Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - ogólnie > Warhammer Fantasy Role Play
Zarejestruj się Użytkownicy

Warhammer Fantasy Role Play Warhammer Fantasy Role Play


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2011, 16:45   #1
 
Gumrri's Avatar
 
Reputacja: 1 Gumrri nie jest za bardzo znany
[Opis sesji] Wewnętrzny Wróg

Wewnętrzny Wróg „Pomylona tożsamość”

Dramatis personae:

Axel Riese – 30 letni przemytnik o aryjskim wyglądzie.

Wolfgang „Wolfie” Steiner – 19 letni zabijaka z tatuażami na skroniach.

Margo von Richtenberg – 16 letnia szlachcianka, zarozumiała, dumna i odważna.

Laura Perth (czasem zwana Lorą) – 25 letnia absolwentka uniwersytetu w Nuln, cicha i nieśmiała cyruliczka, która z niezwykłą szybkością sięga po sakiewki padłych wrogów.

Adela Averhoff – 23 letnia, rudowłosa akrobatka z wędrownej trupy cyrkowej. Lubi rzucać nożami, niestety nie zawsze trafia do celu.


Ta pozornie niepasująca do siebie grupa przypadkowych awanturników spotkała się na szlaku z Middenheim do Altdorfu. Początkowo nieufni względem siebie stwierdzają, że zmierzają w tym samym kierunku – do Altdorfu w odpowiedzi na ogłoszenie księcia von Tassenika, który poszukuje grupy śmiałków skorych wybrać się z nim w niebezpieczne Góry Szare.

Pierwszym przystankiem w ich wędrówce był zajazd „Dyliżans i konie”. Gdy zbliżali się do bramy wjazdowej z dziedzińca wyjechał pędzący powóz, woźnica krzykiem ostrzegł bohaterów, którzy odskoczyli. W porywie szlachetności Wolfie chwycił szlachciankę, i chcąc uratować jej żywot, potknął się i padł na nią prosto w błoto altdorfskiego traktu.

Wewnątrz czekała na nich gorąca strawa, mętne piwo i gadatliwy gospodarz Gustav. BG od razu zauważyli przyglądającego się im Bretończyka, który coraz śmielej zerkał w ich stronę. Wolfie, którego język nie przywykł do dworskiej etykiety, może ciut za głośno odezwał się „To pewnikiem pedał!”.
Bretończyk ośmielił się jednak podejść do naszych bohaterów i zaproponował z wyraźnym akcentem, grę w kości lub karty. Nikt prócz zabijaki nie skusił się na hazard. Kości z głuchym stukotem poturlały się po blacie.

W międzyczasie Adela postanowiła dorobić trochę grosza, którego miała w sakiewce jak na lekarstwo. Zaproponowała gospodarzowi mały pokaz umiejętności cyrkowych. Gustav przyjął propozycję z zadowoleniem, rzuciwszy okiem na zestaw ostrych noży przy pasie akrobatki, zawołał chłopca kuchennego imieniem Morth. Chłopiec zauroczony obuwiem, sam bosy, chcąc nie chcąc miał stać się nieruchomym rekwizytem na głowie którego pojawiło się jabłko. Mimo ochoczej zachęty ze strony swojej kompanii, która tym bardziej przychylała się do pomysłu kiedy karczmarz obiecał darmowy wikt i opierunek, Adela odmówiła. Cóż, musiała mieć złe doświadczenia tudzież nie ufać swoim umiejętnościom.

Zawsze podejrzliwy Axel, z uwagą obserwował dłonie Bretończyka, który trzy pierwsze partie o niskie stawki przegrał. Wolfie zachęcony zwycięstwami połknął haczyk i rzucał na stół coraz większą ilość szylingów.

Adela niezniechęcona odpowiedzią Gustava spróbowała nawiązać kontakt z siedzącą przy jednym ze stolików zacną Lady Isolde von Strudeldorf. Wspomniała o swoich umiejętnościach kuglarskich grzecznie pytając czy jej występ niewart by był uwagi zacnej pani i kilku srebrników. Szlachcianka prychnęła i w niewybrednych słowach pozbyła się intruza.

Lady Margo zabawiała rozmową Bretończyka, który przedstawił się jako Phillipe Descartes. Próbowała dowiedzieć się co nieco o Bretonii, ale szorstki język byłego żołnierza zniechęcił ją do inteligentnej rozmowy.
Axel szybko zorientował się, że Philipe manipulując palcami uzyskuje wyższe wyniki. Co prawda Wolfie zrezygnował z dalszej gry tracąc co nieco grosiwa, którego zbyt wiele przy sobie nie miał, jednak przemytnik szepnął mu o nieuczciwości współgracza. Obydwaj wyzwali Bretończyka od oszustów i zażądali oddania wygranych pieniędzy. Philipe sprawiając wrażenie obrażonego i zbulwersowanego odrzucił zdecydowanie zarzuty.
Cóż, pozostało użyć rozwiązania jakie zwykli stosować pływający po reiklandzich rzekach przemytnicy. Axel ostrożnie dobył swojego pałasza i przyłożył go do przyrodzenia oszusta. Szantaż nie wyszedł, przemytnik nie zauważył ukrytego pod stołem pistoletu skierowanego prosto w swoje krocze. Do patowej sytuacji przyłączyła się Margo celując rapierem między oczy Philipa. Wolf wstał i okrążając szulera próbował coś wskórać, ale niedwuznaczne spojrzenie Axela dało mu do zrozumienia, że w tej walce naprawdę wiele ryzykują.

A w zajeździe nadal panował pozorny spokój. Wysoki i chudy barman wycierał szmatką gliniane kufle, gospodarz za szynkwasem przyglądał się niespokojnie całej sytuacji, dwaj woźnice pijani w sztok spali z głowami w talerzach, niewzruszona Lady von Strudeldorf patrzyła w okno, a czytający księgę w kącie sali żak nawet nie raczył wychylić się spomiędzy kartek.

Laura spróbowała mediacji, ale nie pomogło. Ostatecznie Wolfie przekonał Bretończyka, że pojedynek będzie najlepszym rozwiązaniem. Co prawda miał na myśli bijatykę na pięści ale Philipe wyniośle zgodził się co najwyżej na szablę „do pierwszej krwi”.

BG wraz z szulerem wszyli na utwardzony dziedziniec przed zajazdem, nawet gospodarz z ciekawością stanął w drzwiach obserwując sytuację. Pomimo swoich obaw nie chciał mieszać się do honorowego pojedynku, który jeśli nie skończy się trupem być może zareklamuje jego zajazd wzdłuż traktu. Philipe poprosił z gracją stojącą z boku Laurę o przerwanie pojedynku, kiedy poleje się pierwsza krew. Cyruliczka zgodziła się kiwnięciem głowy i potwierdziła cichym „dobrze”.

Zabijaka rzucił okiem na to jak szuler posługuje się bronią, cóż jak widać facet, którego nazwał „pedałem” miał już do czynienia z orężem. Walka była krótka, zwinny Bretończyk szybkim ciosem uderzył w skroń Wolfa. Z rany popłynęła krew, oszust spojrzał na Laurę, która potwierdziła koniec pojedynku. Kiedy Philipe opuścił oręż niespodziewanie od tyłu zaatakował go Axel próbując płazem pałasza ogłuszyć przeciwnika. Nie wyszło, giętkie żelazo lekko zdezorientowało Bretończyka, który jednak szybko obrócił się i natarł na niehonorowego plebejusza, klnąc głośno pod nosem. Pałasz śmignął o kilka cali od kudłatej fryzury szulera, ten jednak z gracją i szybkimi cięciami poważnie poharatał Axela. Pierwsze pchnięcie przecięło korpus między żebrami, a drugi mocny cios niemal przerąbał lewe przedramię przeciwnika. Ten padł na ziemię tracąc z każdą chwilą coraz więcej krwi. Między walczących rzuciła się lamentująca Adela powstrzymując Descartesa od dalszych działań. Ten pospiesznie wrócił do gospody i zniknął gdzieś w pokojach.

Leżący i krwawiący na ziemi niczym zarzynany prosiak doczekał się szybkiej reakcji ze strony cyruliczki. Małe, zwinne dłonie z gracją zaszywały, opatrywały, unieruchamiały. Godziny spędzone nad księgami w Nuln, nocne ćwiczenia na świeżych zwłokach i krótka praktyka w przytułku dla biedaków dały owoc. Axel leżał nieprzytomny acz żywy i nic już mu nie groziło. Nie wiedzieć czemu Laura zdjęła rannemu buty i podała je do wyczyszczenia biednemu, bosemu kuchcikowi, który nieoczekiwanie znalazł się tuż obok.

Bohaterowie wynajęli pokoje na piętrze, stwierdzili, że następnego dnia nie dadzą rady kontynuować swojej podróży i będą musieli poczekać jakieś trzy dni do kolejnego dyliżansu. Wykupili wikt targując się z Gustavem i czekali, aż stan zdrowia Axela poprawi się na tyle, żeby mógł swobodnie iść.

Trzydniowa opieka umiejętnych rączek Lory zdziałała cuda. Choć nie było w tym ni krzty przeklętej magii tylko doskonała chirurgia, przemytnik trzeciego dnia czuł się już o wiele lepiej. Słono opłaciwszy miejsce w dyliżansie, za które Lady von Richtenberg zapłacić musiała ulubionymi kolczykami, bohaterowie ruszyli ku stolicy mając cały czas w głowie owe 20 złotych koron, które książę von Tassenik oferował dzielnym śmiałkom w Górach Szarych.

Jadąca wygodnie wewnątrz dyliżansu szlachcianka zapoznała się z mieszczańskimi podróżnymi i wywiązała pogawędkę z siedzącym tuż obok halflingiem. Zajmujący miejsca na dachu pozostali członkowie drużyny wysłuchiwali narzekania jegomościa, który wykupił bilet w dyliżansie ale wczoraj dziwnym trafem wyrzucono go na górę. Jego narzekania i plucie na zepsutą szlachtę stało się głośniejsze kiedy delikatny kapuśniaczek zmienił się w prawdziwą ulewę.

Po dłuższej chwili na drodze pojawiła się klęcząca postać. W strugach deszczu wstała, w zębach dzierżyła ludzką dłoń, w ręku ściskała sztylet. Szaleńczo rzuciła się na woźniców, wskakując na kozła i wbijając nóż w udo jednego z nich. Konie poczuły krew, odruchowo szarpnięte lejcami, spłoszone okrzykami wyrwały się z uprzęży i pociągnęły za sobą drugiego woźnicę.
Sytuację spróbował ratować Wolfie, przeskoczył po dachu i wylądował na koźle. Chwycił hamulec mocno go zaciągając. Adela nie czekając podczołgała się w kierunku czoła pojazdu. Rzuciła nożem w stronę paskudnego mutanta próbującego zabić woźnicę, ale dyliżans podskoczył na wyboju i ostrze chybiło wpadając w błotnistą kałużę i zostając na zawsze gdzieś na trakcie między Altdorfem i Middenheim.
Wolf związał się walką z mutantem, ten jednak rozpruł brzuch drugiego woźnicy. Kopnięty chwycił się kurczowo jego jelit i padając wybebeszył umierającego człowieka. W tym momencie do ziemi przygwoździł go miecz zabijaki i sztylet akrobatki. Pasażerowie w popłochu wyjrzeli z dyliżansu, nawet Lady Margo, narażając się na ulewę, opuściła miłą kabinę. Niespodziewanie z krzaków wyszedł poturbowany woźnica, lamentując, że konie pierzchły w las.

Po krótkiej naradzie bohaterowie ruszyli w kierunku ostrego skrętu mając nadzieję, że znajdą spłoszone zwierzęta. O woźnicę nie martwili się, Axel nie raz już w życiu powoził, dałby sobie z tym radę. Ostrożni, spodziewając się kłopotów znaleźli je szybciej niż mogli się tego spodziewać.

Wyszli wprost na grupę mutantów posilającą się pasażerami poprzedniego dyliżansu. Mając przewagę zaskoczenia część z nich zniknęła w zaroślach, Wolf zaś niewiele myśląc zaszarżował na stojących plecami przeciwników. Ulewa zagłuszyła jego kroki, kiedy ci zauważyli szybkie ostrze jeden z nich już leżał twarzą w błocie wyziewając ducha, drugi próbował się bronić ale rany odniesione w poprzednim starciu nie ułatwiały tego.

Towarzysze zabijaki wypadli z krzaków, Axel i Margo uderzyli na dwóch stojących mutantów. Nie zauważyli kolejnego opartego o pień rozłożystego dębu. Pomiot chaosu wystrzelił, na szczęście bełt śmignął tylko w powietrzu. Adela uśmiechnęła się pod nosem wyciągając nóż, rzuciła szybkim ruchem. Nie mógł nie trafić, niestety jednak uderzył nie ostrzem a rękojeścią nie robiąc na mutancie wrażenia.

W tym czasie Laura przycupnęła w krzakach przyglądając się wszystkiemu z zapartym tchem. Bała się nawet poruszyć, spoglądała na pole bitwy, po chwili zauważyła, że patrzy na wszystko z chłodnym wyrachowaniem. Już nie widziała swoich towarzyszy ale kolejne rany do zszywania, opatrywania i smarowania. Pewnikiem przez myśl przeszło jej, że w takim tempie zostanie sławnym chirurgiem o wiele szybciej niż gdyby pozostała na uniwersytecie, jak proponował jej ten obleśny profesor Springfield.

Walka nie trwała długo, gracze szybko położyli wrogów nadszarpniętych w poprzedniej potyczce. Axel w zrywie bitewnego szału, zapalczywie siekając pałaszem, odrąbał głowy pokonanych wrogów i podnosząc je do góry krzyknął groźnie.
Po starciu pozostało przeszukać dokładnie wszystkie zwłoki. Cyruliczka z zadowoleniem zagarnęła pękatą sakiewkę z jednego z ciał, traktując to zapewne jako swoją zapłatę. Oglądając trupy, które z racji profesji nie robiły na niej żadnego wrażenia, znalazła ciało łudząco przypominające ich towarzysza – Axela Riese. Tak, te same aryjskie rysy, niebieskie oczy i blond włosy. W torbie zaś ciekawą korespondencję...

W drodze powrotnej gracze, obładowani zdobyczny orężem i tobołkami, odnaleźli spłoszone zwierzęta. Poprowadzili je do dyliżansu i pomogli zaprząc. Wtedy też wywiązała się gorąca dyskusja między nimi, a pozostałym woźnicą. Zażądali zwrotu opłaty za przejazd w ramach zapłaty za ich ochronę. Prawie doszło do rękoczynów ale nie wskórawszy nic BG odpuścili.

Noc w kolejnym zajeździe minęła spokojnie. Toaleta, posiłek i krótkie spotkanie na którym szlachcianka i cyruliczka, jako jedyne posiadające trudną sztukę czytania i pisania, przekazały informacje jakich dowiedziały się z dokumentów znalezionych przy tajemniczym ciele.

Ustalono, że Axel od dzisiaj będzie Kastorem Lieberungiem, jedynym dziedzicem fortuny tajemniczego baroneta Lieberunga. W Bogenafen czeka na niego spadek, którym chcąc, nie chcąc musi się podzielić z towarzyszami. Dwadzieścia tysięcy złotych koron! Toż to fortuna, jaka nie marzyła się żadnemu z nich. Mniej zadowolony z tego faktu przemytnik, przystał na pomoc niedawno poznanych towarzyszy. Sam nie dałby rady stawić czoła przeciwnością losu, a komu można zaufać bardziej jak nie towarzyszą broni, którzy razem z tobą nastawiają karku?

Wreszcie udało im się dotrzeć do Altdorfu. Stolica Imperium zrobiła na nich duże wrażenie – ogromne budynki, słynna Świątynia Sigmara i Pałac Imperatora. Poczuli się, że są dumni z tego, że chociaż część z nich jest obywatelami Imperium. Cały efekt psuł po trochu okropny fetor miasta.

Na Placu Królewskim wysiedli z powozu. Z daleka zauważyli podejrzanie zachowujących się mężczyzn dający Axelowi dziwne znaki. Stali nieco zdezorientowani, ale innym mężczyzna w kapeluszu skinął na owych nieznajomych i zniknęli w jednym z budynków.

Tymczasem na Axela vel Kastora wpadł jego stary znajomy Josef. Razem przez wiele lat pływali po Reiku. Szyper wielce ucieszony klepnął przyjaźnie Axela w plecy, przemytnik jednak udając wielkie zdziwienie stwierdził, że z całą pewnością się nie znają i to jakaś pomyłka. Potwierdził to Wolf groźnie kładąc dłoń na rękojeści miecza. Zdezorientowany Josef zaklął i oddalił się w sobie znanym kierunku. To spotkanie zniechęciło BG do kierowania się w stronę doków, gdzie pewnikiem mogli znaleźć więcej znajomych Axela.

Po krótkich poszukiwaniach znaleźli wreszcie zajazd na który było ich stać. Imć pan Beczułka, niziołek, z zadowoleniem przyjął ich i zaproponował także usługi swojego ziomka Rysia Igiełki, całkiem przyzwoitego krawca, o usługi którego wypytywali gracze. Niebawem też skorzystali z jego słono kosztujących usług by zapewnić sobie ubiory godne dziedzica fortuny baroneta, jego narzeczonej i orszaku.
Strudzeni podróżą udali się do łaźni, gdzie rozpoczęli długa naradę pośród parujących balii. Układali przebiegły plan podszycia się pod Kastora i zagarnięcia spadku. Znudzony ostatnimi wydarzeniami Axel puścił oko do Wolfa i zaproponował wspólny wypad do domu uciech. Skoro już panie z którymi podróżowali nawet nie chciały spać z nimi we wspólnej sali...
Płeć piękna kategorycznie zaprotestowała. Jak do burdelu?! Wszak wart dwadzieścia tysięcy karlów Kastor powinien na siebie uważać. Teraz był dla nich na wagę złota. I chociaż spróbował się im wymknąć, Adela wybiegła z nim i wbijając paznokcie w niezagojoną dobrze ranę namówiła do powrotu do gospody.
Wolf ruszył w stronę doków chcąc znaleźć jakiś statek do Bogenhafen. Droga Reikiem wydawała im się najbezpieczniejsza. Pomimo pomyłki w jednej z tawern, gdzie pochwalił się z obcowania z mutantami (czego o mało nie przypłacił linczem) znalazł barkę płynącą do ich celu. Ucieszony z jego wizyty skipper Hans Olo przyklasnął i zaproponował nawet zapłatę. Jego barka Syrena straciła załogę, on sam miał poważny transport wina na święto Schaffenfest, więc niezmiernie ucieszyła go propozycja Wolfa.

W drodze powrotnej zabijaka zauważył, że śledzi go dwóch mężczyzn których spotkali na Placu Królewskim. Manewrując między bocznymi uliczkami przycupnął w cieniu czekając na ich reakcję. Mężczyźni nieświadomie zatrzymali się obok niego, cicho rozmawiając padli niespodziewanie przeszyci grotami bełtów. Wolf zobaczył tylko cień człowieka w kapeluszu i przywarł do muru przełykając głośno ślinę. Dopiero po chwili wrócił do „Szarej Myszy”, w której się zatrzymali i opowiedział o wszystkim towarzyszom.

Noc spędzili niespokojnie, wystawiając warty i ryglując drzwi. Nie wiedzą czy zdawało im się, ale gdzieś na dachu sąsiedniego budynku ujrzeli człowieka w kapeluszu.

Rano pospiesznie udali się do doków, zaokrętowali się na Syrenie i ruszyli w stronę kanału Weissbruckiego. Szlachcianka szybko nawiązała znajomość z kapitanem Hasnem Olo i jego rudym, zarośniętym majtkiem okrętowym, zwanym Czułim. Hans z ciekawością wypytywał o obandażowanego Kastora, który okazał się być narzeczonym Lady Richtenberg. Skipper przechwalał się swoją barką „Syreną”, która ponoć miała być najszybsza w całym Imperium. Pozostała część załogi zajęła się klarowaniem łodzi i innymi pracami okrętowymi.

Poza spotkaniem ze strażnikami dróg w kanale Weissbruckim podróż minęła bez niespodzianek i wreszcie BG dotarli do Weissbrucku, niewielkiej wioski na szlaku wodnym do Bogenhaffen. Z pokładu łodzi zauważyli przyglądającego się im uważnie mężczyznę w kapeluszu, który miał na ramieniu kuszę. Zanim doszli w jego kierunku zniknął w gospodzie „Czarne Złoto” wyślizgując się przez drzwi kuchenne.
Drużyna zagadnęła do karczmarza wypytując o kupca, który niedawno przybył w te strony, taki w kapeluszu, który jest dłużny pieniądze Kastorowi. Cóż, szynkarz odrzekł, że na kupca ten jegomość nie wygląda, prędzej na rębajłę, ale wie że przybył tutaj dzisiaj rano.

BG udali się z powrotem na Syrenę. Także zamierzali spędzić noc, chociaż niepokorny Axel znów ich zadziwił gdyż w drodze powrotnej wymknął się i udał się do ponownie do gospody gdzie dając kilka srebrników karczmarzowi dowiedział się, że nieznajomy przebywa w zajeździe „Pod Trąbką”.

Udał się tam niezwłocznie i przez okno zaobserwował jak człowiek w kapeluszu płaci trzem osiłkom, którzy wyszli przez drzwi frontowe. Axel dumnie wszedł do zatłoczonej karczmy i stanął nad śledzącym go nieznajomym. Tenże ochrypłym głosem, z groźnym spojrzeniem, skwitował, że to pomyłka i nie wiem kim on jest. Axel ostrzegł go, że wie o tym, że nieznajomy go śledzi i ostrożnie powrócił na Syrenę na pokładzie której wysłuchał kolejne żale Adeli o jego nieodpowiedzialności i głupocie. Zdał relację swoim kamratom i postanowili być ostrożni.

Następny dzień na rzece minął spokojnie acz pracowicie. Kapitan Hans Olo zaczął flirtować z Margo dopytując jak tak młoda dziewczyna może mieć użytek z okaleczonego mężczyzny owiniętego w bandaże. Utwierdził go w tym Axel mówiąc o wypadku w wychodku. A Skipper od razu zrozumiał, chodziło o zemstę jaką często stosowali południowy przemytnicy. Bomba prochowa podłożona w wychodku. Eksplozja potrafi naprawdę wiele urwać... Tym bardziej Hans Olo próbował odwieść Lady Margo od poślubienia tego okaleczonego Kastora... Kastor... To imię jakoś dziwnie mu się kojarzyło z kastracją.

Na noc pod naciskiem ostrożnych graczy zatrzymali się na kotwicy, jakieś trzydzieści kroków od brzegu. Przed snem skipper poprosił Lorę o pomoc i sam na sam w kabinie odkrył przed nią swoją tajemnicę. Wypinając się zaprezentował bolesne hemoroidy i zapytał się, czy jest inna metoda niż wypalanie rozpalonym żelazem. Cóż, cyruliczka go zmartwiła i lekko zniesmaczona opuściła kabinę.

Żeby uspokoić skołatane nerwy zgłosiła się na pierwszą wartę. Próbując zapanować nad snem spacerowała po pokładzie kiedy bełt z kuszy omal nie pozbawił ją życia. Padając na ziemię zaczęła krzyczeć próbując obudzić swoich towarzyszy. Ci jednak okropnie zmęczeni spali straszliwie mocnym snem.
Na łódź wskoczyli bandyci, złapali Laurę przykładając jej nóż do szyi. W ostatniej chwili udało jej się obudzić towarzyszy. Ci zerwali się na równe nogi, w tym samym momencie dymiące zwitki tlących się szmat wpadły pod pokład. Za nimi poleciały gliniane naczynia z olejem podpalając kabinę BG.
Wywiązała się walka w której Lora znalazła się za burtą, Wolfie z tarczą zaatakował w wąskim korytarzu jednego z osiłków, Adela i Margo wydostały się przez wybity świetlik (przy czym akrobatka zrobiła to z finezją), zaś Axel padł na podłogę i dusząc się dymem podczołgał się do innego wyjścia.

Cyruliczka większość walki spędziła w zimnej wodzie, próbując się wyczołgać na pokład. Skuteczne ataki Wolfa szybko powaliły przeciwnika, niewiasty wraz z Axelem zaatakowały pozostałych osiłków. Niefartownie doświadczony łowca jakim był człowiek w kapeluszu chybiał raz za razem. Wreszcie osaczony opuścił kuszę i dobył miecza. Dzielnie stawiał czoła dwóm i pół przeciwników. Koncentrując ataki na Kastorze Lieberungu równocześnie bronił się przed jeszcze niezbyt doświadczoną szermierce Margo. Za owe pół przeciwnika można uznać Laurę, która zanim ponownie wpadła do wody wbiła ostrze sztyletu w stopę mężczyzny w kapeluszu.
Wreszcie Adela włączyła się do walki. Chwyciła odrzuconą kuszę, wycelowała i... W bitewnym zgiełku, zapomniała, że bez bełtów nijak nie da się strzelać. Zdenerwowana skoczyła z finezją w stronę napastnika używając kuszy jako broni improwizowanej.
Atakowany przez trzech przeciwników, poważnie ranny nieznajomy, skoczył za burtę próbując salwować się ucieczką. Niestety ostry bosak trzymany przez Wolfa wbił mu się w plecy i zahaczył o kolczugę. Drugi bosak, którym zaatakował Axel przebił mu kręgosłup. Ciężko dysząc mężczyźni wyłowili ciało wroga, niezbyt skupiając się na Laurze, która po raz kolejny staczała się ze śliskiej burty do wody bezskutecznie próbując wejść na powrót na pokład Syreny.

Zwłoki zostały dokładnie (bardzo dogłębnie) przeszukane, znaleziono przy nich list sugerujący, że ów nieznajomy był Adolphusem Kutsfosem polującym na Kastora Lieberunga. Axel z nienawiścią pozbawił ciało głowy krzycząc „I kto kogo zabił sk...synu?”.


Tak zakończyła się pierwsze przygoda... Bogenhaffen przed naszą dzielną drużyną.
 
__________________
Gumrri the King Slayer

Ostatnio edytowane przez Sekal : 25-10-2011 o 22:13.
Gumrri jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2011, 18:13   #2
 
Gumrri's Avatar
 
Reputacja: 1 Gumrri nie jest za bardzo znany
[Opis sesji] Wewnętrzny Wróg -Cienie nad Bogenhaffen cz.1

Wewnętrzny Wróg „Cienie nad Bogenhaffen” cz.1

Dramatis personae:

Axel Riese – 30 letni przemytnik o aryjskim wyglądzie.

Wolfgang „Wolfie” Steiner – 19 letni zabijaka z tatuażami na skroniach.

Margo von Richtenberg – 16 letnia szlachcianka, zarozumiała, dumna i odważna.

Laura Fehr – 25 letnia absolwentka uniwersytetu w Nuln, cicha i nieśmiała cyruliczka, która z niezwykłą szybkością sięga po sakiewki padłych wrogów.

Adela Averhoff – 23 letnia, rudowłosa akrobatka z wędrownej trupy cyrkowej. Lubi rzucać nożami, niestety nie zawsze trafia do celu.


Wieczorem, dzień przed Schaffenfest piątka naszych bohaterów wpłynęła na pokładzie Sokoła do doków w Bogenhaffen. Po pożarze spowodowanym przez Adolphusa Kutfosa łódź była w opłakanym stanie, jakimś cudem ekwipunek poszukiwaczy nie spłonął, czyżby Ranald fartownie rzucił kośćmi?
Pech jednak zaczął prześladować ich już od momentu kiedy „Sokół” przybił w całkowitych ciemnościach do mola. Mocne uderzenie burty o kamienny brzeg sprawiło, że Laura wymachując desperacko rękami wpadła prosto do kanału portowego. Na ratunek rzucił się jej Wolfie z bosakiem w ręku, cudem nie nadziewając dziewczyny na jego szpic. Widząc tą sytuację Adela niewiele myśląc, w porywie bohaterstwa, wskoczyła za przyjaciółką w zimny nurt rzeki Bogen. Wszystkiemu z pogardą przyglądał się Axel, który karze nazywać się Kastorem Lieberungiem. Jego takie widoki nie ruszają, więc z ramionami skrzyżowanymi na piersi i szelmowskim uśmiechem na ustach spoglądał to na Wolfa z bosakiem, to na szlachciankę, która cienkim głosem przekonywała kapitana Hansa do pomocy.
Całe szczęście, że niesforna Laura zamiast nauki powożenia, do której zachęcał ją ojczulek, wybrała pływanie. Z pomocą Wolfiego, Adela i cyruliczka przemoczone do suchej nitki wydostały się z zimnej wody.
Kapitan Hans Olo kręcąc głową stwierdził, że poszukiwacze chyba przynoszą mu pecha. Naprawa „Sokoła” zajmie kilka dni i będzie kosztowała więcej niż zarobek na towarach, które przewiózł tutaj. Kabiny mieszkalne spłonęły niemal doszczętnie, skipper zasugerował aby drużyna poszukała sobie miejsca w jakiejś gospodzie, chociaż dzień przez Schaffenfest może to być trudne.
Awanturnicy opuścili pokład łodzi i znaleźli się pomiędzy magazynami portowymi. W pobliżu nie było żywej duszy, poinstruowani przez kapitana jak dotrzeć do gospody „Kraniec podróży” ruszyli w stronę Haffen Strasse.
Nagle gdzieś spomiędzy kamieniczek doszło do nich rozpaczliwe wołanie o pomoc. W bocznej uliczce potężny drab okładał pięściami podtrzymywanego przez dwóch oprychów młodego chłopaka. W pierwszym odruchu Axel zmarszczył czoło i odrzekł: „Nie mieszajmy się w to”. W czym zawtórowali mu pozostali członkowie drużyny. Rozpaczliwe krzyki bitego poruszyły jedynie serce Adeli, która nie zgodziła się na pozostawienie biedaka własnemu, zapewne okropnemu, losowi.
Wolf wzdychając głośno napiął kuszę, piątka awanturników skręciła w wąską uliczkę widząc już oczyma wyobraźni kłopoty w jakie się pakują. O dziwo jednak ich marsowe miny i argument w postaci napiętej kuszy zniechęcił osiłków, którzy zadając pospiesznie kilka celnych ciosów porzucili płaczącą ofiarę na trotuarze.
Młody chłopak przedstawił się jako Paul Hausner, który zaczął rozpaczliwe poszukiwania dwóch wybitych zębów. Gdy odnalazł jakże cenną zgubę poprosił aby nieznajomi odprowadzili do domostwa. Laura znów udowodniła, że sprawne ręce cyrulika przydają się nie tylko w miejskim lazarecie.
Jak się okazało Paul mieszkał na tyłach budynku Gildii Furmanów, po drodze opowiedział, że manto spuścili mu dokerzy. Drzwi otworzył zaspany, ubrany w szlafmycę, Franz Hausner. Nieufnie podziękował za uratowanie syna i zaprosił przybyszów następnego dnia na kolację. Powiedział, że mogą się na niego powołać w „Krańcu Podróży” dzięki czemu na pewno znajdą wolne miejsca za uczciwe pieniądze.
Do celu dotarli już bez niespodzianek gospodarz z wysokim czołem i końskim uśmiechem zaprosił ich na poddasze, gdzie zostały mu dwa ostatnie wolne pokoje. Po wieczornej toalecie i wielkim praniu kobiety położyły się spać.

Następnego dnia drużyna przebrana w porządne szaty układała plan wizyty w kancelarii prawnej w celu odebrania spadku dla Kastora Lieberunga. Ich zdaniem największą przeszkodą w realizacji całego planu był to, iż Axel nie potrafił pisać, czego wszak szlachcicowi nie przystało. Cóż, pozostało udawać, że mężczyzna stracił wzrok na skutek wypadku, a jego towarzysze zajmą się dokumentami.
W celu zasięgnięcia języka drużyna odwiedziła znajdujący się po drugiej stronie ulicy zakład szewski. Niestety rzemieślnik nie słyszał o ulicy na której miała się mieścić kancelaria prawna Lock, Stock i Barl. Zdumieni podróżnicy stanęli przed wejściem do zakładu szewskiego rozmyślając co dalej począć. W tym czasie młoda, może 17letnia dziewczyna, o pięknych szafirowych oczach wpadła na Kastora. Ten wielce rad z tej sytuacji począł obłapywać dziewczę. Nieznajoma z piskiem odskoczyła porywając ze sobą sakiewkę Axela i znikając między kamienicami.
Towarzysze obrzucili Axela spojrzeniami pełnymi wyrzutów, a Margo niewybrednie skomentowała roztargnienie byłego przemytnika. Ubolewając nad stratą znacznej części swojego kapitału ruszyli w stronę ratusza, gdzie mieli zamiar dowiedzieć się więcej o tajemniczych adwokatach.
Tamże, stary niedosłyszący skryba udzielił im dokładnych informacji. Jak się okazało Bogenhaffen to cywilizowane miasto, a rozdymana biurokracja czasem jest użyteczna. W miejskich księgach było wszystko, choć przyznać trzeba, że w tej sprawie raczej niewiele. Okazało się bowiem, że w Bogenhaffen nie ma kancelarii adwokackiej Lock, Stock i Barl, ba nawet nie ma ulicy Garten Weg. Jedynym tropem był zakład drukarski Schultza i Freidmana, który rzeczywiście mieścił się w Bogenhaffen. Poszukiwacze przygód skierowali się pod wskazany adres. Tamże dowiedzieli się, że jakiś czas temu pewien mężczyzna, z opisu do złudzenia przypominający utopionego bosakami Adolphusa, rzeczywiście zamówił niewielki nakład takiego papieru. Ale ów, zdaniem drukarza, na prawnika nie wyglądał, chociaż płacił gotówką, więc nie było powodów do pytań.
Pozbawieni środków i nadziei na łatwy zarobek, zrezygnowani bohaterowie ostatniej akcji, poszli na miejskie błonia, gdzie odbywał się Schafenfest. W duchu mieli nadzieję, że przy okazji festynu zarobią garść złotych koron czy chociażby znajdą jakieś zatrudnienie.
A miejski festyn rzeczywiście obfitował w wiele atrakcji na których można się było wzbogacić. Najpierwej pewna zielarka, która przedstawiła się jako Elvira, dawna studentka Uniwersytetu w Nuln, próbowała sprzedać im maść na głupotę. Wzbudziła ona wielkie zainteresowanie przybyszów ale ostatecznie wobec wysokich cen, Wolfie zakupił pędzony rzekomo na kransoludzkim spirytusie, środek dezynfekujący rany.
Później obaj panowie stanęli przed wielkim wyzwaniem. Głośny jegomość przedstawiający się jako Ziggy Schatingger kusił łatwym sposobem zarobienia pięciu złotych koron, co w przypadku naszych bohaterów było już nie lada majątkiem. Wolfie, skory do bijatyki, jako pierwszy zdecydował się zmierzyć z Młotem Braugenem. Cóż to za problem wytrzymać z ciężkim i powolnym osiłkiem pięć minut na ringu. Ba, młody zabijaka miał nawet w planie sprać górę mięsa na kwaśne jabłko.
I tak po kilku rundach, początkowo powolny i pozornie zmęczony Młot, niczym ciężkie narzędzie w rękach kowala, zmiażdżył Wolfiego, którego trzeba było znosić z placu boju. Widząc to Axel zrezygnował z podjęcia wyzwania, co spotkało się z gwizdami i obelżywymi okrzykami z tłumu. Na odchodnym ambicja jednak wygrała, były przemytnik, choć nie wprawny w walce na pięści, wkroczył na ring. Stosując nieuczciwe triki próbował powalić osiłka. Niestety niezdarność z jaką walczył na ringu naraziła go na śmiechy, gwizdy i cios nokautujący prosto między oczy.
Niewiasty kręcąc z niedowierzaniem głowami, pragnące po niewieściemu powiedzieć „a nie mówiłyśmy?” zebrały obitych z ringu i odciągnęły lżejszych o pięć srebrnych szylingów. Pierwsze słowa przytomniejącego Axela brzmiał: „ja tu jeszcze wrócę”.
Niestety duma mężczyzn zaznała takiego upokorzenia, że Axel zdjąwszy kapelusz począł po prostu żebrać, co nie było łatwe zważywszy na dostojne szaty w jakie był ubrany. Wolfie zaś odgonił spragnionego piwa krasnoluda, który próbując wzbudzić litość błagał o jednego srebrnika. Sam jednak udał się do pobliskiego namiotu i przyniósł dla siebie i towarzysza dwa spienione kufle Reiklandzkiego Dwusłodowego, cud, miód, wargi oblizywać.
Kobiety postanowiły wziąć sprawy we własne ręce i pozostawiając pobitych towarzyszy kontynuowały poszukiwania godnego zarobku. I także się stało, gardząc hazardem na jaki zdecydowali się Axel i Wolfie, zagrały w loterii fantowej w której można było wygrać użyteczne sprzęty gospodarskie, szczęśliwie nie wygrywając nawet wałka do ciasta, po czym trafiły do trupy cyrkowej doktora Malthusiusa. Z nostalgią, Adela, były cyrkowiec, dała się namówić na rzucanie nożami do celu, choć pewnikiem wyszła z prawy albo noże były źle wyważone.
Tutaj przypadkiem udało się jej także złapać uciekający z klatki niezwykle cenny eksponat w osobie trójnogiego goblina. Pełen wdzięczności doktor Malthusius zaprosił ją za kilka godzin na specjalny pokaz.
Pozbierawszy się do kupy podróżnicy pojawili się za czas jakiś na owym pokazie. Dziwując się wraz z publiką kreaturą pokazywanym przez doktora, znów byli świadkami, tym razem udanej próby ucieczki goblina. Stwór pozbawiając dwóch palców swojego opiekuna zniknął w szybie prowadzącym do kanału. Powstało wielkie zamieszanie i rozgardiasz w którym Margo w desperacji podjęła się czynu wiele niegodnego szlachcianki łapiąc sakiewkę jednego z przechodniów. Za co została zdzielona w twarz i dzięki bogom porwana przez tłum, gdyż za czyn taki groziłby jej co najmniej dyby.
Na miejscu pojawili się strażnicy miejscy i zgarnęli bohaterów do namiotu sądowego w którym przebywał Radny Richter. Tamże po krótkich wyjaśnieniach, radny zaproponował bohaterom usunięcie bestii z podmiejskich kanałów za cenę 50 ZK, do których doktor Malthusius dorzucił kolejne będą zainteresowany odnalezieniem kreatury żywej.
Po otwarciu włazu do kanałów miejskich okazało się, że sprawa jest niezwykle cuchnąca. I nawet akrobatyczna zręczność Adeli nie uchroniła jej od kąpieli w rynsztoku. Tego dnia zresztą każdy z podróżników chociaż raz zażył tej wątpliwej przyjemności.
Podążając za śladami krwi bohaterowie dotarli do kolejnego włazu prowadzącego do kanałów. Tutaj znaleźli tajemnicze drzwi oraz blokujące wąski dopływ okropnie zmasakrowane ciało krasnoluda, który kilka godzin wcześniej prosił ich o srebrnika. Ciało pozbawione było serca. Podczas przeprawy na drugą stronę ścieku Margo źle wyliczyła odległość i padła prosto w śmierdzącą breję. Axel w całej swojej gruboskórności, nie zważając na jakiekolwiek normy etyczne, przeszedł po plecach leżącej w ścieku Margo na drugą stronę kanału. Wzbudziło to śmiech, choć podszyty zdegustowaniem pewnych osób w drużynie. Pewnym jednak być można, że szlachcianka głęboko w sercu zapamiętała tą urazę.
Odkrywszy tajemny znak złodziejski wskazujący ukryte przejście czy też miejsce składowania łupów, bohaterowie postanowili wyłamać drzwi i sprawdzić co też się za nimi znajduje. Rozpędzony Wolfie metodą „z barku” otworzył z hukiem drzwi. Tamże spotkali trzech mężczyzn przyglądających się im badawczo. Zwabieni dobrotliwym zaproszeniem nie zauważyli, że stoją na zapadni.
Gościnni nieznajomi skrępowali ich i przybranych w worki narzucone na głowy zaprowadzili do innego pomieszczenia. Tamże, grożąc przymusową kąpielą w rzece Bogen z kamieniem u szyi poprosili grzecznie o obietnicę dochowania tajemnicy dotyczącej drzwi. Bohaterowie bez wahania, jednogłośnie wyparli z pamięci odnalezienie tego miejsca. Po czym zostali odprowadzeni do kanałów, tamże poszukiwacze przygód wskazali im ciało krasnoluda i ruszyli dalej śladami pomarańczowej krwi. Po drodze Axel zdołał zauważyć, że spotkani przez nich nieznajomi zapewne nie są miłymi panami, bo wszak „właśnie najgorsi są ci co nie biją!”.
Ślady prowadziły ku kolejnym drzwiom, tych jednak nikt nie maskował i nie oznaczał. Widać było, iż goblin przecisnąwszy się przez wąską kratkę wskoczył do znajdującego się za nimi pomieszczenia. Tym razem z większą ostrożnością gracze wkroczyli do mrocznego pomieszczenia z pentagramem namalowanym na podłodze oraz dziwnym napisem „Ordo Septenarius”. Ślady wskazywały, że z goblina niewiele zostało, on sam zaś zamienił się w kupę krwawego mięsa pośrodku pentagramu. Wolfie odnalazł jedwabną chusteczkę z monogramem F.S. Oraz symbolem beczki z liter „S”.
Przeszukiwanie pomieszczenia brutalnie przerwało pojawienie się dymu z którego wyłonił się okropny demon. Nie było czasu na bohaterstwo, odwagę i poświęcenie. Bohaterowie pędem wybiegli z pomieszczenia posyłając w stronę kreatury bełt z kuszy. Po drodze zaliczyli przymusową kąpiel w ścieku i zmęczeni eksploracją wybiegli ku jaśniejszej stronie Bogenhaffen.
I znów smutek i rozczarowanie zawitało wśród członków drużyny. Obietnica zarobku 100ZK rozwiała się niczym poranna mgła, zaś pozostał niesmak i smród kanałów. Wizyta w miejskiej łaźni wymagała dwukrotnej (wartej jednego szylinga) wymiany wody.
Podróżnicy przygotowali się do wizyty na kolacji u Thomasa Hausnera, mając nadzieję, że choć u niego w dowód wdzięczności znajdą jakieś zatrudnienie.
Gdy nastał wieczór bohaterowie pojawili się przed drzwiami Thomasa Hausnera. Mężczyzna w średnim wieku zaprosił ich do salonu w którym podróżnikom od razu w oczy rzucił się sowicie zastawiony domowym jadłem stół. Co poniektórzy zaraz po pierwszych słowach powitania rzucili się na jedzenie. Wychodzi na to, że podróże po kanałach wzmagają apetyt.
Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze przy szklaneczce bretońskiej brandy. Bohaterowie z ciekawością wypytywali imć Hausnera o miasto, o ludzi i o dziwo o politykę, choć Thomas niezbyt interesował się tym tematem.
Margo z nadzieją zagadnęła o pracę w gildii furmanów, zaś każdy z członków drużyny (prócz cichej jak zawsze Laury) opowiedział o swoich umiejętnościach jakże niezbędnych w każdej gildii furmanów Imperium. Od powożenia, akrobatyki na grzbiecie konia po zbrojne ramię mające chronić karawany kupieckie. Gospodarz z zakłopotaną miną poinformował, że akuratnie nie mają żadnych wolnych miejsc aczkolwiek za tydzień postara się odezwać do bohaterów. Wspomniał też, że słyszał, iż na Schaffenfest była dobra okazja zarobienia kilku złotych monet za odnalezienie jakiejś szkarady, która zniknęła w kanałach. Ale niestety nikt owej nagrody nie otrzymał, gdyż dwie godziny po ucieczce znaleziono kreaturę martwą, przygniecioną jedną ze skrzyń w magazynie portowym. Informacja ta wzbudziła zainteresowanie podróżnych, którzy z narażeniem życia i godności uganiali się w kanałach za goblinem. Dowiedzieli się, że ciało potworka znajdowało się w magazynie nr 4 od zachodniego końca Ostendamm.
Hausner zapytany o incydent w którym jego syn został pobity przez trzech oprychów z gildii dokerów niechętnie opowiedział o konflikcie trwającym między tymi dwoma cechami, które konkurują o klientów. Sam wspomniał, że gildia furmanów, do której należy aktualnie ma się całkiem dobrze między innymi dzięki dużym kontraktom rodziny Ruggbroderów.
O polityce nie wypowiadał się dużo, stwierdził lakonicznie, że w mieście rządzi Rada Miejska w skład której w dużej mierze wchodzą kupcy i przedstawiciele czterech największych rodów kupieckich – Ruggbroderów, Teugenów, Steinhagerów i Haagenów, przedstawiciele poszczególnych gildii oraz kapłani miejscowych świątyń. Nie komentował żadnych wzajemnych powiązań pomiędzy nimi, gdyż podkreślił ponownie, sam politykowaniem się nie zajmuje.
Zagadnięty o symbol jaki Wolfie widział na jedwabnej chustce potwierdził, że jest to godło rodu Steinhagerów w którym główne skrzypce grają dwaj bracia – starszy Franz i młodszy Heinrich. Handlują oni z krasnoludami oraz górnikami z Gór Szarych, a także co nieco z Altdorfem, Nuln i Marienburgiem. Posiadają nawet własne nadbrzeże i całkiem ładne domostwo przy Adel Ring.
Margo zagadnęła także o Radnego Richtera na jego temat gospodarz powiedział tyle, że jego zdaniem to całkiem uczciwy człowiek, pełniący nawet ostatnio rolę sędziego podczas Schafenfestu.
Poszukiwacze przygód podziękowali za gościnę i późnym wieczorem wrócili z powrotem do gospody w której zajmowali poddasze na czas festynu. Na miejscu żywiołowo omówili całą tą sytuację w jaką się wpakowali...
 
__________________
Gumrri the King Slayer

Ostatnio edytowane przez Gumrri : 16-10-2011 o 23:45.
Gumrri jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2011, 18:44   #3
 
Laura Fehr's Avatar
 
Reputacja: 1 Laura Fehr nie jest za bardzo znany
Gumrri... Ale moja postac sie inaczej nazywa
 
Laura Fehr jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-10-2011, 19:08   #4
 
Margo von Richtenberg's Avatar
 
Reputacja: 1 Margo von Richtenberg nie jest za bardzo znany
Gumrii, Adela pytała o pracę Pana Hausnera, ja przecież mam pracę- piszę powieść
 
Margo von Richtenberg jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-02-2012, 10:46   #5
 
Pafnucy's Avatar
 
Reputacja: 1 Pafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie cośPafnucy ma w sobie coś
Jeśli ktoś ma ochotę, to zachęcam również do lektury raportów z mojego Wewnętrznego wroga:
Wewnętrzny wróg | pafhammer
 
__________________
Podpis usunięty z uwagi na regulamin forum
Pafnucy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172