Loona stała gotowa do obrony, kiedy nagle jeździec przejechał prze Karrisa i przez magiczną barierę. nagle się zatrzymał, wsazał na nią i zaczął do niej mówic, a raczej grozic,po czym rozpłynął się.
*ekstra, kolejny wariat z piekła rodem,normalnie uwilbiam to*była wściekła, podczas całego życia tylko raz spotkała się z istotami z niższych sfer i nie było to zbyt miłe spotkanie. Przeżyła wtedy tylo z powodu 'litości' jej ojca-którego własnie wtedy poznała. Zaczęły ją nachodzic wspomnienia, które bolą i frustrują. Spojrzała, że wszyscy wracjaą do karczmy, więc jeszcze raz rozejrzała się uważnie po okolicy, po czym załozyła płasz i powędrowała do karczmy, trzymając nuchaku w rece, a ogon ciągnąc za sobą po śniegu.
Weszła do swojgo pokoju, zdjęła płaszcz i położyła wsyztskie swoje rzeczy na komodzie, obok miski z wodą(nie było tego dużo, a jak cos się nie zmieściło to położyła to na podłogę). Po chwili ktoś zapuał do drzwi
-proszę-odpowiedziała spokojnie. Beriand wszedł do pokoju, który był całkowicie cieny, na widok gościa Loona zapaliła świecę, usiadla na łózku i słucha co elf do niej mówi.
Wysłuchała go uważnie, po czym mu odpowiedziała:
-proszę , jak chcesz to usiądź. A jeśli chodzi o tego jeźdźa to pierwszy raz go widzę na oczy. Nazwał mnie Ansehhsin, co w piekielnym oznacza 'naznaczona'. Naprawdę nie wiem o co mu chodziło, ale obawiam się, że moga byc z nim jakieś kłopoty. Z takimi istotami zawsze są kłopoty-popatrzyła na swój ogon i zamilkła. |