Jonasz
Nie dane mu było jednak w spokoju dokończyć obchodu stanowisk. Dobiegły go podniesione głosy, a gdy zobaczył dyskutantów, wiedział że jest zle.
Jastrząb blady i wściekły stał przed milczącym
Wiernym i rzucał mu w twarz oskarżenia, za które w regularnej armii groził co najmniej sąd.
Postanowił interweniować, sytuacja groziła wybuchem, tym bardziej że reszta plutonu wydawała się popierać
młodego powstańca. Tak to jest jak w wojnę zaczynają bawić się dzieci - skonstantował ponuro.
-
Strzelec Jastrząb odmaszerować ! - huknął nad uchem chłopakowi. Miał nadzieję że gdy kłócący się"zejdą sobie z oczu" sprawa "rozejdzie sie po kościach", tym bardziej że następny niemiecki atak był nieuchronny.
Wierny jednak postanowił załatwić sprawę po swojemu, co według
sierżanta było najgorszym rozwiązaniem. Z niepokojem obserwował rozwój wydarzeń, żałując że nie ma Visa przy sobie. Ta awantura mogła się skończyć naprawdę różnie.
Jonasz widział, że żołnierze, nie - te dzieciaki w końcu, praktycznie są na skraju załamania. Od 30 dni w walce, zawsze na najgorszych odcinkach, przy stratach sięgających 2/3 stanu. W dodatku wszyscy mieli świadomość że przegrywają i tylko cud może ich uratować.
Nic dziwnego, że oddział "rozłaził sie " jak stara koszula w praniu, byli po prostu za bardzo zmęczeni, widzieli za dużo śmierci, za dużo wykopali grobów dla przyjaciół.
Rozmowa z
porucznikiem dobiegła końca - ale
Jastrząb zwrócił sie do
sierżanta, co nie uszło na pewno uwagi reszcie plutonu.
-
Panie sierżancie mogę sie odmeldować ?
Jonasz skinął przyzwalająco głową zanim
Wierny zdążył zareagować. Sam od jakiegoś czasu obserwował
dowódcę i widział coraz wyrazniejsze objawy fanatyzmu u niego. To ciągłe przypominanie o Ojczyznie i Bogu mogło być dowodem, że nie radzi sobie już z "nerwami". Widział to podczas Września kilkukrotnie, a przecież wtedy byli w walce o wiele krócej.
Wyszedł za
Jastrzębiem. Położył mu rękę na ramieniu i gdy ten zdziwiony odwrócił się poczęstował resztką zdobycznych papierosów. Zapalili , nie dane jednak było im spokojnie dokończyć "dyma".
Kruk obserwator na barykadzie, rzucił do
Jonasza
-
Panie sierżancie widzę w dymie coś jak czołg... Ciemno, dym... Silnik nisko warczy, kadłub niewysoki, ale chyba z wieżą. Nie jestem pewien. Chyba atak idzie.
Sierżant wlazł na szczyt barykady i przez lornetkę zaczął lustrować przedpole. Obok pojawił się
Wierny i zaraz potem łącznik od
Kmicica. W jego oczach czaił sie strach :
-
Od Kmicica. Idzie atak niemiecki. Wierny zszedł z barykady. Faktycznie pozycje w kościele były wysunięte, mogli więcej widzieć. Porucznik huknął na łącznika:
-
Spokój ! Meldujcie o siłach !
Łącznik przełknął ślinę i wypalił :
-
Około kompanii wojska, esesmani. Dwa czołgi. Jeden bez wieży i Tygrys.
Tygrys, czołg ciężki, monstrum o przednim pancerzu odpornym na trafienia z ręcznej broni ppanc.
Wierny skinął głową i łącznik wrócił do swoich. A łoskot gąsienic narastał.
Jonasz zaklął przyjrzawszy sie pojazdowi przez lornetkę. Potworne monstrum z krótką koszmarnie grubą lufą - czegoś takiego jeszcze nie widział. Zsunął się z barykadyi pobiegł po PIATa. Coś mówiło mu w środku, że tę walką przeżyją tylko nieliczni