Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2023, 02:16   #61
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
“Słyszeliśmy kochanie. Ale jak widzisz do Zakonu Klepsydry też przyjmują kobiety. - ojciec skinął głową i nieco z przekąsem wskazał nią na siedzacą naprzeciwko blondynek czarnowłosą kruczycę. Ta jak to było typowe dla jej patrona nie mówiła za wiele i zachowywała grobową powściągliwość. Froya spojrzała na cichą kapłankę odzianą w żałobną czerń przesuwając się szybko po jej widocznej sylwetce.”

- Do Kolegiów Magii w Altdorfie też przyjmujemy niewiasty…. - uśmiechnął się Joachim. - może nie jest to w tym momencie większość ale np. przełożoną Kolegium Jadeitu jest kobieta. Nasze społeczeństwo robi się chyba coraz bardziej otwarte pod tym względem, prawda?

- No nasze tutejsze to jednak chyba niezbyt. - panna van Hansen skrzywiła swój ładny, szlachetnie zarysowany nosek i usta na tą uwagę dając wyraz swojemu niezadowoleniu. - Aczkolwiek mnisi habit czy toga uczonego to raczej nie dla mnie. Mnie się marzą pas i ostrogi. - westchnęła grzebiąc niemrawo widelcem po swoim talerzu na jaki pewnie przeciętny mieszkaniec tego miasta dostałby bezdechu. Tak na widok samego ozdobnego naczynia, srebrnych eleganckich sztućców czy tego co na nim podano. Dorosła córka gospodarzy jednak zdawała się tego nie zauważać wspominając, że ma ambicje dostania się do stanu rycerskiego. Komuś z jej pozycją, zainteresowaniami i umiejętnościami to raczej nie byłoby przeszkodą. O ile ten ktoś byłby mężczyzną.

- Ale jak nie świeckie ostrogi to może chociaż duchowne. - westchnęła spoglądając w bok na siedzącą obok urlykankę jaka zdawała się być dla niej wzorem, nadzieją i dowodem, że jest jakaś furtka przez jaką kobieta może przywdziać zbroję, ostrogi i inni traktują ją jak każdego innego męża a nie niewiastę z niestosownymi aspiracjami i fanaberiami.

- Oj córciu, przecież już o tym rozmawialiśmy tyle razy. - dla odmiany teraz westchnęła Frau van Hansen zapewne dając echo podobnych rozmów jakie miały miejsce niezliczoną ilość razy.

Joachim zawahał się, nie chciał stawać w tym sporze pomiędzy matką a córką. W końcu postanowił odezwać się możliwie neutralnie.

- Nie wątpię że znajdziecie rozwiązanie zarazem satysfakcjonujące Froyę jak i korzystne dla całej rodziny. Zawsze mogę też sprawdzić układ gwiazd w ten intencji.

- Oh, nie ma się co kłopotać kawalerze. - ojciec dorosłej córki pokręcił głową na znak, że nie widzi takiej potrzeby fatygowania się młodego astrologa.

- No ja jestem pewna, że jakieś rozwiązanie się znajdzie. - uśmiechnęła się półgębkiem jego córka i odkroiła kawałek porcji na swoim talerzu po czym włożyła go sobie do ust.

- Zawsze możesz wstąpić do nas. Chętnie powitam młodą, silną i wyszkoloną akolitkę w swoich szeregach. A część naszych obowiązków to patrole okolicy lub zbrojne interwencje jeśli zajdzie taka potrzeba. - rzuciła siedzącą obok Froyi blondynka dając jej do zrozumienia, że w szeregach jej zakonu mogłaby jawnie występować zbrojnie.

- Tak z tego co wiem, patrole takich zacnych wojowników w naszym rejonie się przydają. Słyszałem nieco o potworach jak trolle czy zwierzoludzie. Napotykacie je może, Matko? - Czarodziej spytał się Przeoryszy.

- Tak, zwierzoludzie, orki, bandyci ale mamy sytuację pod kontrolą. Z tego co słyszałam to chyba prawie wszędzie w głębi boru, jakiejś jaskini, rozpadlinie czy bagnie lęgnie się jakieś paskudne tałatajstwo. - blondwłosa urlykanka przytaknęła widocznie uznając sytuację w okolicy swojego klasztoru jak i tutejszą za w miarę standardową. W końcu tego typu plotki o jakichś bandach czy napadach były dość powszechne.

- U nas w głębi lasu są zwierzoludzie ale niestety trudno ich wytropić tak aby wziąć ich na czubek kopii czy rohatyny. Ale za to jest mnóstwo innej zwierzyny do upolowania. - Froya przytaknęła chociaż zdawała się patrzeć na tą samą rzecz jak na szansę na jakieś interesujące polowanie.

- Mam nadzieję dziecko, że nie myślisz o zorganizowaniu czegoś takiego i pamiętasz, że powinniśmy okazać szacunek naszej niedawno zmarłej księżnej. - matka zwróciła jej uwagę chcąc zapewne pohamować jej zapędy na tym punkcie z jakich młoda dama była szeroko znana w mieście i okolicy.

- No tak, pamiętam. Szkoda. Tylu znamienitych gości się zjechało na turniej a tu ani turnieju, ani balów, ani polowań, no nic nie można organizować. - westchnęła z żalem blondwłosa szlachcianka.

- Przykro mi, że nasze tradycje pokrzyżowały ci plany. - odparła krótko Matka Somnium zwracając uwagę na niestosowność komentarza. Rodzice ostro spojrzeli na córkę a ta żachnęła się zdając sobie sprawę, że nieco się zagalopowała.

- Przepraszam, oczywiście dostosuję się do wymogów żałoby. Ot, po prostu zwykle jak jest tylu gości spoza miasta to coś organizujemy z tej okazji. - panna van Hansen przeprosiła kapłankę boga śmierci i snów dodając krótkie wyjaśnienie. Ta dostojnie skinęła głową przyjmując te przeprosiny.

- Pytanie, czy jeśli celem takiej wyprawy nie jest rozrywka uczestników a oczyszczenie okolicy z niebezpiecznych bestii i pomiotu chaosu, to czy takie działanie wciąż jest naruszeniem żałoby? - zadumał się Joachim, podchodząc do problemu w bardziej naukowy sposób.

- Myślę, że trzeba by zasięgnąć opinii i zgody kapłanów, może postarać się o odpowiednią dyspensę. O ile rzeczywiście by było to coś nie cierpiącego zwłoki bo na razie to nie doszły mnie słuchy o jakichś zagrożeniach na większą skalę. - tym razem głos zabrał Mikael ale pytanie chyba zastanowiło wszystkich. On jednak miał wśród zebranych przy stole największy autorytet ze względu na wiek, doświadczenie i pozycję.

- Tak, jakby zagrożenie było jakieś większe można by się zapewne ubiegać o dyspensę. Ja nie czuję się na siłach a i jestem tu, że tak powiem w gościach, nie chciałabym wchodzić tutejszym kolegom i koleżankom w podwórko. - von Siert pokiwała głową do słów gospodarza zgadzając się z jego wykładnią.

- Trzeba by zbadać sprawę. Ale na razie to jak widzę pytanie teoretyczne. Wiele zależałoby od sytuacji i okoliczności. U nas sprawę by zapewne rozpatrywali moi starsi i bardziej doświadczeni koledzy. - morrytka też się zaciekawiła tym tematem niejako służbowo bo kwestie żałoby po zmarłych też podpadały pod jej patrona. Ale scedowała taką teoretyczną decyzję na tutejszych kapłanów jacy zarządzali tutejszą trzódką wiernych. Ona mimo wszystko też była tu gościem i tak nie znała tutejszych realiów.


************************************************


“- Ja jestem z Czarnowidzów. Patronuje nam Morr Śniący, jako patron snów, widzeń i proroctw. - przyznała skromna kapłanka. To zainteresowało panią Martinę jaka lubiła takie tematy. Wspomniała, że Joachim zajmuje się czymś podobnym.

- Ale domyślam się, że raczej stosujemy inne metody. - uśmiechnęła się koniuszkiem ust mroczna kapłanka.

- A właściwie czym się różni astrologia od astronomii? Zawsze mi się myli. - zagaił Ferdynand siedzącego przy jego narożniku Joachima.”

Młody magister odłożył na bok kieliszek przedniej jakości wina i skinął do rycerza.

- Astronomia to nauka o ciałach niebieskich, ich naturze i poruszaniu się. Odgrywa ona bardzo dużą rolę chociażby przy nawigacji morskiej. Ja oczywiście studiowałem te kwestie w swoim Kolegium - odparł z nutą dumy - natomiast to co robię jako członek Niebiańskiego Zakonu bliższe jest Astrologii, czyli nauce o tym jak niebiańskie obiekty mogą odzwierciedlać naszą ziemską sferę i wpływać na nasz los. Ja wspieram się tutaj też moim zmysłem i wiedzą o Wietrze Magii Azyr, powiązanym właśnie z ruchem gwiazd i innych niebiańskich obiektów jak komety. Wiele można w nich wyczytać chociaż nie zawsze dokładnie tego co mamy nadzieję znaleźć… zrobił dramatyczną pauzę.

Następnie spojrzał na Czarnowidzkę, której sztuka była faktycznie pod wieloma względami bliska jego, choć opierała się przecież na innym instrumentarium. Ciekawe czy mogła coś zobaczyć co mogło zagrozić sprawom Zboru?

- Czytałem nieco o Morze Śniącym Matko, jest to mniej znany ludziom aspekt tego boga, choć dla mnie interesujący, gdyż jak słusznie zauważył Pan Ferdynand nasze sztuki nie są od siebie odległe co do zastosowania, choć dzieli ich źródło. Jak rozumiem Czarnowidzowie polegają na proroczych snach i obecnych w nich wizjach?

- Tak. Próbujemy wyczytać wolę naszego patrona ze snów i czasem wizji. Nasz patron kojarzy się zwykle z końcem doczesnego żywota i początkiem snu wiecznego ale przecież też jest patronem zwykłych i mniej zwykłych snów. - odparła skromnie czarna kapłanka potwierdzając domysły astrologa.

- Oh moi drodzy, tak się cieszę, że oboje tu jesteście, to takie fascynujące i tajemnicze te wszystkie gwiazdy, sny i przepowiednie. - Frau Martina westchnęła z zadowolenia bo od dawna z całej trójki van Hansenów jaką Joachim miał okazję poznać ona wydawała się zdradzać największe zainteresowanie takimi ezoterycznymi tematami.

- A to potrzebujecie czegoś do takiego wróżenia? Możecie to zrobić w każdej chwili i z każdą osobą? - zaciekawił się zacny rycerz von Glitz.

- No ja muszę spać i śnić. Więc najczęsciej robię to w nocy. - odparła bladolica kapłanka z lekkim uśmiechem.

- Ja również pracuje głównie w nocy, obserwując gwiazdy, więc to również nas łączy - Joachim odpowiedział również z uśmiechem. Następnie nieco spoważniał.

- Ostatnio muszę przyznać że widziałem parę niepokojących znaków, które mogą sugerować działanie mrocznych i zwodzicielskich sił. Przypomina mi to, że chyba nigdy nie odnaleziono łotrów którzy zeszłej zimy włamali się do więzienia i uwolnili wiedźmę. Czy te wiadomości może do was dotarły, wielebne? - spojrzał na kapłanki Ulryka oraz Morra. Może była to niebezpieczna gra, ale chciał wybadać czy coś wiedzą.

- Zdarzyło mi się coś słyszeć na ten temat ale nie przywiązywałam do tego większej wagi. Przyjechałam na turniej no a tu bogowie postanowili poddać nas próbie. - cmoknęła matka von Siert z nieco krzywym uśmiechem. Nie sprawiała zbyt zainteresowanej zimowymi wydarzeniami tylko kogoś kto przyjechał właśnie na turniej jaki prawie w ostatniej chwili odwołano z powodu żałoby po księżnej jaką ogłoszono w całej prowincji.

- Ja też o tym słyszałem. Przykra sprawa. Nie chciałbym być niemiły ale takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Wystawiają władze na pośmiewisko. Zwłaszcza jak przez pół roku nie mogą ująć tej hołoty. - Frederick pokręcił głową na znak, że on z kolei coś musiał słyszeć o owej ucieczce z tutejszych kazamat i zdecydowanie nie uznał tego za dobrą wiadomość.

- Teraz to pewnie już dawno wsiedli na jakiś statek i odpłynęli albo czmychnęli gdzieś w gęstwiny dzikich lasów. - Mikael przyznał mu rację ale wydawał się wątpić aby po tak długim czasie ktoś ze spiskowców jeszcze przebywał w mieście.

- A jakiego rodzaju było to ostrzegawcze proroctwo Joachimie? - zapytała morrytka zainteresowana doświadczeniami nowego znajomego w podobnej tematyce jaką i ona się zajmowała.

- Tak, mi też się wydaje że tych szubrawców nie ma już w mieście - Joachim zgodził się z Mikaelem. - Mogli zbiec do lasu, w szczególności jeśli mają sprzymierzeńców pośród zwierzoludzi.

- Co do ostrzeżenia zaś…. ostatnio silnie świeci Gwiazda Uroku. Symbolizuje ona magię i tajemnicę ale też odwagę i śmiałość. Dobrze była też widoczna czarna pustka Vobisa Ulotnego, która wiąże się z ciemnością i niepewnością. No i Gwiazda Wieczorna, patron iluzji i tajemnicy. To wszystko może sugerować, że jakieś złowrogie siły działają w okolicy lub planują jakiś spisek - odpowiedziałem morrytce na jej pytanie, odwołując się do rezultatów swojej ostatniej obserwacji gwiazd.

- Oh, to fascynujące! Ale i trochę niepokojące. Czy powinniśmy się czegoś obawiać? Czy możesz jakoś powiedzieć czego właściwie powinniśmy się spodziewać? - jak zwykle matka Froyi zdradzała spore zainteresowanie takimi ezoterycznymi tematami.

- Brzmi nieco niepokojąco to prawda. Ale przyznam, że nie specjalizuje się w astrologii i astronomii bo my działamy innymi metodami. Więc trudno mi coś o tej przepowiedni powiedzieć. Ale porozmawiam z moimi gospodarzami o twojej wróżbie może coś poradzą. A jeśli niepokojące sygnały będą się powtarzać sugeruję udać się do władz albo łowców czarownic. - morrytka przyznała, że metody z jaką posługują się magistrowie niebiańskiego kolegium nie są jej zbyt bliskie i znane niemniej skoro brzmiały tak ostrzegawczo to sugerowała aby młody astrolog nie trzymał ich tylko dla siebie.

- Muszę przyznać, że jeszcze badam znaczenie tych niepokojących aczkolwiek też i dwuznacznych znaków, mogą sugerować one jakiś spisek podstępnych i złowieszczych osobników, stąd przypomniał mi się zuchwały napad na więzienie. Będę dalej badał te sprawy, ale trochę czujności na pewno nie zaszkodzi. Choć oczywiście nie wątpię, że zarówno władze jak i łówcy czarownic robią co w swojej mocy by nas chronić….. akurat nie miałem okazji poznać naszych łówców jeszcze, może kiedyś to nastąpi - spojrzał na pozostałych, ciekawy czy ktoś z tego towarzystwa miał jakiś kontakt z łowcami. Dodatkowe źródła informacji o tym temacie na pewno byłyby przydatne…

- Chyba mało kto by chciał mieć z nimi dobrowolnie do czynienia. - uśmiechnęła się kpiąco Froya ale uspokoiła się pod karcącym spojrzeniem rodzicielki.

- Jeśli jednak oznaki są niepokojące to jednak dobrze by porozmawiać o nich z kimś jeszcze. Mogą być łowcy, albo ktoś ze straży miejskiej czy ratusza. Skoro w grę wchodzą takie poważne sprawy Joachimie o jakich mówisz to nie powinieneś ich ignorować. Może to się jakoś zazębi z czymś co już wiedzą albo wkrótce się dowiedzą? Wszyscy powinniśmy sobie pomagać w miarę naszych możliwości skoro mamy wspólny cel. - ojciec popularnej w mieście młodej szlachcianki zwrócił uwagę astrologowi, że jego zdaniem powinien jednak z kimś z władz porozmawiać o swoich wróżbach.

- To prawda. Odkąd tu przyjechałam też nie sypiam zbyt dobrze. Mam wrażenie, że mój patron coś chce mi przekazać. Ale nie jestem pewna co. - Czarnowidzka przytaknęła krótko temu pomysłowi a i sama dodała nieco od siebie.

- To brzmi strasznie o tych złowieszczych osobnikach. A żyjemy w takich niebezpiecznych czasach. Zresztą ostatnia zima to pokazała dobitnie. Ostatnio rozmawialiśmy z Mikaelem czy nie zatrudnić kogoś jeszcze do ochrony. Ciężkie czasy, oj ciężkie. - Martina westchnęła jakby chodziło o kolejny element ponurej układanki z jakiego składało się ich życie.

- Nie frapujmy się na zapas! Wznieśmy toast na pohybel naszym wrogom, złośliwcom i spiskowcom! - zawołał Fryderyk łapiąc za swój kielich i wznosząc wesoły toast aby zmienić te dość złowieszczo brzmiące tematy. Udało mu się przynajmniej chwilowo bo pozostali też chwycili za swoje kielichy, uśmiechnęli się i dołączyli do toastu.

*********************************

“- To już może zaprowadź naszych gości moja droga. Obawiam się, że zbyt się objadłem i tyle schodów na dół mogłoby być dla mnie zbyt wielką przeszkodą. - odparł z uśmiechem Herr Mikael do swojej córki. Ta dygnęła przed nim grzecznie i spojrzała zachęcająco na swoich gości. W końcu większość z nich była raczej w jej wieku niż jej rodziców. No może Ferdynand był gdzieś tak w połowie drogi. Matka von Siert i Herr von Glitz chętnie wyrazili zgodę na taką wizytę, Matka Somnium i Frau von Richter jakby się zawahały czy iść czy zostać.”


-Chętnie zobaczę kolekcję Panny Freyi, brałem już udział z nią w jednym polowaniu podczas zimy i wiem że niewielu dorównuje jej umiejętnościami - Czarodziej pokusił się o pochlebstwo.

Gospodyni odwdzięczyła mu się krótkim skinieniem głowy i życzliwym uśmiechem po czym przejęła obowiązki przewodniczki wyprowadzając gości z jadalni na korytarz. Poza Joachimem ruszyli także rycerz von Glitz i siostra von Siert. Frau von Ritter zdecydowała się dotrzymać towarzystwa rodzicom i matce Somnium tłumacząc się, że już widziała te trofea swojej przyjaciółki nie raz a nie chce tam robić tłoku na dole. Więc ostatecznie zeszli schodami na dół do piwnicy we czwórkę. I tam blondwłosa szlachcianka w czarnej, żałobnej sukni powiodła ich do pokoju z trofeami.

- To tutaj. - odparła otwierając drzwi i przepuszczając gości przodem. A gdy ci weszli do środka mogli przekonać się co tam jest. Wyglądało tak jak się można było spodziewać po nazwie. Całe ściany pełne czaszek jeleni czy czegoś podobnego z porożami albo same poroża. Łby wilków z wystrzeżonymi pyskami, turów i łosi z masywnymi porożami, ze dwa łby niedźwiedzi, kilka czaszek jakie Joachim nie bardzo mógł rozpoznać. Ale nad kominkiem było duże, paskudne trofeum.

- To król mojej kolekcji. Udało nam się we trójkę go upolować i ubić w ostatnią zimę. - wskazała z dumą na odcięty łeb trolla. Całkiem możliwe, że tego o jakim zimą mówili Egon i Norma. Od tamtej pory Froya weszła z całkiem niezłą komitywę z norsmeńską wojowniczką ale z Egonem to raczej nie bardzo i ich drogi się rozeszły.

- Wspaniałe! Jestem pod wielkim wrażeniem. Składam honory przed tak wspaniałym myśliwym. - zawołał z emfazą Fryderyk i rzeczywiście oddał ukłon przed szczupłą blondynką w czarnej sukni. Zapewne łatwiej by było przyjąć do wiadomości, że to pokój trofeów jej ojca czy kogoś z męskich członków drużyny ale świadomość, że ta młoda i szczupła kobieta w czarnej sukni mogła własnoręcznie ubić te wszystkie poczwary robiła na rycerzu wrażenie swoją nietypowością.

- Ja również. Obawiam się, że nie mam szans ci dorównać w łowiectwie moja droga bo sama niezbyt się tym zajmuję. A odkąd zostałam przeoryszą to już prawie w ogóle nie mam czasu na takie zabawy. - przyznała Katherine von Siert też podziwiając te wszystkie łby, kły, poroża i łapy zebrane dookoła. Te komplementy wyraźnie przypadły do gustu gospodyni bo się rozpromieniła na całego.

- Robi wrażenie, prawda? - Czarodziej przyglądał się trollowemu łbu.
- Polowania to raczej nie mój świat, chociaż parę miesięcy temu polowałem na zwodzącą marynarzy w okolicy syrenę w okolicy Wrakowiska. Niestety nie udało mi się jej pojmać, ale ostatnio marynarze przestali znikać, więc może opuściła te okolice.

- Syrena? Macie tu syreny? - urlykanka była wyraźnie zdziwiona i pytała jakby nie była pewna czy mówią o owych na w pół mitycznych stworzeniach z morskich legend czy to jakiś tutejszy folklor.

- Tak, takie plotki przynajmniej chodziły po mieście. Że rybacy znikają, że znajduje się ich puste łodzie i, że to syrena ich porywa i topi. Pospólstwo lubi takie opowiastki. - Froya potwierdziła słowa astrologa ale sama zdawała się do owych opowieści o znikaniu ludzi z niskiego stanu nie zwracać za bardzo uwagi ani się nie przejmować czy to prawda czy nie.

- Szkoda, że nikt jej nie upolował. Jestem ciekaw jak by wyglądała. Bo słyszałem, że one są albo bardzo piękne i ponętne albo jakieś straszne, obślizgłe maszkary. No i pewnie dobrze by wyglądało takie trofeum na ścianie. - Fryderyk nieco się skrzywił na znak, że jako ktoś z morskiej prowincji coś o syrenach słyszał ale sprzeczne wieści no i sam widocznie żadnej nigdy nie spotkał.

- Ja natrafiłem na tę istotę przy Wrakowisku, mignęła mi tylko jej sylwetka, rzeczywiście przypominała ona w górnej połowie kobietę a w dolnej jakieś morskie stworzenie. Niestety, swoim zwodniczym śpiewem opętała załogę mojej łodzi i prawie wpadliśmy w wir. Za drugim razem gdy ją zobaczyłem w tej okolicy rzuciłem w jej stronę gromowym zaklęciem, domniemywam że to ją zraniło bo potem się już nie pokazywała - odparł Joachim, starając się zmieszać prawdę z kłamstwem by jego słowa były jak najbardziej wiarygodne.

- No szkoda, że jej szlag nie trafił trochę bardziej. Byłoby co oglądać. - rycerz wydawał się lubić trofea nie mniej niż młoda gospodyni więc chociaż zdawał się rozumieć, że na wodzie to nie do końca to samo co na lądzie to jednak nieco zdawał się, żałować, że polowanie Joachima nie zakończyło się jakimś zdobycznym trofeum jakie można było potem pokazać i oglądać. Zwłaszcza tak niezbyt powszechnego stworzenia jakim była syrena.

- Dobrze, że chociaż odpłynęła i przestała nękać tutejszych rybaków. - rzekła luźno blondwłosa von Siert dodając to ugodowym tonem. Czym pozostali też przytaknęli kiwaniem głowami.

- Ja bym chętnie zorganizowała jakieś polowanie. No ale niestety, żałoba. - van Hansen za to przesunęła się tęsknym wzrokiem po ścianach ozdobionych jej trofeami najwyraźniej chętnie by zdobyła kolejne. Ale polowanie uznawano za zbędną rozrywkę czyli coś bez czego można się obejść podczas żałoby ogłoszonej w całej prowincji.

- No cóż, żałoba to wyjątkowa sytuacja, na pewno jeszcze będą okazje, a poza tym dyskutowaliśmy przy stole o pewnej możliwości - Joachim przypomniał, że wpadł wcześniej na możliwe rozwiązanie. Jeśli van Hansenowie i pozostali członkowie miejscowej elity uznają, że jest przydatny, to tym lepiej dla niego, czyż nie?


*********************************

Po powrocie do domu postanowił nieco odpocząć po tych wszystkich spotkaniach i rozmowach. Pilnowanie się i maskowanie prawdy o sobie było jednak nieco męczące. Chyba dobrze mu poszło, choć nieco zaryzykował mówiąc o możliwych zagrożeniach dla ładu w mieście. Chociaż po tym jak Zbór wykona kolejny większy ruch będzie to wyglądało jakby ich ostrzegał.

W każdym razie priorytetem na najbliższe dni byłoby spotkanie się z Philippem i może jeszcze z kimś z władz Akademii żeby uzyskać dostęp do podziemnego składu i realizować plan ustalony z Tobiasem. Poza tym, może ktoś z tego uczonego grona nada się do zwerbowania do Zboru. Nie ze wszystkim zgadzał się z nadętym nauczycielem, ale co do tego że mogliby w ten sposób wzmocnić pozycję w Zborze miał akurat chyba rację.

Wieczór spędził na lekturach. Miał w ręku traktat "O chaotycznej naturze magii" który choć aktualnie nie znajdował się na powszechnej liście ksiąg zakazanych, budził duże kontrowersje z powodu akcentowania chaotycznych źródeł magicznych mocy. W świetle nauk, które otrzymał od Mergi miał nadzieje dostrzec nowe powiązania i połączenia pomiędzy używaniem mocy jego wiatru magii a bardziej zbliżoną do czystego chaosu mocą Dhar. Szukał też czegoś do czytania o historii regionu i lokalnych rodów szlacheckich, zawsze pozwoli to lepiej porozumieć się z tym towarzystwem, niezależnie od tego, że większością z nich gardził......
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 04-02-2023 o 02:19.
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-02-2023, 18:18   #62
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Apteka


- Spokojnie Sigismundusie, jestem pewny, że nasza Wyrocznia, przetłumacz dla ciebie zwoje już wkrótce. Uzbrój się w cierpliwość. - zastanowił się dłużej nad "wiadomością" Vigo - Zastanawiam się… makabryczny pomysł, ale… co jeże "błogosławione płodnością" oznacza ciężarne? Larwy muszą coś jeść zanim dojrzeją, co nie?

- Oo… - oczka aptekarza znieruchomiały i gdyby ludzie mieli uszy jak psy to pewnie właśnie w tej chwili by je postawił w sztorc. Jak pies który usłyszał podejrzany lub interesujący dźwięk. Czy węsząc za obiecującym tropem. Bo dopiero co póki rozmwiali o zwojach i ich tłumaczeniach to zachowywał się jak jakiś romantyk z niecierpliwością oczekujący listu od ukochanej i zamęczający wszystkich kogo się dało właśnie tym tematem. Ostatni raz taką mieszaninę pożądania i zniecierpliwienia w spojrzeniu Otto widział w ostatni Festag na twarzy zawieszonej pod sufitem bretońskiej szlachcianki gdy zaczął zabawiać się z jej koleżankami a ona została tam sama. Przynajmniej póki Joachim się nią nie zajął. Teraz grubas zdawał się cierpieć podobne katusze chociaż jego pożądanie i zniecierpliwienie było całkiem innego rodzaju i miało całkiem inne źródło.

- No… Może… Kto wie… - zastanawiał się nad słowami kolegi myśląc nad nimi intensywnie i wpatrując się gdzieś ponad jego głową. - No może. W końcu takie zwykłe czerwie przecież też coś jedzą. Znaczy padlinę. To te od Oster… Kto wie… - trop wydawał mu się na tyle ciekawy, że chętnie nim podążył.

- Znaczy gdyby tak było to oczywiście dla moich robaczków, muszek i dziedzictwa Oster to wszystko co najlepsze! Cóż znaczy bękart jakiejś ulicznicy wobec planów naszego szacownego patrona i jego proroka naszej wspaniałej Oster! - zadeklarował jowialnie i chyba naprawdę nawet by mu powieka nie drgnęła gdyby trzeba było zrealizować taki projekt dla ich planów.

- Tylko nie pamiętam aby na tych ilustracjach było jakieś łono w ciąży. Pamiętam, wkładanie tam jaj a potem czerwie jakie tam się lęgną. Więc jestem prawie pewien, że od tego trzeba zacząć. Tylko nie wiem co potem. Zapewne one jakoś wychodzą na zewnątrz a potem poczwarka i dorosła mucha. Podobnie jak u zwykłych. Tyle, zrozumiałem z tych obrazków. Tylko nie znam detali. Ile czasu, jak dużo, ile tego będzie no i całej reszty. To powinno być opisane tekstem no ale Merga tyle się z tym grzebie… - przyznał co do swoich przypuszczeń na ten temat. Niestety z braku materiału źródłowego był skazany tylko na swoje przypuszczenia a miał do czynienia z takim projektem po raz pierwszy więc trudno było mu się na czymś oprzeć.


Hospicjum


Otto kiwnął przeorowi.
- Jestem pewny, że będą szczodre, wydają się również dość… empatyczne na uczucia innych. - mnich uśmiechnął się - Oczywiście, oprowadzę je. Być może pokręcimy się przy ostatnich mąciwodach. Kto wie, może zabiorą kilku z naszych rąk? Dla ich i naszego dobra oczywiście.

- Empatyczne? Dobrze! To dobrze, to bardzo dobrze! Właśnie takie najchętniej pomagają sierotom i innym takim. To może i nam pomogą. Jak zwykle mamy więcej potrzeb niż zasobów, każdy datek się przyda. A mąciwody… No tak, pooprowadzaj je. O! Zabierz je do lazaretu i cel. Niech same zobaczą te siniaki, bandaże i resztę. Może to je przekona dodatkowo, że tu nie przelewki i jak ciężką służbe tu pełnimy. - przeor zastanowił się chwilę ale potrafił być bardzo elastycznym człowiekiem jeśli chodziło o zapewnienie bytu placówki jaką prowadził. Potrafił wykorzystać okazję aby coś dla niej zdobyć. Bo ich głównym źródłem finansowania były właśnie takie charytatywne datki od tej bogatszej części społeczeństwa. Czasem jakiś cech coś ofiarował, zwykle jakiś swój wyrób, sami mnisi wykonywali różne dewocjonalia próbując je sprzedać pod świątyniami czy sprzedawcom no ale jednak głównym źródłem dochodów były datki charytatywne możnych. A zapowiedziane kobiety zdawały się do nich należeć więc przeor wiązał z nimi spore nadzieje.

- Zrobię co w mojej mocy. - zapewnił w mnich - Zrobię teraz szybki obchód. Zobaczę, kto będzie najbardziej reprezentatywny.

- No dobrze, to wracaj do swoich prac. A jeśli te zacne panienki nas raczą odwiedzić to oprowadź je i pokaż co tam uznasz za stosowne. Tylko z wyczuciem i bez nachalności z tymi datkami. No liczę, że wiesz jak się do tego zabrać. Kto wie? Może jak na nich zrobi się odpowiednie wrażenie to zyskamy stałego sponsora? - przeor zgodził się aby Otto rozegrał tą wizytę po swojemu byle był z tego jakiś zysk dla ich małej społeczności. Najlepiej wymierny zysk w postaci jakiegoś trzosiku z datkiem.

***

Otto kiwnął głową Thornowi.
- Och, zjawią się. Dziś lub jutro i uwierz mi, że przedstawię cię im, jak tylko się pojawią. Tylko musisz się zachować, to nie są przeciętne bladolice. Każde złe zachowanie może zostać ukarane i tu nie chodzi o mnie, czy innych mnichów.

- Heh. Zjawią się? Jakieś wyperfumowane, bogate damulki? I to jeszcze takie co lubią podwijać kiecę? - Thorn obdarzył go takim spojrzeniem jak dorosły na dziecko które próbuje mu wcisnąć jakieś grubymi nićmi szyte dziecięce kłamstewko co w jego mniemaniu jest bardzo sprytne i zmyślne ale niekoniecznie dorosły by musiał podzielać takie zdanie.

- Ha! Jak się zjawią i będą podwijać kiecę i tak dalej to obiecuję być dla nich szczodry, wspaniałomyślny i wykorzystać to podwijanie kiecy skoro jaśnie panny mają takie potrzeby. - obiecał z szyderczo uroczystym tonem nawet się kłaniając w parodii dworskiego ukłonu ale chyba dalej nie wierzył w taką możliwość. Chociaż nuka gorzkiego spojrzenia mówiła, że taka wizja byłaby całkiem miła jego sercu. No ale był za stary aby wierzyć w takie mrzonki.

- Nie spodziewaj się, że od tak podwiną kiecę przy tobie. - zaczął mnich - Mogą być chętniejsze niż zwykle, ale mają standardy. - jednooki zlustrował Thorna od dołu do góry - Duży, silny, nie za bystry, z mordy widziałem gorszych. Może przypadniesz, którejś do gustu. - poklepał mężczyznę po ramieniu - Rób swoje i jeżeli się z nimi zjawie… postaraj się zachować odpowiednio.

- To co mi po tym jak będą podwijać kiecę gdzie indziej? Przed kim innym? - prychnął pacjent dając znać, że wtedy on sam i tak by nie miał z tego żadnego pożytku. Ale słowa mnicha z jednym okiem chyba na nowo nieco rozbudziły jego nadzieje i lędźwie.

- Ale dobra, jak by tu jednak przyszły to się nie bój. Nie zacznę od próby ich zamordowania czy coś takiego. Zwłaszcza jakby okazały się miłe i niczego sobie. - zaśmiał się chrapliwie jakby rozmawiał ze wspólnikiem w jakimś niecnym zamiarze i mogli sobie pozwolić na pewną poufałość.

- Szczodrze z twojej strony. - zapewnił mnich - Próbowałeś tego ćwiczenia, które ci pokazałem?

- Nie. Nie było takiej potrzeby. Nic mi nie jest. Jak mnie ktoś nie wkurza jak ostatnio to nic mi nie jest. - prychnął wzruszając ramionami jakby nie uważał, że od wczoraj okoliczności zmusiły go do zastosowania ćwiczenia polegającego na uderzaniu pięścią w ścianę jaką mu wczoraj zademonstrował mnich. Słowa zaś sugerowały, że to innych wini za swoje ostatnie wyskoki.

- No cóż, jeżeli ktoś cię kiedyś wkurzy, wiesz co zrobić, aby nie wpaść w kłopoty… i może zyskać trochę kontroli. - z tym Otto zostawił zbira.

***

Otto wszedł do pomieszczenia Anniki i spojrzał na kobietę.
- Dzień dobry, Anniko. Możemy porozmawiać?

W odpowiedzi bosa kobieta w samej koszuli i kalesonach otworzyła oczy. Podniosła nieco głowę aby obdarzyć go spojrzeniem. Bynajmniej nie życzliwym. I krótko wzruszyła ramionami jakby było jej to doskonale obojętne.

Otto westchnął.
- Chodzi o ostatnie wybryki, twoje i innych. Pamiętasz co się działo przez ostatnie kilka dni?

- Działo to działo. Co z tego? - burknęła niezadowolonym tonem leżąca na pryczy kobieta. Znów wzruszyła ramionami i raczej poruszony temat nie sprawiał wrażenia jej ulubionego. Jakby spodziewała się, że zaraz zacznie się jakaś pogadanka czy inne takie nudne i zbędne ględzenie.

- Po prostu chcę usłyszeć twoją stronę tego co się stało. Kto zaczął, czemu, co widziałaś i czułaś. Nie będę ci bredził, że "nie powinnaś" i tym podobne bzdety. Jesteś duża, silna i sprytna. Wiesz, że zabijanie ludzi nie jest "dobre". Chce natomiast wiedzieć, co cię zmotywowało do agresji.

Tym razem poświęciła mu dłuższe spojrzenie. Obserwowała jego twarz szukając w niej nie wiadomo czego. I pewnie obracając w myślach jego słowa. Wydawała się nieco nimi zaskoczona.

- Nic się nie stało. Thorne mnie wkurzył. Powiedział, że jestem słabsza od niego. Ten dureń George mnie wkurzył bo zaczął drzeć ryja. Kazałam mu się zamknąć to darł się jescze głośniej. Poszłam dać mu w japę to Thorn powiedział, że uciekam bo się boję. No to mu przylałam. Niech nie myśli, że się go boję. Wcale nie jest taki twardy jak to wszyscy sądzą. Ta kretynka z łaźni też mnie wkurzyła. Też się darła. Załatwiłabym ją ale nie zdążyłam. Potem chyba biegała nago jak idiotka. I ci twoi durnie też mnie wkurzyli bo nie dali mi dokończyć. Tylko mnie zamknęli tutaj. Wszyscy mnie wkurzacie. - powiedziała cicho, głucho i nieprzyjemnie. Jakby przez to całe zamieszanie w ostatni Festag nie zdążyła dokończyć swoich porachunków z całą masą osób jakie tutaj miała.

Otto pokiwał głową.
- Rozumiem, rozumiem. Ciągle masz ochotę przyłożyć komuś prawda?

Znów się nie odezwała przez dłuższą chwilę. Zastanawiała się nad jego słowami albo myślała kto wie o czym. W końcu znów wzruszyła ramionami.

- Nie. Wcale nie. To przez tych idiotów wtedy było. Nic mi nie jest. Chcę tylko stąd wyjść. - odparła sucho wpatrując się w sufit nad sobą. Czyli niezbyt wysoko bo cele były nieco wyższe niż drzwi jakie do nich prowadziły.

- Tak jak Thorn. - zaczął Otto - To nie twoja wina, to inni. Jeżeli naprawdę nie jesteś nie powinnaś się bronić, tak oczywistym kłamstwem.

- Thorne to zwykły gnojek. Któregoś dnia go załatwię. - syknęła gdy tylko mnich wspomniał jego imię. Tak jakby nie zdążyła zapanować nad sobą. Po czym zacisnęła mocniej zęby jakby zdała sobie z tego sprawę. I znów przez chwilę milczała.

- A co cię to w ogóle obchodzi? Dla kogo zbierasz tą gadkę? Komu doniesiesz? Nie zgrywaj takiego przyjaciela. Jesteś taki sam jak reszta. Ta sama banda ojczulków skryta pod płaszczykiem dobrotliwości i fałszywej skromności. Słyszałam jak z połowa z was ślini się do tej idiotki. Wcale nie jesteście tacy święci jakich udajecie. - nagle spojrzała wprost na mnicha i wyrzuciła z siebie pełne złości słowa. Widocznie uznała go za kolejnego mnicha takiego samego jak wszyscy inni jego koledzy którzy tu pracowali.

- Poważnie, ślinili się do Marisy? A ja sądziłem, że celibat sprawił, że kiełbaski już im zeschły. - zaczął Otto - Nic nikomu, nie powiem, mogę tu pracować, ale pomagam wam ponieważ chcę, ponieważ wiem przez co przechodzicie. Nie chodzi mi o "Och, biedactwa, boli ich główka, gadają brednie i widzą, złe rzeczy w ciemności". Znam twój gniew, może nie z tego samego powodu, ale czułem podobny gniew i wiem co robi z człowiekiem.

Annika popatrzyła na niego uważnie i podejrzliwie. Zapewne zastanawiała się czy mówi prawdę czy tylko chce jej namieszać w głowie. W końcu prychnęła pogardliwie.

- Zakłamane świętoszki. A ta idiotka tylko ich podpuszcza. Wszystkich podpuszcza. Mnie to nie bierze ale chciałabym ją mieć aby im wszystkim utrzeć nosa i zdobyć coś czego oni wszyscy pożądają. Zresztą może to zrobię jak stąd wyjdę. Odwiedzę tą sukę i każe jej się obsłużyć. Jak dziwce z burdelu. I tak to przecież proponowała na lewo i prawo to powinna być zachwycona, że z niej skorzystam. A potem pójdę dać w mordę Thornowi. Przed nie bo znów mnie zamkną. - powiedziała nieco lżejszym tonem jakby sobie planowała następne wydarzenia. Albo tylko fantazjowała. Brzmiało to ni w pięć ni w dziewięć a o Marisy wypowiadała się jak o trofeum do zdobycia. Cenne dlatego, że inni też chcą je zdobyć. A niekoniecznie dlatego, że dla niej samej było to cenne albo ważne. Od tego gadania chyba nawet na chwilę humor jej się poprawił bo się złośliwie uśmiechnęła kącikiem ust. *

***


- Pochwalony. - odpowiedział mnich - Mam nadzieję, że dziś wszystko w porządku? - wewnętrznie trochę zasmuciła Otta sytuacja, że dziś George najwyraźniej jest spokojniejszy dzień. Pływy spaczni najwyraźniej się cofnęły, być może obecności Sorri coś poruszy.

- Tak. Pomagam braciom. Będę przycinał nogi aby były równe. - George odparł prawie z dziecięcą ufnością i niefrasobliwością pokazując dumnie na kilka nóg jakie zapewne uzbierano z rozwalonych zydli. I teraz koledzy Otto próbowali użyć ich aby chociaż z kilku sklecić jeden zdatny do ponownego uzytku. Trzeba było je wbić w dziury zydla i potem przypiłować aby były równej długości i potem mebel stał prosto i nie chybotał się na boki. Koledzy zaś pokiwali głowami chyba zadowoleni, że chociaż dzisiaj podopieczny nie sprawia żadnych kłopotów.

- To dobrze. - mnich pokiwał głową - Pracujcie dalej. - na razie George może być martwym punktem.

- No pracujemy, pracujemy. George też. Ty Otto też się za robotę weź bo jeszcze nam tu zgnuśniejesz i leniwych nawyków sobie narobisz. - zaśmiał się nieco żartobliwie jeden z kolegów podając pacjentowi jedną z połamanych nóg taboretu aby przygotować go do włożenia tych odzyskanych.

- Muszę zrobić obchód. Ktoś tu musi uważać na ogólne dobro naszych pacjentów.
Mamy do tego przyjąć szlachetnych gości, więc nie spieszcie się z naprawami. Niech zobaczą z czym musimy pracować. - wskazał na zniszczone meble.

- Szlachetnych gości? Ciekawe kogo. Ale dobrze, niech przyjdą. Może rzucą coś na tacę. Przydałoby się. - pokiwali głową też chyba mając nadzieję, że takie znamienite osoby mogłyby jakoś wymiernie wspomóc ich placówkę. Co w jakimś mierze by pomogło im wszystkim.

- Georga możesz im pokazać. Zobacz jak pomaga. To by dobrze wyglądalo, że możemy ich czegoś nauczyć i mogą być pożyteczni. - drugi z nich wskazał na pacjenta z obandażowaną głową jaki w skupieniu usiłował wepchnąć nową nogę w spód starego zydla.

- Będę je oprowadzał po hospicjum, to zahaczymy też tutaj. - Otto puścił mimo uszu wypowiedź kolegi. Ich pacjenci nie są zwierzętami, są śmiertelnikami, którzy zobaczyli, czego śmiertelnicy nie powinni. Ich umysł też by się złamał i złamie się kiedy przyjdzie czas.

- “Je”? To jakieś “one”? No ciekawe. Ale dobra, przyprowadzaj je, niech zobaczą maluczkie mróweczki przy mozolnej pracy może to poruszy ich bogate serduszka. - odparł rozbawionym tonem jego kolega chociaż wieść sugerująca, że owymi gośćmi mają być kobiety nieco ich chyba zaskoczyła.

- Dwie lokalne szlachcianki i gość z obcych stron. - zapewnił Otto.

Zdziwili się. Ale pokiwali głowami przyjmując to do wiadomości. I wydawało się, że to tyle. Na koniec tylko jeden z nich wspomniał, że może im pokazać rysunek jaki George odstawił u siebie na podłodze celi. No szkoda, że na podłodze bo to się zaraz zetrze ta kreda no ale to jest okazja teraz jakby to komuś pokazać. Bo może uznają, że mają tu jakiegoś utalentowanego malarza czy co tam. Raczej gryzmoły właściwie no ale przeca takie rzeczy od ułomnych czasem robią duże wrażenie na postronnych. Nawet jeśli to zwykłe bazgroły.

***


- Witaj Mariso. Dziś wszystko w porządku? Mam nadzieję, że ubranie nie doskwiera ci za bardzo? - Zastanawiał się, czy młodej kobiety jako pierwszej nie przedstawić wybrance Slaanesh, pewnie lepiej będzie zrobić to dość organicznie, kto się nawinie tego przedstawi.

Dziewczyna obdarzyła go ciepłym spojrzeniem i uśmiechem. Otarła czoło ramieniem i spojrzała w dół na swoją włośnicę. Na pewno nie było jej w tym wygodnie bo prawie nikt nie nosił tak drapiącego ubrania dobrowolnie. Może tylko najwytrwalsi eremici, mnisi i ludzie bardzo oddani wierze i swoim patronom. Dużo częściej używano włośnic jako narzędzia pokuty, dobrowolnej albo tak jak u Marisy przymusowej.

- Tak bracie, wszystko w porządku. Nie uskarżam się i bardzo żałuję za swoje ostatnie zachowanie. Z pokorą przyjmę każdą karę. - odparła dziewczyna tak jak w takiej sytuacji bogobojna i żałująca za swoje czyny służka dobrych bogów i prawa obywatelka powinna. Ale pomimo słów spojrzenie miała podejrzanie wesolutkie a uśmieszek filuterny. Co nadawało jej słowom dość dwuznacznej wymowy.

Otto postanowił zarzucić sieć na dwuznaczność wypowiedzi kobiety.
- Uważaj na słowa, moja droga. Możemy mieć wkrótce znamienitych gości, którzy mogą skorzystać z twojej oferty. - delikatnie się uśmiechnął - I wśród nich, może być bardzo specjalna osoba, która będzie mogła chcieć ciebie spotkać.

- O. Będziemy mieć jakichś gości? I to bardzo znamienitych? Ciekawe kogo. Nie mamy raczej zbyt wielu gości. - Marisa zadarła głowę nieco do góry jakby usłyszała bardzo ciekawe wieści. Przez chwilę to obrabiała w myślach nim się znów uśmiechnęła.

- I jakaś specjalna osoba by chciała mnie spotkać? A to ciekawe. A co to za osoba? Mam się do niej jakoś szczególnie zwracać? Bo ubrać to inaczej raczej się nie mogę aby uczcić taką znamienitą osobę. - zapytała zaciekawionym tonem na koniec wskazując na swój bury, szorstki habit przewiązany w pasie zwykłym sznurem.

- Och, jestem pewny, że piękna Soria pokocha cię taką jaka jesteś. - uśmiechnął się mnich - Przygotuj się tak, jak ci serce podpowie.

- Soria? - brwi pacjentki uniosły się a na twarzy pojawił się wyraz zastanowienia. Chwilę to trwało nim wyraz twarzy się gwałtownie zmienił.

- Oh! To ta od… - zaczęła entuzjastycznie ale nagle urwała i ściszyła głos. - To ta od niej? Od tej co ci mówiłam? - zapytała cicho ale z twarzy i głosu nie znikał wyraz ekscytacji.

Otto nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i spokojnie wyszedł z pralni. Był pewny, że dziewczyna tam zostanie i będzie bardziej podatna na głos Sorii.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 05-02-2023 o 18:23.
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-02-2023, 18:22   #63
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Otto chwilę się zastanowił.
- Mam dwójkę pacjentów, z którymi mógłbym was zostawić bez lęku. Marisa jest dziewczyną, która słyszała głos twej matki czcigodna. - skinął głową Soren - Drugi to Thorn, jeden z ostatnio agresywnych, ale obiecałem mu wizytę… odważnych szlachcianek.

- O. “Odważnych szlachcianek”? No to ładnie nas zapowiedziałeś. Całkiem interesująco. - Pirora uśmiechnęła się z rozbawienia słysząc słowa kolegi ze zboru.

- A coś mu obiecywałeś z tymi odważnymi szlachciankami? - zaciekawiła się Fabienne pytając ze swoim charakterystycznym, bretońskim akcentem.

- Jeśli ta Marisa o jakiej mówisz rzeczywiście słyszała głos Pajęczej Królowej to myślę, że już jest prawie nasza. Chętnie ją poznam aby dowiedzieć się więcej szczegółów. Ale Otto zdajemy się na ciebie, w końcu dzisiaj ty jesteś tu naszym gospodarzem i przewodnikiem. I mam nadzieję, że nie będzie to nudna wycieczka. - Soria przytaknęła słowom całej trójki i wydawała się zaciekawiona i rozluźniona. Była gotowa zdać się na wyczucie Otto ciekawa co z tego wyjdzie. Obie szlachcianki też pokiwały zgodnie głowami bez sprzeciwu przyjmując jej punkt widzenia.

Otto uniósł dłonie w obronnym geście.
- Przepiękne panie, nic mu nie obiecałem. Jedynie opowiedziałem mu, że istnieją na świecie szlachcianki, które potrafią zainteresować się osobami z niższego poziomu społecznego. Nie moja wina, że uważa iż odwiedzą go szlachcianki, chętne do podwijania spódnic. - mnich uśmiechnął się - Postaram się, poprowadzić was do najbardziej obiecujących osobników, ale dziś wydają się spokojniejsi. Mam nadzieję, że twoja obecność Czcigodna to zmieni. Na razie ruszmy, sądzę, że Marisa będzie dobrym miejscem, aby zacząć. Jest obecnie w pralni, więc będziecie mogły zobaczyć jak utrzymujemy to miejsce w czystości. - mnich ruszył "oprowadzając" szlachcianki po hospicjum.

- O! Szlachcianki jakie są chętnie do podwijania spódnic? I to przed osobami niższego stanu? O Fabi, to chyba coś w sam raz dla ciebie. - Pirora i Fabienne wydawały się całkiem rozbawione tymi słowami kolegi. A ich pikanteria tylko dodawała im uroku.

- No rozbudziłeś moją ciekawość Otto. Prowadź nas jak najprędzej do tych swoich rozrabiaków. - bretońska żona imperialnego kapitana podobnie jak jej towarzyszki wydawała się bardzo chętna na poznanie bliżej tych podopiecznych hospicjum o jakich mówił ich jednooki kolega.

Ale na razie rozmowy ucichły gdy przeszli korytarzami do pralni. Tam zaś nie było niespodzianek i od porannej wizyty sytuacja się za bardzo nie zmieniła. Marisa kończyła pranie bo stała przy misce w jaką składała mokre rzeczy aby je pewnie wkrótce przenieść do sąsiedniej izby gdzie była suszarnia. Stała więc odziana w tą burą włośnicę i sandały. Spojrzała z zaciekawieniem sprawdzając kto ją odwiedził. Zaś szlachcianki przyprowadzone przez mnicha obdarzyły ją nie mniej zaciekawionym spojrzeniem.

- Pochwalony. - podopieczna dygnęła grzecznie jak to wypadało przed osobami wyższego stanu na co one aprobująco skinęły głowami z ufryzowanymi włosami jak to szlachciankom też wypadało na chwilę chociaż zauważyć kogoś z plebsu. Ale obie strony widocznie czekały aż mnich je sobie przedstawi.

Otto dalej odgrywał rolę przewodnika, na wypadek, gdyby pacjentka rozmawiała z innymi mnichami.
- Więc, to jest nasza pralnia, a tu mam okazję przedstawić jedną naszych podopiecznych. Mariso, przedstawiam ci szlachetne Fabianne von Mannlieb, Pirora van Dake i oczywiście Soria. Opowiadałem ci o niej.

- Witam szlachetne panie. To zaszczyt móc was poznać. I służyć. - Marissa dygnęła grzecznie jeszcze raz nie wychodząc z roli dobrze wychowanej dziewki służebnej jaka wie jak należy się zwracać z szacunkiem do ludzi wyższego stanu. Trzy kobiety zaś weszły do pralni i Soria jaka była ostatnia zamknęła drzwi na korytarz. Więc przynajmniej na chwilę zostali sami bez zbędnych świadków.

- Witaj Mariso. Otto nam wspomniał o tobie. W bardzo pozytywny sposób. Podobno jesteś bardzo utalentowana i obiecująca. - herold Slaanesha zajęła pozycję w centrum grupki a dwie szlachcianki stanowiły jej orszak przyboczny. Odezwała się łagodnym i ciepłym tonem jak wielka pani co jest skłonna dać szansę skromnej dziewce dzięki rekomendacjom jakie o niej usłyszała.

- Tak? Naprawdę dziękuję. Nie wiem co powiedzieć. - Marisa zarumieniła się i obdarzyła jednookiego pełnym wdzięczności spojrzeniem. Ale chyba naprawdę nie była pewna co teraz powinna zrobić czy powiedzieć.

- Nie musisz się wstydzić moja droga, jesteś wśród przyjaciół. Proszę opowiedz pięknej Sorii to co mówiłaś mi. Opowiedz jej o Pajęczej Królowej. - zaczął Otto i odsunął się opierając się o drzwi. Chciał mieć pewność, że usłyszy, czy ktoś nadchodzi i chciał mieć dokładny widok, na to co się zaraz pewnie stanie.

- Tak? - Marisa miała jeszcze dość niepewną minę. Przeniosła wzrok od jednookiego mnicha na kobietę w centrum grupy a potem jej również ubrane w żałobną czerń towarzyszki. Ta w środku uśmiechnęła się do niej zachęcająco, wyszła do przodu podchodząc do niepewnej siebie pacjentki.

- Tak kochanie. Bardzo prosimy. Opowiedz nam o tym co ci pajęczymi nićmi szepcze nasza władczyni. - powiedziała do niej cicho, aksamitnym, ponętnym szeptem jaki poruszyłby chyba każdego. Do tego pogłaskała czule dłonią policzek pacjentki co ta przywitała z ulgą i przyjemnością.

- Tak? Wy wszystkie? Ona jest waszą władczynią? - zapytała z prawie dziecięcą ekscytacją zerkając z bliska na twarz herolda a potem na jej szlachetnie urodzone przyboczne w czarnych, bogatych sukniach. Wszystkie trzy pokiwały głowami twierdząco i uśmiechnęły się zachęcająco.

- A Fabi to nawet szuka nowej służącej, pokojówki i łaziebnej. Co by nie być zdaną tylko na starą Gertrudę. Może by mogła coś zrobić w tej sprawie. - Pirora wskazała na czarnowłosą Bretonkę dodając dodatkową zachętę a ta pokiwała znów twierdząco głową.

- Naprawdę?! Byście mnie stąd wyciągnęli? - zawołała ucieszona pacjentka patrząc z nadzieją po nich wszystkich.

- Oczywiście kochanie. My córki Pajęczej Królowej musimy trzymać się razem. Pomagać sobie. Ale powiesz kochanie. Co ci szeprała nasza władczyni. - Soria znów przejęła pałęczkę rozmowy i zbliżyła się jeszcze bardziej. Właściwie stanęła tuż za plecami Marisy i głaskała ją delikatnie po szyi i ramionach zbliżając usta do jej ucha. Ta zdawała się bardzo podatna na takie zabiegi bo jęknęła cicho z tłumionej przyjemności.

- Bo mi się śniła. A trochę jakby mówiła. Mówiła, że powróci. Że chce wrócić. Że będę jej służką a ona mnie wynagrodzi za moją służbę. Powiedziała, że złoży tutaj swój miot i to miasto będzie należeć do niej. I wszyscy co się przed nią ukorzą i przysięgną jej służyć to będą dzielić władzę i wspaniałości razem z nią. Że będą spać w atłasach i jadać w złocie. Będą mieć zastępy służby i niewolników. I będziemy się bawić i kochać po wsze czasy. Więc ja jej chętnie przysięgłam służbę i bardzo chętnie wydam jej miot i będę robić co ona zechce. Bo widziałam ją. I ona jest taka piękna! - Marisa jak już zaczęła mówić o swoich snach i wizjach to nie mogła przestać. Mówiła jakby bała się, że ktoś jej przerwie i chciała powiedzieć jak najwięcej zanim to się stanie. Soria zaś zachęcająco głaskała ją czule aby zachęcić ją do tych wyznań.

- No kochanie, widzę, że naprawdę słyszałaś głos naszej władczyni. - pogłaskała ją jeszcze raz po policzku jakby chciała ją nagrodzić za te zwierzenia. - Tak, to w stylu mojej matki. Myślę, że Marisa będzie nam mogła jeszcze opowiedzieć mnóstwo ciekawych rzeczy. - zwróciła się do pozostałych kultystów jakby uznała, że pacjentka jest warta aby w nią zainwestować i mieć ją do swobodnej dyspozycji.

Otto postanowił poprowadzić dalej interakcje w ciekawe tereny.

- No cóż… była dziś grzeczna. Fabi, szukasz nowej służki… powinnaś sprawdzić towar czyż nie?

- O. Bardzo dobry pomysł. Nasza Fabi jest bardzo utalentowana a Wąż jest w niej bardzo silny. I z tego co słyszałam jeszcze dzisiaj z nikim nie miała przyjemności. - Soria podchwyciła pomysł Otto i spojrzała to na obejmowaną młodą kobietę odzianą we włośnicę to na stojącą kilka kroków dalej dostojną, młodą, bladolica szlachciankę ubraną w elegancką, suknię żałobną. Pirora też wyczuła, że szykuje się jakieś widowisko a Fabienne i Marisa spojrzały na siebie z nową porcją zaciekawienia.

- No to ja faktycznie jakbym mogła to bym nie chciała kupować kota w worku. - Bretonka wydawała się całkiem ucieszona tym całym pomysłem i swoją rolą bo spojrzała zachęcająco na praczkę w ciężkim habicie.

- Oczywiście! I tak nienawidzę w tym chodzić! Cały czas i wszędzie drapie! Chciałabym mieć ładne i kolorowe ubrania! I takie ładne suknie jak wy! - powiedziała wesoło Marisa jakby wreszcie miała okazję wyzwolić się z więzów powinności i dobrego wychowania zdradzając swoją prawdziwą naturę. Bez wahania rozwiązała sznur, rzuciła go precz a potem bez skrupułów ściągnęła przez głowę szorstki habit. I też go cisnęła precz. Została w samych, zgrzebnych majtkach i prostych sandałach więc prezentowała się całkiem interesująco. Zresztą po spojrzeniach kultystek też można było odnieść wrażenie, że podoba im się to co widzą. W końcu patrzyły na całkiem ładnie i proporcjonalnie zbudowaną młodą kobietę która mogłaby być modelką do jakiejś rzeźby czy obrazu z kobiecym aktem w roli głównej.

- Oj biedactwo. Każą ci chodzić w tych brudnych szmatach? Jak będziesz u mnie na służbie to ci zorganizuję coś o wiele ładniejszego. - Bretonka wyraziła zrozumienie i współczucie dla potrzeb pacjentki. Podeszła bliżej i objęła nagie ramiona kandydatki na nową służkę. - A jak zostaniemy same… We własnym, rodzinnym gronie… - teraz wyglądało jakby ona przejęła rolę kusicielki od Sorii bo zniżyła głos do szeptu i skróciła dystans swoich ust do ucha Marisy. - To będziemy mogli ubierać się w coś znacznie ciekawszego. Zobaczysz jakie Pirora ma ciekawe rzeczy u siebie. A ja mam koleżankę krawcową. Ona szyje niesamowite rzeczy. Zobaczysz, pójdziemy do niej, weźmie z ciebie miarę i uszyje ci co sobie tylko zażyczysz. Teraz robi suknie dla czcigodnej ale dla mnie też uszyła już mnóstwo rzeczy. - powiedziała czule głaszcząc ją coraz niżej i niżej. Aż dłoń wsunęła się za proste, zwykłe majtki jakie miała na sobie pacjentka.

- Musisz chodzić w tym? Oh, pozwól, że naprawię te urągające warunki w twoim odzieniu. - powiedziała nagle Bretonka jakby oburzona, że nowa znajoma musi chodzić w tak zgrzebnym i prymitywnym ubraniu. Marisa słuchała tego jak oczarowana i było widać, że jak najbardziej jest chętna na to wszystko. Ale zamrugała z niedowierzania jak szlachcianka podwinęła swoją długą, czarną spódnicę na chwilę pokazując swoje zgrabne nogi odziane w drogie, jedwabne pończochy po czym zsunęła przez nie swoje koronkowe majtki i uroczyście podała pacjentce.

- No wiem, że używane no ale nie byłam gotowa na takie cudo jakie tu zastanę. Obiecuję, że następnym razem dostaniesz nowe. A gdybyś kiedyś miała ochotę na używane to tylko powiedz. Zrobię co w mojej mocy aby cię zaspokoić. - powiedziała obiecująco wręczając jej ten czarny, koronkowy prezent. A Marisa wzięła go ostrożnie i chyba nie mogła w to wszystko uwierzyć. Przytuliła do twarzy ten czarny, koronkowy material wdychając go chciwie. I patrzyła na nich wszystkich jakby bała się, że jak się poruszy czy odezwie to cały czar pryśnie.

- Schowaj dokładnie, jeszcze któryś mnich zabierze dla siebie. - rzucił Otto - Rozumiem, że Marisa cieszy się akceptacją moich cudownych gości?

- Oj, tak, zdecydowanie tak. Aż nie mogę się doczekać kiedy będziemy mogły się sobą nacieszyć. - bladolica, czarnowłosa Bretonka pogłaskała czule gładki policzek pacjentki a ta pozwolila sobie czułym gestem przytrzymać tą dłoń przy swojej twarzy a nawet ją pocałować.

- A te majtki to schowam w najlepszym, możliwym miejscu. - zaśmiała się Marisa po czym schyliła się i śmiało nałożyła je na siebie. Jeszcze z ekscytacją patrzyła jak się ładnie na niej układają i o wiele lepiej podkreślają jej atrakcyjne kształty niż te zgrzebne galoty jakie miała na sobie do tej pory.

- Jakie śliczne! Jeszcze takich ślicznych i drogich nie miałam! - ucieszyła się radośnie głaszcząc je i nie mogąc się nacieszyć z tego podarku.

- Mam u siebie tego więcej. Jak będziesz już u mnie na służbie to ci pokażę. - obiecała bretońska szlachcianka też czerpiąc przyjemność z ofiarowania prezentu oraz reakcji obdarowanej. Aż miło było na to popatrzeć i posłuchać.

- Więc wkrótce Mariso dołączysz do mojego orszaku i poopowiadasz nam co ci na twoje śliczne uszko szepcze nasza władczyni. - Soria uśmiechnęła się dostojnie i niejako przyklepała decyzję swojej bretońskiej dwórki.

- Ale na razie to Mariso ubierz się ponownie. Nie sprawiaj tu kłopotów, słuchaj się Otto to nam powinno ułatwić aby cię stąd wyciągnąć jak najszybciej. - poprosiła pensjonariuszkę hospicjum a ta dygnęła przed nią grzecznie bez sprzeciwu przyjmując takie wytyczne.

- Dobrze milady. Zrobię co sobie życzysz. Jak trzeba to jeszcze tu trochę wytrzymam. - powiedziała dziewczyna podchodząc do ciśniętego wcześniej szorstkiego habitu i ubierając go ponownie. Jej młode i jędrne ciało szybko zniknęło pod burym, grubym materiałem włosiennicy.

Otto kiwnął głową.
- Dobrze, wróć do pracy Mariso. Ja muszę jeszcze pokazać znamienitym paniom jeszcze kilka miejsc. Moje drogie..? - mnich otworzył i dał znak, aby przepuścić kobiety przodem.

***


Następnie Otto zaprowadził kultystki do celi Thorna.
- Thorn, jeżeli dobrze pamiętam był szefem bandy zbójów. Początkowo podejrzewałem go o zmierzanie w kierunku Khorna… heh. - mnich delikatnie się zaśmiał na podobieństwo imion - Ale teraz uważam, że po prostu otwiera się na Chaos. - Jednooki zapukał w drzwi celi - Thorn! Stań proszę pod ścianą. Wchodzę z gośćmi.

Po wyjściu z pralni trzy kultystki ćwierkały radośnie jak skowronki. Widać było, że Marisa zrobiła na nich jak najlepsze wrażenie i ten mały pokaz jej umiejętności i chęci był bardzo obiecujący. Do tego dzięki podszeptom Pajęczej Królowej była gotowa, chętna i otwarta na przyjęcie do służby i stania się jedną z dwórek orszaku Sorii. I na razie uzgodniły, że spróbują ją wykupić i Fabienne przyjmie ją na swoją służbę. Nie ukrywała, że taka młoda, jędrnie i skora do zabaw służka była jej o wiele bardziej na rękę niż stara, pruderyjna Gertruda która prawie jawnie otwarcie była przedłużeniem oczu i uszu Herr von Mannlieba co miała przypilnować czci i cnoty jego o wiele młodszej małżonki. Słowa jednookiego mnicha jednak przykuły ich uwagę do następnego pacjenta.

- Jakiś rozbójnik? Mam nadzieję, że nie taki tępy trep jak Silny i będzie z nim chociaż trochę zabawy. - rzekła cicho Pirora jaka może nie miała takiej kosy z ich mięśniakiem jak Łasica ale też trudno było powiedzieć, że przepadają za sobą. Fabienne pokiwała wesoło głową. Soria obdarzyła ich enigmatycznym uśmiechem i czekały na to co czeka ich za drzwiami. A gdy te Otto otworzył ujrzeli niewielką, pojedynczą celę z sufitem niewiele wyższym od stojącego naprzeciwko drzwi pacjenta. Dzieliła ich długość tej celi i przez nią obie strony obserwowały się z ciekawością. Trzy eleganckie, odziane w żałobe suknie damy patrzyły na rosłego draba stojącego pod ścianą a on im odwzajemniał się tym samym. Chociaż na jego twarzy malowało się też spore zaskoczenie. Chyba naprawdę nie sądził, że te wczorajsze i dzisiejsze obietnice młodego mnicha to coś więcej niż zwykłe mamienie więc widok trzech młodych kobiet jakie z nim przyszły musiał być dla niego mocno zaskakujący.

- Thorn, przedstawiam ci Fabianne von Mannlieb, Pirora van Dake i Lady Sorię. Tak jak mówiłem, to szlachcianki, które chcą wesprzeć nasze hospicjum i zobaczyć, komu pomoże ich dotacja. Więc… przedstaw się i opowiedz o sobie. - Otto delikatnie się uśmiechnął i zamknął za nimi drzwi.

Trzy damy weszły do celi stając przy ścianie z drzwiami więc razem z mnichem zrobiło się tam dość tłoczno. Te małe pomieszczenia zdecydowanie nie były pomyślane na taką ilość osób. Ale chyba póki co nikomu to nie przeszkadzało. Trzy milady uśmiechały się łagodnie i dystyngowanie, spoglądając na stojącego pacjenta z zaciekawieniem ale na razie nie odzywały się. Każda lekko skinęła głową gdy kolega ze zboru je przedstawiał. Za to Thorn wydawał się być całkiem zbity z pantałyku tym nagłym najściem i taką klasą gości. Zapewne też to co mu wcześniej sugerował Otto też mogło mieć na to wpływ. Bo gdy one stały tam na końcu celi w tych swoich drogich i eleganckich sukniach, wymalowane, ufryzowane, wyperfumowane a on stał ledwo kilka kroków od nich w zwykłej koszuli i portkach to różnica w statusie społecznym raziła po oczach mocno. Wcześniejsze sugestie młodego mnicha wydawały się w przy takiej skali różnice po prostu nonsensem. Ale w końcu Thorn odzyskał mowę i zaczął coś mówić.

- No to jestem Thorn. Wszyscy mi tak mówią. I siedzę tu przez pomyłkę. Robiłem swoje i raz, jeden byłem zbyt wolny i mnie złapali. Ale, że wiedziałem to i owo o paru osobach i powiedziałem, że ich wydam to mnie umieścili tutaj a nie w kazamatach. Bo wcześniej to nieźle nam szło. Miałem swoją bandę i robiliśmy niezłe numery. W mieście albo na traktach. Hej, działo się, że hej! - chociaż z początku pacjent wyraźnie dukał z trudem onieśmielony takim bliskim majestatem szlachcianek to jednak w miarę jak mówił, zwłaszcza o czasach swojej świetności i działalności na swobodzie to się rozkręcał i bezczelna nuta śmiałości wracała do jego twarzy i głosu. Zwłaszcza jak na twarzach trójki kobiet nie znikało zachęcające zainteresowanie więc wyglądało, że podoba im się to co słyszą.

- Jego opowieść się nigdy nie zmienia. - zaczął Otto - Jednak szaleńcy czasem, potrafią utrzymać się w tej samej iluzji. Thorn, panie poszukują również nowej… pomocy do swych posiadłości. Taki silny i rosły chłop jak ty, na pewno się przyda. Zdejmij koszulę i pokaż naszym gościom, co masz do zaoferowania.

- O tak, zdejmij. Jak to mawia Fabi, nie chcemy kupować kota w worku. - Pirora chętnie podchwyciła pomysł prawie dosłownie cytując bretońską koleżankę z poprzedniej wizyty w łaźni.

- O tak, to byłoby nie profesjonalne. A wydaje się, że może się nam trafić coś obiecującego. - bretońska szlachcianka chętnie jej przytaknęła i od siebie też zachęciła pacjenta do obnażenia swojej piersi. Soria swoim zwyczajem ograniczyła się do tajemniczego, lekkiego uśmiechu i obserwowania rozwoju wydarzeń na razie nie ingerując w scenę.

- Tak? No dobra. Jak panie tak chcą. - ten zachęcający ton, spojrzenia i uśmiechy pomogły rozluźnić się Thornowi i całkiem chętnie zdjął swoją koszulę i rzucił ją na pryczę. Teraz złapał się za biodra i patrzył na kobiecą grupkę już całkiem pewnym siebie spojrzeniem. A tors i ramiona rzeczywiście miał takie, że jakby rzeźbiarz czy malarz potrzebował męskiego modela o prawidłowej muskulaturze i sylwetce wojownika to Thorn powinien mu podpasować. Było na czym zawiesić oko. Może nie był takim gigantem jak Silny czy Egon ale nadal widać było, że to żadne chuchro czy lebiega i parę w łapach ma. Do tego tors miał upstrzony dość prymitywnymi tatuażami i blizną na żebrach jak po jakimś dawnym, głębokim cięciu. Wszystko to zrobiło dobre wrażenie na szlachciankach bo pokiwały z uznaniem głową na znak, że podoba im się to co widzą. Ale skoro oddały pałeczkę przedstawienie jednookiemu to czekały na jego ruch.

Otto pokiwał głową.
- Tak jak mówiłem, rosły z niego chłopak i na pewno zadowoli, wasze potrzeby w tym zadaniu. Teraz, obróć się, mięśnie pleców są również ważne. Następnie, zdejmij spodnie i nie odwracaj się dopóki ci nie powiem.

- Otto, ja cię chyba u siebie w teatrze zatrudnię. Na jakieś takie prywatne pokazy dla zaufanej publiczności. Mam wrażenie, że przynajmniej chętnych aktorek nam nie zabraknie. - mruknęła cicho szlachcianka z Averlandu i sądząc po minie bawiła się przednie z tego przedstawienia. Zresztą i bretońska koleżanka chyżo pokiwała głową na znak pełnej aprobaty.

- Świetny pomysł. Chociaż ja bym była rozdarta czy bardziej bym wolała być w roli aktorki czy widza. - szepnęła Fabienne też uśmiechając się wesoło. A tymczasem mężczyzna po drugiej stronie celi nie wiadomo czy to usłyszał czy nie. Ale na polecenie mnicha uśmiechnął się już jawnie bezczelnie jakby ta agresywna buta i pewność siebie wróciły do niego już w pełni. Po czym zaczął rozwiązywać sznurki spodni i odwrócił się do nich plecami. Ściągnął z siebie spodnie i stał już całkiem nagi tyle, że plecami do nich. Od tyłu też prezentował całkiem solidną, męską rzeźbę ciała. Na łopatce miał wytatuowany jakiś statek i kotwicę co się kojarzyło z jakimiś morskimi klimatami. Widać było część tej grubej blizny na żebrach więc nieźle coś mu musiało się tu kiedyś wbić. O krnąbrności charakteru świadczyły też stare blizny w poprzek pleców oznaczające jakąś porządną chłostę. To była dość częsta kara za drobniejsze przestępstwa albo dyscyplinująca w załogach statków. Widząc, że pacjent ich w tej chwili nie widzi blondynka z Averlandu pokiwała z uznaniem głową a czarnowłosa bladolica Bretonka pokazała gestem palców, że jak dla niej to Thorn też spełnia przynajmniej powierzchowne wymagania.

Otto tylko delikatnie się skłonił na słowa aprobaty Pirory i kontynuował przedstawienie.
- Jak widzicie, jest dość krnąbrny, ale przez to zahartowany. Ból nie jest mu obcym uczuciem i na pewno będzie w stanie znieść nie lada, aby was zadowolić. Do tego jego solidne mięśnie lędźwiowe zapewniają siłę gdzie trzeba, - Otto spojrzał na Thorna, podejrzewał, że mężczyzna starać się napiąć jak najbardziej, aby zaimponować kobietom - No dobrze Thorn, nie każmy już naszym paniom czekać. Pokaż czym obdarzyli cię bogowie.

- O tak, pokaż nam. - powiedziała chętnie Frau von Mannlieb wcale nie ukrywając swojego zainteresowania i zniecierpliwienia. Zresztą i Pirora i Soria wydawały się być podobnie ciekawe. Thorn zresztą i tym razem nie dał się prosić. Bez wahania odwrócił się do nich ponownie frontem. I teraz już bez dolnej części ubrania też nie zawiódł swojej widowni. To co mu sterczało i trochę podrygiwało pomiędzy nogami skutecznie przykuło uwagę trójki kobiet.

- Oj rzeczywiście szkoda aby się nam tu takie cudo marnowało. - rzekła zachwycona Bretonka kiwając z uznaniem głową.

- No to prawda, wygląda nawet nie tak najgorzej. - przyznała Averlandka zachowując nieco więcej powściągliwości. Soria milczała dalej ale sądząc po uśmiechu i spojrzeniu bawiła się przednie w roli widza tego małego, zamknietego widowiska. Sam Thorn zresztą też wydawał się pęcznieć z dumy na wrażenie jakie zrobił na tych eleganckich, wyperfumowanych damulkach.

Otto też delikatnie westchnął na widok Thorna, ale szybko potrząsnął głową.
- Jak widzicie, cała paczka jest warta więcej niż słowa są w stanie powiedzieć. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z tego co możemy zaoferować. - spojrzał jeszcze raz na nagiego mężczyznę - Jednak widzicie, jego dumę i zadowolenie z siebie… sądzicie, że moglibyście jakoś mu wynagrodzić to widowisko?

- Tak, chyba tak. A jak myślisz Otto, co by mogło mu wynagrodzić to widowisko? - zapytała Pirora całkiem chętnie podejmując tą grę. Chociaż dało się wyczuć, że przynajmniej ona i Fabienne to najchętniej zaczęłyby się poznawać i próbować możliwości pacjenta jak najszybciej i jak dogłębniej. No ale skoro były dobrze urodzonymi damami to wypadało im zachować pozory. Jedynie co sądziła Soria trudno było zgadnąć poza tym zadowolonym z siebie uśmieszkiem jakby wszystko szło po jej myśli i podobało jej się to co się tu dzieje. A i sam Thorne miał minę jakby z trudem się powstrzymywał aby zachować respekt przed szlachetnie urodzonymi damami bo chuć też skłaniała go do bardziej bezpardonowych zachowań.

Otto chwilę się zastanowił.
- Pamiętacie co mu powiedziałem, o niektórych szlachciankach? Gbur mi nie wierzy, udowodnicie mu, że nie jestem kłamcą w tych sprawach? Ale moja droga Fabianne… ty jako ostatnia.

- Mam podwijać spódnicę przed jakimś plebsem? - zapytała Pirora tonem rozkapryszonej panienki jaka jest oburzona taką propozycję. Fabienne nieco się zdziwiła unosząc swoje czarne brwi do góry bo sama miała minę jakby bardzo chętnie spełniła taką prośbę. Ale blondynka z Averlandu widocznie miała ochotę jeszcze się trochę podroczyć i nie chciała tanio sprzedać swojej skóry. Co własnie wywołało konsternację u jej bladolicej koleżanki a także u stojącego Thorna. Który właśnie wydawał się być na etapie uwierzenia, że to co mu wcześniej opowiadał Otto jednak wbrew pozorom może jednak być prawdą.

- Jeśli to ci pomoże moja dwórko możesz podwinąć spódnicę dla mojej ciekawości. Dawno nie widziałam co tam skrywasz. - odparła dostojnie Soria demonstrując swoją elegancką władzę nad swoimi szlachetnie urodzonymi służkami. Na te słowa blondyka dygnęła przed nią grzecznie, stanęła trochę bokiem tak, że obie strony celi mogły ją widzieć z profilu po czym schyliła się i uniosła skraj swojej długiej, czarnej sukni podwijając ją do góry. Ukazały się jej ładne trzewiczki na jakie nie mogłaby sobie pozwolić jakaś chłopka, dziewka służebna czy nawet córka kupca. Potem łydki i uda odziane w jedwabne pończochy zakończone ściągaczami. Wreszcie ich zwieńczenie zakryte drogą, koronkową bielizną na jakie mogły sobie pozwolić tylko szlachetnie urodzone damy albo profesjonalne kurtyzany z wyższej półki. Widzac to wszystko Thorn sapnął z wrażenia i zrobił krok do przodu. Oczy mu się rozbłysły od żądzy i chciwości, przełknął głośno ślinę jakby nie mógł się doczekać aż się tam znajdzie między tymi szlachetnymi wdziękami.

Widząc jakie wrażenie zrobiła na pacjencie Pirora zaśmiała się cicho i triumfalnie. Soria z aprobatką skinęła głową i zachęcająco skinęła na bretońską podwładną. Ta uśmiechnęła się szeroko i powtórzyła manewry koleżanki. I po chwili obie stały z zadartymi, czarnymi spódnicami prezentując Thornowi to co do tej pory skrywały.

- Nie masz majtek!? - sapnął zdumiony Thorn gdy się zorientował, że bretońska nie ma tego krytycznego elementu garderobu i świeci tam zachęcająco wyglądającą golizną w tym najtajniejszym i najcenniejszym kobiecym miejscu. Na co właścicielka zaśmiała się cicho i wzruszyła ramionami.

- Chyba gdzieś mi się zawieruszyły proszę pana. - odparła psotnym tonem jakoś wcale nie speszona całą tą sceną.

Otto spojrzał trochę smutno na Soren.
- Droga pani, miałem nadzieję, że też dołączysz do nagrody. Chociaż, obawiam się, że nie byłbym w stanie zatrzymać wtedy Thorna. - mnich prychnął - Jak widzisz Thorn, te drogie panie będą chciały skorzystać z twoich usług w przyszłości… może nawet bliższej niż sądzisz. Będziesz chętny jak sądzę?

- No pewnie! Jak panienkom trzeba służyć porządnym rżnięciem to ja bardzo chętnie! - Thorn rzeczywiście wydawał się być na granicy panowania nad sobą bo okazywał jawny, nieskrępowany entuzjazm co do takiej przyszłej współpracy z zacnymi damami. Zwłaszcza takiej gdzie w grę wchodziły zadarte spódnice i ściągnięte majtki.

- Ojej, jaki nieokrzesany. - zaśmiała się cicho Pirora chociaż w tej chwili nie brzmiało to jak zarzut. Właściwie cała trójka sprawiała wrażenie mocno zainteresowaniem wzajemną fraternizacją. Jedynie Soria trzymała emocje na wodzy nie zamierzając uczestniczyć w aktywnej części przedstawienia ale chętnie obserwując wszystko i wszystkich.

- To nie jest odpowiednie miejsce i pora mój drogi Otto. Zresztą nie chciałabym odbierać radości i przyjemności młodym i ochoczym. Chyba widzisz, że aż przebierają nóżkami aby się ze sobą poznać. - Soria bawiła się świetnie patrząc na swoje podekscytowane służki oraz nie mniej podekscytowanego lokatora tej celi.

- No, no, nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Ja tam wcale niczym nie przebieram. Ten mięśniak wcale nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. - Pirora mimo wszystko chciała zaznaczyć swoją niezależność oraz własną wolę nie chcąc tak łatwo opuścić gardy. Ale brzmiało to raczej jak droczenie się i żartobliwe targowanie bo wyglądała jakby miała jak najbardziej sprawdzić możliwości pacjenta.

- A ja przebieram i jestem pod wrażeniem. - odparła rezolutnie Bretonka bezwstydnie przyznając się do swoich chutliwych popędów. Thorn za to obdarzył ją ciepłym uśmiechem zaś na Pirorę nieco zmarszczył brwi jakby jej słowa nie pasowały mu do jej zachowania jakie było widać.

Otto spojrzał na trójkę rozochoconych bezwstydników, ale wydał z siebie tylko smutne westchnienie, chociaż na jego twarzy widniał uśmiech okrucieństwa.
- Niestety, obawiam się, że nie mamy czasu, do tego hałas na pewno by zwrócił uwagę innych mnichów. Więc, chyba trzeba będzie zakończyć tą wizytę. Thorn, spisałeś się na medal i na pewno, nasze panie cię kiedyś z tą zabiorą. Moje drogie. - Otto otworzył drzwi do celi i pozwolił kobietom wyjść najpierw.

- Nie? Na pewno? - Pirora zapytała mimo wszystko nieco zaskoczona jakby w gruncie rzeczy przygotowała się na chociaż pobieżną próbkę możliwości Thorna. Fabienne jęknęła rozdzierająco smutno jakby jednooki zabrał jej posiłek jaki już miała przed sobą podany na porcelanowym talerzu. Soria popatrzyła na to wszystko z zagadkowym spojrzeniem ale się nie odzywała. Thorn zaś zamrugał oczami jakby nie mógł uwierzyć, że po tym wszystkim ot, tak po prostu wyjdą i zostawią go znów samego.

- Oj bardzo mi przykro proszę pana. Bardzo chętnie bym się panem zajęła i postarała się sprostać pana życzeniom i wymaganiom. Ale niestety na razie nam się nie składa. - zasmucona bretońska szlachcianka zamiast wyjść na korytarz podeszła do Thorna, obiecująco trąciła palcami jego drgającą męskość i spróbowała tego smaku wsadzając sobie palce do ust. A on wydawał się być jak rozpalony buhaj jaki ma w swoim zasięgu jędrną jałówkę podczas rui. Ta obietnica albo go na chwilę uspokoiła albo nakręciła tak bardzo, że na moment zdezorientowała go. Na tyle, że bretońska bladolica wyszła z celi, za nią Soria i Otto. Ledwo odeszli kilka kroków gdy usłyszeli jak pacjent z furią natarł na drzwi jakby chciał je wyłamać.

- O. Jaki energiczny i żywiołowy. Zapowida się bardzo obiecująco. - zaśmiała się Frau von Mannlieb słysząc jaki zapał okazuje pozostawiony w celi mężczyzna przy szturmowaniu drzwi. - No ale niestety ja go nie mogę przyjąć na służbę. Taki rosły rozbójnik? Nie to by nie przeszło ani z Gertrudą ani z moim mężem. Albo by go wysłali gdzieś tak, że i tak bym nie miała z niego żadnego pożytku. Marisa albo w ogóle kobiety to co innego. Oni chyba nie podejrzewają, że kobiety między sobą mogłyby robić coś nieprzyzwoitego tak jak zwykle z mężczyną. - Fabienne westchnęła kalkulując od razu jak to by wdrożyć Thorna na służbę ale widocznie z nim i w ogóle z mężczyznami miała większy kłopot niż z kobietami.

- Nie szkodzi. Ja myślę, że gdzieś go wcisnę u siebie albo do teatru. Na ochroniarza, odźwiernego czy kogoś tam. Coś się wymyśli. - tym razem averlandzka szlachcianka wydawała się być dobrej myśli, że tego pacjenta też jakoś powinny móc zagospodarować o ile tylko przeor by się zgodził na ich wykupienie.

- To co dalej Otto? Masz tu jeszcze jakieś ciekawe okazy do zwiedzenia? - zapytała Soria zerkając ciekawie na młodego mnicha. Dwie szlachcianki także. Ale na chwilę musieli umilknąć gdy korytarzem z przeciwka szedł któryś z mnichów. Posłał ich grupce zaciekawione spojrzenie bo w końcu nie co dzień mieli tu tak znamienitych gości a do tego same, młode szlachcianki. Ale minął ich a oni przeszli przez kolejne drzwi.

- Jest Annika. Dziewczyna słyszy Norrę, więc wątpię, aby wasze wdzięki na nią działały, szczególnie, że bardziej frywolne kobiety, najwyraźniej ją irytują. Może im zazdrości. Jest też George, on słyszał Vestę, albo jej artefakt. Ale dziś jest spokojny. Pomaga naprawić meble w jadalni. Więc, jeśli was któreś interesuje to mogę was przedstawić. - Otto zerknął w stronę drzwi do celi Thorna, będzie musiał unikać mężczyzny, bo ten pewnie mu będzie chciał urwać głowę.

Obie szlachcianki czekały co zdecyduje Soria. Ta zaś zastanawiała się chwilę zanim zabrała głos. - Każdy kto słyszy szept którejś z Sióstr jest dla nas cenny i może okazać się sprzymierzeńcem. Ale gdyby wpadł w niepowołane ręce to zagrożeniem. Słyszeliście co mówiła Marisa? A gdyby tak wyglądała to przed jakimiś mnichami czy łowcami czarownic? Na nasze szczęście panuje nad sobą chociaż na tyle aby trzymać te swoje śliczne usta na kłódkę. Dlatego dla nas najlepiej abyśmy zgromadzili wszystkich słyszących pod naszą opieką. Nieważne od której są Siostry. - poinformowała ich jakie jest jej zdanie na ten temat. Obie kultystki popatrzyły na siebie i pokiwały zgodnie głowami.

- Zgadzam się milady. Ale możemy mieć trudność aby wszystkich dopasować i pomieścić w naszych skromnych progach. Ta Marika, Thorne, może jeszcze parę osób. Ale chyba rozumiesz, że mamy swoje limity możliwości. Na przykład Fabi ma kłopot z lokowaniem u siebie mężczyzn. Zwłaszcza takich krzepkich i jurnych. - Averlandka zgodziła się z myślą herolda Slaanesha ale zwróciła uwagę na pewne dość przyziemne ograniczenie.

- Nie jesteśmy same moje drogie. Mamy przecież nasze obrotne Łasicę i Burgund. I resztę naszej rodziny. Na pewno jak się pomyśli to gdzieś się miejsce i rola znajdzie. - Soria pokiwała głową ale nadal wydawała się być dobrej myśli.

- Oh! Łasica! Jej zapomniałam o niej. Miałam po nią posłać. - Pirora trzepnęła się w głowę gdy przypomniała sobie o przyjaciółce jaka dzisiaj odgrywała jej służkę na potrzeby tej wizyty w hospicjum.

- To może zaprowadź nas do Anniki Otto. Może nada się na służkę pewnej słodkiej, bretońskiej milady. Przynajmniej tak na dzisiaj aby ją stąd wydostać. A potem się pomyśli co dalej. - zdecydowała Soria co dalej powinni robić. Zaś bretońska szlachcianka skinęła wesoło głową, że drugą służkę też by mogła jakoś wpuścić w koszta i swoje obejście.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-02-2023, 18:24   #64
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Jak kazano tak zrobił. Otto zaprowadził kobiety do celi rannej kobiety, która na szczęście nie była daleko.
- Anniko, wchodzą z trójką gości. Stań proszę pod ścianą. - mnich dał kobiecie chwilę, po czym wpuścił trójkę Slaaneshytek do środka, po czym sam wszedł i zamknął za nimi drzwi, po czym zaczął kolejne przedstawienie.
- Oto Annika… jedna z naszych… odważniejszych podopiecznych. Anniko przedstaw się proszę naszym gościom i opowiedz o sobie.

Tym razem zaczęło się inaczej niż przy wizycie w łaźni zajętej przez Marisę czy w celi Thorna. Chociaż pacjentka była ubrana podobnie jak jej kolega czyli boso, w samych kalesonach i koszuli to zachowywała się całkiem inaczej. O ile Marisa od początku była jawnie przyjazna i filuterna, Thorn po początkowym zaskoczeniu okazał się całkiem gorącokrwistym buhajem przez co zrobił jak najlepsze wrażenie na szlachciankach to Annika zachowywała się całkiem inaczej.

Na głos mnicha stanęła co prawda pod przeciwną do drzwi ścianą celi ale to tyle. Podobnie jak podczas porannej wizyty nie zdradzała ani cienia respektu czy zainteresowania. Ani mnich, ani trójka elegancko odzianych dam zdawały się nie robić na niej wrażenia i nie były w stanie przebić się przez opończę jej obojętności. Bez żenady przesunęła się spojrzeniem po sylwetkach trójki kobiet ale było to zimne, nijakie spojrzenie. Bez tego zainteresowania i pożądania jakie było znać w spojrzeniach Marisy czy Thorna.

- Annika jestem. I tyle. - rzekła chłodno pacjentka z widocznymi ponad rękawami koszuli opatrunkami na nadgarstkach, knykciach i dłoniach. Wcale nie wydawała się być zaciekawiona tą wizytą. Zaś trójka szlachcianek obrzuciła ją zaintrygowanymi spojrzeniami.

- Sprawiasz wrażenie odważnej. I silnej. - zagaiła ją Fabienne wskazując brodą na widoczne opatrunki. Na co pacjentka obojętnie wzruszyła ramionami. Pirora wydawała się być nieco skonsternowana i na razie przyjęła postawę wyczekującą.

- Jesteś za bardzo spięta kochanie. Nie jesteśmy tu aby cię skrzywdzić. Szukamy młodych, energicznych ludzi, o niecodziennych talentach którzy mogliby nam się przydać w różnych zadaniach. - Soria tym razem postanowiła zabrać głos widząc pewnie tą chłodną aurę obojętności jaka emanowała z pacjentki. Ta zareagowała uniesieniem brwi ale spojrzała na chwilę na nią.

- Przestań mi tu słodzić paniusiu. Nie będę waszą małpą co skacze jak zagracie. Robię co chcę. Wydostanę się stąd tak czy inaczej. - prychnęła pogardliwie Annika dając znać, że ich status błękitnokrwistych nie robi na niej większego wrażenia. No i chyba niezbyt wierzyła w ich zacne i szlachetne intencje jakie brała za puste obietnice mające ją skłonić do posłuszeństwa i współpracy.

Otto gwizdnął.
- Mówiłem, że odważna. Anniko… - Otto rozważał swoje następne słowa uważnie - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy? Nie chodzi mi o agresje, o bójki. Chodzi mi o słowa, które wypowiedziałaś podczas furii. Zakładam, że nie znasz ich znaczenia?

- Znam nie znam. Co ci do tego? - prychnęła nieufnie dziewczyna nie chcąc jakoś się uzewnętrzniać przed nim i obcymi.

- Może to, że jak zrobisz na nas dobre wrażenie to będziemy cię mogły stąd wyciągnąć. Fabienne szuka nowych służek. I taka harda mogłaby jej przypaść do gustu. Ale nie jakaś rozkapryszona wariatka. - Pirora też prychnęła dając wyraz swojemu niezadowoleniu z zachowania pacjentki. Wskazała na bladolicą koleżankę jaka na razie się nie odzywała ale pokiwała głową na słowa o tym, że szuka nowego personelu.

- Tak, to prawda. Mamy już paru kandydatów i spróbujemy ich stąd wydostać. Służba u mnie może nie jest najznamienitszym zawodem świata bo byś miała tylko zwykły pokój, łóżko no i trzy posiłki dziennie. No i kąpiel codziennie bo chyba rozumiesz, że na salonach to jednak trzeba jakoś odpowiednio wyglądać i pachnieć. Może nawet znalazłaby się jakaś służka co by ci mogła w tym wszystkim pomóc. - Fabienne dołączyła ze swoimi argumentami aby przełamać się przez tą niechęć okazywaną przez krnąbrną pacjentkę.

- Nie będę waszą małpą. - burknęła Annika ale na twarzy pojawił się wyraz zastanowienia i kalkulacji.

Otto westchnął.
- Co mi do tego? Wiem, że nie byłaś długo na zewnątrz.. ale mamy inkwizycję w mieście. Słowa takie jak twoje, sprawiają, że inkwizycja zaczyna ostrzyć noże i podpalać pochodnie. Wierzysz, że ktokolwiek w tym hospicjum będzie stawiał opór, jeżeli przyjdą po ciebie?

- To niech przyjdą. Zobaczymy ilu z nich padnie zanim mnie załatwią. Nie dam wziąć się żywcem. - usta Anniki zacisnęły się w wąską, zawziętą linię żywej determinacji. Uniosła zaciśniętą pięść w geście pogróżki dając znać, że się nie obawia nawet śmiertelnej dla siebie konfrotnacji.

- Ależ kochanie, po co to wszystko? - Soria odezwała się słodko łagodnym, matczynym gestem, postąpiła do przodu i stanęła obok zbuntowanej pacjentki. Położyła jej dłoń na barku w uspokajającym geście. - Mówiłam ci. Nie chcemy twojej krzywdy. Chcemy ci pomóc. Tutaj na nic nam się nie przydasz. Ale na zewnątrz? Przecież to, że będziesz gościć w puchowych pierzynach i jedwabiach sypialni Fabienne to może zostać między wami. A my też mamy swoje sprawy na mieście i poza nim. Mamy wielkie plany kochanie. I ty możesz być częścią nich. Jesteśmy po tej samej stronie. Jednak musimy zachować jakieś pozory. Dla maluczkich. - herold wężowej siostry zaczęła mówić cichym, przyjemnie lepkim szeptem i stopniowo przechodziła za plecy Anniki. Wrażenie węża oplątującego swoimi zwojami mysz było całkiem silne. Do tego było coś takiego w głosie i spojrzeniu herolda, że aż włoski stawały na karku i coś ożywczego zaczęło kumulować się w lędźwiach. Obie szlachcianki też zdawały się to odczuwać. Nawet zbuntowana Annika przełknęła ślinę i zamrugała oczami jakby miała problemy z koncentracją. Zresztą Otto czuł to samo. Trudno mu było oderwać wzrok i uwagę od szepczącej tak słodko i powanie córy Pajęczej Królowej.

- Akurat… Przecież mówiła, że pokój dla służby i tak dalej… A nie jej sypialnia i jedwabie… I kim wy właściwie jesteście? - Annika prychnęła znów buntowniczo ale trochę na siłę. Jakby z trudem zachowywała swoje postanowienie jakie miała odkąd weszli do celi lazaretu.

- No mówiłam bo przecież tak jak milady mówi, musimy zachować pozory. A to co za zamkniętymi drzwiami to już nasza sprawa. Jak chcesz to ja będę twoją łaziebną. Ale gdy zostaniemy same bo mam pełno służby jaka jest wierna mojemu mężowi a nie mnie. - teraz prychnęła bretońska czarnowłosa szlachcianka jakby uznała, że Annika ją wcześniej żle zrozumiała. Nawet się nieco roześmiała. Nieco nerwowo jakby też miała problemy z koncentracją i nie mogła oderwać wzroku od Sorii jaka już stała za plecami Anniki i pieszczotliwie głaskała ją po ramionach szepcząc tuż do ucha.

- Twój bunt daje ci uroku Anniko, ale zrozum, że nasze drogie panie chcą cię stąd zabrać, nie abyś czyściła stoły i gotowała jedzenie. Czasem, nawet szlachcic musi komuś rozwalić łeb. Widzisz siebie w czymś takim? - mnich podejrzewał, że będą kłopoty z tą kobietą, miał nadzieję, że będą w stanie ją przekonać do siebie.

- Rozwalić komuś łeb? Tak, mogę wziąć taką robotę. Ha! Mogę zacząć od Thorna! - powiedziała coraz szybciej oddychająca pacjentka jaka stopniowo zdawała się ulegać podszeptom Sorii. Jej dłonie poczynały sobie coraz śmielej po jej szyi i karku. A nawet zaczynały już sięgać na boki i nasadę jej piersi na co Annika zdawała się nie zwracać uwagi. A przynajmniej nie protestowała. Na wzmiankę o Thornie obie szlachcianki spojrzały na siebie zaskoczone tym objawem niechęci pacjentki do kolegi z samotnej celi jaki na nich zrobił całkiem obiecujące wrażenie.

- To chyba nie będzie potrzebne. Ja raczej nie mam wrogów. Chyba. No ale nie wiadomo, taka kobieta - ochroniarz to by mi się bardzo przydał. Wiadomo, mężczyźnie to nie wszędzie wypada wejść razem z mężatką. A druga kobieta to co innego. - Bretonka chyba chciała ułagodzić jakoś Annikę i przekierować uwagę w innym kierunku.

- Ochroniarz? A będę mogła nosić broń? Prawdziwą broń? Do rozwalania czerepów. - zapytała chrapliwie pacjentka jakby taki wątek ewentualnej służby nawet ją zaciekawił.

- Oczywiście! Ale mam nadzieję, że nie sprawisz mi przez to kłopotu. Bo byśmy bywały w różnych rezydencjach, w teatrze, na różnych balach i tak dalej. Nie chciałbym się za ciebie wstydzić. - szlachcianka też zaczęła ustalać te warunki potencjalnej współpracy. Soria zaś pracowicie zaczęła przez koszulę ugniatać piersi Anniki i to wywoływało całkiem interesujący efekt.

- Dobra. Może być. Ale ja mam swoje sprawy. W lesie. Muszę tam się udać. I załatwić. - powiedziała już mniej składnie pacjentka coraz bardziej ulegając korupcyjnemu wpływowi Sorii i jej pieszczot.

- Obgadamy to jak cię stąd wydostaniemy. My też mamy coś do zrobienia w lesie, więc może nasze misje są powiązane. - Otto kiwnął głową - Cieszę się, że udało się nam dojść do jakiegoś układu. Dziewczyny, pozostawimy już moją podopieczną?

- Tak, myślę, że tak. Myślę, że mamy urobiony grunt pod przyszłą współpracę. - powiedziała słodkim szeptem wyraźnie usatysfakcjonowana Soria wyjmując swoją dłoń z pomiędzy ud Anniki. Ta już jawnie zdradzała oznaki podniecenia i nawet trochę zamrugała tęsknie oczami gdy milady w czerni odeszła od niej zostawiając na karku krótki pocałunek.

- Więc bardzo cię proszę Anniko, bądź grzeczna to nam pomożesz cię stąd wyciągnąć. Słuchaj Otto no i nie rób kłopotów. To potem łaźnia, sypialnia, jedwabie i tak dalej jak mówiłam. - Fabienne uśmiechnęła się promiennie do swojej kolejnej kandydatki na służkę, podeszła do niej, uścisnęła ją jak siostrę i sapnęła zaskoczona gdy Annika skorzystała z okazji i niespodziewanie trzepnęła ją w szlachecki tyłek. Czym rozbawiła i Pirorę i Sorię. A także i bladolicą szlachciankę.

- No właśnie, takie rzeczy. Ale to jak będziemy same, na zewnątrz, albo w naszym rodzinnym gronie. - zaśmiała się kokietująco Bretonka i odsunęła się w stronę drzwi. Koleżanki też były skłonne już wyjść z tej celi lazaretu i zakończyć tą mimo wszystko obiecującą wizytę.

Otto zamknął celę za nimi i spojrzał na kobiety.
- Dobry dzień jak sądzę. Trzy duszyczki na korzyść zboru. - Otto spojrzał na niebo - Ale chyba tylko tyle na dziś zdołamy nabroić. Odprowadzę was do Łasicy i Gertrudy i przekaże przeorowi, że jesteście zainteresowane tą trójką. Ah… jakbyście były wstanie sypnąć trochę szczodrzej groszem, to dobrze bym wypadł przed przełożonym. - zachęcił delikatnie mnich i odprowadził szlachcianki, do swych towarzyszek. Miał nadzieję, że dwie ladacznice, nie zdołały zrobić niczego… nieodwracalnego, kiedy zostały samopas.

Następnie udał się do przeora, zapukał delikatnie do jego drzwi i wszedł spokojnie.
- Skończyłem oprowadzać naszych gości. Są zainteresowane zabraniem Anniki, Thorna i Marisy.

Przeor słuchał z zadowoleniem i dobrotliwym wyrazem twarzy wieści od swojego młodego pracownika. A jeszcze milej treli trójki zachwyconych i gorliwych dobrych obywatelek jakie były skłonne przejąć na swój koszt trójkę wspomnianych podopiecznych. A nawet w podziękowaniu za trud wniesiony w opiekę nad nimi i reszty pacjentów obie szlachcianki rzuciły “skromny datek” za dobrotliwość przeora i jego dzielnych pracowników. A sądząc po ciężarze brzdęków obu sakiewek to chyba nie tak dosłownie był to “skromny datek”. Co już w ogóle ociepliło atmosferę i przeor nawet zaproponował nalewkę jaką robili jego braciszkowie. Zrobiło się miło i rodzinnie. Cała grupka żegnała się z ciepłymi uśmiechami, wręcz wylewnie. Przeor wyszedł na korytarz aby pożegnać te dobrotliwe, szczodre młode damy i długo machał im na pożegnanie. Zaś na razie tylko pokazał wystawiony w górę kciuk do Otto na znak, że świetnie się spisał z tym naciąganiem szlachcianek na datki. Na razie więcej jednak nie mógł mówić bo ten jeszcze musiał odprowadzić panny do wyjścia, powozu no i przy okazji wezwać ich czekające służące. Skończyło się na obietnicy, że przeor zrobi co się da aby jak najszybciej załatwić wszelkie formalności związane z przeniesieniem trójki podopiecznych do nowych domów ale to jeszcze trochę musiało zająć bo musiał napisać i wysłać odpowiednie listy i czekać na odpowiedź. Ale sam z siebie bardzo chętnie wyraził zgodę na takie roszady.

Kiedy Otto zakończył pracę w hospicjum udał się z powrotem do miasta. Kiedy żegnał się z grupą kultystek, przekazał Łasicy, aby przygotwała siebie i Burgund na jutrzejszy dzień, gdyż miał zamiar zapoznać je z trzewiami świątyni.
Otto zostało rozplanowanie następnego dnia. Musiał zaprowadzić Łasicę i Burgund do świątyni, to pewnie będzie nie lada zabawa. Skoro trójka z jego podopiecznych będzie już bezpieczna pozostanie mu jedyny Georg do obserwacji, a i jeszcze Vigo. Najpewniej uda się do Sigismundusa jutro, kiedy zakończy pracę w hospicjum.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-02-2023, 23:15   #65
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 - 2519.07.06; mkt; rano - popołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Piekarzy; karczma “Pod jabłonią”
Czas: 2519.07.06; Marktag; popołudnie
Warunki: główna sala, jasno, ciepło, gwar rozmów ; na zewnątrz: jasno, pogodnie, sła.wiatr, chłodno



Joachim



- Proszę pączusiu, i smacznego. - gdy Joachim odbierał swoje pierwsze zamówienie w tej karczmie to jakoś tak go powitała pulchna, niziołkowa gospodyni o dobrodusznym, życzliwym uśmiechu. Chyba był w “Jabłoni” pierwszy raz ale można było zrozumieć dlaczego Philippe wybrał i zdawał się lubić ten lokal. Był zdominowany przez niziołki więc kuchnia była pierwszorzędna. Do tego te życzliwe istoty były bardzo gościnne aż ta przyjacielska, domowa atmosfera zdawała się udzielać także i gościom.

- Nie przejmuj się, Cioteczka Helga do każdego mówi “pączusiu”. Jak chcesz możesz jej mówić “cioteczko”. Będzie zachwycona. - wyjaśnił mu młody skryba jaki też odberał swoje zamówienie i się rozglądał za miejscem do siedzenia. Było dość tłoczno bo w końcu o tej porze kończyło pracę sporo osób tych jacy mieli na ranną zmianę. Chociaż i tak wielu pracowało w sklepach i warsztatach póki starczało światła dnia. Na szczęście praca skryby z Akademii tego nie wymagała więc tym dość chłodnym chociaż słonecznym popołudniem mógł się wybrać na zwyczajowy obiad. A, że był umówiony z Bertrandem no to właściwie zaprosił go przy okazji właśnie do tej gościnnej karczmy prowadzonej przez niziołki. Co prawda Joachim był już w tym lokalu i to nie tak dawno temu. Tylko wtedy siedział przy innym stole i nie z Philippem tylko ze swoim uczonym kolegą ze zboru.

Philippe zamarł na chwilę zmawiając tradycyjną modlitwę dziękczynną przed posiłkiem jaki mu dane było spożyć. Po czym otworzył oczy i z chęcią zabrał się za pałaszowanie posiłku. Ten nie był zbyt wyszukany i drogi ale, że należał do niziołkowej kuchni to było w tym nieco powabu egzotyki. Nie mogło zabraknąć słynnych niziołkowych pasztecików, na słono z rybą jak i na słodko z jabłkami. Podobnie polane śmietaną naleśniki w słonym i słodkim smaku wyglądały apetycznie. Philippe przez chwilę zachwalał Joachimowi te wszystkie walory smakowe i zdawał się być w nich zakochany.

- Cały dzień na głodniaka ale po robocie wreszcie jak tu przyjdę to mogę się najeść. - przyznał z uśmiechem wgryzając się w kolejnego pasztecika. Zaś Joachim, zanim przyszedł na to spotkanie i musiał się przejść z Zachodniej Dzielnicy tutaj, na pogranicze Centralnej i Północnej miał całkiem sporo czasu na przemyślenia. I podziwianie pogodnego nieba, mimo, że dzień okazał się być raczej chłodny. Dobrze było zarzucić coś dłuższego na grzbiet bo w samej koszuli to mogło być chłodno. Tu w środku jednak było znacznie cieplej i przyjemniej.

Co sobie kto z zacnych gości państwa van Hansen o nim pomyślało tego nie wiedział. Ale całe towarzystwo pożegnało się w przyjaznej atmosferze, gospodyni zapraszała do kolejnych odwiedzin a potem nie wpadli do niego ani łowcy czarownic z pochodniami ani straż miejska z halabardami to chyba nie poszło mu tak źle. Ale czy dobrze to nie wiedział. Odniósł wrażenie, że panienka van Hansen zdradzała sporo atencji siostrze von Siert oraz kawalerowi von Glitz. Zapewne dlatego, że byli w dość oczywisty sposób związani z wojennym zajęciem, bronią, walka i polowaniami co wszystko młodą szlachciankę bardzo fascynowało. Bladolicej, czarnowłosej Matce Somnium zdawała się poświęcać o wiele mniej uwagi ot tyle aby nie wypadało nie wyjść na niegrzeczną. Zresztą co do jego skromnej osoby zachowywała się podobnie. Pod tym względem jej matka zafascynowana ezoteryką i astrologią zdawała się być dla niego o wiele życzliwsza.

Gdy się żegnali to właśnie kapłanka Morra poprosiła go jeszcze raz aby porozmawiał z kimś z władz albo łowców czarownic o swoich niepokojących wizjach. Może to im jakoś pomoże namierzyć jakichś spiskowców? Więc widocznie zapamiętała co mówił przy obiedzie na ten temat. Skryta za poważną i oszczędną mimiką była trudna do odgadnięcia jej myśli. Pod tym względem rycerz Frederik i kapłanka Urlyka o słonecznych włosach i uśmiechy wydawali się być przeciwieństwem bladolicej i oszczędnej w słowach morrytki.

Wieczór zaś przeszedł mu spokojnie chociaż niezbyt owocnie. Nie dało się czytać trzech ksiąg na raz. Może coś sprawdzić czy przepisać w materiale jaki już się znało ale przyswajanie wiedzy w tak chaotyczny sposób nie było zbyt efektywne. Czytając parę stron z księgi o naturze magii ponownie musiał przyznać, że te same słowa nabierały innego kontekstu gdy przez ostatnie miesiące dowiedział się sporo nowych rzeczy głównie od przeklętej mutantki i rogatej wyroczni jaką była Merga. Czasem jakieś wyjaśnienie czy komentarz zamaskowanego mistrza też bywało pomocne ale najwięcej nauczył się właśnie od tej jaka przybyła z dalekiej północy. W końcu tutaj, w Imperium, Norsca i jej mieszkańcy mieli reputację dzikusów i barbarzyńców, piratów i morskich łupieżców. Czasem ledwo ich tolerowano w roli najemników, kupców czy odkrywców. Merga zdawała się być całkowitym zaprzeczeniem takich stereotypów. Nie był pewny gdzie sięga jej wiedza ale na pewno zdradziła mu przez te pół roku więcej tajników zakazanych zakątkach Eteru i demonologii niż ktokolwiek przed nią. Nawet jak teraz otwierał tą książkę co już ją kiedyś czytał to odkrywał coś nowego jak się patrzyło przez pryzmat tak zdobytej wiedzy. No ale to już ostatnie chwile bo wyrocznia już parę tygodni temu zapowiedziała swój powrót do Norsci, na ostatnim zborze dała już przybliżony termin na ten właśnie tydzień więc mogła wypłynąć w rejs na północ lada dzień.

W sprawie tutejszych rodów i lokalnej historii odkrył, że właściwie księgi jakie posiada nie są zbyt pomocne. Albo mówiły ogólnie o Imperium czy Nordlandzie nie skupiając się w ogóle na Neus Emskrank albo były rodzajem sagi czy powieści historycznej co trudno było coś z tego wyłuskać. Musiałby zdobyć jakąś księgę co by dokładniej opisywała lokalną scenę.

Ale na razie był przy jednym ze stołów dość zatłoczonej “Jabłoni” siedząc naprzeciwko Philippa jaki zajadał się ze smakiem swoją porcją naleśników i pasztecików. A te rzeczywiście były bardzo smaczne. Widocznie ta niziołkowa kuchnia miała ze wszech miar zasłużoną reputację.

- To co tam się dzieje u nadwornego astrologa wielkich i możnych? - zagaił wesoło skryba któremu dobre jedzenie poprawiło humor. Joachim raczej nie mógł mu powiedzieć, że krótko przed wyjściem odwiedziła go kopytna, dwupłciowa mutantka o liliowych włosach z wieściami, że zbiegła zeszłej zimy z kazamat rogata wiedżma skończyła tłumaczyć zakazane relikty plugawej wiedzy napisane ręką pradawnej champion Chaosu. Ale ta chciała to ogłosić na zebraniu i najlepiej jak by już mieli skarb świątyni aby mogła jeszcze tej samej nocy czy dnia wypłynąć do tej przeklętej i barbarzyńskiej Norsci jaka była jej ojczyzną.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Świątynna, świątynia Mananna
Czas: 2519.07.06; mkt; ranek
Warunki: ; na zewnątrz: brama świątynna, jasno, pogodnie, powiew, chłodno



Otto



Otto musiał przyznać, że chociaż Tobias a ostatnio zwłaszcza Sigismundus uwielbiali narzekać, złorzeczyć i marudzić na “bezużyteczne ladacznice” spod znaku Węża to przynajmniej obie łotrzyce jak chciały to potrafiły zmienić skórę jak wąż i płynnie przedzierzgnąć się w wybraną rolę. Jak podeszły do niego czekającego przy świątynnej bramie to zwrócił na nie uwagę bo się stopniowo zbliżały do niego dwie, szczupłe niewiasty a jak się zbliżyły jeszcze dostrzegł, że obie są młode a w końcu umówił się wczoraj z Łasicą na tutaj, dzisiaj rano przed swoją pracą. A jak się zatrzymały przed nim i dygnęły grzecznie jak dobrze wyhowane panienki to poznał je od razu. Ale jednak musiał przyznać, że wyglądały całkiem inaczej. Miał przed sobą dwie, skromnie ubrane panny, w szaroburych, wręcz zgrzebnych sukniach prawie do samej ziemi, z czepkami wstydliwie przykrywającymi włosy, że ich właściwie nie było widać. Co zwykle uznawano za oznakę pobożności i przeciwieństwo wyuzdania jakim miały być niesfornie rozpuszczone włosy. Do tego coś zrobiły z rysami twarzy. Znał je to mimo to je rozpoznał. Ale i tak wydawały się być nieco inne niż się do nich przyzwyczaił. Pewnie jakiś makijaż ale tak sprytnie zrobiony, że wydawały się w ogóle bez makijażu. Jak na przyzwoite, bogobojne panny przystało. No i jeszcze to dygnięcie i skromnie spuszczony wzrok już całkiem dopełniał maskarady. Pozwoliły mu się obejrzeć nim chociaż na chwilę wyszły z maski wracając do swojej łotrowskiej natury.

- Jak mogłeś na to pozwolić Otto. Te wypacykowane, wyuzdane małpy zabawiały się z biednymi pacjentami a ja musiałam siedzieć z tą starą rurą. - Łasica powtórzyła coś czym go uraczyła wczoraj na wejściu jak się spotkali wieczorem po hospicjum. Tylko wczoraj rzuciła mu to w twarz oskarżycielskim tonem, z pełnym impetem. A dzisiaj cicho tak aby tylko ich trójka mogła to usłyszeć. Ale jak się ją słyszało wczoraj łatwo było sobie imaginować co pod tą spokojna maską czuła łotrzyca. Albo to mu chciała dać do zrozumienia. Widocznie nie mogła przeboleć tych wszystkich atrakcji jakie się działy z udziałem jego i jej koleżanek w hospicjum bez jej udziału. Gdy ona musiała towarzyszyć starej, przyzwoitce Fabienne co nie było ani wesołe, ani pouczające, ani tym bardziej przyjemne. No i się Łasica “nieco” poczuła wysadzona z siodła. Zwłaszcza jak odstawiły z powozu Fabienne i Gertrudę do ich rezydencji i już w swoim kultystycznym gronie mogły rozmawiać swobodnie. Zapewne koleżanki chętnie opowiedziały łotrzycy co i jak się działo. Może nawet nieco podkoloryzowały aby narobić jej smaku. Bo Łasica mówiła jakby uważała, że tam się zabawy działy po całości i po kolei z każdym wybranym pacjentym i pacjentką.

- I naprawdę Fabi wracała do domu bez majtek? - zapytała Burgund też zainteresowana tym co się tam działo wczoraj. Też była ciekawa bo w końcu wczoraj w ogóle jej nie było w hospicjum. A wieczorem w “Mewie” Otto też jej nie zastał no ale udało mu się spotkać z Łasicą.

- No nieważne. Potem się z tymi zołzami policzę. Zacznę od Fabi i słodkich opowieści jak kopytni potrafią kobiecie zrobić dobrze. Niech się ślini. Górą i dołem. - fuknęła jeszcze przebrana Łasica jakby planowała jakąś zemstę na koleżankach. No ale ona często tak sie wypowiadała, że nie do końca było wiadomo kiedy mówi na poważnie a kiedy żartuje.

- A tak, bo jeszcze nie wiadomo czy z nami pojedzie. Taka wielka z niej pani a nie ma wychodne kiedy chce tak jak my. - zaśmiała się cicho Burgund dość złośliwym uśmieszkiem. Jednak trzeba było przyznać, że mężatkom było z reguły trudniej urwać sobie jakąś schadzkę na chwileczkę zapomnienia nie mówiąc już o całej nocy za miastem jak to sobie koleżanki Sorii wymyśliły spotkanie z ungorami Gnaka.

- Chociaż Soria mówiła wczoraj, że w Fabi jest coś dziwnie znajomego. Znaczy jak już obie z tą starą rurą wysiadły z powozu. No i, że będzie musiała jej się lepiej przyjrzeć. - łotrzyca jaka miała pozycję głównej żmiji w ich dziewczęcej części zboru przypomniała sobie słowa herolda gdy wracały już we własnym gronie na Bursztynową 17. Burgund na nią spojrzała zdziwiona ale ta machnęła ręką i potrząsnęła głową w skromnym czepku aby wrócić do tego co tu i teraz.

- Dobra, mniejsza z tym. To co z robotą? Na co nas właściwie umówiłeś? Kim mamy być? Najlepiej na jakieś sprzątanie czy w ogóle jakąś robotę w piwnicach. Nie wiem co oni tam mają, nie byłam tam nigdy. Tak abyśmy mogły się tam rozejrzeć, najlepiej bez świadków. A jak się nie da to trudno, będziemy coś kombinować. - Łasica w końcu chociaż na razie przebolała tą wczorajaszą stratę oralną i moralną jakiej doznała w hospicjum oraz planowanie słodkiej zemsty na koleżankach i wróciła do poważniejszych i służbowych tematów. Czyli chciała wiedzieć jakie mają pole manewru na robocie i co im kolega przygotował.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; apteka Sigismundusa
Czas: 2519.07.06; mkt; popołudnie
Warunki: wnętrze apteki, jasno, umiarkowanie, cicho ; na zewnątrz: jasno, pogodnie, sła.wiatr, chłodno



Otto



Dzień przeszedł w hospicjum dość pracowicie. Nadal było sporo prac remontowych ale już wyraźnie zmierzały ku końcowi. To co dało się ponownie pozbijać, sklecić z kilku połamanych mebli jeden sprawny, wstawić wyrwane klamki i takie tam prace to już w większości zrobiono. Ale niektórych strat nie dało się tak zaimprowizować i po prostu trzeba było kupić albo zamówić nowe. A tego przeor zwykle unikał jak ognia bo budżet był zawsze zbyt skromy do potrzeb jakie mieli. No i przor właśnie wezwał go do siebie z samego rana.

- Ah Otto! Świetna, świetna robota. Nie wiem co im naopowiadałeś ale oby tak dalej. Właśnie takich szczodrych gości nam potrzeba. Gdyby te świątobliwe, szczodre damy miały kiedykolwiek ochotę na kolejną wizytę to z miejsca możesz je zapewnić o naszej gościnności i woli współpracy. I mam nadzieję, że nie przyjda z pustymi sakiewkami. Ładnymi spojrzeniami i współczującymi słowami nie nakarmimy naszych podopiecznych. - wreszcie przeor miał okazję aby się rozmówić ze swoim młodym mnichem. I mu podziękować i wlać otuchy w serce za wczorajszy wyczyn. Więc wyglądało na to, że obie szlachcianki rzuciły na stół więcej niż się spodziewał. Co w jego oczach na pewno przemawiało na ich korzyść.

- Chociaż tak między nami mówiąc to dość dziwny wybór. Mówiłeś im, że ostatnio Marisa biegała bez ubrań i coś wrzeszczała o pająkach? Albo ten Thorn i Annika. Przecież to kompletni awanturnicy! Annikę ostatnio ktoś prawie zadźgał łyżką! A Thorn miotał dookoła ławą. Sam nie wiem Otto czy to dobry pomysł. Wczoraj tak myślałem ale dzisiaj się waham. A jak te niecnoty znów coś zmalują podobnego? Tym razem nie u nas w celi czy na stołówce ale w jakiejś rezydencji z dobrymi nazwiskami. Ta Bretonka to jej nie znam ale kojarzę nazwisko. Van Mannlieb. Jej mąż jest kapitanem statku. Pływa od Marienburga do Erengardu. Ta van Dake to ostatnio wypłynęła. Przy tych młodych van Zee i van Hansen. Ale widziałem ją pierwszy raz. Tej trzeciej nie znam. No ale to są zacne nazwiska jak coś się stanie? Oby dobrzy bogowie sprawili, że tylko by ich odesłali. Ale jak coś się stanie poważnego? Oj takie grube ryby to wiele mogą. Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł. - przeor wydawał się mieć poważne wątpliwości jakby rozsądek i rozważanie konsekwencji takiego kroku wziął nad nim górę poza radością z wysokich datków młodych szlachcianek. A i wybór akurat tej kłopotliwej trójki pacjentów też wydał mu się dziwny. Przecież mieli tylu innych co nie sprawiali takich kłopotów! Nie były to czcze niepokoje bo gdyby Marisa zaczęła się publicznie obnażać w jakimś zacnym towarzystwie albo któreś z dwójki awanturników straciło panowanie nad sobą i jeszcze uszczerbku by doznał jakiś błekitnokrwisty to konsekwencje mogły być poważne.

Mimo tych wątpliwości ogólnie przeor był zadowolony z postawy młodego mnicha i tego jak udało mu się urobić te szlachcianki aby rzuciły taki duży datek. Oby tak dalej! Może nawet to Otto będzie teraz reprezentował hospicjum na jakichś uroczystościach gdzie możni państwo mogli sypnąć jakimś datkiem skoro tak dobrze mu idzie nakłanianie ich do tego.

Potem był standardowy znój codziennej pracy. Raczej nie odbiegało to od normy. Może poza trójką wybranych pacjentów. Najmniej kłopotów miał z Marisą. Właściwie żadnych. Pokornie chodziła w grubej, niewygodnej i drapiącej włosiennicy posłusznie piorąc, gotując, obierając i sprzątając jak na skromną mniszkę przystało. Aż trudno było pomyśleć, że w tak posłusznej i cichej myszcze mogło się kryć coś niestosownego. Chociaż za każdym razem jak się spotkali spojrzeniami puszczała mu porozumiewawcze mrugnięcie.

Z Anniką właściwie też nie było porblemów. Dalej siedziała w osobnej celi lazaretu. Ale znachor dał znać, że chyba dziś albo jutro ją wypuszczą. Tak naprawdę to dał do zrozumienia, że fizycznie to już można by ją wypuścić bo te rany co jej zostały to drobiazg. No ale ani on ani reszta braci nie byli pewni czy znów dziewczę nie wpadnie w jakiś morderczy amok. Ale i tak w ramach kary, podobnie jak Marika, była skazana na izlolatkę do kolejnego Festag więc jej nie wypuszczano. Za to gdy ją odwiedził znów leżała na wznak, z ręką podłożoną pod głową i sufitowała. Gdy spojrzała kto ją odwiedził popatrzyła na niego obojętnie.

- Kto to był? Ta z wakroczykami. To jakaś wiedźma. Rzuciła na mnie jakiś urok. Wcale mi się nie podobała! - rzuciła mu serię szybkich, cierpkich pytań. Bo chociaż wczoraj gdy on i kultystki ją zostawiali samą w tej celi i spoglądała tęsknie za Sorią jakby miała ochotę poznać ją jak najbliżej to dzisiaj roztaczała wokół siebie swoją zwyczajową chłodną, niemą groźbę. Jakby w każdej chwili była gotowa zerwać się i dać komuś w zęby. No ale w porównaniu do Thorna to i tak była oazą spokoju i opanowania. Tak jak wczoraj przypuszczał Otto osiłek mu tak łatwo nie zapomniał i zachowywał się jak rozjuszony buhaj jakiemu spod kopyt zabrano chętną i już ustawioną jałówkę.

- Czekaj! Tylko cię dorwę gnoju! Już ją miałem! Już prawie klękała do berła! Dotknęła mnie! A ty gnoju mi ją zabrałeś! Rozwalę cię za to jak cię tylko dorwę! - wył rozjuszonym tonem i szarpał się z drzwiami jakby naprawdę chciał się przez nie przebić albo wyrwać. Wyglądało na to, że tak łatwo nie zamierzał mu tego zapomnieć.

Reszta dnia jakoś zeszła w miarę standardowo. Aż po południu skończył swoją ranną zmianę wychodząc na pogodny chociaż chłodny dzień. Gruby habit chronił go jednak przed tym chłodem całkiem dobrze. Skierował się ku aptece Sigismundusa. Ten przywitał go za ladą swoją wielką, byczą głową.

- O jesteś. Chodź na zaplecze. - powiedział grubas uśmiechając się wesoło i znacząco. Ale poczekał z wieściami aż wyjdą z publicznej częsci apteki. Wtedy dopiero zaczął mówić.

- Była u mnie Lilly. Przyniosła wieści od Mergi. Skończyła! Przetłumaczyła! Nareszcie! - grubas wreszcie mógł eksplodować radością i nawet o Lilly zapomniał powiedzieć coś przykrego chociaż ona też była wyznawczynią Węża tak jak jej koleżanki. Te przełomowe wieści jednak przebiły widocznie wszystko inne. Ale tak jak nagle aptekarz wybuchł radością tak równie nagle zamarł.

- Ale nie chce mi tego dać! - zawył zrozpaczony jakby upragnione tłumaczenie woli Oster wyślizgnęło mu się z dłoni po raz kolejny. I to w momencie gdy zdawał się już czuć papier zwojów na swoich pulchnych palcach.

- Powiedziała, znaczy Merga, że to sprawa dotycząca nas wszystkich i ogłosi to na zebraniu. Pewnie jak ukradniecie ten cholerny skarb ze świątyni. Albo na kolejnym zborze. Co za złośliwa jędza! Jak ona mogła mi to zrobić! - wybuchnął znowy, tym razem skargą niesprawiedliwości oraz złości na wolę rogatej wyroczni.

- Aha i ten twój zdechlak w końcu padł. Dziś rano. Mówiłem ci. Trzeci dzień. Trójka to magiczna liczba dla Ojczulka. Widocznie wykonał już swoje zadanie. Chcesz go zabrać czy co? - dodał równie nagle całkiem normalnym tonem jakby przypomniał sobie o Vigo jakiego mu w ostatni Festag przywiózł kolega. Jego los się wreszcie dopełnił ale spodziewali się tego już i w hospicjum i tutaj aptekarz tak to szacował ledwo go zobaczył.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2023, 23:01   #66
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Rozmowa z Lily

- Dziękuje, że przekazałaś mi wiadomość - czarodziej uśmiechnął do kopytnej mutantki, którą podczas odbywanej na cześć Sorii orgii poznał w całej okazałości.

- Na pewno to co odkryła nasza mistrzyni da nam wiele możliwości. Miło mi też było poznać twoje plemię, mam nadzieję że to co tutaj robimy w mieście im też pomoże.

- Tak, na pewno. Te dostawy żywności, zwłaszcza zimą, były bardzo pomocne. No i u nas, nie wszystko możemy wytworzyć a kupić czy wymienić się w wiosce czy mieście nie bardzo możemy. - przytaknęła liliowowłosa dziewczyna z delikatnym uśmiechem na twarzy. Jej szczęściem chociaż miała sporo zmian na ciele to były w na tyle dyskretnych miejscach, że jak była okryta wierzchnim ubraniem tak jak dzisiaj to bez trudu mugła ukryć swoje mutacje i uchodzić za młodą, szczupłą mieszczkę.

- Merga mówiła, że chciałaby wyruszyć na dniach. Ale czeka na to czy coś wyjdzie z tym skarbem świątyni. Gdyby go mogła zabrać na pewno by wzmocniło to jej pozycję w negocjacjach z wodzami aby zachęcić wojowników do przybycia tutaj. - wróciła do rogatej wiedźmy jaka ją wysłała z wiadomością. To, że ta zamierzała opuścić to miasto i wrócić do swojej barbarzyńskiej ojczyzny nie było niczym nowym ale teraz jak przetłumaczyła dziedzictwo Oster to zdawała się już czekać tylko na ten numer jaki Łasica z Burgund wymyśliły natchnione hojnymi datkami na ostatniej mszy w Festag.

- Może zanim Merga nas opuści, zdołamy zdobyć artefakt jeszcze jednej z Potęg? - dodał Joachim z wyrazem ekscytacji na twarzy. Był niezwykle ciekawy rezultatów odnalezienia kolejnych skarbów.
- I ile dobrze pamiętam to będziesz brać udział w kolejnym spotkaniu z plemieniem zwierzoludzi Gnaaka, prawda? Ja też się chętnie wybiorę, chciałbym jak najwięcej się od nich dowiedzieć. Może nawet poznać trochę ich języka… dodał, zastanawiając się na ile język zwierzoludzi jest podobny do demonicznego…

- Tak, byłoby wspaniale gdyby nam się udało odnaleźć coś jeszcze z tych świętych przedmiotów. Jestem zachwycona, że udało nam się spotkać Sorię i, że do nas dołączyła. Jest taka wyjątkowa! Jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ona. A przecież ona mówi, że jest tylko córką i heroldem Soren. Jak by się udało spotkać kogoś jeszcze od nich albo znaleźć jakiś artefekt to byłoby cudownie! Ale rozumiem, że u nas nie wszyscy są od tego samego patrona no i że są jeszcze inne Siostry. To wszystko jest bardzo… No niesamowite. Szkoda, że nasza czcigodna nas niedługo opuszcza. Ona ma takie wspaniałe i śliczne rogi! No i jest bardzo mądra. Ale musi sprowadzić więcej pomocy z północy. I obiecała, że do nas wróci. - Lilly rozgadała się całkiem sporo na temat związanych z Czterema Siostrami i pamiątkami po nich. Widać było, że ją to bardzo ekscytuje i fascynuje. A rogatą wiedźmę i herolda Soren zdaje się traktować jak żywe święte i mędrców jednocześnie.

- A spotkanie z Gnakiem tak, w najbliższą pełnię. To już niedługo, w przyszłym tygodniu. To miło, że z nami pojedziesz. Mam nadzieję, że będzie nas jak najwięcej. Rozmawiałam z dziewczynami i też są bardzo ucieszone na to spotkanie. Chcą Fabienne zaprosić bo dla niej to by było pierwszy raz i bardzo by chciała ale ona ma tą wredną służącą co zawsze i wszędzie z nią łazi. Ja tam bardzo ją lubię. Jak się spotykałyśmy u Pirory to była dla mnie zawsze bardzo miła. Ale dziewczyny mówią, że nie wiadomo czy jej się uda wyrwać z miasta. A język kopytnych różni się od naszego. Ale nie taki trudny. Sporo można odczytać z ich powarkiwań i jak się ruszają. - na drugi temat też mówiła całkiem chętnie i sporo. Widać było, że chyba nie tylko ona traktuje owo spotkanie przy pradawnych głazach jako coś wyjątkowego na co warto czekać.

Joachim nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, słuchając tego nieco dziecinnego choć też uroczego gderania Lily.
- To miłe, że cieszysz się na to spotkanie. Zwierzoludzie mogą się okazać użytecznymi przyjaciółmi i pomóc nam w naszych planach. A w wolnych chwilach może mógłbym się od ciebie uczyć waszej mowy?
- A co do Fabienne podałem Łasicy i Burgund pewien pomysł jak ją wyciągnąć.

- Tak? No to dobrze. Mam nadzieję, że się uda. To miło jakbyśmy mogli wszyscy pojechać. - pokiwała swoją liliową głową na znak, że miła jest jej myśl o tym aby mogli ze sobą zabrać czarnowłosą szlachciankę a także jak najwięcej chętnych z miasta.

- A zwierzęcej mowy pewnie, to nie takie trudne. Po trochu można się nauczyć. - zgodziła się także na propozycję kolegi w sprawie nauki odmiennego od ludzkiej mowy.

- Dziękuje za pomoc Liliy… - Joachim skinał głową z aprobatą… - A przy okazji, rozumiem, że jesteś ostrożna wędrujac po mieście?

- Staram się jak mogę. Dużo chodziłam z dziewczynami to lepiej znam miasto niż na początku. No i teraz tak nie sprawdzają jak w zimie po ucieczce Mergi. Chociaż ostatnio to najwięcej siedzę i pomagam Myszce pod wieżą. Trzeba pomagać wyroczni, gotować jedzenie, karmić Gustawa, sprzątać tam no i przenosić wiadomości jak Merga coś komuś chce przesłać tak jak teraz. No jeszcze muszę pójść i powiedzieć to samo dziewczynom w “Mewie” i do apteki Sigismundusa, i do Tobiasa. - liliowowłosa pokiwała głową na znak, że miasto już jej tak nie przeraża jak to było na początku jej przyjazdu gdy w momencie paniki zwiała z sań Strupasa i trzeba było jej potem szukać. Wyglądało na to, że po pół roku całkiem przyzwoicie się w nim porusza. Ale póki ktoś nie zajrzałby jej pod spódnicę to raczej pewnie by zwrócił uwagę tyle co na całkiem urodziwą i zgrabną mieszczkę i jej odmienność nie rzucała się tak od razu w oczu. Już pewnie brzydota i smród garbatego członka zboru bardziej przykuwały oko i nozdrza. Na razie jednak Lilly zwróciła uwagę, że Joachim nie jest ostatni na liście w jej roli posłańca wiadomości od rogatej wyroczni.
*************************

Rozmowa z Philippem

Młody czarodziej przegryzł porcję naleśnika, po czym skinał Philppowi głową.
- Faktycznie, smaczne, stereotypy o niziołczej kuchni po raz kolejny się sprawdziły.
- A co do wielkich i możnych to niewiele nowego. Aktualnie przejmują się tym, jak bardzo żałoba po śmierci księżnej opóźni turniej i że nie wypada w tej chwili organizować polowań. Jakby nie było żadnych innych problemów - uśmiechnął się ironicznie. Chciał wybadać nastawienie Philippa do szlachty i elity. Kto wie, może mógłby on z czasem przeciągnąć na stronę wyznawców Pana Przemian?

- Polowania? No nie, nie wypada. Tak samo jak balów, uczt, wesel i tak dalej. - skryba zmrużył oczy, pokiwał swoja wygoloną na tonsurę głową i uśmiechnął się łagodnie. - A turniej też odwołany do odwołania. Może za miesiąc będzie a może jeszcze później albo w ogóle w tym roku nie będzie. Kto to wie. Ale odwołali w ostatniej chwili to wielu gości się zdążyło już zjechać do miasta. Inni byli w drodze to jak mieli bliżej niż dalej to też już woleli przyjechać. I z tego jedni zostali póki co a inni wrócili do siebie. - pokiwał głową zdając sobie sprawę, że nagła śmierć księżnej - matki zaskoczyła chyba wszystkich i wielu pokrzyżowała plany. Jak choćby takie związane z dorocznym turniejem w środku lata.

- A żałobę uczcić trzeba. Nawet jeśli komuś to ciąży. Może więc na gadaniu i gderaniu się skończy. Ważne aby zachowywać się przyzwoicie. - dorzucił jakby nie do końca wiedział jak to tam było z tymi możnymi co znajomy wspomniał ale doradzał być dobrej myśli i wierzyć, że zachowają umiar w tak trudnej chwili.

- No myślę że pozory i etykieta powinny zatriumfować - dodał nieco ironicznie Joachim.
- Dziękuje raz jeszcze za oprowadzenie po Akademii, myślę że będę tam częstym gościem. A tobie jak się w niej pracuje, długo jesteś związany z tym miejscem? Ciekaw też jestem jak wygląda struktura zarządzania - Joachim postanowił pociągnąć Philippa za język co do kierownictwa Akademii Morskiej i pozycji w niej swojego rozmówcy.

- A nie narzekam. Już parę latek zleciało. Lubię tą pracę. Wiesz ta atmosfera uczonych i nauki. Trochę jak w bibliotece tylko inaczej. No i każdy bogacz ma jakąś większą bibliotekę a Akademia jest tylko jedna. Można spotkać bardzo różnych ludzi, z całego świata. Nieludzi zresztą też. - młodzieniec wydawał się mówić szczerze i chwalił sobie pracę na swoim stanowisku.

- A struktura zarządzania? Nie no bez przesady. To nie jest jakieś wojsko czy załoga statku. - zaśmiał się pod nosem gdy usłyszał kolejne pytanie. Chwilę przeżuwał kolejny kęs pasztecików i popił je czerwonym barszczem z kubka.

- Rektorem całej uczelni jest profesor Vogel. Mathias von Vogel. Jest rektorem od dobrych paru lat, jeszcze zanim ja tu zacząłem pracować. On jest najważniejszy. A poza tym każdy wydział ma swojego dyrektora. Wiesz, nawigacja, linoznastwo, magazyny, archiwa, studenci i tak dalej. A każdy wydział ma jeszcze swoich nauczycieli danego fachu no i takich biednych skrybów jak ja. Cały spory zespół jakby tak zebrać do kupy. A jak doliczyć jeszcze wszystkich studentów to jeszcze więcej. Jak jest początek i koniec roku studenckiego albo jakieś święto to cały plac apelowy jest zapełniony. Nawet jak są jakieś festyny i wystawiamy swoją drużynę to już znacznie mniej ale i tak jak ktoś z przyjezdnych widzi to pierwszy raz to myśli, że to jakieś wojsko idzie. - odpowiedział wesołym i zadowolonym z siebie tonem i opowiadając jakie to można mieć pierwsze i drugie wrażenie o Akademii.

Czarodziej zanotował w pamięci, że magazyny mają osobnego dyrektora, korzystając z tego że Philp się rozgadał, skończył jeść swojego naleśnika.
- Widzę tutaj trochę podobieństw do Kolegium w którym ja się uczyłem. Następnie nieco spoważniał.
- Chętnie poznałbym rektora albo któregoś z dyrektorów. Mam pewną sprawą dość delikatnej wagi…. - zrobił dramatyczną pauzę, zastanawiając się ile powiedzieć Philippowi.

- Ah tak? - Philippe uniósł znad swojego talerza wzrok jakby próbował wybadać o co może astrologowi chodzić.

- A w jakiej sprawie? Bo ja to siedzę w recepcji ale mogę podrzucić twój list do rektora albo któregoś dyrektora. Bo spotkać się z nimi to nie obiecuje. Ja jestem tylko skromnym skrybą z recepcji. - obiecał swoją pomoc w takiej próbie kontaktu chociaż na dość ograniczoną skalę za jaką odpowiadał.

- Oh, nie bądź taki skromny. Wiem dobrze, że na każdej uczelni recepcjonista jest jedną z najważniejszych osób - Joachim postanowił połechtać ego swojego rozmówcy.
Chodzi o pewne potencjalne zagrożenie dla Akademii, odczytałem w tym zakresie niepokojące znaki. Może to mieć coś wspólnego z magazynami jeśli moja ocena jest słuszna.

- Znaczy… Jakieś wróżby? I coś z magazynami? - skryba uśmiechnął się delikatnie jakby komplement przypadł mu do gustu. Ale gdy Joachim powiedział na czym rzecz polega przestał się uśmiechać i musiał chwilę pomyśleć.

- Od magazynów jest inżynier Eberhart. Powiem mu jutro jak go spotkam. Ale jak chcesz to możesz napisać list to mu go przekażę. - zaproponował od siebie pomoc w tym kontakcie.

- To delikatna sprawa, wolałbym spotkać się z mistrzem Eberhartem osobiście, myślisz że dałoby się to jutro zorganizować? - Czarodziej nie był przekonany czy to dobry pomysł z tym listem…

- Nie wiem. - odparł krótko skryba wcierając kawałkiem naleśnika słodki sos aby nim nasiąkł. - Dziś wracam już do domu. Jutro rano wracam do Akademii. Postaram się przekazać twoją prośbę mistrzowi Eberhartowi ale nie wiem co odpowie. - przyznał uczciwie skryba na znak, że do roli posłańca tej prośby to jeszcze się poczuwa ale za reakcję drugiej strony to już nie odpowiada. - Zapewne zapyta co to masz do niego za sprawę. Ale jak tyle, że “delikatną” to nie wiem jak zareaguje. Mam nadzieję, że to nic z romansami i skandalami bo nie wiem czy by profesor miał ochotę się w to mieszać. A trochę tak to brzmi. - odparł z lekkim uśmiechem dając subtelnie znać, że taka oględna i ogólna prośba astrologa to jest trudna do zinterpretowania tak dla niego jak i zapewne przez resztę personelu Akademii.

- Dziękuje, zapewniam, że nie chodzi tutaj o kwestię błahą….. mam powody sądzić, że ktoś może chcieć coś wykraść ze skarbów Akademii.

Przez resztę posiłku starał się z powrotem skierować rozmowę na bardziej przyjemne tory takie jak codzienne życie w Neues Emskrank. No i zapłacił za posiłek.


************************************************** ***********

Następnego dnia miał zamiar spróbować spotkać się w Akademii z dyrektorem i udać się tam niezależnie od tego z czym wróci Philip. No i liczył że Otto załatwi mu widzenie z tym chorym z hospicjum który podobno był związany z Vestą. Takiej okazji nie mógł sobie odpuścić...


 
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-02-2023, 21:06   #67
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
***Marktag, ranek, świątynia Mananna***

- Wybacz moja droga, ale nie było czasu po ciebie iść. Do tego musiałem trzymać na smyczy trzy rozpustnice, aby nie zamieniły hospicjum w swój loszek pieszczot, ciebie mi tam jeszcze brakowało. - mnich delikatnie się uśmiechnął - Co do naszego planu, jesteście dwójką brudnych, niewychowanych, lubieżnych dziwek. Więc łatwiej będzie, abyście tego nie zmieniały i po prostu udawały, że zobaczyłyście światło bogów i poszukujecie odkupienia. - uśmiech Otto zrobił się trochę psotny na to delikatne dźgnięcie w kultystki - Więc grzecznie, cicho i ze skruchą w sercu. Mamy żałobę, pamiętacie? I jeżeli, macie zamiar zapożyczyć z tac ofiarnych, to poczekajcie może trochę. Będziecie oczywistymi podejrzanymi, a mnie się dostanie po uszach za sprowadzenie was.

- No co ty Otto… Jestesmy profesjonalistkami… Nie skusimy się na drobniaki jak jesteśmy na robocie… - Łasica przekrzywiła swoją pobożnie w czepek ubraną głowę jakby była nieco urazona, że kolega posadzą je o taką amatorszczyznę. Burgund też ją wsparła twierdzącym kiwaniem swoim czepkiem. Po czym znów przybrały weselszy ton chociaż nadal starały się nie tracić pobożnej pozy dopasowanej do ich obecnego wyglądu.

- I mówisz brudne, niewychowane, lubieżne dziwki? - powtórzyła określenia użyte przez mnicha z jednym okiem jakby je smakowała albo mielila w myślach.

- Bardzo chętnie. Miło, że ktoś nas wreszcie docenił. A przecież tak się staramy aby zdobyć i utrzymać właściwą reputację. - przyznała prawie z rozczuleniem obdarzając Otto ciepłym spojrzeniem i uśmiechem.

- Tylko mamy na to teraz nieodpowiednie stroje. No ale jesteśmy na robocie. - Burgund wsparła ją ponownie w tej rozmowie w pełni się z nią zgadzając.

- No niestety to prawda. Ale mówię wam, że jak następnym razem dorwe Fabi to jej wsadzę co tylko znajdę największego tak głęboko jak tylko dam radę. Dobra Burgund to zbieraj swój zgrabny kuper w troki i mów co widziałaś wczoraj. - liderka wężowych kultystek powoli kończyła te przyjemnie lubieżne tematy i szykowała się na bardziej służbowe.

- Byłam tu wczoraj na oku. Widziałam zmianę warty. Ci czarni rycerze od Morra. Dwóch przyszło do środka a dwóch innych wyszło. Więc myślę, że czegoś pilnują, pewnie tego skarbu. - Druga z łotrzyc też wróciła tematem do tego zadania jakie czekało na nich wewnątrz świątyni i wspomniała jak jej wczoraj poszło rozpoznanie obiektu przed akcją. Popatrzyły pytająco na kolegę czy jest gotów już ruszać do środka.

- Lub zwłok kogoś istotnego. Tak czy inaczej warto zajrzeć. - Otto rozejrzał się - Więc, jesteście gotowe wrócić na prawowitą drogę jasności i odkupienia? Odrzucić doczesne przyjemności i wejść w życie pełne modlitw, nudy i niewygodnych ubrań?

- Nikt istotny ostatnio chyba nie umarł. Ogłaszaliby w Festag na mszy a jak kopnął by w kalendarz po to biliby w dzwony, ogłaszali i takie tam. Poza tym katafalk stoi za głównym budynkiem. - Burgund chyba nie do końca wykluczała alternatywy o jakiej mówił kolega ale zachowała sporą dozę sceptycyzmu.

- Odrzucić doczesne przyjemności, klęczeć w modlitwie a nie dla ciekawszych rzeczy i jeszcze nosić nudne, niewygodne ubrania? - Łasica wymieniła to jednym tchem upewniając się, że mówią o tym samym. Po czym cierpiętniczo wzniosła głowę ku porannemu niebu.

- Nie kracz Otto. Widzisz jak my się poświęcamy dla sprawy i rodziny? Przez co musimy przechodzić? Jak się nas tu traktuje? - zapytała zbolałym tonem skargi. Chociaż pod tym dało się wyczuć sporą dawkę świadomej autoironii.

- Dobra chodźmy już. Otto musi zasuwać do swojej roboty i nie ma całego dnia. A my im szybciej się wyrobimy tym szybciej będziemy mogły z kimś poswawolić. - Burgund uśmiechnęła się pod nosem, trzepnęła w ramię kamratki i dała znać aby ruszać do świątyni. Obie złożyły skromnie dłonie na podołkach i przyjęły skruszone miny żałujących za grzechy pokutnic.

- I tak będzie lepiej, rodzina zabiera trójkę bardziej kłopotliwych, czwarty dogorywa u Sigismundusa, a ostatni jest na razie dość spokojny. - Otto zaczął prowadzić dziewoje do Ojca Absaloma. Kiedy znalazł wysokiego kapłana.
- Bądź pochwalony, czcigodny ojcze. - skłonił głowę oddając szacunek starszemu kapłanowi - Te, oto dwie niewiasty, są tymi, o których mówiłem. Są gotowe oddać się pod twoją opiekę i opiekę świątyni. - kto wie, może te dwie obudzą w kapłanie głody, których dawno nie czuł.

Obie kultystki pokiwały zgodnie głowami na wieści o trójce nowych kandydatów to ich zboru. Łasica wspomniała cicho po drodze przez dziedziniec świątynny, że Soria i Pirora zapowiadały tą wczorajszą trójkę bardzo obiecująco no to była ich ciekawa. No i Burgund widocznie też. Ale już wchodzili do domu bożego to trzeba było zachować pozory. Jeszcze bardziej gdy stanęli na zapleczu świątyni przed surowym, obliczem rosłego kapłana.

Ten zaś odparł na ich przywitanie, wysłuchał Otto i mierzył uważnym spojrzeniem obie grzesznice. Te pokornie spuściły wzrok, skromnie złożyły dłonie na podołku i w milczeniu czekały na decyzję i słowa kapłana. On jednak nie sprawiał wrażenia, że obudziły w nim jakiś głód. Raczej jakby stanęły przed nim istoty wyraźnie gorszego gatunku. Paskudy jakie z trudem znosił w swojej obecności. A gdy już się przyjrzał odezwał się wreszcie nie tracąc swojego surowego tonu i spojrzenia.
- Jak się nazywacie? - zaczął od czegoś oczywistego.
- Ja jestem Martina a to jest Pola. - odparła szybko Łasica przyjmując pokorny, gotowy do współpracy ton.
- Jesteście ladacznicami? - zapytał kapłan pomny co mu wczoraj młody mnich mówił. Obie spojrzały na siebie jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, Burgund lekko pokiwała głową i Łasica zwróciła się do ojca twierdząco kiwając głową. Temu usta zacisnęły się w wąską kreskę i miał minę jakby zastanawiał się czy już je stąd przegnać czy jeszcze dać im szanse. Ostatecznie zdecydował się na to drugie.
- Od dawna? - zapytał i po chwili ciszy znów ujrzał dwa potwierdzające kiwnięcia głowami w prostych, skromnych czepkach.
- Kiedy ostatni raz byłyście w świątyni? Tej lub innej? - zapytał robiąc palcem krąg dookoła komnaty.
- W zeszły Festag czcigodny ojcze. Na pogrzebie naszej księżnej - matki. - odparła szybko Łasica co akurat było zgodne z prawdą bo sam je wtedy Otto widział na mszy i po.
- A wcześniej? - kapłan kontynuował to przesłuchanie nie zmieniając wyrazu twarzy. Nastała dłuższa chwila milczenia jakby obie musiały sobie przypomnieć.
- Dawno… Ale jeszcze w tym roku… - wyszeptała Łasica jakby z obawą przed taką odpowiedzią. Kapłan zasznurował usta i milczał chwilę.
- A u spowiedzi? - zapytał jeszcze o coś podobnego.
- Na początku roku ojcze. - odparła cicho skruszona grzesznica. Kapłan pokręcił głową aby dać znać, że nie podoba mu się to co słyszy.
- To raz na pański rok przychodzicie do domu bożego to co się nagle stało, że teraz wam się droga przypomniała? - zapytał cierpkim tonem nie ukrywając, że nieco trudno mu tak po prostu uwierzyć w nagłe nawrócenie obu grzesznic.

- To przez naszą księżną - matkę. Znaczy chciałam powiedzieć dzięki niej! Bo ona była niegdyś naszą patronką i wzorem do naśladowania. Ale potem zbłądziłyśmy i zaczęłyśmy się łajda… eee… znaczy zeszłyśmy na złą drogę. Jak jednak dowiedziałyśmy się o jej śmierci to tak jakby nasza opiekunka umarła. Płakałyśmy rzewnymi łzami. I ja mówię do Poli, że trzeba z tym skończyć bo nasza patronka by tego chciała. I poszłyśmy w Festag oddać jej ostatni hołd. A tam tyle ludzi! I ci wszyscy dobre ludzie też przyszli ostatni raz pokłonić się swojej pani. To mówię do Poli, że taka jest kolej rzeczy. Widocznie księżna była dobra dla tych wszystkich ludzi. Więc my chciałyśmy jej służyć, oddać cześć i jakoś odwdzięczyć się za jej dobroć. Podziękować ojcu i wszystkim braciom i siostrom za ten trud i opiekę skoro już naszej patronce nie możemy. I widziałyśmy urnę w Festag to przyszłyśmy tutaj bo mi się wydawało, że to będzie najodpowiedniejsze aby być tutaj gdzie były jej prochy. - Łasica pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź i mówiła tym razem z przejęciem i pełnym przekonaniem. Podobnie jak to pewnie się by mogła wypowiadać niepiśmienna dziewczyna z ulicy która na nowo odkryła wiarę i powołanie. Wszystko to sprawiło, że i kapłan pokiwał głową ale minę dalej miał marsową.

- Dobrze. Ja zaraz zaczynam mszę. Jeśli chcecie odpokutować za swoje niegodne, łajdackie życie to zapraszam ma mszę. I do spowiedzi po niej. - odpowiedział podejmując decyzję. Po czym wymownym spojrzeniem sięgnął po togę liturgiczną. Obie skruszone grzesznice wymamrotały grzeczne podziękowanie za tą łaskę, dygnęły jak przed wielkim panem po czym drobiąc kroczkami wyszły na korytarz. Gdy Absalon został sam z Otto zwrócił się do niego ubierając ową togę kapłańską.
- Nie wierzę w takie nagłe nawrócenia. Słomiany zapał albo inny powód. Ale kto wie? Niech zostaną na mszy. Zobaczymy na ile im wystarczy wiary i zapału. Dobrze, że je tu skierowałeś. Nawet takie ladaco zasługuje na drugą szansę. - skomentował swoje wnioski z tej rozmowy z obiema młodszymi od siebie kobietami.
- Dziękuję, że dajesz im szansę ojcze. Tak jak powiedziałeś, każdy zasługuje na kolejną szansę na drodze życia. Obawiam się, że nie mogą pozostać na mszy, w hospicjum dużo się działo ostatnio i ciągle potrzebna jest każda para rąk. - mnich ponownie się skłonił kapłanowi i opuścił zaplecze, na zewnątrz zobaczył obie kultystki - I jak? Cieszycie się z tej szansy?
- Jak nie mogą poświęcić czasu na modlitwę i pokorę w świątyni to kiepska ta ich skrucha. - odparł oschle kapłan Absalon ale nie wstrzymywał młodszego jednookiego ani nie czynił mu wymówek. Ten zostawił go na przygotowaniach do odprawienia jutrzni. Zaś na zewnątrz spotkał obie koleżanki. Te dalej nie wychodziły z roli bogobojnych niewiast ale oczka śmiały im się wesoło.
- Oczywiście bracie. Bardzo dziękujemy za tą wspaniałą szansę. Bardzo chętnię bym przyjęła każdą pokutę od takiego rosłego i krzepkiego kapłana. Zwłaszcza jak wygląda na stanowczego i surowego. I nie śmiałabym mu czegokolwiek odmówić. No ale nie wiem czy czcigodny byłby zainteresowany takimi grzesznymi rzeczami. - Łasica szepnęła cicho i wyraźnie kpiąco jakby dostrzegła w rosłym kapłanie całkiem obiecujący potencjał. Ale taki na ich własną modłę. Bo ten nie zachowywał się jakby był zainteresowany “takimi rzeczami”.
- No ja też. Ale na razie to jesteśmy na robocie to nie możemy wychodzić z roli. Trzeba poklęczeć tak na nudno, w ubraniach i bez niczego ciepłego w ustach albo pejcza na plecach. Szkoda. Ale trudno. Robota to robota. - Burgund nieco rozżalona poparła siostrę ale obie liczyły się z tym, że nie wszystko, nie zawsze i nie ze wszystkimi może być takie przyjemne jak to one by chciały.
- Powodzenia, uważajcie jednak, nie podejrzewa was, ale na pewno w pełni wam też nie wierzy. Ja idę do hospicjum, może kolejnego kolegę uda się wyciągnąć. - Otto uściskał obie kobiety i ruszył do miejsca pracy.
- Dobrze, idź. Jakbyś tam potrzebował jakiejś pomocy z zamkami albo szukał chętnych grzesznic na oprowadzane wycieczki to daj znać. Nie tylko jakieś tam damulki z wyższych sfer umieją ściągać majtki i się ładnie bawić. - szepnęła mu na ucho Łasica gdy się żegnali. Burgund pokiwała głową w rezolutny sposób no i obie ruszyły bogobojnie w kierunku nawy aby wziąć udział w pierwszej tego dnia mszy.

***Hospicjum.***

Otto nawet cieszył postęp napraw w hospicjum. To miejsce okazało się o wiele, lepszym źródłem wiedzy niż się spodziewał.
Przywitał przeora kiedy go zobaczył.
- Witaj, witaj. Nie ma o czym mówić, szlachcianki na prawdę się napaliły na taką nową służbę. Mam nadzieję, że nie będą nich nadużywać. - mnich pokręcił głową - Empatia czasem jest tylko na pokaz.

- Nadużywać mówisz? - starszy mężczyzna zastanowił się nad słowami młodszego. Złożył dłonie i oparł na nich brodę. - No nie wiem kto tam miałby kogo nadużywać. Thorn to zwykły bandzior. Prostak. Aż się dziwię, że się na niego zdecydowały. Ale raczej to on by mógł im zrobić krzywdę a nie na odwrót. Annika to samo. A Marisa może łagodna. Zazwyczaj. Ale sam widziałeś co wyrabiała w ostatni Festag. - przeor nadal wydawał się mieć wątpliwości. Znów chwilę bębnił kciukami o swoją brodę trawiąc to w myślach.

- A znasz jakoś te szlachcianki? Myślisz, że to chwilowa zachcianka? Czy to tak na dłużej by wzięły kogoś na służbę. - zastanowił się nad czym innym z tego co mówił jednooki.

- Jestem jedynie zwykłym, prostym mnichem. Gdzie mnie do tak znamienitych kobiet. Spotkałem je podczas i po mszy pożegnalnej księżnej. Rozpoznały, że jestem z hospicjum i zagadały do mnie. Może nagłe przypomnienie o ich śmiertelności ruszyło ich sumienia. - Otto wzruszył ramionami - Można mieć nadzieję, że to dłuższa inwestycja.

- Ah tak… No trochę szkoda, że nie masz jakichś większych znajomości z takimi jak one. Jak widzisz przydają się. - westchnął nieco z żalem jakby przez chwilę miał nadzieję, że może by się otworzyła jakaś furtka do stabilniejszego kontaktu i datków od możnych tego miasta.

- Ale dobrze, że chociaż te zwróciły na ciebie uwagę i je skierowałeś do nas. Dobra robota. Jakby jeszcze coś chciały albo ktoś tam od nich z pękatym mieszkiem to też zapraszaj śmiało do nas. Nic nie tracimy, najwyżej pochodzi, poogląda, powspółczuje i nic nie zostawi. Ale jak już przyjdą to zawsze coś zostawiają chociaż symbolicznie bo nie wypada odejść i nic nie dać na jałmużnę. - pokiwał znów głową na znak, że jest całkiem zadowolony z wczorajszej wizyty błękitnokrwistych panienek. Zwłaszcza takiej zakończonej tak szczodrymi datkami.

- I po mszy mówisz? To tam kręć się po następnej. Przypomnij się. Może cię komuś przedstawią i jakoś się to rozkręci. Zobaczymy. Przydałoby nam się więcej takich sponsorów. Sam widzisz jak na wszystkim musimy oszczędzać. - rozłożył ręce ogarniając swój gabinet ale pewnie mu chodziło o cały przybytek.

- I oby naszym szczodrym dobrodziejkom nie przeszedł ten chwilowy kaprys tak prędko. Mielibyśmy trzy owieczki mniej do pilnowania i karmienia. Spełnili dobry uczynek. Tylko gdyby chodziło o kogoś spokojniejszego to bym się nie wahał. Ale akurat z tą trójką to sam wiesz jak jest. Przydałoby się jakoś zabezpieczyć gdyby wyszła z tego jakaś afera. - przeor ogólnie wydawał się być zadowolony, że może zmniejszyć swoją trzódkę o trzy owieczki ale jednak chodziło o trzy czarne owce i to na salonach z dobrymi i drogimi nazwiskami to wciąż się obawiał czy nie będą z tego jakieś kłopoty.

- Jestem pewny, że będą w stanie zająć się sobą. Do tego nie wciskaliśmy im ich na siłę, a każdy wie jakiego typu pacjentów mamy. Postaram się nam poszukać nowych sponsorów. - zapewnił Otto - Zrobię obchód i zobaczę, gdzie najbardziej się przydam.

- No tak, tak… To prawda… W końcu same do nas przyjechały. Nikt im nie kazał. - przeor pokiwał głowa i rozmyślał na te mało proste tematy szukając natchnienia w suficie.

- Dobrze, napiszę im list. Opis. Zalecenia. Tak, tak właśnie zrobię. Na wszelki wypadek. Gdyby te nasze ladaco odstawiły jakiś nieprzyjemny numer i ktoś do nas przyjechał z pretensjami… - zdecydował w końcu i to go chyba uspokoiło bo znów wrócił do znacznie szybszego sposobu mówienia.

- A ty im powiedz, że gdyby im się ich kaprys znudził to zawsze mogą je do nas odstawić. Ludzie zwykle są nieco mniej nerwowi i pretensjonalni gdy mają jakieś rezerwowe wyjście. Aha i tych nicponi upomnij. Że mają się zachowywać jak należy i dobrym panienkom nie sprawiać kłopotów bo jak je zdenerwują to znów wrócą do nas. A ja już ich tu przywitam jak należy w podziękowaniu za kłopoty jakie na nas ściągnęli. A jak bardzo napsocą to mogą już trafić przed oblicze sądu a nie do nas. Wtedy to już nie będzie nasza sprawa. Oby. Mogą nas wtedy jednak wezwać mimo wszystko. - pokręcił głową jakby nie do końca był przekonany czy wszystko pójdzie gładko i bez kłopotów z tą wymianą ale ostatecznie zdecydował się spróbować. Dał znać młodemu mnichowi, że może odejść.

Otto skinął głową przełożonemu i ruszył na obchód. Cieszyło go, że dzisiaj był nawet spokojnie. Cieszyło go bardziej, że Thorn był dokładnie zamknięy w celi.
- Kiedyś mi podziękujesz! - rzucił do niego kiedy mijał jego celę i został obrzucony każdą możliwą groźbą pod niebiem. Ciekawił go stan Georga tego dnia, to ostatni z pacjentów, który słyszał siostry i ciągle pozostanie w hospicjum, więc musi mu się przypatrzeć.

George wydawał się być przeciwieństwem Thorna. Dzisiejszego, targowego dnia było to zwłaszcza widoczne. Bo tego pierwszego to chyba tylko solidne drzwi jednoosobowej celi powstrzymywały przed zrobieniem krzywdy jednookiemu mnichowi. A ten drugi przywitał go łagodnym uśmiechem nieszkodliwego idioty. Bracia powiedzieli mu, że jest na stołówce. Rzeczywiście tak było. Zastał go z miotłą i wiadrem jak zmywał podłogę. Większość szkód od ostatniego Festag udało się naprawić lub chociaż sprawić aby aż tak nie rzucały się w oczy. Kuchnia sądząc po zapachach i odgłosach pracowała nad sporządzeniem głównego posiłku dnia. I co jakiś czas widać było któregoś z braci jak zerkał na stołówkę i zapewne też na pacjenta z obandażowaną głową. Ten widocznie wciąż nosił ślady po ostatniej awanturze skoro miał ten bandaż na głowie. Ale sam wydawał się nie zwracać na to większej uwagi. Chociaż na bandażu była plama, akurat na środku czoła pacjenta. On sam przywitał się z mnichem pogodnie i łagodnie po czym bez pośpiechu wodził owiniętą mokrą szmatą miotłą po podłodze. W tym tempie to raczej postęp prac był dość symboliczny i raczej nie było z niego takiego pożytku jak z Mariki która naprawdę potrafiła zrobić pranie czy wysprzątać schody albo korytarz. No ale miał jakieś zajęcie, coś jednak pomagał chociaż tyle co małe dziecko dorosłym no i nie był tak agresywny jak Annika czy Thorne.

Mnich uśmiechnął się do pacjenta.
- Jak się dziś czujesz George?
- Dobrze. Głowa mnie trochę boli. Ale jak nie ruszam się szybko to jest dobrze. I trochę zmęczony jestem. Nie spałem zbyt dobrze. Często ostatnio nie śpię zbyt dobrze. Ale staram się pomagać. Tak jak Marika. Poprosiła mnie abym pomógł jej rozwiesić pranie to jej pomogłem. Jest bardzo miła. Nie wiem dlaczego brat Albert mówił, że to wredna suka. Dla mnie była bardzo miła. A potem brat Albert powiedział, żebym posprzątał tutaj. To sprzątam. - George zachowywał się spokojnie i mówił bez większego zastanowienia. Zupełnie jak małe dziecko jak się je o coś zapyta a ono plecie co mu ślina na język przyniesie. Na koniec wskazał na swoje wiadro i miotłe jakich używał do zmywania i na dowód na to, że pomaga znów zamoczył miotłę i zaczął bez pośpiechu zamiatać kolejny fragment podłogi.

- To dobrze. Wiesz, chyba trzeba zmienić ci opatrunek. Poczekaj tu chwilę. - Otto ruszył zabrać nowy bandaż. Miał cichą myśl z tyłu głowy, ale miał nadzieję, że się mylił. Jeżeli będzie miał rację, będzie musiał wyciągnąć go z tąd szybciej niż uważał. Wrócił po chwili i posadził Georga spokojnie na jednym z krzeseł i delikatnie zaczął zdejmować mu opatrunek.

W przeciwieństwie do Thorna jaki dzisiaj był w humorze jakby najchętniej zamordował jednookiego mnicha albo chociaż spuścił mu solidny łomot to George był łagodny jak baranek. I pełen dobrej woli do współpracy. Jak go Otto zostawił w stołówce przy zmywaniu a potem wrócił to ten nadal ją zmywał swoim flegmatycznym tempem. Może stół czy dwa dalej. Więc na miano najwydajniejszego pracownika z miotłą to pewnie by nie zasłużył. Ale chociaż nie sprawiał kłopotów. Jak go Otto poprosił to ten usiadł na ławie, dał sobie zdjąć stary opatrunek.

Pod nim ukazało się czoło, z jednej strony nadal posiniaczone. I pod włosami, na potylicy tam gdzie w Festag ktoś go rzucił taboretem, też było widać i czuć spory krwiak. Wcześniej opatrywał go kto inny to jednooki nie był pewien czy to teraz jest lepiej czy niekoniecznie. No i jeszcze na czole pacjenta było widoczne zadrapanie. Niezbyt poważne. Ale siniak dookoła układał się w okrągłą plamę wielkości kciuka czy dwóch. I nieco sączyła się z tego krew jaka musiała wcześniej przesiąknąć przez bandaż powodując ową plamę jaką zauważył wcześniej na starym opatrunku.

Otto delikatnie odetchnął. Jeżeli pacjenci zaczynają być dotknięci przez siostry, mutacje mogłyby się pojawiać. Na szczęście George nie został jeszcze uraczony darem od Tzeentcha. Mnich delikatnie przemył ranę pacjenta i zaczął na nowo nakładać świeży opatrunek i bandaż.

- Myślę, że Marisa jest bardzo ładna. Powiedziała, że lubi pająki. I, że kiedyś będzie mieć własne tylko takie duże. Nie wiedziałem, że są takie duże. Ale znalazłem jednego i jej dałem. Bardzo się ucieszyła. I słyszałem, że brat Otto chodzi z trzema szlachciankami. Też podobno bardzo ładne. Ja widziałem ich przez chwilę ale nie zwracałem uwagi bo musiałem naprawić stołek. Trudno mi było dopasować nogę bo tam otwór był trochę inny. Ale brat Maurycy mi pomógł i zeszlifował trochę tą nogę to potem weszła. - podczas tych zabiegów chyba nieco znudzony George znów zaczął paplać w swoim nieco dziecięcym stylu. W końcu mnichowi udało się założyć opatrunek więc znów pacjent wyglądał jakby miał solidną, grubą, białą krechę na górnej połowie głowy.

- Wybacz, że nie zapoznałem cię z naszymi gośćmi. Panie, chciały bardzo spotkać Marisę, do tego jeszcze zobaczyły Annikę i Thorna. - ujął spokojnie mężczyznę i pomógł mu wstać, upewniając się, że opatrunek się nie zsuwa - Ta trójka, wkrótce opuści hospicjum. Szlachetne panie znajdą dla nich zajęcie w swoich domach.

- No tak, to oczywiste. - odparł George z pełną powagą na jaką czasem zdarzało się zdobywać dzieciom gdy wydawało im się, że mówią o śmiertelnie poważnych rzeczach. Ale słuchający ich dorośli nie zawsze podzielali to zdanie i często wówczas dochodziło do komicznych słów jakie stawały się potem zarzewiem zabawnych anegdotek.

- Ta pani z warkoczykami też lubi pająki i jest opleciona ich nićmi. A ta czarna wyda na świat niezwykły owoc. Tak mi się śniło ostatniej nocy. I Marisa bardzo je lubi. Mówiła, że były dla niej bardzo miłe i dobre. Dały jej bardzo ładny prezent ale mówiła, że przy braciach nie może mi pokazać. Powiedziałem, jej, że to nie szkodzi. A Thorne dzisiaj był bardzo zły. Chyba jest samotny i tęskni za jakąś panią. Zwyzywał mnie. Przestraszyłem się. A potem sprzątałem w lazarecie. Widziałem Annika. Ona jest zimna. Zimno patrzy. Chyba, że jest gorąca. Ale wtedy wszystkich bije i głośno krzyczy. Bo ona szuka kamienia. Takiego dużego. W lesie. Ale tu go nie znajdzie bo jest tutaj. Powiedziała, że wkrótce stąd wyjdzie i będzie robić co chciała bo teraz będzie mieć zniewoloną panią. Znaczy nie słowami tak powiedziała ale ja to wiem. Wiem różne rzeczy. Tylko mi się mieszają i mylą. Męczą mnie. Wolałbym tego wszystkiego nie wiedzieć i nie słyszeć, nie śnić, w dzień i w nocy. To skomplikowane. Za trudne. Dużo rzeczy. Zwariować można. To ja wracam do sprzątania bo obiecałem, że posprzątam podłogę. - jak się raz ulało z tą paplaniną no George gadał i gadał bez zająknięcia i zastanowienia. Co mu ślina na język przyniosła. Skakał po tych tematach i osobach bez ładu i składu, że trudno było się w tym wszystkim połapać co usłyszał, co widział, co mu się zdawało, co jest jego przemyśleniami albo mu się przyśniło czy zwyczajnie fantazjował.
- Też chciałbyś opuścić to miejsce, George? - postanowił trochę potrącać jego dziecięcą paplaninę. Jego wgląd w duszę innych była ciekawym aspektem szaleństwa.
- Mnie tu dobrze. Ale i tak opuszczę to miejsce. Gdy będzie do tego odpowiedni czas i światło mnie wezwie do siebie. - odparł z łagodnym uśmiechem i wziął ponownie trzonek miotły w swoje ręce i zaczął zmywać podłogę.
Otto kiwnął głową, postanowił pozostawić na tym sprawę.
- Oczywiście, nie będę ci przeszkadzał. Miłej pracy. - mnich opuścił pacjenta i ruszył na dalszy obchód.


*** Apteka Sigismundusa***


Po pracy w hospicjum Otto odwiedził Nurglitów.
Cieszyło go, że Wyrocznia przetłumaczyła na reszcie zwój, jednak kiedy zobaczył roszczeniowość aptekarza spojrzał na niego srogo.
- Pohamuj się, bracie. Dar Oster jest częścią planu Sióstr i naszych Patronów. Nie twoim prywatnym projektem, jak Loszka. Jeżeli Merga uważa, że musi pokazać całemu zborowi zawartość zwoju, to musi być coś istotnego. - mnich wypuścił powoli powietrze, aby się uspokoić - Jeżeli chcesz, mam informacje, które mogą cię zainteresować. Jeden z moich pacjentów, chyba wskazał potencjalną dawczynie łona, dla tych przepięknych jaj.

Aptekarz skrzwyił się, kręcił na boki główą, mamrotał, że wie i tak dalej, wszystkie te argumenty jakimi zarzucił go młodszy kolega znał i zapewne gdzieś do jego światłej logiki trafiały one do przekonania ale jego żądza wiedzy i wiary gnała go naprzód i bardzo żywiołowo reagował na wszelkie przeszkody i opóźnienia. Nawet jeśli pochodziły od wyroczni ze złotymi oczami i fioletowymi rogami jakie tak wielkie wrażenie robiły na Lilly a i sama Merga cieszyła się uznanym autorytetem w zborze jaką do tej pory miał tylko Starszy. Więc Sigismundus chociaż przyjął jej wolę do wiadomości i ją mimo wszystko zaakceptował to jednak z widoczną niechęcią i trudem. Dopiero ostatnia wiadomość młodzieńca wyrwała go z tej otchłani zniecierpliwienia, goryczy i przygnębienia. Zbystrzał jak hart który niespodziewanie tuż obok wyczuł świeżą krew łownego zwierza.

- O! Taakk? Masz ją? O! A kto to? Znasz ją? Bo ten twój zdechlak to mamrotał coś, że ma być bladolica i królewskiej krwi czy coś takiego. No mówiłem ci przecież, bladolice no to jeszcze jakąś bym znalazł ale z tą krwią to no chyba coś pomieszał.- zawołał podekscytowany grubas aż mu się oczka zaświeciły ale i tak zdążył wyrzucić z siebie szybko swoje wcześniejsze wątpliwości co do majaków Vigo. Strupas też przyszedł zwabiony głosami, pozdrowił Otto skinieniem swojej brzydkiej głowy ale stanął obok i ciekawie przysłuchiwał się rozmowie.

- Jeżeli dobrze go interpretuje. Fabienne von Mannlieb. Wczoraj Pirora, Fabienne i Lady Soria odwiedziły hospicjum. Pacjent dotknięty przez Vestę, jest najwyraźniej w stanie spojrzeć w duszę i los tego kogo widzi. Określił, że "Ta czarna", Fabienne ma czarne włosy "wyda na świat niezwykły owoc". Brzmi obiecująco.

- Aha… Ciekawe, ciekawe… A kto to do cholery jest Fabienne von Mannlieb? - aptekarz słuchał chciwie słów młodego mnicha i kiwał swoją byczą głową. Wydawało się, że połyka te słowa w całości. Ale na sam koniec zapytał o nazwisko które widocznie nie było mu znane.

- To ta od tego grubasa Pirory. Tego kupca sukiennego co im dostarcza stroje do teatru. Byli u nas na zborze raz czy dwa. Pod koniec zimy jak uwolniliśmy Mergę. On taki grubas jak nasz Karlik, ta jego krawcowa miała takie dwukolorowe włosy a ta druga czarne. Ona jest Bretonką, tylko się odezwie to od razu słychać. - tym razem ożywił się garbus i szybko przypomniał koledze gdzie i kiedy mógł ją widzieć. Ten w miarę jak słuchał zaczynał wolniej kiwać głową na znak, że zaczyna kojarzyć o kogo chodzi.

- A tak… Teraz sobie przypominam… No tak, byli… Tylko mieli maski. No i niezbyt mi sie wydali ciekawi. Przekładają się tylko z ladacznicami Łasicy to niezbyt mnie interesowali… Ale no tak, tak, teraz pamiętam, była jedna czarna. A ona jest bladolica? I królewskiej krwi? - aptekarz w miarę jak sobie uzmysławiał o kogo chodzi to i wracała mu pewność siebie. Popatrzył pytająco na kolegów.

- No bladolica to nie wiem… One to się pudrują to trudno powiedzieć. Ale jest szlachcianką no to nie wystarczy? - tym razem garbus co też raczej i w wzajemnością nie przepadał za grupą kultystek Węża też stracił rezon nie będąc tego taki pewny. Więc obaj popatrzyli pytająco na Otto.

- Powiedziałbym, że pasuje z bladolicością. Co do królewskości… to Bretonka, nie wiem jak wygląda bliskość ich szlachty z rodem, królewskim, ale pewnie ktoś, kiedyś, gdzieś się wymieszał. Może wystarczyć. Trzeba będzie przedstawić sytuację na zborze. Fabianne nie jest częścią naszej rodziny, ona i ten Grubson to nie zrzeszeni Slaaneshyci. Jest jednak obecnie, zabawką Sorii, córki Soren i chempionki Slaanesh więc, jej będzie musieli sprzedać pomysł zaaplikowania jej własności robali Nurgla.

- Ale po co pytać? Na pewno się nie zgodzi. Tak jak Łasica. One wszystkie są oporne. Ale sam słyszałeś, wola bogów. Nie ma co z tym dyskutować. Z tą Fabienne trzeba się rozmówić i to tak aby się zgodziła. A reszcie nic do tego. Zresztą! I tak szukamy łon do zarobaczenia to nawet jakby się nie okazała wyjątkowa to też będziemy do przodu. - aptekarz uśmiechnął się jowialnie do młodego mnicha ale widocznie po swoich kłótniach z Łasicą na ostatnim zborze na ten temat jego wiara w namówienie koleżanek do współpracy mocno podupadła. Ale owa Fabienne należała do grupy Grubsona a nie ich więc niejako była trochę z sąsiedniej bajki. Nawet jeśli prywatnie sporo i regularnie przystawała z ich kultystkami. Miłośnik eksperymentów więc wolał porozmawiać z samą zainteresowaną skoro chodziło o jej łono i nie mieszać w to jej koleżanek czy reszty zboru.

Otto pokręcił głową w dezaprobacie.
- Nie gramy tu w Wielką Grę, Sigismundusie Naszą misją, jest doprowadznie do powrotu sióstr. Cały zbór, Wojownicy Boga Krwi, Mędrcy Pana Zmian, Dewianci Węża i Nosiciele Chorób Ojczulka, musi działać razem, a nie przeciwko sobie. - mnich westchnął - Jeżeli jednak, to cię nie przekonuje. Soria jest córką jednej z czterech sióstr, wywyższonym championem. Sądzisz, że przeżyjesz jej gniew?

Wiara Sigismundusa musiała być wielka albo niezbyt sobie cenił Sorię jaka co prawda była piękną i elegancką damą ale wydawała się pozornie kolejną kultystką Węża pokroju Pirory. Ot, kolejna szlachcianka o hedonistycznym charakterze, zblazowana i znudzona jaką bawią tylko kolejne intrygi, bale, stroje i romanse. Ale można było to zrozumieć bo na zborach i spotkaniach w jakich uczestniczyła Herold Soren nie zdradzała jakichś nadzwyczajnych umiejętności jak choćby wówczas przy Wrakowisku gdzie bez trudy przybrała swoją dziewczęcą formę przechodząc z wężowej syreny. Więc zapewne nie wydawała się Sigismudusowi jakoś bardzo groźną przeciwniczką.

- Ja słyszałem, że ona umie się zmieniać w coś większego. Podsłuchałem ja te ladacznice mówiły jak wróciły z tym ich ołtarzem. No i podobno nie jest człowiekiem. Nie tak jak my. - Strupas za to jako urodzony żebrak i bezdomny wychowany na ulicy też nie był świadkiem tego wszystkiego ale miał sporą dozę instynktu samozachowawczego i jakimś pradawnym istotom wolał się nie narażać. Nawet jeśli pozornie wyglądały na kolejne, nudne hedonistki zajęte tylko przyjemnościami alkowy. Po namyśle aptekarz pokiwał wolno głową.

- No dobra. Niech ci będzie. Uważam, że to strata czasu bo wystarczyłoby ją zapłodnić i poczekać co z tego wyjdzie. Ale dobra, niech ci będzie. Ich jest więcej to zobaczysz, że zaczną się drzeć, narobią larum, strzelą fochem, poruszą cyckami i kuprami i będzie tak jak one chcą. Wszyscy się na to nabierają i im ustępują. Dlatego się tak panoszą i rozrastają jak czyrak. - aptekarz ostatecznie zgodził się poczekać z wszelkimi manewrami względem bladolicej Bretonki do spotkania ze zborem. Albo chociaż Sorią i Starszym. Wyglądało jednak na to, że niezbyt wierzy w ich zgodę na użycie Fabienne do takiego szlachetnego eksperymentu jaki chętnie by przeprowadził.

- Jak same nie chcą to by mogły chociaż jakieś zastępstwo znaleźć. Przecież my nie robimy tego dla siebie. Tylko dla całego miasta i zboru. Sam mistrz mówił, że to mamy wypuścić na balu czy czymś takim, żeby rozlać błogosławieństwa po tych tłustych, bogatych, nażartych ryjach jakie się pasą na naszym głodzie i krzywdzie. - garbus był mniej stanowczy ale widocznie też miał żal do koleżanek, że nijak nie wspierają ich w tym wysiłku roznoszenia błogosławieństwa Oster.

- No koledzy, a jak wy się przykładacie do szerzenia prawd Soren? Nie widziałem, abyście chodzili i rozlewali krew ku uciesze Khorna. Nie spodziewajcie się od innych, czego sami nie robicie. - mnich ponownie westchnął - Biedny Vigo, odszedł nie mogąc zobaczyć własnymi oczami piękna, które przepowiedział. Moglibyśmy przygotować go do pochówku… zastanawiam się, czy jeżeli jego ciało ciągle jest legowiskiem dla chorób Ojczulka, to czy pochowanie go w mało… szczelny sposób, mogłoby zakazić ziemię, ale wody gruntowe.

- Nas nie interesują takie wyuzdane zabawy jak one to robią non stop. - Strupas pozwolił sobie na okazanie intelektualnej wyższości nad grupą hedonistycznych kultystek.

- I tym razem chodzi o część planu z balem i tak dalej jaki nam zadał mistrz. A nie o coś co robimy dla tylko swojej przyjemności. - westchnął aptekarz nadal czując się pokrzywdzonym w tej sprawie, zwłaszcza przez ładniejsze i gładsze koleżanki.

- A ciało no mamy wciąż w piwnicy. Myślałem, że będziesz chciał je zabrać do hospicjum aby im pokazać czy coś takiego. - gospodarz machnął ręką jakby stracił nadzieję, że chociaż Otto przekona do swoich racji i zaczął omawiać sprawę pochówku pacjenta jakiego parę dni temu im przywiózł.

- Wody gruntowe to głęboko by kopać. To chyba jeszcze pod kanałami. Można by odkroić coś i wrzucić do którejś studni. Może ktoś coś złapie za błogosławieństwo zanim się zorientują, że woda zatruta. - zaproponował żebrak coś podobnego ale wymagającego o wiele mniejszego wysiłku.

- No ale to zależy od tego czy chcesz zabrać ciało czy nie. Jak trzeba jakiś kwit złożyć to lepiej zabierz aby się ciebie nie czepiali. - dodał życzliwie aptekarz aby kolega z powodu dobrych chęci nie miał jakichś kłopotów.

- Jak wygląda? Jeżeli jego stan mógłby stwierdzić na działania Ojczulka… będziecie musieli go oczyścić. - Otto westchnął - Przyjadę jutro z wozem, aby go przetransportować. - mnich wyglądał na zmęczonego - Pomyślcie o tym w ten sposób, znoszenie tych niedogodności, też jest metodą czczenia Ojczulka. Tak samo jak Nurgle jest panem Plag, Śmierci i Odrodzin. Jest też bogiem przeciwstawiania się trudnościom życia.

- No tak, tak, oczywiście masz rację Otto. Ot po prostu czasem chciałbym aby nasza rodzina patrzyła i traktowała nas nieco łaskawszym okiem. Sam widzisz, te ladacznice co chwila się przechwalają z kim nie skończyły w łóżku a jak trzeba jedną czy dwie skołować na eksperymenty to nagle woda w usta i nie ma tematu. No nic to. Może się uda jakieś skołować na mieście. Albo się odwiedzi naszych podziemnych przyjaciół? Też wzięli jedną tam do siebie nie? Może by się wymienili na coś? Zobaczymy. To nas nie powstrzyma, najwyżej trochę opóźni. Mam nadzieję, że Merga pójdzie po rozum do swojej ślicznie rogatej głowy i nie będzie tych przepisów trzymać w nieskończoność u siebie. - aptekarz machnął ręką zrezygnowany i nieco przygnębiony. Ale wziął się w garść i spróbował spojrzeć na to z jaśniejszej strony, jakby nawet przy braku wsparcia ze strony ladacznic też miał jakieś pomysły jak to obejść.

- A ten Vigo wygląda teraz lepiej niż kiedykolwiek! - zaśmiał się Strupas ze złośliwej uciechy jakby też chciał zmienić temat na jakiś przyjemniejszy. - Bardzo dojrzały! I tchnie słodką wonią rozkładu! Ale jeszcze jak to świeży zdechlak. Na dole chłodno to jeszcze nie zaczął się rozkładać na całego. Możesz go zabrać bez żadnych kłopotów, raczej jak widzieli w jakim jest stanie ci twoi ojczulkowie to nie powinni być zdziwieni. - powiedział radośnie na znak, że jemu samemu taki stan truposza odpowiada no ale rozumiał, że społeczeństwo ma odmienne od niego standardy piękna. I jego zdaniem spokojnie jutro kolega mógł go zabrać i bez wstydu pokazać braciom z hospicjum.

- Dziękuję chłopaki. Pracujcie dalej, a owoce waszych trudów będą dorodniejsze niż sobie wyobrażacie. - Pozostawił dwóch Nurglitów ich pracom i zaczął iść do karczmy na spotkanie z Joachimem. Przy okazji planował następny dzień. Rano będzie musiał zawieść Vigo do hospicjum i załatwić sprawę aktu zgonu. Potem dalsza obserwacja pacjentów, szczególnie Georga. Dar Tzeentcha może okazać się niebywałym źródłem wiedzy. Odwiedzi chyba jeszcze raz Pirorę i Lady Sorię, o ile nie chce działać za plecami Sigismundusa i Strupasa, ale podejrzewał, że może być bardziej dyplomatyczny niż dwójka sług Nurgla. Spojrzał w niebo, przypominając sobie powód przybycia do tego miasta. Tom Prawd, który otworzył oczy jemu i jego braciom, spłonął razem z jego dawnym klasztorem. Jednak jego treści są ciągle gdzieś w mnichu. W jego krwi, kościach, duszy… chociaż nawet pod czułym dotykiem najlepszego kata, nie byłby w stanie ich przywołać. Musiał znaleźć sposób, aby przypomnieć sobie te prawdy i przelać je na papier.

************************************************** ***********

Karczma "Czarny Kogut"


Otto wkroczył wieczorem do karczmy, rozglądając się za Joachimem. Umówili się na spotkanie, więc najwyższa pora do niego doprowadzić. Usiadł naprzeciwko magistra z dwoma kuflami piwa.
- Bracie, miło cię znowu widzieć.

- Dziękuję, mi również, bracie - Joachim postawił przed sobą jeden z kuflów ale na razie nie pił.
- Ostatnio dużo się u nas dzieje, prawda? Byliśmy obaj na…- zawahał się na chwilę, odrobinę speszony - imprezie u Pirory, ale nie mieliśmy okazji porozmawiać. Ja pomogłem odnaleźć Sorię i ołtarz, a tym czym się ostatnio zajmujesz?

- Wiem, że nie partycypowałem za bardzo podczas waszych igraszek na plaży, ale też byłem przy znalezieniu Sorii, bracie. A tak… - Otto wziął głębszy oddech - Pomogłem Sigismundusowi odnaleźć ołtarz Oster razem z jego strażnikiem, darami i zwojami zawierającymi tajną wiedzę, zainicjowałem plan, aby wmieszać Sorie w populację miasta, rozpoznałem piątkę potencjalnych nowych kultystów w hospicjum i razem z Pirorą, Sorią i Fabienne wydostaniemy wkrótce trójkę z nich. - Otto nie przechwalał się tą listą, bardziej starał się wymienić wszystko, żeby nie zanudzać niepotrzebnie rozmowy - A co do imprezy u Pirory… nie sądziłem, że masz tego typu ciągoty.

Joachim rozszerzył oczy, zaskoczony. Wyglądało na to, że Otto ma osiągnięcia nie gorsze od niego, jeśli nie lepsze.
- No to gratulacje, mamy już w takim razie dwa ołtarze z 4, ja teraz zajmuje się odnalezieniem tego mi najbliższego. I mówisz że odnalazłeś aż 3 potencjalnych rekrutów w tym hospicjum? A wiesz, czy mają skłonności do konkretnych z naszych patronów?

Zaś co do moich ciągot….- zawahał się na chwilę, nieco zawstydzony.
- Przyjemności cielesne nie są dla mnie najważniejsze, ale to nie oznacza, że nie mają swoich zastosowań, byłem ciekaw tych praktyk.

- Dobrze jest poszerzać horyzonty. - zapewnił mnich - Co do skłonności. Jedna jest powiązana z Soren. Więc, Pirora i Soria ją przygarną. Druga ewidentnie słyszy Norrę, więc zobaczymy co z nią wyjdzie. Trzeci… może być po prostu zwykłym rozbójnikiem z kłopotami kontroli. Był jeszcze jeden, ale niestety nie żyje, umarł u Sigismundusa. Ten słyszał Oster. Mam jeszcze jednego, od Vesty, ale on ciągle jest w hospicjum. Obserwuje go bo ostatnio miał spokojny dzień.

- Hm, Vesty powiadasz? Chętnie bym się dowiedział o nim coś więcej w takim razie, może nawet spotkał. I jak trudno jest ich wydostać? - Joachim ewidentnie zainteresował się pozyskaniem ewentualnego współwyznawcy.

- Nie, jeżeli sakwę masz większą niż rozsądek. - rzucił Otto - Natomiast wciągać tam magistra… może, by się udało. Musiałbym ustalić to z przeorem.

- Spróbuj namówić przeora bym mnie tam wpuścił, docenię to - odparł dobitnie czarodziej, nie chcąc odpuścić tego tematu.

- Sądzisz, że twoja magia, byłaby w stanie zgłębić umysł dotkniętych szaleństwem? Potrzebuje powodu ponad, "Spotkałem maga, chce poszturchać Georga laską. Płaci". - zaczął Otto - To jest miejsce leczenie, więc muszę go przekonać, że twoja obecność pomoże.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-02-2023, 03:28   #68
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - 2519.07.07; bkt; rano - popołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; ul. Kołodziejów; kamienica Joachima
Czas: 2519.07.07; Backertag; ranek
Warunki: mieszkanie Joachima, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pada deszcz, powiew, ziąb



Joachim



Dzień zaczął się dla Joachima bardzo wcześnie. Spał niespokojnie. Coś mu się śniło. Jak go obudziło pukanie do drzwi to przerwało. Ale może lepiej? To chyba nie był zbyt przyjemny sen. Jakieś mroczne, złowrogie kształty kłębiące się w ciemności. Takie widoczne ledwo kątem oka. A gdy się tam spojrzało nic nie było widać. Jednak gdy wznawiał marsz to znów je wyczuwał. Gdy się znów odwracał to nadal nic nie dostrzegał. Za każdym razem jednak gdy wznawiał marsz to coś było coraz bliżej. Miał wrażenie, że już jest na ostatni skok za nim, tuż przed wybiciem się do skoku aby rzucić mu się na plecy i mu je rozpruć gdy wybudziło go te pukanie. Jak rzucił okiem na okiennice to jeszcze była szarówka przedświtu. Jako, że miał wolny zawód a nie dajmy na to taka regularną pracę jak Otto to mógł sobie pozwolić na większą swobodę w rozpoczynaniu nowego dnia. Dlatego tak wcześnie to raczej nie wstawał. Pukanie ponowiło się. W końcu jak zezwolił to wszedł Gunther.

- Aaron przyszedł. Troche od niego zalatuje. Chyba ma kaca. - oznajmił mu ochroniarz w ramach powitania. Po tym jak się gospodarz przygotował na to spotkanie to rzeczywiście okazało się, że to były szary magister. Chyba rozczochrany bardziej niż zwykle.

- O jesteś. Dobrze. Szukałem cię. - powiedział nieco roztargnionym tonem ale szybko chwycił za kubek podany przez Svena i wypił go duszkiem. W spojrzeniu służacego było sporo sceptycyzmu co do widoku postaci jaka wyglądała niewiele lepiej jak jakiś żebrak. Mniej śmierdziała ale jednak zalatywało od niej winem i w całości nie wyglądała zbyt świeżo. Aaron jednak dał znać, że chce pogadać i poczekał aż Joachim załatwi im warunki do dyskretnej rozmowy. Wtedy dopiero jak zostali sami zaczął mówić.

- Ale miałem sen. Aż z łóżka spadłem. Naprawdę. A tam cholera była butelka i zobacz, rozciąłem sobie rękę. - powiedział pokazując świeże rozciecie na dłoni. Nie było zbyt poważne ale pewnie też nie był to najprzyjemniejszy sposób na rozpoczęcie nowego dnia.

- Froya mi się śniła. Wiesz ta ładniusia laleczka co to pół miasta się do niej ślini. Jej krew jest ważna. Potrzebna. Jakiś rytuał trzeba z jej krwią zrobić. Zdobyć jej krew i zrobić rytuał. Trzeba sprawdzić jej krew. Coś wtedy wyjdzie. Coś ważnego. Widziałem kielich z kroplami jej krwi, i świece, magiczne glify i wzory. No magiczny rytuał pełną gębą. Ale nie pamiętam co tam było. Tylko, że trzeba mieć jej krew i zrobić jakiś rytuał. To pomyślałem, że ci powiem zanim znów się nawalę i zapomnę. Wiesz jak to ze snami, najlepiej się pamięta na świeżo. Potem ulatują i pamięta się jeszcze mniej. Ja też czuję jak mi już uleciała część. Miałem iść do Mergi bo ona jest dobra w takie klocki. No ale do ciebie miałem bliżej. Może odsapnę, złapię oddech i do niej pójdę. Zanim resztę zapomnę. Ona jeszcze jest w mieście? Bo miała wypłynąć. No dobra jest w takie rzeczy. Może jej też coś się śniło? A tobie? Śniło ci się coś? A w ogóle masz jakieś wino? Zobacz co ten twój mi nalał. Już puste. I butelkę zabrał. Cham jeden. Co on myśli, że jakiś żebrak albo pijus jestem? Skołujesz coś do picia? Suszy mnie. - Aaron mówił szybko i bez większego ładu czy składu. Wydawało się jednak, że sen go na tyle poruszył, że mimo kaca którego zdawał się mieć, zmusił się do wyjścia o tak wczesnej porze i podzielenia się z kimś swoim snem. A do kryjówki Mergi pod zwaloną wieżą to rzeczywiście był jeszcze spory kawałek bo Joachim mieszkał w Zachodniej Dzielnicy i to prawie przy samych murach a jej kryjówka była w Południowej, dobre pacierz albo i dwa marszu. A ze snami szary magister miał rację z tym, że najlepiej je było pamiętać od razu po przebudzeniu. Potem zaczynała się proza codziennego życia jaka skutecznie rozpraszała te senne wrażenia zostawiając tylko niektóre, najbardziej trwałe momenty albo tylko ogólne wrażenie o co chodziło.

Po wizycie kolegi ze zboru to już była taka pora, że niekoniecznie było sens kłaść się znowu spać. Zrobił się ranek. Dość pochmurny. I z tych chmur zaczął padać deszcz. Więc nie było zbyt przyjemnie. Krople zbierały się w końcu na samym dnie miasta. Czyli na kamiennych łbach bruku i w rynsztokach. A tam gdzie nie było tych oznak cywilizacji to na śliskich od wilgoci i błota deskach położonych jako kładku lub po prostu w gnoju i błocie ulicy. Zanim zdążył się wybrać do Akademii pod front budynku przyjechała dorożka. A z niego wyszedł ktoś odziany w kaptur i zaraz potem dał się słyszeć dzwonek u drzwi. Po chwili wszedł jakiś jak się okazało służący w liberii.

- Dzień dobry. Nazywam się Paul i jestem sługą czcigodnego barona von Wirsberg. Jaśnie pan zaniemógł z powodu nocnej niemocy. A hrabina van Hansen polecała pana magistra jako astrologa więc pan baron po pana posłał. - służący przedstawił się z namaszczeniem a także swojego wielkiego pana jakiego reprezentował. Bo skoro ktoś był baronem to stał o oczko czy dwa wyżej od zwykłej szlachty. Brzmiało jakby chodziło o jakieś senne sprawy skoro posłano po astrologa a nie cyrulika. No i widocznie pan baron znał się z hrabiną van Hansen a więc pewnie i z resztą jej rodziny. Ale to właśnie lady van Hansen była zafascynowana astrologią i metafizyką. Więc kurtuazja podpowiadała, że nie wypada odmówić pomocy takiemu wezwaniu. Zapewne pan baron wspomni hrabinie jak się sprawił polecany przez nią astrolog.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; ulica Akademii; Akademia Morska
Czas: 2519.07.07; Backertag; południe
Warunki: gabinet rektora, jasno, ciepło, cicho ; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, umiarkowanie



Joachim



Jak w końcu Joachim dotarł do północnych dzielnic gdzie znajdowała się Akademia to był już środek dnia. Poranny deszcz pozostawił po sobie błocko i kałuże ale na niebie świeciło pogodne słoneczko i skrzeczały mewy. Gdy znalazł się blisko nabrzeża dało się wyczuć morski, wilgotny zapach jaki zagłuszał ten z gnoju i błota jakim wypełnione były ulice. Chociaż to akurat i w samym Altdorfie aż tak się nie różniło. Gdy magister przeszedł przez frontową bramę znów znalazł się na recepcji i spotkał tam znajomego już skrybę. Phillippe przywitał go ciepłym uśmiechem więc widocznie nie zapamiętał wczorajszego wspólnego posiłku “Pod jabłonią” jako czegoś nieprzyjemnego.

- Pochwalony Joachimie. Jednak pofatygowałeś się osobiście? - zagaił go przyjaznym tonem. Poczekał aż podejdzie do jego biurka aby swobodnie rozmawiać.

- Mam dla ciebie dobre wieści. Poszedłem dzisiaj rano do naszego rektora i powiedziałem mu co wczoraj mówiłeś o tych magazynach i tak dalej. Profesor von Vogel potraktował to poważnie i poprosił posłać po ciebie. - poinformował go skryba i widocznie jak rektor posłał wiadomość do niego to być może się rozminęli. Ale skoro już tu był to na jedno właściwie wyszło. Phillippe powiedział mu jak to ma dojść do odpowiedniego budynku, piętra i gabinetu. Ale tam okazało się, że Joachim musi poczekać bo w tej chwili profesor prowadził zajęcia. Asystentka rektora zadbała jednak o jego wygodę proponując ciasteczka i coś do picia gościowi. Sama też wyglądała całkiem interesująco chociaż zachowywała się z umiarem stosownym do jej stanowiska i miejsca w jakim się znajdowali. Zaproponowała, że może się przejść na spacer jeśli ma ochotę bo rektor i tak musi dokończyć zajęcia dla studentów. Rzeczywiście sam profesor pokazał się ze dwa pacierze później. Szedł energicznie, mimo, że na oko to był pewnie ze dwa razy starszy od Joachima. Odziany w ciemną togę, niby prostą i bez ozdbó ale z bliska widać było, dyskretną elegancję wykonania. Jedyną ozdobą była złota brosza z bursztynem z logiem Akademii. Mężczyzna nieco łysiał ale energii mu widocznie nie brakowało. Asystentka przedstawiła gościa gospodarzowi a ten uśmiechnął się i podał mu rękę zapraszając do swojego gabinetu.




https://i.imgur.com/cSNTv27.jpg


- Kolega wybaczy, że musiał czekać. Służba edukacji wymaga poświęceń. Prosiłem aby posłali po kolegę i świetnie, że udało ci się tak szybko dotrzeć. - powiedział odkładajac jakieś księgi na regał obok jego biurka i kładąc torbę jaką niósł na ramieniu gdzies obok wygodnego krzesła. Zresztą samo biurko też wyglądało na takie jakiego w banku, dworku szlacheckim, czy na altdorfskiej uczelni też by się nie było czego wstydzić. I jak było widać dominowała tematyka morska co biorac pod uwagę profil miasta i uczelni nie powinno dziwić.

- Coś do picia? Mam nadzieję, że Angelica zadbała o twoje wygody? - zaproponował gospodarz wskazując na barek wypełniony sporą ilością butelek. - Polecam kislevski miód o jabłkowym posmaku. Palce lizać, ostatnio go dostałem i bardzo mi posmakował. Ale oczywiście co tam kolega sobie życzy. - zagaił jak wypadało dobremu gospodarzowi. Poczekał aż się na coś zdecyduje nim nie wręczył mu ozdobnego w malowane statki kubka a sam z podobnym zajął miejsce naprzeciwko.

- Dzieło naszych studentów. Częścią kursów, zwłaszcza dla cieśli i kowali jest wytwarzanie potrzebnych na statku narzędzi, mechanizmów i bibelotów. Między innymi takich kubków. A niektórzy naprawdę mają do tego smykałkę. Jak kolega widzi kubki w środku są okrągłe ale na zewnątrz kanciaste. Na morzu jak się przewrócą to się nie turlają po całym pokładzie jak takie okrągłe. - wyjaśnił pokrótce dlaczego te kanciaste, ośmiokątne kubki są drewniane i mają tak nietypowy kształt. Upił ze swojego kubka po czym spojrzał na swojego gościa z ciekawością. Właściwie to wcześniej Joachim już go widział tam czy tu na jakimś balu u van Hansenów, u van Zee czy nawet na jakiejś wystawie u Pirory i nawet chyba ktoś ich sobie już raz czy dwa przedstawiał. Ale po prawdzie na spokojnie to rozmawiali pierwszy raz.

- To co tam kolega ma za wieści? Bo to co mi rano powiedział Philipp no brzmiało powiedzmy, że zastanawiająco. Dlatego chciałem się rozmówić z kolegą osobiście. O co właściwie chodzi z tymi magazynami? - zagaił gdy przystąpił do właściwej rozmowy. Wydawał się być ostrożnie zaciekawiony ale chciał pozwolić gościowi aby przedstawił sprawę po swojemu.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; ul. Kołodziejów; kamienica Joachima
Czas: 2519.07.07; Backertag; popołudnie
Warunki: mieszkanie Joachima, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, nieprzyjemnie



Joachim



Po powrocie z Akademii do siebie młody astrolog znów miał gościa. I tak jak wczoraj znów była to Lilly. Służący ją wpuścił a wesoła dziewczyna o liliowych włosach i ciut infantylnym ale za to wesołym charakterze mutantka weszła do pomieszczenia.

- Mam wieści. Od Mergi i od Starszego. - zaczęła gdy poczekała aż zostaną sami. Po czym szybko streściła co miała do powiedzenia. Dziewczynom nieźle poszło rozpoznanie świątyni Mananna i uznały, że sprawa jest do załatwienia. Więc potrzebowały pomocy reszty zboru w zorganiozwaniu akcji. Dziś wieczorem w kryjówce pod wieżą miało być spotkanie. Trzeba było obgadać szczegóły jak się zabrać do tego świątynnego skarbu.

- A poza tym Starszy dzisiaj do nas przyszedł. I oboje uznali, że z tymi zwojami Oster to jednak trzeba rozmówić się na spokojnie. Bo jak już świątynia będzie zrobiona to znów się całe miasto zagotuje to może nie być czasu na jakieś wykłady. To lepiej teraz. I zobaczymy kto przyjdzie bo to trochę niespodziewanie ale i tak sporo osób powinno przyjść bo dziewczyny chcą omówić jak zrobić ten domek. Znaczy świątynie. Ale jakby nie to jutro też można. Merdze i Starszemu zależy aby to usłyszał cały zbór to jakby się sprawa przeciągnęła do Angestag to może Merga te zwoje omówi wtedy. Ale to częściowo zależy własnie jak sprawa pójdzie z tą świątynią. Jak będzie sporo osób to może i dzisiaj to czcigodna omówi. - Lilly przekazała mu wieści od najwazniejszej dwójki w ich zborze. Wyglądało na to, że będzie wieczorem o czym rozmawiać skoro chodziło i o rabunek skabrca świątynnego i o omówienie dziedzictwa Oster. Ale też zależało to od tego kto i ilu przybędzie dzisiaj bo trochę to mało czasu było na przygotowania i zapewne nie wszyscy by mogli przybyć tak nagle. Prawie na koniec dodała trochę chyba rozbawiona, że jeszcze zanim mistrz przyszedł do ich podziemi to przyczłapał się Aaron. Ale był tak nawalony, że jego mamrotania nie dało się zbyt wiele zrozumieć. Tylko, że coś o Froyi, i krwi, i że już to wyjaśniał Joachimowi i ten wszystko wie. A potem się ululał. Więc no Merga wywnioskowała, że pewnie rozmawiał wcześniej z drugim z ich magistrów to też prosiła aby ten przybył i to jakoś rozjaśnił. Bo potem co prawda szary czarodziej wstał ale pamiętał jeszcze mniej niż rano.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; ul. Biała, hospicjum
Czas: 2519.07.07; Backertag; ranek
Warunki: hospicjum, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pada deszcz, powiew, ziąb



Otto



Ranek zaczął się dla jednookiego nieco mniej wcześniej niż ostatnio. Bo tym razem nie miał żadnych spraw do załatwienia przed swoją poranną zmianą w hospicjum. Za to mimo deszczu miał całkiem miłą niespodziankę z rana.

- Pochwalony ojcze. Proszę umiłuj się nad skruszoną ladacznicą i wyznacz jej surową pokutę aby mogła konteplować swoje grzechy. - rzekła mu słodko uwodzicielskim tonem stojąca w drzwiach Burgund. Znów była ubrana w ten biały czepek i szaroburą suknię po same kostki, że wyglądała jak młoda, pokorna dewotka. Nawet jej słowa pasowały do jej ubioru. Tylko ton był jawnie kpiący i kokieteryjny co w połączeniu z bezczelnym uśmieszkiem łotrzycy jawnie wypaczało sens tych pokornych słów. Ale jak się okazało kamratka Łasicy nie przyszła dla przyjemności tak wczesną porą. Okazało się, że tak jak wczoraj była na robocie.

- Łasica już poszła na jutrznię. Ja też zaraz idę ale się spóźnię. Do zrobienia ten domek. Sprzątałyśmy wczoraj także piwnicę i widziałyśmy tych dwóch cieci od morrytów. Stoją tam jak kołki i tylko się gapią. Trochę ich zagadywałyśmy, pokręciłyśmy kuperkami, no Łasica to tak im się ślicznie wypinała jak na czworakach zmywała podłogę, że nic tylko zadrzeć jej spódnicę i brać aż wióry by leciały. I to przez cały korytarz! Coraz bliżej do nich bo od schodów zaczęła. A ci nic. No szkoda. Byłoby może nieco zabawy. Ale nic to. Widziałyśmy te drzwi, z paru kroków ale jednak. Solidne, mocne zamki ale chyba byśmy dały radę. Zwłąszcza jakbyśmy miały klucze. Ale te kołki nie mają. Pewnie przeor ma albo dowódca straży. A coś mi chyba świta, że on Bretończyk i sobie ostatnio po mszy poćeirkali co nieco z naszą Fabi w swoim języku. Będziemy musiały z nią pogadać czy coś by się dało ugrać z nią z tymi kluczami. Nam by chwila wystarczyła, żeby je zdjąć i zrobić odbitkę. Niech się na coś przyda ta landara jak ma przyjemność bycia naszą niewolnicą prawda? Przecież nam się też coś należy za to, że ją ciągle biczujemy, kneblujemy, poniewieramy i pozwalamy całować się po stopach prawda? - Burgund całkiem szybko streściła mnichowi jak to wczoraj im obu poszło to buszowanie po świątyni. I jej ekscytacja świadczyła, że uważają za sprawę do zrobienia. Chociaż było jeszcze parę przeszkód do pokonania. I nieco ironicznie podchodziła do uległych preferencji bretońśkiek szlachcianki chociaż w gruncie rzeczy brzmiało jakby też czerpały sporo satysfakcji z takich z nią zabaw.

- No i tutaj też prośba do ciebie. Dałbyś radę z tego swojego hospicjum wynieść coś nasennego? Bo jak tych kołków poczęstowałyśmy wczoraj posiłkiem i winem to wzięli i jedli. Jakby im dodać czegoś na zdrowy sen to by nam ułatwiło całą robotę. Tylko takie coś co nie zmienia smaku, zapachu, nie zostawia żadnego nalotu i tak dalej. Nie musi być na dzisiaj no ale jak najprędzej. Pewnie można by pójść do Sigismundusa bo na pewno ma coś takiego ale nie ufamy mu, że czegoś nie dosypia aby chwalić swojego Ojczulka a poza tym jest obleśny. Znaczy jak chcesz to możesz iść do niego no ale nam się nie bardzo chciało. - wyjaśniła wreszcie jakiej pomocy oczekuje od Otto. Ten zaś wiedział, że apteka i umiejętności ich nurglowatego kolegi prawie na pewno mają coś czego by potrzebowały dziewczęta na tą akcję. Ale widocznie niechęć była u obu stron dość odwzajemniona. Zaś w hospicjum oczywiście mieli rózne ziółka i wywary, także do uspokajania pacjentów. Chociaz jakby zawęzić do tego aby nie pozostawiało śladów to znacznie mniej. Zapewne musiałby udać się do herbarium i sprawdzić co by mieli na stanie. I to zapewne tak aby nie natrafić na jakiegoś podejrzliwego brata. A akurat najczęściej urzędował tam brat Theofil który traktował ziołolecznictwo jako sztukę iście królewską i najważniejszą ze wszystkich w ich hospicjum a herbarium jak swój prywatny skarbczyk. Zapewne by trzeba jakoś to załatwić jak go akurat tam nie będzie albo podać mu sensowny powód dla jakiego by potrzebował takich nasennych ziół w większej ilości. W każdym razie Burgund spieszyła się aby dołączyć do Łasicy i dalej pod przykrywką skruszonych grzesznic prowadzić rozpoznanie pod planowaną akcję. Nie była pewna kiedy skończą, wczoraj ich Absalon zwolnił dopiero pod koniec dnia, ale potem zamierzały się udać do kryjówki Mergi bo już pewnie trzeba by zacząć jakieś planowanie.


---



W samym zaś hospicjum wieści o śmierci Vigo przyjęto ze spokojem. Jego śmierć nie była zaskoczeniem biorąc pod uwagę w jakim był kiepskim stanie. Więc braciszkowie chyba podobnie oceniali jego szanse jak Sigismundus po tym jak Otto mu go przywiózł. Przeor pokiwał głową ze zrozumieniem i kazał oporządzić wóz, osiołka i pojechać młodemu mnichowi po ciało. To mu zabrało większość poranka jazda w jedną i drugą stronę. No a w międzyczasie widział się ze swoimi kolegami nurglitami.

- Wiesz Otto. Mnie może wczoraj trochę poniosło. Ja to jakbym mógł to bym zaczął z tymi jajami Oster od razu. Strasznie mi się dłuży. To mogę się czasem zapomnieć. Ale ty jesteś swój chłop. Weź tam pogadaj z Mergą, Starszym, nawet z tymi ladacznicami. O tej Fabienne, muchach i reszcie. Ty jesteś spokojniejszy. Ja też jestem ale nie jak mi na czymś zależy. A na tym zależy mi, że już wysiedzieć nie mogę. Nie śpię po nocach i o tym myślę. A teraz jak mówisz, że znalazłeś taką obiecującą nosicielkę no to już w ogóle. A się tam z nimi dogadujesz to weź tam z nimi o tym pogadaj co? - poprosił go dzisiaj rano aptekarz gdy widocznie przemyślał wczorajszą rozmowę. I nawet się zrobił dosć ugodowy gdy mógł złapać do sprawy nieco dystansu. Chociaż sam zdawał sobie sprawę, że ta gorączka wiedzy i wiary jaka go napędza gdy weźmie nad nim górę to robi się porywczy i prędki w słowach. Jak tydzień temu gdy się podczas zboru starł z Łasicą i szybko zaczęły lecieć grube słowa i wzajemne oskarżenia. Ale póki co pomógł Otto w załadowaniu ciała Vigo aby ten mógł wrócić do hospicjum.


---



Po powrocie było ostatnie namaszczenie. Wezwano kapłanów Morra i zapanowała lekka konsternacja gdy przybyła kapłanka a nie kapłan. Do tego całkiem młoda. I pewnie większość braci ją rozpoznała jako Matkę Somnium. Tą jaka przyjechała z Salzenmundu na symboliczny pogrzeb księżnej. Kapłanka roztaczała wokół siebie chłód godny jej kapłańskiego stanu i patrona. Odprawiła ostatnią mszę za zmarłego. Miała silny ale przyjemny głos. Głos lidera i dyrygenta chóru. Dawało to spory kontrast do jej młodej twarzy. Zwłaszcza jeśli poza mszą prawie się nie odzywała więc trudno było usłyszeć jak mówi w zwykłej rozmowie. Po mszy przeor rozmawiał dłuższą chwilę z tak znamienitym i niecodziennym gościem. Bo zapewne wszyscy się spodziewali, że przybędzie któryś z lokalnych kapłanów i pojawienie się młodej kapłanki wszystkich mocno zaskoczyło. Chociaż podczas ostatniego Festag jej obecność i udział w uroczystościach pogrzebowych były nie do przegapienia. W pewnym momencie przoer wezwał do siebie Otto.

- To właśnie jest Otto. To on zawiózł Vigo w ostatni Festag do znajomego aptekarza. Niestety ten też nie był w stanie mu pomóc. - przedstawił kapłance młodego mnicha a ta obrzuciła go uważnym, inteligentnym spojrzeniem swoich orzechowych oczu.

- Miło mi cię poznać Otto. Troska o pacjenta godna pochwały. Wasz przeor mówił mi o zamieszaniu jakie tu mieliście w ostatni Festag. - morrytka pochwaliła skromnymi słowy działanie jednookiego mnicha. Okazało się, że gdy mówiła tak zwyczajnie miała całkiem przyjemny, dziewczęcy głos. Całkiem inny niż gdy śpiewała psalmy żałobne czy głosiła kazanie.

- Matka przyjechała nas ostrzec, że taka nieprzyjemna sytuacja jak w zeszły Festag może się niestety powtórzyć. Wkrótce. - przeor powtórzył coś co widocznie właśnie rozmawiał z kapłanką i widać było, że to nie są dla niego radosne wieści. Przecież dopiero co kończyli remont po ostatniej rozróbie! Niektórzy pacjenci jak Annika czy Thorne wciąż byli w izolatkach a Marika chodziła w karnej włosiennicy. A tu przyjeżdża ta kapłanka i mówi takie coś… Ale część morrytów była też uzdolnionymi wieszczami, w końcu ich patron był także odpowiedzialny za sny, także te prorocze.

- No niestety. Chciałabym mieć lepsze wieści ale… No są jakie są. Pomyślałam, że lepiej abyście byli uprzedzeni. - młoda morrytka przyznała z żalem ale chociaż nie były to radosne wieści to jednak chciała się z nimi podzielić z przeorem.

Później jednak ciało Vigo załadowano na wóz i ubrana na czarno kapłanka ruszyła pierwsza jako skromny kondukt żałobny dla byłego pacjenta hospicjum w jego ostatnią drogę do ogrodów Morra. Zaś życie w przybytku dla ciężko chorych i obłąkanych wróciło do względnej normy.

Thorn się uspokoił na tyle, że ograniczył się do patrzenia spode łba jak Otto do niego zajrzał. Ale to spojrzenie i tak było warte więcej niż setka słów. Na tyle charakterystyczne, że zapewne nie byłoby zbyt rozsądne dla jednookiego mnicha aby znalazł się w zasięgu pięści osiłka. Annika prawie nie istniała poza swoją celą. Posłała mu obojętne spojrzenie i na więcej się nie pofatygowała. Nadal nie sprawiała żadnych kłopotów ale karę izolacji miała tygodniową czyli dopiero w Festag miała opuścić tą celę. Podobnie zresztą jak Thorne. Marika wydawała się zaś ucieleśnieniem pracowitości i pokory. Bez słowa skargi chodziła w swojej ocierającej ciało włosiennicy i wykonywała wszelkie prace na terenie hospicjum. Głównie takie ciężkie i niewdzięczne jak zmywanie garów, mycie i szorowanie schodów i podłóg, pranie ciuchów i tego typu prace jakich minisi się nią chętnie wyręczali. Grzecznie przywitała się z młodym mnichem uśmiechając się do niego dość zalotnie. Ale póki nie reagował to nie wychodziła ze swojej roli pracowitej robotnicy. No i był jeszcze ten dziecięcy przygłup George jaki wydawał się być nieszkodliwym idiotą. Dzisiaj bawił się klockami jakie któryś z braci mu zrobił z odciętych kawałków taborecich nóg. Powstały mniej więcej równe kostki jakie George z mozołem i fascynacją układał jak klocki. Też przywitał się z mnichem ale poza tym nie wydawał się być nim bardziej zainteresowany niż swoimi, drewnianymi kostkami. Ciągle je przestawiał, układał, stawiał jedne na drugich jakby to całkowicie pochłaniało jego uwagę.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Bursztynowa; kamienica Pirory
Czas: 2519.07.07; Backertag; popołudnie
Warunki: mieszkanie Joachima, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, nieprzyjemnie



Otto



Poranna zmiana w hospicjum kończyła się pod koniec dnia. Nieco krócej niż były otwarte większość sklepów i warsztatów bo te pracowały póki starczyło światła dnia. Otto nie miał tak daleko od siebie na Bursztynową bo ta dochodziła do Marktplatz w centrum miasta. A zimą właśnie tam udało się młodej Averlandzce kupić kamienicę po naprawdę dobrej cenie bo miała opinię nawiedzonej i przeklętej.

Dzisiaj drzwi jak zwykle otworzyła mu ładna i zgrabna pokojówka panny van Dyke czyli Kristeen. Przywitała go jak należy, zaprowadziła do przedsionka i tradycyjnie poprosiła aby poczekał. Potem poszła na piętro do swojej pani zapewne powiedzieć kto przyszedł. Szybko wróciła i z pogodnym uśmiechem poprosiła aby udał się za nią. Tam, w salonie gdzie gospodyni zwykle przyjmowała gości zastał je obie. I jeszcze Lilly która ostatnio często robiła za kuriera Mergi skoro z nią mieszkała w podziemnej i nieco zatęchłej kryjówce pod zwaloną wieżą. Pokojówka wyszła a trójka kultystów została sama. Obie damy zajmowały się właśnie sobą. Dokładniej to gospodyni starannie malowała paznokcie stóp swojej milady. Na ciemny fiolet. Lilly przyglądała się temu z jawną fascynacją. Ale jak wszedł pomachała mu wesoło rączką na przywitanie.

- Witaj Otto. Jak ci zleciał dzień? Jak się sprawują nasi wybrańcy? - zagaiła Soria pogodnym i wesołym tonem zdradzającym, że jest w dobrym humorze. I zachowywała się nonszalancko i swobodnie jakby to ona była tu władczynią i wszystko oraz wszyscy tutaj należeli do niej.

- No. Opowiadaj. I co cię do nas sprowadza? - blondynka podniosła głowę i też obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem i ciepłym uśmiechem. Obie wydawały się być zaciekawione losem trójki wybranych do adopcji pacjentów.

- Lilly poczęstuj Otto. Na pewno mu zaschło w gardle od tego kurzu. - zaproponowała Soria znów zachowując się jak pani na włościach i swojej rezydencji. Ale jakoś żadna z pozostałych kultystek nawet się nad tym nie zająknęła. Kopytna odmieniec skinęła posłusznie głową i ruszyła do niewielkiego, eleganckiego stolika z butelkami aby zaproponować coś gościowi na zwilżenie gardła.

- Aha i Lilly ma wieści od Mergi i Starszego. Dziś wieczór zebranie. Łasica i Burgund są przy nadziei, że uda się zrobić ten domek Mananna. Właśnie poszły do Mergi a ona wysłała Lilly. Wieczorem jest zebranie tam pod wieżą. Trzeba obgadać co kto może z tym numerem. - Averlandka mówiła dość wolno aby znów mogła się skupić na precyzyjnym malowaniu paznokci swojej milady. Ta pomagała jej w tym nie ruszając się, zwłaszcza nogami.

- I Starszy jednak przekonał Mergę, że jeśli będzie okazja czyli jak większość z nas się stawi to jednak wyjaśni nam o co chodzi z tymi papirusami od Oster. Bo jak w mieście po tej robótce dziewczyn w domu bożym zrobi się głośno to może nie być okazji na jakieś dłuższe pogaduchy tylko trzeba się będzie pakować na statek i jazda do Norsci. - Soria dorzuciła swoje wieści jakie widocznie im przyniosła kopytna dziewczyna z liliowymi włosami. Ta nimi potrząsnęła na potwierdzenie i podeszła do Otto z eleganckim szkłem wypełnionym trunkiem jaki sobie życzył.

- Przyszła też wiadomość od Grubsona. - Averlandka zanim namoczyła pędzelek barwnikiem wskazała na otwartą kopertę leżącą na stole. - Na jutro zaprasza na przymierzanie tej zamówionej sukni. Dobrze. W sam raz. Jakby Soria była z niej zadowolona mogłaby ją ubrać na wieczór u Kamili. Będziemy ją czarować. Może znów dla niej straci głowę jak dla Rose skoro ma słabość do wyjątkowych kobiet z dalekich stron i dzielnych awanturniczek. Już rozmawiałam z Fabi i obiecała pomóc robić to wrażenie. - wyjaśniła jakby przypomniała sobie o ich planach na jutro. Słysząc to dama z ciemnymi, grubymi warkoczami jaka była dość nietypową fryzurą zaśmiała się cicho.

- Oh ja jak chcę to na każdym mogę zrobić wrażenie tak, że tracą dla mnie głowy. Rzadko ktoś mi się potrafi oprzeć. I rzadko ktoś próbuje. Widziałaś wczoraj Annikę? A taka twarda i zła, zbuntowana była i zimna i w ogóle. A tylko ją musnęłam. No ale ma to jednak swoje ograniczenia i jak mamy się obyć bez skandalu to lepiej aby Kamilka dała się złapać na lep po dobroci. To by wszystko bardzo ułatwiło. Skoro jednak z tą Rose było tak jak mówisz to jestem dobrej myśli. - Herold Pajęczej Królowej pozwoliła sobie na okazanie nieco próżności ale wydawała się być pewna siebie i swojego zwycięstwa nad ciemnoskórą szlachcianką do jakiej były zaproszone na jutro wieczór. Lilly uśmiechnęła się na te słowa ale Pirora już całkiem śmiało i szczerze. W końcu ona towarzyszyła wczoraj milady podczas wizyty w hospicjum więc była świadkiem tego co tam się działo.

- I chyba wreszcie wymyśliłam jak skusić Fabi na właściwą stronę. Lilly mnie natchnęła jak opowiadała o tej opiece nad Gustawem. Taki duży chłopiec a tak się tam sam marnuje w ogóle nie używany w tych podziemiach. A jak Fabi tak lubi egzotykę, poznawać nowe smaki i aż przebiera nóżkami aby poznać Gnaka i jego kolegów, jakoś nie raziło jej jak w żartach zaproponowałam jej spróbowanie się z jakimś pieskiem czy koziołkiem, to myślę, że i z Gustawem nie powinna wybrzydzać. Troszkę się zastanawiałyśmy czy to bezpieczne bo trzeba by go kanałami przemieścić do mnie do loszku tym dolnym wejściem. To jest trochę roboty. No i trzeba by poczekać aż mu te ziółka uspokajające zejdą aby był w pełni sił. A trochę nie wiadomo co może wtedy zrobić. I czy mu tam wszystko działa jak należy po tak długim czasie. I czy zrozumie czego od niego oczekujemy. No ale milady mówi, że ma na to sposoby i w razie czego pomoże i obroni. Więc chyba mamy plan na niespodziankę dla Fabi. Nie wiem czy w ten Konistag się wyrobimy ale jak nie to w Festag albo Wellentag. Bo w Aubentag to już pełnia, w dzień byśmy wyjeżdzały z miasta. A jak się z Gustawem nie wyrobimy to zostanie na później, może po tej pełni. - Pirora pochwaliła się koledze jaki ma plan na niespodziankę dla swojej uległej, bretońskiej koleżanki. Soria pokiwała głową na znak, że to akceptuje i w razie czego pomoże.

- Tylko jeszcze czekamy na nasze urocze łotrzyce bo szkoda aby je ominęła taka zabawa. Ale oczywiście ty też byś był mile widziany gdybyś uraczył nas swoją gościną i atencją. - dodała od siebie milady bo wyglądało to na tak świeży pomysł, że jeszcze nie zdążyły go obgadać nawet z obiema ulicznicami nie mówiąc już o innych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-02-2023, 16:31   #69
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ranek, mieszkanie Otto


- Pochwalony. - odpowiedział kobiecie, równie poważnym tonem mężczyzna - Pokuta, pokuta… oh, załóż jak najciaśniejszą bieliznę, tak aby uciskała gdzie trzeba. I nie wyżyj się cały dzień na nikim. Pamiętaj, przyjemność nie jedyna strona Węża i nie jedyna strona przyjemności. - skinął kobiecie głową i wysłuchał jej opowieści o poczynaniach jej i Łasicy w świątyni - Cieszy mnie wasz profesjonalizm dziewczyny, sądzicie, że uda wam się znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego? Dobrze by było zrzucić winę na kogoś. - zastanowił się chwilę na pytanie co do środków nasennych - Może uda mi się coś załatwić, zawsze możecie pójść do Sigismundusa, zacieśnić więzi wewnątrz rodziny.

Sądząc po tym jak się Burgund skrzywiła to niezbyt miała ochotę na wizytę i spotkanie z Sigismundusem ani na zacieśnianie z nim więzów rodzinnych. I innych chyba też nie. Ale poza tym reszty słów gospodarza wysłuchała całkiem chętnie i uważnie.

- A właśnie z tym kozłem ofiarnym. - zaczęła jakby słowa jednookiego mnicha o czymś jej przypomniały. - No jak zrobimy ten numer z ich skarbczykiem to pewnie ich to ruszy tak jak zimą po kazamatach. Będą szukać świętokradców i tak dalej. No to braciszek Absalon raczej nie zapomni o tobie jak nas jemu przedstawiłeś. To najwyżej mów, że nas nie znasz i przyszłyśmy do ciebie po mszy w ostatni Festag czy co. My będziemy gadać, że jesteśmy z Salzenmundu i przyjechałyśmy na turniej ale jak odwołali i śmierć księżnej to nas ruszyło i tak dalej. Dobrze pójdzie to będą szukać jakichś oszustek właśnie tam. Ale jak znikniemy zaraz po włamie to raczej to powiążą. A jak nas to i ciebie. Więc nie bądź zdziwiony jak cię będą o nas pytać po tym numerze. - koleżanka ostrzegła kolegę o tym jakiej rakcji może się spodziewać gdyby akcja z obrabowaniem świąntynnego skarbca z ich wotów uzbieranych jako dar dla czci zmarłej księżnej - matki.

- A pokuta ojcze zrobię co w mojej mocy aby uzyskać przebaczenie. Nie wiedziałam, że takie ciekawe pokuty zadajesz to może bym przychodziła częściej. - na zakończenie pozwoliła sobie na weselszy komentarz do tego o czym rozmawiali na początku. Uśmiechnęła się do tego nieco krzywo, wesoło i zadziornie co stało w jawnym kontraście do jej świątobliwego stroju pokornej i bogobojnej mieszczki.

- Niestety, nie jestem jednym z lokalnych kapłanów, aby wydawać pokuty w ich imieniu. Jednak taka kara, jak sądzę będzie odpowiednia. I dzięki za ostrzeżenie. Nie będę cię zatrzymywał, przed twoimi obowiązkami. Pozdrów Łasice ode mnie.


***

Południe; Hospicjum


Mnich przyjął komplement kapłanki z pokorą, jej słowa o kolejnym ataku szału widocznie wzbudził w nim niepokój, jednak nie z powodów, o których myśleli przeor i kapłanka.

- Jeżeli mi wolno, Najwyższa Matko, skąd pochodzi twoje ostrzeżenie? Nie kwestionuje go oczywiście, chciałem wiedzieć czy są jakieś znaki, na które powinienem uważać?

- Przeczucie. Wyczuwam aurę tego miejsca. I mieszkańców. U innych słabiej u innych mocniej. W takich miejscach jak to, gdzie jest wiele śmierci, bólu, tragedii i cierpienia to nie jest niczym niezwykłym. Ale tu jednak mimo wszystko jest coś jeszcze. Zwłaszcza u co niektórych pacjentów. Miałam dobre przeczucie, że tu przyjechałam. A jak mi przeor opowiedział co tu sie u was działo w ostatni Festag to myślę, że to niestety nie koniec. - kapłanka Morra odpowiedziała swoim melodyjnym, cichym i poważnym tonem wskazując na przeora tego przybytku na znak, że z nim rozmawiała o tym wcześniej. Ten nie wyglądał na zachwyconego taką wróżbą, przepowiednią czy diagnozą ale przyjął to do wiadomości.

- Dziękujemy za ostrzeżenie czcigodna matko. Zrobimy co się da aby zapobiec albo chociaż ograniczyć skutki takich wypadków. - westchnął jakby już zaczął się szykować w myślach, że te straty jakie dopiero co kończyli sprzątać i porządkować, te siniaki, pobicia, krwiaki jakie już zaczynały w większości schodzić znów mogą się pojawić na masową skalę jeśli zdarzenie miałoby wyglądać podobnie jak w ostatni Festag.

***
Popołudnie; Kamienica Pirory


- Witaj czcigodna. - przywitał się z Sorią głębokim ukłem - Witaj Piroro. Lilly, miło ciebie znowu zobaczyć moja droga. - Otto westchnął na pytanie o swoim dniu.
- Musieliśmy pochować dotkniętego przez Oster. Procesji przewodziła ta kapłanka co przybyła na pogrzeb Księżnej. Ostrzegła nas o kolejnych atakach obłędu, więc obawiam się, że bogowie południa mogą zaczynać ruchy przeciwko naszej sprawie. - miał już odpowiedzieć na pytanie co go sprowadza, kiedy wspomniały o Fabianne delikatnie się zająknął

- O.. o Fabianne właśnie mi chodzi i nie są to… najprzyjemniejsze wieści. Proszę się nie martwić, nie jest zdrajcą, tajną inkwyzytorką tylko udającą, że jest tak lubieżna ani nic takiego. George, jeden z pacjentów, których nie spotkaliście jest dotknięty przez Vestę. Najwyraźniej wczoraj was przez chwilę zobaczył i zobaczył więcej niż tylko powierzchowną formę w swoich snach. Pierwsze co powiedział to "Ta pani z warkoczykami bardzo lubi pająki i jest opleciona ich nićmi", wzbudziło to o tyle moją ciekawość… no najwyraźniej to nie były zwykłe majaki kogoś w gorączce szaleństwa. Drugie co powiedział jest powodem mojego przyjścia. "Ta czarna wyda na świat niezwykły owoc"... pamiętacie projekt Sigismundusa z jajami much od Oster? I jak kobiece łona są potrzebne w tym procesie? - postanowił pozwolić kobietom samym dopowiedzieć sobie resztę sytuacji.

Trójka kobiet różnie przyjęła słowa kolegi ze zboru. Zwłaszcza jak dotyczyły różnych spraw. Z początku było lekko i przyjemne gdy się nawzajem przywitali. Ale potem zaczęło się robić poważniej.

Relacja o zachowaniu młodej morrytki sprawiła, że obie kultystki spojrzały na siedzącą wygodnie Sorię. Pokiwały głowami, że kojarzą o którą kapłankę chodzi. “Ta czarna” no i trudno ją było przegapić jak była jedynym kapłanem ze stolicy, jedyną kobietą wśród nich, jedną z tych co prowadziły mszę żałobną ku czci księżnej no i do tego chyba wszystkich zaskoczył młody wiek i wygląd Matki Somnium. Jakoś stereotypowo to kapłani boga snu i śmierci kojarzyli się, ze starszymi, czerstwymi mężczyznami.

- I nasza młoda czarnulka przewiduje kolejne kłopoty u was w hospicjum? Ciekawe. Zadbaj proszę Otto aby naszym wybrańcom nic się nie stało. Albo nakłoń przeora aby jak najszybciej przekazał ich do nas. To nawet jakby też ulegli temu szaleństwu to już u nas, w domowych pieleszach. - Soria pokiwała swoją głową z granatowo - czarnymi włosami splecionymi w liczne warkocze. Co wydawały się co jakiś czas poruszać same z siebie.

- A kto wie? Może jakby tam zostali i znów coś nabroili to przeor by tym chętniej i prędzej się ich pozbył? Ehh… Albo na odwrót. Przemyślałby, że to zbyt niebezpieczne aby ich wypuszczać na zewnątrz. - Pirora sama nie była pewna czy taki atak szaleństwa mógłby okazać się ich sojusznikiem czy przeciwnikiem w wydobyciu interesujących kandydatów na członków zboru do ich tajnej rodziny.

- Może zapytać Mergi? Albo Joachima? Oni też się znają na wróżbach i takich tam. Zresztą jemu też zaniosłam zawiadomienie o spotkaniu dzisiaj. No a jak wy też przyjdziecie to samo możecie zapytać Mergę. - Lilly zaproponowała coś od siebie co wydawało się o tyle sensowne, że i tak chyba by mieli coś w rodzaju przedwczesnego, dodatkowego zboru dzisiaj skoro tych spraw wraz z szykowaną akcją w świątyni oraz wyjazdem wyroczni do Norsci robiło się coraz więcej do omówienia czy załatwienia.

- I Fabi to jak mówisz Otto, jestem pewna, że nie udaje i uwielbia te nasze wyuzdane zabawy w loszku. Inaczej nie rozmyślałabym aby jej proponować Gustawa albo zabierać ją na spotkanie z Gnakiem. - Averlandka prychnęła rozbawiona myślą, że ich bretońska koleżanka miałaby tak długo udawać te wszystkie grzeszne przyjemności jakie z nimi tak często dzieliła. Sama zaś uwaga rozbawiła je wszystkie więc chyba nie brały pod uwagę możliwości, że Frau von Mannlieb miałaby ich w jakiś sposób oszukiwać czy wystawić.

- Mówił ten twój George, że widzi pajęczyny wokół mnie? - zapytała zaciekawiona Soria dając znać Pirorze aby dokończyła malowanie ostatnich paznokci. Ta wróciła do tej czynności ale słuchała tego co się dzieje.

- Może wyczuwa jakieś aury. Albo los. Albo widzi przeszłość czy przyszłość. Jakby był związany z Vestą to całkiem możliwe. Mnie Marisa zaciekawiła. Wydaje mi się też mieć interesującą aurę. Ale jeszcze nie jestem pewna. Dlatego chciałabym ją mieć dla siebie aby ją sprawdzić na spokojnie. - wspomniała przy okazji coś o czym nie mówiła po spotkaniu w hospicjum. Ale skoro podobny temat się pojawił to rzuciła tą uwagą.

- A te jaja Oster no pamiętam. Ględził o tym na ostatnim zborze. Dla mnie to obrzydliwe. Na pewno się nie zgodzę na coś tak ohydnego. - Pirora prychnęła z pogardą i obrzydzeniem na wspomnienie o niezbyt subtelnych metodach przekonywania aptekarza jakim się wykazał podczas ostatniego spotkania. Widocznie pomysł nie przypadł jej do gustu podobnie jak Łasicy. Nawet jeśli wtedy to właśnie łotrzyca niejako jako liderka całej grupy najgłośniej i najwyraźniej spiłęła się wtedy z aptekarzem doprowadzając do takiego zacietrzewienia, że Starszy musiał interweniować. Blondynka chociaż była subtelniejsza i lepiej wychowana od koleżanki to jednak w tej sprawie wydawała się ją popierać.

- Pomijając, że tak powiem walory estetyczne. To jednak mam wątpliwości czy to bezpieczne. W końcu chodzi o coś co zaprojektowała Oster. A wiadomo komu się ona poświęciła. Gdyby chodziło o zabawy we wsadzanie w te łono różnych przyrodzeń i innych ciekawych rzeczy to ja zwykle jestem chętna i z tego co widzę to dziewczęta również. No ale tutaj chyba widać, że to całkiem inna kategoria. - odezwała się rozłożona na krześle milady dając znać, że chociaż sama była zwolenniczką eksperymentowania z kobiecymi łonami i nie tylko to jednak w innych celach i intencjach. Nawet jeśli bogobojni obywatele choćby pokładanie się ze zwierzoludźmi uznaliby za obrzydliwe i godne ukamienowania czy spalenia na stosie.

- Poza tym w Fabi jest coś znajomego. Trochę, żałuję, że tak ją ostatnio ignorowałam. Ale jak jutro będzie u Kamili na spotkaniu a pojutrze odwiedzi nas na lekcje językową to może będę mogła ją sprawdzić dokładniej. Chodzi mi nie tyle o nią samą bo jestem pewna, że się wcześniej nie spotkałyśmy. Ale mimo to, coś w niej jest znajomego. Zastanawiam się czy też nie jest jakimś potomkiem Sorii. Nie tak bezpośrednio jak ja oczywiście. Ale w bardzo rozwodnionym pokoleniu. Albo kogoś takiego jak moja czcigodna matka. Może ktoś z jej przodków coś, kiedyś zabawiał się podobnie i to zostawiło jakiś ślad. A może nie. Może mi się wydaje. Nie jestem pewna. Dlatego chce ją sprawdzić. Gdyby się okazało, że mnie przeczucie nie myli to by ładnie wyjaśniało skąd ma takie nas interesujące ciągotki. - Soren rozmówiła się nieco więcej, jakby dzieliła się z nimi swoimi przemyśleniami jakie kłębiły jej się w głowie. Obie kultystki słuchały jej z zaciekawieniem tego się chyba nie do końca spodziewając.

- Ja tam ją lubię. Zawsze była dla mnie bardzo miła. Mówiła, że jestem naznaczona łaską Węża. Ale u nas Opal, nasza wiedźma, ona zawsze mówiła, że bogowie mają plany dla swoich śmiertelników i ci mają je wykonywać a nie z nimi dyskutować. Bo to chodzi o coś większego niż oni. - Lilly zwykle mniej się udzielała, zwłaszcza w tak zacnym towarzystwie ale na koniec jednak dorzuciła i swoją opinię na ten temat.

Otto westchnął. Dobrze, że Sigismundus zgodził się, aby reprezentować tą sprawę przed częścią kultu oddaną Wężowi. Pewnie teraz rzuciłby kilka kiepsko dobranych słów i skończyłby w loszku Pirory. Ucieszyła go wypowiedź Lilly, ktoś bardziej rozumiał gdzie stoją w tej wielkiej grze.
- Oczywiście rozumiem, czcigodna, jednak jeżeli mogę. Nasza rodzina działa, aby sprowadzić wszystkie siostry, nie tylko Soren. Fabianne, o ile rozumiem wasze przywiązanie, nie jest częścią zboru, a to czyni ją potencjalną ofiarą w naszej sprawie. - mnich ponownie westchnął, wiedząc, że taki argument nigdzie go nie zaprowadzi. Postanowił innego podejścia - Jednak, może zaciekawi cię taka możliwość. Proszę wyobraźcie sobie taką wizję, Fabianne spędzi ostatnie swoje dni czując cierpienie i obcość w łonie. Może przeżyje, może nie. Jeżeli przeżyje, jej łono będzi zrujnowane, jeżeli idzie o źródło przyjemności. Taka tortura sprowadzi ją na nowe drogi poszukiwania przyjemności, może szerząc podobne cierpienie na innych. Jestem przekonany, że Wąż przychylnie by spojrzał na takiego sługę.

Trójka kobiet zamilkła na dłuższą chwilę gdy każda z nich trawiła słowa jednookiego mnicha.

- No co prawda ja szukałam możliwości aby dostarczyć Fabi nieznanych jej do tej pory przyjemności aby wreszcie mnie traktowała jako swoją główną panią a nie tego jej spaślaka no ale dlatego myślałam o tym spotkaniu z Gnakiem i teraz wymyśliłam tego Gustawa… No ale robaki? I to tam w środku? Na co mi ona będzie potrzebna czy przydatna jak będą z niej wychodzić robaki? Ja jej wtedy nie dotknę. - Pirora pierwsza przerwała milczenie ale dalej dało się wyczuć, że jest sceptyczna. Widocznie dalej była chętna aby zaspokoić swoje ambicje przez przekierowanie hierarchii bretońskiej czarnulki kto miałby być dla niej kochaniem numer jeden no ale ten pomysł o jakim od tygodnia mówił Sigismundus to widocznie wydawał jej się zbyt ekstremalny.

- U nas jest jedna dziewczyna. Ona zawsze była słaba i chorowita. To obiecała, że jak jej Ojczulek pomoże to mu będzie służyć. Może ona by się zgodziła na te jaja. - odezwała się Lilly wtrącając się na krótko w rozmowę widząc, że sporo osób ma tu dość rozbieżne poglądy a chyba nie chciała nikomu podpaść.

- Owszem to byłaby całkiem interesująca próba dla Fabi. Ale nie wiem czy by ją przeżyła. Poza tym mamy na to słowa tylko tego twojego kolegi z hospicjum. Przydałoby się coś jeszcze co by wskazywało akurat na wyjątkowość Fabienne. Chociaż rzeczywiście masz rację Otto, możemy przestać być takie samolubne i poszukać jakiś nosicielek. Z tego co widzę to wy, moje dwórki, macie całkiem sporo obiecujących znajomych. Kogoś powinno dać się znaleźć, może nawet namówić. Ale wstrzymałabym się z decyzją do tego co powie Merga. Skoro już mówi, że przetłumaczyła te zwoje to mam nadzieję, że coś się wyjaśni. - Soria najdłużej się zastanawiała próbując chyba spojrzeć na to wszystko z nieco wyższej perspektywy. Ostatecznie co prawda nie wykreśliła definitywnie bretońskiej dwórki z listy kandydatek do noszenia tych jaj Oster ale wolała poczekać na to co udało się odcyfrować rogatej wyroczni ze zwojów.

Otto odetchnął. Dobrze, że Soria widziała, że misja jest ważniejsza, niż ich prywatne zachcianki. Uśmiechnął się.
- Dziękuję, czcigodna. Nie jest to decyzja, którą chciałbym, abyś podejmowała po jednej rozmowie ze mną. I oczywiście, to co Merga, odkryła w zwojach, jak najbardziej może pokazać nam niuanse planu Oster. Zawsze też, możecie zażądać coś od Sigismundusa w zamian za ofiarowanie Fabianne. Dobry test na jego oddanie sprawie i źródło rozrywki dla was. Jednak to jest rozmowa na przyszłość. Och! - mnich pstryknął palcami coś sobie przypominając - Marisa lubi pająki. George mówił, że rozmawiał z nią i się przyznała do tego i że "będzie kiedyś miała takie duże". Więc sądzę, że dziewczyna naprawdą jest oddana tobie, czcigodna. Co do Anniki… czar prysł, o ile miałaś na nią wpływ podczas, Bóg Krwi najwyraźniej uznał za urazę, twoje próby i wywołaj w dziewczynie nie lada oburzenie tym co jej mówiłaś i z nią zrobiłaś.

- O. Czyżby? - Soria prychnęła jakby uwaga o reakcji Anniki ją szczerze ucieszyła i rozbawiła. Pirora zaś skończyła malować jej paznokcie u stóp i wstała aby rozprostować kości i podała Lilly buteleczkę z pędzelkiem aby ta odstawiła ją na stolik. Obie też wydawały się zaciekawione wieściami o pacjentkach hospicjum no i reakcji Sorii.

- Właściwie to nie wiem czemu ci południowcy tak bardzo nas nienawidzą i zwalczają. Jeszcze inni patroni no to w ten czy inny sposób jawnie działają na ich szkodę. Przynajmniej oni tak sądzą. Ale my? My tylko zaspokajamy naszą ciekawość. I ciekawość innych. I nie miałybyśmy tylu sukcesów gdyby druga strona była taka czysta i cnotliwa jak to głośno mówi. Nawet ja mam swoje ograniczenia. I gdy mi się trafi ktoś prawdziwej wiary, ktoś prawdziwie oddany swojej miłości, bogu, wierze to nawet ja niewiele mogę poradzić bez uciekania się do prymitywnej przemocy czy zastraszania. Na szczęście taki prawdziwych wiernych jest bardzo niewielu. - herold Soren pozwoliła sobie na nieco dłuższy wykład, początkowo wydawał się on niezbyt związany z pacjentką o jakiej rozmawiali.

- Czyli mogłam rozbudzić żądze w Annice ale te które już w niej gdzieś tam się tliły. Ale jak z balowaniem przez całą noc. Na drugi dzień jak się wytrzeźwieje to przychodzi kac, także ten moralny, wstyd, zgorszenie, poczucie winy. I wtedy dobrze jest zwalić winę na innych. Na przykład na jakąś wyuzdaną wiedźmę co nas zaczarowała ale my w gruncie rzeczy jesteśmy tylko ofiarą bo tak naprawdę jesteśmy dobrymi ludźmi. Nawet nie wiesz jakie to powszechne na całym świecie. Od czasów mojej matki przerabiam to na tysiące sposobów. Nudne do obrzydzenia. Chociaż z drugiej strony całkiem pociągające deprawować po raz kolejny nową osobę. - powiedziała wesołym tonem jakby miała spore doświadczenia w takich relacjach jakie opisywał Otto o agresywnej pacjentce.

- To znaczy, że ona… - Lilly zaczęła ale urwała trochę niepewna co to właściwie wszystko znaczy.

- Myślę, że dziewczę jest bardzo samotna. I nie ma tam zbyt wielu rozrywek. Nikt nie widzi w niej kobiety tylko zagrożenie. Dlatego tak chętnie i łatwo mi uległa jak ją tylko troszkę doceniłam i musnęłam. Ale możesz to sam sprawdzić. Okaż jej nieco zainteresowania albo znajdź kogoś kto to zrobi. I myślę, że wyniki mogą być bardzo interesujące. Jakoś nie widziałam aby prychała ze złością na myśl o niemoralnych propozycjach Fabienne. A tam coś chyba o wspólnych kąpielach było. Jak dla mnie to jest po prostu samotna i nie ma kto jej dogodzić. Mogę jej zrobić tą przyjemność jak już będzie tutaj. Na razie jednak jest zamknięta tam u was więc dostęp do niej mamy utrudniony. - Soria mówiła jakby była przekonana, że rozgryzła Annikę i jakoś niezbyt dowierza aby różniła się zestawem zachowań od innych osób jakie spotkała wcześniej podczas swojego nienaturalnie długiego życia.

- Jej… To się nie mogę doczekać aż ona wyjdzie. Teraz trochę żałuję, że to ja jej nie wzięłam na służbę. Ale Fabi chyba nie będzie egoistką i się podzieli nowymi zabawkami. Zwykle jest dość gościnna. - Averlandka sapnęła trochę jakby z żalu, że to nie jej przypadła wojownicza pacjentka hospicjum. Ostatecznie jednak jak miały tak dobre relacje z bretońską szlachcianką to i tak się zapowiadało na sporo, wspólnych zabaw, także z nową świtą z hospicjum.

- A Mariska mówiła o pająkach? To też ciekawe. Moja matka lubiła pająki. W końcu Pajęcza Królowa to jedno z jej imion oraz form. Możliwe, że właśnie w tej formie i imieniu możemy się jej spodziewać skoro to się tak objawia. Poza tym moja matka wysługiwała się różnymi, pomniejszymi sługami, także pająkami. Większymi niż takie zwykłe. Obdarowywała nimi swoje sługi, szpiegowały dla niej, walczyły i ginęły dla niej. W końcu była ich królową roju. Może tak się objawia Marisie. Oj tak, będę z nią miała o czym rozmawiać jak już będzie na wolności. - uwaga na temat wężowej pacjentki też wzbudziła jej ciekawość. Wydawało się, że uznała ten trop za całkiem obiecujący. Obie jej dwórki też słuchały tego z dużym zainteresowaniem.

- Może to nie jest pająk. Ale myślę, że może dostarczyć jej nieco rozrywki. - powiedziała biorąc jeden ze swoich warkoczy w rękę. Ten zmienił się w małego węża o błyszczącej gadziej skórze. Soria szarpnęła go lekko tak, że odpadł jakby był tylko lekko przyczepiony. Po czym podała go Otto w wyciągniętej dłoni. Mały gad mienił się na ciemnych łuskach tęczowym odblaskiem od dziennego światła, uniósł nieco gadzi łeb przez co wyglądał trochę jak te wizerunki częściowo rozwiniętych węży jakie na łonie miały wytatuowane ich obie łotrzyce.

- Jeśli zaś chodzi o tą sprawę z jajami Oster w naszej Fabi to nie wiem czy Sigismundus miałby coś równie interesującego na wymianę. Ale zobaczymy. Poczekamy co Merga powie. Gdyby to chodziło o nasienie naszej Sorii to bym się nie wahała. To byłby zaszczyt i przyjemność. Sama bym się temy chętnie oddała i mam nadzieję, że moje dwórki by mi nie przyniosły wstydu. No ale jak to ma być coś od Oster no to cóż… - czcigodna przyznała, że chyba trafiło o potencjalnie najbardziej kontrowersyjną z sióstr i patronów jakie najmniej jej się kojarzyły z czymś pięknym, atrakcyjnym i podniecającym. Za to z cierpieniem, umieraniem i rozkładem.

- Właśnie. Poza tym Fabi jaka jest to jest. Sporo z nią zabawy mamy. Te narzekanie na nią to takie tam gadanie. Na pewno nie życzę jej śmierci albo, żeby ją zeżarły jakieś robaki. - Pirora też dorzuciła od siebie resztę swoich wątpliwości jakie miała co do pomysłu ofiarowania koleżanki na taką sprawę.

Otto wsłuchał się w dywagacje kultystek, och jak cieszyło go, że owieczki w trzodzie Starszego rozważają takie problemy. Oznacza to, że jest dla nich większa nadzieja, niż zwykłe stopnie na drodze kogoś lepszego. Przyjął dar od Sorii, i delikatnie umieścił gada w kieszeni blisko ciepła swego ciała.
- Jeżeli chodzi o opozycję z jaką kult Slaanesh spotyka się na południu, to mam chyba odpowiedź. - zaczął mnich - Oficjalnie chodzi o powierzchowne rzeczy. Nadmierna chuć jest grzeszna no i ciekawość, czasem można zaspokoić cierpieniem innych "niewinnych". Prawda jest taka, że Wielka Czwórka stawia lustro przed ludzkością, pokazując im kim są naprawdę. A południe brzydzi się własnego wnętrza, sądząc, że cywilizacja wytrzebiła tak proste i prymitywne potrzeby. Tak jak powiedziałaś, czcigodna, po przeciwnej stronie ludzie są równie skorzy do niegrzecznych czynów, jak nie jeden z twoich podwładnych. Kłamią jednak przed sobą i innymi, mówiąc, że wcale nie oddaliby się każdej pokusie, która ciekawi ich ciałą. Oddaliby się, ale "nie uchodzi", "co pomyślą inni?", "co pomyśli kościół". Znajdują odpowiedzi w fałszywych bogach południa, ale nigdy nie uciekną przed tym czym są i dlatego, w końcu, wrócą do nas. Do morderców, mutantów, hedonistów i trędowatych. My wiemy kim jesteśmy i nie brzydzimy się tego i jeżeli porównacie nas i ich. Kto wydaje się szczęśliwy?

- Dokładnie. Dlatego lubię ludy północy. Z nimi można grać w otwarte karty, że tak powiem. Chociaż te wieczne zimno jakie u nich panuje mi nie sprzyja. Wolę cieplejsze klimaty. Ale nie obawiajcie się moje córki i bracia. Prędzej czy później zwyciężymy. I zagnamy te ich zabobony do klatki. Wreszcie zapanuje wolność i swoboda bez ich durnych zasad i przykazań. - Soria pokiwała głową do słów Otto i przeciągnęła się rozkosznie. Ten zaś odczuł jak mały wąż chętnie i z wprawą wsunął mu się do kieszeni i tam od czasu do czasu trochę się ruszał.

- No właśnie. Co do deprawacji to jutro wieczorem mamy spotkanie u Kamili. Ona już do nas podeszła po ostatniej mszy no i zapowiedziałam jej, że ją odwiedzimy na tych wieczorkach poetyckich u niej. Będzie można porozmawiać i zaprezentować naszą czcigodną. Fabi pewnie też będzie. Zwykle jest. Może będzie jakiś postęp w szerzeniu tych naszych kochanych dewiacji i deprawacji. - Pirora uśmiechnęła się uderzając w przyjemniejsze tony jutrzejszego spotkania pań i panien z towarzystwa jakie tradycyjnie odbywały się co tydzień u panny van Zee.

- Też jestem ciekawa. Zobaczymy jakie rybki będzie można złowić w tej ławicy. - herold uśmiechnęła się jak kot na myśl, że wkrótce dotrze na miejsce gdzie buszują tłuściutkie myszki.

- Życzę wam powodzenia. - odparł Otto - I dziękuję, że przyjęłyście moją wizytę i wysłuchałyście problemów i kazań. - uśmiechnął się - Nie będę wam przeszkadzał dalej, jestem pewny, że macie dużo planów jeszcze na resztę dnia. Mogę tylko mieć prośbę droga Piroro. Bardzo chętnie bym ujrzał Lilly z pomalowanymi paznokietkami i może kopytkami? Na pewno by to też ucieszyło naszą kochaną podopieczną.

- O. - dziewczęta też już chyba szykowały się aby się pożegnać z kolegą ale jego ostatnia wzmianka nieco je chyba zaskoczyła. Bo spojrzały na siebie z zainteresowaniem.

- Bardzo interesujący pomysł. - pochwaliła Soria uśmiechając się lekko i przyjemnie.

- Chciałabyś Lilly? - zapytała gospodyni wskazując na niedawno odłożoną na stolik buteleczkę.

- Tak być ładnie pomalowana? Jak księżniczka? Znaczy ten… Jak szlachcianka? No pewnie, że bym chciała! No i na fioletowo. Lubię ten kolor. Opal mówi, że to jeden z ulubionych kolorów mojego patrona. I kolor płodności. I mówi też, że ja jestem bardzo płodna. Bo już tyle u nas dziewczyn zbrzuchaciłam, że to niejeden chłop tyle nie narobił. - Lilly wyglądała na ucieszoną taką propozycją. I się aż zapomniała z tymi szlachciankami i księżniczkami. Bo z tego co trochę Otto już sam pamiętał z początków swojej kariery w tym zborze a trochę jak mu opowiadali ci co byli tu przed nim to początkowo dziewczyna z liliowymi włosami chyba sądziła, że w mieście to mieszkają same księżniczki ale z czasem okazało się, że ma dość infantylne i mylne wyobrażenie o miastach. Było to nawet zrozumiałe bo Neus Emskrank była pierwszym do jakiego trafiła, innych nie widziała nawet z daleka. Pół roku później dzięki obcowaniu ze zborem miała już całkiem sporą wprawę w poruszaniu się po mieście. Ale widocznie w takich chwilach ekscytacji nadal się potrafiła zapomnieć.

- No dobrze, to daj ten flakonik i siadaj. Zrobimy cię na księżniczkę. Zobaczysz, jak pojedziemy do Mergi to wszyscy rozdziawią japy ze zdziwienia. - Pirora uśmiechnęła się łagodnie i dała znać mutantce, żeby się ustawiła jak trzeba i chętnie się nią zajmie.

Otto kiwnął głową trójce na do widzenia, pozostawiając Lilly w czułych dłoniach Pirory i ruszył do domu. Jutro czeka go trochę pracy.
W hospicjum zobaczy jak idą plany wypuszczenia Thorna, Anniki i Marisy. Sprawdzi jak się czuje George i pomówi z Przeorem o wpuszczeniu Joachima.
Następnie? Świątynia. Musi przyjrzeć się tej kapłance Morra. Jej obecność może być niebezpieczna, a jej niecodzienność intryguje.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-02-2023, 12:41   #70
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

************************************************** **********

Joachim nie wstał w dobrym humorze. Ten sen o jakieś złowrogiej, śledzącej go sile był dość niepokojący. Jako czarownik i astrolog zdecydowanie nie mógł takich kwestii bagatelizować. Czyżby to było ostrzeżenie przed jakimś zagrożeniem którego nie był świadomy? Popijając poranny napar zastanawiał się czy nie popełnił ostatnio jakiegoś błędu, na przykład przy ostatnim spotkaniu z kapłanami i szlachcicami u van Hansenów? Najchętniej zamknął by się w domu na parę tygodni i zajął badaniami, niestety jego rola w tym mieście i w Zborze wymagała od niego więcej.

Ucieszył się nawet na przybycie Aarona, które wytrąciło go z ataku mrocznych i paranoicznych myśli. Ale uśmiech zszedł z twarzy astromanty gdy wysłuchał nieco bełkotliwego wywodu o śnie który się przytrafił temu opijusowi.
Zmrużył oczy, próbując ułożyć sobie to w głowie, a następnie wyjął z biurka w gabinecie notatnik, z którego wyrwał kartkę.
- Takie rzeczy najlepiej zapisywać od razu, zapiszmy więc twój sen. Mi też śniło się coś niepokojącego, jakiś mroczny cień za mną podążał. Jesteśmy obaj adeptami mistycznych sztuk i podążamy ścieżką Pana Przemian, kto wie taki sen nie jest jakiegoś rodzaju znakiem lub ostrzeżeniem. Ale dlaczego akurat krew Froyi ma być potrzebna do jakiegoś rytuału? Nie wiem co jest aż tak w niej szczególnego? Musimy być tutaj ostrożni, ona jest ważną osobą w mieście i dyskutowaliśmy nawet na temat możliwości jej zwerbowania. Zastanawiam się, czy ten sen ma coś wspólnego z artefaktami Sióstr, z których dwa z 4 już odnaleźliśmy, czekamy aż Merga przetłumaczy Zwoje Oster..... - czarodziej stwierdził że faktycznie warto to wszystko przeanalizować z przywódcami Zboru, choć niekoniecznie w tym momencie.

************************************************** ******

Kiedy odzedł Aaaron, nie dało by mu dane odpocząć bo od razu pojawił sie kolejny gość, sługa barona von Wirsberga. Chodziło o jakąś "nocną niemoc", czyżby więcej mieszkańców miasta źle dzisiaj spało, także ci bogobojni i prostoduszni? Nie wiedział, czy będzie w stanie pomóc, ale skoro chodziło o rekomendację hrabiny van Hansen, to nie mógł też tak po prostu odmówić. Powinien postarać się zrobić dobre wrażenie.

-Ależ oczywiście, nie jestem wprawdzie wykwalikowanym medykiem, ale zrobię co mogę, by pomóc waszemu Panu. Możemy od razu pojechać do Barona, w międzyczasie proszę powiedzieć więc o tej "niemocy" i o tym co dokładnie się stało. Następnie nakazał słudze poczekać i poszedł przebrać się w swoje najlepsze szaty, ozdobione gwiezdnymi symbolami jego Kolegium. Najpierw czekała go wizyta u arystokraty, a potem może i w Akademii, musiał więc się odpowiednio prezentować.


**************************************

Rektor Akademii robił dobre wrażenie człowieka zarazem profesjonalnego i uprzejmego. Czarodziej podziękował za poczęstunek wyśmienitym kislevickim miodem. Powiedział też kilka uprzejmości na temat Akademii i o tym, że aparatura do badań astronomicznych i astrologicznych którą tutaj miał okazję zobaczyć była całkiem imponująca, a przecież jako astrolog znał się na tej dziedzinie.

Po wymianie uprzejmości postanowił przejść do sedna:

- Wykonuje w waszym mieście pewne zadania jako miejscowy rezydent Altdorsfkiego Kolegium. Nie mogę zdradzać wszystkich szczegółów tej sprawy, natomiast w oparciu o znaki odczytane z gwiazd i inne dostępne mi źródła, uważam że w mieście działają mroczne siły, wrogie naszemu porządkowi i imperialnemu ładowi. Siły te ujawniły się podczas ostatniej zimy, atakując więzienie. Znaki które ostatnio odczytałem, doprowadziły mnie do waszej znamienitej Akademii, wskazując na jakiś przedmiot natury mistycznej znajdujący się prawdopodobnie w waszych magazynach. Chciałbym się mylić, natomiast w tej sytuacji miałbym prośbę o dopuszczenie mnie do magazynu, bym mógł sprawdzić czy faktycznie jest tam coś potencjalnie niebezpiecznego, czy to samo z siebie, czy to w rękach niegodziwych ludzi.

****************************

Wieczorem okazało się że ten dzień nadal będzie bardzo intensywny, oto przybyła Liliy z wieściami o nagłym spotkaniu. Joachim podziękował sympatycznej mutantce i powiedział że może stawić się dziś wieczorem. Był ciekaw wieści o zwojach Oster. Natomiast niepokoiło go nieco przyspieszenie planów obrabowania świątyni Mananna. Martwił się, że mogło to popsuć jego plany zdobycia artefaktu Vesty...tym bardziej więc chciał trzymać rękę na pulsie.

 
Lord Melkor jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172