Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2022, 23:48   #31
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 09 - 2519.06.31; mkt; noc - popołudnie

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; obóz
Czas: 2519.06.31; mkt; noc
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, łag.wiatr, pogodnie, ziąb



Joachim



Gdy Joachim oglądał ten nadal częściowo zanurzony w wodzie alabastrowy ołtarz to doszedł do wniosku, że większą część uwiecznionych na nim istot rozpoznaję. Chociaż sporo z nich było na w pół mityczne z legend i mitologii więc trudno je było spotkać na własne oczy. Dopatrzył się kilkoro ludzi. I mężczyzn i kobiet. Ochoczo angażowali się w to wielostronne pożycie. Być może część z nich to byli jacyś odmieńcy czego nie można było wykluczyć bo jedna z kobiet mogła mieć męskie przyrodzenie podobnie jak Lilly. Ale nie był pewny bo było umieszczone w takim miejscu, że równie dobrze mogła to być końcówka czyjegoś ogona, rogu czy jakiegoś przedmiotu. Skośne i nieco dłuższe uczy u jednej czy dwóch postaci sugerowały elfie pochodzenie. Do tego zwierzoludzie w różnych pozach i gatunkach jakby artysta chciał przedstawić możliwą ich róznorodność. Byli też ewidentni mutanci, nie wiadomego pochodzenia tylko z grubsza przypominających humanoidów. Małe kraby, pająki, węże czy podobne istoty i liczne mniejsze stworzenia, czasem trudne do zidentyfikowania jakich używano chyba w roli zabawek i wzmacniaczy doznań. Wreszcie rozpoznał dwie czy trzy rogate postacie jak zwykle przedstawiano najbardziej rozpoznawalne służki Slaanesha czyli demonetki. Wszystko to ochoczo spółkowało ze sobą a nad tym wszystkim panowała ta pajęcza królowa. Wedle Sorii to właśnie była jej matka, Soria. W swojej królewskiej, okazałej formie. I to jej był poświęcony ten monument.

- Oh, Soria była najwspanialszą i najpiękniejszą istotą jaką znałam! - wężowa syrena bez oporów dała się pociągnąć za język w sprawie swojej matki i stworzycielki. A, że miała dar opowiadania to słuchało się tego przyjemnie jak jakiegoś zawodowego bajarza co snuje wspaniałe opowieści z pradawnych czasów. Świadomość, że ta pozornie zwyczajna dziewczyna może mieć całe stulecia na karku i nie jest zwykłą śmiertelniczką była dziwna. Jednak jej słowa sugerowały niecodzienne pochodzenie. Zaś kultyści już co nieco widzieli jej niezwykłe możliwości choćby zmiany kształtu. Z bliska zaś Joachim wyczuwał te stające na swoim karku włoski świadczące, że dziewczyna ma w sobie coś co zakłóca w delikatnym stopniu przepływ Eteru. Tak działały czary, magiczne przedmioty i istoty zrodzone za pomocą magii. Więc nawet jeśli Soria pozwoliła sobie puścić wodze fantazji przy tych barwnych opowieściach to jednak nie całkiem.

I chociaż minęły stulecia i mielania to Soria dalej wydawała się bezgranicznie wielbić, miłować i pożądać swojej stworzycielki. Nie raz powtarzała, że odkąd ją straciła to już nic nie było takie same. Tylko namiastka przygód jakie przeżywała u boku Soren. Dlatego jak tylko pojawiła się szansa na jakiś ślad po niej to tu przypłynęła. A sądząc po przygodach jakie opowiadała tak barwnie i fascnująco to większość polegała na wyuzdanych zabawach i deprawacji niewinnych. Soren uwielbiała przeciągać prawych obywateli na swoją stronę. Jej potomkini z lubością opowiadała jak przekabaciła pewnego cnego rycerza na ich stronę podarowując go swojej stworzycielce. Ten zaś na jej życzenie rozsiekał swoją rodzinę a potem wielu pachołków władz jacy chcieli go ująć. Obie miały z tego mnóstwo radości i satysfakcji. Albo pewną młodą druidkę jak Soren doprowadziła do takiego szaleństwa z żądzy i miłości, że stała się jej ulubioną nosicielką wszelakiego stworzenia jakie zrodziła Soren lub przyczyniła się do tego. Uwielbiała kreować nowe stworzenia, rasy i gatunki. Więc zdaniem Sorii ten przydomek Matki lub Królowej Potworów nosiła całkiem zasłużenie i z dumą. Więc i jej potomkini nie uznawała go za uwłaczający. A spuścizna różnych stworzeń jest pewnie do dziś spotykana od Bretonii po Kislev.

- Nie zawsze to jest widoczne na pierwszy czy drugi rzut oka. Czasem krew Soren jest tak rozrzedzona, że na zewnątrz nic nie widać. Gdyby to był człowiek to by wyglądał jak wszyscy inni. Ale byłby podatny na jej zew. W końcu w którymś tam pokoleniu byłby jej dzieckiem. Jak bym mogła spróbować czyjejś krwi to myślę, że mogłabym to rozpoznać. - kobieta i wężowych włosach i mieniących się złotym światłem oczach mówiła ze swadą i z werwą. Widocznie była dumna, że jest częścią tego dziedzictwa. Jak Łasica i Burgund to usłyszały od razu zacięły się nożem aby dać jej swoją krew do spróbowania. No ale werdykt ku ich nie skrywanemu żalowi był negatywny.

- Ojej, a tak bym chciała mieć takiego wspaniałego przodka! Wreszcie bym nie była zwykłą dziewczyną z ulicy i miałabym przodka o jakim nawet Froya czy Kamila nie mogłyby marzyć! - zawołała z niekurywanym żalem Łasica. Widząc to Lilly też spróbowała jednak też Soria nie wykryła u niej dziedzictwa swojej matki. Z Onyx wyszło tak samo. Dziewczyny spekulowały jeszcze kto by miał szansę. Może Pirora? Może Fabienne? Może ktoś spoza kultu?

- Ale pozostałych Sióstr nie spotkałam. Moja królowa stworzyła mnie już po tym jak się rozstały. I nigdy ich nie spotkałam. - odparła na pytanie o swoją znajomość z siostrami swojej matki. Domyślała się, że to mogły być całe dekady czy więcej po tym rozstaniu bo zrodziła się na dalekim, południowym wybrzeżu, z dala od tych północnych wód gdzie siostry się rozstały ale po długim czasie miały się spotkać już odmienione, w pełnej chwale i splendorze pobłogosławione przez swoich boskich patronów.

Rozmowy, śpiewy, opowiadania, tańce i zabawy trwały w najlepsze gdy Soria odkryła grupkę nieznajomych. Ich sylwetki ledwo majaczyły między drzewami tego uroczego zakątka nad wodą. Nastąpił moment konsternacji tym odkryciem.

- Jak chcieli nas zaatakować to zgapili sprawę. Albo nie chcieli. - mruknęła cicho Burgund niezbyt wiedząc co tu teraz począć w tej niejasnej sytuacji.

- Tu chyba nikogo nie powinno być. Najbliższa wioska jest dzień marszu stąd. Może dwa jak przez te chaszcze stąd. - Łasica też nie do końca była pewna kto to może być. Położyła dłoń na swoim nożu w pochwie u pasa ale raczej w odruchu dodania sobie otuchy i tak na wszelki wypadek bo go nie wyciągała.

- Na gobliny za wysocy. Na orki za chudzi. Zresztą oni by nie bawili się w jakieś podglądanie i podchody. - odezwała się Onyx miętoląc w dłoni kawałek nadpalonego patyka. Jak usłyszały, że Joachim i Ghunter pójdą to sprawdzić pokiwały głowami.

- Jak coś to zwiewajcie do nas. Soria nas obroni. - rzuciła weselej Łasica, może trochę aby rozładować atmosferę. Na wszelki wypadek kazała dziewczynom dorzucić do ognia. A dwójka mężczyzn ruszyła brzegiem rzeki w kierunku stojących sylwetek. Światło z laski czarodzieja świeciło jak pochodnia i oświetlało wyraźnie teren na kilka kroków dookoła. I kilka dalszych stopniowo tonęło w półmroku. Idąc słyszeli kroki swoich butów na trawie. Ale póki te sylwetki były w mroku to nadal nie było wiele widać. Ot, że jest ich pewnie z pół tuzina. Większość trzymała w dłoni jakieś włócznie lub kostury jednak w neutralnej pozie, opierając jeden koniec na ziemi. Musieli widzieć, że nadchodzą bo widzieli jak chyba rozmawiają ze sobą. Z bliska to nawet słyszeli ich przyciszone głosy. Czekali aż podejdą.

Gdy podeszli i zatrzymali się na kilka kroków byli wreszcie w zasięgu światła z laski. I obaj wysłannicy kultystów mogli dostrzec, że to były ungory. Jeden z gatunków zwierzoludzi. Ale ten względnie mało zdeformowany. Z mniej więcej ludzkimi głowami zwieńczonymi krótkimi różkami albo tylko kostnymi wyrostkami. Chociaż z twarzami to już było różnie. Jedne wydawały się mocno zezwierzęcone a inne mogły uchodzić za ludzkie. Jak jedna z kobiet właśnie taką miała. Druga była szpetniejsza chociaż kobiece piersi wskazywały właśnie na płeć. Większość to jednak byli mężczyźni. Torsy wszyscy mieli albo nagie, albo okryte jakimiś skórami. Na nich, na sobie, lub jako wisiorki różne ozdoby, znaki, malunki z czego prawie każdy miał gwiazdę Chaosu lub inny taki symbol. U dwóch czy trzech dostrzegł męsko - żeński znak Slaanesha, u jednego Khorna a i jeszcze pozostałych dwóch patronów też dostrzegł mniej lub bardziej rozpoznawalny symbol. No ale jak nauczał Starszy, Mroczna Czwórka ma mnóstwo imion i symboli więc raczej trzeba patrzeć ogólnie a nie w detale jakie mogą się różnić. Nie było jedynego, właściwego symbolu Khonra czy Slaanesha. Praktycznie każda grupa, plemię czy organizacja miała jakaś własną wariację najczęściej używanych symboli. W wyglądzie zwierzoludzi najbardziej odróżniały ich nogi. Mieli zwierzęce nogi i pęciny, porośnięte futrem. Przy nich nawet zgrabne nogi Lilly wydawały się całkiem ludzkie.

Obie strony przyglądały się sobie nawzajem w milczeniu. Jak na spotkanie ludzi i zwierzoludzi to było całkiem spokojnie. Zwykle takie spotkanie zaczynało się od podchodów lub ataku przez jedną z nich na tą drugą. Ten co miał największe rogi warknął coś pytająco. Wskazał na obóz z ogniskiem i namiotami. No w tamtym kierunku w każdym razie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; sklep Grubsona
Czas: 2519.06.31; mkt; popołudnie
Warunki: biuro Grubsona, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, powiew, pogodnie, nieprzyjemnie



Otto



Idąc przez ulice miasta od hospicjum ku Placu Targowego Otto miał sporo czasu na rozmyślania. Jak choćby swoją wczorajszą rozmowę z Mergą. Wysłuchała go bardzo uważnie. Zastanowiła się chwilę nad tym wszystkim. Nalała sobie wina z butelki i gestem zapytała czy gościowi także napełnić kubek.

- Egzotyczna piękność z dalekich stron. Jako gość specjalny na ten turniej. - powtórzyła zamysł tego pomysłu jaki przedstawił były kapłan jednego z bogów prawości. Mówiła jakby smakowała ten pomysł razem z winem.

- Interesujący pomysł. Tłumaczyłby jej egzotyczną urodę oraz ewentualne wpadki językowe. Tak, myślę, że moglibyśmy się tym zająć. Sorii teraz nie ma w mieście ale biorąc pod uwagę jej pochodzenie i zamiłowania nie sądze aby była przeciwna zabawom i balom ze śmietanką towarzyską tego miasta. Poza tym mogłaby być gwiazdą wieczoru. Więc mielibyśmy poza Pirorą jakąś dodatkową figurę na szachownicy. No i ona ma niesamowite możliwości, znacznie większe niż zwykły śmiertelnik. - tak, pomysł zdecydowanie spodobał się wyroczni. I w pełni go zaaprobowała. No tylko owa gwiazda tego planu chwilowo była poza miastem więc nie dało się z nią rozmówić osobiście na ten temat. Podobnie jak większość dziewcząt. Razem z Joachimem popłynęli łodzią zobaczyć czy coś wyjdzie z tego rzecznego tropu do artefaktu Soren. Sama droga by zabrała im dzień czy dwa więc najprędzej by mogli wrócić jutro na wieczór. Właściwie… To wczoraj jak rozmawiał z wyrocznią to było “jutro wieczór” więc teraz jak szedł przez Plac Targowy to mogło chodzić o dzisiejszy wieczór. Chyba, że im zejdzie dłużej no to jutro. Ale i tak Merga spodziewała się ich powrotu przed początkiem festynu.

- Ale została Pirora. Porozmawiaj z nią prosze bo ona z nas wszystkich jest najbardziej wtajemniczona i obyta w życie śmietanki towarzyskiej. I tak trzeba by z nią ustalić wiele szczegółów. Jak choćby to czy przyznawać się do znajomości z taką egzotyczną panną czy nie. Albo czy ją nocować czy u kogoś innego. - poradziła mu przed wyjściem. Pod względem towarzyskim i społecznym to Pirora chyba stała najlepiej z całego zboru. Miała liczne koleżanki z klubu poetyckiego i chyba przynajmniej niektóre z nich rokowały szanse na zwerbowanie do spisku. Poza nią była jeszcze ta Bretonka, Fabienne. Dziewczęta całkiem dobrze się ze sobą dogadywały chociaż pani von Mannlieb należała do innego zboru, grupy Grubsona. Nawet byli chyba z raz czy dwa, na wiosnę gdy Merga niejako oficjalnie przywitała się ze swoimi wiernymi i namaściła Starszego na swojego protektora i prawą rękę. Ale raczej poza tym to obie grupy działały niezależnie od siebie. Chyba właśnie najczęściej to Fabienne i Oksana utrzymywały towarzyskie relacje z kultystkami Starszego. Pirora zdaje się najchętniej w ogóle przeciągnęłaby je obie do swojej komórki bo każda z nich wydawała się cenna i wyjątkowa. No ale na razie to chyba nadal obie raczej Huberta uważały za swojego szefa, patrona i mistrza niż młodą Averlandkę. Wyglądało to trochę jak przeciąganie liny jednak koleżance ze zboru Otto brakowało jakiegoś mocnego atutu aby je przeciągnąć na swoją stronę. Chociaż poza tym to relacje między nimi były całkiem ciepłe. Gdy jednooki bywał na spotkaniach poetyckich to Fabienne prawie zawsze była i dało się wyczuć, że zwykle wspiera poczynania blond kultystki i jest jej życzliwa.

A na samym placu musiał przerwać te rtozmyślania. Bo jak co tydzień, w dzień targowy, było tu gwarno, tłoczno a miejscami trzeba było się przepychać aby się przedostać przez tą ludzką ciżbę. Straganiarze prezentowali swoje towary, od rzeźników i ich wyrobów, przez wiecznie modne ryby, chleby, słodycze, narzuty, ubrania i tak dalej, każda branża miała swój stały zakątek na tym placu podczas jarmarku. Dlatego te wszystkie rusztowania i paliki jakie przygotowyano pod turniejową arenę trochę dzisiaj tonęły w tym gwarnym tłumie. A przeszedł parę domów dalej i już była fasada sklepu Grubsona. Trudno było mówić, że się znają z Grubsonem osobiście. Chociaż raczej obaj kojarzyli się właśnie z tych dwóch czy trzech spotkań na zborze. Więc właściel sklepu znalazł dla niego czas a nawet zaprosił do swojego biura na zapleczu aby swobodnie porozmawiać. Gdy wysłuchał z czym młodszy wiekiem i stażem kultysta przychodzi pokiwał głową ale od razu było widać, że jest zainteresowany.

- Suknia mówisz? Z odważnymi wycięciami? Na jakieś zgrabne, kobiece udo i pępek? I to jeszcze w purpurze i różu? Moje ulubione zestawienie. Ale na turniej? Ten co teraz będzie? No kolego… Stawiasz nas pod ścianą. Mało czasu. To nie jakaś kiecka co ją można w jeden dzień uszyć. No ale poczekaj chwilę, zobaczymy co Oksana powie. - jako kultysta to takie kultystyczne i zalatujące dekadencją i hedonizmem zamówienie bardzo grubemu kupcowi przypadło do gustu. No ale jako szef prężnie działajacej firmy krawickiej, jaki był głównym dostawcą kostiumów i materiałowych dekoracji do nowo otwartego teatru to był realistą. Zadzwonił dzwonkiem, do środka weszła jakaś długonoga sekretarka i kazał jej wezwać Oksanę. Ta pokiwała głową, znikła za drzwiami i niedługo później weszła do środka dwukolorowa główna krawcowa i projektantka tej firmy. Uśmiechnęła się skromnie do Otto ale podeszła do biurka swojego szefa. Ten wprowadził ją w pomysł z jakim przyszedł młodzieniec.

- Mało czasu. - pokręciła głową na znak, że sprawę podobnie ocenia jak szef pod względem terminu. - Ale może uda mi się przerobić którąś z gotowych sukien. Potrzebowałabym wymiary tej pani. Albo jak się da to ją samą. No i projekt. Rysunek jak się da. Albo dokładny opis to sama zrobię rysunek. Muszę wiedzieć jak to ma wyglądać. - krawcowa chociaż uznała, że szycie od zera nowej sukni raczej nie jest realne w ciągu paru dni to jednak znalazła pewne zastępcze wyjście. Postukała w notatnik jaki miała zawieszony na sznurku u pasa aby był pod ręką dając znak, że może wspomóc w tym zaszczytnym dziele.

- Tak i jak ustalicie co i jak to Oksana daj kolegom z rodziny tak z 25% zniżki przy wycenie. Może więcej jak rozejdzie się po salonach skąd owa egzotyczna piękność ma tą suknię. A w ogóle kto to to ma być? - Grubson za swoim biurkiem wyglądał jak klasyczny, gruby kupiec. Odezwał się dobrotliwym, jowialnym tonem wujaszka no ale nie zapomniał o interesach. W przypadku szycia zwykle cena zależała od użytych materiałów i pracochłonności w wykonaniu.

- Przyszła pani von Mannlieb. - jak rozmawiali drzwi znów otwarła sekretarka i z wieściami. Hubert i Oksana byli tym nieco zaskoczeni.

- Ale ją ciśnie. Mówiłam jej, żeby przyszła jutro. Chyba, że coś się stało. - krawcowa zawahała się spoglądając na szefa. Ten z żalem ale przyznał, że nie może jej tu przyjąć w biały dzień. No a poza tym właśnie rozmawiali o interesach.

- Niech poczeka. Dobrze jej to zrobi. Powiedz jej, że mam ważne spotkanie a Oksana jest na konsultacji. - powiedział w końcu do sekretarki a ta skinęła głową i wyszła.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; mieszkanie Heinricha
Czas: 2519.06.31; mkt; noc
Warunki: salon, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, mżawka, nieprzyjemnie



Heinrich



Resztę nocy po tym jak Rune wyszedł Heinrich przespał spokojnie. Z zaleceń od Mergi jakie przekazał mu wojownik wynikało, że ma smarować tą maścią nogę rano i wieczorem. Albo jak zacznie boleć. Ten gliniany dzbaneczek na zbyt długo nie wystarczy no ale jak będzie się kończył i da znać to wyrocznia obiecała zrobić nową porcję. Tak przynajmniej mówił wczoraj Rune. Mówił też inne rzeczy.

- Aaa, to o to chodziło z tymi elitarnymi najemnikami? - roześmiał sie gdy usłyszał od gospodarza te wieści. Upił wesoło łyk częstując się bez skrępowania. Na swój sposób można go było uznać za pogodnego czy nawet wesołka. Ale może dlatego, że w takich chwilach jak ta gdy czuł się bezpiecznie i rozmawiał z towarzyszami niedoli to sobie na to pozwalał. Bo z tego co czasem rubasznie sobie opowiadali czy wspominali razem z Egonem i Silnym przy stole na zborach to wcale nie był z niego taki wesołek.

- No jak dobrze płacą to mogę tam podejść. Drażnią mnie te wypacykowane paniczyki ale z jakąś wyperfumowaną piczką szlachetnej krwi to chętnie bym się poznał. Słyszałem, że te aktoreczki to są bardzo namiętne. - zaśmiał się lubieżnie na myśl o takich ekscesach. Chociaż to chyba tak prywatnie jak to między kolegami. Bo sprawiał wrażenie, że potrafi nie tylko strzelić w pysk jak potrzeba ale też wykonywać polecone zadania. Zwłaszcza jeśli wiązały się z użyciem przemocy bezpośredniej.

- No dziadku, to pogadaj z naszą rogatą wróżką. Może coś uradzicie. Bo my też z nią i szefem gadaliśmy. No i mówią, że takie zamieszanie gdzieś wieczorkiem po cichaczu można by zrobić. Że to by było dobre dla naszej sprawy. No to mnie i chłopakom to pasuje. Chętnie przylejemy tym bogatym pacanom i zapoznamy ich z gnojem tego parszywego życia na naszym bruku. - zaśmiał się chrapliwie jak wilk co widzi stado bezbronnych owiec. Jednak z tego co mówił, to nie mieli działać tak całkiem samopas i dla własnej przyjemności. Ale taki napad mógł być częścią większego planu. Bo sami jeszcze nie wiedzieli na kogo, gdzie i kiedy mieli napadać więc to wstępnie był tylko luźny szkic tego planu. Właśnie choćby Heinrich mógł się na to załapać a mógł coś z tymi balami i tak dalej co pewnie będzie się kręcić wokół Pirory.

- A słyszałeś już ploty? Podobno Joachim pojechał z dziewczynami na Wrakowisko. I przywieźli stamtąd prawdziwą syrenę. Tylko umie sobie ten rybi ogonek zmieniać w nogi to się tak nie rzuca w oczy. I teraz popłynęli po jakiś ten swój badziew zatopiony gdzieś w rzece. Ale niedługo pewnie wrócą. Przed festynem powinni wrócić. Jak nie to pewnie coś ich zeżarło na tej rzece albo w lesie. - zaśmiał się na koniec ale podzielił się ze starszym wiekiem kolegą plotkami ze zboru. Chyba nie miał zbyt dużego mniemania o tym przedsięwzięciu a zwłaszcza o koleżankach ze zboru. Jednak on i one mieli całkiem inny system wartości i moralności więc to aż takie dziwne nie było.

Ale to było jeszcze w nocy, jak Rune był. Potem poszedł. Heinrich w końcu zgasił świecę i z ulgą zasnął. A rano też miał satysfakcję, że noga ledwo trochę jest zdrętwiała. Dawno nie czuł się tak dobrze. Nawet jak był trochę niewyspany po tej nocce. Siedział teraz w kuchni przy śniadaniu przygotowanym przez służącą. Za oknami było szaro i pukała w nie monotonna mżawka. Ale jakoś nie wyglądało zbyt zimno. Chociaż mokro i mało przyjemnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-09-2022, 22:06   #32
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Mieli do czynienia ze zwierzoludźmi, czyli potencjalnymi sojusznikami, choć potencjalnie mogli być oni niebezpieczni. Czy to był teren Ungorów? W każdym razie astromanta stanął naprzeciw przywódcy zwierzoludzi, starając się wyglądać pewnie, a nawet dostojnie. Jego święcąca laska wyraźnie sugerowała że jest magiem.

- Bądźcie pozdrowieni w imię naszych Panów, Tzeenchta i Slaanesha - rozpoczął rozmowę wyraźnie identyfikując swoją grupę jako wyznawców tych dwóch potęg, mając nadzieję że zostanie zrozumiany.

Jego słowa wywołały pewną reakcję wśród istot lasu. Ale na pierwszy rut oka trudno było rozpoznać jaką. No na pewno nie rzucili się natychmiast do krwiożerczego ataku jak to zwykle bywało przy kontakcie przedstawicieli obu ras. Ich herszt zmrużył oczy jakby zastanawiał się nad tymi słowami czarodzieja. Jeden z jego ludzi coś mu szepnął ale czy to było pytanie czy podpowiedź to nie szło usłyszeć.

Powiedział coś wskazując na niego a potem dalej, na obóz z ogniskiem i namiotami jakie były przy rzece. Brzmiało jak pytanie. Ale znów w jakimś dzikim, obcym języku. Powiedziane to było dość neutralnym tonem jakby jeszcze herszt nie zdecydował się ani na agresywną ani na strachliwą opcję. Ale coś chyba chciał się dowiedzieć.

- Nie rozumiem waszego języka- czarodziej odparł dwa razy, najpierw w Imperialnym, potem w demonicznym.
- Gunther, spytaj się dziewczyn, czy któraś z nich rozumie język zwierzoludzi - zwrócił się do swojego ochroniarza. Miał nadzieję, że nie dojdzie do konfliktu przez coś tak błahego jak niezrozumienie mowy…

Ochroniarz nic nie powiedział, skinął głową i ruszył szybkim krokiem w kierunku położonego przy starorzeczu obozu. Przez chwilę więc czarodziej został sam z tym kilkorgiem zwierzoludzi. Mógł im się przyjrzeć wyraźniej. Z pół tuzina, dwie kobiety reszta mężczyźni. Znów herszt wymienił krótkie, chrapliwe, urwane zdania ze swoimi ludźmi. Obserwowali uważnie i Joachima i odchodzącego ochroniarza. Zapytał o coś astromantę wskazując włócznią albo na obóz albo na Ghuntera. Znów Joachim nie zrozumiał co. Ale po chwili wrócił jego ochroniarz przyprowadzając ze sobą Łasicę i Lilly.

- O, zwierzoludzie… Ciekawe czy to wszyscy. Czego chcą? - włamywaczka z nieukrywaną ciekawością oglądała sobie grupkę nocnych przybyszy.

- Ja mogę z nimi porozmawiać. Trochę rozumiem ich język. - powiedziała Lilly a jej przybycie wyraźnie ożywiło kopytnych. Bo widać było, że różowowłosa też ma zamiast stóp kopyta a pęciny porośnięte różowym futrem.

- No to bardzo nam pomoże - Joachim nieco się odprężył i porzucił plany rzucenia zaklęcia ochronnego. Zmiennokształtni mogliby odebrać to jako atak na nich.
- Tłumacz jego słowa - wykonał gest od Lilly w stronę domniemanego przywódcy.

Trójka kultystów obserwowała i słuchała przebieg rozmowy między ich kopytną koleżanką a hersztem zwierzoludzi. Trochę to trwało i wyglądało na to, że nie wszystkie wypowiedzi są dla obu stron zrozumiałe. Lider ungorów coś pytał, wskazywał przy tym w kierunku obozu a mutantka mu odpowiadała i opowiadała bo jej odpowiedzi zwykle były dłuższe. Pewnie też było coś o nich bo raz czy dwa bródka ungora wskazała na nich a liliowłosa też spojrzała na na nich nim nie zaczęła coś tłumaczyć. W końcu po paru takich wymianach Lilly zwróciła się do czekającej trójki.

- Mówi, że ściągnęły ich tu sny i wizje. Przybyli oddać cześć Wężowi. Oni go nazywają Snarl jeśli dobrze zrozumiałam. Mieli tu chyba sobie urządzić małą orgię. No i uznają to miejsce za pobłogosławione przez Snarla. Dlatego. Ale nie spodziewali się tu nikogo innego to jak nas zobaczyli to trochę się zdziwili. Mówiłam im, że my też jesteśmy od Snarla. Przynajmniej ja i dziewczyny. To się ucieszyli. No ale pytają o ołtarz i Sorię. Chyba myślą, że ona to jakiś odmieniec czy co. - dziewczyna o liliowych włosach i takimż futrze na łydkach przetłumaczyła co podczas tej rozmowy ustaliła z nie tak całkiem odmiennych od niej przedstawicielami podobnej rasy, na stałe naznaczonej piętnem Chaosu. A Soria, w obecnej formie atrakcyjnej kobiety z kilkoma parami ramion no faktycznie można ją było wziąć za odmieńca. Zwłaszcza jak z tej odległości nie było widać wszystkich detali.

- Przyszli na orgię? O! To tak jak my! - roześmiała się Łasica którą raczej rozbawiły niż speszyły takie wieści. - Hmm…. Ale te błogosławieństwo tego miejsca co mówią to pewnie przez ten ołtarz. Soria coś takiego mówiła. Mogą mieć coś przeciwko jak jutro będziemy chcieli go ze sobą zabrać. - zreflektowała się nieco myśląc o planach na jutrzejszy poranek. Możliwe, że zwierzoludzie już widzieli wystający z wody ołtarz to biorąc pod uwagę uwiecznioną na nim scenę raczej nie było trudne domyślić się komu został poświęcony.

Czarodziej zastanawiał się przez chwilę, potem wziął Lilly i Łasicę na bok i przemówił do nich cicho, nie był do końca pewien czy żaden z ungorów nie mówi ich językiem .

- Powiedz im, że Soria jest wybranką Węża, może nie będą chcieli się przeciwstawiać jej woli? Jak nie macie nic przeciwko, możecie ich zaprosić na wspólną orgię, wtedy uśpimy ich czujność i zobaczymy co dalej - zaproponował.

Dziewczyny popatrzyły na siebie chwilę. Potem na czekających zwierzoludzi. I wreszcie w drugą stronę na czekające w obozie koleżanki.

- No ja to zawsze byłam ciekawa jak to z nimi jest. Słyszałam, że są bardzo jurni. A dziewczyny to nie wiem, trzeba by zapytać. Ale z Soria Joachim dobrze mówi. Trzeba jej powiedzieć aby zrobiła odpowiednie wrażenie. To jak się jeszcze z nimi zaprzyjaźnimy to może sami nam pomogą? - łotrzyca w skórzanych spodniach pierwsza zabrała głos i rzuciła swoją propozycję. Raczej pomysł czarodzieja zdawała się aprobować. Lilly ograniczyła się do roli łączniczki więc powiedziała coś do zwierzoludzi wskazując na obóz. Rozmowa trwała krótko, parę wymienionych przez obie strony zdań. Ale przez grupkę przebiegło poruszenie, może nawet ekscytacji.

- Powiedziałam im, że musimy porozmawiać z resztą i żeby poczekali. Ale my to ich chętnie ugoscimy. - wyjaśniła kopytna wskazując na siebie i koleżankę. Ta roześmiała się dźwięcznie, pomachała ungorom wesoło i wrócili do ogniska.

- I co? Kto to? Co chce? - z czekających Burgund odezwała się pierwsza. Widać było, że jest zaintrygowana i nieco zaniepokojona wynikiem tych negocjacji.

- Goście. Chcą naszych kuperkow i resztę wdzięków. I ja i Lilly jesteśmy skłonne im to dać. - odpowiedz Łasicy, zwłaszcza okraszona pokazaniem języka swojej kamratce była psotna i lekka. Więc Burgund i reszta chyba nie były pewne o co tak naprawdę chodzi. Nawet jak Lilly potwierdziła słowa ich liderki kiwaniem głowy. Dopiero jak Łasica zaczęła tłumaczyć Sorii jaki plan ukuli na szybkiego z Joachimem zorientowały się o co tu chodzi.

- Dobrze. Myślę, że to się uda załatwić po przyjacielsku. - wybranka Węża, córka Królowej Potworów uśmiechnęła się łagodnie. Potem wystąpiła parę kroków do przodu i zatrzymała się. I zaczęła coś głośno mówić w stronę cienistych sylwetek między drzewami. Mówiła potężnym głosem, dumnym i dostojnym niczym zawodowy mówca. W obcym języku.

- O, ona zna ich mowę. - trochę zdziwiła się Lilly która z ich grupki była jedyną co mogła zrozumieć tą dziką mowę zwierzoludzi. A tymczasem głos kobiety o granatowych włosach potężniał.

- Wzywa ich. - Lilly cicho powiadomiła swoich towarzyszy. Ale rzeczywiście sylwetki z drzew zaczęły się zbliżać. Aż ujawniły swoją pół ludzką formę gdy weszły w zasięg blasku ogniska. Wtedy Soria zaczęła się zmieniać. Rosnąć. Włosy zmieniły się w żywe węże, smukłe nogi scaliły się tworząc wężowy ogon, oczy z ludzkich zaczęły promienieć wewnętrznym blaskiem potęgi. Sama wybranka Węża zaczęła unosić się na tym wężowym ogonie aż głowę miała na wysokości kilku kroków nad ziemią. Rozłożyła dumnie swoje kilka ramion aby ukazać się w pełnej, nadnaturalnej krasie. No i głos. Głos jej się zmienił. Teraz wydawało się, że gdy mówi to wtóruje jej pogłos setek głosów i mileniów.

Od pokazu tej potęgi stadko zwierzoludzi padło na kolana onieśmieleni takim pokazem mocy. Zaraz potem padli na twarz jakby obawiali się gniewu swojej bogini. Właściwie kultystki też. Najpierw Łasica a potem reszta koleżanek. Właściwie to i kultyści gdy przedwczoraj spotkali Sorie po raz pierwszy na plaży przy Wrakowisku to co nieco widzieli tej wężowej formy Sorii. Ale wówczas nie okazała się ona z taką mocą jak teraz. Joachim czuł naelektryzowanie w powietrzu co zdradzało, że przemiana wpłynęła na przenikające ten świat energie Eteru.

- Oh pani! Pozwól nam ci służyć! - jęknęła Łasica szczerze poruszona tym pokazem mocy i potęgi. Ale i reszta dziewcząt oraz zwierzoludzi byli pod wielkim wrażeniem.

- Dobrze. Możecie mi służyć. Podaj mi wino piękna służko. - wężowa czcigodna okazała łaskę i dobry humor. Odezwała się do lotrzycy w reikspiel nieco rozbawionym tonem. Opadła na niższy poziom będąc już tylko o głowę wyższa od pozostałych. Gdy dostała kubek z winem wzniosła go do góry.

- A więc kobiety i taniec, śpiew i wino! Niech umiar idzie precz! Niech zacznie się noc żądzy a skrywane pragnienia niech mają swój finał! - Soria krzyknęła do wszystkich wznosząc swój kubek z winem i pierwszy toast tej nocy już po północy. Przywitano to z aplauzem obu grup. I dość szybko obie grupy zaciekawione sobą nawzajem zaczęły się mieszać i fraternizować zupełnie jakby odgrywały jakąś scenkę uwiecznioną na alabastrowym monumencie jaki spoczywał częściowo zanurzony w przybrzeżnej wodzie.


***************************************

Zadowolony, że jego plan się powiódł i uniknęli niepotrzebnej walki ze zwierzoludźmi, Joachim przyklęknał na jedno kolano przed Sorią której mroczny majestat był nie do zaprzeczenia, choć padanie na twarz wydawało mu się jednak przesadą. Następnie odsunął się na bok, obserwując jak ungorzy i kultystki oddają się swoim żądzom, zachęceni przez syrenę.

Sam stwierdził, że postara się tym razem zachować zimną krew, inaczej niż na Wrakowisku i obserwować orgię w celach pogłębienia swojej wiedzy, w końcu niewiele miał wcześniej do czynienia ze zwierzoludźmi, a i Soria była wyjątkową istotą. Guntherowi i Rupertowi pozwolił się przyłączyć do orgii, na początku wydawali się sceptyczni, ale po chwili nie byli w stanie oprzeć się magii roztaczanej przez wyznawców Księcia Rozkoszy. On jakiś czas wytrwał obserwując, ale w końcu pozwolił się zaciągnąć na bok rozpalonej żądzą Burgund... co wcale nie było nieprzyjemne.

Następnego dnia podporządkowani już Sorii zwierzoludzie pomogli zaciągnąć ołtarz na łódź. Niestety, wyglądało na to, że nie więcej niż 3 osoby zmieszczą się wraz z ołtarzem. Czarodziej zaproponował, by z ołtarzem popłynęli: Rupert, jako umiejący kierować łodzią oraz Soria i Łasica, jako najwyższe rangą z wyznawców Slaanesha. On z pozostałymi miał zamiar wrócić pieszo z pomocą ungorów. Przy okazji planował korzystając z tłumaczenia Lily dowiedzieć się więcej o ungorach, jakimi siłami dysponują i co wiedzą o innych grupach i istotach w okolicy.

 
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-09-2022, 13:02   #33
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację



Ulga była nieopisana. Z jakimś dobrym humorem wstał dziś, bez osłabiającego myśli bólu. Szedł pewnym krokiem, prawie nie pamiętając o sztywności nogi.
Wiedział, że pomysł, o którym chce z Megą porozmawiać może być jak i problemem dla miasta, jak i mieć konsekwencje dla kultu, jeżeli nierozplanowany odpowiednio. Więc wchodził do rogatej z pewnością, której nie okazywał podczas ich pierwszego spotkania, którym okazał swoją desperację. Dziś już jej nie było. Została pewność... nawet jeżeli była to pewność czynów, które powinien ukrywać popiół.
Wkroczył do kryjówki Mergi (czy nadejdzie czas, gdy i on będzie musiał się ukryć?), szukając samej wiedźmy.

- O. Jesteś. Czcigodna mówiła, że możesz przyjść dzisiaj. Poczekaj tutaj. - nawet po drabinie co zwykle sprawiała mu trudność nie schodziło się dzisiaj tak źle. A trzeba było po niej zejść z poziomu piwnicy wieży do ukrytego przejścia. I tam, kawałek prostego korytarza po ciemku aż dłonie namacały zasłonę. Za nią była półka i ogarek jaki można było znów po omacku oświetlić. I solidne drzwi jakie odgradzały od właściwej części kryjówki. Podobno zamontowano je jakoś na wiosnę, wcześniej ich nie było. Ale jak Heinrich przybył tu pierwszy raz to już były. W drzwi trzeba było zastukać hasłem, aby było wiadomo, że to ktoś swój. Wtedy czekało się aż ktoś z zewnątrz podejdzie i otworzy. Dzisiaj była to Norma, ale ona często pełniła tą funkcję. Wpuściła go i przeszli do jadalni. To było największe pomieszczenie w kryjówce i pełniło też miejsce spotkań całego zboru. Pod ścianą był piec i miejsce do gotowania gdzie zwykle krzątała się Myszka albo któraś z dziewczyn. Dziś też odmieniec podała na stół butelkę wina i kubki pytając czy jest głodny. Zaś póki pełniła rolę gospodyni norsmeńska wojowniczka poszła w trzewia kryjówki po rogatą panią. Po jakimś czasie obie wróciły do jadalni a Merga przywitała się ze swoim gościem przyjemnym uśmiechem.

- Dzień dobry Heinrichu. Jak noga? Maść pomogła? - zapytała podchodząc do stołu z dumą i pewnością godną kapłanki czy szlachcianki.

- Uratowała mi życie, bo już chciałem zębami odgryźć nogę. - wstał i skłonił się ze wdzięcznością - Dziękuję.

Pierwsza reakcja na rogatą minęła chyba po trzecim spotkaniu. Na pierwszym była okryta iluzją, dając poznać swoją formę na drugim. To był niemy szok dla byłego łowcy czarownic, który wtedy ledwo się zgadzał z własnymi czynami. Dziś już ten widok był dla niego zwyczajny, nie wzbudzał w nim wyuczonej złości... szczególnie jak dzięki kobiecie nadchodziła ulga.

- Ciało nie chce zmiany, więc umiera powoli, jakby uparty na torturach.

- Czasem tak bywa. Z ludźmi tak samo. Dają się omamić i zwieść słabym bożkom i fałszywym ideałom. I większość z nich jest taka oporna na prawdziwą wiarę. Boi się zmian. Boi się stracić to co już ma i zna. Dlatego tak często skłaniają się ku nam desperaci i wyrzutki, którzy nie mają nic albo niewiele. - rogata pokiwała swoimi rogami dając znać, aby gość spoczął za stołem.

- I cieszę się, że pomogło. Musimy sobie pomagać. Nikt z nas nie jest na tyle mocny, aby poradzić sobie bez innych. Zwłaszcza jak chce coś osiągnąć. A co cię do mnie sprowadza? - zapytała okrążając pytanie przyjemnym uśmiechem.

Heinrich przyjął zaproszenie i usiadł naprzeciw rogatej wiedźmy.
- Zbieranie jak najlepszych najemników miało sens. Możni i bogaci miasta potrzebowali bezpiecznego przyjazdu i eskorty na miejscu trupy aktorów z Salzburga. Ich przyjazd ma uświetnić to miasto, a jako że to pierwsza tak szacowna i liczna grupa... ich pojawienie się będzie miało w sobie korzyści polityczne i gospodarcze, a do tego przekona innych, że tu warto przyjechać. - postukał palcem o wierzch dłoni leżącej na stole - Gdzie wpływy i pieniądze, tam wielu się interesuje. Cokolwiek poszłoby nie po myśli, może boleśnie się odbić na miejskich interesach. Winnych będzie się szukać, najwyżej używając kozłów ofiarnych.
Oparł brodę na złożonych dłoniach w jedną pięść.
- Możemy zrobić wielką pożogę, ale jeżeli nie podejdziemy do tego z głową: sami się podpalimy. Chcę zapytać, czy mamy jakiś nieprzekraczalny limit zagrożenia, które przetrwamy? Możliwe straty uboczne? - spojrzał w oczy Merdze - Wiesz pani, od tego zależeć będzie plan. Do czego można się posunąć. A pewne jest, że reakcja będzie.

- Tak, to prawda, możemy uderzyć na nich mocno i znienacka. Chaos obejmie miasto a władze i możni zostaną skompromitowane. Sprawa będzie zbyt duża, aby ją zatuszować, tak samo jak nie udało im się zatuszować mojej ucieczki z Kazamat. Staną się pośmiewiskiem całej prowincji, na pewno polecą czyjeś głowy. No ale i śledztwo też zostanie wszczętę, możliwe, że przyślą kogoś z zewnątrz. - Merga uśmiechnęła się już jak Heinrich mówił zgadzając się, że takie uderzenie powinien odbić się na tutejszych władzach mocnymi konsekwencjami. Zwłaszcza jeśli ofirarami staliby się zamożni goście spoza miasta.

- No najlepiej to aby się obyło bez strat. Przynajmniej tak to planujemy. I gdyby nasz plan z dosypaniem tego i owego do potraw wypalił a myślę, że gdy część z nas oficjalnie będzie na przyjęciu jako goście lub obsługa to ma to spore szanse powodzenia. Potem wystarczy czekać aż środki zaczną działać. Tylko właśnie nie do końca mamy wpływ na to gdzie będzie to finałowe przyjęcie. Nam najlepiej pasowałby teatr bo tam mamy największe pole manewru. No ale to nie do końca zależy od nas i jeszcze to nie jest postanowione między możnymi tego miasta. Skoro zaś część z nas będzie jako goście myślę, że o ile sami nie dadzą się złapać lub w coś nie wpakują to powinni być nie bardziej podejrzani niż pozostali goście. Obsługa będzie zapewne bardziej na widelcu no ale liczę, że nasze sprytne dziewczęta sobie poradzą. - Merga chyba nie do końca była pewna co Heinrich ma na myśli więc w ogólnych zarysach przedstawiła główną część planu zboru na nadchodzący turniej rycerski.

- Sugeruję, aby goście ucierpieli ostatecznie na terenie miasta lub w zewnętrznych granicach, nie zaś na bezdrożach. - zamyślił się - Rune zgodził się zakręcić wokół Czerwonego Johana, który rekrutował, to możliwie wciśnie się w ranki przypisanych najemników do ochrony. Kiedy inni zajmą się doprawionymi potrawami, będą się akcje działy równolegle, to i ich skutek może się wylać równocześnie. Zakładam pojawienie się paniki wśród ludzi. - spojrzał na Mergę - Czy działania będą mieć widoczny wpływ kultu, czy damy radę to wszystko przyklepać pod gierki szlachty i handlowców? Dobra, stara zawiść i chciwość?

- Będzie to wyglądało na próbę otrucia. Na masową skalę oczywiście bo na przyjęciu dla ważniaków. A trutkę może podrzucić każdy kto ma odpowiednie zasoby, determinację i możliwości. Chociaż planowalismy dodać też środek wywołujący mutacje. Co prawda to też mógłby zdobyć ktoś z odpowiednimi dojściami ale już może sugerować udział jakichś kultystów lub osób powiązanych z naszymi patronami. - przyznała wiedźma. Jak sam ze swojej dawnej służby były łowca czarownic wiedział nie wszystkie makabryczne, okrutne czy wyuzdane czyny popełniane przez bliźnich były zorganizowane przez jakieś spiskowe organizacje. Czasem to były czyny pojedynczego desperata. Ale czasem jakieś rozgrywki między spiskowcami najróżniejszyjszych stronnictw. Niekoniecznie tych powiązanych z Chaosem. No ale jednak i tak często brano pod uwagę ten czynnik, zwłaszcza jak znaleziono jakieś poszlaki na to wskazujące. Zaś masowe wystąpienie takich mutacji mogło to sugerować. Z drugiej strony tacy odmienieni obywatele z ręki prawych władz i tak musieliby zostać skazani na śmierć.

- Zaś ta akcja chłopców Silnego myśleliśmy gdzieś w mieście. Zapewne nadarzy się okazja dopaść jakiś pojedynczy powóz czy coś takiego. Tylko wciąż niezbyt wiemy kto, gdzie i kiedy przyjedzie oraz się zatrzyma. To już będziemy się dowiadywać jak się turniej zacznie i wszyscy będą na miejscu. Jeśli Pirora i dziewczęta będą tam działać to nie powinno być zbyt trudne do zlokalizowania. A w napadach i siłowych rozwiązaniach Silny i jego drużyna mają wprawę. Wystarczy im wskazać cel, czas i miejsce. - wyrocznie wyjaśniła jak to mniej więcej powinno wyglądać z tymi napadami jakie mieli przeprowadzić specjaliści kultu od takich działań.

- A uważasz, że coś jeszcze moglibyśmy przygotować? Jak tak to mów śmiało. - zachęciła go aby podzielił się swoimi pomysłami.

- Cokolwiek nie zostanie zrobione, pewnikiem zaczną węszyć Chaos. - uśmiechnął się pod nosem - I niezależnie od wyniku: kogoś znajdą, nie musi to być kultysta. Liczy się efekt, nawet pozorny. Kult powinien się nie wychylać kilka tygodni, nie dawać się zachęcić do działań czy zastraszyć węszeniem. To jedna z możliwości - wykurzyć szczury dymem. Ognia nie ma, jest jego iluzja. - przymrużył oczy, jakby wspominając coś przyjemnego - Kto wybiegnie z kryjówki, ten winny. Jeżeli posiadamy listę potencjalnych kozłów ofiarnych, ludzi co nam brużdżą... też można wykorzystać.

- Listę, potencjalnych sprawców? - rogata wiedźma dolała sobie wina do glinianego kubka i gestem zaproponowała poczęstunek swojemu gościowi. Norma skądś wróciła ale siadła na zydlu przy kuchni gdzie biło od pieca przyjemne ciepło.

- Tak, też o tym myśleliśmy. Tutaj najlepiej by było obarczyć winą jakiegoś naszego przeciwnika. Albo kogoś z zewnątrz. Myśleliśmy o tych podziemnych stworzeniach. Obie strony skoczyłyby na siebie. Chociaż do tej pory raczej nie najgorzej nam się układało. W pewnym sensie, mogliby się okazać naszymi sojusznikami. Wciąż mam wrażenie, że tam coś jest. Coś istotnego. Chociaż wizje i myśli przeciekają mi przez palce, nie mogę tego sprecyzować… - Merga pokiwała głową na znak, że tutaj też po ogólnych założeniach myślą podobnie. Jednak diabeł jak zwykle tkwił w szczegółach. W tym wypadku co do wybrania takiego kozła ofiarnego i przygotowania czegoś zawczasu.

- A oczywisty cel to tutejsi łowczy czarownic. Herwig i jego banda. Tylko trudno będzie przekonać władze i resztę, że dopuściliby się takiej masowej zbrodni. - pokręciła głową, że chociaż ten cel wydawał jej się bardzo nęcący a pewnie sama chętnie by się zrewanżowała łowcom za zimowe brutalne przesłuchanie i traktowanie to jednak nie było łatwo przekonać śledczych, że mieliby motyw aby zrobić coś takiego.

- Mam też przeczucie, że sam turniej przyniesie nam jakąś niespodziankę. I to raczej pozytywną. Chociaż jeszcze nie wiem jaką. Ostatniej nocy miałam sen. Nowy. Coś się wydarzy, coś istotnego, wkrótce, coś co wpłynie na losy całego miasta. Więc spodziewajmy się niespodziewanych wieści. Miej oczy i uszy otwarte. - dorzuciła skoro i tak rozmawiali o jej nadprzyrodzonych talentach.

- No i oczywiście można spróbować obarczyć jakiegoś pechowca. Kupca, kogoś z ratusza, może Akademii. Najlepiej kogoś mało popularnego a potężnego bo w żebraka dosypującego w szlacheckiej kuchni trutki do potraw to nikt nie uwierzy. Albo mityczny, fantomowy cel. Jakiś szpieg, zabójca czy inny dysydent. - dodała jeszcze jeden pomysł jaki rozważała co do celów do spreparowanych pomówień i oskarżeń jaki mógłby odsunać podejrzenia od faktycznych sprawców.

- Wrogowie to zawsze kuszące cele. - przyjął propozycję poczęstunku - Ale często też zgubne w ostateczności. Jeżeli za szybko dotrą ścigający do winnego będącego wrogiem grupy - bezwiednie zaczął przesuwać palcem po stole, jakby tworząc linię - to powiązanie będzie zbyt widoczne i nie zatrzymają się na tym, kogo chcemy. Nie sądzę, byśmy teraz musieli głównych wrogów wrabiać. Do tego potrzebna byłaby zasłona dymna, z siatki powiązań. Nie działajmy wedle emocji i bez przemyślenia. Nasi przeciwnicy też nie rzucą się na pierwszy trop. - upił wina ze swojego kubka - Niech pokrążą w plątaninie tropów, zgubią się w powiązaniach. Oni grają w to, my też się przyłączamy, ale sprawmy by plansza i zasady były nasze. Można rzucić na pożarcie jakiś nieszczęśników, by zamętem ogarnąć dochodzenie.

- Jakichś nieszczęśników to pewnie sami znajdą. Jak pan baron zarzyga się na śmierć a pani hrabina dostanie zawału to tak jak mówisz, winni muszą się znaleźć i zostać surowo ukarani. Dlatego pewnie w pierwszej chwili wezmą w obroty służbę. Chociaż to chyba oczywiste, że nawet jeśli ktoś z nich by został przekupiony to raczej był tylko ostatnim ogniwem. - niebieskoskóra wiedźma z północy pokiwała głową gdy rozważała pomysł o jakim rozmawiali.

- To mówisz, że odradzasz zwalanie winy na łowców i innych takich? - zapytała raczej, aby się upewnić i to jeszcze przemyśleć.

- Tak, odradzam na ten moment. - pokiwał głową - Nie oznacza to poniechania, tylko ustalenia innej drogi. Jeżeli będą gonić dłuższy czas za własnym ogonem, wzbudzi to w nich irytację i niecierpliwość. Oba do wykorzystania. Łowca Czarownic nie widzi siebie jako ofiary, niezależnie co mówi. Nawet jeżeli główna osoba nie popełni błędu - zawsze możesz liczyć na błędy jego przybocznych czy sojuszników. Nie dotykajmy ich na razie za mocno. Uderzmy dopiero, gdy moment będzie odpowiedni, a sny o zemście kultywujmy w planach na przyszłość.

- Hmm… - gospodyni upiła łyk ze swojego kubka i zaczęła go obracać machinalnym ruchem. Pewnie podobnie obracając słowa Heinricha w swojej rogatej głowie.

- No cóż, byłeś jednym z nich. Myślę, że możemy zaufać twojej ekspertyzie. Dobrze, ostateczne zdanie ma Starszy, ale porozmawiam z nim o tym. - obiecała widocznie przynajmniej przyjmując tę argumentację do siebie.

- A poza tym masz jakieś sugestie co do dodatkowych atrakcji jakie moglibyśmy zrealizować na ten festyn? Widzisz się w jakiejś roli? - zapytała go patrząc przez szerokość stołu na swojego rozmówcę.

- Festyn... - Heinrich dopił zawartość kubka - Wylęgarnia zamętu, nawet bez pomocy, a z nią... - zamyślił się - Można sprawić, by zabawa dla ludu była... Ciekawsza. - odstawił na stół pusty kubek - Jeżeli alkohol będzie miał silniejszy wpływ, to gwarantowane są niepokoje na mieście, nie tylko wśród szlachty, a doprawiony alkohol zwiększa kupcom zyski, jako że chętniej kupowany. Straż nie będzie mogła skupiać sił w całości w innym miejscu, jeżeli miejsc będzie więcej. Problem bardzo ludzki, zwyczajny, co najwyżej oskarżający chciwych sprzedawców. Nic nadzwyczajnego. Różnicą będzie natężenie, choć wątpliwe by to zastanowiło. Ktoś za bardzo połasi się ba zyski, inny da opust pijaństwu, zabierając uwagę pewnej ilości straży. Doprawienie całej partii jednego handlarza na taką okazję, nie jest niczym niesłychanym. Wynik przejdzie oczekiwania. - uśmiechnął się - Małe a cieszy.

Heinrich wstał z siedzenia i skłonił się Merdze szlachecko niczym damie.
- Jestem rad, żem został wysłuchany, a twoje słowa dotrą do uszu Starszego, pani. - wyprostował się - Nie zamierzam partycypować w wydarzeniach wśród szlachty, nie mając ustalonej pozycji. Mam zamiar objąć opieką wydarzenia na samym mieście i upewnić się, że fiasko dotknie żywoty gości z Salzburga.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-09-2022, 14:17   #34
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Marktag; zmierzch; sklep Grubsona


Otto podejrzewał, że nie obejdzie się bez otwarcia sakwy. Grubson pomimo swoich wierzeń pozostał oportunistycznym handlarzem. Czyniło go to bardziej ludzkim, co przypadło Otto do gustu.
- Co do wymiarów, podeślę do was Łasicę, jeżeli nie uda mi się klientki przyprowadzić. Dziewczyna poznała dość… intymnie wymiary przyszłej właścicielki sukni. - Otto rozważał czy powiedzieć kim dokładnie jest ich klientka - Ale jestem pewny, że będzie w stanie się dopasować do sukni. To sługa Mrocznego Księcia i przez sługa nie mam na myśli wyznawcę… - postanowił zaryzykować. Być może informacja, że zbór Starszego zyskał sojusz tak cudownej istoty jak Soria, przekona Grubsona, aby przyłączyć swoją grupę do ich rodziny - Nazywa się Soria i jeżeli spodoba jej się wasza suknia, upewnię się, aby skierować ją w kierunku hojnych sług Węża. - Otto obgadał z Oksaną sprawę sukni w końcu udało im się znaleźć coś, co po kilku korektach da najlepszy efekt.
- Jeżeli można Hubercie, sprawę zapłaty obgadamy po festynie? Nie leży w mojej mocy ustalać takie sprawy. Do tego trzeba będzie zobaczyć jak twoje dzieło przypodoba się służce Idealnego Księcia.

Wzmianka o Sorii jako kimś więcej niż zwykłej kultystce mocno zaintrygowała duet kultystów z tego samego patrona. Zarówno szef jak i jego projektantka spojrzeli na swojego gościa jak dwa koty na wieść, że w okolicy pojawiła się bardzo apetyczna mysz.

- Służka Mrocznego Księcia? A powiesz coś o niej więcej? - zagaił gospodarz i skinął na dwukolorowowłosą. Ta podeszła do barku i zaczęła tam szykować napoje pewnie dla tych bardziej znamienitych gości jakich kupiec uznał, że są tego warci.

- I, tak, pewnie, przyślij Łasicę. Dawno jej nie widziałem, chętnie odświeżę znajomość. Mnie niestety nie wypada tak często odwiedzać młodej szlachcianki jak jej głównej krawcowej. - westchnął chyba trochę na pokaz ale też przebiła się igiełka zazdrości, że jego pracownica ma swobodniejszy dostęp i do teatru i do kamienicy na Bursztynowej 17. Gdzie w piwnicy Pirora urządziła prywatny loszek a Oksana była jej tam prawą reką i główną dominą do dyscyplinowania tych którzy to lubili. Teraz jednak grzecznie wróciła do biurka z dwoma kielichami i postawiła je przed dwójką mężczyzn. Gospodarz wydawał się zaintrygowany osobą dla jakiej miała być ta zamawiana suknia no ale mimo wszystko najpierw chciał się dowiedzieć czegoś więcej.

Pora rzucić drobną zanętę.
-Och, Soria jest cudowna. Preferuje mokre klimaty, ma jakieś… powiedziałbym trzy metry długości, może dwa i pół, jakieś trzydzieści palcy i naprawdę żywe włosy. Kiedy jednak chce się wmieszać w tłum, jej rozmiary nie odbiegają od normy. - kultysta się uśmiechnął. Grubson na pewno będzie chciał poznać syrenę i będzie można machać mu ją jak marchewką na patyku. Będzie musiał poinformować o tym Starszego. - I oczywiście przekażę Łasicy, że za nią tęsknisz.

- Łasica, tak, tak, cudnie usługuje. I mówisz, 3 metry wzrostu? I żywe włosy i tak dalej? I jest od naszego patrona? Koniecznie musisz nas z nią poznać! - po tym jak kupiec usłyszał opis wężowej syreny można było mieć wrażenie, że to jak jakiś fan co się dowiedział, że jego ulubiona diva jest w tym samym mieście w odwiedzinach. Zresztą Oksana wyglądała podobnie. Nawet niebieskowłosa włamywaczka którą oboje tak chętnie lubili maltretować dla wspólnej satysfakcji teraz wydawała się im miałka i pospolita.

- A to nie wiedziałem, że to chodzi o kogoś takiego. W takim razie Oksana, postaraj się. Sama słyszysz dla jakiego znamienitego to gościa. - szef przyjął wręcz jowialny i serdeczny ton i od ręki wydawał polecenie swojej projektantce.

- Tak, oczywiście, że tak, zobaczę co mamy na stanie ale na pewno będzie co najlepsze. Właściwie to może nawet by się udało na ten Festag. Jakby ta wspaniała kobieta raczyła do nas zawitać, gdyby oczywiście miała ochotę i bym mogła ją zmierzyć i poznać to byłoby wspaniale. Ale jak Łasica ma podobne rozmiary to oczywiście też może być, nie ma co fatygować tak wspaniałej pani jakimiś zbędnymi drobiazgami. - krawcowa też wydawała się spalać z żądzy i zniecierpliwienia tak samo jak jej mistrz i szef aby poznać kogoś tak zacnego.

- A te karliko to daj spokój Otto. Kto by się tym przejmował jesli chodzi o kogoś tak wspaniałego. To na koszt firmy, nic się tym nie przejmuj, dla kogoś takiego cena nie gra roli, liczy się jakość. To kiedy nasz z nią zapoznasz? - Hubert od ręki machnął reką na potencjalny zarobek na takiej w końcu nie takiej taniej sukni. Miał inne priorytety gdy chodziło o jego prawdziwą wiarę.

Otto nie spodziewał się, aż takiej reakcji. Spodziewał się, że handlarz połknie haczyk, ale jeszcze trochę i zacznie podgryzać wędkę.
- Niestety nie ma jej teraz w mieście. Jednak kiedy wróci, od razu przekażę jej informacje o waszym oddaniu i chęci komunii. - Otto pstryknął palcem coś sobie przypominając - Och, zapomniałbym, Soria nie zna mowy śmiertelnych. Więc o ile, któreś z was nie zna języka Niezrodzonych sądzę, że będziecie musieli sięgnąć po inne formy komunikacji… może "mowa ciała"? - Otto się uśmiechnął i skinął głową Grubsonowi - Jeżeli to wszystko, mam jeszcze kilka miejsc do obskoczenia. Och i Hektorze, Oksano. Jeżeli moglibyście ostrzec swoich innych klientów, że niektóre zamówienia mogą się opóźnić, ponieważ właśnie otrzymałeś zlecenie od bardzo egzotycznej klientce, która odwiedza miasto z dalekich krain specjalnie na festyn. No cóż.. rodzina będzie wdzięczna. Pogadam przy okazji z Pirorą, nasza znamienita znajoma, może chcieć zachwalić cię podczas balu w teatrze.

- Nie ma jej teraz w mieście? - chytre oczy kupca zmrużyły się jakby nagle zaczął się zastanawiać ile w tym jest prawdy. Ale pokiwał swoim byczym łbem i uśmiechnął się promiennie. - W mowie ciała jestem najlepszy. - pozwolił sobie na nieco buńczuczny uśmiech. - A bretoński zna? Bo jest jeszcze Fabi. Ona pewnie też będzie zachwycona jak by mogła ją poznać. - wskazał na drzwi do gabinetu jakie prowadziły na korytarz ale pewnie chodziło mu o bretońską klientkę i kochankę jaka akurat przyszła do sklepu.

- A te opóźnienia oczywiście. Zajmę się tym. A mam jakoś dokładniej zaanonsować przybycie naszej gwiazdy czy tylko takie ogólniki? - Oksana pokiwała głową bo w końcu ona zwykle miała najwiecej bezpośredniego kontaktu z klientami.

- Nie wydaje mi się, aby znała jakikolwiek język tego świata. - tek smakowity kąsek informacji, na pewno ich zainteresuje bardziej - Proszę, bądź jak najbardziej ogólnikowa Oksano, możesz pokazać szkic sukni. Chciałbym, aby zrobiła się z tego wielka Plotka. Wszyscy chyba wiemy, jak one żyją własnym życiem, a i tak sądzę, że ich najśmieszniejsze spekulacje nie dorównają prawdzie, którą ujrzą. Wyobrażacie sobie? Całe miasto gadające niemalże z lubieżnością o kobiecie, której nigdy nie zobaczyli?

- Ha! No rzeczywiście! To by dopiero było coś! Oksy, zrób tak jak Otto sugeruje. Żadnych konkretów, podgotuj ich tak jak to umiesz. - grubas zaśmiał się na myśl jaką rekację może wywołać w towarzystwie taka plotka.

- Dobrze, tak zrobię. Zapowiem przybycie ponętnej nieznajomej. W kreacji od nas. - kultystka pokiwała głową na znak, że jest właściwą osobą do tego zadania.


***

Marktag; zmierzch; teatr

Otto wkroczył do Teatru. Musiał przyznać, czuł się tu jak w kompletnie obcej domenie. Musiał szybko znaleźć jej władcę, więc zaczął rozglądać się za Pirorą.

Teatr urządzono w dawnej gospodzie więc to dawało się zauważyć od razu. Mimo wszystko prace remontowe i przeróbkowe trwały od zimy i teraz w sali głównej urządzono całkiem ładną scenę i widownię. Może nie było to tak wielkie i dumne jak celowo budowane przybytki wysokiej kultury z wielkich miast ale w końcu Neus Emskrank trudno było uznać za wielkie miasto. A i był to pierwszy prawdziwy teatr w tym mieście. Z zewnątrz to Otto widywał ten budynek jak przechodził ulicą w okolicy no i prywatnie wiedział, że tutaj urzęduje Pirora która stała się dzięki tej inicjatywie jedną z tuz śmietanki towarzyskiej. Dlatego też była prawie pewnym gościem na tych przyjęciach i balach z okazji turnieju i innych. Ale wewnątrz był pierwszy raz.

Zastał mimo późnej pory parę osób. Głównie jakichś majstrów i sprzątaczy co chyba przygotowywali scenę i widownię pod jakieś przedstawienie. Ale w miejscu dawnego szynkwasu urządzono chyba coś na kształt recepcji i szatni. Jakaś młoda, miła dziewczyna zapytała go w czym może pomóc. A gdy powiedział kogo szuka prosiła aby chwilę zaczekał. Potem gdzieś zniknęła ale nie na długo. Ze schodów zeszła znajoma ze zborów blondynka w ładnej sukni.

- Dobry wieczór kawalerze. Cóż cię sprowadza w nasze skromne progi? - zapytała Averlandka gdy podchodziła do gościa i się przed nim zatrzymała.

Otto skinął głową.
- Sprawy rodzinne obawiam się. Możemy znaleźć jakieś bardziej ustronne miejsce? - kultysta rozejrzał się ile osób jest w ich najbliższym otoczeniu.

- Oczywiście, proszę za mną. - po minimalnym ruchu brwi dało się poznać, że młodziutka szlachcianka zrozumiała o co chodzi ale poza tym nie dała po sobie niczego poznać. Przejeła rolę przewodniczki i wrócili po schodach po jakich dopiero co zeszła. Po czym doprowadziła do jakichś drzwi za którymi był gabinet o wyglądzie biura.

- Tutaj możemy swobodnie porozmawiać. Napijesz się czegoś? - wróciła do bardziej zwyczajnego tonu i podeszła do szafki który widocznie był barkiem.

- Chętnie poczęstuje się, na cokolwiek ty masz ochotę. - Otto uśmiechnął się - Chodzi o festyn i bal w twoim teatrze. Realizuje właśnie plan, aby sprawić, że będzie tu jak najwięcej możnych miasta. Merga już go zaakceptowała, więc trzeba mieć nadzieje, że wszystko pójdzie po naszej myśli.

- O, bal i festyn w moim teatrze? Tutaj? Bardzo chętnie. Tylko z tego co wiem to jeszcze - niestety - nie jest to tak całkiem przesądzone. Może Froya albo Kamila wyprawią go u siebie? Albo jeszcze ktoś? No ale mnie by najbardziej pasowało tutaj. A co? Coś z Mergą na ten temat rozmawiałeś? - blondynka podała smukły i pewnie drogi kielich z rzeźbionego szkła a w nim bursztynową brendy. Pytała raczej z ciekawości. Bo nadal trwał ten balans i towarzyskie przepychanki gdzie ma być ten najważniejszy, finalny bal po turnieju.

- No cóż, tak to zrozumiałem, że masz być gwiazdą tego planu. - przyznał Otto - I obawiam, się mój plan zabiera z ciebie większość uwagi. Zacząłem szerzyć plotkę, że odwiedzi nas na turnieju tajemnicza, ponętna, egzotyczna dama z dalekich stron. Ustaliłem z Grubsonem, aby załatwił nam odpowiednio odważną suknię. Mam nadzieję, że dobrze to wszystko sobie zaplanowałem.

- Brzmi nieźle. Uwielbiam ponętne, tajemnicze i egzotyczne damy. Podoba mi się. Tylko skąd taką weźmiemy? - Pirora oparła się o krawędź biurka i trzymała smukły kieliszek w swojej szczupłej dłoni nieco nakrapianymi drobnymi piegami. Nie wydawała się zła czy zdenerwowana, raczej nadal traktowała to jak towarzyską wymianę plotek.

-Och, racja… nie spotkałaś Sorii, prawda? - zapytał mnich.

- Sorii? Nie, chyba nie. A kto to? Powinnam ją znać? - sądząc po minie Pirory to imię jej nic nie mówiło. Ale pewnie nawet wśród kultystów sprawa z syreną była na tyle świeża, że na ostatnim zborze było wspomniane o planie pojmania jej gdzieś na wybrzeżu. Parę dni temu jeszcze nikt nie znał jej imienia. A ledwo wrócili i od razu popłynęli w górę rzeki. Praktycznie wszyscy co byli na plaży. Więc widocznie wieści do Averlandki jeszcze nie dotarły.

Otto gwizdnął.
- Lepiej usiądź i weź głęboki łyk tego bredny.- kultysta upewnił się, że blondynka nie przewróci się, kiedy przekaże jej informacje - Kilka dni temu Łasica zabrała mnie, Lilly, Burgund i Joachima na piknik na plażę. I spotkaliśmy tam kogoś. Syrenę, o której ostatnio słyszeliśmy. Bardzo piękna, bardzo wężowa i bardzo służąca Mrocznemu Księciu. Jej natura przypomina Mergę, coś jakby Niezrodzony po tej stronie. Potrafi też przyjąć bardziej ludzką formę i ją mamy zamiar pokazać na turnieju. Podejrzewam, że obecność istoty tak połączonej z twoim patronem, może dość… ciekawie wpłynąć na śmietankę naszego społeczeństwa.

- Oh! Macie tą syrenę?! - efekt wieści rzeczywiście był równie piorunujący jak niedawno w biurze Grubsona. Gospodyni aż zasłoniła usta i spojrzała na drzwi gdy zreflektowała się, że prawie to krzyknęła z nadmiaru emocji. I faktycznie wypiła zawartość kieliszka jednym haustem, zupełnie jak to damie nie wypadało. Po czym wróciła do barku i zaczeła go napełniać ponownie.

- Znaczy no słyszałam o tej syrenie. Jeszcze w zimie. Joachim tam popłynął z Nije i coś tam widzieli, coś tam spotkali ale im wywaliła łódź czy coś takiego. No i teraz słyszałam, że znów chcą z nią spróbować ale myślałam, że się skończy tak samo jak w zimie. - powiedziała szybko gdy napełniała szkło. Po czym spojrzała na swojego gościa.

- I to ona naprawdę jest? I to od nas? Jej! I dopiero teraz mi mówicie!? Jej! Gdzie ona jest? Koniecznie muszę ją poznać! - Pirora wróciła do swojego gościa i też wydawało się, że zżerają ją emocje i ciekawość od tak rewelacyjnych wieści.

Otto spojrzał na Pirorę jak na dziecko, które właśnie dostało ulubioną zabawkę, była naprawdę urocza w swej niepohamowanej radości. Przykro było jej ją odebrać.
- Nie ma jej teraz w mieście. Zakładam, że udała się z innymi pokazać ołtarz Soren. Jak tylko wróci chce ją zabrać do Grubsona, na przymierzanie sukni, więc będziesz mogła się zabrać z nią. I wybacz, że dopiero teraz się o tym dowiadujesz.

- Nie ma jej? - przez chwilę Priora faktycznie miała minę jak mała dziewczynka co wcale nie ukrywa swojego rozczarowania z nie otrzymania prezentu. - No trudno. Ale koniecznie chcę ją poznać. I do Grubsona? Aha, po suknię? No tak, Oksana na pewno coś uszyje wspaniałego. To ona jest w sam raz. Fabienne właściwie też. Ten Hubert mnie nieco irytuje. Zwłaszcza Fabi to wciąż w niego wpatrzona jak w obrazek. No ale! Nic to. Ale ale! Jak mamy do niego jechać to najpierw do mnie przyjedźcie z Sorią. Pojedzie do niego ze mną. Niech sobie nie wyobraża za dużo. A widziałeś ją? Jaka ona jest? - myśli i słowa blondynki skakały z jednych na drugą co oddawało ich splątanie. Niemniej nadal była niezmiernie rada z tych wieści. Nawet jeśli na to spotkanie tej niezwykłej kobiety musiała jeszcze trochę poczekać.

- Och, jestem upewnię się, aby balans siły w relacji między tobą a Hubertem, był po twojej stronie. Co do jej wyglądu… no cóż, nie będę jej obrażał próbując opisać jej urodę. Zaufaj mi, że sprawia, aby Mroczne Książe był dumny. Kiedy jest syreną, ma długi wężowy ogon, sześć rąk, i węże zamiast włosów. W ludzkiej formie, jedną parę nóg, rąk i ciemne długie włosy. - Otto uśmiechnął się - Pozwolę twojej wyobraźni dopisać szczegóły.*

- Oh! Brzmi wspaniale… - Priora pozwoliła sobie na uśmiech rozmarzenia i chwilę kontemplacji tych swoich wyobrażeń do takiego opisu. Machinalnie bujała w dłoni swój kieliszek.

- Jej! Ale to będzie się działo! Na pewno jest prześliczna! Skoro to wysłanniczka naszego patrona. Jej! To teraz w towarzystwie zawrze! Jeszcze poczekam aż ją spotkam ale na pewno będzie się działo! O! I bedzie nocować u mnie! Ale Froya, Kamila i reszta zaślinią się z zazdrości! - młoda szefowa teatru roześmiała się na całego gdy sobie zaczęła uzmysławiać jakie zamieszanie może wywołać pojawienie się w towarzystwie kogoś takiego jak opisana syrena.

- Dziękuję ci Otto, że mi o tym powiedziałeś. Tak, to trzeba będzie to wykorzystać. Ojej aż muszę ochłonąć aby to przemyśleć. I Merga wie? I co powiedziała? - Averlandka próbowała jakoś uporządkować teraz te wszystkie myśli i fakty.

- Popiera plan, ale uważa, że ty powinnaś dopracować szczegóły. Gdzie ma nocować, to już mamy ustalone. Czy mamy się przyznawać do znajomości? No i pewnie co będzie musiała robić podczas samego balu. Sądziłem, że jeżeli okaże zainteresowanie twoim teatrem, to wszyscy będą chcieli, aby bal był tutaj.

- Aha, czyli Merga się zgadza? To Starszy pewnie też albo się zgodzi. - Pirora przyjęła to do wiadomości i ulżyło jej skoro jedna z dwóch najważniejszych osób w ich zborze wyraziła na to zgodę. A jak zabrakło Karlika to Merga i Starszy stworzyli podobny, dobrze zgrany duet. Aż przykra mogła była być myśl, że wiedźma ich wkrótce opuści wracając na północ.

- Czy mamy się przyznawać? No pewnie! Zapowiem ją jako swoją znajomą czy koleżankę… O! Albo artystkę! Z dalekiego południa, ja też jestem z południa no i mało kto tu cokolwiek ma znajomych z tak daleka to będzie idealnie! - zaśmiała się szlachcianka żywo gestykulując i tłumacząc. Akurat co do tego nie miała widocznie żadnych wątpliwości.

- Ale szkoda, że tak późno. Jej, jakbym tak miała tydzień albo dwa! Jak ja bym tu z tą Sorią zagotowała w tym garze! Jedli by nam z rąk! A tak, to lada chwila zaczyna się ten turniej. - westchnęła z żalem, że tak ma mało czasu na przygotowania no i cieszenie się chwałą przybocznej i patronki tak wspaniałej artystki jaką miała zamiar przedstawić wężową syrenę.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-09-2022, 22:05   #35
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 2519.06.32; bkt; zmierzch

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; okolice Heilidorf
Czas: 2519.06.32; bkt; zmierzch
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, ulewa, ziąb



Joachim


Joachim już od dłuższego czasu nie odbywał tak długich wędrówek. Zwłaszcza przez leśne bezdroża. To czuł to w nogach pod koniec drugiego dnia marszu. Zresztą dziewczęta z miasta wyglądały podobnie. Jedynie ungory wyglądały jakby im nic nie było pomimo całego dnia marszu. Ale dla nich to było w końcu naturalne środowisko. Pogoda też dzisiaj niezbyt sprzyjała aktywności na świeżym powietrzu. Pierwsza połowa dnia była całkiem pogodna. Ale chłodna. W południa zaczęło mżyć więc wszystko i wszyscy zrobili się mokrzy. Ale padało dość subtelnie. Ungory rozpaliły ognisko pomimo to i zrobiły wiatę z gałęzi jaka mniej więcej chroniła od tej mżawki. Namiot jaki zabrali ze sobą niezbyt było sens rozbijać. Ledwo by gorzbili trzeba by go zwijać aby ruszyć w dalszą drogę więc taka wiata i ognisko były niezłym kompromisem. Można było się ogrzać i odpocząć w mniej więcej suchym miejscu. To dzikie plemię łowców o mieszacne cech ludzkich i zwierzętych wydawało sie wyśmienicie dostosowane do życia w lesie.

- Jakby mi ktoś powiedział, że będę obozować ze zwierzoludźmi to bym chyba roześmiała mu się w twarz. - Onyx z lubością wyciągnęła się przy ognisku pod tą wiatą. Chyba wydarzenia z poprzedniej nocy spędzonej nad urokliwym, rzecznym zakątkiem wracały do niej rykoszetem wspomnień.

- A jak by ci powiedział, że będziesz się z nimi pokładała? - zapytała Lilly i obie się roześmiały. Faktycznie to było trudne do uwierzenia nawet jak się brało w tym udział. Co prawda wcześniej już kultyści mieli do czynienia z kopytną w postaci Lilly właśnie. Ale raz, że zdawano sobie sprawę, że urodziła się jako człowiek i jest ludzkim odmieńcem nawet pomimo pewnych podobieństw do zwierzoludzi. A dwa od zimy to się wszyscy do niej przyzwyczaili. A tacy jak Onyx czy Otto co doszli później to po prostu zastali ją jako jedną z członkiń zboru. No i była jedna a nie całe stado, jakoś więc nikła w tłumie ludzkich kultystów. A póki była ubrana w suknię do samej ziemi to jej mutacje w ogóle nie były widoczne i wyglądała jak zwykła, młoda dziewczyna.

- Ja słyszałam, że szlachta to się tak zabawia w tych swoich dworkach myśliwskich gdzieś w gdzie nie ma wścibskich oczu. Ale zawsze myślałam, że to tylko takie złośliwe gadanie. Nigdy nikogo nie spotkałam kto by robił coś takiego tak naprawdę. Nie sądziłam, że kiedyś sama to zrobię. - hedonistka o płomiennych włosach przyznała, że teraz w świetle dnia to sama była zdumiona swoją śmiałością i odwagą. Ale chyba wszyscy ulegli tej słodkiej namiętności. Może poza Joachimem. Jak to sobie oglądał z boku to mógł dojść do wniosku, że faktycznie odgrywają scenki jak te z alabastrowego ołtarza. Nawet jeśli nie mieli do dyspozycji tych wszystkich istot jakie tam zostały uwiecznione. A może po prostu artysta też był świadkiem albo i uczestnikiem takich orgii i tak do oddał w kamieniu.

Ale ostatniej nocy sytuacja się powtórzyła. Jak rozbili się na noc w trzewiach bezimiennego lasu. Z dala od ludzkich sadyb. To chociaż już bez Sorii i Łasicy to znów dziewczęta z miasta chętnie się zabawiły z gospodarzami. Efekt dało się poznać o poranku. Humory dopisywały obu stronom i można było czuć się całkiem swobodnie. W końcu na czwórkę ludzi z miasta wypadało jakieś pół tuzina ungorów jakie pełniły rolę przewodników i eskorty. Niemniej jednak droga lądowa i to przebyta na własnych nogach okazała się o wiele trudniejsza niż podróż łodzią. Zapewne wczoraj pod koniec dnia łódź powinna dotrzeć do miasta. O ile nic im się nie stało po drodze.

A przez te dwa dni można było do pewnego stopnia oswoić się z obecnością zwierzoludzi. Pierwotnie sporo robiło tradycyjne nastawienie do siebie obu ras czyli wrogie. Ale skoro nie zaczęło się od walki a potem Soria okazała się championem Snarla i jeszcze zakończyło się orgią nad brzegami starorzecza to ungory się całkiem przyjazne. Chociaż dzikie i odpychające swoją obcością wygladu i zachowań. A dzięki temu, że Lilly umiała się z nimi z pewnymi trudnościami porozumieć można było czegoś się od nich dowiedzieć.

Jak choćby to, że znali to miejsce nad starorzeczem. I przychodzili tam odbywać swoje gody. To było dobre miejsce bo lędźwie i żyły pęczniały od żądzy. Ostatnim razem po prostu zaskoczyło ich to, że ktoś tam już jest. Ale z daleka widzieli kobietę z wieloma ramionami czyli Sorię. Więc postanowili poczekać a potem podejść bliżej. I całkiem przyjemnie im się słuchało i oglądało to widowisko dawane przez Sorię i dziewczęta.

Ich lider nazywał się Gnak. I szefował tej grupce. Miał największe rogi. Gdzieś takie długie jak palec dorosłej osoby. Pozostali mieli mniejsze. A jak tłumaczyła Lilly u zwierzoludzi im większe rogi tym większa oznaka łaski Mrocznych Patronów. Dlatego na niej tak wielkie wrażenie zrobiła Merga z jej imponującymi rogami. Opowiedziała o niej Gnakowi i reszcie.

- Mówią, że chcieli by ją poznać. Bo rogata i szamanka to musi być bardzo potężna. - przetłumaczyła to swoim towarzyszom.

Sama grupa Gnaka była tylko częścią większego plemienia zwanego Grabieżcami z Doliny. Tam bowiem mieli swoją główną siedzibę. No ale nie powiedzieli jej gdzie jest ta dolina. A oprócz tego były też inne plemiona. Było plemię gorów, tych większych zwierzoludzi o zwierzęcych głowach. I niestety, większych rogach. Oni byli śmierdzieli i mieli chory wygląd. Słuchali się swojego szamana Kwasopluja. I jeszcze jedno, Krwiożercy co brutalnie polowali na wszystko co uciekało i stawiało opór. Ci byli potężnymi wojownikami i dało się wyczuć, że Gnak obawiałby się spotkania z nimi. Ale mieli tam największych wojowników, z największymi rogami. Poza tym zdarzały się też różne bandy goblinów, orków i ludzkich bandytów. Jedna z tych band też im była na rękę bo mieli tam kobiety i też się pokładali z nimi chętnie. No ale to trochę dalej na południe to nie podróżowali tam tak często.

Gnak pytał też o szamana. Z tego co mówiła Lilly to “szangul” to była u nich dość uniwersalna nazwa dla osób obdarzonych nadprzyrodzoną mocą. Więc dla nich Opal też była szangul. A ten swiecący kostur przy pierwszym sptokaniu w ręku Joachima widocznie nie przeszedł niezauważony. Nawet jeśli potem potęga Sorii przyćmiła wszystko inne. To gdy odpłynęła łodzią to Gnak jakby przypomniał sobie o tym kosturze i był ciekaw czy Joahim jest “szangul”.

I tak sobie rozmawiali na różne tematy podczas marszu przez las. Dziś druga połowa dnia była słoneczna po tej mżawce ale dalej dość chłodna. A pod koniec dnia znów zaczęło padać. I to mocno.

- Pytają czy chcemy nocować w lesie czy chcemy dojść do wioski. Do wioski byśmy doszli o zmroku albo i po. Ale nie wiedzą jaka to wioska. Chyba Heilidorf. Ale nie jestem pewna. Jakby to było Heilidorf to dalej już znam drogę. Trochę bardziej na północ jest jaskinia Kopfa i Opal. Ale to już jutro byśmy tam doszli.

- Przespałabym się w łóżku wreszcie. Ale nie wiadomo czy nas chłopi w ogóle wpuszczą jak dotrzemy po ciemku. Bandyci zwykle tak robią to mogą się bać otworzyć. Głupio by było spędzać noc pod okapem. - Onyx zawahała się co tu dalej począć. Zwykle jak rozbijali się na noc w lesie to nie czekali do samego zmroku tylko zatrzymywali się trochę wcześniej. A idąc do wioski trzeba by jeszcze po całym dniu marszu iść jeszcze z dwa czy trzy dzwony. I nie było pewne jak przyjmą ich chłopi. No i ungory pewnie zostałyby w lesie.

- Można pójść z nimi. Oni gdzieś tu mają jakąś jaskinię. Albo rozbić się gdzieś tutaj. Strasznie leje. Jak ta wioska jest tak jak Gnak mówi to jutro i tak byśmy dali radę dotrzeć do mojej jaskini. Tylko trochę później. - Lilly machnęła ręką dookoła. Padało i to mocno. Nie chciało jej się iść i moknąć w taki deszcz.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.06.32; bkt; zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, cicho ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, ulewa, ziąb



Otto i Heinrich



A to niespodzianka. Przez tą wieść jaka rozeszła się po mieście jak kręgi na wodzie po wrzuceniu w wodę wszystko stanęło na głowie. Do końca dnia to chyba już mało kto nie słyszał co się stało. Bicie wszystkich dzwonów w miejskich świątyniach obwieszczały, że stało się coś ważnego. Księżna Matka umarła. Matka elektora Gaussera który siedział na tronie Nordlandu. A to oznaczało żałobę państwową w całej prowincji. A więc i odpuszczenie wszelkich wesel, festynów i zabaw. Żałoba po małych ludziach trwała góra jeden dzień i to zwykle była dobrowolna wśród jego bliskich. Po lokalnych szlachcicu czy mistrzu rzemiosła albo gildii trzy dni. Po jakimś baronie lub wysokim kapłanie tydzień. A po hrabim czy lordzie dwa tygodnie. Nadchodzący festyn jaki lada dzień miał się odbyć w Neus Emskrank stanął więc pod znakiem zapytania. To był jeden z powodów dla jakich Rune odwiedził najpierw Heinricha a potem Otto spotkał go jak tenc zekał na niego przed bramą hospicjum. Obaj usłyszeli mniej więcej to samo.

- Chodź na “Adele”. Starszy i Merga zwołali zebranie. - powiedział wojownik który pełnił dzisiaj rolę posłańca. Zwykle spotykali się na zborze w Angestag ale skoro sytuacja była nazdwyczajna to i szefostwo kultu zwołało nadzwyczajne spotkanie. Ale na miejscu, na starej krypie, okazało się, że na tak nagłe spotkanie nie mogli przybyc wszyscy członkowie zboru. Z tym chyba każdy się po cichu liczył więc nie było zaskoczenia. Za to kolejne niespodzianki.

- Nie wiem czy już mieliście okazję się poznać. Ale to jest Soria. Czcigodna championka Slaanesha, córka wspaniałej Soren, Matki i Królowej Potworów. Mogliście o niej słyszeć jako syrenie z wrakowiska. Ale teraz zgodziła się zaszczycić naszą małą rodzinę swoją obecnoscią i wsparciem. - Starszy przedstawił pozostałym smukłą, młodą i zgrabną kobietę o granatowych włosach uplecionych w liczne, długie warkoczyki.

- Witam was. Cieszy mnie być częścią planu Czterech Sióstr. - młoda kobieta urbana w dość zwykłą spódnicę i koszulę nie wyglądała jakoś imponująco. Promieniowała spokojem i ciepłym spojrzeniem. A jednak zarówno Merga jak i Starszy traktowali ją z najwyższym szacunkiem. A Łasica to wręcz jawnie się do niej łasiła. Wydawało się, że jest gotowa spełnić każdą jej zachciankę. Na razie jednak te ograniczyły się do prośby o wino. Pirora też przybyła i to razem z Saną jaka przyjechała na ten festyn trochę wcześniej i chętnie zadomowiła się u swojej przyjaciółki oraz mistrzyni. Widać było, że blondynka z południa uważnie obserwuje zarówno Łasicę jak i Sorię. Bo chociaż ta druga wydawała się dość zwyczajną dziewczyną chociaż niezwykle urodziwą to jednak nie miała trzech metrów długości ani innych nadnaturalnych cech. No ale włamywaczka jej usługiwała jakby traktowała ją jak swoją królową. Pirora dała jej znak aby podeszła i po chwili siedziały obok siebie i coś szeptały do siebe gorączkowo.

- A poza tym dziewczyny przywiozły prezent. I dobrze, że jesteście, trzeba go przeładować tutaj. - Starszy uśmiechnął się przez maskę. Bo przy okazji jak zebrała się spora część zboru to uzbierała się też niezła siła robocza. Jak wyszli na pokład i trochę poczekali aż Rupert podpłynie łodzią to jeszcze nie wyglądało na nic niezwykłego. Ot, na łodzi był spory ładunek przykryty płachtami. Łódź zacumowała do starej kogi i dopiero jak po sznurowych drabinkach zeszli do niej mogli zajrzeć pod płachtę. A tam była jakaś wielka, alabastrowa orgia w kształcie monumentu.

- Aha. To dlatego nie wzięliście portowych tragarzy. - zaśmiał się cicho Silny i splunął za burtę. No faktycznie jakby ktoś postronny zobaczył co jest pod płachtą trudno byłoby utrzymać sprawę w tajemnicy. Dalej musieli się napracować co było o tyle irytujące, że alabastrowa masa była ciężka, nieporęczna do tego jak się stało na łodzi to ta się chybotała i łatwo było się wywrócić. A jeszcze zaczeła się ulewa. Waliła po twarzach i dłoniach jak gradem. Ale jak zauważyła Łasica przynajmniej ludzie się pochowali do środka więc było mniej świadków na ulicach. W końcu wspólnie, z pomoca lin, kabestanów i siatek udało im się podnieść, przerzucić przez burtę, przesunąć po pokładzie a potem opuścić ładunek do trzewi statku. Wrócili do środka mokrzy od potu i tej ulewy.

- Ale to jest wspaniałe! - Pirora co chyba była największym znawcą sztuki w tym gronie nie mogła ukryć zachwytu gdy płachta została zdjęta i wszyscy na spokojnie mogli się przyjrzeć temu erotycznemu arcydziełu. Jeszcze było zamulone, brudne, trzeba będzie to oczyścić ale jednak scena orgii wszystkich ze wszystkimi uwieczniona w białym alabastrze była wystarczająca czytelna.

- O! I tu są takie małe syrenki! Ja też mam taką! To pewnie stąd, zobaczcie, że tu odłamane jest i niektórych brakuje! - Pirora z ekscytacją odkryła ten brakujący detal. I od razu skojarzyła z małą rzeźbą jaka jeszcze w zimie trafiła w jej ręce.

- Spotkaliśmy bardzo miłych zwierzoludzi. Bawiliśmy się z nimi całą noc. Było cudownie! No ale jak załadowaliśmy to cudne cacko to już w łodzi nie starczyło miejsca dla wszystkich no i Joachim z dziewczynami musiał pójść pieszo przez las z tymi zwierzoludźmi. To nie wiem czy dzisiaj by zdążyli wrócić, może jutro na wieczór. Przez las to jednak dalej niż łodzią. - Łasica powiadomiła też co się stało z resztą grupy z jaką wypłynęła dwa dni temu.

- Tak, na pewno do nas wrócą cało. Nie zapomnijcie im podziękować za ich trud i wysiłek, sami widzicie jaką bezcenną rzecz znaleźli. Moje dzieci! To znak! To znak od naszych wspaniałych patronów! Znak, że podążamy słuszną drogą. Musimy tylko pozbierać okruszki jakie nam zostawili i dotrzemy do celu. To tylko pierwszy z nich! A są jeszcze inne! - Starszy też wydawał się być podekscytowany tym znaleziskiem i całą sytuacją. Pozostali też roześmiali się, zaczęli bić brawo i cieszyć się z osiągniętego sukcesu. Bo nawet jeśli nie byli zwolennikami Węża czy Łasicy jaka przewodziła jego kultystkom to jednak Starszy i Merga mieli zamiar odnaleźć także inne potężne artefakty po pozostałych Siostrach.

- Tak, to jest już coś. Coś czym będę mogła się pochwalić u nas na północy. Zwłaszcza jakby Soria popłynęła ze mną. - Merga odezwała się też z uśmiechem i z przyjemnością obserwowała zarówno monumentalną rzeźbę jaka była ołtarzem jednej z Czterech Sióstr jak i na Sorię co była i strażniczką i przewodniczką. Poza tym istotą o wspaniałych możliwościach i chwalebnym rodowodzie.

- To jeszcze przemyślimy. Na razie zajmijmy się festynem. Jak pewnie już wiecie będzie żałoba po księżnej - matce. Przynajmniej dwa tygodnie, może trzy. Zobaczymy co władze ustalą. Ale to oznacza odwołanie festynu albo jego przesunięcie. No a mieliśmy sporo planów związanych z tym festynem jak to go udoskonalić na naszą modłę. Część gości już przyjechała. Ale w obecnej sytuacji reszta pewnie się wstrzyma do wyjaśnienia sprawy. Jutro jest krasnoludzkie święto Sagi a pojutrze miał się zacząć turniej. Więc władze jutro, najpóźniej pojutrze powinny wydać obwieszczenie. Ponieważ utrzymanie festynu mocno by rzutowało na wizerunek także w oczach elektora to spodziewam się, że albo odwołają albo przesunął ten turniej. Dlatego na razie proszę was abyście wstrzymali wszystkie działania jakie planowaliśmy w związku z tym turniejem. Nie ma co się demaskować przedwcześnie. Pod koniec przyszłego miesiąca jest kolejny festyn, Dzień Pierwszego Kamienia więc najwyżej uderzymy wtedy. A tak, zyskamy więcej czasu na przygotowania. Powiedzcie o tym prosze tym z nas których dzisiaj tu z nami nie ma. W Augnestag zbór odbędzie się normalnie, zapewne tutaj. Wtedy też będzie już wiadomo co władze postanowiły zrobić z tym turniejem to my też coś postanowimy. - mistrz kultu rozglądał się po swoich dzieciach aby dać im wytyczne jak powinni reagować na tą nagłą sytuację.

- O! Mnie to pasuje! Mogłabym wprowadzić Sorię w towarzystwo i przygotować grunt pod ten czy inny festyn! - Pirora nie miała nic przeciwko takiej zmianie planów. Nawet jej to pasowało bo zgrywało się z tym co wczoraj wieczorem rozmawiali w teatrze z Otto.

- To ja bym chciał pójść za moją Loszką. I tak czekaliśmy bo festyn miał być jak go nie będzie to nie ma na co czekać. Tylko to w las i nie wiadomo gdzie. Ja i Strupas to może być trochę mało jak nas ktoś napadanie. - widząc okazję Sigismundus też wyrwał się ze swoim planem do zaaprobowania albo chociaż wspólnego omówienia.

- Miałam wizję na ten temat. To powinno być gdzieś w jaskini, w poblirzu morza. Słyszałam tam huk przyboju. I widziałam wschód słońca z trzewi tej jaskini. To musi być gdzieś na wschodnim wybrzeżu. Chociaż kawałek, tak aby wylot jaskini był prosto na wschod. Ma to sens bo Oster powędrowała na wschód. - słowa aptekarza sprowokowały wyrocznię do podzielenia się swoją wizją na ten temat.

- Jest kawałek wybrzeża co idzie prawie prosto z północy na południe. Jakiś dzień rejsu na wschód od nas. Mniej więcej na wysokości Manannsheim. A potem drugi, trochę bardziej na południe. Bo dalej na wschód to już raczej trudno o takie kawałki północ - południe. - Kurt zwykle się nie odzywał. No ale jako stary wilk morski był ich specjalistą od spraw morskich i teraz postanowił zabrać głos.


---


Link do mapy Nordlandu: http://windsofchaos.com/wp-content/u...land_v2_bw.jpg
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2022, 23:54   #36
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Kolejnej nocy Joachim powstrzymał się od udziału w orgii, atmosfera nie byla aż tak przesycona magią jak wtedy przy ołtarzu, a on chciał zachować trzeźwy osąd. No i musiał odpocząć po całodziennym marszu, ostatnie lata ślęczał nad książkami i niestety nie mógł być całkiem zadowolony ze swojej kondycji. Czarodziej za to z ciekawością słuchał informacji przekazywanych przez zwierzoludzi. Wyglądało na to, że w okolicy jest ich kilka plemion, i to raczej nie zjednoczonych. Zastanawiał się, na ile grupa Starszego i Mergi mogłaby ich sobie podporządkować lub przynajmniej się z nimi sprzymierzyć.

- Zaiste, jestem szangul - odparł Gnakowi podczas jednej z rozmów, dumny z respektu jaki tutaj wywoływał ten status. Pośród cywilizacji niekoniecznie tak bywało.
- Merga jest bardzo potężną szangul i obdarzona łaską Potęg, które nas prowadzą. Odnaleźliśmy Sorię, która teraz jest z nami i wielu jeszcze dołączy. Wkrótce cały region znajdzie się we władaniu chaosu - starał się przedstawić swój Zbór jako budzącą respekt grupę, która cały czas rośnie w siłę.

- Powiedz mi, czy inne plemiona, ci od Kwasopluja i Krwiożercy, często z wami walczą i między sobą? Czy macie pokój zazwyczaj? No i czy walczyliście też ze zwykłymi ludźmi z miasta i okolicy? Czy są dla was problemem? Słyszałem że ostatnio szlachta tutaj poluje na takich jak wy.

************************************************** *****

Co do noclegu, to nie za bardzo miał chęć iść przez ulewę do wioski. Czarodziej podparł by się gwiezdną wróżbą, ale niebo nie było przejrzyste, zaś chmury zasłaniały gwiazdy. Miał nadzieję, że ołtarz dotarł bezpiecznie. Może powinien jednak był sam tego dopilnować? Ale ostatnio wydawało się, że łaska zmieniającego drogi i pozostałych ich Patronów z nimi pozostaje. Jednak zaprowadziły ich do ołtarza.

- Jeśli jaskinia ungorów jest blisko, to możemy tam przenocować, do wioski musielibyśmy jeszcze dojść no i nie wiemy jak zareagują wieśniacy. Ponadto tam nie mogliby wejść nasi nowi przyjaciele, a i Lily byłaby zagrożona - zaproponował pozostałym.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 08-10-2022 o 00:06.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2022, 19:21   #37
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Zbór; Otto


Wiadomość o odłożeniu festynu wprawiła Otto w zakłopotanie. Z jednej strony wszystko nie musiało być teraz robione na ostatnią chwilę, z drugiej dawało to więcej czasu aby coś poszło nie tak. Postanowił pozostawić sprawę festynu pozostałym, sam ruszy z Sigismundusem i jego dziełem w poszukiwaniu kolejnego artefaktu.
Najpierw jednak musiał się dokonać spowiedzi przed Starszym. Podszedł do przywódcy kultu, kiedy ten rozmawiam z Mergą.
- Starszy, Wyrocznio. - przywitał swych przełożonych delikatnym ukłonem - Nie wiem, czy nasza wspaniała Służka Pana Zmian wspomniała o moim planie wykorzystania Sorii podczas festynu. Na drodze moich przygotowań do uiszczenia tego planu skontaktowałem się z Grubsonem i… poinformowałem go o Sorii. Nie powiedziałem o jej roli w Legendzie Czterech Sióstr. Tylko, że jest sługą Mrocznego Księcia w nadziei, że być może przyciągnie to jego uwagę na tyle, że może będzie chciał do nas oficjalnie dołączyć. - Otto spojrzał w dół czując odrobinę wstydu - Mam tylko nadzieję, że nie zaszkodziłem naszym planom w ten sposób.

- Ah, Grubson… To ten kupiec co współpracuje z Pirorą? - Merga zmrużyła swoje złote oczy i spojrzała pytająco na zamaskowanego mistrza zboru aby sprawdzić czy dobrze kojarzy nazwisko z osobą.

- Tak, to ten. Współpracują razem z Pirorą w sprawie teatru. Tak oficjalnie, dogadali się, że został głównym dostawcą kostiumów i części scenografii. Tylko on i jego komórka są oddani Wężowi. U nas parę razy gościli on i Oksana, ta z dwoma kolorami włosów na głowie no i Fabienne, taka z czarnymi włosami, Bretonka. - Starszy potwierdził kiwaniem głowy te domysły wyroczni i szybko przypomniał jej o kogo chodzi. Z końcem zimy i początkiem wiosny wspomniana trójka faktycznie celebrowała uwolnienie rogatej wiedźmi z kazamat i parę razy odwiedzili zbór Starszego. Ale zwykle obie grupy pracowały oddzielnie. Chociaż akurat Pirora i wężowe kultystki były niejako naturalnym ogniwem wspólnym między obiema grupami.

- I zapowiedziałeś naszą czcigodną Sorię jako służkę Mrocznego Księcia? No i dobrze. Dobrze. Myślę, że nie ma co jej ukrywać. Niech jej blask olśni całe miasto i pozwoli sączyć w serca i lędźwie słodką truciznę zepsucia i dekadencji. Chociaż zastanawiam się czy nie zabrać jej ze sobą w podróż. Ktoś tak wyjątkowy mógłby olśnić także moich pobratymców. Byłaby żywym dowodem, że legendarne Cztery Siostry mogą znów powrócić i stąpać po tej ziemi. - Merga nie widziała nic zdrożnego w czynie młodego kultysty. Chociaż akurat co do herolda Węża to jeszcze chyba nie do końca zdecydowała się jak postąpić.

- A jak zareagował Hubert na tą wieść? - Starszy zapytał o reakcję na słowa Jednookiego u grubego lubieżnika.

- Udałem się do niego, aby przyrządził dla Sorii suknię na okazję festynu. Zgodził się ją zrobić za darmo, jak dowiedział się kim Soria jest, oczywiście pod warunkiem, że dojdzie do spotkania między nim a Sorią i pewnie jego pomocnicami. Co do reakcji… rozpalony to chyba naturalny stan sług Slaanesh, więc powiem "wielce zaciekawiony".

- O proszę… Ładnie go podeszłeś… Może to ułatwi Pirorze te przeciąganie liny o Fabienne między nią a nim. Ale i tak dobrze, że zrobiłeś dobre pierwsze wrażenie. Myślę, że Soria nie powinna mieć nic przeciwko takiego spotkaniu ale jeszcze z nią o tym porozmawiaj. Albo… - mimo wysokiej maski dało sie wyczuć uśmiech lidera zboru gdy z aprobatą kiwał głową na takie załatwienie sprawy przez młodego kultystę. Jak mówił patrzył gdzieś w stronę siedzącej herald w otoczeniu wianuszka kultystek. W pewnym momencie jednak chyba coś mu przyszło do głowy bo z powrotem spojrzał na rozmówcę.

- Albo sam z nią o tym porozmawiaj. Zwolennicy jej patrona najczęściej lubują się w aplauzie i adoracji dlatego myślę, że chętnie przyjmie hołd i wyrazy wdzięczności od nowych wyznawców. Znaczy dla niej nowych bo my to już troszkę ich znamy. I zgodził się zrobić coś za darmo? Ten stary chytrus i przechera? No, no, naprawdę musiałeś zrobić na nim wrażenie. - zaproponował aby skoro Otto tak ładnie zaczął tą sprawę z Sorią i Hubertem to i dalej ją pociągnął zwłaszcza jak córka Soren była pod ręką.

- Oczywiście, czcigodny. Jak dużo wolno mi ujawnić Grubsonowi o Sorii przed ich spotkaniem? - kultysta zerknął w stronę wężowej kobiety.

- Hmm… - lider kultu zastanowił się nad tym pytaniem. Przez szpary w swojej masce spojrzał na Mergę. Oboje trawili to kilka chwil.

- Myślę, że możesz mu zainsynuować wyjątkowe pochodzenie Sorii. Ale bez szczegółów. Chociaż kto wie? Może właśnie te szczegóły popchnęły by go w pełni w nasze ramiona? - mistrz obracał to pytanie w głowie.

- Soria to nie jest jakaś płocha trzpiotka, na pewno nie pierwszy raz robi takie oszałamiające wrażenie na śmiertelnikach. Może po prostu pozwólmy im na spotkanie i dajmy się ponieść fali. Jak chcesz to możesz być przy nim. Właściwie to nawet by było to na miejscu skoro niejako weszłeś w rolę pośrednika. Skoro tak ci dobrze szło z tym kupcem to chyba możemy zawierzyć twojemu osądowi w tej sprawie. - Merga dorzuciła swoje przypuszczenia w tej sprawie. Zdawało się, że u nich obojga Otto zdobył punkt w kwestii rozegrania Huberta na tyle, że byli gotowi zdać się na niego.

- To można połączyć z pomysłem Pirory. To jak planowała przedstawić Sorię jako swojego gościa z dalekich stron. - zamaskowany mężczyzna wskazał wzrokiem na blondynkę z południa która podobnie jak koleżanki z miejsca zachłysnęła się z radości na spotkanie z tak wyjątkową istotą.

Otto kiwnął głową.
- Rozumiem. Postaram się nie zawieść. Za waszym przyzwoleniem. - mnich skłonił się ponownie parze starszych kultystów i podszedł do zgrupowania wokół Sorii.
- Cieszy mnie, że znalazłaś już sobie podwładnych, chwalebna. - zwrócił się do Czempionki Slaanesh - Wybacz intruzję, czy możemy pomówić?

Starszy skinął przyzwalajaco głową i zachecim gestem aby Jednooki poszedł porozmawiać z ich szlachetnym gościem.

- Oczywiście Otto. - Soria zdjęła swoje zgrabne nogi z ud Łasicy bo coś widać chętnie przyjmowała uwielbienie i adorację ze strony młodszych kultystek. Ale wstała bez oporu i podeszła do jednej z burt ładowni, trochę na uboczu do stołów zajmowanych przez większość i naprzeciwko dwójki liderów tego zboru.

- Nie wiem czy Priora, albo Merga miały okazję ci wyjawić plan jaki zaproponowałem na festyn. Mianowicie twojej roli jako egzotycznego gościa z dalekich stron. - mnich przyjrzał się Slaaneshytce - Oczywiście w bardziej ludzkiej formie. Południowcy z jakiegoś powodu preferują tylko po jednej parze kończyn.

- To całkiem ciekawy pomysł, nie mam nic przeciwko. Chętnie poznam to miasto i podeprawuję nowe ciała, dusze, serca i umysły. - Soria ze swoimi licznymi, warkoczykami wydawała się jak nabardziej ludzka. A mimo to miała w sobie “to coś” co sprawiało, że trudno było oderwać od niej wzrok i uwagę. Na przedstawiony pomysł wydawała się chętna.

- Jestem pewny. - uśmiechnął się Otto - Jednak przed tym, chciałbym abyś spotkała kilka duszyczek już zdeprawowanych. W mieście jest mała grupka sług Mrocznego Księcia nie związana z nami, ich przywódca Hubert Grubson sprzedaje różnego rodzaju ubrania. Zawarłem z nim umowę, aby dostarczył ci jak najlepszą i najważniejszą suknię. Najpierw jednak będzie musiał cię zobaczyć, aby pomierzyć wszystkie twoje… walory. - Otto nie mógł się powstrzymać przed spojrzeniem od góry do dołu na Sorię - Mam nadzieję, że takie spotkanie również cię interesuje.

- Nowa suknia? - to chyba przykuło uwagę herolda Węża bo wyglądała trochę jak kot który dostrzeże w pobliżu przemykającą mysz. - No skoro mają mi uszyć nową suknię to chętnie się z nimi spotkam. W końcu dobrze aby wszystko dobrze leżało jak należy. No i jak będą interesujący to może poznam się bliżej z nimi i ich deprawacjami. - zgodziła się łaskawie i nawet wydawała się rozbawiona i trochę zaciekawiona spotkaniem z kimś opisanym w ten sposób.

- Cieszę się. Jednak, ponieważ mamy czas, chciałbym poczekać z tym kilka dni. W międzyczasie jestem pewny, że Pirora ma co do ciebie plany. Ja natomiast postaram się jak najlepiej… przybliżyć ideę ciebie naszemu drogiemu krawcy. Chcemy, aby w końcu przestał być "niezależny" i przyłączył się do rodziny. - Otto uśmiechnął się do Sorii - Mam nadzieję, że wybaczysz, jeżeli wykorzystamy ciebie... jako część tej transakcji. Jeżeli dobrze to rozegram może Grubson dosłownie rzuci się na ciebie w rządzy i deprawacji jak tylko cię zobaczy. Wyobraźnia działa czasem lepiej niż rzeczywistość.

- Rzuci się na mnie z żądzy i deprawacji? - brwi Sorii nieco uniosły się do góry gdy usłyszała ostatnie sformułowanie. Po czym pokiwała głową i uśmiechnęła się oszczędnym, wymownym uśmiechem. - Brzmi całkiem interesująco. - dodała na znak, że taka wizja jakoś jej nie przeraża. Wręcz przeciwnie.

- A z tym przełączaniem się to z tego co zauważyłam to często całość działa lepiej jeśli poszczególne elementy mogą sobie zachować pewną autonomię. Ale to tylko taka moja uwaga, te tutejsze układy, powiązania, zależności i znajomości wciąż są dla mnie nowe. Więc zdam się tutaj na was. - dorzuciła swoją opinię ale raczej właśnie jako opinię a nie coś więcej. - A kilka dni mogę poczekać. Z tego co rozmawiałam z dziewczynami to chyba nie będziemy się nudzić. Bardzo mi przypadło do gustu to gniazdko jakie uwiła sobie Pirora. A najbardziej ten jej loszek. I chętnie bym pokazała się w towarzystwie aby zacząć zbierać hołd z żądz śmiertelników no ale jeśli macie jakieś plany w tej materii to nie będę wam wchodzić w paradę. - wyglądało na to, że Soria była gotowa potraktować nowe dla siebie miasto jak teren łowiecki i jako plac zabaw. Jednak zdawała sobie sprawę, że jest częścią całości i jakiegoś planu więc nie chciała robić śmiertelnym kultystom pod górkę.

- Osobiście przeciwko jego autonomii nic nie mam. Jesteśmy jednak ciągle na terenach Imperium. Pod przywództwem Starszego, jesteśmy w stanie się trzymać cieni, jednak Grubson jako niezależny… jest niewiadomą. Do tego w mieście są Łowcy i chociażby jeden błąd może sprowadzić na nas Inkwizycję. W kupie siła i kontrola. - Otto westchnął - Zarzuciłem już zanętę opisując mu cię jako istota Slaanesh… teraz sądzę, że przydałoby się coś bardziej… przyziemnego, cielesnego. - Soria zauważyła, że Otto przygląda się jej biustowi, ale nie w typowy pożądliwy sposób - Powiedz mi, jak bardzo lubisz sztukę?

- Sztukę? Bardzo. Taniec, muzyka, śpiew, dobra zabawa. Poezja i proza też nie są mi obce. Albo interesujące przedstawienia i widowiska. Zwłaszcza jak to wszystko jest na moją cześć i chwałę, jako złożony mi hołd. To tak, lubię zwłaszcza taką sztukę. - stonowany uśmiech i delikatne kiwanie ciemnowłosej głowy wskazywało, że jest to całkiem przyjemny temat dla tego pradawnego stworzenia o ciele młodej, atrakcyjnej kobiety. Ona sama pozwalała się Otto oglądać i nawet zdawała się czerpać z tego przyjemność.

- A z tymi łowcami to tak, trzeba być ostrożnym i nie sprowokować ich przedwczesnego ataku. Szkoda jakby nam zepsuli nasze przygotowania i plany. Ale na razie dziewczyny ani Starszy i Merga coś nie wspomnieli mi, żeby siedzieli nam na ogonie. No ale wy oczywiście lepiej znacie to miasto więc zdam się na waszą ocenę. - zgodziła się zachować ostrożność i nie lekceważyła go. Ale na razie chyba nie czuła się jakoś specjalnie zagrożona nalotem sił wysłanych przez władze świeckie czy duchowe tego miasta.

- Ja jestem bardziej ukierunkowany na wizualną sztukę, niż werbalną. O ile namalowanie twojego portretu byłoby zaszczytem… i pewnie nie lada pułapką jeżeli o tym pomyślę dobrze. Wybacz, plany obalenia miasta zawsze wychodzą na wierzch. Chciał tym razem bardziej pobawić się ceramiką dla Grubsona. Będę potrzebował czasu, aby przygotować materiały, ale czy zgodziłabyś się, abym wykonał odlew twego biustu i korpusu? Może nawet w twej prawdziwej formie.

- Odlew? - tego przewodniczka Slaanesha chyba się nie spodziewała bo musiała chwilę to przemyśleć. Nawet spojrzała na swój dekolt jakby starała sobie wyobrazić jak to by mogło wyglądać.

- A głowa? Bo tak popiersie bez głowy to by dość niekompletnie wyglądało. - zapytała wskazując gestem na swoją głowę.

- Och, nie. Nie, nie, nie. Wybacz moje wielkie planowanie, ale chcę zagrać na nerwach i libido Grubsona jak tylko będę mógł. Więc będę mu cię sprzedawał w kawałkach. Popiersie korpusu, metalowa rzeźba nóg lub ogona, obraz głowy, rycina rąk. Niekompletna, nie idealna wizualizacja. Niech pragnie, niech POŻĄDA zobaczenia piękna twej całości. Niech cierpki w każdej sekundzie kiedy jej nie widzi i przeklina każdy oddech nie w twej obecności. Będzie chciał wielbić twoje ciało i duszę jak żaden inny.

- Ah, o to chodzi… - Soria uniosła i opuściła głowę gdy zorientowała się na czym ma polegać ten plan z odlewem. - Dobrze, możemy tak zrobić. Tylko mam nadzieję, że właściwie oceniasz charakter tego człowieka. Bo jeśli jest uległy i słaby to da się tak prowadzić na postronku. Ale jeśli nie to może stracić cierpliwość i spróbować przejąć inicjatywę. To tak bywa z tym kuszeniem. Jeśli się przeciagnie strunę to rodzi się zniechęcenie, frustracja i złość. A jak się nie dociągnie to sprawa wydaje się zbyt łatwa i błaha. Sztuka w tym aby powiedzieć “tak” w odpowiednim momencie. Ale nie znam tego człowieka więc tutaj nic ci nie doradzę. - służka Węża dorzuciła swoją opinią na temat tego planu ale znów była skłonna zdać się na opinię osoby jaka już miała do czynienia z Grubsonem i znała go lepiej niż ona co nigdy go do tej pory nie spotkała.

- Czy dobrze go oceniłem… nie wiem. Znam jednak ludzi na ogół, przynajmniej tak sądzę. Wiem jaka jest mentalność sług Wielkiej Czwórki i mam nadzieję, że wiem jak kierować ich chęciami. Nie będę przesadzał z jego kuszeniem, ale podejrzewam, że zaostrzanie jego apetytu nie zaszkodzi. Obiecuję, że nigdy jednak nie umniejsze ci w swej sztuce. - Otto kiwnął głową - Dziękuję ci, piękna, że weźmiesz udział w mej małej grze. Nie będę cię dłużej odciągał już od twych wielbicieli. Kiedy wszystko przygotuję odnajdę cię i będziemy mogli stworzyć sztukę.

- Dobrze mój drogi Otto, możemy tak zrobić. Ja się zatrzymałam u Pirory więc szukaj mnie u niej. Też właśnie rozmawiałyśmy od czego zacząć podbój tego miasta. Może dołączysz? Aha. I wyczuwam, że Pirora bardzo by chciała przekabacić na swoją stronę tą Fabi. Chyba Bretonka z tego co zrozumiałam. I właśnie od tego Huberta. Zgaduję, że chodzi o to aby ta Fabi traktowała ją jak swoją władczynię i właścicielkę a nie Huberta. No chyba, że się mylę i coś źle zrozumiałam, strasznie dużo osób się przewija w tych rozmowach, dopiero się uczę kto jest kto i co jest co. Coś wiesz o co tu chodzi z tą Bretonką? - zgodziła się przystać na plan Jednookiego i nawet zaprosiła do rozmowy z koleżankami. Bo pewnie też istotną częscią ich planów była Soria. W końcu Pirora miała nadzieję przedstawić ją jako swoją znajomą z egzotycznych stron co pewnie dodałoby jej splendoru w towarzystwie. Ale widocznie tam też blondynka z Averlandu poruszyła podobny temat jak w ostatniej rozmowie z Otto w teatrze. I widocznie przewodniczka Węża była ciekawa innej lub nowej opinii na ten temat.

- Fabiane jest szlachcianką z Bretonii. - zaczął Otto - To znaczy już, że jest doszczętnie zepsuta, ale to lepiej dla nas. Jest klientką i kochanką Grubsona i najpewniej przez niego poznała tajemnice Bogini Radości. Co w realiach kultowych czyni Huberta jej przełożonym. Zakładam, że Pirora chce, aby nasza droga szlachcianka uznała wyższość pięknej blondynki nad krawca.

- Tak, też odniosłam takie wrażenie, że bardzo ją lubi ale tego Huberta traktuje trochę jak konkurenta do względów tej szlachcianki. - nieśmiertelna spojrzała w zamyśleniu na szczebioczące do siebie kultystki jakie zostały przy stole. Chyba właśnie czegoś takiego spodziewała się usłyszeć.

- Właściwie to jak całe miasto ma ostatecznie być nasze to każdy kultysta jest naszym żołnierzem. No ale tak indywidualnie to ją rozumiem, że chciałaby mieć kogoś na własność do zabawy i rozdysponowania wedle własnych potrzeb i zachcianek. - Soria westchnęła nad tą sprzecznością między większą a mniejszą perspektywą na ten temat i pokiwała swoją ciemną głową na ten temat.

- W takim razie ciekawa jestem i tego Huberta i tej Fabienne. - wzruszyła ramionami więc chyba ciekawość u niej pracowała aby poznać te dwie osoby które były tutaj tematem rozmów i pewnego zamieszania.

- To masz ochotę porozmawiać z nami na te plany podoboju serc, ciał i dusz tego miasta czy masz może inne plany? - zagaiła wskazując kciukiem na siedzące przy stole koleżanki.

Otto chwilę zastanowił i spojrzał w kierunku Strupasa i Sigismundusa.
- O ile brzmi to cudownie. Obiecałem naszym sługą Nurgla, że pomogę im w poszukiwaniach artefaktu Oster. Kto wie, może niedługo sprowadzimy tu heralda pana Plag. Rodzina się powiększy.

- Ah, oni… No nie przepadam za tymi klimatami. Ale rozumiem ideę. W końcu nasze Siostry też były cztery i każda z nich zostawiła gdzieś tu swoje dziedzictwo. - Soria skrzywiła swój delikatny nosek aby zaznaczyć, że zapaszek i maniery wielbicieli Ojczulka nie są jej zbyt miłe. Jednak okazała zrozumienie dla tej części projektu.

- No jakbyś potem miał ochotę poknuć jeszcze z nami na temat podbojów serc i lędźwi to wpadnij do nas. Zresztą o tym Grubsonie to i tak będę musiała porozmawiać z Pirorą. - ciemnowłosa dała znak, że nie broni Otto rozmowy z kolegami i pożegnała się z zaproszeniem do krańca stołu zajmowanego przez kultystki i swoje wielbicielki.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-10-2022, 00:18   #38
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 11 - 2519.06.33; bkt; zmierzch

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; okolice jaskini odmieńców
Czas: 2519.06.33; bzt; południe
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, pogodnie, nieprzyjemnie



Joachim



- To już niedaleko. Już całkiem blisko. - Lilly wydawała się cieszyć na myśl, że znów zobaczy swój dom w jakim się wychowała. Czyli jaskinię ukrytą w leśnej głuszy niedaleko rzeki Salt. Tak jak mówiła wczoraj gdy tylko dotarli do wioski Heilidorf którą ominęli lasem to już mogła wejść w rolę przewodnika. Bo te tereny już znała. Im bliżej do jaskini tym czuła się pewniej i była radośniejsza. Noc spędzili w jaskini. Mimo rozpalenia ogniska to jednak nie było tam zbyt przyjemnie. Wilgotno, nie było cugu więc dym wisiał smętnie nad ogniskiem drapiąc gardła i szczypiąc w spojówki. Ale bez ognia było ciemno i chłodno. Do tego było tu sporo wody. Kapała skądeś z góry i na dole była cienka jej warstwa. Czasem nawet kałuża głęboka do kostki. Więc mimo derek, koców i posłań nie było to przyjemne miejsce do nocowania. Rano bez żalu je opuścili. Rano z kolei była mgła, że nie było nic widać w obrebie pół setki kroków. Nie przeszkadzało to w marszu ale już mocno utrudniało nawigację. Na szczęście Gnak i jego grupka radzili sobie pomimo mgły. Przeprowadzili ich do wokół wioski i już ją mieli za plecami gdy mgła zaczęła rzednąć. Wtedy też Lilly zaczęła rozpoznawać znajomą okolicę i przejęła rolę przewodniczki.

Zaś wieczór w ciemnej i mokrej jaskini dało się wykorzystać na rozmowę. Podobnie zresztą jak marsz kolejnego dnia. W końcu przez wiele dzwonów szli obok siebie a sytuacja nie wydawała się jakoś niebezpieczna, że trzeba by zachować ciszę. Tylko wcześniej, wokół woski jak ją mijali Gnak dał znać, że lepiej być cicho bo psy albo wieśniacy co coś by szukali w lesie mogliby ich usłyszeć nawet jak we mgle by ich nie dostrzegli. Przed i po jednak już można było rozmawiać swobodnie.

- To ciekawe, ale Gnak mówi, że między nimi krąży legenda, że już kiedyś były kobiety z miasta co się z nimi pokładały. Ale dawno. Jego jeszcze nie było na świecie. I to było przy kręgu wielkich głazów. To faktycznie niezbyt daleko od miasta. Tylko od zachodniej strony to nam z jaskini nie po drodze. Ale Opal czasem tam wędruje aby odprawić jakieś rytuały. No i legenda mówi, że kobiety z miasta, wyznawczynie Snarla, przychodziły do tych głazów spółkować z kopytnymi. Ale chyba nie z Gnakiem ani jego plemieniem tylko z prawdziwymi gorami. Chyba trochę im zazdroszczą. I teraz mieli mnóstwo radości, że też mogli spółkować z kobietami z miasta. - Lilly podzieliła się z towarzyszami z miasta co się dowiedziała podczas rozmów z liderem stadka prawie ludzkich rogaczy. To wywołało zainteresowanie Onyx i Burgund.

- To nie byłyśmy pierwsze? Oojeejjj… Jaka szkoda. A myślałam, że będziemy oryginalne i będziemy wyznaczać nowe szlaki wyuzdania i perwersji ku czci naszego patrona… - Burgund westchnęła tetralnie jakby te wieści łamały jej serce. Chociaż wydawała się raczej zaciekawiona i rozbawiona tymi wieściami.

Wczoraj zaś jak Lilly przetłumaczyła słowa magistra zwierzoludziom to bez tłumaczenia było widać, że bardzo im to przypadło do gustu. Kiwali prawie ludzkimi głowami z niewielkimi różkami, śmiali się i pokrzykiwali groźnie jakby chcieli rzucić wyzwanie komuś kto chciałby zagrozić takiej wizji. No i byli ciekawi tej Mergi. Zwłaszcza jak Lilly podkreśliła jakie ona ma wielkie i wspaniałe rogi w których ona sama była wręcz zakochana bo budziły podziw, respekt no i dla kopytnych były oznaką łaski Mrocznych Potęg.

A o stosunkach lokalnych to już rozmawiali w jaskini. Bo to było nieco do opowiadania. Wedle Lilly to Gnak mówił coś w stylu, że każde plemię ma swój rewir. Im większe i silniejsze stado tym ma większy i lepszy rewir. Brzmiało to trochę jak podział terenu między drapieżnikami czy choćby miejskimi gangami. Najczęściej każde plemię trzymało się swojego rewiru. A gdy ktoś go naruszył to była walka. Chyba, żeby się szybko uwinąć, zabrać coś, upolować, zniszczyć i zwiać. Tylko jak to ktoś silny to trzeba było spodziewać się odwetu. Dlatego Gnak i jego wódz starali się tego unikać o ile ich głód czy podobna motywacja nie przyszpilił. Oprócz tego były tereny niczyje. W większości lasy i bagna, fragmentami jakiś trakt czy wioski. Zwierzoludzie nienawidzili wiosek i traktowali je jak wrzód i ciało obce na ich terenie. Wydawało się, że gdyby mogli to by każdą spalili, wyrżnęli mieszkańców, ewentualnie uczynili z nich swoich niewolników a spalone budynki zaorali swoimi kopytami. Zresztą na mniejszą skalę ciągle to robili tylko na pojedynczych myśliwych, traperów czy osamotnione chaty w lesie.

No i każde plemię miało jakieś swoje wyjątkowe miejsce. Plemię do jakiego należała stado Gnaka, Grabieżcy z Doliny, miało swoją wielką jaskinię i uważało ją za swój dom i święte miejsce. No i do tej pory mieli ten płodny zakątek nad starorzeczem wielkiej rzeki ale gdy Soria zabrała święty ołtarz to podejrzewali, że straci on swoją moc. Jednak widząc jej potęgę i błogosławieństwo Wielkich Sióstr nie ośmielili się kwestionować jej decyzji wyczuwając, że jest namaszczona przez jedną z Mrocznych Potęg.

- On chyba uważa, że powinniśmy coś im dać w zamian. Za ten ołtarz. Coś związanego z płodnością. A w ogóle to chyba trzeba by porozmawiać z ich wodzem. Bo oni teraz jak już sobie pójdą to wrócą do swoich i im wszystko opowiedzą. Tylko nie jestem pewna czy bym umiała potem znaleźć tą dolinę. Wydaje mi się, że tak. Ale nigdy tam nie byłam. To ich teren, dla nas tam chodzić to zbyt niebezpieczne. Na nas też polują, głównie na myśliwych co sami się wypuszczą za daleko. - Lilly zwróciła uwagę, że Gnak chyba żywi pewne wątpliwości chociaż przy i do Sorii nie ośmielił się ich wypowiedzieć. To teraz w rozmowie z Lilly czuł się pewniej. Ona zaś nie była pewna czy jak się niedługo rozstaną to zdoła bezproblemowo trafić do ich doliny gdyby była potrzeba ponownego spotkania. Raczej tak ale, że nigdy tam nie była to nie do końca była tego taka pewna.

Zaś ze świętych miejsc plemię Kwasopluja mieli Skalny Ząb. Tam Lilly też nie była z tego samego powodu - to było serce plemienia gorów więc mogła tam trafić tylko jako zdobycz lub niewolnica. A żadna z tych opcji jej się nie uśmiechała. Ale słyszała opowieści o tym miejscu. To miała być jakaś samotna skała wystająca ponad okalające ją drzewa. I na niej Kwasopluj i jego poprzednicy mieli odprawiać święte obrzędy.

A Krwiożercy mieli swój Krwawy Głaz. Wielki, skalny menhir stojący tam od niepamiętnych czasów. I będący świadkiem niezliczonych krwawych pojedynków i ofiar. Ponoć był obsypany licznymi czaszkami i trofeami. Właśnie dlatego jak ktoś spoza ich plemienia tam trafiał to raczej nie wracał aby o tym opowiedzieć. Ale jakieś legendy i opowieści o tym miejscu krążyły.

Za najpoteżniejszą siłę w okolicy Gnak uważał Rogate Olbrzymy. I wedle jego opisu były one wielkie. Ze dwa razy wyższe od gorów, nawet Krwiożercy wydawały się przy nich drobnymi, słabowitymi koźlęciami. Kiedyś Gnak z ukrycia widział jak jeden z nich bez trudu przewalił wyładowany sianem wóz ludzi. Ale na szczęście te dwunożne rogate bestie były bardziej na południu i nie zapuszczały się tu zbyt często.

Chociaż z razgorami też nie było żartów. Takie gory tak zdziczałe i zniekształcone, że biegały na czworakach i już nie mogły się wyprostować. Albo nie chciały. Przypominały wielkie dziki, jak się rozpędziły to tratowały wszystko i wszystkich na swojej drodze. Tak rozpędzona masa kłów i mięśni wydawała się nie do zatrzymania.

No albo centigory. Co za banda pijaków! Tylko jak wyczuły gdzieś wino to nie mogły się powstrzymać aby nie wytrąbić wszystkiego od razu. Dlatego najczęściej były albo wstawione, albo na kacu, albo w jakimś szalonym amoku. Albo odsypiały to wszystko. Ale one miały teren bardziej na południe, tam były wzgórza i mniej lasów. Bo lubiły sobie pobiegać. Ponoć czasem robiły rajdy na elfie tereny. A przynajmniej tak się przechwalały.

- Niezła menażeria. Dobrze, że nie łazimy tu sami. I, że nie wszystkie te poczwary są tuż za rogiem. - parsknęła Onyx gdy tak szli i słuchali słów Lilly która z kolei tłumaczyła chrapliwy, głos półkozła.

Zaś tymi polowaniami ludzi się za bardzo Gnak zdawał się nie przejmować. Po pierwsze polowali bliżej miasta i chociaż przeczesywali las to nie aż tak aby podejść w pobliże ich doliny. A dwa to nawet gdyby miał się znaleźć w obrębie takiej obławy to wierzył, że i tak by im się wymknął. Nawet był skłonny zaryzykować walkę podjazdową z nimi. Piechurów się nie obawiał. Każdy kopytny mógł umknąć każdemu ludzkiemu piechurowi. Konni zaś trafiali się rzadko, zwykle byli groźni w bezpośrednim starciu, zwłaszcza ci pancerni rycerze. Ale ci trzymali się za pierwszą linią. Nie było to dziwne bo z konia kiepsko się tropiło. Do tego kopytni wedle słów lidera stada z jakim maszerowali byli mistrzami pułapek i zasadzek to mogli się pokusić o takie kąsanie piechurów którzy dla nich byli tylko ruchomymi celami. No więc najgorszym wyzwaniem były psy myśliwskie. Te mogły ich doścignąć, trudno je było przechytrzyć i się przed nimi ukryć a i walczyły zażarcie. Co prawda jeden na jednego to Gnak raczej nie stawiałby na psa no ale taki mógł zranić kopytnego. A ranny już nie musiał mieć takich przewag nawet nad piechurami.

Zaś ataki na trakcie były dziecinnie łatwe. Dobrze zorganizowana zasadzka mogła załatwić każdy powóz, wóz, konnego posłańca czy grupkę pieszych. Dopiero jak się trafiło parę wozów z mocną obstawą to odpuszczali. No chyba, że byli całym stadem i szykowali się na grubego zwierza. To mogli się pokusić nawet o taki zuchwały atak. Ogólnie można było odnieść wrażenie, że póki akcja dzieje się w lesie to Gnak czuł sie całkiem mocny i pewnie. O ile miał swobodę manewru co do celu i taktyki.

Tak ich odprowadził prawie pod jaskinię odmieńców. Bo jak mówiła Lilly między nimi a jej plemieniem nie zawsze się układało pokojowo. To i nie chciał narażać ani siebie i swojego stada ani swoich gości. Zresztą Lilly też mówiła, że to całkiem blisko do jaskini. I faktycznie mogłoby wyjść nieco niezręcznie gdyby pojawili się w otoczeniu ungorów z jakimi tak często mieli na pieńku.

- Mówi, że rozstajemy się w przyjaźni i nie musimy się obawiać ponownego spotkania z nim i jego stadem. Ale aby reszta Grabieżców też was mogła rozpoznać to weźcie to jako znak rozpoznawczy. - odmieniec o liliowych włosach przetłumaczyła pożegnalne słowa lidera stada. I wtedy oni podali swoim gościom naszyjniki. Takie prymitywne, na rzemykach z kościanymi, kamiennymi ozdobami lub piórami. Wyglądały dość prymitywnie. Pomijając dziki wygląd tych kopytnych barbarzyńców to pożegnanie było całkiem ciepłe i ludzkie. Lilly rozbawiło jak Genda wręczyła swój wisiorek Onyx i coś przy tym powiedziała.

- Mówi, że teraz możesz nosić ten wisiorek jako jej samica i błogosławi twoje łono abyś urodziła zdrowe kożlątko. - powiedziała Lilly starając się ograniczyć do zasznurowania ust aby się nie roześmiać. Hedonistka o płomiennych włosach otworzyła usta w niemym “ach!” i chyba niezbyt wiedziała co na to powiedzieć. W końcu uśmiechnęła się, objęła ungorkę i nawet się pocałowały na pożegnanie. A potem grupka się rozdzieliła. Gnak zabrał swoje stado i zanurzył się w leśne ostępy. Zaś Lilly ruszyła w przeciwną prowadząc swoich towarzyszy w kierunku swojego jaskiniowego domu. Właśnie machnęła wesoło dłonia odwracając się do nich na chwilę i wskazując gdzieś przed siebie jakby ta jaskinia już miała być zaraz za następnymi drzewami.

- Co tu robisz? Kogo tu przyprowadziłaś? - wyharczał jakiś męski głos. I zza drzewa wyszedł… No wilkołak. Tak przynajmniej zwykle wyobrażano sobie wilkołaki. Cały pokryty sierścią, na dwóch nogach zakończonych wilczymi pazurami. Chwytne łapy, też pokryte futrem też miały pazury ale ściskały włócznie. Na biodrach stwór miał przepaskę z jakichś skór. Na piersi widać było jakieś prymitywne talizmany z kłów i pazurów. I tylko głowa trochę psuła efekt wilkołaka. Bo bardziej pasowała do jakiegoś wielkiego, ogara niż wilka. Póki stwór nie wychylił się zza drzewa w ogóle nie było go widać ani słychać. Więc pomimo masywnej sylwetki musiał być też zwinny. I nakwyraźniej znał się z Lilly.

- Oh! Hetzen! Cześć. Wróciłam. A to są moim przyjaciele. Chciałam ich zaprosić do nas. Do mojej chaty. - Lilly musiała być całkiem zaskoczona tym spotkaniem. Zresztą dziewczyny też. Przy nim każdy z nich wydawał się drobny i cherlawy. Nawet Gnak przy nim prezentowałby się mikro.

- Wróciłaś? Z przyjaciółmi? Po tym jak zwiałaś jak ostatnia złodziejka? Za taką zdradę powinno ci się urwać łeb. - warknął wilkołak mało przyjaznym i pełnym pogardy głosem.

- Ale… Ale pomogłam wam. Przystałam do Starszego z miasta. To są jego towarzysze. I nasi przyjaciele. Pomagaliśmy wam z jedzeniem na przednówku. Strupas do was jeździł. A ja pomagałam znaleźć kryjówki do przerzutu. - przypomniała mu Lilly ale wyraźnie straciła rezon. Dało się wyczuć, że obawia się tego umięśnionego wielkoluda.

- Kto to jest? - zapytała cicho Burgund.

- To Hetzen. Nasz najlepszy wojownik i myśliwy. - odparła cicho liliowa mutantka ale pomysły na dalsze negocjacje z tym groźnym wojownikiem widocznie jej się skończyły. Tamten obserwował ich uważnie spod swoich kaprawych ślepi jakby zastanawiał sie czy już zaatakować czy zrobić coś innego.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; pd-wsch od miasta
Czas: 2519.06.33; bzt; południe
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, pogodnie, nieprzyjemnie



Otto



- To idziesz z nami? Świetnie! Cudownie! Witaj w naszej robaczywej kompanii! To nie ma na co czekać, jutro jak nie będzie oberwania chmury to ruszamy! Niech nasza Loszka zaprowadzi nas do cudownie dojrzałych trufli naszego Papcia! - Sigismundus nie ukrywał wczoraj, że bardzo rad jest, że Jednooko chociaż większość wieczoru spędził z Mergą i Starszym albo Sorią to jednak ostatecznie zdecydował się na dołączenie do poszukiwań na jakich tak zależało aptekarzowi. Umówili się na jutro rano w jego aptece. Bo każdy wiedział gdzie to jest no i było blisko południowej bramy przez jaką by wychodzili z miasta. A te “jutro rano” to było dzisiaj.

Skoro Otto chciał wyruszyć poza miasto, i to możliwe, że na kilka dni dobrze było aby jakoś to zgłosił w hospicjum. W końcu większość dnia spędzał właśnie tam. Wśród tych wszystkich uznanych za zbyt obłożnie chorych lub szalonych aby ich trzymać gdzie indziej.

Dziś ranek był mglisty. Tak, że było widać na dwa, może trzy domy dookoła. Ale nie był to porblem jak się wiedziało gdzie iść. Na miejscu, w aptece Otto zastał już i gospodarza i Strupasa. Przygotowywali oni Loszkę do drogi. Trochę się kłócili czy już jej zakładać smycz i obrożę czy jeszcze nie. Mimo wszystko raczej nie puszczali jej nigdzie samopas i zawsze któryś był w pobliżu. A najchętniej w ogóle nie wypuszczali jej z piwnicy. Więc trochę było ryzyko puścić ją wolno nawet jakby szła między nimi. Z drugiej storny prowadzenie kogoś przez miasto na smyczy rzucało się mocno w oczy. Dlatego ostatecznie przeważyło zdanie aptekarza aby zaryzykować i jednak tego nie zakładać. Najwyżej po tym jak wyjdą z miasta to tam puściej i mniej ludzi. A jak Loszka ich będzie prowadzić jak podczas pierwszej próby to pewnie i tak szybko wejdą w las. A tam już w ogóle powinno być mało przypadkowych gapiów. A jak już byli we czwórkę to aptekarz nie oparł się pokusie aby nie pochwalić się wynikami swoich badań.

- O widzisz? Jakie piękne maleństwa? - powiedział odchylając koszulę Loszki i wskazał zaczerwienione i pokryte krostami miejsce. Po chwili te krosty zaczęły się ruszać i tam i tu widać było małe, końcówki czerwi.

- Dużo mnie to wysiłku i pracy kosztowało. Myślałem, że to będzie prostsze. Przecież na byle padlinie pełno się tego lęgnie! I dopiero niedawno zrozumiałem. Chodzi o padlinę. Nie chcą się lęgnąć na żywym mięsie. Szkoda. Zobacz jak ich mało i takie małe rosną. Mniejsze niż te zwykłe z padliny. No a Loszki nie zabiję aby mieć padlinę. Jest zbyt cenna. Muszę to jakoś dopracować. Aby się mogły śmiało lęgnąć na żywych. To by było coś! Pomyśl Otto! - niespodziewanie objął młodzieńca po ojcowsku i wskazał mu ręką gdzieś pod sufit jakby tam dostrzegał jakąś piękną wizję.

- Całe chmary much! Wypuszczone na miasto! Opadają na żywych i wbijają swoje żądełka z błogosławieństwem Ojczulka! I ono się będzie pięknie rozwijać w ich ciałach a potem przeniesie się na pozostałych! - Sigismundus mówił jak natchniony kapłan albo mówca. Strupas aż się zachłysnął z radości i zaczął chrząkać albo się śmiać na samą myśl o realizacji takiej wizji. Ale niespodziewanie entuzjazm aptekarza oklapł.

- No tylko… Że te zwykłe larwy i muchy są bezużyteczne. Prawie. Nie chcą żerować na żywych. Nawet jak ich uzbieram całą chmarę i wypuszczę to niewiele zrobią żywym… - przyznał markotnie puszczając Otto i wskazując zniechęcony na te ledwo parę larw jakie ruszały się tuż pod skórą Loszki. Z tego co wiedział młodzieniec to muchy faktycznie uwielbiały padlinę, zepsute mięso, odchody ale tak do żywych to niekoniecznie. Zwłaszcza takich żwawych co by się od nich odganiali bo tak pewnie by robili mieszkańcy miasta.

- A ja mam ambicję Otto. Ja bym chciał mieć swoją własną plagę. Wyhodowaną i rozprzestrzenioną przeze mnie. Sam pomyśl jak to dumnie brzmi: “Plaga Sigismundusa”, “Zaraza z Neus Emskrank”, “Pomór Nordlandu”! Ah piękne plany! Ale jeszcze czeka mnie daleka droga. Jak choćby potrzeba wyhodowania takich małych śliczności co by miały ochotę zagnieździć się w żywych, jędrnych, gorących ciałach. A nie tylko w padlinie. - aptekarz znów urósł w oczach jak podzielił się swoimi wspaniałymi wizjami i planami. I znów opadł gdy wskazał na mierność dotychczasowych wysiłków.

- No ale jest Oster i jej dziedzictwo! Tam na pewno musi coś być! Widziałeś wczoraj co przywiozły sobie te ladacznice? No mnie nie kręcą takie rzeczy ale powiem ci, że ten monument wyglądał… No w sam raz do ich patrona. A ta Soria jakos za bardzo dumnie i władczo mi nie wyglądała. Taka tam dziewka z ulicy. No ale podobno Joachim z nimi był to mam nadzieję, że chociaż on jest rozsądny i nie tak całkiem podatny na ich wpływy. Oby wrócił i zweryfikował to wszystko. Ale nie będziemy na niego czekać! Przed nami czekają gdzieś tam dary od Oster! Musimy je tylko odnaleźć i zgarnąć dla siebie! A potem plagi i zarazy spadną na to przeklęte miasto! - Sigismundus znów na przemian przejawiał egzaltację, smutek, powątpiewanie i znów radość gdy mówił o swoich nadziejach jakie ma względem darów od Czterech Sióstr. Chociaż sam nie wydawał się zbytnio sprzyjać Sorii i jej kultystkom to jednak sam alabastrowy momument dał mu wiarę, że te dary są czymś namacalnym i w zasięgu ręki. Dlatego nie chciał już zwlekać i wyruszyć jak najprędzej. Wtedy usłyszeli stukanie umówionym sygnałem do drzwi. Gospodarz dał znak garbusowi i ten podszedł do drzwi i otworzył. Po chwili wszedł do środka Vasilij.

- No to jesteśmy. Chłopaki czekają na zewnątrz. - herszt przemytników wskazał kciukiem na drzwi wejściowe. Bo jak się okazało Sigismundus zwerbował go i jego bandę jako eskortę na tą wyprawę. Pół tuzina rozbójników i banitów powinno zapewnić im bezpieczeństwo a jednocześnie nadal byli dość małą liczebnie grupą. Razem była ich dziesiątka.

- To cudownie! Więc wyjdźcie na zewnątrz a ja tu wszystko zamknę! - ucieszył się grubas i po przyjacielsku wyprosił wszystkich na ulicę. Sam jeszcze musiał wszystko pozamykać skoro szykowała się wyprawa w teren pewnie na kilka dni. I odczekali na niego a potem cała grupa ruszyła ulicami miasta. Mgła wciąż nie rzedniała ale to im na razie nie przeszkadzało. Sigismundus poprosił Vasilija aby jego ludzie byli przed i za nimi głównie z myślą o Loszce gdyby ta chciała uciekać czy co. Ta jednak szła spokojnie nie odzywając się ani słowem. Rozglądała się czasem ale bez przesady. Tak doszli do południowej bramy i wyszli na zewnątrz bez żadnych kłopotów. Odeszli kawałek wschodnim traktem i jak już nie było widać murów miasta to aptekarz zatrzymał się, założył Loszce na szyję oborżę, podpiął smycz a potem zagaił do niej przyjaźnie.

- No! Dobra Loszka, dobra! Szukaj! Szukaj, szukaj! Prowadź nas do domu! Zaprowadź do skarbu! Idź! Idź za zgnilizną! Doprowadź tatusia do skarbu z pięknymi, dorodnymi larwami! Co do cholery wreszcie będą żerować na żywych! - mówił do niej tak jak mówi się do małego dziecka albo psa. Gdy to nie rozumie w pełni słów dorosłych. Ale chyba podziałało. Kobieta z początku patrzyła na niego poważnie i uważnie. Potem wyczuwając przyjazny ton i uśmiech zaczęła się uśmiechać z początku nieśmiało. Ale jak to trwało to szerzej i szerzej. Kiwanie głowy też się wzmagało i w końcu rozejrzała się dookoła. I bez namysłu ruszyła przed siebie. Trzymający smycz ojczulek za nią. No a reszta za nimi.

Szli z początku traktem na wschód ale dość szybko zeszli w las. Mgła w końcu zrzedła i całkiem zeszła. Poranek przeszedł w przedpołudnie a w środku dnia byli już głęboko w trzewiach lasu. W końcu w południe wszyscy byli gotowi na odpoczynek. Tylko Loszka chyba była gotowa nadal przeć naprzód ale na razie Sigismundus przywiązał jej smycz do gałęzi aby nie uciekła. A sam razem z resztą zaczął przygotowywać obóz i ognisko.

- Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. Znaczy gdzieś na południowy wschód od miasta. Na wschód od rzeki. Ale poza tym to kompletna dzicz. - Vasilij zostawił zbieranie drewna na ognisko pozostałym ze swojej bandy a sam pozwolił sobie na pogawędkę.

- Merga mówiła coś o jakiejś jaskini z wodą. Więc to chyba gdzieś na wybrzeżu. Daleko stąd do wybrzeża? - zagaił herszta przemytników. Ale ten wzruszył ramionami. Może pół dnia, może dzień albo dwa. Zależy gdzie byli w tej chwili. Trudno było mu to oszacować jak wokół były same drzewa i reszta bezimiennego lasu bez żadnych punktów charakterystycznych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2022, 20:46   #39
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Rano Otto wysłał pisemną wiadomość do naczelnego lekarza hospicjum.
Przekazał w nim, że udaje się razem z Aptekarzem Sigismundusem poza miasto nawet na kilka dni. Znaleźli informacje o roślinie kojącej nerwy i uspokajającej ducha, której używają ponoć elfy. Mają nadzieję odnaleźć lokalną odmianę rośliny i sprawdzić jej działanie na pacjentach. To może zaoszczędzić hospicjum trochę grosza.

Otto miał nadzieję, że to wystarczy, aby naczelnik dał mnichowi spokój, szczególnie jeżeli znajdą jakieś uspokajające ziele.

***

Mnich delikatnie skrzywił się na widok małych czerwi.
- Wybacz, nie mam urazu do twojego kunsztu, ale według mnie dzieło wielbiące Ojczulka nie powinno mieć w sobie… trudu. Te maleństwa nie powinny się męczyć kiedy przychodzą na świat, ale rozumiem, że to dopiero pierwsze kroki. - wsłuchał się ambitne zawołania aptekarza i nie powstrzymał się przed drobnym westchnieniem zachwytu - "Pomór Nordlandu" brzmi dobrze… chociaż, co powiesz na "Wspomnienie Oster"? Taki dar w stronę jednej z sióstr? - Otto zastanowił się nad możliwymi źródłami plagi - Okoliczne mokradła na pewno posiadają całą masę takich maleństw. A im bliżej będziemy ołtarza Oster tym ciekawsze będą, może uda ci się znaleźć coś co będzie chętniej zajadało się zdrowym, żywym mięsem… lub sprawiało, że szybko przestaje takie być.

Pogoń za Loszką była niestety dość monotonna i nie dała trufli tak szybko jakby chcieli. Jednak kobieta napędzana wolą Pana Plag najwyraźniej gdzieś zmierzała.
- Upewnij się, aby na noc dobrze ją przywiązać Sigismundusie. Nie chcemy, aby nam czmychnęła. - Otto pomagał przy przygotowaniu strawy dla ekipy, kiedy padło pytanie o ich położenie względem wybrzeża.
- Visilij kojarzysz jakie zagrożenia mogą nas tu spotkać? Wilki, niedźwiedzie, bandyci? Zwierzoludzie? Ufam tobie i twoim ludziom, ale chciałbym wiedzieć na co się przygotować, kiedy przyjdzie do walenia po mordzie.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2022, 21:49   #40
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Podróż była męcząca i niezbyt wygodna, ale na szczęście młody astromanta miał czym zając myśli. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia w takim stopniu ze zwierzoludźmi, więc słuchał i przyglądał się uważnie. Sprawy wydawały się zmierzać w dobrym kierunku - grupa Gnaka dobrze zareagowała na snute przez niego wizje chwalebnej przyszłości i wyglądało na to, że Merga, podobnie jak wcześniej Soria, może im solidnie zaimponować.

- Najwyraźniej nie byłyście pierwsze, tak.... - wyszczerzył się do Burgund, gdy ta skomentowała wieści o dawnych kontaktach zwierzoludzi z kultystkami Snarla. Zaczął lubić towarzystwo dawnej znajomej z dzieciństwa i to co robili podczas orgii przy ołtarzu było przyjemne. Z drugiej strony... z iloma osobami i jak często te kultystki spółkowały? Czy w sumie miało to jakiekolwiek znaczenie?


- Rozumiem, że podobało się wam to podtrzymywanie dawnej tradycji? W takim razie możesz im Lily zasugerować, że jeszcze będą mieli ku temu okazję, jeśli będą z nami lojalnie współpracować.... - stwierdził, mając wrażenie że tę grupę mają już w garści... pytanie co z innymi?

Zmarszczył brwi widząc wyraz niesmaku na twarzy swojego ochroniarza i świeżego członka zboru, Gunthera.

- Robimy to dla osiągniecia naszych celów, ci ungorzy dobrze się nam przysłużą. A co do reszty się przyzwyczaisz, nagroda będzie tego warta - powiedział mu cicho. Rozumiał, że to wszystko, szczególnie takie bratanie się ze zwierzoludźmi, to było dość dużo dla osoby która dopiero wkroczyła na ścieżkę prawdy.


********************************************

Kiedy znaleźli się w jaskini, rozmawiali jeszcze długo i członkowie Zboru dostali wiele informacji do przetrawienia.

- Chcą czegoś w zamian? Powtórz Gnakowi, że chcemy współpracować i myślę, że chętnie zorganizujemy kolejne spotkanie. A czy możliwość uczestnictwa w kolejnych rytuałach ku czci Snarla z nami nie będzie dla nich wystarczającą nagrodą? Z tego co zrozumiałem brakowało im tego - odparł Lily gdy ta poinformowała go o nastawieniu wodza.

- A co do pozostałych grup zwierzoludzi to będziemy musieli porozmawiać ze Starszym i Mergą czy i jak warto nawiązać z nimi kontakt. Z Krwiożercami czy Razgorami może nam tak prosto nie pójść - chociaż te centigory też brzmią jak wyznawcy waszego Patrona - spojrzał na pozostałe kultyski a potem znowu na Lily - spytajmy się jescze czy mają jakieś historie o tym, że w przeszłości plemiona zwierzoludzi łączyły siły przeciwko wspólnemu wrogowi?

- A jeśli lubią atakować podróżnych na trakcie, możemy zaproponować, że od czasu do czasu wystawimy im jakiś godny cel....

************************************************** *********************
Kiedy pojawił się przed nimi agresywny wilczy Hetzen, zmarszczył brwi i jego laska rozbłysła czarodziejskim ogniem. Miał nadzieję, że ta demonstracja mocy wzbudzi nieco respektu. Szkoda, że nie wiedział więcej o sytuacji.

- Bądź pozdrowiony Hetzenie, w imię Tzeenchta i Slaanesha. Tak, jesteśmy ze Zboru który wam wcześniej udzielał pomocy. Teraz my potrzebujemy noclegu, czy nam go udzielisz?
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 16-10-2022 o 05:24.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172