Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - ogólnie > Systemy postapokaliptyczne
Zarejestruj się Użytkownicy

Systemy postapokaliptyczne Świat po apokalipsie - czyli rozmowy przy Nuka-Coli z atomowym grzybem w tle i zombie charczącym pod butem.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2019, 21:43   #1
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Degenesis: Rebirth - co to takiego?




Degenesis: Rebirth. Europejski system postapokaliptyczny w drugiej odsłonie. Miałem już sposobność przeczytać wszystkie wydane dotąd w ramach tej linii podręczniki, więc nadszedł czas, by podzielić się wrażeniami z Wami!

Cieszy fakt, że wreszcie trafił mi się system postapo osadzony w realiach europejskich. Neuroshima i Afterbomb Madness zamykały się w granicach przeciwnej półkuli, co niektórzy miłośnicy postapo regularnie twórcom wypominali. Degenesis to Europa i Północna Afryka, zatem powinien z nawiązką zrekompensować malkontentom ich wcześniejsze przymusowe wycieczki za ocean. Linie brzegowe obu kontynentów uległy co prawda pewnym zmianom, a pozostałości po zmiecionej deszczem asteroidów ludzkiej cywilizacji zarosły chaszczami, ale wciąż jest to rozpoznawalny fragment naszej części globu. Pół tysiąca lat po mitycznym Eschatonie – ognistym deszczu, który wymazał Dawnych Ludzi – potomkowie niemal unicestwionego w globalnym kataklizmie ludzkiego gatunku znów stają na nogi kładąc podwaliny pod nowy świat, budując coraz większe społeczności i narody, odzyskując pozornie bezpowrotnie utraconą wiedzę Minionych Czasów.

Lecz okazuje się, że nie są w nowym świecie sami. Asteroidy odpowiedzialne za Eshaton przyniosły Ziemi nie tylko śmierć, ale i nowe życie, w postaci cząsteczek pozaziemskiego DNA. Dzień Eshatonu stał się tym samym datą zwrotną w historii planety – wówczas bowiem rozpoczął się równoległy wobec ziemskiego proces ewolucji stymulowany przez biologicznego wirusa ochrzczonego mianem Primera. Odzyskujący swe wpływy przedstawiciele Homo Sapiens stanęli znienacka twarzą w twarz ze swą groteskowo udoskonaloną odmianą gatunku, Homo Degenesis. Część ludzi odrzuciła wizję biernego poddania się oddziaływaniu Primera, część uznała efekty wirusa za naturalny etap ewolucji, przeważająca zaś większość wciąż nie ma wystarczającego pojęcia o zagrożeniu płynącym ze strony Homo Degenesis. Pewne frakcje w Europie i Północnej Afryce toczą z Primerem walkę na śmierć i życie, uznając perspektywę swej porażki za ostateczny koniec ludzkiego gatunku w znanej nam dotąd postaci. Jest to nieprzejednana wojna, w której nie okazuje się litości, miejsca bitew znaczy wypalona ziemia, a ostateczny wynik konfliktu wciąż pozostaje niewiadomą.

Byłby naiwnym ten, kto sądzi, że zjednoczeni wojną z Primerem ludzie tworzą spójną cywilizację. Pół tysiąca lat cywilizacyjnej zapaści wystarczyło, by zatrzeć niemal całkowicie podziały etniczne i narodowościowe sprzed Eschatonu. Postapokaliptyczni rozbitkowie wielokrotnie mieszali krew, zmieniali swe siedliska uciekając przed trzęsieniami ziemi, postępującym zlodowaceniem i dzikimi zwierzętami. Wędrówka ludów zmusiła Skandynawów do współżycia z nacjami germańskimi, potomkowie Brytyjczyków osiedli na ziemiach dawnej Francji, do Polski dotarli nieliczni ocalali z ognistej pożogi, która unicestwiła Rosję. Setki lat później z tego etnicznego tygla wyodrębniły się najbardziej liczne nacje Nowego Świata: Pollanie, Borkanie, Frankowie, Hybriszpanie, Purgaryjczycy, Bałkanowie oraz najliczniejsi z wszystkich Afrykanie.

Z woli autorów systemu historia odwróciła się po Eschatonie powracając do czasów kolonializmu – różnica polega jednak na tym, że po kataklizmie role się zmieniły. Teraz to Europejczycy są zacofanymi przesądnymi ludami wykorzystywanymi w handlowych przedsięwzięciach Afrykańczyków, rekrutowanymi za szklane paciorki do służby wojskowej bądź zakuwanymi masowo w niewolnicze kajdany. Czarny Ląd przeżywa swój rozkwit, cieszy się wielką prosperitą i cywilizacyjnym postępem. Względnie oszczędzeni podczas deszczu asteroidów, mieszkańcy Północnej Afryki najszybciej stanęli po apokalipsie na nogi i skrzętnie ów fakt wykorzystali. Teraz zbijają fortuny na eksploracji Europy wywożąc z niej wszystko, co ma jakąkolwiek wartość i podbijając te obszary, które spełniają wygórowane oczekiwania kolonizatorów.

Pochwyceni pomiędzy młot Primera i kowadło zaborczych najeźdźców z Afryki, biali mieszkańcy Europy muszą się zmagać również z innymi zagrożeniami. Wszystkie względnie cywilizowane społeczności wiedzą, że kontynent pełen jest plemion zdziczałych ludzi, którzy w swym regresie cofnęli się do czasów pierwotnych, do kultu przodków, kanibalizmu i brutalnego okrucieństwa wobec wszystkiego, czego nie rozumieją. Przez długie lata prześladowane i zmuszane do ucieczki, klany dzikich barbarzyńców urosły niepostrzeżenie w siłę, po czym powróciły żądne odwetu na swych cywilizowanych sąsiadach. Pełniący straż na wałach miast ludzie wpatrują się nocami w łuny płonące na czarnym horyzoncie i słuchają niesionego wiatrem złowieszczego dźwięku bicia w bębny. Każdy przeżyty dzień może być dla nich ostatnim.

Lecz nie tylko zdziczali barbarzyńcy spędzają cywilizowanym ludziom sen z powiek. Od gospód północnej Borki po tawerny na wybrzeżu Purgare, od tonącej w muszlach gigantycznych skorupiaków Lizbony po tajemniczy i strzegący przystępu obcym Wrocław, niosą się plotki o bezlitosnych mechanicznych ludziach, którzy nie znają zmęczenia ani głodu; o stadach nadnaturalnie inteligentnych mięsożernych gendo; o gangach apokaliptyków rozprowadzających po Europie dziwny narkotyk zwany spalaczem; o sekretnych podziemnych instalacjach, z których nocami wypełzają zdegenerowani albinosi; wreszcie o dziwnych ludziach z trzycyfrowymi tatuażami na rękach, pojawiających się pozornie znikąd, wyposażonych w broń i sprzęt z Minionych Czasów.

Ponad tym wszystkim króluje trwoga paraliżująca wszystkich na wspomnienie któregoś z Pradawnych. Argyre, Aries, Czernobog, Triglav, Aspera – to tylko kilka imion istot, które przez wielu uważane są za prawdziwych bogów, które otacza aura nabożnego lęku, mitycznego podziwu i oczarowania. Choć tylko nieliczni ich widzieli na własne oczy, a tych mogących cokolwiek opowiedzieć policzyć można na palcach, Pradawni żyją w opowieściach ludzi. Podobno urządzenia z Minionych Czasów ożywają w ich rękach, komputery zdradzają im swe sekrety, lecz nikt tak naprawdę nie wie, czym się kierują i jakie są ich cele. Na co dzień ukrywają się gdzieś poza granicami cywilizowanego świata, obserwując go i dokonując stosownych manipulacji, czy to w sposób subtelny i niezauważalny czy też za pomocą szokująco brutalnej siły.


Rzut okiem pomiędzy okładki

Autorami tego systemu PRG są ludzie z berlińskiej Sixmorevodka, studia zajmującego się w głównej mierze tworzeniem oprawy graficznej do wielu gier. Stąd piękna oprawa ich własnego dziecka, która zachwyciła mnie już w pierwszej chwili. Druga edycja Degenesis robi wrażenie wysoką jakością produktu. Kolorowe ilustracje wzmacniają klimat opowieści i doskonale wprowadzają w świat po Eschatonie.

Zestaw podstawowy składa się z dwóch podręczników: Primal Punk (warstwa fabularna i prezentacja świata) oraz Katharsys (zasady gry). Pierwszy podręcznik (357 stron) opowiada o Eschatonie, o pojawieniu się Primera i zarodników sepsis, o losach ludzi ocalałych z deszczu asteroidów. Prezentuje siedem nacji Europy i Północnej Afryki oraz trzynaście najbardziej wpływowych frakcji, opisywanych jako klany, postrzeganych przeze mnie bardziej jako grupy interesu. Niektóre z nich ze sobą współpracują, inne zwalczają się bezwzględnie. Szpitalnicy stawiają sobie za zadanie zniszczenie Primera i zachowanie ludzkiego gatunku w niezmienionej postaci; Kronikarze dokładają starań, aby reaktywować legendarne serwery Streamu, niezwykle zaawansowanego technologicznie potomka Facebooka. Anabaptyści i jehammedanie szerzą swe religijne przesłania, Neolibijczycy kolonizują kolejne obszary Europy, Helweci strzegą komunikacyjnych arterii w Alpach zbijając majątek na swej strategicznej lokalizacji, albini zaś pilnują podziemnych krypt opatrzonych logo RG czekając na przebudzenie śpiących w kriogenicznych kapsułach półboskich patronów. To oczywiście tylko kilka z zaprezentowanych w podręczniku frakcji, a wszystkie razem wzięte oferują szeroki wybór dla postaci graczy.

Mechanika gry jest w opinii wielu osób niezwykle zbliżona do zasad Świata Mroku. Postacie charakteryzują się atrybutami psychofizycznymi oraz umiejętnościami, ujętymi w wartości punktowe z przedziału 0-5. Każda umiejętność przypisana jest do jakiegoś atrybutu, na przykład walka bronią białą (Melee) jest powiązana z Tężyzną (BOD). Suma obu wartości oznacza pulę kostek k6, za pomocą których wykonuje się test (dla przykładu, w walce bronią białą bohater posiadający BOD 4 oraz Melee 3 rzuca bazowo siedmioma kostkami). Rozliczanie wyników opiera się na systemie sukcesów i porażek i generalnie sprawia dość proste wrażenie, aczkolwiek czasami można się pogubić w mrowiu dodatnich i ujemnych modyfikatorów do puli kości.

Zasady systemu zebrane zostały w drugim podręczniku podstawowym, Katharsys (358 stron). Oprócz mechaniki podstawowej (testy umiejętności, kreowanie postaci) znajdziemy tam osobny rozdział poświęcony batalistyce, tablice z uzbrojeniem i ekwipunkiem, zasady opisujące opartyna obcym DNA narkotyk o nazwie spalacz oraz reguły skażenia ludzkich organizmów wirusem sepsis, bestiarius oraz wprowadzający w klimat zachodniej Borki scenariusz.

Pozwolę sobie w tym miejscu podkreślić raz jeszcze wielkie wrażenie, jakie wywarł na mnie ten produkt – i z czystym sumieniem gotów jestem Degenesis polecić każdemu miłośnikowi erpegów postapokaliptycznych.


* * *

Szanowni, zdaję sobie sprawę, że DG: R wciąż jest mało znanym na polskim rynku systemem RPG. Poniżej wrzucam kilka ilustracji autorstwa Sixmorevodki, a w następnych dniach pozwolę sobie umieścić w tym wątku nieco amatorsko tłumaczonych materiałów, które swego czasu przygotowaliśmy z 8ART-em w ramach przygotowań do sesji na innym forum.

[center]















 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-11-2019, 19:54   #2
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
DZIEDZICTWO STAROŻYTNYCH: BORKA


Silne podmuchy wiatru omiatają zbocza kraterów. Wnikają głęboko w grube warstwy sproszkowanego gruntu, wprawiają w poruszenie morze czerwonego pyłu, po czym unoszą w górę całe jego chmury niosąc je poprzez kontynent. Wrony kręcą głowami wypatrując śladu zagrożenia. Wyczuwają nadciągające chmury. Rozkładają skrzydła, przeskakują z nogi na nogę, a potem podrywają się znienacka w górę. Uciekają. W ostatniej chwili.

Czerwona kurtyna pyłu przesłania słońce.

Wiatr przestaje w końcu wiać i czerwone chmury opadają na ziemię pokrywając drobinami pyłu Borkę. Opadając w dól odsłaniają skupiska bladych monolitów. Niektóre z nich już się rozsypały albo nadgryza je ząb erozji, żelazne zbrojenia sterczą w górę z morza betonu niczym pnie martwych drzew. Większość góruje ponad starożytnym rumowiskiem. Żółtawe porosty wspinają się na spękane ściany walcząc o miejsce z mchem. Zdrewniałe krzewy sterczą z pozbawionych szyb okien, brzozy wyrastają na ruinach zapuszczając korzenie głęboko w grunt, w labirynt zapomnianych tuneli i piwnic. W miejskich kanionach gromadzą się wysokie diuny czerwonego piasku. Krążą po nich niewielkie żuki, wprawiające w ruch swe skrzydła i latające w poszukiwaniu pożywienia.

Borka to kraina kamieni i pyłu pełna wielkich budowli, niekończących się podziemnych labiryntów, zarośniętych krzewami kraterów i rozległych pustkowi. Zżarte rdzą drogowskazy, obwieszone girlandami porostów, wskazują ku wymarłym miastom.

Pogrzebane przed wiekami, ukryte pod skorupą wyprażonej słońcem ziemi, cuda dawnej technologii czekają na zgrzyt wbijanych w grunt szpadli. Ludzie w tej krainie są twardzi z natury i konsekwentni w działaniu, niczym źdźbła trawy wyrastające wszędzie wokół na przekór piaskowym wydmom. Ludzie ci nie widzą wokół siebie dowodów cywilizacyjnego upadku, tylko ogrom możliwości. Ruiny i ukryte w nich artefakty są dziedzictwem Borkan, ale nie ich przyszłością. Kawałek po kawałku Borkanie budują nowy świat, przeistaczając ruiny w metropolie takie jak Justitian, Katedralne Miasto czy Osman, dzieląc krainę na segmenty przeznaczone pod uprawy i zabudowę.

Lecz w okolicznych cieniach czai się śmierć. Jej zęby są ostre, jej usta zaciśnięte, jej skóra przebita przewleczonymi przez ciało kawałkami kości. Silne dłonie zaciskają się na kamiennych nożach, drewnianych włóczniach i żelaznych prętach. Dzicy byli tu od zawsze, zamieszkując te ruiny jako wolny lud. Pobici i zapędzeni w podziemia przez zwycięskie nacje, teraz powrócili. Zamierzają odebrać to, co uważają za swoje - i wiele więcej.


Jedno ciało w dwóch połowach

Wszystko jest w ruchu. Ognista poświata rozświetla od spodu zachmurzone niebo, które wygląda przez to jakby samo stało w płomieniach. Pomiędzy skamieniałymi jęzorami lawy, z wysokiej po kolana warstwy żużlu przykrywającej bezdenne rozpadliny, w górę wystrzeliwują gejzery pary i wrzącej wody. Grunt ustawicznie drży, skały kruszą się i pękają. Tu i ówdzie z trzewi ziemi wylewa się magma oświetlająca jałową krainę swym piekielnym blaskiem. Ziemia, która rodziła niegdyś złote zboże jest teraz twarda niczym węgiel i równie co węgiel urodzajna. Nad usypanym wysoko żużlem unoszą się obłoki żółtego dymu. Pozbawione osłony respiratora, płuca nigdy nie zniosą tego śmiercionośnego powietrza. Zwierzęta i ludzie obracają się tutaj po równi w proch i popiół.

Nic tu już nie wykiełkuje.

To Cięcie Rzeźnika. Ten tektoniczny fenomen bierze swój początek wysoko na skutej ludem północy Borki, przecina w poprzek łagodnym łukiem Alpy i dociera do wybrzeża Afryki po przeciwnej stronie Morza Śródziemnego. Wzdłuż tej linii ziemia jest pęknięta, tworzy gigantyczną bliznę na obliczu kontynentu. Wyrwane ze swych koryt rzeki spadają kaskadami z poszarpanych krawędzi gigantycznej przepaści, by pojawić się w innych miejscach w postaci ogromnych gejzerów. Magma wytryskuje z czeluści ziemi, wypływa z wulkanów.

Borka została rozczłonkowana Cięciem Rzeźnika - niczym bliźnięta, obie części zachowały te same wspomnienia Minionych Czasów, swe przekonania etyczne i korzenie kulturowe. Lecz ludzie z wschodu i zachodu różnią się między sobą znacząco, gdyż bliźnięta dorosły spędzając czas w separacji.


Zachodnia Borka

Wielkie północne morze zniknęło, w jego miejscu pojawiła się ściana pełznącego na południe lodu. Śnieg pada tutaj niemal przez cały rok. W lecie lodowce topnieją, z ich masywu ścieka świeża woda rozlewająca się po południu siecią rzek i jezior. Woda ta nie wystarcza do wypłukania z gruntu ogromu zaległej w nim soli, toteż nigdy nie stanie się urodzajna.

Dalej na południu natura powraca z wigorem.

Pożółkła trawa porasta tundrę upstrzona żółtymi i czerwonymi plamami mchów i porostów. Brzozy i świerki rosną na starych ruinach umarłych miast.

Robi się coraz cieplej. Stepowe trawy tańczą gładzone dotykiem wiatru, tafle jezior skrzą się w blasku słonecznych promieni. Drobiny czerwonego pyłu unoszą się w powietrzu, spadają na ziemię łapane gałązkami krzewów, usypują się w wydmy. Zdziczałe psy - gendo - grasują w rumowiskach szukając szczurów bądź podążając tropami złomiarzy kopiących w ruinach w poszukiwaniu prastarych artefaktów.

Asfaltowe drogi przecinają krajobraz prowadząc ku kamiennym labiryntom miast. Im dalej na południe zmierza wędrowiec, tym wyżej wznoszą się prastare budowle.

Chmury są mocno zrudziałe. Ziemia stara się pozbyć zaścielającego ją pyłu. Wiatry podrywają go w górę, przenoszą z miejsca na miejsce. Kiedy dostaje się do ludzkich oczu, te łzawią i zaczynają ropieć. Płuca nie potrafią sobie z nim poradzić. Tylko ci, którzy noszą gogle i maski bądź przesłaniają twarze chustami, mogą przeżyć piaskową zadymkę. Zwierzęta są sprytniejsze od ludzi. Wyczuwając nadciągające chmury pyłu i na czas się ukrywają. Nawet roje owadów pierzchają wówczas do swych kryjówek.

Czerwony pył pochodzi z Krateru Wupper i kilku mniejszych miejsc upadku meteorytów. Czasy, gdy ustawicznie terroryzował szkarłatnymi tumanami ocalałych z kataklizmu ludzi już przeminęły. Teraz piaskowe burze należą do coraz większej rzadkości.

Wielka w tym zasługa przyrody. Korzenie roślin trzymają wydmy w ryzach. Świerkowe lasy wyłapują drobiny pyłu z powietrza. Tylko w miejskich kanionach wciąż pozostaje wysoko usypany i podatny na podmuchy silnego wiatru.

Borkanie przystosowali się do życia w tych warunkach. Nosząc grube odzienie i wierzchnie futra przydające im wszystkim aparycji olbrzymów, mozolą się co dzień w pocie czoła. Dziesiątki tysięcy wyrusza do industrialnych kamieniołomów po bogactwo teraźniejszości: złom. Wydrapują na murach ruin swoje znaki, informując o przeszukanych miejscach bądź ostrzegając przed zagrożeniami. Swą zdobycz zanoszą do miast, gdzie cenne artefakty są wyławiane przez Kronikarzy, a reszta ulega przetopieniu i odlaniu w nowe formy albo trafia do magazynów Złomiarzy.

Metal jest wszędzie i jest tani. Buduje się z niego mosty, wzmacnia nim drzwi i ściany. Metalowymi płytami wykłada się ulice. Rdza trzaska cicho pod podeszwami butów, dźwięczą metalowe dzwonki zwisające ze ścian budynków. Ludzie jedzą zupę z metalowych misek.

Drewno dla odmiany jest rzadkie i trzeba je sprowadzać z daleka. W pobliżu ludzkich skupisk pozostały jedynie mokradła i nieliczne przeoczone jak dotąd zagajniki.


Justitian

Pośród morza ruin można natrafić na największą metropolię Borki: Justitian Praworządny, źródło porządku i prawdziwie charyzmatyczne miejsce.

Miejscy farmerzy znakują swe parcele drucianymi ogrodzeniami i toczą wojnę z nieustępliwym pyłem. Po żniwach muszą stawić czoła Szpitalnikom. Jeśli ich ziarno jest wolne od zanieczyszczeń, zostanie certyfikowane, a opatrzone stemplami worki będzie można sprzedać. Jeśli ziarno okaże się skażone, farmer straci rok ciężkiej pracy.

Farmerzy są wykorzystywani na każdym kroku. Kupują środki grzybobójcze od Szpitalników, czerpią wodę z pomp, które działają tylko wtedy, gry wrzuca się do nich metalowe żetony sprzedawane przez Kronikarzy. Lecz miarka zaczyna się przebierać. Rolnicy zbierają się w grupy, wylewają wzajemnie swe żale, dyskutują. Jeden z nich zdobywa się na odwagę, proklamuje Farmerski Kolektyw. Jego członkowie wciąż trudzą się pod rządami Justitianu, ale lont bomby już się tli.

W dzielnicach metropolii wrze kulturowa mieszanka. Anabaptyści czekają w Kwartale Krzyżowym na zmiany w stołecznej polityce obserwując jednocześnie podejrzliwie ku Kwartałowi Jehammedańskiemu. Apokaliptycy wyciągają na wszystkie strony swe dyskretne macki monopolizując uliczne grzechy. Dziecięce gangi podbiły Kwartał Stukova i podzieliły jego ulice między swe strefy wpływów.

Umocowane na wieżach głośniki Kronikarzy wyrastają ponad domy w centrum miasta, ponad baraki w dzielnicy dla przyjezdnych oraz pokryte płytkami dachy jehammedańskich kamienic. Z głośników płynie pompatyczna muzyka, przerywana od czasu do czasu komunikatami. "Uwaga, obywatele! Klaster przemówi!". Na miejskich murach oraz metalowych mostach przerzuconych ponad ulicami krążą Sędziowie, palący skręty i obserwujący tłum przechodniów poniżej, sprawujący nad metropolią pełnię kontroli.

Pośród labiryntu skorodowanych blaszanych szop, wąskich uliczek, ścian wzniesionych z gruzu i kawałków maszyn oraz przesłoniętych płachtami materiału nor wyrasta okaleczony monolit. Jest częściowo zrujnowany, oszpecony oderwanymi w wielu miejscach zewnętrznymi ścianami, przypominający bardziej górę niż ruiny: budynek Techno-Centrali. Tysiące Złomiarzy gnieżdżą się w jego wnętrzu na podobieństwo karaluchów, remontując piętra, wzmacniając konstrukcję, poszerzając fundamenty. Tam właśnie jednoczą się na jakiś czas ci, którzy na co dzień preferują samotność. Pokryte pyłem Samotne Wilki wloką do budowli worki pełne artefaktów kaszląc przy tym nieustannie; Niedźwiedzie szukają żon czując się niepewnie wśród tylu ludzi po latach izolacji; Myszy kręcą się przy Borsukach próbując wywrzeć na nich wrażenie swymi talentami. Manufakturzyści z Techno-Centrali są znani nawet poza granicami Borki. W ich warsztatach powstaje nie tylko doskonałe uzbrojenie bądź narzędzia i pułapki najwyższej klasy, ale i legendarne mechaniczne cuda, bezbłędnie funkcjonujące urządzenia dowodzące geniuszu swych twórców.

Inny kamienny kolos wydaje się strzec dostępu do centralnej części Justitianu: Uptown Plateau. To Stalowy Monolit. Kowalskie młoty Stalomistrzów biją tam nieustannie dzień i noc, wypełniając całe miasto wibrującym odgłosem uderzeń metalu o metal. W kuźniach nigdy nie gaśnie ogień.

Uptown jest enklawą Sędziów i Kronikarzy. Znajduje się na wzniesieniu terenu i dostać się tam z Downtown można jedynie za pośrednictwem spalinowych platform służących za windy. W Uptown znajdują się oficjalne budowle Sędziów, wśród nich Judicarium. Tam też znajduje się Centralny Klaster Kronikarzy. Trójkątne panele słoneczne, linie kolejki, wieże transformatorów, przekaźniki energii i baterie głośników - wszystko to nadaje Klasterowi wyglądu miejsca z zupełnie innych czasów.


Protektorat

Dawno temu Justitian przyniósł coś zamieszkującym te ziemie ludziom, zakorzenił pewne wartości w pełnej ruin panoramie Czarnych Płuc - miejsca, w którym Sędziowie spotkali się z Kronikarzami. Miasto stało się oazą bezpieczeństwa w morzu drapieżników i pasożytów. Każdy, kto do niego przybywał i zdawał się na osąd Sędziów mógł liczyć na ich pomoc. W tamtych czasach Sędziowie byli silni. Ramię w ramię przemierzali Czarne Płuca pędząc przed sobą klany na podobieństwo uciekających przed młotami karaluchów. W kanionach pomiędzy zniszczonymi wieżowcami rozbrzmiewały bitewne zawołania, setki zdziczałych barbarzyńców rzuciły się wprost pod plujące ołowiem lufy muszkietów. Kiedy ostatni z nich zginęli, zakrwawione młoty zostały w końcu złożone na pylistym gruncie.

Pokój miał smak krwi.

Kodeks stał się podstawą powszechnego systemu prawnego. Nikt, nawet pracujący na polach Justitianu farmerzy, nie mogli unikać narzuconych wszystkim reguł. Szpitalnicy kontrolowali dostawy żywności w obawie przed sepsis, certyfikowali te przeznaczone do sprzedaży. Zasady, mnóstwo zasad. Ci, którym się to nie podobało mogli próbować swego szczęścia na pustkowiach. Ci, którzy przeciwko prawu się buntowali bądź je łamali kończyli w obozach pracy, gdzie odpracowywali długi wobec Sędziów. Kodeks dokonał jasnego podziału ludzi na obywateli i wyrzutków. I w pewnej chwili Sędziowie przeoczyli, że zaciskając żelazną pętlę praworządności na gardłach ludności uniemożliwili im oddychanie.

Lecz Justitian wciąż cieszył się dobrobytem, wysyłał Sędziów do sąsiednich osad, oferował protekcję i narzucał zwierzchnictwo. Miejscowości takie jak Mobilis, Ferropol, Wetzlar i wiele innych dołączyły do Justitianu nie widząc innej alternatywy.

Tak powstał Protektorat, z każdym rokiem powiększający swą strefę wpływów, anektujący osadę za osadą.

Na ryneczkach miejscowości wzniesione zostały kamienne tablice z wyrzeźbionymi symbolami młotów, zbudowane budynki lokalnych sądów.

Lecz tak było wczoraj.


Stare porachunki

Klany zostały przetrzebione, ale nie zniszczono ich całkowicie. Barbarzyńcy ukrywali się w ruinach, kładli wypolerowane kamyki na mogiłach swych przodków i wykrzykiwali ból jestestwa w czerń długich nocy.

Kiedy Praga upadła pod naporem Koroziatora i jego hordy, barbarzyńcy pilnie chłonęli wieści. Praga od zawsze uchodziła za twierdzę nie do zdobycia; cały otaczający ją kraj był fortecą. Żaden obcy nie zdołał przedostać się przez wzgórza, choćby tylko po to, by popatrzeć na lśniące w oddali złote dachy. Nawet Szpitalnicy zostali odesłani z kwitkiem. Praga cieszyła się reputacją potężnej metropolii. Tak samo jak Justitian.

Teraz klanyci znów się gromadzą w odludnych miejscach, opuszczają swe kryjówki uzbrojeni po zęby w zapiekłą nienawiść. Malują symbole insektów na swych ciałach, ostrzą groty włóczni i czyszczą samopały. Z nieludzką zajadłością atakują konwoje niszcząc wszystko, co kojarzy im się z Justitianem.

Uderzają na centralnych obszarach Czarnych Płuc, zasypując patrole Sędziów strzałami albo wciągając je w pułapki. Włócznie przeciwko młotom, pękające drewno i kości.

Jest ich znowu tak wielu. Sędziowie są zwlekani z siodeł, mogą się tylko osłaniać rękami przed gradem ciosów zadawanych kamiennymi maczugami. Ciała są znajdowane wiele dni później przez podróżnych. Wiszą na ścianach zrujnowanych budynków, przynitowane do nich metalowymi prętami wbitymi w piersi lub brzuchy. Połamane szczęki opadają na torsy zabitych, roje insektów gnieżdżą się w martwych ustach.

Brutalność klanów budzi grozę wśród mieszkańców Protektoratu. Osady upadają jedna po drugiej, kamienne tablice pękają rozbijane w drobny mak. W tej wojnie nie chodzi już o miejskie kaniony czy podziemne pieczary, również nie o miejsca pochówku przodków. Dzicy odcinają Sędziom linie zaopatrzeniowe i nie poprzestaną, dopóki nie przejmą na własność wszystkich utraconych niegdyś ziem. Chcą Justitianu.

Lecz w tej godzinie największej próby zawiązane zostały ważne sojusze. Tym razem Sędziowie, Szpitalnicy, Kronikarze, anabaptyści i jehammedanie stoją po tej samej stronie. Złomiarze raportują z pustkowie, Helveci strzegą konwojów.

Zachodnia Borka znajduje się w stanie wojny.



 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-11-2019, 19:21   #3
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Eshaton. Takim mianem został ochrzczony koniec świata. Dzień, w którym ogień spadł z niebios paląc ziemię i ludzi. Cała planeta dygotała w spazmach agonii. I chociaż tę agonię przetrwała, zmieniła się na zawsze.

Kiedy nadszedł Eshaton i Dawni Ludzie wyginęli, zabrali ze sobą do grobu dziesięć tysięcy lat rozwoju cywilizacyjnego. Nieliczni ocalali rozpierzchli się po świecie walcząc ze sobą o żywność i czystą wodę. Pozbawieni nadziei, wędrowali pośród rdzewiejących wraków pojazdów na ulicach zrujnowanych miast. Uwolnieni od dawnych pojęć moralności i etyki, naiwni niczym dzieci spoglądali na nowy świat, zniszczone krajobrazy torturowane żywiołami natury, na skażone toksyczne krainy. Szybko zyskiwali świadomość tego, że muszą nauczyć się w tym środowisku żyć albo ulegną zagładzie.

Czas mijał. Opary wydobywające się z kraterów rozwiał wiatr, a ludzie ponownie zbudowali podwaliny kultur społecznych - kruche i podatne na zniszczenie. Co rusz jakiś naród upadał, ale fundamenty pozostawały. Po dziesięcioleciach zapaści następowało odrodzenie.

Mamy rok 2595. Europa jest podzielona pomiędzy kilka wojowniczych związków kulturowych. Lud Borki przywiązany jest do reliktów Przeszłości. Frankowie walczą o przetrwanie w feromonowej sieci Wynaturzeń. Purgare to kraina na poły spustoszona, na poły żyzna, ale jednakowo rozdarta konfliktem z psychokinetami. Pollanie wędrują między oazami i lasami fraktali ścigani przez Sepsę i plagę biokinetów. Hybrispania cierpi z powodu dziesięcioleci wojen wyzwoleńczych oraz rosnącej anomalii czasowej. A daleko na południu, za Morzem Śródziemnym, Afryka lśni złotem i lapis lazuli zmagając się jednocześnie z dziwną agresywną formą roślinności.

Siedem kultur, trzynaście kultów, niezliczone klany. Które ludy, filozofie i wierzenia przetrwają próbę czasu? Czy ci, którzy oddają cześć Minionym Czasom? Czy ci, którzy dzielnie budują nowy świat na gruzach ludzkiej pychy?

W mroku kraterów coś się dzieje. Czy tam należy szukać przyszłości ludzkiego rodzaju?

Degenesis opowiada o nadziei i rozpaczy. Opowiada o ludziach i dzielących ich odmiennych priorytetach pozwalając zadać pytanie, jak daleko nasz gatunek dotarł po zejściu z drzewa. Świat Degenesis jest niczym zniszczony ogród Edenu, ukrywający sekrety dobra i zła, ignorancji i oświecenia, barbarzyństwa i cnót charakteru.


* * *


2073. Rok Apokalipsy. Jedna noc, podczas której bombardowanie asteroidów wprawiło w dygotanie całą planetę.

Europa została trafiona jako pierwsza. Płyta tektoniczna kontynentu uległa pęknięciom, najpierw w Skandynawii, później poprzez Alpy ku Włochom i Północnej Afryce. Ziemia zaczęła się zapadać, w niebo wzbijały się gigantyczne chmury pyłu wielkości miast. Tryskająca z czeluści planety lawa spopielała wszystko na swej drodze obracając żyzne ziemie w wyjałowione cmentarzysko. Ludzkie metropolie zostały unicestwione przez tsunami i trzęsienia ziemi.

Rząd Brazylii zdążył wysłać w eter ostrzeżenie przed tsunami, ale chwilę później łączność radiowa została zerwana, całkowicie zakłócona falami elektromagnetycznymi towarzyszącymi kosmicznemu bombardowaniu. Moskwa została obrócona w pogorzelisko. Północna Ameryka utonęła w popiołach. Półwysep Indyjski oderwał się od kontynentu. Sydney zniknęło pod falami oceanu.

Kiedy nadszedł nowy dzień, przestworza planety zasnute były grubym całunem wulkanicznego pyłu i popiołu. Ziemię oświetlała upiorna czerwona poświata, jedyny dowód na istnienie próbującego się przebić przez popielne chmury słońca. Nienaturalny półmrok rozjaśniały ognie pożarów i iskry sypiące się z zerwanych przewodów energetycznych. Słychać było strzały, wybuchy i krzyki. Te ostatnie przeszły w pozornie nieustającą kakofonię, kiedy z gęstych chmur lunął żrący niczym kwas deszcz. Planeta zaczęła cuchnąć odrażającym smrodem śmierci.

Tego dnia dokonała się zagłada znanego porządku świata. Dziesięć tysięcy lat ludzkiej cywilizacji uległo unicestwieniu. Nieliczni ocaleli nadali temu pamiętnemu dniu różne nazwy. Apokalipsa. Globalna pożoga. Armageddon. Przywołane z pamięci określenia mogące pomóc im zaakceptować to, co już się nieodwracalnie stało. Dopita do końca butelka wina, dotyk zimnego metalu na skroni, palec naciskający na spust. I koniec.

Lecz ludzkość to uparty gatunek - bynajmniej nie dobiegła wówczas kresu. Tak, stary świat przepadł i nikt i nic nie mogło już przywrócić utraconych dobrych starych czasów. Ludzie szukający odpowiedzi znaleźli je w duchowości. Czyż wszystkie religijne doktryny świata nie przepowiadały takiego właśnie końca? Upadku cywilizacji? Nowego początku? Wbrew wszystkiemu zaczęło odczuwać nadzieję na przetrwanie. Asteroidy nie przyniosły apokalipsy, przyniosły Eshaton. Nowy początek.

Trzeba było tylko przetrwać długą noc.

Epoka lodowcowa

Po gigantycznych pożarach zapanowała ciemność. Nieprzenikniona kurtyna czarnych chmur wisiała nisko nad ziemią, rozświetlana sporadycznie blaskiem błyskawic. Popiół unosił się na wietrze, opadał na ziemię wsiąkając w nią uparcie. Czasami gdzieś pokrywa chmur ulegała na chwilę podmuchom wiatru rozdzierając się bez ostrzeżenia. Kolumny oślepiającego słonecznego światła dotykały wówczas powierzchni planety. Tysiące ubrudzonych popiołem twarzy wpatrywały się w nie z urzeczeniem.

A potem pewnego dnia wraz z popiołem zaczął padać śnieg. Nadeszła zima, która postanowiła nie odchodzić.

Z biegiem czasu zaczął się zmieniać klimat. Lodowce na biegunach zyskiwały na rozmiarze, przeistaczając w lód coraz większe połacie mórz. Północna Europa utonęła w śniegu. Ludzie ukrywali się głęboko pod ziemią, wychodząc na jej powierzchnię tylko w poszukiwaniu opału. Morza cofnęły się w efekcie ruchów tektonicznych na całej długości szelfu kontynentalnego i dawne portowe miasta zaczęły górować nad jałowymi nizinami.

Podczas gdy Europa pogrążała się w zimowej hibernacji, a południowa Afryka znikała pod masami lodowców sunących od strony Antarktydy, północna część Afryki zaczynała rozkwitać. Równikowe wiatry szybko usunęły z atmosfery chmury pyłu, uchroniły Czarny Ląd przed późniejszymi konsekwencjami Eshatonu. Śródziemnomorski klimat przesunął się na południe, obejmując we władanie obszary transsaharyjskie. Ciepłe wilgotne wiatry znad Atlantyku niosły ze sobą deszcze będące odrodzeniem życia. Kiedy reszta planety konała w lodowym uścisku, Sahara stawała się coraz bardziej zielona.


* * *


FRANKA

Piekło Eschatonu

13 marca 2074 roku. Ostatni dzień życia Dawnych Ludzi, ostatni dzień istnienia rozwiniętej technologicznie cywilizacji. Tego dnia na powierzchnię Ziemi spadł deszcz asteroidów, który przeszedł później do historii pod nazwą Eschatonu - Dnia Gniewu Bożego. Jeden z nich, gigantyczna bryła skał i lodu, uderzył w Central Massif, serce Francji. Fala uderzeniowa zrodzona z upadku kosmicznego pocisku dotarła do Paryża po zaledwie kilku minutach zrywając dachy, równając z ziemią budynki i wywołując liczne pożary. Pchane nią pojazdy wpadały na ściany budowli, zgniatały się wzajemnie pośród zgiełku syren. Rozpętało się straszliwe pandemonium, które przybrało na mocy, kiedy na północnym horyzoncie zapłonęły kule ognia, a morze wystąpiło z brzegów. Jeden za drugim, kolejne asteroidy rozpalały ziemską atmosferę unicestwiając bezbronną Europę. Dymy gigantycznych pożarów i chmury popiołów zasnuły szczelnie przestworza pogrążając dogorywający świat w ciemności niekończącej się nocy.

Słońce nie potrafiło przebić się przez nieprzeniknioną czarną zasłonę. Roślinność oszczędzona w wielkich pożarach szybko zginęła w ciemności wiecznej nocy i strugach kwaśnych deszczy. Ponad wierzchołkami Massif Central wielka biała czasza pyłu wznosiła się w przestworzach ku górnym warstwom stratosfery, przez długie miesiące opierając się podmuchom wiatrów. Kiedy pozaziemskie drobiny pyłu spadły w końcu na ziemię, wżarły się w udręczoną glebę, wrosły w nią głęboko. Na powierzchni gruntu pojawiły się po jakimś czasie malutkie rzęski ukształtowane w nienaturalnie idealne kręgi. Dojrzewające owoce pękały uwalniając zarodniki niesione wiatrem i wodą. Mikroskopijne cząsteczki infekowały niepostrzeżenie owady i zapychały coraz mocniej ludzkie płuca. Sepsa podbiła upadłą Francję.

Kontynentalna płyta trzeszczała i pękała pod wpływem niszczycielskich ruchów tektonicznych. Trzęsienia ziemi obalały górskie masywy i przeistoczały równiny w zapadliska. We wschodniej części kraju rzeki wyschły, za to w rejonie Ile-de-Paris poziom wód gruntowych ciągle się podnosił. Kiedy pokrywa popielnych chmur w końcu popękała i Francję ponownie rozświetliły życiodajne promienie słońca, uprawne niegdyś ziemie przeistoczyły się w bagniska, a drogi zniknęły bezpowrotnie w grząskiej mazi.

Ludzie, którzy przetrwali potworność długiej nocy, grozę kanibalizmu i odsłonę wszelkich możliwych wynaturzeń człowieczeństwa teraz musieli uciekać przed powodziami i chmarami krwiożerczych insektów. Karaluchy pochłaniały zapasy żywności. Termity niszczyły prowizoryczne schronienia. Dziwne owady, wabione odorem ludzkiego potu, wlewały się chitynowymi strumieniami do domostw wpychając się pod pachy ocalałych bądź w ich pachwiny, wysysając łapczywie krew. Niektóre z nich roiły się w ludzkich włosach. Frankowie wycofali się na pokłady rzecznych łodzi, pokryli swe ciała grubą warstwą zapewniającego ochronę przed insektami błota. Blisko dwieście lat po Eschatonie szósta generacja ocalałych porzuciła ostatecznie Paryż wydając dawną stolicę europejskiego mocarstwa na pastwę nieprzeliczonych chmar owadów. Zniszczona metropolia zmieniła się w bagnistą wylęgarnię żywej plagi.

Narodziny Wynaturzonych

Emigrujący na południe i zachód Frankowie przezornie omijali region Central Massif, przez wzgląd na ogromną koncentrację populacji owadów stanowiących śmiertelne zagrożenie dla wszelkich innych form życia. Lecz w roku 2300 wszystko się zmieniło za sprawą niepokojącego naukowego odkrycia Szpitalników. Borkańscy medycy odnotowali w północnej części kraju Franków rosnące stężenie metanu, szczególnie silne w obrębie krateru Souffrance. Badania ujawniły, że źródłem gazowych emisji stała się mutująca w nieznanym kierunku gigantyczna populacja insektów, zwłaszcza mrówek - miliony lat ewolucji poszły w zapomnienie w przeciągu zaledwie dwóch wieków po Eschatonie. Uświadamiając sobie zachodzące w atmosferze zmiany Szpitalnicy powiązali je w końcu z fenomenem Sepsy i rozpoczęli swą trwającą po dziś dzień wojnę z komórkami pozaziemskiego Primera.

Sześć lat później, w 2306, dziwne istoty opuściły zniekształcony uderzeniem asteroidu Central Massif - nagie człekokształtne stworzenia pokryte wielkimi owrzodzeniami, nabrzmiałymi guzami dowodzącymi istnienia jakiejś nieznanej dotąd choroby. Poruszały się niezgrabnie, ale wibrowały życiową energią. Nie przejawiając śladu złej woli człekokształtni obcy wkraczali do nękanych plagami insektów frankońskich osad, stając naprzeciw uzbrojonych we włócznie i pałki ludzi. I wtedy wydarzył się cud. Gestami swych kończyn obcy odpędzili chmary owadów. Insekty wydawały się w niezrozumiały sposób posłuszne woli przybyszów, uległe ich woli i rozkazom. Zdumieni i podejrzliwi, Frankowie z nieufnością ujęli wyciągnięte dłonie Wynaturzonych. Ich nieufność szybko zniknęła bez śladu, zastąpiona bezrozumną miłością i poczuciem absolutnego zjednoczenia w harmonijnej społeczności. Ostrzeżenia wypędzonych z ziem Franków Szpitalników okazały się wołaniem na puszczy.

Nie tylko insekty wpadły wówczas w niewidzialną sieć feromanserów.

Łupieżcy z południa

Ponad dwieście lat po Dniu Sądu Ostatecznego na południowym widnokręgu Morza Śródziemnego pojawiły się rosnące w oczach ciemne sylwety. Z niewyraźnych początkowo kształtów wyrosły maszty, wysokie nadbudówki, dźwigi okrętowe i platformy. Frankowie żyjący na południowym wybrzeżu kraju byli zaznajomieni z łodziami rybackimi i tratwami, ale te metalowe fortece przerastały ich najśmielsze wyobrażenia. Rzygające słupami spalin morskie kolosy zatrzymywały się tysiące metrów przed plażami kontynentu, rzucając kotwice i opuszczając na przybrzeżne płycizny łodzie. Z ich pokładów zeszli na suchy ląd ludzie o czarnej jak smoła skórze. Afrykanie dotarli w końcu do kraju Franków.

Czarnoskórzy przybysze złupili ruiny nadmorskich miast, zdemontowali portowe instalacje przewożąc je statkami do Tripolu i Bedainu. Frankowie nie próbowali się temu sprzeciwiać, nie widząc żadnej wartości w starym złomie. Podążając poprzez Montpellier Afrykanie plądrowali miasto za miastem. Podróżując w czołgaczach wielkości kilkupiętrowych budynków wywozili zdemontowane przemysłowe maszyny z industrialnych dzielnic Lyonu i Grenoble, składając je ponownie w całość w Qabisie i Tunisie. Neolibijczycy natrafili na prawdziwą żyłę złota. Powszechnie zatrudniali Franków jako przewodników, przekupując ich korzennymi przyprawami i kolorowymi tkaninami, nagradzając tych autochtonów, którzy lojalnie im pomagali. Po dziś dzień członkowie najstarszych frankońskich klanów znajdują się w posiadaniu afrykańskich karabinów z tamtych lat.

Afrykanie okradli Franków z całej spuścizny Minionych Czasów. Kiedy opuścili wyjałowioną z technologicznych łupów krainę, feromancerzy zarzucili ponownie swe wyrafinowane sieci. Powierzchnia mokradeł wciąż się powiększała, zgnilizna toczyła coraz większe połacie lądu. Dopiero po wielu latach nielicznie mieszkańcy tych ziem uświadomili sobie, że czasy afrykańskiego najazdu były w rzeczywistości tymczasowym wyzwoleniem od słodkiej niewoli Wynaturzonych.
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-12-2019, 12:41   #4
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
KLANSTERZY

Władcy pustkowi.



Niedobitki

Eshaton zabijał bez względu na kolor skóry, wiarę czy status. Niedobitkowie, których los oszczędził zostali zmuszeni do schronienia się w bunkrach, podziemiach i jaskiniach. Tam czekali. Ci którzy chcieli przetrwać pozostali z rodzinami lub dołączyli do grup. Samotnicy nie mieli szans. Starzy mędrcy powiadają, że "masz tylko parę oczu, które zwrócone są wprzód. Potrzebujesz kogoś żeby chronił twe plecy".
Ludzie zwarli szeregi. Nie oglądali się wstecz na życia jakie wiedli i pozwolili poddać się instynktom. Wpatrywali się w płomienie ognia, działali za dnia i skrywali w nocy. Słuchali opowieści starców, zostawali traperami i nauczyli się jak używać gazrurki przeciw wrogom. Pierwotne okrzyki rozbrzmiały w ruinach świata.
Indywidualizm stracił rację bytu i stał jednością z plemieniem. Każdy miał rolę do wypełnienia: w pierwszych latach po Eshatonie miarą wartości była przydatność w grupie, potem gdy zaczął się kulturowy upadek - seks i narodziny. Ci, którzy chcieli stanowić wyjątek od reguły stanowili zagrożenie dla Klanu.
Kwestia przeżycia była była wystarczająco trudna aby przejmować się dewiantami. Rygorystyczna kara na takich spadała szybko. Przetrwali Eshaton, HIVE, dekady ciemności, i czas bestii. Dobili do cywilizacyjnego dna, spijali wody Lethe i odrodzili się ponownie
Klany zaczęły rosnąć, stworzyły systemy wartości, wpierw skupione wokół kwestii przetrwania i siły klanu, potem włączając w to słabych i starych. Kultura zaczęła się krystalizować wokół powyższych idei. Wiara i ideologia nie były daleko w tyle, wyróżniając grupy spośród innych klanów i wzmacniając więzy pomiędzy poszczególnymi członkami.
Ludzie przestali postrzegać się jako niedobitków ludzkości. Apokalipsa była przecież tak dawno. W międzyczasie ludzie żyli i zostawili ciemność za sobą. Ci z Toulonu zaczęli mianować się Toulonami, rodziny mające długie tradycje kowalstwa nazwali się Mistrzami Stali, a klan zajmujący się wydobywaniem kamienia ze starych ruin stał się Kamieniarzami. Ludzkość zaczęła się utożsamiać z miejscami narodzin i swymi zajęciami.

Nomadowie

Zaraz po Eshatonie świat spowiła ciemność, przetaczając po niebie kłęby czarnych chmur. Roślinność niemal wymarła, jedynie pokryte popiołem pniaki sterczały z powierzchni ziemi. Niedobitki przeczesywały ruiny, otwierały stare magazyny w poszukiwaniu resztek ocalałego puszkowanego jedzenia. Kręcili się po okolicy dopóki tereny nie miały już nic do zaoferowania i wędrowali dalej. W takich warunkach mogli przetrwać Tylko nomadzi.
Wiele klanów wciąż prowadzi koczowniczy tryb życia. We wschodniej Borce klany podążają za wielkimi stadami mamutów, oddzielają młode sztuki lub ranne stare osobniki i polują na nie. Jeden ubity mamut wyżywi klan przez tygodnie, a jego futro ogrzeje wielu ludzi.
Życie klanów regulują cykl roczny, związane z nim wedrówki stad, siła i płodność mężczyzn i kobiet. Koczownicy wiedzą co zwiastuje wiatr i typ chmur, przyszłość wróżą również ze zwierzęcych wnętrzności. Starożytne pismo uważają za magiczny język, znany jedynie garstce wybrańców, najczęściej plemiennym szamanom. Traktują niezwykłe miejsca i przedmioty z ostrożnością, gdyż kto wie czy nie są szamieszkane przez dobre lub złe duchy. Gdyby wędrowny Kronikarz przed dzikim plemieniem stworzyłby na końcu swego kostura ognie Świętego Elma i ogłosił wielką pożogę używając swego wokalizera, mógłby być zapewne wzięty przez niektórych za bóstwo.

Osiedli

Dawno temu począwszy od okolic Noret w Borce nasiona pszenicy roznosiły się korytem rzeki Ren. Co kilka lat rozsiewały się w kolejnych odnogach rzeki i falujące złote łany rozszerzały się w głąb lądu. To było błogosławieństwem dla ludzi. zbierali kłosy, mielili na mąkę, lub rozsiewali na polach. Z czasem osiedlili się w pobliżu.

Ich zboże było odporne i mało wymagające, zdolne rosnąć w tundrze blisko lodowca, jak i w suchym klimacie panującym na terenach Polan. Naukowcy Szpitalników próbowali przeanalizować szczep pszenicy i znaleźć podobieństwa do pszenżyta z minionych czasów, ale nie doszli do jednoznacznych odpowiedzi. Reńska pszenica była czymś wyjątkowym, nowym. To nie podobało się Szpitalnikom, gdyż oznaczało, że było dewiacją Primera. Pszenice pod różnymi postaciami spożywali niemal wszyscy. Niemniej jednak wszystkie testy udowodniły, że zarodniki Primera infekują pszenżyto, lecz prosta forma pszenicy reńskiej była odporna. W końcu Szpital zaakceptował nowe zboże jako bezpieczne.
Każdego roku setki worków ziarna nyły sprzedawane do odległych miejsc. Zmęczeni wędrówkami i uciskani przez innych, nomadzi zaczęli próbować swych sił w rolnictwie. Osiedlali się w pobliżu źródeł wody, akwedutków, wytyczali swe tereny i zajmowali się rolą. Inni zasiadali wokół legendarnych ruin sprzed Eshatonu, a czasem nawet czerpali zyski z odnalezionych reliktów w ocalałych starych magazynach. Jednoczyli się i zakładali osady kowali, garncarzy czy tkaczy Narodziły się dynastie. Skrystalizowały się zasady prawne i dziedziczenia. Prawa i zakazy zaczęły kierować życiem. "Chciałbyś ożenić się z Ferropolitką? Zapomnij o tym synu!"
Witamy w cywilizacji...

Dzicy

Mimo wszystkich wysiłków dobre obyczaje są rzadkością. Jedynie na terenach, gdzie często swe kroki tawiają Sędziowie lub Helweci. Dalej są już tylko niezbadane terytoria, gdzie wszystko jest możliwe. Przez stulecia żyjące w małych populacjach dzikie klany, słono cierpiały w skutek powszechnego kazirodztwa. Dla Szpitalników, dzikie plemiona są interesującym polem do badań, gdyż niektóre populacje wciąż zachowały czystą krew sprzed Eshatonu, zachowaną przez krzyżowanie w określonej puli genowej.
Niemniej jednak dzicy nie są zainteresowani współpracą.
Właściwie to są bardzo niebezpieczni. Szamani, wodzowie mogą zwołać cały kazirodzczy klan jednym okrzykiem. Zabijają każdego obcego który się zbliży, oddają się ludożerstwu. Są jak zwierzęta, chciwe i dzikie, nieskrępowane żadnymi więzami.. Śpią ze szczurami, warczą jak wilki i określają swą pozycję wewnątrz plemienia w krwawcyh walkach. Nie są sąsiadami, których ktokolwiek porząda. Gdy wygłodzeni opuszczają swe leża, wszelacy osadnicy ryglują swe chaty, wzywają czym prędzej antybabtystów i chwytają za broń.
Stulecia konfliktów określiły światopogląd osadników. Każdy klan ma własne opowieści o kanibalach, wrzeszczących dzikich o ciałąch pomalowancyh ochrą, dzierżących kamienne sztylety. O dzikich wdzierających się do osad, podrzynających gardła kobiet, uprowadzających dzieci. Starcy popłakują, gdy opowiadają o odwetowych wyprawach, gdy znajdowali jedynie przygasające ogniska z obgryzionymi koścmi bliskich na rożnach. Każdy rozumie ich ogromną nieufność do obcych.
Jednak plemion kanibalów jest bardzo niewiele. Wyznacznikiem niemal wszystkich jest odległość ich terytoriów od cywilizowanych krain. Niektóre żyły stulecia nie niepokojone przez Szpitalników lub Sędziów i nie widziały niczego poza swymi dolinami i ruinami praprzodków. I taki stan rzeczy im odpowiadał. Inni, przyczajeni na stokach wzgórz z oddali obserwowali łuny wielkich miast i dymiące kominy sioł. I bali się. Obcy ludzie byli agresywni i szybko sięgali po broń. Mówili bełkotliwym językiem, zwykle krzycząc. Dzicy woleli się wycofać i jedynie wielka potrzeba lub wielkia niesprawiedliwość obracała strach w nienawiść. Potem miasta nie były już bezpieczne dla jego mieszkańców.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-04-2020, 20:14   #5
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Po przebudowie swojej witryny Sixmorevodka zdecydowała się na udostępnienie podręczników do DeG:R za darmo! Logujcie się, ściągajcie, a potem piszcie proszę w tym wątku jak ów system przypadł Wam do gustu!

https://degenesis.com/downloads/books/

Jestem ogromnie ciekaw!
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2020, 12:23   #6
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Dobra wiadomość


A co systemu to jest interesujący. Chociaż parę uwag negatywnych się też znajdzie:
Opis krain nowego świata jest chaotyczny. Za dużo wsadzili tam historii, która nic do niego nie wnosi... np. opis zamachu nuklearnego, przynajmniej tak zgaduję, na Bałkanach.
A co do miast też jest się do czego przyczepić np. w Pollen pojawia się pytanie, gdzie jest Wroclaw, a gdzie Breslau. Swoją drogą nie słyszałem o jakiś specjalnych tradycjach jedwabnych Wrocławia w przeciwieństwie do Milanówka.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-04-2020, 14:59   #7
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał archiwumX Zobacz post
A co do miast też jest się do czego przyczepić np. w Pollen pojawia się pytanie, gdzie jest Wroclaw, a gdzie Breslau. Swoją drogą nie słyszałem o jakiś specjalnych tradycjach jedwabnych Wrocławia w przeciwieństwie do Milanówka.
Ot licencia poetica. Tereny które niegdys byly Polska, teraz sa skazone odmiana Primera, ktory powoduje nienaturalny rozrost populacji zmutowanych pajeczakow. Klany zamieszkujace Pollen zbieraja pajeczyny i sprzedaja je dalej. Za sprawa posrednikow spora czesc laduje wlasnie we Wrocku. Wroclaw jako niemal jedyne wieksze miasto istniejace na terenach Pollen w polowie XXVI wieku, jest naturalnym miejscem, gdzie jedwab trafia do obrobki, a stamtad dalej np do obrzydliwie bogatych Neolibijczykow. Taki nowy jedwabny szlak. Mnie to pasuje. A jeszcze bardziej podoba mi sie, ze niemieckojezyczni autorzy, przynajmniej w angielskiej wersji podrecznika zdecydowali sie na pozostaniu polskiej nazwy miasta Wroclaw, a nie Breslau. (nie wiem jak sie ma sprawa w niemieckojezycznym podreczniku).



Z Milanowkiem to ciezka sprawa, bo tam gdzie niegdys byl Milanowek zieje ogromny krater Pandory, po uderzeniu meteorytu w 2073. Dziesiatki kilometrow od krateru sa skazone Primerem w stopniu uniemozliwiajacym ludzka egzystencje.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-04-2020, 15:44   #8
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał 8art Zobacz post
A jeszcze bardziej podoba mi sie, ze niemieckojezyczni autorzy, przynajmniej w angielskiej wersji podrecznika zdecydowali sie na pozostaniu polskiej nazwy miasta Wroclaw, a nie Breslau. (nie wiem jak sie ma sprawa w niemieckojezycznym podreczniku).
Z pdf. (Degensis I Primal Punk - str. 88) z którego korzystam występują obie nazwy:
Cytat:
N O M A D S
Messengers from Brno and Breslau report devastation,
telling of lakes of molten rock and deserted, ruined cities.
They spread maps, point to cities and wordlessly shake
heads. But they also speak of forests that had escaped
devastation, of churches whose towers rose from the
wreckage intact. Life in the dust was possible.
Thousands followed this call of hope. They wanted to
go back home, excavate the supply stores, look for those
left behind in the ash. They wanted a normal life again.
As families they went, stamping ditches into the ash
cover. They dug for canned goods and seeds in the ruins
of Lodz, joined Wroclaw in the west, or went north to
Danzig. In spring, they uncovered fields and planted
potatoes, radish and cabbage. In summer, they crossed the
wasteland and looted ruins. Only in the fall did they come
back to their fields and harvested.

I pomijając ciekawostkę z jedwabiem mam największy problem z dawką w historii w opisie krain. Ona zaciemnia panujące tam realia...
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 23-04-2020 o 15:46.
archiwumX jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-04-2020, 21:17   #9
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Przyznam, że kilkakrotnie czytałem całego Primal Punka oraz dodatki, żeby utrwalić sobie w głowie historię świata i po takiej lekturze mam już całkiem niezły - we własnej opinii - obraz Europy po Eshatonie. Zauważyłem też, że niektóre informacje zawarte w głównym podręczniku pozostają niezrozumiałe, dopóki nie przeczyta się niektórych dodatków - wydaje się to być zamierzonym działaniem autorów (czy trafionym, kwestia gustu, mnie się podoba).

Co do tego jedwabiu, jak wspomniał 8ART - populacja pajęczaków w Pollenie rozrasta się wskutek działania Primera, a wirus zmienia nie tylko ich rozmiary, ale i zachowania. A Polanie z Wrocławia to zapewne klasyczni oportuniści - stworzyli tradycję jedwabniczą w przeciągu ostatnich kilku pokoleń korzystając z dobrodziejstw nowej fauny kontynentu.
 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-04-2020, 01:11   #10
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Ketharian Zobacz post
Przyznam, że kilkakrotnie czytałem całego Primal Punka oraz dodatki, żeby utrwalić sobie w głowie historię świata i po takiej lekturze mam już całkiem niezły - we własnej opinii - obraz Europy po Eshatonie. Zauważyłem też, że niektóre informacje zawarte w głównym podręczniku pozostają niezrozumiałe, dopóki nie przeczyta się niektórych dodatków - wydaje się to być zamierzonym działaniem autorów (czy trafionym, kwestia gustu, mnie się podoba).

Mi nie chodzi, że w historii nie wszystko łapie tylko wsadzanie jej do opisów krain. Weźmy np. ten nieszczęsny wybuch nuklearny na Bałkanach. W opisie krainy to powinno być napisane, że doszło do takiego faktu i bez wdawania się szczegóły opisać przyczynę, a najdokładniej mają być omówione skutki w naturze krainy to wywołało i jakie reperkusje polityczne z tego wynikły... A tu dostajemy szczegółowy opis wędrówki transportu (...)azotu(...) nadanego przez Chroniclerów do obozu, gdzie walnęło, a i sam obóz (Tylko po co skoro domysł o wybuchu nuklearnym jest prawdziwy to obóz wyparował?) został dokładnie opisany.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 24-04-2020 o 01:16.
archiwumX jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172