Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2007, 15:03   #7
Grey
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
5 czerwca 1943, Berlin, Berliner Kabarett

Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie i zaciągnęła się delikatnie.
- Niech mi Pan opowie, gdzie Pan służył...

***

Kurt wyszedł z kabaretu na lekkim rauszu. Odprowadził kobietę do taksówki i kiwnął głową na pożegnanie. Wspaniały wieczór, uśmiechnął się sam do siebie. Z jedna dziewczyną nie wyszło, jak z kapelusza wyskoczyła druga. Może i nie jestem okazem zdrowia i sprawności, ale skoro kobiety do mnie lgną...
Nie... nie daj się zwieść. Ona do czegoś dążyła. Marleene. Na chwilę rozmarzył się wyobrażając sobie, jak zsuwa z niej sukienkę i głaszcze skórę brzucha.
Kurt, do diaska, przestań!
Poczuł chłodny powiew wiatru. Postanowił się przejść, mimo bólu. To da mu odpowiedni dystans do spraw. W zaciśniętej pięści wciąż trzymał zmiętą kartkę z numerem telefonu do Marleene.
Numer telefonu... Drogie ubranie. Srebrna bransoletka. Maniery. Ta kobieta musiała mieć pozycje. Czego do cholery szukała w towarzystwie młodego porucznika kaleki?

***

Kolejny dzień minął Kurtowi bardzo szybko. Pół dnia próbował przezwyciężyć niebotycznego kaca - cholerne mieszanie. Przez drugie pół starał sobie poukładać w głowie zdarzenia z ostatniego czasu. Na próżno.

***

7 czerwca 1943, Berlin, Gruppe IIIC

Było za trzy ósma, gdy Kurt z pośpiechem zatrzasnął drzwi za sobą i uchylił okno. Kolejny dzień w biurze. Na chwilę wzrok młodego porucznika spoczął na ganiających się ponad dachami jaskółkach. Tak bardzo tęsknił. Za świeżym powietrzem poza miastem, lasami i łąkami, przebywaniem z przyjaciółmi i za skokami. Już nigdy nie skoczy.
Pierwsze dwie godziny spędził na starym i nudnym przeglądaniu różnych meldunków od mało istotnych informatorów. Dostał swoją pierwszą sprawę, ale nie znaczyło to, że stare obowiązki przestały go dotyczyć. A miał ich serdecznie dość. W ten sposób nigdy nie rozwiąże żadnej sprawy przecież. Jak mógłby się skupić gdy...

Drzwi otworzyły się i do środka bez najmniejszego skrępowania wparował Hauptman Grosse. Uśmiechał się szeroko a w ręku trzymał kartkę którą podał Oberleutnantowi.
- Doskonała robota, Herr Waenecke. Doskonała.

***

7 czerwca 1943, Berlin, Gruppe III

Generalmajor podniósł słuchawkę i warknął do niej:
- Dawać mi tu Grosse, ale natychmiast!
Wściekły dowódca nie musiał długo czekać. Grosse strzelił obcasami i stanął na baczność. W takich chwilach niedobrze było znaleźć się blisko Franza von Bentivegni. Nie raz Grosse się o tym przekonał.
- Skąd ten szczeniak wiedział o Peenemudne. - ryknął generał rzucając teczką z raportem na biurko. Teczka ześliznęła się i spadła na ziemię. Kapitan schylił się i podniósł ją.
- Nie wiem, Herr Generalmajor. Być może jakieś plotki... Albo było w którymś raporcie, który przeszedł przez jego ręce.
Generał uderzył w blat, zerwał się z miejsca i wbiwszy w podkomendnego wzrok wycedził przez zęby.
- Hauptmann Grosse. Chce Pan powiedzieć, że nie wie Pan JAK przepływają informacje przez pańską sekcję? Że jakiś porucznik siedzący w jednym z Pana biur wie o najpilniej strzeżonych tajemnicach, a Pan! - tu generał się wstrzymał. Widać słowa, które chciał wypowiedzieć były zbyt mocne i postanowił nieco je złagodzić. Po głębszym oddechu dokończył - A Pan, Grosse, nie ma pojęcia jak i kiedy ta informacja do niego dotarła?! Do diabła, nie dziwne, że i Polacy o tym wiedzą!
Von Bentivegni ciężko opadł na krzesło. Był młodym generałem, ale praca w Abwehrze niezwykle nadwerężyła jego zdrowie. Wyraźnie wskazywały na to zmarszczki i siwiejące włosy na skroniach. Przed rokiem jeszcze ich nie miał.

Zapadła cisza. Generał czytał raport ponownie, jak gdyby nie zauważając wyprężonego niczym struna kapitana.
- Swoją drogą utalentowany wywiadowca z tego pańskiego pupila. Całkiem zręcznie sobie poradził z przechwyconą wiadomością. Wręcz zdziwiony jestem, że sam nie wyszperał nazwiska Hawkinga. No, ale nie można się spodziewać cudów. Niestety.
Grosse usilnie starał się zrozumieć, w jaki sposób Waenecke stał się jego pupilem.
- Niech go Pan poinformuje o obecnej obsadzie szwajcarskiej placówki OSS i tym Stevenie Hawkingu. Tylko na bogów, niech mi nie pisze w raportach o akcjach zaczepnych na takim etapie dochodzenia. Lada moment zażąda fałszywego paszportu i pojedzie do Zurychu, by własnoręcznie przywlec tu samego Dullesa. Doprawdy... Niech go Pan ciut przystopuje, Herr Grosse. - ostatnie słowa wypowiedziane były tonem zdradzającym odprężenie.
Kapitan stanął na spocznij i uśmiechnął się.
- Tak jest, Herr Generalmajor. A co do wypadu do Zurychu. To nam nie grozi. Jest kaleką.
Gdy kapitan zbierał się do wyjścia generał rzucił jeszcze pytanie:
- Ach, Herr Grosse, dziękuję za pańską obecność. Przepraszam, że zatrzymałem Pana do późnej godziny. Mam nadzieję, że nie popsuło to Panu żadnych planów?
- Nie. - odrzekł nieszczerze zapytany. - Skądże.
- Wspominał Pan chyba o żonie i kabarecie...
- Tak. Ale w końcu poszła sama.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 10-10-2007 o 17:59.
Grey jest offline