Hm, a może ja zapomniałem zrobić adnotację odnośnie niezwracania uwagi na błędy? Ops
Wiesz, ja nie jestem dysortografem czy jakimś innym połowicznym mózgowcem, bo ja jak piszę to mam taki styl...przeczytam pierwsze 6 linijek i jak nie ma błędu to zostawiam i jest chyba OK
bo jakbym zaczął to czytać zaraz po napisaniu to nie byłoby teraz mojego opo na tym forum :P Przez to te błędy, bo nie robię korekty, a wiadomo, że jak człowiek pisze podczas weny to wali, co mu mózg przyniesie...no...przynajmniej ja tak mam :P niedługo nowa część
[ Dodano: 2005-08-17, 17:04 ] Muzyka ciężkich obyczajów (cz. I) Jest to jedna z mniej krwawych części, aby czytelnik mógł się oswoić. Z życzeniami dobrej i mało zdrowej umysłowo lektury – autor.
Podczas przebywania w mieście Hohoho na Festiwalu Mocnej Libacji, Gromka Drużyna miło rozbiła obóz przy taniej tawernie, co dawało im możliwość szybkiego zajęcia najlepszych miejsc przy stole z darmowymi kośćmi do gry za cudze pieniądze pozostawione dzień wcześniej. Znalazło się nawet darmowe piwo, gdy Grum „poprosił najgrzeczniej jak umiał”. W zasadzie większość pieniędzy w puli była ich, ale Grum nie dał łatwo za wygraną.
- Jak to jest? – rzucił za siebie ósmy kufel piwa, a ktoś krzyknął boleśnie – Rzucam coś tak ze dwieście razy w ciągu godziny i zawsze dwójki?
- Sz...szefie ja wiem, co to może być. Są dwa wyjścia – wyjrzał znad blatu stołu Szuracz w otoczeniu dwóch ładnych niziołek, wyraźnie z tego zadowolony. Nie chodziło o to, że nie podobał się kobietom, wręcz przeciwnie. Na jego miękkie owłosienie na stopach i włosach rwało się z miejsc wiele kobiet. Problemem było to, że Szuracz gdzieś w sobie, głęboko, ale to tak głęboko, że nawet łopatą nie wykopało by się tego z niego, tkwił spontaniczny potencjał magiczny. Kiedy więc np. mówił coś, przekręcił literę albo coś podobnego, wtedy mogło zaskoczyć zaklęcie. Kilka razy przytrafił mu się przypadek, jak podczas rozmowy z jedną z potencjalnych kandydatek na towarzyszkę nocy odbiło mu się i wyszedł wyraz brzmiący „ładgnie”.
Więcej jej nie zobaczył. I to w sensie nadprzestenno-teoretyczno-metafizycznym. Zwykły pech, tak to tłumaczył i powiązania transmagiczne.
- Czytałem o tym – kontynuował Szuracz, zirytowany długą narracją autora – W ostatnim wydaniu „Moje małe cyferki i takie różne wymysły - grimuar nr LII” sławnego Jonomma Pokraszona II, autor napisał, że istnieje w takim zachowaniu ciał przypadek prawdopodobieństwa. Na ilość wykonanych prób istnieje pewna możliwość wypadnięcia sukcesów, które nie są zapewnione ich teoretycznie przeliczonym matematycznym założeniem i...- Szuracz się rozkręcił...
- Mów po mojemu albo zaraz będziesz bulgotać – Grum zaczął nożem kreślić trupią czaszkę na blacie stołu, wpatrując się w maga-niziołka.
- Eh – Szuracz spojrzał na swoje stópki – Chodzi o to, że jak grasz to może się udać albo nie, bo to zwykły zbieg okoliczności, co będzie.
- No i takie pierdóły mi gadasz?! – Grum cisnął nożem między głową Szuracza, a jedną z powabnych, jeśli tak można określić osobę mającą 120 cm wzrostu, owłosione nogi i pucułowatą twarz, niziołką z ciemnymi włosami. Nóż przeleciał przez okno i chyba zrobił komuś krzywdę, bo rozległ się krzyk.
- Zawołajcie medyka, grabarza i trumniarza, aby szybko.
- Toż ja to żem wiem – dodał z uśmiechem Grum i skierował spojrzenie w stronę okna.
Krasnolud wrócił do gry, a reszta się przyglądała. Jak na złość ciągle wypadały mu dwójki zamiast siódemek i dwunastek. Powoli zaczynał dostawać ataku psychotycznej żądzy zabijania kogo popadnie. Nawet siebie. Nagle Stłuk wziął w swe olbrzymie, jak góry lodowe, małe kości i zaczął obracać.
- Szefie, y – wręczył dowódcy kości – Czemu one mieć na każda ścianka jedna kropka, a nie więcej jak zawsze? – w umyśle barbarzyńcy zaczęła się jarzyć jakaś iskra inteligencji. Ale po chwili umarła tak szybko jak cząsteczki neutrino – Chyba się pościerały od tego rzucania, taaak.
- Nie, Stłuk – Grum spojrzał na gnomiego krupiera, który zaczął się uśmiechać, a jego oczy już były osiem przecznic od baru – Nas tu ktoś roluje, a ja zaraz wyroluję tej osobie...
I znowu się zaczęło. Jakiś gnom, najwyraźniej ktoś znajomy krupiera, krzyknął „Synu głupiej krasuli”, rzucił kuflem...a Grum uwolnił swoje mordercze instynkty, a te lepsze uciekły gdzieś w okolice skarpetek. Podniósł stół nad siebie, zachwiał się, ale dziesięć porcji adrenaliny naraz może zrobić swoje i sekundę potem bezczelny, a raczej z jego punktu widzenia – niemądry, gnom, zaczął się zastanawiać czy leży na nim stół czy jest jeżem z drewnianymi kolcami. Krupier rzucił się w stronę drzwi, ale wtem wyskoczył na niego Szuracz i zderzyli się w straszliwej walce na kapcie. Gnomy i niziołki są z tego znane, że wszystkie chodzą w sandałach albo kapciach. Stłuk natomiast rozejrzał się wszędzie, wziął w ręce dziesięć gnomów naraz i zderzył je wszystkie. Nastąpił piękny deszcz zębów i wszędobylskie jęki. Barbarzyńca podziwiał to zjawisko jak mały chłopczyk, który zobaczył pięknego, puchatego pieska za szybą wystawy. Grum...Grum zaś zaczął się zastanawiać gdzie Spalacz. Pamiętał, a raczej mało pamiętał, bo po przybyciu do miasta zaczęli festynować na potęgę, że nowy towarzysz się od nich odłączył wraz z Wyrwitorbem. Całą drogę gadali o czymś i nawet pod groźbami śmierci z ręki krasnoluda nie wyjawili co knują. Nie lubił knowania za jego plecami i to na dodatek w odległości trzech metrów za nim, kiedy jest tam przekręcony hormonalnie krasnolud z kilkunastoma galonami benzyny i złodziej, który miał większe szkła w okularach niż pojęcia o aktualnym świecie. Rozwścieczony góral dobył topora i wszystko zaczęło latać w powietrzu jak serpentyny...
Trochę minęło czasu zanim drużyna po kryjomu, jeśli po kryjomu można nazwać wyrąbywanie sobie drogi przez szeregi straży miejskiej, z tawerny i poszli w stronę jeziora, gdzie miejsca było mało z powodu pijących i nieprzytomnych. Za to alkohol był stale dopompowywany. Ludziom nie przeszkadzało to, że zmieszany alkohol smakował mułem z dna akwenu, ani że znajdowali w kuflach różne rzeczy, ponieważ zbiornik był w swoim rodzaju...głównym odpływem ścieków z miasta. Ale wszyscy pili i padali nieprzytomni. Niektórzy z powodu salmonelii, a inni mając po prostu zdrowego kaca. W nocy miały odbyć się koncerty wielu grup muzycznych. Niestety muzycy liczyli się z tym, że niektórzy z nich nie zejdą, gdyż koncerty były jedynie poboczną rozrywką. Główną atrakcją było kręcenie się kupców wokół tłumów z koszykami, wykrzykujących „Noże, toporki, tłuczone i całe butelki! Zestaw za 2 złociszeee!”, których towary lądowały następnie na scenie i nie tylko w jej deskach. To martwiło muzyków, ale ich idea szerzenia sztuki nie dawała za wygraną.
Na miejscu Grum ze swoimi kompanami wyhaczył w końcu Spalacza i Wyrwitorba. Jakiś krasnolud wyjął rurkę z beczek Spalacza.
- Dwa złocisze i 4 srebrniaki, szefie – podrapał się ociekającą czymś czarnym ręką po ociekającej czymś żółtym głowie.
- Dzięki, dzięki – Spalacz ledwo co krył swój piskliwy, nieprzyjemny dla męskiego ucha, głosik i zapłacił. Sprzedawca potaknął głową, wyjął cygaro i zaczął odpalać...- O cześć, szefuńciu! Ale dorwww...
Coś za Spalaczem huknęło, bryzgnęło na lewo i prawo, a wszyscy zaczęli skandować o więcej. Krasnolud-miotacz powstał jakby się nic nie stało i podszedł do Gruma.
- Ale okazja! Kupiłem kilka galonów ultrazapalającej ropy na bazie siarczanu wodoru za taką cenę! – obejrzał się – Ojejciu, a gdzie on się podział. Chciałem wziąć od niego num...
- Spalacz – Grum podniósł brew, zdziwiony jak ten osobnik w ogóle nie zwraca uwagi na takie „małe” przypadki pirotechniczne. Spalacza ruszały jedynie wybuchy wulkanów lub działania wojenne krasnoludzkich saperów, którzy od wybuchowych substancji nie stronili – Zamknij się i chodźmy zająć dobre miejsce z przodu. Jak da radę to jeszcze może kupimy jakiś „Zestaw sceniczny” albo przynajmniej mniejszy rodzaj.
- Dzisiaj grać...- Stłuk rozpoczął uruchamiać w głowie algorytm czytania. Podniósł Szuracza na wysokość tabliczki informacyjnej, a następnie potrząsnął.
- [pisownia oryginalna] Dzisiejszego wieczóra – odczytał bazgroły niziołek – grajom: Pancerni, Ała, Ała: Regeneracja Nogi...to chyba nowa grupa, co powstała po odejściu – znowu nim potrząśnięto i to dosyć mocniej aż mu się obiadek przewrócił w brzuszku – Y, [dalej oryginalna pisownia], OmoNaTopieja, do tego, De Szambers i gwizdy wieczóra, Chór Bojowy IV Krasnoludzkiej Dywizji Pancernej z Okrężygrodu. Dyryduje Młotościsk „Arnie” Skałokop.
- Łoo! – Grum aż podskoczył z ekscytacji – Pamiętam jak u nas koncertowali na sztolni numer dwanaście! Tak dali czadu, że demony z niższych pokładów zaczęły walić młotami, żeby było ciszej, bo im skazańczy, wieńczy sen zakłócamy. He-he! No to jednak daruję se „Zestaw muzyczny”. To za dobry zespół! A jak zobaczem, że ktoś w nich rzuca to... – zakręcił toporem i ściął tablicę w taki sposób, że na pewno nikt nie chciałby rozstawać się w taki sposób ze swoją połową od pasa w dół i głową przy okazji.
Po chwili na scenę ktoś wyszedł, ktoś kogo już odległości dziesięciu metrów nie było widać. Wziął megafon do ręki i zaczął mówić skrzypliwym głosikiem.
- Witam na...
Wyleciał topór, nóż, osiemnaście bełtów, jeszcze tona toporów i konferansjer zniknął. Szuracz zwymiotował, a Grum ze Stłukiem wznieśli ręce i wrzasnęli „Łuuuuuuuu!!”. Służby porządkowe weszły schylone na scenę. Ktoś z pierwszego rzędu rzucił w nich kamieniem. Jeden wyjął kuszę i oddał dług. Do tego celnie. I znowu widownia zawrzała wesoło. Pozbierano broń i to co przed chwilą było konferansjerem. Jeden ze sprzątaczy przyłożył megafon do ust, chyba się rozejrzał niepewnie, stojąc naprzeciwko kilkuset tysięcznego tłumu złożonego z trolli, krasnoludów, ludzi, gnomów, niziołków, chochlików, nawet jednego mniejszego demona w szapce pilotce i jeszcze większej ilości kupców. Przełknął ślinę i w końcu się odezwał.
- De Szambers! – i nieoczekiwanie wystrzelił z kuszy. Ktoś wrzasnął, gdy oberwał w tyłek, a sprzątacz rzucił megafon w tłum, podskoczył wesoło i wywijając wesołe podskoki zniknął za kurtyną...
Za kilka chwil miało rozpocząć się piekło na dobre.
A Grum z całą drużyną zaczął przebijać się do przodu, żeby mieć lepsze miejsce...
...miejsce do rzutu.
c.d.n