Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2011, 18:30   #1
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Z jednego koszmaru w drugi (postapo)

Z jednego koszmaru w drugi

W końcu wyrwałem się z tego koszmaru… Nie do końca wiem czy zbudziło mnie ciche brzdąkanie gitary, czy nieco głośniejsze rozmowy, które odbywały się tuż nad moją głową, także i teraz, gdy odzyskałem już przytomność. Nieznajomi mi ludzie nie przestawali rozmawiać, nie do końca chyba świadomi tego, iż już od paru sekund mam na wpół otwarte oczy. Światło lampy wiszącej nad moją głową biło niemiłosiernie po oczach. „Jezu Chryste” – pomyślałem. – „Wyłączcie to albo zaraz oślepnę.” Nie byłem jednak w stanie wypowiedzieć ani słowa. Na dobrą sprawę to nie byłem w stanie ruszyć żadną kończyną, a też nie specjalnie chciały mi się poddać jakiekolwiek części ciała, nie licząc powiek, które w miarę posłusznie ulegały mojej woli i co chwilę otwierały się, to znów przymykały. Trzech mężczyzn żywiołowo nad czymś dyskutowało. Jeden z nich, wysoki i szczupły pan o czarnych, jednak przesiewanych już siwymi pasmami włosach, gestykulował tłumacząc coś dwóm pozostałym, przy czym starał się zachować spokój. Niestety słowa wypowiadane przez mężczyzn nie trafiały do mnie. Mówili… I tyle wiem. Nie byłem jeszcze w stanie wychwycić znaczenia słów, nie w tym momencie. Czułem się bezradny jak dziecko. Zupełnie jak niemowlak, który leży w łóżeczku i słucha bezsensownego paplania nadgorliwych ciotek i babć. Postanowiłem lepiej rozejrzeć się po pokoju. A przynajmniej na tyle, na ile pozwoliłyby mi mięsnie szyi. Okazało się, że ponieważ nie pozwoliły wcale, toteż obracałem jedynie gałkami ocznymi starając się wychwycić z otoczenia tyle szczegółów ile tylko zdołam. Każdy ruch moich oczu owocował bólem głowy, który narastał w miarę rozglądania się dokoła. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem było niewielkim pokojem, może jakieś pięć na osiem - jakoś tak bym to oszacował. Doszedłem do wniosku, że gdyby nie ta jedna lampa, która przysiągł bym wzmacniała mój ból głowy, to pokoik byłby całkowicie pogrążony w mroku. Leżałem na jakimś żelaznym łóżku, w samym środku pomieszczenia. Na lewo ode mnie znajdowało się stare, drewniane biurko a na nim sterta notatników, parę ołówków, kilka długopisów i stopiona mniej więcej do połowy świeczka. Przynajmniej tak oszacowałem na podstawie średniej długości zwykłej świeczki. Jakieś dwa metry na prawo od biurka, będącego niewątpliwie stanowiskiem pracy naukowej sądząc po licznych notatkach, które się na nim walały, leżało parę solidnych, drewnianych skrzyń. Ich zawartości nijak nie udało mi się oszacować, mimo iż były otwarte. Gdybym tylko mógł nieco unieść głowę i rzucić okiem… „Auć!” – to nie był dobry pomysł. Szyja ledwo drgnęła jednak ból był odczuwalny. Po drugiej stronie pokoju dostrzegłem więcej drewnianych skrzyń i raczej młodego mężczyznę, który siedział na jednej z nich i wygrywał jakąś smutną melodię na gitarze akustycznej totalnie nie przejmując się pozostałymi. Drzwi prowadzące z tego pomieszczenia do innego musiały znajdować się albo za mną, albo przede mną, za panami, którzy z takim zapałem o czymś rozprawiali. Ból głowy stawał się coraz ostrzejszy i powoli przeradzał się w pulsujący, coraz to bardziej nieprzyjemny z każdą nadchodzącą falą. Świadomość, w pełnym tego słowa znaczeniu, chyba mnie odnalazła i nie tylko zacząłem czuć ciepło rozchodzące się po moim ciele, ale także rozróżniać pojedyncze słowa wypowiadane przez mężczyzn. Mój wzrok nieco się wyostrzył i mogłem teraz dokładniej przyjrzeć się ich twarzom. Szczupłemu jegomościowi towarzyszyło dwóch, nieco niższych panów. Jeden z siwym, starannie przystrzyżonym wąsem i tego samego koloru, sięgającymi do ramion, zadbanymi włosami, drugi zaś znacznie młodszy od dwóch pozostałych, o ciemnych włosach. Przystrzyżony był na lekkiego irokeza. Rysy jego twarzy były jeszcze właściwie bardziej młodzieńcze niż męskie. Wyglądał na szczeniacko bezczelnego, lecz mimo to coś w jego twarzy kazało mi postrzegać go jako poczciwego chłopaka. Słowa powoli zaczęły się układać w zdania, zdania zaczynały nabierać sensu a ja zacząłem mieć nadzieję, że za chwilę zrozumiem dlaczego tutaj leżę, co się stało, i w ogóle gdzie ja właściwie jestem.
- A co jeśli się nie mylę? – usłyszałem piskliwy głos wąsatego mężczyzny, który marszczył teraz siwe brwi, najprawdopodobniej w wyrazie rozpaczy. – Co jeśli rzeczywiście już jest jednym z nich?
- Czad! – skomentował młody, a starzec skarcił go przeszywającym wzrokiem.
- Nie masz pojęcia co tu się w ogóle kroi, co? – warknął stanowczo. – być może sprowadziliśmy tu sobie jednego z nich a dla ciebie to jest czad? Czy ty w ogóle…
Siwowłosy mężczyzna nie dokończył wypowiedzi, gdyż przyglądający się do tej pory całej tej krótkiej sprzeczce wysoki jegomość szturchnął go nagle w bok kierując swój wzrok na moją osobę.
- Cicho – syknął ostrzegawczo. – obudził się.
Przyglądaliśmy się sobie dłuższą chwilę i przyznam szczerze, że czułem się dość nieswojo z ich spojrzeniami przyklejonymi do mojej osoby. Ciekawski wzrok wysokiego mężczyzny był o tyle niewygodny, że przypominał wzrok dziecka, które po raz pierwszy w życiu zobaczyło jakieś egzotyczne zwierzę w zoo. Wzrok jakim obdarzał mnie młodzieniec był czymś podobnym, jednak było w nim jeszcze więcej dziecięcej ciekawości, jego oczy zdawały się wręcz krzyczeć z podekscytowania. Jeśli idzie o siwego mężczyznę, najpewniej naukowca sądząc po białym kitlu, który dostrzegłem dopiero teraz, to patrzył na mnie w taki sposób, jakby zaraz miał chwycić jeden z tych długopisów, bądź ołówków leżących na blacie biurka i zadźgać mnie nim na śmierć. Słowo daję, że gdyby wysoki mężczyzna nie przerwał nagle ciszy, to staruszek tak właśnie by uczynił:
- Witaj, nieznajomy… – zaczął niepewnie wysoki facet – mówią na mnie Kret. To jest Młody – wskazał na młodzieńca – a ten pan to Marek, właściwie to doktor Marek.
Właśnie tak sztywnym i infantylnym zdaniem przywitał mnie, jak się później miało okazać, przywódca całej paczki. Czułem, że teraz moja kolej na przywitanie się, jednak cała ta sytuacja wydała mi się tak głupia, że postanowiłem nic nie mówić. Cisza, która nastała była chyba jeszcze gorsza, jeszcze bardziej niedorzeczna i niewygodna. Postanowiłem coś z siebie wykrztusić, jednak zamiast się przedstawić, bąknąłem:
- A ten facet z gitarą?
- Przepraszam? – niepewnie zapytał wysoki mężczyzna.
- No, ten co brzdąka – powiedziałem pewnie wskazując kciukiem na lewo ode mnie i w tym momencie zamarłem. Faceta nie było. Gość, który jeszcze przed chwilą siedział tutaj i grał na gitarze, zniknął jak widmo. A wraz z nim muzyka. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy przestałem ją słyszeć. Doktorek nachylił głowę do ucha wysokiego mężczyzny i zaczął mu coś szeptać. Najpewniej mówił mu teraz o moim obłąkaniu, lub czymś w tym stylu. Choć przyznam, że sam zacząłem się poważnie nad tym zastanawiać. Czułem, że prędzej czy później to wszystko zacznie mnie zbyt bardzo przytłaczać. Najpierw budzę się w jakimś pomieszczeniu, nic nie pamiętam, nie wiem skąd się tutaj wziąłem, kim są otaczający mnie ludzie, co się ze mną wcześniej działo – nic. To nie wyglądało dobrze i już wkrótce miałem się przekonać o tym, jak bardzo niedobrze.
- Jesteś zmęczony – podjął doktor siląc się na uśmiech. – I potrzebujesz teraz dużo odpoczynku – zawahał się na moment. – Zaraz znajdziemy dla ciebie jakąś wygodną pryczę gdzie będziesz mógł się porządnie wyspać.
- Spałem wystarczająco długo – rzuciłem zirytowany fałszywym uśmiechem starca. – A pańskie dyplomatyczne wytłumaczenie moich majaków zmęczeniem na nic się zda. Żądam jakichś konkretniejszych wyjaśnień. Co się tutaj dzieje? Słucham.
Mój ton był najwyraźniej stanowczy, bo doktorek tylko spuścił głowę i spojrzał nieporadnie w podłogę. Następnie popatrzył na mnie spod byka i zaczął mówić:
- To czego się dowiesz, może być dla Ciebie dość szokujące - mężczyzna znów się zawahał. – Znalazłeś się tutaj dzięki jednemu z naszych ludzi. Jeśli zechcesz, odnajdziesz go potem i podziękujesz za uratowanie życia. Gdyby nie on najpewniej zginął byś na powierzchni kończąc jako kolacja dla tych bestii. Dziwne, że do tej pory pozostałeś przy życiu, ale cóż. Widocznie miałeś dużo szczęścia. – doktor uniósł brwi. – Bardzo dużo jak na czterdzieści lat hibernacji na powierzchni.
Świat przede mną zawirował. W głowie się zakotłowało, gałki oczne mimowolnie powędrowały do góry, powieki lekko się przymknęły, po czym całkowicie zgasł przed moimi oczami obecny obraz. W jego miejsce pojawiła się mieszanina tysiąca różnych barw. Nie byłem w stanie wziąć dostatecznie głębokiego oddechu by dotlenić mózg. Przez około pół minuty serce kołatało mi jak szalone, dyszałem jak dogorywający zwierz, dopiero co powalony przez myśliwego. Gdy z trudem złapałem dostateczny haust powietrza do płuc i w końcu się otrząsnąłem, przymknąłem na chwilę oczy i zanim je otworzyłem, wycedziłem powoli i wyraźnie:
- Chcecie powiedzieć, że byłem w stanie śmierci klinicznej przez czterdzieści lat?
- Nie – odpowiedział stanowczo doktor. – Prawda jest o wiele bardziej szokująca i nie zamierzamy Cię okłamywać.
- A zatem? – zaprosiłem rozmówcę do wyjaśnień drżącym głosem, w duchu modląc się by kolejna nowina nie wywołała u mnie ataku serca.
- Cóż – zaczął spokojnie starzec. – Jak widzisz, nie zestarzałeś się zbytnio.
Spojrzałem na swoje dłonie. Istotnie zdawały się być tymi samymi młodymi dłońmi dwudziesto siedmio latka co zwykle. Nie dziwiło mnie to, bo w końcu cała ta czterdziestoletnia, jak się okazuje utrata świadomości, była dla mnie jak zwykły sen, jak jedna przespana noc, lub nawet jak zwykła poobiednia drzemka. Staruszek kontynuował:
- Wygląda na to, że post nuklearny świat zrobił z Ciebie jedno ze swoich dzieci. Obdarzył – doktor zawahał się. – Bądź raczej naznaczył Cię swoim jarzmem i jesteś teraz jednym z jego tworów. Mówiąc prościej, mutantów.
- Post… post nuklearny?
- Chryste Panie! – zakrzyknął wysoki mężczyzna wykonując niedbale znak krzyża w powietrzu. – On nie wie nic o nowym świecie, nie wie nic o zagładzie.
Moje oczy zaczęły puchnąć. Czułem jak wzbierają weń łzy. Nie wiedziałem na pewno co się wydarzyło przed czterdziestoma laty, ale zaczynałem się domyślać. Poczułem, że mokną moje policzki, świat nabierał boleśnie jasnych kolorów, aż w końcu zaszedł śnieżnobiałą mgłą…
***

Obudziłem się z pulsującym bólem głowy w jakimś innym pokoju. Jedynym źródłem światła była niewielka lampka naftowa leżąca na niskim stoliku, zaraz obok łóżka. W pomieszczeniu było więc dość mroczno. Podniosłem się na łokciach i rozejrzałem dokoła. Natychmiast poczułem przeszywający ból w obu ramionach.
- Obudziliśmy się – usłyszałem niespodziewanie chrapliwy głos nieznanego pochodzenia.
Przestraszony zacząłem się nerwowo rozglądać po pokoju machając głową na boki jak szalony. Wtedy ujrzałem zarys postaci siedzącej w fotelu w rogu pokoju, dokładnie na skos ode mnie. Teraz uświadomiłem sobie jak wątłe jest światło naftowej lampki. A może to ja mam już problemy ze wzrokiem i nie widzę pewnych bardzo wyraźnych rzeczy, w zamian widząc te, których widzieć nie powinienem. Pomyślałem o facecie z gitarą. Postać wstała i wolnym krokiem podeszła do pryczy, na której leżałem. Patrzyłem w górę, starając się przyjrzeć twarzy mężczyzny. Skryta częściowo pod kapturem, była surowa, jakby ciosana z kamienia. Szpiczasty nos, wydatne kości policzkowe i lekko wysunięty do przodu podbródek, nadawały jej srogiego wyglądu. Podobnie jak poprzedni ludzie, z którymi miałem tutaj styczność, wyłączając doktora, tajemniczy mężczyzna ubrany był w kurtkę wojskową i bojowe spodnie w czarno-białą panterkę, lecz nie był to ten sam wzór, który pamiętałem jeszcze z czasów gdy… gdy nie byłem tutaj. Był to nowo zaprojektowany rodzaj kamuflażu, który miał sprawdzać się w środowisku miejskim, bądź w nocy. Spodnie i kurtka zdawały się być szyte na miarę. Ubranie idealnie leżało na postawnym mężczyźnie, jakby idealnie zaprojektowane na jego ciało. Całość, zwieńczona masywnymi, czarnymi butami typu ‘desanty’, solidnym pasem z czarnej skóry obciążonym dwoma ładownicami z amunicją i przywiązaną doń maską gazową robiła wrażenie.
- Jak się czujesz? – nieprzyjemny głos zadźwięczał ponownie.
Patrzyłem dłuższą chwilę na twarz mężczyzny by po chwili otworzyć niepewnie usta. Już miałem odpowiedzieć ale wtedy zobaczyłem kolejny szczegół. Na twarzy mężczyzny rysowała się długa blizna biegnąca od prawego oka, przez policzek, aż po czubek brody.
„Facet nie wygląda miło, nie ma co” – pomyślałem. Zanim zdążyłem ponownie zebrać się na wypowiedź, mężczyzna powtórzył zirytowany:
- Jak się czujesz? – ściągnął gęste brwi do siebie. – Jesteś w stanie gadać czy nie?
- Tak… - bąknąłem niepewnie. – Chyba dobrze… - nastąpiła krótka chwila przerwy. – W każdym razie jestem w stanie gadać.
- To dobrze – uśmiechnął się szpetnie facet – bo na razie tylko tyle będziemy robili. Będziemy gadać.
Uśmiech mężczyzny wcale nie był przyjemny. Mimo, iż widziałem szczerość jego intencji, zakapturzony sprawiał wrażenie złowrogiego i przerażająco tajemniczego. Do tego, jego głos dodawał mu jeszcze więcej monstrualności. Naraz usłyszałem go ponownie:
- Od razu mówię, nie chcę znać twojego imienia. Sam też nie powiem ci jak się nazywam, gdyż nie ma to najmniejszego znaczenia. Przysłał mnie tu Kret, żebym Cię oprowadził po naszym miasteczku, he he.
Paskudny rechot mężczyzny wywołał u mnie ciarki. Skinąłem tylko głową w odpowiedzi na jego ostatnie zdanie, po czym ostrożnie usiadłem na łóżku. Opuściłem głowę w dół i ścisnąłem ją lekko dłońmi, czując że zemdleję jeśli tylko podniosę ją do góry. Mężczyzna cierpliwie stał nade mną i czekał, a gdy w końcu uczucie słabości ustąpiło, stanąłem na równe nogi.

poproszę o jakiś komentarz/uwagi itp. Co fajne, co nie
Dziękuję i pozdrawiam
 
Ra6nar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-06-2011, 12:30   #2
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Nikt nie komentuje moich opowiadań... hm.. są albo genialne albo żałośnie słabe
 
Ra6nar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-06-2011, 12:56   #3
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
W zasadzie fajne opowiadanie. Polecałbym jednak lepiej sformatować. Entery na początku szczególnie. Łatwiej się czyta i od razu robi lepsze wrażenie na podświadomości. Ale tak o to fajne.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-06-2011, 21:09   #4
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
A dobrze, będę pamiętał na przyszłość. Dziękuję za komentarz
 
Ra6nar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172