Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2009, 21:03   #11
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
"Szuuu, szuuu"
Maszyna losująca podsuwa taką kolejność

1. Dalakar
2. Lilith
3. Terrapodian
4. AC.
5. Mono
6. Martyjasz
7. Prabar_Hellimin

PS. Od razu podpowiem, że 250 stajen to około 50 kilometrów

***

Zastanawiał się dysząc ciężko i stojąc w środku lasu z mieczem w ręce. Nie mógł się zdecydować! Cholera jasna, wrócić czy uciekać?!

Słyszał świergot wystraszonych ptaków, wiatr targający gałęziami, oraz cichy szum rzeki.

Hmm… Rzeka?

Sawin odwrócił się szybko i rozglądnął w okół siebie szukając czegoś wzrokiem. Uśmiechnął się, gdy wreszcie po kilku sekundach jego oczy spoczęły na zboczu góry, daleko za lasem.

Ha! Paladyn już wiedział gdzie się znajduje. Wiedział także dokąd musi się teraz udać i co zrobić.

Z tymi nowymi i pokrzepiającymi myślami Sawin pobiegł kierowany słuchem ku rzece. Dotarł tam niebawem znów ciężko dysząc i ledwo trzymając się na nogach.
Rzeka, czy raczej strumyk, powitała go radosnymi pluskami wody i unoszącym się nad nią orzeźwiającym chłodem.

Paladyn przykucnął na chwilę by napić się – czas go cholernie naglił, ale nie przejdzie już ani jarda, jeśli nie ugasi pragnienia.
Po dobrych kilku chwilach łapczywego picia, Sawin wstał i zaczął iść zgodnie z prądem rzeki.

Pamiętał z wcześniejszych lat służby, że na tej rzece jest most, przy nim zaś posterunek graniczny. Sawin pełnił tam niegdyś służbę, w czasach kiedy to miłościwie panujący król państwa poprosił Zakon o wsparcie militarne.

No i młody paladyn wylądował na posterunku granicznym z którego był piękny widok na pewną wysoką górę. Nic szczególnego, jednak być może paladyn znajdzie tam kogoś skorego do pomocy – najlepiej cały oddział.
Doszedł wreszcie – posterunek wyglądał dokładnie tak, jak paladyn go zapamiętał, jednak…

… jednak na polu dookoła niego stacjonowała cała armia. Sawin nie mógł w to uwierzyć, po chwili dopiero dostrzegł proporce z godłem: Srebrny hełm z czerwonym paskiem na złotym tle. Godło jego Zakonu.

*O… o kurwa!* pomyślał paladyn. *To oznacza, że z tą elfką i orkiem przeszliśmy… prawie dwieście pięćdziesiąt stajen!*

Podszedł do obozu – jego pierwsze wrażenie było dość błędne. Obóz nie był całą armią – liczba namiotów świadczyła o liczebności co najwyżej setki ludzi.

- Stać! – usłyszał nagle i odwrócił się by ujrzeć dwoje ludzi podchodzących do niego. Byli odziani w nieco stare i podniszczone skórzane zbroje i dzierżyli halabardy.

- Kto idzie? – zapytał jeden z wartowników. Sawina nagle zatkało. Nie dlatego że nagle zapomniał kim jest i co odpowiedzieć strażnikowi, lecz dlatego że nie wiedział co dalej robić. Ogłosić alarm i wrócić do lasu z całym oddziałem, czy po prostu zameldować się u kapitana i czekać na dalsze rozkazy?
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-02-2009 o 16:34.
Gettor jest offline  
Stary 08-02-2009, 18:52   #12
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Decyzja nie należała do łatwych.

Z jednej strony powinien donieść o demonie z lasu przełożonym, zaś z drugiej... po prostu nie wypadało się przyznawać, że najzwyczajniej w świecie zwiał. Co prawda mógł się tłumaczyć tym, że dobro ogółu jest ważniejsze. W końcu, gdyby umarł w chwale obok leśnego domku, nie mógłby wypełnić swojej misji. Nie miałby możliwości poinformowania przełożonych o problemach, które nadchodziły ze wschodu.

Sawin postał jeszcze chwilę bez ruchu, doprowadzając tym samym obydwu strażników do lekkiego zniecierpliwienia:

- Mów, nieznajomy! - rzekł podniesionym głosem jeden z nich – Inaczej możesz zostać do tego zmuszony w nieco mniej grzeczny sposób.

- Ja... - paladyn zaczął niepewnie – Ja, jestem Sawin. Rycerz w służbie Żelaznego Zakonu.

- Tak? Więc dlaczego podchodzisz do obozu jak zwykły złodziej, lub, co gorsza, szpieg? - mówiący skierował ostrze halabardy w kierunku młodzieńca.

- Ależ ja... - oskarżony próbował oponować, lecz pierwszy wartownik przerwał mu w pół słowa.

- To się zaraz okaże. – rzekł, po czym krzyknął – Alarm! Intruz w obozie!

„Zwiewaj co sił w nogach.” - podpowiedziała mu pierwsza myśl.
„Ratuj się.” - zawtórowała jej druga.
„Tylko przed czym? Przecież nic ci nie grozi.” - wtrącił się głos rozsądku.
„Już i tak za późno.” - podsumował rozum. Miał racje. Sawin był otoczony przez kilku rosłych mężczyzn. Nawet gdyby chciał uciec, nie udałoby mu się to.

Po pierwsze, był zmęczony – przecież to, co mu się przytrafiło, wykończyłoby nawet największego paladyna.
Po drugie, musiał wykonać misję, a ucieczka nie ułatwiłaby mu tego. Chociaż z drugiej strony... jako więzień też niczego nie zdziała.
W końcu, po trzecie – właśnie poczuł czyjąś rękę na ramieniu.

Minęło kilka chwil. Jednak paladynowi wydawało się, że obezwładnianie, rozbrajanie i wiązanie trwało dłużej. O wiele dłużej.

Gdy całe zamięszanie skończyło się, leżał skrępowany na środku obozu i zastanawiał się, czy aby dobrze zrobił dając się złapać. Bo to, że mógł odpowiadać sprawniej na pytania wartowników, wiedział aż nazbyt dobrze.

Rozejrzał się. Jego zbroja i miecz leżały kilka metrów od niego, przy jakiejś grupce żołnierzy. To nieco uspokoiło Sawina.
Jednak, gdy przeniósł swój wzrok na stojący w pobliżu namiot, poczuł dziwny niepokój. Jego oczy znów skierowały się w stronę ekwipunku.

„Miecz jest. Zbroja jest. Tarcza... O w mordę! Gdzie tarcza?” - gorączkowo szukał odpowiedzi na zadanie pytanie. Przecież to na niej był wymalowany symbol przynależności do Zakonu.

Nagle zauważył, że ktoś się do niego zbliża. Gdy obejrzał się, zobaczył młodego mężczyznę w kolczudze.

- Kapitan chce cię widzieć. - powiedział żołnierz – Tylko bez żadnych numerów.
 
Dalakar jest offline  
Stary 10-02-2009, 20:42   #13
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
-Wy dwaj! –władczy głos poruszył najbliżej stojących żołnierzy, cielęcym wzrokiem gapiących się na młodzika. –Bierzcie ten majdan –wskazał na rzeczy Sawinai do kwatery kapitana z tym. –Żołnierze bez szemrania wykonali rozkaz. Mimo młodego wieku, człowiek w kolczudze musiał być kimś znacznym.

-Chcą cię najpierw przesłuchać zanim nadzieją cię na pal, szpiegu. –Pochylił się nad leżącym, rozluźniając mu więzy na nogach. Nie zdjął ich jednak całkowicie. Kostki pozostały spętane krótkim sznurem tak, że paladyn mógł robić jedynie drobne kroki, ale o ucieczce nie było nawet mowy. Z resztą, jeśli teraz by spróbował uciekać, musiałby to robić chyba już do końca swoich dni na tej ziemi.

-Nie jestem szpiegiem –smętnie odpowiedział na groźnie brzmiące słowa.

-Już cuchniesz i wyglądasz jak padlina. Wstawaj ścierwo –kopnął więźnia w biodro na zachętę. Fakt, niezbyt mocno, dość dotkliwie jednak, by duma rycerska wyrwała Sawina z otępienia i zwarła jego szczęki z cichym zgrzytem.

Rzeczywiście cuchnął. Tam nad strumieniem, nad którym zatrzymał się, żeby się napić, nie tracił czasu na doprowadzenie się do porządku. Ledwo z grubsza obmył lica i miecz z krwawego plugastwa, w którym był unurzany niemal od stóp do głów.

Przetoczył się na bok i dźwignął na kolana, mimo mocno związanych na plecach rąk. Nogi zdążyły mu już zesztywnieć i zdrętwieć od zaciśniętych sznurów i nie było mu łatwo stanąć na nich prosto. Zniecierpliwiony żołnierz jeszcze raz trącił go butem i szarpnął za ramię podnosząc siłą z klęczek.

-Rusz się. Nie każ czekać… komendantowi –warknął z dziwnym ironicznym uśmieszkiem pod nosem.

-Zważ przyjacielu, że masz do czynienia z paladynem Żelaznego Zakonu –spokojnym tonem przemówił do młodzika.

-Grozisz mi? –Żołnierz szturchnął go w plecy popychając przed sobą w kierunku zabudowań fortu granicznego.

-Nie, jeno proszę, żebyś traktował członka zakonu jak przystało na królewskiego sługę. Nie, kopał i szarpał, jak psa.

-Hardyś! Ciekawym, jak cienko zaśpiewasz, kiedy cię na męki wezmą.

Sawin poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Na co mu przyszło. Tchórzliwie ratował się ucieczką przed demonem, zostawiając Ellitre na pastwę losu, żeby teraz w haniebny sposób zginąć z rąk braci własnego zakonu? Szedł ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię przeklinając dzień, w którym natknął się na samotną chatę. Podniósł oczy dopiero gdy podeszli pod zabudowania stanicy. Przed wejściem pełnili straż dwaj gwardziści. Rosłe chłopaki w barwach królewskich z godłem Zakonu na tarczach. W budynku musiał zakwaterować ktoś wysokiego rodu. Sawina przeszył zimny dreszcz. Zaledwie trzy lata temu sam pełnił straż przy tych drzwiach. Może jeszcze dziś jego trup będzie patrzył szklanym wzrokiem na przedpola posterunku ze znajomej palisady.

Gwardziści rozstąpili się otworzywszy drzwi. Sawin i poszturchujący go młodzian przeszli przez dużą sień, wkraczając do bogato przystrojonej na czas stacjonowania gościa prywatnej komnaty kapitana. Na środku stał fotel, a w nim usadowiła się postać okryta od stóp do głów płaszczem. Za jej plecami stał mężczyzna w sile wieku z insygniami Mistrza Żelaznego Zakonu. W Sawina wstąpiło coś na kształt nadziei. Zatrzymał się, a potem ruszył ku Rycerzowi Zakonu.

-Dokąd?! –wrzasnął jego prześladowca, a w tym samym momencie paladyn poczuł w okolicach nerki wbijającą mu się z rozmachem w plecy rękojeść miecza. Klęknął, z bólu zwijając się u stóp siedzącego w fotelu nieznajomego człowieka, czołem dotykając ziemi.

-Panie nie pozwólcie hańbić syna Zakonu, zanim nie udowodnią mi winy. Niech przesłucha mnie osoba szacowna i rozsądna, a nie ten narwany młodzik -stęknął z wysiłkiem unosząc wzrok na rozpartego w fotelu mężczyznę.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 10-02-2009 o 20:48. Powód: Dialogi poprawione kursywą
Lilith jest offline  
Stary 10-02-2009, 22:36   #14
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
W fotelu siedział jeden z wyższych rangą Mistrzów Żelaznego Zakonu. Sawin nie znał go, więc musiał uzyskać swój tytuł całkiem niedawno. Wyższe warstwy zakonne były dla zwykłych paladynów prawdziwą zagadką. Mistrzowie rzadko wykazywali się szczerością co do sposobu funkcjonowania wewnętrznej władzy. Stąd czasami pojawiały się osoby, które pozornie nie powinny mieć z Zakonem nic wspólnego. Tak było w przypadku owego mężczyzny. Tęgi, twarz miał pełną, okrągłą, krzaczaste brwi, grube usta, poróżowiałe policzki i wąsiki zawadiacko zakręcone w górę. Czubek głowy pokrywały mu szczecinowate, czarne włosy. Wpatrywał się w Sawina z miernym zainteresowaniem. Jednak zwrócił się do żołnierza;

- Zostawcie nas samych – polecił.

Usłuchał, choć niechętnie. Ukłonił się i wyszedł głośno trzaskając drzwiami. Mistrz milczał chwilę, co Sawin wykorzystał do odzyskania choć szczątek honoru. Uklęknął przed zakonnikiem z pochyloną głową, pokornie oczekując na wyrok. W końcu przełożony mlasnął i zaczął mówić;

- Nie wiem, synu, skąd pochodzisz, ani jaki jest twój cel. Musisz jednak zrozumieć, że aktualnie nie możemy w żaden sposób zaufać nieznajomym, szczególnie jeśli zakradają się do naszego obozu... - Przerwał na chwilę zbierając myśli, po czym kontynuował: - Podajesz się za członka zakonu... To wspaniałe, o ile jest to prawda. Synu, mamy powody by się obawiać. Wśród nas jest szpieg, który usiłuje rozsadzić zakon od środka. Tak, tak, wielu mamy wrogów - zarówno potężniejszych jak i mniej ważnych... Powiedz mi, skoro jesteś paladynem, kto jest twoim Mistrzem?

- Mistrz Nakkam – odpowiedział szybko Sawin.

Mistrz zaśmiał się tubalnie i klasnął w dłonie. Na jego pulchnej twarzy odmalowała się prawie dziecięca radość.

- To doskonale się składa! – krzyknął. - Mistrz Nakkam jest w drodze do naszego obozu i jeśli to co mówisz jest prawdą, śmiało przyjmiemy cię ze wszystkimi honorami jako swego! Tymczasem jednak musimy zapewnić wszelkie środki bezpieczeństwa... Straż!

Do środka raptownie wpadł oprawca Sawina. Dłoń trzymał na rękojeści miecza. Mistrz Zakonu wstał ciężko i szepnął do żołnierskiego ucha parę słów. Strażnik zasalutował, po czym wskazał dwóm podwładnym paladyna. Ci wzięli go pod ramiona. Sawin nie stawiał oporu, gdyż jak na razie wszystko układało się pomyślnie.

Poprowadzili go do kolejnego budynku, a następnie kamiennymi schodami w dół. Szybko zdał sobie sprawę, że zostanie umieszczony w lochu. Na tą myśl jego ciało wstrząsnęło się dreszczem. Raz był w tych improwizowanych lochach i do dziś pamięta ten zapach krwi, zgnilizny i żywe przykłady katowskiego rzemiosła. Gdy znalazł się na miejscu i spojrzał na ciężkie drzwi do pomieszczeń, zdał sobie sprawę, że od jego ostatniej wizyty minęło dość czasu, by zdążyli to piekielne miejsce „ulepszyć”. Jeden ze strażników otworzył cele, lecz nim wprowadził Sawina zaglądnął do środka, a potem wymownie spojrzał w stronę przełożonego. Ten szepnął coś, czego paladyn nie zrozumiał.

Wprowadzili go do środka, po czym zamknęli drzwi. Szczęk klucza w zamku spowodował, że coś w kącie się poruszyło. Ktoś już tam był i wyraźnie zbliżał się do paladyna. Ten cofnął się do tyłu, a dzięki mdłemu światłu pochodni padającemu z korytarza przez małe okienko w drzwiach, dojrzał młodego chłopaka – około siedemnastoletniego. I dopiero wtedy Sawin zauważył jego obrażenia. Był oślepiony – poparzona skóra pokrywała środkową partię twarzy.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 11-02-2009, 16:25   #15
AC.
 
AC.'s Avatar
 
Reputacja: 1 AC. nie jest za bardzo znanyAC. nie jest za bardzo znany
Potwornie oszpecona twarz nieznajomego drgnęła w dziwnym grymasie i odezwał się wesołym głosem:

- A któż to? A któż to zawitał do mej sali tronowej?
- Sawin. - powiedział przestraszony i zdziwiony paladyn. Bał się tej nieoczekiwanej radości okaleczonego człowieka
- Ach. Ja zawsze odróżniam szlachcica od chama, a tyś jest cham człowieku. Nie mylę się? - chłopak zachichotował pod tym co pozostało po jego nosie. Gdzieś w ścianie obaj usłyszeli ogłosy szczurów
- Ja jestem... paladynem. - Sawin po chwili żałował, że powiedział prawdę, ale co się stało to się stało
- Ach. No to miałem rację. Chamstwo, cały ten Żelazny Zakon to zbiór chamów pod przywództwem psychopaty. Idioty z halucynacjami.
- Przestań tak mówić! - Sawin złapał za ramiona chłopaka i chciał go uderzyć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał - Po prostu nie obrażaj Zartosa ani Żelaznej Wiary...
- Dobre sobie. Żelaznej Wiary. Wszyscy wiedzą, że to kłamstwo. Bogowie odeszli dawno temu, a ten śmieszny posążek z żelaza nie jest boski. Nie pozwalają go zbadać, bo się boją, że... - Sawin odepchnął kalekę tak że ten się przewrócił, ale leżący jedynie zachichotował i dodał - Kolejna salwa tortur? I tam wam nic nie powiem. Chamy. Ha-Ha-Chamy!


-------------------------------------------------------------------------


Ładna pogoda, lekki wiaterek porusza liśćmi wgłębi rozjaśnionego boru i dziwne krzyki i zgrzyty dobiegającej z od dawna opuszczonej chatki. Zło wprowadziło się do niej kilka miesięcy wcześniej. Reprezentacją plugastwa stał się czarownik średniej klasy, aczkolwiek dość dobrze znany w niektórych kręgach Farfił Nieczysty i dwójka rycerzy ciemności zwanych czasem zakonnikami zła (choć nie tworzyli zakonu) Viviana Keleir i Sobiesław z Czarnego Boru. Oczywiście wiadomość o ich przybyciu szybko dotarła do wszystkich mieszkańców lasów, w następnej kolejności do najbliższego miasta, a przez niewielką aglomerację również do Demonicznego Księcia Jigonu, który to pakt zawarł ze skorumpowanym królem Łożynem III. Jednak, żeby zrozumieć wydarzenia w opuszczonej chacie trzeba przybliżyć sytuację geopolityczną tych terenów.

Las, w którym przed czterdziestoma laty drwal Cerw postawił swoją chatę, znajdował się we włościach Wielkiego Pana Arystokraty Osiemnastego Pokolenia Sobiesława Drunickiego. Tenże arystokrata przez wzgląd na swoją wielką tragedię związaną z niemożnością rozmnażania się stał się celem odwiedzin wielkiej ilości różnego typu czeladzi i innych Wielkich Panów, a nawet samego Króla Łożyna III. Jeszcze do niedawna Król Łożyn III co drugi piątek wraz ze świtą zajeżdżał do Pałacu Drunickiego zwożąc wielkie ilości jadła, wina, piwa i gości, a każdy z gości przymilał się do Sobiesława chcąc uszczknąć coś z majątku. Wielki Pan jednak został przekonany dopiero przez Żelazną Wiarę, której uczniowie tłumnie zjechali się na jego tereny. Oczywiście, gdy Król Łożyn III dowiedział się o testamencie i darowiznach na rzecz zakonu szybko przerwał swoje wizyty wysyłając jedynie grupę szpiegów. Jako wielki zwolennik Jigonu Król pragnął jedynie zniszczenia Żelaznej Wiary, gdyż szarość choć przydatna to jednak tak masowo nie wytwarzała krwi potrzebnej Księciu Demonów.

Samozwańczy Książe Demonów Jigonu (zresztą znienawidzony kompletnie przez siedmiu pozostałych demonów nie licząc dziewięciu diabłów i całych rzesz pomniejszych czarcich pomiotów) od kiedy odeszli Bogowie stara się przenieść swoje interesy wyłącznie na jeden rejon ziemi. Nawet jednak dla takiej istoty to było bardzo trudne zadanie, które udało się zrealizować dopiero po stu dwunastu latach.

Jednak wracając do opuszczonej chatki. Trójka wyznawców demonów, którą zainteresował się Jinogu przez ponad dwa miesiące codziennie składała jedną ofiarę ludzką i jedną zwierzęcą na ołtarzu krwi, który wznieśli w chatce. W końcu, gdy miejsce stało się wyjątkowo splugawione i naładowane złymi mocami Farfił i Viviana ruszyli na łowy. Dość szybko schwytali elfkę iluzjonistkę i wojownika półorka, którzy dość łatwo dali się zauroczyć. Viviana następnie oddaliła się do miasta, gdy Farfił z dwójką zdominowanych osób odnalazła ostatni element układanki zła. Tym elementem był młody paladyn Sawin. Był to prezent Mistrza Żelaznego Zakonu Nakkama dla Księcia Demonów Jigonu.

Potrzebne były dwie ostatnie ofiary, aby Jinogu mógł przejść na ziemię. Farfił jednak nie spodziewał się, że on będzie jedną z nich. Po śmierci czarownika półork zdołał się wyswobodzić z magicznych pętów, ale było już za późno. Wojownik zginął ratując Sawina, który i tak miał przeżyć.

Paladyn Sawin. Przeciętniak słabo uzdolniony magicznie, niezbyt dobry wojownik bez nadzwyczajnych zdolności był niezwykle ważną postacią. Jedną z nich był jego daleki krewniak Jinogu. Sawin był ostatnim przedstawicielem rodu, który od dawna już nie był arystokratyczny, który jednak przed dwoma mileniami był największy. Demony Jinogu, Hertokai i Wielewagna - wszyscy należeli do tego klanu choć jedynie Jinogu zajmował się swoimi śmiertelnymi krewnymi. Sawin miał być kolejnym demonem, spadkobiercą mocy Jinogu, gdy ten dokona swojego żywota jako śmiertelnik. Bogów już nie było, drugi raz zresztą nie mogli go ukarać, to by było dość niesprawiedliwe.


-------------------------------------------------------------------------


- Nastał nowy świt. - powiedział do siebie Sobiesław z Czarnego Boru obserwując jak Sawin ucieka przed odrodzonym Jinogu. Uśmiechnął się i wyszedł z ukrycia widząc jak elfka wraz z nagim trzydziestolatkiem średniego wzrostu wychodzą z chaty.
- Witaj Sobiesławie z Czarnego Boru. Rzeczywiście nastał nowy świt. - nagi człowiek z krótkimi ciemnymi włosami wystawił rękę i wyjął czarny miecz z pochwy Sobiesława i ściął mu głowę. Elfka wciąż zdominowana plugawymi czarami stała i patrzyła w zielony las, gdy odrodzony Jinogu założył ubranie bezgłowego trupa.
- Nowy świt! - krzyknął i roześmiał się równie radośnie choć zupełnie inaczej niż siedemnastolatek, który w tym czasie jeszcze miał oczy, a który później powtórzy swoją radość przed Sawinem.
- Nowy świt! - krzyknął ktoś inny. Mężczyzna o kredowobiałej skórze, czarnych jak węgiel oczach i czarnym ubraniu. Jinogu zdziwił się na ten widok, obserwował ten teren od bardzo dawna i pierwszy raz widział kogoś takiego. - Zdziwiony? - przybysz roześmiał się i zniknął.
- Bardzo bezczelny, prawda? - Jinogu już opanował się,
- Bezczelny. - niemrawo zgodziła się elfka.


------------------------------------------------------------------------


Ha-Ha-Chamy! - usłyszał stojąc na korytarzu przy zwłokach jednego ze strażników jegomość o kredowobiałej skórze, czarnych jak węgiel oczach i czarnym ubraniu. Pomimo dość potężnej magii, którą dysponował ciężko było mu dotrzeć do Sawina w tym najbardziej strzeżonym miejscu. W końcu kluczem otworzył drzwi i powiedział:
- Witajcie. Nazywam się Chors. Jestem tu aby wam pomóc. - powiedział Chors, jedyny Bóg, który został gdy inni odeszli.
 

Ostatnio edytowane przez AC. : 11-02-2009 o 16:35.
AC. jest offline  
Stary 13-02-2009, 21:20   #16
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Źle, źle, źle. Nie tak chłopcze. Magia to sztuka właściwego formułowania poleceń. Jeżeli źle wyrazisz swoje chęci moc zrobi wszystko by ci zaszkodzić. Klasa! Cisza!
Znajdujący się w wczesnym średnim wieku mag w czerwonych szatach zdobionych symbolami ognia na rękawach stał na środku auli.
-To zaklęcie powinno być użyte tak...
Drzwi otworzyły się z hukiem. Do sali wykładowej w ekspresowym tempie wbiegł ubrany w podobne szaty, acz mniej bogate, nastoletni człowiek.
-Mistrzu! Mistrzu mam wiadomość wielkiej wagi.
-Czy nie widzisz, że prowadzę wykład?
Uczeń wykładowcy przekazał szeptem informacje widocznie wielkiej wagi.
-Drodzy uczniowie na dziś koniec lekcji.
Po czym obaj bardziej doświadczeni magowie opuścili salę zajęć. Dźwięk ich kroków był tłumiony przez drogocenny dywan zdobiony złotymi runami symbolizującymi ogień. Płomienie tańczące w wielu kominkach nadawały pomarańczowej barwy marmurowym ścianom korytarza. Źródło ciepła zawsze było ważne w tym miejscu o tej porze roku. Szczególnie w budynku należącym do magów ognia którzy wybitnie nie lubili zimna.
-Więc mówisz, że demon jest w naszym świecie?
-Tak mistrzu Baltazarze. To widziałem w krysztale dokładnie. Pozwoliłem sobie przygotować wszystko do rytuału który zabierze nas w pobliże.
-Świetnie, w końcu ktoś był na tyle głupi by przyzwać demona! Powiem ci mój uczniu co zrobię. Znajdę bestie i złamię jego wolę, a następnie zamknę go w magicznym klejnocie. Z mocą demona pod moją kontrolą zostanę najwyższym arcymagiem akademii magi elementalistycznej! A następnie zjednoczę pozostałe szkoły magii pod naszym przywództwem. Ludzkość znów będzie praktykować magię ich przodków. Prawdziwą magie. Nie tą stworzoną przez tego odstępce od prawdy, podzieloną na konkretne szkoły. Znasz runiczne imię demona?
-Nie, kryształ przekazywał dźwięk strasznie nie wyraźnie. Jednak jest pewna osoba która może je znać.
-Kto?
-Nim przyzwano demona była tam grupa osób, z której tylko jednej osobie udało się uciec. Paladyn Żelaznego Zakonu imieniem Sawin.
-Ktoś jeszcze przeżył?
-Tak wiem, że towarzyszka rycerza przeżyła. Elfka, ponoć według standardów ludzi znacznej urody.-Uczeń robił wszystko byle tylko nie spojrzeć na mistrza.- Przypuszczam, że mogła paść ofiarą zaklęcia uroku, lub podobnego. Więc zamiast ją zabijać lepiej spróbujmy złamać zaklęcie.
-Elfy... Wiem, że są długowieczne. Ale mimo wszystko ryzykować dla pośledniej rasy? Dobrze jeżeli się da to zrobić to zadbamy o to by przeżyła.- Mag wypowiedział pozbawionym wyrazu tonem.
„Dziękujmy stwórcy, że talent nie musi być dziedziczny inaczej magowie by wymarli.”
Młodzian wskazał ręką jedne z drzwi w ścianie wyłożonego marmurem korytarza.
-O tutaj mistrzu jesteśmy na miejscu, wszystko przygotowałem razem z tomami wielkich magów zamierzchłych dni. Traktują one głównie o demonach. Rytuał jest na bazie rytuału teleportacji mistrza Wilista.
Dwójka magów weszła do specjalnie przygotowanej komnaty. Pomieszczenie było zbudowanie na planie koła. Pośrodku w posadce była wyryta pięcioramienna gwiazda. Na krańcu każdego z ramion gwiazdy umieszczony był kryształ. Każdy dla jednego z czterech żywiołów świata, wody, powietrza, ognia i ziemi, piąty kryształ mieniący się barwami tęczy symbolizował najwyższy żywioł z poza świata będący połączeniem wszystkich pozostałych, czystą magie.
W samym środku mistycznego symbolu zrzucony był zapakowany ekwipunek dwójki podróżników. Arcymag szkoły ognia zajął miejsce w ramieniu kryształu magii a jego uczeń stał pośrodku symbolu. Baltazar przez całą minutę wymawiał słowa w tajemnym języku magii. A następnie beż żadnych spektakularnych efektów dwójka czarodziei wraz z ich ekwipunkiem zniknęła.

Pojawili się w lesie. W tym samym lesie w którym toczyły się wcześniejsze wydarzenia. Każdy założył na plecy swój plecak.
-Więc mój drogi uczniu, gdzie nasz paladyn?
-Tędy mistrzu. Niedaleko jest posterunek graniczny, gdzie obozują ludzie zakonu. Jestem pewien, że będą zaszczyceni przyjąć w gościnę arcymaga najstarszej i najbardziej poważanej szkoły magii w znanym świecie.
-Oby byli, inaczej poczują co to znaczy gniew maga ognia!
Młody adept sztuki postanowił nie komentować zachowania mistrza i poprowadził go w stronę obozu...
------------------------------------
„Co robić, co robić? Strażnicy zabici. Teraz z pewnością wydadzą na mnie wyrok śmierci.” Myśli o strasznym losie nie opuszczały młodego paladyna. Rzucił się na swego wybawcę.
-Idioto coś ty zrobił! Wykluczą mnie z zakonu! Zabiją! Całe moje życie cholera wzięła!
Sawin krzyczał do ostatniego z bogów uderzając go i irytując się faktem, że nie może mu wyrządzić żadnej krzywdy.
-Dość!
Ciche, lecz pełne pradawnej władzy słowo odbiło się echem w ciemnym lochu. Ręce paladyna straciły możliwość uderzania wroga. Spróbował użyć swoich nóg jednak bez skutku.
-Sawinie, jestem tu żeby ci pomóc. Grozi ci niebezpieczeństwo. A ja nie pozwolę mojemu ostatniemu człowiekowi by stała się krzywda. Proroku.
-Jesteś bogiem z posążka! - Wykrzyczał z fanatyzmem w głosie.
Zrezygnowane spojrzenie boga wyrażało więcej niż ktokolwiek byłby w stanie wypowiedzieć w mowie ludzi.
-Więc kim jesteś?- Z niemal nabożną czcią zapytał Sawin.
-Chamy! Cha...
Współwięzień przerwał w pół słowa. Paladyn gniewnie spojrzał na swego nowego boga. Bóg czy nie, nie będzie krzywdził nikogo w obecności paladyna.
-Nic mu nie będzie. Jestem Chors ostatni z bogów na tej ziemi. A ty jesteś ostatnią rzeczą która mnie tu trzyma. Jesteś moim ostatnim wyznawcą.-Wskazał palcem na paladyna.
-Ja nawet nie znałem twego miana!
-Czyny, mój drogi, czyny nie słowa. Tym mnie czcisz. Jestem już słaby, nasza moc zależy od wyznawców. Takie jest prawo podyktowane nam prze stwórce. Tego który był przed światem i stworzył bogów. Ty jesteś ostatnim moim wyznawcą. Dlatego nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Musimy stąd odejść są wrogowie których w tym stanie nie pokonam, ty też. Musisz przeżyć by ponieść moje przesłanie do ludzi, proroku. Chodźmy, wróg jest blisko, także nasi potencjalni sojusznicy. Oni powinni mnie poznać, zawsze byłem przeciwko innym bogom, ja nauczyłem ich przodków władania mocą magii. Choć oni też mogą się odwrócić od mnie, jak reszta.
W zmurszałej pokrytej mchem i wilgotnej nie zdradzającej żadnej wyjątkowości ścianie pojawiły się drzwi.
-Tędy, ty też współwięźniu mojego proroka.
-...my!
Bóg zniknął w przejściu.
„Mam dość. Chce tylko spokoju. Demon, bóg, tylko brakuje mi przeklętych magów. Sawinie w co ty się wplątałeś.”
Przeszedł przez drzwi a zanim, teraz wyjątkowo cichy współwięzień. Drzwi w murze zniknęły, w końcu nigdy ich tam nie było i nigdy nie będzie. Udali się w miejsce gdzie według Chorsa powinni spotkać sojuszników w ich drodze do posterunku. Szczęśliwym trafem było to po przeciwnej stronie rzeki niż chatka gdzie przyzwany został demon.
----------------------------
Wiele osób ma w głowie dwie osoby. Jedną która zajmuje się większością mylenia oraz drugą która zajmuje się okazyjnym krytykowaniem tej pierwszej. Część ludzi sama obecność tych dwóch osób doprowadza do szału. Iluzjonistka była w jeszcze gorszej sytuacji. W jej umyśle były trzy osoby.
Pierwsza chciała uciec. Druga twierdziła, że gdy demon dowie się o istnieniu jej świadomości zabije ją. Trzecia wywołana zaklęciem była pozbawienia myślenia. Po długiej kontemplacji wypowiedziała.
-Bezczelny.
Jinogu z zdziwieniem spojrzał na swoją towarzyszkę. Coraz bardziej rozzłoszczony dochodził do wniosku, że ludność okolicy nigdy nie przestanie go zadziwiać. Jednak nie potrwa to długo ten paladyn Sawin pomoże mu pozbyć się wszelkich zmartwień. Jednak najpierw trzeba zaspokoić głód.
Świeża krew pokonanego doda mu sił. Był wojownikiem, a tylko tacy są godni by wielki Jinogu ucztował na nich. Z wielką szybkością zamienił zwłoki głupca w wysuszoną skorupę. Jednak głód nie ustąpił. Najpierw musi zaspokoić głód, potem przyjdzie czas na plan z Sawinem. Żałował jednego. Osoba będąca pod wpływem jego zaklęcia była skażona plugawą magią i była człowiekiem, z tego powodu nie nadawała się do spożycia. Chociaż może znajdzie zastosowanie dla jej nędznych sztuczek magicznych.
Postanawiając zatrzymać tą prymitywną broń jaką jest miecz, przeklęty ruszył na łowy. Świat porzucił bogów, teraz już nikt go nie powstrzyma, nikt nie ma dość wiedzy, mocy i determinacji.
Niemal nikt, niemal... Lecz nawet to daje nadzieje.
 

Ostatnio edytowane przez Matyjasz : 14-02-2009 o 18:58. Powód: korekta graficzna
Matyjasz jest offline  
Stary 14-02-2009, 10:17   #17
 
Prabar_Hellimin's Avatar
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
-Mistrzu, ktoś do nas idzie!
-Niech to! Zakonnicy pewnie dowiedzieli się o demonie i chcą go zgładzić. Musimy ich powstrzymać, oni nie mogą, nie...

Mag nagle zamilkł, zamarł w bezruchu. Uczeń zdziwił się i nieco zaniepokoił. Gdy Sawin i Chors zbliżyli się bardziej, uczeń rozpoznał w paladynie osobę widzianą w krysztale.
-Mistrzu! To ten paladyn. On nam pomoże... mistrzu?
-To wy nam pomożecie. A także całej okolicy.
-Chyba ci się coś pokręciło, włóczęgo. To my tu jesteśmy od stawiania warunków.
-Olidrinie
... - Baltazar odzyskał głos. – Daj spokój. Kim jesteś i czego oczekujesz?
-Nazywam się Chors. Wasze umiejętności będą niezbędne w misji, jaką postawił przed nami los. Wiąże się ona z demonem, który dostał się do tego świata przez głupotę i zbytnią pewność siebie grupy okultystów.
-Cóż, nie odbiega to zbytnio od naszych zamiarów, o ile chodzi Ci o tą istotę, która pojawiła się w pobliskiej chacie.
-Tak.
-Ruszajmy zatem, nie mamy na o czekać.
-Mylisz się. Ta istota rozgniecie nas jak robaki, jeżeli uprzednio się nie przygotujemy. Uwierz mi, pośpiech jest zbyteczny. Musimy wpierw zebrać całą armię ludzi, by się jej przeciwstawić.
-Jak chcesz, my możemy poradzić sobie bez Ciebie!
-Przekonamy się.
- Chors zawrócił w stronę obozu.
-Poczekajcie! Idziemy z wami.

**

-No, co my tu mamy? Zdaje się, że niedaleko stoi posterunek Żelaznego Zakonu? Tam się udał Sawin, niewątpliwie.
-Niewątpliwie
. – Ellitre zawtórowała Jinogu.
-Tak. No cóż, pozostaje nam się tam udać.
Jinogu poszedł w stronę obozu, za nim, wydająca się otępiałą i przybitą, elfka. W drodze napotkali odpoczywającą sarnę. Jinogu podszedł do zwierzęcia lekko, bezszelestnie, zupełnie nie zwracając jego uwagi. Dopiero w ostatniej chwili instynkt nakazał sarnie ucieczkę. Było jednak za późno. Jinogu chwycił jej kark i zaczął czerpać z niej moc. Zwierzę przez wierzgało, jednak po chwili przestało wykazywać oznak życia. Energia płynąca z sarny nie była zbyt obfita, w końcu to tylko zwierzę. Jinogu jednak potrzebował tego, co elfy i niektórzy ludzcy magowie nazywają maną, gdyż był wyczerpany po przejściu do materialnego świata. Ellitre przyglądała się temu bez zewnętrznych emocji. W jej umyśle było ich jednak aż nadto.
„O słodka matko naturo, co też on wyczynia. To jest obrzydliwe! Niech to, żebym tylko dała radę... ech, nie ten czar jest zbyt silny. A niech tylko odzyskam kontrolę, to te wynaturzenie mnie więcej nie zobaczy...”
Gdy tylko Jinogu się „pożywił”, ruszyli dalej.

**

-Oszalałeś? Dlaczego idziemy z powrotem? Teraz, to oni mnie zabiją!
-Bez obaw, ominiemy obóz. Musimy się spotkać z Twoim mistrzem.
-On mógłby poświadczyć moją przynależność do zakonu, ale po mojej ucieczce...
-Spokojnie, zaufaj mi. Ten posterunek jest już niestety spisany na zatracenie. Nic nie mogę uczynić przeciw temu?
-Nie możesz ocalić swoich wyznawców?
-Mógłbym, gdyby faktycznie we mnie wierzyli. Gdyby to było w mojej mocy teraz, to nawet bym nie chciał. Jak już mówiłem, to ty jesteś moim ostatnim sługą. Zakon stał się bandą dbających o swoje interesy dwulicowców. Potrafią zajmować się tylko własnymi intrygami. To kolejne, nic niewarte państwo, choć nie ma swoich ziem. Ale zbliża się ku temu, stanowczo. Zakon zdradził mnie, duża w tym zasługa owego demona. To obecnie nasz pierwszorzędny wróg. Ja zagram jego sposobem. Przekonam wrogie zakonowi instytucje, do pomocy nam.
-Najbliżej nam będzie do królów Łożyna III, lub Ferdrada I. Ferdrad zbyt dobrze żyje z zakonem, a Łożyn nie będzie raczej skory pomagać piątce przybłęd.
-Wykorzystamy obydwu. Nawet się nie zorientują, że uczynili nieco dobra. Ferdrad co prawda ma być za co wdzięczny zakonowi, jednak polityka władz jest ostatnio sprzeczna z jego. Od kiedy zawarł pokój z Łożynem, po śmierci jego ojca, żyją w zgodzie i starają się polepszać stosunki, co niestety niweczy Żelazny Zakon. Przez negocjacje Nakkama i zagarnięcie Łożynowi sprzed nosa włości po Drunickim przez zakon, do skutku nie doszła wspólna krucjata Olegrainu i Baracji przeciw plemionom orków. Ferdrad nie mógł nie zauważyć, że zakon stara się usamodzielnić kosztem jego i Łożyna. Jeszcze rok, może dwa i Dranain przestałoby być twierdzą graniczną Ferdrada.
-Ciężko mi w to wierzyć.
-Uwierz. Nie masz wyboru. Ci, których uważałeś za przyjaciół, którym możesz ufać, posłali cię demonowi na kolację. W obozie nikt nie chciał Cię rozpoznać. Myślisz, że nie było tam ludzi, którzy wcześniej służyli razem z tobą? Byli, tylko się bali. Myślisz, że znający obyczaje zakonne dostojnik kazałby Cię uwięzić, gdybyś znał z imienia jakiegoś wyższej rangi członka zakonu?

Idący dotąd z tyłu wraz z uczniem, i współwięźniem paladyna, Baltazar dogonił do Sawina i Chorsa.
-Wybaczcie, że przeszkadzam, ale moglibyście powiedzieć, co tak właściwie zamierzacie?
-Dowiesz się niebawem, zaraz powinniśmy napotkać pewną osobę, posiadającą kluczowe dla nas informacje.


**

-Stać! Kogo znowu licho niesie? - strażnicy posterunku przygotowali halabardy, na widok idących Ellitre i Jinogu.
-Spokojni chłopcze, odłóż to, bo jeszcze komuś krzywdę zrobisz.
-Odszczeknij to, łazęgo! Bo ci... -
strażnik nie dokończył. Mimowolnie dziabnął halabardą wartującego z nim kolegę w udo. Ten skrzywił się nieco, na jego twarz wstąpiła wściekłość, jednak po chwili uspokoił się. Stał prosto, z tępym wzrokiem, zupełnie nie zwracając uwagi na ranę w udzie.
-Dlaczego nie słuchałeś? Co? Zaprowadź mnie zaraz do mistrza Nakkama.
-Nakkam jeszcze nie przybył.
-Trudno, poczekam na niego. Prowadź do dowódcy tej twierdzy.
-Tak jest.
- strażnik odpowiedział bez emocji, po czym zabrał przybyszy do środka posterunku.

„Jak to możliwe? Jak on kontroluje tyle osób jednocześnie? To niewiarygodne... straszne. Jeżeli nie sprawia mu problemu omamienie tylu ludzi, to jak ja miałabym się uwolnić? Nie, nie mogę tracić wiary, nie tracić wiary!”
-Nie obawiaj się, Ellitre, postaram Ci się pomóc! - usłyszała cichy głos, który wydawał się jej znany.
„Co? Kto to? Kto to mówił.”
-To ja, Thok. - imię odbiło się echem w jej umyśle. Nie wiedziała co myśleć. Stała przez chwilę nieruchomo.
-Pośpiesz się Ellitre, ile mam za tobą czekać? - Jinogu popędził elfkę, która zaraz ruszyła, nieco żywsza niż przedtem. Jinogu mógłby się domyśleć, że Ellitre odzyskałq nad sobą kontrolę, gdyby znów jej nie utraciła...

**

-Jak śmiecie zatrzymywać dostojnika Żelaznego Zakonu w drodze do placówki? A niech to! Sawin? Jak...
-Coś Cię dziwi Nakkamie? Czyżby niezwyczajnym było Ci widzieć swojego własnego ucznia?
-Tak, ech, znaczy nie... właściwie, to owszem. Sawinie, czy nie powinieneś teraz wykonywać zadania, które Ci przydzieliłem? Zdaje się, że docelowe miejsce znajduje się po drugiej stronie granicy? Czyżbyś już wykonał zadanie?
-Ja...
-Nie tłumacz się. To twój mistrz powinien to zrobić.
-Chyba sobie kpisz? Jak w ogóle śmiesz, ty...
-Oszczędź. - wtrącił Chors. - Zupełnie mnie nie interesuje to, kim jestem w twoich oczach, Nakkamie. Ciekawi mnie natomiast, czy mówi Ci coś imię Jinogu? Czy ma coś wspólnego z tym amuletem, którego kazałeś szukać Sawinowi? Oraz czy wiedziałeś, że jego sługus również miał szukać amuletu? A może to nie o rzecz chodzi, tylko...
-Aaaa! Zamilknij!
- Nakkam dobył miecza, wyszeptał inkantację i zatoczył ostrzem krąg dokoła głowy. Zabłysło oślepiające światło, wokół rozeszła się fala powietrza, wszyscy padli na ziemię ogłuszeni, przez co Nakkam miał czas na pogalopowanie w stronę Dranain. Sawinowi, Chorsowi i współwięźniowi paladyna nic złego się nie stało, ale magowie leżeli, krztusząc się i plując krwią.
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P

Ostatnio edytowane przez Prabar_Hellimin : 22-02-2009 o 15:22. Powód: Poprawka ujednoznaczniająca
Prabar_Hellimin jest offline  
Stary 14-02-2009, 19:12   #18
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Maszyna losująca wylosowała następującą kolejność:

1. Prabar_Hellimin
2. Terrapodian
3. Dalakar
4. Matyjasz
5. AC.

Lilith zrezygnowała informując mnie o tym na gg, a Mono napisał w komentarzach, że ma egzaminy.

***

- Nie tak szybko. – powiedział Chors wykonując kilka zawiłych gestów. W rezultacie koń Nakkama zatrzymał się i stanął dęba zrzucając paladyna. – Musisz nam wyjaśnić kilka spraw.

Były mistrz Sawina wstał z jękiem i zaklął. Miał paskudnie złamaną lewą rękę. Świadczył o tym kawałek kości wystający z ciała. Chors i Sawin próbowali do niego podejść, ten jednak nie dawał za wygraną.

- Zgiń! Przepadnij! – krzyknął Nakkam próbując wyciągnąć miecz zdrową ręką. Na próżno – gdy tylko klinga wysunęła się z pochwy, paladyn znów jęknął i ją upuścił.

- No dobrze. – powiedział Chors. Wyglądał na nieco zmęczonego – pot perlił się na jego czole, a ręce dygotały mu tak, jakby przed chwilą wykonał ciężką pracę. – Jedno pytanie i będziesz mógł odejść dokąd chcesz Nakkamie.
Paladyn rozejrzał się, najpewniej oceniając swoją sytuację. Wreszcie dokonał wyboru.

- Pytaj… - powiedział patrząc nienawistnie raz na Sawina, raz na Chorsa.
- Doskonale. Powiedz mi gdzie znajduje się w tej chwili Oddział Uderzeniowy „Jaskółka”?

Nakkam, Sawin, były współwięzień paladyna, a nawet dwójka magów, którzy właśnie podnieśli się lekko zakrwawieni z ziemi, spojrzeli ze szczerym zdziwieniem na Chorsa. Zapadła chwila ciszy.

- Dobrze więc. – powiedział wreszcie Nakkam wstając z trudem, patrząc cały czas na Chorsa – Niech to wszystko cholera weźmie. To wszystko od początku nie wyglądało dobrze. Oddział jest o dzień drogi stąd i zmierza ku posterunkowi granicznemu, jednak to pewnie już wiecie. Zaś to, czego wiedzieć nie możecie to fakt, iż to nie jest już oddział. To jest już armia, zwana teraz Korpusem Pancernym „Taran”.

Nikt się nie poruszył, nikt nie zakłócił idealnej ciszy, jaka zapadła po tych słowach Nakkama.

- Nie możecie również wiedzieć. – kontynuował paladyn. – Że Korpus liczy teraz ponad tysiąc jednostek ciężkozbrojnej jazdy, półtora tysiąca lekkiej jazdy i kolejne trzy tysiące piechoty. Łącznie pięć i pół tysiąca ludzi.

- Kiedy… - zapytał Chors po chwili. Jego twarz wyrażała zdziwienie, jednak nie aż takie jak twarz Sawina.

*Korpus Pancerny? Cała armia? O co tu chodzi?!*

- Trzy dni temu. – odpowiedział Nakkam.Oddział Uderzeniowy „Jaskółka” połączył się z trzema innymi, podobnymi oddziałami. I teraz zmierzają w tym kierunku. Domyślam się, że wiesz po co.

Chors powoli kiwnął głową na znak, że wie. Były mistrz Sawina wyciągnął przymocowaną do pasa małą fiolkę i wypił jej zawartość.
- No cóż. – powiedział po chwili ruszając na próbę uzdrowioną lewą ręką. – Na mnie już czas. Żegnajcie.

Nikt - Chors, Sawin, dziwny współwięzień, ani magowie, którzy zdąrzyli dołączyć do reszty, nie powstrzymywali Nakkama, kiedy ten wsiadał na konia i lekkim kłusem oddalał się od grupy.

- Niech jedzie… - powiedział po chwili Chors odprowadzając Mistrza Zakonu wzrokiem. – Na zatracenie w tej zatęchłej dziurze zwanej posterunkiem granicznym. Jinogu powita go z otwartymi ramionami.
Wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. Po chwili westchnął i odwrócił się do nich.

- Należy wam się chyba kilka słów wyjaśnienia… cholera, będę musiał zmienić plan…
 
Gettor jest offline  
Stary 15-02-2009, 17:07   #19
 
Prabar_Hellimin's Avatar
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Nakkam, odjechawszy dalej, popędził konia bardziej. Dalszą drogę zastanawiał się nad zaistniałymi okolicznościami. Kim był towarzysz Sawina? Skąd tyle wiedział? Dlaczego Sawin jest tutaj? To ostatnie niepokoiło go w tej chwili najbardziej. Coś musiało pójść nie tak...

**

-Czego oczekujesz przybyszu? Nakkam będzie lada chwila, więc cierpliwie odczekaj, tutaj, lub w sali modlitwy. Jeśli faktycznie Cię oczekuje, to nie sprawi Ci to problemu, prawda? Posiedź więc w spokoju.
-Chciałbym rozejrzeć się w lochach.
- Jinogu próbował przekonać kapitana.
-Nie mogę... - kapitan zamarł na chwilę. Siedzący w milczeniu, wpatrzony tępym wzrokiem w rozmówcę mógł wzbudzić niepokój, jednak żaden z kilkorga strażników nie zwrócił na to uwagi. - Ależ oczywiście, wedle życzenia. Bradyk, zaprowadź pana Jinogu i jego towarzyszkę do lochów. Pamiętaj, głową odpowiadasz za ich bezpieczeństwo.

Jinogu zdążył się już rozejrzeć po całym posterunku i nigdzie nie widział Sawina. Pozostały jedynie lochy, tylko tam dotąd nie zawitał.

„Ten wariat nie może mieć nieograniczonej mocy. Nie może mnie kontrolować w nieskończoność. Trzeba mieć nadzieję, że w miarę kontroli większej liczby osób, utraci czujność, kontrola nade mną osłabnie i będę miała okazję uciec.”
Ellitre przystanęła na chwilę, gdy wchodzili do lochów. Zorientowawszy się, że odzyskała teraz kontrolę nad sobą, zeszła w dół schodami, za Jinogu i Bradykiem. Rozważała, jak dobyć miecza strażnika i zabić Jinogu. Była już bliska wcielenia planu w życie, gdy w jej głowie odezwał się głos.
-Ellitre, nie teraz! Nie wyszłabyś z tego cała. Ty nie omamiłabyś całego posterunku. Dopadliby Cię i uwięzili, poczekaj na lepszy moment. - w głowie elfki znów zabrzmiał głos Thoka.
Rady ducha okazały się i tak niepotrzebne, gdyż iluzjonistka znów utraciła kontrolę nad ciałem.

Jinogu szedł korytarzami lochów, rozglądając się bacznie po celach. W żadnej nie było poszukiwanego Sawina. Również żaden ze strażników, pilnujących więźniów, nim nie był. Dotarli w pewnym momencie do otwartych drzwi, przy których leżeli nieprzytomni stróże. Szybko podniesiono alarm. Dwójka więźniów zbiegła, a nikt nie widział jak i kiedy. Jinogu, wybity z tropu, spytał Bradyka:
-Co się dzieje?
-Uciekła dwójka więźniów. Jeden odsiadywał dłuższy czas. Drugiego ledwie zamknięto. Zakradał się do obozu. Twierdził, że jest paladynem, ale nie mógł tego w żaden sposób potwierdzić…


**

Nakkam dojechał do posterunku. Lekko dysząc krzyczał do wartowników.
-Szybko! Wyślijcie oddział na wschód. Niech poszukują piątki ludzi, w tym dwójki magów. To pilne!
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline  
Stary 16-02-2009, 16:16   #20
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Nim jednak zdołał choćby zacząć swą historię, oczy Chorsa rozszerzyły się w niemym przestrachu. Spojrzał w stronę posterunku granicznego. Wydawało się, że coś ujrzał, lecz ani Sawin, ani magowie, nie dojrzeli spomiędzy drzew źródła zaniepokojenia bóstwa. Jednak na twarzy oślepionego chłopaka, również rysował się strach.
- Ale to gdy znajdziemy odpowiednią kryjówkę, teraz ruszajmy! - krzyknął Chors.

Wskazał dłonią kierunek ucieczki. Biegli wzdłuż rzeki, a potem skręcili w las drogą, którą paladyn kojarzył nieco z czasów swojej służby. O ile się nie mylił, prowadziła do pobliskiej wioski, utrzymującej się z handlu drewnem. Chłopiec, z którym biegł pod ramię Sawin, dziwnie się zachowywał.

- Żmija! Żmija! Ocean! - zaczął krzyczeć. - Chamy z tego zakonu! Żmija! Basurbanibal!

Chors biegnący kawałek przed nimi, odwrócił się raptownie nie przerywając biegu.
- Coś ty powiedział?! - wydusił z siebie.
Chłopak jednak milczał. Wyraźnie się uspokoił.

Po chwili minęli kilkoro drwali, którzy wskazywali kolejne drzewa do ścinki. Pojawienie się pięciu biegnących przybyszy, wystraszyło ich, lecz nie podjęli żadnych kroków.

Po dwóch minutach znaleźli się na polu wyrębu, który został zaadaptowany do zbudowania paru zabudowań. Wioska składała się jeszcze z kilkunastu skromnych chatek, które kłębiły się na lekkim obniżeniu terenu. Chors zwolnił, gdy znaleźli się na wiejskim placu. Kazał im zaczekać, a sam podszedł do domku na uboczu. Zapukał i zaraz otworzył mu wąsaty jegomość. Zamienili kilka słów, przy których gospodarz zerkał co chwilę na towarzyszy. Zniknął szybko w głąb domu i wyłonił ponownie z wędką oraz siatką w ręku, a potem ruszył raźno w przeciwnym kierunku. Bóg przywołał ich gestem do środka.

Znaleźli się w skromnej izbie. Chors wskazał im prostokątny, drewniany i niechlujnie zrobiony stół, a sam stanął w pobliżu z niepokojem wpatrując w krajobraz za otwartym oknem.
- Możesz nam wytłumaczyć co zamierzasz? - zapytał paladyn zirytowany zachowaniem bóstwa, który miał im wyjaśnić parę spraw.
Chors jednak milczał.

***

Jinogu pokiwał głową.
- Oto, czym warta jest wasza służba - rzekł ze złością, a potem zapytał; - Co do paladyna mam pewne podejrzenia, a kim jest drugi więzień?
- Nie znamy go dobrze - odpowiedział Bradyk. - Złapaliśmy go za zabójstwo dwóch naszych żołnierzy. Kręcił się w pobliżu obozu... Torturowaliśmy go, aby wyciągnąć informacje i wtedy chyba oszalał. Znamy jedynie jego imię i nazwisko, Teodor Ruggenwitz...
Demon, w przypływie gniewu, złapał za szyję żołnierza, lecz po chwili puścił. Pokręcił głową z dezaprobatą. Wszystko zaczęło się komplikować.
 
Terrapodian jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172