Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2011, 21:33   #1
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Początkujący pisarz szuka krytyki (ostrej).

Witam! Od jakiegoś czasu próbuję klecić opowiadania. Schemat całkiem podobny. Miejsce akcji - Paryż. Czas akcji - rok 2000. Ogólnoświatowa epidemia wirusa zamieniającego ludzi w zombie (oryginalnie, nie?). Niestety, jako autor tych opowiadań (jest ich parę..) nie potrafię doszukać się w nich poważniejszych błędów, więc proszę Szanownego Czytelnika aby mi w tym pomógł. Krytyka mile widziana. W końcu to ja będę tym, który będzie zarabiał na Twoją emeryturę..

Tekst pierwszy

Krótkowłosy blondyn osunął się po ścianie skarbca.
- Szlag..to się nie otworzy.. - westchnął..
- Nie pieprz głupot Alte, nie możemy tu zginąć. - zdenerwował się jego towarzysz, Max. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwało mu głośne burczenie w jego brzuchu.
- A może.. - zrezygnował ciemnowłosy najemnik i również usiadł na podłodze skarbca.
Obaj byli tutaj zamknięci przez dwa dni. Pełnili akurat służbę przy ochronie skarbca banku, gdy wysiadła elektronika kierująca drzwiami. W rezultacie zostali uwięzieni.
Alte po raz setny rozglądnął się po stosach złota. W innej sytuacji cieszyłby się na taki widok, ale nie teraz. Wstał z jękiem, podniósł swojego shotguna i podszedł do wrót skarbca. Uderzył w nie kolbą broni, jakby to miało pomóc.
O dziwo, pomogło. Światło w pomieszczeniu zamigotało i zgasło.
- O kur..co zrobiłeś, debilu? - zapytał zaniepokojony Max podchodząc bliżej w ciemności.
- Nie mam zielo - zaczął Alte, ale przerwał mu syk otwieranych drzwi. Najemnik szybko odskoczył na bok unikając zmiażdżenia przez tony metalu.
- Nareszcie! - krzyknął Max i wybiegł ze skarbca. Oświecił pokój latarką i poczekał na Alte.
- Umieram z głodu. Masz wszystko? Broń, latarkę, granaty? - upewnił się. Alte tylko skinął głową i przeszli do holu. Przez okna zauważyli, że jest noc - latarnie na zewnątrz banku nie działały, wyglądało na to że zasilanie w mieście już dawno padło.
Przed bankiem było dziwnie cicho. Żadnego ruchu, wszystkie samochody stały, nie było widać żadnych ludzi. I zwierząt.
- Coś mi tutaj nie pasuje. - oznajmił Alte, chwytając shotguna i sprawdzając czy jest naładowany. Przytwierdził latarkę do lufy broni za pomocą małego uchwytu.
- Idziemy do spożywczaka, nie wytrzymam dłużej. - jęknął Max, rozglądając się w pośpiechu. Zauważył szyld sklepu paręnaście metrów dalej, na przeciw miejsca w którym stali. Pokonał tą odległość w rekordowym czasie i wpadł do sklepu jak wicher. Alte podążył za nim trochę ostrożniej i ostatecznie stanął przy drzwiach, zabezpieczając budynek.
- Weź dla mnie parę paczek herbatników i mleko - powiedział przyjacielowi.
Max w tym czasie buszował pomiędzy półkami, wrzucając do koszyka co ważniejsze produkty. Przeważały te, które były syte - zamierzał się najeść jak najszybciej. Gdy podchodził do kasy z pełnym koszykiem (zamierzał zostawić pieniądze, był uczciwym człowiekiem) zauważył, że ktoś siedzi za ladą. Właściwie, leży. Głowa tego mężczyzny opierała się o ladę, wyglądał jakby spał.
Max z uśmiechem na ustach zbliżył się, gdy nagle sprzedawca podniósł głowę i potoczył wokół dzikim wzrokiem. Latarka Maxa oświetliła jego zmasakrowaną twarz - całą we krwi. Najemnik zaskoczony upuścił koszyk i chwycił swoje AK-47, które dotychczas wisiało na pasku na ramieniu.
- Nie ruszaj się! - rzucił ostro, mierząc w głowę sprzedawcy. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i próbował sięgnąć go przez ladę brudnymi łapami. Najemnik nacisnął spust i wypuścił serię wprost w twarz stwora.
- Kur..Max, zbieraj się, one tu SĄĄ! - wrzasnął Alte z zewnątrz, ale zagłuszyły go wystrzały z karabinu Maxa.
Przed sklepem stała już cała horda zombie. Nadszedły z..ciemności. Najemnik nawet ich nie zauważył gdy wlokły się po ulicy. Alte raz po raz strzelał z shotguna, wycofując się coraz głębiej do sklepu. Wkrótce zaczął go wspomagać Max i położyli wspólnie czterech nieumarłych. Ale ich było więcej..wchodzili przez rozbite szklane drzwi, ignorując całkowicie strzały.
Skończyła się amunicja. Max spanikował totalnie i wyszarpnął zza pasa jeden granat. Rzucił go. Potem drugi, trzeci. Wszystkie pod same nogi najbliższych zombie. Alte znał siłę tych granatów. Jeden z nich wystarczał, żeby obrócić cały ten sklep w proch. Krótkowłosy najemnik szybkim sprintem dobiegł do najbliższego okna i rzucił się przez szybę, rozbijając ją w pył. Miał szczęście. Zdążył na czas i eksplozja go nie sięgnęła, tylko podmuch rzucił go o ścianę sąsiedniego budynku. Alte upadając stracił przytomność.

Tekst drugi

W wąskiej ślepej uliczce, mającej niepełne 3 metry szerokości, naraz ukazało się kilka postaci w niebiesko-czarnych mundurach Służb Specjalnych wraz z policjantem, wleczącym się za nimi z trudem. Jedna z nich, z czerwoną opaską zawiązaną na lewym ramieniu szybko przebiegła przez uliczkę.
-Cholera, nie ma stąd wyjścia! - krzyknął do towarzyszy.
-Spokojnie, wciąż możemy iść do góry. - odezwał się jeden z nich.
Rzeczywiście, kilka metrów nad ziemią, uliczka gwałtownie się ścieśniała na tyle, żeby można było wejść na dach.
-Pomogę wam wejść..przynajmniej tyle mogę zrobić zanim zamienię się w jednego z nich - powiedział nagle człowiek w zakrwawionym, porwanym tu i ówdzie uniformie policjanta.
-Przecież nie możemy cię tu zostawić! Na pewno jest jakieś antidotum! - Komandos z opaską powiedział to marszcząc brwi. Nigdy nie zostawiał ludzi na pastwę losu.
-Mam przed sobą tylko kilka godzin życia..a zresztą i tak byłem tylko zwykłym sk********. Dajcie mi tylko jakąś broń, żebym darmo życia nie oddał. A teraz, pomogę wam wejść na górę. - zakrwawiony policjant wyprostował się i ułożył ręce w koszyczek.

Mężczyzna z opaską wreszcie zdecydował. Zrobił coś, co nie dawało mu spokoju do końca życia.
-Dobra chłopcy, wspinać się na dachy!
Zaledwie wydał rozkaz, już jeden z nich był w połowie drogi. Najpierw skorzystał z koszyczka aby sięgnąć trochę wyżej, po czym wyszukiwał rękami przerw między cegłami, a później chwytał się ich jak najmocniej. Gdy był już dość wysoko, użył także nóg. Wkrótce wszedł na dach jednego z budynków.
-Jest czysto! - zakrzyknął do trzech żołnierzy pozostających wciąż na dole.
Podczas gdy reszta oddziału wchodziła na górę, używając policjanta jako swoistej podpory, żołnierz z opaską pilnował jedynego wejścia do uliczki. Zauważył jakiś ruch tuż przy nim, i natychmiast wycelował tam swojego shotguna. Zamarł na chwilę i wstrzymał oddech, gdy ciemna postać wsunęła się do uliczki bez jakiejkolwiek gracji. Z odrazą spojrzał na głowę w początkowym stadium rozkładu, obwiązaną częściowo zieloną, brudną szmatą. Chwilę później nacisnął spust, dorabiając tej postaci kolejną dziurę w głowie i uśmiercając ją ostatecznie.
-Poruczniku! Szybko! Widać dużą grupę która tu zmierza! - głos jego podwładnych zmotywował go do działania. Wręczył więc rannemu policjantowi shotguna i bez jego pomocy szybko zaczął się wspinać ku górze. Wkrótce usłyszał głuchy jęk zainfekowanych i huk strzałów jego shotguna..niebawem do tych głosów dołączył jeszcze jeden, przeraźliwy wrzask kogoś, kogo dobrowolnie skazał na śmierć..



Oddział postanowił odpocząć trochę na dachu. Wszyscy zgodnie wsłuchiwali się w symfonię, tworzoną przez odlegle strzały, wybuchy bądź sporadyczne wrzaski. Miasto jeszcze się broniło, chociaż większość mieszkańców była już martwa i żądna krwi.

Nieliczni mający dostęp do broni bronili się, bądź szukali jakiejkolwiek ucieczki z miasta. Byli z góry skazani na porażkę. Jeśli ktoś z góry postanowi, że nikt nie przeżyje, tak się staje.

Kilkanaście minut po zarządzeniu odpoczynku, porucznik uznał że czas zacząć główkować nad planem misji.
-Panowie, trzeba opracować jakiś plan. Nie możemy tu siedzieć wiecznie. Mamy w końcu misję do wypełnienia.
-Noo..tylko że nie wiemy gdzie on może być- żołnierz z wyszytym na mundurze imieniem Jason odezwał się chrapliwie.
-Z tego co wiem, możemy spróbować na posterunku policji, lub nadać komunikat w siedzibie jakiegoś radia.
-Tylko nie znamy tego miasta..W bazie nawet nam mapy nie pokazali..kazali nam wsiąść do helikoptera, skombinować sobie jakąś giwerę i znaleźć tego doktorka. A lekarze zwykle siedzą w szpitalach, no nie? - przywrócił do porządku kolegów technik drużynowy, znany jako John.
-Jak powinieneś zauważyć, całe miasto jest opanowane przez zombie. Wątpię, czy ten doktorek jeszcze żyje. - tu z kolei odezwał się Mike, medyk słynący w oddziale z tchórzliwości.
-Tak czy inaczej, musimy dojść do szpitala. Z tego co było na odprawie, wiem że powinien tam być. Dopiero jak sprawdzimy szpital, uznamy że misja nas przerosła. - Porucznik skończył mogącą się narodzić dyskusję.
Wstał, a za nim wstała reszta oddziału, licząca 3 osoby.
Sam porucznik był wysoki i umięśniony. Miał długie, sięgające ramion czarne włosy. Był przeciwieństwem Mike'a który był raczej niski, chudy i niezwykle tchórzliwy. Nad tymi dwoma górował wzrostem łysy czarnoskóry Jason, który był wyższy o głowę od porucznika. John przy nich wyróżniał się tylko ekwipunkiem. Zamiast karabinu szturmowego, 3 granatów, pistoletu i noża, on miał zawieszoną na plecach snajperkę, standardowy sprzęt technika, oraz dużą paczkę materiałów wybuchowych do wysadzania zawartych drzwi.
-Będziemy iść po dachach tak długo jak będzie to konieczne w kierunku szpitala. - zadecydował porucznik. Wyruszyli więc.

Dachy były niemal całkiem płaskie, umożliwiając tego typu manewr. Bloki sięgały aż poza horyzont. Zwykła zabudowa normalnego, nowoczesnego miasta.
Niemal wszyscy szli po krańcach dachów, tylko Mike szedł środkiem, rozglądając się nerwowo. Niektóre dachy kończyły się niespodziewanie, ale małe odstępy między budynkami umożliwiały dość łatwe ich przeskoczenie. Nagle, w ciemności zajaśniał jakiś ogromny budynek. Zorientowali się że jest to szpital, ponieważ był na nim czerwony krzyż. Jednocześnie dachy gwałtownie zniżały się, uniemożliwiając dalszą wędrówkę po nich.
-Chłopaki, szukajcie jakiegoś zejścia z dachu. Jesteśmy u celu! - ton porucznika był taki jak zawsze, suchy, bez jakichkolwiek emocji gdy wydawał rozkaz.
Niebawem znaleźli właz, prowadzący do budynku mieszkalnego na którym stali. Zdecydowali, że nie mogą wybrzydzać. Klapa była niczym niezabezpieczona. Porucznik wskoczył pierwszy w ciemną głębię.
 

Ostatnio edytowane przez louis : 24-06-2011 o 21:35. Powód: literówki, które tak uwielbiam.
louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2011, 00:25   #2
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Oi,
Zmieniłbym shotguna czy AK-47 na coś bardziej swojskiego. Strzelba, kałach, klamka, gnat, giwera - nie ma takiego suchego kontrastu między jednym, a drugim, gdy cały tekst jest raczej luźnym opowiadaniem po polsku.

A przy takich opisach można dać wrażenie nieokreślenia... Nie musi to być niespełna 3 metry, ale raczej coś z cyklu 'alejka była diablo wąska' itd. Mam wrażenie, że szczegółowość nie służy pisaninom ;]

Aha, no jak dla mnie schludny tekst. Nie mam plam pod pachami, ale jeśli będziesz pisał i pisał to może spotkamy Cię kiedyś za witryną. Tylko oby w trochę innym stylu, bo to pachnie plastikiem ;]
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2011, 05:39   #3
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Generalnie piszesz całkiem nieźle i nie sprawia Ci ono problemu. Przeczytałem pierwszy tekst do końca dwa razy. Jednak nie znalazłem tam niczego co mogłoby rzucać na kolana. Gdyby nie Twoja prośba o krytykę kolejny raz nie wróciłbym do niego ani dosłownie, ani myślami. No i gdybym był wydawcą to raczej do publikacji by nie doszło nasz przyszły pisarzu Wchodzisz w zbyt wiele szczegółów i używasz niepotrzebnie nagromadzonych powtórzeń. Za dużo dopowiadasz. W cytowanym fragmencie zaznaczę na czerwono słowa nad którym wg mnie powinieneś się przyjrzeć. Niektóre zwroty lub sformułowania są niepotrzebne. Odniosłem wrażenie, że dłubiesz pisakiem brud zza paznokci przy duperelach pomijając ważne dla klimatu scen opisy. Zawiodłem się, że skupiłeś się na oklepanym motywie bezużytecznej kasy a pominąłeś bardziej szczegółowy obraz wyglądu twarzy zarażonego sprzedawcy, przeskakując niemal od razu do "stwora". Dostałem tylko informację, że zmasakrowana twarz mężczyzny jest zakrwiawiona, a później, że to jest "(twarz!) stwora". Za to, że jego AK dotychczas dyndało się na pasku przwieszonym przez ramię ochroniarza zaserwowałes jako bonus. Zupełnie bezużyteczny i nic nie wnoszący. O zombie na ulicy tylko wspomniałeś mimochodem, już bardziej skupiłeś się na tym, że strzelba pump-action ma taki mały uchwycik do mocowania latareczki. Wyszły z ciemnosci, to pisz o niej. Daj się pochłonąć w jej mrok sobie podczas pisania a inni może poczują grozę nadciągających zombiaków. To opisy nadają klimat opowiadaniu. Korzystasz z tego narzędzia wg mnie niewłaściwie. To one powodują, że czytając przekazujesz jakieś emocje. Coś ma poruszyć albo zastanowić. Ponadto, używaj nieco krótszych zdań kiedy narracja ma podkręcać atmosferę. Niech też z opisu sytuacji wyniknie, że koleś jest głodny jak wilk oraz lepiej aby czytelnik sam wyciągnął wnioski, że to doprawdy bardzo uczciwy człowiek. Tylko daj mu do tego dobrze podany materiał. Zabaw się w reżysera i opisami pokazuj kadry, żeby czytało się jak oglądanie filmu a nie kroniki czy pobieżną relację kolegi po obejrzeniu seansu w kinie. Pozdrawiam.

Cytat:
Tekst pierwszy

Krótkowłosy blondyn osunął się po ścianie skarbca.
- Szlag..to się nie otworzy.. - westchnął..
- Nie pieprz głupot Alte, nie możemy tu zginąć. - zdenerwował się jego towarzysz, Max. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwało mu głośne burczenie w jego brzuchu.
- A może.. - zrezygnował ciemnowłosy najemnik i również usiadł na podłodze skarbca.
Obaj byli tutaj zamknięci przez dwa dni. Pełnili akurat służbę przy ochronie skarbca banku, gdy wysiadła elektronika kierująca drzwiami. W rezultacie zostali uwięzieni.
Alte po raz setny rozglądnął się po stosach złota. W innej sytuacji cieszyłby się na taki widok, ale nie teraz. Wstał z jękiem, podniósł swojego shotguna i podszedł do wrót skarbca. Uderzył w nie kolbą broni, jakby to miało pomóc.
O dziwo, pomogło. Światło w pomieszczeniu zamigotało i zgasło.
- O kur..co zrobiłeś, debilu? - zapytał zaniepokojony Max podchodząc bliżej w ciemności.
- Nie mam zielo - zaczął Alte, ale przerwał mu syk otwieranych drzwi. Najemnik szybko odskoczył na bok unikając zmiażdżenia przez tony metalu.
- Nareszcie! - krzyknął Max i wybiegł ze skarbca. Oświecił pokój latarką i poczekał na Alte.
- Umieram z głodu. Masz wszystko? Broń, latarkę, granaty? - upewnił się. Alte tylko skinął głową i przeszli do holu. Przez okna zauważyli, że jest noc - latarnie na zewnątrz banku nie działały, wyglądało na to że zasilanie w mieście już dawno padło.
Przed bankiem było dziwnie cicho. Żadnego ruchu, wszystkie samochody stały, nie było widać żadnych ludzi. I zwierząt.
- Coś mi tutaj nie pasuje. - oznajmił Alte, chwytając shotguna i sprawdzając czy jest naładowany. Przytwierdził latarkę do lufy broni za pomocą małego uchwytu.
- Idziemy do spożywczaka, nie wytrzymam dłużej. - jęknął Max, rozglądając się w pośpiechu. Zauważył szyld sklepu paręnaście metrów dalej, na przeciw miejsca w którym stali. Pokonał tą odległość w rekordowym czasie i wpadł do sklepu jak wicher. Alte podążył za nim trochę ostrożniej i ostatecznie stanął przy drzwiach, zabezpieczając budynek.
- Weź dla mnie parę paczek herbatników i mleko - powiedział przyjacielowi.
Max w tym czasie buszował pomiędzy półkami, wrzucając do koszyka co ważniejsze produkty. Przeważały te, które były syte - zamierzał się najeść jak najszybciej. Gdy podchodził do kasy z pełnym koszykiem (zamierzał zostawić pieniądze, był uczciwym człowiekiem) zauważył, że ktoś siedzi za ladą. Właściwie, leży. Głowa tego mężczyzny opierała się o ladę, wyglądał jakby spał.
Max z uśmiechem na ustach zbliżył się, gdy nagle sprzedawca podniósł głowę i potoczył wokół dzikim wzrokiem. Latarka Maxa oświetliła jego zmasakrowaną twarz - całą we krwi. Najemnik zaskoczony upuścił koszyk i chwycił swoje AK-47, które dotychczas wisiało na pasku na ramieniu.
- Nie ruszaj się! - rzucił ostro, mierząc w głowę sprzedawcy. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i próbował sięgnąć go przez ladę brudnymi łapami. Najemnik nacisnął spust i wypuścił serię wprost w twarz stwora.
- Kur..Max, zbieraj się, one tu SĄĄ! - wrzasnął Alte z zewnątrz, ale zagłuszyły go wystrzały z karabinu Maxa.
Przed sklepem stała już cała horda zombie. Nadszedły z..ciemności. Najemnik nawet ich nie zauważył gdy wlokły się po ulicy. Alte raz po raz strzelał z shotguna, wycofując się coraz głębiej do sklepu. Wkrótce zaczął go wspomagać Max i położyli wspólnie czterech nieumarłych. Ale ich było więcej..wchodzili przez rozbite szklane drzwi, ignorując całkowicie strzały.
Skończyła się amunicja. Max spanikował totalnie i wyszarpnął zza pasa jeden granat. Rzucił go. Potem drugi, trzeci. Wszystkie pod same nogi najbliższych zombie. Alte znał siłę tych granatów. Jeden z nich wystarczał, żeby obrócić cały ten sklep w proch. Krótkowłosy najemnik szybkim sprintem dobiegł do najbliższego okna i rzucił się przez szybę, rozbijając ją w pył. Miał szczęście. Zdążył na czas i eksplozja go nie sięgnęła, tylko podmuch rzucił go o ścianę sąsiedniego budynku. Alte upadając stracił przytomność.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2011, 12:02   #4
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Tekst pierwszy:
1. Nie podobają mi się dialogi. Nie są naturalne. Jest inwazja żywych trupów, a to jest rozmowa jakby siedzieli w klasie na przerwie w liceum i popijali browara.
2. Żywe trupy? Jakbyś nie napisał przed tekstem o czym to jest to mógłbym to przeoczyć.
3. Sprzedawca to był "słowo na Z"? Prawie go nie opisałeś. Jakiś typ ma zmasakrowaną twarz, a potem mierzą mu w głowę i strzelają jakby chcieli sprowadzić na siebie całą, kurde, hordę.
4. Za dużo rozmów licealistów, za mało krwi.
5. Mam wrażenie, że na motywach The Walking Dead i choć może przywołany tytuł jest dramatem psychologicznym całkiem w porządku to de facto nie jest o "zombie".
6. Większość tego to dialogi, a jako, że dialogi nie są zbyt fajne to i całość nie oceniam zbyt wysoko. Więcej opisów krwi i masakry i więcej dobrych dialogów np. ... wyszło mi dłużej niż myślałem, a chyba nie o mnie temat to ci wyśle przez pw.
 
Anonim jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2011, 13:34   #5
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Dzięki wielkie za wskazówki i krytykę. Szczerze mówiąc, zdawałem sobie sprawę z tego że lubię opisywać wszystko dokładnie..ale myślałem, że robię to i tak zbyt rzadko.
Czyli muszę lepiej sobie radzić z dialogami, nie opisywać tak dokładnie nieważnych rzeczy, poświęcić więcej uwagi wydarzeniom..to się chyba da zrobić.
 
louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-06-2011, 18:35   #6
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Wziąłem pod uwagę wszystkie rzeczy wytknięte przez tych, co przeczytali (podziękowałem za to ładnie ^.^). A parę ostatnich dni poświęciłem na stworzenie nowego opowiadania. Krótszego. Czy lepszego, nie wiem. Ale spędziłem nad nim o wiele więcej czasu. Jaki wynik? Nie wiem. O osądzenie proszę Czytelnika.

Tekst trzeci,
zawierający poprawki.

Na samym brzegu krzesła siedział roztrzęsiony mężczyzna. Od paru minut próbował zapalić papierosa, jednak drżące palce nie chciały go posłuchać i raz po raz upuszczał zapalniczkę. Wszystkiemu przyglądał się młody żołnierz z pogodnym obliczem.

- Daj, zapalę. - uśmiechnął się do siedzącego. Chwilę później pokoik za sceną teatru wypełnił papierosowy dym i przerażony starszy facet wreszcie zaczął się uspokajać.
- Dzięki. Nie wiem, dlaczego wciąż mi pomagasz, zamiast mnie zostawić. - palacz znowu zwiesił głowę i skurczył się w sobie. Zdawał się ignorować chodzącego tam i z powrotem towarzysza. Miła odmiana - godzinę temu starzec panikował gdy tylko słyszał kroki.
Cały budynek teatru wypełniony był dźwiękami. Tam, na piętrze, ktoś szurał nogami - tutaj coś dobijało się nieustannie do zabitych deskami drzwi wejściowych. Mimo wszystko, ten mały pokoik, z paroma krzesłami i stołem, był bezpieczny. Żołnierz o to zadbał - zastawił krzesłami jedyne drzwi prowadzące na scenę. Teraz stał przy oknie, z pozoru wyluzowany, jednak jego prawa ręka ciągle błądziła koło kabury. Był gotowy na wszystko.
- Przypominasz mi ojca. I we dwóch raźniej. - odpowiedział wreszcie zamyślony chłopak, wyglądając dyskretnie przez okno. Ten sam widok co parę minut temu - ulice skąpane w ciemnościach, parę postaci wałęsało się od budynku do budynku. Nie byli to ludzie. Byli bezmyślni, głodni. Niezwykle wytrzymali. Martwi. Stwierdził to już dwie godziny temu, gdy ledwo co przebili się tutaj i zabarykadowali.
Zasunął zasłony i odwrócił się do towarzysza. Widok leżącego na ziemi, purpurowego na twarzy mężczyzny go zaskoczył. Chłopak już podbiegał i zamierzał mu pomóc, gdy usłyszał szczekanie dochodzące z ulicy.
Zwykłe psy już nie żyły. Oni dwaj byli jedynymi żywymi ludźmi w okolicy. Żołnierz szybko wydedukował, że to coś biegnie do nich. Okno wciąż było otwarte.
Ledwo zdążył się obrócić i wyszarpnąć pistolet z kabury, gdy przez okno wpadł pies. Płaty mięsa i skóry odchodziły z jego grzbietu, wyszczerzone kły ociekały krwią. Głuchy warkot wydobył się z jego gardła. Młody mężczyzna nie uległ panice i wystrzelił. Kula utkwiła w torsie zwierzęcia, nie czyniąc mu większej szkody.
Pies otrząsnął się szybko i przymierzył do skoku. Chłopak zaklął. Dopiero teraz ręce zaczęły mu się trząść, strach chwycił go za gardło. Zdołał nacisnąć spust jeszcze kilka razy. Strzały w większości były niecelne, dopiero ostatni trafił prosto w mózg zwierzęcia. Żołnierz nie miał czasu podziwiać malowniczego widoku, jakim zapewne jest rozbryzgująca się głowa martwego psa - jego ciało wciąż leciało w kierunku wojaka. Uchylić się nie zdążył - runął do tyłu, przygnieciony do ziemi ciężarem bezgłowego zwierzęcia.
Tymczasem starszy mężczyzna przestał już rzęzić. Jego prawa dłoń była kurczowo zaciśnięta na piersi, jakby chciał sobie wyrwać serce.
Gdy żołnierz wreszcie zrzucił z siebie psa-zombie i wstał, nie spojrzał nawet na leżącego mężczyznę. I tak dręczyło go poczucie winy. Przeładował po prostu pistolet, zamknął szczelnie okno i usiadł na parapecie. Wciąż miał nadzieję.
 
louis jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172