Wszyscy chyba już wiedzieli, że
Jastrząb powiedział o słowo za dużo. Mógł mówić wszystko o
Wiernym, ten zaś co najwyżej dałby mu karę zgodną ze wszystkimi regulaminami- poza jedną rzeczą. Marzenia, pragnienia i słowa o wolnej Polsce i poświęceniu dla niej i dla samego Boga- to były świętości dowódcy plutonu. A jeden z jego ludzi właśnie przeszedł się po tych najwyższych wartościach w ciężkich, ubłoconych oficerkach…
Położył dłoń na ramieniu
Jonasza, spoglądając mu wymownie w oczy. Znali się na tyle długo i na tyle dobrze, że starszy z powstańców doskonale zrozumiał, o co chodzi
Wiernemu.
„Zostaw to mi.”, mówiło jego spojrzenie, jego postawa, każdy jego ruch. I trudno było się z nim sprzeczać. Chociaż na dnie serca budziły się ogniki strachu- twarz
Tadka bowiem rzadko kiedy była przepełniona tak zimną wściekłością. Widać, że trzymał w sobie w tej chwili naprawdę tysiące negatywnych emocji. Pozostało tylko wierzyć, że nie pozwoli im wybuchnąć…
Bardzo powoli i- zdawałoby się- ospale ruszył w kierunku
Jastrzębia. Było to jednak uczucie złudne, z każdego ruchu dowódcy biło zdecydowanie. Szedł powoli, dzielące ich ledwie parę metrów pokonał w kilka długich sekund. Przez ten czas
Wierny powoli rozejrzał się po okolicy. Zdenerwowany
Jonasz, zażenowana sytuacją
Basia, udający zainteresowanie przede wszystkim bronią
Chmura i to spojrzenie
Olgi. Jakby prosiła go o coś, jakby sama chciała być wywołana do rozmowy. Od epizodu na dawnej reducie unikał rozmów, spojrzeń, wszelkiego kontaktu z dziewczyną. Wstyd był okropnym uczuciem…
- Baczność, żołnierzu.- rzucił beznamiętnie, gdy
Jastrząb stał już przed nim, po czym przeszedł do tego typowego dla przemówień głośnego, doniosłego tonu-
Prosiłem was o ocalenie od niechybnej śmierci w szpitalu Junaka. Rozkaz ten wydałem właśnie wam z pewnych względów, ze względów zaufania, którym darzę was wszystkich. I chcę móc dalej mówić te słowa, a wy mi na to nie pozwalacie, żołnierzu! Bo wydałem wam polecenie, a wy popędziliście je wykonać. WY-KO-NAĆ! A nie zastanawiać się, co zrobić lepiej! To wojsko, nie zabawa w żołnierzy, tu nie ma miejsca na „kolejne dobre pomysły”! Cenię sobie kreatywność, ale gdy swoje pomysły konsultujecie ze swoim dowódcą- ZE MNĄ- a nie sami podejmujecie decyzje!- odchrząknął.
- Mieliście doprowadzić Junaka na miejsce, nie zrobiliście tego. Uczestniczyliście w walkach, ale uczestniczyliście wbrew rozkazom, a to najzwyczajniejsza w świecie niesubordynacja! Więc nie obchodzi mnie, czy w tym czasie zniszczyliście cały pluton niemiecki, czy przynieśliście osiem skrzynek amunicji- wiem, że zostawiliście naszego przyjaciela w ruinach. I takich zachowań nie mam zamiaru tolerować! - Zawód spowodowany twoim zachowaniem, żołnierzu, był dla mnie szczególnie bolesny. Dotychczas uważałem cię za człowieka rozsądnego i chciałbym móc dalej tak uważać- ale to wojna, tu nie ma miejsca na emocje, na sympatie i antypatie. Każdy nerwowy ruch w złej chwili może cię zabić, każde spojrzenie na ukochaną w nieodpowiednim momencie może spowodować straty!-
Wierny ściszył głos- z donośnego, niskiego wołania przeszedł do najnormalniejszego w świecie tonu-
Konsekwencje zostaną wyciągnięte. Odmaszerować! - I nie dotyczy to tylko jego!- zakrzyknął, gdy
Jastrząb odszedł na parę kroków-
Jesteście dla mnie jedynymi przyjaciółmi, rodziną, najważniejszymi ludźmi w moim życiu. Jeżeli tylko umiem, zawsze wam pomogę- tu delikatnie zerknął na
Basię-
ale i wy musicie mi pomóc. Jeżeli chcecie coś zrobić- róbcie, ale wcześniej skonsultujcie to ze mną. Jeżeli wiecie, że nie podołacie jakiemuś rozkazowi- powiedzcie mi o tym! Jeżeli jednak uważacie walkę za naszą ojczyznę, za naszą wspólną matkę, za wybrany przez Boga kraj za bezsensowną… Odejdźcie teraz.- urwał nagle, a jego twarz wyraźnie posmutniała. Ponurym wzrokiem zmierzył jeszcze wszystkich swoich ludzi i odszedł w kierunku ruin.
Nie spał. Przez cały czas tylko powtarzał sobie słowa
Jastrzębia.
Kolejny atak, możliwe że już ostatni- byle tylko nie w ich życiu… Kompania Niemców, dwa potężne czołgi… Sytuacja była naprawdę niedobra, szczególnie w chwili, gdy zostało mu tak niewielu ludzi. A Kmicic…
Wierny z żalem spojrzał na resztki kościoła- jeżeli jego ludzie nadal żyją, to z pewnością są ranni i to dość mocno…
- Chować się, czekamy! Niech podejdą trochę bliżej!- krzyknął
Wierny, padając obok
Drągala.-
Skupiamy atak na tej pokrace z moździerzem, STUG idzie na drugi plan! Basia, uważaj na rannych! Olg…- przerwał
Wierny, uzmysławiając sobie stan łączniczki-
Chmura, natychmiast do kościoła, zobaczyć jak stan ludzi Kmicica, w miarę możliwości ściągnąć ich do obrony! - I pamiętajcie, nie walczymy dla siebie… Walczymy dla nas wszystkich!- zakrzyknął
Wierny, staczając się trochę niżej, zajmując wcześniej upatrzoną pozycję, w sam raz do oddania paru serii…