Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2009, 15:32   #11
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
6.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-02-2009, 21:22   #12
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Jak mogła to zrobić? Bez najmniejszego słowa sprzeciwu czy gestu pozwoliła jej na wszystko czego tylko zapragnęła. Przez blisko godzinę była zwykłą zabawką w rękach tej szalonej kobiety. Ale tak naprawdę... Ja... Nie żałuję ani sekundy?

Leżała całkiem naga w cieniu rozłożystego Drzewa patrząc na weselące się, malutkie, puszyste ptaszki. Jakby w letargu przyglądała się ich nerwowo trzepoczącym skrzydełkom i lśniącym kryształkom czarnych oczu. Jej piersi unosiły pod wpływem miarowego, spokojnego oddechu. Bawiąc się źdźbłem trawy rozkoszowała się myślą minionych chwil. I... chciała więcej? Nie, tak nie można. Popełniła błąd i nie powinna być z tego zadowolona. Ale stało się... Nie do końca rozumiała jeszcze tylko jednej kwestii. Maab, Daan, Iliel...

- Czy to jest sen? - nagle wpadła na genialne wytłumaczenie niecodziennych zdarzeń. - Ty jesteś tylko senną jawą, wytworem spragnionego spotkania z boginią umysłu, prawda?
- Nie dziecko, niestety nie. - gdzieś z boku zabrzmiały się jakby tłumione szlochem słowa. - Bardzo bym chciała, ale to nie sen...
- Dlaczego to zrobiłaś, Iliel? - zapytała cicho obracając się na bok.

Białoskóra bogini siedziała na płaskim kamieniu chłodząc drobne stopy w strumieniu toczącym swe krystaliczne wody zupełnie wbrew wszystkim prawom fizyki. Nagie kolana objęła ramionami i przymierzając horyzont nieobecnym wzrokiem i roztaczając wokół siebie dziwną aurę boskości i smutku cicho płakała.

- Nie wiem, różyczko, nie wiem... - szepnęła. - Coś się chyba kończy.

To było ostatnie co chciała teraz usłyszeć. Głos niemej rozpaczy dobiegający z ust najcudowniejszej istoty tego świata, jej matki. Poczuła się zupełnie tak jak na tym zimnym, betonowym krawężniku w złym Świecie Ludzi. Pozbawiona wszelkiej nadziei.

- Co teraz zrobisz? - czując ściskające się gardło dziewczyna podniosła się do pionu i usiadła przy swej boskiej Iliel.
Nie wiem, dziecko. Ale boję się. - poczuła na boku ciepłą, błądzącą po nim bez celu dłoń, wspomnienie z przed kilkunastu minut powróciło natychmiast. - Przepraszam... - szepnęła jej do ucha widząc występujący na jej policzki rumieniec i wstydliwy uśmiech. - Wybacz mi, dziecko. Chcę Ci coś pokazać. Zgadasz się na mały spacer? - zapytała odwracając twarz w jej kierunku.

Nie wiedziała co powiedzieć. Spacer? Za wiele widziała już dzisiejszego dnia. Bała się. Ale z drugiej strony przecież to była bogini. Przy niej powinna czuć się bezpieczna. Powinna, bo wilgotne oczy Iliel mówiły same za siebie.

- Tak - ocierając spływającą po policzku łzę przytuliła białoskórą, pachnącą kwieciem kobietę.

Leciały. Tuląc się do siebie, czując na twarzach własne oddechy, tak po prostu, wolne niczym wiatr. Zostawiły w tyle zieloną plamę wzgórza, lśniąca powierzchnię morza i zagłębiły się w tunelu ciemności. Dziewczyna o nie do końca rozwiniętych szarych, przykurczonych skrzydełkach i białoskóra, piękna, dostojna bogini. Niewytłumaczalnym sposobem znajdując w sobie oparcie i pocieszenie.

- Zaraz będziemy na miejscu - usłyszała tuż przy uchu cichy, trochę już weselszy głos. - Nie bój się. - dodała czując jak dziewczynę co chwilę przeszywa silny dreszcz.

Tak, bała się. Mimo iż u swego boku miała najprawdziwszą Iliel lękała się tego co zobaczy, usłyszy, czego się dowie. Chyba naprawdę coś się kończyło...

Pod bosymi stopami poczuła zimną, twardą, nieustępliwą powierzchnię. I wtedy niczym grom z jasnego nieba zdjęła ją myśl, że przecież jest całkiem naga!

- Spokojnie dziecko, nikt nie może nas zobaczyć. Jesteśmy tylko cieniem. Chyba, że wstydzisz się mnie... - powiedziała uśmiechając się jakoś tak dziwnie, dwuznacznie jakby.
- Nie. W końcu ty też jesteś - dziewczyna odwzajemniając uśmiech przebiegła wzrokiem po kształtnych udach, wąskiej talii, jędrnych piersiach i smukłej szyi Iliel - naga. Zupełnie...

Odpowiedział jej tylko chichot. Tymczasem z ciemności powoli wyłaniały się kontury miejsca w jakim przebywały. Bardzo wysoko położony sufit uciekał gdzieś ku górze zamazując się niewyraźnie. Dokoła, w najróżniejszych miejscach wyrastały nagle wielkie, przeszklone kapsuły, jakieś z cicha pikające kwadratowe puszki, powoli zaczynające jarzyć się zielenią. Światło to pulsując, odbijało się od przeźroczystych, szklanych tafli, którymi wyłożono prawie wszystko wkoło. Wielkie, nieznane, zielone miasto, w samym środku którego, wtulając się w swe ramiona skulone przycupnęły dwie młode kobiety.

- Chodźmy.
- Gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? - rozglądając się nerwowo po niezliczonych poziomach półek i komór zapytała dziewczyna.
- W przyszłości. To na początek powinno wystarczyć. Chodźmy - powtórzyła.

Podniosły się powoli i odruchowo łącząc dłonie w uścisku ruszyły przed siebie. Szły tak, skąpane w jaskrawym świetle, z obu stron otoczone piętrzącymi się ku górze krągłymi kapsułami napełnionymi dziwnymi, prawie bezbarwnymi cieczami.

Dziewczyna o szarych, małych skrzydełkach zatrzymała się nagle wydając z siebie zduszony krzyk. Bez ruchu wpatrywała się w jeden z tych sztucznych kokonów i najwyraźniej nie mogła wydusić z siebie głosu.

- C... Co to jest? - wykrztusiła wreszcie.
- My, dziecko. To co z nas zostało, to co z nami zrobili. Nasza przyszłość. Chodź.

Ruszyły. Za nimi została tylko para martwych, utkwionych w podłodze, niebieskich oczu skulonej w pozycji embrionalnej postaci poowijanej bezładem kolorowych kabli i rurek. Zniknął słaby blask jaki rzucały jej skrzydła.

Szły w milczeniu klucząc w labiryncie ciasnych korytarzyków, co chwila mijając jakieś niewielkie, wypełnione pikającą aparaturą pokoiki. Mimo setek pokonywanych metrów krajobraz nie zmieniał się. Teraz już niemal w każdej szklanej kapsule tkwiła tajemnicza, tak strasznie obca, uskrzydlona istota. Dziewczyna starała się o tym nie myśleć. Próbowała cieszyć się wymarzoną niegdyś obecnością swojej matki, bogini dobra i życia. Czuła ciepło jej dłoni. Tak prawdziwe, tak ludzkie.

- To tu - zatrzymując się gwałtownie szepnęła smutno.

Weszły do przestronnego, niemal pustego, przeszklonego jak wszystko pomieszczenia unurzanego w tym samym, aż do obrzydzenia zielonym światełku. Poczuła ciągnącą ku przodowi Iliel. Podeszły do wysokiego, kamiennego piedestału umieszczonego dokładnie pośrodku pokoju.

- Co chcesz mi pokazać? - zapytała z niepokojem patrząc w zwilgotniałe nagle oczy bogini.
- Przyszłość, dziecko. Spójrz - zgrabną dłonią wskazała na ciemne, niekształtne coś spoczywające na postumencie.

Dziewczyna powoli, jakby bojąc się tego co za chwile może ujrzeć, nachyliła się.

- Och... - wydała z siebie ciche westchnienie. - To naprawdę TO?
- Tak dziecko. To Oko Iliel, moja własność.
- Ale on... Amulet jest pęknięty! A klejnot... martwy?
- Właśnie. Zniszczony, martwy... - szepnęła dławiąc w sobie szloch. - Wracajmy. To wszystko...
 
Sulfur jest offline  
Stary 22-02-2009, 12:03   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Podwyższamy poprzeczkę, teraz prócz rysunków, będziesz miał słowa klucze, które powinny się znaleźć w tekście.

7.



Klucze: ostatnia nadzieja, fale wspomnień, ucieczka (kolejność dowolna)
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-02-2009, 22:35   #14
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
-Wracajmy - to było wszystkim co usłyszała tuż przed znajomym uczuciem ssania w dole żołądka, z chwilę potem zakradającej się do oczu czerni.

Sytuacja powoli zaczynała się komplikować. W ciągu jednego krótkiego dnia w życiu młodej dziewczyny stało się o wiele więcej niż zdołałaby pojąć i w spokoju wytrzymać. Kiedy biegła zieloną łąką miała szczera nadzieję, że to koniec koszmaru, że teraz będzie już tylko odpoczynek, ale nie. Iliel, Maab, Daan, w końcu to przerażające, przytłaczające swą pustką i charakterem bezkresne laboratorium i pęknięty amulet. Oko Iliel. Tyle razy o nim słyszała, czasami przestawała wierzyć niejasnym podaniom i mitom rozpowiadanym podczas pochmurnych, jesiennych wieczorów przy trzaskającym wesoło ognisku. Bo niby dlaczego miałaby istnieć jedna, jedyna rzecz, oddzielająca Nas o Nich? Wyrastająca wysoką barykadą, czy murem, rozgraniczająca przeciwności. Wyszukaną przyprawą doprawiającą absurd był jednak martwy kryształ, niczym relikwia ułożony na kamiennym piedestale, wśród strzaskanej oprawy i złotego zerwanego łańcuszka. To, jak dla niej, działo się za szybko.


- Rozumiesz co zobaczyłaś?
- z głębokiego zamyślenia wyrwał ją głos Iliel.
- Tak - odpowiedziała nie do końca zgodnie z prawdą. - Kiedy to się stanie?
- To dzieje się właśnie teraz, dziecko, a my nie możemy na to nic poradzić. Zupełnie nic.

Znowu siedziały nad brzegiem strumyka, w cieniu rozłożystego Drzewa. Nie zmieniło się nic. Słońce świeciło, ptaszki ćwierkały, woda płynęła w zupełnie irracjonalnym kierunku, wietrzyk lekko rozwiewał włosy.

- Nie rozumiem. Jak to teraz? Co to znaczy? - zapytała niepewnie, swobodnie dyndającymi nogami rozchlapując dookoła wodę.
- To znaczy dokładnie tyle ile usłyszałaś. Maab pędzi właśnie na Górę Wichrów. Tam wszystko się dokona. Nie możemy nic zrobić.

Białoskóra kobieta od nagłego pojawienia się znikąd na płaskim kamieniu nie wykonała najmniejszego ruchu. Siedziała tylko łkając cicho, roznosząc wokół siebie powalającą woń żałości.

- Jak to teraz? - trochę poirytowana już zachowaniem bogini zapytała młódka. - Przecież Daan zabrał Maab i uwięził ją, jak sam powiedział, w klatce.
- Jak ty nic nie rozumiesz, dziecko... - pociągnęła nosem. - Można powiedzieć, że Daan zdradził. Ale tylko mnie, tylko nas. Tak naprawdę zrobił to co nieuniknione. – monotonnym głosem dobitnie zakończyła.
- O czym ty bredzisz? - ze złością wpatrując się w zroszone licznymi łzami piękne oblicze Iliel krzyknęła. - Odpowiadając pamiętaj, że jestem tylko twoim głupim, nic nie rozumiejącym dzieckiem!
- Nie musisz krzyczeć, doskonale cię słyszę. Czego nie rozumiesz, kochanie? My przemijamy i nie da się zrobić zupełnie nic... - w geście rozpaczy podciągnęła kolana pod brodę, oplotła je rękoma i poczęła się bujać.
- Nie rozklejaj się, kurde! Jak to przemijamy? Przecież jesteś ze mną tu i teraz, cieszymy się, nic się nie zmienia.
- Wszystko się zmienia. W każdej chwili. Za kilka godzin wszystko co znamy skończy się bezpowrotnie. - szepnęła spuszczając głowę.
-Iliel, poczekaj - nie bardzo wiedząc co robić objęła kobietę ręką, ku swemu zdziwieniu słysząc jedynie ciche westchnienie. - Przecież jesteś Boginią! Boginią dobra i praworządności, to ty jesteś panią tego świata.

Nastała chwila milczenia, w której swym nieprzerwanym głosem szemrał tylko strumyk.

- Jak ty nic nie rozumiesz, dziecko... - ledwo słyszalnie powiedziała w końcu. - Ja, jak wszyscy, mam kogoś nad sobą, ten ktoś ma nad sobą kogoś jeszcze innego, a ponad nim jest już tylko samo Przeznaczenie, które żąda posłuszeństwa bezwzględnego, nie dopuszcza wyborów. Nie możemy nic zrobić. - dziewczyna o nieupierzonych skrzydełkach oparła głowę o ramię białoskórej i nie chcą jej przerywać milczała. - Zrozum - usłyszała po kilku minutach ciągnącej się w nieskończoność ciszy - że Maab przekupiła Daana tym, co miała najcenniejszego, tym co oferowała nie tak dawno i mi... Uciekła z więzienia i dąży teraz tam, gdzie od wiek wieków spoczywa Amulet. Zniszczy go. Tak być musi. Nie da się zrobić nic. - zamilkła dławiąc w sobie głośny szloch.

Promienie zachodzącego słońca tonęły w płyciźnie wód strumyka złocąc go i uszlachetniając jego łagodne rysy, przyprawiając o złudzenie, że to wcale nie zwykła przeźroczysta ciecz, lecz płynne złoto. Myśli kłębiąc się w głowie za żadną cenę nie chciały poukładać się na swoich miejscach. Musiała jednak dokończyć jakoś tą rozmowę.

-Mówisz, że Oko Iliel naprawdę ma taką moc, o jakiej słyszy się w tych wszystkich cudownych opowiadaniach z zamierzchłych czasów? - zapytała z pośpiechem wypowiadając każde słowo.
-Tak.
-Mówisz, że Maab chce je tak po prostu zniszczyć?
-Tak.
-Myślisz, że nic nie da się zrobić?
-TAK! -cienki krzyk wibrując w powietrzu powoli zamienił się w jeden z dźwięków towarzyszących najżałośniejszym z płaczów.
-Mylisz się Iliel, boska matko, mylisz się. Możesz walczyć. Proszę cię, Iliel!
- To koniec, mała różyczko, kocham was wszystkich, ale nie ma już nadziei. Zapamiętaj mnie dobrze. Żegnaj... - szepnęła ocierając łzy i tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, zniknęła.

Ukośne promienie słońca, szum drzew i desperacja dziewczyny, która, wysilając wszystkie swe nikłe siły krzyczała w wniebogłosy, powtarzając wciąż to samo imię. Dusząca się tym jednym, jedynym słowem.

- Iliel!

Nie mogła zrozumieć tego co właśnie usłyszała, co zobaczyła. Nie wierzyła w to, że dla bogini jedynym z możliwych wyjść stała się ucieczka. Poczuła, że teraz to jej oczy robią się coraz wilgotniejsze. Powoli i jej udzielała się bezsilność i niema rozpacz. Siedziała zupełnie sama w swoim doskonałym, ukochanym świecie, pośród wesołych, kolorowych chmar motylków, czując na skórze popołudniowe ciepło, nad głową mając niebieskie niebo. Tylko w jej sercu rozrastał się żal zaściełający wszystko mroczną płachtą. Uczucie tak nieznane, obce, inne, niedoświadczone przez niemal cały okres życia, teraz z lubością przejmowało nad dziewczyną władzę i błyskając pustką nienawistnych oczu zabijało wszelką pozostałą odrobinę nadziei.

Daan naprawdę pozwolił Maab odejść? Najzwyczajniej w świecie pozwolił demonowi zła na swawolę? Czy ona rzeczywiście leci ku Górze Wichrów? Ma zamiar zniszczyć to co dla nas najpiękniejsze? Czy... Czy nie można nic zrobić?
- Aster! – wykrzyknęła nagle radośnie przycupnięta nad skąpanym w złotej poświacie strumykiem dziewczyna i zerwała się na równe nogi.

Biegła szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, łapczywie czerpiąc powietrze, zupełnie naga. Z jedną tylko myślą w głowie pędziła w dół łagodnego wzgórza, w kierunku malutkiej wioseczki wplecionej w zielone korony drzew. Dziwiła się swojej głupocie, temu, że o swojej mistrzyni i nauczycielce przypomniała sobie dopiero teraz. Kochana Aster, ostatnia nadzieja...

Spod jej rozpędzonych nóg, w popłochu, podkulając ogony pierzchały puszyste, nieoswojone koty. Stąpała po zielonej trawie, z wiatrem rozwiewającym jej długie blond włosy, utkwiwszy wzrok w jednym punkcie, wyrzucając z wewnątrz siebie zbyt pewną wygranej żałość, kurczowo, ryzykując wszystko co miała, łapiąc się cieniutkiej nici nadziei. Biegła. Nie... Ona... Ona leciała! Bezwiednie, ale silnie poruszając szarymi skrzydełkami z furkotem mknęła kilka metrów nad ziemią.

Co czuje się w takich momentach? Strach? Radość? Niepewność? Dziewczyna nie poczuła nic. Wiedziała, że dzieje się to co stać się miało, że to nic niezwykłego. Zupełnie tak jak po nocy przychodzi jasny brzask, jak po wysiłku miejsce ma zasłużony odpoczynek. Była spokojna.

Nie myśląc wiele opadła na sam środek niewielkiego kolistego placu, z czterech stron otoczonego niskim, przystrzyżonym żywopłotem. Z boku stała krągła kamienna studnia o drewnianym, malowanym brązem cebrzyku. Dalej, tuż za kręgiem zieleni, z brukowanej ładnie ziemi wyrastały przysadziste bryły dość dużych, zbudowanych z szarego, szlifowanego kamienia domów i strzeliste wieżyczki wen wkomponowane, przywodzące na myśl istną miniaturę zamku. Efektu dopełniała czerwona dachówka, starannie wypełniająca połać ostrego dachu.

Naga dziewczyna o gładkiej cerze, długich lśniących jasnych włosach i tchnącej spokojem twarzy przecięła plac i zwinnie przeskakując żywopłot dopadła drzwi jednego z okazalszych domów. Po chwili, nie zapukawszy nawet znikła wewnątrz.

- Aster! Aster! - krzyknęła od progu. - Jesteś tu?

Mały przedpokój, w którym dominowały drewniane, dębowe meble, ciemny wystrój, szybkie kroki.

- To ja! Aster! - z w pośpiechu nacisnęła klamkę drugich drzwi po prawej.

Tak jak myślała. Nie zmieniło się nic. Jej nauczycielka, jak zwykła czynić letnimi popołudniami, wylegiwała się w fotelu naprzeciwko ciemnego, martwego kominka, otoczona aurą tajemnicy, skryta w cieniu pokoju, po brzegi wypełnionego regałami pełnymi opasłych ksiąg.

- Aster! - dziewczyna podbiegła ku niej zdradzając wyraźne zniecierpliwienie. - Musisz mi pomóc.
- Spokojnie, mała, nie denerwuj się tak. - dobiegło z głębi skórzanego fotela odwróconego tyłem do przybyszki. - Myślałam, że jesteś na spacerze...
- Nie wszystko poszło tak jak byś tego chciała, ale to teraz nieważne - mówiła szybko, poszczególne słowa zlewały się w jedną niezrozumiałą całość. - Aster...

Kilka szybkich kroków i stanęła naprzeciw Aster. Ale...
Zanurzona w odmętach fotela siedziała, a właściwie to unosiła się przeźroczysta mgiełka łudząco przypominająca ludzką sylwetkę. Długie, zgrabiałe palce zaciskały się wokół poręczy, tylko te czarne niczym noc oczy...

-To ja, mała. - zjawa nie mając nawet zamiaru poruszyć ustami przemówiła bezuczuciowym głosem. - Ja, Aster, a w każdym razie jej część... Ona zostawiła dla ciebie wiadomość. Nie przerywaj mi - widząc, że dziewczyna wznosi ręce i wyraźnie zamierza się sprzeciwić powiedziała. - Wiem o wszystkim. - przemówiła po chwili milczenia. - Na Iliel nie możemy już liczyć. Ja musiałam działać, ty musisz do mnie dołączyć. Tam, gdzie jesteś, nie jest bezpiecznie. Przygotowałam dla ciebie odpowiedni wywar. Stoi na kominku. Wiesz co robić dalej. I jeszcze coś... Nie bój się mała! - zakończyła oschle, wypowiedzianą niemal na jednym tonie wiadomość.
-Gdzie mam iści? Czekaj!

Na jakiekolwiek wyjaśnienia było już jednak za późno. Zwiewna zmora rozpłynęła się bowiem w powietrzu, nie pozostawiając po sobie większego śladu.

Głowa tętniąca od myśli. Skrajny niepokój zakradający się do serca i niepewność. Nie, mimo wszystko ufała Aster bezgranicznie. Nie wystawiła by jej do wiatru.

Trzęsącymi się rękoma wymacała niewielki flakonik stojący na kamiennym, zdobionym kominku tuż za nią. Czerwona buteleczka wielkości wskazującego palca była starannie zakorkowana i opatrzona w pośpiechu wykonanym napisem: "Zaufaj mi dziecko". Wyjęła zatyczkę i siadając w fotelu wychyliła zawartość. Cierpki, gęsty płyn zapiekł w gardło, przyprawił o zawrót głowy. Potem była już tylko niebiańska lekkość i czerń.

Jej nieokryte zupełnie niczym ciało owionął zimny wiatr przyprawiając o nieprzyjemny dreszcz. Była już u kresu podróży, a nawet nie bardzo poczuła niewygody drogi przez przestworza. Wiedziała, że ktoś musiał jej pomóc. Pociągnąć ją. Ale nie to było teraz ważne. To otoczenie... Sprawiało wrażenie... bezkresu?

Stała na stromym, postrzępionym klifie, widząc w dole białe bałwany morskich fal z niemą złością uderzające o nieprzestępną, skalną ścianę. Ale było w nich coś niesamowitego, niespotykanego. One... żyły? Tak, to bardzo dobre określenie. Będąc tu, na górze, w ciemnogranatowej toni dostrzec można było migotliwe smugi świateł pędzące pod powierzchnią to tu to tam, raz przygasające, potem znowu, zupełnie w innym miejscu, wybuchające strumieniem jasności. Fale wspomnień tańczyły.

Gdzieś w oddali, od morskiego zwierciadła odcinały się dwa wielkie masywy wznoszące się ku samym czarnym, skłębionym chmurom grubo zasnuwającym szare niebo. Szczyty te, wydawałoby się, siłą zmuszał wodne tonie do formowania się w coś na podobieństwo zatoki. I nagle pewien, nic dotąd nie znaczący element, wyniósł się ponad wszystko. Drzwi...

Świetliste Drzwi jaśniejące gdzieś na samym środku morskiej zatoki. Z każdą chwilą ostrzejsze, rzucające coraz silniejszą poświatę na ciemne otoczenie.

Wiedziała, że to tam musi biec, że teraz są jedynym celem jej podróży. Celem, który trzeba osiągnąć za wszelką cenę... Leciała. Troszkę niezgrabnie poruszając małymi skrzydełkami, walcząc o utrzymanie równowagi, ale leciała. Tylko że... ktoś już ją ubiegł. Ktoś biegł wyłaniającym się znikąd szerokim pomostem. I był coraz bliżej. Widziała już rozsypane czarne włosy silnie kontrastujące z bielą zwiewnej sukni, nerwowe ruchy jakie wykonywała i klucz. Czarnowłosa w lewej ręce dzierżyła duży, złoty, połyskujący klucz i cudem tylko unikając zahaczenia o skraj swej długiej sukni biegła ile sił w piersiach.

Skrzące się światłem tysięcy gwiazd Drzwi obrastające nagle zielonym bluszczem, szybko poruszająca skrzydełkami dziewczyna lecąca nad czarną powierzchnią morza, kobieta w białej sukni pokonująca ostatnie metry dzielące ją od końca pomostu i...
Śmierć następująca jej na pięty.
 
Sulfur jest offline  
Stary 26-02-2009, 19:33   #15
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
8.


Klucze: "nadzieja - matką głupców", "obsydianowe niebo", "stary pułkownik", "jasnowidz".
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-03-2009, 18:04   #16
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Czarną od gęstych, nabrzmiałych wodą deszczową chmur zatokę rozjaśniały teraz otwarte na oścież Drzwi, z których zdając się nie niemożliwym do zagaszenia biło niebieskawe światło.

Złotowłosa dziewczyna stała u ich progu, mrużąc delikatnie oczy, oddychając spokojnie. Widziała jak jeszcze przed chwilą kobieta w białej sukni znikła tuż za nim, skorzystawszy uprzednio ze złotego klucza, który obecnie spoczywał sobie nieświadom niczego w mosiężny zamku. Zastanawiała się czym było to zimne, mrożące strachem krew w żyłach tchnienie, do ostatniej chwili pędzące za czarnowłosą. Ono też nie pozostawiając po sobie śladu podążyło ku świetlistej masie Drzwi.

W głowie cały czas słyszała pozostawioną przez Aster wiadomość. Rozumiała, że nie może zawieść swojej mistrzyni, widziała, że mimo iż jej podróż wydawała się bezsensowna nie ma prawa rezygnować jeszcze przed jej rozpoczęciem. Ale z drugiej strony... Te Drzwi... O nich nie było mowy. Przecież coś mogło się nie udać, mogła trafić do zupełnie innego miejsca niż powinna, znaleźć się w jeszcze większym niebezpieczeństwie.

Nie, Aster wiedziała co robi.

Zaciskając pięści do bólu, zamykając drżące powieki rzuciła się ku przodowi, ku niebieskawej ścianie światła. W pierwszej chwili nie poczuła nic szczególnego, dopiero potem, gdy stopy miały już dotknąć, a oczy powoli przekonywały się do spojrzenia na nowe otoczenie, stało się to czego nigdy by się nie spodziewała. Ona... najpierw usłyszała huk, a potem... poczuła, że jej nagie pośladki stykając się z zimną, twardą powierzchnią.

Otoczenie rozbrzmiewało coraz to nowymi, nieprzyjemnymi odgłosami, jasne światło Drzwi, przeciskające się do oczu znikło, a w jego miejscu pojawiła się blada czerwona poświata.

- Witaj, ślicznotko, co robisz w tym przybytku nędzy? - tuż obok siebie usłyszała rozbawiony, nieco zachrypnięty męski głos.

Pięknie...

Będąc pewna tego co zaraz zobaczy otworzyła oczy. Zamarła. Wyobrażenie nie oddawało należytego charakteru tego miejsca...

Kilkanaście metrów poniżej barierki na której siedziała ścieliło się rozległe, doszczętnie zniszczone miasto. Niebo, całe spowite w szaroburych chmurach kwaśnego dymu przybrało odcień głębokiego obsydianu. Nad olbrzymim kraterem średnicy kilkunastu metrów co chwilę przelatywał warczący, metalowy ptak, do spodu którego grubymi linami przytroczono matowe skrzynie oznaczone symbolami czerwonych krzyży na białym tle. Nad okolicą przetaczały się głuche odgłosy wystrzałów i wybuchów.

- Nie przywitasz się ze starym pułkownikiem?
- CO?!

Dopiero teraz poraził ją fakt iż nie jest sama. Z wrażenia o mało nie spadła w dół - na miejscu utrzymała ją silna dłoń zaciskająca się nagle na jej nagim ramieniu.

Nagim... Oż psiamać! Była naga! Zdjęta nagłym strachem i poniżeniem odtrąciła gest pomocy i skuliła się zasłaniając co bardziej intymne miejsca.

- Spokojnie. Masz.

Siedzący obok mężczyzna, ku ogromnemu zdziwieniu dziewczyny podał jej swój połatany płaszcz, którym natychmiast się owinęła, po czym zamilkł wpatrując się w odległy horyzont, w lśniącą gdzieś w oddali powierzchnię wody. Odziany w wystrzępione szmaty, z wypchaną torbą na ramieniu, z twarzą nieprzestępną i obojętnością się na niej malującą.

Ona też milczała. Czując na skórze szorstki materiał płaszcza, zatapiając się w rozpaczy.

Szary metalowy ptak, nieznacznie tylko odcinający się na bezkresie obsydianowego nieba, stał się tylko malutkim punkcikiem.

- Co to za miejsce? - zapytała w końcu.
- Nowy Jork, rok 2011. - odpowiedział sucho.
- Co tu się stało?
- Społeczeństwo próbując zdobyć pożywienie trochę za bardzo się rozpędziło. To co widzisz jest efektem interwencji rządu, którego też odrobinę za bardzo poniosło – nie spoglądając na nią powiedział. - Teraz prześcigają się w organizowaniu akcji humanitarnych, za chwilę na ich ustach pojawią się na nowo słowa: "wolność" i "demokracja", nic nowego ślicznotko.
-Jesteś człowiekiem? - czując godzące ją igiełki strachu zapytała patrząc się wprost w okalaną przez kilkudniowy zarost, umazaną twarz mężczyzny obok.
- A czym innym ma niby być?
- Aniołem? - szepnęła cicho.
- Danie ci kawałka wyświechtanej szmaty nie czyni mnie aniołem.
- Nieważne...

Ponownie nastała cisza. Nie chciała dopuścić do siebie prawdy, wierzyła, że zaraz coś się stanie, że poczuję na ramieniu ciepłą dłoń Aster. Usłyszała jednak tylko ciche westchnienie mężczyzny obok.

- Ech... Nadzieja matką głupców...
- Co? - wykrzyknęła zaskoczona słysząc własne, wypowiadane na głos myśli.

Cholerny jasnowidz...

- Nic, wspominałem sobie. A tak w ogóle skąd się tu wzięłaś? Naga, z jakimiś skrzydełkami roboty na plecach, rozprawiająca o aniołach, hę? - burknął z cicha nie racząc jej nawet spojrzeniem.

Nie słuchała go. Czuła, że coś się właśnie skończyło. Czuła, że jej świat mimo wszystko upadł, że już nigdy nie powróci. Że...

- Muszę iść. Ja... Ja... Jestem Aniołem. - spojrzała w rozwarte ze zdziwienia oczy starego pułkownika i odbijając się od metalowej barierki, zrzucając z siebie szary płaszcz rozpostarła skrzydła i uderzyła nimi powietrze. Poleciała. W stronę zachodzącego nad Ludzką Krainą słońca. Ku Przeznaczeniu...

***

Tego samego popołudnia przecinająca w pośpiechu, spowity kurzem, niewielki plac kilkuosobowa grupa zatrzymała się podnosząc zdumione twarze ku niebu. W świetle zachodzącego słońca ujrzeli nagą sylwetkę kobiety, nie, anioła. Padły strzały. Chwila nieuwagi kosztowała ich życie. Z ręki jednej z podziurawionych kulami postaci wypadła walizka i uderzając w usiany dziurami bruk otworzyła się. Z jej wnętrza, gnana wiatrem uleciała większość papierów i dokumentów. Został tylko jeden. Pisemny nakaz odpalenia wszystkich rozmieszczonych w Stanach Ameryki Zjednoczonej ładunków jądrowych.

Rozkazy nigdy już nie zostały spełnione, złotowłosa dziewczyna, o nie do końca wykształconych, szarych skrzydełkach uleciała ku nieznanemu.

Czasem jeszcze, w odrodzonym po latach świecie ludzi, rozbrzmiewa opowieść o dwóch Anielicach, po zachodzie słońca przelatujących nad miastami. Słyszy się obce melodie zasłyszane podobno z ich ust, widzi się piękne grafiki na pierwszych stronach gazet, ale tak naprawdę... nie uznaje ich prawdą. A one Gdzieś Tam są...

Gdzieś Tam.
 
Sulfur jest offline  
Stary 03-03-2009, 17:56   #17
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
---------


Ogólnie efekt końcowy, czyli opowiadanko jako całość mi się podoba.
Choć odniosłam wrażenie, że musiałeś się rozkręcić. Zastrzeżeń poważnych nie mam jako tako, choć prawda jest, że zawsze może być lepiej, można się bardziej postarać. Podzielę zatem swoje wrażenia na plusy i minusy, mimo że ogólnie debiut uważam za udany.

PLUSY
Mało błędów językowych.
W dialogach widać różne osobowości postaci.
Ładne porównania i metafory, klimatyczne.
Udało ci się zapętlić fabułę z początku i końca, dzięki czemu widać celowość opowiadania.


MINUSY
Potknięcia interpunkcyjne.
Czasem za mało opisów, przez co całość wygląda niekiedy bardziej na posta niż opowiadanie.
Opisy jak już się pojawiały, to mało dynamiczne. Klimatyczne, ale po pewnym czasie nużące.
Za bardzo skupiłeś się na fotografiach, przez co nie rozwijałeś wątków pobocznych. Czasami odnosiłam wrażenie, że robisz wszystko, aby tylko dojść do symboliki fotki, zamiast pozwolić opowieści spokojnie płynąć.
Trochę za bardzo to wszystko „emo”, następnym razem postaraj się również o jakieś elementy humorystyczne, jakieś cięte riposty itp.
Zakończenie odnoszę wrażenie, że jest nieco wymuszone.

***

Ponieważ Sulfur w swojej wytrwałości by dążyć do ideału, zgodził się przyjąć na klatę również inne komentarze, zostawiam ten temat otwarty i zapraszam Czytelników do wyrażania swoich opinii.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172