Grom opadł ciężko na beton za barykadą. Chciał się śmiać, ale nie mógł. Mocno ściskał lufę Błyskawicy. Wciąż była bardzo ciepła. Ale zaciskał ręce z zupełnie innego powodu. Grom cały drżał. Szczękał zębami, kolana, mimo prób kontroli, bez opamiętania drgały w lewo i w prawo. Nieprzyjemne dreszcze przechodziły przez plecy. Chłopak zamknął oczy, by się opanować, ale i to nie pomogło. W ciemności widział pozbawioną uczuć twarz Pani Śmierci. Oraz twarze zabitych Niemców, często zmyślone, obok twarzy utraconych kolegów. Czym prędzej na powrót otworzył oczy.
Nie mógł nawet mówić. Szczęka i język żyły własnym życiem, zupełnie nieposłuszne woli Groma. - Jonasz, Jastrząb, Grom- do mnie- zakrzyknął Wierny- Chyba czeka nas chwila spokoju. Weźmy ciała naszych trzech przyjaciół i pochowajmy je tak, jak należałoby to zrobić. Umarli honorowo, niech też leżą z honorami. Rudzielec nie dosłyszał. Nieprzytomnie spojrzał w stronę dowódcy wyczuwając bardziej niż słysząc, że ten czegoś oczekuje. Grom dostrzegł obok sierżanta, który wpatrywał się troskliwym wzrokiem w siedzącego wciąż żołnierza. Podoficer najwyraźniej zauważył, w jak tragicznym stanie znajdował się dziewiętnastolatek. |