Stan Hamilton
-Taa... jak ja kocham takie miejsca...- prychnął Stan i powoli wyszedł z karetki, trzaskając drzwiczkami. Rozprostował kości, poprawił okulary i kamizelkę... Przygładził włosy i ruszył gdzieś między stoiska.
Nie minęła minuta, gdy zgubił wszystkich towarzyszy. No nic.
- "Dobra... Czego potrzebuję? To może ostatni moment na zaopatrzenie się... Lekarstwa na szczęście odpadają. Pójdę gdzieś, gdzie może znajdę jakieś kwasy i inne składniki..." myślał, nucąc pod nosem jakąś przedwojenną melodię. Przeciskał się między stoiskami, ignorując wszystkie amulety, zatęchłe puszki, czy stare, brudne karabiny. Miał swojego Desert Eagle`a... naboi też powinno starczyć... nagle wpadł na pewien pomysł. Rzucił się do pierwszego z brzegu straganu, który wyglądał na porządny i taki, w którym można było dostać dobre proszki... i nie chodzi bynajmniej o dragi...
- Dzień dobry, dzień dobry... Ale pomińmy tą jakże wyświechtaną formułkę... Powiedz, kolego, czy masz może jakieś... środki nasenne? Najlepiej dość silne.- powiedział Stan i czekał na reakcję. |