Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - ogólnie > Systemy i dyskusje historyczne
Zarejestruj się Użytkownicy

Systemy i dyskusje historyczne Tematy związane ze wszystkimi systemami historycznymi i okołohistorycznymi, a także dyskusje poświęcone historii.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2009, 10:38   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Powstanie Warszawskie - inne spojrzenie

Natknąłem się na ten artykuł na stronie :

Powstanie Warszawskie

I przyznam zafrapował mnie innym ujęciem Powstania, co do którego mam mieszane odczucia.

Ponieważ jest jak dla mnie przynajmniej dość kontrowersyjny przytaczam go w całości, nie chcąc streszczeniem wypaczyć jego charakteru.

Nie mi oceniać postać pana Andrzeja Solaka, jego autora. Zainteresowanych jego poglądami odsyłam na jego stronę :

Cristeros



Powstanie Warszawskie – mitologia zrywu


Na przestrzeni ostatnich sześciu dekad czynniki oficjalne rozmaicie interpretowały Powstanie Warszawskie – od totalnej negacji w latach 40. i 50. po bezkrytyczny entuzjazm obecnie. W czasach stalinowskich, w podręczniku pod red. towarzyszki Żanny Zelikman-Kormanowej wypisywano idiotyzmy, jakoby dowództwo Armii Krajowej uzgodniło z Niemcami termin Godziny „W”...

Ostatnio, dla odmiany, winą za klęskę Powstania obarcza się przede wszystkim Józefa Stalina (niezorientowani mogą odnieść wrażenie, iż stolicę Polski obróciła w popiół Armia Czerwona...). Dla szerokich rzesz społeczeństwa, dla polityków, a nawet (o zgrozo!) niektórych kręgów historyków nasza przeszłość to coś w rodzaju mitologii, którą można dowolnie „modyfikować”, stosownie do obowiązujących właśnie mód i trendów, tudzież politycznych zamówień (chyba nikt nie żywi złudzeń, że za jakie 20 lat, gdy tylko pojawi się nowe „zapotrzebowanie”, najemni naukowcy pospieszą z kolejną „interpretacją” Powstania Warszawskiego...). Niewielu zainteresowanych jest spokojną, rzeczową dyskusją o faktach – choćby takich, jak kwalifikacje dowódcze osób odpowiedzialnych za rozpoczęcie Powstania.

„Burza” na Kresach – zlekceważone ostrzeżenie

To zastanawiające, że 1 sierpnia 1944 r. Armia Krajowa przystąpiła w Warszawie do działań będących zaprzeczeniem dotychczasowej, rozsądnej polityki. Przez pięć lat niemieckiej okupacji kierownictwo Polski Podziemnej starało się ograniczyć walkę bieżącą do koniecznej samoobrony, do dywersji, sabotażu, pracy wywiadowczej i szkoleniu kadr, kładąc główny nacisk na przygotowanie ogólnokrajowego zrywu, który wybuchnąć miał w sprzyjających okolicznościach. Starano się przede wszystkim chronić substancję narodową, unikać niepotrzebnych strat, nie prowokować okupanta do represji. Wezwania komunistów do natychmiastowego powstania powszechnego traktowano jako antypolską prowokację, która musiała by zakończyć się klęską i rzezią.

Wszakże w 1944 r. wcielono w życie plan Akcji „Burza”. Zakładał on atak, w całym kraju, na oddziały niemieckie wycofujące się przed Rosjanami oraz występowanie wobec tych ostatnich w roli gospodarza. Plan mocno ryzykowny, prowadził bowiem do ujawnienia struktur konspiracyjnych wobec nadciągających Sowietów. Wypadki na Kresach Wschodnich, między marcem a lipcem 1944 r., pokazały to z całą ostrością. Na Wołyniu, w Wilnie, we Lwowie i w innych miejscach żołnierze AK, ramię w ramię z czerwonoarmistami, przelewali krew w bojach z Niemcami. Lokalni dowódcy Armii Czerwonej dziękowali bohaterom z AK za wspólny wysiłek zbrojny. Potem nadciągały NKWD i Smiersz, rozbrajały polskie oddziały, zaczynały się masowe aresztowania, deportacje i egzekucje.

Komenda Główna AK powinna była potraktować wydarzenia na Kresach jako swoisty test na intencje Sowietów. Teraz nikt nie mógł mieć wątpliwości – jeśliby nawet Armia Krajowa poradziła sobie w Warszawie z Niemcami, jej ujawnione struktury stanowiłyby wyborny cel dla NKWD. Należało więc trwać w konspiracji (co postulowały m.in. Narodowe Siły Zbrojne). Niestety, dowództwo AK, mając pełną świadomość z jednej strony ogromnej przewagi Niemców w Warszawie, z drugiej zaś jednoznacznych zamiarów Sowietów, podjęło decyzję o rozpoczęciu Powstania.

„W bój bez broni”

Przedstawia się wyliczenia, iż 1 sierpnia 1944 r., na 45.000 zaprzysiężonych żołnierzy Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej, przypadało zaledwie 3.500 jednostek broni długiej. Ponadto 3.800 powstańców mogło mieć nadzieję na otrzymanie pistoletu (dobrego do likwidowania konfidentów, nie do walki z regularnym wojskiem). Innym zostały gołe pięści... To jednak niepełna prawda. Niedobory w uzbrojeniu były w znacznym stopniu wynikiem określonych działań dowództwa Armii Krajowej.

7 lipca 1944 r., na osobisty rozkaz Komendanta Głównego AK, generała Tadeusza Bora-Komorowskiego, Okręg Warszawski wysłał wielkie ilości broni (w tym 900 pistoletów maszynowych) na Wschód, m.in. w rejon Białegostoku. Dziesięć dni później wywieziono kolejne 60 pistoletów maszynowych oraz amunicję. Zatem, w ostatnich tygodniach przed Godziną „W”, dowództwo warszawskiej AK częściowo rozbroiło swe oddziały! Decyzję o włączeniu stolicy w Akcję „Burza” podjęto bowiem dopiero 21 lipca.

Na tym nie koniec. Na Godzinę „W” żołnierzom AK dostarczono jedynie 40-60 proc. zawartości magazynów broni. Przyczyny były różne: aresztowania magazynierów, rozlokowanie niemieckich jednostek frontowych w rejonie podziemnych arsenałów, ale i panujący chaos i dezorganizacja.

Tu jeden, jakże wymowny przykład. 1 sierpnia 1944 r. powstańcy otrzymali zaledwie 657 pistoletów maszynowych. W 1947 r., trzy lata po Powstaniu, na ulicy Leszno odkryto magazyn z 678 pistoletami maszynowymi „sten” i „błyskawica”, wraz z zapasem amunicji.. Jeśli uwzględnić tylko broń wysłaną na Wschód oraz niewykorzystane wyposażenie z jednego magazynu na ulicy Leszno, to 1 sierpnia na Godzinę „W” w rękach powstańców winno znaleźć się nie 657, a prawie 2300 peemów! Oczywiście, nie zmieniłoby to ostatecznego finału tej bitwy. Jednak dodatkowo ponad półtora tysiąca chłopców z oddziałów szturmowych zyskałoby większe szanse na przeżycie. Zaś niemiecki sukces byłby okupiony znacznie bardziej słono.

Dowództwo AK doskonale wiedziało o koncentracji w stolicy oraz wokół niej niemieckich jednostek pancernych, np. 25 lipca otrzymało meldunek o przybyciu dywizji pancerno-spadochronowej „Hermann Goering” (jej pododdziały rozlokowano m.in. na Woli). Wśród jednostek wroga były też: 3 Dywizja Pancerna SS „Totenkopf”, 5 Dywizja Pancerna SS „Wiking” oraz 19 Dolnosaksońska Dywizja Pancerna Wehrmachtu. Formacje te, jako całość, zaangażowały się w walkę z Rosjanami (na szczęście dla nas!). Przeciw Powstaniu Niemcy rzucili wydzielone pododdziały, w sumie ok. 300 wozów bojowych. Co tej sile mogła przeciwstawić warszawska AK?W dniu wybuchu Powstania posiadała 2 (DWA!!!) działka przeciwpancerne, również 29 granatników przeciwczołgowych PIAT i rusznic. Zgromadzono za to imponującą ilość butelek z benzyną (12.000 szt.), których użycie wiązało się z ogromnym ryzykiem (zasięg rzutu wynosił przecież jedynie kilkadziesiąt metrów).

Zaczynając Powstanie Armia Krajowa nie miała w stolicy ani jednego działa przeciwlotniczego. Niemieckie stukasy i messerschmitty z lotniska Okęcie praktycznie bezkarnie obracały potem w ruinę warszawskie dzielnice. Wykonały 1408 lotów na bombardowanie, tracąc jedną maszynę nad Starym Miastem i drugą nad Kampinosem. Była to jedna z najtańszych operacji Luftwaffe. Wielcy, genialni stratedzy z AK nie pomyśleli bowiem, że w połowie XX wieku, chcąc zająć i utrzymać jakiś obszar, należy zapewnić mu osłonę przeciwlotniczą. Podobnie rzecz miała się z artylerią. Warszawa znalazła się pod ostrzałem ciężkich dział, moździerzy i wyrzutni rakietowych kalibru 280, 380, a nawet 600 mm. W jaki sposób powstaniec, zbrojny w pistolet i butelkę z benzyną (albo i nawet takich precjozów pozbawiony), jak miał uciszyć wrogie baterie, niszczące jego miasto z odległości wielu kilometrów?

Porównanie strat

W pierwszych dniach zrywu, gdy inicjatywa należała do Polaków, zabili lub ranili 500 Niemców. Już wtedy straty polskie były potworne, sięgnęły 2000 poległych (nie licząc ofiar wśród ludności cywilnej). Powstańcy atakowali nieraz zbitą gromadą, rojami lub w szyku „gęsim”, masowo ginąc w ogniu broni maszynowej. Tak ich wyszkolono... Tylko garść akowców była żołnierzami ostrzelanymi w walce. Ogromną większość stanowili młodzi ludzie, którym od czasu do czasu na konspiracyjnym zebraniu dano potrzymać pistolet (szczęśliwcom – nawet oddać z niego kilka strzałów). Tych ludzi, te dzieci, rzucono przeciw niemieckim formacjom pancernym, przeciw bandytom z formacji Dirlewangera i Kamińskiego... Żarliwy patriotyzm tych chłopców i dziewcząt czynił z nich materiał na doskonałych, w pełni umotywowanych żołnierzy, w trakcie walk prezentowali wspaniałego ducha bojowego – ale osobista odwaga i wierność idei nie mogły zastąpić profesjonalnego wyszkolenia i doświadczenia frontowego, tak jak butelki z benzyną i granaty ręczne nie były w stanie pokonać lotnictwa i ciężkiej artylerii.

Potem było jeszcze gorzej. Wprawdzie żołnierze AK szybko przyswoili sobie zasady walki ulicznej, jednak o przebiegu działań decydowała ogromna przewaga Niemców w sile ognia. Powstańcy wystawieni byli na ciągły ostrzał artyleryjski i bombardowania lotnicze. Hitlerowcy atakowali przy wsparciu licznych pojazdów pancernych (możliwość ich zneutralizowania była niewielka, wobec skromnych środków obrony przeciwczołgowej).

W tej sytuacji nie dziwi dysproporcja strat poniesionych przez obie strony. Wedle najnowszych ustaleń, najczęściej wymieniana w literaturze przedmiotu liczba 200.000 zabitych warszawiaków jest znacznie zawyżona. W rzeczywistości poległo 120.000-150.000 mieszkańców stolicy. Przytłaczającą większość stanowili cywile – ofiary walk, terrorystycznych bombardowań oraz masowych egzekucji. Straty samego powstańczego wojska szacowane są na 16.000-18.000 zabitych, do których należy doliczyć jeszcze 2.718 poległych i zaginionych „berlingowców”.

Popularne u nas twierdzenie, jakoby Niemcy stracili aż 26.000 żołnierzy (10.000 zabitych, 7.000 zaginionych i 9.000 rannych) nie wytrzymuje krytyki. Pod koniec Powstania ppłk. dypl. Felicjan Majorkiewicz „Iron” bardzo precyzyjne oszacował straty wroga na 10.000-12.000 zabitych i rannych. Ujawnione dokumenty niemieckie przyznają, iż straty grupy korpuśnej von dem Bacha wyniosły 1.570 zabitych i 8.374 rannych (zob. meldunek von dem Bacha z 5 października 1944 r.). Niektórzy, po uwzględnieniu strat garnizonu warszawskiego w pierwszych dniach Powstania oraz jednostek frontowych, które przedzierały się przez powstańcze dzielnice, zaokrąglają te liczby do 2.000 poległych i 10.000 rannych.

W sumie zginęło więc do 20.000 żołnierzy polskich (oraz 100.000-130.000 cywilów), wobec 2.000 zabitych Niemców. Proporcje poległych wojskowych polskich i niemieckich kształtowały się zatem jak 10 do 1. Jeśli zaś uwzględnić jeszcze ofiary wśród ludności cywilnej, to okaże się, że za każdego Niemca zabitego w Powstaniu zginęło 60-75 Polaków. Gdyby jakikolwiek generał amerykański czy brytyjski osiągnął takie wyniki – oddano by go pod sąd. U nas takim ludziom stawia się pomniki.

Mit zdradzonego Powstania

Rzecz prosta, nie chodzi mi tu o rzekomą zdradę Stalina. Niewątpliwie, sowiecki dyktator mógł udzielić pomocy powstańcom, czego nie uczynił. Z pewnością radowały go decyzje naszego dowództwa, w wyniku których, niemieckimi rękami, zniszczono kwiat antykomunistycznej konspiracji i ułatwiono późniejsze skomunizowanie Polski. Jednak ZDRADZIĆ mógł nas tylko sprzymierzeniec, nie wróg. Od 17 września 1939 r. Związek Sowiecki występował jako nasz przeciwnik, czego specjalnie nie ukrywał. Tak też traktowała go znaczna część naszych ugrupowań niepodległościowych, również akowskie „doły”. Jeżeli dowództwo Armii Krajowej liczyło na jakieś względy ze strony „sojusznika naszych sojuszników” – mimo agresji we wrześniu 1939 r., aneksji ponad połowy terytorium RP, Katynia i deportacji setek tysięcy Polaków – to był to dowód obracania się w świecie iluzji. Dowództwo Powstania nie ukrywało, iż jest ono „militarnie skierowane przeciw Niemcom, politycznie – przeciw Sowietom”. W tej sytuacji pretensje do Sowietów (że nie pomogli Powstaniu) są żałosne. Równie dobrze można mieć żal do Niemców, że walczyli.

Niektórzy historycy zgłaszają jednak żale do aliantów zachodnich, że ci porzucili powstańców na pastwę losu. Nasi sojusznicy z Zachodu wielokrotnie w dziejach dawali dowody swej dwulicowości, zresztą nie tylko wobec Polaków. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Powstanie Warszawskie rozpoczęto bez uzgodnienia z aliantami; zamierzano postawić ich przed faktem dokonanym. Po wtóre - jak niby alianci zachodni mieliby pomóc Powstaniu? W owym czasie toczyli oni ciężkie boje we Francji, Holandii, Belgii i Włoszech. Jeszcze we wrześniu 1944 r. odebrali bolesne baty pod Arnhem, a trzy miesiące później byli o krok od katastrofy w Ardenach. Latem 1944 r. Warszawa leżała na granicy zasięgu ich ciężkich bombowców, startujących z włoskiego Brindisi. Kosztem dużych strat dokonali zrzutów broni dla powstańców; niestety, niemal równo obdarowując obie walczące strony (m.in. z tego powodu nie chcieli bombardować pozycji niemieckich w Warszawie, o co zabiegali generałowie AK).

Bór-Komorowski i jego sztabowcy domagali się wprawdzie, aby Powstaniu przysłać z pomocą polską 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową oraz polskie dywizjony myśliwskie RAF. Nie da się ukryć, takie postulaty ośmieszały stronę polską, bezlitośnie demaskując indolencję naszej kadry dowódczej. Wedle tego pomysłu dywizjony myśliwskie miały operować z lotnisk opanowanych przez AK. Pomijając fakt, że AK nie zdobyła w Warszawie ani jednego lotniska – jak, na Boga, nasi sztabowcy wyobrażali sobie zorganizowanie obsługi naziemnej samolotów (czy AK dysponowała mechanikami lotniczymi, kontrolerami lotów, czy była w stanie zapewnić obronę przeciwlotniczą lotnisk?). Jak zamierzano rozwiązać problem zaopatrzenia w amunicję, paliwo i części zamienne?

Podobnie było z desantem brygady spadochronowej. W owych czasach do operacji desantowych używano powolnych, nieuzbrojonych samolotów transportowych oraz holowanych szybowców. Nie miejmy złudzeń, nad Warszawę nie dotarłaby ani jedna maszyna. Gdyby w Londynie posłuchano żądań Bora-Komorowskiego, polska brygada spadochronowa uległaby zagładzie jeszcze w powietrzu, gdzieś nad terytorium Niemiec. Jeżeli, jakimś cudem, nad stolicę przedarłby się jakiś samolot – spadochroniarzy zrzucono by nad płonącym miastem, w ogniu artylerii przeciwlotniczej wroga, z ok. 50-procentowym prawdopodobieństwem, że jeśli przeżyją, to opadną na pozycje niemieckie. Pułkownik Bokszczanin wyraził się kiedyś o Borze-Komorowskim, że "jego wojskowe wiadomości ograniczały się do umiejętności dowodzenia pułkiem kawalerii". Dalibóg, w świetle powyższych faktów trudno się z tym twierdzeniem nie zgodzić.

Mit „siedemnastej republiki”

Skrajni apologeci Powstania nie chcą nawet przyjąć do wiadomości, że finałem wystąpienia była straszliwa klęska i daremny rozlew krwi. Ich zdaniem, zryw zakończył się... zwycięstwem Polaków (!!!).To nie makabryczny żart, wielokrotnie było nam dane słyszeć opinie utytułowanych „znawców”, iż Powstanie Warszawskie uratowało suwerenność Polski! – Owszem – przyznają łaskawie „znawcy” - praktycznie cała warszawska AK poległa w boju lub poszła w niewolę, zginęły dziesiątki tysięcy cywilów, a stolicę zamieniono w kupę gruzów – ale przecież uratowaliśmy naszą niepodległość! – Bo gdyby nie Powstanie, Stalin uczyniłby z Polski „siedemnastą republikę sowiecką”! Bo Stalin, prawda, przestraszył się polskiego zrywu, bał się, że jeśli zniewoli nasz kraj, to wtedy wybuchnie Drugie Powstanie Warszawskie! – majaczą „znawcy”.

Przede wszystkim, serdecznie gratuluję dobrego samopoczucia tym, którzy uważają, że po 1945 r. Polska pozostała suwerennym państwem (z sowieckim agentem w roli prezydenta RP, z sowieckim marszałkiem i generałami na czele Wojska Polskiego, z obcoplemiennym kierownictwem aparatu bezpieczeństwa, z obcymi formacjami policyjno-wojskowymi panoszącymi się po całym kraju, z wywózkami tysięcy polskich obywateli „na białe niedźwiedzie” itd.).

Po wtóre, wiadomo przecież, że w 1945 r. Stalin wcale nie miał zamiaru przyłączać Polski do ZSRR. Sowiecką politykę podbojów i aneksji z lat 1939-1940 (por. Polska, Finlandia, Rumunia, Litwa, Łotwa, Estonia) zastąpił program budowy tzw. „demokracji ludowych”, w istocie państw wasalnych, w pełni kontrolowanych przez agenturę i siły zbrojne Wielkiego Brata. W istocie „siedemnastymi republikami sowieckimi” nie zostały też Czechosłowacja, NRD, Węgry, Rumunia i Bułgaria (choć były równie „suwerenne”, jak nasz kraj). Chyba, że założymy, że również te państwa zostały ocalone przez Powstanie Warszawskie...?

Wreszcie, nie opowiadajmy bzdur, że Stalin bał się zrywu, który Niemcy stłumili kosztem 2000 swoich żołnierzy. Cóż dla Stalina znaczyło życie 2000 sołdatów? I kogo właściwie miał się obawiać Józef Wissarionowicz, skoro cała stołeczna konspiracja została zniszczona w Powstaniu, niemieckimi rękami? Kto miał zrobić Drugie Powstanie Warszawskie? Duchy Gajcego i Baczyńskiego, i tysięcy innych, wytraconych z powodu bezmyślności dowództwa?

Mit o „nieuchronności zagłady” stolicy

Rzekomo od decyzji o Powstaniu nie było odwrotu, bo rozgorączkowana młodzież ruszyłaby do walki bez rozkazu... A jeżeli nawet tak by się nie stało, to podobno Niemcy i tak mieli w planach zniszczenie Warszawy... A jeśli nie zamierzali tego zrobić, to miasto zostałoby zburzone w trakcie walk z Rosjanami... Wszystko to wymysły, niczym nie poparte „gdybanie”. Nieraz słuchałem wypowiedzi weteranów AK, oburzonych traktowaniem ich jak jakiejś watahy, zdolnej do samowolnego rozpoczęcia ruchawki (musieliby wpierw obrabować własne, konspiracyjne magazyny broni!). Byli zdyscyplinowanymi żołnierzami, związanymi przysięgą.

Niemcy postanowili zrównać Warszawę z ziemią właśnie w reakcji na wybuch Powstania (rozkaz Hitlera z 1 sierpnia 1944 r.). Z Rosjanami hitlerowcy zamierzali walczyć raczej na przedpolach miasta – ściągnęli wszak jednostki pancerne i zmotoryzowane, zatem wojsko do prowadzenia walki manewrowej (o czym wiedziała AK). Jeśliby nawet walki niemiecko-sowieckie przeniosły się do centrum stolicy, jej straty byłyby i tak mniejsze – przecież podczas samego Powstania Warszawskiego zniszczeniu uległo „tylko” ok. 25 proc. lewobrzeżnej części miasta, resztę zburzono metodycznie, po zakończeniu walk.

Twórczym rozwinięciem mitu o „nieuchronności zagłady” jest hipoteza, że klęska Powstania nauczyła Polaków politycznego rozsądku, bo inaczej w 1956 r. chwyciliby za broń, podobnie jak Węgrzy. – To dzięki Powstaniu Warszawa nie stała się drugim Budapesztem! – słyszymy nieraz. Innymi słowy, jeśliby nawet miasto ocalało w roku 1944, to i tak najdalej dwanaście lat później zniszczyliby je Sowieci...

Mit „zwycięstwa moralnego”

Kiedy nie staje już argumentów rzeczowych, apologeci Powstania odwołują się do emocji. Twierdzą, iż podobno „udowodniło ono, że...” No, właśnie – co udowodniło? Że Polacy również walczyli z Hitlerem? Nie było to tajemnicą od 1 września 1939 r. Czyżby naród najdłużej zmagający się z niemiecką opresją potrzebował jeszcze cokolwiek udowadniać?

Słyszymy też, że Powstanie było „zwycięstwem moralnym”. Czy potrzeba było stu kilkudziesięciu tysięcy trupów i spalonego miasta, by wykazać moralną wyższość idealisty-warszawiaka nad niemieckim bandytą z oddziałów Dirlewangera, czy Reinefartha? A Czesi, Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Norwegowie, Duńczycy i Luksemburczycy, którym udało się uratować własne stolice spod niemieckiej okupacji – czyżby ponieśli z tego powodu „moralną klęskę”?

Póki co, krytyków Komorowskiego, Okulickiego i Chruściela współcześni „niepodległościowcy” szantażują tak „naukowym” argumentem, że „powstańców potępiali kiedyś również komuniści”. Ergo osoby sceptycznie traktujące „przewagi” dowództwa AK zdradzać muszą swe ideowe powinowactwo ze Stalinem i Bierutem...Tak się jednak składa, że w ubiegłym roku te same „niepodległościowe” środowiska pod niebiosa wynosiły też generała Władysława Andersa – dowódcę II Korpusu Wojska Polskiego we Włoszech, zdobywcę Monte Cassino, Ancony i Bolonii. A właśnie Anders – niezłomny antykomunista, więzień Łubianki, porównywany do Mojżesza (wyprowadził z domu niewoli ponad sto tysięcy naszych rodaków) - jednoznacznie potraktował inicjatorów Powstania Warszawskiego. Decyzję o jego rozpoczęciu nazwał ZBRODNIĄ.

Mit – „nie było alternatywy”

Czy Armia Krajowa była w sytuacji bez wyjścia? Czy musiała rozpocząć Akcję „Burza”? Moim zdaniem „Burza” była usprawiedliwiona na Kresach – jako zbrojna demonstracja w obronie polskości tych ziem i jako test na zachowanie Sowietów wobec ekspozytur Polskiego Państwa Podziemnego. Gdy stało się jasne, że Stalin nie będzie tolerował żadnej, niezależnej wobec niego siły politycznej i zbrojnej, gdy z ujawnienia polskiej konspiracji najbardziej uradowane były Smiersz i NKWD, należało zmodyfikować strategię – zakonspirować struktury, dostosować się do nowych reguł walki. Pod koniec okupacji Armia Krajowa rozporządzała sporymi siłami. Rzecz jasna, musimy ostrożnie traktować szacunki, jakoby pod koniec wojny miała zaprzysiężonych 380.000 żołnierzy i oficerów. Akcja „Burza” ujawniła prawdziwe aktywa – wzięło w niej udział ok. 100.000 akowców. W skali działań Frontu Wschodniego nie było to wiele. Ale był to ogromny potencjał, jeśliby go użyć w charakterze siły policyjnej, przeciw wewnętrznym wrogom Państwa Polskiego.

Po pierwsze, należało bezwzględnie rozprawić się z rodzimą agenturą bolszewicką, z komunistyczną piątą kolumną. Niechby Stalin nie miał na ziemi polskiej swego zaplecza politycznego, swoich agentów i klakierów. Tymczasem, gdy pod Borowem oddział NSZ wyciął w pień komunistyczną grupę Gwardii Ludowej (sformowaną z kryminalnych band Kazimierza Piotrowskiego, Jana Liska i Antoniego Palenia, winnych szeregu mordów i napadów rabunkowych), Komendant Główny AK generał Bór-Komorowski potępił to „ohydne wymordowanie” i pospieszył z wyjaśnieniem, że AK nie ma z tym czynem nic wspólnego (zob. „Biuletyn Informacyjny” 18.XI.1943).

Po wtóre, palącą rzeczą było zintensyfikowanie walki z szowinistami ukraińskimi. Zapewne AK nie była w stanie całkowicie rozgromić Ukraińskiej Powstańczej Armii (której liczebność nie przekraczała 30.000 ludzi) – jednak mogła w większym stopniu ograniczyć aktywność rezunów. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej lokalni komendanci AK z mieszanymi uczuciami przyjmowali rozkazy o Akcji „Burza”, o skierowaniu całego wysiłku militarnego przeciw Niemcom (i tym samym o pozbawieniu ochrony polskich wiosek przed atakami UPA). Niewątpliwie, 7.000 żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK walczyło wspaniale przeciw Niemcom. Ale z punktu widzenia polskiego interesu lepiej byłoby wysłać ich przeciw ukraińskim nacjonalistom.

Po trzecie, na Kresach należało przeciwdziałać ekscesom partyzantki sowieckiej. To mało zbadany temat, szacuje się jednak, że jej ofiarą padło minimum 5.000 Polaków. Bywało, że wybijano całe polskie osady (Koniuchy, Naliboki – w tych przypadkach posłużono się bojówkami skomunizowanych Żydów), częściej jednak stosowano terror indywidualny, wyniszczający elitę, stwarzający grunt pod przyszłą depolonizację Kresów. A kiedy oficerowie Armii Krajowej z Nowogródczyzny aktywnie zareagowali na terror sowieckiej partyzantki, dowództwo AK „podziękowało” im sądem i wyrokami śmierci (!!!). Wreszcie, trzeba było aktywniej zwalczać niemiecki aparat terroru, konfidentów, szmalcowników, jak i pospolitych przestępców. Owszem, podejmowano wiele działań w tym zakresie, jak się jednak wydaje, ich skala była niewystarczająca. Po wojnie sieć współpracowników Gestapo, przejętych przez NKWD i UB, stała się jednym z filarów nowego ustroju.

Mit ostatni – bohaterskie dowództwo

Niekiedy porównuje się Powstanie Warszawskie do insurekcyjnych zrywów z XIX wieku, dokonywanych z inspiracji romantyków „mierzących siły na zamiary”. Ale dowództwo Warszawskiego Okręgu AK nie było gromadą żółtodziobów ze Szkoły Podchorążych, którym w Noc Listopadową najlepiej wychodziło zakłuwanie bagnetami starych, bezbronnych bohaterów wojen napoleońskich, próbujących zawrócić ich z drogi zagłady.

Dowództwo Powstania Warszawskiego tworzyła zawodowa kadra oficerska – ludzie z wieloletnim doświadczeniem wojskowym. Byli najwyraźniej przekonani o własnej kompetencji, o czym świadczy... rozdawnictwo generalskich awansów (w Godzinę „W” w szeregach stołecznej AK był jeden generał, w momencie kapitulacji – aż siedmiu!).

Nieraz w historii polscy dowódcy, gdy już ich oddziały uległy przewadze wroga, bywało, brali broń do ręki i szukali śmierci u boku swych żołnierzy. Tak zginął generał Józef Sowiński na szańcach Woli (1831), tak polegli generałowie Stanisław Grzmot-Skotnicki w Turłowicach i Mikołaj Bołtuć pod Łomiankami (1939). Inni, jak pułkownik Stanisław Dąbek (w kampanii wrześniowej dowódca Lądowej Obrony Wybrzeża), odbierali sobie życie, nie mogąc znieść hańby klęski – klęski przecież przez nich niezawinionej.

Ani jeden z generałów Powstania Warszawskiego, tak beztrosko wysyłających bezbronnych przeciw czołgom i samolotom, żaden z nich nie poległ w walce, żaden też nie strzelił sobie w łeb po klęsce, na całopalnym stosie stolicy. Jeden (Okulicki) kontynuował walkę w konspiracji. Inni (sześciu, z Borem-Komorowskim i Monterem-Chruścielem na czele) grzecznie pomaszerowało do niewoli, przechować w niej bezpiecznie swe cenne żywoty do końca wojny, potem zaś przyznawać i przyjmować medale, pisać pamiętniki...

Gloria victis

Poza dowódcami byli jednak prawdziwi bohaterowie. Żołnierze, którzy zacisnęli zęby i wykonali rozkaz, idąc na rzez bez broni. Chłopcy w zbyt dużych hełmach, spadających na oczy. Łączniczki i sanitariuszki, dokonujące cudów odwagi. „Berlingowcy” w postrzelanych łodziach i lotnicy płonący nad Warszawą. Cywile znoszący to, co wedle normalnych, ludzkich kryteriów było nie do zniesienia. I jeszcze matki, nieulękłe wobec wroga, które miały też odwagę (jak zaświadcza prof. Jan M. Ciechanowski, naoczny świadek tego zdarzenia) wykrzyczeć Borowi-Komorowskiemu w twarz: „Morderco naszych dzieci!”. To im należą się hołdy, w rocznicę zrywu i na co dzień. Im – i tylko im.

Andrzej Solak
 
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-06-2009, 18:55   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pewien fragment z Władysław Bartoszewki " Dni walczącej stolicy.Kronika Powstania Warszawskiego stawiająca w fatalnym świetle "Montera" :

"W środę 30 sierpnia zostałem (Jan Nowak - Jeziorańsk) wezwany do "Montera" który zapowiedział, że tej nocy nastąpi odwrót załogo Starego miasta(...)
Gdzies kolo północy "Monter" kaze wystrzelic zieloną race, znak dla tamtych na Starówce by zaczynali (...)
Gdzieś koło pierwszej wybucha strzelanina w rejonie Ogrodu Saskiego. Słychać krótkie serie z pmów i wybuchy granatów. W niebo wylatuje pomarańczowea rakieta. Niemcy wzywaja pomocy (...)
Docieramy w koncu do linii zniszczionych domów przy ulicy Krochmalnej, które wychodza na Hale Mirowskie. Stad własnie miał nastapić wypad (...)
Melduje się dowódca plutonu : porucznik "Janusz" - Janusz Zapolski.
- Panie pułkowniku. Minerki wysadziły dziure w murze. Wyjsć na tamta strone nie sposób. Niemieckie granatnikisa wstrzelana w otwór i w podwórze.
Spokojny dotychczas "Monter" nagle podnosi głos.
- Wykonać rozkaz. Ma pan natychmiast rozpoczać wywiad. My (podkreslenie moje) bez pomocy nie zostawimy.
- Rozkaz panie pułkowniku -
odpowiada głucho "Janusz".

Wspinammsie za chruscielem po czyms, co kiedys bylo klatka schodową i stajemy w wypalonym oknie. pod nami dwa pietra niżej studnia podwórka (...) Zapelnia sie powoli młodymi ludzmi. Rozpoznaje grupe dziewczat. To na pewno patrol minerek, krtory wysadził dziurę w murze. Magle dzieje się cos straszliwego. W ten tłum wpada jeden granat, za nim drugi i trzeci. Za nimi wybuchaja butelki z benzyną (...)Słyszę przejmujące okrzyki bólu i przerażenia. Przeważają głosy dziewczęce. Plomienie rozjasniaja dantejske scenę : ruszający sie kłąb rannych i palacych się ludzi.

Tak było w jednym punkcie . Przeszlismy z "Monterem" cały odcinek. Gdzie indziej przygotowana tak starannie operacja także utkneła bliżej lub dalej od pozycji wyjsciowych (...) Zgineło tej nocy około stu młodych ludzi. około stu pięćdziesięciu było rannych, w tym wielu rannych cięzko."

To jedna relacji stawiających Chrusciela w fatalnym świetle. Oto dowódca wydaje rozkaz nie do zrealizowania, po czym sam zamiast stanąć na czele atakujących obserwuje hekatombę swoich ludzi i idiotyczny rozkaz (atak przez wyłom naprzeciw wstrzelanych w niego granatników i kaemy to nie idiotyzm nawet to morderstwo0 i traci w źle przygotowanej 9bo skoro oddziały tak szybko utknęły to nie mogła być dobrze przygotowana) ćwierć tysiąca ludzi.

W wojsku obowiązuje dobra zasada : nie wydawaj rozkazu którego nie potrafisz sam wykonać.

Żaden z wysokich dowódców AK nie zginał, żaden nie został ranny ani nie popełnił samobójstwa.
Wydanie rozkazu o wybuchu to równocześnie wzięcie na siebie odpowiedzialności za jego skutki, a te zamknęły się liczba 200 - 250 tys zabitych.
Po czymś takim według mnie oficer ma tylko jedno wyjście...

W tym konkretnym przypadku zgadzam sie z ostatnim akapitem "Mit ostatni - bohaterskie dowództwo" napisanym przez pana Solaka.

PS "Janusz" zmarł z ran podczas wykonywania rozkazu "Montera"
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 18-06-2009 o 18:58.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2009, 14:23   #3
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Prawdę mówiąc, sądziłem, że temat wywoła większy odzew, ale być może źle się za to zabrałem.

Zatem postawię trzy pytania.

Czy decyzja o rozpoczęciu Powstania była słuszna ?

Czy Wy podjęliście byście taka decyzje (to wbrew pozorom dwie rożne sprawy) ?

Co według Was można zapisać na plus, a co minus Powstania z perspektywy 65 lat ?



Mojego zdania możecie się zapewne domyślać, choć może... nie do końca jednak
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 19-11-2009 o 14:41.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-11-2009, 01:24   #4
 
Graame's Avatar
 
Reputacja: 1 Graame nie jest za bardzo znany
Jest kilka rzeczy z którymi się nie zgadzam. Sam nie jestem entuzjastą powstania i nie jestem "obcykany" z tematem, ale gościu, który to pisał zapomniał najwyraźniej, że AK nie było samodzielną siłą. Podlegało ono Delegaturze Rządu na kraj.
Kolejna rzecz to trzeba najpierw dowiedzieć się jakie były cele, a dopiero potem powiedzieć, że coś nie wyszło.
Kolejna rzecz, którą lubi podkreślać autor tekstu to zniszczenie antykomunistycznej siatki. Ale nie pisze, ze na innych terenach zlikwidowano siatkę AK do 47 r, tak więc dwa lata różnicy nie robią aż tak wielkiej różnicy. Kolejna rzecz to zarzut zaniechania likwidacji komunistycznych band. I znów autor nie bardzo chyba wie co pisze. Siatka komunistyczna była infiltrowana przez gestapo i AK. Tak więc AK wiedziało doskonale o liczebności GL (a potem AL) i wiedziało, że nie mają poparcia społecznego i wiedzieli, że bez wsparcia sowietów GL nic nie znaczy. Oprócz zrzucanych komunistycznych agentów za oddziałami szły oddziały Szmiersz, NKWD i Omonu. Ich zadanie to... wytępienie inteligencji, terror, i ustanawianie władzy ludowej. Tak więc AL służyło tylko za parawan. Gdyby AK zaczęło walczyć z AL to dałoby tylko kolejnych "bohaterów" komunistycznej propagandzie.
Następny jest zarzut odnośnie zniszczenia miasta. Powołuje się na stolice innych krajów min na Paryż. Tyle że zapomina iż w Paryżu też wybuchło powstanie, które natychmiast zostało wsparte przez Wolnych Francuzów z 2 dyw panc Generała Leclerca. Trzeba też pamiętać o tym, że alianci naciskali na polski rząd aby porozumiał się ze Stalinem (oczywiście mało ich obchodziło czy Stalin będzie honorował umowy, chcieli mieć tylko podkładkę, że działali na rzecz pojednania) Tak więc powstanie było gestem, właściwie niczym więcej. Czymś w rodzaju apelu do aliantów i świata "Jesteśmy, walczymy, nie chcemy komunistów w naszym kraju, nie zostawiajcie nas na pożarcie Stalinowi". Czy to było konieczne? Raczej nie. Świat był już zmęczony wojną i chciał ją jak najszybciej zakończyć, zachód nie obchodziło co się stanie z Polakami, Czechami, Węgrami i innymi narodami przyszłych demokracji ludowych.
Co do dowodzenia to się nie wypowiem. Nie było mnie tam, wszystkich świadków nie przesłuchałem, ani nie znam struktury organizacji i systemu zaopatrzenia. Faktem jednak jest, że byli nie dostatecznie uzbrojeni. Co do zarzutu o brak armat przeciwpancernych i przeciwlotniczych, to jak partyzantka miejska miała je zdobyć? Koktajle mołotowa nieźle się sprawdzają gdy wyrzuci się je z okna, tak więc powstańcy przygotowali się jak mogli.
Jeśli chodzi o użycie 1BSpad, to sformowano ją właśnie w tym celu, żeby wesprzeć zryw w Polsce. Z tym, że została użyta w Holandii, a klęska skutecznie wyleczyła alianckich generałów z ryzykownych desantów. Co do niemożności użycia 1BSpad w powstaniu (podobnie jak polskich dywizjonów), to nie był to problem nie do przeskoczenia (na początku powstańcy opanowali sporą część miasta). Wystarczyłoby, żeby Amerykanie naciskali na Sowietów o udostępnienie lotnisk. Trzeba pamiętać że Rząd w Londynie nie wiedział, że alianci wystawi ich do wiatru. Owszem nastąpiło ochłodzenie stosunków, ale rząd nadal uważał, że jeśli spełni żądania aliantów, to Amerykanie i Brytyjczycy wesprą ich w staraniach o odzyskanie kraju.

Czy decyzja była słuszna? Ciężko określić. Osobiście uważam, że nie, ale nie mam pełnych danych. Patrząc na to z perspektywy czasu widać, że dla świata ten zryw nic nie znaczył, natomiast jeśli chodzi o naszą dumę i pamięć narodową to z pewnością był ważnym wydarzeniem. Tylko czy było warto? Tego nie da się zmierzyć.
Czy zdecydowałbym się na wywołanie powstania? Nie, ale być może dla tego, że wiem jak się skończyło. Ciężko mi się postawić na miejscu ówczesnych decydentów. Nie wiem jaki mieli motywy, i jakie informacje posiadali. Więc na prawdę ie wiem jak bym się zachował.
Plusy powstania? Z pewnością kolejna relikwia w pamięci narodowej... Więcej plusów nie widzę.
Minusy? Tych jest sporo. Straty ludzkie, straty materialne, danie Stalinowi kolejnego argumentu, że rząd w Londynie jest bandą dyletantów i zbrodniarzy (choć pewnie jeśli byśmy nic nie zrobili, to Stalin powiedziałby, że walczyli tylko sowieci, a Polacy czekali tylko na wyzwolenie, bo sami nie umieli nic zrobić).
W gruncie rzeczy powstanie było klęską, zarówno militarną jak i polityczną, tyle, że nawet klęski mogą się do czegoś przydać...
 
Graame jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-11-2009, 01:56   #5
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Powstanie to bardzo trudny temat. Jak napisał Graame dla nas to narodowe wydarzenie, a dla reszty świata nic.
Analizując wszystkie za i przeciw powstaniu musimy pamiętać, że większość Polaków (zarówno tych u władzy, jak i zwykłych obywateli) do końca wierzyło że alianci nas nie opuszczą.
Dziś patrzymy na to zupełnie inaczej niż ludzi, którzy żyli w tamtych czasach.
Ludzi odpowiedzialni za wydanie rozkazów do rozpoczęcia walk, doskonale zdawali sobie sprawę z położenia polskiej armii podziemnej, ale zdecydowali się na ten zryw, bo wierzyli że zachodni sojusznicy opowiedzą się bez wahania za nami. Niestety stało się inaczej.
"...Nie widzą nawet że nas zdardzili ojcowie nasi byli, alinaci z czasów drugiej apokalipsy..." - jak pisze Herbert.
Dla mnie Powstanie Warszawskie to wielkie wydarzenie. Urodziłem się i przez wiele lat mieszkałem w Warszawie i od małego 1 sierpnia był dla mnie dniem szczególnym. Z roku na rok poznawałem coraz więcej szczegółów dotyczących tamtych wydarzeń i jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy zdecydowali się podjąć tę trudną walkę.
Czy sam podjął bym taką decyzję?
Myślę, że trudno powiedzieć gdyż nigdy nie byłem postawiony, choćby w podobnej sytuacji i nie mogę powiedzieć na 100%, że zachowałbym się tak czy inaczej. Mogę tylko gdybać, że chciałbym mieć odwagę podjąć taką ostateczenie beznadziejną decyzję.
A czy było warto?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej i jedynie słuszniej odpowiedzi. Ja twierdzę, że warto. Było co prawda wiele ofiar, ale sądzę że były one nie uniknione. Czy ktoś może mieć wątpliwości, że sowicie po tym jakby wkroczyli do Warszawy nie wybiliby, nie zakatowali i nie uwięzili najlepszych i najdzielniejszych ludzi spośród tego narodu. Myślę, że nie.
Była to więc dramatyczna ale i nieunikniona ofiara, która miała przypomnieć światu że jesteśmy.
Powstanie stało się mitem jakich każdy naród potrzebuje, by pokazać innym że jest wielki. I choć historia nadal w niewielkim stopniu docenia wysiłek tamtych bohaterów, to my powinniśmy.

Hańba mordercom, chwała zwyciężonym.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-12-2009, 18:27   #6
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wydaje mi się jednak, że decyzja o wybuchu Powstania była podjęta naprędce i jest tu dla mnie pewna sprawa niezbyt zrozumiała (ale powtarzam historie Powstania znam bardzo słabo).

Bo widzę w tu pewną lekkomyślność u decydentów, a moze raczej myślenie życzeniowe

Czołgi sowieckie są tuż tuż (wiadomość była fałszywa, ale jej niesprawdzono do końca, kilka czołgów w jakimś szaleńczym rajdzie przedarło się przez linie niemieckie ale zostały bardzo szybko zniszczone), zatem wywołajmy powstanie, by przywitać je jako gospodarze.

Do tego potrzebujemy zwycięstwa na obu brzegach Wisły i nietkniętych mostów. A przynajmniej opanowania obu przyczółków mostowych.
Czyli powinno skierować się na nie atak swych najlepszych sił. A w rzeczywistości na zbudowane tam bunkry rzucono oddziały nieliczne i słabo uzbrojone.
Nie ma relacji o tych walkach dlatego, że ci powstańcy zostali wybici do ostatniego człowieka (tak twierdzi Davies)

Jest koniec pierwszego tygodnia walk.
Postanie na Pradze upadło, mosty w rekach niemieckich.
Dwa elementy planu z trzech się nieudały.
Powstanie powinno się chyba właśnie wtedy zakończyć.
Oczywiście można podnieść argument, że wtedy AKowcy nie mieli by praw kombatanckich. No ale o tym trzeba było pomyśleć wcześniej.

Wydaje mi się, że w ogóle nie brano pod uwagę możliwości że może się ono nie udać.
 
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-11-2010, 19:56   #7
 
Zygmunt's Avatar
 
Reputacja: 1 Zygmunt nie jest za bardzo znany
Brawo,Polak a mysli !

Trudno jest zakazać myslenia,jeszcze trudniej myśleć.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-11-2010 o 20:00. Powód: Post pod postem
Zygmunt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-04-2011, 12:46   #8
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Arango Zobacz post
1. Czy decyzja o rozpoczęciu Powstania była słuszna ?

2. Czy Wy podjęliście byście taka decyzje (to wbrew pozorom dwie rożne sprawy) ?

3. Co według Was można zapisać na plus, a co minus Powstania z perspektywy 65 lat ?
ad1. Tak. Zwycięzcy budują ludzkość. Powstańcy pokazując siłę swojego ducha pokazali co to znaczy być człowiekiem. Jak zwyciężać. I nikt nigdy tego zwycięstwa Polsce nie zabierze.

ad2. Tak. To w Warszawie można było przeprowadzić taką akcję i to właśnie w niej to wszystko musiało mieć miejsce.

ad3. Wszystko na plus, nic na minus.


Cała ta dyskusja wynika z tego, że sowieci przestraszyli się. Strach spowodował ich nienawiść. A nienawiść spowodowała propagandę antypowstaniową, która trwa do dnia dzisiejszego. Drugą i osobną kwestią jest podatność niektórych na taką propagandę ze względu na ich strach przed śmiercią. Strach przed śmiercią równocześnie był modny wśród lewackich ruchów zachodu - "niech USA się podda." Zachowanie życia jest oczywiście jedną z podstawowych "potrzeb życiowych" ale przecież wszyscy w końcu umrą. Czemu nie walczyć o ważną sprawę ryzykując swoje życie? Bez walki... bez ryzyka... co to za życie? Gdybym był wtedy w Warszawie to napewno bym uczestniczył w Powstaniu. Zupełnie odrębną kwestią jest to, że to nie była zwykła wojna.

edycja:

Cytat:
Napisał Arango Zobacz post
Prawdę mówiąc, sądziłem, że temat wywoła większy odzew, ale być może źle się za to zabrałem.
Sprawa jest polityczna jak cholera. Wiele osób jest na tyle niedojrzała, że nie zdaje sobie sprawy, że kwestie polityczna czy nawet życie prywatne są nieistotne wobec uczestniczenia w grach fabularnych.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 16-04-2011 o 13:19.
Anonim jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-04-2011, 16:55   #9
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cytat:
ad1. Tak. Zwycięzcy budują ludzkość. Powstańcy pokazując siłę swojego ducha pokazali co to znaczy być człowiekiem. Jak zwyciężać. I nikt nigdy tego zwycięstwa Polsce nie zabierze.
Czy w międzyczasie przeniosłem się do jakiegoś innego wymiaru, w którym hekatomba ponad milionowej populacji i zrównanie z ziemią ponad 80% miasta jest uznawane za zwycięstwo? Nie mówiąc już o tym, że w zamian osiągnięto wielkie nic?

Cytat:
ad2. Tak. To w Warszawie można było przeprowadzić taką akcję i to właśnie w niej to wszystko musiało mieć miejsce.
Jakieś uzasadnienie czy tylko lokalny patriotyzm?

Cytat:
ad3. Wszystko na plus, nic na minus.
Interesujące. Wymienisz plusy? Poza zarobkiem dla różnej maści 'artystów' żerujących na bogoojczyźnianym, czołobitnym, bezrefleksyjnym i jarmarcznym stosunku do masakry, jaką było powstanie?

Cytat:
Cała ta dyskusja wynika z tego, że sowieci przestraszyli się. Strach spowodował ich nienawiść. A nienawiść spowodowała propagandę antypowstaniową, która trwa do dnia dzisiejszego.
Po pierwsze sowieci nie bali się niczego, a już na pewno nie wykrwiawionej Polski.
Po drugie nienawiść do reszty świata była wpisana w ideologię komunistyczną. Cały ten bełkot o walce klas i światowej rewolucji - to zaowalowana nienawiść do wszystkiego, co jest poza władzą radziecką. A nie wyniknęła z powstania.
Propaganda antypowstaniowa miała zaś konkretny cel - zdyskredytowanie środowisk sprzeciwiających się sowietyzacji Polski i importowanemu rządowi. Nie była spowodowana jakąś abstrakcyjną nienawiścią wywołaną strachem (przed czym?), tylko skalkulowanym politycznym działaniem.

Cytat:
Gdybym był wtedy w Warszawie to napewno bym uczestniczył w Powstaniu.
Uważałbym z takimi deklaracjami. Po fakcie każdy jest bohaterem.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-04-2011, 19:29   #10
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Word up dla Cohena.

Idee to piękna sprawa, ale dowódca wojskowy ma myśleć racjonalnie i kalkulować, a nie budować krwawy postument pod pomniki.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172