi mogła przypaść do gustu.

Po powrocie do domu czekało go natomiast sporo fizycznej pracy nad zabezpieczeniami. Trudno, pewnych rzeczy nie może zlecić innym. Cały czas czekał też na sygnał od Manfreda, że mogą się spotkać. Było tyle do przekazania! O szpiegu jego siostry. O zabójcach Alfonsa. O znalezionym przy Alfonsie piśmie. O nastawaniu na życie Rudolfa. O poszlakach wskazujących na Kuhna, Kalba. Wiadomo, to tylko poszlaki, trzeba je sprawdzić, może to ślepy trop, ale coś jest.

Jeżeli będzie miał wolny wieczór, to przejdzie się odwiedzić znajomych u Huydermanów i rozpyta czy ktoś słyszał o profesjonalnym zabójcy ze świeżymi obrażeniami obu rąk.

Z nerwów znowu rozbolał go brzuch.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 21-09-2022 o 20:28.
Gladin jest offline  
Stary 03-10-2022, 00:06   #178
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roz spodziewała się ciężkiego przesłuchania, czy swoją osobą będzie godna służyć w tak zacnym miejscu jakim było archiwum. Tymczasem przywitały ją polecenia, tony papierów i ciężka, nudna praca. Ostatecznie nie mogło pójść lepiej. Robiła co mogła, aby poprawnie wykonywać otrzymywane polecenia, powtarzając sobie czasem w myślach numery listów, których zawartość miała ustalić. Nie odważyłaby się przecież zabrać ze sobą żadnej notki w tej sprawie. W pierwszy dzień postanowiła nauczyć się “topografii” bagniska w którym przyszło jej przebywać. Ostatecznie musiano trzymać się tutaj jakiegoś porządku, a ktoś może ją w końcu poprosić, aby coś w tym składowisku znalazła. Powinna więc wiedzieć co i jak. Postarała się wyrazić mniej lub bardziej subtelny zachwyt nad tą tak ważną, potrzebną i znakomicie działającą instytucją oraz okazywać gorliwość nowicjusza, która pozwalałaby jej podejmować wysiłek na rzecz porządkowania spływających do archiwum listów. Wszystko to musiała wykonywać z należytą ostrożnością. Najważniejsze było wzbudzenie zaufania oraz słuchanie się poleceń swoich nowych przełożonych.

Postanowiła zasugerować też termin kolejnych korepetycji z Mag, a na nich przekazać przez siostrzenicę Manfredowi, krótką notkę, która w swoim stylu miała wyglądać jak zestaw zdań wraz z ich tłumaczeniem stworzonych przez ucznia języka Estalijskiego. W niej zaś kształcące sentencje o treści: “Nauczycielka Estalijskiego pracuje dziś w archiwum”, “Moja matka ma służącego.” oraz “Służący odwiedził Pierwszy bank”. Kartek o podobnym charakterze Roz i Mag podczas zajęć produkowały co najmniej kilka, więc nawet gdyby wpadła ona w niepowołane ręce nie musiała od razu wzbudzać wielkich podejrzeń. Roz miała jednak nadzieję, że Manfred po prostu ją od siostrzenicy dostanie.

Roz nie wiedziała jakie plany ma kupiec w odniesieniu do straży miejskiej, niemniej za informacją kryła się sugestia, aby w owym miejscu zaczął jednak bywać, bo może być do miejsce o dużym znaczeniu ze względu na ostatnie zmiany. Sugestia pozostawała jednak sugestią. Bogaci kupcy robili co chcieli nie pytając gońców i archiwistów o zdanie.

Rozpytywanie o zaginioną Irę pchnęło ją ku przekonaniu, że w ten sam sposób mogłaby dotrzeć do wiadomości o Oskarze. Ira i wampir byli wątkami pobocznymi w tej sprawie, natomiast zapadający się pod ziemię Oskar, był ich głównym celem. Dała znać, że pieniądze i informacje mogły wchodzić w grę. Od tego czasu też zaczęła pilnować znacznie uważniej własnego ogona wykorzystując swoją drugą tożsamość. Po pierwsze próbując go zlokalizować, po drugie próbując go zgubić.

“Najwyraźniej, ten kogo szukałam miał więcej wrogów niż tylko mnie.” mruknęła obojętnie, ale sypnęła groszem żebrakowi, sprawiając wrażenie umiarkowanie zaciekawionej.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 09-10-2022, 20:35   #179
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zdumiony przemyśleniami podopiecznej krasnolud zalecił, by ograniczyć palenie świec do minimum, a najlepiej w ogóle ich nie używać. Światło księżyca przebijające się przez szpary w wzmocnionych deskami okiennicach było komfortowe dla brodacza, choć raczej niewystarczające dla ludzi. Jako zalecenia na kolejny dzień polecił, by służba zakupiła zapas nowych świec w innym, niż zazwyczaj miejscu, a najlepiej, by zaopatrzono się w kilka latarni z osłonami i regulowaną długością knota oraz zapas oleju na kilka dni. Zrobienie czegoś niestandardowego powinno zabezpieczyć ich trójkę przed knowaniem ich głównego konkurenta do spadku. Do tego żywność i napoje pozyskane w możliwie bezpieczny sposób (zalakowane szyjki butelek, zaszpuntowane antałki, w pełni zawoskowane gomółki sera, suchary, suszone mięso i owoce czy orzechy).

Albo całe te przygotowania zaskoczyły Marcusa, albo nie próbował niczego tej nocy. Rano poznali przeciwnika - według Eleny Ludwik był na tyle honorowy, że nie będzie stosował nieczystych zagrań. Z jednej strony dobrze, z drugiej - musiał być całkiem pewny swoich umiejętności, aby polegać wyłącznie na nich. Honorowe podejście do pojedynku pozwoliło Detlefowi skupić się na walce i doborze oręża, co nieco ułatwiła prośba adwersarza - obuchy.

Detlef wybrał zatem swój młot - porządną robotę dawich z pewnego miasta złupionego przez Granicznych podczas rejzy. I to mimo całkiem udanej obrony (przynajmniej zdaniem niektórych) dowodzonej przez grupkę przymusowych ochotników z nulneńskiego zaciągu. Broń oszczędna w stylistyce, jednak świetnie wyważona i wykonana z najlepszych materiałów. Świetnie uzupełniała się z pancerzem i tarczą, jednak te nie były dozwolone w czasie pojedynków o schedę Toppenheimerów. Niedorzeczne zasady z punktu widzenia brodacza.

Ludwik miał być mistrzem obrony - brak tarczy zapewne będzie rekompensował zwinnością i zasłonami. Skoro jego ulubioną taktyką było zmęczenie przeciwnika nieskutecznymi atakami i wyczekanie na okazję do kontry, to właśnie tego Detlef musiał się wystrzegać. Może był doświadczonym pojedynkowiczem i cechował się cierpliwością, ale z pewnością nie miał jej tyle co dawi. Thorvaldsson zamierzał uderzać powściągliwie, właściwie bardziej markować ciosy niż je wyprowadzać, by skłonić przeciwnika do przejścia do ataku. Sparować cios lub zejść z jego linii i wyprowadzić swoje uderzenie gdy Ludwik się odsłoni. Brodacz liczył, że jego przeciwnik nie będzie mistrzem i w obronie i w ataku - oby się nie mylił...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 17-10-2022, 19:52   #180
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
NULN

Działania Rudolfa


Carlo odszukał Galeba. Ten odsypiał co prawda nocne pod-miejskie eskapady, ale zgodził się przyjść. Wyjaśnił, że jeszcze Roz go przekonała o kluczowej roli Tajnych Archiwów Ostwalda, które to zaczną być dostępne dla nich, o ile uda się dorwać jakiegoś skavena. Widzieli w kanałach w pobliżu Świątyni Sigmara mnóstwo śladów, niestety, odkąd krasnoludy zaczęły tam schodzić, szczuroludzie przestali się w nich pojawiać. Poprowadził kilka ekspedycji wgłąb ale potyczki były tylko z mutantami, niewarte uwagi zresztą, mało kto chce zaczepiać zwarty oddział krasnoludów. Teraz planuje się zaczaić samemu i zobaczyć czy coś nie przylezie.

Ledwo Rudolf skończył wprowadzać Galeba w aktualną sytuację i pożegnał się z gościem, dał upust swojej złości. Tajemnice, nad którymi głowił się tak długo okazały się być oczywistymi sprawami, o których jego towarzysze wiedzieli od dawna, ale nie raczyli mu o nich powiedzieć. Ani poinformować Manfreda. Szef wywiadu ogarnąłby "spisek" Natalii i jej sługi w mgnieniu oka, a za wskazanie tożsamości szpiega we własnym niemal domu z pewnością nagrodziłby ich sowicie. Nie mówiąc już o tym, że Natalia najwyraźniej przekazała komuś zdobyte przez swojego sługę informację, skoro na cmentarzu pojawili się ludzie znacznie sprawniejsi w swoich fachu niż jej sługa. Gdyby to ona sama miała dostęp do takich ludzi, nie wysyłała by amatora na przeszpiegi. Rudolfa zmroziło, gdy skojarzył, kim może być osoba, z którą baronowa mogłaby się podzielić zdobytymi informacjami. Formalnie rzecz biorąc, była rodziną Elektorki przez małżeństwo z jej bratem. Wejście do Pałacu miała o każdej porze dnia i nocy. Choć praktycznie się tam nie pojawiała, mając takie wieści mogła liczyć, że zostanie przyjęta. Kupiec nie wątpił że Elektorka osobiście nie wydała polecenia by rozwiązać problem wścibskiego kupca. Miała przecież od tego ludzi. Domyślał się nawet jakich, sam znalazł informacje na ten temat w Archiwach. Pocieszał się, że go nie zabili, więc może chodziło tylko o dokument. A ten (właściwie to nie ten, ale może nie wiedzą) mu zabrali.

Przynajmniej w pracy poszło lepiej.
- Zdam pełny raport w ciągu tygodnia - obiecała Natassia - Gdyby był w naszej gildii byłoby szybciej. Chyba, że wystarczy wstępny, ogólny, tylko z powszechnie dostępnymi informacjami, wtedy wyrobię się w dwa dni. - dodała, zaznaczając, że kupcy mają różne tajemnice, których w papierach nie ma, szlachcice krzywo patrzą na sprawdzanie im stanu posiadania, a także ma również inne zadania. A. Na to ostatnie Rudolf znalazł sposób.
- Nie sra się tam gdzie się je. Romans w pracy to prosta droga do problemów i bardzo krzywa do awansu - Flick nie był przekonany do pomysłu uczynienia panny Schon asystentką Kaufmanna, ale dał się udobruchać -Eh, młodzi zawsze wiedzą lepiej. Niech Ci będzie, masz prawo nauczyć się na swoich błędach.
Natassia, sądząc po rumieńcu, zrozumiała sytuację tak samo jak zwierzchnik Rudolfa. Czasy wykonania zadań skróciły się o połowę.

Gustaw von Grunnenberg, jak Rudolf szybko się domyślił, wiedział o Rudgerach dużo. Szlachcic poświęcił sporo czasu na poznanie rywala. Aczkolwiek każdą rzecz interpretował kierowany szczerą nienawiścią do Magnusa.
- To tchórz, oszust, kłamca i manipulant, przywłaszczył sobie moje zasługi! Żyje rozrzutnie, kupił sobie ostatnio nowe stroje, bywa na każdym balu, taki człowiek na pewno bierze łapówki, bo skąd by miał na to pieniądze? I sam też daje, na pewno oszukał albo i kupił sobie stanowisko. Chcesz go złapać na łapówkę by potem kazać mu żyć w strachu, że się wyda na po zabraniu mu wszystkiego i tak pokazać światu jaki jest naprawdę? Świetnie! - ucieszył się -Ta kanalia zasługuje na to. Wiem, że upaja go władza. Powymieniał wszędzie, prawie w całej Straży ludzi na swoich, a przynajmniej takich co byli w wojsku i będą słuchać jego głupich rozkazów.

Po południu wrócił Carlo.
- Doktora nie widziałem. Wyszła od niego jakaś kobieta z koszykiem, okazało się, że jego gospodyni, wiem, bo posłałem za nią urwisa z ulicy, jak wróciła to mówił, że na targu była. Pacjentów miał sporo, ale nikogo z takimi ranami. W środku doktor ma taką mini-klinikę, tam kilka osób leży, może wśród nich jest? - zasugerował -Słyszałem, że przedwczoraj w nocy kogoś przynieśli. O ile pijaczkowi się noce nie popieprzyły - dorzucił.

Carlo nie był jedynym "asystentem" Rudolfa, dla którego ten znalazł zadanie tego dnia. Latimeria za bogów nie miała pojęcia dlaczego jakiś kupiec miałby mieć dostęp do rządowych kanałów pocztowych ani tym bardziej po co miałby ich używać, skoro z wszystkimi Nulneńskimi wielmożami, z którymi ewentualnie miałby się skontaktować dzielił miasto zamieszkania, ale nie płacili jej za myślenie, tylko za robotę. Zajęła się nią ze zwykłą dla siebie pracowitością. Panna Drach, choć listów Krechta czy Kerchta nie znalazła, potwierdziła istnienie bogatej korespondencji von Rudgerów z Pałacem. Dawna, seniora rodu, która była mało ciekawa i mniej dawna, jego najstarszego syna, który czasem chwalił się ojcu swoją karierą, co również nie było szczególnie ciekawe, chyba żeby Rudolfa ciekawiło, że bardzo często wspominał o Elektorce. I niedawna korespondencja. Między braćmi, M. i K. von Rudgerami, w której to o dziwo młodszy brat strofował starszego, że przesadza z uwielbieniem do E. i że narobi sobie tylko kłopotów. A także bardzo niedawna - z okresu gdy siły Wissenlandu wróciły z północy i wydzielony z nich oddział mający wygonić granicznych dostał się pod komendę von Rudgera. Oczywiście, jako oficer dowodzący miał nie tylko prawo, ale i obowiązek pisać raporty i wysyłać je do Sztabu, ale pojawiły się także wiadomości do i od Elektorki (określone jako prywatne).

Na wieczór zaś Rudolf zorganizował sobie nieformalne spotkanie ze "znajomymi". To, że nieraz załatwiał różne rzeczy dla rodziny Huyderman i właściwie to był jej daleką częścią (i pilnowali by o tym nie zapomniał) pozwalało mu mieć dwustronny kontakt z tymi, co zwykle tylko przychodzą po pieniądze (i bardzo bardzo rzadko również po życie. Częściej po małe kawałki ciała, jeśli akurat ktoś nie miał pieniędzy). Może i zwykle to oni jemu kazali zbierać informacje, może i zbierali od niego haracz, ale że zawsze dorzucił jakiś drobiazg dla dziewczyn i żon, dzieci, a w jednym pamiętnym przypadku dla teściowej (albowiem i bandyci miewają życie rodzinne) to go lubili na tyle by powiedzieć nieco więcej.
Gdy wrócił, minę miał nietęgą.
- To nikt od Schatzenheimerów, Valantino ani Sansovino. Byśmy wiedzieli. Ani od nas. Nie bierz tego do siebie, ale my zrobilibyśmy to szybciej i taniej, po prostu byś ze spotkania nie wrócił, nie? Takie numery pasują do Księstw Granicznych, oni tam się mordują widowiskowo od lat. Jeszcze dłużej robią to w Tilei.
W ogóle w mieście sytuacja się robi nerwowa, to niedobre dla interesów. Ale powiem ci coś świeżego. Kurwa, obczaj sytuację. Wyobraź sobie, nowy szef Straży poprosił o spotkanie z szefami. Zaczął chyba od Valantino. Imię jak Imperator z bajek dla dzieci mu chyba uderzyło do głowy. I kurwa, wyobraź sobie, przyjęli go. Myślę sobie, pośmiać się każdy lubi, a jak go znajdą wiszącego głową w dół na latarni z dupą pomalowaną na zielono, to potem każdy będzie wiedział, że są żarty i żarty, ale Valantino są poważnymi ludźmi. Ale nie. Nic mu nie zrobili. Myślę se, kurwa, Valantino zmiękł na stare lata, albo to prawda, że się nawrócił po chorobie i teraz jednemu na miesiąc przebacza w imię Shallyi. Ale kurwa, nie uwierzysz, nasza wierchuszka też się zgodziła go wysłuchać. Chyba z ciekawości, myślałem se, żeby się dowiedzieć co też nagadał V. Ale okazało się, że nie. Podobno po imieniu znał wszystkich ważnych od nas. Kurwa, ale skąd? Przecież on nietutejszy. Ale tego, kurwa, o tym cicho. Bo mój szurzy, co pilnował sali, mówił, że jak wychodził to nasi byli bardziej przestraszeni. Potem to samo zrobił ten cały jebany Rudger z pozostałymi rodami. I że nawet w ryj nie dostał, no kurwa, nie rozumiem. Najdziwniejsze, że właściwie to żadnych zmian nie zapowiedziano. Jak nie każą skończyć z przemytem, złodziejstwem i wymuszaniem, to kij mu w oko, jak dla mnie żadna różnica, po chuja się tyle nałaził.
- zarechotał "kontakt" Rudolfa.


ŁUP ŁUP ŁUP - dobijanie się do drzwi poniosło się głośnym echem po kamienicy.
Myślący już o pójściu spać po całodziennej ciężkiej pracy Rudolf aż podskoczył. Hrepiczuk dobył broni i rozejrzał się czujnie. Carlo w tym czasie zerwał się z krzesła i złapał za rękojeść. Zaskoczony kupiec poderwał się na nogi. I wylądował na podłodze przyciśnięty do niej przez ochroniarza.
- ŁUP ŁUP ŁUP - powtórka była jeszcze głośniejsza.
Nikt jednak do nich nie strzelał. Do pokoju nie wbiegli żadni zabójcy. Żadni zamachowcy nie wpadli przez okna. Z dołu rozległy się jednak słowa:
- W imieniu prawa, otwierać!
Carlo zerknął przez okno.
- Strażnicy. Dwóch. Nie, raczej czterech. - powiedział, po czym dodał - Bo oprócz tych co widać jest jeszcze pewnie dwóch przy tylnym wyjściu.
Na szczęście jego nowa służąca z Sylvanii nie była z tych, co bez zastanowienia drzwi po nocy otwierają. Miał więc chwilę na decyzję. Akurat skończył był "remont", ochrona była na miejscu, ale z drugiej strony to Straż, nie zabójcy.



Działania Roz


Roz z sukcesem wtopiła się w tłum pracowników Pałacu, Sekretariatu, Archiwum i czego tam jeszcze biurokratyczna machina konieczna do zarządzania Nuln potrzebowała. Wiele komórek zajmowało się właściwie tylko pracą dla innych komórek, papierów produkowano znacznie więcej niż czytano, ale każdy mógł się wykazać przed przełożonymi jak ciężko pracuje. Znalazła więc też chwilę na myślenie.
Oskar mógł zniknąć z czyjąś pomocą. Co prawda pamiętała, że Manfred mówił im już dawno temu, że Oskar był winien pieniądze jego bratu i że ów brat szukał Oskara już od pewnego czasu i ma na pewno o nim informacje (pamiętała też że nie zrobili z tym nic, poza wysłaniem Detlefa. Ale ten jak na razie żadnych wieści nie przywiózł ani nie wysłał żadnego listu), ale postanowiła poszukać na własną rękę. I dowiedziała się tyle, że jeśli Oskar był mądrym człowiekiem to zniknął pewnie dzięki pomocy Huydermanów (jeśli dobrze zrozumiała nazwisko), którzy mieli swoich ludzi w różnych gildiach i mogli cichcem chyłkiem wysłać towar bez płacenia ceł, myt i innych opłat. Czasem bowiem, za odpowiednią opłatą, przemycali także ludzi, a nawet pomagali im "zniknąć".
- Byli jeszcze niedawno tacy inni, młodzi i naiwni, co chcieli kawałek tego tortu uszczknąć, do dziś można zobaczyć efekty tej próby na Dróżce Vogela chyba, tam jest taki na wpół spalony budynek. Pewnie ich załatwili, bo konkurencji nikt nie lubi, nie? - Roz skojarzyła co to jest za budynek. Była tam dopiero co. Z niewiadomego dla siebie powodu wiedziała, że to nie Huydermanowie ich wykończyli, ale wiedziała też, że jeśli brali kasę za znikanie to mogli brać i powtórnie, szantażując unikniętych ujawnieniem ich miejsca pobytu. Miała niejasne wrażenie, że jakiś cichy głosik w jej umyśle wrzeszczy do niej, że to... krew popłynęła jej z nosa. Rozmazała ją, i nagle osunęła się na podłogę. Ocknąwszy się zorientowała się, że jest kwadrans później, a w zaciśniętej pięści ma kartkę z pospiesznie skreślonymi nie jej charakterem pisma literami. "Manfred! Manfred von Windish wysłał oddział. Kazał załatwić Geoffrey'a Moncka i uwolnić Alfonsa Rago..."
Wiadomość urywała się nagle. Nie wiedziała kto jej wyciął taki numer, ale informacja była cenna. Jeśli prawdziwa.

Żebrak po opłaceniu stał się jeszcze bardziej służalczy.
- To jakie informacje Szlachetną Pannę interesują? O czym chciałaby Pani wiedzieć? Ten co się tam miał swoją kryjówkę - przerwał by pokazać. Roz sama ją wcześniej znalazła - to był bardzo zainteresowany kto tu przychodzi, płacił też by go informować gdyby ktoś o spalony dom pytał. Ale jak wczoraj zabierał swoje rzeczy mu o Pani powiedziałem, to już mówił, że nieważne, że już dorwali tego co go szukali. Pewnie chodziło o tego z cmentarza. No, ale pan Ważniak nie chciał zapłacić wczoraj i dlatego już mu o Pani Szanownej nie powiem. Coś jeszcze piękną Panią interesuje? - zapytał.


ŁUP ŁUP ŁUP - dobijanie się do drzwi poniosło się głośnym echem po kamienicy.
Myśląca już o pójściu spać po całodziennej ciężkiej pracy Roz miękko zsunęła się z łóżka i przyczaiła.
- No kogóż tam niesie o tej porze... - wyczulonym słuchem szpiega dosłyszała marudzenie dozorcy.
- A gdzie panienka po nocy sama biega?! Przecież stać się co może, młoda dziewczyna to może łatwo stać się łupem jakiegoś złoczyńcy
- Ojoj - Roz poznała głos Mag - A co on by mi mógł zrobić, przecież i tak nie mam przy sobie pieniędzy - zapytała niewinnie.
- No, tego... - dozorca zaczął się plątać - Ale to porządny dom, tu są zasady, do żadnego kawalera nie puszczę. W ogóle gdzie po nocy, zaraz wezwę fiakra, do domu pannę odwiezie.
- Przepraszam, że tak po nocy, ale jutro mamy egzamin a ja wszystko zapomniałam, a jak nie zdam i mnie wyrzucą to i mnie mama z domu wyrzuci, a ja tu mam korepetytorkę, proszę zrobić wyjątek
- Roz tylko wyobraziła sobie minę spryciuli. I chyba zadziałało, bo za chwilę usłyszała pukanie do swoich drzwi.
Otworzyła gotowa na wiele rzeczy, ale nie na Mag rzucającą się jej z płaczem w ramiona. Ledwo zdążyła schować sztylet.
- Bo oni... Bo oni... Bo oni aresztowali Gustawa. Przyszli i go aresztowali, ot tak. I mama mówiła, że to dobrze i że wujka też aresztowali - Roz była na tyle sprytna by mieć dwa mieszkania. Ale adres tego był znany matce Mag, zatem jeśli aresztowali Manfreda i Gustawa, to i po nią są już pewnie w drodze.



WISSENBURG

Działania Detlefa



Dla Detlefa "tępa broń" oznaczała broń obuchową. Dla Ludwika - broń ćwiczebną. Szlachcic nielicho się zdziwił widząc przeciwnika idącego na niego z młotem. Spojrzał na swoją broń i przez chwilę wyglądał, jakby nie wiedział co się właściwie dzieje i co ma zrobić. Najwyraźniej był przekonany, że khazad nie splamiłby swojego honoru robiąc taki numer, prędzej chyba wierzył, że sam się przejęzyczył, bo nie wołał sekundanta ani nie krzyczał, że oszustwo.
Detlef jednak nie wykorzystał jego konfuzji. Gdy spojrzał na broń adwersarza, odwrócił się i wymienił swoją na adekwatną.
Ludwik zasalutował bronią krasnoludowi. Zatrzymał się, jakby coś go uderzyło.
I się poddał.
Widzowie osłupieli. Ludwik podszedł do Detlefa i ściskając jego dłoń powiedział:
- Gdybym to z nim się mierzył, Marcus by wykorzystał sytuację. I każdy z jego totumfackich. Z dwojga złego lepsza młodsza siostra, która zbiera wokół siebie towarzyszy posiadających przymioty, których jej brakuje niż starszy brat, którego słudzy są gorsi niż on sam.

Nieporozumienia przez wieki skutkowały wieloma niepotrzebnymi walkami. Raz zdarzyło się odwrotnie.

Druga walka odbyła się krótko po pierwszej. Marcus i jego kompan stanęli przeciwko sobie. Uśmiechnięci, rozluźnieni, dla każdego szybko stało się jasnym, że są dogadani co do wyniku walki i to co teraz dzieje się w kręgu jest tylko rozgrzewką przed finałem. Nagle, kolejne powolne i sygnalizowane pchnięcie w ramię Marcusa doszło do celu. Na bicepsie pojawiła się krew, a na twarzy jego przeciwnika - zaskoczenie. Szybko wycofał ostrze, ale na twarzy Marcusa i tak pojawił się gniew.
- Pali! Ostrze jest zatrute!
- Co? Ja nie... Przecież... - zdezorientowany właściciel rzekomo zatrutego miecza spojrzał na widzów, być może chcąc się wytłumaczyć, wyjaśnić... Nie zdołał. Zaskoczony trafieniem, zdezorientowany oskarżeniem, teraz zdumiony ostrzem wystającym z jego klatki piersiowej umarł zanim zrozumiał co to się właściwie stało.

Miecz został zbadany. Rzeczywiście znaleziono na nim truciznę.
- Nie powoduje ona trwałych skutków, ale... - zaczął wynajęty medyk, który dziś miał póki co znacznie mniej do roboty niż wczoraj, ale Marcus nie dał mu skończyć.
- To był mój brat. To był mój przyjaciel. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił z własnej woli. To moja siostra, ta dziewka spiskująca ze zdradzieckimi krasnoludami i kto wie kim jeszcze, to ona go uwiodła albo i magią przymusiła. Przeszukajcie jej komnaty, a na pewno znajdą się dowody - powiedział złowieszczym szeptem. Detlef w głowie dopowiedział sobie ciąg dalszy zdania "Sam je tam podrzuciłem jeszcze zanim przyjechała".
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 19-10-2022 o 21:51.
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172