Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2021, 07:39   #71
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
-Ja, na ten przykład, medykiem. Nie żeby to miało jakieś wielkie znaczenie teraz. Po prostu chcemy wydostać się z tego koszmaru - zmęczonym głosem Theo odparł na zadane przez pakującego dobytek „Łupacza” pytanie.

Semen widział dziesiątki splądrowanych obozów. Widział też, co w takich sytuacjach czeladź potrafiła zrobić z niedorżniętymi panami i ich dobytkiem. Miał świadomość tego, że im szybciej się stąd wyniosą, tym większe będą ich szanse na przeżycie. Ale pomysł by wziąć jakiegoś rannego rycerza i jako jego świta uciekać z pola bitwy był zacny. I nie koniecznie musiał mijać się z prawdą. Znacznie. Z tego też względu grzecznie odparł starszemu słudze, który na chwilę przerwał pakowanie i wyszedł przed namiot słysząc słowa Theo.

-Jak macie rany gaspadin, to nasz towarzysz opatrzyć was może. A jak nie to nie wchodźmy sobie w drogę, to może uda nam się wynieść głowy na karkach z tego zamętu. Tylko patrzeć jak się tu zlezą buntownicy. Ani chybi to musiała być magia jakowaś, by pokotem na całym polu bitwy tyle luda położyć.

Obojętne oblicze starego przez chwilę rozpogodziło się, jakby dostrzegł szczyptę nadziei. Jakby w jego głowie rodził się plan jakiś. Rozejrzał się szybko po obozie, gdzie właśnie kilku szubrawców wywlekało jakiś dobytek z jednego z namiotów i rozrzucało go w poszukiwaniu drogocennego łupu, po czym odezwał się głosem, w którym więcej było prośby niźli czegokolwiek innego.

-Mój pan, Lord Eryck z Treoffen, został gdzieś na polu bitwy. Pomóżcie mi go znaleźć. Służę mu od wielu lat i nie porzucę go by ratować skórę. - widział, że ich nie przekonał. Nie mieli zamiaru wracać na pole bitwy. Bitwy mieli po dziurki w nosie. - Jeśli legł, muszę odwieźć jego ciało do domu, by godnie mógł spocząć wśród swoich przodków. Jeśli żyje… nagroda was nie minie. Pomożecie?

Spojrzeli po sobie. Nie w smak było im wracanie do tamtej rzezi. Z drugiej strony miejsce, gdzie załamała się szarża nie było tak odległe a pomysł by wziąć jakiegoś rannego rycerza mieli już wcześniej. Wahali się. Spostrzegł to.

-Na dwóch koniach i tak nie ujdziecie daleko. Znajdźcie go. Na pewno Wam się to opłaci. Na pewno go znajdziecie. Jeśli ostał na polu bitwy. Ja w tym czasie, jak mi dacie kogo do pomocy, przygotuję konie i zaprzężemy je do sań. Są opodal, na polanie w lesie. Jak i większość wozów taboru.

To była sensowna propozycja, jeśli nie chcieli uchodzić za zwykłych dezerterów. A nie chcieli. Chyba. Nie było jednak czasu na długie zastanawianie. Uciekinierów, przerażonych, poranionych, albo zwyczajnie żądnych łupów przybywało. To, że nikt nie brał się jeszcze za siodłanie koni miotających się w zagrodzie, zakrawało na cud.


***



Semen, Tupik i „Łasiczka” najlepiej trzymali się z całego ich oddziału, więc czym prędzej ruszyli drogą powrotną. Tam gdzie szarża załamała się z przyczyn, których nikt nie znał. Tam, gdzie w skopanym śniegu stały przywiązane do swoich panów rumaki. Gdzie jęk rannych mieszał się z kwikiem rannych koni. Gdzie honor i chwała mieszały się błotem i śnieżną breją. O dziwo, nawet nie musieli długo szukać. Jacyś ludzie przesuwali się po polu bitwy pochylając się nad każdym leżącym ciałem, może też szukali swoich panów, ale oni skupili się na gryfie walczącym z niedźwiedziem w zielonym polu. Znaleźli go na samej szpicy. Leżał pod swoim martwym wierzchowcem. Pozbawiony przytomności, ale pewnie i krwi z ran, które Sigmar jeden tylko wiedział kto lub co mu zadało. Szmelcowany pancerz miał cały, ale krew sączyła się spod płyt. Musieli się solidnie wysilić, by wydostać go spod martwego rumaka. I jeszcze bardziej, by przerzucić go przez tego, którego przywiedli ze sobą. A łatwo nie było, bo czując krew i słysząc kwik swoich krewniaków, szarpał wodze trzymane przez Tupika, który z trudem nad nim panował. w końcu jednak wynieśli się pola walki nie zaczepiani przez nikogo. Już to i fakt odnalezienia pana na Teoffen zakrawały na cud. Może gdzieś w górze, jakiś Bóg, nad nimi czuwał?


***


-Ingwar jestem. - przedstawił się służący „Łupacza, gdy tylko Semen i reszta ruszyli na pole bitwy szukać Lorda Erycka. Szybko, na ile pozwalał stan Gudrun i Theo, sprowadzili sanie i z zagrody wyprowadzili konie, które wedle jego wskazań wprzęgli w zaprzęg. Osiodłali do tego jeszcze cztery wierzchowce i spakowali niezbędne w podróży oporządzenie sporo uwagi poświęcając obrokowi dla koni i zapasom. Kiedy Tupik z resztą pojawili się wioząc na koniu sponiewierane ciało rycerza już kończyli pakować na sanie dobytek w dwóch skrzyniach, na którego wzięcie nalegał Ingwar. Zbroje i oręż pozostawili na łup zbrojnym kupom, które coraz liczniej nadciągały od strony miasta. Rycerzyk na skraju lasu i towarzyszący mu wojacy, gdzieś zniknęli. Zaczynał się żer a oni mieli dość rozsądku, by wynieść się z obozu jak najszybciej. Ingwar zasiadł na koźle i zaciął lejcami konie, które ruszyły chętnie, widno w ruchu szukając sposobu na rozgrzanie. Dwa wzięte luzaki biegły za saniami. Gudrun i reszta ledwie trzymając się w siodle ze zmęczenia, wyczerpania wręcz, ruszyła jego śladem. Orszak Lorda Erycka przez tych kilka dni znacznie uszczuplał. Ale żyli. Wciąż żyli, choć kilka godzin temu nie postawili by na to nawet złamanego szelinga.


Zimno było jak diabli. Złożony na saniach Lord Eryck, przykryty wziętymi futrami, raczej tego nie czuł, ale z końskich chrap buchały kłęby pary a i ich oddechy zamarzały niemal w ustach. Podniecenie wywołane bitwą powoli opadało a do ciał dochodziły warunki pogodowe. Które były paskudne. Jednak każdy z nich cieszył się. Wbrew wszelkim przeczuciom i obawom wydobyli się z Wusterburga a do tego mieli konie i zapasy. I powód, by uniknąć ewentualnych pytań. Jechali powoli, wszak nie każdy z nich w siodle czuł się najlepiej, rozglądając się uważnie po kniei po obu stronach traktu. Ciężkie od śniegu gałęzie drzew gięły się niemal do ziemi a przydrożne kopce okrywały paprocie i inne krzaki, które latem okalały drogę. Skrzący się w blasku poranka śnieg zdawał się radośnie zachęcać do pogody ducha. Gdyby nie mijane po drodze ciała tych, którym brakło siły woli by żyć, poranionych na polu bitwy lub później i porzuconych przez kompanów na zatracenie, może by nawet poczuli tę radość poranka. Choć powodów do narzekań raczej nie mieli. Ingwar chętnie odpowiadał na pytania, choć sam ich nie zadawał wielu. Wyraźnie skupiał się na powożeniu zaprzęgiem w taki sposób, by unikać kolein i wykrotów. By jak najmniej cierpienia przynieść swemu rannemu panu, którym na saniach opiekował się Theo. Wcześniej nie było na to zbyt wiele czasu.

-Punk zborny jest pod Eigenhof. Tam pewnie większość wojsk, które ocalały z bitwy, będzie lizać rany. Tyle, że nam nie na północ ale na zachód, do Rötenbach i omijając wzgórza na południe. Jak nas nic nie zatrzyma... - Ingwar spojrzał z obawą przez ramię, na leżącego bez ducha swego pana - ...w cztery dni będziemy na miejscu. W Teoffen. Tam odpoczniemy.



***

To czas na rozmowę z Ingwarem, ustalenie stanu posiadania i lizanie ran.
Jestem do dyspozycji na PW.


5k100

.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 25-10-2021, 21:40   #72
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik wreszcie mógł wypocząć i nie chodziło tylko o chwile ulgi na mięśni gdy jechał na koźle , przede wszystkim odpoczywał psychicznie. Jazda na koźle na którym z racji swej postury mieścił się praktycznie nie przeszkadzając Ingwarowi, pozwoliła mu na kilka rzeczy. Po pierwsze mógł okryć się solidniej przechwyconym z trupa zimowym płaszczem podszytym futerkiem. W zasadzie był to płaszcz na człowieka ale dzięki temu pozwalał halflingowi owinąć się w niego dwukrotnie. Po drugie mógł porozmawiać z Ingwarem a ciekaw był wielu rzeczy i bynajmniej nie kierowała nim próżna ciekawość. Po trzecie mógł wspomagać Ingwara w powożeniu i co prawda znał się bardziej na jeździectwie to jednak sama już rozmowa, nabijanie i podawanie fajki, obserwowanie drogi i wybojów czy tez inne czynności wspierające mogły zwyczajnie dopomóc woźnicy.

Przede wszystkim chodziło jednak o skuteczniejszy niż na końskim siodle wypoczynek oraz o wydobycie ważnych informacji.

W obecnym stanie wojennym nie było wiadomym czy i komu uda się dotrzeć do ziem Lorda Erycka. Jeśli by jego służący zginął w trakcie drogi halfling zwyczajnie musiał wiedzieć jak najwięcej o samym lordzie, o pracy Ingwara, o ziemiach lorda , stronnikach, wrogach. Jako świeżo upieczony i to w Bretonii szlachcic, musiał się tez wywiedzieć jak najwięcej by w miarę skutecznie grać w grę która rozpoczął już rok temu. Nie bez powodu uczył się heraldyki w razie problemów musiał wykazać się wiedzą, znajomością tematu, inaczej blizna na szyi szybko mogła by się odświeżyć… A tego nie chciał.

Pytał więc o to jakim Panem jest Lord Eryk, jak żyje z sąsiadami, jak Ingwarowi służy się u lorda. Wszystko w wyważony sposób nie sprawiający wrażenia przesłuchania, z elementami wyuczonej etykiety – zupełnie jak gdyby jeden szlachcic rozpytywał o drugiego. Doświadczenie majordomusa ułatwiało mu to zadanie. Co prawda darowanemu Lordowi w zęby się nie zagląda, jednak halfling dość dobrze znał życie by nie polegać na przysłowiach ale brać cugle w swoje ręce i powozić tam gdzie chce a nie tam gdzie go konie same poniosą.

Oczywiście poniekąd dla niepoznaki a poniekąd z autentycznej już ciekawości dopytywał o wszystko inne o sytuację w Imperium , o zasady powożenia, o przygotowanie i przebieg bitwy widziany oczyma z obozu.

Tak naprawdę pytania o Lorda raczej przeplatały się gdzieś w rozmowie niż były jednostronnym szeregiem dociekliwych pytań. Halfling uważał bardzo by nie zrazić rozmówcy , nie mógł sobie pozwolić na utratę tak cennego sojusznika.

Dlatego też rozmowa miała też na celu nawiązanie jakiejś nici przyjaźni z chwilowym woźnicą, przekonanie go do grupy, jedna sprawa że faktycznie pomogli jego Panu, ale druga – czy pamięć o tym będzie wciąż na tyle świeża że po dotarciu do ziem lorda wciąż będzie im wdzięczny? Halfling tak naprawdę na tą chwilę wiele nie oczekiwał jedno ciepłego przystanku i odpoczynku, byle do wiosny – choć nie wykluczał że z ziem Lorda będą musieli zawinąć się znacznie szybciej. Cztery dni drogi od Wusterburgu to było stanowczo zbyt mało. Prokurator najpewniej wyruszy z armią – a po zwycięstwie może ruszyć szybciej niż zamierzał by wykorzystać zwycięstwo i nie dać się pozbierać przeciwnikowi. W tym przypadku dwór Lorda raczej nie mógłby stanowić poważnej przeszkody na drodze rewolucji, zwłaszcza jeśli sami mieszkańcy dworu postanowili by dołączyć w szeregi Odnowicieli. Stąd tak istotne były pytania Tupika musiał wiedzieć w co się pakuje by zawczasu zaradzić potencjalnym kłopotom.

Nie mniej uwagi poświęcał też okolicom drogi , jej poboczom, nie wykluczał że gdzieś czaić się mogą maruderzy, jego szósty zmysł nie raz nie dwa wspomagał go w obserwacji ale nie mógł wszystkiego pozostawiać na barkach intuicji. Szybkie wypatrzenie przeciwnika czy też pułapki było wciąż na wagę złota a nawet życia.


K100 : 34, 89, 02, 52, 04

 
Eliasz jest offline  
Stary 25-10-2021, 23:14   #73
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen uzbrojony w to co mu wpadło w ręce jechał w siodle. Opatulony futrem niczym niedźwiedź. Jednym uchem przysłuchiwał się rozmowie pokurcza z woźnicą, ale drugim uchem i parą oczu przeczesywał pobocza, szukając czy aby gdzieś po drodze nie zaczaił się ktoś przedsiębiorczy i wciąż dźwigający kuszę czy inny zbędny pokojowemu pielgrzymowi ekwipunek.
 
Mike jest offline  
Stary 26-10-2021, 00:00   #74
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ledwo na oczy widzę, ale poznaję. A jeszcze bardziej poznam, jak mi pomożesz.

Słowa Gudrun jakby sprowadziły Eleonorę na ziemię. Bijące nerwowo serce i gonitwa myśli, czy jej plan się powiedzie przyćmiły umysł dziewczyny i dopiero teraz zaczęła wodzić po reszcie gromadki ciemnym spojrzeniem. Poharatani i poobijani - w normalnej sytuacji powiedziałaby “obraz nędzy i rozpaczy”, ale sytuacja normalna nie była. I rzeczony przysłowiowy obraz, w postaci trupiego pola, minęła niedawno. Oni żyli. Chociaż tyle dobrego.

- Szyć to ja mogę z łuku, a nie ludzi - rzuciła Eleonora w odpowiedzi. - Na felczera się nie nadaję, prędzej zrobię ci krzywdę. Mogę zrobić co najwyżej okład, albo usztywnić kończynę. Pomagałam kiedyś staremu Kurtowi składać naszych, o!, on się znał na rzeczy. Podobno studiował w Altdorfie...

Łasiczka, szykująca się jeszcze przed chwilą do snucia opowieści, przerwała nagle. Zrachowała najwyraźniej, że to nie czas i miejsce, i że wypadałoby im się czym prędzej ulotnić. Widocznie posępniała i przysiadła na wywróconej nieopodal skrzyni, nie chcąc wchodzić w drogę biegłym w leczeniu nowym kompanom. Zaczęła grzebać w spakowanej do granic możliwości torbie, marszcząc brwi w skupieniu godnym filozofów głowiących się nad egzystencjonalnymi pytaniami i paradoksami.

- Aha!

Cichy okrzyk triumfu towarzyszył wydobyciu z bagażu ciemno-zielonej butli, którą prędko odkorkowała. Pociągnęła łyk i wzdrygnęła się. Napojowi brakowało wykwintności, ale grzał przyjemnie.

- Okowita - oznajmiła, wyciągając butlę w stronę Gudrun i reszty. - Ran nie zagoi, ale podobno pomaga na bóle i bolączki.


***


Śnieg chrupał pod końskimi kopytami, chrupała i Eleonora. Oddaleniu się od pobojowiska musiał towarzyszyć powrót apetytu, bo akrobatka wysupłała z przytroczonej do siodła torby kawał suszonego mięsa i oddała się pałaszowaniu, wpatrując w sanie na przedzie bez słowa. Do herbowych pałała niechęcią, co dało się wyczuć przez spojrzenia rzucane w kierunku lorda Erycka. Szlachta rzadko kiedy była szlachetna, mogła to poświadczyć doświadczeniami z pierwszej ręki, ale plan nowych kompanów był solidny. Dostosowała się więc, mimo nabytej przez lata niechęci do przebywania w towarzystwie stanu szlacheckiego. Nawet jeśli rzeczone towarzystwo było nieprzytomne.

Eleonora otuliła się szczelniej płaszczem podszytym futrem. Znaleźna kusza odbiła się od siodła, gdy dziewczyna cmoknęła na wierzchowca i zrównała się z Ingwarem i resztą. Przysłuchiwała się rozmowie Tupika z woźnicą, doprowadzając do ładu splecione i związane na tileańską modłę włosy, od czasu do czasu chwytając za lejce, nadając kasztankowi kierunek. W siodle czuła się wystarczająco komfortowo, jazda konno przypominała jej czasy Trupy... Nie. Przeszłość. Stłamsiła rwące się do przodu wspomnienia. Nie ten czas, nie to miejsce. Chociaż...

- Cztery dni szlakiem, przez zaspy i dzicz - stwierdziła odkrywczo w odpowiedzi na ingwarowe słowa. - To jest, przy pomyślnych wiatrach. Musimy być w pełni sił i gotowi na wszystko, inaczej nie ujrzymy Teoffen.

Eleonora widać lubowała się w stwierdzaniu oczywistego, ale zaraz kontynuowała. Nieco konkretniej.

- Parę lig w stronę Rötenbach jest dobre miejsce na obóz. Wiedźmie Wzgórze, o ile pamięć mnie nie myli. Jest jaskinia, gdzie moglibyśmy odpocząć i spędzić noc, a ze szczytu pagórka widać najbliższą okolicę. Niespodziewanych gości raczej zabraknie, bo podobno mieszkała tam niegdyś wiedźma i podróżni omijają tamte strony, bo jest nawiedzone. Ale to bajki, bo obozowałam tam kiedyś. Wiedźm i duchów nie ma. Powinniśmy się tam dzisiaj zatrzymać.

Łasiczka powiodła spojrzeniem po grupie, ale zaraz wbiła ciemne oczy w końską grzywę. Chuchnęła w dłonie, próbując rozgrzać zmarznięte palce i zakrywając twarz. Na nowo musiała nauczyć się współpracy i czuła się z tym dziwnie. Może to tylko kwestia przyzwyczajenia?

- A i nie wiemy, czy taka okazja nam się jeszcze nadarzy - dodała jeszcze po chwili namysłu.



_______________________________

97, 67, 20, 13, 73
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-10-2021 o 00:03.
Aro jest offline  
Stary 26-10-2021, 10:25   #75
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤŁypiąc zazdrośnie na sanie, i tych którzy się nań usadowili, poprawiła się po raz kolejny niezgrabnie trzymając w siodle. Zdecydowanie nie była stworzona do takiego środka lokomocji, zwłaszcza nosząc na sobie świeże pamiątki z niedawnej bitwy. Niestety powóz którym przybyła do Wusterburga już dawno uleciał ku niebiosom z braku lepszych zastosowań służąc za opał, z resztą nawet gdyby było inaczej, to i tak decydując na ucieczkę musiałaby go pozostawić w mieście.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤPrzynajmniej po tym wszystkim jazda konna nie będzie sprawiać jej większych trudności, jak wiele innych czynności, pomyślała widząc przed oczyma tamtych ludzi, padających pod jej ciosami toporka. Mimowolnie wzdrygając się na to wspomnienie za przykładem kozaka jęła omiatać czujnym wzrokiem okolice, nie był to dobry czas i miejsce na bujanie w obłokach.
⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤ ⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣⁣ㅤCałe szczęście w obozie uzupełniła strzały w kołczanie, tak jak i noże, poprzednie pozostawiając w czyichś już ostygłych zwłokach. Do tego coś na ząb i okrycie, zważywszy że jej własne choć mocne za sprawą całej tej hekatomby w miejscu rozcięć i rozdarć przepuszczało tą cholerną zimnicę.
99, 93, 59, 20, 5

 
M0n jest offline  
Stary 26-10-2021, 17:34   #76
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
"- Trzymając w dłoni rękojeść złamanego miecza...
- Zostały mi już tylko dwie kule...
- Ostrze noża trzymanego przez wroga zbliżało się nieubłaganie do mojego gardła...
"
Tego typu opowieściami weterani wielu pól bitewnych dzielili się w tawernach i gospodach by inni podzielili się z nimi piwem. Theophrastus był jednak chirurgiem. Codziennie trzymał ostrza mniejsze niż ułomek miecza, jeśli brakowało mu kul pacjent zawsze mógł wystrugać sobie nową, a ostrze noża to zazwyczaj on do pacjenta zbliżał, a nie odwrotnie (chyba, że coś poszło naprawdę nie tak, ale akurat tym też wolał się nie chwalić). Pozostawało mu zaczynać swoje opowieści od
"- Przynieśli mi trupa. Miał chłop szczęście, że na mnie trafił, kto inny dawno by się od razu poddał i na żalnik wysłał, ale ja stanąłem do boju ze Śmiercią i wyszarpałem...". Obecną sytuację kiedyś też tak przedstawi. Na dworze Lorda Erycka z Treoffen na ten przykład, jeśli kiedyś tam dotrą.

Przygotował już sobie lusterko by podstawić je pod usta w celu sprawdzenia czy zaparuje (to znak, że ofiara oddycha, a zatem żyje), przyszykował narzędzia odbierając sobie od ust znaleziony w namiocie medycznym spirytus, a tu przywieziono żywego, choć nieprzytomnego mężczyznę.
Choć to jak go niesiono wołało o pomstę do niebios, medyk nie odzywał się - kiedy alternatywą było danie się ogarnąć zbrojnym kupom z miasta, liczył się czas. Dlatego i badanie było szybkie.
– Obie nogi. I chyba coś z kręgosłupem. Nieprędko on wsiądzie na konia. O ile w ogóle wsiądzie. Przez kontuzję głowy lepiej by i nie wstawał kiedy się obudzi. - podsumował medyk wycierając dłonie w szmatkę.
- Ale będzie żył - Miał nadzieję, że nie tylko jako warzywo.

Wspomniany wielmoża miał paskudny wstrząs mózgu, połamane kości i żebra, poobijane chyba wszystko, łącznie z narządami wewnętrznymi... ale skoro przetrwał wyjmowanie ze zbroi i transport a'la worek z ziarnem to znaczyło, że żadne żebro nie przebiło płuc, a krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne nie pochodziły z tętnic. Podsumowując - gdyby zostawić go w wygodnym łożu i nie ruszać... Cóż, co prawda potem już by się z niego nie ruszył, więc tu akurat mógł się chirurg umiejący nastawić i unieruchomić złamane kości i porozrywane stawy przydać.
Mimo wszystko, zaoponowałby gdyby mieli jechać wozem. Wytrząsłoby to życie z rannego. Mimo ciasnego opatrunku któreś żebro mogłoby się poruszyć, przebić opłucną, wywołać zapadnięcie płuca i jego ostrą odmę... Medyk umiał sobie z czymś takim radzić. Ale na sali operacyjnej, nie na jadącym wozie. Ale sanie... na saniach ranny miał szansę. Większą w każdym razie niż tutaj.

***

Sama droga z pewnością była ciekawa i interesująca. Medyk jednak nie bardzo miał czas się rozglądać. Trzeba było zadbać o pacjenta. Czasem jedynie przysypiał, niespokojnie się wybudzając. Walczyło w nim zmęczenie i strach. Martwił się o stan pacjenta. Zrobił tyle ile wtedy mógł, ale ranny nadal nie odzyskał przytomności. Co innego kiedy się pacjenta napoi specjalnym wywarem by spał i nie przeszkadzał, ale śpiączka o nieznanej etiologii nie jest dobra. Może to tylko skutek utraty krwi. A może krwotoku do mózgu. Źrenice Eryka były równe. Póki co. Jeśli przestaną, albo jeśli dostanie napadu padaczkowego... Krianiotomia odbarczająca udawała się co prawda w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Tyle że potem ośmiu z tych dziewięciu i tak umierało z powodu krwotoku w ciągu godziny. Albo z zakażenia w ciągu tygodnia.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 26-10-2021 o 17:36.
hen_cerbin jest offline  
Stary 27-10-2021, 12:12   #77
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Priorytetem było wydostanie się z pola bitwy, obozu w którym zawsze łatwo było o kłopoty oraz najbliższej okolicy. Sanie zaprzęgnięte przez Ingwara pozwalały w miarę wygodnie ułożyć rannego i to z dobytku Lorda, co zapakował na nie sługa. Kilka koni, które zdążyli osiodłać, dawały szansę wydobycia się z tarapatów. Pewnym bowiem było, że któraś ze stron ruszy na przeszukiwanie pola bitwy. Nie mieli ochoty na takie spotkania.

Theophrastus dużo czasu spędził przy rannym dbając o jego wygodę, świadom tego że od tego zależy wiele spraw. Być może i ich życie. Co innego ratować z bitewnego skrzętu i odwozić do domu rannego rycerza, co innego wieźć trupa. Podkładane od czasu do czasu pod czujnym okiem sługi lusterko szczęśliwie parowało. Choć sam ranny nie odzyskał przytomności, nie jęknął nawet. Medyk wiedział, że wkrótce powinien się nim zająć na poważnie. Miał zrabowane w obozie przedmioty, które wpakował do torby medycznej ochlapanej krwią leżącej na stole. Miał stosowne utensylia, miał maści i wywary. Nawet księgę, której jeszcze nigdy nie miał w rękach, ale pobieżne przejrzenie wskazywało na jej medyczną zawartość. Nie miał jedynie warunków do zajęcia się Lordem. I czasu.

Jechali powoli, omijając wykroty i jamy, czujnie obserwując pobocza traktu świadomi tego, że przed nimi i inni podążali tą drogą. Tacy, którym osiodłane konie mogą wydawać się wystarczającym powodem, by posłać ich wszystkich do błota. Póki co jednak mijali jedynie kilku uciekających z bitewnego pola wojaków, w zdecydowanej większości przestraszonych i rannych, którzy na ich widok schodzili z traktu. Wola walki w tych ludziach umarła. Nikt się im w sumie nie dziwił. Pod Wusterburgiem była rzeźnia zacna. Nawet Semen, doświadczony w boju, nie potrafił sobie podobnej przypomnieć. I jeszcze ta bestia… Na same wspomnienie o niej serca stawały na ułamek chwili. Wiedzieli, że nigdy jej nie zapomną.

Tupik jadący na koźle obok Ingwara w końcu mógł rozwinąć swój największy dar, mowę. Zaczął ostrożnie, obawiając się nieco reakcji sługi, ale ten bardziej skupiał się na powożeniu i omijaniu przeszkód. Co zachęciło niziołka do większej wylewności czemu dyskretnie przysłuchiwała się jadąca w siodle reszta kompanii. Każdy z nich, z uwagi na odniesione i pobieżnie opatrzone rany, wolałby jechać w saniach, ale miejsca tam dla nich nie starczyło.

-Powidz Ingwardzie co nieco o swoim panie. Sławne to imię, wartało by usłyszeć o nim skoro okazja się nadarza. Musisz bowiem wiedzieć, że i mnie nie obce rycerskie i dworskie obyczaje. Chętnie dowiem się jak wygląda dwór w Teoffen? - spytał niziołek otulony w grube futro.

Ingwar milczał chwilę, wyraźnie zastanawiając się co powiedzieć. W końcu odparł. - Lord Eryck, pan na Teoffen to surowy ale sprawiedliwy pan. Ludzie go szanują, choć rzezimieszki omijają nasze ziemie, bo nie są mile widziani. Jak wszędzie, ale mój pan miano „Łupacza” zdobył łupiąc ich miast oni nas.

-To wyborne! Tak należy z hultajstwem! Żeby inni tak robili byłby spokój na traktach. A dwór? Ziemie Lorda Erycka muszą opływać we wszelki dostatek pewnikiem. - Tupik pytał dalej widząc, że Ingwar trochę się otworzył.

-Za starego pana to ino wieża była i mur co otaczał zabudowania czeladzi, ale teraz zamek w Teoffen jest solidny. Do wieży już na początku, po śmierci swego ojca Ademara, dobudował skrzydło a i mury podniósł. Czeladzi pobudował domy poza murem i też je palisadą i wałem ziemnym otoczyć kazał. Prostaczki psioczyły, bo musiały swoje odpracować, ale jak był najazd to wszyscy się w zamku skryli a Lord Eryck dał odpór wrogowi. Krwawy był to czas. Burgman stracił swój browar co to sławny był na całą okolicę, ze wsi i siół to ino kominy sczerniałe ostały, ale ludzie przeżyli. To i odbudować było komu, zwłaszcza że pan dał im wolniznę na lasu karczowanie. Teraz prostaczkowie mieszkają w chatach o których ich przodkom się nie marzyło. - Ingwar rozmarzył się, widać było, że wspomnienie rodzinnych stron zagrało w nim rzewną nutą.

Theophrastus nie chciał przeszkadzać, ale słaby puls leżącego na saniach rycerza i wyraźna bladość oblicza nie wróżyły niczego dobrego. Musiał go obejrzeć w jakimś spokojnym, nie rozchwianym miejscu. - Musimy się gdzieś zatrzymać. - Powiedział do woźnicy głosem nie znoszącym sprzeciwu. Ingwar obejrzał się przez ramię i wnet jego oblicze spoważniało.

-Parę lig w stronę Rötenbach jest dobre miejsce na obóz. Wiedźmie Wzgórze, o ile pamięć mnie nie myli. Jest jaskinia, gdzie moglibyśmy odpocząć i spędzić noc, a ze szczytu pagórka widać najbliższą okolicę. Niespodziewanych gości raczej zabraknie, bo podobno mieszkała tam niegdyś wiedźma i podróżni omijają tamte strony, bo jest nawiedzone. Ale to bajki, bo obozowałam tam kiedyś. Wiedźm i duchów nie ma. Powinniśmy się tam dzisiaj zatrzymać. A i nie wiemy, czy taka okazja nam się jeszcze nadarzy -„Łasiczka” wyraźnie znała okolice. Gudrun jadąca nieco z tyłu przytaknęła jej skinieniem głowy. Nocowała kiedyś w tej jaskini w trakcie swoich łowów w pańskich lasach, ale w obecności sługi włodarza okolicy wolała się do tego nie przyznawać. Zresztą w przebitym podbrzuszu rwało ją tak, że nie miała ochoty ani sił gadać. Tym bardziej, że swą uwagę skierowała zupełnie gdzie indziej.

Wrażenie, że ktoś jedzie ich śladem pojawiło się już kilka pacierzy temu, ale myślała że to tacy jak oni, uciekinierzy. Tyle, że zwykli uciekinierzy raczej rwali by co sił a nie trzymali się na dystans. Przypomniała sobie ślady kilku koni, które widziała wcześniej schodzące z traktu i niknące gdzieś w głębi leśnej głuszy. Odgłos by pasował, bo jeździec z całą pewnością nie był sam. I utrzymywał dystans do jadących sań. Tak jakby mu się nie spieszyło. Albo, jakby sam nie chciał być widziany.

Theo skinął głową „Łasiczce”, ale miał świadomość tego, że „parę lig” może wykopyrtnąć Lorda Erycka i wpędzić do grobu. - A coś bliżej? - spytał Ingwara wyraźnie nerwowym głosem.

-Jest tu po drodze kilka chat, przy Kaczym Strumieniu, w Podgajach a wcześniej będzie i smolarska chata jeśli mnie pamięć nie zawodzi. - myślał na głos Ingwar. Theo wszedł mu w słowo. - Smolarska chata. I to szybko!

Miał świadomość, że pan na Teoffen właśnie powolutku puka do ogrodów Morra. Miał jednak również swoje zacięcie. Zacięcie, które nie raz wpędziło go w kłopoty a i teraz, mimo odniesionych w bitewnym szaleństwie ran, budziło się do życia i zmuszało go do hazardu ze śmiercią. Ale co jak co, Theophrastus wielu imion Hohenheim, był w tym mistrzem!

Ingwar zaciął konie zmuszając je do większego wysiłku. Dzwoniąca uprząż zagłuszyła wszelkie inne dźwięki, bo krzyczeć nikt z nich nie miał zamiaru. Semen przywołany przez Gudrun zwolnił i zrównał się z nią koniem. Dopiero z bliska wyjaśniła mu swe wątpliwości. Obejrzeli się przez ramię, ale za nimi tylko wirował śnieg wzburzony pędzącymi saniami i końskimi kopytami. W blasku poranka skrzył się śnieg. A niebo cudownie łyskało błękitem.

Chatę smolarza czy tam innego kmiotka dostrzegli z daleka. Zasypana śniegiem niemal do połowy zdawała się jedynie małym wzgórkiem. Z komina nie unosił się dym a i wejście było zawalone śniegiem, widać gospodarz przewidując kłopoty, porzucił swój dom i uszedł przed wojenną zawieruchą. Sprawnie zatrzymali sanie przed obejściem czujnie lustrując okolicę z napiętymi kuszami i łukiem, ale okolica sprawiała wrażenie wymarłej.

Semen pierwszy zsiadł z konia i przedzierając się przez zaspy kopnego śniegu dotarł do drzwi zabitych dechami. Kilkoma ciosami swego nowego topora, który dziwnie lekko pracował mu w dłoni, odbił przybite deski i rozwarł drzwi na oścież. Ze środka powiało chłodem, jednak nie narzekali. W środku było jakieś posłanie, stół kilka zydli i wygasły piec. Jakieś garnki gliniane i drewniane misy, jakieś pęki ziół wiszące na sznurku. Drzwi prowadzące do drugiej izby. Wszystko oświetlone przez dwa małe okienka chronione rybim najpewniej pęcherzem. Theo zajrzał do środka i zadowolony powiedział. - Nada się. Ogień rozpalcie, bo ciepło rannemu potrzebne. I wody nagotujcie, bo nie ma to jak war na odkażenie. - Sam wszedł do środka i przesunął stół bliżej pieca zostawiając pozostałym wniesienie Lorda. A potem zajął się badaniem ziół wiszących na sznurze i z zadowoleniem stwierdził, że niektóre z nich mogą być pomocne.

Ingwar wespół z Semenem, „Łasiczką” i Tupikiem najostrożniej jak się tylko dało przenieśli Lorda Erycka na podłożonym uprzednio futrze, do środka. Gudrun zajęła się końmi, które wprowadziła do małej, pustej stajni. Nie starczyło miejsca dla wszystkich, ale kmiotek na szczęście miał komórkę z dużym wejściem i tam wprowadziła pozostałe. Szybko też dołączyła jej do pomocy „Łasiczka”. Razem uwinęły się mimo bólu, który coraz dotkliwiej szarpał podbrzuszem łowczyni. Krew przesiąkała przez bandaże założone przez druhów a ona czuła się coraz słabsza. Mimo to wciąż czuła niepokój, bowiem jeźdźcy, których słyszała przecież wyraźnie, już dawno powinni ich minąć. A nie było ani śladu nikogo na trakcie.

No, chyba że wszystko to jej się tylko przywidziało?


***

5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 27-10-2021, 14:46   #78
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Napalić w piecu. Stół wyszorować gorącą wodą z mydłem. Bandaże wygotować - Theo zaczął wyznaczać ludziom zadania. Jak wiedzieli wtajemniczeni, słowo "chirurg" pochodziło od starotileańskiego słowa "chirurgos" oznaczającego "tego, co rozstawia innych po kątach jakby miał do tego prawo". Mydło akurat miał przy sobie, i to nie jedno. W Wusterburgu jakoś nie było na nie kupców... Narzędzia wrzucił do sagana z wodą - jak się zagotuje to je przy okazji oczyści i zdezynfekuje. Potem się je wyjmie szczypcami. W międzyczasie zajął się poprawianiem roboty u nowej członkini ich stada.
- Wypij to - kazał jej wyjmując buteleczkę. Napar kojący to nie eliksir leczenia, ale powinien pomóc i wzmocnić efekt jego starań. Chyba że nie, wtedy wyjmie drugą, z bardziej efektownym działaniem. Ale ich miał mało. Zbyt mało.

Rozważył opcje. Gdyby Lord Eryk był przytomny, a przede wszystkim, gdyby nie stracił takiej ilości krwi, podałoby mu się diuretyk. Im więcej wody, powiedzmy, wycieknie z ciała tym mniej będzie jej w głowie pacjenta. Ale już i tak objętość płynu krążącego w żyłach pacjenta była obniżona. Trzeba było zastosować leczenie ostre. A czasu nie było - stół i narzędzia były już gotowe. Pacjent na tyle na ile. Sam medyk wyjął jeszcze spirytus, łyknął i też był już gotowy.


Najpierw robota dla okulisty - nie miał na tyle dobrego źródła światła by skorzystać ze szkła powiększającego i obejrzeć sobie tarczę nerwu wzrokowego na okoliczność jego opuchnięcia, "na szczęście" stan był już na tyle poważny że widać było nierówność źrenic. Wiedząc już z której strony jest problem, Theo zajął się pracą cyrulika. Wygolił do gołej skóry włosy na skroni pacjenta, gdzie czaszka była cieńsza. Teraz nastąpiła chwila dla krawca - trzeba było przeciąć skórę by odeszła ładnym i równym płatem, który potem będzie można przyszyć. Wiertło jakie wyjął równie dobrze mogłoby wisieć w warsztacie cieśli. Tyle że końcówka musiała poradzić sobie z kością, nie drewnem. Sześć malutkich dziurek później użył piły by je połączyć i wyjąć fragment czaszki. Potem jeszcze tylko przecięcie zewnętrznej, środkowej i wewnętrznej błony okrywającej mózg, pozwolenie by ciśnienie wypchnęło krew na zewnątrz, wyjęcie skrzepliny i znów krawiec (zaszyć), kamieniarz (dopasować płytkę do otworu), krawiec by ładnym ściegiem i cieniutką, jedwabną nicią zszyć skórę, cyrulik by umyć, medyk by profesjonalnie zabandażować... i kapłan, żeby sie modlić. Theophrastus na szczęście był medykiem. I każdą z tych ról pełnił już wielokrotnie.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 27-10-2021, 18:05   #79
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Podróż do chaty smolarza była bajkowa. Dosłownie. Jeszcze dzień temu chyba by nie uwierzył że miast zatęchłej piwnicy przepełnionej smrodem facetów będzie się cieszył świeżym, rześkim powietrzem, pięknymi widokami zaśnieżonego lasu i rozmową z sługą rycerza. Gdyby nie groźba pogoni z tyłu czy napaści z przodu , pewnikiem delektowałby się tym kulikiem jak za starych dobrych czasów – choć po prawdzie nie przypominał sobie by którekolwiek z starych czasów były dobre. Zawsze tak jakoś wiatr w oczy…

Niemniej Tupik jak mało kto potrafił zwyczajnie cieszyć się z tego co ma – a miał już nie mało. Każda mila która oddzielała go od Odnowicieli była powodem do radości. Wreszcie nie musiał ukrywać tego kim jest – ani z pochodzenia – ani z nobilitacji.

W chacie smolarza sam prędko przystąpił do obowiązków z których najważniejsze były dwa. Urządzić dobrą obiado-kolację i najeść się. Tylko ignorant mógłby uznać że był to jeden obowiązek.

- Pokażcie co macie do zjedzenia a spróbuje z tego dobrać co trzeba i jak trzeba – zarządził niemal tak dobitnie jak chwilę wcześniej chirurg w sprawach medycznych.

Niemniej korzystając ze swych umiejętności i bacząc by ignoranci nie zarzucili mu że zbyt mało robi postanowił pomóc medykowi – przynajmniej do czasu aż ten go pogoni.

Musiał przyznać, że medycyna Theo była na całkiem innym poziomie niż jego, niemniej nawet najlepszy lekarz nie odmawiał sobie pomocy pielęgniarza gdy miał takowego do dyspozycji. Czasem trzeba było przetrzeć, czasem przytrzymać, podać. Nie umniejszając umiejętnością chirurga podstawowa znajomość medycyny u Tupika była tu pomocną. Nie bez kozery był tez fakt iż halfling korzystał z każdej nadarzającej się okazji by się czegoś nauczyć - a przy prawdziwym chirurgu miał ku temu wspaniałą sposobność.

W czasie gdy gotował strawę w garnuszku zagotowywał też osobno zioła. Na tym tez się wszak znał. W zasadzie malec był wielofunkcyjny, gdyby tylko starczyło mu czasu, środków i gdyby los zwyczajnie nie przeszkadzał mu na każdym kroku dawno już sięgnąłby po tron Imperatora… lub co najmniej księcia elektora, wszak trzeba mieć odrobinę skromności.


K100: 96, 45, 93, 96, 69

 
Eliasz jest offline  
Stary 27-10-2021, 20:42   #80
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Skończywszy pomagać w przenoszeniu, Semen wyszedł na zewnątrz. Niepokoili go ci jeźdźcy. Wyrychtował kuszę i rzekł, że idzie popatrzeć na drogę. Zagłębił się w las i znikł za zwisającymi nisko pod ciężarem śniegu gałęziami. Zatoczył łuk i zbliżył się do drogi, powoli i nasłuchując.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172