Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2005, 15:11   #8
Bergan
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Hm, a może ja zapomniałem zrobić adnotację odnośnie niezwracania uwagi na błędy? Ops Wiesz, ja nie jestem dysortografem czy jakimś innym połowicznym mózgowcem, bo ja jak piszę to mam taki styl...przeczytam pierwsze 6 linijek i jak nie ma błędu to zostawiam i jest chyba OK bo jakbym zaczął to czytać zaraz po napisaniu to nie byłoby teraz mojego opo na tym forum :P Przez to te błędy, bo nie robię korekty, a wiadomo, że jak człowiek pisze podczas weny to wali, co mu mózg przyniesie...no...przynajmniej ja tak mam :P niedługo nowa część

[ Dodano: 2005-08-17, 17:04 ]
Muzyka ciężkich obyczajów (cz. I)

Jest to jedna z mniej krwawych części, aby czytelnik mógł się oswoić. Z życzeniami dobrej i mało zdrowej umysłowo lektury – autor.

Podczas przebywania w mieście Hohoho na Festiwalu Mocnej Libacji, Gromka Drużyna miło rozbiła obóz przy taniej tawernie, co dawało im możliwość szybkiego zajęcia najlepszych miejsc przy stole z darmowymi kośćmi do gry za cudze pieniądze pozostawione dzień wcześniej. Znalazło się nawet darmowe piwo, gdy Grum „poprosił najgrzeczniej jak umiał”. W zasadzie większość pieniędzy w puli była ich, ale Grum nie dał łatwo za wygraną.
- Jak to jest? – rzucił za siebie ósmy kufel piwa, a ktoś krzyknął boleśnie – Rzucam coś tak ze dwieście razy w ciągu godziny i zawsze dwójki?
- Sz...szefie ja wiem, co to może być. Są dwa wyjścia – wyjrzał znad blatu stołu Szuracz w otoczeniu dwóch ładnych niziołek, wyraźnie z tego zadowolony. Nie chodziło o to, że nie podobał się kobietom, wręcz przeciwnie. Na jego miękkie owłosienie na stopach i włosach rwało się z miejsc wiele kobiet. Problemem było to, że Szuracz gdzieś w sobie, głęboko, ale to tak głęboko, że nawet łopatą nie wykopało by się tego z niego, tkwił spontaniczny potencjał magiczny. Kiedy więc np. mówił coś, przekręcił literę albo coś podobnego, wtedy mogło zaskoczyć zaklęcie. Kilka razy przytrafił mu się przypadek, jak podczas rozmowy z jedną z potencjalnych kandydatek na towarzyszkę nocy odbiło mu się i wyszedł wyraz brzmiący „ładgnie”.
Więcej jej nie zobaczył. I to w sensie nadprzestenno-teoretyczno-metafizycznym. Zwykły pech, tak to tłumaczył i powiązania transmagiczne.
- Czytałem o tym – kontynuował Szuracz, zirytowany długą narracją autora – W ostatnim wydaniu „Moje małe cyferki i takie różne wymysły - grimuar nr LII” sławnego Jonomma Pokraszona II, autor napisał, że istnieje w takim zachowaniu ciał przypadek prawdopodobieństwa. Na ilość wykonanych prób istnieje pewna możliwość wypadnięcia sukcesów, które nie są zapewnione ich teoretycznie przeliczonym matematycznym założeniem i...- Szuracz się rozkręcił...
- Mów po mojemu albo zaraz będziesz bulgotać – Grum zaczął nożem kreślić trupią czaszkę na blacie stołu, wpatrując się w maga-niziołka.
- Eh – Szuracz spojrzał na swoje stópki – Chodzi o to, że jak grasz to może się udać albo nie, bo to zwykły zbieg okoliczności, co będzie.
- No i takie pierdóły mi gadasz?! – Grum cisnął nożem między głową Szuracza, a jedną z powabnych, jeśli tak można określić osobę mającą 120 cm wzrostu, owłosione nogi i pucułowatą twarz, niziołką z ciemnymi włosami. Nóż przeleciał przez okno i chyba zrobił komuś krzywdę, bo rozległ się krzyk.
- Zawołajcie medyka, grabarza i trumniarza, aby szybko.
- Toż ja to żem wiem – dodał z uśmiechem Grum i skierował spojrzenie w stronę okna.
Krasnolud wrócił do gry, a reszta się przyglądała. Jak na złość ciągle wypadały mu dwójki zamiast siódemek i dwunastek. Powoli zaczynał dostawać ataku psychotycznej żądzy zabijania kogo popadnie. Nawet siebie. Nagle Stłuk wziął w swe olbrzymie, jak góry lodowe, małe kości i zaczął obracać.
- Szefie, y – wręczył dowódcy kości – Czemu one mieć na każda ścianka jedna kropka, a nie więcej jak zawsze? – w umyśle barbarzyńcy zaczęła się jarzyć jakaś iskra inteligencji. Ale po chwili umarła tak szybko jak cząsteczki neutrino – Chyba się pościerały od tego rzucania, taaak.
- Nie, Stłuk – Grum spojrzał na gnomiego krupiera, który zaczął się uśmiechać, a jego oczy już były osiem przecznic od baru – Nas tu ktoś roluje, a ja zaraz wyroluję tej osobie...
I znowu się zaczęło. Jakiś gnom, najwyraźniej ktoś znajomy krupiera, krzyknął „Synu głupiej krasuli”, rzucił kuflem...a Grum uwolnił swoje mordercze instynkty, a te lepsze uciekły gdzieś w okolice skarpetek. Podniósł stół nad siebie, zachwiał się, ale dziesięć porcji adrenaliny naraz może zrobić swoje i sekundę potem bezczelny, a raczej z jego punktu widzenia – niemądry, gnom, zaczął się zastanawiać czy leży na nim stół czy jest jeżem z drewnianymi kolcami. Krupier rzucił się w stronę drzwi, ale wtem wyskoczył na niego Szuracz i zderzyli się w straszliwej walce na kapcie. Gnomy i niziołki są z tego znane, że wszystkie chodzą w sandałach albo kapciach. Stłuk natomiast rozejrzał się wszędzie, wziął w ręce dziesięć gnomów naraz i zderzył je wszystkie. Nastąpił piękny deszcz zębów i wszędobylskie jęki. Barbarzyńca podziwiał to zjawisko jak mały chłopczyk, który zobaczył pięknego, puchatego pieska za szybą wystawy. Grum...Grum zaś zaczął się zastanawiać gdzie Spalacz. Pamiętał, a raczej mało pamiętał, bo po przybyciu do miasta zaczęli festynować na potęgę, że nowy towarzysz się od nich odłączył wraz z Wyrwitorbem. Całą drogę gadali o czymś i nawet pod groźbami śmierci z ręki krasnoluda nie wyjawili co knują. Nie lubił knowania za jego plecami i to na dodatek w odległości trzech metrów za nim, kiedy jest tam przekręcony hormonalnie krasnolud z kilkunastoma galonami benzyny i złodziej, który miał większe szkła w okularach niż pojęcia o aktualnym świecie. Rozwścieczony góral dobył topora i wszystko zaczęło latać w powietrzu jak serpentyny...

Trochę minęło czasu zanim drużyna po kryjomu, jeśli po kryjomu można nazwać wyrąbywanie sobie drogi przez szeregi straży miejskiej, z tawerny i poszli w stronę jeziora, gdzie miejsca było mało z powodu pijących i nieprzytomnych. Za to alkohol był stale dopompowywany. Ludziom nie przeszkadzało to, że zmieszany alkohol smakował mułem z dna akwenu, ani że znajdowali w kuflach różne rzeczy, ponieważ zbiornik był w swoim rodzaju...głównym odpływem ścieków z miasta. Ale wszyscy pili i padali nieprzytomni. Niektórzy z powodu salmonelii, a inni mając po prostu zdrowego kaca. W nocy miały odbyć się koncerty wielu grup muzycznych. Niestety muzycy liczyli się z tym, że niektórzy z nich nie zejdą, gdyż koncerty były jedynie poboczną rozrywką. Główną atrakcją było kręcenie się kupców wokół tłumów z koszykami, wykrzykujących „Noże, toporki, tłuczone i całe butelki! Zestaw za 2 złociszeee!”, których towary lądowały następnie na scenie i nie tylko w jej deskach. To martwiło muzyków, ale ich idea szerzenia sztuki nie dawała za wygraną.
Na miejscu Grum ze swoimi kompanami wyhaczył w końcu Spalacza i Wyrwitorba. Jakiś krasnolud wyjął rurkę z beczek Spalacza.
- Dwa złocisze i 4 srebrniaki, szefie – podrapał się ociekającą czymś czarnym ręką po ociekającej czymś żółtym głowie.
- Dzięki, dzięki – Spalacz ledwo co krył swój piskliwy, nieprzyjemny dla męskiego ucha, głosik i zapłacił. Sprzedawca potaknął głową, wyjął cygaro i zaczął odpalać...- O cześć, szefuńciu! Ale dorwww...
Coś za Spalaczem huknęło, bryzgnęło na lewo i prawo, a wszyscy zaczęli skandować o więcej. Krasnolud-miotacz powstał jakby się nic nie stało i podszedł do Gruma.
- Ale okazja! Kupiłem kilka galonów ultrazapalającej ropy na bazie siarczanu wodoru za taką cenę! – obejrzał się – Ojejciu, a gdzie on się podział. Chciałem wziąć od niego num...
- Spalacz – Grum podniósł brew, zdziwiony jak ten osobnik w ogóle nie zwraca uwagi na takie „małe” przypadki pirotechniczne. Spalacza ruszały jedynie wybuchy wulkanów lub działania wojenne krasnoludzkich saperów, którzy od wybuchowych substancji nie stronili – Zamknij się i chodźmy zająć dobre miejsce z przodu. Jak da radę to jeszcze może kupimy jakiś „Zestaw sceniczny” albo przynajmniej mniejszy rodzaj.
- Dzisiaj grać...- Stłuk rozpoczął uruchamiać w głowie algorytm czytania. Podniósł Szuracza na wysokość tabliczki informacyjnej, a następnie potrząsnął.
- [pisownia oryginalna] Dzisiejszego wieczóra – odczytał bazgroły niziołek – grajom: Pancerni, Ała, Ała: Regeneracja Nogi...to chyba nowa grupa, co powstała po odejściu – znowu nim potrząśnięto i to dosyć mocniej aż mu się obiadek przewrócił w brzuszku – Y, [dalej oryginalna pisownia], OmoNaTopieja, do tego, De Szambers i gwizdy wieczóra, Chór Bojowy IV Krasnoludzkiej Dywizji Pancernej z Okrężygrodu. Dyryduje Młotościsk „Arnie” Skałokop.
- Łoo! – Grum aż podskoczył z ekscytacji – Pamiętam jak u nas koncertowali na sztolni numer dwanaście! Tak dali czadu, że demony z niższych pokładów zaczęły walić młotami, żeby było ciszej, bo im skazańczy, wieńczy sen zakłócamy. He-he! No to jednak daruję se „Zestaw muzyczny”. To za dobry zespół! A jak zobaczem, że ktoś w nich rzuca to... – zakręcił toporem i ściął tablicę w taki sposób, że na pewno nikt nie chciałby rozstawać się w taki sposób ze swoją połową od pasa w dół i głową przy okazji.
Po chwili na scenę ktoś wyszedł, ktoś kogo już odległości dziesięciu metrów nie było widać. Wziął megafon do ręki i zaczął mówić skrzypliwym głosikiem.
- Witam na...
Wyleciał topór, nóż, osiemnaście bełtów, jeszcze tona toporów i konferansjer zniknął. Szuracz zwymiotował, a Grum ze Stłukiem wznieśli ręce i wrzasnęli „Łuuuuuuuu!!”. Służby porządkowe weszły schylone na scenę. Ktoś z pierwszego rzędu rzucił w nich kamieniem. Jeden wyjął kuszę i oddał dług. Do tego celnie. I znowu widownia zawrzała wesoło. Pozbierano broń i to co przed chwilą było konferansjerem. Jeden ze sprzątaczy przyłożył megafon do ust, chyba się rozejrzał niepewnie, stojąc naprzeciwko kilkuset tysięcznego tłumu złożonego z trolli, krasnoludów, ludzi, gnomów, niziołków, chochlików, nawet jednego mniejszego demona w szapce pilotce i jeszcze większej ilości kupców. Przełknął ślinę i w końcu się odezwał.
- De Szambers! – i nieoczekiwanie wystrzelił z kuszy. Ktoś wrzasnął, gdy oberwał w tyłek, a sprzątacz rzucił megafon w tłum, podskoczył wesoło i wywijając wesołe podskoki zniknął za kurtyną...
Za kilka chwil miało rozpocząć się piekło na dobre.
A Grum z całą drużyną zaczął przebijać się do przodu, żeby mieć lepsze miejsce...
...miejsce do rzutu.

c.d.n
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!
Bergan jest offline