Wątek: Oko czarownicy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2007, 18:41   #132
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Od śmierci Louise Matylda była cicha, przygaszona i blada. Dwie ofiary w ich małej grupie w ciągu jednego dnia - cóż stanie się jutro? Na małym pogrzebie Matylda trzymała się z boku, roniła rzewne łzy, ale nie szlochała. Modliła się i zaciskała dłonie, aż knykcie jej bielały. Po tym wydarzeniu starała się trzymać z boku, nie rozmawiała z nikim, często szeptała do siebie modlitwy...

Wreszcie nadszedł moment opuszczenia statku. Dziewczyna wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w Wilsona, a szkarłatny rumieniec coraz szerzej okrywał jej policzki, czoło, uszy, a nawet szyję. Dawno stary kapitan nie widział, żeby jakieś dziewczę czerwieniło się tak strasznie z jego powodu.

- Ale... ale ja nie mam męskiego stroju! - jąkała się i automatycznie ścisnęła fałdy swojej sukienki - Ja nigdy... ja nie wiedziałam! Mogę zostawić resztę strojów, ale w czymże miałabym popłynąć?!

Wilson zmierzył ją zdziwionym wzrokiem i zaśmiał się grubo, a Matylda skuliła się jeszcze bardziej w sobie. Chwilę się zastanawiał i tarł sękatą dłonią spocone czoło, po czym przywołał do siebie jednego majtka. Młody chłopak, z wyglądu Cygan, z kolczykiem w uchu wysłuchał kapitana i bez mrugnięcia okiem wykonał jego rozkaz:

- Manuel, przynieśno do kajuty tej panienki kufer z rzeczami po "tamtych" - najwyraźniej Manuel doskonale orientował się kto to są "tamci", bo śpiesznie się oddalił - Dobry chłopak, sierota - wziąłem go z portu w Londynie i jeszcze nigdym się nie zawiódł. To jak zbity psiak u nowego, dobrego pana, zrobi wszystko!

Wilsona najwyraźniej bawiło to porównanie, bo zaniósł się śmiechem, a zmarszczki wokół oczu, ust i na czole pogłębiły mu się jeszcze bardziej. Matylda wciąż zażenowana podziękowała, dygnęła sztywno i odwróciwszy się na pięcie pognała pod pokład.

Po kilku minutach do kajuty Matyldy wszedł Manuel - nie pukając, nie przejmując się niepotrzebnymi grzecznościami, po prostu zrzucił z ramion ciężką skrzynię, poprawił chustę na głowie i wyszedł.
Młoda dziewczyna została sam na sam z wielkim kufrem, wypełnionym męską odzieżą. Zamknęła dokładnie drzwi i zabrała się do przeglądania ubrań. Wiele z nich od razu odrzuciła, wreszcie na koi rozłożyła kilka rzeczy, resztę spakowała do kufra i zamknęła wieko. Zaczęła rozbierać się z ociąganiem i wielką niechęcią, na samą myśl o męskim odzieniu dostawała gęsiej skórki. Ale kiedy znowu usłyszała poruszenie u góry, przestała zwracać uwagę na drobiazgi, bojąc się, że zapomną o niej i ją zostawią!
Szybko ubrała płócienną koszulę i niebieskie, dość opinające jej uda spodnie, za to nieco luźne w pasie, co szybko naprawiła zapinając czarny pas. Na nogi włożyła wysokie, skórzane buty sięgające do kolana - odziwo pasujących na nią niemal jak ulał! U góry były nieco luźne, ale nie na tyle, by spadały przy chodzeniu. Dalej ubrała granatową kamizelę z kieszonkami - spodobała jej się, bo będzie tam mogła ukryć drobne rzeczy. I wreszcie cieplejszą kurtkę, nieco zbyt dużą, ale na pewno przydatną w chłodzie i deszczu. Całość dopełniła zgrabną czapką, ukrywając pod nią włosy. Dopiero wtedy przejrzała się w lustrze i zamarła. Na myśl przyszła jej pani Esthera Stanhope, kobieta, która w Londynie chyba jako pierwsza zaczęła zakładać męski strój, czym nie zjednała sobie jednak Matyldy. Dziewczyna poczuła się goła! Doskonale widać kształt jej ud, talię! Zupełnie, jakby była bez niczego! Na szczęście większa marynarska kurtka ukrywała jej wdzięki, za to bez niej...! Matylda zaczerwieniła się gwałtownie, odwróciła szybko od lustra i zaczęła w pośpiechu pakować swoje rzeczy do torby. Kiedy skończyła, skradając się wyszła na pokład, czuła się jednak niezgrabna, brzydka i niemalże zhańbiona! Kiedy jednak spoczął na niej wzrok Wilsona, kapitan kiwnął z uznaniem głową i niejako dając temu wyraz splunął prymką żutego tytoniu za burtę. Darował sobie jednak komentarz, który wrażliwą dziewczynę mógłby doprowadzić do łez - nie dlatego, że zdawał sobie z tego sprawę, lecz zwyczajnie nie miał czasu zajmować się teraz "komplementowaniem" młodych panien.
 
Milly jest offline