Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2007, 23:08   #111
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Johann nie odzywał się patrząc na siedzącą przy jego stole trójkę uczniów. Dzień się skończył. Zrobili dziś sporo rzeczy i zobaczyli nie mniej. Za oknem zapadał zmierzch. Ulice pustoszały, a gdzieś daleko słychać było nawoływania strażników by gaszono światła. Rzecz jasna tutaj nie przychodzili, bo nie dość, że nie było tu nikogo stać na świecę, to jeszcze nie byłoby to rozsądne z ich strony. Kulawiec pogładził wąsy i odwrócił wzrok na dwie dziewczyny. Gdyby jeszcze nie ta jego noga... Obie ładne, obie mające w sobie coś. Ciekaw był Cecylii i tego, jak ona daje sobie radę. Miał nadzieję, że jutrzejszy dzień spełni jego oczekiwania i zobaczy dziewczynę w akcji. Chłopak mu się podobał - dobry materiał na przyszłego Szaraka. Jednak po jednym dniu trudno było coś więcej powiedzieć. Trzeba poczekać na następne.
Podniósł kufel do ust i pociągnął solidny łyk. Wzrok się wyostrzył, mrok się rozjaśnił, a do uszu doszedł dźwięczny dźwięk głosu obu dziewczyn. Spojrzał też na otoczenie. Jego ludzie, gotowi na wszystko i do wszystkiego. A jednak wiedział, że są jak psy. Gdy tylko spuści się ich ze smyczy, zaraz wejdą w szkodę. Przywołał ręką karczmarza.
- Tak? - nachylił się przy uchu.
- Czy wszystko było w porządku jak mnie nie było? - nie starał się mówić cicho, ale tak, by mieć pewność, że i siedzący przy stoliku będą to słyszeć.
- Jasne, Johan. Davi i Lit trochę brykali, ale zaraz ich do kozła i się uspokoili
- Doskonale. Od teraz ta trójka też tu mieszka. Są pod moją opieką i jeśli ktoś z naszych chociaż ich tknie... - zawiesił głos wiedząc co kryje się pod tą groźbą.
- Johan, naszych znasz. Nic nie zrobią - karczmarz niepewnie spojrzał na pociągłą twarz pracodawcy.
- Słuchaj... - zimne oczy utkwiły w karczmarzu, który tylko spuścił wzrok - No właśnie. Nikt, rozumiesz?
- Tak...- karczmarz już nie był taki pewien jak poprzednio.
- Dobrze. Daj chłopakom dwie beczki piwa. Tu masz trochę sera - podał dla rosłego mężczyzny mieszek, który brzęknął miło gdy dotknął dłoni szynkarza. - To za dziś i za następny tydzień dla moich gości. Jak czegoś zabraknie, daj znać. Szaraki będą o Tobie pamiętać... - uśmiech Johanna mówił sam za siebie.
- Jasne...- odrzekł karczmarz, choć i jego uśmiech nie pozostawiał złudzeń, że złoto to jest to, co lubi najbardziej i każdy, kto mu je daje jest jego przyjacielem.
"To załatwione".Johann wrócił myślami oraz wzrokiem do stołu, gdzie i on siedział. Klaus właśnie skończył opowiadać o tym, co dzisiaj zrobili. Baldwina wpatrywała się w Cecylię zaś ta ostatnia pilnie słuchała wszystkiego. Johann uśmiechnął się, poprawił kubrak i znów sięgnął po kufel.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline