Pan jest moim pasterzem ... -Od modlitwy oderwał go kolejny wybuch i echo krzyków.Spojrzał na ludzi , na obcych mu ludzi, głębokie pociągnięcie nosem poprawienie hełmu i modlitwa ale już inna , modlitwa awansem , modlitwa cicha.
,,A światłość wiekuista niechaj im świeci...,,- Pocałował srebrny krzyżyk i schował go pod koszulę. Kilka słów , proste polecenia.
,, Tak bo to jest przecież proste , nie daj się zabić i pomóż tylu ludziom ilu zdołasz,, - Sprawdził swoje torby , po raz 12 czy 20 nie ma to znaczenia , ważne by zająć ręce.
Insulina , nożyczki , gaza ...nici !! - Rozejrzał sie panicznie po barce.
Gdzie są moje nici , ja muszę wracać po nici- Jeden z żołnierzy podszedł i kładąc dłoń na ramieniu wskazał na kostkę chłopaka.
Dziękuję - Odpowiedział zakłopotany i podniósł swoje nici do zszywania ran , widocznie wypadły z plecaka kiedy tak nerwowo go przetrząsał. Poprawił hełm , zastanawiał się jak głęboko jeszcze może schować się w nim. Trzaski i krzyki były coraz głośniejsze, zaczął rozgrzewać nogi , byli coraz bliżej...
,, Boże wybacz mi jeśli będę musiał któregoś zabić , i ... i miej w opiece moją złoto włosom Mery...,,- Barka zatrzymała się nie wiadomo kiedy z letargu wyrwał go dźwięk gwizdka, poderwał się i wyskoczył trzymając w jednym ręku torbę z proszkami i opatrunkami a w 2 swoją broń.
Zanurzenie, woda była zimna , momentalni wsiąkła w spodnie i buty, spotkanie z wodą było dla niego szokiem , myślał o walce o śmierci ale nie o tym że ma wskoczyć do lodowatej wody o poranku, dla czego o tym nie myślał przecież to podstawowa sprawa. Brodził dalej ogarnięty ciszą jaką stworzyła jego pod świadomość. Czerwona woda , ciała to , to wszystko było jak inny wymiar , było obojętne był jak we śnie. Krzyk z lewej , ciało rozrywane przez bezlitosne pociski CKM'u , strach w oczach i ból krew tryskająca z poranionego ciała.
,,To on podał mi moje nici...,,- Stanął w miejscu wpatrując sie w dryfujące obok ciało
Ja... ja , ale- Wskazując palcem stał jak wryty.
-Możesz mi pomóc na plaży?- Prośba gdzieś obok , znajomy głos.
Arthur ?! -Odzewu nie było , chwila , dwie i kolejna w końcu z nad wody wyłonił sie Arthur łapiąc zachłannie powietrze.
Mamy rannego !! -Podbiegł do towarzysza łapiąc go za ramię woda nie była już głęboka razem ruszyli w kierunku brzegu.
Pomocy !! - Żadnego odzewu , nawet nie wiedział czy ktoś go słyszy to jest wojna a on robił aferę o 1 rannego. Dobili do brzegu pchnął Arthura do osłony z czołgu i samemu opierając sie plecami o pozostałości czołgu łapał z ledwością oddech, ręce trzęsły mu sie jak alkoholikowi o poranku.
Amen...-Spojrzał na towarzysza , i uśmiechnął się.
Chyba już ok- Uśmiechnął sie przepraszająco.
To gdzie dostałeś ?
...Opatrywał nogę pod ostrzałem , kończąc pospieszne bandażowanie spojrzał Arthurowi w oczy.
Teraz dołączymy do innych , wesprzyj sie na mnie i strzelaj , ja mogę cie ponieść ale nie wymagaj bym strzelał... ja , ja po prostu nie wiem czy bym potrafił...- Wstali przed nimi był jeszcze spory kawał plaży pokryty wilgotną ciepłą juchą i to echo...