Jonasz
- Daniel na przód zakomenderował sierżant.
- Panie poruczniku strzeżonego Pan Bóg... - zawiesił głos. Zatem pierwszy ruszył Daniel, za nimi Wierny, Jastrząb z PIATem, potem dziewczyny z Junakiem i Chmurą, mały pochód zamykał Grom i Jonasz, który oprócz MG miał przewieszone przez ramię "od wypadku" eMPi.
Potykali się w ciemności o odłamy gruzu i cegły zalegające ulicę. Sierżant zaklął, gdy nadepnięty, większy od innych kawałek szyby pękł pod butem z hukiem wystrzału.
Jonasz ani razu nie spojrzał na opuszczane stanowisko. Nie był sentymentalny, a tu stracili zbyt wielu przyjaciół, by żegnać to miejsce z jakimkolwiek żalem. Zresztą bardziej zaprzątała go droga przez kanały. Wstyd mu było przyznać się przed samym sobą, ale był przerażony. Włosy jeżyły mu się na karku, a zimny pot spływał po plecach gdy wyobraził sobie nisko wysklepione, wąskie kanały. Sama myśl o zanurzeniu się w wąską studzienkę przyprawiała go o dreszcze. Ulicami dałoby sie przejść na Śródmieście góra w pół godziny, ile będzie trwała wędrówka ściekami ? Godzinę, dwie, miał nadzieje że nie dłużej, to i tak wydawało się maksimum jego możliwości.
Wiatr przyniósł kłęby tłustego, ohydnego dymu. Jakoś nigdy nie mógł przyzwyczaić się do zapachu palonego żywcem miasta. W ustach poczuł smak żółci. Splunął i poprawił zsuwające się z ramienia MP. Jakoś da radę, po prostu musi. Przyspieszył nieznacznie kroku rozglądając się uważnie wokół. |