Coś było nie tak, już podchodząc widział dziwne spojrzenia, które wymieniali między sobą. Stał przy stole, z rękami w kieszeni i nerwowo spoglądał na twarze swoich dawnych przyjaciół. Patrzyli na niego jakby był kimś obcym, albo jednym z tych nieistotnych ludzi, których twarze można z trudem rozpoznać, ale za cholerę nie da się ich połączyć z imieniem, czy jakąś przeszłością. Pussy odłożył tlące się cygaro, nie możliwe, on też mnie nie poznaje? Chyba się tak nie zmieniłem przez te pieprzone osiem lat… Atmosfera z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej napięta.
- Znamy się przyjacielu? – to pytanie całkowicie pozbawiło go jakichkolwiek złudzeń. Zapomnieli o nim. O nim! Jak można zapomnieć o wspólnych akcjach, o setkach butelek whiskey wypitych w The Alchemist, czy papierosach wypalanych w samochodzie podczas obserwacji…
Lekko rozdziawił usta, chyba próbował coś powiedzieć, ale słowa nie chciały się wypowiadać, wyciągnął ręce z kieszeni, które komicznie rozłożył w swojej rozpaczy.
Śmiech, którym wybuchli zaraz potem zwrócił uwagę wszystkich w restauracji. Jeszcze chwilę rozglądał się zszokowany po wszystkich zanim głęboko odetchnął.
Siedząc ciągle się z kimś witał, zrobiło się wesoło i beztrosko. Pauli zamówił mu czystą, podwójną z lodem. Miałem już nie pić, ale cholera Pauliemu się przecież nie odmawia…
- Jak mama Paulie? Jak leci Pussy? Co u Gabrieli Silvio?– pytał po części z ciekawości, a po części z dobrych obyczajów. Ktoś wetknął mu do ust cygaro, ktoś zamówił kolejną whisky. Na chwilę zapomniał o Tony’m, o którym przypomniał mu dzwoniący telefon, wyświetlający na ekranie numer Sullo. Rozłączył go, na razie chciał nadrobić w ten jeden dzień osiem lat swojej nieobecności w New Jersey. W Nowym Jorku. Na wolności.
Pytanie które musiało paść, zadał Paulie. – Wiesz jak to jest… - popatrzył na niego. On też kiedyś siedział. Nie zmieniało to faktu, że dla nich obu temat był niewygodny. Sądząc z reakcji dla reszty gangsterów przy stole również. – Osiem lat patrzenia w kraty, albo w sufit. Użeranie się z klawiszami o każdego pieprzonego fajka, wycisk przy spawarce. Poker i plakaty z gołymi laskami na ścianach. Dwoma słowami wielkie gówno. – chwilę milczał wracając do wspomnień - … ale teraz jestem z powrotem. I nawet nie jesteś w stanie zrozumieć jak dobrze jest was widzieć… Andy, przysięgam Ci, że kiedyś Cię dorwę. Dorwę i załatwię. W starym, gangsterskim stylu.
Jego myśli wróciły do rzeczywistości. Dopiero teraz zauważył przyglądającego mu się mężczyznę. Świetnie skrojony garnitur w paski, choć trochę staroświecki, jak na jego gust. Wstał i wyciągnął do niego rękę, uśmiechając się przyjaźnie – Ryan Demarti. |