Awantura w plutonie robiła się coraz ostrzejsza. Jako, że po
Gromie,
Chmura nawet spodziewał się podobnego wybuchu, bo widocznie chłopak źle sobie radził z krytyką własnej osoby, to nie wiedział że z tego
Jastrzębia takie ziółko. Skoro tylko kłótnia miała przerodzić się w coś większego Wierny po prostu zagadał podkomendnych. Nie dosłyszał bo nawet nie chciał wgłębiać się w to nad czym rozwodzi się dowódca. Jak można grać na emocjach ludziom, którzy zawdzięczają życie temu, że potrafią je tłumić? To nie był dobry sposób na pokazanie kto tu rządzi. Dla niego sprawę trzeba było postawić jasno w paru słowach, może w czynach. W każdym razie nie tak się to robiło na ulicy za jego czasów. A teraz są na ulicy. Autorytet
Wiernego narażony został podkopany. Jak głęboko ma podpory by nie upaść?
-
Chmura, natychmiast do kościoła, zobaczyć jak stan ludzi Kmicica, w miarę możliwości ściągnąć ich do obrony!
Jak to, nagle "awansował" na chłopca na posyłki? Nie tak wyobrażał sobie swoją rolę w zestawieniu z nadjeżdżającą armatą.
Chmura nie miał zamiaru robić scen jak
Grom, czy
Jastrząb. Zmierzył wzrokiem porucznika, ale jego wzrok przeszedł na
Basię opiekującą się
Olgą Z drugiej strony... Podszedł zdecydowanym krokiem do dowódcy.
-
Się robi. - Rzucił podwijając rękawy. -
Panie poruczniku... - powiedział sięgając do pasa. -
Mam tutaj coś, w razie potrzeby. - Wyciągnął spory granat przeciw pancerny Gammon. - Sam bym z tym poszedł na tą Bertę, ale nie wiadomo, czy dałbym radę dobrze rzucić z moją raną, a skurwysyństwo jest piekielnie mocne. - Wcisnął mu broń do ręki.
- Proszę tym rozdysponować jeśli... - Klepnął Wiernego w ramię. -
Polecę do Kmicica. - Chmura spojrzał na kościół św Ducha. Rozkaz jest rozkaz trzeba wypełnić.