Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2021, 21:07   #51
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- A mówiłem, żeby zaczekać - zżymał się Theo, kiedy okazało się, że wybrali się za mur akurat gdy jakiś oddział urządzał sobie ćwiczenia strzeleckie. Tak, ostrzał z bezpiecznych pozycji (i możliwie dalekich), kiedy wróg nie może oddać, to było to. Tyle że niestety byli akurat po złej stronie bełtów, strzał i kul. Przestał się wkurzać i zaczął bać, ale szybko mu przeszło - został ranny, co redukowało sytuację do takiej, z jakimi umiał sobie radzić. W końcu co to za medyk, co się rany boi?
Postrzał w pośladek miał zresztą wiele zalet. Pierwsza - można go było zignorować. Albo dostał w tętnicę - i co by nie zrobił, będzie martwy. Albo nie - i wtedy, co by nie zrobił, skończy się na bólu. Po przymusowej głodówce w mieście tłuszczu na pośladkach za dużo nie było i grot twardo siedział w mięśniach, dlatego nie wyrywał go, a złamał strzałę i skrzywiwszy się z bólu kuśtykał dalej.
I z tym właśnie wiązała się druga zaleta. Został nieco z tyłu, dlatego nie władował się w klanowych. I dlatego mógł zachodzić uderzający odwód od boku by, pociągnąwszy innych maruderów za sobą móc:
a) sprawić wrażenie, że klanowi są okrążeni i zostać bohaterem jeśli zaczną spierdalać;
lub
b) spierdolić samemu, jeśli klanowi będą mieli to w dupie bądź wybiją tychże maruderów.
W razie opcji drugiej zgodnie z planem poszuka możliwie ciężko rannego klanowego, takiego na pograniczu śmierci by zaciągnąć go do obozu. Z tego co pamiętał ze swojej praktyki, rugano takich za przynoszenie prawie trupów i w zależności od humoru medyków "goniono na choj" albo kazano "to szyj go sobie sam". Obie zaś opcje dawały większe opcje na przeżycie niż biegnięcie na rympał, kiedy z uwagi na ranę w pechowym miejscu nie można było biegać.
[5d100=44, 50, 8, 29, 89]

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 06-10-2021 o 23:38.
hen_cerbin jest offline  
Stary 06-10-2021, 23:12   #52
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤNie wiedziała jakim cudem wciąż pozostawała pośród żywych, choć zważywszy na okoliczności równie dobrze mogłaby znaleźć się w piekle. Bełt siedział mocno, futro i skórzana zbroja mimo wszystko zapewne uratowały jej życie, niemniej to wciąż był cholerny bełt, a taki kawał gówna ciężko złamać i wówczas gdy nie tkwi w twych bebechach przyprawiając o niewyobrażalny ból przy choćby drgnięciu powieki.
W końcu jednak udało jej się, nigdy dotąd nie oberwała bełtem czy czymkolwiek, choć w sumie nigdy wcześniej nie brała też udziału w bitwie, najwyraźniej był to dzień rzeczy pierwszych, i oby nie ostatnich na Sigmara.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— Raz matka rodziła. — wychrypiała na poły rzeżąc flegmą na poły krwią starając się naciągnąć przy tym osadzoną na cięciwie strzałę, na tyle by ta sięgnęła choćby tego kurwiego syna na przedzie pędzących ku nim adwersarzom. Szczęściem w morzu sraczki było to, że jej domeną była walka dystansowa, a ta naturalnie wykluczała stanięcie w pierwszym szeregu. Trochę żałując więc, że Helga nie ma siostry bliźniaczki którą można by za przykładem niziołka dosiąść i spieprzyć w cholerę posłała śmiercionośny pocisk, miała w dupie czy celnie czy nie, liczyło się tylko posłanie kolejnego, a potem jeszcze jednego jeśli zdoła, nie miała sił na bardziej dalekosiężne plany, ledwo żywa, z cholernym bełtem.
88, 62, 49, 7, 2

 
M0n jest offline  
Stary 08-10-2021, 09:33   #53
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Krwawy płatek śniegu wirował miotany we wszystkie strony, ciskany silnymi porywami wiatru nie chciał opaść w dół, pomiędzy dwie fale wściekłości, które starły się pod nim. Jakby obdarzony świadomością chciał odwlec moment w którym zmieni się w krwawe błoto. Jednak jego los był już spisany, zaksięgowany i odhaczony w wielkiej księdze życia. Jak los wszystkich.

Wszyscy mieli ostatecznie zmienić się w krwawe błoto…


***

-Za REWOLUCJE !!! – zakrzyknął na całe gardło Tupik – Za ODNOWICIELI !

Nie było chwili do stracenia. Wdrapał się za zgodą wielgachnej baby na jej plecy i z wysokości mógł w pełni ocenić skalę zagrożenia. Parła ku nim wyjąca, rycząca, wściekła fala, która zdawała się nie mieć końca. Najeżona orężem, przepełniona żądzą mordu, przekonana o swej sile. Drżącą ręką sięgnął do mieszka i wysupłał zeń kilka kamieni. W drugiej, równie drżącej, dzierżył już procę. Kamień, proca, kilka obrotów i … następny kamień, proca, kilka obrotów… i…

To nie miało sensu, to nie miało prawa dać przewagi, to nie mogło zatrzymać fali natarcia klanowych. Nawykli do brutalności mordercy nawet nie zauważyli tego, że któryś z ich kompanów upadł po uderzeniu w twarz. Inne pociski niegroźnie odbijały się od tarcz, pancerzy, albo niknęły w tłumie. Nie trafić było nie sposób. Tylko co to zmieniało?

Gudrun czuła ból w piersi. Ból, który każdy oddech plamił krwią. Ból… który oznaczał, że wciąż żyła. Tłum nie był idealnym miejscem do zabawy łukiem, ale jakoś udało jej się go napiąć. Przez chwilę nawet celowała w największego, pędzącego na czele ataku klanowych skurwiela, po czym wypuściła strzałę. Nie czekając na efekt ponownie przyciągnęła cięciwę do policzka. I jeszcze raz. I jeszcze…

Tylko jakie to miało znaczenie?

Theophrastus przeciskał się złorzecząc przez skotłowaną, przerażoną i wściekłą zarazem ciżbę. Brudne, śmierdzące strachem ciała świadome tego, że śmierć stanęła im przed oczyma. Wiedział, że nie ma szans na wydostanie się z bitewnego zgiełku. Ale i tak parł przed siebie.

Podobno nadzieja umiera ostatnia.

Semen odgrodziwszy się kilkoma szeregami bab, starców i dzieci od fali klanowych zwrócił się w ich stronę dobywając swej drugiej, ostatniej szabli. W drugą rękę wziął nóż świadom tego, że w bitewnym zgiełku może on oddzielać życie od śmierci. Nie był gotów na śmierć. Nie bardziej, niż zwykle. Ale wiedział, że ten dzień właśnie nadszedł.

Za późno było na modlitwy. „Raz Maty rodiła” pomyślał.

Uderzyli.

Tłum aż się ugiął pod siłą natarcia a pierwsze szeregi niczym zborze legły w tych krwawych żniwach. Topory, przeciwko tasakom, młoty i korbacze przeciwko nożom i nogom od stołów, Pancerze przeciwko łachmanom. To nie miało prawa się udać. Ryk, pisk, szczęk oręża i wycie rannych i umierających. Ktoś uderzony toporem w nogi runął na twarz a klanowy który szarżował w tym miejscu potknął się o jego ciało padając w ciżbę. Niczym szczurza watacha opadli go z każdej strony i niemal rozerwali na strzępy. Prawdziwy tryumf rewolucji!

Tylko jakie to miało znaczenie?

Najeżona orężem zgraja wbiła się głęboko w szeregi proletariackich bab, starców i dzieci. Która choć szła na rzeź, też nie pozostawała dłużna. Rozrąbywane głowy i kończyny, miażdżone ciała, krew od której człek zaczynał się ślizgać. Ostrza robiące w ludzkim ciele nowe otwory przez które wyciekało, niczym piasek w klepsydrze, życie. Krew, krzyk, szczęk i wycie. I śmierć, która tego dnia zbierała straszliwe żniwo.

Semen w ćwierć pacierza znalazł się w pierwszej lini walczących, choć robił co mógł, by odgrodzić się tłuszczą od starcia. Jednak starcy i dzieciaki nie byli w stanie dać odporu nawykłym do mordu klanowym. Doświadczony weteran wielu walk wiedział, że już po nim. Pozostało tylko drogo sprzedać swe życie. Wbił szablę pod tarczę szczerzącego się we wściekłym grymasie górala, gdy ten zasłaniał się nią przed ciosem jakiegoś starca. I wyrwał ją natychmiast by sparować uderzenie mieczem. Ręka zadrżała mu od siły ciosu, ale zdążył wbić nóż pod pachę napastnika. Znów chciał się cofnąć, ale napierali nań z każdej strony. Uchylił się przed toporem, który rozłupał łeb jakiejś baby i znów pchnął szablą. Weszła głęboko w jakiegoś górala, który wznosił właśnie oblepiony włosami i krwią młot do ciosu. Oczy wyszły mu z orbit a Semen szarpnął ręką by wydobyć szablę z trupa, który jeszcze nie wiedział o tym, że jest trupem. Śliska od krwi dłoń wypuściła gardę w chwili gdy trup nie trup szarpnął się w bok. Semen zamarł na ułamek chwili, łowiąc kątem oka nadlatujący z boku cios korbacza. Którego nie sposób było sparować…

Theophrastus niczym piskorz prześlizgiwał się w tył, choć ludzka ciżba nieubłaganie parła go w wir walki. Ułamany pocisk boleśnie go kłuł a on czuł falę mdłości z każdym oddechem. Nie wiedział tylko czy to za sprawą ścisku, smrodu, osłabienia wywołanego raną czy strachu. Ponad ramionami i głowami ludzi odgradzających go od serca boju widział wznoszące się do ciosu topory, miecze, młoty i cholera wie co jeszcze. I krew, które raz po raz wystrzeliwała fontanną w górę chlapiąc równo obie strony walczących. Kiedyś myślał, że umrze z nudów na akademickich wykładach, później myślał, że umrze omyłkowo pijąc jakiś swój specyfik. Jeszcze później myślał, że zachleje się na śmierć, to wtedy kiedy pękło mu z miłości serce. Później jeszcze kilka razy myślał o tym, że umrze ale za każdym razem były to przedwczesne obawy. Teraz jednak wiedział, wiedział to z całą pewnością, że umrze dziś. Za chwilę. W bolesnej, pełnej cierpienia śmierci jaka towarzyszyła ofiarom wszystkich bitew. I bardzo mu się ta myśl nie podobała. Nie miał żadnej broni, jeśli nie liczyć nożyka, który dobył bardziej chyba dla uspokojenia głowy, niźli do obrony. By miał tym maleństwem uczynić komuś jakąkolwiek krzywdę nie miał co marzyć. Mimo to miał go w dłoni. I kiedy ujrzał jak kolejny szereg rewolucjonistów pada, rozstępuje się i umyka przed klanową brutalnością góralskich morderców… odwrócił się i on. I z wrzaskiem, rozdając na lewo i prawo ciosy łokciami i nożykiem, rzucił się do ucieczki.

A potem poczuł uderzenie, które straszliwym bólem rozświetliło jego głowę. I szarpnięcie w tył, które sprawiło, że naraz, przez ułamek chwili, widział wirujące, krwawe płatki śniegu. A może tryskającą krew. A może…

Korin Grzechotark był Człowiekiem Imiennym. Wojenne imię wyrąbał sobie swoim toporem, który posłał do błota wielu ludzi. Nieludzi również. Nie dbał o to. Kiedy była robota do zrobienia, kiedy już się jej podjął, to robił co trzeba. Tak jak teraz, prąc w kierunku czterorękiego olbrzyma, wyrastającego ponad tłuszczę. Rozrąbał jakiegoś starca po mostek, odepchnął tarczą jakąś wrzeszczącą babę, wdeptał głowę jakiegoś malca w błoto czując jak chrupnęła mu pod buciorem. Nie dbał o to kogo zabija, gdy już zabierał się za zabijania. Krew zbryzgała go całego, ale on parł naprzód niezachwianie podniecony walką. Rzezią. Czując u swym boku wiernych towarzyszy. Walczyli w słusznej sprawie, ale to też było bez znaczenia. Zapłacono im dobrze. Ich kobiety będą miały za co kupić wiosną żywność. Oni musieli tylko zrobić swoje. Topór to opadał, to się wznosił. Raz za razem znacząc czerwienią swój ruch. Wyszczerzył z wściekłości zęby. Jak wszyscy dookoła. To był czas wściekłości. Czas umierania. Dla tych skurwysynów. Dopiero będąc tuż przed olbrzymem dostrzegł, że to jakaś ogromna baba z pałą i karzeł siedzący jej na karku. Zasłonił się tarczą przed ciosem pały po czym wzniósł topór do ciosu. Baba, karzeł?

Jakie to miało znaczenie?

Gudrun dostrzegła wielkoluda z toporem, który niczym kosiarz przedzierał się przez szeregi motłochu zostawiając za sobą krwawy szlak, klinem wbijając się głęboko z grupą carlów w ciżbę. Potrącana, szarpana, przesuwana i popychana nie była w stanie celować, ale nic innego nie przyszło jej do głowy. To był czas zabijania a gdy się już zaczęło…

A miała tylko sprzedać futra. Jaki kurwa chichot losu sprawił, że znalazła się w tym gównie. Czemu? Dziesiątki myśli przelatywały jej przez głowę a ona w tym czasie naciągnęła na ile była w stanie cięciwę i posłała pierzastą śmierć w wielkoluda.

Tupik już spoglądał śmierci w oczy. Dobył co prawda mieczyka, ale wielkolud z toporem poza zasięgiem. Nie miał jak się uchylić, nie miał jak zeskoczyć, nie miał jak zrobić cokolwiek. Nawet sparowanie topora nie wchodziło w grę. Ostrze zalśniło w powietrzu i opadło. Tupik odchylił się jak mógł, by jednocześnie nie spaść w ciżbę walczących, która by go pewnie zadeptała. Poczuł ból w piersi rozoranej narzędziem mordu a krew zachlapała mu twarz. Poczuł też szarpnięcie a Helga, matka czwórki zmarłych dzieci, zachwiała się i runęła. On zaś zdołał jedynie zeskoczyć na ziemię nie przygnieciony jej martwym ciałem, choć uwięziony pod pachą but unieruchomił go w miejscu. Topór znów wzniósł się w górę…

Korin poczuł ból i naraz świat przesłoniła ciemność. Uniesiony do ciosu topór bezwładnie wypadł z jego dłoni, kiedy nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zezując jednym okiem w pierzastą brzechwę strzały ze zdziwieniem dostrzegł, że świat cały się przewraca. A potem uderzył łbem w rozdeptane błoto uświadamiając sobie, że to nie świat się przewraca. Tylko on…

***


-Toooo…warzyszu! - głos gońca był rwany. Biegł całą drogę i teraz czerwony na twarzy z trudem łapał oddech.

-Mówcie! - Prokurator K z nerwowym niepokojem spoglądał w wyłom, gdzie walczący kotłowali się w morderczym uścisku z wielkim monstrum i z sobą nawzajem. Nie potrafił by się założyć o wynik tej mordęgi.

-Klanowi uderzyli, walczą z naszymi odwodami wzdłuż muru.

-Poślijcie strzelców na mur, to jedyne wsparcie jakie możemy im dać!

-Ale w bitwie i zamieci nie będą w stanie odróżnić kto wróg, kto przyjaciel!

-Niech strzelają do wszystkiego co się rusza! Tamci i tak już nie żyją!


***

Semen przywarł do klanowego a jego dłoń zacisnęła się na dłoni dzierżącej korbacz. Cios morderczego tłuczka niegroźnie opadł na jego plecy. Dłoń z nożem, słaba z powodu rany już miała zadać carlowi śmiertelny cios, ale ją z kolei uchwyciła druga dłoń przeciwnika. Zwarci w mocarnym uścisku stali twarzą w twarz ze sobą. Wrogowie, Bracia. Góral odchylił głowę by zdzielić go czołem a kozak wbił zęby w jego odsłoniętą szyję. Klanowy zawył, puszczając korbacz, puszczając dłoń Semena dzierżącą nóż. Chcąc odepchnąć od siebie drapieżnika. To tylko pogorszyło jego sytuację. Nóż wszedł w podbrzusze. I w udo. I jeszcze raz. Dziab, dziab, dziab. Jakiś ruch złowiony kątem oka i próba uniknięcia tego, co nieuchronne. I ból w boku. Palący, rozrywający trzewia. Nóż wbity w oczodół napastnika, którego towarzysze wepchnęli w miłosny uścisk kozaka. I ból… Wyszarpnięty ze słabnących dłoni przeciwnika topór. Osłabła dłoń z wysiłkiem unosząca oręż do ciosu na następnego przeciwnika…

Śmierć. Wszędzie śmierć. Nieuchronna. Tak pewna, jak śnieg zimą w Wissenlandzie…

Tupik poczuł, jak coś zwala się na niego. Jakieś ciało. Z nieludzkim, w pełnym tego słowa znaczeniu, wysiłkiem odepchnął wielkiego klanowego i uchylił się przed młotem, który najpewniej wbił by mu głowę między żebra na zawsze czyniąc go brzuchomówcą. Odgryzł się pchnięciem miecza i w końcu wyszarpnął but spod pachy martwej Helgi. Ktoś pchnął go z tyłu w kierunku napierających górali. Obok niego jakiś dziad sierpem przeciął udo carla do kości i choć wnet oberwał od jego towarzysza, to jednak wziął jednego do grobu razem z sobą. Do grobu. Czy ktoś w ogóle dla takiej ogromnej ilości zabitych kopał będzie groby? "Pogrzebią nas we wspólnej mogile, pogodzonych po śmierci, zbratanych jednym losem. Albo spalą. Albo…”. Ktoś uderzył go tarczą w usta. Chrupnęły zęby a Tupikowi świat zawirował w oczach. Ale odciął się wbijając mieczyk w miękkie. Przeciwnik stęknął, wybałuszył oczy, ale niziołek nie patrzył już na niego. Chciał tylko wyrwać się z tego morderczego tłoku, ocalić skórę. Chciał… Kolejny unik. Topór górala przeleciał tuż nad jego głową wbijając się w tarczę jego towarzysza. Tupik nie myślał już o tym, czego chciał, tylko o tym co musiał. Ostrze wchodzące w miękkie. Krew na dłoni, ciepła. I znów…

Gudrun nie miała czasu świętować chwili, kiedy powaliła strzałą wielkiego górala, bo wnet znalazła się w pierwszym szeregu walczących. Zwyczajnie rzeź zmiotła tych, którzy dzielili ją od wroga i naraz stanęła ze śmiercią twarzą w twarz. Odbiła cios siekiery drzewcem łuku po czym wepchnęła jego koniec w usta wrzeszczącego górala. Wytrzeszczył oczy i zachłysnął się swym krzykiem i krwią a ona wyrwała mu siekierę z dłoni i od razu musiała odbić cios włóczni. Odbiła. Włócznia zbita przez nią w bok weszła w ciało jakiegoś staruszka, który nawet nie krzyknął. Upadł. Rąbnęła siekierą w rękę górala, który go nadział i z zaskoczeniem dostrzegła, że odrąbała ją niczym młode drzewko. Krew łukiem znaczyła jej kolejny cios, ale wnet też oberwała. kiścieniem. W bok głowy. Pewnie by padła, gdyby było gdzie paść. Wciśnięta między ludzi odruchowo znów uniosła siekierę i znów rozrąbała czyjeś życie i marzenia. I jeszcze raz. I jeszcze…

Theophrastus ujrzał nad sobą czyjś but i w ostatniej chwili zdążył przetoczyć się w bok. W samą porę. Inaczej wielki góral zgniótł by mu twarz, albo rozłupał czaszkę. W poczuciu nierzeczywistości tego co robi ciął nożykiem po bucie a nie mogąc przeciąć grubej skóry ostatecznie wbił go w stopę przeciwnika. Tym razem czubek gładko pokonał opór buciora i wszedł w miękkie ciało trafiając ostatecznie na kość. „Kość klinowata czy łupkowata? A może skokowa?” przeleciało przez myśl medykusa, ale przeciwnik szarpnął się, wyrywając mu nożyk z zakrwawionej dłoni i upadł ciężko na niego samego. Przez chwilę nawet cieszył się, że ma taką ochronę, bo na wyjącego górala posypał się grad ciosów rewolucjonistów a o pomyłkę było w takim tłoku nie trudno, ale wnet przypomniał sobie o tym, że nie raz słyszał jak na polu bitwy ludzie przywaleni zwałem trupów dusili się. To nie była śmierć o jakiej by można marzyć. On w ogóle nie marzył o śmierci! Chciał żyć! Chciał…

Szarpiąc się, czując jak z rany na głowie spływa mu krew i cieknie wzdłuż szyi i policzków, Theophrastus wydostał się spod powalonego górala. W dłoni trzymał nawet kawał żelaza, jakiś pręt na którym zdążył zacisnąć palce. I z przerażeniem dostrzegł, że znajduje się pośród klanowych, którzy prą razem z nim do natarcia. A twarze tych najbliższych wykrzywia grymas wściekłości…


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 09-10-2021, 01:21   #54
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Śmierć Helgi zabolała Tupika. Dziwne. Nie znał jej przecież wcale niemniej przez krótką chwilę gdy nosiła go na swych barkach zdążył związać z nią swoistą więź braterstwa. Teraz gdy jej ciało leżało rozszarpane pod nogami halflinga nie mógł pozwolić sobie na dalsza chwilę słabości. Sam przeorany ostrzem topora walczył już o swoje życie. Tarcza która do tej pory zwisała na jego plecach dość szybko znalazła się w jego dłoni przy czym gdy zaczęły padać pierwsze strzały od strony muru koszące zarówno wojowników przed nim jaki i starców kobiety i dzieci za nim, służyła już bardziej do osłony przed gradem strzał niż przed atakami klanowców.

Sytuacja niziołka była dramatyczna – jak całe zresztą jego życie które w ułamku sekundy stanęło mu przed oczyma. Był niezgorszym wojownikiem jednak jego umiejętności nie miały już tu wielkiego znaczenia. Nie przy tej ilości przeciwników. Jedyne co mógł robić to ciachać, wycofywać się korzystając z niewielkiej postury, osłaniać się i znów ciachać. Oswoił się już z myślą że umrze w zasadzie byłaby to śmierć i tak z goła lepsza niż powolne konanie na torturach u Prokuratora. Ciach, unik, cofnięcie, osłona, ciach, unik …


k100 83, 20, 89, 20, 64

 
Eliasz jest offline  
Stary 11-10-2021, 21:17   #55
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Chuj strzelił drugą szablę, ale i tak na nic była w takim ścisku. Tu nie było potrzeby precyzyjnej roboty, ba nie było nawet możliwości. Jedyne co mógł zrobić stary kozak, to nie przeć do przodu, bo jak wyrwie z szeregu mięsa armatniego to go zatłuką, a talk przynajmniej z boków był chroniony.
Robił co mógł, by pozostać na nogach z jak najmniejszą liczba dodatkowych dziur.
Rąbał siekierom, cze co tam w rękę wlazło, porwał tarczę zakłutego widłami górala. Wiele przeszła już ta tarcza i zanosiło się na więcej.

k100: 55, 23, 76, 13, 05

 
Mike jest offline  
Stary 12-10-2021, 16:51   #56
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤCałe życie unikała bezpośrednich starć, bez względu na ich charakter. Gdy przychodziło do zwady, wychodziła, nie przez tchórzostwo ale fakt iż oddalenie się nadawało szerszej perspektywy, człek miał czas spojrzeć na sytuację mając cały jej zarys. Podobnie podczas polowań, jeśli istniał choć cień zagrożenia, dbała o to by pomiędzy nią a tymże znajdował się znaczny spłacheć ziemi do przebycia nim dojdzie do konfrontacji. Można by rzec, łuczniczka idealna, łowczyni nie jakiś pierdolony rębajło nie dbający o to czy w kotłowaninie przypadkowy zamach wrażym lub bratnim orężem pozbawi go pustego łba.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤNiestety nawet nie zauważyła w którym momencie znalazła się naprzeciw przerastających ją o co najmniej trzy głowy skurczybyków, półdzikich półgłówków stworzonych do tego by stać właśnie w tym miejscu, szkoda tylko że z Gudrun po niewłaściwej stronie topora. Niemniej robiła co mogła, jak człowiek którym powoduje już tylko pierwotna wola walki o życie, najniższy instynkt pchający ku jeszcze jednej sekundzie, jeszcze jednym pacierzu na tym łez i juchy padole. Toteż rąbała, już dawno tracąc z oczu towarzyszy, gdzieś na skraju świadomości pytając jak to się stało że wylądowała tutaj, to na pewno ten halfling, ten medyk i wąsacz kozak, to ich wina, niech ich gówno pochłonie, to samo które zalewało jej oczy, jej uszy i usta, krwawe błoto w którym tonęła bez możliwości ucieczki, napierana zewsząd.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤNagle, jakby na moment ulatując gdzieś ponad ludzi mordujących się chuj wie po co, zatoczyła odbijając od agonalnych podrygów, tańca śmierci w wykonaniu bezimiennego tłumu, gdyby tylko mogła gdzieś zalec... móc nakryć czyimś stygnącym ścierwem udając trupa, niestety nie było jak bo ścisk nie pozwalał. Spluwając więc tym co oddzieliło się od ciała w wyniku oberwania obuchem w ryj, rąbała dalej, jak tatko drwa gdy sierdził się z matulą przed laty, jak tamten bogaty kowal którego na jej oczach dopadł tłum w mieście, walił młotem zalewany falą czerni wiedząc że znikąd ratunku, skąd te myśli? Czyżby owo życie właśnie przelatywało przed oczyma? Chuj z takim życiem, wokół ginęły dzieci których czaszki pękały pod skaczącymi po nich buciorami, już była w piekle, piekle które jeśli nawet przeżyje wciąż będzie wracać gdy tylko zamknie na moment powieki, czegoś takiego nie można zapomnieć, widziała wielu ludzi lejących w gardła siwuchę bezskutecznie starając się otoczyć niepamięcią, a ona jeśli tylko bogowie pozwolą przetrwać miała stać się jedną z tych zjaw o pustym spojrzeniu które widziało zbyt wiele.
56,56,50,50,50

 
M0n jest offline  
Stary 17-10-2021, 20:22   #57
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację

Trzeci już dzban rozwiązał język starca do tego stopnia, że nawet Studd Drwal zaczął powątpiewać w jego opowieść. Ale wszyscy z wypiekami jej słuchali. Nie co dzień mogli słuchać takich bajęd. Dzieciaki już nie przeszkadzały a cieńkusz albo opowieść zarumieniła lica wszystkich słuchaczy.

-Jam to na oczy widział, mówię wam. To nie bitwa była a rzeź. Ludziska walczyli na miecze długie i krótkie, włócznie o grotach kutych na dziki i niedźwiedzie ale i takie wojenne, ba nawet na dzidy! Topór każdy tam był w robocie a krew tryskała jak ze źródeł. Walczyli we krwi wrogiej i bratniej, ale przecie wszyscy tam byli braćmi, tylko dali się panom napuścić na siebie. Górale przeciw kmieciom, kmiecie przeciwko chłopom, z miasta lud przeciwko nim wszystkim. A pany jeno spoglądały na to wszystko z daleka. Rzeź była tak okrutna, że w kilku miejscach zwały trupów sięgały do pasa. Nie oszczędzano nikogo. Nikt nie cofał ręki i wiadomo było, że zwycięstwo waha się to na jedną, to na drugą stronę. Rycerstwo już stawało w ordynku by pancernym butem zmiażdżyć niedobitki obu stron i w ten czas huknął straszliwy, niemożebnie okrutny grom z jasnego nieba, świat zasnuła krwawa mgła a potem uderzyła we wszystkich straszliwa fala…


***

Dzikie twarze, wyszczerzone we wściekłym grymasie. Tatuaże i malowidła skąpane we krwi i kawałkach ciał zarżniętych wcześniej wrogów. Dłonie ślizgające się na rękojeści broni i stopy depczące wszystkich, którzy zdążyli upaść wcześniej. Bez zmiłowania, bez litości, bez pardonu. Kto tylko okazał cień słabości, umierał. Od tej brutalnej prawdy nie było odwołania, więc nikt miłosierdzia nie okazywał. I na nie nie liczył. Nadszedł czas umierania.

Semen był jak w transie. Rozdając ciosy na lewo i prawo wgryzał się w tłoczących się klanowych wojowników i parując zadawane przez nich razy. Już dawno stracił kierunek i poczucie miejsca. Krew płynąca z ran, które już otrzymał, uzmysławiała mu, że to jego ostatnia walka. Ale nie był by dumnym synem stepów, gdyby poddał się bez walki. Mógł to w sobie tłumić, mógł ukrywać przed wszystkimi, ale w takich chwilach czuł się nareszcie na odpowiednim miejscu. Unik, kroczek w bok by przepuścić wrażą włócznię, która rozszarpała trzewia kogoś z tyłu. „Dobrze skurwielowi, po co się pcha gdzie nie jego miejsce”. Nóż błyskawicznie sunący po dzierżonym przez klanowego drzewcu i jego wycie gdy trafia. Kikut pozbawiony palców podniesiony w zdumieniu do góry. „Do góry, Rób miejsce skurwielu! Następny!”. Siekiera łukiem opadająca na zaskoczoną twarz i bryzg krwi. Jakiś krzyk z boku. „Jurgen!! Bracie!!” „Ha! Ja ci kurwa dam brata! Wszyscy tu jesteśmy braćmi!!" Siekiera za późno zbiła jakiś obuch i cios rozbił się na twarzy Semena, ale to go nie zatrzymało. Ból tylko rozjuszył go bardziej. Nóż w trzewia i jeszcze raz, pod wzniesione ramię, w pachę. W miękkie. I następny! Jakieś ostrze rozpalające ciało uda, ale to nie oznacza, że trzeba kończyć ten taniec śmierci. „Następny!”

Theophrastus przez ułamek chwili myślał, że wszyscy otaczający go klanowi rzucą się nań, ale wykrzywione wściekłym grymasem oblicza kierowały się gdzieś za plecy medyka. Chciał się cofnąć do „swoich” ale nie był w stanie. Ktoś uderzył go tarczą, raczej przez przypadek niż w zamiarze zadania ciosu, ale medyk odwinął się odruchowo. Pręt wbił się w oczodół jednego z ubranych w futra górali. „Co jest?” Spytał ten obok, bardziej zaskoczony niż ten oślepiony, który już runął pod nogi kompanów wybijając najbliższych z rytmu. Hohenheim wiedział, kiedy jest czas na rozmowy i dysputy i to z całą pewnością nie była ta chwila. Okrwawiony pręt zatoczył krótki łuk i wyrżnął pytającego w ucho miażdżąc je na papkę. Ktoś zdzielił medyka w plecy a pręt wyleciał mu z dłoni. Poleciał na twarz, ale uchwycił się dłońmi skraju czyjejś tarczy. Bratnia ręka podtrzymała go ale zaraz po tym ktoś bardziej zorientowany uniósł do ciosu młot. Medyk miał ułamek chwili by zrozumieć i zadziałać. Nie był sprawny w zabijaniu, ba nigdy niemal nie walczył. Ale znał zasady anatomii jak nikt pewnie na tym polu chwały. Doskoczył do tego z młotem i korzystając z tego, że dwoma rękoma dzierżył stylisko wbił mu dwa palce w oczodoły. Głęboko, aż w kakofonię krzyków, wrzasków, skowytu i wycia wdarł się kolejny piękny głos. Wstrząśnięty tym co zrobił wyrwał dłoń i chciał wytrzeć ją o ubranie padającego, ale palce mechanicznie złapały rękojeść wiszącego mu u pasa noża. Odruch mógł uratować mu życie, bo tym razem już mało który z najbliższych klanowych prących do przodu, przez których chcąc nie chcąc się przebijał, nie zorientował się w tym kim jest. Z nożem w garści zwrócił się do pierwszego, który ruszył mu na przeciwko. Na śmierć…

Siekiera w ręku Gudrun śpiewała swą straszliwą pieśń, jakby chciała nadać akordu jej myślom. A wokoło umierali ludzie. Wielu ludzi. Młodych, starych, kobiet, dzieci, wojów i bohaterów. Każdy na tym polu był na swój sposób bohaterem. Ale bohaterowie umierają tak samo, jak inni ludzie a ona chciała żyć. Chciała żyć!! I wrócić do swoich. Uciec stąd. Tyle, że by to zrobić musiała zabić więcej ludzi. Skąpana we krwi, jak jakaś legendarna Walkiria, parła przez górali zadając i przyjmując ciosy. Niepomna już ile ich otrzymała, ale za każdy odpłaciła z nawiązką. Siekiera już ślizgała jej się w dłoni od roboty. Nóż już dawno zgubiła. I zdobyła nowy, wyrywając go z własnego uda. Cios w bok, zbicie sztychu przeciwnika i uczciwy zwrot siekierą. Z nawiązką. Kolejna rozpłatana, zdziwiona twarz. Krew tryskająca na jej oblicze i osuwające się ciało. I jeszcze jeden. Noga ślizgająca się czyimś ciele. „To ten sprzed chwili”. But wgniatający twarz niedoszłego zabójcy w błoto. I znów cios. Znów trafili. Ból wykrzywił jej twarz a sparaliżowana dłoń w jednej chwili puściła nóż. Została tylko siekiera. Ale to było dobre narzędzie. Nadające się do roboty. Walcząc z falami słabości wzniosła go do ciosu myśląc o tym, że może to już ostatni…

Ciach, unik, cofnięcie, osłona, ciach, unik. Tupik walczył jak w amoku świadom tego, że z tego nie wyjdzie w jednym kawałku. Całym jego życiem kierowało cwaniactwo i zręczność. A tu, na „polu chwały” potrzebne ono było jak świni siodło. W panującym ścisku nie było możliwości robienia uskoków, nie było czasu na wymyślanie forteli. Tylko ciach, unik, cofnięcie, osłona, ciach, unik. Znalazłszy się na wprost klanowych na plecach Helgi widział przez chwilę Gudrun i Semena i nawet starał się zapamiętać ich położenie, ale wnet runął w dół i już widział zdecydowanie mniej. Tylko rząd nierównych, pomalowanych tarcz jeżący się włóczniami i innymi narzędziami mordu. Uniósł swą tarczę, ale wiedział, że sam nie przepchnie ważących więcej zbrojnych. W tym starciu wszystkie jego walory zeszły na plan dalszy. Liczyła się brutalna siła i okrucieństwo. Włócznia, która ześliznęła się z tarczy weszła mu w podbrzusze a on zawył. Uderzył mieczykiem w drzewce ucinając je przy grocie i przerywając męczarnie, ale rwanie pozostało. Powoli wyciekało zeń życie, wiedział to na pewno. „Chcecie okrucieństwa?! Ja wam kurwa pokażę okrucieństwo!!” pomyślał, po czym ciął mieczem po nogach tych z przodu krzywiąc się, gdy nagły wypad spowodował ból, który niemal nie pozbawił go przytomności. Ktoś krzyknął i upadł, ktoś inny runął nań potknąwszy się na jego ciele. Tupik znów uderzył wiedząc, że to już jego ostatni cios. Krew cudza i własna zbryzgała mu twarz, ręce, wszystko. Ostatni cios. I jeszcze jeden. I jeszcze…


***

-Panie! Rycerze stanęli w ordynku! Są gotowi do szarży. - chorąży Anzelm von Dreih wzniósł w pozdrowieniu prawicę zatrzymując konia, który ciężko robił bokami i chrapał z pyska. Widać było, że młody rycerz gonił pomiędzy formującymi się pocztami. Jego przystojną twarz wykrzywił radosny uśmiech. Jak co niektórzy młodsi, pałał rządzą walki, wzięcia udziału w bitwie, wykazania się.

Lord Eryck z Treoffen wiedział, że długo swoich ludzi w siodle trzymać nie może, bo rozpełzną się znów do namiotów na ucztę, którą ciężko mu będzie przerwać. Spojrzał po zarumienionych od mrozu twarzach najbliższych ze starszyzny a widząc ich oczekujące spojrzenie skinął głową.

-Niech zaciężni ruszą zaraz za nami a poczty miejskie i Wierni z Wusterburga staną przed obozem w odwodzie. Grać sygnał ataku! Zmieciemy tę hołotę! Za Imperium Panowie! Za Sigmara!!

Odpowiedział mu chóralny okrzyk najbliższych rycerzy, którzy już zawracali rumaki jadąc do swoich oddziałów. Zagrała trąbka sygnałowa a po chwili jej dźwięk powtórzyły inne w pocztach poszczególnych lordów. Zabrzęczały końskie uprzęże, szczęknął oręż.

A potem skąpana w bladym, krwawym świcie, równina pod Wusterburgiem zadudniła od dziesiątków kopy szarżującego, pancernego rycerstwa…


***

Grom uderzył w sam kipisz, gdzie przy Północnej Bramie w wyłomie walczono na pazury. Skłuta włóczniami, rąbana toporami bestia jeszcze się przed ułamkiem chwili odgryzała obu stronom walczących i nagle uderzenie pioruna z zasłoniętego krwawymi chmurami nieba spopieliła monstrum i najbliższe szeregi walczących. Uderzenie było tak straszliwe, że falą rozeszło się po szeregach ludzi, krwawym podmuchem powalając ich i przerywając ich nic nie znaczącą potyczkę. Siła wichru była nieporównywalna z żadną inną, którą zwykła natura mogła przywołać w górskie wierchy czy na step. Krwawa mgła szczątek ludzkich i Sigmar jeden wie jeszcze jakich zbryzgała wszystkich leżących w promieniu kilkuset metrów. Stopiony mur przy bramie spłynął niczym lód na wiosnę. A fala uderzeniowa rozchodziła się dalej, koncentrycznie, kręgiem przewracając klanowych, rewolucjonistów, wojów i żebraków. Równo zbierając swe żniwo…


***

Siła uderzenia powaliła ich na ziemię w plątaninie nóg i rąk, w krwawej kąpieli której nigdy nie mieli z siebie zmyć. Semen zerwał się pierwszy i w kilku susach przedarł się przez leżące pokotem szeregi klanowych wychodząc na ich tyły. Pod drodze jakimś cudem wypatrzył leżącego na ziemi Theophrastusa. Medyk wodził oszalałym wzrokiem dookoła, ale dzierżonym w garści nożem piłował gardło jakiegoś górala. Spod ostrza ciekła krew. Kozak zawołał do niego, by nie dostać bratnim nożem po nogach. Od bratnich umiera się tak samo jak od wrogich. Złapał półprzytomnego medyka, który chyba go rozpoznał pod ramię i podniósł. Wynosząc poza strefę walki. Tupik żył, choć nie był do końca tego pewny. Skąpany we krwi, z której sporo wyciekało z jego poharatanego ciała słaniając się powstał i w kłębowisku ciał dostrzegł wpierw dźwigającą się na nogi Gudrun. Choć może raczej próbującą to uczynić, bo ciało wyraźnie odmawiało jej posłuszeństwa. Depcząc plecy, głowy, ręce i twarze poczłapał do niej z opuszczoną ręką, dziwiąc się słabości, która nie pozwalała jej unieść. Łuczniczka miała rany na rękach i udzie, których nie powstydził by się gladiator po pojedynku, ale najgorzej wyglądał grot włóczni sterczący z jej podbrzusza. Ale żyła i tylko wodziła wokoło nic nie rozumiejącym wzrokiem. Jak i on. I jak jego dwaj inni kompani, których dostrzegł na skraju pobojowiska.

Pobojowiska, które powoli ożywało. Szarpnął Gudruni zataczając się ruszyli przez pole bitwy ku Semenowi i Theophrastusowi, którzy stali kilkanaście kroków dalej. Zewsząd dochodziły jęki, błagania o pomoc, o wodę, przekleństwa i wezwania wszelkiej maści bogów. Ale bogowie byli chyba zajęci gdzie indziej, bo nikt krzyczącym nie pospieszył z pomocą. No, chyba że za pomoc należało brać narastający tętent dochodzący od tej strony, gdzie mieścił się obóz rycerski. Choć i to pewne nie było, bo równy jeszcze chwilę temu koński chód się załamywał, słychać było jakieś okrzyki. Gdzieś na granicy widoczności pojawili się pierwsi pancerni. Ale nie szli oni galopem, jak zwykło zabawiać się rycerstwo na polu bitwy. Jakby wstrząs, który przeszedł przez pole bitwy i do nich dotarł z morderczym skutkiem. Jakiś jeździec się przewrócił wraz z koniem, innego z siodła wysadził spłoszony koń. Szarża wyhamowywała a część rycerstwa już zawracała. Tylko pole bitwy pod murami Wusterburgu ożywało z każdą chwilą coraz bardziej.

Oni jednak mieli je już za plecami. Całą czwórką ze zdumieniem, oszołomieniem rozglądając się dookoła. Nie wierząc w to co się wydarzyło, nie wierząc w bezmiar okropieństwa w którym brali udział. Nie wierząc w to, że wciąż żyją. I nie wierząc w to, czy uda im się przetrwać następnych kilka pacierzy…


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon

Ostatnio edytowane przez Bielon : 17-10-2021 o 20:27.
Bielon jest offline  
Stary 18-10-2021, 08:36   #58
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik wciąż oszołomiony po batalii gramolił się z wysiłkiem przez stertę ciał w kierunku kamratów zwłaszcza Gudrun, którą dostrzegł najszybciej. Odrętwiała ręką musiał zająć się później… "Co się właściwie stało ? Później … Czy mocno krwawię ? Później…" Wszelkie pytania krążące po głowie niczym gołąb który wleciał przez otwarte drzwi do kościoła i nie potrafił już wylecieć ,musiały zwyczajnie poczekać, w tej chwili liczyło się to co tu i teraz było do zrobienia , rzucił okiem przez ramię w kierunku murów. Miał ochotę zaszyć się gdzieś w opuszczonym budynku, piwnicy, nawet w kanałach. Gdziekolwiek i przeczekać całą tą bitewną zamieć. Wspinaczka jednak z odrętwiałą „Złamaną?...Później” ręką nie wchodziła w rachubę a szukanie kolejnej wyrwy z pewnością obsadzonej rewolucjonistami było zbyt niebezpieczne. O powrocie w kierunku wyrwy którą sami mieli zabezpieczać nie było nawet mowy. Nie wiedział co się tam stało , ale wszelkie dywagacje na ten temat zostawił na … Później.

„O chyba bandaż.. bukłak… ja pier… suszone racje.” - Tupik rzadko przeklinał, w zasadzie nie przeklinał nigdy pomimo swojej profesji , kamratów których miał przez całe życie w towarzystwie, nizin społecznych wśród których się wychowywał. Być może była to zwyczajnie ta część halflińskiej natury która opierała się zmianom – tak jak chaosowi.

Tupik szedł i uwalniał nieprzytomnych bądź martwych klanowców z ciężkiego brzemienia noszenia nieprzydatnych już im rzeczy. Gdyby miał więcej czasu i gdyby się niektórzy nie podnosili z pewnością zabawił by tu dłużej, a tak tylko podnosił w drodze to co zdążył chwile wcześniej wypatrzeć przebijając się do Gudrun a potem do reszty kompanii. Nie zajmował się dobijaniem, nie poświęcał nawet sekundy na to by wrócić za czymkolwiek nawet jeśli już jego wzrok po niewczasie coś wypatrzył. Wyłapywał tylko to co miał po drodze i w zasadzie tylko od klanowych , miejscowi już od dawna niczego nie mieli. Nie szarpał się z trupami ani tym bardziej jeśli trup okazywał się nie trupem. Nie mógł sobie pozwolić na chwile zwłoki bo ta mogła go kosztować życie.

Gdy dotarł w końcu do reszty odetchnął nieco z ulgą wciąż żył i oni też to już było coś. Niemniej jeśli miało tak pozostać musieli się zbierać dalej. Sam już nie wiedział czy w kierunku obozu czy lasu. Wcześniejsza kalkulacja wieszcząca upadek atakującej armii szybko się zmieniła gdy pojawiły się odwody. Konnica psia jego mać. Z całą pewnością siły atakujących były większe niż Tupik wcześniej zakładał, czy myśl o opuszczonym obozie nie była zbyt optymistyczna? Teraz wiedział że tak, zresztą koleje tej bitwy zmieniały się niczym kobiecy nastrój i nie sposób było przewidzieć co dalej.

W las ? – W tym pytaniu było tyle pytania co stwierdzenia , niemniej zamierzał iść tam gdzie inni, już było mu to nieco obojętne gdzie. Musiał zając się ranami , musiał coś zjeść , wypocząć. Nawet nie zauważył tego że bezwiednie żuł już jakiś suszony kawałek wołowiny zgarnięty po drodze klanowemu.


k100 45, 91, 90, 54, 66

 
Eliasz jest offline  
Stary 18-10-2021, 11:59   #59
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤZalegając tak pośród reszty bezimiennych ciał, jeszcze przed chwilą pogrążonych w wzajemnej chęci opętańczego mordu czuła spokój, ledwo pamiętała twarze które za jej sprawą osunęły się w nicość. Ledwie w ogóle rozumiała dlaczego się tu znalazła, ale w końcu czuła spokój, a po tak długich niepokojach tenże jawił się nadzwyczaj wyraźnym, znajome uczucie tak dawno nie odczuwane, tak euforyczne wręcz, że aż podejrzane.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— Wstawaj, wstań mała, życie z ciebie ucieka... — Powtarzała jak mantrę choć z trudem przychodziło to bełkotliwe zaklęcie przekuć w czyn, powtarzała choć żaden postronny człek nie odnalazłby sensu w brzmieniu wycharczanych wraz z krwią słów. Naprawdę chciała wstać, wstać dla matki i ojca, dla siebie i skór które jeszcze miała zdobyć, wina które miała wypić chwaląc darowany kolejny dzień, jeśli tylko teraz wstanie.
Szczęśliwie spośród krwawej mgły osnuwającej jej oczy dostrzegła najpierw małą, niemal dziecięcą dłoń a dopiero później całą postać Tupika, ewidentnie po równie krwawej łaźni. Była szczęśliwa, że przynajmniej on przeżył, zwłaszcza jeśli miał pomóc osiągnąć to i jej.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤW końcu stanęła na nogach, jeśli staniem można by to w ogóle nazwać, ale wstrzymując na halflingu ruszyła przez pobojowisko, wiedząc że jeszcze nie są bezpieczni. Toteż starając się nie wykonywać przy tym zbytecznych ruchów, i przyciskając dłonie w miejscach, z których życie wyciekało najhojniej, kuśtykała jak ktoś za kim toczy się powolny walec śmierci, gotów wciągnąć jeśli tylko zwolni kroku. Sama nie schylała się po coś, co w dalszej wędrówce mogło uratować im życie, była zbyt skupiona na przebieraniu krzywo stopami, poza tym nie była pewna czy po takim ruchu zdołałaby się na powrót wyprostować, brak żywności czy wody to problem jutrzejszej Gudrun, ani trochę nie zazdrościła tej dziewce.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ— W las. — Wychrypiała tylko gdy znaleźli się przy reszcie szczęśliwie wciąż pośród żywych towarzyszach, wyglądali na iście godną pożałowania kompanię, ale cudem było to że w ogóle wciąż żyli, to napawało otuchą że być może bogowie jeszcze nie spisali ich na straty.
86,69,43,43,14

 
M0n jest offline  
Stary 19-10-2021, 22:25   #60
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen poprawił czapę, którą dziwnym trafem wciąż miał na głowie. Chciał podkręcić wąsa, ale was akurat zniknął.
- Nu, dawaj gaspadin - powiedział łapiąc medyka. - Na wczasy będzie czas po śmierci.

- Gdzie w las... - warknął Semen - z głodu zdechniemy i ran. Udawajmy oblegających, opatrzymy się, zwiniemy żarcie i chodu...


k100: 03, 12, 36, 44, 80
no ta, teraz takie rzuty, rychło w czas

 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172