Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - ogólnie > Systemy i dyskusje historyczne
Zarejestruj się Użytkownicy

Systemy i dyskusje historyczne Tematy związane ze wszystkimi systemami historycznymi i okołohistorycznymi, a także dyskusje poświęcone historii.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2009, 19:53   #11
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nawet wśród ateistów niewiele się chyba znajdzie osób, które wątpią w śmierć Chrystusa. Co innego ze zmartwychwstaniem, jednakże sama śmierć kogoś, kto miał na imię Jezus i chodził 2000 lat temu po palestyńskiej ziemi nie budzi jakichś sprzeczności, czy oporów. Dla mnie, katolika rytu rzymskiego, sprawa jest oczywista, jednakże chciałbym krótko opowiedzieć o ludziach, których "przekonania" dotyczące Jezusa zahaczają nie tyle o religię, co o ... nie wiem, jak to nazwać. Przy czym słowo "przekonania" napisałem w cudzysłowiu nie bez kozery. Głównym źródłem do napisania tego tekstu była wspaniała książka ś. p. Jolanty Tubielewicz Japonia zmienna czy niezmienna. Otóż, autorka, zajmując się w książce m. in. problemem podania opowiadającego o wizytach Chrystusa w Japonii, wspomina spotkanie z mieszkańcami wsi Shingo-mura. Pozwolę sobie zacytować fragment.

"Zajechaliśmy na skromny parking w półkolistym wgłębieniu zbocza góry. Na skraju stał biały słup z napisem "grób Chrystusa". Po drugiej stronie szosy były jakieś budynki, a dalej rozciągały się pola pocięte na równiutkie prostokąty. Z jednego budynku wyszedł starszawy człowiek w słomianym kapeluszu, wsiadł na rower i odjechał. Wyglądał dokładnie tak, jak każdy inny starszawy japoński chłop. Nagano-san wskazał go dyskretnie i powiedział z niepewnym uśmiechem: "To jest właśnie pan Sawaguchi, potomek Chrystusa. Jego ojciec, który umarł wiele lat temu, miał niebieskie oczy, wysoki nos i jasne włosy".

Zapytany bez ogródek, czy wierzy w to, że Chrystus mieszkał w Herai, Nagano-san zawahał się i bąknął, że sam nie wie. Opowiada całą historię, bo to ciekawe i przyciąga turystów do Shingo.

Jak więc widać, przynajmniej część osób powiązany w jakiś sposób ze sprawą ma do niej podejście nie religijne, lecz komercyjne. No, a przy tym, wysoki wzrost, jasne włosy i niebieskie oczy raczej nie świadczyłyby o żydowskim pochodzeniu.

Lecz skąd się wzięła ta legenda? Trudno dociec, niemniej, została ona rozpowszechniona przez coś, co autorka nazywa literaturą Takenouchi, nazwaną tak od kapłańskiego rodu, ponoć starszego od panującej dynastii cesarskiej i dwóch poprzednich, które według ww. tekstów istniały przed milionami lat. Ot, na przykład dowiadujemy się, że taki cesarz Takeygayafukiaezu, rozpoczął panowanie 1.637.890 lat po swoim ojcu. Całkiem niezła liczba, chociaż, jeżeli akurat chodzi o ilość dynastii w historii Japonii, to przypadkiem liczba 3 może być nawet poprawna, jednakże jeżeli chodzi o te olbrzymie przestrzenie czasu, jeżeli ktoś chce wierzyć literaturze Takenouchi na słowo, jego wola. Jednakże główną i najbardziej znaną propagatorką tej legendy oraz, przy okazji, paru innych, była pani Yamane Kiku, która w swoich książkach objawiała "prawdy ukryte przed światem". Dowodzi ona ponad wszelką wątpliwość, że nauczana w szkołach historia to stek bzdur, natomiast literatura Takenouchi pokazuje rzeczywiste dzieje świata. Popatrzmy na kilka ciekawszych "pewników" opisanych przez jej książki. Przykładowo: Sekai-no seishi, czyli Prawdziwa historia świata, wydana w 1964 roku to książeczka licząca sobie w wersji japońskiej 251 stron i podzielona na IV części:
a) pierwsza: Siedem pokoleń bogów,
b) druga: Boscy cesarze - przodkowie od pierwszego do dwudziestego piątego pokolenia,
c) trzecia: Dynastia cesarza Fukiaezu od pierwszego do siedemdziesiątego trzeciego pokolenia,
d) czwarta: Od cesarza Jimmu do Obecnie Panującego (co, patrząc na datę wydania, oznacza cesarza Showa, czyli Hirohito).
Dodajmy do tego aneks na temat obrzędu chodzenia przez ogień Kosoko-taijingu i wstęp nawołujący do powszechnego pokoju, który powinien być osiągnięty poprzez studiowanie literatury Takenouchi. Wszyscy są bowiem braćmi i siostrami, natomiast, przy okazji, Japonia to matka wszystkiego.

Z tej pozycji właśnie wywodzą się owe milionowe liczby mówiące o panowaniu poszczególnych cesarzy. Niezwykle zajmujące są także inne teorie np. o Mojżeszu i Romulusie, którzy mieli przybyć do Japonii za panowania 69-ego cesarza z dynastii Fukiezu Kamutaruwaketoyosuki. Żyli sobie spokojnie w Japonii 12 lat, po czym Romulus wypada z gry, znikając z kart książki, natomiast o Mojżeszu dowiadujemy się całkiem sporo. Otóż w czasie owej wizyty zakręcił się on wokół cesarskiej córki imieniem Roma, którą poślubił i miał z nią siódemkę potomków. Umarł po przeżyciu 571 lat, natomiast jego małżonka po 461 latach. Oboje pochowano na górze Hodotsusan, obecnie prefektura Ishikawa. Jednakże jego największym wyczynem było wyrycie w kamieniu 10-iu Przykazań, które ofiarował cesarzowi, ten zaś przekazał je świątyni Kosoko-taijingu, którą kieruje rodzina Takenouchi. Dodatkowo pani Yamane zdradza czytelnikom wielką tajemnicę związaną z tym kamieniem. Otóż, ponoć poszukuje go tajne stowarzyszenie masońskie Żydów, które uważa, że posiadanie kamienia jest kluczem władania nad światem. Przypuszczają oni, że znajduje się ów kamień w jakichś rękach żydowskich, tymczasem jest to całkowita nieprawda, gdyż przechowują go kapłani Takenouchi. Autorka "Prawdziwej historii świata" dodaje, iż "nie ulega chyba wątpliwości, że odkrycie tej tajemnicy stanie się wielkim problemem dla całego świata." Trudno się spierać z tak wyrażona opinią, nieprawdaż?

Inna rzecz, ze nie tylko Mojżesz działał w Japonii. Także Gautama Sakjamuni, Lao-tsy, Konfucjusz, Mencjusz, Mahomet. Niezwykle interesujący jest fragment, także zresztą związany z Mojżeszem, o ludziach w pięciu kolorach. Zostało bowiem wyjaśnione, że kamień wyryty przez Mojżesza stał się źródłem praw dla ludzi w pięciu barwach: białej, żółtej, niebieskiej, czarnej oraz czerwonej. Tutaj pisarka przeprowadza nowy podział ludzkości, zaliczając np. do ludzi:
a) niebieskich: mieszkańców Johannesburga, spośród których wywodzą się ludy Transwal, Natal oraz Kirimane (cokolwiek to oznacza), także lud z Hanoi, z którego pochodzą mieszkańcy Tonkinu i Kambodży,
b) czerwonych, których jest całkiem dużo w Afryce, w Ameryce Południowej, Australii etc. Pani Yamane wymienia tutaj np. ludy Suez-Akaba, Freetown, Konakra oraz Morze Egipskie,
c) białych, których jest niewielu. W każdym razie obejmują oni grupę Azja, Syjam, Bangkok oraz Malakka,
d) żółtych, do których należą np. Meksyk oraz Filadelfia,
e) czarnych, czyli Hindusi oraz ludy indoturańskie, przy czy ci ostatni są przy okazji nie tylko czarni, ale także, częściowo, czerwoni.
Nieco trudno się połapać w tym wszystkim. Dodajmy do tego, ze istnieją jeszcze ludy niekolorowe np. Nicea, Mediolan, czy Szczecin, także nacje Sfinksów oraz Piramid (Piramidów?). Owe pięć kolorów ludzkości wzięło się natomiast stąd, że cesarz Tsukurinushiyorozuo żyjący setki tysięcy bilionów lat temu miał dzieci właśnie pięciu kolorów.

Autorka przedstawia zresztą na poparcie swoich tez konkretne "dowody". Najbardziej uderzyła mnie np. boliwijska figurka drewniana. Figurka ponoć zawiera na postumencie wyryte znaki prastarego pisma japońskiego amekoshine, natomiast zostawił ją w Boliwii jeden ze starożytnych cesarzy podczas objazdu świata ileś tam milionów lat temu. Jest też portret Czyngis-chana z klasztoru Kulun. Posiada on tam na piersiach ornament, który autorka utożsamia z herbem Minamoto. Według niej, mongolski władca to nie kto inny, tylko sam Minamoto-no Yoshitsune, brat pierwszego shoguna i japoński odpowiednik Zawiszy Czarnego. Mniej więcej dalej w ten sam deseń.

Książka Sekai-no seishi wspomina zaledwie teorii o śmierci Chrystusa. Prawdziwy popis znajomości tej tematyki pani Yamane dała w swojej innej książce Kirisuto-wa Nihon-de shinde iru, czyli Chrystus umarł w Japonii. Zresztą, nie tylko książka została poświęcona temu faktowi. Ponoć nad rzeką Mabushi istnieje chram shintoistyczny upamiętniający zstąpienie Jezusa na ziemię japońską, natomiast jego grób położony jest we wsi Shingo, która powstała z połączenia dwóch osad: Herai i Nozawa. Jakże więc przedstawia się życiorys Chrystusa według literatury Takenouchi? Ano mniej więcej tak:

Cytat:
Chrystus urodził się Judei i, poza kilkoma laty spędzonymi w Egipcie, mieszkał tam całą młodość. Kiedy nieco podrósł udał się do Japonii, gdzie zstąpił na ląd w porcie Hashidate. Uczył się oraz poddawał ascetycznym praktykom pod kierunkiem tutejszych mędrców, a także studiował język i zapoznawał z kulturą w prowincji Etchu. Kiedy miał 33 lata powrócił do Judei niosąc przekaz o wspaniałej japońskiej cywilizacji. Właśnie te nauki, stojące w sprzeczności z całą ówczesna wiedzą oraz religią, miały zaprowadzić go na krzyż. Tyle, że nastąpiła jakaś wymiana więźniów. W jej rezultacie Jezusowi udało się uniknąć śmierci, natomiast na krzyżu zawisł jego młodszy brat Isukiri. Chrystus zaś, chroniąc się przed śmiercią, uszedł z Palestyny. Wraz z grupą uczniów przez Syberie udał się pieszo na Alaskę, która to podróż trwała cztery lata. Przy czym niezbyt wiadomo, jak przedostał się przez Cieśninę Beringa. Stamtąd na statku popłynął do Japonii, przy czym ten rejs trwał 26 dni. Przybił na wyspy w Hachinohe, po czym osiedlił się w Herai. Tam dożył lat 118-u, znany pod przybranym imieniem Toraitaro Daitengu. Był mężem japońskiej kobiety Miyuko, która urodziła mu 3 córki. Pochowany został na górze Heraidake (Heraiyama). Po czterech latach zaś jego prochy przeniesiono 16 kilometrów na wschód, do miejsca, które jest dzisiaj oznaczone białym słupem
Według literatury Takenouchi istnieje szereg dowodów na fakt zamieszkania Chrystusa w Japonii. Przykładowo, herb Sawaguchi, stanowiących ponoć rodzinę potomków Chrystusa, to gwiazda. Wprawdzie 5-ioramienna, zaś gwiazda Dawida, jak wiadomo, posiada 6 ramion, jednak na pytanie prof. Tubielewicz o tą sprawę, oprowadzający ją przewodnik niepewnie odparł: oba herby są gwiazdami, a ilość ramion ma drugorzędne znaczenie. Podobnie ma się sprawa z innymi dowodami, wśród których są prezentowane w miejscowym shiryokanie lalki. Przy czym obydwie ubrane w stroje, które literatura Takenouchi uznaje za niezwykle podobne do tych noszonych w Izraelu. Także niektóre miejscowe zwyczaje miał Jezus przeszczepiać z Palestyny.

Szczegółowe życie Chrystusa jest opisane w jego testamencie, który odkryła pani Yamane. Jej wnioski "potwierdziła" ekipa specjalistów, archeologów, którzy pod światłym kierownictwem miejscowego sołtysa Sasaki Denjiro odnaleźli w tym miejscu ludzkie szczątki. Należy przy tym dodać, że obok jest buddyjskie miejsce pochówku, nie mniej uznano, że fragmenty kości bez wątpienia należą do właśnie do Jezusa. Owo badanie archeologiczne miało miejsce w roku 1936 i od tego też czasu powstał zwyczaj obchodzenia 10 czerwca Kirisuto-matsuri, czyli Święta Chrystusa, stanowiącego dziwną kompilację obrzędów różnych religii połączonych z tańcami bon-odori wokół miejsca pochówku. Trudno stwierdzić, czy zwyczaj ów jest dalej kultywowany. Polska profesor pisząc bowiem książkę Japonia zmienna czy niezmienna kierowała się swoimi wspomnieniami z lat 70-tych i 80-tych. Prawdopodobnie jednak tak, gdyż także w internecie można znaleźć informację o wiosce Shingo-mura oraz wspomnianym micie.

Japonia jest niezwykłym krajem pod wieloma względami, jednak pod tym, wydała mi się, całkiem normalnym, kiedy przypomniałem sobie niezłą grupkę europejskich oraz amerykańskich mitomanów piszących od nowa historię świata. Dlaczegoby pod tym względem Japonia miała być inna? Literatura Takenouchi jest pewnie tylko jednym z przykładów.
 
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-02-2009, 12:05   #12
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Giri

Jakiś czas temu zdarzyło mi się obejrzeć film o yakuzie. Przybysz ze Stanów Zjednoczonych poprosił swojego przyjaciela z Japonii o pomoc w pewnej sprawie, a ten się zgodził ze względu na giri. Słowo to bardzo często padało z ust aktorów, dlatego też zaciekawiło mnie, cóż to takiego owo giri i jak wpływa na życie współczesnych Japończyków?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy sięgnąć do historii Kraju Kwitnącej Wiśni i rozważyć sposoby rozstrzygania sytuacji spornych. W krajach europejskich prawo należało do najważniejszych atrybutów władzy, ale niemal zawsze bardzo silnie była w nim ujęta część praw podmiotowych, chroniących danego obywatela. Ta ochrona dotyczyła początkowo jedynie przedstawicieli klas wyższych, jednakże miała swoje stałe miejsce w prawodawstwie i z upływem wieków była rozciągana na coraz to nowe warstwy ludności. Dla Europejczyka, więc: prawo to coś, co wymaga od niego określonego zachowania, ale z drugiej strony zabezpiecza i daje uprawnienia. Jeżeli Anglik, czy Francuz pozostaje z kimś w sporze, to dla niego rzeczą naturalną jest oddać sprawę do sądu. Sąd daje mu względną gwarancję realizacji owych, przyznanych mu ustawowo, uprawnień. Ponadto w europejskim prawie stanowionym twórca dąży do tego, by uprawnienia jednej osoby, wiązały się ze zobowiązaniami innej. Jest to jasny układ wiążący strony na mocy prawa. Interes, na straży którego stoi państwo. Tymczasem w Japonii rzecz się miała zupełnie inaczej. Prawa podmiotowe nie istniały, za to stworzono wiele przepisów, za pomocą których władza kontrolowała ludność. Doskonale widać to w Konstytucji Meji, gdzie prawa obywateli zostały określone jako coś, co cesarz łaskawie darował swoim poddanym. Dlatego też, jako dziedzictwo historii, pozostała w umysłach Japończyków niechęć do systemu prawnego.

Jest jeszcze jeden element w tej układance. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni to ludzie skryci, zamknięci, nauczeni załatwiać swoje sprawy prywatne i zawodowe w zaciszu domów, biur, gabinetów. Tymczasem podczas procesu wszyscy mogą wedrzeć się w ową starannie ukrywaną część życia. Wstyd straszny! Stąd, w kwestiach spornych, zazwyczaj nie oddaje się spraw do sądu, lecz prowadzi dyskretne negocjacje. Zresztą nawet, jeżeli korzysta się z pomocy aparatu prawnego państwa, to zazwyczaj w celach pomocy koncyliacyjnej. Sędziowie w takich sytuacjach kierują się często zasadą jori, czyli zdrowego rozsądku. Chodzi bowiem nie tyle, o interpretację prawną, lecz o znalezienie najlepszego wyjścia w danej sytuacji.

Wstyd przed upublicznieniem swoich spraw, połączony z historycznymi zaszłościami powoduje nieprzychylny stosunek Japończyków do prawa stanowionego. W Europie prawo decyduje o zachowaniu się członków społeczeństwa: określa obowiązki i uprawnienia. Bez tego wyobrażamy sobie totalną anarchię. Musi bowiem istnieć coś, co reguluje zachowaniem ludzi, co zapewnia przewidywalność reakcji. W Japonii tym czymś jest właśnie giri, które oznacza moralne zobowiązanie. Jest to jednak definicja niezwykle uproszczona, gdyż nawet dla samych współczesnych Japończyków giri to coś nieokreślonego. Zazwyczaj są oni w stanie podać kilka przykładów pokazujących działanie giri, natomiast znacznie trudniej przychodzi im to pojęcie zdefiniować. Giri bowiem występuje w niemal każdej dziedzinie życia. Możemy mówić o giri dziecka względem rodzica, giri sklepikarza względem klienta, giri ucznia względem nauczyciela itd. Na giri natkniemy się nawet w tak niespodziewanym miejscu, jak Walentynki. Czekolada bowiem, którą japońskie kobiety wręczają swoim znajomym, przyjaciołom, kolegom z pracy nosi nazwę choco-giri. Oczywiście obdarowany mężczyzna ma moralny obowiązek się odpowiednio zrewanżować 14-ego marca, czyli podczas Białego Dnia (Święta Kobiet, obchodzonego tego dnia w Japonii, Korei i na Tajwanie od 1965 roku). Kiedy bowiem jedna z osób wyświadcza drugiej jakąkolwiek przysługę, kiedy obdarowuje ją czymś, powstaje zobowiązanie.

Od tegoż samego terminu w prawie stanowionym różni je kilka zasadniczych elementów:

* nie jest formalne,
* działa bezterminowo,
* podkreśla różnicę poziomów pomiędzy obdarowanym i darczyńcą, dobroczyńca nie ma prawa żądać realizacji giri, a obdarowany nie ma obowiązku go spełnić,
* ów początkowy dar, który rozpoczyna relację giri nie może być wykonany z myślą o przyszłych zyskach. Założeniem giri jest bowiem akt bezinteresownej, emocjonalnej dobroci. Ową dobroć Japończycy określają wyrazem "ninjo", czyli "ludzkie uczucie", będące przeciwieństwem działania realizowanego dla osiągnięcia materialnej korzyści. Dlatego też, na przykład, podczas zawierania małżeństw młodzi Japończycy zazwyczaj nie interesują się sprawami prawnymi, czy materialnymi, typu intercyza. Byłby to bowiem straszny wstyd i nietakt, gdyby w sprawę, którą powinno kierować wyłącznie emocjonalne ninjo, wkraczały jakieś elementy przyziemne.

Całość giri opiera się na honorze. Osoba, która nie spełniła swego obowiązku giri, traci twarz. Wszakże owo spełnienie, to jej dobra wola, a darczyńca nie może najmniejszym gestem, słowem, czy jakimkolwiek działaniem nakłaniać obdarowanego do wypełnienia giri. Jeśli bowiem wywrze jakąś presję, sam zostanie uznany za osobę bez honoru. Załóżmy, że obdarowany zaszczytnie się wywiązał z obowiązku i zrewanżował w jakiejś formie za okazaną wcześniej dobroć. Pamiętać przy tym należy, że moralny obowiązek wdzięczności w Japonii, oznacza nie tylko stan uczuciowy, jak w Europie, ale coś, co należy potwierdzić konkretnymi czynami. Jeżeli więc obdarowany się zrewanżował, to i wcześniejszy darczyńca posiada od tego momentu również zobowiązanie,. I tak ciągle, realizacja jednych obowiązków wynikających z giri rodzi nowe. Pomiędzy obdarowywanym, a darczyńcą tworzy się niezanikająca więź. Przedstawmy to na przykładzie sklepikarza i klienta. W Europie transakcja kupna - sprzedaży jest jednorazowym aktem, w którym obydwie strony uzyskują określone pożytki, po czym zamykają sprawę. Natomiast w Japonii powstaje pomiędzy nimi giri. Przy czym wyższą pozycję ma klient. Wynika to z historycznie ujętej pozycji kupców, bardzo niskiej w społeczeństwie feudalnym. Niemniej, ma ono odniesienie również w korzeniach społeczeństwa nowoczesnego. Przecież także w Polsce znane jest przysłowie: "Nasz klient, nasz pan." Kupujący wyświadcza bowiem sklepikarzowi łaskę, nabywając towar właśnie od niego. W Japonii giri wymaga od kupca, by docenił fakt kupna, zachowując się uniżenie w stosunku do nabywcy. Klient bowiem, zaopatrując się u niego, wyświadcza mu dobro, które rodzi zobowiązanie. Istnieje jednakże również druga strona medalu. Kupujący, o ile zaopatruje się w sklepie częściej, zostaje uznany za kogoś w rodzaju stałego klienta. Zobowiązuje go to, według giri, do kupowania dokładnie w tym samym sklepie, a nie u konkurencji. Z kolei kupiec powinien takiego stałego klienta traktować specjalnie zarówno w warstwie słownej, jak i materialnej.

Wydaje się, że w dobie olbrzymiej masy kontaktów międzyludzkich, giri jest wszechobecne. Tak jest w rzeczywistości. Nie można jednak mylić ogólnej uprzejmości Japończyków ze specjalnym traktowaniem tych, wobec których mają giri. Wysoka kultura i grzeczność mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni wynika bowiem z konfucjańskiej zasady yen, która mówi, że korzystniej jest postępować uprzejmie wobec innych. Giri natomiast wyznacza związek bardzo indywidualny, pomiędzy konkretnymi osobnikami. Na ograniczenia stosowania giri wpływa obecnie zmiana społeczeństwa japońskiego. Ustanowienie nowoczesnych przepisów prawnych, a nade wszystko błyskawiczna amerykanizacja i europeizacja Japonii, zmniejszają oddziaływanie dawnych zasad i tradycji. Przypuszczalnie więc za jakiś czas stanie się ono jedynie wspomnieniem. Póki co, należy ono jednak do elementów wywierających widoczny wpływ na etykę i postępowanie Japończyków.
 
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-02-2009, 00:14   #13
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
aż mi głupio po świetnym poście Kellyego dawać taki drobiazg... ale:


Kto to jest?
Córeczka jakiegoś księcia Rzeszy? Mała Habsburżanka szykowana kiedyś na żonę?


Nie!
To Ludwik XV, przyszły król Francji.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 27-02-2009 o 00:17.
Leoncoeur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-03-2009, 14:56   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
To mi przypomina, że jego ojciec tak pokochał wynalazek zwany ustępem (niestety bez tak zwanego "syfonu" to odkryto później), że spędzał na nim spora cześć dnia, ba przyjmował nawet siedząc na tym swoistym "tronie" zagranicznych posłów !

Ale ja o Mac Arthurze.

Podczas wojny koreańskiej miał już jasno wytyczony cel jakim było osiągniecie stanowiska prezydenta USA. Zachowywał się przy tym jako dowódca wojsk ONZ niczym udzielny władca.

Oto bowiem 14 października 1950 roku Truman nie śmiał, nie chciał (trudno mi znaleźć tu odpowiednie słowo przyznaję) wezwać go do siebie z Tokio, a postanowił spotkać się z nim w połowie drogi na wyspie Wake.

Tak wspomina to Dean Acheson sekretarz stanu :
"Gdy prezydent poinformował mnie o swej pielgrzymce i zaprosił mnie bym wziął w niej udział błagałem aby mnie z tego wyłączył. Wobec faktu że generał miał wiele cech zagranicznego suzerena nie wydawało mi się za rozsądne uznawać go za takiego. Uznałem to za niesmaczne."

I trudno odmówić mu racji. Mimo iż przybył od prezydenta kilka godzin wcześniej, MacArthur powitał Trumana ubrany w polową czapkę, wymiętą i zużytą koszule khaki, rozpiętą pod szyją.

Prezydent potem powiedział : gdyby on (Mac Arthur) był porucznikiem z mojego zespołu ubranym w ten sposób, wywaliłbym go tak szybko, że nie zdążyłby się zorientować.

Co więcej.
Generał nie zasalutował prezydentowi jako swemu zwierzchnikowi, a jedynie podał mu rękę !!!! To nie była już niesubordynacja, to było jawne lekceważenie najważniejszej osoby w państwie.



Spotkanie na Wake. MacArthur podaje rękę Trumanowi zamiast zasalutować

Truman był jednak zbyt wytrawnym politykiem, by publicznie ujawnić oznaki irytacji. Spokojnie wytrzymał wszelkie objawy braku szacunku i złośliwości generała, po czym spokojnie powrócił do Stanów.

MacArthur długo bruździł jeszcze w sprawach polityki zagranicznej USA (jeśli chodzi o Koreę praktycznie prowadził własna, na przykład grożąc Chinom sankcjami ONZ, o czym ONZ nigdy nawet się nie zająknęło), miał szalone plany, które pewnie zakończyłyby się wybuchem III wojny światowej (zrzucenie pod osłoną nocy 30 do 50 bomb atomowych na północnym brzegu rzeki Jalu, a wiec zaatakowanie bezpośrednio terytorium Chin), to jednak w końcu miarka się przebrała i 11 kwietnia 1951 roku odwołano go do Stanów.

I na tym froncie pomimo połączenia sił z krytykami Trumana przegrał.
Następnym prezydentem został w listopadzie 1952 Dwight Eisenhower.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 09-03-2009 o 15:20.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-03-2009, 09:36   #15
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Obecnie daje zauważyć się skłonność, by marszałka Michaiła Tuchaczewskiego przedstawiać jako ofiarę stalinowskich czystek.

Oto śmiały, młody oficer, pragnie zreformować Armie Czerwoną, a zazdrosny Gruzin nie pozwala mu na to, ba knuje by uwięzić go i skazać na śmierć.

To oczywiście prawda, tak samo jak to, że to Abwehra przygotowała materiały, które przekonały Stalina o rzekomej zdradzie Tuchaczewskiego.





Ale Tuchaczewski był takim samym rzeźnikiem jak inni czerwoni dowódcy z tamtego okresu. Ani na jotę gorszym, ani lepszym.

Zbuntowanych przeciw komunistom marynarzy z Kronsztadtu (a marynarze byli wszak podporą rewolucji w pierwszym jej okresie) wziętych do niewoli masowo rozstrzeliwał.

Kolejnym jego zadaniem było spacyfikowanie guberni tambowskiej, gdzie od roku 1918 roku wybuchło powstanie chłopskie.

Powstanie tambowskie - Wikipedia, wolna encyklopedia

Oto oryginalna treść rozporządzeń Tuchaczewskiego :


11 lipca 1921 roku
m. Tambow

Zarządzenie Komisji Pełnomocnej WCIK nr 171
Aby ostatecznie wyrwać zwierzęco - bandyckie korzenie, Komisja Pełnomocna WCIK rozkazuje :

1. Obywateli, którzy nie chcą ujawnić swego nazwiska rozstrzeliwać na miejscu bez sądu (...)

4. Rodzina, w której ukrywa się bandyta, podlega aresztowaniu i zsyłce z guberni, jej majątek konfiskuje się, najstarszy pracujący w tej rodzinie zostanie rozstrzelany na miejscu bez sądu.

5. Rodziny, które ukrywają członków rodziny bandyty, rozstrzeliwać jako bandyckie, a najstarszego pracującego w tej rodzinie rozstrzelać na miejscu bez sądu.

podpisali : Tuchaczewski, Antonow-Owsiejenko



12 lipca 1921 roku
m. Tambow

Lasy, w których ukrywają się bandyci powinny zostać oczyszczone za pomocą gazów duszących. Działania powinny być obliczone tak, aby zasłona gazowa, przenikając do lasu zniszczyła wszystko co żyje.

podpis : Tuchaczewski



23 lipca 1921 roku
m. Tambow

Zarządzenie Komisji Pełnomocnej WCIK nr 171
Doświadczenie pierwszego odcinka bojowego pokazuje dużą przydatność do szybkiego oczyszczania z bandytyzmu znanych rejonów w następujący sposób : czystki.
Mieszkańcom daje się dwie godziny na wydanie bandytów i broni, a także rodzin bandytów. Jeśli ludność bandytów i broni nie wyda, po upływie dwóch godzin wziętych zakładników na oczach ludności rozstrzeliwuje się, po czym wybiera się nowych zakładników i zebranym powtórnie nakazuje się wydać bandytów.
Każdy powinien złożyć zeznanie, nie wykręcając się niewiedzą. W przypadku uporu kontynuować rozstrzelania.

podpisali : Tuchaczewski, Anton-Owsiejenko


(treść rozporządzeń za "22 czerwca 1941" Marka Sołonina)

WCIK - Ogólnorosyjski Centralny Komitet Wykonawczy Rad


Komuś jeszcze żal "biednego" marszałka ?

Nie czarujmy się, nie było dobrych komunistów rozstrzeliwanych przez złego Stalina, jak ostatnio próbują wmawiać niektórzy.

Byli tylko źli i jeszcze gorsi.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 13-03-2009 o 09:51.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-03-2009, 18:53   #16
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszy Litwin na polskim tronie był bardzo wstrzemięźliwy jeśli chodzi o nadużywanie trunków, ba wręcz abstynentem (był to w tamtym okresie ewenement na skalę europejską).

"Zawsze trzeźwy piwa ani wina nie pijał.Jabłek i ich zapachu nienawidził, dobre jednak i słodkie gruszki po cichu jadał"





Czy jednak chodziło naprawdę o to ?

Po zjednoczeniu Litwy przez Mendoga kraj ten stał się arena wzajemnych zamachów wśród elity państwa.
W roku 1263 zdradził Mendoga podczas wyprawy na Briańsk Dowmunt. Napadł i zabił go wraz z dwoma jego synami Ruklą i Repekinem.

Rozpoczęła się wojna domowa, w której wygrał Treniot zabiwszy wcześniej Towciła podczas rozmów rozejmowych. Jego z kolei zgładzili stronnicy nieżyjącego Mendoga.

W roku 1380 Kiejstut obalił panującego Jagiełłę (swego bratanka nota bene), dwa lata później ten z kolei uwięził stryja w Krewie, gdzie został on uduszony (przez dworzan Jagiełły, lub wynajętych do tego Krzyżaków). Warto może wspomnieć przy okazji, że Kiejstut był ojcem Witolda.

Jeśli dodać do tego zabójstwo w 1296 roku Przemysła II w Rogoźnie i Wacława III Czeskiego w 1306 roku gdy ten zmierzał do Krakowa by objąć polski tron można sadzić że Jagiełło naprawdę mógł obawiać się o swoje życie.

Jedna z metod stosowana przez mistrzów trucicielstwa było zatruwanie jabłek tak, by przekrojone na pół przyniosły śmierć tylko jednemu z jedzących.
Nie wynaleziono wtedy jeszcze bezsmakowej i bezzapachowej "aqua tofana", dlatego więc może Władysław pijał tylko źródlaną wodę, by łatwiej wyczuć smak trucizny ?

Wszak wszelkie źródła przyznają , że jedyną jego wadą była nadmierna podejrzliwość
 
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-05-2009, 20:34   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Podczas pierwszej wyprawy Krzyżowej, armia chrześcijańska wędrując najpierw przez Azję Mniejsza, a potem schodząc z gór na rozpalone piaski pustyni cierpiała niewypowiedziane katusze.

Najpierw w górach Taurus ulewy spowodowały iż rycerze porzucali swój oręż, by nieco ulżyć sobie w wędrówce przez istne morze błota, a całe karawany jucznych zwierząt waliły się w przepaście na śliskich górskich ścieżkach.
Potem deszcz, który przeklinali przestał padać, zeszli na równiny. Tu doświadczyli mąk pragnienia. setki wojowników i pielgrzymów skonało wtedy, pito mocz i krew zwierząt.

Doszli do wniosku iż nie może być to przypadek ale kara Boga za to iż towarzyszą im kobiety (stworzenia jak wiadomo cokolwiek podejrzane moralnie i będące często narzędziem w rękach szatana).

Możni wysłali swe żony do Bizancjum, ubodzy wypędzili swe, mówiąc krótko w ten czy inny sposób pozbyto się wszystkich zdawało by się.

No właśnie zdawało by się.
Bo pozostały kobiety parający się jednym rodzajem zajęcia. I wcale nie chodzi mi jak sobie pomyślą niektórzy o te zajmujące się najstarszym zawodem świata.
O nie !
Czymś o wiele bardziej prozaicznym.

Praniem.

Pozostawiono w obozie praczki przyczyny jak najbardziej prozaicznej.
Otóż rycerze mieli zwyczaj przytraczania do siodeł głów zabitych Turków, piechurzy nadziewali je na włócznie.
Tylko jak potem uprać taka tunikę męskimi dłońmi ?

Tak więc oto jedynie praczki towarzyszyły dalej wojownikom I krucjaty.

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 19-05-2009 o 20:37.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-05-2009, 20:52   #18
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Przed wybuchem II wojny światowej Niemcy zaczęli okupować Czechosłowację (poza Słowacją, gdzie utworzyli państwo satelickie). To wszyscy wiedzą. Co ciekawe, na terenach Czech i Moraw Niemcy nie gnębili ludności cywilnej tak jak np. w Polsce, czy zajętych terenach ZSRR. Czesi żyli w swoich domostwach podobnie, jak Niemcy w Rzeszy, do tego mieli spory wkład w niemiecką produkcję i to nie tylko wojskową. Ciekaw jestem dlaczego więc Czesi walczyli np. w Bitwie o Anglię, a ich żołnierze maszerowali ramię w ramię z Aliantami zachodnimi, oraz Armią Czerwoną. Ale nie o tym chciałem.

Gdy w 1945 roku, Sowieci zajęli Pragę Niemcom, którzy tam zostali zgotowano straszny los. Jednym ze sposobów uśmiercania było oblewanie ich benzyną, wieszanie ich nogami do góry i w końcu podpalanie. Ponieważ wisieli głową w dół męczyli się znacznie dłużej - nie dusili się dymem.

Najbardziej niezwykłe w tym wszystkim jest jednak to, że to nie czerwonoarmiści przodowali w takim postępowaniu, a czeska ludność cywilna.

Nawiązując do układu w Monachium w 1938 roku i wyzwoleniu Polski przez Sowietów, pięknie podsumował to wszystko Christofer Duffy w swojej książce:P "[...] gdy porównamy to, co spotkało Warszawę z tym, co nie spotkało Pragi, bezsprzecznie lepiej było być "zdradzonym" Czechem niż "ocalonym" Polakiem."
 
Col Frost jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-05-2009, 19:02   #19
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Mało kto wie iż jednego z najwiekszych odkryć w Afryce dokonała polska ekspedycja, a konkretnie wyprawa pod kierownictwem profesora Michałowskiego z Polskiej Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej UW przy współpracy z Polską Akademią Nauk i muzeum Narodowym w Warszawie.
Było to w Faras na terenie dawnej Nubii w latach 1961-64.
Odkryto miedzy innymi pozostałości światyni Totmesa III i katedry wczesnochrzescijańskiej (w tej ostatniej przepiękne freski).




Fresk przedstawiający świetą Annę najstarszy odnaleziony fresk przedstawiającą ją samotnie.

Obecnie kolekcja fresków z Nubii znajduje się w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Muzeum Narodowe w Warszawie / Zbiory / Galerie stałe / Galeria Faras
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 29-05-2009 o 19:05.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-06-2009, 17:25   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jeśli powiedzenie "Polak, Wegier, dwa bratanki..." na stałe zaistniało w powszechnym obiegu, dziw że nie przyjęło się inne : "Polak Czeczen, dwa bratanki...".

Związki Rzeczypospolitej z ludami Kaukazu były zawsze bardzo silne i siegają wieku XVI. Wszak słowo "petyhorzec" tłumaczyć należy jako "pieciogórzec" i oznacza właśnie jezdzca wywodzącego się z tamtych okolic.

Podobnie jak nasi pancerni nosili oni identyczne uzbrojenie i to raczej my przejelismy je od nich, niz odwrotnie. Należy również pamietać iż często z racji religii gdy z różnych przyczyn emigrowali oni ze swych rodzinnych stron znajdowali "zatrudnienie' w choragwiach "tatarskich" Rzeczypospolitej. Czasami był to znaczny procent tych oddziałów.

Również i po odzyskaniu Niepodległości byli oni czestymi gośćmi w naszym kraju wielu z nich bylo absolwentami (po emigracji, gdy ich państwo zajął Kraj Rad) Szkoły Kawalerii w Grudziadzu, walczyli w Wojnie Obronnej, potem w szeregach AK, byli uczestnikami Powstania Warszawskiego.

Ale najsilniej współpraca polsko - czeczeńska zaznaczyła sie po upadku Powstania Listopadowego. Nie mozna było wszak wysłac tak dużej ilości zołnierzy na Syberie, wysyłano ich więc do tłumienia ciagłych powstań na Kaukazie.

Gdy wybuchło tam w 1834 powstanie imama Szamila choc był on Dagestańczykiem to rejon jego państwa obejmował glównie Czeczenię. Polacy wysłani do stłumienia tego zrywu masowo przechodzili jego strone, dość powiedziec, że "premierem" w jego rzadzie był litewski Tatar, tej samej narodowości "minister spraw zagranicznych", dowódcą artylerii Polak, a jego gwardia osobista składała się wyłącznie z naszych rodaków. Mieszany polsko-rosyjski był elitarny batalion strzelców.

Ale to historia, a gdzie anegdota ? Oto i ona.

Gdy w roku 1859 po blisko półwieczu walki przeciw Rosji pokonano go, Szamil został uwieziony, czy tez raczej przebywał przymusowo na dworze carskim.
Tam jedna z dam dworu zapytała go :
- Czy to prawda że jadł pan naszych biednych rosyjskich chłopców gdy wział ich pan do niewoli ?
I wtedy padła jego kapitalna odpowiedz :
- Droga pani jestem wyznawcą Proroka, moja religia zabrania mi spozywania świniny.




Imam Szamil
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 04-06-2009 o 17:51.
Arango jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172